Chrome Shelled Regios PL: Tom 1 Rozdział 4

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 4: Mecz

Od mojego ostatniego listu minęło sporo czasu. Wiele się od tamtego momentu wydarzyło, a ja z dnia na dzień czuję się bardziej zmęczony. Głównym dlatego, że muszę łączyć harówkę w maszynowni z uczęszczaniem na uczelnię.

Wciąż nie otrzymałem od ciebie żadnego listu. Zaczynam się obawiać, czy poczta w ogóle działa.

Wreszcie zrozumiałem, że szukanie własnego celu w życiu jest naprawdę trudne. W Glendan dopisało mi szczęście. Ze względu na mój talent do walki wybranie drogi katany było proste i oczywiste. Czuję, że decyzja, przed którą teraz stoję, będzie wymagać ode mnie wiele odwagi i determinacji. Gdy patrzę na ludzi, którzy wypełniają swoje życiowe plany, naprawdę ich podziwiam. Czuję się z tego powodu trochę głupio, ponieważ rozumiem, że w każdej chwili mogę zrobić to samo. Wiem, że jestem słaby, nie musisz mi przypominać. Przyjechałem do Zuellni, by odmienić swoje życie, a wciąż nie wiem, jak mam tego dokonać.

W szkole idzie mi gładko.

Byłoby wspaniale, gdybym przez te sześć lat odkrył jakiś cel. Wiem, że nie mogę odwlekać tego w nieskończoność, ale mam jeszcze sporo czasu, dlatego nie panikuję. Napisz koniecznie, jak ci się żyje w Glendan. Jestem pewny, że wszystko układa się znakomicie. Chciałbym, żeby twoja przyszłość była naprawdę szczęśliwa.


Do mojej drogiej Leerin Marfes.

Layfon Alseif



Potrzebował pieniędzy.

Tak naprawdę nie obchodziła go reputacja, jaka przyszła wraz z otrzymaniem Niebiańskiego Ostrza. Myślał, że nauka walki kataną będzie najszybszą drogą do zarobienia czegoś, a pochwały mistrza, który zauważył jego talent do walki, tylko utwierdzały go w tym przekonaniu.

Miał szczęście, że przyszedł na świat w mieście znanym ze sztuki wojennej Osłoniętym Lancami Glendan. Nie znał swoich rodziców, ale był im wdzięczny za to, że urodził się wyjątkowy.

Najszczęśliwszą rzeczą, jaka go spotkała, było mianowanie na Obdarowanego Niebiańskim Ostrzem przed ukończeniem 14 roku życia, jednak wciąż brakowało mu pieniędzy.


Na korytarzu wyraźnie dało się wyczuć napiętą atmosferę.

Layfon westchnął, próbując się rozluźnić i rozładować napięcie, które ogarnęło jego całe ciało.

Nie było to jednak takie proste.

Chciał się uspokoić, ale irytujące uczucie wracało. Czuł, jakby jego żołądek wywrócił się na lewą stronę.

– Fufu…

– Nic ci nie jest? – spytała idąca za nim Nina.

– Powinienem ciebie o to spytać. Nie wyglądasz najlepiej.

– Nie wygaduj bzdur. Jestem bardzo spokojna.

Pomimo jej odpowiedzi było jasne, że tak nie jest. Wciąż rozglądała się dookoła, ale nie miała tak lekkiego kroku jak zazwyczaj.

– W każdym razie 16. pluton doskonale walczy w formacjach, więc będziemy mieli szansę z nimi wygrać, jeśli uda nam się ich rozproszyć.

– Powtarzasz to już trzeci raz.

Nina spojrzała na niego. Tym razem nie obawiał się jej gniewu. Rumieniec na policzkach dziewczyny powiedział mu, że trochę się zawstydziła. Stwierdził, że bezpieczniej będzie odwrócić od niej swój wzrok.

– Posłuchajcie. Przepraszam wszystkich, ale nie możemy za bardzo polegać na wsparciu Shanrida. Potrzebuję dzisiaj samodzielnie pracującego snajpera. Niestety, Felli w dalszym ciągu nie poprawiła się wyszukiwaniu przeciwników – powiedziała z kwaśną miną.

Chociaż codziennie ciężko pracował, Shanrid dalej nie był w stanie skoordynować się z ruchami grupy, a szybkość detekcji Felli była żałosna.

No tak.

Layfon nie wiedział, jaki problem miał Shanrid, ale po Felli mógł się tego spodziewać. Celowo udawała beznadziejną esperkę, aby jej brat wypuścił ją wreszcie z Akademii Wojskowej.

Cóż, chyba za wiele się od niej nie różnię.

– Tym razem jesteśmy stroną atakującą, więc nie przegramy, o ile nie padnę. Jeżeli będziemy odpowiednio reagować na każdą sytuację, jestem pewna, że uda nam się zwyciężyć w tym meczu. Całe szczęście, że nasza ogólna koordynacja znacząco się poprawiła.

Przy ostatnim zdaniu uderzyła Layfona pięścią w pierś. Miał wrażenie, że trochę mocniej, niż zamierzała.

Zawsze po zakończeniu treningu plutonu zostawał dłużej, by z nią poćwiczyć. Dzięki niemu stopniowo nauczyli się rozpoznawać własne reakcje i odpowiednio na nie reagować.

Nina szeptała coś pod nosem, patrząc na trzymaną w ręku mapę. To była pełna strategia działania. Opracowana tak, aby wygrać przy obecnej, dość wątpliwej, sile jej drużyny.

Widoczne pod jej oczami cienie pokazywały, ile czasu i nerwów poświęciła dla tego jednego dnia.

Dzisiaj bowiem miał odbyć się mecz międzyplutonowy.

Mecz.

Sama myśl o nim wywołała w żołądku Layfona kolejny skurcz.

– Przepraszam. Muszę iść na chwilę do łazienki.

– Jasne. Ja już pójdę do szatni – odpowiedziała całkowicie zaabsorbowana mapą.


