Haken no Kouki Altina PL: Tom 2

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Ilustracje[edit]


Rozdział 1: Król barbarzyńców[edit]

Część 1[edit]

Regis, co prawda, nie był zbyt przekonany co do swoich możliwości, jednak został strategiem i musiał zakasać rękawy, żeby jakoś to ogarnąć.

Szeptem przekazał Altinie, która w końcu została uznana za głównodowodzącą, jakie kroki należy podjąć, a ona wydała te rozkazy żołnierzom.

– Sir Jerome, rozkazuję ci wziąć setkę kawalerzystów i przechwycić wroga. Masz poznać liczebność oddziałów przeciwnika i związać ich walką, jeżeli to możliwe. Jeśli ich siły będą za duże, twoim priorytetem ma być bezpieczny powrót do fortecy!

– Zrozumiałem!

Generał Jerome, który po przegranym pojedynku zaakceptował księżniczkę jako swoją przełożoną, poprowadził kawalerię za bramę fortu i już po chwili zza murów twierdzy dobiegły dźwięki uderzających o siebie metali oraz przeraźliwe krzyki.

Na szczycie centralnej wieży znajdował się punkt obserwacyjny, dzięki któremu można było nadzorować przebieg bitwy, a także sala konferencyjna, gdzie odbywały się narady dotyczące strategii.

Jednak przed udaniem się tam należało opatrzyć Altinę, która poważnie ucierpiała podczas pojedynku. Wygrała to starcie dzięki mieczowi pierwszego cesarza oraz szczęściu, ale odniosła ciężkie rany i powinna zostać wyniesiona z placu na noszach, jednakże księżniczka, chociaż to musiało być dla niej bardzo ciężkie, musiała z niego zejść o własnych siłach. W końcu przegrany, Jerome, od razu wyruszył w bój, a więc gdyby zwycięzca nie był w stanie nawet chodzić, odbiłoby się to negatywnie na jej wizerunku, a ten pokaz siły w postaci walki poszedłby na marne.

Dziewczyna wyglądająca, jakby zaraz miała stracić przytomność, powłóczyła ranną nogę, zostawiając za sobą krwawy ślad na śniegu.

– Hee… hee…

– Altino, chodź.

Idący obok niej Regis mógł jedynie zachęcać ją do wysiłku.

Plac znajdował się tuż przy stojącej w centrum fortecy masywnej wieży z kamienia, jednak droga do jej stalowej bramy wydawała im się ciągnąć w nieskończoność.

Kiedy w końcu do niej dotarli, Regis zamknął za sobą drzwi, popychając je plecami.

– Ughh.

Stalowe wrota głośno się zatrzasnęły, a w otoczonym kamiennymi ścianami korytarzu zrobiło się ciemno. Dźwięki walki przycichły, zaś Altina, będąca już poza zasięgiem wzroku jej żołnierzy, upadła na podłogę, po czym ciężko dysząc, oparła się o ścianę.

– Nic ci nie jest?

– Nic… Hee… hee… Naprawdę… Wciąż mogę… wstać…

Żołnierze pobiegli na swoje posterunki bojowe albo przygotowywali się do wymarszu na placu parad, więc żaden z nich nie mógł zobaczyć, co zaszło w centralnej wieży. Dzięki temu Regis i księżniczka mogli tam chwilę odsapnąć.

– Altino, jeśli zginiesz , wszystko pójdzie na marne. Nie przemęczaj się, odpocznij chwilę.

– Uuuch, dobrze…

Regis usiadł obok opartej o ścianę dziewczyny, która łapała oddech, i spojrzał na jej twarz.

Jej matka była nisko urodzona, jednak dzięki swojej nadzwyczajnej urodzie została cesarzową, a Altina podobno pod tym względem nawet ją przewyższała. Jej lśniące, czerwone włosy po tej ciężkiej bitwie wydawały się jeszcze piękniejsze, zmrużone oczy mieć więcej głębi, a przez kompletne wycieńczenie skóra dziewczyny była blada niczym śnieg. Nawet Regis, który nie myślał za wiele o damach, został zauroczony wyglądem księżniczki. Jej niewinny profil przypomniał mu, że jest jedynie czternastoletnią dziewczyną.

W Cesarstwie Belgarii pełnoletność osiągało się w wieku piętnastu lat, a więc wciąż była dzieckiem.

Jednak silnym dzieckiem.

Zarówno jeśli chodzi o umiejętności walki, jak i psychikę. Nie poddałaby się bez względu na to, w jak beznadziejnej sytuacji by się znalazła.

Chociaż jej ręce były całe w brudzie i krwi, Regis pomyślał, że wygląda naprawdę pięknie.

Jej cienkie palce sprawiały wrażenie, jakby mogły złamać się jak zapałki przy najmniejszym dotknięciu, jednak uniosła nimi ciężki, dwuręczny miecz większy od niej i pokonała nim Jerome’a, bohatera słynącego z umiejętności walki. Swoją siłę zawdzięcza pewnie linii krwi, z której się wywodziła, oraz treningowi. Była po prostu wspaniała…

– Coś nie tak? – Altina spojrzała na Regisa.

– Nic ci nie jest?

– Już mi lepiej… Zostawmy to na razie. Czemu tak się we mnie wpatrujesz?

– Wpatruję się?

– Tak, wpatrujesz. Czuję, jak jeździsz po mnie wzrokiem. Dziwnie wyglądam? Mam brudną twarz? Nie hamuj się, powiedz, o co chodzi.

– Wszystko z tobą dobrze. Piękna.

– He?

Regis zakrył usta.

Co ja powiedziałem do młodszej ode mnie o pięć lat dziewczyny?!

Zauroczyło mnie twe piękno – tak by to ujął minstrel ze stolicy, gdyby był tam obecny. Jednak Regis, niestety, nie potrafił tak się wysłowić, więc milcząc, po prostu się zarumienił.

Altina spojrzała na niego ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy.

– Przeziębiłeś się przez to, że oglądałeś pojedynek podczas zamieci? Cały jesteś czerwony.

Uważaj na siebie i postaraj się zachować zdrowie, dobrze?

Jej prawa dłoń powędrowała w kierunku Regisa.

Chłopak, widząc to, zawstydził się i odsunął, jednak Altina źle to zrozumiała.

– Ach, przepraszam. Mam brudne ręce, prawda?

– Nie o to chodzi.

– Nie przejmuj się, nie przepadam za pochlebstwami i współczuciem. Moje dłonie różnią się od dłoni kobiet w mieście, co nie? Są spocone od treningu, a przez pojedynek dodatkowo całe w brudzie oraz krwi.

– Nie o to mi chodziło.

Tym razem to Regis wyciągnął do niej dłoń.

Nawet jeżeli serce waliło mu jak szalone, musiał znaleźć w sobie na tyle siły, aby rozwiać to nieporozumienie.

Położył rękę na dłoni Altiny.

Haken no Kouki Altina - Volume 02 - NCP1.jpg

– He?

– Twoje… Twoje ręce są naprawdę piękne, to one pozwoliły ci urzeczywistnić swoją wolę …

Eee, nie mam żadnego doświadczenia w kontaktach z dziewczynami… Nie przywykłem do dotykania ich, więc trochę się wystraszyłem.

– Aha.

Co prawda, udało mu się wyjaśnić nieporozumienie, jednak nie wykorzystał okazji do zabrania ręki.

W tym momencie pomyślał:

To wygląda jak scena z książki, którą czytałem wieki temu.

Po chwili przypomniał sobie, że była to „Miłosna wędrówka Rawla” spod pióra Cuillera Romero.

Ma ręka spoczęła na dłoni damy, przybliżyłem twarz do jej oblicza i pocałowałem słodki kwiat…

Niemożliwe! Monsieur Cuiller, jeżeli tak to się potoczy, zostanę powieszony za znieważenie majestatu!

Regis miał poważny problem, ponieważ brakowało mu odniesienia. Żaden główny bohater nie byłby aż tak beznadziejny, by puścić dłoń dziewczyny bez chociaż pochwalenia jej piękna.

Kiedy zamarł ze strachu, myśląc nad tym, co zrobić, usłyszał wymuszony kaszel.

Po obróceniu się w stronę, z której pochodził, zobaczył uśmiechniętą Clarissę w niebieskim fartuszku.

– Próbujesz wykorzystać okazję i zebrać trochę doświadczenia w dotykaniu dziewczyn z księżniczką, która nie może nawet chodzić? Monsieur Regis.

– He? Nie planowałem nic takiego.

– Jesteś nadspodziewanie przebiegły.

– Nieprawda!

– Co planowałeś zrobić księżniczce?

– Nic nie planowałem!

– Doprawdy? Zastanawiałam się, czy nie trzeba jej opatrzyć.

– Właśnie! Oczywiście. Eee, żołnierze zobaczyliby ją w szpitalu, więc nie możemy jej tam przenieść. Zabierz ją do jej komnaty pod pretekstem zmiany ubrania, a potem wezwij doktora.

Altina pokiwała głową na znak zrozumienia, podobnie postąpiła Clarissa.

– Rozumiem. A więc, księżniczko.

– No to… - Altina położyła dłonie na ścianie i wstała. – Fuu… W końcu odzyskałam siłę w nogach. – Nie wyglądała już na tak zmęczoną.

Regis także się podniósł.

– Tam zaczęła się bitwa, prawda? Po wygranym pojedynku zostałam uznana za głównodowodzącą, więc nikt już nie będzie traktować mnie jak piąte koło u wozu.

– Jednak mogą być problemy, jeżeli postąpisz zbyt lekkomyślnie. To na pewno pociągnie za sobą śmierć…. Moją od wrzodów żołądka.

– To rzeczywiście byłby problem. W końcu tak się starałam, żebyś został moim strategiem.

– Altino, idź szybko do pokoju, żeby mógł opatrzyć cię medyk.

– To… rada stratega? Oficera administracyjnego piątego stopnia? Czy może przyjaciela?

– Oczywiście, że stratega. Zgodnie z obietnicą.

– Hmm… Cóż, w takim razie muszę się posłuchać.

Altina ruszyła przed siebie, a za nią w milczeniu podążyła Clarissa. Nie pomagała księżniczce; szła obok niej, jednak tak, aby móc pomóc, gdyby zasłabła.

– No więc co tu robi mademoiselle Clarissa?

Plan zakładał, że miała czekać w powozie.

– Wróciłam do pokoju księżniczki, ponieważ wierzyłam, że wygra. Nie spodziewałam się jednak ujrzeć, jak monsieur tak mocno ściska jej dłoń.

– Był ku temu pewien skomplikowany powód, zupełnie jak w opowiadaniach… No i, cóż…

Tym razem Altina zarumieniła się wraz z Regisem.

Co prawda, słowa Clarissy jak zawsze były ostre, jej mina jednak wyglądała na spokojną.

– Monsieur Regis, proszę powierzyć mi już księżniczkę.

– Potowarzyszę wam jeszcze chwilę, w końcu rozkazałem sir Evrardowi wyruszyć w drugiej fali.

Evrard był przywódcą rycerzy w regimencie Beilschmidt. Miał wielkie doświadczenie jako weteran i mało kto dorównywał mu w walce.

Clarissa w zrozumieniu pokiwała głową.

– Czyli chcesz zobaczyć, jak księżniczka się rozbiera podczas opatrywania ran.

– Nie powiedziałem nic takiego!

– Wiem. Martwisz się o księżniczkę.

– Oczywiście.

– A ja martwię się o jej niewinność.

– Za wszelką cenę chcesz zrobić ze mnie dziką bestię… Heh, nigdy wcześniej nawet nie pomyślałem o czymś podobnym.

Regis zwiesił ramiona, a Clarissa spojrzała w dół.

– Naprawdę? Zaczynam się zastanawiać, jaki z pana mężczyzna .

– Hmm?

Altina zrobiła zagubioną minę, a Clarissa, zauważając to, poklepała ją po głowie.

– Moja księżniczka jest taka słooodziutka. Moja księżniczka.

– Hmm? O co chodzi?

– To o mademoiselle należy się martwić. Bez wątpienia nauczy Altinę czegoś dziwnego – powiedział do siebie Regis.

Księżniczka nie miała w pałacu żadnego przyjaciela i posiadała wręcz szokujący brak powszechnej wiedzy, a już za rok osiągnie wiek pozwalający jej wyjść za mąż. Regis zaczął się tym trochę martwić, ale i tak on sam przecież wszystko wyniósł z książek.

Prawdę mówiąc, trudno było mu w ogóle uwierzyć, że ta rozmowa miała miejsce. W końcu jego status znacznie różnił się od Altiny i w normalnych warunkach nie mogli swobodnie rozmawiać.

Ona była zarówno księżniczką, jak i jego głównodowodzącą, a poza tym miała rangę generała dywizji. Regis natomiast pochodził z mieszczańskiej rodziny. Teraz może i zajmował pozycję stratega, jednak jego stopniem wojskowym pozostał oficer administracyjny piątego stopnia.

Generał dywizji, generał brygady, a potem pięć rang oficerskich, czyli dzieliło ich sześć stopni.

Samo pozwolenie, by używać jej przezwiska, było pewnym rodzajem cudu…

Regis pokręcił głową, aby wyrzucić z niej te myśli.

Na zewnątrz żołnierze walczyli z barbarzyńcami, a jego zadaniem było obmyślenie planu działania – nawet jeżeli powątpiewał w swoje umiejętności.

– No cóż, pójdę do punktu obserwacyjnego i pokieruję bitwą.

– Zostawiam to w twoich rękach, Regisie.

– Wierzę w pana, monsieur Regis – powiedziała z uśmiechem Clarissa.


Po rozstaniu z nimi Regis wbiegł na schody i zatrzymał się dopiero po dotarciu na najwyższe piętro. Był kompletnie wykończony, więc położył dłonie na kolanach, próbując złapać oddech.

– Fu… fu… fu… fu…

– Nic ci nie jest?!

Podbiegł do niego rycerz w wieku na oko 16 lat, a więc młodszy od Regisa. Miał blond włosy związane za plecami, niebieskie oczy i smukłą twarz; ogólnie rzecz biorąc, był przystojny. Jeśli chodzi o ubiór, klatkę piersiową osłaniała mu dobrej klasy metalowa zbroja, a u jego pasa wisiał długi, złoty miecz. Postać ta wyglądała, zupełnie jakby została wyciągnięta z jakiejś książki. Głos natomiast miała wysoki, jakby żeński.

– Nic sobie nie zrobiłeś?!

– He? A, nie.

Regis, co prawda, doskonale zdawał sobie sprawę z braku własnej wytrzymałości, jednak wciąż miał w sobie na tyle dumy, aby nie przyznać się, że wspinaczka po schodach prawie go zabiła.

Spojrzał w inną stronę i uspokoił oddech.

– Fu… fu… fu… to… nic takiego.

– Cieszę się, że sir Regis jest cały i zdrowy.

– Hm? Spotkaliśmy się już?

– Nazywam się Eric Michael de Blanchard.

Haken no Kouki Altina - Volume 02 - NCP2.jpg

Eric ukłonił się grzecznie.

Nazwisko chłopaka wydało się Regisowi znajome.

– Czyżby… Jesteś wnukiem sir Evrarda? O ile pamięć mnie nie zawodzi, byłeś w armii markiza Théneze.

– Tak!

Regis dowiedział się wcześniej od Evrarda, że jego wnuk służył niegdyś w tej samej jednostce co on.

Barbarzyńcy wykorzystali lukę w formacji, dzięki czemu udało im się zdobyć kwaterę markiza. Eric przeżył dzięki rozkazowi Regisa, a przynajmniej tak uważał. Jednak według samego Regisa wszelkie zasługi za to zwycięstwo powinny przypaść oficerowi polowemu z oddziału rezerwowego.

Ponownie spojrzał na chłopaka.

Chyba to właśnie oznacza, że ktoś wdzięcznie wygląda..

Dowódca rycerzy, Evrard, był łysy, miał krótką brodę, a wyglądem przypominał goryla w zbroi, uzbrojonego w halabardę. Regis myślał, że wciąż jest w kwiecie wieku, więc ilość wiosen jego wnuka naprawdę go zszokowała. Chociaż chyba bardziej zdziwił go całkowity brak podobieństwa między krewnymi.

Twarz Erica była cała czerwona z podniecenia.

– Silna postawa, opanowanie i precyzyjne rozkazy podczas tamtego starcia sprawiły… Sprawiły, że postanowiłem poświęcić swoje życie służeniu sir Regisowi.

Jego głos był zdecydowany, jednak wciąż bardzo uprzejmy. Twarz chłopaka natomiast tak odświeżająca jak woda z eleganckiej fontanny.

– Podobno poprosiłeś o przeniesienie tutaj.

– Tak! Dotarłem tu zeszłej nocy. Pragnąłem przywitać się z panem, jednak monsieur wyglądał na zajętego.

– Niewiele osób chciałoby służyć na linii frontu. To bardzo niebezpieczne miejsce.

– Właśnie dlatego tu jestem. Sir Regis mnie ocalił, dlatego postanowiłem zostać pana tarczą.

– Pochlebia mi to, jednak nie jestem godzien.

– Nie przyjąłeś posady stratega? Przed chwilą byłem świadkiem pańskiej deklaracji podczas pojedynku.

– Uch.

Tamta sytuacja nie pozostawiła mu wyboru. Nie skłamał wtedy, jednak nie przywykł do bycia w centrum uwagi i chciał zwinąć się ze wstydu w kłębek.

– Tylko czy będę w stanie dobrze pełnić rolę stratega? W końcu dowódcą tego regimentu jest księżniczka Marie Quatre. To chyba jej rycerz powinien przysiąc wierność, prawda?

Co prawda, Regis dostał pozwolenie na używanie jej przezwiska, jednak nie robił tego publicznie, aby uniknąć pojawienia się jakichś paskudnych plotek.

– Oczywiście jako rycerz Cesarstwa Belgarii służyć będę rodzinie królewskiej oraz szlachcie, jednakże płomień nadziei, jaki we mnie rozpaliłeś podczas mrocznych chwil rozpaczy, nigdy nie zostanie zapomniany.

To zdanie brzmiało, jakby zostało żywcem wyrwane z jakiejś sztuki teatralnej. Regis słyszał o operach, więc nie chodziło o to, że ich nie lubił. Problemem była tu jego nieumiejętność przyjmowania komplementów.

– Płomień nadziei… Masz na myśli lampę, którą wtedy ze sobą miałem…

Regis nieświadomie odwrócił wzrok.

Eric, wciąż podekscytowany tak samo jak na początku ich spotkania, powiedział z uśmiechem:

– Zgodnie z rozkazem dziadka przyniosłem miecz księżniczki.

Regis w końcu złapał oddech, po czym spojrzał w stronę sali narad. Na stole leżało prześcieradło, a na nim spoczywał Grand Tonnerre Quatre Altiny. Przez stan, w jakim znajdowała się po pojedynku, nie mogła sama go zabrać, więc trzeba było rozkazać komuś się nim zaopiekować.

Błoto i śnieg zostały usunięte z ostrza, dzięki czemu powróciło do swej dawnej chwały. Nie było widać na nim ani jednej rysy, mimo że przed chwilą zostało użyte w naprawdę zażartej walce.

Przy otwartym oknie, prowadzącym do punktu obserwacyjnego, stało dwóch strażników, którzy zasalutowali Regisowi, kiedy napotkali jego spojrzenie. Chcąc obserwować przebieg bitwy, minął ich i wszedł na pokryty śniegiem balkon.

Od razu w jego twarz uderzył podmuch wiatru.

Po raz drugi był w tym miejscu. Pierwsza wizyta tam miała miejsce rankiem tuż po jego dotarciu do fortu Sierck, kiedy Altina go po nim oprowadzała.

Widok, jaki roztaczał się przed jego oczami, zaparł mu wtedy dech w piersiach, jednak obecnie przez padający śnieg widoczność była słaba; zresztą i tak nie miał czasu na podziwianie krajobrazów, ponieważ musiał skupić się na trwającej bitwie.

Twierdza stała na zboczu góry, opadającym w kierunku północnym. Na placu parad znajdowała się spora grupa żołnierzy oczekujących na rozkaz wymarszu. Jeśli odliczy się osoby skierowane na pozycje obronne, liczba zebranych tam wojaków sięgała dwóch tysięcy.

W bój wyjechało trzystu kawalerzystów, a barbarzyńców było ledwie sześciuset.

Sytuacja na polu walki uległa zmianie.

Po początkowym starciu obecnie obie siły utrzymywały od siebie dystans, obserwując się wzajemnie.

Gdyby w tym momencie doszło do kolejnej walki, obie strony walczyłyby, aż przeciwnik się nie wycofa, jednak dzięki odpowiednim rozkazom możliwa byłaby ucieczka w celu odzyskania sił, aby uniknąć niepotrzebnych strat wynikłych ze zmęczenia.

Oddziały kawalerii Jerome’a i Evrarda ustawiły się w formacji obronnej przed fortecą, barbarzyńcy natomiast czaili się w oddali jak dzikie bestie czekające na możliwość skoku na swoją ofiarę.

Na pokrytej śladami stóp, białej, śnieżnej pierzynie widać było wiele leżących osób nieokazujących najmniejszego śladu życia. Co prawda, barbarzyńcy ponieśli większe straty, jednak także i cesarska kawaleria ucierpiała.

Eric podszedł do Regisa.

– Ileż barbarzyńców.

– Tak, w tym regionie jest ich naprawdę sporo… a już zwłaszcza tutaj.

– Czemu pan tak uważa?

– Spójrz na ich zachowanie. Cały czas oglądają się za siebie. Gdyby tak robiła tylna gwardia, obawialiby się odcięcia drogi ucieczki, jednakże oni stanowią główną siłę, więc zapewne czekają na posiłki.

– Już rozumiem. Tylko czemu atakują falami? Chcą kupić czas, żeby przetransportować artylerię?

– Barbarzyńcy jej nie mają. Ich plan prawdopodobnie zakładał, aby tych sześciuset pod osłoną zamieci dostało się do twierdzy i otworzyło bramy dla głównych sił.

– Potrafią używać takiej taktyki?

– Cóż, tyle są w stanie zrobić, aby móc zdobyć fort. Jednak skoro ich plan zawiódł, powinni się wycofać. Czyżby z jakiegoś powodu byli przyparci do muru i po prostu musieli zdobyć twierdzę?

Sytuacja patowa nie trwała długo.

Barbarzyńcy, wznosząc okrzyki bojowe, ponownie ruszyli do walki.

Kawalerzyści opuścili swoje piki. W normalnych okolicznościach trzysta jednostek jazdy powinno z łatwością poradzić sobie z sześciuset dzikusami, jednak pośród barbarzyńców znajdowało się wielu silnych wojowników, co wyrównywało ich szanse.

Przeciwnikom dowodził rosły mężczyzna dzierżący wielki topór bojowy. Zarówno jego siła, jak i wygląd robiły wrażenie. Kiedy został zaatakowany przez kawalerzystów, z łatwością złamał ich piki przy użyciu swojej broni, po czym jak małpa wyskoczył w górę ponad konia jednego z rycerzy, uniósł swój wielki topór jedną ręką, a następnie uderzył nim w głowę przeciwnika. Ciało żołnierza po prostu ześlizgnęło się z grzbietu zwierzęcia.

Niewielu dzikusów potrafiło pokonać rycerza w walce jeden na jednego. W dodatku nie chodziło o jakiegoś wygodnisia, który całe życie spędził w stolicy, tylko zaprawionego w boju żołnierza z samej linii frontu. To, że tak łatwo ginęli, stanowiło nietypową sytuację.

Regis, widząc to, westchnął.

– A więc to jest król barbarzyńców?

– Co ma pan na myśli? – spytał stojący za nim Eric.

– Według zwiadowców pojawił się jakiś silny wojownik, który zjednoczył trzy plemiona dzikusów.

– Rozumiem. Czyli jest teraz ich królem?

– Nie znam ich hierarchii, jednak tak wypada określić największą rybę w danym zbiorniku wodnym.

Eric, rozumiejąc odniesienie, pokiwał głową.

Miał spokojny głos, nie uśmiechał się. Zresztą nie była to odpowiednia chwila na rozmowę, ponieważ stracili kolejnych dwóch jeźdźców.

Jerome natarł na tamtego barbarzyńcę na swoim czarnym koniu. Nie miał na sobie zbroi, tylko ten sam ubiór, w którym jeszcze przed chwilą się pojedynkował. Do walki zabrał jednak srebrną kopię.

Regis wskazał go Ericowi.

– To Włosy DamyLe Cheveu D'une Dame. Znana jest jako broń bohaterów. Ma 4.2 Pa (311 cm) długości, a jej czubek wykonano z elfickiego srebra.

– Podobno stanowiła podarek od elfów dla ognistego cesarza.

– Była taka legenda… Jednak obecnie uważa się, że to jakaś forma stopu.

Haken no Kouki Altina - Volume 02 - CP2.jpg

Przetapianie dwóch różnych metali w stop silniejszy od żelaza było w tej erze już powszechne.

Jerome pchnął swoją bronią. Atak ten był tak szybki, że nawet osoby postronne nieobeznane w walce stwierdziłyby, że przewyższał wszystkich innych rycerzy.

Król barbarzyńców zablokował ten cios i spróbował zbliżyć się do Jerome’a. Ten jednak go przejrzał i wyprowadził kolejne pchnięcie. Kiedy już miało dosięgnąć przywódcy dzikusów, król uniknął ataku, jedynie wyginając do tyłu swoje ciało. Nie dając mu ani chwili wytchnienia, spod ręki bohatera wyszło jeszcze jedno pchnięcie, tym razem wycelowane w samo serce przeciwnika, jednak i ono zostało zablokowane przez bojowy topór.

Przeciwnik Jerome’a się wycofał.

Umiejętnościami byli sobie równi, jednak dzięki walce z grzbietu konia oraz dłuższej broni Jerome ma przewagę – ocenił Regis.

Eric wychylił się do przodu.

– To dziadek!

Evrard przy użyciu swojej wielkiej halabardy zabijał jednego dzikusa po drugim.

– Hmmm. Jak przystało na dowódcę rycerzy.

– Ja też chcę walczyć! Sir Regisie, pozwól mi ich wesprzeć! Skoro wróg oczekuje na wsparcie, powinniśmy wysłać do boju trzecią falę, prawda?

Taki rozkaz był naturalną koleją rzeczy. Nieważne, jak potoczyłoby się starcie, w końcu wszystkie możliwe siły lądowały na polu walki.

– W obecnej sytuacji wróg ucieknie, jeśli wyślemy więcej żołnierzy.

– A nie taki jest nasz cel?

– Tak, masz rację, jednak wtedy z pewnością wrócą. Chciałbym, aby to starcie miało wpływ także na wszystkie przyszłe potyczki.

– Przyszłe potyczki? Co ma pan na myśli?

– Pióro i papier.

– Już!

Eric wbiegł do sali konferencyjnej i przyniósł stamtąd papier, pióro oraz atrament.

Regis na początku chciał wyjaśnić to na stole, jednak przypomniał sobie, że spoczywa na nim Grand Tonnerre Quatre. Gdyby chociaż kropla atramentu spadła na jego ostrze, bez wątpienia odnotowano by całe to zajście w podręcznikach do historii. Regis miał wrażenie, że przez całe to zamieszanie właśnie coś takiego mogłoby się wydarzyć.

– Potrzymasz atrament?

– Oczywiście.

Regis napisał coś szybko, używając pleców Erica za oparcie dla kartki.

– Hmm. Uda się? Rozkazy powinny być proste do zrozumienia…

Podpisał się, a następnie zwinął kartkę. Co prawda, atrament jeszcze nie wysechł, jednak nie miało to żadnego znaczenia; liczyło się jedynie, aby tekst pozostał czytelny.

Rozkaz powędrował w ręce Erica.

– Dostarcz to sir Jerome’owi, sir Evrardowi oraz dowódcy na placu parad.

– Tak jest! Oto pierwszy rozkaz nowego stratega!

– Hmmm. Ach, racja.

– Skoro wyszedł spod pióra sir Regisa, bez wątpienia jest to jakaś genialna strategia.

– Hahaha. Coś takiego nie jest możliwe. Przy trzystuosobowej jednostce i owszem, jednak dla liczącego sobie trzy tysiące woja przygranicznego regimentu zręczne dowodzenie leży jedynie w sferze pobożnych życzeń .

– Naprawdę?

– Tak się dzieje, jeżeli nie przygotujesz rozkazów. Dowodzenie w tych czasach jest przewidywaniem pięciu ruchów naprzód w szachach przy jednoczesnym wydawaniu instrukcji.

Eric spojrzał na papier w dłoni.

– Innymi słowy… Zapisał pan tu kolejne pięć posunięć?

– Można tak powiedzieć.

– To prawie jak przepowiednia.

– Nie jestem w stanie przewidzieć przyszłości, zresztą słyszałem, że to nic dobrego… Po prostu zdarzyło mi się przeczytać raport z podobnej bitwy.

– Dostarczę te rozkazy nawet za cenę własnego życia!

– Nie. Możesz nawet je zgubić. Po prostu napiszę je od nowa. Wróć tylko cały.

– Dobrze, rozumiem.

Prawdę mówiąc, ponieważ sytuacja na polu bitwy wciąż się zmieniała, nie mógłby wydać ponownie takiego samego rozkazu, jednak Regis obawiał się, że Eric może być zbyt młody i porywczy do tego zadania.

Kiedy młodzieniec wychodził, Regis powiedział do rycerzy na warcie:

– Wy też. Skoro nie macie innych zadań, powierzam wam eskortę Erica.

Strażnicy spojrzeli na siebie ze zdziwieniem, ale po chwili zasalutowali na znak, że zrozumieli polecenie, i wraz z młodym rycerzem opuścili salę narad.

– Rety.

Regis oparł ręce na poręczy balkonu, położył na nich głowę i zaczął zastanawiać się, czy powinien powiedzieć Ericowi, że cała przyszłość Cesarstwa zależy od bezpiecznego dostarczenia wiadomości. W końcu to bez wątpienia polepszyłoby jego morale.

– Hmmm. Młodzi żołnierze w takiej sytuacji lekkomyślnie narażają życie…

Walka Jerome’a i króla barbarzyńców była wyjątkowo zaciekła. Nawet z punktu obserwacyjnego wyraźnie dało się dostrzec, że ataki rycerza przepełniała żądza krwi. Jednak to nie oznaczało, iż hamował się w starciu z Altiną – po prostu podczas tej pierwszej walki musiał uważać, aby jej nie zabić.

Władca dzikusów także był dobry. Blokował ciosy swoim toporem, szukając jednocześnie szansy, aby złamać kopię i wyprowadzić kontratak. Gdyby nie to, że broń Jerome’a była stworzona z elfickiego srebra, pewnie już by dopiął swego.

Jednak podczas tego starcia to broń barbarzyńcy pękła, zmuszając go do zwiększenia dystansu. Jerome już chciał na niego ruszyć, jednak w tym momencie dotarł do niego Eric i wręczył rozkaz.

Dzieliła ich wielka odległość, jednak rycerz i tak wlepił spojrzenie w miejsce, gdzie znajdował się Regis. Ten nie mógł zobaczyć miny margrabiego, ale czuł, że był na niej wypisany gniew.

Trwała bitwa i dzieliła ich spora odległość, jednak gdyby znajdował się bliżej, jego spojrzenie bez wątpienia zatrzymałoby serce nowo mianowanego stratega.

Co by mu powiedział, gdyby stali obok siebie?

Chwilę później…

Stu kawalerzystów Jerome’a oraz dwustu rycerzy Evrarda usunęło się na bok, pozostawiając drogę do twierdzy otwartą. Bohater wyraźnie nie był zadowolony z treści rozkazu, jednak posłusznie go wykonał.

W tym samym momencie otworzyła się główna brama.

W sali konferencyjnej natomiast rozległ się dźwięk kroków.

– Hmm?

– Tu jest!

Kiedy Regis się obejrzał, ujrzał Altinę mającą na sobie już nową sukienkę oraz zbroję, nie licząc napierśnika i osłony na lewej ręce, gdyż ta wisiała na temblaku. Za nią weszła Clarissa oraz… jakaś kobieta w bieli, która nie wyglądała na zadowoloną.

– Księżniczko, nie kazałam ci odpoczywać?

Nosiła bardzo drogie okulary i miała równo ścięte włosy, a wyglądem przywodziła na myśl mężczyznę. Była to dwudziestodziewięcioletnia lekarka.

Regis nie wiedział, jak się nazywa, ponieważ kobiety w tym zawodzie stanowiły prawdziwą rzadkość, a twierdza Sierck posiadała jedynie jednego medyka, więc wszyscy nazywali ją po prostu panią doktor.

Najwidoczniej, podobnie jak Clarissa, przyjechała tu z księżniczką z pałacu.

Regis uśmiechnął się z ulgą.

– Już ci lepiej?

– Tak!

– Wcale nie! – wrzasnęła pani doktor, mrużąc oczy.

Altina pomachała prawą ręką.

– Nic mi nie jest. Mogę już normalnie chodzić. Pani doktor jest nadopiekuńcza.

– Masz złamaną rękę!

– Wiem, ale…

– Złamaną?!

Słysząc krzyk Regisa, poirytowana pani doktor pokiwała głową.

– Doprawdy. Jesteś w końcu księżniczką. Dojście do zdrowia zajmie ci trzy miesiące, więc proszę, nie zrzucaj na mnie dodatkowej pracy.

– Nie nudziłabyś się, nie mogąc ćwiczyć swoich umiejętności medycznych?

Altina odmawiała wszelkich prób kompromisu.

Clarissa westchnęła.

– Podobno dzikie zwierzęta kontynuują polowanie mimo złamanej kończyny. Tak po prostu jest, nic na to nie poradzimy.

Regis i pani doktor wetchnęli głęboko.

– Heeeh, księżniczka jest zupełnie jak tamte szare wilki.

– Doprawdy…

– Co?! Przecież to wina pojedynku! Zostawmy to. Regisie, jak idzie bitwa?! Wygraliśmy?!

Altina stanęła obok swojego stratega na balkonie.

Nagle jej mina się zmieniła.

– He?! Co się dzieje?! Wróg nie wejdzie do środka?!

– Cóż… Jerome i Evrard wycofali się na boki i zostawili drogę do wrót otwartą. Zastraszymy wroga możliwością ataku z trzech stron jednocześnie.

– W takim wypadku powinni stać przed fortecą, a oni rozdzielić się dopiero po wymarszu posiłków! Jeżeli otworzy im się bramę, to nie będą próbowali wejść do środka?!

Regis był pod wrażeniem analizy sytuacji Altiny.

– Brawo. Zapamiętałaś podstawy taktyki!

– Przecież katastrofalny błąd w strategii jest tu widoczny jak na dłoni! Wróg może sobie wejść główną bramą… Wchodzą pojedynczo?!

Barbarzyńcy wbiegali na plac parad przed centralną wieżą i od razu wpadali na żołnierzy, którzy przygotowali się do wyjścia jako posiłki.

Pani doktor cała zbladła.

– Monsieur strategu, można to tak zostawić?!

– Na jakiś czas.

Altina na niego spojrzała.

– Wierzę w Regisa. Proszę, wyjaśnij swój plan.

– Jak to ująć… Przyjmijmy, że jesteście barbarzyńcami. Jeśli przeciwnik nagle się wycofa, a bramy do fortu zostaną szeroko otwarte, co sobie pomyślicie?

– Wspaniała szansa! – rzuciła Altina bez zastanowienia.

– To pułapka? – odpowiedziała pani doktor.

– Nie wiem – stwierdziła Clarissa.

Regis zaczął swoje wyjaśnienia.

