AnoHana: Tom 1 Rozdział 13

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 13 - Letni odludek[edit]

Zapaliłem kadzidło odstraszające komary. Strużka dymu powoli się uniosła i rozeszła po wilgotnym salonie.

- Mmmah. Co za aromat. Menma uważa, że zapach kadzidła przeciwko komarom to najlepszy zapach na świecie!

Menma była nienormalnie podekscytowana kiedy wróciłem do domu. To oczywiste, że zwyczajnie udawała radość, więc pod wpływem podświadomości wodziłem napiętym wzrokiem. Być może, Menma zachowywała ostrożność ze względu na mój wygląd. Nie miałem zamiaru jej tego wyrzucać, jednak ona wyśpiewywała szczęśliwe rzeczy, które się dzisiaj wydarzyły.

- Ah… ah. Menma chce spojrzeć na Menmę. Jaka szkoda!

- …

- Czy Menma Luigi nosi taką samą zieloną sukienkę? Ah, ale Menma nie ma ani trochę czerwieni.

Wszyscy uwierzyli w obecność Menmy.

Tak jak sobie wyobrażałem, w ich twarzach zaszła zmiana i nic już nie mówili. Wyszli bez choćby jednego słowa odnośnie Menmy. Zdaje się, że przynajmniej uwierzyli w to co mówiłem, jak Hisakawa.

- Czy Menma Luigi będzie wyższa niż Menma Mario?

Nawet mnie z początku zszokowała. Nie da rady tego obejść.

Mogłem widzieć Menmę i z nią rozmawiać. Z tej przyczyny potrafiłem zaakceptować jej obecność. Lecz nawet jeśli powiedziałem, że Menma tam była, być może oni, którzy nie mogli widzieć duchów, wyobrażali sobie Menmę jako zombie, nieustannie rozrzucającą fragmenty ciała.

Napisała „wieczność” w powietrzu. W tym momencie, Menma którą znali nie była ich najlepszą przyjaciółką, ani Menmą którą zachowali w wspomnieniach.

To był duch.

- Jeśli Menma Luigi jest ładniejsza, to czy Jintan uzna Menmę Luigi za lepszą?

Gdyby wzięli ją za ducha - za coś przepełnione oczywistymi uprzedzeniami - wolałbym już, żeby brali Menmę za moją osobistą halucynację.

Tak, nienawidziłem faktu, iż została ukoronowana innym imieniem.

Nienawidziłem, gdy była nazywana inaczej niż Menma.

- Hej, Jintan?

- Ah… eh? Co?

- W ogóle nie słuchasz co mówię! Hmph. Powiedziałam… Menma Mario...

- … Menma, muszę cię o coś zapytać.

- Ah! Znowu zadajesz pytania! Nawet mi nie odpowiedziałeś!

- Co… powinienem przeprosić?

- !

Fu. Menma opuściła głowę.

Pomyślała przez chwilę z głową ku podłodze, po czym powoli, kawałek po kawałku, powiedziała miękkim głosem, jakby rozpakowywała niechlujne zawiniątko.

- Lepiej gdy Menma jest odosobniona.

- Eh…

Odosobniona?

- Kiedy wróciłam do domu mama dawała Menmie… kładła miskę curry na ołtarzyku Menmy.

- Ah…

Menma pobladła na twarzy.

Menma wróciła do domu. Nie ma w tym nic niewłaściwego. Ale dlaczego wypowiadała to takim głosem i z tak zasmuconą twarzą?

- Mama powiedziała o Menmie, że jest odrobinę głupia i mogła wrócić do domu. Mama zachowywała się jakby to z pewnością miało zasmucić tatę, Satoriego i wszystkich.

Menma mówiła zaciskając dłonie położone na kolanach, próbując jak tylko mogła zatrzymać napływające jej do oczu łzy.

Czemu zachowywałem się tak okrutnie? Chciałem natychmiast zmienić temat, ale wiedziałem, że muszę wysłuchać Menmy, widząc ją drżącą, starającą się spleść kilka słów.

- Więc, Menma myśli, że może lepiej jest pozwolić wszystkim czuć, że Menma już nie żyje i poszła do nieba.

