Difference between revisions of "Haken no Kouki Altina PL: Tom 4 Rozdział 2"

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search
m
m
 
Line 1: Line 1:
  +
==Rozdział 2: Cichy Tydzień==
  +
 
<p style='text-indent:12pt'> – Co takiego? – spytał słaby, kobiecy głos.</p>
 
<p style='text-indent:12pt'> – Co takiego? – spytał słaby, kobiecy głos.</p>
   
Line 175: Line 177:
   
   
===========================================================================================================
+
<center>================================================</center>
   
   
Line 371: Line 373:
   
   
===========================================================================================================
+
<center>================================================</center>
   
   
Line 451: Line 453:
   
   
===========================================================================================================
+
<center>================================================</center>
   
   
Line 619: Line 621:
   
   
===========================================================================================================
+
<center>================================================</center>
   
   

Latest revision as of 23:57, 16 November 2018

Rozdział 2: Cichy Tydzień[edit]

– Co takiego? – spytał słaby, kobiecy głos.

Oswald Coulthard, pochylając głowę, powtórzył takim samym tonem głosu jak za pierwszym razem:

– Wasza wysokość, księżniczka Elizabeth Victoria podczas swojej podróży z Saint Edward Independent Academy miała wypadek i zaginęła.

Królowa zbladła jeszcze bardziej, co podkreślał dodatkowo jej czerwony strój oraz złota korona. Jej twarz była pomarszczona, jednak przez chorobę wyglądała na o wiele starszą niż te pięćdziesiąt lat, które miała na karku, przez co także berło w jej dłoni przypominało bardziej zwykłą, ozdobną laskę niż symbol władzy.

– Nie może być. Co ze strażą królewską? – spytała drżącym głosem.

– Przykro mi poinformować, ale polegli podczas służby.

– Zostali zaatakowani w tym samym czasie, w którym zaginęła księżniczka. To na pewno był zwykły wypadek? – drążyła podejrzliwym głosem królowa.

Wyraz twarzy Oswalda jednak się nie zmienił, wciąż miał przyklejony uśmiech, zupełnie jakby nosił maskę.

- Tak. Bardzo niefortunny wypadek. W ramach treningu wysłałem zwykłych strażników, by odzyskali ich ciała. Wielka szkoda, ale to zapewne kwestia czasu, nim znajdziemy ciało jej wysokości Elizabeth.

Służący stojący przy królowej krzyknął:

– Bezczelność!

Zamilkł jednak równie szybko, jak podniósł głos, ponieważ dwaj w pełni uzbrojeni rycerze stojący przy Oswaldzie sięgnęli ku broni.

– Proszę wybaczyć, jeśli me słowa zabrzmiały nieuprzejmie, taka jednak jest prawda – powiedział chłodno Oswald.

Królowa zaczęła drżeć.

– Uuuuch, czemu do tego doszło?

Miała słaby, nieregularny oddech, niczym lekki podmuch powietrza wpadający przez drzwi.

– Niedobrze! Doktor! Wezwać doktora!

Lekarze stali w pogotowiu tuż za drzwiami sali audiencyjnej, tak więc siedmiu medyków pojawiło się natychmiast po podniesieniu krzyku.

Królowa, której udzielano pomocy, z oczami wyglądającymi jak zza mgły, powiedziała cicho:

– Margaret... ty szalona idiotko... Chcesz doprowadzić ten kraj do wojny?

Oswald odpowiedział po chwili milczenia.

– Ach, jeśli chodzi o cel wojny, jest tylko jeden. Kraj ją rozpoczyna, by coś osiągnąć. Naród to zbiór powiązanych ze sobą ludzi. Aby przetrwać, potrzebuje rozwoju ekonomicznego. Innymi słowy, celem wojny jest zysk, wasza wysokość.

– Łajdak... Diabeł! Moi poddani mają ginąć, bo chcecie więcej pieniędzy?!

– Ludzie żyją mniej więcej sto lat. Tak więc to żadna strata, jeśli zginą wcześniej. Uczynienie kraju bogatym nie jest honorem dla jego patriotów?

– Sofistyka! Tak bardzo chcesz pieniędzy? Zdobyłeś tytuł szlachecki i pozycję w armii w tak młodym wieku. Powinno ci to wystarczyć... ale... czemu wciąż chcesz pieniędzy?

– Twe słowa mi schlebiają. Służba tak hojnemu władcy to dla mnie zaszczyt.

– Więc... czemu?

– Osoba szlachetnie urodzona tego nie pojmie. W rzeczy samej, zyskałem status i bogactwo, a mimo to pragnę więcej. Tacy po prostu są ludzie.

Królowa złapała się za pierś.

– Niech cię! Ugggg...

– Wasza wysokość! Proszę już nic nie mówić!

Władczyni jednak odtrąciła medyka na bok, zbierając resztę sił do krzyku:

– Takiego chciwca czeka boska kara! Żebyś sczezł w piekle!

– Doprawdy? Moje pragnienia są pospolite w narodzie jak kamienie na bruku... To byłby wielki honor, gdyby Bóg je dostrzegł – odpowiedział Oswald tonem, jakby się modlił.

Królowa chwyciła się za serce, gubiąc spojrzenie.

Oswald, nie zważając na desperackie krzyki medyków, ukłonił się i opuścił salę audiencyjną.

W korytarzu, na czerwonym dywanie pomiędzy kolumnami, czekała na niego ciemnowłosa dziewczyna w jedwabnej sukni.

– Szybko się uwinąłeś. Skończyłeś już rozmowę z ciotką? – spytała Margaret.

– Cóż za zaszczyt, że zostałem powitany przez samą księżniczkę Margaret. Twój wierny sługa zaraz straci przytomność z tego wielkiego honoru, jakiego dostąpił.

– To byłoby kłopotliwe. Zanim zemdlejesz, zdaj raport, Oswaldzie.

– Ma pani, to miejsce nie jest odpowiednie na taką rozmowę. Może przejdziemy na pobliski balkon?

– To dopiero kłopotliwe.

Zapadł już wieczór, tak więc balkon wychodzący ku podwórzu, na którym stał stół oraz dwa krzesła, był skąpany w ciepłym świetle.