W męskiej toalecie Layfon podszedł do umywalki i polał sobie twarz. Zimna woda rozjaśniła mu umysł.

– Uch, wciąż nie działa.

Niestety, skurcz żołądka ani myślał ustąpić. Teraz sprzymierzył się z niezidentyfikowanym bólem w klatce piersiowej.

– Cholera.

– Coś się stało? Nie wyglądasz za dobrze. – Layfon usłyszał głos ostatniej osoby, którą chciał w tym momencie oglądać. Z premedytacją nie odwrócił się do swojego rozmówcy; niestety w lustrze, jak na złość, doskonale widział jego twarz.

Felli nigdy by nie pomyślała, że jej brat jest zdolny do tak łagodnego uśmiechu.

– Czego chcesz?

– Nie musisz się niczego obawiać. Przyszedłem tu tylko po to, żeby zagrzać nowy pluton do walki. Po drodze zobaczyłem, że tu wszedłeś, i postanowiłem uciąć sobie miłą pogawędkę. Nie wyglądasz najlepiej.

– Stresuję się przed meczem.

Layfon nie wyczuł od niego żadnej próby nacisku, którą mocno emanował przy ich pierwszym spotkaniu. Niestety, troska przewodniczącego spotęgowała tylko nieprzyjemny ból brzucha. Layfon spojrzał w lustro i stwierdził, że wygląda jeszcze gorzej, niż się czuje.

– Jak to możliwe? Przecież to dla ciebie bułka z masłem, Wolfstein.

– Nieważne, ile razy powtórzysz ten tytuł. On już do mnie nie należy. Zostałem wygnany z Glendan i nie mam Niebiańskiego Ostrza. Mógłbyś mi już dać spokój?

Szorstkie zachowanie w stosunku do Kariana mogło być spowodowane tym, co usłyszał od Felli. Podświadomie starał się oprzeć osobie wykorzystującej własną siostrę do osiągnięcia osobistych celów.

– A to dlaczego? Nie jesteś zadowolony, że zwolniłem cię z czesnego? Skoro o tym mowa, dalej sprzątasz w maszynowni. Wciąż potrzebujesz pieniędzy? Jeśli tak…

– Nie o to chodzi.

– Więc o co? Obdarowany Niebiańskim Ostrzem, Layfonie „Wolfstein” Alseif, który dba o pieniądze bardziej niż o swoją reputację.

Karian nie zmienił wyrazu twarzy, ale jego słowa trafiły prosto w sedno. Layfon doszedł do siebie jedynie dzięki dźwiękowi łamiącego się kafelka, na którym stał.

W lustrze nadal odbijał się uśmiech przewodniczącego.

– Nie wiem, skąd masz te informacje, ale są niekompletne.

– A więc co się stało? Może mi wyjaśnisz, kim był Wolfstein?

– Nie. Ta informacja jest ci całkowicie zbędna.

– W porządku, nie będę cię zmuszać. Chcę jedynie, żebyś dobrze się spisał podczas meczu.

Karian jednostronnie zakończył rozmowę i skierował się stronę korytarza. Layfon patrzył na jego plecy, nie mając zamiaru się ruszyć, dopóki nie zniknie mu z oczu.

– A, tak…– Karian nagle się zatrzymał. – Obyś porzucił swój naiwny sposób myślenia, że przegranie meczu poskutkuje przeniesieniem cię z powrotem na zwykłe studia. Już raz to powiedziałem, zrobię wszystko, aby to miasto przetrwało. Nie zawaham się ani sekundy, jeżeli mogę kogoś w tym celu wykorzystać.

– Nawet swoją własną siostrę?

– Nawet moją własną siostrę. Cóż, pójdę już.

Karian wyszedł. Musiał pójść do szatni 17. plutonu. Layfon został na miejscu, bo nie chciał go tam po raz drugi spotkać. Oparł się o krawędź umywalki, podniósł głowę, spoglądając na sufit, i zasłonił twarz dłońmi.

– A… niech to jasna cholera!

Layfon pozwolił ujść wzburzonym emocjom, aby nie pogorszyć bólu brzucha.



Mayshen patrzyła na koszyk leżący na jej kolanach.

– Nic nie da się z tym zrobić. Powiedzieli, że przed meczem osoby niespokrewnione nie mogą tam wejść. – Mifi siedząca na swoim miejscu na widowni fachowo pocieszała koleżankę.

– Ale...

Mayshen wciąż wpatrywała się w koszyk. Wstała tego dnia wcześniej specjalnie po to, aby przygotować to jedzenie.

– Lay… ton mieszka sam. Mógł nie mieć czasu na zrobienie sobie pełnego śniadania.

– Może i tak, ale nie powiedziałaś mu, żeby do ciebie po nie przyszedł. Po prostu o tym zapomnij – powiedziała Mifi, udając, że nie słyszała przerwy pomiędzy „Lay” a „ton”.

Layfon? Layfuś? Które? Hmm. Znając osobowość Mayshen, pewnie Layfuś… Wątpię, żeby chciała mówić na niego „Lay” – pomyślała.

Wiedziała, że Mayshen naprawdę podziwia Layfona – i że to dlatego się zaprzyjaźnili, ale nigdy by nie pomyślała, że nieśmiała koleżanka własnoręcznie przygotuje dla niego jedzenie.

Ma jakąś szansę? Layton wydaje się trochę powolny, jeśli chodzi o takie sprawy.

Spojrzała na drobną i delikatną Mayshen. Była mniej więcej wzrostu Felli. Jej twarz? Pod tym względem Felli z łatwością z nią wygrywała. To były różne typy urody, ale dziewczyna z 17. plutonu wyglądała niczym bardzo droga, porcelanowa lalka. Cała jej sylwetka była pociągająca. W porównaniu do niej Mayshen, co prawda, wyglądała uroczo, ale ciągle sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała się rozpłakać.