– Cóż, to są jedne z opcji. Niektórzy zaatakują, uważając to za okazję, inni zachowają czujność, wyczuwając w tym pułapkę, a kolejni będą zdezorientowani i nie podejmą żadnej akcji… Bez wątpienia różnie ocenią sytuację. Prawdziwej bitwie daleko do szachów, podejmowanym decyzjom może być daleko do logiki… W końcu żołnierze cały czas balansują na cienkiej psychologicznej granicy pomiędzy strachem przed walką a chęcią zdobycia chwały.

– Nie zaatakują en masse, improwizując?

– Gdyby wiedzieli, co się dzieje, mogliby zachować porządek, jednak barbarzyńcy nie mają łańcucha dowodzenia, więc decyzja o ataku w nieoczekiwanie sprzyjającej okoliczności zapadnie strasznie wolno.

Pani doktor przechyliła głowę.

– Czemu mieliby zaatakować razem, skoro to potencjalna pułapka? Gdyby to ode mnie zależało, nigdy nie podjęłabym takiej decyzji.

– Nie mają wyjścia, muszą podążyć za swoimi towarzyszami, którzy wbiegli do środka. Jeśli się nie ruszą, ich obie flanki zostaną zaatakowane przez obserwującą ich z obu stron kawalerię.

– Ach, rozumiem. Czyli są zmuszeni do przyłączenia się.

– Tak. Jednak jeźdźcy szybciej pokonają ośnieżone wzniesienie, więc Jerome i Evrard dotrą do bramy przed nimi.

Było dokładnie tak, jak powiedział Regis.

Jedynie dwustu z sześciuset barbarzyńców dostało się do fortu; powolny marsz reszty został zagrodzony przez kawalerię.

Jazda następnie utworzyła podwójną linię tuż przed bramą.

Altina klasnęła w dłonie.

– Rozumiem! Dziel i rządź!

– Częściowo.

– Jest jeszcze jakiś inny powód?

– Rozdzielenie ich oznacza… To sposób na otoczenie najsilniejszego pionka przeciwnika. Król barbarzyńców jest bardzo silny i nawet sir Jerome miał z nim problemy. Sądząc po jego osobowości, zapewne lubi stać na pierwszej linii.

Jest lekkomyślny jak księżniczka.

– Racja, racja – powiedziała Altina, kiwając głową. – Tak powinien zachowywać się prawdziwy dowódca.

– W mojej poprzedniej jednostce kwatery dowodzenia ustawiało się raczej na tyłach… W każdym razie powinniśmy to wykorzystać. Bez wątpienia zaatakował, jak tylko zobaczył powstałą do tego okazję.

Clarissa spytała:

– Monsieur Regis, wszystko idzie dobrze?

– Prawdopodobnie to wygramy.

– O co się więc martwisz?

– Hm? Mam taką minę? Nie…

– Dla mnie tak właśnie wygląda.

Po usłyszeniu słów Clarissy Altina i pani doktor spojrzały na Regisa, a on podrapał się w głowę.

– Jako całość wszystko idzie zgodnie z oczekiwaniami, jednak w planie jest jeden niepewny punkt. Jeżeli barbarzyńcy odmówią poddania się, cała strategia legnie w gruzach.

Eric przekazał rozkazy żołnierzom na placu parad.

Zgodnie z poleceniem część uzbroiła się w wielkie tarcze do obrony przed strzałami, formując półokrągłą ścianę dookoła bramy, a reszta wyposażona w piki była w gotowości do natarcia. Po zastawieniu tej zaimprowizowanej pułapki otworzono wrota. Na natarcie barbarzyńców nie trzeba było długo czekać.

– Waaaaa! – krzyknęli, szarżując.

Kiedy zaczynali atakować cienkie tarcze z drewna i skór, do akcji weszli pikinierzy, wbijając im ostrza prosto w klatki piersiowe. Należało powstrzymać natarcie, bo gdyby barbarzyńcy przedarli się przez ten krąg i wygrali bitwę, to biorąc pod uwagę, ilu cywilów znajdowało się w fortecy, straty byłyby ogromne.

Na placu parad zgromadziło się tysiąc żołnierzy, a dzikusów ledwie dwustu, więc w normalnych okolicznościach armia cesarska nie miałaby żadnych problemów z pokonaniem przeciwników, jednak…

Główny problem wyskoczył nagle z tłumu dzikusów.

– To król barbarzyńców.

– Jest silny?!

Altina wychyliła się, aby lepiej go zobaczyć.

W tym momencie jeden z dzikusów ich dostrzegł i wystrzelił strzałę.

Regis nie zauważył w ogóle, że w jego stronę zmierzał przecinający powietrze pocisk. Co prawda, uniknął zwrócenia na siebie uwagi samego króla barbarzyńców, jednak nie miał umiejętności, aby uniknąć strzały, a jej czubek był już tuż przed jego oczami.

– He?

Altina nagle wpadła na Regisa.

Rozległ się metaliczny dźwięk.

Księżniczka zasłoniła stratega przy użyciu zbroi na jej nadgarstku, a sam Regis zauważył strzałę dopiero po tym, jak upadła na ziemię.

– Ła!

– Coś się stało?! Jesteś ranny?!

– N-N-Nic ci nie jest, Altino? Co z twoją raną?

– Czym? Zablokowałam po prostu pocisk moją zbroją. Przecież żadna strzała z łuku nie przebije metalowego pancerza, prawda?

– Nie o to pytałem.

W każdym razie chyba wszystko dobrze.

Król barbarzyńców wyskoczył ponad głowy swoich ludzi, wylądował na ich ramionach, a następnie skoczył za plecy żołnierzy cesarstwa.

– Hiaaa!

Przy pomocy swojego wielkiego topora zmiażdżył głowy obrońców.

Żołnierz za nim w szale wziął zamach mieczem, jednak barbarzyńca zrobił unik i posłał go w powietrze jednym ciosem.

Rozległy się głośne okrzyki.

Przez siłę władcy barbarzyńców w jego pobliżu zapanował chaos.

Jaki szeroki zasięg ataku… Być może cały krąg właśnie upadł.

Przed rokiem podczas bitwy z Germanami czarny rycerz Jerome przedarł się przez ciężką kawalerię przeciwnika i odwrócił przebieg bitwy.

Być może ten król barbarzyńców dokona podobnego czynu i zostanie nową legendą.

O ile osoba odpowiedzialna za strategię byłaby nieudolna.

Kiedy Regis o włos ocalił życie przed zmierzającą w jego stronę strzałą, plan, jaki opracował na taki wypadek, był już w trakcie realizacji.

Gdyby ktoś spojrzał na to z góry, od razu zauważyłby, że jedna część muru była słabsza niż reszta. Właśnie to miejsce zaatakował król barbarzyńców.

Nie miał wyboru.

Gdyby tego nie zrobił, członkowie jego plemienia, którzy byli wewnątrz fortu, zostaliby wybici.

Ponownie wyskoczył w powietrze z ramion swoich towarzyszy.

W tym momencie czekający na to żołnierze, którzy nie mieli ani tarcz, ani pik, z krzykiem rzucili coś w jego stronę.

– Hiaaa!

Była to lina zakończona trzema ciężarami. Ta broń nazywała się bola i używano jej do polowań. Miała większe pole rażenia niż strzały, dzięki czemu można nią było trafić w nogi zwierzyny. Jednak rzadko używano jej podczas bitew…

Kilku żołnierzy rzuciło takie bronie jednocześnie, jednak król barbarzyńców, używając swojego topora, odbił trzy z nich.

– Shiaaa!

Jednak jedna bola owinęła się wokół jego ramienia, a kiedy chciał ją ściągnąć, kolejna trafiła go w nogi, a jej ciężarek uderzył w jego żołądek, przez co stracił równowagę i zwalił się na ziemię.

– Ughhh.

Podniósł się na jednej ręce i uniósł głowę, od razu napotykając widok halabard skierowanych w jego stronę.

Jeden z rycerzy, mający rangę kapitana, unosząc miecz, ryknął gniewnie:

– Nawet nie drgnij, małpo!

– Nie zabijaj go! – Krzyk Altiny zagłuszył wszystkie dźwięki panujące na polu bitwy . Był tak głośny, że nawet stojącemu obok niej Regisowi zadzwoniło w uszach.

Zgodnie z jej poleceniem rycerz opuścił ostrze, oszczędzając życie króla barbarzyńców.

Regis odetkał uszy i spytał:

– O co chodzi?

– Chcę z nim porozmawiać.

– He? Co?

Powodem jego pytania nie było to, że ciągle dzwoniło mu w uszach i nie dosłyszał jej słów, tylko to, że odpowiedź księżniczki nie mieściła mu się w głowie.

Dla obywateli Belgarii barbarzyńcy byli jak niebezpieczne, dzikie bestie. Pomysł księżniczki to jak próbowanie negocjacji z wilkiem ludojadem, więc nic dziwnego, że wszyscy z wielkimi oczami spojrzeli na nią. W końcu powszechnie wiadomo, że z dzikusami nie ma co w ogóle negocjować.

Co prawda, Regis miał inne zdanie na ten temat, jednak słowa Altiny i tak bardzo go zaskoczyły.

– Nie żal zabijać silnego wojownika w taki sposób?

– Nie rozumiem, w jaki sposób może być szkoda go zabijać, ale zgadzam się, jeśli chodzi o dialog. Prawdę mówiąc, w tej sytuacji nie masz wyjścia.

– Nie wiem, co masz na myśli, ale chyba to akceptujesz.

Altina wzięła głęboki oddech.

Regis cofnął się o parę kroków i zatkał uszy, podobnie postąpiły Clarissa i pani doktor.

– Jestem czwartą księżniczką Cesarstwa Belgarii, Marie Quatre Aljeantina de Belgaria! Chcę rozmawiać z królem barbarzyńców! Obie strony mają natychmiast zaprzestać walki! – Altina wykrzyczała swoje prawdziwe uczucia.

Jednak żołnierze pomyśleli, że to deklaracja zwycięstwa, ponieważ praktycznie ogłosiła pojmanie króla barbarzyńców. Jeżeli dodać do tego podekscytowanie panujące podczas bitwy, ich reakcja – uniesienie broni i wzniesienie wiwatów – wydawała się naturalna.

– Jeee!

– Chwała cesarstwu!

– Niech żyje Marie Quatre! Chwała cesarzowi!

Bitwa dobiegła końca, a te okrzyki całkowicie zdemoralizowały barbarzyńców. A że i tak byli u kresu sił po marszu na wzgórze podczas śnieżycy, ciężkiej walce z kawalerią oraz oblężeniu po natarciu na fort, większość z nich po prostu upuściła swoje bronie i uklękła.


Część 2[edit]

Barbarzyńcy zostali zebrani w rogu fortu i ustawieni plecami do muru, a do ich pilnowania oddelegowano pikinierów oraz łuczników z zastrzeżeniem, aby zachowali od pojmanych dystans dziesięciu kroków. Co prawda, zamieć już się skończyła, jednak w północnym regionie wciąż trwała zima, więc jeśli ta sytuacja nie zostałaby szybko rozwiązana, część z pojmanych mogła zamarznąć na śmierć.

Altina i król barbarzyńców muszą dojść do porozumienia przed zmierzchem - pomyślał Regis.

Okrzyki powinny być słyszalne także poza fortem, w miejscu, gdzie zebrało się około czterystu barbarzyńców, którzy nie złożyli broni. Kawaleria mogła zmieść ich jednym natarciem, jednak zakazano im ataku. Mieli poinformować drugą stronę o rozpoczęciu negocjacji pomiędzy przywódcami.

Wcześniej Regis obawiał się, iż może dojść do masakry.

Gdyby barbarzyńcy nie złożyli broni, otaczająca ich armia cesarstwa po prostu by ich wybiła, co nie byłoby niczym niezwykłym, jednak strateg chciał tego uniknąć zarówno ze względów strategicznych, jak i emocjonalnych.

Na szczęście straty po obu stronach są minimalne - pomyślał z ulgą.

W tym momencie dotarły posiłki barbarzyńców, które dołączyły do swoich towarzyszy poza fortem. Przez chwilę rozważali, co zrobić dalej, jednak pozostali na miejscu, więc najprawdopodobniej postanowili poczekać na koniec rokowań.

W takiej napiętej atmosferze, w roku 850 cesarskiego kalendarza, zakończyła się bitwa o twierdzę Sierck.

– Ej, Regis! - Jerome wrócił do centralnej wieży w nastroju jak do szarży na wroga.

– Tak? - Regis w sali narad przeglądał właśnie raporty z bitwy. Chociaż powinni odpowiadać za to oficerowie administracyjni, obaj zostali wypędzeni z twierdzy przez Jerome’a, dlatego obowiązek ten spadł na głowę stratega.

Jeżeli chodzi o Altinę, wróciła do swojej komnaty przebrać się w sukienkę przed rozpoczęciem negocjacji z królem barbarzyńców - w końcu nie wypadało, aby rokowała z nim, mając na sobie podarty strój oraz rękę zawieszoną na temblaku.

Jerome pochylił się w stronę Regisa.

– Co, u licha, miał znaczyć tamten rozkaz?!

– Cóż... Gdyby się rozbiegli, trudno byłoby ich wybić w środku zamieci.

– Więc wpuściłeś ich do fortu?! Wpuściłeś dzikusów do środka! Zostaniemy pośmiewiskiem wszystkich sąsiednich krajów!

– Trudno. I tak nim będziemy, skoro dowodzi nami 14-letnia księżniczka.

– Z deszczu pod rynnę.

Regis spróbował uspokoić generała:

– Wręcz przeciwnie. Niech nas lekceważą. Zmylenie wroga co do swojej siły jest efektywną strategią, ułatwiającą zarówno obronę swoich, jak i atakowanie wrogich pozycji.

– Rozumiem. To rzeczywiście strategia, której użyłby ktoś twojego pokroju, lubujący się w takich gierkach. Jednak jedno przeoczyłeś.

– A cóż takiego?

– Nienawidzę, jak patrzy się na mnie z góry!

– Naprawdę? - Regis podrapał się po głowie.

W ogóle nie brał tego pod uwagę. Sądził, iż Jerome’a rozgniewało użycie fortu jako pułapki, jednak okazało się, że była to kwestia urażenia jego dumy.

W rzeczywistości nic nie idzie tak łatwo jak w książkach.

Regis poczuł się przez to strasznie niepewnie, jednak nie chodziło tu o jego brak wiary w swoje umiejętności.

– Skoro o tym mowa, chyba złapaliśmy dzikusów. Czemu nie są jeszcze martwi?

– Księżniczka chciała z nimi negocjować.

– Negocjować? Zgłupiała? Barbarzyńcy powinni zawisnąć albo zostać zniewoleni.- Jerome nie chciał jej obrazić ani zrzucić na nią winy; nie mógł jedynie pojąć, co sobie myślała

Regis nie uważał barbarzyńców za dzikie bestie, ale wiedział, że niewiele osób podziela jego opinię.

To była ryzykowna gra, którą musiał podjąć, żeby móc osiągnąć ich, jeszcze bardzo odległy oraz wyjątkowo trudny do osiągnięcia, cel. Jednak gdyby negocjacje zostały zerwane, księżniczka zyskałaby reputację strasznie naiwnej dziewczynki, która nie ma za grosz zdrowego rozsądku.

– W inteligencję księżniczki będzie można wątpić dopiero po zakończeniu pertraktacji z królem barbarzyńców, które powinny już się zaczynać. - Regis wstał z krzesła i wraz z Jerome’em ruszył w stronę wyjścia.

– Otworzyłem magazyn. Będzie potrzebne mięso i alkohol.

– Ach, rozumiem.

Regis zastanawiał się, jak wynagrodzić żołnierzy za wygraną. W jego poprzedniej jednostce za zwycięstwo nagradzano klejnotami szlachetnymi albo jakimiś dziełami sztuki, ale najwyraźniej w tym regimencie po prostu oblewano je podczas uczty. Tak samo zresztą postąpili po pokonaniu bandytów.

Tutejszym żołnierzom nie przeszkadza brak takich nagród? - to było jedno z jego dotychczasowych zmartwień.

– Dziękuję za pomoc.

– Nie robię tego dla ciebie ani księżniczki. Obowiązkiem generała jest nagrodzenie swych ludzi po wygranej.

– Ja też miałbym do pana prośbę.

– Hmmph. Coś się taki uprzejmy zrobił? Żartujesz sobie ze mnie?

– Zwyczajnie trudno mi to powiedzieć.

– Po prostu wal. Inni nie mogą ci zaufać przez to twoje zachowanie.

– Po prostu walić?

– Tak, mów bez ogródek, niczego nie ukrywając.

– Chcę dostać przepustkę, żeby móc czytać książki.

– Mam to w dupie!

– Jaki niemiły. - Regis zwiesił ramiona.


Centralny plac, używany zwykle do ćwiczeń, został zamieniony w tymczasową salę audiencyjną. Zasiadająca w samym jego środku Altina miała zarzucony na siebie długi płaszcz, zakrywający jej złamaną rękę. Obok niej, po prawej, stał Regis, z lewej strony natomiast Jerome. Nie prowadził tam czerwony dywan, jednak drogę utworzyli żołnierze mający zawieszone na włóczniach flagi Cesarstwa – siedem mieczy na czerwonym tle. Co prawda, flaga pierwszego cesarza była biała, jednak ponieważ wszystkie państwa traktowały taki znak jako symbol poddania się albo zawieszenia broni, dlatego zmieniono jej barwę na czerwoną, mającą nawiązywać do jego przydomku "L’Empereur Flamme".

Króla barbarzyńców poprowadzono przez rząd ustawionych żołnierzy. Jego ręce były przywiązane do bioder, a drugi koniec liny znajdował się w rękach Evrarda, za którym z kolei podążał Eric. Zatrzymali się dziesięć kroków od Altiny.

Księżniczka spojrzała na niego.

– W porządku. Przyprowadźcie go bliżej. Trudno jest rozmawiać na taką odległość.

– Ale…

– I przetnijcie te liny. To mają być negocjacje, a nie przesłuchanie więźnia.

– Księżniczko! To zbyt niebezpieczne! Ten mężczyzna porusza się zwinnie jak małpa! - Evrard oczywiście się sprzeciwił, jednak Altiny to nie obchodziło.

– Sugerujesz, iż nie pokonam nieuzbrojonego mężczyzny? Poza tym przecież stoi przy mnie generał okrzyknięty wielkim bohaterem. Chcesz, abym wyszła na tchórza?

– Uch… Ni… Rozumiem.

Evrard martwił się przez to, że Altina była ranna, podobnie zresztą myśleli inni żołnierze. Jednak czasem honor osoby szlachetnie urodzonej jest ważniejszy niż jej bezpieczeństwo.

Przecięto liny krępujące króla barbarzyńców; uwolniony podszedł bliżej do Altiny, zatrzymując się pięć kroków od niej.

Regisowi z nerwów aż zaschło w ustach.

Król barbarzyńców, podobnie jak Jerome, wyglądał na osobę po dwudziestce. Miał na sobie ubrania ze zwierzęcej skóry, ozdobione ptasimi piórami. Wszystkie dzikusy pokonane przez rycerzy na ilustracjach książek przypominały demony, czasem małpy albo niedźwiedzie, jednak w jego wyglądzie było coś szlachetnego.

Spojrzał z pogardą na księżniczkę, odmawiając uklęknięcia przed nią – co prawda, mieli w forcie krzesła, dzięki którym mogłaby siedzieć znacznie wyżej, jednak nie dali rady przenieść ich na tereny negocjacji. Na widok tego, co się działo, Evrard zmarszczył czoło.

– Przedstawię się jeszcze raz. Jestem Marie Quatre Aljeantina de Belgaria, czwarta w kolejce do cesarskiego tronu.

Król nie powiedział ani słowa.

Żołnierze przez to zaczęli wątpić, czy w ogóle da się z nim jakoś porozumieć. Regis zauważył, że barbarzyński władca wyglądał, jakby coś zaprzątało jego głowę, więc uznał, iż mogli mieć rację.

– Cóż za długie imię – po chwili schwytany król przemówił germańskim, językiem sąsiedniego królestwa.

Najprawdopodobniej stamtąd pochodził i był na tyle dobrze wykształcony, żeby rozumieć belgarski. Mimo tego, iż Cesarstwo prowadziło wojny z sąsiednimi państwami, utrzymywało z nimi kontakty i w kwestii dobrych manier leżało, by rodziny królewskie oraz szlachta znały ich języki. Nawet Regis potrafił mówić po germańsku, ponieważ nauczano go w akademii wojskowej, a to oznaczało, że wszyscy poza szeregowymi żołnierzami trzymającymi flagi znali ten język.

Evrard krzyknął:

– Jak śmiesz! To księżniczka!

– Etykieta? Widać Belgarzy lubują się w pierdołach.

Evrard aż zrobił się cały czerwony ze złości, ale Altina zatrzymała go, unosząc dłoń.

– Nie szkodzi, w końcu nie jest obywatelem Cesarstwa. Nie wypada prosić o okazanie szacunku kogoś, kto nie jest twoim podwładnym ani poddanym.

Przywódca rycerzy zrozumiał, co księżniczka miała na myśli, i zamilkł.

Altina spytała po germańsku:

– Jak mam się do ciebie zwracać? Maniery wymagają, by zdradzić swe imię po tym, jak druga osoba wyjawiła swoje. Czy może plotki głoszą prawdę i barbarzyńcy nie noszą imion?

– Nie nazywamy się barbarzyńcami. Zwę się Diethart, porzuciłem ziemie, na których się urodziłem. Nasze państwo nosi nazwę Bargainheim.

Na twarz Jerome’a zawitał sarkastyczny uśmiech. Zrobił krok do tyłu, jakby się czegoś przeraził, a potem powiedział na tyle głośno, żeby wszyscy żołnierze to usłyszeli:

– Łaaa. Cóż za odkrycia! Nie wiedziałem, że dzikusy potrafią żartować! A więc tamten las jest krajem, a Belgaria nie sąsiaduje z germańskimi śmieciami, tylko z narodem barbarzyńców!

Wszyscy żołnierze wybuchnęli śmiechem.

Diethart, słysząc drwiny, zagryzł mocno zęby, ale to nie jemu, lecz Altinie puściły nerwy. Prawą ręką uderzyła w oparcie krzesła, rozbijając je na kawałki.

– Ach…

Nagle zapanowała martwa cisza.

Altina kaszlnęła sucho, po czym powiedziała:

– Widać nikt nie nauczył cię przyjmować gości. Wystarczy już tego, możecie odejść.

– Księżniczko?!

Evrard zaprotestował, jednak Altina nie miała zamiaru cofnąć swoich słów. Kopniakiem zniszczyła doszczętnie swoje krzesło, krzycząc:

– Wycofać się na trzydzieści kroków! To rozkaz!

Jerome pogładził bliznę na swojej szczęce.

– Fufu… Na pewno? W końcu ten barbarzyńca może się na ciebie rzucić, prawda?

– W takim wypadku będę liczyć na twoją pomoc.

– A jeśli weźmie cię jako zakładnika?

– Och, czyli jednak się o mnie martwisz.

– Zapomnij. Gadaj se z tym germańskim kretynem, ile tylko chcesz.

Jerome ruszył w stronę ściany.

Regis miał podążyć za nim, ale Altina złapała go za kołnierz.

– A ty dokąd się wybierasz?

Nie rozkazałaś wszystkim odejść? - pomyślał. Nie byli tam sami, więc odpowiedział formalnie:

– Zgodnie z rozkazem waszej…

– Pora, żebyś jako strateg wziął się do roboty. Masz coś przeciw temu?

– Chce mi się pić.

– Ach, zapomniałam o tym.

Regis i Altina zostali na środku placu, podczas gdy Jerome wraz ze swoimi żołnierzami wycofali się na trzydzieści kroków, aż pod samą ścianę fortecy.


Chwilę później przyniesiono dwa krzesła, stolik oraz czerwone wino. Pierwszy miejsce zajął Diethart, Altina usiadła naprzeciw niego, a Regis stanął z boku stołu.

Haken no Kouki Altina - Volume 02 - NCP3.jpg

– Jaka atmosfera! Zupełnie jak na tarasie kawiarenki.

– Racja. Kawiarenka z tarasem pokrytym grubą warstwą śniegu, otoczona przez groźnie wyglądających żołnierzy. Jak nic odniesie sukces w Cesarstwie. Chociaż nigdy wcześniej takiej nie widziałem.

– Przyciągnęłaby tłumy.

Na twarzy wydającej się być w dobrym nastroju Altiny pojawił się uśmiech, Diethart jednak nie miał zbyt przyjaznego nastawienia.

– Belgarzy najwyraźniej lubią pić kawę przy drodze. Cóż za dziwy.

– Północne kraje są zimne, więc rozumiem, o co ci chodzi. W Belgarii jest ciepły klimat, a wiejący wiatr naprawdę orzeźwiający. Jednak, niestety, nigdy nie dane mi było odwiedzić takiej kawiarenki z tarasem. Chociaż raz chciałabym napić się kawy w takim lokalu.

Gdyby Altina zawitała do takiego miejsca, natychmiast przyciągnęłoby to tłum gapiów, co całkowicie uniemożliwiłoby jej spokojne wypicie napoju.

W pałacu powinien być balkon. - Regis jednak nie wypowiedział tych słów. W końcu kawa w przepełnionym zazdrością i intrygami miejscu smakowałaby wyjątkowo okropnie.

Pora wrócić do tematu.

– Księżniczko, niedługo zajdzie słońce.

– Dietharcie, mam do ciebie pytanie. Jesteś królem Bargainheimu?

– Nein. Utworzyliśmy państwo, jednak nie mamy władcy. Ludzie podążają za mną, dlatego iż jestem jednym z jego założycieli.

– To nie oznacza, że uznali cię za króla?

– Nie będę zabierać pieniędzy ani jedzenia moim ziomkom.

– Ach, a więc nie macie podatków.

Diethart pokiwał głową.

Altina uznała jego podejście za interesujące.

– Regisie, czy to nie wspaniałe? Kraj bez podatków! Jego obywatele muszą być naprawdę szczęśliwi!

– Jeśli nie uznają tego za nieuczciwe.

– Bez podatków wszyscy nie byliby równi?

– Weźmy dla przykładu strzeżenie pól. Do kogo należy decyzja, kto podejmie się warty?

– Hmmm. To nie należałoby do reprezentanta takiego jak Diethart?

– Dokładnie. No więc Diethart jest królem, a podatki są pobierane w formie pracy wartowników. Kiedy żyje ze sobą dwie lub więcej osób, zawsze jedna z nich obejmie pozycję przywódcy, a inna zacznie zapewniać usługi. Nieważne, jak to nazwać, zawsze będą jacyś królowie i poborcy podatkowi.

– Aha, tak to działa.

– Bez podatków nie ma państwa. Takiej organizacji nie da się uformować jedynie na ideałach… Chociaż jego obywatele będą je wspierać, dopóki kraj ten odnosi zwycięstwa… - Regis zamilkł.

Diethart spojrzał na niego.

– Bargainheim jest w rzeczy samej małym krajem i w wielu kwestiach nie udało nam się osiągnąć naszych ideałów, jednakże Cesarstwo się myli. Wielu naszych obywateli przybyło do nas, uciekając przed jego tyranią.

Regis nie odpowiedział, czekając na reakcję Altiny. W końcu to ona była inicjatorką tego dialogu, więc mógł jedynie doradzać jej z boku. Jeśli naprawdę chciała stanąć na drodze ku chwale, prędzej czy później musiało dojść do takich negocjacji. Poza tym, biorąc pod uwagę pozycję Regisa, druga strona mogła odmówić pertraktacji z nim, a więc to księżniczka musiała wziąć ten ciężar na swoje barki.

– Ja także uważam, że Cesarstwo się myli.

Powinienem sam odpowiedzieć. - Żałującego podjętej decyzji Regisa rozbolał brzuch.

Słowa księżniczki pewnie nie dosięgnęły uszu Jerome’a ani jego żołnierzy stojących przy ścianie, jednak nie powinna wyznawać takich rzeczy barbarzyńcom.

Diethart był zdumiony.

– Co ty mówisz? Gdzie tu sens?

– Nie ma chyba żadnego powodu, dla którego członek rodziny królewskiej nie mógłby sprzeciwić się Cesarstwu, prawda?

– Jego pozycja sprawia, że nie powinien tego robić.

To, że barbarzyńca pouczał księżniczkę o poprawności swojego rozumowania, było dosyć niepokojące. Diethart okazał się bardzo dobrze wykształcony, ponieważ udzielone przez niego wyjaśnienia były jak najbardziej prawidłowe .

Altina pokiwała głową.

– Pragnę żyć według moich własnych przekonań i nie pozwolić, by inni decydowali o moim losie.

– Więc zamierzasz sprzeciwić się Cesarstwu.

– Nie chciałbyś ocalić poddanych, którzy są niesprawiedliwie traktowani?

– To niewłaściwa droga. Kiedy dochodzi do wojny domowej i ścierają się dwie armie, to obywatele są tymi, którzy cierpią najbardziej.

Regis także się nad tym zastanawiał, jednak podobnej odpowiedzi udzieliły mu wydarzenia opisane w księgach historycznych.

Altina też wydawała się to rozumieć.

– Jeżeli obywatele pragną zmian, muszą wziąć sprawy we własne ręce. Jeśli ich nie chcą, niech mnie zignorują i dalej wspierają obecny system. Nie jestem Bogiem , nie mogę pstryknięciem palca wymazać całego cierpienia z ich życia. Jedynie oni sami mogą sobie pomóc.

– W takim razie jaka w tym twoja rola?

Altina spojrzała na Regisa. Ten pomyślał, że chce poznać jego opinię, jednak zamiast prosić go o radę powiedziała:

– Chcę jedynie szansy. To wszystko.

– Niepojęte. Belgarzy mają zwyczaj mówić długo i niezrozumiale. Przekaz ma być logiczny i precyzyjny.

– Czyli… moja krytyka obecnej władzy może popchnąć obywateli do działania. Taka jest właśnie moja rola. Prawda?

– To zbyt nieodpowiedzialne. Dbanie o szczęście swoich poddanych jest obowiązkiem władców.

Altina przechyliła głowę.

– Regisie, mam taki obowiązek? Jestem nieodpowiedzialna?

– Są nimi podjęcie działań, by zmienić ustrój Cesarstwa, zjednoczenie obywateli oraz spełnienie pokładanych w tobie oczekiwań. Dotrzymanie obietnicy to prosta teoria, której należy się trzymać.

– A jeśli zrezygnuję z tego pomysłu?

– Zostaniesz skrytykowana. Taka jest polityka. Właściwie to największym problemem Cesarstwa są rządzący, którzy nie dbają o obywateli i nie otrzymują za to ani słowa krytyki, kary ani nie tracą przez to swego autorytetu .

Altina pokiwała głową.

– Rozumiem. Czyli państwo, jakie chcę utworzyć po zdobyciu tronu, musi mieć możliwość krytyki i ukarania mnie, jeżeli nie zadowolę mojego ludu.

– W rzeczy samej.

– Po wielkim wysiłku, jaki włożysz w zdobycie tronu, będziesz mogła zostać stracona zgodnie z prawem, jakie sama ustanowiszz.

– To możliwe… Poddajesz się?

– Dlaczego? Błąd władcy może sprowadzić wiele cierpienia na jego obywateli i dla wielu z nich oznaczać śmierć, a skoro tak, to właśnie on powinien ponieść największą karę, prawda?

Regis przypomniał sobie słowa Altiny:

– Jeżeli chcesz, żeby inni ryzykowali życie, postaw swoje na szali… Coś takiego…

– Właśnie!

Altina jest zbyt lekkomyślna. - Regis jednak nie powiedział jej tego. Jeżeli ona sama nie myśli o swoim bezpieczeństwie, zadbają o nie ludzie z jej otoczenia.

– Zdobędę tron, zmienię Cesarstwo. Jeżeli mi się nie powiedzie, wezmę odpowiedzialność i poniosę za to karę.

Nienawiść i kpienie wymalowane do tej pory na twarzy Dietharta zostały zastąpione przez spokój oraz szczerość.

– Już rozumiem. Wydajesz się zdecydowana i gotowa wziąć odpowiedzialność.

– Tylko że nie planuję zawieść!

– Najwyraźniej źle cię oceniłem.

– Naprawdę?

– Sądziłem, iż jesteś najgorszym rodzajem władcy, który nęka swych poddanych, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

– Wcale tego źle nie oceniłeś. Nie jestem w stanie zadowolić żadnego obywatela. Nawet chleb, jaki dziś jadłam, został zabrany komuś, kto ciężko pracował, by go upiec.

– Rozumiem… A więc tak na to spoglądasz.

– Nauczyłam się tego od Regisa i od razu zaczęłam stosować.

– Ja… także mogę się mylić. Zawsze wierzyłem, że państwo bez podatków będzie rajem… Jednakże w ludziach narasta uczucie niesprawiedliwości. Czyżby brak socjalnych statusów zrodził nierówność?

– Możliwe.

– Państwo potrzebuje praw, a podatki są niezbędne dla dobra samego społeczeństwa. Jeżeli nie mogę zadowolić obywateli, jako przywódca będę musiał przyjąć krytykę oraz wymierzoną mi karę… mimo iż mam dobre chęci… - Kolejne słowa z coraz większą trudnością wydostawały się z ust Dietharta, aż w końcu urwał, zagryzając zęby.

Regis wtrącił się do rozmowy, aby pomóc niewiedzącej, co powiedzieć, Altinie:

– Jeżeli przywódca organizacji chce zmienić sposób jej działania, zawsze spotka się z oporem i krytyką. Dlatego właśnie trudno jest wprowadzać zmiany, jeżeli coś ciągle działa. Monsieur Diethart, ma pan rację w swoim osądzie.

– Nie. Chociaż zdałem sobie sprawę z mego błędu, nie mogę go naprawić. Brak mi świeżego spojrzenia, jakie ma pewna księżniczka.

Diethart spojrzał na Regisa, jednak spojrzeniem pozbawionym wcześniejszej żądzy krwi, która została zastąpiona wyrazem głębokiego szacunku..

– Jesteś szambelanem? Czy może żołnierzem?

– Ja? Strategiem… Chyba.

– Strateg. A więc to ty stałeś za mym pojmaniem.

– Nie ja, lecz żołnierze. Ja to jedynie zaplanowałem.

Jest wściekły o to, że wpadł w pułapkę? - Regis zaczął się bać, dlatego stanął na baczność, żeby Altina nie mogła dostrzec jego miny – chociaż możliwe, że było już na to za późno.

Diethart powiedział z rezygnacją:

– Gdybym… miał takiego stratega… pewnie bym tak nie skończył.

– Schlebia mi pan. Przy takiej różnicy sił nasza wygrana była od początku pewna.

– Nieważne, w jaki sposób, ale przegrałem. Mam nadzieję, że nie stracicie moich ludzi i pozwolicie im odejść wolno.

– O tym zadecyduje księżniczka.

Altina pokiwała głową, po czym powiedziała:

– Chciałabym coś wiedzieć. Czemu zaatakowaliście ten fort? By zemścić się na Cesarstwie?

– Część obywateli Bargainheim rzeczywiście może mieć uraz do Cesarstwa, inni natomiast stracili bliskich w tej długiej wojnie. Jednakże nie kierujemy się zemstą. Germania zagłębia się coraz głębiej w las, wypierając nas z naszych terenów.

– Rzeczywiście, trudna sytuacja.

– Tak… Szczególnie w tym roku. Potrzeba nam więcej jedzenia i domostw dla zwiększającej się populacji, a zajęcie tego fortu rozwiązałoby te problemy.

– Uuu… Naprawdę wolałabym, żebyście zamiast walczyć z Cesarstwem zaatakowali Księstwo Varden.

– Przez fort Volks to niemożliwe.

– Co to takiego? – spytała Altina, przechylając głowę.

