Haken no Kouki Altina PL: Tom 5 Rozdział 2

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search
The printable version is no longer supported and may have rendering errors. Please update your browser bookmarks and please use the default browser print function instead.

Rozdział 2

Rankiem, zanim jeszcze żar pozostały po nocnych walkach zdążył się rozwiać, Przygraniczny Regiment Beilschmidt opuścił bramy Fortu Volks. Regis jechał powozem wraz z Clarissą, a Altina na swoim orzechowym koniu ze złotymi włosami oraz ogonem i białą tylną nogą, którego dostała podczas rocznicy założenia cesarstwa.

No właśnie, nadała mu już jakieś imię?

Jerome na swoim czarnym koniu zajmował miejsce u boku księżniczki. Kiedyś przewodził regimentowi, teraz był jedynie kapitanem pięciuset czarnych rycerzy.

Kawaleria jechała na przedzie formacji, za nimi maszerowało kolejno tysiąc piechurów, dwa tysiące najemników oraz pięciuset żołnierzy przenoszących zaopatrzenie. Nie mieli ze sobą żadnych dział, ponieważ w takiej wyprawie liczyła się prędkość marszu. W końcu po co zabierać ze sobą armaty, skoro wroga może już dawno nie być, kiedy dotrą na miejsce?

W samym centrum formacji znajdowała się biała karoca ciągnięta przez cztery konie. Mogła pomieścić sześć osób lub służyć jako mobilne centrum dowodzenia, jednak obecnie znajdowali się w niej jedynie Regis i Clarissa.

Co prawda, kierowali się na pole bitwy, jednak nie zdążyli się jeszcze oddalić od własnej fortecy, więc panowała luźna atmosfera. Przez okna było widać fort Volks.

Clarissa dotknęła szyby; po chwili jej palce zostawiły na niej odcisk pary. Samo szkło stanowiło towar luksusowy, tak więc normalne wozy nie miały szyb, jednak ten powóz posiadał ich aż sześć. Oprawiono je w drewniane ramy, dzięki czemu można było je zamknąć podczas bitwy, a w razie potrzeby otworzyć, aby móc bez problemów przekazywać rozkazy. Jedynie woźnica siedział nieosłonięty na zewnątrz.

Budżet regimentu nie pozwalał na najnowszy model powozu, ten jednak został podarowany Regisowi tydzień wcześniej przez Eleanor Ailred Winn de Tiraso Laverde, córkę diuka i przywódczynię Nowej Szlachty. Mimo młodego wieku przewodziła już swojemu rodowi, posiadającemu wspaniałą willę oraz pokaźną część ziem na południu Belgarii. Innymi słowy, była urodzoną biznesmenką. Podarowała Regisowi ten wóz prawdopodobnie po to, by odwdzięczyć się za pomoc, jakiej udzielił jej podczas rocznicy utworzenia cesarstwa. Powóz nie stanowił jedynego prezentu, regiment otrzymał od niej także hojne wsparcie finansowe.

Kiedy Fort Volks zniknął z pola widzenia, Clarissa powiedziała:

–Po raz pierwszy jadę z tobą sama powozem.

–Rzeczywiście. Wcześniej byli z nami Altina i Eric.

Clarissa się zarumieniła.

–Przebywanie tu z tobą sam na sam trochę mnie krępuje.

–Czemu?

Regis, początkowo podekscytowany słowami pokojówki, uspokoił się i wyjął książkę ze swojej torby, co wyraźnie zaskoczyło Clarissę.

–Regisie, nawet w takiej sytuacji masz zamiar czytać?

–Cóż... Jest o zachodzie, więc nie zaszkodzi.

–No tak. W końcu kiedy tylko tam dotrzemy, od razu dojdzie do bitwy. Dobrze będzie rozumieć panującą tam sytuację.

–Nie sądzę, żeby akurat ta książka pomogła w bitwie. To powieść fantasy, jedynie osadzona na zachodzie.

–Naprawdę?