A co z resztą atrybutów? W tej kwestii Mayshen wygrywała. Z całej trójki przyjaciółek to właśnie ona miała się czym pochwalić. Drobna budowa nie przeszkodziła naturze wyposażyć dziewczynę w naprawdę spory numer miseczki. Jeśli chodziło o biust, wyczulona na jego punkcie Mifi mogła jedynie zazdrościć.

Nawet teraz otaczający ich studenci wpatrywali się w uwodzicielskie zaokrąglenia. A skoro już o wielkości mowa, dziewczyny zostały obdarowane w następującej kolejności: Mayshen, Mifi i na końcu Naruki. Jeśli chodziło o wzrost, kolejność była zupełnie odwrotna.

Zawsze jestem pośrodku. Czuję, jakbym za każdym razem przegrywała.

Mayshen z powodu swojej nieśmiałości nie dopuszczała do siebie żadnych chłopców, wielu jednak miało ochotę na zawiązanie znajomości. Z kolei bezpośrednia i odważna Naruki nie przyciągała wielu adoratorów , mimo to wszyscy się zgadzali, że jest ładna.

Tylko ja nikomu się nie podobam. Nigdy nie dostałam nawet listu miłosnego.

– Co tam? Wciąż się dąsa? – Naruki wróciła z sokiem.

Jej krótkie włosy tańczyły na wietrze. Czuła irytację, ponieważ obie ręce miała zajęte przekąskami i sokami w kartonach, więc nie mogła ich ułożyć.

Ale wszyscy, którzy ją znali, przyznaliby, że taki wygląd doskonale do niej pasował.

– Nie spodziewałam się tylu osób. Nawet nie wiecie, ile czasu czekałam w kolejce. Coś się stało?

– …Nic.

Mifi wzięła swoje przekąski oraz sok i spojrzała na arenę.

Od nierównego pola bitwy z rozsianymi tu i tam drzewami oddzielała widzów siatka. Nad areną latała kamera kontrolowana przez espera, która obecnie była testowana. Wielki ekran przed publicznością pokazywał różne miejsca pola bitwy.

– Nie powinni już zaczynać? Na którą godzinę przewidziany jest mecz Laytona?

Potrafiła zrozumieć, czemu Mayshen się stresuje, ale nie miała pojęcia, dlaczego także i Mifi jest taka zdenerwowana.

– Dziś mają odbyć się cztery mecze, Laytona jest ten trzeci. Nie wiadomo, jak 17. pluton zareaguje na szybkość 16. Wszyscy są tego bardzo ciekawi, jednak patrząc po zakładach, drużyna Layfona raczej nie jest czarnym koniem.

– Ludzie tu obstawiają?

Na Mifi padło ostre spojrzenie Naruki. W jej uprzęży znajdował się DITE ze znakiem miejskiej policji, a zakłady o wyniki meczów były nielegalne.

– Ja nic nie obstawiałam.

– Oczywiście.

– Poza tym i tak ich nie zatrzymasz. Nie ma na to oficjalnego pozwolenia, ale jest powszechnie uznawane. Dopóki nie narobią bałaganu, policja nic z nimi nie zrobi – powiedziała Mifi.

Naruki się skrzywiła i niczym polujący jastrząb zaczęła rozglądać się po trybunach.

Przyszła dziennikarka westchnęła.

– Serio no… Dlaczego wszyscy w Akademii Wojskowej mają taką obsesję? Przecież to tylko zabawa.

– Nie wygaduj bzdur! Sztuka wojenna to największy dar dla ludzkości. Splugawić ją własną chciwością…

– Tak, tak, tak. Jak oceniasz sytuację Laytona? – Mifi zmieniła temat.

Naruki pomyślała przez chwilę. – Cóż…– powiedziała, po czym dotknęła swojego podbródka.

– Nie jestem pewna, jaką siłą dysponują jego towarzysze, ale Layton z pewnością nie należy do słabeuszy. To moje zdanie.

– O co chodzi? – spytała Mifi, zauważając jej wahanie.

– Trenowałam jedynie wewnętrzne techniki energetyczne, ale zewnętrzny atak energetyczny Laytona nie był taki zły. Mam wrażenie, że – na chwilę spauzowała – nie pali się do walki.

– Też mi się tak wydaje – przytaknęła Mifi.

– …Laytonowi nic się nie stanie, prawda? – Mayshen zmarszczyła brwi, jakby za chwilę miała się rozpłakać.

Naruki z uśmiechem pokręciła głową. – Mają stępione bronie. Nie musimy się martwić, że ktoś odniesie jakiekolwiek rany.

– Poza tym co roku średnia ilość rannych w Akademii Wojskowej zamyka się w liczbie około 300 osób. To trzy razy więcej niż na innych kierunkach, a faktem jest, że najwięcej z nich powstaje na treningach i podczas meczów. – Wraz ze słowami Mifi z oczu Mayshen popłynęły łzy.

Pięść Naruki uderzyła w głowę Mifi.



Brzuch przestał go boleć, ale dopadła go apatia. Layfonowi w ogóle nie zależało na meczu.

Drużyna wyszła z szatni i ruszyła korytarzem. Sztuczne światło zajęło miejsce słonecznego. Ze wszystkich stron otaczała ich pełna waleczności atmosfera.

– Ach! – wydał z siebie z poirytowania na znajomy mu widok pola bitwy.

Na widowni siedzieli niezliczeni studenci, a nad areną unosiła się kamera. Jeden z wielkich ekranów pokazywał członków 17. plutonu.

– Nieźle!

Shanrid pomachał do kamery. Niektóre studentki na widowni zapiszczały z podekscytowania. Snajper szeroko się uśmiechnął.

– To lubię. Mam wrażenie, że spiszę się lepiej niż zwykle!

– Mam nadzieję – powiedziała Nina, patrząc na jego zachowanie z dezaprobatą. Potem zwróciła wzrok na miejsce przyszłego starcia.

