AnoHana: Tom 1 Rozdział 11

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 11 - Labirynt w mrocznym lesie[edit]

- Menma, gdzie jesteś?!

Kiedy wołaliśmy Menmę, Tetsudo pomyślał, że byłoby świetnie, gdyby Jinta mógłby wołać z nim... ale to życzenie, na nieszczęście, nie mogło się spełnić.

Jinta i Naruko już poszli.

Rety, już jest wystarczająco świetnie, pomyślał Tetsudo. Żeby Jinta wciąż wspominał, że Menma jest z nich wszystkich najlepsza.

Dawniej to Jinta był liderem.

Jinta był również tym, który wprowadził Tetsudo, z chudym i małym ciałem, do tego głupim, w Super Obrońców Pokoju. Jinta był bystry, dobry w sportach - niczym wspaniały bohater. Rozmawiał również z Tetsudo z uśmiechem olśniewającym jak słoneczniki w lecie.

- Twoja ksywka... Nazywasz się Tetsudo...Więc niech będzie Poppo!

Poppo. Ta ksywa nadana Tetsudo, który był często lekceważony w klasie, była bez wątpienia imieniem, które wyznaczało nowy początek.

Wiedział on o nieobecnościach Jintana w liceum.

Jednakże zlekceważył to. Było wiele różnych rzeczy w świecie, które Jinta mógł oglądać.

A wtedy, gdy znowu się spotkali po pięciu latach, Jinta chętnie zgodził się na ten pomysł.

Wypowiedział imię Menmy po raz kolejny.

Dla Tetsudo to było ważniejsze niż cokolwiek innego. Nie miało znaczenia, czy Menma naprawdę istniała, czy też była zaledwie halucynacją.

Coś, co było zawsze związane z “Menmą” w sercu Jinty zostało uwolnione. W ten sposób Super Obrońcy Pokoju zebrali się ponownie.

Faktycznie Jinta był wciąż ich kapitanem. Z punktu widzenia Tetsudo był on wiecznym i najdzielniejszym bohaterem.

Chciał po prostu wykrzyczeć to głośno - wykrzyczeć z głębi serca imię Menmy.

- Menma... Menma!

Kiedy Tetsudo tak wołał, Menma podążała za nim i także nawoływała. To imię, Menma, rozbrzmiewało w ciemnym lesie. Światło pochodzące z latarki Tetsudo oświetlało pierś Menmy, zagęszczając cienie.

Menma czuła radość, słysząc jak Tetsudo woła jej własne imię, do tego czerpała radość z przynależności do grupy Super Obrońców Pokoju, chociaż nie powinna tutaj istnieć. Bała się także, że nie jest teraz członkinią ich grupy.

Szczęśliwa, a zarazem niepewna - te uczucia nie dzieliły się po równo: szczęście wypełniało większą część. Mimo wszystko, bycie razem ze wszystkimi było radosną chwilą.

- Hej, Menma-san!

Tetsudo mógł wołać jej imię. Był w tym jakiś rodzaj szczęścia.

- Menma!!!

Meiko też krzyczała, nie zwracając uwagi, że coś czaiło się na dnie jej serca, i wyrzucając to na zewnątrz.



- Haah… Haah...

Czemu w ogóle idę z nimi, skoro mam szpilki... - myślała Naruko podczas biegu.

Za każdym razem, kiedy nastąpiła na nierówny grunt, jej buty na wysokich obcasach mogły sprawić, że skręciłaby sobie kostkę. - Przynajmniej pozwólcie mi zmienić na płaski obcas...

Nie tylko jej szpilki, ale również ubranie i paznokcie były wyszykowane. Opaska o słabej elastyczności owijała jej kostkę, dając wrażenie bycia skrępowaną. Dzięki niej czuła się pewniejsza siebie, stojąc przed ludźmi i patrząc im w oczy. Mogła dogadywać się z jej niedojrzałymi przyjaciółmi bez poczucia onieśmielenia...

Niemniej, czy naprawdę musi się tak stroić dla Super Obrońców Pokoju? Tego nie wiedziała.

Co więcej, stopniowo zapominała o powodzie, dla którego biegła. Naruko nie wierzyła słowom Jinty - w gruncie rzeczy nikt mu nie wierzył. To Atsumu próbował go drażnić, jako że od samego początku go nie lubił. A sposób rozumowania Chiriko był trudny do zrozumienia bez względu na sytuację. Już wtedy była dojrzałym dzieckiem, które spokojnie podchodziło do sprawy. Z kolei Tetsudo, być może on... naprawdę mu wierzył.

