Haken no Kouki Altina PL: Tom 1 Rozdział 1

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 1: Dziewczyna o czerwonych włosach i ognistych oczach[edit]

Haken no Kouki Altina - Volume 01 - NCP1.JPG

Część 1[edit]

Chmury w kolorze ołowiu zakrywały całe niebo.

Taka sama pogoda była w dzień, w którym otrzymałem tu przydział – przez głowę Regisa przeszło wspomnienie tych wydarzeń.

Gdy ponownie spojrzał na ziemię, jego oczom ukazało się miasto w niczym nieprzypominające stolicy cesarstwa.

To nie tak, że tęsknił za widokiem dróg wyłożonych kostką, rzeźb czy lamp ulicznych. Budynki w tym mieście były wzniesione z błota i kamieni, przez co w pewnym sensie przypominało więzienie.

Przygraniczne miasto Thionville.

Leżało 100 li[1] (444km) od stolicy cesarstwa, przez co dotarcie do niego zajmowało całe pięć dni jazdy dyliżansem.

Jak na południe było strasznie ciemno, a zimny wiatr boleśnie kuł po twarzy. Taka pogoda nie wynikała tyle z samego faktu, iż była to tak odległa prowincja, lecz z jej ulokowana w północnej części kraju, w której panowała zima, co mogło być metaforą czekającej go przyszłości.

Zawiodłem.

Stracił mistrza, swoją pozycję, a tym samym przyszłość, w dodatku został wysłany na północną linię frontu.

– Jakoś to będzie… Wspinanie się po drabince stopni nie jest najważniejsze w życiu. Teraz będę mieć więcej czasu na czytanie.

Moment wjazdu dyliżansu do miasta zbiegł się w czasie z wybiciem południa na kościelnej dzwonnicy.

Podczas gdy jadące z nim wcześniej osoby zaczęły szukać miejsca, gdzie mogłyby coś zjeść, cel Regisa był kompletnie niepowiązany z obiadem.

Popchnął drewniane drzwi kamiennego budynku z rzędem książek wystawionych w oknie. We wnętrzu zastał go widok rzędów regałów wypełnionych tomiskami oraz zapach atramentu i papieru.

– Ach, jeśli są tu książki, to znaczy, że jestem wolny, a to miejsce stanie się moim domem.

Cytat z Dziennika Wypraw Bourgogna autorstwa Cuersa Romerosa. – dodał w myślach.

Regis twierdził, że jedynie bardzo lubi czytać, jednak w rzeczywistości był molem książkowymle rat de bibliothèque.

Z blaskiem w oczach spojrzał na półki z nowymi wydaniamic’est nouvelle.

Po chwili zaczęły trząść mu się usta.

– C-Co to ma znaczyć?!

– Coś nie tak, panie oficerze? – usłyszał głos dochodzący z drugiej strony pomieszczenia. Na brodatej twarzy tej osoby znajdowała się blizna, a umięśniona sylwetka potęgowała jedynie wrażenie, że bardziej pasuje do roli instruktora wojskowego niż sprzedawcy w księgarni.

Regisa trochę onieśmielał jego wygląd, ale przełamał się i powiedział: – Nie mogę znaleźć nowej książki Cuersa ani powieści hrabiego Ludocel i profesor Iluni… Tylko niech mi pan nie mówi, że je wyprzedano! Może i są popularne, ale to byłoby wprost zbyt okrutne.

– Pan wojskowy przyjechał ze stolicy?

– Tak, przed chwilą tu dotarłem.

– W takim razie pańska niewiedza jest usprawiedliwiona. Tu nie ma popytu na takie książki, więc rzadko je zamawiamy.

– C… o… ta… kie… go? – Regis wyrzucił z siebie niczym wędrowiec zagubiony na pustyni błagający o wodę.

Od razu wyschło mu w gardle.

Sprzedawca wzruszył ramionami, co mogło oznaczać, że nie żartuje.

– Tu toczy się wojna i schodzą jedynie opowieści o dzielnych bohaterach oraz świerszczyki. O, to się u nas najlepiej sprzedaje – jego palec wskazał książkę pod tytułem: „Jak napisać testament, żeby później tego nie żałować”.

Regis złapał się za głowę, myśląc: Nie chcę!

– Chwila… Chce pan powiedzieć, że nie sprzedają tu nowych książek wielkich autorów? To miejsce naprawdę należy do Cesarstwa Belgarii? Na pewno nie zabłąkałem się przypadkiem do wioski jakichś dzikusów?

– Cóż, to miejsce jeszcze przed pięćdziesięcioma laty do nich należało…

– Ku… I jeszcze po takich cenach? Przecież to dziesięć razy drożej niż w stolicy… – Regis żalił się po znalezieniu jakiejś książki, którą miał ochotę przeczytać.

Widząc, że jego klient jest bliski łez, sprzedawca wyjaśnił: - W końcu książki są ciężkie. Ostatnio na drogach grasuje sporo bandytów, więc nawet sprowadzenie ich stanowi spory problem. Poza tym tylko parę osób je kupuje… Dlatego w takich dalekich prowincjach stanowią dobro luksusowe dla klas wyższych.

– To absurd!

– Bardzo mi przykro.

Sprzedawca wyciągnął rękę w stronę książki trzymanej przez Regisa.

Ten jednak, panikując, ścisnął ją mocno.

– Chwila! Przecież nie powiedziałem, że jej nie kupię!

– Co?! Chce pan to zrobić? Wygląda pan na niskiego rangą oficera i to może być trochę dziwne, że to powiem, bo w końcu sam ustaliłem tę cenę, ale… Proszę mi wybaczyć, czy przypadkiem nie pochłonie całego pańskiego tygodniowego żołdu?

– Uuu… Prawdziwe piekło na ziemi – Regis zaczął się żalić.

Sprzedawca popatrzył w inną stronę i wydał z siebie okrzyk zdziwienia: – Ou?!

Regis obrócił się, żeby sprawdzić, w co sprzedawca tak się wpatruje.

W drzwiach stała dziewczyna oświetlona od tyłu przez lampy uliczne.

Była ładna, miała czerwone włosy i równie ognisty kolor oczu. Wyglądała na około trzynaście, czternaście lat. Jednak jeśli pominąć jej wciąż wyglądającą na dziecięcą twarz, kiedy już się ją zobaczyło, trudno było odwrócić od niej wzrok, przez co mogło skończyć się na bezmyślnym wlepianiu w nią spojrzenia.

Dziewczyna podniosła palec wskazujący i przyłożyła go do ust.

Haken no Kouki Altina - Volume 01 - NCP2.JPG

Każe mi być cicho? Dlaczego? I niby po co?

Widok klienta wchodzącego do księgarni nie był niczym dziwnym, jednak Regisa ożywiło to bardziej niż powinno.

Dziewczyna odezwała się czystym głosem: - Wielu nowych rekrutów zaraz po postawieniu stopy na polu walki, wypłakując łzy, nazywa je piekłem na ziemi, ale jesteś chyba pierwszą osobą, która mówi tak o księgarni – a następnie radośnie się uśmiecha.

– W końcu się spotkaliśmy! Pan oficer administracyjny piątego stopnia, Regis Auric, tak?

– Hę? Ach, ja?

– To nie ty?!

– A, nie, tak, to ja! Nazywam się… Regis.

– Co za ulga. A już zaczęłam się zastanawiać, co począć, gdybym trafiła na złą osobę.

Niewinny uśmiech ulgi na jej twarzy bez wątpienia pasował do jej wieku.

Regis się zarumienił.

Jednak powodem tego nie była uroda tej dziewczyny. Naprawdę. Prawdziwa przyczyna leżała w zakłopotaniu myślą, jaki to on jest żałosny, że spanikował, kiedy zagadała go młodsza od niego dziewczyna.

– Tak? Moje imię… Skąd wiesz, jak się nazywam?

– Potrafię przynajmniej zapamiętać imię osoby, którą mam odebrać. Nie obrażaj mnie z góry zakładając, że jestem jakimś małym, głupim dzieckiem.

– Och, nie, nie miałem takiego zamiaru. A więc wysłano cię po mnie.

Regis ponownie na nią spojrzał.

Miała na sobie brązowy płaszcz oraz skórzane spodnie i buty, czyli strój typowy dla woźnicy.

– Skoro przyjechałaś z fortecy, to jesteś żołnierzem?