Księżniczka usiadła, krzyżując nogi, przez co odsłoniła piękne uda. Oswald zajął miejsce za nią, trzymając ręce za plecami, towarzyszący mu rycerze stanęli za drzwiami, pilnując wejścia, a pokojówka Margaret zaczęła przygotowywać herbatę.

Oswald ukłonił się, mówiąc:

– Audiencja u jej wysokości... Jako jej lojalny sługa splamiłem swe imię.

– Ojej, coś poszło nie tak?

– Musiałem ją sprowokować. Nie przewidziałem, że księżniczka Elizabeth ucieknie dowódcy garnizonu Applewood. Planowałem sprezentować jej ciało królowej i już to zakończyć.

– Racja. Znając ją, pewnie cię wypytywała.

– Najmocniej przepraszam.

– Liz jest bezpieczna?

– Ocalił ją jakiś chłopak i razem uciekli w stronę gór.

– Ach, czyli wróci do stolicy. Nie mogę się już doczekać. Prezentem będzie więc ciasto z Applewood. O tej porze roku nie powinno się zepsuć tak szybko.

– Tutaj? Ale wielu żołnierzy podziela moje ideały, a pośród nich znajdą się nawet tacy, którzy wiedzieli o próbie zamachu na księżniczkę Elizabeth.

– Nie szkodzi. Jeżeli się nie pojawi, zostanę królową i zacznę wojnę, czyż nie?

– Będzie próbowała tu dotrzeć tylko po to, by zatrzymać rozlew krwi?

– Tak. Liz jest do bólu dobrą osobą. Przygotuję dla niej tartę. Nie lubi truskawkowej, bo jest zarazem słodka i gorzka. Hehehe.

– Doprawdy?

– Już nie mogę się doczekać. Nie może się pospieszyć? Będę na nią czekać z truskawkową tartą.

– Jakże szlachetnie z twojej strony.

Oswald miał przygotowany bardziej diabelski plan.

Jego oddziały przeszukiwały góry i pobliskie wioski, żeby znaleźć Elizabeth, przywieźć ją królowej i w końcu zadać jej ostateczny cios. Gdyby księżniczka wróciła, jego plan znacznie by się skomplikował. Zaczął brać pod uwagę wysłanie żołnierzy do Applewood, żeby obserwowali główną drogę. Gdyby znaleźli tam Elizabeth, jej wizerunek bardzo bystrej dziewczyny z pewnością ległby w gruzach.

Maraget, podnosząc kubek herbaty, powiedziała:

– To mi przypomniało, że podobno straż królewska przygotowała fortel.

– Tak. Królewska karoca chroniona przez rycerzy była jedynie przynętą.

– Interesujące. Jak się połapałeś?

– To proste. Nawet jeżeli pięciu królewskich gwardzistów było lojalnych jak skała, ich podwładni to tylko ludzie, a pieniądzom trudno odmówić.

– Czyli ich przekupiłeś.

– Proszę o wybaczenie, jeżeli moja metoda okazała się dla ciebie zbyt nudna. Graham był bardzo lojalny, nie znalazłem żadnej słabości, którą mógłbym wykorzystać.

– Ufufu... A więc co z twoją lojalnością? – Księżniczka rzuciła mu prowokacyjne spojrzenie, jednocześnie unosząc nogi, żeby odsłonić jeszcze więcej ciała.

– Jeżeli chodzi o moją kochaną księżniczkę... Me oddanie przekroczyło już granicę zwykłej lojalności. Me myśli są oddane twej sprawie, a życie podporządkowane twojemu szczęściu. Cały sens mego życia w tobie, pani.

– Naprawdę? Cóż, Oswaldzie...

– Proszę.

– Mam teraz wielki kłopot. Jaka herbata będzie najlepiej pasować do truskawkowej tarty?

– Może darjeeling z miodem?

– Zbyt słodkie.

– Mimo że tarta będzie gorzka?

– Ufufu. Racja. Więc zdecydowane. Przynieś to szybko.

– Wiatr się wzmaga, nie możesz się przeziębić, pani. Czy to nie czas, byś wróciła do swego pokoju?

– Dobrze, rozumiem. Ej, Oswaldzie.

– Tak?

– Naprawdę lubię Liz. To dobra dziewczyna.

– Doprawdy?

– Dlatego kiedy przywieziesz jej zwłoki, chcę ją zobaczyć, zanim sprezentujesz ją ciotce. Oczywiście zanim zacznie gnić. Chociaż o tej porze roku to nie powinien być problem. Podobnie jak dostarczenie ciasta z Applewood.

– Zrozumiałem.

Oswald ukłonił się głęboko, jak przed samą królową.

Margaret wstała i radośnie wymachując swoją jedwabną suknią, wyszła przez drzwi balkonowe.


================================================


Bastian biegł przez las tak szybko, jak tylko mógł, co nie zdarzyło mu się od czasów, kiedy za małego chłopca uciekał przed swoim trenerem, którego strasznie się bał. Chociaż obecne wydarzenia miały, delikatnie mówiąc, znacznie inną wagę.

W końcu drogę zagrodziła mu rzeka. Nie zważając na lodowatą wodę (w końcu był dopiero wczesny kwiecień), Bastian przeniósł przez nią Elise, a potem udał się w stronę stojącego w pobliżu młyna. Jego drzwi stały otworem, a w środku ani żywej duszy, więc uznali, że to dobre miejsce na odpoczynek. W kominku leżało drewno, ale nie chcieli go używać bez pozwolenia.

Bastian usiadł na krześle.

– Haaah, minęły wieki, odkąd tak biegłem. Padam z nóg.

– Dziękuję, że uratowałeś mi życie – powiedziała dziewczyna, siedząca naprzeciwko niego ze zwieszoną głową.

Bastian odpowiedział, machając ręką:

– To nic wielkiego. Sama też wiele razy ocaliłaś mi skórę. Mam cię teraz nazywać Elizabeth?

– Takie jest moje prawdziwe imię, ale możesz mówić mi, jak chcesz.

– Więc mogę zostać przy Elise?

– Tak. – Dziewczyna radośnie pokiwała głową. – Do tej pory wszyscy tak na mnie mówili, więc to trochę nostalgiczne.