Tylko że... Nawet jeśli w tym tkwi szkopuł, czy nie jest to okropne?

Tym, który zaproponował to pierwszy, był najpewniej Jinta.

Ale nawet jeśli nie Tetsudo sprowokował go do tego, to Atsumu dolał oliwy do ognia, a Chiriko zlekceważyła tę sprawę... Więc tym, który został zmanipulowany był właściwie Jinta.

Tak, to Jinta był prawdziwą ofiarą, pomyślała w głębi serca Naruko.

Chociaż w jego pracy wpadła w wściekłość, jej złość wynikała z tego, że Jinta z taką łatwością wymawiał imię zmarłej osoby, ale również miała co do tego delikatne przeczucie.

Jinta mógł widzieć Menmę.

Jeśli to była prawda - oczywiście że była, prawda wyzierała z tej sprawy - to wtedy niewybaczalne było zachowanie wszystkich z Super Obrońców Pokoju, którzy bawili się uczuciami Jinty. Rzecz jasna, ją samą też to dotyczyło. Wiedziała, że nie powinna była dołączyć do tej złośliwej gierki.

Ale zawsze pozwalała ludziom dokoła niej, by mieli na nią wpływ.

Jinta w przeszłych dniach miał żywe spojrzenie i chciałaby, żeby on wrócił. Gdyby odpuściłaby go sobie, zraniłaby go... Dlaczego w ogóle znosił taki ciężki ból, skoro już był poorany bliznami?

- Hej!

Jej krzyk był głośnejszy niż się tego spodziewała. Kiedy Jinta odwrócił głowę, w tym momencie zauważyła jego stale rozchylone usta… tak jak w tamtych dniach. Serce Naruko mocniej zabiło, więc pospiesznie zaczęła mówić, bojąc się, że ktoś to może usłyszeć.

- N-nie sądzicie, że to idiotyczne?

Nie... to nie jest takie.

- Powiedziałeś, że widziałeś Menmę. To był tylko żart Matsuyukiego... Jeśli... jeśli przestaniesz wspominać o Menmie, to wszyscy będą mogli...

Nie to chciałam powiedzieć!

Sprawy, o których chciała powiedzieć w jej sercu i te, które głośno wypowiedziała nie zgrywały się z jej uczuciami. Być może przejawiało się to tylko lekkim odchyleniem w jej tonie, ale znaczenie było zupełnie inne.

Jinta odpowiedział w oczywiście niepocieszonym tonie:

- To czemu idziesz z nami?

- To dlatego, że...

Jinta zakończył rozmowę i odszedł.

Oczywiście, nie chciała go złościć. Lecz kiedy Naruko postąpiła w krok za nim, by go dogonić, jej nieodpowiedni strój zahaczył o coś wystającego z ziemi pod subtelnym kątem.

- Aaa?!

Nie mogła się powstrzymać od krzyku. Prawie by upadła, ale wtedy właśnie…

- Anjo?!

Jinta, który przybiegł w kilku krokach, gwałtownie chwycił ręce Naruko, łapiąc ją od tyłu.

Uszy Naruko poczerwieniały...

- D-dzięki! Przepra...

- Przestań żartować!

Jej słowa zostały przerwane przez niski głos. Był to głos mężczyzny, który przeszedł młodzieńczą mutację.

Ręce Yadomiego... drżą?

- Czyś ty zgłupiała?

W tym momencie Naruko zauważyła, że miejsce, w którym stała, poniżej było ciemną i głęboką wioską.

To była sceneria, której dotąd nie widziała, ale którą wyobrażała sobie wiele razy.

To miejsce, gdzie wypłynął sandał Meiko.

- Yadomi…

- Jeśli naprawdę... Nie tylko Menma, ale ty też...

Słowa mężczyzny wywołały w niej gorące uczucia. Drżące ręce zaciśnięte wokół jej nadgarstków... Jego napięte palce...

- Dorosłeś.

- Hę?

Nadal nieprzytomnie, ciało Naruto straciło siłę, która ją podtrzymywała.