– Och, a czy wyglądam na takiego?

– Nie, to oczywiste. Wciąż jesteś niepełnoletnia, prawda?

– Tak, dopiero skończyłam czternaście lat.

W Cesarstwie Belgarii dorosłość osiąga się w wieku piętnastu lat, a osób niepełnoletnich nie bierze się do armii, chyba że są ku temu jakieś wyjątkowe powody.

– Teraz wszystko jasne, a więc jesteś wynajętym woźnicą. Ale zamierzałem pojechać do fortecy dyliżansem. Z pewnością potraktowano mnie wyjątkowo, skoro wysłano kogoś, żeby mnie odebrać.

– Cieszy cię to?

– Raczej dołuje, bo mam wrażenie, że od razu rozkażą mi brać się do roboty.

– Fufu, jesteś bardziej szczery, niż myślałam.

– Nienawidzę kłamstw.

– Naprawdę? A nie jesteś przypadkiem strategiem?

Dziewczyna skupiła na nim swoje czerwone oczy.

Osoba cztery lata młodsza od Regisa zaczęła wywierać na nim presję, której nie był w stanie opisać słowami.

– …Cóż, parę osób tak mnie nazywa… ale ja chciałem zostać bibliotekarzem w wojskowej bibliotece.

– To wygląda na ciekawą historię. Może powinnam wysłuchać jej podczas naszej podróży.

– Oczywiście…

Regis z jakiegoś powodu czuł, jakby się dusił, przez co instynktownie włożył palce pod kołnierz swojej koszuli.

Dziewczyna ponagliła go do wyjścia. – Musimy jak najszybciej ruszać, bo pogoda jest paskudna i może w każdej chwili spaść śnieg.

– Racja… Rany, prawie zapomniałem!

Mający zamiar już wyjść Regis nagle wrócił do sprzedawcy i położył na ladzie pieniądze za książkę.

– Biorę ją. Hm? Coś nie tak? Nie wygląda pan za dobrze.

– Nic mi nie jest. Zapraszamy ponownie, panie oficerze.

Z jakiegoś powodu brodaty sprzedawca kiwnął głową, zasłaniając usta obiema rękami, przez co wydało się, jakby przed czymś się powstrzymywał.

Tamta dziewczyna podeszła do Regisa z surową miną.

– Czyżbyś pan postradał rozum?

– O co chodzi, czemu tak nagle…?

– W takich odległych prowincjach książki są dobrem luksusowym. Żeby za nie tyle zapłacić, trzeba być albo niewiarygodnie bogatym, albo mieć pustą głowę!

– Cóż, nigdy nie uważałem się za inteligentnego. Jednak dążenie do wiedzy czyni nas bardziej ludzkimi i należy być z tego dumnym, a czytanie książek jest moim celem w życiu. Nieważne, jakie przeciwności staną mi na drodze, porzucenie tego jest dla mnie równoznaczne z samobójstwem.

Regis zaczął się wstydzić tak dziecinnego zachowania w stosunku do dziecka.

Jednak dziewczyna zrobiła o wiele poważniejszą minę, niż się spodziewał, i kiwnęła głową.

– Równoznaczne z samobójstwem… Tak, masz rację. Jeśli ujmujesz to w sposób, dzięki któremu mogę zrozumieć, co chcesz powiedzieć, nawet ja…

– Nawet ty…?

– Nic takiego! Chodźmy już!

– Dobrze.

Regis wziął pod pachę książkę, którą kupił. Szybko ruszając, podniósł jednocześnie bagaż, co sprawiło wrażenie, jakby gonił tamtą dziewczynę.

Na zewnątrz stał wóz, a zaprzężony do niego chudy, brązowy koń wpatrywał się w nich.

Dziewczyna wskoczyła na miejsce woźnicy będące na wysokości mniej więcej grzbietu rumaka.

– Wsiadaj, szybko!

Regis spojrzał na dziewczynę i odpowiedział: – Dobrze. A tak przy okazji, jak się nazywasz?

Jej spojrzenie zrobiło się ostrzejsze i już z niższym tonem głosu niż wcześniej wypowiedziała kolejno każde ze słów oddzielnie: – Mam. Cię. Tu. Zostawić?

Regis w pośpiechu wdrapał się na wóz i usiadł obok niej.

Najwyraźniej spytał w nieodpowiednim momencie.


Część 2[edit]

Drewniane koła głośno skrzypiały, tocząc się po drodze.

Wóz przejechał przez północną bramę w kamiennym murze otaczającym najdalej położone miasto w prowincji.

Powoziła nim dziewczyna trzymająca w rękach cugle, Regis natomiast siedział po jej prawej stronie i kurczowo ściskał swój bagaż.

W tylnej, zakrytej płachtą części wozu znajdowały się prawdopodobnie drewno i cegły.

– Więc… chciałeś wiedzieć, jak się nazywam?

– Tak. Jak mam się do ciebie zwracać?

– Daj mi chwilę…

Dziewczyna przyłożyła dłoń, na której miała grubą rękawicę, do podbródka.

Ma się w ogóle nad czym zastanawiać? – pomyślał Regis.

W końcu dziewczyna się odezwała: – No dobrze, możesz mówić mi Altina.

– Czyżby to było jakieś przezwisko? – spytał Regis. Zbyt długo zastanawiała się nad odpowiedzią, więc wątpił w jej prawdziwość.

Nie udało mu się jednak poznać jej prawdziwego imienia, ponieważ dziewczyna nazywająca siebie Altiną uniosła brwi i powiedziała: – Jaki nieuprzejmy… Czyż to nie wspaniałe przezwisko? Przez moment myślałam, żeby pozwolić ci tak mnie nazywać, ale chyba będę musiała to jeszcze raz przemyśleć.

– Przepraszam! Pozwól mi nazywać cię Altiną!

– Skoro tak bardzo tego pragniesz, pozwalam ci tak się do mnie zwracać.

– Naprawdę chcę.

– Fiuu… Rzeczywiście nie przypominasz żołnierza.

– Haha, nie trzeba mi tego mówić.

Oboje się uśmiechnęli.

Drogę otaczały pola pszenicy, jednak wciąż trwała zima i można było dostrzec jedynie ziemię, z której dopiero miały wykiełkować rośliny.

Dlatego też świat wydawał się tonąć w szarości nieba oraz brunatnym kolorze ziemi.

Alitna, nie odwracając wzroku, spytała: – Nie jesteś tu z własnej woli, prawda?

– Jeszcze zanim dołączyłem do armii, chciałem być chciałem pracować w wojskowej bibliotece”?. Zresztą zostałem żołnierzem tylko dlatego, że nie zarabiałem wystarczająco wiele, żeby się utrzymać i jednocześnie kupować sobie książki… Tak przy okazji, w Fortecy Sierck jest biblioteka?

– Pewnie niedługo będą tak nazywać twój pokój.

– Czyżby w tym miejscu w ogóle nie było Boga?

– …Nie zastąpiłeś przypadkiem słowa książka wyrazem bóg? Ale nudne.

– Ni-Nic z tych rzeczy.

– Co robiłeś w poprzedniej jednostce?

– O co chodzi? Chcesz mnie przesłuchać, bo jestem żołnierzem?

– Nic z tych rzeczy. Zastanawia mnie tylko, co zrobiłeś, że wysłano cię do tak odległej prowincji.

– Najwyraźniej z mojej winy przegraliśmy bitwę.

– I zgodziłeś się na coś takiego? To dziwne, że taki młody podoficer ma ponieść odpowiedzialność za coś takiego, skoro nawet nie ma prawa wydawać rozkazów. Więc co się stało?

Regis spojrzał w stronę pola, na którym posiana była pszenica.

W oddali pojawiły się góry.

– Był dobrą osobą.

– Kto taki?

– Mój poprzedni przełożony. Nie radziłem sobie z mieczem ani z konną jazdą, ogólnie nie szło mi w akademii wojskowej. A markiz Théneze był łaskaw wziąć pod swoje skrzydła tak żałosnego ucznia jak ja.

– Żałosnego? Podobno w akademii ani razu nie przegrałeś na taktyce.

– Wiesz o wiele więcej, niż myślałem. Ciekawe, kto ci to wszystko powiedział… Cóż, czasem w plotkach jest ziarnko prawdy. Rzeczywiście zbierałem punkty na taktyce, ale to przypominało grę w szachy.