- …

- To dlatego, że nikt nie mógł zobaczyć Menmy. Więc, lepiej dla Menmy pozostać w odosobnieniu.

Ahah… westchnąłem.

Zawsze taka była. Gadała pełno głupstw, zachowywała jak idiotka, a każdą decyzję zawsze uzależniała od dobra innych.

Obserwowała jak wszyscy się czują i wyglądają, nawet kiedy błaznowała.

- A w rezultacie postąpiłam lekkomyślnie. Powiedziałam wszystkim, że tam byłam. Nawet zapaliłam zimne ognie. Gdybym nie pozwoliła im tego zobaczyć kiedy nie powinni… wszystko by z pewnością…

Łzy popłynęły strumieniem z oczu Menmy już poza jej kontrolą.

Ale, Menma, nie uważasz tego za dość dziwne? Ponieważ…

- Nie możesz być odludkiem.

- Jintan…

- To dlatego, że ja cię wciąż widzę. Już uwierzyłem w twoja obecność; nie mogę uwierzyć bardziej.

- Ach!

Menma przyglądała mi się jakby patrzyła na coś osobliwego, jak na ducha, wzrokiem bez wyrazu.

- Jestem bardzo szczęśliwa - Menma wymamrotała w ciszy zaskoczonym głosem.

- Gaszę światła.

- Dobrze. Dobranoc!

Menma opadła na łóżko, więc ja musiałem spać na kanapie. Dzisiaj wybrałem inną pozycję - plecy mnie bolały.

Ciemny pokój rozjaśniało tylko światło księżyca przesiąkające przez zasłony. To światło delikatnie i mgliście opadało na białe ramiona Menmy.

Czy światło księżyca bywało tak jasne?

Dotychczas moim życiem w zasadzie było granie w gry aż nie zasnąłem… dwadzieścia cztery na siedem. Światła w domu zawsze zostawiałem włączone. Nie wyłączałem ich nawet w te dni, kiedy nie były potrzebne.

Jaskrawe światła jarzeniówek zawsze lśniły w mojej ciemności, a teraz…

Naturalny i subtelny blask okrył Menmę…

- Jintan.

- Eh…?

Leżąc na boku, Menma przemówiła zwrócona do mnie plecami.

- Mogę cię o coś zapytać?

- O co chodzi? Ahah. Co cię trapi Menma Mario?

- Szkoła. Nie chodzisz do szkoły z powodu Menmy?

- …

Głos tak miękki, że prawie niedosłyszalny. Co to było?

- Pamiętasz co powiedział Matsuyuki?

Matsuyuki rzekł, że nie poszedłem do szkoły z powodu nieobecności Menmy, ale nie miałem energii przejmować się każdym słowem jakie wypowiedział po tym jak usłyszałem od niego tyle złych rzeczy.

- Tak. Ale… ale to nie przez ciebie.

Sam nie znałem powodu.

Menma odeszła. Mama odeszła. Zawaliłem egzaminy. Istniało tak wiele powodów, aby nie iść do szkoły, ale…

- … To dlatego, że nie lubię się męczyć. To wszystko.

- Tak. Oh…

Menma odwróciła się, koc zrolował się u jej nóg. Spojrzała na mnie, a jej oczy zalśniły figlarnym blaskiem.

- Ah. Być może, to jest życzenie Menmy? Mam nadzieję, że Jintan pójdzie do szkoły! – Powiedziała w żartobliwy sposób.

- Mówię ci. Wykorzystujesz swoje życzenie, tylko po to, żeby wymyślić powód.

- Hehe…

Menma przybrała szeroki uśmiech, oczywiście udawany.

Mówiłem dalej chcąc odpędzić możliwość wspominania o rzeczach, które zdarzyły się w szkole…

- No cóż. Dobranoc naprawdę!

- Tak. Dobranoc.

Po chwili, oddech Menmy stał się głęboki i regularny.

Wiele rzeczy uległo zmianie, kiedy Menmy nie było.

Mój wiek, wzrost różnił się.

Przyjaźń Super Obrońców Pokoju także uległa zmianie. Ale byłoby wspaniale gdybyśmy choć trochę… nie, gdybyśmy mogli być tak blisko jak kiedyś.