Ledwo to mogło wypełnić słodyczą jej ciało i serce… Naruko powiedziała zgodnie z jej słabym oddechem:

- Powiedz. Czy ty naprawdę, naprawdę widzisz Menmę?

- Uch…

- Bo ty tak naprawdę ją kochasz, prawda?

- Że co?! - Jinta wrócił do zmysłów i brutalnie uwolnił nadgarstki Naruko, lecz ona ciągnęła dalej:

- Lubisz ją tak bardzo, że widzisz rzeczy, które nie istnieją...

- Ty, ty...

Przypisując to wahaniu Jinty, spod jej oczu wytrysnęło gorące, wilgotne uczucie..

Nie mogła w to uwierzyć, ale...

- Um... Jeśli widzisz Menmę to opiekuj się nią. Chociaż nie wiedzieć czemu proszę cię o przysługę...

- Anjo…

Jego słowa całkiem pasowały do jej uczuć. Nie tylko wobec Meiko, ale również wobec do Jinty... Miała nadzieję, że on będzie traktować ją łagodnie.

Nieco ciepła z dłoni Jinty wciąż pozostawało na nadgarstku Naruko, przyklejone do jej skóry jak blizna. Pomyślała, że jest beznadziejna, skoro robiło jej się gorąco na zwykły kontakt z nim.



Bez choćby mrugnięcia, Chiriko patrzyła, jak Atsumu grilluje mięso, które przyniósł. Trzeba przewrócić steki na drugą stronę, inaczej się przypalą, pomyślała Chiriko. Atsumu wyglądał na pochłoniętego tym zajęciem.

Jednakże nie zwróciła mu na to uwagi. Chciała, żeby poczuł smak porażki i przypalił steki.

- Ach.

Zmienił się kolor dymu. Kiedy Atsumu desperacko odwrócił mięso, wydał z siebie cichy okrzyk.

- No właśnie. Rzadko gotujesz, a przyniosłeś to, żeby pokazać, jaki jesteś fajny.

Atsumu jęknął.

- Myślę, że to źle gdy mówisz tak, jakbyś przenikała wskroś ludzi.

- Czemu źle?

- Nie będziesz się cieszyć powodzeniem wśród chłopaków.

- Dzięki za twoją troskę.

Wśród Super Obrońców Pokoju jedynie Atsumu i Chiriko utrzymywali przyjazne stosunki. I choć mówili wszystkim, że żywią ku sobie pozytywne uczucia, to jednak w tej grupie były różnice w tym, jak silne były emocje. W tym czasie, najsłabsi w uczuciach byli prawdopodobnie Atsumu i Chiriko.

O czym myślał Atsumu?, zastanawiała się Chiriko. Gdyby mogła przeniknąć go wskroś... Do pewnego stopnia potrafiła, tak jak przypuszczał Atsumu, ale kiedy bardziej się zagłębiała to traciła koncentrację i wszystko stawało się mgliste.

W miarę jak dorastali i zwiększał się dystans między przyjaciółmi, stopniowo nie mogła już przejrzeć, jaką osobą był Atsumu. Od tego momentu Chiriko zwiększyła moc w swoich szkłach.

A skoro nie mogła go przejrzeć...

- Przestań się wydurniać.

- Hę?

Chiriko nie mogła mu odpowiedzieć w miły sposób.

To dlatego, że nie mogła ponownie przeniknąć go wskroś.



Atsumu podniósł głowę.

Wraz z przypalonym mięsem i gęstym dymem, płomienie świec kołysały się w ponurej szarości, oświetlając Tetsudo i resztę, którzy wrócili z nieudanej próby znalezienia Menmy.

Jinta i Naruko byli kawałek dalej...

- Co? Menmy tu nie ma! Yukiatsu!

- …

Atsumu posłał Jincie spojrzenie.

Obok niego była Meiko, która sprawiała, że był on kapryśny i porywczy. Oczywiście, Atsumu nie był świadom jej obecności.

- Hej, Yukiatsu. Mięso się grilluje?

Meiko nazwała Astumu jego ksywką.

Ten głosik słodki jak miód, do którego tęsknił był tuż obok, ale tego Atsumu nie wiedział. Po prostu wbił spojrzenie w Jintę.

Nie chodził on do szkoły. Włosy mu urosły, ale wzrost nie zmienił się za bardzo. Mimo to wciąż roztaczał wokół siebie aurę autorytetu.