– Chyba jednak markiz Théneze nie zatrudnił cię w roli stratega, żeby mieć jakiegoś partnera do szachów?

– Akademię ukończyłem w wieku piętnastu lat i miałem najniższy stopień pośród wszystkich jego oficerów, więc można powiedzieć, że byłem jedynie czeladnikiem.

– Mniejsza o twój stopień i bycie czeladnikiem. Moim zdaniem to imponujące, że nie będąc arystokratą, w tak młodym wieku udało ci się dostać do samej elity dowództwa. Nie jesteś z tego dumny?

– Oczywiście, że jestem! Może i zatrudnienie mnie było jedynie zachcianką markiza, jednak… Nawet jeśli tak było, wciąż mam wobec niego ogromny dług wdzięczności. Nawet teraz.

Na wspomnienie ich rozstania w kąciku jego oczu pojawiły się łzy.

Regis ścisnął jeszcze mocniej swój bagaż.

– Markiz powiedział, że mnie potrzebuje. A ja… nie pomogłem mu i pozwoliłem umrzeć. – Regis sam nie mógł uwierzyć, że ten piskliwy ton głosu należał do niego.

– O ile pamięć mnie nie zawodzi, w lecie, podczas bitwy, markiz Théneze…

– Tak…

Jak na wynajętego woźnicę jest dobrze poinformowana – pomyślał Regis. – Interesuje ją to, bo przebywa na froncie, czy po prostu jest dziwna? A może ma jakiś inny powód…

– Co miałeś na myśli, mówiąc, że mu nie pomogłeś i pozwoliłeś umrzeć?

– Mogę ci to powiedzieć jedynie z mojego punktu widzenia…

– I z niego chcę to usłyszeć. Nie interesują mnie żadne plotki, chcę poznać tę opowieść z twoich ust, dlatego… To możesz mi o tym opowiedzieć?

Zaczął się zastanawiać: – Przed nami jeszcze długa droga, a nie mam nic do ukrycia. Zresztą opowiedziałem to już na radzie wojennej, a całą sprawę opisały gazety w stolicy.

– Tamtego letniego dnia…

Wciąż nie mogę zapomnieć tych wszystkich twarzy i rzucanych we mnie obelg. Tak nagle mnie o to spytano, że nie wiem, od czego zacząć.

– Potrzebuję chwili, żeby oczyścić umysł. …Podczas tamtej bitwy markiz Théneze postanowił użyć strategii opracowanej przez głównodowodzącego. Jej szczegóły nie mają znaczenia. Cesarstwo posiadało 3000 ludzi przeciwko 500 barbarzyńcom, a więc bitwa wydawała się już wygrana. Na naradzie, która odbyła się w twierdzy, rozmowa toczyła się głównie na temat kaczego mięsa, jakie miało być na kolację, a nie samej strategii walki…

– Więc czuliście się zwycięzcami jeszcze przed stoczeniem bitwy?

– Cesarstwo jest potężne, więc często tak się dzieje… Nie wzięli jednak w ogóle pod uwagę, że barbarzyńcy mogą zaatakować nas od flanki i to był główny problem.

– Walczyliście z barbarzyńcami, tak? Wątpię, czy użyliby takiej sprytnej taktyki.

– Z pewnością nie znają podstaw strategii i nie są do tego zdolni, dlatego też zwykle atakują frontalnie. Jednak już kiedyś mimo wielkiej różnicy w sile zadali Cesarstwo cios z zaskoczenia. Dwa razy sugerowałem… że powinni być ostrożniejsi. Ale głównodowodzący zaśmiał mi się w twarz, nazywając mnie tchórzem, a markiz Théneze kazał mi się trzymać na tyłach i patrzeć, jak wygląda wojna…

– Więc wypędzono cię z twierdzy?

– Tak…

To mi przypomina dyskusję podczas rady wojennej – Regis czuł się, jakby go wypytywano.

Regis ryzykował, że zostanie zbesztany, ale czuł, że gdyby po raz trzeci zaproponował im zachowanie większej ostrożności, może by go posłuchali i udałoby im się obronić przed tamtym atakiem z zaskoczenia.

Altina wyszeptała:

– A więc obwiniasz się za to wszystko?

– Bałem się, że może czekać mnie kara gorsza niż odesłanie na tyły… więc nie podjąłem tematu po raz trzeci.

– Głównodowodzący był arystokratą?

– Tak.

– W takim razie nieważne, ile razy byś go o to prosił, i tak by nie przystał na twoją sugestię. Markiz Théneze prawdopodobnie nie mógł zrobić nic, co naraziłoby na szwank wizerunek wysoko postawionego arystokraty.

– Aaa… - Regis pochodził z plebsu i nie orientował się, w jaki sposób funkcjonuje świat arystokracji, dlatego też nie był w stanie dostrzec, że markiz Théneze brał pod uwagę, jaki wpływ na reputację głównodowodzącego mogą mieć te działania.

Gdybym lepiej to przemyślał, pewnie bym do tego doszedł, bo wiem trochę o zwyczajach i układach panujących w kręgach arystokracji.

– A więc nie powinieneś się o to obwiniać – Altina próbowała go pocieszyć.

– Nie, teraz widzę, że jego zachowanie to sugerowało. Moim błędem było, że nie byłem w stanie dostrzec sytuacji zaistniałej pomiędzy arystokratami. Gdybym zasugerował to od razu markizowi gdzieś poza twierdzą… wtedy… – Regis zacisnął mocno zęby.

Mięśnie na brzuchu zaczęły mu się kurczyć, a w kącikach oczu zbierać łzy.

Altina nagle powiedziała dostojnym głosem: – Regis Auric!

– Ee?

Zdziwiło go nie tyle tak nagłe wywołanie pełnym imieniem, a intensywność jej głosu, przez którą trudno było uwierzyć, że jest jedynie woźnicą.

– To już przeszłość. Dałeś wtedy z siebie wszystko. Jasne?

– Tak, masz rację. Jednak trudno mi uwierzyć, że markiz zginął, bo przejmował się czymś tak bezwartościowym jak reputacja szlachcica… Byłem taki bezmyślny.

I zdaję sobie sprawę, że już na to za późno. – dodał w myślach.

Altina pokiwała głową.

Na jej twarz spadło coś białego, więc spojrzała w niebo.

Tam pojawiało się coraz więcej opadających, małych cieni.

– Zaczyna padać śnieg. – powiedziała.

Regis wzruszył ramionami.

– Naprawdę jestem tu mile widziany… W końcu zaczyna padać już w dniu mojego przyjazdu… Hahaha.

– Jeśli zrobi się z tego zamieć, nie będzie ci tak do śmiechu.

– Tak, wiem.

– Mieszkałeś wcześniej w jakimś północnym kraju?

– Było o tym w jakiejś książce.

– …Czyżby? …Musimy się pospieszyć, więc złap się mocno i nie spadnij z wozu! – Altina krzyknęła głosem, w którym było słychać jednocześnie złość i zdumienie, a następnie pogoniła konia.


Część 3[edit]

Z oddali dobiegało wycie wilków.

Ten dźwięk wzbudził grozę nie tylko w podróżnych, ale także w koniu ciągnącym ich wóz.

Zwierzę nagle podniosło głowę i rzuciło się biegiem przed siebie.

– Stój! – Altina zaczęła ciągnąć cugle.

Regis natomiast zesztywniał z przerażenia.

Wóz zaczął zjeżdżać na ośnieżone pobocze i przechylać się na jedną stronę.

Z jego tylnej części, gdzie znajdowało się drewno i cegły, zaczął dobiegać odgłos jakby wyginania się drzewa.

W pewnym momencie na coś najechali, przez co Regisa aż podrzuciło w górę: – Łaaa!

– Wytrzymaj! – Altina przytrzymała go na miejscu, kładąc rękę na jego ramieniu, dzięki czemu jakoś nie spadł z miejsca woźnicy.

Koń się zatrzymał i zarżał. Doszedłszy do siebie, chyba zdał sobie sprawę, co takiego zrobił, bo spojrzał na woźnicę, jakby chciał powiedzieć „Tym razem się doigrałem”. To przypominało trochę dziecko, które wie, że za chwilę zostanie skrzyczane.

Altina zsiadła z wozu, podeszła do zwierzęcia i pogłaskała je po szyi.

– Jesteś cały? Nic sobie nie zrobiłeś?