– Do twarzy ci w jedwabnej sukience.

– Naprawdę?

– Nie jest zła, ale szkolny mundurek pasuje ci lepiej.

Dopiero po chwili Bastian zaczął się bać, że zostanie źle zrozumiany, ale Elise, słysząc to, uśmiechnęła się radośnie.

– Hehe. Ja też czuję się w nim swobodniej. No właśnie... Mówiąc o tych wielu razach, kiedy ocaliłam ci skórę, miałeś na myśli sytuacje, w których pomogłam ci w szkole?

– Ta. Wpadałem w te wszystkie kłopoty tylko dlatego, że jestem z Belgarii. Jakże bym chciał pochodzić z innego kraju.

– Jesteś taki silny, czemu im się dajesz?

– Obiecałem dziadkowi... że wrócę do domu, jeśli wdam się w jakąkolwiek bójkę.

– To dopiero nieoczekiwane.

– Ach! – Bastian nagle zbladł z przerażenia.

– Coś nie tak?

– To chyba nie mogło zostać za nią uznane... Prawda? Nie wdawaj się w bójki, nie zdradź swojej prawdziwej tożsamości i nie dyskutuj o polityce ani religii innych państw.

– Nie sądzę, żeby to była bójka. Przy okazji, "nie zdradź swojej tożsamości" znaczy, że nie jesteś synem diuka, tak?

– Ach, nie... To...

– Czerwonooki Bastian. Z tego, co wiem, jedynie belgarska rodzina cesarska ma czerwone oczy.

– N-Naprawdę?

Bastian wyjął okulary z czarnymi szkłami z kieszeni.

– Czemu nagle zakładasz okulary przeciwsłoneczne, i to w pokoju?

– Moje złe oczy wymykają się spod kontroli. Jedynie te boskie szkła są w stanie powstrzymać ich magiczną moc.

– Więc naprawdę jesteś Heinrich Trois Bastian de Belgaria?

– Nie znam nikogo takiego.

– Rozumiem. Nikomu nie powiem, obiecuję. Nieważne, kim jesteś, ocaliłeś mi życie.

– O-Och.

– Powiedziałeś, że chciałeś mi dać swoją książkę. Przebiłeś się przez oddział żołnierzy tylko po to?

– Z tego powodu za tobą ruszyłem, ale ocalenie przyjaciółki przed żołnierzami to chyba coś normalnego.

– Przyjaciółki...

– Czemu robisz taką zaskoczoną minę? Jeśli przyjaźń ze mną tak cię kłopocze, to pójdę utopić się w tamtej rzece, dobra?

– Po tym, jak ujawniono, że jestem księżniczką, sądziłam, że nie mam już żadnych przyjaciół. Naprawdę mnie tym ucieszyłeś.

– Heee, brytańska rodzina królewska ma ciężko.

– Według mnie to belgarskiej rodzinie królewskiej ciężko jest nawiązywać znajomości.

– Heee... Ród Eddiego Balzaca ma z nimi dobre relacje, to nic dziwnego. Dziadek, najstarszy z rodu, jest bardzo silny i tak otwarty, że uczy szermierki każdego, kto o to poprosi!

– Rozumiem, ród księcia.

– Ach! Nie, eee... Przeczytałem o tym w gazecie.

– Tak, tak, rozumiem – powiedziała Elise, uśmiechając się.

Bastian zmienił temat.

– Właśnie, co to był za pluton? Wyglądali na brytańską armię, ale przecież nie próbowaliby zabić księżniczki...

– Typowy konflikt wewnętrzny. Ostatnio nasz kraj przeżywa bum technologiczny, przez co coraz więcej osób wspiera wypowiedzenie wojny.

– Cóż, to normalne.

– Może dla mężczyzn, ale ja sprzeciwiam się wojnie. Jeśli do niej dojdzie, zginie wielu ludzi.

– Cóż, Belgaria jest w stanie wojny, odkąd pamiętam, więc nie do końca rozumiem, jak mogłaby wyglądać, kiedy panowałby pokój.

– Nie rozumiesz?

– Ach, nie, masz na myśli, że to lepiej, jeśli ludzie nie będą umierać?

– Tak. To ma być wojna z Belgarią.

– Co?

– Tak, w końcu Wielka Brytannia ma tylko dwóch sąsiadów, Belgarię i Hispanię.

Bastian zmarszczył czoło.

– Co oni sobie w ogóle myślą? Nawet jeśli dysponujemy nowoczesną bronią, nie mamy szans na wygraną. Chcą wysłać żołnierzy bez doświadczenia przeciw krajowi, który od setek lat jest w stanie ciągłej wojny? – zastanawiała się Elise.

– Być może sądzą, że jeśli istnieje chociaż cień szansy na wygraną, to warto wypowiedzieć wojnę.

Elise nie była pokorna jak inne dziewczyny. Pewnym głosem powiedziała:

– Jeśli jest szansa, zaatakują. Tak w końcu myślą wojskowi.

– Ale po co? Wojna nie wzbogaci kraju. Przeciwnie, to dzięki zaciśnięciu więzów mogą sporo zyskać.

– Ach? Naprawdę?

Elise pokiwała głową i zaczęła wyjaśniać:

– Dla przykładu. Są cztery wioski, dwie z nich ciągle ze sobą walczą, a pozostałe dwie współpracują. Które z nich będą bogatsze?

– Ta, która wygrała walkę?

– Możliwe. Ale jeśli dojdzie do jakiegoś kataklizmu, będzie mogła poprosić pokonaną wioskę o pomoc?

– Cóż, nie. Pokonani wykorzystaliby okazję, żeby zaatakować.

Elise pokiwała głową.

– Być może dzięki wojnie można zyskać bogactwo na sto lat, ale co będzie dwieście, trzysta lat później? Taki kraj może rozwijać się w nieskończoność?

– Nieskończoność?

Bastian nie znał za dobrze dziejów swojego kraju, ale pamiętał, że w ponad osiemsetletniej historii państwa był okres, w którym większość jego terenów została podbita przez inne kraje – nawet ich stolica.

– Trzeba myśleć o przyszłości, ale czy człowiek może żyć aż tak długo?