- Eheh. Jinta-kun. Coś się stało?

Salon wypełniało poranne powietrze. Ostatnimi czasy rzadko wstawałem zanim tata poszedł do pracy… a w dodatku założyłem mój szkolny mundurek. Ojciec przypatrywał się mi, kiedy schodziłem na dół.

- Nie. Nic. Nic specjalnego.

- Nie. Nic.

Jak papuga naśladująca czyjeś słowa tata powtórzył to, co powiedziałem. Udawał także, że nic się nie dzieje, lecz wiercił się niespokojnie.

- J-jadłeś już śniadanie?

- Taa. Nie.

- Naprawdę? Ale zjedz coś. Oh, jest trochę zsiadłego mleka.

- Okej…

Podszedłem prosto do zlewu i wycisnąłem gruby pasek pasty do zębów na szczoteczkę. Mimo wszystko, potrzebowałem jakiś bodźców, żeby uciec od rzeczy, które zdarzyły się w przeszłości.

W odbiciu lustra widziałem jak tata szykuje się do pracy. Był rzeczywiście niespokojny, szpiegował mnie okazjonalnie, a następnie odwracając wzrok, kiedy spotykał się z moimi oczami w lustrze.

„Pat.”

Wyplułem z ust ślinę o smaku ostrej mięty.

Wybierałem się do szkoły, jednak tata nie wydawał się być tym uszczęśliwiony.

Widząc reakcję ojca byłem pewien, że sprawiłem mu wiele kłopotów. Wtedy, gdy powiedziałem, że nie chcę chodzić do szkoły, musiał czuć się bardzo zdezorientowany… - Wuaghh!

Nagle Menma klęczała tuż przy moich stopach.

- Eh. Jinta-kun?

- Ah… Nie. Nic.

- Znowu to? Jesteś obcym z planet Ni-nicości! Wykorzystując fakt, że tata nie słyszał jej głosu, Menma mówiła głośno jak zwykle. Mogłem jedynie odrzec miękko – Wcześnie się obudziłaś… - Menma żartowała.

- Heh?

Żartowała - Menma patrzyła na mnie i wypowiedziała stanowczo to niewłaściwe słowo.

- Menma żartowała wczoraj o posiadaniu życzenia, w którym Jintan idzie do szkoły.

- Eh…

- W porządku jeśli nie pójdziesz. Nie zmuszaj się tak bardzo.

Jakby miała się rozpłakać, a jednak prowokowała mnie… Westchnienie. Mam jej już dość.

- Głupek.

Lekko puknąłem Menmę w czoło pod kątem niewidocznym dla ojca.

- Ah!

- Po prostu myślę, że już czas wrócić do szkoły. Jest tak samo jak gdy nie chodziłem: nie ma szczególnego powodu.

- Jintan…

Na pewno spełnię życzenie Menmy.

Oczywiście nie twierdzę, że życzeniem Menmy jest moje pójście do szkoły. Ponadto, nie ma to nic wspólnego ze „wszystkimi”.

Ale, jeśli niczego nie zrobię, stanę się niespokojny i niecierpliwy.

Pragnąłem być bardziej jak ja z przeszłości. To wszystko.

Ciągnące się, paskudne, niepokojąco brzęczące dźwięki cykad mieszały się z urywanymi, idiotycznymi śmiechami jakiś chłopaków. W tym połączeniu, głosy chłopaków miały nawet pewne zalety.

Droga do szkoły była naprawdę krótka. Zachłysnąłem się w zdumieniu. Oczywiście nic w tym zaskakującego. Chociaż oprócz paru egzaminów, odwiedziłem szkołę niewielką ilość razy.

Naprawdę nie miałem ochoty iść. Im więcej myślałem, tym szybciej tam dotarłem.

Szyja mi płonęła pod uporczywymi promieniami słońca, że aż bolało. Ahah. Pot zaczął się lać.

Każda twarz mijanych uczniów wydawała się znajoma, jednak czułem, że nigdy wcześniej ich nie widziałem. Rozpoznawanie ludzi po twarzach nie jest zbyt przydatne. Racja. Czy nie lepiej, że nie poznałem ich kiedy wstępowałem do szkoły? Zwyczajnie uznam te hałasy za nieskładne fragmenty dźwięków.