Koń odpowiedział rżeniem.

Regis oczywiście nie rozumiał, o co mu chodziło, ale zauważył, że Altina przejmuje się jego prawą nogą.

– Jest ranny?

– Będzie mógł dalej iść... o ile go do tego zmusimy. Ale jeśli jego stan się pogorszy i nie uda się jej wyleczyć, z pewnością go zabiją.

Westchnęła, głaszcząc jego szyję.

Następnie odwiązała go od wozu, by dać mu odpocząć, nie zdjęła jednak uprzęży, żeby się nie zgubił.

Regis zdał sobie sprawę, że śnieżna pokrywa sięga aż po horyzont.

– Jesteśmy daleko od Fortecy Sierck?

– Chyba jakieś 5 li (22 km). Ale raczej nie damy rady dojść tam pieszo.

– Dlaczego?

– Bo najwyraźniej zbliża się zamieć. Nie wzięłam ze sobą lantanu[2], więc w nocy nie będziemy nic widzieć. A jeśli zejdziemy z trasy i wkroczymy na pola, na pewno przed świtem nie dotrzemy do fortecy. O możliwości spadnięcia z urwiska nie wspominając.

– Trudno się mówi. I tak nie uśmiechało mi się dźwiganie bagażu przez 5 li.

– I ty nazywasz siebie żołnierzem?!

– Haha, musztra w górach to był prawdziwy koszmar. Zamiast ćwiczyć maszerowanie, byłem zmuszony trenować, co zrobić, kiedy zostawią cię w tyle.

Altina, wzdychając, zakryła oczy.

Regis uniósł głowę.

– To co teraz zrobimy?

– Wymyślenie wyjścia z takiej sytuacji nie jest przypadkiem obowiązkiem stratega?

– Czasem chwalono mnie za dobre kontrolowanie ludzi… Ale w takich sytuacjach biegli są raczej żołnierze, obwoźni handlarze i poszukiwacze przygód.

– Przecież jesteś żołnierzem, pamiętasz?!

– Ups, no tak.

– Nie przestajesz mnie zadziwiać.

– Cóż, uspokójmy się i chodźmy przed siebie. W takich sytuacjach ludzie są zdolni wykrzesać z siebie nawet ostatnie iskierki sił.

– Masz rację. Dlatego właśnie kończą zamarzając.

– Jesteś strasznie surowa.

– Naprawdę nic nie przychodzi ci do głowy?

– Hmm, tak. Sprawdzę, co tu takiego napisali – powiedział Regis, wyciągając książkę, którą kupił w mieście.

– Och, czyli masz książkę przydatną w takiej sytuacji? Więc jednak sobie poradzisz!

– Nie sądzę. To opowieść o chłopcu, który spotkał wróżkę i dzięki jej pomocy ożywił sześć pięknych dziewczyn z jakiejś książki.

– Zidiociałeś?! To nie czas na czytanie takich bredni!

– Nazywanie tak tej powieści jest nieuprzejme. Powinnaś przeprosić jej autora.

– Jak tak dalej pójdzie, do rana zamarzniesz i już nigdy nie będziesz mógł czytać żadnych książek! Chociaż kapłan odczyta nad tobą jeszcze jedną, Biblię.

– I właśnie dlatego chciałbym oddać się lekturze ostatniej powieści, jaką kupiłem.

– Za szybko się poddajesz!

– To był żart. Panikowaniem nic nie zdziałamy. Musimy się uspokoić i obmyślić jakiś plan. Najpierw wejdźmy na tył wozu. Jest zakryty płachtą, więc pewnie jakoś sobie poradzimy.

– …Masz rację.

Zanim Altina się tam schowała, na jej ramieniu i głowie leżała już mała czapa śniegu.

Drewno i cegły przesunęły się podczas jazdy na jedną ze stron wozu.

Regis usiadł w miejscu, gdzie było trochę wolnej przestrzeni.

Obok niego spoczęła także Altina.

– Dzięki Bogu, że tu tak potwornie nie wieje.

– Chociaż dalej jest zimno.

– Nic się na to nie poradzi. Po powrocie do fortecy wezmę gorącą kąpiel. Postanowione!

– Jak na kierowcę naprawdę dobrze cię traktują… Twój znajomy ma tam jakiś wysoki stopień?

– Eee… – z jakiegoś powodu Altina nie potrafiła na to odpowiedzieć.

– Czyli się pomyliłem, ale byłem blisko? Cóż, i tak się dowiem po dotarciu na miejsce.

– O ile nam to się uda…

Opady śniegu i wiatr przybrały na sile, zmieniając się w śnieżycę.

Mimo że Altina była w wozie przed nimi osłonięta, zaczęły drżeć jej ramiona.

– Uuu…

Regis przeszukał swoją pamięć w poszukiwaniu informacji z książki, którą kiedyś przeczytał.

– Tak jak myślałem, pozostanie na miejscu było najlepszym wyjściem.

– Naprawdę?

– Zamiast marnować siły i brnąć przed siebie, lepiej jest zostać na miejscu i poczekać na jakieś przejeżdżające wozy. Jak bardzo zależy na tobie ludziom w fortecy? Pamiętają w ogóle o wynajętym woźnicy? Czy może traktują cię jak przyjaciela i oczekują twojego przyjazdu?

– Nie jestem do końca pewna… Raczej o mnie nie zapomnieli, chyba. Martwią się o mnie… Przynajmniej powinni. Prawdopodobnie.

– W takim razie istnieje duża szansa, że przed nadejściem nocy wyjadą cię szukać. Fortecę i miasto łączy tylko jedna droga, więc jeśli wiedzą, że jadąc nią, na pewno cię spotkają, nie powinni zabrać zbyt wielu rzeczy ze sobą.

– Rozumiem… Z pewnością szybko myślisz.

– Po prostu to wiem. Czytałem książkę, w której była podobna sytuacja – dla Regisa to było oczywiste. – Teraz musimy jedynie wymyślić, jak do tego czasu nie zamarznąć.

Altina nagle wstała.

– Wiem!

– Hmm?

– Pod siedzeniem woźnicy był koc! Tyle że mały – mówiąc to, wyciągnęła go spod drewna.

– Naprawdę jest niewielki.

– Ale za to gruby, więc powinno być pod nim ciepło. Trzymaj.

– Dziękuję, ale ty go weź.

– Eee?

– Może nie przypominam żołnierza, ale nim jestem. Czy do obowiązków armii nie należy dbanie o cywilów?

– Przynajmniej oficjalnie.

– Ja nie żartuję.

– Z pewnością jesteś ciekawą osobą. To może zrobimy w ten sposób? – Altina wzięła koc, usiadła obok Regisa, przysunęła się do niego, a następnie prawą ręką objęła jego lewą.

– C–Co ty robisz?!

– W ten sposób oboje będziemy mogli ogrzać się jednym kocem, co nie?

– No tak, rozumiem. Chyba masz rację.

Regis zauważył, że ciało Altiny jest cieplejsze niż koc.

Serce zaczęło mu bić szybciej, a jego plecy zalał pot.

Zaczął mówić do siebie w myślach: – Uspokój się. Ma dopiero czternaście lat. Nie dość, że jest ode mnie młodsza, to jeszcze nieletnia. Co prawda może się pochwalić urodą, ale powinienem się wstydzić, że panikuję, chociaż tylko mnie objęła.

Altina przybliżyła swoją twarz do jego.

– Nic ci nie jest? Zrobiłeś się cały czerwony…

– To nic takiego.

– No dobrze.

Nastała cisza, w której Regis wyraźnie słyszał oddech Altiny.

– ….Regis.

– Ee? O co chodzi?

– Jesteś naprawdę ciekawą osobą.

– Haha… Często to słyszę.

– To, że obowiązkiem żołnierzy jest bronić cywilów, jest niczym więcej poza pustymi słowami. Wielu z nich uważa się za lepszych i o wiele cenniejszych od innych.

– Możliwe. Jednak osoby posiadające jakąś siłę powinny bronić tych, którzy jej nie mają. Dlatego właśnie ludzkość zbudowała swoje społeczeństwo w ten sposób. Silni zajmują się słabszymi. To tak samo naturalne jak dorośli dbający o dzieci… Dlatego uważam, że żołnierze muszą chronić cywilów.

– Czyli mówisz, że arystokraci muszą bronić niżej urodzonych, a cesarz wszystkich ludzi?