– Władca powinien myśleć nie tylko o chwili obecnej. Musi mieć na uwadze przyszłość swojego kraju.

– Aha, rozumiem.

To przypomniało Bastianowi, jak nauczyciele w pałacu ciągle powtarzali mu, że jeżeli zostanie cesarzem, powinien przedkładać przyszłość państwa ponad obecne potrzeby.

– Właśnie dlatego sprzeciwiam się wojnie.

– Rozumiem.

– Jednak wielu obywateli ją popiera, a ich frakcja posadzi na tronie moją kuzynkę Margaret.

– Chce zacząć wojnę?

Elise się zamyśliła.

– Ona... prawdopodobnie jest jej wszystko jedno.

– Co masz na myśli?

– Nudzi jej się. To córka diuka, pierwsza księżniczka. Dodaj do tego troskliwych rodziców, wspaniałych podwładnych, piękno, zdrowie i brak jakichkolwiek celów, którymi mogłaby się kierować.

– Niesamowite.

– Dlatego ma bardzo nudne życie.

– Więc czemu nie wyjdzie się pobawić?

– Jest wyjątkowo inteligentna, więc wszystko i tak szybko by ją znudziło.

Bastian nie znał nikogo podobnego. Pierwszy książę, Auguste, był chorobliwy, Latreille ciągle pochłonięty pracą, wciąż nieletnia Aljentina została wygnana ze stolicy i mianowana dowódcą na odludziu, piąte dziecko umarło zaraz po narodzinach, a obecnie piąta w kolejce do tronu Felicia ze względu na swój wiek nie pokazywała się w stolicy.

Najbliżej Margaret byłby sam Bastian – bogaty i zawsze w dobrym zdrowiu.

– Myślimy podobnie.

– Naprawdę?

– To mi przypomniało, jak kiedyś w bibliotece spotkałem dziwnego żołnierza. Książka całkowicie go pochłonęła.

– Też lubisz czytać?

– Uciekałem tamtędy po tym, jak przewróciłem wszystkie pomniki w ogrodzie. Ukryłem się tam, żeby nie wysłuchiwać kazania od ogrodnika.

– Uch...


================================================


Wiosna, dwa lata wcześniej.


Ze względu na swój charakterystyczny kolor oczu Bastian, spędzając czas poza pałacem, nosił okulary przeciwsłoneczne, chociaż nawet to nie chroniło go całkowicie przed zdradzeniem swojej tożsamości. Mimo to zdjął je, kiedy rozpoczął rozmowę z pewnym żołnierzem.

– Co jest takiego interesującego w tej książce?

– Hmm... W gruncie rzeczy nic.

– Nic?! Czemu więc ją czytasz? Nie męczy cię to?

– Czytam z tego samego powodu, dla którego ty oddychasz.

– Brak oddechu sprawiałby ból?

– Tak, masz rację. Życie byłoby nie do wytrzymania bez książek.

Haken no Kouki Altina - Volume 04 - 125.jpg

– Jesteś chory?

– Z jakiegoś powodu często słyszę to pytanie.

– Ja nienawidzę czytać. Wolę wyścigi konne i ćwiczenia szermierki. – Bastian wzruszył ramionami.

Młody żołnierz wziął ze stolika kilka książek.

– Ta opowiada o świetnym szermierzu, walczącym z wysokim na 100 Co (44 m) potworem. A w tej bohaterka używa magii, wspierając swojego towarzysza walczącego w zwarciu, chociaż trzeba przyznać, że miał raczej ciężki charakter.

– Mówisz o jakimś magicznym kulcie?

– Co? Nie znasz ich? To wyjątkowo popularne wśród nastolatków w twoim wieku.

– Naprawdę? Ale ja naprawdę nie lubię książek...

– Polecam tę... Nie, może to zły pomysł. Chociaż sposób, w jaki opisane są bitwy, jest wprost wspaniały, to stroje dziewcząt są trochę zbyt skąpe.

– Co... on... Cóż, nieważne. Ma fajną scenę walki? Skoro tak, możesz mi ją pożyczyć?

– Cieszę się, że przypadła ci do gustu. Autor jest w tym samym wieku co ty.

– He?! Nie napisał jej dorosły?!

– Autor? Cóż, wiele książek celuje w tę grupę wiekową, ponieważ sporo pisarzy do niej należy. Inni może są z lekka dziecinni albo po prostu opisują młodzieńcze fantazje.

– Ty też piszesz?

– Myślałem o tym, ale... Gdybym pisał, miałbym mniej czasu na czytanie, co nie?

– Ach, no tak.

Bastian zaczął czytać książkę.

Była naprawdę wspaniała, a w dodatku napisana przez kogoś w jego wieku.

Niesamowite... – pomyślał.

– Jeśli napiszesz książkę i stanie się ona popularna, istnieje duża szansa, że ją przeczytam – powiedział żołnierz z uśmiechem.

Bastian objął mocno książkę.

W tym momencie do biblioteki wszedł żołnierz z czarną brodą i twarzą aż czerwoną ze złości, który wykrzyczał:

– Ej! Regis Auric, ty gnoju! Przerwa skończyła się dawno temu! Ile jeszcze każesz markizowi na siebie czekać!?

- Uch... – Młody żołnierz pospiesznie wstał od stolika.

W tym samym czasie w drzwiach biblioteki pojawili się rycerze z pierwszej armii, co było raczej rzadkim widokiem, i wskazując Bastiana, krzyknęli:

– Tu jest!

Chłopak rzucił się pomiędzy stoliki, a potem wyskoczył przez zamknięte okno, wciąż ściskając mocno książkę.


================================================


Po krótkim odpoczynku w młynie Bastian i Elizabeth wyruszyli w dalszą drogę, docierając do Applewood o zmierzchu.

– Nie zgubiliśmy się.

– To chyba oczywiste. Zapamiętałem mapę, no i przy mojej szybkości zgubienie drogi byłoby niemożliwe. Proste jak omijanie pocisków.

– Ach... Jesteś dziwny, Bastianie.

– Naprawdę? Latreille też to potrafi. Chociaż Aljeantina ma tak słabą orientację, że potrafi zgubić się w lesie.

