Bakemonogatari/Bakemonogatari PL/Vol1/Ch3

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Krab Hitagi: Rozdział Trzeci[edit]

Wyszedłem z klasy i zamknąłem za sobą drzwi. Zrobiłem krok i usłyszałem:

"O czym rozmawiałeś z Hanekawą-san?” - ktoś zadał pytanie.


Zacząłem się odwracać.

Nie byłem w stanie rozpoznać właściciela tego głosu. Ale jakbym już go gdzieś słyszał. Wiem! To ten słabiutki głosik, który na lekcjach wciąż powtarzał Nie wiem.


"Nie ruszaj się."


Po tych dwóch słowach byłem już pewien, że to Senjougahara.

Gdy dokończyłem obrót i stanąłem z nią twarzą w twarz, Senjougahara, jak gdyby poruszała się na przekór czasu i przestrzeni, wsadziła mi do ust nożyk techniczny.

Krótkie ostrze dotykało wewnętrznej strony mojego policzka.


"...!" - jęknąłem.

“Pozwól, że wyjaśnię. Mógłbyś się ruszyć, ale to może się dla ciebie niezbyt dobrze skończyć."


Nie była to przemoc w czystej postaci. W końcu jedynie mnie unieruchomiła. Ale przypominam - ostrze dotykało wewnętrznej strony mojego policzka.

Jak ten debil stałem tak z otwartą japą. Cały drżałem, ale nie ruszyłem się z miejsca.


Zwyczajnie się bałem.


Nie noża... Tylko Senjougahary, która stała przede mną z niepozornym narzędziem i wbijała we mnie mordercze spojrzenie. Czy ona...


Czy kiedykolwiek widziałem ją z takim wyrazem twarzy?


Nie jestem pewien.

Z jej oczu wyczytałem, że nóż nie przylegał do mojego policzka tępą stroną.


“Jesteś jak karaluch - uporczywie drążysz w ludzkich sekretach. Bardzo mnie to zirytowało. Miarka się przebrała, parszywy robalu."

"Zaczekaj!"

"Coś nie tak? Twój prawy policzek czuje się samotny? Trzeba było powiedzieć."


Senjougahara uniosła lewą dłoń.

Wyglądało to tak, jak gdyby chciała mnie spoliczkować. Przygotowałem się na uderzenie. Ale ono nie nadeszło.

W lewej ręce trzymała zszywacz biurowy.

Nim się zorientowałem, zaaplikowała mi go do ust. Oczywiście nie wsadziła go całego, tylko umieściła w takiej pozycji, że w każdej chwili mogłaby wbić zszywkę w mój prawy policzek.

I zaczęła delikatnie naciskać.

Jak gdyby naprawdę chciała mnie z czymś zszyć.


“…aau”


Większa, cięższa i w pełni załadowana część zszywacza w ustach skutecznie uniemożliwiała mi wyraźne mówienie. Nożyk, poza naturalnym poczuciem dyskomfortu, miał mnie jedynie nakłonić do zaniechania wszelkiego ruchu, ale teraz została mi odebrana możliwość komunikacji z otoczeniem. Co było zrobić?

Wsadziła mi do ust dwa ostre narzędzia, i to z pełną premedytacją.


Szlag by to, od razu przypomniało mi się równie nieprzyjemne leczenie jakiejś infekcji zęba.

Codziennie myłem zęby i żułem gumę zabijającą drobnoustroje, ale w tej sytuacji... Akurat nie miałem przy sobie gumy usuwającej spinacze. Ani noże.

Znowu jej zapomniałem...

Bylem w głębokiej, czarnej... dziurze.


Stojąc na korytarzu prywatnej szkoły, tkwiłem w zupełnie kuriozalnej sytuacji, a tuż za ścianą Hanekawa wybierała atrakcję na festiwal kulturowy.


Hanekawa...


Powiedziałaś "Nazwisko może i brzmi groźnie".

Ona JEST groźna.

Nie doceniłaś jej, Hanekawa.