–To opowieść o chłopcu i dziewczynie, którzy z jakiegoś powodu zamienili się ciałami. Czeka nas długa podróż, więc czemu nie wykorzystać okazji i jej nie przeczytać, póki jeszcze panuje spokój?

–Regisie, jadłeś już śniadanie?

–Co? No więc... Nie zmrużyłem nawet oka, co dopiero mówić o śniadaniu.

–W takim razie zamiast czytać może zdrzemnie się pan na moich kolanach?

–Nie, w porządku. Jeżeli chce mi się spać, zasnę w każdym miejscu. Kiedyś nawet zdarzyło mi się zapaść w sen, idąc po schodach. To było naprawdę niebezpieczne doświadczenie.

–Mogłabym to zrozumieć, ale co będzie, jeżeli zachorujesz? Powinieneś chociaż coś zjeść, skoro i tak mam już coś przyszykowanego.

–Dobrze. Chociaż po jedzeniu zrobię się senny.

–W takim razie może najpierw krótka drzemka?

–Skoro znalazłem czas, żeby trochę poczytać, byłaby to strata czasu.

–... - Clarissa odpowiedziała tylko uśmiechem, na widok którego Regisa przeszły ciarki po plecach. Podniosła leżący na podłodze koszyk, postawiła na kolanach, otworzyła i wyjęła z niego chleb, suszone mięso oraz warzywa, a następnie bez słowa, wciąż jedynie się uśmiechając, podała je Regisowi. Nawet on nie zignorowałby jej, żeby móc dalej czytać książkę.

–Ch-Chyba wezmę gryza.

–Nie musisz się zmuszać, jeżeli nie masz ochoty jeść.

–Ale chcę.

–Fufu. Naprawdę?

Regis wyjął z koszyka kromkę chleba. W innych krajach zewnętrzna skórka pieczywa była miękka, w Belgarii natomiast pieczono chleb w taki sposób, żeby była twardsza i wyjątkowo chrupiąca. Różnica leżała w gatunku użytej w nim pszenicy.

–To mi przypomniało, że na zachodzie uprawia się zboże służące do pieczenia miękkiego chleba.

–Mieszkańcy pałacu też go kochają.

–To dlatego, że na zachodzie jest sporo starej szlachty. Nawet zwykli obywatele, mając wybór, wolą miękki chleb.

–Interesujące.

–Cóż, powinniśmy być wdzięczni, że wciąż mamy jakiekolwiek pieczywo.

–W zeszłym roku dzięki dobrym zbiorom udało mi się kupić sporo taniej pszenicy. Oby tylko w tym roku były równie obfite.

–Profesor Boutter napisał kiedyś książkę „Południowa reforma”. Według niego redukcja upraw rolnych o trzydzieści procent oznaczałaby śmierć z głodu ponad stu tysięcy obywateli. Liczby wydają się lekko przesadzone, jednak wiedząc, jak bardzo pogorszyło się egzekwowanie prawa, można było dojść do wniosku, że wcale tak bardzo go nie poniosło.

–Nie jestem zbyt obeznana w polityce.

–Mam wrażenie, że to zrozumiesz.

W końcu aby w mgnieniu oka dojść do wniosku, że mówił o polityce, trzeba było mieć w niej obeznanie.

Po zjedzeniu chleba Regis sięgnął po mięso - słone, jednak wciąż dobre.

–Skoro o tym mowa, Clarisso, od dawna pracujesz w pałacu, prawda?

–Tak. Zarówno moja matka, jak i babka były pałacowymi pokojówkami.

–A ojciec?

Nagle Clarissa zamilkła. Po chwili się zarumieniła. - Ojej, chcesz poznać mojego ojca? Będziemy mijali stolicę, więc może damy radę znaleźć trochę czasu. Ale, Regisie, to takie nagłe, nie wzięłam ze sobą żadnych ładnych ubrań...

–Przykro mi... Ale nie zatrzymamy się w stolicy.

–Fufu, jaka szkoda. Mój ojciec jest mieszczaninem. Prostym żołnierzem. Poznał moją matkę, kiedy pełnił rolę strażnika w pałacu.