Regis szybko wyszeptał jej do ucha:

– To fort należący do Księstwa Varden. W jego czterdziestoletniej historii żaden przeciwnik nie postawił w nim swojej stopy. Można wręcz nazwać go twierdzą nie do zdobycia.

– Ach, więc jest takie miejsce.

– To wstyd, żeby dowódca nie wiedział o stojącej w pobliżu wrogiej fortecy.

– Wiem, ale do tej pory walczyłam z sir. Jerome’em i moim nastrojem. Zajmę się tym później.

– No tak, racja…

Altina nie była uczona na dowódcę wojskowego, więc potrzebowała czasu, aby przygotować się do tej funkcji. Dopiero zresztą osiągała wiek pozwalający jej podjąć naukę w akademii wojskowej.

– W każdym razie - Księżniczka wróciła do głównego tematu rozmowy - Bargainheim nie zaatakował nas z nienawiści.

– Albo raczej nie był to główny powód.

– To wystarczy.

Altina pochyliła się do przodu, opierając się jedynie na lewej dłoni – jej złamana prawa ręka ciągle była zasłonięta płaszczem.

– Nie stracę cię!

– Co?!

– Mam cel, którego nie osiągnę z siłami, jakimi dysponuję w fortecy. Nie uczynię cię moim podwładnym, jednak pragnę, aby Bargainheim mi pomógł!

Altina mówiła poważnie, Regis zresztą też o tym pomyślał.

Jako pograniczny regiment mieli do dyspozycji jedynie trzy tysiące żołnierzy, a więc nie byli w stanie skutecznie stawić oporu bratu księżniczki.

Zszokowany Diethart zastanawiał się przez chwilę nad jej słowami.

– Rozumiem. Nie zabijesz mnie i uczynisz częścią swoich sił. Bardzo logiczne.

– Czyli mi pomożesz?

Diethart natychmiast ostudził zapał Altiny:

– Ocalenie życia mojego i moich wojowników nie jest wystarczającym powodem, abym na to przystał. Mamy towarzyszy żywiących głęboki uraz do Cesarstwa. Jeżeli powrócę pod takimi warunkami, zostanę uznany za zdrajcę, który w obawie o swą skórę sprzedał kraj.

– No tak, racja. Regisie, co zrobimy?

– To nie stanowi problemu. Przeczytałem wiele paktów pomiędzy państwami i mogę przedstawić odpowiednie propozycje.

– Fiu, to bardzo pomoże, ale… czemu w ogóle czytałeś takie rzeczy?

– Hmm. A nie wolno czytać traktatów?

– Były ciekawe?

– Uch, eee… Wczesne wersje wiały nudą… Ach, ale pakt pomiędzy Wielką Brytanią i Holandią z roku 890 był wręcz wspaniały. Wymieniono trzydzieści tysięcy funtów srebra za taką samą masę liści herbacianych. Miały miejsce także inne podobne wymiany.

– Ten kraj za bardzo kocha herbatę!

– Hahaha… Bardzo częste są także polityczne małżeństwa oraz podarunki.

– A więc co powinniśmy im dać?

– Ponieważ obie strony negocjują w tajemnicy, nie trzeba przekazywać im żadnych prezentów. Moim skromnym zdaniem wręcz nie należy tego robić.

– Mogłeś to powiedzieć bez tego formalnego tonu . No więc jakie warunki przyjmiemy na tym spotkaniu?

Regis streścił dobre części wszystkich traktatów, które przeczytał.

– Księżniczka Marie Quatre prosi naród Bargainheimu o zawarcie sojuszu przeciwko wspólnemu wrogowi, Federacji Germanii. W zamian udzieli schronienia na zimę oraz jedzenia, a kiedy obejmie władzę w Cesarstwie, oficjalnie uzna istnienie państwa Bargainheim i zawrze z nim obustronny pakt o nieagresji.

– Hmmm, aha… Nie rozumiem, o co chodzi, ale brzmi jak prawdziwy pakt!

– Chcesz, abyśmy zostali kolonią Cesarstwa?

– Moim zdaniem obie strony powinny mieć taki sam status. Żaden człowiek ani kraj nie powinien wywyższać się ponad inny – dodała Altina.

Diethart się zamyślił.

– Takie warunki mogą przekonać moich towarzyszy.

– Czyli nam pomożesz?

– Tak.

– Dziękuję!

Altina wysunęła swoją prawą rękę.

– Ach…

Podanie sobie dłoni mogło być złym pomysłem, jednak zanim Regis zdążył powstrzymać księżniczkę, Diethart pokręcił głową.

– Twoi ludzie patrzą. Żołnierze nie pozwolą ci traktować barbarzyńcy jako równego sobie.

– Ach, możliwe.

– Musi ci się powieść, inaczej będę mieć poważne problemy. Także dla dobra mojego kraju.

– Oczywiście!

– Poza tym to wręcz niesamowite. Rzadko ma się okazję spotkać tak wybitną osobę. Chciałbym móc zabrać cię ze sobą jako mojego partnera.

– Co? Partnera?!

Chce ją poślubić?!

Diethart pokiwał głową.

– Po raz pierwszy czuję, że znalazłem kogoś, z kim chciałbym spędzić resztę życia. To musi być miłość.

– Chwila… Poczekaj…! - Altina wystrzeliła z krzesła, czerwieniąc się jak burak. – Regisie, co mam zrobić?

– W takiej sytuacji… to niemożliwe. Altina ma dopiero czternaście lat, nie może wyjść za mąż.

– To jedyny powód?

– Nie… Jest także kwestia twoich uczuć… Jeżeli chodzi o mnie… O ile to możliwe… Nie do mnie jednak należy decyzja, a ludzie powinni mieć prawo wolnego wyrażania swojej miłości. Tak Cuiller opisał najlepszą drogę do szczęścia… Chociaż ten autor lubi czasem słownie poświntuszyć z bohaterkami… - Regis nie był w stanie w żaden sposób ubrać tego w słowa, ponieważ zaczął panikować przez to, że Altina otrzymała propozycję małżeństwa.

Księżniczka wydęła policzki.

– Monsieur Regis zgadza się, bym go poślubił?

– Moja pozycja…

– O czym ty mówisz?

Diethart wstał szybko, po czym bez cienia zawahania podszedł do nich.

Był wyższy od Jerome’a i miał strasznie szerokie ramiona, a skórzane odzienie oraz ozdoby z piór dodawały mu męskości.

Jednak nie uściskał Altiny, tylko Regisa.

Miał wielką rękę jak przystało na wojownika, podczas gdy prawica stratega przypominała dłoń kobiety, strasznie drobną i bladą.

Spojrzenie Dietharta aż płonęło pasją.

– Byłbym uradowany, gdybyś powrócił wraz ze mną do Bargainheim.

– Chodzi o mnie?!

– W żaaaadnym razie! – krzyknęła Altina, po czym stanęła między mężczyznami, żeby ich rozdzielić. – W żadnym razie!

– Rozumiem. Nie masz powodów, aby pozwolić odejść tak dobremu strategowi.

– Co? A, tak. Regis jest moim strategiem!

Co za ulga, a więc chce jedynie, żebym został jego strategiem... - pomyślał Regis.

Strasznie się wystraszył, ponieważ Diethart pochodził z Federacji Germanii, a według tego, co przeczytał strateg, tamtejsi arystokraci preferowali mężczyzn. Cały czas stał w miejscu, ale przez te kilka chwil wylał z siebie więcej potu niż przez całą resztę swojego życia.

Diethart uklęknął przed Altiną.

– Ocalenie życia mych ludzi, podarowanie nam zaopatrzenia oraz traktowanie jako równych… Księżniczko Marie Quatre, jestem ci wdzięczny za pomoc i przysięgam wspomóc cię w zrealizowaniu twojego celu.

– Dziękuję. Ja także jestem wdzięczna za pomoc – tobie oraz twojemu narodowi.

Altina ukłoniła się głęboko, a Diethart po raz pierwszy się uśmiechnął.

– Będę się modlić, byś odniosła sukces – powiedział płynnie po belgarsku.

Regis w tym momencie przypomniał sobie historię założenia Cesarstwa.

Osiemset lat wcześniej w regionie Aquitaine, rządzonym przez wiele małych nacji (obecnie zachodnia część Cesarstwa), narodził się Adrian Belgaria. Jako koczownik miał ciężkie życie, jednak dzięki temu osiągnął mistrzostwo we władaniu mieczem oraz konnej jeździe. Wygrał wszystkie walki, w których brał udział, a jego sukcesom nie było kresu. Według legendy zwyciężył nawet z samymi bogami oraz w pojedynku z władcą demonów – oczywiście nie obyło się bez ubarwień tej historii, a znalazła się ona na kartach ksiąg historycznych, ponieważ wcześniej wszystkie opowieści o nim były przekazywane drogą ustną.

Adrian Belgaria został pierwszym władcą Cesarstwa, a przez czerwone włosy oraz oczy został okrzyknięty przez lud Ognistym Cesarzem. Jednak nie odnaleziono żadnych zapisów mówiących o tym, kiedy postanowił stworzyć własne państwo. Arystokraci twierdzili, że cesarz po prostu rodzi się, by nim zostać, kapłani głosili, iż taką rolę otrzymał od samego Boga, a według żołnierzy oraz kupców jedynie zwycięzca może nazywać się cesarzem.

Regis za najbardziej wyjątkową książkę uważał Biblię. Wystarczyło powiedzieć, że w nią wierzy, a wtedy mógł uniknąć każdej kłótni. Drugimi na liście były właśnie zapiski historyków, a według nich Adrian nigdy nie nazwał się cesarzem.

Po śmierci Króla Adriana osoby z jego otoczenia idealizowały go, by użyć jego wpływów do ustabilizowania Cesarstwa, a jego syn, który objął władzę, został okrzyknięty drugim cesarzem.

Oczywiście coś takiego nie zostało z miejsca powszechnie zaakceptowane.

Pomijając szczegóły, Adrian poprowadził koczowników w serii bitew, dzięki którym przyłączył sąsiednie państwa do swojego kraju, tym samym zwiększając jego siłę i kładąc fundamenty pod wielkie Cesarstwo.

Czas i sytuacja może być inna, jednak Altina, uzyskując pomoc barbarzyńców, mogła postawić swój pierwszy krok na drodze ku chwale.

Kiedy Regis zobaczył Dietharta klękającego przed księżniczką, zaczął się zastanawiać, czy właśnie nie ma przed oczami historycznego momentu, przez co aż zrobiło mu się gorąco.

Diethart po wypuszczeniu na wolność przekazał pozostałym barbarzyńcom rezultat negocjacji. Regis obawiał się, że może dojść do jakichś komplikacji, ponieważ wielu z nich nienawidziło Cesarstwa, jednak wszystko przebiegło gładko – prawdopodobnie dzięki temu, jak bardzo szanowali swojego przywódcę, oraz atrakcyjnej ofercie udzielenia wsparcia w postaci surowców. Albo zwyczajnie stracili chęć walki.

Następnego dnia przekazano im namioty oraz żywność wystarczającą do przeprowadzenia długiej kampanii wojennej.

Wraz z nimi na ich ziemie udało się pięciu żołnierzy z twierdzy, mówiących po germańsku. Nie dlatego, że nie ufano barbarzyńcom i obawiano się, że mogli po prostu uciec z otrzymanym zaopatrzeniem; powodem było to, iż należało wymieniać się informacjami .

Po zaakceptowaniu pozycji stratega podczas końcówki pojedynku Altiny Regis zaplanował przebieg bitwy i jeszcze tego samego dnia wziął udział w negocjacjach – w dodatku nie mógł części z tych wydarzeń opisać w kronikach. Zresztą przez nie i tak będąca na jego głowie praca papierkowa wzrosła blisko trzykrotnie i w normalnych okolicznościach potrzeba by było trzydziestu osób, żeby sobie z nią poradzić. Strateg, pogrzebany w stercie papierów, nawet nie zauważył, kiedy nadszedł Nowy Rok. Dopiero parę dni po nim powiedział:

– Przeżyłem atak barbarzyńców na twierdzę, ucieczkę z płonących kwater i spotkanie z szarymi wilkami, ale dopiero teraz naprawdę miałem wrażenie, że umrę…



Wtrącenie[edit]

Rok cesarski 851.

– Regiiis. Reegis. Ach, znalazłam cię.

Szukająca go Altina wbiegła do kantyny oficerskiej, podeszła do jego stołu, a następnie usiadła naprzeciw Regisa .

Jako że była już trzecia, sala świeciła pustkami.

– Nie biegaj, wykrzykując moje imię. Masz mnie za jakiegoś kota czy psa?

– Nie. Koty i psy odpowiadają, po czym biegną do wołającego je właściciela.

– Zgadza się. - Regis nie odpowiedział, mimo że usłyszał, że Altina go szuka. - W każdym razie, skoro jestem gorszy od kota czy psa, możesz nie wykrzykiwać podczas biegu mojego imienia?

– Dlaczego?

– Bo to kłopotliwe? Przecież zwykle i tak siedzę w moim pokoju.

– Będzie lepiej dla twojego zdrowia, jeśli czasem chociaż trochę poćwiczysz.

– Tak, dla szlachty, która choruje z braku ćwiczeń, być może, ale mieszczuchów to nie dotyczy. Dla mojego zdrowia o wiele lepiej sprawdziłaby się większa ilość snu.

– Bezsenność?

– Nie dokończyłem jeszcze prac z zeszłego roku.

– Oj, musi być ci ciężko.

– Skoro mi tak współczujesz, to może sprowadzisz więcej oficerów administracyjnych? - wydusił Regis zmęczonym głosem.

Altina, słysząc to pytanie, jedynie wzruszyła ramionami.

– Złożyłam już podanie, ale to nie będzie takie proste. Rozeszły się już wieści, że w Beilschmidt nie ma ani jednego oficera administracyjnego. Wszyscy odmawiają transferu, bojąc się zapracowania na śmierć.

– W takim razie przekaż do kwatery wieści, że jeszcze żyję, więc ta praca nikogo nie zabije. Jedynie nie ma gdzie nogi postawić przez lawinę zaległych dokumentów i brakuje czasu na sen.

– Mam przekazać dokładnie to, co właśnie powiedziałeś?

– …W podaniu napisz jedynie, że jest tu bezpiecznie, praca prosta, a w dodatku dobrze za nią płacą.

– Cóż, załatwię to jakoś . Zostawmy to na razie. Słuchaj! Dostałam list od przyjaciela ze stolicy!

Altina wyciągnęła zaadresowaną do niej elegancką, białą kopertę.

Regis wprost nie mógł w to uwierzyć.

– Co?!

– Nie powiedziałam przecież nic tak zaskakującego, prawda? W każdym razie napisał...

– Ty masz przyjaciół? - Właśnie to najbardziej zszokowało Regisa.

Altina zmarszczyła czoło.

– Za... kogo ty mnie uważasz?!

– Ach, nie. Sądziłem, że wszyscy w pałacu cię odtrącili.

– Ugugu. Z arystokratami mi się nie układało...

Kiedy tak sobie rozmawiali, Clarissa przyszła z herbatą. Pokojówka Altiny była dojrzałą, młodą damą, trochę starszą niż Regis.

– Proszę o wybaczenie. Księżniczka życzy sobie herbaty?

– Tak! Dziękuję.

– Nie ma za co. A pan, monsieur Regis?

Już wcześniej prowadzili podobną rozmowę. Chłopak pomyślał wtedy, że pokojówka proponuje mu filiżankę czerwonej herbaty, ale ona zabawiła się nim, mówiąc „Pytałam o pańskie plany na przyszłość”.

Żeby nie popełnić drugi raz tego samego błędu, Regis spytał ostrożnie:

– Pytasz o moje plany na przyszłość?

– Ojej, jestem taka szczęśliwa. Monsieur Regis chce omówić ze mną

przyszłość? Ale zbyt krępuje mnie mówienie o takich rzeczach przy księżniczce.

– He?!

– Otrzymać ofertę małżeństwa podczas proponowania filiżanki herbaty... Księżniczko, co mam zrobić? - Clarissa była cała w skowronkach, zupełnie jak całkowicie zatracona w miłości niewiasta.

Altina otworzyła szeroko oczy.

– To były oświadczyny?!

– Nie! Nie o to mi chodziło!

– No tak, racja. Co za niespodzianka.

– Fufu. Mam nadzieję, że herbata będzie smakować. Przy okazji, księżniczko, to list od sir Baltasara?

– Tak.

Jakiś szlachcic ze stolicy? - Regis słyszał już to imię, jednak nie potrafił sobie przypomnieć, kim właściwie była ta osoba, przez co zaczął panikować.

– To przyjaciel Altiny?

– Tak. Ma ponad sześćdziesiąt lat, jednak kiedyś był znanym szermierzem. Słyszałeś może o nim?

– Hmm. Czyżby chodziło o Baltasara Basila de

Balzaca?! Najlepszego żołnierza w całym Cesarstwie?

– Tak. Pochodzi z klanu, któremu powierzono jeden z mieczy Ognistego Cesarza. Baltasar, co prawda, odszedł już na emeryturę, jednak wciąż czasem zagląda do pałacu.

– Jak go poznałaś?

– Wymachiwałam mieczem na dziedzińcu, a on krzyknął "Źle!". Jej zachowanie było tak niestosowne i można było je skomentować na tak wiele sposobów, że Regisa aż wmurowało, a Clarissa w milczeniu pokręciła głową.

– Księżniczka... wymachiwała mieczem na pałacowym dziedzińcu?

– Ahaha. Miałam wtedy dziesięć lat.

– Ale nie robiłaś tego tylko tamtego dnia, prawda?

– Ćwiczyłam tak prawie codziennie.

Więc to nie miało nic wspólnego z wiekiem. - pomyślał Regis.

– A sir Baltasar, który krzyknął na młodą księżniczkę, kiedy zobaczył, jak ćwiczy, też...

– Powiedział wtedy, że kiedy dzierży się miecz, płeć i pochodzenie nie mają znaczenia. Jest się wtedy po prostu szermierzem.

– Cóż za ekscentryk.

Jednak gdyby taki nie był, nie zacząłby rozmawiać z wykluczoną z pałacu Altiną.

– Od tamtego czasu uczył mnie szermierki podczas każdej jego wizyty w pałacu.

– Uczył? Sir Baltasar?

– Tak. Co prawda, oficjalnie nie bierze uczniów, ale pomagał mi w nauce jako bratni szermierz. Właśnie dzięki temu się zaprzyjaźniliśmy.

– W podręczniku szermierki była mowa, że klan sir Baltasara nigdy nie bierze żadnych uczniów i przekazuje swoje techniki jedynie członkom rodziny.

– Aha, rozumiem.

Regis nie dowierzał, że mogła mówić to z takim spokojem.

Clarissa przypomniała tamte wydarzenia:

– Oboje radośnie wymachiwali sobie mieczami. Często przynosiłam im wodę.

– Doprawdy...

– Mnie też chciał uczyć. To było bardzo kłopotliwe...

– Ahahaha, racja. Może po prostu mu się nudziło.

– Ale jego techniki nie są przekazywane jedynie innym członkom ich klanu?!

Być może nauczał jej jedynie podstaw, nawet nie ocierając się o rodzinne techniki, zresztą podeszły wiek mógł uniemożliwiać mu ich wykonanie. Mimo to sam tytuł uczennicy najsilniejszego wojownika w Cesarstwie był godny podziwu. Poza tym wyjaśniało to także tajemnicę kryjącą się za siłą Altiny, która przecież nie posiadała żadnego realnego doświadczenia na polu walki.

Dlaczego ten stary żołnierz postanowił nauczać księżniczkę, z którą nie był w żaden sposób spokrewniony? Ze zwykłego kaprysu, czy może postąpił tak, ponieważ zrobiło mu się jej szkoda?

Chciałbym go spotkać i zamienić parę słów - pomyślał Regis.

Altina otworzyła list.

– Hmmm. Baltasar słyszał pewne plotki o tym granicznym regimencie.

– Plotki?

– To...

Altina położyła list na stole.

Papier wysokiej jakości był wypełniony tekstem zapisanym surowym pismem.

List ten powinnaś otrzymać już po zakończeniu świętowania nadejścia nowego roku. Co prawda, staram się unikać plotek i afer ze świata, ale wspaniałe wieści, jakie doszły do mych uszu, skłoniły mnie, by sięgnąć po pióro. Podobno barbarzyńcy z północy przeszli na naszą stronę, zwiększając dwu, a nawet trzykrotnie liczebność waszych sił. Słysząc o tym, przypomniałem sobie legendę o Ognistym Cesarzu, a wizja szlachty panikującej na wieść o tych nowinach na długo poprawiła mi humor. Chciałem od razu popędzić do was z cesarskim mieczem w ręku, jednakże niestety żona mi tego zabroniła, a wiedzieć musisz, iż jest silniejsza niż największy z wojowników dzierżący jedną z legendarnych broni.

W zaświatach także chciałbym być twoim seniorem, więc postaraj się nie trafić tam przede mną.

Mojej przyjaciółce – Baltasar.

– Hmmm. Więc o to chodzi…

Regis pokiwał głową, a Altina się uśmiechnęła.

– To wspaniałe. Wieści o nas rozchodzą się po całym Cesarstwie.

– A prosiłem, żeby zrobić wszystko, aby nigdzie nie wyciekły… Wszystko na marne. Jeżeli on ma tyle informacji, to dojdą nawet do zwykłych żołnierzy.

– Czy to źle, że inni ludzie wiedzą o naszym sojuszu z barbarzyńcami?

– Decyzja o tym leży w jurysdykcji pana tych ziem, sir Jerome’a, oraz dowódcy fortu, Altiny. Jednak stanowi ostrzeżenie, że sprawy mogą przybrać zły obrót.

– Naprawdę? To chyba dobrze, że inni wiedzą, jak jesteśmy silni…

– Kluczem do wygranej podczas bitwy jest sprawianie wrażenia słabszego niż w rzeczywistości. Baltasar się o to martwi.

– Mówisz o tym fragmencie, żebym nie trafiła do nieba? Mogę umrzeć przed nim?

Nie tylko o to chodziło, dlatego Regis wskazał palcem list, mówiąc:

– Barbarzyńcy dla obywateli cesarstwa są jedną wielką zagadką, więc kwatera nie potrafi ocenić efektu ich wsparcia. Dlatego właśnie w liście jest napisane, że nasze siły wzrosły dwa, albo nawet trzykrotnie. To oczywiście kwestia czysto militarna, ale wspomniał też o panikującej szlachcie, więc raczej nie są zadowoleni z twojej decyzji.

– Naprawdę?

– Arystokraci patrzą z góry na innych, kochają to robić tak samo jak pić czerwone wino, a w dodatku nie mają z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Jednak jeśli obiekt ich kpin chwyta za miecz, zaczynają wspominać swoje wcześniejsze czyny… i się bać. Obecnie jesteś dla nich niczym innym jak wcieleniem szatana.

– Według mnie to te pijawki, chłepczące krew obywateli, nimi są… Altina dzięki matce pochodzącej z pospólstwa była świadoma nastrojów panujących pośród osób o niższym statusie.

– Tak w skrócie – Regis martwi się, że szlachta nas znienawidzi, tak?

– Można tak powiedzieć. Dokładnie to samo przydarzyło się sir Jerome’owi.

– Ach. – Altina pokiwała głową.

Jerome zdobył zbyt wielką chwałę na polu bitwy, a w dodatku nigdy wcześniej nie przegrał żadnego pojedynku i świetnie radził sobie z dowodzeniem, przez co został odtrącony przez resztę szlachty, a potem zesłany do tego przygranicznego regimentu, leżącego daleko od stolicy.

– Mieli nadzieję, iż po zesłaniu bohatera i księżniczki na linię frontu sprawy się uspokoją, ale ci zyskali jeszcze większą siłę, i to z tak nieoczekiwanego źródła… Co byś zrobiła na miejscu arystokracji?

– Nakazała powrót?

– To byłaby idealna metoda, w końcu łatwiej jest zajmować się sprawami, na które ma się bezpośrednie oko, jednak w obecnej sytuacji to wykluczone. Szlachta działa, bazując na emocjach, więc nie każą wracać do stolicy osobie, która w ich oczach stanowi zagrożenie.

– Racja. Zakażą nam sojuszu z barbarzyńcami?

– Z tym łatwo byłoby sobie poradzić. W końcu żaden z raportów o tym nie wspomina, więc dopóki będziemy ukrywać fakt zawarcia sojuszu, jesteśmy kryci.

– Ale na pewno coś szykują, prawda?

– Miejmy nadzieję, że nic drastycznego.

Rozwiązać regiment można było na wiele sposobów, a książę Latreille miał opinię bardzo inteligentnego człowieka. Bez cienia wątpliwości będzie chciał jakoś rozwiązać problem z nieoczekiwanymi posiłkami dla przygranicznej fortecy.

– Będziemy musieli się jakoś na to przygotować.



Rozdział 2: Posłuszeństwo czy rebelia[edit]

Część 1[edit]

W północnym mieście Thionville, leżącym 8 li (35 km) od fortecy Sierck, z luksusowej karocy wysiadło dwóch mężczyzn w wojskowych mundurach. Pierwszym z nich był szlachcic obwieszony medalami oraz biżuterią, uzbrojony w szablę , niski i chudy, o spojrzeniu tak przebiegłym, że można je porównać jedynie do lisiego – inspektor Becker. Towarzyszył mu wyposażony w długi miecz oficer polowy czwartego stopnia, Boislow, który miał 27 pa (2 metry) wzrostu. Jego budowę można opisać jako grubokościstą, a twarz jak wielki głaz.


Boislow, widząc rozmieszczone wzdłuż ulicy stoiska, położył rękę na brzuchu i powiedział:

– Wspaniale. Sir Becker, tam są kurczaki z rożna.

– Znowu tylko jedzenie ci w głowie! – Becker, mrużąc oczy, kopnął Boislowa, po czym tupnął w bruk. – Cholera, gdzie orszak powitalny ?!

– Powinni być w północnej części placu Thionville.

– Chcą, abym to ja do nich poszedł ? Co za koszmarne powitanie. Dlatego nienawidzę wsi. W takich dziurach nie mają za grosz manier.

Becker, żaląc się, wpadł na biegnące dziecko.

– Ach.

– Ughh.

Chłopiec mniej więcej w wieku sześciu lat spojrzał na niego, mrugnął parę razy i powiedział, opuszczając głowę:

– Prz-Przepraszam!

Jego ubiór sugerował mieszczańskie pochodzenie. Chłopak miał na sobie dobrze wyglądające buty, jego ubranie było schludne, jednak nie dało się go nazwać eleganckim.

Becker uśmiechnął się łagodnie, co stanowiło całkowite przeciwieństwo nieokrzesanego nastawienia, jakie prezentował jeszcze parę sekund wcześniej.

– Ojej, nic ci nie jest, chłopczyku? – Pytając, wyciągnął lewą ręką elegancką chusteczkę z kieszeni na piersi.

Chłopiec pokiwał głową i odpowiedział:

– Jestem cały.

– Na pewno? Nic cię nie boli?

– Na pewno, proszę pana!

– Naprawdę? Ja uważam inaczej… Przecież się zraniłeś.

– Gdzie?

Becker, wciąż trzymając chusteczkę w lewej ręce, prawą dłonią chwycił za rękojeść swojej szabli. Mimo utrzymującego się łagodnego uśmiechu na twarzy inspektora jego oczy aż zrobiły się czerwone z wściekłości . Przy okazji, Boislow ignorował całe zajście, wciąż wpatrując się w stoiska.

– Gdzie? Naprawdę nie wiesz? Pokazać ci? W szy…!

Kiedy miał już wyciągnąć miecz i zadać cios, usłyszał, jak ktoś go woła.

– Inspektorze Becker!

Był to blondwłosy chłopak, zmierzający w jego stronę w wojskowym wozie.

– Inspektor Becker?! Przyjechałem z fortu Sierck, by pana odebrać! Jestem Eric Michael de Blanchard z przygranicznego regimentu Beilschmidt.

Chłopak podjechał do niego wozem, a następnie zeskoczył z miejsca woźnicy prosto na ziemię.

Becker, spoglądając na przystojnego Erica, zacisnął mocno zęby (wciąż się jednak uśmiechał) i łagodnie zdjął dłoń z rękojeści szabli.

– Oj, jestem wdzięczny, jednakże umawialiśmy się na późniejszą porę. Inspektor wyjął z kieszeni złoty zegar, mimo że mógł po prostu spojrzeć na ten znajdujący się na kościele.

Eric stanął na baczność i zasalutował, kładąc prawą dłoń na lewej piersi.

-

Jej wysokość Marie Quatre rozkazała mi przybyć wcześniej.

Wyraz twarzy Beckera zmienił się dopiero po usłyszeniu imienia księżniczki.

– Och, jej wysokość poczyniła jakieś przygotowania względem mej osoby?

– Oczywiście, inspektorze. Jej wysokość pragnie usłyszeć wieści ze stolicy. Proszę wsiąść do wozu. Należy do wojska, a więc będzie trochę trząść, dlatego proszę, by wytrzymał pan te niewygody przez jakiś czas.

– Hmmm… Boislow, jedziemy.

– Ach tak… Co? Ale jestem głodny…

Kiedy inspektor i eskortujący go oficer wsiadali do wozu, z tłumu zgromadzonego na placu wyszła kobieta, która podbiegła do chłopca i mocno go objęła, po czym w geście wdzięczności pochyliła głowę przed Erikiem.

Na ten widok Eric westchnął z ulgą i odpowiedział jej kiwnięciem.

– Ten inspektor zdrowo przesadził!

Eric aż kipiał ze złości, co było do niego kompletnie niepodobne.


Część 2[edit]

Jakiś czas później w pokoju Regisa.

– Rozumiem. Odebranie go wcześniej było dobrym posunięciem. Żeby chcieć zabić niewinne dziecko... – powiedział Regis zmęczonym głosem podczas czytania książki.

Eric położył ręce na stole i pochylił się w jego stronę.

– Gdybym przyjechał chwilę później, doszłoby do tragedii. Przewidział pan takie zajście?

– Przez ostatnie dni była świetna pogoda, no i chociaż tutaj zbiera się śnieg, na drodze nie powinno być tak źle, dlatego pomyślałem, że wóz może przybyć wcześniej... Poza tym niżej urodzeni szlachcice wywyższający się podczas delegacji stanowią normę.

– Naprawdę?

– Tak. Czarny charakter z tej książki jest dokładnie taki jak on.

– Fufufu... Sir Regis jest taki skryty ze swoimi przewidywaniami.

Eric nie spuszczał z niego wzroku.

Chyba zyskałem jego szacunek. Cieszę się, ale... – Regis przeczuwał, że było w tym coś więcej .

– Nie próbowałem tego ukrywać.

– Księżniczka naprawdę chce się z nim spotkać?

– Hmmm?

– Nie powiedział mi pan tak?

– Aach, to była jedynie kwestia dobrych manier. Altina wie jedynie, że ma do nas przyjechać inspektor. W końcu nie potrafi delikatnie obchodzić się z takimi ludźmi.

– Czyli to dotyczy także mnie?

– Haha, wybacz.

– Nic nie szkodzi, spełniłem jedynie pańską prośbę. W każdym razie ten człowiek jest niebezpieczny, więc proszę zachować czujność.

– Wiem... Już czas.

Altina musiała otrzymać powiadomienie podczas kolacji.

Oczywiście można było jej przekazać list zaraz po przybyciu inspektora, ale arystokraci zawsze upierają się, aby przestrzegać manier i protokołów, co tylko utrudnia życie. Prawdopodobnie robią tak jedynie dlatego, że chcą poczuć się ważniejsi, niż są w rzeczywistości.

Regis, wstając, zrobił niezadowoloną minę – w końcu przez to wszystko jego cenny czas, jaki mógł poświęcić na czytanie, został znacznie zredukowany.


Część 3[edit]

Księżniczka nie mogła zawsze przyjmować gości na placu, dlatego Evrard rozkazał zamienić stary magazynek na pokój audiencyjny. Oczywiście dobrze go wysprzątano i udekorowano. Zawieszono tam wyciągnięty skądś żyrandol, a ściany przyozdobiono zasłonami. Najwyraźniej za przygotowanie tego pomieszczenia odpowiadał Eric, bo chociaż Jerome był szlachcicem, cała ta sprawa interesowała go tyle co zeszłoroczny śnieg, a gdyby już musiał skorzystać z takiego pomieszczenia, wykorzystałby jakiś pokój w swojej rezydencji.

Na prośbę księżniczki pierwsza sala audiencyjna w forcie Sierck nie została urządzona, jak to w zwyczaju bywa, z podwyższeniem dla gospodarza (wtedy goście musieliby unieść głowy, aby na niego spojrzeć), lecz jak zwykła jadalnia z wielkim stołem, przy którym zajęła honorowe miejsce na samym jego środku.

Lewa ręka Altiny wciąż była na temblaku, dlatego ponownie musiała zasłonić ją peleryną, aby zasiadający po jej prawej stronie Becker i Boislow jej nie dostrzegli. Nie oddzielali ich od niej strażnicy, ponieważ Regis przyznał, że są mniej groźni od Dietharta.

Clarissa bez słowa podała czerwoną herbatę.

– Oooch! – Becker obrzucił pokojówkę pożądliwym spojrzeniem.

Altina rozpoczęła rozmowę.

– To musiała być długa i ciężka podróż, inspektorze.

– Ach, tak. Po raz pierwszy wysłano mnie w tak odległe miejsce... Jednakże tutejsze krajobrazy są wręcz przepiękne.

– Hahaha... Nie musi pan tego ukrywać. Pewnie zszokowało pana, jak bardzo zacofane jest to miejsce.

Rozmowa przebiegała gładko. Becker w obecności członka rodziny królewskiej był posłuszny jak dobrze wytresowany piesek, a niewtrącający się do niej Boislow zajął się jedzeniem owoców podanych razem z herbatą.

W sali audiencyjnej znajdowali się także zasiadający po lewej stronie księżniczki Regis oraz aspirujący do roli oficera eskortującego Eric, jak również pełniący straż przy drzwiach Evrard wraz ze swoimi rycerzami. Przy stole powinien siedzieć także Jerome, ale nawet nie próbował wymyślić żadnej wymówki – po prostu powiedział, że ma to wszystko głęboko w poważaniu, i gdzieś zniknął.

Eric wyszeptał do Regisa:

– Powiedział pan księżniczce o tamtym incydencie?

– Źle by się to skończyło. Bez wątpienia rzuciłaby się na inspektora , a gdyby do kwatery doszło, że Beckerowi coś się stało, cała sprawa przybrałaby naprawdę zły obrót – odpowiedział cicho Regis.

– Wziął pan ze sobą list?

– Oczywiście. – Becker, robiąc wyniosłą minę, powoli go wyciągnął. – To korespondencja od generała Latreille.

– Od Latreille… – Altina momentalnie spochmurniała. W końcu to za jego sprawą znalazła się w swoim obecnym miejscu pobytu. Z drugiej strony, chociaż mieli inne matki, wciąż pozostawali rodzeństwem.

Księżniczka wzięła kopertę, ale jej nie otworzyła (zresztą to jeszcze bardziej pogorszyłoby jej humor); zamiast tego podała ją Regisowi, aby przeczytał wiadomość.

– Wedle rozkazu – powiedział chłopak, biorąc list.

Zaczynał się od długiego grzecznościowego paragrafu powitalnego, w którym nadawca dziękował siostrze za jej ciężką pracę w przygranicznym regimencie. Regis przejrzał na szybko całą zawartość, znajdując w nim skróconą wersję rozkazu, brzmiącą następująco: „Zająć należący do Księstwa Varden oraz Federacji Germanii Fort Volks”.

– To… – Regis westchnął głęboko.