– Nie licząc samej okolicy, wszystko inne jest takie jak zwykle.

Rzeczywiście – ogólnie teren nie różnił się zbytnio od tego, na jakim trenowali.

– Nie możemy być lekkomyślni. Obrona mogła zastawić pułapki, kiedy zacznie się mecz. Musisz je koniecznie znaleźć. Oczywiście jednocześnie wyszukuj i raportuj pozycje wrogów. Dasz radę z jednym i drugim?

– Kto wie – odpowiedziała Felli, patrząc na swoją laskę. Nina zmierzyła ją surowym wzrokiem.

Przez panującą atmosferę Layfonowi zrobiło się słabo.

Komentator pełnym energii głosem rozgrzewał publiczność przed pojedynkiem, przedstawiając obie drużyny. Mecz zaraz miał się zacząć. Layfon odnowił swój DITE.

Trzymał zielonkawo-niebieski miecz. W przeszłości robił to dla pieniędzy, a teraz?

DITE nie błyszczał jeszcze energią Kei. Gładka powierzchnia po prostu odbijała promienie słoneczne. Pusty blask oświetlił twarz Layfona.

To wszystko przez lekkomyślność , której dopuścił się przed ceremonią rozpoczęcia roku. To wszystko przez tamtą bójkę. Zanim się zorientował, co się dzieje, pokonał jej uczestników.

Czemu w ogóle to zrobił? Żałował swojej decyzji.

– Kto wie.

– Hm? O co chodzi?

Chociaż powiedział to cicho, Nina go usłyszała.

– O nic.

Jakby w odpowiedzi rozbrzmiała syrena rozpoczynająca mecz.

– Czas ruszać do boju – zawyrokowała Nina.

Layfon poszedł za nią.



Wewnątrz swojego biura Karian patrzył na ekran. Na dźwięk syreny obie drużyny ruszyły do walki. Jego wzrok skupił się na członku plutonu atakującego, który niedbale trzymając miecz za plecami, biegł za swoim kapitanem.

– Czy to tego gościa nasz przewodniczący tak podziwia?

Właścicielem głosu był student Akademii Wojskowej stojący za biurkiem. Zarówno jego mięśnie, jak i broda tworzyły wokół niego atmosferę zagrożenia. Mężczyzna z uwagą śledził starcie na ekranie monitora.

– Jego ruchy są niezdarne, a przepływ energii okropny. Czy to naprawdę on zakończył bójkę podczas rozpoczęcia?

– Tak, to była dokładnie ta osoba.

– Co?

Vanz Haldi, dyrektor Akademii Wojskowej, spojrzał na ekran z niedowierzaniem.

– W takim razie cholernie brak mu entuzjazmu. Beznadziejny dzieciak. Niestety, muszę przyznać, że tyczy się to także osoby, która przeniosła go do mojej sekcji.

Karian uniknął kontaktu wzrokowego.

– Ręczę za jego umiejętności. Jeżeli zacząłby walczyć na poważnie, nikt w Zuellni nie byłby w stanie mu dorównać. Cała nasza Akademia to jedynie zbieranina amatorów–-nowicjuszy. Dla niego, który przez tyle lat miał do czynienia z zawodowcami, ten mecz to jedynie dziecięca zabawa.

– Nasze życia zależą od tej zabawy.

– Tak, nawet jeśli to tylko gra, naszym wspólnym celem jest utrzymanie naszego miasta przy życiu. Niestety, nasz przyjaciel jeszcze tego nie rozumie.

– Twoja siostra jest kolejnym problemem.

– Masz coś ciekawego do powiedzenia?

– Oczywiście. Tym dwóm brak entuzjazmu, a naprawdę zdolny Shanrid zupełnie nie potrafi się z nimi zgrać. Jako dyrektor Akademii Wojskowej i osoba odpowiedzialna za obronę miasta muszę się poskarżyć na to, że pozwoliłeś Ninie utworzyć pluton z tak wieloma problematycznymi członkami. Więcej sensu miałoby przeniesienie jej pod komendę innego dowódcy.

– Czy to nie ona odrzuciła niedawno dokładnie taką propozycję?

Vanz zamknął usta.

– Dwa lata temu wszyscy mieli w stosunku do niej duże oczekiwania. Już na pierwszym roku została przyjęta do plutonu, ale rozmyśliła się tuż po naszej przegranej w zawodach międzymiejskich. To właśnie tamto zajście pchnęło ją do założenia własnego oddziału. Sama wybrała Shanrida. Ja dałem jej pozostałą dwójkę z nadzieją, że razem będą w stanie się zgrać i stworzyć naprawdę silną drużynę.

– Jestem przeciwny pozwoleniu, jakiego jej udzieliłeś.

– Niestety, to ja mam ostatnie słowo.

– Chcesz zniszczyć przyszłość dobrego studenta? – krzyknął Vanz, uderzając pięścią w biurko. Powietrze zawibrowało. Był znacznie lepiej zbudowany od Kariana, ale przewodniczący zachował spokój.

– Tylko jeśli ma to pomóc przetrwać naszemu miastu. – Karian z niezrównaną wprawą szybko rozładował napięcie. – Możesz zagwarantować, że wygramy kolejne zawody?

Jego delikatny uśmiech zniknął. Karian wyzwał Vanza ostrym jak nóż spojrzeniem. Dyrektor uniósł swoje cienkie brwi.

– Na wojnie nie ma nic pewnego – powiedział.

– Tak, ale mimo to potrzebuję jakiegoś asa w rękawie. Aby zagwarantować przetrwanie miasta, musimy koniecznie wygrać następne starcie. Ludzie nie mogą żyć bez miasta. Ten zimny świat nas odrzucił. Mam nadzieję, że wiesz, co oznacza utrata Regiosa.

Poza miastem istniała jedynie śmierć – kilka trujących roślin, którym udało się przetrwać na pustkowiu, i całe hordy skażonych bestii czyhających na ofiary.