“Po przesłuchaniu Hanekawy-san zamierzałeś wypytać o moją przeszłość Hoshina-sensei? A może od razu poszedłbyś do naszego lekarza, Harukamiego-sensei?”

“...” - wciąż nie mogłem mówić.


Nie wiem, co sobie pomyślała, ale głęboko westchnęła.


“Głupi wypadek. A tak uważałam, kiedy wspinałam się na schody. A tu jak ostatnia pierdoła...”

“...”


Wolałem tego nie komentować, ale kulturalne dziewczęta nie używają takich słów.


“Skąd miałam wiedzieć, że na szczycie schodów będzie leżeć skórka od banana?”

“...”


Moje życie leży w rękach dziewczyny, która poślizgnęła się na skórce od banana. Poza tym co w szkole robiła skórka od banana?


“Zauważyłeś, prawda?” - Senjougahara rzuciła mi groźne spojrzenie.


Od razu widać, że pochodzi z bogatej rodziny.


“To prawda. Ważę tyle co nic”


Wiedziałem.


“Cóż, mnie też wydaje się to niemożliwe. Mój wzrost i budowa wskazują na około czterdzieści kilo.”


Raczej pięćdziesiąt.

Pociągnęła za mój lewy policzek, przez co nacisk na prawy niebezpiecznie wzrósł.


“...!”

“Tylko panuj nad fantazją. Na pewno wyobraziłeś sobie mnie nago, co?"


Chybiony strzał, ale kiedy już to powiedziała...


"Powinnam ważyć nieco powyżej czterdziestu." - powtórzyła. Wracamy do tematu.

“Jednak teraz ważę około pięciu kilogramów.”


Pięć kilo.

To w okolicach wagi sporego noworodka.

Oczyma wyobraźni ujrzałem pięciokilogramowy odważnik. Cóż, pięć - zawsze to coś. Ale jeśli rozłożyć to na objętość ludzkiego ciała, jego gęstość musiała wynosić... Tyle co nic.

Nic dziwnego, że tak łatwo ją złapałem.


“Nawet jeśli waga wskazuje pięć kilo, ja tego nie odczuwam. Nie czuję się inaczej niż wtedy, gdy miałam nieco powyżej czterdziestu.”


To znaczy...

To znaczy, że grawitacja na nią nie działa? Obniżenie wagi przy zachowaniu objętości oznacza, że ciało Senjougahary ma jedną dziesiątą normalnej dla siebie gęstości.

Gdyby to samo tyczyło się jej kości, cierpiałaby katusze z powodu osteoporozy. Organy wewnętrzne, w tym mózg, nie pracowałyby prawidłowo.

Przecież to się kupy nie trzyma.

Matematyka nie kłamie.

Gdyby naprawdę była taka lekka, już dawno padłaby trupem.


“Wiem, co sobie myślisz.”

“...”

“Gapisz się na moje piersi, świnio.”

“...!”


Wcale nie, przysięgam!

Wygląda na to, że Senjougahara jest zbyt zapatrzona w siebie. Nic dziwnego, w końcu urokliwe z niej dziewczę. Jednak myślałem, że Senjougahara jest co najmniej tak cnotliwa jak Hanekawa.


“Dlatego nienawidzę takich płytkich ludzi.”


Nie miałem pomysłu, jak wyjaśnić to głupie nieporozumienie. Co ważniejsze, byłem już pewien, że cała ta choroba to fasada na użytek ludzi. Gdyby ważyła pięćdziesiąt kilo, uznałbym, że jest zdrowa jak ryba. Ale przy takim obrocie spraw musi być jakąś obcą formą życia wywodzącą się z planety z dziesięć razy większą grawitacją. Silną i wysportowaną. Zwłaszcza że dobrze biegała. Mimo wszystko nie wyglądała na zabójcę…


“Wszystko zaczęło się w przerwie między gimnazjum i liceum.” - powiedziała Senjougahara. - “To był dziwny okres. Nie chodziłam do szkoły, nie były to też zwykłe wakacje. No i zdarzyło się jeszcze to...”

“...”

“Spotkałam kraba.”


Kraba?