Księżniczka pochyliła się w jego stronę.

– To wspaniały fort, tak? Rozkazy mówią, że mamy go zająć sami?

Eric nie wytrzymał.

– Mamy sami zaatakować Fort Volks?!

– Taki właśnie jest rozkaz.

– Proszą o zbyt wiele!

Altina spytała Erica:

– Czyli to takie trudne, jak myślałam?

– Wasza wysokość, to forteca nie do zdobycia! Atakowaliśmy ją już wielokrotnie, jednakże nie udało się jej przejąć nawet dziesięciu tysiącom żołnierzy!

– Skoro teraz o tym wspomniałeś... Diethart mówił chyba, że przez ten fort nie mogą napaść Varden.

Regis przypomniał sobie książkę o tej fortecy.

– O ile pamiętam, według kronik Cesarstwo czterokrotnie próbowało zdobyć ten fort. Po raz pierwszy z trzema tysiącami, drugi już z ośmioma i dwa razy z armią liczącą dziesięć tysięcy zbrojnych.

– Nie wygraliśmy?

– Eee… Nie, wasza wysokość. Polegliśmy.

Regis w obecności osób trzecich podczas rozmowy z księżniczką musiał używać formalnego języka, chociaż sama Altina upierała się, że nie ma to żadnego znaczenia.

– Jakich sił możemy użyć?

– Tysiąc żołnierzy musi zostać do obrony, więc możemy wysłać dwa tysiące ludzi.

– Tylko tylu?

– Tak. W dodatku rozkaz mówi, iż mamy uderzyć do dwunastego lutego, a więc brak nam czasu na zwiększenie naszych szeregów.

Zakłopotana mina księżniczki nikogo nie dziwiła.

– To w ogóle możliwe?

– Bardzo…

Eric wstał z krzesła.

– Ja też tak myślę! Ten rozkaz to czysty absurd!

Evrard i stojący obok niego żołnierze wymienili spojrzenia, a atmosfera zrobiła się tak gęsta, że dałoby się ją kroić nożem.

Jedynie Becker się uśmiechał; prawdę mówiąc, cała sytuacja go bawiła.

– Czyż uznanie rozkazu za absurdalny nie jest nieuprzejme? Został wydany przez feldmarszałka Latreille oraz zaakceptowany przez dowództwo, innymi słowy, można to uznać za wolę samego Cesarza. Dla żołnierza nie ma większego honoru niż wypełnienie jej.

Najprawdopodobniej bawiło go wydawanie niemożliwych do wykonania rozkazów w imieniu Cesarza.

Eric spojrzał na niego.

– Ugh. Skoro monsieur uważa, że nie ma większego honoru, to może poprowadzi natarcie na pierwszej linii! Otrzymanie kuli od przeciwnika z pewnością zmieni pańskie poglądy.

– Och? Śmiesz mnie znieważać, chociaż jesteś jedynie pachołkiem? Ty… Jak się nazywasz?

– Eric Michael de Blanchard. Nie słyszał pan, jak się przedstawiałem?

– Hmmp. Nie interesują mnie nazwiska rodowe, o których słyszę po raz pierwszy w życiu. Erica ponosiły nerwy, ale nie można mu się dziwić. W końcu trudno było prowadzić spokojną rozmowę z osobą odpowiedzialną za dostarczenie takiego rozkazu, nie mówiąc już o tamtym incydencie w mieście.

Regis uniósł rękę, żeby ich uspokoić.

– Otrzymaliśmy list, a jego zawartość jest dla nas jasna. To wszystko.

– Hmmm. O ile wykonacie rozkaz, nie powinno być żadnego problemu… jednakże inspekcja regimentu to już zupełnie inna sprawa.

– Nie marnujmy czasu księżniczki na rozmowy o sprawach administracyjnych. - Hmm? Racja. – Becker pokiwał głową, a potem dodał sarkastycznym tonem: – Podobno ten regiment ostatnio wzmocnił swe szeregi o nowych ludzi, dlatego też nie mogę się doczekać wieści o waszym chwalebnym zwycięstwie w imię Cesarza.

– Wzmocnił szeregi? Ostatnio zatrudniliśmy nowe pokojówki… Monsieur pragnie, byśmy dołączyli je do sił mających zaatakować fort? – Regis udał, że nie wie, o co chodziło inspektorowi.

Na tym zakończyło się zebranie, a Regis zaczął objaśniać Beckerowi dokumentację twierdzy.. W końcu inspektor nie został tam wysłany jedynie w roli kuriera, ale miał też dokonać audytu dokumentacji i zgłosić dowództwu wszelkie napotkane nieprawidłowości.

Regis pomyślał, że przejrzenie całej tej papierkowej roboty zajmie im wieki, jednak Becker w ogóle się tym nie interesował i zadziwiająco szybko wrócił do swojego pokoju.


Część 4[edit]

Jakiś czas później, późnym wieczorem.


Regis segregował dokumenty przy blasku świec, kiedy ktoś zapukał do jego pokoju.

– Hmmm? Proszę.

Przez drzwi weszła dziewczyna o ognistych włosach.

– Dobry wieczór, Regisie.

– Ach… Znowu przyszłaś o tak późnej porze…

– Co?

– Nic… Nic w tym złego, tylko uważaj, żeby ludzie nie zaczęli o tym plotkować.

– Hmm? – Altina przechyliła głowę ze zdziwienia, więc najwyraźniej nie wiedziała, co miał na myśli.

Regis postanowił nie wyjaśniać jej tego i powiedział jedynie: – Nie odwiedzaj zbyt często innych w środku nocy.

– Jak zawsze jest tu pełno papierów.

– Mam też takie, które musisz podpisać.

– Hm? Jeżeli jedynie o podpis chodzi, nie widzę w tym problemu.

– Naprawdę? Więc weź to, tamtą stertę i tamtą małą górę…

– Ale nie potrafię pisać zbyt szybko.

– Heh…

– Ten inspektor coś knuje.

– Zauważyłem. Podczas kolacji kilkukrotnie sprawdzał zegarek. To naprawdę niepokojące.

– Nie o tym mówię. Po prostu mam co do niego złe przeczucia.

– Cóż, pewnie masz rację.

– Wiesz coś?

– Eric powiedział mi, że kiedy przeglądał moje dokumenty, bardziej interesowała go łapówka niż sprawdzanie, czy kwestie administracyjne są zrobione poprawnie.

Altina otworzyła szeroko oczy.

– He? Co?

– Czyli nieważne, jak dobrze będzie napisany raport, znajdzie jakiś błąd i powie, że tę część trudno zrozumieć, ta mu się nie podoba albo że jakieś słowo jest zamazane.

– Więc szuka kłopotów!

– „Mogę przymknąć na to oko, jeżeli moją kieszeń obciąży trochę monet”. Przynajmniej takie wrażenie sprawia cała sprawa.

Jerome kiedyś oskarżył Regisa o łapówkarstwo, bazując jedynie na swoich doświadczeniach z urzędnikami.

Altina odwróciła się i chwytając za klamkę, powiedziała:

– Już ja go nauczę!

– Chwila! Coś takiego jest normalne! Może i to zgniłe jajo, jednak jest wielu mu podobnych.

– Dałeś mu łapówkę?! – Altina wlepiła w niego gniewne spojrzenie.

Regis, kręcąc głową, odpowiedział:

– To by cię rozgniewało, więc tego nie zrobię… chociaż uważam, że rozsądna łapówka ułatwiłaby sprawę.

– Nie wybaczę tego.

– Jemu? Czy mnie?

– Wam obu! Muszę naprostować ten jego podły charakter!

– To byłoby bardzo kłopotliwe. Ma znajomości w kwaterze, więc tak łatwo się nie wykpimy, jeżeli czymś go rozgniewamy. Możesz za to stanąć nawet przed komitetem dyscyplinarnym.

– Kogo to obchodzi?!

– Znaczy się, jesteś księżniczką, więc ciebie by nie wezwali… w takiej sytuacji to ja miałbym problemy.

– Ghh!

Trochę przesadziłem, odgrywając zakładnika – pomyślał Regis. Nie miał jednak wyboru, bo gdyby jej nie zatrzymał, zaprzepaściłaby wszystkie swoje dotychczasowe wysiłki.

– Inspektor ma znajomości w kwaterze, to dzięki nim ma tę pracę. Robienie sobie wrogów nie jest najlepszym posunięciem.

– Ma tak silne plecy, że może wprost prosić Erica o łapówki.

– Dokładnie.

Nawet śmiał obłapiać wzrokiem Altinę i Clarissę, chociaż księżniczka tego nie zauważyła.

Poza tym nie mogli dolewać oliwy do ognia.

Zaciśnięte w pięści dłonie Altiny zaczęły drżeć, bo nie mogła znaleźć niczego, na czym mogłaby wyładować gniew.

– Uuu!

Regis zmienił temat:

– Zostawmy to. Przyszłaś, żeby omówić rozkazy od księcia Latreille, prawda?

– No tak! Co zrobimy?

– Fort Volks…

– Co to za forteca? Nigdy jej nie widziałam.

– Ani ja. I gdybym miał wybór, wolałbym nigdy jej nie oglądać. Według książek fort stoi na łagodnym wzniesieniu, a jego ścianę stanowi pionowy klif mający 225 Co (100 m) wysokości. – Czyli sześć razy wyższy niż fort Sierck . – W dodatku na wysokości 100 Co (44 m) znajduje się platforma z działami.

– To więcej, niż ma jakikolwiek budynek w cesarstwie.

– Klif rozciąga się na jego południowej i wschodniej stronie, a po północnej i zachodniej są góry.

– Więc możemy go zaatakować od strony gór?

– Do zachodniej strony można podejść, nie wchodząc w zasięg dział, ale podczas budowy fortu wykopano głęboki rów, który należy pokonać, aby dotrzeć do fortecy, więc ta droga wcale nie stanowi lepszego rozwiązania… Z kolei na północy zbocze jest, co prawda, mniej strome i było tam wejście do starych kopalń, ale leżało w wąwozie, do którego wdarła się woda i obecnie stanowi jezioro.

– Nie możemy zignorować fortu i uderzyć bezpośrednio na stolicę?

– Z pewnością przegramy, jeśli ruszymy na przeciwnika mogącego z łatwością odciąć naszą linię zaopatrzenia. Oni nie będą mieli z nią najmniejszego problemu, podczas gdy my w końcu wyczerpiemy nasze zapasy i zostaniemy zmuszeni do wywieszenia białej flagi.

– Ach, no tak. To może zaatakować ich, kiedy będą poza fortem?

– Po prostu do niego uciekną? A ściganie ich nie różniłoby się niczym od frontalnego ataku, czyli zalaliby nas gradem kul z dział.

– Rozumiem.

– Podczas poprzednich czterech prób zdobycia tej twierdzy Cesarstwo próbowało ataku w nocy oraz oblężenia…

Ale znajdują się obecnie w takiej sytuacji, ponieważ wszystkie poprzednie kampanie przeciw fortowi poległy. Forteca sama w sobie była doskonała, a w dodatku jej dowódcy nie brakowało oleju w głowie.

Regis się poskarżył:

– Jeśli to możliwe, naprawdę wolałbym tego nie robić.

– To niemożliwe.

– Ach…

Książę Latreille zręcznie obrócił sytuację na swoją korzyść, co pokazywało, że potrafi dobrze adaptować się do sytuacji w starciach z przeciwnikami, których siła przekraczała jego wcześniejsze oczekiwania.

Altina powiedziała z pewnością w głosie:

– Musimy to zrobić! Latreille, wydając ten rozkaz, z pewnością był przekonany, że damy radę go wykonać.

– He?

– Co? Skoro dostaliśmy od niego taki rozkaz, to znaczy, że ma pewność, iż uda nam się zdobyć fort, prawda?

– Nie.

– He? – Altinę wyraźnie zszokowała odpowiedź Regisa.

Jest zbyt czysta i niewinna.

– Latreille chce… żebyś podczas ataku na fortecę nie do zdobycia poniosła jak największe straty, dzięki czemu stracisz nie tylko żołnierzy będących pod twymi rozkazami, ale także swoje wpływy, jakie dotychczas zyskałaś.

– Dlaczego? Plan się nie uda?

– W ten sposób znacznie osłabi przygraniczny regiment, który nieoczekiwanie zyskał na sile, prawda? Taki właśnie jest prawdziwy cel tego rozkazu.

– Co takiego?!

Altina zrobiła się czerwona ze złości i grzmotnęła ręką w stół, co sądząc po echu, jakie rozeszło się po pokoju, musiało być bolesne.

– Życie żołnierzy są dla niego nic niewarte?!

Pewnie tyle samo co pionki w szachach.

– Altino, uspokój się. Nie planuję poświęcać żołnierzy.

– To co zrobimy?! Ach, no tak, w końcu musimy wypełnić ten rozkaz.

– Skoro jest tu Becker, nie mamy innego wyboru.

– Nawet jeśli wyruszymy, to i tak pewnie napisze w raporcie, że nawet się nie staraliśmy.

– Dlatego właśnie musimy jakoś go udobruchać…

Altina głęboko się zamyśliła, szukając sposobu, aby ochronić swoich żołnierzy.

– Eee… A co będzie, jeśli zignorujemy rozkaz?

– To będzie akt zdrady. Zostaniemy uznani za rebeliantów, po czym wyślą pierwszą armię, żeby się nas pozbyć.

– Rebeliantów?!

– Przecież jesteś już na to przygotowana, prawda?

– No tak… Ale są silni, co nie?

– Oczywiście. Już wcześniej o tym wspominałem. Pierwsza armia składa się z najsilniejszych żołnierzy w całym kraju, dysponuje najlepszym wyposażeniem i ogólnie nie ma sobie równych w całym Cesarstwie. Są także obeznani z sytuacją na granicach, więc gdyby przyszło nam z nimi walczyć… Nie wyglądałoby to za ciekawie.

– Nie damy rady wygrać?

– Zdrowy rozsądek podpowiada, że to dla nas niemożliwe… No i nie mamy pewności, czy Jerome i Evrard stanęliby po naszej stronie. Nasi żołnierze nie są gotowi na starcie z księciem Latreille.

Altina zagryzła wargi.

– Też prawda. Więc co zrobimy?

– Trzeba zaatakować fort w taki sposób, aby zminimalizować nasze straty. Jednak aby to osiągnąć, musimy wywrzeć dobre wrażenie na inspektorze Beckerze, żeby później jego raport do kwatery miał o nas jak najlepszy wydźwięk.

– Frustrujące.

– Co za prosty komentarz. Też tak czuję, ale nie ma innego wyjścia.

Regis otworzył książkę leżącą na jego biurku.

– Cóż, już przyjrzałem się szczegółom dotyczącym fortu Volks, dlatego musisz jedynie jak najszybciej wyleczyć swoją rękę.

– Wiem… Hmm? – Altina spojrzała na biurko Regisa.

– Coś nie tak?

Czyżby w końcu zainteresowały ją książki?

To był stary tom, co z miejsca sugerowały jego wyblakłe kolory, w dodatku stworzony jeszcze techniką łączenia ze sobą stron za pomocą sznurków i wyrzeźbienia tytułu w twardej okładce – wyraźnie było widać, ile wysiłku włożono w jego wykonanie.

– To książka o forcie Volks?

– Wiedziałem, że może do tego dojść… Cóż, nie do końca. Po prostu zauważyłem ją, przechodząc ulicą. To kroniki historyczne, napisane przed czterdziestu laty.

Pięćdziesiąt lat wcześniej. Jest rok osiemsetny, obecny cesarz Liam XV jeszcze nie zasiadł na tronie. Rządził wtedy Vicente Winston, który dobierał swoich ministrów, bazując na ich talentach, jak poezja oraz literatura. Sam także był uzdolniony w tym kierunku, stworzył wiele wielkich dzieł wzbogacających kulturę Cesarstwa. Postęp technologiczny w produkcji papieru oraz druku był możliwy jedynie dzięki temu, iż przeznaczył on naprawdę sporą sumę na badania nad nimi.

Jednak z drugiej strony obciął wydatki przeznaczone na wojsko, co poskutkowało brakiem rekrutacji nowych żołnierzy, przez co Cesarstwo przegrywało walki na wszystkich frontach.

Tereny miasta Thionville także zostały przejęte przez Księstwo Verden i pozostawały w ich rękach przez długi czas.

Po tym, jak Vicente Winston odszedł w wyniku choroby, władzę przejął wtedy jeszcze piętnastoletni Liam.

Generała Corneille Arneala mianowano feldmarszałkiem, jednak był to pusty tytuł, ponieważ cesarz został głównodowodzącym armii. Ten jednak nie znał się na prowadzeniu wojny, przez co Cesarstwo utraciło wtedy trzydzieści procent terenów państwa.

Corneille Arneal przegrupował osłabioną armię i zaczął zwyciężać na wszystkich frontach, ponownie przesuwając linię frontu w stronę wroga. Północne tereny zostały wyrwane Księstwu Verden, ich siły zepchnięte w tył, a armia cesarska wyruszyła w stronę ich stolicy.

Wzgórza Księstwa Verden były bogate w złoża żelaza, dlatego utworzono tam kopalnię. Cesarskiej armii nigdy by nie przyszło do głowy, żeby przekształcać je w fortecę nie do zdobycia.

Dziesięć lat później feldmarszałek Corneille Arneal poległ w bitwie, siły zbrojne ponownie pogrążyły się w chaosie, Cesarstwo zostało zaatakowane ze wszystkich stron, a linie frontu przemieściły się do miejsca, gdzie znajdują się do dzisiaj.

W roku cesarskim osiemsetdwunastym księstwo w celach defensywnych zamieniło swoje kopalnie w fortecę, natomiast Cesarstwo odbudowało leżące w jej pobliżu miasto Thionville, a niedaleko postawiło twierdzę mającą opierać się najazdom z Volks, czyli Fort Sierck, w którym obecnie przebywał Regis.

– W każdym razie ta książka opisuje też detale tamtej fortecy.

– Jest z tamtych czasów?

– Dokładnie. Jak mówiłem, napisano ją jakieś czterdzieści lat temu i opisuje przekształcenie kopalń w fortecę. To część serii przedstawiającej odbicie północnych terenów oraz historię Thionville. To jedna z ośmiu istniejących kopii tej książki… No i chociaż techniki tworzenia papieru osiągnęły wtedy już całkiem wysoki poziom, nie można tego powiedzieć o introligatorstwie[1], więc ta książka jest na swój sposób unikatowa.

– Hmmmm. Musiała być droga.

Regis, słysząc to, aż cały zesztywniał, bo nie spodziewał się, że Altina zaatakuje go od tego frontu.

– Niezbyt…

– Gdzie twój miecz?

– Zrobiłbym sobie nim tylko krzywdę.

– Gdzie on jest?

– Zanim to zajdzie dalej, chcę, żebyś pamiętała, iż stanowił mój osobisty przedmiot i nie został mi przydzielony przez armię, dobrze?

– Aha. To gdzie on jest?

– W Thionville… w lombardzie. O ile nie został już sprzedany.

– Jaki żołnierz zastawiłby swój miecz?!

Altina, krzycząc, pochyliła się w stronę Regisa, podczas gdy ten odchylił się do tyłu, mało nie lądując na ziemi.

– No bo zaczął już rdzewieć przez zaniedbanie…

– Ile kosztowała ta książka?!

– Nie była taka droga… Dwieście.

– Fiu. Hmmm. Dwieście brązowych monet to wciąż strasznie drogo, ale powinien ci na to wystarczyć tygodniowy żołd.

– Nie… Chodziło mi o srebrne monety.

Jedna taka moneta miała wartość stu brązowych.

Ramiona Altiny zaczęły trząść się z gniewu.

Chwyciła swoją bladą jak jedwab prawą ręką głowę Regisa – jej druga ręka wciąż znajdowała się na temblaku, więc nie mogła jej używać.

– Jesteś głupi?! Heee?! Bez wątpienia jesteś!

– To jestem czy nie? Chociaż tego nie żałuję…

– Masz natychmiast pożałować!

– Ale to cenna książka. Wspaniale napisana, a jej wartość historyczna…

– Skąd wziąłeś dwieście srebrników?!

– No cóż, nie zdobyłem… ale po mieście rozeszło się, iż zostałem strategiem, więc sklepikarz zgodził się zapisać to na mój rachunek.

– No i jeszcze się zadłużyłeś!

Altina jeszcze mocniej zacisnęła palce na głowie.

– Nie, nie. To tylko jest wzięte na kreskę, to co innego niż dług…

– Słuchaj!

– Tak jest!

– Mama powiedziała mi, że zwykli ludzie żyją w ubóstwie, ale z samej biedy się nie umrze. O ile nie ma się żadnych długów.

– Cóż, Cesarstwo szybko się rozwija.

– Skoro to rozumiesz, nie pożyczaj pieniędzy na książki!

– To boli… Moja głowa…

– Jeśli potrzebujesz tak kosztownej książki, masz to wcześniej ze mną omówić! W końcu jesteś moim strategiem.

Spojrzała na niego z wyrzutem, przez co Regis poczuł się winny.

– Nie mogę tego zrobić.

– Dlaczego?!

– Bo ta książka… Nie kupiłem jej na potrzeby regimentu, tylko dla własnej przyje… Boli, boli, boli!

– Marnujesz pieniądze!

Regis nie mógł temu zaprzeczyć.

Altina w końcu puściła jego głowę.

Potrafiła władać tamtym gigantycznym mieczem jedną ręką, więc chociaż nie karała Regisa na poważnie, chłopaka i tak bolało to na tyle, że z oczu płynął mu strumień łez.

– Nie dostałem takiego wykładu, odkąd rozwścieczyłem siostrę, zapisując się do Akademii Wojskowej.

– Więc ona też miała ciężko… Trudno, pożyczę ci te pieniądze. Masz jak najszybciej spłacić tamten dług.

– Co? To trochę…

– Lepsze to niż plotki, że mój strateg zapożycza się na prawo i lewo, prawda?

– Cóż, tak…

– Coś nie tak? Nie hamuj się.

– Naprawdę? Skoro już pożyczam pieniądze, są dwie inne książki… A, nic, nic nie mówiłem!

– Rety, co za mol książkowy!


Część 5[edit]

Następnego dnia Regis spłacił swoje długi, jednak ponieważ wóz pomiędzy miastem a fortecą kursował jedynie raz dziennie, noc musiał spędzić w miejskiej strażnicy.

Kiedy po powrocie otworzył drzwi swojego pokoju…

– He?

– Ijaa?! – Siedzący na krześle Eric aż podskoczył.

Zapiszczał jak dziewczyna – pomyślał Regis.

– Eee… Coś nie tak? Czemu jesteś w moim pokoju?

– Ach, bardzo przepraszam. Wszedłem do środka, bo nigdzie nie mogłem pana znaleźć…

– Księżniczka nie powiedziała ci, że pojechałem do miasta?

– Aha. Jej wysokość nie jest osobą, z którą ktoś bez odpowiedniego statusu może swobodnie rozmawiać. Sir Regis jest tu wyjątkiem.

– Rozumiem…

Altina zachowywała się swobodnie, co czasem zbijało Regisa z tropu, ale mimo wszystko była księżniczką i dowódcą fortecy, a nie osobą, którą można spytać, gdzie podział się oficer administracyjny piątego stopnia.

W takich chwilach nieposiadanie oficera prowadzącego ani podwładnych było uciążliwe.

– Tylko skoro mnie szukałeś, to czemu siedziałeś na moim krześle?

– Uuu… To… Eee… Zastanawiałem się jedynie…co sir Regis zwykle myśli… – odpowiedział Eric z rumieńcem na twarzy. To i niepewne ruchy, jakie wykonywał, nie przypominały w niczym rycerza; zachowywał się zupełnie jak zwykła niewiasta.

Regis powiedział po chwili milczenia:

– Co za ciekawy sposób na szukanie kogoś…

– Najmocniej przepraszam.

– Nie szkodzi. Masz do mnie jakąś sprawę?

Eric wziął głęboki oddech, żeby się uspokoić, i kiedy na jego twarz zawitała ponownie typowa dla niego poważna mina, odpowiedział:

– Chodzi o fort. Może nie powinienem o to pytać, ale co planujesz zrobić?

– Uuuch. Najwyższy czas podjąć decyzję, ale i tak będziemy potrzebowali trochę czasu na przygotowania.

Wedle rozkazu księcia Latreille mieli jeszcze miesiąc na dokonanie ataku.

Regis musiał omówić całą sprawę ze wszystkimi, dlatego wydał Ericowi polecenie:

– Możesz przyprowadzić sir Jerome’a oraz monsieur Evrarda do sali konferencyjnej? Ja pójdę po księżniczkę.

– Przyjąłem. Obaj przeprowadzają ćwiczenia poza fortem, więc to trochę zajmie.

– Trening… Cóż za pasja.

– Atak na Fort Volks to poważna sprawa.

– Ta.

– Pójdę już.

Eric stanął na baczność, po czym szybko opuścił pokój.

Regis wziął niezbędne dokumenty i skierował się do komnaty Altiny, ale kiedy przechodził koło stołówki…

– Hiaaa!

Usłyszał cichy krzyk.

– Hmmm?


Regis skierował swoje kroki do stołówki.

Chociaż zegar na ścianie wskazywał drugą po południu, wewnątrz nie było żywej duszy, za co odpowiadał Jerome, który wezwał wszystkich oficerów na ćwiczenia. Wszystkie stoły jak zawsze stały równo i zostały dokładnie wyczyszczone, jednak na jednym Regis dostrzegł porzuconą szmatę. Za sprzątanie tam była odpowiedzialna Clarissa, a ona nigdy by nie zostawiła niedokończonej pracy... Zawsze można uznać to za wyjątek potwierdzający regułę, jednak odniesienie szmaty do kuchni zajęłoby dosłownie parę sekund.

Regis podniósł ją ze stołu.

Wciąż była mokra, co oznaczało, że jeszcze przed chwilą nią sprzątano.

– Co aż tak pilnego mogło się stać?

W tym momencie z kuchni dobiegł jakiś cichy dźwięk.

Ktoś zaczął już przygotowywać kolację? To pewnie Clarissa.

Regis ruszył w stronę drzwi prowadzonych do kuchni.

– Przepraszam, że przeszkadzam... – powiedział zaglądając do środka.

Kuchnia była półokrągła, a więc pewnie usadowiona przy zewnętrznej ścianie wieży. Stoły do gotowania ustawiono po obu stronach pieca, przy którym stali chudy mężczyzna o lisim spojrzeniu oraz drugi o budowie przypominającej wielki głaz. Na podłodze, tuż przed Beckerem i jego oficerem eskortującym Boislowem, leżała dziewczyna o brązowych włosach splecionych w kucyk.

Regis nie mógł uwierzyć własnym oczom.

– Co...?!

Dziewczyna uniosła głowę. Regis od razu rozpoznał Clarissę, jednak ta spuściła wzrok, jak tylko go zauważyła.

– Sir Regis... nie powinien tu przychodzić.

– Co wy robicie?!

Becker parsknął.

– Hmmmp. Nie dałeś mi tego, czego chciałem, więc poszedłem poszukać sobie zastępstwa. A może zmieniłeś zdanie?

– Ty... Słyszałem, że inspektorzy są podłymi ludźmi, ale... posunąłeś się o wiele za daleko!

– Ej, ej, jesteś tylko podrzędnym oficerem administracyjnym, a ja inspektorem, pamiętasz? Jesteś pewny, że chcesz, abym napisał nieprzychylny ci raport?

– Uuuch... Mademoiselle Clarisso, proszę tu podejść. Księżniczki raczej nie uszczęśliwi wieść, że wykonywałaś polecenia tej osoby.

– To... Rozumiem, ale...

Clarissa wstała i chwiejnym krokiem podeszła do Regisa, który mocno ją objął, jak tylko się do niego zbliżyła.

Haken no Kouki Altina - Volume 02 - NCP4.jpg

– Sir Regisie...

– Ach...

Trzęsła się.

Regis jeszcze nigdy nie widział Clarissy w takim stanie.

Becker prychnął:

– Miałem cię jedynie za podrzędnego stratega, a okazujesz się wielkim rycerzem! Bez grosza przy duszy i tak nie umoczysz! Ach, cóż za tragedia. Najwyraźniej ten regiment planuje rebelię!

– Proszę nie pleść bzdur. Pańskie czyny są pogwałceniem prawa. Złożę na pana doniesienie do sądu wojskowego.

– Cóż ja takiego zrobiłem? Nie rozśmieszaj mnie.

– Same żądanie łapówki i usiłowanie gwałtu powinny wystarczyć, ale podczas śledztwa dogrzebią się innych pańskich występków, których dopuścił się pan w innych miejscach, nieprawdaż?

Becker strzelił językiem i wskazał Regisa podbródkiem.

– Ucisz go.

– Wraaa!

Regis chwycił mocno Clarissę i rzucił się do ucieczki, a dokumenty, które miał ze sobą, upadły na podłogę.

– Haha! Już ja zatkam ci usta!

Regis wyczuł bijącą od niego żądzę krwi.

Becker wymamrotał pod nosem tonem, jakby cała sprawa go nie obchodziła:

– Aach, jaka szkoda takiej pięknej kobiety.


Regis wbiegł do stołówki ciągnąc za sobą Clarissę omijał stoliki, zmierzając w stronę wyjścia. Niestety, Boislow okazał się być szybszy, niż mogłoby to sugerować jego ciało, albo po prostu Regis był zbyt wolny, i osiłek zastawił uciekającym drogę do drzwi.

- Wahaha!

- Ghh...

Stołówka oficerska znajdowała się na parterze, a to wykluczało obecność w niej dużych okien, zaś przez małe okienka, które wpuszczały światło do środka, nikt by się nie przecisnął.

Boislow powoli wyciągnął miecz, oblizując usta.

Widząc to, Clarissa objęła obiema rękami dłoń Regisa i powiedziała:

– Sir Regisie... Muszę jedynie to wytrzymać, nic mi nie będzie. Nie mamy innego wyboru.

– Chcesz się dla mnie poświęcić? To okropne... Już wolę zginąć.

– Jesteś dla księżniczki kimś niezastąpionym.

– Mademoiselle Clarisso. Każdy spotka kiedyś swój koniec. Poza tym szczerze wierzę, że odrzucenie swoich zasad równa się ze śmiercią.

– Mimo to nadejdzie kiedyś chwila, kiedy monsieur będzie musiał zacisnąć zęby i znieść upokorzenie, żeby móc coś osiągnąć.

– Jeśli miałbym znieść upokorzenie, poradzę sobie z tym jakoś, jednak nie mogę pozwolić, żeby ktoś taki jak ty cierpiał.

– Sir Regisie... Kobieta taka jak ja... Takie słowa pod mym adresem są zakazane.

W tym momencie Boislow ruszył i w mgnieniu oka znalazł się tuż przed nimi.

– Hahahaha, możecie umrzeć razem!

Uniósł miecz, po czym ciął nim ku ziemi.

Regis objął mocno Clarissę, żeby ją obronić, ona zresztą także zacisnęła ręce wokół niego. Chłopak wściekł się na siebie, że jest tak bezużyteczny, iż nie może nawet posłużyć jako tarcza dla niej.

Boislow szczerzył kły jak jakaś bestia... nagle jednak zrobił przepełnioną bólem minę.

– Wghhh!

Na jego nogi polała się krew, a on sam padł na ziemię.

– He? – Regis nie wiedział, co się dzieje.

Za Boislowem stał Eric, trzymający w ręku zakrwawiony miecz.

– Hee, hee, hee... Sir Regisie, mademoiselle, nic wam nie jest?

Regis w odpowiedzi pokiwał głową, po czym spojrzał na leżącego na ziemi mężczyznę.

– Nie żyje?

– Ominąłem ważne organy.

Wielki mężczyzna wił się na podłodze, jęcząc. Z jego rany ciągnącej się od pośladka aż po koniec uda tryskała krew, jednak same obrażenia w żaden sposób nie zagrażały życiu. Nie był jednak w stanie sięgnąć ponownie po miecz.

Regis z ulgą położył rękę na piersi.

– Uratowani... Dziękuję, Ericu.

– Nie ma za co. Z radością pomogłem sir Regisowi.

– Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?

– Monsieur nie był w sali narad, wiec poszedłem pana poszukać. Na całe szczęście jest pan bezpieczny. Teraz trzeba ukarać i jego. – Eric, mówiąc to, spojrzał w głąb stołówki.

Becker rzucił, krzywiąc się: – Atak od tyłu nie jest wbrew kodeksowi rycerskiemu?

Jego oczy płonęły, zupełnie jak ślepia jakiegoś demona wyciągniętego wprost z Biblii.

Eric przyjął postawę do walki.

– Nie będę się sprzeciwiać, jeśli wniesiesz przeciwko mnie zarzuty... ale to będzie dopiero po tym, jak wrzucę cię do lochu.

Regis podświadomie zerknął na niego.

Nie tylko jego wygląd, ale także i zachowanie przypominały rycerza z bajek dla dzieci. Oczywiście to porównanie jest przesadzone, jednak doskonale go opisuje.

Oczy Beckera zrobiły się czerwone z wściekłości, a z kącika jego ust zaczęła wypływać ślina.

– Ty... Ty... Ty plebsie! Mnie wtrącić do lochu?!

W tym momencie Becker wyciągnął broń. Nie był to jednak miecz uwieszony u pasa, lecz ukryty pod koszulą najnowszy model pistoletu, pochodzący z Wielkiej Brytanii. Po wystrzale należało załadować do niego pocisk, jednak nie wymagał podpalenia ląntu , a więc był gotowy do wystrzału zaraz po załadowaniu.

Eric zagryzł wargi.

Na otwartej przestrzeni miałby szanse, jednak drogę do Beckera zagradzały mu leżący na ziemi jego towarzysz oraz stoły, przez co nie mógł odpowiednio szybko natrzeć na przeciwnika. Pistolet po strzale wymagał przeładowania, ale Eric nie miał jak zasłonić się przed jego pierwszym wystrzałem, a przy tak małej odległości, jaka ich dzieliła, nie było żadnych wątpliwości, że zostanie trafiony. A po wyklinowaniu go Becker zabije także Regisa i Clarissę. Na szczęście inspektor nie zaatakował od razu po wyciągnięciu broni – najwyraźniej rozważał, jak może potoczyć się to starcie.

Regis, szukając wyjścia z zaistniałej sytuacji, przejrzał w myślach przeczytane książki.

– To chyba najlepsze wyjście.

– Sir Regis ma jakiś plan? – Clarissa trzymała się kurczowo za rękaw jego munduru.

– W szachach jeszcze nikt mnie nie pokonał. Zajmę się tym – odpowiedział, delikatnie odsuwając od siebie załzawioną pokojówkę.

W żaden sposób nie dało się wyjść z tej sytuacji bez ponoszenia ryzyka. Jednak w szachach, kiedy ważne figury są zagrożone, podstawową strategią jest wykorzystanie najsłabszego pionka jako przynęty. W tym przypadku to on nim był.

Regis zaczął krzyczeć i ruszył w stronę Beckera.

– Waaa!

Jego zachowanie wyraźnie zaskoczyło inspektora.

– He?! Nie lekceważ mnie!

Walka zakończyłaby się w jednej chwili, gdyby Becker wystrzelił, ale... Regis nie poprawił za bardzo swojej sytuacji, ponieważ nie radził sobie w walce na miecze.

Becker przerzucił pistolet do lewej ręki, prawą wyciągając szablę.

Szybki!

Regis zatrzymał się trzy kroki przed wymierzonym w niego ostrzem szabli i uniósł ręce.

– Nawaliłem... Powinienem czytać więcej książek nastawionych na akcję.

Wiedział, że Becker ma szablę, ale zaskoczyła go szybkość, z jaką jej dobył – strateg nie radził sobie także z oceną siły przeciwnika.