Ludzie nie mogli przetrwać w takim świecie; żyli w mobilnych, stworzonych przez siebie światach.

– Oczywiście, że to rozumiem cel, ale to jest Akademia! Nie porzucę przecież obiecujących uczniów!

– Ależ ja ich odpowiednio wykorzystuję.

– Jak to?

– Jeden upadek nauczy cię znacznie więcej niż tygodnie biegania . Ludzie uczą się na błędach. Dowodem dojrzałości jest cierpienie, które możesz pokonać. Moja siostra i Layfon Alseif jeszcze do tego nie doszli, więc ich tam wrzuciłem.

– To znaczy, że ten pluton jest pełen wyrzutków?

– Nie są wyrzutkami. Powinniśmy ich ocenić dopiero po wynikach, jakie nam zaprezentują.

– Ale nie możesz zagwarantować ich wygranej.

Karian kiwnął głową, jakby to było coś naturalnego. – W przypadku ludzi nie ma nic pewnego. Jeśli coś znajdziesz, daj mi znać, z miejsca całe swoje życie poświęcę wierze.

Spojrzał znów na ekran.

Kamera filmowała pewien określony obszar pola bitwy.

Na monitorze pojawiła się zdesperowana, spocona i brudna od kurzu twarz Layfona.

– Kiedyś od podobnej walki zależeć będzie ludzkie życie. Jeżeli przegrasz, obwinią cię za to. Naprawdę już się poddałeś, czy może jeszcze nie zacząłeś walczyć? – wyszeptał Karian. Vanz też spojrzał na ekran.

17. pluton przegrywał.



Pluton musi mieć przynajmniej czterech aktywnie walczących członków.

Tak napisano w podręczniku Akademii Wojskowej. 17. pluton posiadał czworo członków, więc spełniał minimalne wymagania. Harley się nie liczył, bo nie brał udziału w walce.

A więc jaka jest maksymalna liczba?

Siedmioro ludzi.

16. pluton miał pięciu członków, przez co razem z 17. należał do jednych z mniejszych. Znaczna część pozostałych plutonów miała komplet studentów.

Dobre przygotowanie to klucz do wygranej, ale siedemnastemu plutonowi nie dane było go dostać.

Wymówka, że nie miało się wystarczająco dużo czasu, nie działa na polu bitwy. Wymówki przegrywającej drużyny były jak szczekanie bezdomnego kundla – niewarte wysłuchania. Nina nie miała zamiaru szczekać.

17. plutonowi brakowało jednego zawodnika.

Chociaż Layfon nie zamierzał wygrać, nie sądził, że przewaga będzie aż tak widoczna w pojedynku zwykłych studentów.

Na dźwięk syreny Nina natychmiast ruszyła w stronę obozu przeciwnika. Drużyna atakująca mogła wygrać na dwa sposoby. Jednym z nich było unieszkodliwienie wszystkich przeciwników, drugim natomiast odebranie bądź zniszczenie plutonowej flagi wiszącej na startowych pozycjach każdej z drużyn. Obrona, by wygrać, musiała unieszkodliwić jedynie kapitana przeciwnej drużyny lub ochronić własną flagę przez określoną ilość czasu. Ich dodatkowym atutem była możliwość obstawienia własnego terenu pułapkami. Zmniejszały one znacząco szanse Atakujących, jeżeli Obrona zdecydowała nie ruszać się z terenu startowego.

Takie warunki zostały ustalone na podstawie prawdziwych zawodów, które polegały na zniszczeniu armii przeciwnika bądź zniszczeniu maszynowni ich miasta, która była symbolizowana przez flagi plutonów.

– Pewnie skupią się na obronie. To znacznie redukuje ryzyko przegranej. Wystarczy wytrzymać trochę czasu – stwierdziła Nina w szatni.

– Ja i Layfon posłużymy za przynętę. W tym czasie Shanrid ma ustrzelić ich flagę przed końcem czasu. To prosty, staromodny, ale bardzo skuteczny plan.

– Layfon, naszym pierwszym problemem będzie jak najszybsze przejście przez pułapki. 16. pluton może z łatwością wykryć energię Shanrida, ale dzięki naszej szybkości ściągniemy na siebie uwagę ich espera. Naszą misją jest ogłupienie przeciwnika.

Zgodnie z planem oboje biegli po nierównym terenie, jak najszybciej kierując się w stronę przeciwnika. Błyskawicznie wymijali na swojej drodze wszystkie przeszkody, uważając jednocześnie na rozstawione pułapki.

Coś było nie tak.

– Layfon, bądź ostrożny – ostrzegła Nina. Ona również to zauważyła.

Nie było żadnych pułapek.

Mogły być nimi dziury w ziemi, rozstawione sieci, przewody, nawet pęki traw umieszczonych w newralgicznych punkach utrudniające swobodę ruchu. Do najbardziej zaawansowanych należały miny kierunkowe sterowane przez esperów. Jedyną zmianą, jaką zauważyli, był teren zmieniony specjalnie na potrzeby meczu.

Na znak Niny Layfon przestał biec i ukrył się w cieniu krzaka.

– Felli, znalazłaś pozycję wroga?

(Dwa cele w obozie wroga i trzy przed nim. Żaden z nich się nie porusza.) – odpowiedział z nadajnika delikatny głos Felli. Wyglądało na to, że przeciwnik nie próbował ukryć swoich ruchów.

– Planują przyjąć nasz atak bez redukowania pułapkami naszej siły? Czy aż tak nas lekceważą? – wyszeptała Nina.

W komunikatorze rozległ się inny głos. (Tu Shanrid. Jestem na pozycji. Coś blokuje moje pole widzenia, ale to najlepsze miejsce, jakie mogłem znaleźć. Jeśli tylko wypatrzę jakąś lukę, gwarantuję, że trafię w cel.)

Więc planował ominąć przeszkodę przed zniszczeniem flagi. Straci sporo czasu, a jego pozycję wykryją esperzy i studenci używający ataków energetycznych. Może też zostać celem snajpera 16. plutonu.