Zatrzymałem się nieświadomie próbując rozpoznać twarze wszystkich.

- …Gorąco. Jak gorąco. Jak strasznie gorąco…

Powtarzałem to w kółko.

Musiano mnie uznać za dziwaka, kogoś kto gada sam ze sobą. Jednakże nic nie mogłem poradzić. Gdybym czegoś nie mówił, informacje atakujące moje uszy były by czymś nie do zniesienia.

- Och, spójrz. Czy to nie Yadomi?

- !!!

Z tego zlepku dźwięków wyodrębniła się kobieta w średnim wieku z gardłem nalanym tłuszczem.

Nie mając innego wyjścia odwróciłem się i zobaczyłem dwie kobiety, które chyba powinienem znać, lecz nie znałem.

- Idziesz do szkoły? Brawo! Brawo!

Może dlatego, że odwróciłem się wprost do nich, ich zamazane twarze stały się wyraźne. Rozpoznałem w jednej z nich osobę uczącą się w równoległej klasie, kiedy uczęszczałem do gimnazjum.

Powinny być teraz przyjaciółkami Anjo. Ale nie wydawały się wtedy takie czarne? Po kiego u licha tak się solaryzują? To był kolor pieczonej wieprzowiny.

- Uh? Nie wyglądasz najlepiej, co?

- …

Spojrzałem na nią w podłym nastroju. Przestań do mnie mówić, starałem się zasugerować.

„Pieczona wieprzowina” zdawała się trochę wycofywać, ale…

- Spokojnie. Spokojnie. Nikogo by nie obchodziło, gdybyś po prostu nie przyszedł przez semestr, lub może powinnam powiedzieć, nikogo nie obchodzi Yadomi.

- Ahahaha!

Rozległ się jeszcze donioślejszy głos.

Co one to cholery wyprawiają? Ta pieczona wieprzowina i nikt ważny - co one knują? Kpią sobie ze mnie? Czy może…

- Dobry…?!

- Ah. Przyszłaś. Naruko.

- Yadomi!

Kurde, Anjo pojawiła się w najgorszym momencie. Spojrzała na mnie; wstrzymałem oddech.

Nawet sobie nie wyobrażałem, że coś takiego może się zdarzyć po tym czasie spędzonym wczoraj razem. Pamiętam nawet, że chwyciłem ja za nadgarstek.

Lecz, kiedy zobaczyłem ją przed tą obcą szkołą…

- Ale, że tak powiem, czyż potęga miłości nie jest wspaniała? Wszystko przez to, że leciałaś coś załatwić do jego domu!

- Co?!

- Jest taka gorąca! To niesamowicie gorąca miłość!!

Dziewczyna „kotlet schabowy” i nikt ważny złorzeczyły cały dzień. Sfrustrowana, Anjo powiedziała, - Skończcie! Kto chciałby z tego typu osobą… ah!

Mrugając oczyma, Anjo spojrzała na „tego typu osobę”, na mnie. Ja, tego typu osoba, musiała mieć szaleńczo drżące usta… Jestem bezradny.

Ale, nie zamierzam być bezradny na zawsze.

- Gorąco. Tym właśnie jest…

- Eh?

Od razu wysiliłem mózgownicę. Wysilałem umysł w poszukiwaniu odpowiednich słów, żeby je zniszczyć.

- Ten cały upał przyprawił mnie o zawroty głowy. Nie miałem najmniejszej ochoty przychodzić to tego miejsca prawie jak… durne zoo!

Spieprzyłem to.

- Ahaha! Ugryzłeś się w język.

- Ten gość gryzie się w język nawet gdy pozuje na fajnego!

Twarz mi poczerwieniała, w uszy zrobiło się gorąco.

- Ah… Yadomi!! Uciekłem. Dlaczego zawsze uciekam od wszystkiego?

Było tak gorąco. Uszy płonęły mi z gorąca. Ścigał mnie odgłos śmiechu.

Lecz nie słyszałem głosu Anjo pośród tego rechotu, choć to zauważyłem i tak było bez znaczenia.