Inspektor uniósł miecz.

– Zacznę od ciebie!

– Dogadajmy się!

– He?!

Po słowach Regisa szabla Beckera zatrzymała się w powietrzu, a obserwujący zajście Eric i Clarissa wstrzymali oddechy.

Atmosfera była bardzo napięta.

– Dogadajmy się, inspektorze Becker. Monsieur uważa, że ujdzie mu na sucho zabicie całej naszej trójki? Po zabiciu mnie zastrzeli pan Erica, ale co po tym? Mademoiselle Clarissa w tym czasie bez wątpienia ucieknie.

– Ha! Złapanie jej zajmie mi parę sekund.

– A co powie pan żołnierzom, którzy usłyszą jej krzyki? Jej wysokość lubi mademoiselle Clarissę tak bardzo, że przywiozła ją tu ze sobą ze stolicy.

– Co?

– Inspektorze, może po prostu nas pan puści? Będziemy udawać, że nie widzieliśmy żadnego z czynów, których się pan tu dopuścił.

– I ja mam w to uwierzyć?

– Martwi się pan czymś takim? Jeśli nawet wniósłbym oskarżenie przeciw panu, wystarczyłoby jedynie wszystkiemu zaprzeczyć. Pańskim zdaniem nieużyty pistolet nie jest przypadkiem dobrym narzędziem do obrony?

– Będzie szybciej, jeśli was zabiję!

– Przy użyciu miecza i pistoletu? Jak pan udowodni swą niewinność mając w rękach zakrwawione ostrze i broń noszącą ślady wystrzału? Pańskim zdaniem swoim szlachetnym urodzeniem wywrze pan presję na dowodzącym? Na księżniczce?

– Nie.. To...

– Lepiej to przemyśleć. W tej chwili jestem zakładnikiem, więc Eric ma związane ręce, ale od udzielonej odpowiedzi może zależeć także pańskie życie. Jeżeli dobrze się pan zastanowi nad moją propozycją, to zrozumie, że stanowi najlepsze rozwiązanie. Były już zresztą podobne przypadki. Mogę wymienić kilka przykładów...

Regis opowiedział trzy historie, w których takie negocjacje się powiodły.

Kiedy już uniesione w górę ręce zaczęły go boleć...

– Co ty wyprawiasz?!

Do stołówki weszła dziewczyna o ognistych włosach, a zaraz za nią próg przekroczyli Jerome oraz Evrard.

Na ich widok Eric się uspokoił, a Regis westchnął z ulgą.

– W końcu jesteście.

– Eric długo nie wracał, więc postanowiłam sprawdzić, gdzie się podział... Co tu się dzieje? Becker zbladł, widząc spojrzenie Altiny.

- Nic... Nic takiego. To jedynie nieporozumienie!

Regis w końcu opuścił ręce.

– Napastował Clarissę, a kiedy powiedziałem, że złożę na niego doniesienie, rzucił się na nas.

– Ty mały... Nie chciałeś zawrzeć układu?! – wrzasnął Becker.

Regis pokręcił głową.

– Najmocniej przepraszam, ale powiedziałem tak jedynie po to, by kupić czas. Tacy jak ty łatwo tracą nerwy, kiedy sytuacja ulega zmianie. Dla przykładu, kiedy chcesz zabić troje ludzi, a jeden z nich nagle najpierw się na ciebie rzuca, a później oferuje zawarcie umowy, która może być jakąś pułapką. Ale zmieszanie w takiej sytuacji jest normalne, w końcu od podjętej decyzji zależą twoje losy... Cóż, wiedziałem, że ktoś przyjdzie, więc jedynie grałem na zwłokę.

Oczy Beckera ponownie zalały się krwią.

W szale mnie zastrzeli? – pomyślał Regis.

Jednak inspektor jedynie westchnął.

– Eeeech, czemu do tego doszło?! Mój podwładny został bez powodu zaatakowany od tyłu, więc musiałem w samoobronie wyciągnąć broń! A wy próbujecie zwalić całą winę na mnie?! To spisek! Usiłujecie mnie wrobić!

– Do czego monsieur zmierza?

– Chyba w swoim raporcie napiszę coś takiego... Regiment Beilschmidt jest doskonale zdyscyplinowaną i wyszkoloną armią. Uderzyli na Fort Volks i dzielnie walczyli, jednakże ponieśli ciężkie straty, przez co zostali zmuszeni do odwrotu. Fufufu, jak to brzmi? – Becker, spoglądając na Altinę, rzucił chytry uśmieszek.

Usiłował wyjść obronną ręką, strasząc złożeniem fałszywego raportu.

Strony się odwróciły.

O kolejnych wydarzeniach zadecydował czas reakcji.

Regis wpadł na pomysł, jak wyjść z tej sytuacji, i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Altina okazała się szybsza.

Złożyła dłoń w pięść, po czym uderzyła Beckera w sam środek jego uśmiechniętej twarzy, krzycząc:

– Kretyn!

Bum!

– Aiaa!

Becker został wyrzucony w powietrze i uderzył plecami o ścianę, a bronie, które trzymał w rękach, upadły na ziemię – na szczęście pistolet sam nie wypalił.

Inspektorowi zaczęła ciec krew z nosa.

– Ccc... Krew... z nosa... krew... z nosa?!

– Powiem ci coś.

Becker złapał się za nos. Spojrzał na stojącą przed nim i wskazującą go palcem Altinę.

Haken no Kouki Altina - Volume 02 - NCP5.jpg

– Wolę zginąć niż negocjować ze złymi ludźmi!

Becker ześlizgnął się po ścianie i upadł na ziemię, a Evrard wraz z Erickiem natychmiast wykorzystali okazję i obezwładnili inspektora oraz jego towarzysza.

Dopiero w tym momencie pojawili się strażnicy.

Wykończona psychicznie Clarissa została odeskortowana do swojego pokoju, a Erica wysłano razem z nią, żeby jej tam pilnował.

Becker i Boislow zostali związani przez żołnierzy, a następnie Evrard rozkazał wysłać ich do lochu.


I tak w stołówce zostali tylko Regis, Altina oraz Jerome.

– Niech trochę ochłoną... Odesłać ich do stolicy, jak tylko zagoi się rana oficera eskortującego. Wraz z nimi wyślemy także raport dyscyplinarny.

– Właśnie!

– Ha! Miejmy to z głowy i po prostu ich zabijmy.

– Sir Jerome, za mało ceni pan ludzkie życie.

Jerome wzruszył ramionami, a Altina tego nie skomentowała.

W powietrzu unosił się zapach krwi.

Jerome przyniósł z kuchni butelkę czerwonego wina, wyciągnął zębami korek, a następnie zaczął pić z gwintu.

– Fufufu... Ale w sumie propozycja tego inspektora nie była taka zła. Ten fałszywy raport rozwiązałby wszystkie nasze problemy.

– Żartujesz, prawda? – Altina rzuciła mu lodowate spojrzenie.

Jerome w odpowiedzi jedynie zachichotał.

Dawniej z pewnością przystałby na propozycję Beckera.

– W armii cesarskiej szerzy się łapówkarstwo i niesprawiedliwość, ale na szczęście niewielu jest takich jak on.

Jerome miał na ten temat inne zdanie.

– W porównaniu do wyczynów pozostałych była to zwykła drobnostka... Nie wiedzieliście?

– Cóż, wiem jedynie to, co przeczytałem.

Altina uderzyła pięścią w stół.

– Niewybaczalne!

– Księżniczko, proszę się uspokoić. Teraz mamy ważniejszy problem, który może zaważyć o naszym losie.

– Aaa. – Altina spojrzała na swoją dłoń. – To przez to, że go uderzyłam?

– Dokładnie. W dodatku w tym zajściu jego oficer eskortujący został ranny, a teraz nie możemy liczyć na przychylny raport, jeśli nie udałoby nam się zdobyć fortu.

– Wolałabym stanąć do walki z Latreille niż złożyć pokłon tamtemu śmieciowi!

Jerome zachichotał.

– Fufufu. Powiedziałaś to na głos.

– A czemu nie? Doniesiesz na mnie?

– Dobry pomysł. Po tym, jak zniknie nieznośny dowódca, forteca z miejsca stanie się o wiele lepszym miejscem. Jednak, niestety, drugi książę także i mnie działa na nerwy.

Nawet gdyby Jerome wiedział o planach rebelii Altiny, to biorąc pod uwagę jego charakter oraz osobowość, nigdy by jej nie wydał. Zresztą sam ukrywał swój budżet przed kwaterą główną. Plan Regisa przewidywał przeciągnięcie go na ich stronę, jednak na to było jeszcze za wcześnie.

Regis wyjaśnił najspokojniej, jak tylko mógł:

– Nie zetrzemy się z pierwszą armią. Jak już wcześniej powiedziałem, nie wystarczy nam sił na coś takiego.

– Więc co mamy zrobić?

– Zostało nam jedynie zaatakowanie Fortu Volks.

– Ale to nie ma sensu. Nawet jeśli damy z siebie wszystko, inspektor i tak nie złagodzi swojego raportu.

Jerome zachichotał posępnie:

– Fufufu. Dajmy się wybić. Jeśli żaden z żołnierzy wysłanych do ataku nie wróci, kwatera będzie musiała przyznać, że daliśmy z siebie wszystko.

– Nie możemy tego zrobić!

– Nawet ja nie wykonałbym takiego rozkazu. Co planujesz?

Altina i Jerome spojrzeli na Regisa.

Nie mam pewności, czy to zadziała... ale i tak nie mamy wyjścia.

– Zaatakujemy Fort Volks. Po tym, jak go zdobędziemy, dowództwo będzie zmuszone nas uznać. Altinę i Jerome'a aż wmurowało.

Spodziewając się bury, że to nie czas na żarty, Regis od razu przeszedł do wyjaśnień.

Poprowadził ich do wielkiego stołu i rozłożył na nim plany – efekt jego ciężkiej pracy. Papier, co prawda, był przesiąknięty i widniał na nim odcisk stopy, jednak dało się odczytać jego zawartość.

– Posłuchajcie. Ten fort jest uważany za nie do zdobycia, ale dlatego też stacjonuje tam zapewne niewielka liczba żołnierzy. Cały problem leży w ukształtowaniu terenu i strzegących twierdzy działach.

Altina pochyliła się w jego stronę tak bardzo, że dostrzegał w jej oczach odbicie swojej twarzy.

– Regisie...

– Księżniczko, proszę patrzeć na dokumenty, nie na mnie...

– Mówisz poważnie?

– A czy wyglądam, jakbym żartował albo postradał rozum?

– Mówisz poważnie czy nie?

– Byłbym naprawdę szczęśliwy, gdybyś mi teraz zaufała...

Trach!

Jerome uderzył ręką w stół, po czym spojrzał na dokumenty.

– Mów. Będę słuchać. W moich oczach jesteś jedynie śmieciem, ale za to takim, którego da się wykorzystać. Po twoim wyjaśnieniu ocenię, czy wrzucić cię do celi razem z tamtym cholernym inspektorem!

– Rozumiem...

Jerome spojrzał lodowato na Altinę.

– Księżniczko, nie ufasz w pełni swojemu strategowi?

– Nie mogę po prostu wszystkiego na niego zwalić. Wierzę w Regisa, który bierze mnie pod uwagę w planach.

– Fufufu... Rozumiem.

– Biorę także pod uwagę sir Jerome’a. Zwłaszcza jego umiejętności władania kopią.

– Hmmp. To zawsze możesz brać za pewnik.

Jerome kazał Regisowi kontynuować wyjaśnienia. Wzrok stratega ponownie padł na zalegające na stole dokumenty.



Rozdział 3: Pod moją flagą[edit]

Część 1[edit]

Regis czytał książkę w sali konferencyjnej.

– Dzień dobry! Wcześnie wstałeś – powiedziała Altina, wchodząc do środka i jednocześnie wycierając plecy ręcznikiem.

– Ach, dobry – odrzekł Regis. – Chociaż nie jestem pewien, czy wcześnie jest tu dobrym słowem. Prędzej już późno.

– Nie spałeś?

– Musiałem coś sprawdzić.

– Chodzi o to? – Altina spojrzała na książkę w rękach chłopaka.

Regis, drapiąc się po głowie, odpowiedział:

– Nie. Tamto już skończyłem. To tylko interesująca książka, która była powiązana.

– Czyli jak zwyyykle. O czym to?

– Opisano tu pochodzenie flag i herbów. Dla przykładu...

Regis przewrócił kartkę na stronę z flagą Cesarstwa – siedem mieczy na czerwonym tle.

Altina pochyliła się nad stolikiem, zaglądając do książki.

– A, to.

Taka sama flaga wisiała w sali konferencyjnej.

Regis ponownie przewrócił kartkę. Na widniejącej na następnej stronie fladze znajdowały się te same miecze co na poprzedniej, tylko że tło było koloru białego.

– Tak wyglądała kiedyś.

– Zupełnie jak biała flaga.

– Ale nie dlatego ją zmieniono.

– Hmmm?

Altina sięgnęła do książki i zaczęła szybko przerzucać strony, Regis natomiast zerkał to na kolejne kartki, to na minę księżniczki.

– Interesujące, prawda?

– Ta.

– Tak na marginesie, kiedy sir Jerome przejął dowodzenie nad regimentem, flagą został jego herb rodzinny.

- No tak, rzeczywiście.

W sali tuż obok flagi cesarstwa wisiał symbol margrabiego, także mający czerwone tło, ale widniały na nim czarne pika oraz lew. Używanie herbu rodzinnego jako symbolu dowodzonego regimentu było tradycją – tak samo wyglądało to w przypadku markiza Thenezay, poprzedniego przełożonego Regisa.

– Wszystkie są czerwone.

– Herby szlachty zwykle zawierają kolor tła flagi Cesarstwa, kościoła czarny i purpurowy, a zwykłych mieszczan zielony.

– Hmmm... A niebieski i żółty?

– Niebieski chyba nie ma nic wspólnego ze statusem, ale taką barwę ma niebo oraz morze, dlatego...

– A, trudno byłoby dostrzec takie banery.

– Niektórzy uważają, że z tego powodu ten kolor jest oznaką wolności.

– Rozumiem.

– Jeśli chodzi o żółty, używa go Federacja Germanii, dlatego w Belgarii nie jest zbyt popularny.

– Ahaha. A więc tam nie lubią czerwonego?

– Uważają jasnoczerwony za paskudną barwę, ale z ciemnobrązowym którego używają nie mają już problemu.

– Paskudną...

Altina zmarszczyła brwi, gładząc jednocześnie swoje jasnoczerwone włosy.

Regis pomachał ręką, mówiąc:

– Ja mam zupełnie inne zdanie. Według mnie to naprawdę piękny kolor.

– He?

– Ach, nic.

– Powtórz. Powtórz.

– Nie.

– No już, już.

– Mowy nie ma...


Przez południową bramę fortecy przejechał wóz, po czym obrał drogę w kierunku miasta. Jednak jak tylko fort zniknął w oddali, zjechał z trasy w stronę lasu. Padał śnieg, a wiatr przybrał na sile, rozwiewając czerwone włosy woźnicy, który mimo pogody postanowił zdjąć kapelusz.

– Fiu.

– Altino, nic ci nie jest? – spytał ze zmartwieniem w głosie Regis.

Dziewczyna pokiwała przecząco głową.

– Oczywiście! Przecież wiesz, że jestem zawodowym woźnicą!

– Wiem o tym... ale teraz możesz używać jedynie jednej ręki.

Zraniona kończyna księżniczki wciąż spoczywała na temblaku, a dojście do zdrowia miało jej zająć trzy miesiące. Oczywiście pod warunkiem oszczędzania jej, a tego warunku nie spełniała.

– Z jedną ręką czy nogą, co za różnica? Jest dobrze.

– Jedź powoli.

– Więcej nie zawiodę! – krzyknęła trzymająca lejce w prawej dłoni dziewczyna.

Poprzednio wpadli w kłopoty, ponieważ koń ciągnący ich wóz zranił sobie nogę, dlatego tym razem ich dorożkę ciągnęły dwa wierzchowce.

Sam wóz był wyższej klasy, miał nawet dwie lampy oliwne do oświetlania drogi. W jego tylnej części znajdowało się jedzenie oraz ubrania, niezbędne do podjęcia negocjacji.

Z ubitego szlaku zjechali na wyjątkowo wyboistą drogę.

– Woaaa! – Regis prawie spadł z siedzenia, łapiąc się w ostatniej chwili poręczy.

– Uważaj, żeby nie spaść.

– To jedź wolniej.

– Ale robi się już ciemno!

– Spokojnie. Już prawie jesteśmy w umówionym mieeeeee...!

– Nie krzycz tak, bo wystraszysz konie!

Od tej wyboistej drogi Regisa rozbolało już siedzenie. Na szczęście cel podróży mieli już w zasięgu wzroku. Było nim pokryte grubą pokrywą śniegu wzgórze, na którym rosło wielkie drzewo.

Altina podjechała wozem do stojącego przy nim mężczyzny oraz jego czteroosobowej obstawy, która utrzymywała od niego pewien dystans. Cała tamta grupa ubrana była w skórzane stroje ozdobione piórami.

Dla Cesarstwa byli zwykłymi barbarzyńcami, Regis jednak nazywał ich obywatelami Bargainheimu.

Osobą czekającą na dojeżdżających był przewodzący im Diethart.

Altina zatrzymała wóz tuż przy nim i zeskoczyła na ziemię.

– Wybacz, że musiałeś czekać! Dawno się nie widzieliśmy!

– Uhh. – Regis natomiast miał problemy z zejściem. – Witam... Przepraszamy, że musiałeś na nas czekać.

– Minęły całe wieki, panie strategu – mówiąc to, Diethart się zarumienił.

Altina stanęła między nimi.

– Przywiozłam jedzenie i ubrania – możesz je zatrzymać, jeśli ci się spodobają.

– Najpierw chciałbym usłyszeć, w jakiej formie będę musiał to zwrócić.

– To nie pożyczka, tylko prezent.

– Czyli nie ma to nic wspólnego z prośbą, jaką do mnie mieliście?

– Cóż, skoro nie chcesz tego daru, zabierzemy go z powrotem.

– Rozumiem. Uparta jak zawsze. Przyjmuję twój prezent.

Diethart się ukłonił, a następnie kazał swoim ludziom rozładować dorożkę.

– No dobrze. Jest zimno, więc przejdźmy do rzeczy – powiedziała Altina.

– Ta.

– Planujemy zaatakować Fort Volks!

Diethart nagle spoważniał.

– Muszę zatem spytać o stan twego zdrowia psychicznego.

– Jeśli nie wykonamy tego rozkazu, zostaniemy uznani za zdrajców i będziemy musieli stawić czoła pierwszej armii.

– Wiedziałem. Cesarstwo jest skorumpowane.

– I dlatego właśnie musimy walczyć... Regis wymyśli jakiś plan.

Diethart spojrzał na chłopaka z niedowierzaniem.

Ten, drapiąc się po głowie, powiedział:

– Nie mam wiary w swoje możliwości, ale będę musiał zdobyć tę twierdzę.

– Rozumiem. Takie chwile w życiu się zdarzają. Mówicie mi to, gdyż pragniecie, byśmy wzięli udział w natarciu?

Altina pokiwała głową.

– Tak. Tylko nie zrozum tego źle. Nie mam zamiaru rozkazać szarży na fortecę wypełnioną po brzegi armatami ani moim, ani twoim ludziom.

Diethart przechylił głowę.

Standardem w atakowaniu ufortyfikowanych pozycji było natarcie na nie jak największą liczbą żołnierzy. Ominięcie ciał poległych, dotarcie do ścian, wspinaczka na nie, walka z obrońcami, zdobycie dział, a następnie otworzenie bramy.

Taką samą strategię chciał zastosować podczas jego ataku na Fort Sierck – z tym że wykorzystali zamieć śnieżną, by niepostrzeżenie podejść do twierdzy, jednocześnie unikając tym samym ognia jej dział.

– Jaki jest plan, panie strategu?

– Mam kilka pomysłów.

Regis spojrzał na mężczyzn rozładowujących wóz i zamyślił się na chwilę.

– To dość nietypowa strategia, dlatego im mniej osób o niej wie, tym lepiej. Jednak z panem mogę się nią podzielić, kiedy zostaniemy sami. Pasuje to panu?

Tym razem to Diethart na chwilę zamilkł.

– Czy rola, jaką mamy odegrać, wymaga, byśmy poznali cały plan?

– Nie.

– Hmmm. W takim razie proszę mi tego nie zdradzać. Nie sądzę, by pan strateg planował wysłać nas w pułapkę

.

– Jednak to wciąż będzie niebezpieczne.

– Rozumiem. Wiele wam zawdzięczamy, no i...

– Hmmm?

Diethart nie dokończył, kazał za to przejść Regisowi do wyjaśnień dotyczących ich roli.

Na wszelki wypadek chłopak zasięgnął rady Altiny.

– Księżniczko?

– Skoro się zgodzili, kontynuuj.

– Rozumiem.

Regis streścił swoje informacje Diethartowi, a kiedy jego ludzie skończyli rozładunek, strateg przeszedł do szczegółowych wyjaśnień planu.

Po wysłuchaniu go barbarzyńca pokiwał głową.

– Rozumiem. Uznaj naszą rolę za wykonaną.

– To doprawdy wielka pomoc!

Tym razem Diethart uścisnął prawą dłoń Altiny, to samo uczynił także z Regisem.

– Jestem bardzo wdzięczny.

– Na honor mego państwa... oraz mą miłość do pana stratega przysięgam zwrócić przysługę młodej księżniczki i wykonać powierzone mi zadanie.

– Masz na myśli przyjacielską czy braterską miłość, prawda?!

Diethart uśmiechnął się łagodnie, a następnie już z poważną miną złożył pokłon księżniczce.

Chwilę później jego powiewający na wietrze płaszcz ze skóry lwa oraz osłaniający go ludzie zniknęli w pokrytym grubą pokrywą śnieżną lesie.


Część 2[edit]

Federacja Germanii była wielkim państwem, w skład którego wchodziło 22 mniejszych królestw oraz księstw. Jednak przewodządze im św. Prusy nie miały władzy absolutnej,, więc często dochodziło do wojen pomiędzy jej członkami.

Dlatego mimo że Księstwo Varden do niej należało, i tak jego granicom cały czas zagrażały inne państwa. Jednak największe zagrożenie stanowiło dla nich Cesarstwo Belgalii.

Wszystko zmieniło się po wybudowaniu Fortu Volks.

Jego powstanie poskutkowało drastycznym obniżeniem kosztów prowadzenia wojny,, a umiejscowiona tam kopalnia żelaza poprawiła ich sytuację finansową, dzięki czemu było to jedno z bogatszych księstw w całej Federacji. W dodatku potrafili dobrze wykorzystać dostępne środki. Dla przykładu inwestycje w obronę obejmowały wynajęcie doświadczonych najemników i uzbrojenie ich w najlepsze możliwe wyposażenie, co pozwoliło im szybko wzmocnić swoją siłę i zacząć poszerzać swoje tereny o lasy zajmowane przez barbarzyńców.


Holger to wędrowny najemnikiem, który przed sześcioma miesiącami podpisał z nimi kontrakt po usłyszeniu wielu opowieści o tym, jaki to Fort Volks jest wspaniały. W tym roku miał skończyć 28 lat i można by spokojnie nazwać go weteranem, w fortecy był nowy, dlatego traktowano go tam jak żółtodzioba.

Opuścił właśnie twierdzę, aby zbadać sprawę ostatnich ataków barbarzyńców, którzy napadali pionierów w lesie.

Jego grupa składała się z 20 konnych. Jedynie przewodzący im rycerz był obywatelem Księstwa Varden, całą resztę grupy stanowili najemnicy.

Było zimno. Oddechy zarówno żołnierzy, jak i ich koni od razu zamieniały się w parę, a w dodatku śnieg zaczynał padać coraz mocniej.

Niewiarygodne... Dzikusy sprawiają kłopoty w taki zimny dzień. Irytujące. Czemu nie mogą zapaść w sen zimowy? – pomyślał.

Nie przepadał za Księstwem Varden, Fortem Volks ani terenami, które włączali do swoich granic – w końcu najemnicy walczyli jedynie dla siebie. Poza tym ściganie za dzikusami, którzy uciekli w głąb lasu, było niewdzięcznym zadaniem.


Grupa 20 jeźdźców, jadąca w zbitej formacji, zagłębiała się dalej w las. Przez to, że gałęzie drzew pokrywał, ciągle zresztą padający, śnieg, było dosyć ciemno. Znajdowali się już jednak w miejscu, które wedle raportu napadli barbarzyńcy, więc za chwilę rycerz jadący na przedzie powinien poprowadzić ich śladami dzikusów.

Nagle stary koń Holgera stanął dęba.

– Hej!

Mężczyzna zaciągnął lejce, dzięki czemu koń ponownie spoczął na czterech nogach.

Nie sprawiaj mi jeszcze więcej problemów! – pomyślał jeździec. – Wjechaliśmy za głęboko w las?

Holger spojrzał na prowadzącego ich rycerza, zastanawiając się, czy może wykorzystać problemy z koniem jako pretekst do zasugerowania przerwy. W tym momencie w ramię prowadzącego grupę trafiła strzała, która odbiła się od jego metalowego pancerza.

Zasadzka?!

Rycerz na przodzie grupy ze strachu zatrzymał konia i krzyknął:

– Dzikusy?!

– Nie zatrzymuj się, baranie! – wrzasnął Holger na swojego przełożonego.

Byli w zwartym szyku, więc skoro prowadzący stanął w miejscu, nie mogli uciec. Ich jedyną opcją pozostał nawrót przy wykorzystaniu formacji U. Pozostali najemnicy pomyśleli o tym samym i wykonali manewr, po czym uciekli między drzewa.

Nic nie zobowiązywało ich do pomocy tamtemu głupiemu rycerzowi, a ucieczka była ich jedynym wyjściem z tamtej sytuacji.

Podobno barbarzyńcy nie zwracali uwagi na wywieszenie białej flagi. Powiadano, iż są zwykłymi szkodnikami, oszalałymi z gniewu dzikusami czy diabłami, których wyrzekli się nawet ich bogowie. Według niektórych plotek jedli ludzi żywcem albo dla zabawy odrywali im kończyny.

Holger poczuł, jak zimny pot spływa mu po plecach.

Z oddali na planowanej trasie ich ucieczki dochodził szelest kroków.

– Jesteśmy otoczeni! – ktoś krzyknął z rozpaczą w głosie.

Najemnicy chcieli uciec w inną stronę, jednak odcięto im drogę, a ponieważ nikt im nie przewodził, uformowali koło.

Atmosfera była tak napięta, że nawet konie wstrzymały oddech, a Holger czuł, jakby jedną nogą znajdował się już w piekle.

W końcu z lasu wyłonili się barbarzyńcy.

Mieli na sobie futra zwierząt, w rękach miecze albo topory oraz wydawali dziwne okrzyki mające na celu wystraszenie wrogów. Raporty mówiły o małej grupce, jednak było ich wystarczająco wielu, aby otoczyć ich jak ściana.

Jeden z najemników rzucił:

– Podobno jedzą ludzi żywcem.

– Tylko nie to!

Jeden z młodszych najemników przyłożył sobie miecz do gardła. Było to krótkie ostrze, którym zawsze się szczycił – dostał je od rodziców jako prezent z okazji ukończenia osiemnastu lat.

Chce się zabić? Chociaż to lepsze niż zostanie pożartym żywcem...

Holger jednak położył rękę na dłoni młodzika, powstrzymując go od samobójstwa.

Nie miał ku temu żadnego powodu, tym bardziej że ich szanse na przetrwanie wynosiły zero, dlatego chłopak spojrzał pytająco na Holgera, prosząc tak o wyjawienie, czemu go zatrzymał.

Co miał mu powiedzieć? Nie poddawaj się? Że mogą ruszyć i przebić się przez przeciwników? Nie umieraj przed starszymi kolegami?

To wszystko było płytkie, nie miało najmniejszej mocy przekonywania.

Żałując, że nie przygotował sobie wcześniej żadnego adekwatnego do sytuacji tekstu, Holger wyciągnął miecz i krzyknął:

– Za mną!

Chociaż przeciwnicy przewyższali ich liczebnie, wciąż byli grupą blisko 20 jezdnych, więc gdyby natarli teraz na barbarzyńców, choć kilku najemników mogłoby ujść z życiem.

W tym momencie przed szereg dzikusów wyszedł elegancko ubrany mężczyzna, mający na sobie płaszcz z lwiej skóry.

– Odważne. Jednakże jest tu nas tysiąc, tak że przestrzegam przed takimi pochopnymi posunięciami – powiedział płynnym germańskim.

– Ten dzikus potrafi...

– Nazywam się Diethart. Może i ty zdradzisz mi swoje imię?

– Holger. Naprawdę jesteście dzikusami? Czy może żołnierzami z kraju wrogiego Germanii?

– Żadne z powyższych. Jesteśmy wojownikami z państwa leżącego w tych lasach, Bargainheimu.

Nigdy nie słyszałem o takim kraju!

– Co planujecie z nami zrobić? Zjecie żywcem, jak mówią plotki?

– Zejdźcie z koni i odrzućcie broń. Jeśli odpowiecie na nasze pytania, wypuścimy was po dwóch miesiącach.

– Co?!

Nie rozumieli, co się dzieje, ale dla najemników gotujących się już na śmierć taka propozycja była jak dar z niebios. Spojrzeli na siebie nawzajem.

Młodzieniec, który jeszcze przed chwilą chciał odebrać sobie życie, zszedł ze swojego konia, odrzucił miecz na bok, ukląkł na jedno kolano, a następnie uniósł ręce.

– Na Boga, oszczędźcie mnie!

Pozostali najemnicy podążyli w jego ślady, jedynie Holger wpatrywał się w Dietharta.

Nie miał jednak innego wyjścia.

Jego grupa została schwytana przez barbarzyńców i zgodnie z obietnicą wszystkich najemników oszczędzono. Skuto im ręce oraz nogi, po czym zamknięto w małej jaskini, której wejście było zakryte skórą .

Holger pomyślał, że dzikusy zapewne chcą, by zamarzli tam na śmierć, jednak dostarczono im ciepłą wodę oraz gorące kamienie, żeby się ogrzali, więc najwyraźniej zamierzali dotrzymać danego im słowa.

Kiedy nadeszła noc, w jaskini rozległ się płacz młodego najemnika.


Część 3[edit]

3 dni później.

Holgera sprowadzono przed oblicze Dietharta. Miał związane wszystkie kończyny oraz przystawiony do ciała miecz, jednak i tak cudem było, że wciąż jeszcze go nie zabito.

W pomieszczeniu oprócz władcy barbarzyńców przebywała także dziewczyna o czerwonych oczach. Miała zasłoniętą twarz, przez co nie dało się jej rozpoznać, ale skoro ukrywała swoją tożsamość, znaczyło to, ze piastowała jakąś wysoką pozycję.

Cholera... Więc Belgaria za tym stoi. – Holger przeklął w myślach.

Na domiar złego otaczali go barbarzyńcy z włóczniami.

Jakiś młodzieniec ze zbyt łagodnym wyrazem twarzy jak na żołnierza postawił przy nim drewniane krzesło.

– Proszę usiąść.

Haken no Kouki Altina - Volume 02 - NCP6.jpg

– Hmmp. Gdybym odmówił, zabilibyście mnie, prawda?

Holger usiadł przy stole, naprzeciw belgarskiego żołnierza.

Młody chłopak powiedział łamanym germańskim, przyprawionym belgarskim akcentem:

– Nie chcemy cię zabić.

– Mam zaufać cesarstwu?

– Możesz wybrać.

– Tcz.

Kiedy brano go do niewoli, Diethart powiedział, że chce odpowiedzi na kilka pytań, dlatego Holger czekał, aż jego rozmówca zacznie przesłuchanie.

Młodzieniec pokiwał głową.

– Nazywam się Regis.

– A ja Holger.

– W takim razie, panie Holger, proszę zerknąć na te plany.

Na stole była rozłożona mapa korytarzy wewnątrz jakiejś budowli, które wyglądały jak plan tuneli w kopalni, dlatego Holger przez chwilę myślał, że zostanie zniewolony i wysłany do pracy w sztolni. Dopiero po paru chwilach zorientował się, co tak naprawdę mu pokazano.

– To… Fort Volks?!

– Wspaniale. Skoro go rozpoznałeś, to znaczy, że nie zaszły w nim większe zmiany.

– Co ty chcesz z tym zrobić?

– Hm? Zna pan znaczenie tego dokumentu?

Regis uśmiechnął się zadowolony, natomiast Holger wstał z krzesła i wykrzyczał:

– To miniaturowa mapka fortu. Do czego chcecie ją wykorzystać?!

– Ooj. Zdobycie jej wymagało sporo wysiłku. Musiałem przekonać jakoś majora Thionville, by pozwolił mi rzucić okiem na jego osobistą kolekcję książek... Oprócz tego miał tam także wiele dzieł, które podobno miały zaginąć podczas wojny. Najwidoczniej jego poprzednik był wielkim bibliofilem. Najciekawszą lekturę stanowiła książka o badaniach nad ziołami rosnącymi na północy. Nie tylko dostarczyła praktycznej wiedzy, sama jej wartość historyczna…

– Regis! Regisie, schodzisz z tematu. – Dziewczyna stojąca za młodzieńcem uderzyła go w ramię.

Nazywała żołnierza po imieniu, co znaczyło, że musi ona być kimś naprawdę ważnym. Czyżby szlachcianką?

Chłopak twierdzący, że nazywa się Regis, wyprostował się na krześle.

– Przepraszam.

– Żeby wykopać te plany… Co ty knujesz?

– To chyba oczywiste. Chcę zaatakować fort – rzucił, jakby nie było to nic wielkiego.

– Jesteś głupi?!

– Tak. Zmuszono mnie do zrobienia czegoś głupiego… i właśnie dlatego potrzebuję tych informacji. Te plany stworzono przed czterdziestu laty. Do tej pory musiało tam zajść sporo zmian. Gdzie stacjonują straże? Gdzie jest składnica amunicji? Gdzie leżą kwatery dowódcy?

– Nawet gdybym ci to zdradził, ta wiedza na nic ci się nie przyda, jeżeli nie dotrzesz do fortu.

– W rzeczy samej. Dlatego też nie wyrządzisz nikomu żadnej szkody, zdradzając mi te informacje, prawda?

– To po mojej odmowie spytajcie resztę.

– Nie.

– He?

– Moim zamiarem jest przesłuchać was wszystkich i porównać wasze zeznania. Tu pragnę zaznaczyć, że wolności nie odzyskają osoby, które nas okłamały. Wypuścimy jedynie tych, których zeznania będą się pokrywać. Nie możemy także pozwolić, abyście wrócili do fortu, dlatego też pokryjemy wasze wydatki na powrót do domu oraz oddamy waszą broń i konie. Holger się skrzywił.

Ostatnie zdanie młodzieńca było z jednej strony czymś oczywistym, z drugiej zabezpieczył się na wszystkich frontach. Najprawdopodobniej to on zaplanował działanie grupy, która złapała jego oddział.

– Naprawdę nas wypuścicie?

– Mogę jedynie prosić o wiarę we mnie. Przyrzekam, iż zwrócimy wam wolność po dwóch miesiącach.

Holger wlepił spojrzenie w mającego poważną minę chłopaka.

Diethart oraz stojąca za nim kobieta czekali na odpowiedź, a wśród otaczających go barbarzyńców wyraźnie narastało napięcie. Czyżby chcieli go zabić, jak tylko odmówi współpracy? Holger nie zamierzał tego sprawdzać.