– Wstrzymaj się. Zostań tam i czekaj, aż wprowadzimy trochę zamętu.

(Zrozumiałem. Powiadomię cię, jeśli tylko będę mieć okazję do strzału.)

– Liczę na ciebie.

Pytające spojrzenie Niny padło na Layfona.

Co robimy?

Wiedział, że nie mogą już się wycofać. 16. pluton mógł nie znać ich pozycji, ale jeśli aż trzech przeciwników nie ruszyło się z miejsca startowego, oznaczało to, że zamierzają skupić się na obronie. W takim wypadku, jeżeli 17. pluton nie wykonałby żadnego ruchu, przeciwnicy pozostaliby na swoich pozycjach aż do końca czasu i swojej wygranej.

Dlatego zostało tylko jedno wyjście.

Walczyć. Niestety, przy tej przewadze przeciwnika Layfon i Nina mieli znikome szanse.

– Rany – jęknął Layfon. Sytuacja była taka, jak przewidywali, co w żaden sposób nie poprawiało ich aktualnej pozycji.

Co teraz?

Layfon zerknął na kapitan pytająco, a ta odpowiedziała skinięciem. Chciała rozpocząć atak. Nie rozumiał, czemu jest taka pewna siebie. W nadajniku rozległ się jej głos.

– Postępujemy zgodnie z pierwotnym planem. Wyciągniemy napastników do przodu. Czekaj w ukryciu, aż dotrzemy do nich i rozstawimy zasłonę dymną.

(Tylko nie wejdźcie mi na linię strzału) – powiedział Shanrid.

Felli spytała o pozycję Shanrida, a Nina wydała rozkaz Layfonowi.

– Odciągnij wroga na zachód.

Porozumieli się wzrokiem, po czym jednocześnie wybiegli z krzaków. Wraz z pierwszymi krokami przesłali do swoich broni energię Kei. Jej strumienie popłynęły wzdłuż ramion Layfona niczym krew, łącząc narzędzie z organizmem. Dzięki temu zwykła broń zdawała się być przedłużeniem ręki. Miecz niczym w odpowiedzi rozświetlił się błękitno-zielonym blaskiem.

Ponieważ dzięki Kei Layfon odczuwał, jakby ostrze było jego dodatkową kończyną, która wyrosła mu przez noc, doświadczył na nim nienaturalnego, irytującego, drętwego uczucia. Nowicjusza mogłoby to zadowolić, jednak nie jego. On pragnął, aby ostrze przybrało bardziej intensywny, żywy kolor.

Zacisnął zęby, próbując oprzeć się pożądaniu, które nagle poczuł. Wiedział, że mógłby wielokrotnie zwiększyć ilość wykorzystywanej energii, ale nie czuł żadnej potrzeby ani sensu w używaniu jej.

Niestety, zielono-niebieski blask nie był tym, czego pragnął.

– Layfon!

Z nadajnika dobiegł piskliwy głos. Zrozumiał, że na chwilę odleciał. Momentalnie otrząsnął się z zamyślenia i zwrócił uwagę na rozgrywającą się tuż obok scenę.

Niespodziewanie pojawiły się przed nim trzy wiry unoszące dookoła siebie piach zmieszany z pyłem.

W chwili, w której opuścili bezpieczne schronienie, przeciwnicy także ruszyli ze swoich pozycji, wzbijając przy tym tumany kurzu. Dzięki temu cały otaczający ich teren był praktycznie niewidoczny.

Layfon zatrzymał się i rozejrzał. Czuł, że Nina cały czas stoi tuż za jego plecami.

– Uważnie obserwuj przepływ powietrza! – wydała mu rozkaz przez nadajnik.

To go zirytowało.

Jak mogła kazać mu wykorzystać tak mało skuteczną i niedokładną metodę?!

Zacisnął zęby i mimowolnie spróbował przebić wzrokiem trzy wzbite w powietrze tumany kurzu.

Bez zastanowienia ruszył ku najbliższemu celowi i wykonał poziome cięcie, pamiętając jednocześnie, żeby przed uderzeniem maksymalnie usztywnić nadgarstki i napiąć odpowiednie mięśnie. Wyczuwał dwa centra ciśnień, które wzajemnie się znosiły. Jedno z nich przeszło na tyle blisko, że Layfon musiał kucnąć, aby uniknąć zderzenia.

Nina nie odezwała się ani słowem, od razu ruszając do ataku na najbliższy tuman.

– Wirowa Kei… – powiedział Layfon do siebie, a potem przetoczył się ze swojej pozycji, aby zorientować się w sytuacji.

Od jego kapitan oddzielało go aż trzech przeciwników.

Użyty przez Obrońców atak był wewnętrzną techniką energetyczną, która pozwalała na wzmocnienie nóg i osiągnięcie przez użytkownika bardzo dużych prędkości. Zaraz po potwierdzeniu pozycji przeciwników trójka wojowników 16. plutonu okrążyła Layfona i Ninę, jednocześnie dezorientując ich i pozbawiając jakiejkolwiek przewagi. Najtrudniejsza w tej strategii była perfekcyjna synchronizacja wszystkich trzech studentów. Jej idealne wykonanie na pewno kosztowało ich setki godzin treningu.

Layfon wreszcie pojął, dlaczego na terenie Obrońców nie było żadnych pułapek. Zsynchronizowany atak Wirową Kei był pierwszą, największą i ostatnią, jakiej potrzebowali przeciwnicy, żeby sięgnąć po zwycięstwo.

Ale…

Ta strategia dawała też szansę drużynie Layfona. On i Nina kompletnie odwrócili uwagę przeciwnika. Teraz wystarczyło jedynie oczyścić Shanridowi drogę strzału…

Zdał sobie sprawę z własnej głupoty.

Trzech ludzi oddzielało go od Niny. Kiedy ta padnie, przegrają.

– Nina!