– Tak właśnie powinno być. Jednak obecna szlachta upiera się na ciągnięciu niepotrzebnej wojny, wykorzystując do tego majątki i zwykłych obywateli.

– Uważasz konflikt z barbarzyńcami za niepotrzebny? Nie da się z nimi zawrzeć pokoju, a po swojej wygranej zabijają wszystkich ludzi, prawda?

– Nie wątpię, że są przerażający. Jednak jeśli naprawdę chce się chronić patriotów i cywili, powinno się wycofać do rejonu, który jest łatwo bronić, a następnie postawić tam wysoki, długi mur obronny.

– Barbarzyńcy nie potrafią przypadkiem wspinać się na wysokie, długie mury?

– Wozy i ich jazda nie dadzą rady go pokonać, a to wystarczyłoby do powstrzymania inwazji.

– No tak, masz rację… Więc czemu generałowie nie wprowadzają tego w życie? Myślisz, że po prostu nie mogą na to wpaść?

– Coś takiego opisano już w wielu książkach. Arystokraci nie idą za tym pomysłem, ponieważ wojna jest dla nich dochodowym interesem. Jeśli zaciągną się do wojska i staną do walki z barbarzyńcami, ich rodzina zyska sławę. Można też oczywiście sprzedawać armii broń oraz jedzenie za wysokie ceny. Dla szlachty nawet akademia wojskowa jest źródłem dochodu. Wszyscy muszą za nią płacić, a jedynie wąska, wpływowa grupa czerpie z niej korzyści.

– Tego nie mogę wybaczyć! – Altina przybliżyła swoją twarz do Regisa, jakby połknęła przynętę, przez co ten zaczął odczuwać straszną presję.

Obejmowała go, więc nie mógł uciec.

– A–Altina, uspokój się… Nie powiedziałem przecież, że cała arystokracja jest taka. Właściwie to markiz Théneze był ich całkowitym przeciwieństwem.

– …Naprawdę?

– Tak. Kiedyś zaproponował cesarzowi, żeby zaniechać dalszej ekspansji terytoriów i skupić się głównie na bezpieczeństwie naszych granic. Nawet na jakimś zebraniu strategicznym zasugerował budowę murów.

– Wspaniale. Jeśli wojna się skończy, będzie o wiele mniej ludzi żyjących w ubóstwie i ofiar! – oczy Altiny wydawały się błyszczeć.

Zamilkła i przez chwilę miała poważną minę.

– … Chyba mi nie powiesz, że to z tego powodu?

– Hm? Coś nie tak?

– Nic, po prostu pomyślałam o czymś innym. Rzeczywiście tak było? A więc arystokraci czasem naprawdę sporo się od siebie różnią.

– Tak. Dlatego właśnie największy problem stanowi cesarz nie podejmujący wystarczających wysiłków – powiedział Regis z obrzydzeniem .

Drżenie. Ich ciała się dotykały, więc Regis wyraźnie poczuł, jak Altina zadrżała.

– …Myślisz że… obecny cesarz… jest zły?

– To byłaby obraza majestatulèse–majesté, gdybym powiedział coś takiego.

Nawet jeśli tym, co powiem, posunę się tym za daleko, dookoła szaleje zamieć i słucha mnie jedynie Altina i koń.

Regis zaczął mówić: – Obecny cesarz rządzi już za długo i jest zbyt stary, aby zajmować się sprawami politycznymi. Oczywiście w takiej sytuacji już przed pięciu laty tron powinien objąć pierwszy książę, ale jest słaby fizycznie, dlatego drugi stara się zademonstrować swoje umiejętności zarówno polityczne, jak i wojskowe. Wspiera go także więcej osób niż jego brata.

– To z pewnością kłopotliwe.

Pierwszy książę urodził się ze związku cesarza z jego drugą żoną.

Drugi natomiast był synem prawowitej małżonki władcy, a cesarzowa ma oczywiście wyższą pozycję w państwie. Dlatego właśnie w cesarstwie zrodził się problem z następcą tronu.

– Dwaj książęta walczący o władzę… Chociaż to raczej starcie pomiędzy wspierającymi ich frakcjami. Przez przeciąganie się tego konfliktu na tronie pozostaje stary cesarz, który pozwala robić arystokratom, co im się podoba i przez to właśnie ten kraj się rozpada.

– Ale przecież rodzina królewska jest liczniejsza.

– Tak, jest jeszcze trzeci książę. Ma dopiero piętnaście lat i wciąż się uczy, więc nie może nawet stanąć w szranki ze swoimi starszymi braćmi.

– R–Rany, jest jeszcze ktoś, pamiętasz?

– Co? A, no tak, teraz sobie przypomniałem, że w Fortecy Sierck przebywa jeszcze jeden członek rodziny królewskiej.

– No właśnie! T–To co o niej słyszałeś?! – Altina ponownie przybliżyła twarz do Regisa, więc odsunął się trochę na prawo, prawie wypadając przez to z wozu.

– Hmmm, „postrzelona wróblica”…

– Co takiego?

– Takie przezwisko w stolicy nadali księżniczce Marie Quatre. Jej pełne imię jest tak długie, że nikt nie jest w stanie go zapamiętać.

– Z pewnością jest długie…

– Marie Quatre Aljeantina de Belgaria, tak? Pamiętam opowieści o niej, ale samo imię ciężko wchodzi do głowy.

– Nie musisz się wysilać, żeby je zapamiętać. Przy okazji, czemu nazywają ją postrzeloną wróblicą?

– Miałbym problemy, gdyby doszło to do uszu osoby, pod której rozkazami będę… ale tak ją nazywają w stolicy.

– Dlatego właśnie pytam, czemu tak na nią mówią.

– To tylko zasłyszane plotki… A zresztą, mamy sporo czasu. Opowiem ci teraz o biednej księżniczce wysłanej do odległej prowincji.


Część 4[edit]

Piętnaście lat temu…

Zacznę od wcześniejszych wydarzeń, żeby opowiedzieć o matce Marie Quatre.

W stolicy cesarstwa, Wersalu, odbywało się wtedy przyjęcie urodzinowe naszego władcy.

Orkiestra grała walca, na stołach rozstawione były drogie potrawy, a generałowie przechwalali się swoimi zwycięstwami, kiedy tylko wyczuli do tego odpowiednią okazję.

Było to naprawdę wielkie przyjęcie, na które oprócz wpływowych arystokratów i różnych bogaczy zaproszono również niżej urodzonych szlachciców wraz z ich rodzinami.

Właśnie wśród nich siedziała kobieta o wręcz oszałamiającej urodzie.

Miała włosy tak czarne, jak nocne niebo i oczy o tej samej barwie, przez które jej blada cera przyciągała jeszcze większą uwagę.

W pewnym momencie cesarz wstał z tronu, przeszedł przez salę, omijając wszystkich zgromadzonych, i rozpoczął taką oto rozmowę z tą szesnastoletnią niewiastą.

– Mademoiselle, czy mógłbym prosić o taniec?

W oficjalnych dokumentach stoi, iż mademoiselle Claudette Barthélemy ukłoniła się grzecznie, a następnie odrzekła: – Tak, byłabym zaszczycona, monsieur. Czyż mógłbyś zdradzić mi swe imię?

Istnieje kilka teorii wyjaśniających, dlaczego go o to spytała. Tę, która mówi „Nie zdawała sobie sprawy, z kim rozmawia” można wręcz uznać za obelgę. Najpopularniejszymi są: „Wiedziała, że to on, ale zadała to pytanie z grzeczności” oraz „Ta kobieta była zdolna zażartować w obliczu jego wysokości”.

W każdym razie jedynie ona zna odpowiedź.

Podała mu rękę, a cesarz przyjął ją z uśmiechem na twarzy.

– Jakże nieuprzejmie z mojej strony. Nazywam się Lien Fernandi de Belgaria, jednak wszyscy nazywają mnie Lienem XV.

– A więc proszę, mów mi Claudette.

Na ruch batutą podobno najlepszego dyrygenta w całym cesarstwie w sali rozbrzmiała muzyka.

Później te wydarzenia nazwano sprawą Claudette.


Pół roku później, kiedy mademoiselle Claudette skończyła 17 lat, została czwartą królową.

Przybrała wtedy imię Mary Claudette de Belgaria i jak ludzie powiadają, była już w stanie błogosławionym.