– Nic nadzwyczajnego.

Bastian, słysząc to, ze zdziwioną miną przechylił głowę.

Applewood, największe miasto na wschodzie, było także twierdzą otoczoną wysokimi murami. Nawet po zmierzchu na jego ulicach roiło się od stoisk i spacerujących ludzi. Mimo gwałtownego wzrostu szybkości rozwoju technologicznego widok ten niczym nie różnił się od tego, co można było zobaczyć w dowolnym mieście Belgarii.

Bastian, mający na sobie okulary przeciwsłoneczne, zbliżył się do Elise, przy czym ich ramiona się zetknęły, po czym wyszeptał jej do ucha:

– Nie ma tu za wielu żołnierzy.

– Ach, nie wszyscy są po stronie Margaret.

– Może i ona za wszystkim stoi, ale nie masz pewności, kto wydał rozkaz. W końcu zamach na prawowitą następczynię tronu to poważna sprawa.

– Muszę wrócić do stolicy.

– O to się nie martw. Obiecuję, że cię tam zabiorę. Zaufaj mi.

– Dziękuję, Bastianie.

Nie miała pojęcia, kiedy mogą znowu zostać zaatakowani, przez co zbliżyła się do chłopaka jeszcze bardziej. Nigdy dotąd nie byli tak blisko siebie, nawet w szkolnej stołówce, przez co Bastianem zaczęły targać mieszane uczucia. Z jednej strony był dumny, choć zawstydzony, z drugiej teraz jeszcze bardziej chciał ją chronić.

– Ciekawe, czy będziemy mogli tu zostać.

– Myślisz, że przyjmują uczniów?

– A właśnie, nie możesz zdradzić, że jesteś księżniczką, prawda?

– Tak, to byłoby niebezpieczne.

Przez chwilę brali pod uwagę udanie się do burmistrza miasta, jednak nie mieli pojęcia, po czyjej jest stronie. Gdyby wspierał Margaret, od razu wezwałby wojsko. Tak więc weszli do karczmy, w której na pierwszym piętrze znajdowały się pokoje do wynajęcia. Budynek miał białe ściany, jednak poza tym jego wnętrze przypominało podobne placówki z Belgarii.

Wewnątrz nie było wielu gości, jedynie sześć osób siedziało przy stolikach. Jak tylko starsza kobieta stojąca za ladą ich zobaczyła, rzuciła:

– To nie miejsce dla dzieci.

Jak mamy to wyjaśnić? – pomyślał Bastian.

Elise podeszła do niej, mówiąc:

– Przepraszamy, że przeszkadzamy. Jesteśmy uczniami, wracamy szybko do domu, bo nasz krewny zachorował, a przygotowany dla nas powóz się spóźnia. Moglibyśmy zostać tu na noc?

– Hmm...

Kobieta spojrzała na nich podejrzliwie.

– Macie pieniądze?

– Ach... – Bastian przeszukał kieszenie, jednak nie wziął ze sobą ani grosza. – Mam tylko stary zegarek, krótki miecz i moje arcydzieło. I nie, nieważne, jak by pani prosiła, książki nie oddam!

– Może być moja chusteczka? Dostałam ją od matki. Prawie nieużywana, a w dodatku nie powinna być tania.

Kobieta wyciągnęła rękę.

– Czyżby to był... jedwab?

– Jeśli to nie wystarczy, pójdziemy w inne miejsce.

– He? Ach, cóż, mówi się trudno. Pozwolę wam dziś zostać, ale dostaniecie tylko śniadanie i obiad.

– Dziękujemy. – Elise się ukłoniła.

– Bogu dzięki. – Bastian odetchnął z ulgą.

– Tak. Po tym całym bieganiu padam z nóg.

Kobieta przechyliła głowę.

– Eeee, jesteście rodzeństwem, tak? Wystarczy wam jeden pokój?

– He? – Elise się zarumieniła.

– He? – Bastian podrapał się w głowę. – W porządku, mogę spać na zewnątrz.

– Nie! Zimno tam. Proszę pani, wystarczy nam jeden pokój, w końcu jesteśmy rodzeństwem.

– Naprawdę? Cóż, oto klucz. Jeśli będziecie wychodzić, zostawcie go tutaj. Chociaż dzieci nie powinny kręcić się po ulicy o takiej porze. Jeśli chcecie kolację, to teraz albo nigdy, bo akurat jedzenie nam się kończy.

– Tak!

– Zjadłbym trochę mięsa.

Kobieta zaśmiała się, słysząc słowa Bastiana.

– Wątpię, żeby przypadło do gustu szlachcicom.

Podano im chleb oraz zupę z kurczakiem.

W normalnych okolicznościach dostaliby do picia piwo, jednak ze względu na ich wiek otrzymali jedynie wodę. Piwo mogło stać na półkach cały tydzień, podczas gdy prosta woda jedynie trzy dni, nawet podczas chłodniejszych dni, przez co była cenniejsza.

Jedząc drewnianymi sztućcami, Bastian skomentował:

– Pyszne!

Do samego rana pisał swoją książkę, tak więc do szkoły poszedł o pustym żołądku. Wcale nie dziwił zatem fakt, że po biegu, w którym dogonił Elise, a następnie walce z żołnierzami poczuł głód.

– Naprawdę smaczne, babciu. Gwarantuję, że w Belgarii zostałabyś szefem kuchni w cesarskim pałacu.

– Haaa... Poważnie? To przygotował mój mąż.

– Naprawdę jest pyszne.

Elise, będąca w podobnej sytuacji, jadła ze łzami w oczach. Najpierw zdobyła się na to, by przyjąć tron, porzucając tym samym normalne życie, a po opuszczeniu internatu ścigali ją żądni jej krwi żołnierze.

Dzisiejszy dzień musiał być dla niej wyjątkowo ciężki – pomyślał chłopak.

– Nie? Babciu, dokładkę!

– Bastianie, poczekaj.

– Co? Przecież się nie zmarnuje! To tylko druga porcja!

– Ach, naprawdę?

– Eeee... Ja... też... – Elise zrobiła się czerwona jak burak, oddając pusty talerz.