Wstrząs, jakiego doznał podczas uniku, był na tyle silny, że unieruchomił Layfona na kilka długich chwil. Kiedy spróbował wstać, jeden z przeciwników ruszył na niego z zabójczą prędkością, podnosząc kolejne tumany kurzu. To, że przeciwnicy stracili element zaskoczenia, wcale nie zmniejszało użyteczności pyłu, który doskonale blokował pole widzenia Layfona. Wojownik 17. plutonu spróbował zaatakować na ślepo mieczem, jednak pewna kontra Obrońcy zmusiła go do upadku i odturlania się na bok.

Boleśnie odczuł atak na całym ciele; w oczach zobaczył gwiazdy. Upadając, prawie uderzył się w głowę. Ale nie miało to teraz żadnego znaczenia. Musiał jak najszybciej wstać, a kiedy już mu się to udało, zobaczył, jak walczy jego kapitan.

Nina radziła sobie całkiem nieźle, raz po raz odpierając ataki przeciwnika swoimi żelaznymi biczami. Ściskając mocno obie pałki, spokojnie dozowała przepływ energii w swoim organizmie w celu zminimalizowania obrażeń. Obrona od zawsze była jej największym atutem. Stała niczym forteca na środku pola bitwy, obserwując ruchy przeciwnika i czekając na najmniejszy błąd. Jej oczy płonęły determinacją, a spokojny oddech wyrażał maksymalne skupienie. Jakże różniła się od zakurzonego Layfona, który pierwsze kilka chwil walki spędził na rozmyślaniach i tarzaniu się po ziemi.

Nie było mu dane jednak dalej zastanawiać się nad widokiem, jaki ujrzał.

Po raz kolejny zablokował mieczem atak przeciwnika i odturlał się na bezpieczną odległość .

– Zaczynasz mnie wkurzać! – krzyknął przeciwnik Layfona, który, co prawda, nie widział jego twarzy, ale wyraźnie słyszał frustrację wynikającą z durnych uników.

Kolejny atak zmusił Layfona do powtórzenia irytującego manewru, który przez kamieniste podłoże okazał się mało przyjemny. Kilka siniaków i guzy na głowie szybko wyczerpywały siły.

Co ja, do cholery, wyprawiam?

Kolejny cios spowodował utratę równowagi i upadek.

Czy to, że przegramy, ma jakieś znaczenie?

To nie była walka określająca losy miasta, ale zwykła szkolna zabawa. Przegrana nie powinna mieć znaczenia. Miasto Akademickie nie straci dziś swojego Elektrycznego Ducha.

Ale dlaczego Layfon pozwala przeciwnikowi atakować? Czemu daje mu szanse na wygraną? Jego wojownicza dusza nie potrafiła znaleźć żadnej odpowiedzi.

Przegrana nie powinna mieć znaczenia.

Potwierdził jeszcze raz.

Właśnie tak, przegrana tutaj nie ma żadnego znaczenia.

Mógł odrzucić miecz i nie wstawać. Nie musiał się dalej męczyć ani brudzić. Ma dziś wolne, a jutro musi posprzątać w maszynowni. Powinien odpoczywać. Może nawet udać, że stracił przytomność.

Nie mógł pozwolić, żeby coś mu się stało. Musiał być zdrowy, żeby zarobić na utrzymanie. Był sierotą niemającą nikogo, na kim mógłby polegać, więc potrzebował pieniędzy. Nikt nie przysyłał mu kieszonkowego. Co prawda, zniesiono jego czesne, ale jeśli przewodniczący się rozmyśli, wszystkie przywileje znikną. Aby przygotować się na taką ewentualność, musiał zarabiać.

Pieniądze, pieniądze, pieniądze…

Zrezygnowany spojrzał na miecz, który trzymał w dłoni. DITE wciąż emitował światło.

Wcześniej zależało mi jedynie na pieniądzach.

Nie czuł się winny. Pieniądze były niezbędne do życia.

Ale czy są inne rzeczy?

Tyle że w przeszłości bywał bardziej zdesperowany. Potrzebował ich nie dla siebie, ale żeby móc utrzymać sierociniec. Jego dyrektor, osoba, która adoptowała Layfona, zauważył w nim potencjał do sztuki walki kataną, po czym stał się jego mistrzem, nie umiał jednak wydawać pieniędzy. Co gorsza, w ogóle nie rozumiał koncepcji pieniądza, zawsze miał problemy z finansami. Kiedy Layfon odkrył swój talent, zdecydował się użyć go do zarabiania. Właśnie dlatego tak bardzo chciał zdobyć Niebiańskie Ostrze i stać się najlepszym wojownikiem w Glendan. W sercu Layfona nie było żadnej prostej ani niewinnej adoracji dla siły. Zaakceptował zasady rządzące światem, w jakim się urodził, i drogę, jaką musiał wybrać, by móc w nim przetrwać.

Teraz, kiedy został sam, musiał jedynie zarobić tyle, żeby utrzymać się przy życiu. Nie musiał już tak desperacko walczyć o przetrwanie.

Czy nie pozostało mi już nic więcej?

Grad ciosów, jakimi zasypywał go przeciwnik, nie potrafił odegnać kłębiących się myśli.

A co z miłością?

Jestem taki naiwny.

Był zawiedziony, że ta myśl jako pierwsza przyszła mu do głowy. Dzięki niej jednak zobaczył twarz przyjaciółki z dzieciństwa, Leerin. I poczuł delikatny pocałunek, jakim go pożegnała.

Ale co mogę zrobić dla Leerin?

Nic. Chciał, aby zobaczyła, jak szuka w tym mieście swojego celu w życiu. Aby zobaczyła Layfona, który coś osiągnął bez użycia katany. Dzieląca ich teraz odległość pozwoliła mu zauważyć, ile uczuć żywił do dziewczyny, którą do tej pory postrzegał jedynie jako bliską przyjaciółkę. Czyżby popełnił kolejny błąd?