Kiedy cesarz skończył 51 lat, królowa wydała na świat księżniczkę Marie Quatre Aljeantina de Belgaria, która zajmowała czwarte miejsce w kolejce do tronu.

Była prawowitą córką cesarza, jednak społeczeństwo uznało ją za nieślubne dziecko.

Kiedy Lien XV usłyszał o narodzinach swojego potomka, zadał głównemu szambelanowi następujące pytanie: – Czy dziecko ma czerwone włosy?

Pierwszy władca Cesarstwa Belgarii był wielkim mężczyzną o czerwonych włosach i oczach, czemu zawdzięczał przydomek Ognistego CesarzaL’Empereur Flamme. Pokonał barbarzyńców z sąsiednich krajów i stworzył na tych terenach własne państwo.

Lien XV, mimo że był chudy, także mógł poszczycić się wzrostem i ognistymi oczami oraz włosami.

Inaczej sprawa miała się z jego synami, którzy posiadali co prawda czerwone oczy, jednak kolory włosów – blond i brąz – odziedziczyli po matkach. Dodatkowo z pewnością nie można było uznać ich budowy ciała za potężną.

Główny kamerdyner ukłonił się z szacunkiem, a następnie odpowiedział: – Tak, wasza wysokość, dziecko ma czerwone włosy. Urodziła się jednak dziewczynka.

Wydawało się, że cesarz stracił wtedy wszelkie zainteresowanie księżniczką.

Dla arystokracji sam fakt, że niżej urodzona nie tylko została żoną cesarza, ale także poczęła mu dziecko, był jak splunięcie prosto w twarz.

Gdyby jednak Claudette urodziła wtedy chłopca, z całą pewnością od razu zostałby zabity. Tu dodam, że wedle jednej z plotek pierwszy książę był chorowity, ponieważ został otruty.

Na szczęście Marie Quatre była dziewczynką i do trzynastego roku życia nic jej się nie przytrafiło.

Wyróżniała się dzięki ćwiczeniom fechtunku oraz zgłębianiu wiedzy dotyczącej polityki, jednak było to także obiektem kpin na dworze cesarskim.

Kłopoty zaczęły się, kiedy osiągnęła wiek, w którym mogła pokazać się w wyższych sferach.


Marie Quatre była o wiele piękniejsza nawet od swojej matki.

Pewnego dnia popularność w wyższych kręgach zyskał pewien trubadur, który zachwycał ludzi swoją urodą oraz barytonowym głosem. Kiedy został zaproszony na dwór cesarski…

Mijając Marie Quatre, zaczął wychwalać w pieśni jej urodę: – Cóż za wspaniały dzień! Ujrzałem anioła, którego blask piękna przyćmić może samo słońce. Płomień jej włosów topi me serce, a błyszczące czerwone oczy sprawiły, że słowa zastygły mi w ustach.

To oczywiście rozwścieczyło cesarzową. Wyrzuciła go z cesarskiego dworu i zabroniła pokazywać się w wyższych sferach.

Na tym jednak się nie skończyło.

Jej synem był drugi książę, Allen Deux Latreille de Belgaria, znany ze swego ostrego jak brzytwa języka.

Co prawda oficjalnie przewodził jedynie pierwszej dywizji, jednak przez wiek cesarza oraz chorowitość swojego starszego brata w wieku 23 lat pod swoimi rozkazami miał już praktycznie całą armię cesarstwa.

Zaproponował wtedy: – Dowództwo tak pięknej księżniczki z pewnością podniesie ducha walki pewnych oficerów. Moim zdaniem powinniśmy powierzyć jej północny region, który znajduje się wręcz w patowej sytuacji.

– W takim razie będę oczekiwać pomyślnych raportów.

Już wtedy mówiło się, że miłość jego wysokości do królowej Claudette całkowicie wygasła.


I tak nastał rok 850.

Cesarz siedział na swym tronie, a po obu stronach prowadzącego do niego czerwonego dywanu stali arystokraci z chłodnymi uśmiechami na twarzach.

Nigdzie nie było widać czwartej królowej.

Marie Quatre ukłoniła się, potrząsając przy tym swymi ognistymi włosami.

– Dawno się nie widzieliśmy, wasza wysokość.

– … – Lien Piętnasty pokiwał jedynie głową.

Szambelan w imieniu cesarza odczytał dekret, w którym powierzył jego córce dowództwo nad regimentem stacjonującym w odległej prowincji Beilschmidt, chociaż była księżniczką i nie osiągnęła pełnoletności.

Arystokraci wybuchnęli śmiechem.

Nikt ze zgromadzonych nie wiedział, o czym pomyślała wtedy księżniczka.

Kiedy szambelan skończył odczytywać dekret, cesarz powiedział cicho: –…Pragniesz czegoś w ramach prezentu pożegnalnego?

Taki był zwyczaj, kiedy ktoś z rodziny cesarskiej opuszczał stolicę. Tradycyjną odpowiedzią było „Twe słowa, panie, są dla mnie największym z darów, jakim mogłeś mnie zaszczycić”, jednak Marie Quatre wypięła pierś i rzekła: – Chcę otrzymać jeden z mieczy 'L’Empereur Flamme!

Zgromadzeni spanikowali.

Arystokraci spojrzeli na nią z obrzydzeniem, a niektórzy nawet rzucili za jej plecami słowa, takie jak: – Ta żebraczka nie ma za grosz manier?

Po krótkiej chwili cesarz rzekł: – …Pierwszy cesarz posiadał siedem mieczy, a ty jesteś mym czwartym dzieckiem, dlatego też otrzymasz jego czwarty oręż. Kiedy nadejdzie dzień twego powrotu, złóż go ponownie w skarbcu.

Ostrze to było jednym z obusiecznych mieczy , którymi posługiwali się odziani w zbroję rycerze.

Nazywało się Grand Tonnerre Quatre.

Jednak zostało stworzone specjalnie dla pierwszego cesarza i było dopasowane do jego wzrostu, przez co miało długość 26 pa (192cm).

Marie Quatre była wysoka, jak na dziewczynę, jednak z powodu sporej długości i grubości tego miecza ludzie zaczęli naśmiewać się, iż jej wzrost na wiele się tu nie zda.

Arystokraci rzucali nawet szyderstwa pokroju: – Nie będzie w stanie go nawet unieść i odjedzie stąd okryta niesławą. – Tak zresztą uważała większość zgromadzonych.

Ona jednak się ukłoniła, złapała jedną ręką uchwyt miecza wystający z pochwy, a drugą go podtrzymała. Następnie rzekła: – Dziękuję z głębi serca , z przyjemnością go przyjmę.

Marie Quatre zebrała w sobie całą swoją siłę.

Marmurowa posadzka zaskrzypiała.

Księżniczka uniosła ten wielki miecz.

Arystokraci oniemieli i ze zdziwienia ich zamurowało.

Księżniczka zawiesiła miecz u biodra i rzekła: – Niniejszym przyjmuję tę wielką odpowiedzialność.

Ukłoniła się cesarzowi, a następnie rzuciła spojrzenie na patrzącego na nią z pogardą drugiego księcia oraz na przyglądającą się jej z nienawiścią cesarzową. Można jedynie spekulować, co chodziło jej wtedy po głowie.

Obróciła się i wyszła z sali audiencyjnej.


Część 5[edit]

– ...Tak właśnie głoszą plotki.

Zamieć uderzyła w wóz.

Regis chciał dokończyć opowieść, jednak Altina mu przerwała.

– Poczekaj chwilkę.

– Tak?

– To niby w którym miejscu ta opowieść wyjaśnia, skąd wziął się ten postrzelony wróbelek?

– A, to? Pamiętasz ten fragment, w którym księżniczka zawiesiła wielki miecz na biodrze?

– No i co w tym złego? Przecież tylko tam mogła go trzymać. Gdybym zawiesiła sobie coś takiego na plecach, na pewno musiałabym ciągnąć jego ostrze po ziemi.

– Widziałaś ją? A więc w fortecy też to robi.

– Co? Ach, tak… Widziałam.

– Więc tobie też to przyszło do głowy? No bo cywile, widząc drobną Marie Quatre z zawieszonym u biodra tym wielkim mieczem, powiedzieli „Wygląda jak wróbel trafiony strzałą”.

– Że co?!

Altina otworzyła szeroko oczy, a potem zamarła.