Cokolwiek to może oznaczać, nie mam tutaj kompanów.

- … ehh.

Oparłem się na podłużnej ławce w parku. Szorstka drewniana powierzchnia zahaczyła mi o koszulę. Gęsty baldachim zieleni rozciągał się nad moją głową.

Kiedyś bawiłem się w tym parku, chociaż nie było tu wielu miejsc rozrywki, czyniąc go nudnym parkiem dla dzieci. Miejscem, gdzie starzy mężczyźni mogli grywać w krykieta.

Był to kij, który wyglądał jak drewniana gałąź, ale znacznie grubsza. Każde z nas chciało go dotknąć i nim zagrać.

W rezultacie starszy pan powiedział nam, że to sport dla starych ludzi. Tupiąc nogą i jęcząc Menma powiedziała - Mam nadzieję, że szybko stanę się starą kobietą!

- Menma… Nie poszedłem do szkoły.

Mruknąłem niechętnie do siebie.

Kiedy byłem mały i ktoś nie chodził do szkoły, wydawało mi się to w porządku jeśli zjawiali się ci co zazwyczaj przychodzili. Jednak prawda nie była tak prosta. W ciągu tej połowy roku odwlekania mojej nauki, moje ciało zaczęło przyzwyczajać się do samotności, stając się niezdolnym do zniesienia wzroku innych…

„W porządku jeśli nie pójdziesz. Nie zmuszaj się tak bardzo.”

Niech to.

Czułem jakby Menma przejrzała wszystkie moje myśli i uczucia. Może także przewidziała fakt, że wcale nie pójdę do szkoły i ucieknę tutaj.

Nie umiałem przetransformować się z powrotem w dawnego siebie… Menma już o tym wiedziała.

Nigdy bym tego nie przyznał.

Też mogłem przewidzieć zachowanie Menmy. Gdybym teraz wrócił do domu, na pewno wyszłaby mnie przywitać z uśmiechem wymalowanym na twarzy.

Nawet jeśli nie poszedłem do szkoły, Menma nie powiedziałaby o tym ani słowa. Była rodzajem osoby, który zwyczajnie by to zaakceptował.

- … Nie mogę wrócić do domu.

Pot spływał mi poniżej nosa. Był już wrzesień, jednak koniec lata zdawał się odległą, nie do przewidzenia, datą… Zlizałem pot zgromadzony w kącikach ust, czując słony smak.

Chłodny cień pod drzewami mnie uratował. Uniosłem głowę - tajną bazę spowijała atmosfera ostatnich chwil lata.

Na zewnątrz było tak gorąco, jednak światło słoneczne padające na dach tajnej bazy w dziwny sposób zatrzymywało ten posmak września. Zawsze kojarzyło mi się ze stratą.

Poszedłem tam.

Rzeczy, które wydarzyły się na spotkaniu Super Obrońców Pokoju są głównie złe, ale z pozytywnej strony, pomogły mi znaleźć miejsce, do którego mogłem udać się poza dom.

- …Huh?

Popchnąłem drzwi, otworzyły się na oścież.

Nie były zamknięte? Hisakawa, jesteś zbyt beztroski. Nie mieszkasz tu przez cały czas? Gdyby coś skradziono… Ah, nie ma tu nic, co można by ukraść.

- Hej. Hisakawa?

Oślepiony przez silne wrześniowe światło, zajrzałem jeszcze raz do pokoju, a jedyne co widziałem to kawał ciemności. Dosyć gadania. Lepiej wejdę zanim zrobię coś innego…

- … Wuagh!!

Coś owinięte w koc leżało obok drzwi. W środku zwinięty był Hisakawa.

- … Yo, Jintan.

Wydobył z siebie osowiały, powolny głos brzmiący całkowicie inaczej niż zwykły głos Hisakawy. Oczy miał całe czerwone.

- Czy… Menma tu jest? Tutaj.

- N-Nie. Nie przyszła dzisiaj. Co ci się stało?

- Oh.

Panował upał, jednak Hisakawa jeszcze owinął się kocem i czołgał. Spodnie mu się zsuwały.

- Jaka emocjonująca noc.