Moment, w którym Leerin go pocałowała, uświadomił mu, że jest ona tylko zwyczajną dziewczyną. Jednak nie był w stanie postrzegać ją jako ewentualną przyszłą partnerkę.

Jesteśmy jak rodzeństwo, chociaż nie łączą nas więzy krwi.

A to dlatego, że oboje żyli w tym samym sierocińcu. Nic nie mógł na to poradzić.

Więc kto mi pozostał?

Kto? W zasięgu jego wzroku była tylko Nina. Stała w świecie walki, który Layfon porzucił. Zazdrościł jej jasnej i pogodnej osobowości.

Potem przypomniał sobie trzy inne studentki. Jedna z nich była w Akademii Wojskowej, ale wszystkie szły przed siebie, żeby osiągnąć swój cel. Im również zazdrościł.

Doświadczenia Felli były najbardziej zbliżone do jego. Dziewczyna, która wierzyła, że nie ma innego wyboru niż podążanie drogą wytyczoną przez jej niezwykłe, wrodzone zdolności. Znał to uczucie i chociaż ich przypadki nie były identyczne, doskonale rozumiał, dlaczego Felli zazdrości Naruki i reszcie dziewczyn. Były zbyt niewinne i beztroskie.

Co za bałagan.

Co mógł dla nich zrobić? Nic?

Pomyślał, wykonując kolejny unik. Jego przeciwnik stracił całą cierpliwość i z furią nacierał, krzycząc i złorzecząc.

Co mógł zrobić? Co chciał zrobić?

Nie mógł znaleźć na to odpowiedzi.

Nawet najmniejszej.

To strasznie irytujące.

W końcu się rozejrzał. Nie wiedział, ile razy padł na ziemię. Ślepy zaułek jego myśli sprowadził go do rzeczywistości.

– Nina? – wymamrotał.

Dopiero sytuacja jego kapitan otrzeźwiła jego umysł.

Nina klęczała na jednym kolanie.

Nieważne, jak dobra była jej obrona, miała przecież swój limit. Skumulowane obrażenia zabrały jej siłę w nogach. Znacznie spadł jej refleks. Kontry, jakie próbowała wyprowadzać, były słabe i niecelne. Pałki szybko traciły energię, która powinna je zasilać, przez co ich blask gasł w błyskawicznym tempie.

Nie!

Nina przegra.

Nina się załamie.

Pluton zostanie rozbity.

Mecz się skończy.

Drużyna zostanie rozwiązana.

Nina nie będzie w stanie sobie tego wybaczyć.

Przez głowę Layfona płynął nieprzerwany potok dość naiwnych myśli. Puls przyspieszył, ręce mimowolnie zacisnęły się na rękojeści.

Nie, nie chcę, żeby do tego doszło.

W tym momencie myśli o przegranej znikły. Layfon się pozbierał.

– Wkurwiasz mnie! – krzyknął członek 16. plutonu i przygotował się do wyprowadzenia kolejnego ataku.

Layfon uskoczył na bok. Wiedział, że Wirowa Kei nie pozwala używającemu na pełną swobodę. Użył innej techniki do zeskanowania terenu. Określenie dokładnej pozycji przeciwnika na podstawie zachowania tumanu kurzu, jego prędkości i kierunku przepływającej w jego wnętrzu siły było dziecinną zabawą. Kolejny punkt w planie działania był również oczywisty.

Podstawą każdej walki jest wyczucie czasu.

Layfon skoczył niczym błyskawica i minął pierwszego przeciwnika, nie narażając się przy tym na żaden atak. Osoba, która przez ostatnie kilka minut jak pies tarzała się po ziemi, rozpaczliwie unikając kolejnych ciosów, teraz niczym łowca ruszyła, by ratować swoją kapitan. Zignorował obrońcę, który właśnie go minął.

– Nadal jestem trochę za daleko.

Bezmyślne uniki Layfona znacznie oddaliły go od Niny i ich początkowej pozycji. Nawet jeśli by tam pobiegł, nie zdążyłby na czas.

– W takim razie…

Machnął mieczem, pozwalając, by do jego ostrza spłynął strumień energii Kei. Nawet nie myślał o jej ilości. Cały ten manewr był wykształconym odruchem, czymś naturalnym i doskonale znanym. Chwilę później skierował ostrze w stronę przeciwników i wyzwolił skumulowaną moc najwyższej jakości.

CSR vol01 191.jpg

Różniło się to od wystrzelenia energii w kształcie sierpa. Tym razem cała moc skupiła się w jednym punkcie.

Była to jedna z technik zewnętrznego ataku energetycznego – Przebijająca Kei.

Ostry jak igła promień trafił członka 16. plutonu i posłał go w powietrze.

Przyszedł czas na kolejnego wroga, który otumaniony obserwował całą sytuację. Layfon przeniósł energię do stóp.

Wewnętrzna technika energetyczna – Wirowa Kei.

Kierując się w stronę Niny, z łatwością posłał wroga w powietrze. Zatrzymał się za dziewczyną i rozejrzał się za ostatnim przeciwnikiem. Nie czuł już energii dwóch powalonych – prawdopodobnie obaj stracili przytomność.

– Ty…

Layfon nie rozumiał zaskoczenia Niny. Przecież nie zrobił nic nadzwyczajnego.

Kiedy zastanawiał się, o co mogło jej chodzić, nad całą areną rozległa się głośna syrena oznajmiająca zakończenie walki.

– Flaga zniszczona! 17. pluton wygrywa mecz!

Komentator z podekscytowania aż krzyczał. Publiczność zaczęła wiwatować.

(Hahaha! Widziałaś? Zniszczyłem flagę dwoma strzałami, dokładnie tak jak obiecałem.) Powiedział podekscytowany Shanrid do swojego nadajnika.

Ale to działo się daleko od Layfona.

Zemdlał.


Wróć do Rozdział 3 Strona Główna Idź do Rozdział 5