– Rozumiem. Powiem wszystko. Tylko wypuśćcie każdego z nas. To naprawdę wspaniałe chłopaki.

– Porównam informacje od ciebie z pozostałymi zeznaniami i jeżeli będą się pokrywać, wypuścimy całą waszą grupę.

– Dotrzymasz słowa?

– Przysięgam na Boga. – Regis się przeżegnał.

Cesarstwo Belgarii oraz Federacja Germanii miały wspólną religię i mimo że państwa te walczyły ze sobą, posiadały taki sam system wartości i czciły tego samego Boga.

Holger położył palec na planach, mówiąc:

– To główna brama. Tu jest posterunek straży.

– Dobrze… – Regis zaczął notować jego zeznania.

Nawet jeśli powiem to wszystko, działa nie pozwolą im nawet zbliżyć się do fortu. Co on sobie myśli?


Część 4[edit]

Regis przez cały tydzień wyjeżdżał do lasu barbarzyńców. Altina, ciekawa, co takiego zamierza, pierwszego dnia pojechała z nim, ale wyjazdy w sam środek terytorium dzikusów, i to bez żadnej eskorty, były nie do zaakceptowania. Gdyby wyszły na jaw, Evrard prześwięciłby stratega swoją halabardą, dlatego ten nigdy więcej nie pozwolił jej towarzyszyć mu podczas takiej wyprawy. A ponieważ Regis nie potrafił jeździć konno, poprosił Erica o przewiezienie go tam wozem.

Po przesłuchaniu wszystkich schwytanych najemników miał już w miarę wiarygodną mapę Fortu Volks.


Kiedy słońce zaczęło już chować się za horyzontem...

Regis wrócił do swojego pokoju, rzucił ukończone dokumenty na biurko, a następnie padł jak długi na łóżko.

Czerwone światło słońca, wpadające do pokoju przez okna, zaczęło powoli niknąć.

– Jestem zmęczony... – Prawie natychmiast zasnął.

W pewnym momencie obudziło go walenie do drzwi.

– Ej, Regis!

– Sir Jerome?

Kiedy Regis się podniósł, drzwi były już otwarte. Już wcześniej zdarzyło się coś takiego... tylko co by zrobił, gdyby dla przykładu akurat zmieniał ubranie?

Jerome chyba po raz pierwszy miał poprawnie założony mundur.

– Co ty... Co to ma znaczyć?!

– He? – Regis przetarł oczy.

Przez okno wpadało światło nowego dnia.

– Wciąż jesteś w pieleszach! Wstawaj albo skręcę ci kark!

– Już! Przepraszam.

Regis po prostu stracił przytomność, nawet nic mu się nie śniło. Najpierw wyjrzał przez okno – sądząc po pozycji słońca, nadeszła już pora na śniadanie. Następnie uwagę stratega przykuł przedmiot, który trzymał Jerome. Był to rachunek za kupione przedmioty, w dodatku na dość sporą sumę.

– Fort Volks nie jest zbytnio od nas oddalony, jednak potrzebujemy sporo rzeczy, aby przypuścić na niego atak.

– Trzydzieści dużych dział jest do tego niezbędne?! – kpiąco spytał Jerome.

– Nie wspominałem wcześniej, że musimy je kupić?

– Owszem, mówiłeś o kupnie, ale nie o takiej ilości! Chcesz zbudować nową fortecę tuż przed fortem Volks?!

– To interesujący pomysł... ale zakupiłem średniej wielkości mobilne armaty, ponieważ mamy tutaj jedynie osiem takich.

– I to o wiele więcej, niż trzeba!

– Według moich obliczeń, jeśli weźmie się także pod uwagę ewentualne awarie, taka ilość jest nam po prostu niezbędna.

– Skąd w ogóle wziąłeś na to środki?!

– Eee, z funduszu rodu margrabiego.

– Więc to moje pieniądze!

– I tak pochodzą z budżetu Cesarstwa, poza tym ich wyprowadzenie zostało już przykryte w księgach rachunkowych. Jeśli teraz z nich nie skorzystamy, może nie być już ku temu innej okazji, prawda?

– Tcz. – Jerome przyjął to do wiadomości, ale i tak dalej wyglądał na wściekłego.

Regis wstał z łóżka, strzepał kurz z przyszykowanego munduru, po czym go założył, żeby lepiej się prezentować.

– Skoro dostaliśmy rachunek, to znaczy, że zamówienie już dotarło?

– Ach.

– Naprawdę przepraszam, że zawracam generałowi głowę sprawami, które powinni wykonywać służący.

– W mordę. Gdybyś wstał rano, nie musiałbym się tu w ogóle fatygować.

– Czemu pan kogoś nie wysłał?

Jerome, słysząc to pytanie, wlepił w Regisa ostre spojrzenie.

Ten wzruszył ramionami i powiedział:

– No cóż, chyba jednak tego tematu nie należy poruszać przed żołnierzami.

– Właśnie. W każdym razie to twoja wina, że tak późno wstałeś. Nawet szlachta nie sypia tak długo jak ty.

– Ma pan rację. Czuję się strasznie ociężały.

– Bo brak ci treningu.

– Ghhh... – Regis nie mógł temu zaprzeczyć.

Jerome, Altina i pozostali żołnierze wstawali skoro świt i od samego rana ćwiczyli.

Mam aż tak tragiczną formę? – myśląc to, Regis zrobił krok przed siebie.

Nie udało mu się to jednak.

– He?

Chciał ruszyć w stronę drzwi, jednak zamiast do nich zaczął zbliżać się w stronę ramy łóżka.

– Co ty wyprawiasz?!

Przed upadkiem na ziemię uratował go fakt, że Jerome złapał go za rękę.

– Dziękuję… – powiedział Regis, po czym zaczął kasłać.

– Ej? Co ci jest?!

– Nic takiego. Tylko się potknąłem.

– Jesteś cały rozpalony, kretynie!

– …?

Jerome podparł plecy Regisa jedną ręką, drugą natomiast położył na jego czole.

Jaka twarda i cienka dłoń.

– Masz gorączkę.

– Ach…

Był strasznie osłabiony, miał mętlik w głowie oraz wrażenie, że jego stopy nie dotykają w ogóle ziemi, a za ten stan bez cienia wątpliwości nie odpowiadał fakt wstania przed paroma chwilami.

Jerome miał zmartwioną minę. Regis wcześniej sądził, że nie obchodzą go jego podwładni, ale może grubo się mylił i właśnie to stało za popularnością margrabiego.

– Tcz… Co za słabeusz! W dodatku w takim momencie!

– Przepraszam.

– Wracaj spać.

– Dobrze.

W tym momencie do pokoju weszły dziewczyny i zobaczyły, jak Jerome trzyma Regisa w ramionach.

– Co się stało? – spytała cicho Clarissa. – Całujecie się?

– Nie żartuj sobie! Czemu miałbym całować tego śmiecia?!

Jerome zrobił się cały czerwony, jednak nie ze skrępowania, tylko gniewu. Rzucił Regisa na łóżko.

Altina natychmiast podbiegła do chorego.

– Co się stało?! Nie wyglądasz najlepiej.

– Ach. Przeziębiłeś się – dodała Clarissa.

Księżniczka przyłożyła rękę do jego czoła – chłód jej dłoni rozszedł się po jego głowie. Chłopak przypomniał sobie wtedy, jak trzymał rękę Altiny w wozie, przez co serce zaczęło mu walić jak oszalałe.

– Jesteś cały rozpalony. Nic ci nie jest?!

– Mogę tego nie przeżyć.

– Nie poddawaj się! Potrzebujesz czegoś?

– Szklankę wody.

– Dobrze. Zaraz ci podam. Coś jeszcze? Jesteś głodny?

– Dziękuję. Trochę. Wystarczy mi nawet odrobina zwykłego chleba.

– Na pewno?

– Może jeszcze…

– Nie kupię ci książek.

Altina przerwała Regisowi w pół zdania, spoglądając na niego z obrzydzeniem.

– Przynieś mu wody i przygotuj coś do jedzenia. Ja wezwę do niego medyka. – Jerome poinstruował Clarissę.

– …?! – Pokojówka zrobiła zaskoczoną minę.

– He? Co jest?

– Po prostu nie spodziewałam się, iż może być pan tak delikatny.

– Co?! Nie pleć bzdur! To niczym nie różni się od naostrzenia stępiałego ostrza. Regis jest śmieciem, ale bywa użyteczny. Wykorzystam wszystko, co jest dla mnie dostępne, nawet jeśli to zwykły śmieć. Nic więcej.

– Aha.

Clarissa ukłoniła się nisko, po czym skierowała się do stołówki. Chociaż żartowała sobie z Regisem i Altiną, przy innych zawsze miała strasznie oziębłą postawę. Był to właściwie pierwszy raz, kiedy Regis widział, żeby rozmawiała z generałem.

Jerome spojrzał na chłopaka z „mówi się trudno” wypisanym na twarzy i powiedział:

– Masz wyzdrowieć w jeden dzień albo cię zabiję.

– Postaram się.


Altina przyniosła Regisowi koc.

– Zimno ci? Chcesz jeszcze jeden?

– Dziękuję, nie trzeba.

– Nie jesteś w stanie pracować, więc możesz sobie spokojnie odpocząć.

– Wiem. A, właśnie, Altino...

– Tak? – Księżniczka pochyliła się w stronę Regisa.

– Pomóż mi, proszę, z zapłatą za towary. Pieniądze są już przygotowane w skarbcu, liczenie nabytków zostaw sir Evrardowi.

– Dobrze.

– Poza tym...

– Tak? O co chodzi?

– Mogę cię zarazić, więc nie przychodź tu już.

– Uuuu... – Altina, kiwając głową, wydęła policzki z niezadowolenia.


Pani doktor zmierzyła Regisowi puls i temperaturę, co było bardzo krępujące dla chłopaka, ponieważ nie miała żadnych przyrządów i badała go samymi rękoma.

– Hmmm. To wyczerpanie spowodowane przepracowaniem.

– Aha.

– Dzisiaj masz dobrze wypocząć. Jutro także, o ile to możliwe.

– Nie mogę. Dotarły już zamówione towary, więc jeśli nie powiem, w jakiej kolejności należy je...

Lekarka wlepiła w niego ostre spojrzenie.

- Panie strategu, wyczerpanie rozpoczyna się od uczucia ssania w żołądku, które nie mija nawet mimo tego, że zjadło się sporą ilość jedzenia. Następnie dojdą problemy z sercem. Jednego dnia będzie wszystko w porządku, a następnego poranka znajdziemy pańskie zwłoki. Takie rzeczy się zdarzają, nieprawdaż?

– Ghhh.

– No cóż, osób, które posłusznie odpoczywają, taki los nie czeka. Poza tym mam już przygotowany lek.

– Byłoby naprawdę wspaniale, gdyby pani mogła postawić mnie na nogi tym lekiem. Lekarka gestem wezwała Evrarda, czekającego przy drzwiach. Z jakiegoś powodu łysy olbrzym wydawał się jakby jakiś mniejszy.

– Wahahaha! Tak paść ze zmęczenia. Brakuje ci ducha! Ducha! – wykrzyczał, po czym wszedł do środka tanecznym krokiem.

Lekarka jedynie zamrugała.

– Zostawiam resztę w twoich rękach, panie dowódco rycerzy.

– Może mi go pani bez obaw powierzyć!

– Fufufu.

Regis przyglądał się tej scenie, nie mając pojęcia, co się dzieje.

– He? Co jest grane?

– Ciało sir Regisa jest powiązane z przeznaczeniem bogini! – Przez boginię Evrard miał na myśli Altinę, co stało się chyba lokalną wiarą. – Co oznacza, że pomoc w wyleczeniu pana jest dowodem mojej wiary! To mój obowiązek!

– Eee?!

– Niech pan śpi spokojnie! Mam panu zaśpiewać kołysankę?

– Nie!

Pani doktor, wychodząc z pokoju, dodała na odchodne:

– Przy tym całym intensywnym treningu, jaki teraz ma miejsce, często występują kontuzje wśród żołnierzy, więc jestem bardzo zajęta i to tyle z mojej strony na dzisiaj. Panie dowódco rycerzy, proszę się upewnić, że pan strateg będzie spać aż do rana.

– Dopilnuję tego!

– Heee.

Evrard stanął przy drzwiach i wlepił spojrzenie w Regisa.

Chłopak westchnął, po czym powiedział:

– Rozumiem. Będę odpoczywać. Sir Evrard także jest zajęty treningiem, prawda?

– Bez obaw, Eric mnie zastąpi. Nie odpuszczam nawet przy zadawaniu wrogowi ostatniego ciosu, więc nic mi się nie stanie. Albo raczej kiedy przeciwnik się poddaje, zaczynam uważać jeszcze bardziej. Dzięki temu przeżyłem tak długo.

– Rozumiem.

Zupełnie jak wojownik jadący w pierwszej linii natarcia ze swoim wnukiem u boku.

Sam sposób, w jaki Evrard wypowiadał tamte słowa, przypominał opowiadanie historii i Regis chciał pozwolić mówić mu dalej, ale sądząc minie wojaka, za chwilę naprawdę zacząłby śpiewać strategowi kołysankę.

Regis zamknął oczy.

– Heeh. Nic tylko przybywa mi pracy.

Do dwunastego lutego zostało niewiele czasu, przez co czuł się naprawdę sfrustrowany. Po chwili po głowie zaczęły krążyć mu opowieści, jakie przeczytał, i w końcu zapadł w głęboki sen.


– Hmmm?

– Ojej.

Po otworzeniu oczu ujrzał Clarissę, stojącą w niknącym już czerwonym świetle zachodzącego słońca.

– To… sen?

– Jeśli śni pan o kimś, znaczy to, że ta osoba o panu myśli.

– Ach, czytałem kiedyś taki wiersz.

– Innymi słowy, me myśli do pana dotarły. Jestem taka szczęśliwa.

– To nie sen. Przecież się obudziłem.

– Nie potrafi pan marzyć, monsieur Regis.

Clarissa wzruszyła ramionami. Nie uśmiechała się, jednak jej mina sugerowała, że pokojówka jest w doskonałym nastroju.

– Przyniosłaś mi wody?

– To przypomina mi mój czas spędzony w stolicy.

– Hmm? Musiałaś zajmować się swoją rodziną? Ach, przepraszam. Nie powinienem wtykać nosa w twoje prywatne sprawy.

– Fufu. Nie. Chodziło mi o kwiatek, który zasadziłam.

– Czy ja wyglądam na wazę na kwiaty?

– Proszę wyhodować piękny okaz, żeby pewnego dnia móc mnie uszczęśliwić.

– Gdybym tylko mógł.

– Sir Regis na pewno da radę.

Jak zawsze ufała mu bezgranicznie, nie mając ku temu żadnych podstaw.

Regis rozejrzał się po pokoju.

– Nie ma sir Evrarda?

– Zagląda tu co jakiś czas. Powiedział mi jedynie, że monsieur jest cicho jak nieboszczyk, więc zapewne śpi, chociaż równie dobrze mógł po prostu odejść już z tego świata.

– Hahahaha…

– To nie jest śmieszne. Księżniczka zaczęła się przez to naprawdę martwić.

– Tak?

– Ale posłuchała pana i nie przyszła, ponieważ sir Regis jej zabronił. Zamiast tego przysłała mnie.

Rzeczywiście powiedział coś takiego Altinie, kiedy było mu słabo z powodu gorączki.

– To naprawdę zaskakujące.

– Co monsieur mówi? Księżniczka słucha się każdego pańskiego słowa.

– Cóż, to prawda…

Chęć przejęcia tronu, wyzwanie na pojedynek czy cała ta wojna były zainspirowane jego słowami. Regis aż poczuł się winny za nieszanowanie swojego ciała, na którym aż tak bardzo polegała.

– Jak się pan czuje?

– Już lepiej.

– Ojej, jaka szkoda.

– He?

– Monopolizowałam dla siebie widok pańskiej śpiącej twarzy.

– Co… Co?! O czym ty mówisz?!

– Fufu. Wolę jednak sir Regisa, kiedy jest przytomny. Później przyniosę panu coś do jedzenia, na razie proszę jeszcze odpoczywać.

– Dobrze.

Regis napił się wody, którą otrzymał od Clarissy. Płyn prawie natychmiast został wchłonięty przez jego ciało, zupełnie jakby było z piasku. Być może gardło zaschło mu tak od tego całego wcześniejszego kasłania.

Clarissa wzięła świeczkę, jedyne źródło światła w całym pokoju.

– Proszę spać aż do samego rana.

– Rety. Aż tak mi nie ufasz?

– Fufu. Ufam, jednak wiem, że sir Regis zacznie czytać książki, jak tylko poczuje się chociaż odrobinę lepiej.

– Ghhh.

Został osądzony i słusznie uznany winnym.

Chociaż gdyby tej nocy była pełnia, mógłby spróbować czytać nawet światła.

Clarissa, oświetlona jedynie słabym blaskiem świeczki, zrobiła zmartwioną minę.

– Sir Regisie, proszę nie umierać.

– Dobrze.


Część 5[edit]

W końcu nadszedł ten dzień.

3000 żołnierzy ustawiło się na placu parad Fortu Sierck. Dwa tysiące z nich weźmie udział w kampanii przeciw Federacji Germanii, reszta zostanie, aby bronić twierdzy. Wcześniej utworzyli sojusz z najbardziej wpływowym krajem barbarzyńców, Bargainheimem, tak więc nie musieli zostawiać aż tak dużej liczby żołnierzy, jednak Regis postąpił tak, ponieważ nie rozgryzł prawdziwych intencji księcia Latreille. Gdyby chciał jedynie osłabić regiment, Fort Sierck byłby bezpieczny. Jednak jeżeli jego plan zakładał upadek Altiny albo odebranie jej życia, wtedy wieści o ataku mogłyby wyciec do wroga, który najechałby praktycznie opuszczoną twierdzę. To oznaczałoby koniec całego regimentu.

Istniała też możliwość, że zostaną zaatakowani od tyłu. W takiej sytuacji siły pozostawione w forcie mogłyby służyć jako wsparcie i wyratować ich z trudnej sytuacji.

Według zapisków 2000 żołnierzy było najmniejszą siłą wysłaną kiedykolwiek, aby zdobyć Fort Volks. Mieli ze sobą 30 dział, jednak były tego samego typu co te, których użyto podczas czwartej wyprawy.

Plac parad był przesiąknięty zapachem koni, które przeznaczono do ciągnięcia wozów z zaopatrzeniem.

Evrard wraz z Erickiem podeszli do obserwującego żołnierzy z ubocza Regisa.

Obaj byli w pełnej zbroi oraz dzierżyli broń – jeden halabardę, drugi miecz. Mimo bliskiego pokrewieństwa, podobieństwa między nimi trzeba by ze świecą szukać?.

– W końcu nadszedł ten dzień!

– Dziękuję za pańską ciężką pracę, sir Regisie.

– Ciężka praca… Tak, w końcu możemy zaczynać.

– Czuje się pan lepiej?

– Tak, jestem już w pełni sił.

– Ale wciąż wygląda pan na strasznie zmęczonego.

– Haha…

Evrard uderzył się w pierś.

– Może pan spokojnie zostawić mi obronę fortu! Będę oczekiwać dobrych wieści!

– Liczymy na ciebie.

Obrona Fortu Sierck została powierzona prawej ręce Jerome’a.

Gdyby w twierdzy nie została osoba potrafiąca sprawnie dowodzić wojskiem, w przypadku ataku wroga żołnierze mogliby się po prostu poddać. Dlatego też ważniejszy od tego, jakie siły przeznaczy się do obrony, był ich dowódca.

Regis chciał, żeby Eric został razem z Evrardem, ale on uparł się, że musi go bronić, więc strateg nie miał wyboru i dołączył go do grupy ekspedycyjnej.

Z drugiej strony lewa ręka Altiny wciąż była niesprawna, więc dołączenie do głównych sił takiego zdolnego rycerza wyszło na dobre.

Po tym, jak Eric i Evrard wrócili do formacji, do Regisa podszedł Jerome.

– Ej, Regis.

– O co chodzi?

– Chcę cię o coś spytać. – Chociaż stali w sporej odległości od żołnierzy i ci nie mogli ich usłyszeć, Jerome dla pewności rozejrzał się dookoła.

– Odpowiem, o ile będę w stanie.

– Jak zwracasz się do księżniczki?

– Hmm? Po prostu wasza wysokość?

– Więc o co chodzi z tą Altiną?

– He?! – Regisa aż zmroziło.

Gdzie on to usłyszał?

Jerome zrobił kwaśną minę.

– A więc jednak się nie przesłyszałem. Tak naprawdę pochodzisz z któregoś z wielkich rodów szlacheckich? Zawsze uważałem cię za zbyt dobrze wykształconego jak na zwykłego mieszczanina.

– Proszę tak nie żartować. Jestem mieszczaninem z dziada pradziada. Wciąż muszę spłacić dług za moje czesne w akademii wojskowej.

– Jeszcze tego nie oddałeś?

– Zrobiłbym to, gdybym został w regimencie markiza Thénezay przez trzy lata...

– Hmmp. Więc czemu ktoś taki jak ty może używać przezwiska wobec księżniczki?

– Też chciałbym wiedzieć.

– Z pokojówką też jesteś dosyć blisko.

– Niespecjalnie. Mademoiselle Clarissa po prostu lubi się ze mną droczyć.

Jerome spochmurniał jeszcze bardziej.

– Chodziło mi o Elin.

– He?!

– Sądziłeś, że mówiłem o pokojówce księżniczki? Flirtować na lewo i prawo też nauczyłeś się z książek?

– Hahaha. To i tak byłoby niemożliwe. Mademoiselle Elin podchodzi do pracy dla sir Jerome'a ze zbyt wielką pasją. Poza tym nie mam szczęścia do dam.

Jerome spojrzał na Regisa jak na idiotę.

– Co tam pokojówki... Twoje relacje z księżniczką nie są takie same?

– Jak pomiędzy dowódcą a jego strategiem. Za przezwisko odpowiada osobowość jej wysokości, używanie go przeze mnie było prawdopodobnie jedynie jej kaprysem.

– W takim razie dobrze.

Tym razem to Regis poczuł się niepewnie.

– Czyżby sir Jerome... w Altinie?

– Nawet jeżeli jesteś strategiem, jej romans z mieszczaninem wywołałby skandal, który wpłynąłby negatywnie na morale wojska. Nie sprawiaj ludziom kłopotów przez takie błahostki, śmieciu jeden.

– Cóż, ma pan rację...

Taki skandal stanąłby na drodze do realizacji marzeń księżniczki. Regis postanowił od teraz bardziej uważać podczas rozmów z nią.

W tym momencie Altina weszła na podium ustawione przed zebranymi na placu żołnierzami. Brała udział w kampanii, dlatego miała na sobie zbroję nałożoną na sukienkę oraz oczywiście płaszcz zasłaniający lewą część ciała.

Żołnierze w napięciu oczekiwali jej mowy.

– Jak się czujecieeee?!

– Wraaaa!!

Żołnierze w odpowiedzi na czysty głos Altiny krzyknęli tak głośno, że aż ziemia się zatrzęsła.

Jerome z grymasem na twarzy rzucił: – Jak się czujecie? Co to ma być, jakaś wycieczka szkolna?! – Był jednak na tyle cicho, że żaden z żołnierzy go nie usłyszał.

Regis jedynie wzruszył ramionami.

– Taki już jest styl Altiny. Co sir Jerome mówił w takich mowach?

– Coś w stylu "Gotowi? Wybijmy wroga w pień albo zgińmy, próbując".

– To dosyć ostre...

Altina w tym momencie wykrzyczała:

– Wyruszamy teraz zaatakować Fort Volks! Na pewno słyszeliście już, dlaczego musimy to zrobić! Jeśli go nie zdobędziemy, uznają nas za zdrajców! Trochę dziwny powód walki, nieprawdaż?!

Jerome zmrużył oczy.

– Ej, co ona bredzi? To był twój pomysł?

– Nie. Moja propozycja mowy brzmiała mniej więcej tak: Aby zaprowadzić pokój na granicach, musimy uderzyć na Fort Volks. Nasz cel jest jasny, użyczcie mi, proszę, waszej siły.

– Kompletnie bez polotu.

– Ale jest adekwatne do sytuacji, prawda?

Altina kontynuowała swoją mowę:

– Nie chcę walczyć dla siebie, tylko dla was wszystkich! Osoby mające rodzinę niech myślą o niej! O waszych narzeczonych, przyjaciołach, wszystkich osobach, które was otaczają, i towarzyszach stojących u waszego boku!

Żołnierze rozejrzeli się dookoła, po swoich towarzyszach, z którymi ruszają w bój.

– Walczymy dla naszych towarzyszy! To zwycięstwo będzie dla wszystkich ważnych dla nas osób! Nie zapominajcie o tym!

Altina spod swojego płaszcza wyciągnęła płótno o zielonej barwie, która według Regisa miała symbolizować pospólstwo.

– Chcę bronić obywateli! Taki cel mi przyświeca i nie porzucę go bez względu na to, w jakiej bitwie będę walczyć! Mam nadzieję, że wy także podchodzicie do tego w ten sposób! Żołnierze zaczęli między sobą szeptać.

Jerome rzucił z pogardą:

– Upadła na głowę? Przecież walczy się dla siebie. To oczywiste, nie?

– Ja popieram jej opinię, ale nie przypuszczałem, że wygłosi ją w takim miejscu.

– Nie omówiła tego z tobą?

– Altina konsultuje się ze mną jedynie w przypadkach, kiedy nie ma pewności co do jakiejś sprawy. Kiedy jednak uważa coś za słuszne, zrobi to i nie będzie mieć znaczenia, gdyby nawet same niebiosa zaprotestowały. Taka po prostu jest.

– Tch. Wyglądasz na cholernie zadowolonego z tego powodu!

– He? Naprawdę? Niedobrze.

Regis, mrużąc oczy, ponownie spojrzał na wygłaszającą mowę Altinę.

– Oto moja flaga! Będę walczyć pod sztandarem tarczy obywateli! Mam nadzieję, że użyczycie mi wszyscy swojej siły!!! – wykrzyczała ze wszystkich sił.

Haken no Kouki Altina - Volume 02 - CP4.jpg

Żołnierze zamilkli.

Na placu zapanowała całkowita cisza.

Napięcie rosło.

Im dłużej ktoś służył w armii, tym więcej z tego powodu tracił. W cesarstwie wojny były prowadzone przez szlachtę, a żołnierze walczyli w nich dla pieniędzy, żołd wysyłając swoim rodzinom, jednak niewielu z nich udało się jakąś stworzyć. Szlachty natomiast nie interesował ich powód do walki. To było normalne. Dowódca proszący o to, by walczyli dla obywateli? Nigdy wcześniej sobie tego nawet nie wyobrażali.

Dlatego właśnie zaniemówili.

Jakiś młody żołnierz wzniósł pięść ku niebu wraz z okrzykiem:

– Niech żyje Marie Quatre!

W pewnej odległości od niego inny rycerz uniósł w górę swój miecz.

– Tarcza obywateli!

– Za nasze rodziny!

W końcu wszyscy okazali swoje poparcie mowie wygłoszonej przez księżniczkę.

Spojrzenia żołnierzy przepełniała ambicja oraz żądza krwi, którą znów przeleją, tym razem jednak będą walczyć za kogoś innego. Za rodziny pozostawione w domach, swoje ukochane, przyjaciół, towarzyszy broni stojących u ich boku, za wszystkie ważne dla nich osoby. Ktoś nawet zapłakał, przypominając sobie o nich.

Evrard i Eric zasalutowali w geście poparcia.

Jerome w ciszy obserwował wiwatujących żołnierzy.

Regis natomiast nie mógł wyjść z podziwu, jak silną determinację i ambicję posiada Altina.


Rok cesarski 851. 12 lutego.

300 kawalerzystów, 600 artylerzystów oraz 1100 piechurów, łącznie 2000 żołnierzy z przygranicznego regimentu Beilschmidt, opuściło Fort Sierck.


Rozdział 4: Piąta kampania przeciwko Fortowi Volks[edit]

Część 1[edit]

Generał Weingartner, piastujący funkcję dowódcy Fortu Volks już od dwunastu lat, był weteranem mającym pięćdziesiąt pięć wiosen na karku, chociaż przez siwe włosy wyglądał, jakby przekroczył już sześćdziesiątkę. Przez ten czas stoczył wiele bitew zarówno z cesarstwem Belgarii, jak i innymi krajami Germanii, zawsze wychodząc z nich zwycięsko. Dzięki doskonałym umiejętnościom przywódczym straty podczas starć były minimalne, co zaskarbiło mu zarówno przychylność przełożonych, jak i lojalność podległych mu żołnierzy.

Rutyna pochłonęła go już tak bardzo, że każdego ranka budził się o tej samej porze, jadł takie samo jedzenie, przeprowadzał codziennie tę samą inspekcję i trenował w taki sam sposób, a to wszystko trwało dokładnie taką samą ilość czasu, przez co odnosiło się wrażenie, iż jego poczucie czasu jest bardziej precyzyjne od zegarków. Budził się piętnaście minut przed wszystkimi, z łóżka wstając punkt piąta (nawet jeżeli obudził się wcześniej) i zawsze przepraszał za spóźnienie, co szerzyło panikę wśród pokojówek, które myślały, że zaspały do pracy.

Jednak jego rutyna zakończyła się wraz z nadejściem pewnego raportu.

– Cesarska armia atakuje od południa!


W Forcie Volks zapanowała pełna napięcia i ekscytacji atmosfera.

Większość żołnierzy, co prawda, pyszniła się długim pasmem zwycięstw i do walk podchodziła zwykle z aroganckim nastawieniem, jednak siła Cesarstwa Belgalii była wszystkim doskonale znana. Gdyby ściągnęło tam wojaków z innych frontów, z łatwością mogłoby posłać w sumie 100 000 zbrojnych. Co prawda, pierwsze raporty mówiły o grupie złożonej z ledwie dwóch tysięcy rycerzy, ale pamiętając poprzednie walki, nikomu z dowodzących nie mieściło się w głowie, aby mogły to być główne siły.

W pokoju na białej ścianie wisiała flaga Księstwa Varden, a na środku pomieszczenia stał prosty, długi, czarny stół. Weingartner naradzał się tam ze swoimi siedmioma towarzyszami.

Nowy szef obsady przeczytał ponownie raport.

– Cesarska armia dotrze tu jutro.

Młody generał wstał z krzesła i powiedział:

– Fort Volks jest niezwyciężony! Migiem wykopiemy ich tam, skąd przyleźli!

– Właśnie!

– Nieważne, ile tysięcy żołnierzy wyślą, nie postawią stopy w Forcie Volks!

Wszyscy podchodzili do sprawy optymistycznie, jedynie Weingartner siedział w milczeniu ze skrzyżowanymi rękami, słuchając opinii swoich podwładnych.

– Żaden z raportów nie wspominał, że cesarska armia zbiera siły, ani o rozbudowie Fortu Sierck. Biorąc pod uwagę jego wielkość, nie dadzą rady zebrać więcej niż 10 000 ludzi. Najwyraźniej to jakaś wewnętrzna rozgrywka w cesarstwie, najprawdopodobniej wynik starć pomiędzy szlachtą a rodziną królewską. Nie możemy tego lekceważyć, ale nie ma też powodu do paniki.

Jego podwładni pokiwali głowami, czując się jednocześnie trochę głupio. Na samą wieść o ataku tak potężnego państwa zaczęli rzucać wspaniałymi hasłami o zwycięstwie w wielkiej bitwie, podczas gdy stary generał ostudził cały ich zapał kilkoma krótkimi zdaniami.

Szef obsady spytał:

– Dowódco, co mamy zrobić?

– Najpierw należy dowiedzieć się, jakie siły posłał na nas przeciwnik.

– Tak jest, zaraz wyślę zwiadowców. Za jakąś godzinę będziemy znali przybliżoną wielkość armii wroga.

– Zostawiam to w twoich rękach.

Szef obsady wydał odpowiednie instrukcje stojącym za nim podwładnym.

Pozostali zebrani także wyrazili swoje opinie o tej sprawie.

– Powinniśmy przeprowadzić teraz inspekcję dział, która była zaplanowana na przyszły tydzień.

– Racja.

– Przygotuję ludzi do walki.

– Sprawdzę stan ścian.

Kiedy po przydzieleniu ról ludzie rozeszli się, aby wykonać powierzone im zadania, Weingartner spytał jednego z żołnierzy, który został w sali:

– Co się stało z jednostką kawalerii, która wyjechała parę dni temu?

– Wciąż brak wieści. Prawdopodobnie zostali zaatakowani przez dzikusów. Dwukrotnie wysłaliśmy pięćsetosobowe grupy na poszukiwania, jednak nie udało nam się znaleźć ich ciał.

– Rozumiem. Wielka szkoda. Wyślijcie ich rodzinom kondolencje wraz z informacją o śmierci i ich żołdem.

– Tak jest!

Żołnierz stanął na baczność, zasalutował, a następnie wybiegł z sali konferencyjnej.

Generał został sam.

– …

Do jego uszu dotarły wieści, że generał Jerome pod koniec zeszłego roku przegrał pojedynek z czwartą księżniczką, przez co to ona jest teraz głównodowodzącą w Forcie Sierck .. Czarny rycerz mógł być wielkim wojownikiem, jednak pozostawał przede wszystkim margrabią i nie było najmniejszych szans, aby podniósł miecz na kogoś z rodziny królewskiej. Jeśli podejść do tej historii w taki właśnie sposób, cała ta sytuacja nabierała sensu.

Pozostała sprawa tej kampanii wojskowej.

To ambicja pchnęła naiwną księżniczkę do ataku, czy może chodziło o coś zupełnie innego? Nieważne, jakie były tego powody, nie uważał, aby ta kampania jakoś specjalnie różniła się od wcześniejszych, którym stawił czoła.

Weingartner wstał z krzesła i jak zwykle udał się do stołówki, gdzie zjadł ten sam posiłek co zwykle.


Część 2[edit]

Następnego popołudnia.

Szef obsady, który był odpowiedzialny za zwiad, wbiegł do sali konferencyjnej.

– Jest już cesarska armia!

– Później, niż się spodziewaliśmy.

– To dlatego, że rozstawiali działa w lesie.

W tym momencie usłyszeli dźwięk eksplozji.

Weingartner się skrzywił. Natychmiast opuścił salę konferencyjną, a następnie przeszedł przez wykute w kamieniu przejście do mieszczącego się przy południowej ścianie punktu obserwacyjnego i wyjrzał przez wydrążoną w skale dziurę.

Kiedyś był tam las, jednak ponieważ używano go jako do ćwiczeń, obecnie nie ostało się tam za wiele drzew. Cesarska armia stała zaraz za nim , jakieś 42 Ar (3 km) od twierdzy.

Fort Volks posiadał najnowsze modele dział, zakupione w Wielkiej Brytanni , a w dodatku platforma z nimi została ulokowana wysoko, co dodatkowo zwiększało ich zasięg, a mimo to pociski z nich wystrzeliwane nie miały szans dosięgnąć pozycji carskiej armii. Ta natomiast, według raportu zwiadowców, posiadała działa średniej wielkości o zasięgu wynoszącym 28 Ar (2 km). Innymi słowy, żadna ze stron nie miała najmniejszych szans trafić przeciwnika.

– Co te cesarskie śmiecie sobie myślą? Żeby ustawić działa w takiej odległości...

W tym momencie nastąpiła kolejna salwa z dział.

Z armat uniósł się dym, a chwilę później dało się usłyszeć głośny huk, ale nic poza tym.

– Niewypały?

Nikt z obecnych nie odpowiedział.

Z kolejnych dział przeciwnika także wydobył się dym, tym razem jednak po huku nadszedł dźwięk eksplozji.

Weingartner się skrzywił.