Po zjedzeniu posiłku udali się do swojego pokoju. Stanęli w jego drzwiach jak wryci. Wewnątrz były oczywiście stół oraz krzesła, ale tylko jedno łóżko.

– To... pokój dla jednej osoby.

– Są dwie poduszki, więc dla dwóch... Dwóch śpiących razem. – Po raz kolejny Elise zalała się rumieńcem.

Nagle nogi się pod nią ugięły, na szczęście Bastian szybko ją złapał.

– Nic ci nie jest?

– Nie?!

Elise, obracając się, straciła równowagę i upadła plecami na łóżko, a że Bastian nie puścił jej ręki, pociągnęła go za sobą, przez co wylądował na niej.

Jej złote włosy rozwiały się po pościeli. W tym samym momencie chłopak poczuł zapach wymieszanych potu, ziemi oraz zupy.

Elise zamknęła oczy, drżąc.

– Nie... możesz...

– O nie...

– To i...

– Chwila, proszę, nie denerwuj się! Po prostu straciłem siłę w nogach, ja też jestem zmęczony!

W tym momencie od strony drzwi dobiegło wymuszone kaszlnięcie. Para szybko się rozdzieliła, spoglądając w tamtym kierunku.

W drzwiach stała, marszcząc czoło, starsza właścicielka karczmy.

– Powinniście zamykać drzwi, zanim przejdziecie do takich rzeczy!

– Nic nie robimy! – odpowiedziała Elise, podczas gdy Bastian, mając całą czerwoną twarz, kręcił głową i zastanawiał się, o czym ona mówi.


================================================


Leżąc, zetknęli się plecami.

– Hiaaa!

– Przepraszam.

– To łóżko jest naprawdę małe.

– T-Ta...

Serca biły im jak oszalałe, jednak nim się spostrzegli, zmęczenie wzięło nad nimi górę i zasnęli.


Następnego ranka.

Bastian i Elise jedli śniadanie na parterze. Mimo tak wczesnej pory w sali było sporo osób. Podano im tosty, szynkę, jajka oraz wodę. Dla zwykłych obywateli taki posiłek wydawał się trochę za bardzo luksusowy, jednak dla szlachciców nie stanowił niczego szczególnego. Oboje pochodzili z królewskich rodów, tak więc na co dzień mogli poprosić o najbardziej wykwintne jedzenie, jakie tylko przyszłoby im do głowy. Obojgu także brakowało wiedzy o życiu zwykłych obywateli. Zdawali sobie jedynie sprawę, że różni się od tego, do czego przywykli.

– Pyszne śniadanie, babciu.

– Podpisuję się pod tym obiema rękami, babciu.

– Głupcy! Zamiast prawić komplementy po prostu jedzcie.

W tym momencie ktoś z impetem otworzył drzwi, krzycząc:

– Złe wieści!

Mężczyzna miał na sobie lniane ubranie. W prawej ręce trzymał gazetę, zaś w lewej z jakiegoś zupełnie niewyjaśnionego powodu patelnię.

– Wydarzyło się coś strasznego!

– O co robisz takie zamieszanie?

– Jej wysokość umarła!

Mężczyzna uniósł gazetę.

Jej wysokość królowa Charlotte Steelart w wieku 42 lat umarła w nocy z 15 na 16 kwietnia o północy. Cichy tydzień miał rozpocząć się następnego poranka. Pałacowy medyk jako przyczynę zgonu podał chorobę serca.

Klienci tawerny byli zszokowani, a właścicielka zaczęła się modlić.

Bastian spojrzał na Elise. Usta i twarz dziewczyny zbladły jak ściana.

– C-Co mam zrobić, Bastianie?

– Trzymaj się!

– S-Skoro... Nie... Zdążyłam...

– Nie! Przecież rycerze wczoraj powiedzieli, że to nieoczekiwane.

– Ach, tak...

Ich rozmowa wywołała małe zamieszanie, wszyscy patrzyli na nich ze zdziwieniem.

Bastian objął Elizabeth i pomógł jej wstać.

– Jesteś w stanie chodzić?

– Tak...

Chłopak chciał dać jej odpocząć trochę dłużej, jednak sytuacja na to nie pozwalała, ponieważ wszyscy wewnątrz tawerny przyglądali im się podejrzliwie.

Wyszli na ulicę. Na wszelki wypadek Bastian założył okulary przeciwsłoneczne, żeby nikt nie rozpoznał, że należy do rodziny królewskiej. Tak jak wczorajszego wieczora o późnej porze, tak i teraz o samym poranku ulice były pełne straganów i spacerujących ludzi.

– Jej wysokość?!

Wiadomość o śmierci królowej szybko się rozpowszechniała, dostrzegli nawet kogoś płaczącego z gazetą w ręku. Królowa była symbolem Wielkiej Brytanni, wielu obywateli postrzegało ją jako matkę.

Elise też tak o niej myślała?

– Eeee... Jej wysokość... Ciocia... Była bardzo dobrą osobą...

Takie zachowania zwykle były nieakceptowalne na ulicy, jednak tego dnia wszędzie dało się dostrzec płaczących ludzi.



Jakiś czas później, kiedy Elise się uspokoiła, wycierając łzy z oczu, powiedziała drżącym głosem:

– Bastianie... przepraszam.

– Już doszłaś do siebie?

– Tak.

– Wyglądasz na zmęczoną, powinnaś trochę odpocząć.

– Nic mi nie będzie.

– Królowa umarła piętnastego, dziś jest szesnasty. – Bastian pokiwał głową. – Teraz zaczyna się okres żałobny nazywany cichym tygodniem, który potrwa do dwudziestego drugiego, tak?

– Tak.

– W takim razie wybór nowej władczyni nastąpi dwudziestego trzeciego?

– Tak to powinno wyglądać. Parlament ogłosi następczynię tronu w trakcie Świtu Deklaracji.

– Wybrano ciebie, tak?

– Tak, spójrz. – Elise wyciągnęła rękę, na której znajdował się złoty pierścień z emblematem kwiatu.

– To symbol królewski?

– Biała róża jest narodowym symbolem Wielkiej Brytanni. Jeżeli zawiozę to do stolicy, gdzie przebywa wiele osób sprzeciwiających się wojnie, nikt mnie nie zignoruje.