– Mimo że już wtedy mówiło się o jej urodzie, nie pokazywała się za często wśród ludzi i nie była zamieszana w żadne afery. Dlatego właśnie to przezwisko postrzelonej wróblicy do niej przylgnęło. Ja nie widziałem jej od wysłania na front.

– Nghh….

– Coś się stało? Strasznie się trzęsiesz. Aż tak ci zimno?

– Nic z tych rzeczy! Nie mam prawa narzekać, jednak nie podoba mi się to!

– Mogę cię prosić, żebyś jej tego nie mówiła? Znienawidziłaby mnie, gdyby to doszło do jej uszu.

– Nie musisz się o to martwić. Nie jest aż tak głupia, żeby znienawidzić kogoś tylko dlatego, że przekazał jej krążące plotki.

Regis wzruszył ramionami.

– Mam taką nadzieję. …A właśnie, jesteś głodna? Nie jadłaś obiadu, prawda?

– Masz coś do jedzenia?

– Zostawiłem sobie trochę chleba, bo chciałem przegryźć go podczas czytania.

Odłożył swój miecz na bok, otworzył torbę i wyjął z niej chleb.

– Niestety, nie mam do niego gorącego mleka.

– Podzielisz się ze mną?

– Przecież ci powiedziałem, jakimi zasadami się kieruję, prawda? Jednak jeśli nie chcesz, to nie będę go w ciebie wmuszać.

– …Chcę.

Regis uśmiechnął się, a następnie przełamał chleb i jedną z połówek dał Altinie.

– Proszę.

– Dziękuję… Nawet ten uśmiech jest zupełnie inny – powiedziała pod nosem Altina, patrząc na swoją część chleba.

– Co masz na myśli?

– …Wiele razy widziałam o wiele chłodniejsze uśmiechy.

– Hmm, gdzie?

– Na dworze cesarskim.

Altina ugryzła chleb.

W tym momencie koń zaczął hałasować.

Wydawał z siebie dźwięk przypominający krzyk osoby wołającej o pomoc.

Oboje wrócili na miejsce woźnicy.

– C–Co się stało…?

– To!

Altina wskazała miejsce znajdujące się przed wozem i stojącym dęba koniem.

Wśród śnieżycy było widać cienie.

W ciemności dostrzegli blask złotych oczu oraz pięć szczęk o kolorze krwi.

Regis poczuł się, jakby sama śmierć chwyciła go za serce.

– …Wilki.

– To szare wilkiloup gris.

– O–Ogień… Musimy rzucić w nie pochodnią. Masz krzesiwo?!

– Regis, uspokój się! Niby skąd miałabym je mieć?

– Usz… No racja.

– Jak tak dalej pójdzie, koń będzie w niebezpieczeństwie.

– A potem my dołączymy do niego w ich żołądku… Aghh…

Regis zszedł pod płachtę, gdzie znajdował się jego bagaż, wziął miecz do ręki i zeskoczył z tylnej części wozu.

Altina zamknęła oczy i westchnęła.

– Cóż, może i mówił, że będzie bronić cywili…

Ale bez względu na to, jak piękne poglądy głosi, i tak wszystkie tracą całkowicie na znaczeniu w obliczu niebezpieczeństwa – w taki sposób to odebrała.

– …Niczym się od nich nie różni.

Z tym że Regis obiegł wóz dookoła i stanął przed nim.

Nie uciekł.

Przyjął pozycję do walki, kierując swój miecz w największego szarego wilka z całej piątki.

– Uuu…!

– Co ty sobie wyobrażasz?! Przecież nawet rycerze mają problemy z zabiciem tych bestii!

– Wiem! Dlatego tylko to mogę zrobić.

Ręka Regisa, w której trzymał miecz, się trzęsła. Jednak powodem tego nie było jedynie zimno.

Po jego postawie można było poznać, że stał za tym kompletny brak doświadczenia.

Nie, sytuacja była gorsza.

Wyginał plecy jak kot, jednak nie przenosił w ogóle siły na biodra i w każdej chwili mógł się przewrócić.

Nawet dzieci bawiące się drewnianymi mieczami mogą z dumą przyjąć o wiele lepszą postawę.

Altina złapała się za głowę.

– Twoim zdaniem masz tak szansę z nimi wygrać?!

– Haha… Nie chcę się przechwalać, ale podczas ćwiczeń fechtunku nie wygrałem ani razu.

– Nie masz czym się szczycić!

– Altina, uciekaj… i zmuś konia do wysilenia nogi. Tutaj i tak skończyłby jako posiłek tych wilków…

– Mówisz poważnie?! Zdajesz sobie sprawę, że cię zabiją?! – krzyk Altiny przypominał pisk.

Regis się uśmiechnął.

Ale nie chciał w ten sposób sprawić, żeby poczuła się bezpiecznie. Nie była to też oznaka pewności siebie. Uśmiech po prostu pojawił się na jego twarzy.

Sam nie wiedział dlaczego.

– Możliwe, jednak… Odrzucenie swoich ideałów jest gorsze od śmierci.

– Hę?! – wydusiła z siebie Atlina.

Sam Regis poczuł się z tym dziwnie. Dlaczego się uśmiechnąłem? Czy tak zareagowałem na widok własnej głupoty? Nie, to negatywny sposób myślenia. Uznam, że to była pochwała za nieodrzucenie swoich wartości w tak poważnej sytuacji.

– Nawet ja… powinienem dać radę kupić trochę czasu. Wilki nie rzucają się od razu na cel, który zamiast uciekać pozostaje w miejscu. Najpierw muszą ocenić zagrożenie z jego strony. Zaatakują dopiero wtedy, kiedy będą stuprocentowo pewne wygranej. …Eee? Chwila, zbliżają się?!

– Tak. Bo z której strony nie patrzeć, twoja pozycja bojowa jest do niczego.

Z jakiegoś powodu głos Altiny jest weselszy. Chwila, czyżby właśnie się zaśmiała?

Podszedł do nich największy z grupy szarych wilków.

Otworzył pysk, pokazując swoje zęby, a następnie zawył.

Mimo że wciąż był daleko od Regisa, ten ciął mieczem powietrze, żeby to jego uznał za zagrożenie.

– C–Cholera!

Jednak przez ciężar ostrza się zachwiał. Czubek miecza wbił się w ziemię, a jego metalowa pochwa uderzyła go w kolano.

– Hę!?

– Regis, dziękuję. Bez wątpienia udało ci się obronić cywila. Znaczy się Altinę, która była woźnicą.

Regis odwrócił się, słysząc radośnie brzmiący głos. – Co?

Czerwone oczy Altiny aż płonęły.

Wyciągała z tylnej części wozu coś srebrnego, co w otaczającej ich zamieci wydawało się błyszczeć.

Odepchnęła drewno i cegły, a następnie swoją drobną ręką podniosła obiekt, który wcześniej był pod nimi ukryty.

Rozbrzmiał głośny zgrzyt.

Stało się coś wprost niewiarygodnego i trudnego do wyjaśnienia.

Przedmiot ten był ciężki, gruby i długi. Po prostu tak wielki, że Regisowi zajęło trochę czasu, zanim domyślił się, czym jest.

Jego całkowita długość była mniej więcej taka sama jak ta wozu, dzięki czemu mieścił się w nim na styk. Ciężar metalu, z jakiego wykonano tę broń, sprawiał wrażenie, że żaden człowiek nie dałby rady jej unieść.

Jednak mimo swoich rozmiarów wypolerowane ostrze nie miało na sobie ani jednego pyłku kurzu, a jego powierzchnia przypominała lustro.

Regisowi zadrżały usta. – …Grand Tonnerre Quatre.

Altina trzymała w prawej ręce miecz pierwszego cesarza.

Jej targany wiatrem płaszcz przypominał powiewającą cesarską pelerynę. Lewą ręką przytrzymywała swoje ogniste włosy.

Haken no Kouki Altina - Volume 01 - NCP3.JPG

– Teraz moja kolej, by obronić ciebie, Regisie. Cofnij się i patrz.

– Co…?!

– Po prostu patrz. Nieważne, czy na ten wielki miecz, wróblicę przebitą strzałą, czy jak największy z władców walczy tym ostrzem!

Altina zrobiła krok do przodu i stanęła na ziemi.

Ruszyła biegiem przez śnieżne zaspy.