Być może była to prawda, być może to efekt wspomnienia, w którym Jinta zawsze był taki w oczach Atumu, ale rzeczywisty powód...

On jest wstrętny.

Nie spuszczał z niego spojrzenia. Dostrzegając wzrok Atsumu, Jinta również na niego zerknął, ale ten nie trwał w tej pozie zbyt długo i wkrótce odwrócił oczy.

Wygrałem...

Musiałem się podjąć rywalizacji między wygranym a przegranym jak dzieciak, ale czemu?

Jakoś nie czuję smaku wygranej - dlaczego tak jest?

- Hej, drogocenne mięso się przypala!

- Będzie druga tura. Czekajcie chwilę.



Gdy przypatrywałem się, jak Matsuyuki przyprawia mięso solą i pieprzem, bezwiednie wpakowałem w usta te niemieckie kiełbaski w rozmiarze kraba.

Minęło już trochę czasu i zimne kiełbaski nasiąknęły tłuszczem.

Ale obrzydliwe… Wszystko, wliczając tę wilgotną noc było obrzydliwe.

Matsuyuki beznamiętnie grillował następne mięso.

Powiedział, że widział Menmę… Powiedział to z takim spokojem.

Bez wątpienia musiał skłamać. Cokolwiek planował… Co za beznadzieja. Jeśli chciał grać to niech przynajmniej to robi do samego końca…

- Skoro o tym mowa - posunąłeś się za daleko, Yukiatsu! Zachowujesz się tak obojętnie i odmawiasz pójścia z nami...

- Och?

Ręka Matsuyukiego przewracająca mięso zamarła, a on odpowiedział :

- Kiedy Menma pojawiła się przede mną poprosiła mnie, żebym wam powiedział, byście dali sobie z tym spokój.

- Uch…?

Matsuyuki gapił się na mnie z tym uśmieszkiem w kąciku ust - znowu wystawiał mnie na próbę tymi obrzydliwymi oczami.

- E? Menma tak ci powiedziała?

Stojąc obok mnie, Menma przechyliła głowę w zdumieniu.

Czyli tu jest pies pogrzebany… Cokolwiek planował - co za dupek.

Dołączył do tego grilla tylko żeby ze mnie zadrwić? I tylko w tym celu kupił tak drogie mięso?

- Spełnianie jej życzenia jako wymówkę do głupiego żartu pewnie tylko przysparza Menmie zmartwień. - Matsuyuki posłał mi spojrzenie, widocznie zamierzając kontynuować.

- Przestań, Matsuyuki!

Wszyscy zorientowali się w zamierzeniach Matsuyukiego, a Anjo wyglądała nawet na bardziej poruszoną niż Matsuyuki czy ja.

- Menma nie chciałaby, żeby coś takiego się stało, czyż nie? Minęło pięć lat, a wciąż niechętnie pozwalamy jej odejść.

- Ej, Yukiatsu, ty…!

- Mmm...

- Już nad tym rozmyślałem. Chociaż bezmyślnie dołączyłem w tym do Yadomiego, Menma z pewnością jest z tego powodu nieszczęśliwa.

- …

- Yadomi. Jesteś takim biedactwem. Menmy tu nie ma, a ty nie chodzisz do szkoły. Śmiechu warte…

- Jintan!

Menma wpatrywała się we mnie wielkimi oczami.

Już stałem się skorupą. Nie obchodzi mnie, co mówicie.

- Ale kiedy mówisz takie bzdury, to nie ty stajesz się biedactwem, tylko Menma...

Nie mogłem zrozumieć uczuć Matsuyukiego. Nienawidzi mnie, bo powiedziałem to Menmie tamtego dnia?

- To nie tak!

Spojrzałem na Menmę.

Mocno potrząsnęła głową - nie na mnie, lecz na wszystkich.

- To nie tak! Tym, kto jest biedactwem... Chociaż Menma nie rozumie, chociaż nie wie, dlaczego jest tutaj… Jest tutaj mnóstwo, mnóstwo przerażających rzeczy i miejsc, których nie jestem pewna, ale…!

Kiedy wróciłem do zmysłów, Menma wybuchnęła płaczem.

Jej twarz była opuchnięta od płaczu, a pięści kurczowo zaciśnięte.