– Oczywiście. W końcu taka była wola królowej Charlotte.

– Jednak obecna sytuacja wygląda tak, że to Margaret zasiądzie na tronie. Jeżeli wrócę do stolicy, przynajmniej utrudnię ich plan.

– Nawet z tym pierścieniem możesz nie zostać królową?

– Owszem. Nie byłoby problemu, gdyby znane było miejsce pobytu osoby z pierścieniem. Jednak jeżeli zaginęła i lud dojdzie do wniosku, że ktoś z jakiegoś powodu ją więzi, sytuacja może potoczyć się zupełnie inaczej.

– Gdyby istniało inne wyjście...

Podróż pociągiem zajęłaby pół dnia, powozem pięć, a pieszo nie daliby rady dotrzeć tam nawet w całe pięć dni.

Bastian westchnął.

Podróżowanie naprawdę jest ciężkie.

– Byłoby miło, gdyby królowa zawczasu ogłosiła kandydatkę do tronu.

– Być może chciała to zrobić, ale zwlekała, ponieważ wciąż się uczyłam.

– Naprawdę?

– Ale... Eskortowano mnie do pałacu w takim pośpiechu właśnie przez jej kiepski stan zdrowia. Gdybyśmy wtedy wzięli pociąg, na pewno byśmy zdążyli.

Królowa umarła poprzedniego dnia, gdyby więc rycerze dotarli do Applewood i pojechali pociągiem, bez wątpienia zdążyliby przed jej śmiercią.

– Pewnie powiedziała o mnie paru osobom, ale teraz, kiedy już jej nie ma, nic nie mogą zrobić.

– Doprawdy?

– Damy radę pojechać pociągiem?

– Moim zdaniem to niemożliwe, ale sprawdzić nie zaszkodzi.

Tak więc udali się w stronę centrum miasta, gdzie było widać czarny dym dochodzący ze stacji kolejowej oraz rozchodził się szczęk kół oraz świst pary.

Stacji strzegło paru żołnierzy.

– Więc miasto zdało sobie sprawę, że niedługo dojdzie do wojny.

– To nie pora na żarty, Bastianie. Nieważne, jak to wygląda, tych wojaków wysłano, by mnie odnaleźć.

– Rozumiem.

Bastian ocalił Elise przed żołnierzami, a o tym wydarzeniu poinformowano Margaret, dlatego wysłano w te rejony jeszcze więcej członków armii, by znaleźć i zabić Elizabeth.

– Czyli pociąg nie wchodzi w grę. Spróbujmy znaleźć jakiś powóz.

– To zdecydowanie lepszy pomysł.

– He?

Bastian spojrzał na Elise, która nagle zapadła w głęboką zadumę.

– ...

– Musisz iść do toalety?

– Co?! Jakim cudem przyszło ci to do głowy!?

– P-Przepraszam. Znowu się pomyliłem.

– Bastianie... Dla mnie nie ma już powrotu, ale ty możesz jeszcze wrócić do szkoły.

Chłopak przechylił głowę.

– Czemu to powiedziałaś?

– N-No bo sytuacja...

– Obiecałem ci przecież, że zawiozę cię do stolicy.

– Ale to niebezpieczne, a przecież ruszyłeś za mną tylko po to, by dać mi swoją książkę.

– Tak było. Ale jeśli umrzesz, nikt już jej nie przeczyta. To wystarczający powód, żeby ci pomóc.

– Kompletnie cię nie rozumiem, Bastianie.

– Ja ciebie też nie.

– Co?

– Jestem podobny do tej całej Margaret. Bez przerwy się nudzę... więc nie robię tego dla ciebie, tylko dla siebie. Nie obchodzi mnie, jeśli wykorzystasz sytuację i użyjesz takiego dziwaka jak ja do swoich celów.

– Nie mogłabym...

– Tutaj!

– Ach?!

Bastian chwycił rękę Elise i rzucił się do ucieczki. Główna ulica była pełna żołnierzy i mieszkańców, więc skręcili w pierwszą napotkaną alejkę.

– Niewiele brakowało. Zauważą nas pewnie przy wyjściu z miasta.

– Niemożliwe!

Mimo ucieczki trafili na dokładnie tych samych trzech żołnierzy, co wcześniej, którzy siedli sobie w alejce, żeby coś zjeść.

– Ej, czy to nie... księżniczka Elizabeth?!

– Stać!

Ktoś użył gwizdka i wszyscy żołnierze będący w pobliżu ruszyli w tę stronę. Bastian chwycił drobną dłoń Elise i ruszył przed siebie. W lesie słyszał zbliżających się opancerzonych rycerzy, jednak w mieście, pomiędzy alejkami, było to niemożliwe.

– Nawaliliśmy!

– Bastianie, uciekaj!

– Elise, starczy tego! Jak ty, mająca wziąć na siebie los narodu, możesz zamartwiać się o kogoś takiego jak ja?! Kto zatrzyma wojnę, jeśli umrzesz?! Żeby obronić pokój, musisz przeżyć za wszelką cenę!

– Ach...

Bastian zbeształ Elise, chcąc zostawić przeprosiny na później, kiedy już wyjdą z tej sytuacji. Tym bardziej że nie zapamiętał mapy, więc nie wiedział, gdzie są.

Niedobrze. Pewnie niedługo nas dogonią. Czuję, że wbiegam do środka ich formacji zamiast z niej uciec.

– Elise, biegnij i nie oglądaj się za siebie! Pod żadnym pozorem się nie zatrzymuj! Obronię cię!

– Dobrze.

Bastian puścił jej rękę, wierząc, że go posłucha. Sam planował siłowo przebić się przez żołnierzy. Długo nie musiał czekać – już przy wyjściu z wąskiej alejki spotkał trzech zbrojnych, którzy, choć zaskoczeni nagłą szarżą, pewnie unieśli strzelby.

– T-Ty gnoju...

Bastian wyciągnął swój sztylet. Była to stara broń, którą zabrał ze sobą z pałacu, jedno z ostrzy L’Empereur Flamme stworzonych z elfiego srebra.