– Zwiadowcy wspominali o czymś jeszcze? Mają jedynie kawalerię, piechurów i działa?

– Tak. A także wielkie zapasy jedzenia i zaopatrzenia.

– Zaopatrzenia?

– Potwierdziliśmy obecność dużej ilości skrzyń i wielkich namiotów.

– Planują długą kampanię?

– Na to wygląda.

Dziwne zachowanie cesarskiej armii nie mieściło się zebranym dowódcom w głowach.

Weingartner na dłuższą chwilę popadł w zadumę.

– Przez te ich działa trudno będzie wysłać w ich pobliże zwiadowców. Zwiększyć liczbę żołnierzy na platformie obserwacyjnej. Uważać w szczególności na możliwe nocne wypady.

– Tak jest!

– Wysyłać też co jakiś czas zwiadowców do Fortu Sierck. Być może to tylko grupa wypadowa mająca kupić czas i nas zająć, podczas gdy oni będą tam zbierać większe siły.

– A więc o to chodzi!

Bali się nieznanego.

Wniosek wyciągnięty przez generała uznano za jedyne możliwe wyjaśnienie nietypowego zachowania cesarskiej armii. Wszyscy zgodnie uznali, że utworzenie obozu tuż pod nosem przeciwnika, żeby w międzyczasie zebrać prawdziwą armię w innym miejscu, było strategią, na jaką ten przerażająco silny przeciwnik, cesarstwo, mógłby się odważyć. Z drugiej strony takie podejście pokazywało także, iż obrońcy Fortu Volks uważali go za twierdzę nie do zdobycia, chyba że wróg posłałby na nich niewyobrażalnie wręcz wielką liczbę żołnierzy.

– Cesarstwo planuje przysłanie tu dużych sił, dlatego musimy pokonać tę grupę wypadową, zanim dołączy do niej reszta armii. Przygotować ludzi na ewentualną bitwę poza fortem.

– Tak jest!

Podwładni generała stanęli na baczność i zasalutowali.

Tak skończył się pierwszy dzień bitwy.


Trzeciego dnia...

Działa strzelały bez przerwy, w dzień i w nocy. Oczywiście nie trafiały, jednak wybuchy oraz towarzyszące im wstrząsy ziemi były wyraźnie słyszalne.

Oficerowie zebrani w sali narad nie wyglądali najlepiej.

– Niektórzy żołnierze zgłaszają bezsenność i złe samopoczucie. Podniosły się także głosy mówiące, że od tych wstrząsów kopalnia może się zawalić.

Weingartner pokręcił głową i powiedział:

– Co za bzdury. Wydrążono je przy użyciu dynamitu, nie zawalą się przez jakieś wstrząsy. W dodatku podczas poprzednich bitew ściany twierdzy otrzymały bezpośrednie trafienia i nic, więc jak, do jasnej anielki, mają nam zagrozić pociski, które nawet w nas nie trafiają? Zakneblować pyski wszystkich szerzących te głupoty, a jeśli będą protestować, zamknąć w lochu.

– Tak jest!

Zebrani tam oficerowie podzielali tamte obawy, ale woleli zachować milczenie.

Jeden z zebranych dowódców wstał, mówiąc:

– Zwiadowcy wrócili z Fortu Sierck, ani śladu nadchodzących posiłków... jeszcze.

– Niech kontynuują rekonesans.

– Tak jest!

– Generale, zaatakujmy! Przecież to jedynie 2000 żołnierzy, a mamy ponad 4000! Bez cienia wątpliwości wyjdziemy zwycięsko ze starcia na otwartym polu!

– Jest z nimi Czarny Rycerz.

– Co niby może zrobić jedna osoba?!

Ten rwący się do walki młodzieniec zwał się Zechmeister.

Miał 20 lat, brązowe, kręcone włosy, czarne oczy oraz posiadał umiejętności walki, jakich oczekiwałoby się od osoby o tak masywnej budowie ciała. Brał wcześniej udział w walce z sąsiednim krajem, Beyerbergiem, a za odniesione tam sukcesy pochwalił go sam książę.

Weingartner zmrużył oczy.

– Brałem udział w bitwie pod Erstein. To była kampania prowadzona przez połączone siły św. Pruss , Królestwa Sturmgartu oraz nas, Księstwa Verden. Łącznie 20 000 piechurów oraz 3000 ciężkiej kawalerii.

– Wiem, ale...

– Więc powinieneś też wiedzieć, że nie należy go lekceważyć. Cała nasza kawaleria została zmieciona przez grupę 500 jezdnych Jerome’a, przez co kampania zakończyła się porażką.

– Ale, generale, my, brązowi rycerze, jesteśmy lepsi od tej bezużytecznej ciężkiej jazdy Pruss! Mamy też srebrne kopie, którymi obdarował nas sam książę!

Był to nowy metal sprowadzony z Wielkiej Brytanni, uważany za równie dobry co elfie srebro.

Jedynie członkowie rodziny królewskiej, generałowie oraz osoby powiązane z cesarstwem miały dostęp do broni stworzonych z elfiego srebra, więc było jeszcze okazji wypróbować nowego uzbrojenia przeciw niemu, jednak bez wątpienia nowe bronie były lepsze od tych standardowych.

Zechmeister dostał 100 sztuk takich kopii, którymi wyposażył później swoich podwładnych.

Nawet Weingartner zastanawiał się, czy Czarny Rycerz nie zawdzięczał swoich osiągnięć jedynie swojemu 'Le Cheveu D'une Dame'.

Jednak ostrożny, doświadczony generał pokręcił głową.

– Armaty cesarstwa nas nie dosięgną, a zewnętrzne mury są nieuszkodzone. Nie ma sensu opuszczać fortu. Zresztą czy nie tego właśnie chce przeciwnik?

– To, znaczy się...

– Zechmeisterze, naostrz tę swoją kopię od księcia, niedługo ci się przyda.

– ...

Młodzieniec zwiesił głowę.

Jest o wiele za młody – pomyślał Weingartner, wzdychając.

Ostrzał trwał przez całą trzecią noc walk.


Część 3[edit]

Rankiem czwartego dnia...

Przez ciągły ostrzał nawet Weingartner nie dał rady utrzymać stałej godziny, w której kładł się spać.

– Jeśli nie możecie zasnąć, po prostu się połóżcie i trochę odpocznijcie – nakazał wcześniej żołnierzom. Sam zresztą to właśnie robił, ponieważ nie mógł nawet zmrużyć oka.

Nagle ktoś zaczął walić do drzwi jego pokoju.

– Dowódco!

– Co się stało?

– Brązowi rycerze opuścili fortecę!

– Co?!

Weingartner wyskoczył z łóżka. Wciąż miał na sobie swój mundur, ponieważ uznał, że w razie nagłego wypadku nie będzie miał czasu się przebrać.

W biegu otworzył drzwi, po czym ruszył w stronę sali konferencyjnej, aby wysłuchać raportu.

Połowa jego podwładnych zgromadziła się na platformie obserwacyjnej – oczywiście Zechmeistera nie było wśród nich.

Szef obsady wskazał ręką dziurę pomiędzy skałami i powiedział:

– Walczą!

– Czemu do tego doszło...

Weingartner mógł już tylko się modlić o to, by brązowi rycerze pokonali Jerome’a.

Licząca 500 żołnierzy kawaleria, prowadzona przez Zechmeistera, pośród wybuchów armatnich pocisków i ostrzału z muszkietów natarła prosto na przeciwnika.

– Waaa!

Byli już 10 Ar (715 m) od tych nieznośnych dział, kiedy pojawił się Czarny Rycerz wraz z 300-osobową grupą jeźdźców.

Jerome powiedział po belgarsku :

– Hmmmp. Już zaczynałem się nudzić. Zabawcie mnie trochę, książęce kreciki!

Określenie „krety” wzięło się z tego, że Fort Volks wcześniej był kopalnią.

Zechmeister oczywiście o tym wiedział. Odpowiedział Jerome’owi po germańsku:

– Hmmp! Czarny Rycerz z tą swoją zardzewiałą piką wciąż szczeka o dawnej chwale! Zamknę ci pysk moją srebrną kopią!

– Kret, który wylazł z nory, jest gorszy nawet od szczura.

– Pysk!

Zechmeister postawił konia dęba, a następnie natarł.

Brązowi rycerze z Księstwa Varden oraz rycerze prowadzeni przez Jerome’a starli się w boju.

Zechmeister, ponaglając konia, uniósł kopię stworzoną z nowego metalu.

Haken no Kouki Altina - Volume 02 - NCP7.jpg

Czarny Rycerz zablokował cios swoim srebrnym Le Cheveu D'une Dame.

– He. Jedyne, co jest dobre w twojej kopii, to kolor?

– Nonsens! Ledwie się bronisz!

Zechmeister, wściekle atakując, nie dawał przeciwnikowi najmniejszej szansy na kontrę.

Jerome może i potrafił walczyć kopią, jednak ten nowy metal miał dorównywać elfiemu srebru i być w stanie zniszczyć w starciu zwykłą broń.

– Przewaga umiejętności jest po mojej stronie! – krzyknął Zechmeister.

Miał przewagę.

Jego przeciwnik ledwie nadążał z obroną.

– Mogę wygrać! Pokonać Czarnego Rycerza!

– Kukuku. To chyba jakiś nowy rodzaj kopii. Miałem ją za coś naprawdę wyjątkowego... ale nie mogę jej ocenić, skoro włada nią ktoś tak słaby. Wezmę ją sobie z twojego trupa i obejrzę dokładnie później.

– Co?!

– Ha!

Jerome wyprowadził pchnięcie prosto w kopię zmierzającą w jego stronę, odrzucając dzięki temu broń przeciwnika i o mały włos nie wyrzucając mu jej z rąk.

Zechmeister, próbując zapanować nad orężem, odsłonił się na atak, co całkowicie odwróciło losy starcia.

– Haaa!

– Ughh!

Ataki były tak szybkie, że ledwie dało się je dostrzec.

Zechmeister wstrzymał oddech, blokując kolejne ciosy, jednak dwa z nich go dosięgnęły, trafiając kolejno ramię oraz szyję.

Jak to możliwe?! – pomyślał przerażony Zechmeister, zdając sobie sprawę, że śmierć już ostrzy na niego swoją kosę.

Ataki Jerome’a były potwornie silne – po każdej obronie ręce Zechmeistera drętwiały – a także niewiarygodnie szybkie. Obserwował uważnie broń Czarnego Rycerza, dzięki czemu udawało mu się jakoś parować ciosy, ale każdą zasłonę przypłacał silnym bólem rozchodzącym się po całym ciele i wrażeniem, że zaraz złamią mu się ręce. W dodatku nie miał najmniejszej szansy na wyprowadzenie kontry.

– Kukuku. Zadziwiające. Wytrzymałbyś, gdybym przyspieszył jeszcze bardziej?

– Nie łżyj w żywe oczy! – W końcu Jerome powinien używać już pełni swoich sił.

Dopiero w tym momencie Zechmeister poczuł ciepło rozchodzące się z jego lewej ręki.

– Aaa!

Jerome wbił w nią swoją kopię.

Zechmeister spróbował wyprowadzić pchnięcie, aby odepchnąć go od siebie.

– Hmmp. Bezużyteczny śmieć. Jeśli nie obserwujesz przeciwnika…

Czarny Rycerz z łatwością zablokował cios i wyciągnął kopię z ręki Zechmeistera, a następnie wyprowadził kolejne pchnięcie.

Brązowy rycerz spróbował się wygiąć, aby uniknąć ciosu, jednak mu się to nie udało i kopia Jerome’a ponownie wbiła się w jego ciało.

– Ughhhh!

Zechmeister ześlizgnął się z konia, zawisając na jego boku, a rumak, czując brak jeźdźca, rzucił się do ucieczki.

Jerome uniósł rękę, dając sygnał swoim rycerzom, aby go nie ścigali.

– Jeśli ruszymy dalej, wejdziemy w zasięg armat! Odwrót!

Tuż po tym, jak czarni rycerze się wycofali , wystrzelono kolejną serię z dział.

Kiedy koń Zechmeistera wrócił do Fortu Volks, rycerz już nie żył.

Młody chłopak, pragnący z całego serca zostać bohaterem, już nigdy więcej nie otworzy oczu.

Stary generał walczył już na polach bitew, zanim ten jeszcze się urodził, jednak wciąż nie przywykł do widoku śmierci. Weingartner wraz z pozostałymi dowódcami zdjęli z wierzchowca ciało rycerza, na którego twarzy wciąż malował się okropny grymas bólu, i położyli je na noszach, a następnie zrobili znak krzyża i odmówili modlitwę ku jego pamięci.


Część 4[edit]

Jakiś czas później.


Weingartner rozkazał, aby ciało rycerza odesłać jego rodzinie z pełnymi należnymi mu honorami. Następnie pustym spojrzeniem zaczął wpatrywać się w zamknięte wrota, za którymi stała cesarska armia.

– Ostrzał ustał – powiedział.

Szef obsady uniósł głowę.

– Skończyła im się w końcu amunicja?

– Nie. Zaraz znowu zaczną. Do tej pory strzelali bez chwili przerwy, dopiero teraz przestali, więc to pewnie minuta ciszy dla poległych.

– He? Nie… No tak.

Kiedy generał ginął w bitwie, a jego wierzchowiec powrócił z ciałem, zwyczajem religijnym było odmówienie za niego modlitw..

Tylko skąd właściwie Belgarzy znają tak dobrze przeciwnika, skoro brama cały czas pozostawała zamknięta?

– Z tego, co wiem o Jerome, nie interesują go takie rzeczy. Być może takie polecenie wydała nowo dowodząca tam księżniczka Marie Quatre.

– Nie sądzę, aby powierzenie dowodzenia czternastolatce było dobrym pomysłem, ale może znać się na wojaczce lepiej, niż przypuszczałem. W takim razie… czemu ustawili działa tak, że ich ostrzał nie mógł nas dosięgnąć?

– Czyżby rzeczywiście chciała nas doprowadzić do skraju cierpliwości i wyciągnąć na zewnątrz jak Zechmeistera?

– Możliwe. Zakazać żołnierzom atakowania bez rozkazu. Natychmiast przekazać to wszystkim.

– Tak jest! – odpowiedział szef obsady, salutując.


Południe siódmego dnia bitwy.

Szef obsady składał raport:

– Posiłki ze stolicy powinny dotrzeć jutro rano. Dzięki nim będziemy w stanie wyeliminować przeciwnika.

– Hmm.

Marsz ze stolicy do fortu powinien zająć dwa dni, a minął już tydzień, odkąd pojawił się przeciwnik, przez co Weingartner zaczął myśleć, że w kwaterze za bardzo lekceważą ich sytuację.

– Nie odnieśliśmy żadnych ofiar, jednak wiele osób zgłasza problemy ze snem przez ostrzał z dział. Przed szpitalem nawet teraz stoi długa kolejka.

– Postaraj się znaleźć na to jakieś rozwiązanie.

– Tak jest. W dodatku żołnierze oprócz odgłosów związanych z ostrzałem zgłaszają, że zaczynają słyszeć różne dźwięki.

– Słyszeć dźwięki?

Szef obsady pokiwał w odpowiedzi.

Weingartner przechylił głowę, pytając:

– Ja nic takiego nie czuję. Dużo ludzi ma ten problem?

– Kilku pełniących służbę na pierwszym poziomie . Może wstrząsy po uderzeniach są tam bardziej odczuwalne.

– Robiąc obchód, nie zauważyłem nic takiego.

Coś w tym wszystkim nie grało.

Przeciwnicy mieli zbyt małe siły, aby mogły zaatakować fort, a jednak nie zbierali dodatkowych żołnierzy. Bez przerwy prowadzili ostrzał armatni, chociaż ich działa nie dosięgały celu. Mieli ze sobą sporą ilość zapasów jedzenia, wiele skrzyń, a także wielkie namioty. Być może zwiadowcy niedający znaku życia od momentu wysłania ich do lasu barbarzyńców są z tym jakoś powiązani. No i teraz jeszcze ludzie na pierwszym poziomie zaczęli słyszeć różne dźwięki.

Dźwięk.

Weingartner spojrzał na swoje stopy.

– Czyżby…?

– Coś się stało?

– Zbierz ludzi. Poziom ze zbrojownią…

W tym momencie w Forcie Volks rozległ się potężny wstrząs, tak silny, że wielu żołnierzy padło na kolana.

Weingartner krzyknął:

– Zbierz ludzi! Podziemia! Przeciwnik próbuje wtargnąć przez zbrojownię!

– Generale?

Nikt z obecnych nie zrozumiał od razu słów ich dowódcy.

Weingartner wstał i ruszył z osadzonego na wysokości 100 co (44 m) pokoju konferencyjnego na najniższy poziom. Z dołu schodów wydobywał się dym oraz straszny smród, a także było słychać dobiegające stamtąd odgłosy walki.

Jeden z żołnierzy krzyknął:

– Wróg!

Weingartner zdał sobie wtedy sprawę, że Fort Volks został już zinfiltrowany, a cesarska armia naprawdę dostała się do niego, wykopując tunel.


Część 5[edit]

Dwie godziny przed atakiem, na równinie w pobliżu lasu.

Ziemia pod stopami Regisa była sucha, twarda i w żadnym razie nie nadawała się pod uprawy. Koło niego stało kilka kamieni różnej wielkości, które posłużyły za stół do rozłożenia mapy.

Szef robotników przykucnął za nim.

– W końcu się udało, panie strategu.

– Gotowe?

– Gdybyśmy celowali w główną bramę, byłoby jeszcze wczoraj…

– Trudno. Dojście do samej bramy jedynie zwiększyłoby straty i byśmy przegrali. No i gdyby znaleźli tunel przed naszym wyjściem, ostrzelaliby go z dział, przez co bez wątpienia by się zawalił.

– No tak. Ale ziemia jest tam twarda, więc zawalenie się tunelu nam nie groziło, problem stanowiło samo kopanie przez nią. Naprawdę przepraszam, że zajęło to trzy dni dłużej, niż planowaliśmy.

– Jest tu po prostu za wiele głazów.

Podczas kopania natrafiali na wiele kamieni, przez co musieli je wysadzać z wykorzystaniem dynamitu; należało także wzmacniać przejście przy użyciu drewnianych pali. Wszystkie te prace były oczywiście strasznie głośne, dlatego Regis rozkazał bez przerwy strzelać z dział, aby je zagłuszyć. Tak na marginesie, narzędziami tej epoki dało się wykopać jedynie 40 Pa (296 cm) w pół godziny. Do kopania zatrudniono profesjonalną ekipę, która pracowała na zmiany, dzięki czemu prace mogły trwać bez najmniejszej przerwy.

Skrzynie, mające wyglądać jak zapasy jedzenia, tak naprawdę skrywały narzędzia do kopania, zresztą duże ilości pożywienia nie były im potrzebne, bo i tak nie planowali długiej kampanii. Natomiast w wielkich namiotach ukrywano ziemię pochodzącą z tunelu, której pozbywano się w nocy.

– No i w końcu wysadzimy ich podłogę. Wykopaliśmy pod nią dziurę, więc spadająca ziemia nie zablokuje tunelu.

– Według tych planów wystarczy przebić się przez podłogę zbrojowni... Ale ich skład amunicji jest w pomieszczeniu kawałek dalej.

– Dokładnie mówiąc, za drzwiami naprzeciwko.

– Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać… Najmniejszy błąd w obliczeniach i fort razem z czterema tysiącami osób wyleci w powietrze, łącznie z naszymi robotnikami i oddziałem mającym zdobyć twierdzę.

– Cesarstwo słynie na całym świecie z dokładności obliczeń. Proszę nam zaufać, panie strategu.

– Zostawiam to w waszych rękach.

Od schwytanych brązowych rycerzy dowiedzieli się, że umiejscowienie składu pozostało niezmienione, ale i tak nie mogli mieć co do tego stuprocentowej pewności.

Po tym, jak szef robotników wrócił do swojej pracy, ktoś podszedł od tyłu do zamyślonego nad planami Regisa.

– Znowu się przeziębisz.

– Ach, Altina.

– Tunel jest już chyba prawie gotowy.

– He?! Jak się o tym dowiedziałaś?

Regis aż zesztywniał.

Czyżby to jemu przypadkiem się wymsknęło?

Altina podeszła do niego i ciągnąc za policzek, powiedziała:

– No bo tak strasznie się wykrzywiasz.

– Uuch.

– Nie rób miny, jakbyś miał zaraz zginąć. Wszystko idzie po naszej myśli?

– Toook.

Altina puściła policzek Regisa.

– Wygramy, jeżeli wejdziemy tam przez zbrojownię?

– Tak myślę. Żołnierz, który pierwszego dnia jest w pełnej zbroi i dobrze przygotowany, siódmego będzie mieć przy sobie już tylko miecz.

– Prawda. Trudno jest spędzić cały dzień w pełnej zbroi.

– No i dodatkowo są raczej… niewyspani.

– Tu nie jest specjalnie lepiej. Chociaż jakoś sobie radzimy dzięki zatyczkom do uszu.

– Ta.

Ponieważ mieli w planach prowadzić ciągły ostrzał, odpowiednio się do tego przygotowali, rozdając wszystkim pracownikom i żołnierzom zatyczki do uszu. Natomiast na wypadek ataku z zaskoczenia opracowali system znaków służący do przekazywania informacji w nagłych przypadkach.

– Jeżeli wejdziemy przez zbrojownię, przeciwnik straci dostęp do zbroi i pik… My też nie będziemy mogli używać tej broni, ale tarcze oraz opancerzenie zapewni nam przewagę. No i, co najważniejsze, kompletnie ich tym zaskoczymy, więc w ich szeregach będzie panowało straszne zamieszanie.

– Nie będą nawet wiedzieli, skąd wzięła się tam cesarska armia.

– To teraz zostało podzielić siły na oddziały mające powstrzymać wroga oraz zdobyć główną bramę i działa – dzięki temureszta cesarskiej armii mogłaby bez przeszkód dostać się do wnętrza fortu.

– Ale mają po swojej stronie przewagę liczebną, prawda?

– Owszem. Jednak biorąc pod uwagę ich nieprzygotowanie do tego starcia i niskie morale, jakoś sobie poradzimy.

– Zostawiamy wrogiego generała w spokoju?

– Dowódca fortu bez podległych mu żołnierzy i dział nie ma najmniejszego znaczenia.

– No tak.

– Jeżeli zdobędziemy działa, bez cienia wątpliwości wygramy. Tutaj… – Regis wskazał palcem miejsce na mapie. – Jeżeli atak się powiedzie, w tym miejscu wywiesimy naszą flagę.

– A wygramy?

– Tak. Kiedy do twierdzy wejdzie reszta naszych żołnierzy, będzie już praktycznie po walce.

– A jeżeli nie damy rady wznieść tam naszej flagi?

– Wtedy poniesiemy klęskę, wycofamy się i zaczniemy modlić, aby nie skończyć przed sądem wojskowym.

– Hmmm. W takim razie muszę dołączyć do pierwszej fali.

– Co?!

– Przejęcie dział jest kluczową kwestią, zgadza się?

– Tak, ale…

– Więc muszę iść!

– Altino, nie bądź głupia, jesteś…

- Kim? Miałeś zamiar powiedzieć, że jestem dzieckiem?

– Nie jesteś ranna?

– Hmmp. Więc ze sprawną ręką mogłabym pójść, tak?

– Ach, tak. Ponieważ w tunelu jest ograniczona ilość miejsca, grupa wypadowa musi być odpowiednio mała. Osoby niemogące walczyć nie zostaną do niej włączone. Sir Jerome weźmie to na swoje barki. Ty, Altino, musisz zostać tutaj, a potem wjechać do środka wraz z kawalerią i wznieść naszą flagę na forcie.

Złamana ręka była oczywiście jedynie wymówką – Regis nie chciał powierzać księżniczce najbardziej niebezpiecznej roli w ataku. Godnym podziwu było, że dowódcy chcą poprowadzić atak na pierwszej linii, jednak taka możliwość i tak zawsze zależała od planu bitwy. Jeżeli ich strategia zawiedzie, grupa odpowiadająca za infiltrację twierdzy może zostać odcięta, pogrzebana żywcem czy nawet wylecieć w powietrze razem z całym fortem.

– Dobrze. Rozumiem.

– Naprawdę mnie to cieszy.

– Gdyby nie rana, nie byłoby żadnego problemu!

Altina chwyciła lewą ręką, która wciąż powinna być niesprawna, kamień wielkości ludzkiej głowy leżący u jej stóp, po czym uspokoiła oddech.

– Haaaa!

Księżniczka zdawała się ściskać go całą swoją siłą.

Żołnierze znajdujący się w pobliżu podeszli do nich, żeby zobaczyć, co to za zamieszanie.

– Haaaa! – krzyknęła głośno Altina.

W oddali po raz kolejny wystrzeliły działa, od czego zatrzęsła się ziemia. W tym samym momencie kamień w rękach księżniczki rozpadł się na kawałki.

– Wspaniale! – Altina zacisnęła radośnie pięść.

Zebrani żołnierze zaczęli wiwatować, prawdopodobnie uznając to za jakieś widowisko, Regisowi natomiast odebrało mowę. Nie chodziło już nawet o stan ręki księżniczki, ale o fakt, że dokonała czegoś przekraczającego po prostu ludzkie możliwości.

Altina spojrzała na niego z uśmiechem na twarzy.

– Już nie jestem ranna, tak?

– To zbyt lekkomyślne!

– Już się wyleczyłam.

Półtora miesiąca przed czasem?!

– Ale księżniczka obejmująca dowodzenie i atakująca przez tunel…

– Czyżbyś przed chwilą mnie okłamał?

– Uch. Nie…

– W takim razie zdecydowane. Zostawienie mnie na tyłach do czasu zakończenia bitwy byłoby naprawdę podłe!

– To ty jesteś tu podła, zaraz mój żołądek mnie zabije.

– Dbaj lepiej o swoje zdrowie, dobrze?

– Sama powinnaś lepiej troszczyć się o swoje… Cóż, w takim razie ja też dołączę do grupy infiltracyjnej.

– Hmmm? Też będziesz walczyć?

– Walka jest dla mnie niemożliwa. Będę koordynował działania na miejscu akcji, dzięki czemu łatwiej sobie poradzimy, jeśli napotkamy jakieś problemy, i zwiększymy szanse na wygraną. Mam też nadzieję, że będziesz cały czas przy mnie.

– Co?! – Altina się zarumieniła.

– Ja zajmę się planowaniem, a ty będziesz wydawać odpowiednie rozkazy. Tak powinien postępować dowódca, prawda?

– A, to. Racja.

– Rozumiesz?

– Tak. – Altina cały czas kiwała głową.

Regis westchnął z ulgą. Nie mógł wykluczyć jej z oddziału infiltracyjnego, ale…

– Wspaniale. W takim razie będziemy w drużynie czwartej.

– He?!

– Drużyna pierwsza zajmie się zajęciem wroga walką, druga zdobyciem dział, trzecia bramy, a czwarta będzie stanowić wsparcie na wypadek, gdyby któraś z innych grup napotkała problemy. Wszystkie są równie ważne, więc nie ma chyba powodów do niezadowolenia, prawda?

– Chcę wznieść flagę! Druga drużyna jest o wiele lepsza!

– Aaa, nie dotrzymasz danego mi słowa? Nie obiecałaś zostać u mojego boku?

– Ugh!

Regis na widok łez spływających po policzkach Altiny zaczął panikować, a dodatkowo dobiło go to, że księżniczka szybko przetarła oczy i uciekła, krzycząc: – Buuuu! Regis mnie zdradziiiiił!

– Co…?!

Regisa przewierciły na wylot spojrzenia żołnierzy. Bolesny sposób, w jaki go oskarżyła, mógł dodatkowo stać się źródłem niewygodnych plotek.

Kiedy został już sam i zastanawiał się, co teraz zrobić, podszedł do niego szef robotników.

– Przepraszam, panie strategu.

– Uch. Jeszcze jakieś problemy?!

– Nie. Chodzi o ten kawałek skały, mogę go wziąć?

– He? Ten zmiażdżony przez księżniczkę? Po co?

– Jako amulet! Taka piękna księżniczka jedną ręką zmiażdżyła kawałek rudy żelaza , to po prostu coś wspaniałego! Z pewnością dzięki jego błogosławieństwu będzie nam łatwiej kruszyć kamienie!

– Eeech.

Po raz kolejny zrodziła się dziwna, nowa religia, co przyprawiło Regisa o migrenę.


Wszyscy w tunelu wstrzymali oddech.

Po czole wciąż dąsającej się Altiny spływał pot, jednak miała poważną minę i zachowywała całkowitą ciszę.

„Cała ta wycieczka straci sens, jeśli nie dołączę do walki” – te słowa Erica sprawiły, że także i on został częścią grupy atakującej.

Żołnierze, wstrzymując oddechy, aby robić jak najmniej hałasu, pokonywali tunel jeden za drugim, a jedynym źródłem światła była pochodnia niesiona przez idącego przodem szefa robotników, tak więc panowały tam potworne ciemności.

Podzieleni byli na grupy po trzydzieści osób, czyli wliczając rezerwy w drużynie szóstej, grupa mająca zdobyć twierdzę liczyła stu osiemdziesięciu żołnierzy.

Szef robotników podpalił lont, a płomień powędrował po nim w kierunku sufitu.

Żołnierze zatkali uszy i zamknęli usta, przygotowując się na wybuch.

W końcu doszło do eksplozji, wraz z którą na dół zwaliła się duża ilość ziemi. Regis obawiał się, że zostaną zasypani żywcem, na szczęście jednak nie spotkało ich nic poza pobrudzeniem pyłem i ziemią.

– Do ataku! – krzyknął strateg.

– Do ataku!!! – wykrzyczała znajdująca się tuż za nim Altina.

Umiejętności odmierzania odległości Belgarii bez wątpienia zasługiwały na swą sławę. W podziemiach nie dało się swobodnie prowadzić pomiarów i trzeba było polegać jedynie na planach, ale i tak tunel wychodził tuż koło ich celu, zbrojowni – chociaż plan zakładał, że to właśnie przez nią wyjdą.


Część 6[edit]

Żołnierze z pierwszej grupy, wyposażeni w krótkie włócznie, wyszli przez dziurę, stając się jednocześnie pierwszymi Belgarami, który postawili nogę w Forcie Volks. Pod osłoną czarnego dymu szybko ustawili się w formacji.

– Ruszać się! Ruszać!

– Co się dzieje?!

– Haaaa!

– Aaaa!

Żołnierz fortu trafiony w pierś zginął na miejscu. Atak całkowicie go zaskoczył, zresztą myślał, że to nie atak przeciwnika, ale zawalenie się tuneli kopalni; w ręku miał nawet łopatę zamiast miecza.

Widząc, jak jego towarzysz pada, drugi żołnierz krzyknął:

– Wrogowie!

Jego też natychmiast uciszono ciosem włóczni.

Chwilę po tym, jak z przejścia wyszła drużyna pierwsza, podążyły za nią kolejno druga, trzecia oraz czwarta, w której skład wchodzili Regis oraz Altina.

– Hah!

Księżniczka po wyjściu z dziury wzięła głęboki oddech.

Co prawda, w samym tunelu było jej łatwiej od żołnierzy w pełnej zbroi z tarczami, jednak jej wielki miecz sprawił dziewczynie sporo problemów podczas wspinaczki po drabinie z lin.

Broń, o jakiej mowa, to Grand Tonnerre Quatre, czyli wielkie obusieczne ostrze, należące niegdyś do Ognistego Cesarza i będące skarbem narodowym Cesarstwa, które Altina otrzymała podczas mianowania na dowódcę Fortu Sierck. Wzięła go ze sobą, ponieważ miał długość krótkiej włóczni, więc mogła nim swobodnie walczyć w ciasnych korytarzach.

Księżniczka była ranna, więc miała tam służyć jedynie za symbol i dekorację, jednak… dzięki jej obecności morale żołnierzy poszybowało pod same niebiosa.

W końcu, jako ostatni, po drabinie wdrapał się Regis.

Eric stanął przed dziurą i wyciągnął rękę w jego stronę.

– Pomogę panu.

– Haa…

Regis poczuł, jak unosi się w górę.

– Nic panu nie jest?

– Dziękuję.

– Proszę trzymać głowę nisko.

– Wiem.

– Muuu – wydała z siebie nadąsana Altina.

Znajdowali się na głównym korytarzu Fortu Volks, na tyle szerokim, że można było używać tam krótkich włóczni. Na ziemi leżały tory, a więc zapewne wykorzystywano tam także wózki. Ściany przejścia oczywiście zostały wykute w skale, a korytarz oświetlały jedynie świece, jednak większość z nich została zgaszona przez podmuch wywołany wybuchem – na szczęście plan to przewidział i grupa infiltracyjna miała ze sobą pochodnie.

Altina pochyliła się w stronę Regisa.

– To co teraz robimy?

– Plan zakładał pomoc drużynom, które mają problemy, ale…

Ktoś spadł ze schodów z głośnym hukiem.

– Hiiaa!

Był to cesarski żołnierz w ciężkiej zbroi, w której widoczne było wielkie wgniecenie.

Zaraz po nim, jeden po drugim, ze schodów zaczęli spadać kolejni.

No i pojawił się jakiś problem – pomyślał Regis, wycierając brud z twarzy.

– Czyżby straże broniące dział były silniejsze, niż zakładaliśmy? – spytał Eric, sięgając po miecz. – Sir Regisie, proszę pozwolić mi wspomóc ich wraz z moją piątą grupą.

– Cóż…

Co prawda, bezpieczeństwo Altiny miało najwyższy priorytet, jednak Eric został mu powierzony przez Evrarda, więc Regis na widok wgnieceń na zbrojach i hełmach tamtych żołnierzy zaczął się wahać, czy powinien go posyłać do tej walki. Z drugiej strony, jeżeli zdobycie dział zajmie zbyt wiele czasu, ich ledwie dwustuosobowa grupa zostanie zmieciona przez czterotysięczną obsadę wrogiej fortecy.

– Drużyna czwarta, do walki!

– Co?! Alti… Księżniczko!

– Trzeba ich wesprzeć, tak?! Mamy w końcu pomagać innym drużynom w kłopotach! – z krzykiem ruszyła w górę schodów.

Żołnierze podążyli za nią, wznosząc okrzyki:

– Za księżniczką! Trzymać się blisko niej!

– Powiedziałem coś takiego, ale… Aaa, naprawdę to powiedziałem! – wykrzyczał Regis, trzymając się za głowę, po czym także i on, a wraz z nim Eric, ruszyli za Altiną.

– Wierzy pan?

– W co?

– Że księżniczka z nikim nie przegra.

– Obiecałem jej zaufać, jednak…

Wciąż się martwił.

Przeciwnik reagował szybciej, niż zakładał, a w dodatku panujący chwilę temu chaos przycichł – być może obrońcy twierdzy trenowali wcześniej zachowanie na wypadek takiej sytuacji. Co prawda, żołnierze Fortu Volks nie byli dobrze wyposażeni, jednak rozpoczęli już kontratak, co znaczyło, że Belgarzy nie mieli ani chwili do stracenia i musieli jak najszybciej zdobyć działa.

Kiedy Regis pokonał schody, docierając do nieco szerszego niż reszta przejścia miejsca, gdzie składowano zapasy, zobaczył Altinę gotującą się do walki. Otaczający ją żołnierze także mieli miecze oraz włócznie przygotowane do starcia.

– Czyżbyś był tutejszym dowódcą?

Przed nimi stał starszy mężczyzna w mundurze. Miał, co prawda, siwe włosy, jednak w jego oczach wciąż dało się dostrzec blask i pewność siebie niczym w ślepiach młodzieńca..