- Kiedy wszyscy mogą się razem zebrać… Kiedy wszyscy rozmyślają o sprawach Menmy… To bez wątpienia powód mojego szczęścia!

- Ach!

- Hej, Yadomi. Powinieneś zapomnieć o Menmie. Przestań pozwalać jej zaprzątać twoje myśli…

- Nie! To bez sensu… To bez sensu!

Jej głos nie mógł sięgnąć uszu Matsuyukiego, lecz mimo to wciąż kontynuowała, by go zbesztać.

- Chociaż umarłam… Menma wciąż pokłada nadzieję, że wszyscy będą dobrymi przyjaciółmi! Dlatego…

Menma gwałtownie podniosła głowę, jakby rozrzucając łzy:

- Dlatego przestańcie się kłócić o Menmę!!!

- Ej, wy.

- Yy… Yadomi?

Ej, wy - wymsknęło mi się przypadkowo.

Przestańcie się kłócić… przestańcie się kłócić o Menmę. Musisz nas martwić do tej pory?

Twoje życzenie zostało przez innych uznane za brednię, twoja niezgoda nieusłyszana a twe słowa niemożliwe do przekazania.

Czy to nie ty jesteś najbardziej zraniona?

- Heh… Wygląda na to, że chcesz coś powiedzieć, co Yadomi?

Matsuyuki przywołał na twarz prowokacyjny uśmieszek.

Musiałem coś rzec.

- Ach… ach…

Chciałem powiedzieć o tylu sprawach, że przekraczało to liczbę.

Jednakże słowa zdawały się głęboko utkwić mi w gardle. Nieważne co powiem, i tak mnie wezmą za pomyleńca.

Nie chciałem, by to się stało.

To nie dlatego, że utraciłem swój status jako lidera - o to nie dbałem od dawna.

To dlatego, że Menma była tutaj. Prawdopodobnie była tylko moją halucynacją, ale bądź co bądź była tu - jej oczy wypełnione były łzami, a ramiona drżały. Nie chciałem, żeby się wyśmiewano.

Co bym nie powiedział, Matsuyuki i tak by mnie z przyjemnością zmiażdżył, jednakże jego ból - czy raczej powinienem powiedzieć mój ból - mógłby jeszcze bardziej zranić Menmę. Więc…

- No, Yadomi. O co chodzi? Nie masz nic do powiedzenia?

- Wystarczy! Yukiatsu!!!

W momencie, gdy Hisakawa chciał chwycić ramię Matsuyukiego…

- …

Menma zerwała się do biegu, jakby nagle podjęła decyzję.

- Uch…?

Podbiegła do leżącej na ziemi torby z zimnymi ogniami Anjo i sięgnęła ręką do środka…

- Zaufajcie mi! - wykrzyknęła i rozerwała opakowanie.

- Uch?!

Nie wszyscy byli tego świadomi od początku.

Ale kiedy krzyknąłem, podążyli za moim spojrzeniem i zaniemówili, zupełnie jak ja.

- Co?!

- Eeee?!

Odzyskawszy głos, zrobili sporo szumu - jak przystało na ludzi, którzy z pierwszej ręki poznali opowieść o letniej zjawie.

Na moich oczach Menma otworzyła zimne ognie i wyjęła jedną pałeczkę. Ja mogłem ją zobaczyć, ale oni…

- Co to ma być? Dlaczego zimne ognie się same ruszają?!

- Hej, Yadomi! Przestań robić sobie żarty; co to za mechanizm?

Nawet twarz Matsuyukiego wyrażała napięcie, a jego głos brzmiał, jakby oszalał.

- Przestań się wygłupiać… Przestań, Menma!!!

Właściwie zauważyłem to już na początku. Menma mogła wszystkiego dotykać. Czy halucynacja mogła dotykać przedmioty? Nie, teraz się nie liczyło, czy była nią czy nie.

W takim wypadku dowód na istnienie Menmy stał się niepodważalny.

Ale nie chciałem, żeby to się stało.

Menma była naszą przyjaciółką. Nawet teraz wciąż nią pozostawała. Miała ten sam łagodny uśmiech co wtedy. Mówiła nawet ‘jo’ i ‘bobobo’ jak dziecko.

Była to letnia zjawa... Nie chciałem, żeby Super Obrońcy Pokoju tak na nią patrzyli.

- Menma!