Drugi książę, Latreille, był w posiadaniu Arme Victoire Volonte, Eddie, należący do rodu służącego cesarstwu od jego powstania, dzierżył Defendre Sept, a czwarta księżniczka, Aljeantina, otrzymała Grand Tonnerre Quatre. Pierwszy książę, Auguste, oraz piąta księżniczka, Felicia, nie posiadali żadnej z tych legendarnych broni, jedno ze względu na stan zdrowia, a drugie na zbyt młody wiek.

Skoro młodsza ode mnie Aljeantina otrzymała oręż w tak młodym wieku, ja też mogę zostać dowódcą! Prawdopodobnie... – pomyślał wtedy Bastian.

I tak dzień przed wyjazdem do szkoły wziął go sobie ze skarbca, powodując spore zamieszanie, gdy następnego dnia odkryto brak tego potężnego ostrza. Cały incydent zakończył się słowami jego ojca, cesarza:

– Ja mu go dałem.

Długi miecz nie nadawał się, by zabrać go na zajęcia, tak więc wybór sztyletu stał się dla księcia oczywisty.

Broń ta nosiła nazwę Vite Espace Trois. Cienkie jak papier ostrze spoczywało w pięknie zdobionej pochwie, tworzącej długi, wąski trójkąt, mający 4 Pa (30 cm), mniej więcej tyle samo, ile stopa pierwszego cesarza. Mówiło się, że było w stanie wyprowadzić cięcia szybkie niczym prędkość dźwięku.

Niesamowite, poruszam się szybciej niż zwykle. – Bastiana zaskoczyło, jak szybko dał radę zbliżyć się do przeciwników. – Nie celujcie bronią w księżniczkę waszego państwa, pustogłowe żołdaki!

Zanim żołnierz zdążył nacisnąć spust, stracił rękę; ostrze nie wydało przy tym z siebie żadnego dźwięku. Z kikuta trysnęła krew, ochlapując całą alejkę. Dopiero po krótkiej chwili mundurowy krzyknął z bólu.

Bastian błyskawicznie podniósł broń leżącą na ziemi i bez wahania wystrzelił w powietrze.

– I jak?! Jeśli życie wam miłe, uciekajcie gdzie pieprz rośnie!

Była to najnowsza strzelba Wielkiej Brytanni, którą dało się szybko i łatwo przeładować, a w dodatku dysponowała sporą siłą ognia. Jednak należało ją nabić po każdym wystrzale, dlatego Bastian odrzucił ją na bok, jednocześnie wyskakując do przodu i kradnąc broń pozostałym żołnierzom.

Chłopak zaczął mierzyć w uciekających wojaków. Przy tej odległości kula z łatwością przebiłaby pancerz na ich plecach, gdzie był najcieńszy.

– ...?

W tym momencie ktoś wyszedł z bocznej alejki i zatrzymał się przed Bastianem. W tej samej chwili dobiegła do niego także Elise.

– Ahaha... haa... Basti... ach....

Powstrzymała się przed wypowiedzeniem jego imienia, ponieważ przed nimi stał przeciwnik.

Była to kobieta o czarnych, ściętych na wysokości brwi włosach. Miała bystry wzrok i zaciśnięte mocno wargi. Nosiła mundur oficerski, lżejszy od tych używanych przez żołnierzy, z długim mieczem, pistoletem u pasa, a także sztyletem ukrytym przy udzie.

Położyła swoją broń na ziemi.

Widząc to, Bastian spytał z uśmiechem:

– Nie zamierzasz jej użyć? Czy może jesteś tak pewna swojej siły?

– Porucznik Glenda Graham z Pierwszej Dywizji armii Wielkiej Brytanni. Mogę spytać o twoje imię?

Bastian, poprawiając okulary, czym chciał ukryć fakt, że się trzęsie, powiedział:

– Kukuku... Jam jest wysłannik ciemności, Ponury Chevallier! Posmakuj mocy drzemiącej w mojej prawej ręce!

– Rozumiem, Belgarianin.

– C-Co? Chwila... Rycerze ciemności!

Glenda wyciągnęła swój miecz. Zwykłe ostrza mogły być z łatwością zniszczone przez Vite Espace Trois, jednak to stworzono z białawego stopu, najnowszego osiągnięcia technologicznego Wielkiej Brytanni.

– Czyli jesteś wynajętym cudzoziemcem? Pożałujesz tego!

Kobieta natychmiast rzuciła się do ataku.

Bastian strzelił językiem.

Przejęła inicjatywę? Na to wygląda. Dawno nie miałem takiego przeciwnika.

– Nie boję się śmierci! Jeśli widzę wroga, stanę z nim do walki!

Bastian wyprowadził cięcie w stronę oręża Glendy.

– Co?!

– Haaa!

Vite Espace Trois uderzył w długi miecz, potem nastąpiły kolejne trzy ciosy, po których zbroja przeciwniczki pękła z głośnym trzaskiem.

– Co?! Moja nowa stalowa zbroja...

– O, udało ci się to zablokować!

Dzięki blokadzie ostatniego ciosu cięcie nie było zbyt głębokie, a Bastian musiał odskoczyć do tyłu.

– Ach!

– Haaa!

Glenda wyprowadziła atak, który Bastian zatrzymał uderzeniem swojego sztyletu. Przy kolejnych wymianach cięć dystans między nimi malał, aż w końcu chłopak mógł się zbliżyć i wyprowadzić uderzenie z pięści prosto w brzuch przeciwniczki. Jej zbroja była wystarczająco silna, żeby zatrzymać cios silniejszy od natarcia byka, jednak została wyrzucona w powietrze.

– Co?!

– Śpij!

Kiedy Glenda znajdowała się jeszcze w powietrzu, Bastian wyprowadził kopnięcie. Mimo że zablokowała je obiema rękami, jego siła odrzuciła ją w tył, przez co uderzyła plecami o ścianę, która zapadła się po tym uderzeniu.

W całej alejce unosił się kurz, nigdzie nie było widać Glendy.

Da radę wstać? Cóż, nie ma czasu sprawdzić.

– Elise, szybko!

– Dobrze!

Tak oto Bastian i Elise uciekli z Applewood.



Wróć do Rozdział 1 Strona Główna Idź do Rozdział 3