- Ah? Tak…

- I… wierzę w obecność Menmy – powiedział Hisakawa drapiąc się po pośladkach; jego oczy zdawały się trochę płytkie.

- Ale, sięgając do sedna, to dlatego, że tobie ufamy, Jintan. Skoro ty wierzysz, że jest tu Menma, my też uwierzymy, że jest tu Menma. Tak to działa.

Tak to działa?

- Tylko… jakby to ująć… um…

Hisakawa znowu podrapał się po pośladkach, może nie był w stanie wymyślić innej czynności. Ostatecznie podjął kolejną akcję.

- Hmph! Fufu!

Pociągnął za rolkę papieru toaletowego na brzegu stołu, wytarł smarki, celowo dodając efekty dźwiękowe ustami.

Wtedy, spojrzał na mnie z uczuciem, które zdawało się być odnowione.

- Rzeczywiście. Jintan jest wyjątkowy dla Menmy.

- !

Poczułem jak płonie mi twarz.

Wyjątkowy - jakie słodkie nazwanie. Poza tym, nie było to moje własne egoistyczne sądzenie, ale określenie nadane przez kogoś. Byłem wyjątkowy dla Menmy.

- O-o czym ty mówisz? Nie ma czegoś takiego - zaprzeczyłem strasznie donośnym głosem.

- Ale, jeśli nie w tym rzecz, czemu tylko ty ją widzisz?

- Też tego nie wiem…

- Nie bądź taki skromny! Jesteś wyjątkowy!

- Wuaghh!

Nagle, odkryłem, że stała za mną Tsurumi.

- Tsurumi! Pozwól mi powiedzieć. Wczorajszej nocy, ty…!

- Wczorajszej nocy?

- Nie. Nic… Tsurumi nie odpowiedziała tylko podała papierową torbę Hisakawie. To była kolorowa, modna torba papierowa w kratkę, którą można znaleźć tylko w domach towarowych w dużych miastach.

- Przyniosłam ci to: kubek. Gdy mieliśmy grilla, zszokował mnie fakt, że jest tu tak mało kuchennych akcesoriów.

- Eh? Mogę… eh? Co to jest? Czy to nie urządzenie do zaparzania kawy?

- To tylko jeden, którego używaliśmy. Moja mama odkupiła nowy od fundacji charytatywnej… więc to jest ten stary.

- Wuagh! Dzięki! To wspaniale. Jesteś jedną za szlachty, Tsurumi?!

Brwi Hisakawy powróciły do pierwotnej pozycji. Lub powinienem powiedzieć, do miejsca poniżej ich zwyczajowej pozycji. Mów o znalezieniu ludzi do pomocy oferując im najpierw jakieś korzyści. Tak łatwo było zrozumieć tego gościa.

- Dzisiaj Matsuyuki nie przyszedł do szkoły. Zapowiada się na długą bitwę, więc uznałam, że napoje są konieczne.

Tsurumi lekko zmrużyła oczy. Co miała na myśli przez długą bitwę?

- Ohehehehe! Zróbmy sobie czas wesołej kawy, dobrze?

Nim zdążyłem spytać o znaczenie słów Tsurumi, Hisakawa już radośnie majstrował przy maszynie parzącej kawę.

Tsurumi rozsiadła się wygodnie na starej sofie jak na swoim miejscu; wtedy uniosła swoje oczy ku spotkaniu z moimi.

- Czy Menma sprawuje dzisiaj opiekę nad twoim domem?

- Ty też w to uwierzyłaś?!

- Sama nie wiem. Jednak zaliczam się do sceptyków.

W tej chwili, Hisakawa dołączył do rozmowy wybrednym tonem, jednocześnie walcząc z ekspresem. Wygląda na to, że przynajmniej przysłuchiwał się temu co mówiliśmy.

- Co. Nie mówiłaś, że to masowa halucynacja?

- Nie przeszkadza mi to.

- Heh?

- Ja też będę cierpieć.

Tsurumi wymamrotała odpowiedź w ogóle niezwiązaną z pytaniem Hisakawy.



Powrót do Rozdział 12 - Powszechna trauma Strona Główna Idź do Rozdział 14 - Zawołaj moje imię