Ale Menma nie przestawała. Nie przejmowała się, czy będą nią przerażeni lub ją z czymś pomylą. Delikatnie chwyciła pałeczkę w jej dłoń, blisko świec, które Tsurumi przygotowała na historie o duchach.

Szzzzzzz...

Podążając za iskrzącym odgłosem szybkim jak bąbelki w napoju gazowanym, główna linia została rozpalona.

- !!!

Przed twarzami wszystkich Menma pomachała sztucznym ogniem, przecinając powietrze.

Smugi światła przeszywały ciemności.

Przywołało to wspomnienia z tamtego lata.

Wszyscy zebraliśmy swoje kieszonkowe i kupiliśmy zimne ognie. Jako dzieci mieliśmy ograniczone możliwości zabawy z ogniem, ale kiedy robiliśmy niedozwolone rzeczy to nas jeszcze bardziej nakręcało. Dlatego też wszyscy z utęsknieniem czekaliśmy, aż się ściemni.

Było tak samo jak tamtego dnia: laseczka zapaliła się z dźwiękiem “szzzzzz”, który brzmiał jak bąbelki w napoju gazowanym. Wszyscy patrzyli na ognistą pałeczkę, wszyscy krzyczeli z radości.

- Łoooa! Zarąbiście, Jintan! Jest okrągłe! Okrągłe!!!

W rzeczy samej, byliśmy dziećmi. Patrząc jedynie na fascynujący ogień nie było ciekawe. Zapaliliśmy wszyscy pałeczki i, pośród ciemności, rysowaliśmy w powietrzu nieskończoną ilość kółeczek. Szybko skręciłem nadgarstkiem i nakreśliłem kilka kółek, a kiedy Menma zobaczyła, co robię...

- Zgadnijcie, co to?

Pomachała zimnym ogniem, kreśląc dziwną figurę.

- Co to jest, ósemka?

-Ach, czy to wieczność?

Tsurumi miała rację. Menma przytaknęła z radością.

- Dokładnie, to symbol wieczności!

- Eheh. A co to jest wieczność?

- Nie wiesz, Poppo? Wieczność znaczy wciąż i wciąż, na zawsze.

Na wyjaśnienie Matsuyukiego Menma ponownie przytaknęła.

- O tak! To jesteśmy my - Super Obrońcy Pokoju!

A wtedy się nagle uśmiechnęła.

- To znaczy, że będziemy najlepszymi przyjaciółmi wciąż i wciąż, na zawsze!!!



- …Menma.

W ciemności, ze świetlnych śladów zimnego ognia powstał kwiat.

Ten kwiat został stworzony z powtarzającego się machania pałeczką Menmy, która powtarzała nam znaczenie “najlepszych przyjaciół”.

- A...

Wszyscy, którzy na początku byli przerażeni... Teraz spojrzeli na to i zaczęli sobie przypominać sprawy z tamtego okresu; ich twarze były również pełne ulgi.

To nie były to oblicza na widok letniego ducha widzianego z pierwszej ręki.

Nie było to po prostu zaskoczenie czy zakłopotanie.

- To naprawdę jest... Menma.

Ledwo co Anjo wymamrotała podświadomie, kiedy...

- ...Kto tak żartuje?!

Kiedy rozbrzmiał krzyk Matsuyukiego, Menma zamarła.

- Yukiatsu…?

- Kto tak żartuje? Kto to jest? Nie wierzę w to! Nigdy nie uwierzę!!! - wrzaski Matsuyukiego rozbrzmiewały w ciemnym lesie.

Jego nerwowe i niespokojne kroki stopniowo cichły. Nikt go nie zatrzymywał - wszyscy słuchali w ciszy, jak się oddalał.

Jego głos zaniknął. Bzyczący dźwięk letnich owadów znów dominował, ale wszyscy pozostawali w milczeniu.

Ta cisza wskazywała na to, że wierzą oni w Menmę. Ta cisza najgłośniejszym krzykiem deklarowała prawdę.

Zimny ogień w dłoni Menmy wypalił się do końca, niezauważony przez nas.

- Jintan.

Menma uśmiechnęła się do mnie. To był ten sam nieładny, krzepki uśmiech co tamtego dnia.

- Przepraszam.

Przeprosiła z nieznanego mi powodu.



Powrót do Rozdział 10 - Grill Strona Główna Idź do Rozdział 12 - Powszechna trauma