Jej wielki miecz skierowany był w górę. Tnąc powietrze, wydawał z siebie wysoki dźwięk.

–Tjaaaaaaaaaaaa!

Ostrze powędrowało w dół.

Uderzenie rozdarło ziemię i wyrzuciło leżący na niej śnieg w powietrze.

To przypomina trafienie z armaty, a nie cięcie mieczem – pomyślał Regis, czując, jak ziemia pod jego stopami się zatrzęsła.

Nawet z szarych wilków nie będzie co zbierać. …O ile w nie trafił.

W powietrze powędrował jedynie leżący w miejscu trafienia śnieg, zaś grupa bestii uniknęła ciosu, odskakując do tyłu.

Altina wyjęła połowę chleba, którą schowała pod koszulą, i rzuciła ją w stronę wilków.

– Macie!

Chleb powędrował tuż pod łapy bestii.

– Dam wam go! A teraz odejdźcie!

Szare wilki powąchały chleb, który został rzucony w ich stronę, po czym jeden z nich chwycił go w psyk.

Bestie szybko się odwróciły i zniknęły gdzieś w śniegach zamieci.

Regisa opuściła cała siła i siadł na ziemi.


Część 6[edit]

Altina wbiła wielki miecz w ziemię i odwróciła się w stronę Regisa.

– Nic ci nie jest?

– Haha… boli mnie lewe kolano.

– Uderzyłeś się własnym mieczem?

– Byłem tak zdesperowany, że nie pamiętam.

Na twarzy Altiny pojawił się krzywy uśmiech.

Regis podrapał się po głowie.

– No więc… jesteś… znaczy się, mam przyjemność z jej wysokością czwartą księżniczką Marie Quatre Aljeantina de Belgaria… tak, wasza miłość?

– Nie jest na to trochę za późno?

– Haa… jesteś naprawdę okropna – nie mógł powstrzymać westchnięcia.

Altina uśmiechnęła się radośnie, zupełnie jakby jej plan się powiódł.

– Naprawdę się nie domyśliłeś?

– Oczywiście kolor włosów i oczu przykuł moją uwagę. Mam też wrażenie, że przezwisko Altina wywodzi się od Argentyny…

– Tak nazywała mnie mama.

– Imię Argentyna pochodzi od rodzinnego kraju mademoiselle Claudette Barthélemy i najwyraźniej skrótem od jego nazwy była Altina…

– Wiedziałeś aż tyle, a mimo to się nie domyśliłeś?

– Nie mieściło mi się to w głowie, więc od razu odrzuciłem tę myśl. W końcu jest członkiem rodziny cesarskiej i dowodzi fortecą, do której mnie wysłano, więc nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak ktoś taki mógłby w przebraniu woźnicy witać niskiego rangą oficera.

– W księgarni serce biło mi jak oszalałe, bo bałam się, że od razu się zorientujesz.

– Teraz rozumiem, dlaczego tamten sprzedawca zachowywał się tak podejrzanie. Zawsze robisz coś takiego?

– Nie! Gdyby tak było, krążyłyby plotki, że księżniczka jest idiotką.

– …Chociaż mam wrażenie, że po mieście zaczyna krążyć podobna... Nazywająca cię Księżniczką z Wozu.

– Ciekawe, co będzie lepsze. To czy postrzelona wróblica – zaczęła się poważnie nad tym zastanawiać.

Regis przechylił głowę na bok.

– Powiadasz, że nie robisz takich rzeczy cały czas… Więc czemu to uczyniłaś? Masz do mnie jakąś urazę?

– Urazę?

– Nieważne, pod jak różowym szkiełkiem na to spojrzeć, popełniłem lèse–majesté. Nie chodzi mi tu o ton, w jaki się do ciebie zwracałem, gdyż ukrywałaś swą tożsamość, lecz o znieważenie cesarza, co jest poważnym przestępstwem.

– Skoro o tym wiesz, czemu te słowa opuściły twoje usta?

– Pomiędzy zwykłymi obywatelami to coś w rodzaju powitania.

Altina skrzyżowała ręce i uniosła brwi.

Nie wpadli w panikę, jednak ich sytuacja się pogarszała. Wciąż trwała zamieć śnieżna, a w dodatku słońce już zaszło, więc zrobiło się jeszcze zimniej.

– …Nie chcę, żebyś źle mnie zrozumiał. Nie mam do ciebie żadnej urazy ani nie chcę cię oskarżyć o lèse–majesté.

– W takim razie dlaczego?

– Usłyszałam plotkę o zdolnym strategu.

– Czyżby o mnie? Z pewnością była znacznie wyolbrzymiona.

– Istnieje taka możliwość… Jednak potrzebuję pomocy kogoś takiego… Ale to nie może być ktoś, kto posiada jedynie talent, więc musiałam jakoś poznać twój sposób myślenia i dowiedzieć się, jakimi wartościami się kierujesz.

– Więc przebrałaś się za woźnicę?

– Pewnych rzeczy nie można powiedzieć członkowi rodziny cesarskiej, prawda? Chciałam poznać prawdziwego ciebie, Regisie Auric.

– Bez wątpienia dowiedziałaś się, że moje zainteresowanie sprawami wojskowymi jest równe zeru.

– Podobnie jak twoje umiejętności walki mieczem.

Altina zaśmiała się wesoło, a Regis podrapał się w głowę.

Po chwili księżniczka spojrzała gdzieś w dal.

– Ach… Wygląda na to, że miałeś rację.

– W czym?

Altina zaczęła nasłuchiwać.

Regis poszedł w jej ślady.

Po chwili…

Do jego uszu doszedł dźwięk zbliżających się końskich kopyt uderzających o śnieg.

Musi mieć naprawdę dobry słuch, skoro usłyszała to podczas rozmowy ze mną – pomyślał Regis z podziwem.

– …Tylko mi nie mów, że to bandyci albo barbarzyńcy.

– Na pewno nie, bo słyszę szczękanie metalu.

– Z tak daleka?

Zgodnie z tym, co powiedziała, ze śniegów zamieci wyłoniło się pięciu rycerzy na koniach.

Ubrani w zbroje żołnierze zeszli ze swoich rumaków i uklęknęli przed Altiną.

– Księżniczko, nic ci nie jest?! – spytał mężczyzna w średnim wieku, z głową gładką niczym tafla zmarzniętego jeziora i czarną brodą.

Altina pokiwała głową.

– Dziękuję, że po mnie przyjechaliście. Jestem cała… ale przeze mnie koń się zranił.

– A więc dobrze. W takim razie do wozu zaprzęgniemy mojego konia.

– Dobrze, zrób tak.

Dokonali zamiany, dzięki czemu wóz znów mógł jechać, zranionego konia przywiązano lejcami do tylnej części pojazdu, na którym znalazł się także miecz Altiny, zaniesiony tam przez dwóch rycerzy.

Kiedy Regis, wciąż siedząc na ziemi, obserwował sprawne działanie żołnierzy, podeszła do niego księżniczka i podała mu swoją rękę.

– No już, pora ruszać.

– Eee… Księżniczko?

– Przestań. To byłoby dziwne, gdybyś teraz zaczął tak na mnie mówić.

– Ale przecież sądziłem, że byłaś woźnicą…

– Źle bym się z tym czuła. Już raz pozwoliłam ci używać mojego przezwiska, mam teraz wyjść na kłamczuchę?

Ale nie udawałaś wtedy woźnicy? – nie mógł jednak powiedzieć tego na głos.

Po jego szyi zaczął spływać zimny pot.

Samo wysłanie mnie na front uważałem za wystarczająco złą sytuację, a tu się okazuje, że trafiłem do o wiele bardziej niezwykłego miejsca, niż mogłem przypuszczać.

Spojrzał w górę i położył swoją rękę na wyciągniętej w jego stronę dłoni.

– …Z pewnością da się wyczuć atmosferę tego miejsca… Ale naprawdę mogę nazywać cię Altiną?

– Oczywiście! – odpowiedziała głośno. – Witam w mojej jednostce. Wycisnę z ciebie ostatnie poty, Regisie Auric!


Komentarze[edit]

  1. Lieu - jednostka miary sprzed rewolucji Francuskiej
  2. http://en.wikipedia.org/wiki/Lanthanum - Niestety na polskiej stronie Wikipedii nie ma zbyt wielu informacji na ten temat.


Wróć do Ilustracje Strona Główna Idź do Rozdział 2