Czy ona powiedziała 'krab'? Takie małe stworzonko, które z ochotą chrupie się zimą?

Stawonóg z pancerzykiem i dziesięcioma nóżkami?


“Ten krab ukradł moją wagę.”

“...”

“Nie musisz tego rozumieć. Nie życzę sobie, żebyś wciąż drążył temat mojej przypadłości. Araragi-kun, hej, Araragi-kun.”


Senjougahara powtórzyła moje imię.


“Nie mam wagi, nie mam masy. Ani niczego związanego z ciężarem. Ale to dla mnie żaden problem. Jak w ‘Tajemniczym Świecie Yousukego’. Lubisz Takahashiego Shousuke?”

“...”

“O wszystkim wie jedynie Harukami-sensei, nasz szkolny lekarz. Przynajmniej do tej pory. Ani Yoshiki-sensei, nasz dyrektor, ani wychowawca Shima-sensei. Nawet opiekun roku, Irinaka-sensei. Tylko Harukami-sensei i ty, Araragi-kun.”

“...”

“Zastanawiam się więc, co mam zrobić, żebyś nie rozpowiadał o moim małym sekrecie. Dla mojego własnego dobra. Pomijając nieodwracalne uszkodzenie twoich ust, jak mam sprawić, żebyś przysiągł, że będziesz trzymał język za zębami?”


Nożyk techniczny...

Zszywacz.


Czy ona jest normalna? Takie postępowanie wobec znajomych jest raczej niedopuszczalne. Gdy pomyślę, że ponad dwa lata siedziałem z nią w jednej klasie, ogarniają mnie dreszcze.


“Lekarze nie znają przyczyny mojego obecnego stanu. Twierdzą wręcz, że nie ma żadnej przyczyny. Nie takiej diagnozy oczekiwałam po tylu badaniach i eksperymentach. Stwierdzili, że musiałam się taka urodzić." - powiedziała w desperacji.


“Nie uważasz, że to absurd? W gimnazjum byłam normalną, prześliczną dziewczyną."

“...”


Zignorujmy jej megalomanię.

Szpital musiał jej nieźle dać w kość.

Spóźnienia, zwalnianie się, nieobecności.

Wizyty w gabinecie pielęgniarskim.

Ciekawe, co myślał o tym nasz lekarz?

Moja dolegliwość trwała jedynie dwa tygodnie.

W jej przypadku ciągnie się to znacznie dłużej.

Już się poddała?

Porzuciła wszelką nadzieję?


“Teraz będziesz się nade mną litował? Typowe.”


Może i czytała w moich myślach, ale wciąż była niemiła. Jakby każdy prócz niej był doszczętnie zepsuty.


“Ale ja nie chcę twojej litości.”

“...”

“Masz siedzieć cicho i udawać obojętność. Myślisz, że sobie poradzisz? Ale chcesz zachować nietknięte policzki, co?”


Senjougahara uśmiechnęła się.


“Araragi-kun, jeśli kiwniesz dwa razy, uznam to za obietnicę. Każdy inny ruch zostanie potraktowany jako atak, po którym będę zobowiązana przeprowadzić akcję odwetową.”


Wystarczy tego monologu.

Nie mając innego wyjścia, kiwnąłem dwa razy.


“Rozumiem.”


To ona rozdawała karty, a ja nie miałem zbyt wielkiego wyboru, ale Senjougahara naprawdę ucieszyła się z takiego obrotu spraw.


“Dziękuję.” - powiedziała i wyjęła z moich ust nożyk. Niezbyt uważnie, ale nieznośnie wręcz powoli. Byłem już częściowo wolny.


Teraz zszywa...


“…Eeugh?!”


Trzask.

Nie wierzę.

Senjougahara gwałtownie zacisnęła szczęki zszywacza.

Nim doszedłem do siebie, usunęła przyrząd.

Chwilę potem osunąłem się na podłogę i chwyciłem za cierpiący katusze policzek.


“A... Auu...”

“Nawet nie krzyknąłeś. Brawo!” - powiedziała Senjougahara, patrząc z góry obojętnym spojrzeniem.