– Tak, ja dowodzę w Forcie Volks. Nazywam się Weingartner – powiedział płynnie po belgarsku.

– Nazywam się Marie Quatre Aljeantina de Belgaria i jestem głównodowodzącą w przygranicznym regimencie.

– Słyszałem wieści… Ale jesteś wyjątkowo młoda, belgarska księżniczko.

– Ojoj. Wiosną skończę piętnaście lat. Czyż wtedy nie będzie już można uznać mnie za wspaniałą damę?

Weingartner przed udzieleniem odpowiedzi westchnął.

– Dowodzenie armią w tak młodym wieku, a co więcej dostanie się tutaj i samo zaplanowanie infiltracji spod ziemi, są w rzeczy samej imponujące.

– Hmmp, oczywiście. Chociaż to nie był mój pomysł.

– Och?

Altina obejrzała się na nieuzbrojonego Regisa.

Weingartner pokiwał głową, mówiąc:

– Strateg?

– Zgadza się, to mój strateg!

– Dawniej kopanie tunelów było popularną strategią. Trudno obronić się przed czymś takim, nawet jeżeli wiesz, że taki atak niedługo nastąpi… Jednak uznano ją za przestarzałą i niepraktyczną, gdyż wstrząsy wywołane wystrzałami dział mogły zawalić przejście. Pomyśleć, iż użyliście ich jedynie do zagłuszenia prac…

– Hmmph! – Altina dumnie wypięła pierś z miną wręcz krzyczącą „mój strateg jest geniuszem”.

Weingartner zacisnął zęby i obrzucił Regisa spojrzeniem, od którego chłopak aż zaczął się trząść.

– Eee… Przepraszam.

– Powiem to raz jeszcze – naprawdę imponująca strategia, a ja zawiodłem, gdyż nie wykryłem waszego podkopu, jednakże… – Weingartner krzyknął na całe gardło, zaciskając jednocześnie pięść: – Nie pozwolę wam przejść! Albo wrócicie do swojej dziury, albo wyrzucimy stąd wasze trupy! – krzycząc, uniósł w powietrze żelazną laskę.

Jej końcówka nie miała ostrza jak włócznie, jednak polegli chwilę wcześniej dowodzili, że dowódca miał wystarczającą siłę, aby zmiażdżyć nią głowy osłonięte hełmami.

Altina trzymała oburącz swój miecz.

Regis zaś, kiwając głową, powiedział:

– Księżniczko, proszę działać z rozwagą. Chociaż to jedynie jeden człowiek, istnieje wiele sposobów, aby sobie z nim poradzić.

– Właśnie! Księżniczko, proszę pozwolić mi walczyć w twoim imieniu! – wtrącił Eric.

– Nie! Jeżeli teraz zrezygnuję z walki, później nikt nie będzie chciał za mną pójść. Aby osiągnąć cel, muszę demonstrować moją siłę!

Altina zrobiła krok przed siebie, natomiast żołnierze się cofnęli, aby być jak najdalej od wiru walki – w końcu wszyscy widzieli pojedynek sprzed półtora miesiąca, a tym razem nie byli jedynie obserwatorami.

Tak samo jak wierzyli w Jerome’a i Evrarda, postanowili zaufać Altinie i zostawić wszystko w jej rękach. Wiek, wygląd czy pozycja nie miały żadnego znaczenia. Tak jak w poprzednich bitwach, także i tym razem powierzyli swoje życie najsilniejszej osobie na polu bitwy.

Regis natomiast czuł się strasznie rozdarty. Z jednej strony był żołnierzem jak reszta, z drugiej jednak jego sposób myślenia i wartości różniły się od podejścia jego towarzyszy broni – całą sytuację widział na swój sposób. Dla niego Altina była księżniczką oraz czternastoletnią dziewczyną. Być może zarówno jej miecz, jak i osoba ucząca jej fechtunku nie mieli sobie równych, jednak nie zmieniało to faktu, że dowódczyni była dzieckiem. Naprawdę się o nią niepokoił, nie mogąc wyrzucić z głowy obrazu zmiażdżonych hełmów i martwych żołnierzy, którzy polegli chwilę temu.

– Księżniczko…

– Co? Już za późno, żeby mnie powstrzymać, jasne?

– Tak… ale nie przemęczaj się chociaż.

– Wiem. W końcu ci obiecałam – odpowiedziała stojącemu za nią Regisowi, jednocześnie cały czas skupiając wzrok na swoim przeciwniku. – Wygram, więc podążaj za mną! – Z krzykiem rzuciła się do przodu.

W odpowiedzi Weingartner zrobił zamach swoją laską.

– Ja też nie mam zamiaru przegrać! Nie oddam ziemi Księstwa Varden Belgarii!

– Mam zamiar zmienić cesarstwo, a ten fort jest mi do tego potrzebny!

– Ugh?

Altina uniosła miecz nad głowę, a ten zarył w sufit przejścia.

Weingartner prychnął:

– To było zbyt lekkomyślne, księżniczko!

– O czym ty mówisz?!

Miecz przeciął skały i powędrował w dół, prosto w stronę patrzącego na to z niedowierzaniem siwego mężczyzny.

– Ty dałaś…?!

– Haaa!

Altina wiedziała, że skała nie zatrzyma jej miecza. Zaryła w niej ostrze na chwilę, aby zaskoczyć przeciwnika i zakończyć walkę jednym uderzeniem. Gdyby Weingartner zaatakował ją od razu, mógłby wyprzedzić jej atak i mieć jakąś szansę, jednak doświadczony generał zbyt wolno reagował w nieznanych sobie sytuacjach, a ten ułamek sekundy zawahania wystarczył Altinie na wyprowadzenie ciosu.

Grand Tonnerre Quatre opadł na przeciwnika. Stary wyga, co prawda, zablokował je swoją żelazną laską, jednak nie dała ona rady zatrzymać miecza.

– He? Haaa?!

Ostrze najpierw zatrzymało się na broni generała, jednak już po chwili ją przepołowiło, a następnie przecięło jego klatkę piersiową i wbiło się w ziemię.

Weingartner padł plecami na ziemię.

Żołnierze księżniczki szybko do niego podbiegli i celując we wroga włóczniami, krzyknęli:

– Nie ruszaj się!

– Ach, co za hańba. Utraciłem kluczową dla obrony granic twierdzę… Po takiej porażce nie mogę już stanąć ani przed księciem, ani mymi rodakami… Zabijcie mnie.

– Przykro mi, ale to nie koniec! Muszę jeszcze coś zrobić!

Altina rzuciła się do biegu w stronę najwyższego piętra twierdzy.

W tym czasie Regis wydał szybko polecenia żołnierzom:

– Dziesięć osób ma tu zostać! Dwóch ma przekazać pozostałym grupom „pojmaliśmy wrogiego dowódcę”, reszta za księżniczką!

Zbrojni bez chwili zawahania wykonali jego polecenia.

Także i Regis ruszył za Altiną.

Biegnący obok niego Eric powiedział:

– To było wspaniałe… Księżniczka… przecięła skalny sufit.

– To było lekkomyślne.

– W dodatku z niesprawną ręką.

– Przecież jej ręka już się wyleczyła. Nawet zmiażdżyła nią skałę.

– Hmm? To nie ma nic do rzeczy, bo jej nadgarstek cały czas był sprawny… Nieważne, jak silny ma chwyt, siła wywierana na ramię podczas cięcia sprawiłaby jej wielki ból, prawda? Chociaż może jej złamanie już się wyleczyło.

– Co… takiego?

– Nie zauważył pan? Walczyła tylko przy użyciu prawej ręki, lewa służyła jedynie za podparcie.

– Jedynie prawą ręką?!

– No tak, sir Regis wspominał, że kompletnie nie zna się na szermierce.

– O… okłamała mnie?!

– To chyba… problem – zażartował Eric.

Gdybym wiedział, nigdy nie pozwoliłbym jej dołączyć do atakujących! – rzucił gniewnie w myślach Regis.


Po ciężkiej walce ze stopniami i ostatecznej pomocy Erica, który pociągnął go za rękę pod koniec schodów, Regis w końcu dotarł na platformę z działami.

Altina wraz z podległymi jej żołnierzami zdążyła już przejąć nad nią kontrolę. Obrońcy armat nie próbowali nawet stawiać oporu; stanęli w kącie platformy i podnieśli ręce na znak kapitulacji. Tuż przed nimi znajdował się mężczyzna w generalskim mundurze, podobnym do tego, jaki miał na sobie Weingartner.

– Jestem szefem obsady. Mam nadzieję, że jako jeńcy wojenni będziemy traktowani we właściwy sposób. Tortury oraz niepotrzebne zabijanie jest wbrew ósmemu punktowi…

– Regis, zajmij się tym! – Altina nie radziła sobie kompletnie z takimi rzeczami.

Ledwie łapiący oddech strateg księżniczki podszedł w ich stronę.

– Heeh. Heeeh. Heeh. Heeeeh.

– …

– Heeh. Heeee. Nie zabijemy cię – wyksztusił w końcu Regis, chociaż to on wyglądał, jakby miał zaraz umrzeć.

– Dziękuję.

Altina zachichotała:

– Tylko tyle? Nie zaczniesz recytować jakichś formułek?

– Heeh. Heeeh. Zaraz… umrę.

– Zacznij mniej czytać, a więcej ćwiczyć.

– Przemyślę to.

Naprawdę trudno było nadążyć za Altiną, zwłaszcza komuś bez formy jak Regis. Na szczęście platforma z działami znajdowała się na zewnątrz twierdzy, więc mogli odetchnąć tam świeżym, rześkim powietrzem. Wszyscy żołnierze na chwilę zamknęli oczy, rozkoszując się światłem słonecznym oraz orzeźwiającym chłodem wiejącego wiatru.

Haken no Kouki Altina - Volume 02 - NCP8.jpg

Regis rozpiął kołnierzyk, aby osuszyć trochę spocone ciało, Altina wyciągnęła przyszykowaną wcześniej flagę, a Eric podał jej włócznię.

– Proszę tego użyć, księżniczko.

– Dziękuję.

– Zabrałem ją przeciwnikowi.

– Fufu. Zupełnie jak na polu bitwy, co nie?

Altina przywiązała flagę do włóczni i wychyliła się na zewnątrz, przez co Regis znowu zaczął się o nią martwić.

– Wiatr jest silny i…

– Ahaha. Będzie dobrze!

– Ale jeśli spadniesz…

– Będzie dobrze! Za bardzo się zamartwiasz!

Altina zaczęła powiewać flagą z symbolem tarczy obywateli.

Mam nadzieję, że ta bitwa będzie pierwszym krokiem – pomyślał Regis.

Altina krzyknęła na całe gardło:

– Słuchajcie! Zdobyliśmy ją!

Czarni rycerze pod przewodnictwem Jerome’a ruszyli w stronę twierdzy. Brama otwarła się tuż przed nimi, co znaczyło, że drużyna trzecia także sobie dobrze poradziła.

Tak upadł ponoć niemożliwy do zdobycia Fort Volks, należący do Księstwa Varden.



Rozdział 5: Zaproszenie do jaskini lwa[edit]

Regis po zdobyciu Fortu Volks wracał wozem do Fortu Sierck. Młody strateg wmieszał się w kolumnę tysiąca żołnierzy transportujących zapasy, ale cały czas strasznie się niepokoił, ponieważ nie było z nim jego bliskich towarzyszy. Altina, Eric oraz Jerome zostali we wrogiej twierdzy, ponieważ wzięto do niewoli cztery tysiące germańskich żołnierzy i istniało ryzyko, że spróbują odbić fort – zresztą Czarny Rycerz mógł zostać w tyle tylko w przypadkach, kiedy jakaś sytuacja zagrażała jego ambicji.

Jak tylko wjechali do mrocznego lasu, do Regisa zbliżył się rycerz w średnim wieku.

– Panie strategu, to na pewno dobry pomysł?

– O co chodzi?

– Ten las należy do barbarzyńców, którzy napadli nas jakiś czas temu. Będzie lepiej, jeśli zwiększymy tempo.

– A, to. – Regis przypomniał sobie o Dietharcie, który wziął na swoje barki sporą liczbę zadań podczas przygotowań do bitwy . – Nie martw się. Musimy uważać, ale barbarzyńcy nas nie zaatakują.

– Hmmm. Wiedziałem. Czyli plotki mówiły prawdę.

– Ach, słyszałeś już o tym?

Regis pomyślał, że wyciekły wieści o sojuszu zawartym z barbarzyńcami… Jednak nie to miał na myśli tamten żołnierz. Po chwili namysłu rycerz powiedział ze śmiertelnie poważną miną:

– Księżniczka jest boginią, więc nawet dzikusy nie lepsze od zwierząt oddają jej cześć.

– Co? A, nie… boginią…

– Fufufu, rozumiem. Tylko to tłumaczy, jak Jerome mógł przegrać pojedynek. Naprawdę jest boginią!

– Hahaha…

To musi być podkomendny Evrarda – pomyślał zdumiony Regis.

Rycerz kontynuował, wypinając pierś:

– Mamy błogosławieństwo bogini po naszej stronie, więc bez wątpienia wrócimy do twierdzy o poranku, jak to pan zaplanował! Proszę przestać się niepokoić, monsieur strategu!

– No dobrze… Oddaję się w pańskie ręce.


Grupa wróciła do twierdzy, nie napotykając nawet najmniejszych problemów, a w dodatku sprzyjała im cały czas piękna pogoda, zupełnie jakby spadło na nich błogosławieństwo bogini – Regis nawet nie próbował powstrzymywać się od składania jej za to podziękowań.

W Forcie Sierck na wieść o zwycięstwie zapanowała radosna, wręcz szampańska atmosfera.

Kiedy popołudniem grupa Regisa dotarła do twierdzy, jej bramy otwarły się szeroko, a za nimi powitali ich wiwatujący żołnierze, niektórzy nawet zrzucali na nich płatki kwiatów ze ścian twierdzy. Na placu parad znajdowali się także mieszkańcy Thionville, którzy przygotowali dla nich mięso oraz piwo.

Evrard podszedł do wracającej grupy.

– Sir Regisie!

– Dziękuję za tak dobrą obronę fortu.

– Naprawdę się panu udało! Niczego innego bym chyba nie oczekiwał po takim strategu! Monsieur jest prawdziwym bohaterem!

– Co?! Chwila, moment… Nic przecież nie…

– Proszę unieść głowę. Osoby dokonujące czynów niemożliwych dla innych ludzi są nazywani bohaterami!

– Hee…

Regis pogodził się z przydzieleniem mu takiego tytułu i zaczął po prostu kiwać głową, bo wiedział, że wychwalający go nic sobie nie zrobią z jego sprzeciwu – chociaż tak naprawdę pragnął zwinąć się w kłębek ze wstydu. Bohaterowie w czytanych przez niego powieściach byli fajni, popularni wśród niewiast, a także mieli wzniosłe cele. Do tego opisu o wiele bardziej pasowała Altina, mogłaby nawet zostać główną bohaterką jakiejś książki.

– Rozumie pan, sir Regisie, to podniecenie?! Wszyscy byli w rozpaczy, jednak dzięki panu możemy teraz dzielić się radością z tego, że żyjemy. Czyż nie jest to osiągnięcie godne pochwały?

– Jestem naprawdę szczęśliwy, ale… po prostu wiedziałem niektóre rzeczy… i miałem szczęście. Zasługa za to należy się zatrudnianym robotnikom i żołnierzom biorącym udział w tej kampanii.

– Haha. Jaki pan skromny! – Trzask. Evrard uderzył go w plecy.

Regis nie był najlepszy w przyjmowaniu komplementów. Przejrzał mnie – pomyślał z gorzkim uśmiechem.

– Ludzie, głównym bohaterem dnia jest pan strateg! Powiedzcie coś!

– He?!

Przez krzyk Evrarda wszyscy żołnierze świętujący zwycięstwo skupili swoją uwagę na nim.

Regis nie wiedział kompletnie, co ma powiedzieć.

– Ach… Eee… Dziękuję za wasze wsparcie. To zwycięstwo… osiągnęliśmy dzięki waszej ciężkiej pracy. Eee. A, tak. Skoro mam ku temu okazję, ogłoszę to teraz. Przygraniczny regiment Beilschmidt przenosi swoją bazę operacyjną do Fortu Volks.

Nagle zapanowała głucha cisza.

Ten niesławny Fort Volks, który podobno miał być nie do zdobycia, będzie teraz ich nową bazą?

Po krótkiej chwili wybuchły wiwaty.

– Hahaha! Co za radość! Guhaha… – Evrard śmiał się tak głośno, że w końcu zaczął kasłać.

Żołnierze i okoliczni mieszkańcy wrócili do świętowania zwycięstwa.

Po krótkiej chwili Regisa otoczyli kupcy.

– Panie strategu, panie strategu, proszę nagrodzić nas kontraktem na odbudowę Fortu Volks!

– Kupiłem dziesięć beczek piwa, aby porządnie uczcić ten dzień. Przy okazji proszę zajrzeć do mojego warsztatu, jeśli będzie pan potrzebować jeszcze jakiejś broni.

– Może monsieur wykorzysta okazję do kupna nowych mebli?

– He? Przykro mi, ale nie mogę samemu decydować o takich sprawach.

– W takim razie niech monsieur w moim imieniu zarekomenduje to księżniczce!

– Cóż, i tak mi to zostawiła…

– Jeżeli będzie pan kiedykolwiek czegoś potrzebować, niech monsieur bez wahania puka do naszych drzwi!

– Wiem, wiem. Przyjrzę się temu…

– Tutaj, tutaj, panie strategu! Niech pan zostawi interesy na kiedy indziej, pora się napić! Tak na marginesie, to moja córka, jest już prawie w odpowiednim wieku do małżeństwa!

– Nie, nie, nie. Kobiety mają prawo same wybierać sobie partnerów. Poza tym nie należę do osób, które ot tak decydują się na małżeństwo.

Wszyscy wykorzystywali nadarzającą się okazję, by zareklamować swoje usługi, ale nie było w tym nic dziwnego. Strateg Regis Auric zdążył już wyrobić sobie u nich niespodziewanie dobrą opinię, a przeniesienie do Fortu Volks oznaczało konieczność zakupienia nowej broni oraz renowacji twierdzy. Innymi słowy, zdobycie kontraktu z regimentem oznaczało, łagodnie to ujmując, spory zarobek.

– Aaa! Muszę przygotować się do roboty papierkowej przed przeniesieniem! – Regis w biegu opuścił plac parad, zupełnie jakby z niego uciekał, po czym wrócił do swojego pokoju. Wejście do centralnej wieży było strzeżone przez żołnierzy, więc kupcy nie mogli za nim pójść.

Jak tylko wszedł do pokoju, ogarnęło go zmęczenie, chociaż innego typu niż to, jakie czuł podczas bitwy. Padł jak długi na łóżko.

– Fiuu.

Chwilę później, ku zdziwieniu Regisa, ktoś zapukał do jego drzwi.

– Kto tam?

– Monsieur Regis, to ja, Elin.

– Ach – chłopak westchnął z ulgą.

To była pokojówka margrabiego Jerome’a, która od czasu do czasu zaglądała do niego, aby mu pomagać.

Jak tylko otworzył drzwi, trochę od niego starsza, mającą brązową skórę dziewczyna go objęła.

– Monsieur Regis!

– Woaaa!

– Gratulacje! Był pan wspaniały! – powiedziała ze łzami w oczach i rumieńcem na twarzy.

No i był jeszcze ten miękki dotyk na wysokości klatki piersiowej, przez który Regis zaczynał czuć się dziwnie... i to z kilku powodów.

– Eee… mademoiselle Elin?

– Atak na tamten potworny fort uważałam za straconą sprawę.

– Ja też.

– A potem usłyszałam o zwycięstwie monsieur Regisa!

– Haha. Cóż, to księżniczka odniosła zwycięstwo.

– Ja... strasznie się martwiłam. Tak bardzo chciałam pana zobaczyć.

– Dziękuję…

Obejmowany mocno chłopak zaczął się cofać, w końcu potykając się o stertę dokumentów.

– Aaa!

– Monsieur Regiiiis!

Niedobrze… Jeżeli tego nie posprzątam... Zaraz, nie pora o tym myśleć!

Dopiero teraz Regis zorientował się, że Elin na nim siedzi.

– Eee?

– Ja…

– Tak.

Elin spojrzała na Regisa spojrzeniem pełnym pasji. Chłopak wyraźnie czuł jej ciepło oraz szybkie bicie jej serca. Jednak wciąż nie doszło do niego, co się dzieje.

– Witam w domu, monsieur Regis – dobiegł głos zza drzwi. Był lodowato zimny; brzmiał też strasznie znajomo.

Na jego dźwięk Regis odzyskał zmysły.

– Ach, mademoiselle Clarissa!

– Cóż za niespodzianka… Przypomniał pan sobie moje imię.

– Co?! Przecież pamiętam…

Regis w tym momencie na nią spojrzał. Uśmiech Clarissy był jeszcze bardziej przerażający niż jej głos – strategowi aż przeszły ciarki po plecach. Znalazł się pod inną kobietą, a to w takiej sytuacji była najgorsza z możliwych pozycji.

Rzucił szybko w panice:

– A, nie, to tylko… mademoiselle Elin przyszła mi pogratulować i…

– Rozumiem. Jeżeli macie zamiar to kontynuować, mogę zostawić was samych.

– Kontynuować? Ale co?!

Regis wstał z ziemi, a Elin wycofała się, niezadowolona z obrotu spraw.

– Muu.

– Fiu…

Clarissa weszła do pokoju i zaczęła sprzątać porozrzucane dokumenty.

– To fort należący do regimentu, nie posiadłość margrabiego. Jeżeli chcesz się zabawić, idź na plac parad. – Ostrze jak brzytwa spojrzenie Clarissy przeszyło Elin, zmuszając ją do cofnięcia się.

– Ja… naprawdę… traktuję to poważnie!

– Rozumiem. Naprawdę? A myślisz, że ja nie?

– Ughhh.

– Fufu. Ta debata nie ma sensu, monsieur Regis nie interesuje się takimi sprawami. Jakaż szkoda.

– Jak to możliwe?! Mężczyźni przecież myślą o tym bez przerwy!

Obie dziewczyny spojrzały na Regisa.

Spojrzenie Elin było pełne pasji, a Clarissy jeszcze bardziej lodowate.

Być może powodem podejścia Regisa było wychowywanie go przez siostrę – zawsze był tym małym braciszkiem, który nie radził sobie ze starszymi dziewczynami.

Mając wrażenie, że nie poradzi sobie z żadną z nich, i czując się jak ktoś wrzucony do klatki z szarym wilkiem, Regis ponownie zaczął się wycofywać.

– Eee… Co masz na myśli przez „takie sprawy”?

Obie dziewczyny westchnęły.

– Monsieur Regis jest naprawdę…

– To w końcu monsieur Regis.

– Co ja takiego zrobiłem?

– Chodzi o to, czego pan nie zrobił!

– Mademoiselle Elin, proszę się uspokoić albo wezwę straże.

– Uuuu.

W tym momencie do pokoju wszedł Gösta, młodszy brat pokojówki margrabiego, który także u niego pracował – jako kamerdyner.

– Znalazłem cię. Otrzymałem właśnie list od panicza Jerome’a, musimy szybko wrócić do posiadłości i złożyć raport panu McClane... Ughh?!

Niewinny chłopak aż zbladł ze strachu na widok gniewnego spojrzenia swojej siostry.

– Niedługo wrócę! Do zobaczenia, monsieur Regisie. Następnym razem dokończymy, co dzisiaj zaczęliśmy.

– Dobrze… eee?!

Clarissa obróciła się plecami do rodzeństwa.

– Monsieur Regis, proszę pamiętać, żeby wziąć trochę święconej wody od kapłana, żeby wygnać złe duchy.

– Hmm? Po co?

Dopiero kiedy rodzeństwo zamknęło za sobą drzwi, Clarissa w końcu się uspokoiła. Z uśmiechem na twarzy podeszła do Regisa, wyciągnęła ręce i uszczypała jego policzki.

– Eee?

Był zbyt naiwny, żeby sądzić, że ot tak minął jej gniew – chociaż nie rozumiał, skąd właściwie się wziął.

– Witam w domu, monsieur Regis.

– Tesz se siesze…

– Obiecałeś, że wrócisz… więc uwierzyłam panu i czekałam na pański powrót. To wspaniale, że nie odniósł pan żadnej rany.

– Mhm. – Regis mógł odpowiadać tylko w taki sposób, ponieważ ciągle ciągnęła go za policzki.

Clarissa w końcu je puściła, położyła na nich ręce, a potem przybliżyła swoje usta do ust Regisa.

Eee?! Co się dzieje?! – Regis znowu zaczynał panikować.

Jej zapach był wprost cudowny, przesiąkł do jego mózgu i go na chwilę zatrzymał.

Dziewczyna w końcu była tak blisko, że Regis czuł na sobie jej oddech.

– Monsieur Regis…

– Tak, mademoiselle Clarisso?

– To zakazane. Z taką dziewczyną jak ja… Taki bezbronny…

– Co się właściwie dzieje?

– Mam panu to wyjaśnić? Monsieur jest okrutny. Sądziłam, iż będzie pan bardziej delikatny.

– Nie jestem… zbyt delikatny. Ludzie mogą to tak widzieć, bo brak mi odwagi.

– Zmienia pan temat?

– To... o to chodzi? Nie miałem tego na myśli…

– Fufu… Mogę zgłosić to księżniczce?

– Co?!

Regis aż się skurczył, kiedy wspomniała o Altinie.

Clarissa puściła jego twarz, a on, nie zdając sobie z tego sprawy ani nie wiedząc czemu, zrobił parę kroków w tył.

Natomiast dziewczyna uśmiechnęła się radośnie i powiedziała:

– Jedynie żartowałam. Monsieur napije się herbaty?

– Dziękuję, nie odmówię. Z jakiegoś powodu strasznie zaschło mi w gardle.

– Dobrze, zaraz wrócę. – Clarissa się ukłoniła, a następnie wyszła z pokoju.


Dwa tygodnie po tym, jak przygraniczny regiment Beilschmidt zdobył Fort Volks, grupa Regisa zebrała się w sali konferencyjnej używanej wcześniej przez Weingartnera. Na ścianie wisiała teraz flaga cesarstwa oraz regimentu, zaprojektowana przez Altinę. Księżniczce jednak brakowało talentu artystycznego, dlatego tarcza została narysowana od nowa przez profesjonalistę. W rogu pomieszczenia stały kwiaty przygotowane przez Clarissę, która także przeniosła się tu z Fortu Sierck.

– Sądziłam, że niedługo będą potrzebne, więc zawczasu je przygotowałam.

Taka właśnie była, zawsze bezgranicznie wierzyła w zwycięstwo księżniczki.

Ponieważ Fort Volks został nową bazą operacyjną regimentu, przeniesiono do niego większość żołnierzy, w starej twierdzy pozostawiając jedynie minimalną liczbę personelu.

W sali konferencyjnej zebrali się Regis, Altina, Evrard oraz Jerome.

Strateg, trzymając raport w dłoni, powiedział:

– Podsumowując, zakończyliśmy już przenosiny. Przez jakiś czas będziemy czuć się nieswojo, jednak powinniśmy szybko przywyknąć do nowego miejsca. Jeżeli chodzi o renowację twierdzy, dajcie mi znać, jeżeli macie jakieś pomysły na zmiany.

Altina podniosła rękę, mówiąc:

– Kucharze skarżą się, że mogą tu robić jedynie kiełbasy.

– Haha… Każę architektom przeprojektować kuchnię. W przyszłym miesiącu powinniśmy też dostać nowy piec.

Jerome przeglądał trzymane w rękach dokumenty.

– A co z najemnikami? Rozmawialiście z tymi, których wynajął Fort Volks, prawda?

– Około tysiąc z nich zakończy umowę z Księstwem Varden i podpisze nową z regimentem Beilschmidt, ale obecnie wciąż są więźniami.

– To za mało. W tej twierdzy powinno być trzy czy cztery tysiące najemników, a obok nich także żołnierze Varden chcący przejść na naszą stronę. Czyli nie przydałoby się z tysiąc pięćset więcej?

– Mamy mały budżet, więc zwiększyłem kryteria poboru co do wieku oraz doświadczenia w walce.

– Hmmp! Jak zawsze przynudzasz. Nieważne, bierz wszystkich chętnych.

– Ale...

– Po trzech miesiącach treningu ze mną będą nadawać się do każdej bitwy!

– Dobrze, rozumiem.

– Tak zaczytujesz się w tych wszystkich krwawych powieściach, a jak przyjdzie co do czego, nawet miecza w ręku nie utrzymasz.

– To brzmiało, jakbym miał jakiś dziwny fetysz… Ostatnio powieści o intelektualistach są bardziej popularne niż książki przepełnione akcją. Ach, ale jeżeli mowa o geniuszu i przelewie krwi w jednym tytule, niedawno czytałem książkę o pewnej nadzwyczaj inteligentnej, kochająej słodycze dziewczynie, która rozwiązywała zagadki kryminalne, nie wychodząc ze swojej wieży. Była po prostu wspania…!

– Dość! Kolejny raport!

– A, tak. – Kiedy Regis wchodził na temat książek, zawsze się zapominał i nie mógł przestać o nich mówić. – Eee, otrzymaliśmy ofertę zwrotu twierdzy od Księstwa Varden. Chcecie usłyszeć, jaką sumę nam oferują?

– Nie trzeba.

– Racja. – Altina pokiwała głową. – Ani życia utraconych, ani tych, których udało nam się ocalić, zdobywając tę twierdzę, nie da się przeliczyć na pieniądze.

– Przekaż im, że jak będzie brakować nam pieniędzy, przejmiemy po prostu ich stolicę. Zresztą z przyjemnością ich odwiedzę, jak tylko będę mieć czas.

– Sir Jerome, przed chwilą powiedziałam, jak cenne jest ludzkie życie!

– I tak pewnie wypowiemy im wojnę.

– Aaa, rozumiem! W takim razie odpowiem Księstwu Varden. Będzie dobrze, jeżeli przynajmniej przez jakiś czas nie dojdzie do konfliktu.

Będący w świetnym nastroju Evrard powiedział:

– Skoro o tym mowa, żołnierze nadali naszemu regimentowi nową nazwę.

– Hmmp. – Jerome odwrócił wzrok, widać już o tym słyszał.

Altina przechyliła głowę, pytając:

– Jaką?

– Armia Marie Quatre.

– Eee?! Moja?!

– To oznacza, że żołnierze wielbią księżniczkę.

– Eee, naprawdę?

– Oczywiście! W końcu jest boginią!

Altina aż skurczyła się ze wstydu; Regis doskonale rozumiał, co wtedy czuła.

Co prawda, terytorium samego regionu Beilschmidt się nie zmieniło, ale wielkość jego regimentu i owszem, dlatego nazywanie go teraz Armią Marie Quatre miało więcej sensu.

– Czy to nie wspaniałe?

W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi, a ponieważ korytarze zostały wydrążone w skale, było głośniejsze niż w Forcie Sierck.

– Proszę.

– Przepraszam, że przeszkadzam – powiedział Eric, przechodząc przez drzwi. Wyciągnął jakiś list. – Właśnie dostaliśmy to ze stolicy.

Na dźwięk tych słów Altinę i Jerome’a aż zmroziło.

Rozkazano im zaatakować Fort Volks, ponieważ po zawarciu sojuszu z barbarzyńcami stali się za silni; innymi słowy, chciano ich w ten sposób osłabić. Altinie jednak udało się zdobyć twierdzę uważaną za nie do zdobycia, a dodatkowo zwiększyła liczebność swojej armii o ponad tysiąc żołnierzy. Jak zareagował na to książę Latreille?

Regis wziął list do ręki.

– Jest zaadresowany do księżniczki… Mogę go otworzyć?

– Oczywiście. W końcu to dotyczy nas wszystkich.

– W takim razie…

Regis odczytał wiadomość na głos.

Był to kolejny długi list z gratulacjami, jednak na jego końcu…

– W kwietniu odbędzie się festiwal z okazji dnia założenia cesarstwa. Oczywiście, Marie Quatre Aljeantina, jesteś zaproszona na obchody tego święta. Ojciec także chciał, abyś się na nim pojawiła. Nie mogę się doczekać dnia, w którym nasza rodzina ponownie się zjednoczy.

Jerome krzyknął, uderzając ręką w stół:

– To pułapka!

– Bez wątpienia. Jednak nie możemy tego zignorować.

Evrard zmarszczył czoło. Nawet Eric spochmurniał.

– Racja. Według listu takie było życzenie ojca księżniczki. Samego cesarza.

– Znowu to samo! Jeśli odrzucimy zaproszenie, zostaniemy uznani za zdrajców?!

Regis przechylił trochę głowę na bok, po czym powiedział:

– W tej sytuacji nie powinno dojść… do czegoś tak poważnego. Ale bez wątpienia zostaniemy uznani za nielojalnych, a zdobycie Fortu Volks oraz zwiększenie liczebności armii księżniczki już jest na ustach wszystkich.

– W tym forcie przetrwamy nawet atak pierwszej armii! – poderwał się z krzykiem Jerome.

Biorąc pod uwagę ich obecny stan, w takiej sytuacji byłyby problemy z zapatrzeniem, jednak sytuacja wyglądała lepiej niż poprzednio.

Altina spytała Regisa:

– Co o tym myślisz?

– Hmm. Może spotkasz się z nimi? To w końcu twoja rodzina.

– Tak. Co nie znaczy, że nie będą próbować mnie zabić.

– Po prostu cały czas o tym pamiętaj. Jeżeli chcesz spełnić swoje ambicje, pewnego dnia będziesz musiała stawić im czoła.

– Stawić czoła…

– Dokładnie. Główni bohaterowie zawsze na końcu spotykają swoich rywali. Nie jest także rzadkością, iż walczą między sobą, chociaż prywatnie są przyjaciółmi.

– Znowu książki? Można im ufać?

– Prawdopodobnie. Boisz się?

– Nie wiem.

Altina rzadko okazywała swoją słabą stronę, ale zareagowała emocjonalnie na sam dźwięk imienia jej brata. Takiego właśnie niepewnego zachowania księżniczki Regis chciał się pozbyć.

– To zaproszenie w imieniu księcia Latreille. Jeżeli cokolwiek ci się stanie w stolicy albo podczas podróży, odpowiedzialność za to spadnie na jego głowę. Jednak samo to nie gwarantuje twojego bezpieczeństwa.

– Wiem. A ucieczka nawet nie wchodzi w grę.

– Właśnie.

Altina wstała.

– Pojadę do stolicy, nawet jeżeli czeka mnie tam pewna śmierć!

Jerome powiedział z miną, jakby miał zaraz ruszyć do walki:

– Cesarska stolica! Może byśmy tak na obchody święta wzięli ze sobą całą naszą pięciotysięczną armię? Co?

To oznacza wypowiedzenie wojny… – Regis zmarszczył brwi.

Altina pokręciła głową, mówiąc:

– Wystarczy, że pojedzie ze mną Regis.

– Co? Tylko ja?!

– Oczywiście Clarissa będzie nam towarzyszyć.

– Jedynie we trójkę?

– Tcz – Jerome strzelił językiem, robiąc znudzoną minę.

Evrard i Eric zaczęli błagać Altinę:

– Przynajmniej weź ze sobą straż!

Regis także chciał, aby zabrała eskortę, w końcu ich przeciwnikiem nie będzie jedynie książę Latreille.

W każdym razie minęły już chyba całe wieki, odkąd opuścił stolicę.

Haken no Kouki Altina - Volume 02 - NCP9.jpg



Koniec tomu drugiego.



Wróć do strony głównej
  1. dział przemysłu poligraficznego lub rzemiosło zajmujące się oprawianiem książek