“Zrób z tym, co chcesz. Ale bądź tak miły i dotrzymaj swojej części umowy.”

“Ale ty...”


Trzask.

Chciałem coś powiedzieć, ale Senjougahara znów zacisnęła zszywacz.

Ten, który chwilę wcześniej miałem przed samymi oczami.

Przeszedł mnie dreszcz.

Odruch warunkowy.

Pewnie o to jej od początku chodziło.


“Tylko pamiętaj, Araragi-kun, od jutra znów masz mnie ignorować. Trzymam za ciebie kciuki.”


Nie czekając na moją odpowiedź, zaczęła schodzić schodami. Nim się podniosłem, straciłem ją z oczu.


“Psychopatka.”


Teraz byłem już pewien, że pochodzimy z różnych planet.

Mimo to fakt, że w miast cięcia nożykiem postanowiła skrzywdzić mnie zszywaczem, dał mi pewną nadzieję.

Pogłaskałem policzek. Nie w celu złagodzenia bólu, tylko po to, żeby upewnić się co do jego stanu.


“...”


W porządku.

Nie przebiła się na wylot.

Włożyłem palec do ust. Lewy, bo pokrzywdzony był prawy policzek.

Ból jeszcze nie minął, więc bez trudu odnalazłem zszywkę. Taak, to tylko groźba świadcząca o jej pokojowym nastawieniu.


No dobra.

Zszywka nie przeszła na wylot, więc wciąż utrzymywała oryginalny kształt – nie zagięła się. Czyli jednak nie włożyła w to całej siły.

Kciukiem i palcem wskazującym jednym zdecydowanym ruchem usunąłem kawałek metalu.

Poczułem silne ukłucie bólu pomieszane z charakterystycznym posmakiem krwi.

Więc jednak trochę pociekło.


“Au...”


Będzie dobrze.

W końcu to nic poważnego.

Końcem języka namacałem dwie ranki. Zagiąłem zszywkę i schowałem ją do kieszeni marynarki. Potem podniosłem zszywkę porzuconą przez Senjougaharę. Jeszcze jakiś przechadzający się boso uczeń wbiłby ją sobie w nogę. Nic nie poradzę, od tamtej chwili zszywki jawią mi się jako ekstremalnie niebezpieczne przedmioty.


“Jeszcze tu jesteś, Araragi-kun?” - powiedziała wychodząca z klasy Hanekawa.


Widocznie już skończyła przygotowania.

Wszystko to trwało trochę czasu.


“Nie śpieszyłeś się czasem do Oshina-san?” - zapytała.


Na szczęście nie pytała o minione zajście.

Przez cały czas była po drugiej stronie ściany. Bardzo cienkiej ściany. Mimo to zachowywała się, jakby niczego nie słyszała. Cóż, Senjougahara Hitagi potrafiła być straszna.


“Hanekawa... Lubisz banany?”

“Są zdrowe, w zasadzie można powiedzieć, że lubię.”

“Co by się nie działo, nie pokazuj się tu z bananem!”

“Że co?”

“No dobra, czasem możesz sobie jednego zjeść, ale nie waż się zostawić skórki na schodach. Nigdy bym ci tego nie wybaczył!”

“O czym ty bredzisz, Araragi-kun?!” - odparła zaszokowana.


Taka reakcja była do przewidzenia.


“No a co z Oshinem-san?”

“Właśnie do niego idę.” - odparłem.


Chwilę potem minąłem Hanekawę i co sił pobiegłem do wyjścia. - “Ej, Araragi-kun! Nie wolno biegać po korytarzu!” - usłyszałem krzyk przewodniczącej, którą świadomi zignorowałem


Biegłem.

Po prostu biegłem.

Skręciłem, dotarłem do klatki schodowej.


Jestem na czwartym piętrze.

Nie mogła odejść zbyt daleko.

Podwójny krok i długi skok. Leciałem ponad schodami, lądowałem lekko, niczym w tańcu.

A potem brutalne zderzenie nogi z podłożem.

Atak grawitacji.

Nic nadzwyczajnego.

Ale Senjougahara tego nie odczuwała.

Nie miała wagi.

Nie miała masy.

Jej niepewne kroki.


Krab.

Mówiła coś o krabie.


“Tędy. Nie, tamtędy.”


Nie będzie się chować. Do głowy jej nie przyjdzie, że pobiegnę za nią, więc skieruje się prosto do głównego wyjścia. Nie uczestniczy w żadnych zajęciach klubowych, po szkole idzie do domu.

Nawet jeśli ma jakieś plany, pewnie nie zabierze się za nie już teraz. Gdy doszedłem do tego wniosku, bez wahania zbiegłem schodami w dół.

Piętro po piętrze.


Była tam.

Biegnąc, narobiłem nielichego hałasu, więc nici z cichego podejścia. Gdy się zbliżałem, odwróciła w moją stronę twarz.

I wbiła we mnie lodowate spojrzenie.


“Niesamowite.” - powiedziała.

“Naprawdę mnie zaskoczyłeś, Araragi-kun. Ty pierwszy tak szybko się pozbierałeś.”

“Po pierwsze...”


Czyli będzie jeszcze po drugie, trzecie, a może nawet dalej.

I nic dziwnego. Cała ta sprawa ze zniknięciem masy wyszła na jaw z mojej winy. Mimo wszystko wciąż trudno mi w to uwierzyć.


Zaraz, ona powiedziała ”Ty pierwszy...” Czyli byli jacyś inni?!

Zło wcielone, a nie dziewczyna.


”Teraz powinieneś zwijać się z bólu.”


Wiedza wynikła z wcześniejszych doświadczeń.

Ona jest straszna.


”W porządku, rozumiem, Araragi-kun. Oko za oko, tak? Mam nadzieję, że dobrze się przygotowałeś.” - powiedziała Senjougahara, po czym szeroko rozłożyła ręce.

“Walczmy.”


W jej dłoniach nagle pojawiła się cała masa wyposażenia biurowego. Nożyki, zszywacze, zaostrzone ołówki, pióra kulkowe, ołówki techniczne, klej, gumka do mazania, spinacze i przyciski do papieru, markery, pinezki, kanonada długopisów, korektor, nożyczki, taśmy klejące, igły, ekierki, linijki, kątomierze, małe dłuta i naboje z tuszem.



Tyle wymyślnych narzędzi tortur.

Zwłaszcza taśma klejąca wydała mi się szczególnie niebezpieczna.


“Zaczekaj, nie chcę z tobą walczyć.”

“Naprawdę?” - wydawała się być zawiedziona.


Jednak nie opuściła rąk.

Cały asortyment papierniczego złowrogo połyskiwał.


“Więc czego tu szukasz?”

“Nie jestem do końca pewien,” - powiedziałem - “ale chyba mogę ci pomóc.”

“Pomóc?” - odparła z rozbawieniem.


Nie, tak naprawdę była wściekła.


“Odpuść sobie. Mówiłam ci, że nie chcę, żeby ktokolwiek się nade mną litował. Właściwie co ty możesz? Po prostu miej gębę na kłódkę i trzymaj się ode mnie z daleka.”

“…”

“Każdy przejaw uprzejmości potraktuję jako atak na moją osobę.” - powiedziała i zrobiła krok w moją stronę.


Bijącą od niej determinację znałem już z poprzedniego spotkania. Co ja bym dał, żeby było inaczej?

No i właśnie dlatego...

Dlatego nic nie odpowiedziałem, tylko otworzyłem usta i palcem wskazałem wewnętrzną stronę prawego policzka.


“Co?”


Zgodnie z moim planem Senjougahara była w szoku. Całe jej uzbrojenie z łoskotem opadło na podłogę.


“Jakim cudem...” - nie była w stanie dokończyć pytania.


Taak...

Nie było tam nawet śladu krwi.

Rana zadana przez Senjougaharę już dawno zniknęła.


Wróć do Strony Głównej Wróć do 002 Przejdź do 004