–Pałacowy romans...

–Moja matka przyłapała go na podkradaniu jedzenia podczas przyjęcia i zagroziła, że jeśli jej nie poślubi, to wezwie straże.

–Przepraszam, ale jeszcze nie czytałem takiej opowieści.

–Fufu. To tylko żart.

–Od którego momentu?

–Odkąd powiedziałam, że krępuję się, będąc z tobą sam na sam.

–Czyli od samego początku!

Clarissa uśmiechnęła się radośnie.

–Słuchanie twoich odpowiedzi sprawia mi wyjątkową radość.

–Z innymi jest inaczej?

–Tak. Niektórzy się denerwują, innych moje opowieści szokują.

–No tak. Niewiele osób mogłoby poznać, że to jedynie żarty. Cóż, to po części wina tego, jak często sobie żartujesz.

–To prawda, jednak mogę to robić jedynie przy tobie.

–Haha, a co z Altiną?

–Żarty przy jej wysokości? Nigdy bym tego nie zrobiła.

–He?

Niby tak się jej obawiasz, a jednak obejmujesz i głaskasz ją jak małego kotka. Cóż, niech będzie.

Regis po jedzeniu i tak przyjemnej rozmowie zrobił się wyjątkowo senny.

Clarissa zaczęła śpiewać:

–Aaa, kotki dwa...

Śpiewała mu kołysankę, jak starsza siostra usypiająca rodzeństwo po kolacji.

Dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że wszystko potoczyło się tak, jak wcześniej przewidział, i najwyraźniej zgodnie z planem Clarissy.

Cóż, niech będzie.

Oparł głowę o ścianę i usnął, budząc się dopiero na trzeciej przerwie w marszu.


================================================


Piętnasty maja, zaczęło mżyć.

Regiment Altiny minął stolicę. Nie zatrzymali się tam, ponieważ drugi książę, Latreille, zgodnie z rozkazem ojca już dawno wyruszył na zachód, tak więc pierwsza armia przebywała poza murami miasta. Cesarz wydający osobiście rozkazy stanowił rzadki widok, co tylko podkreślało wagę sytuacji. Nawet prości obywatele rozumieli, że starcie z Wielką Brytannią nie jest tylko jakąś małą potyczką.

Poza tym księżniczka nie chciała wprowadzić swojego regimentu do stolicy pod nieobecność pierwszej armii, ponieważ mogłoby to wywołać złe wrażenie, że chce zająć miasto, a w takich czasach podobne gesty były ważniejsze od faktów.

Musieli się jednak w końcu zatrzymać, żeby uzupełnić zapasy, dlatego też kierowali swoje kroki do Rouen, leżącego w pobliżu stolicy, gdzie ustawili obóz na południe od miasta.

Piąta wieczorem.

W obozie trwały przygotowania do kolacji.

Wejście do namiotu pełniącego rolę centrum dowodzenia, ulokowanego w samym centrum obozowiska, było strzeżone przez ciężko uzbrojonych żołnierzy. Regis nie przywykł do ich obecności. Przechodząc obok nich, zasalutował z szacunkiem. Wewnątrz było o wiele cieplej niż na zewnątrz, nawet kiedy nie padało, jak tego dnia.

Altina zdjęła z siebie przemoknięty płaszcz i przeciągnęła się jak kot.

–To taaaaak baaardzo męęęczące.

–Podróż musiała być dla ciebie ciężka, wasza wysokość.

Clarissa podała ciasteczka oraz herbatę.

–Dziękuję! Regisie, może spróbujesz?

–Wyglądają pysznie. Poczęstuję się.

–Tak, jak myślałam, dwutygodniowy marsz jest wyjątkowo męczący. A ja jadę konno... Co muszą czuć zwykli piechurzy?

–Tak. Żołnierze zużywają większość sił na marsz, dlatego bardzo ważne jest, aby znaleźć odpowiedni moment na dołączenie do walki.

Regis usiadł na krześle, rozkładając mapę na stole stojącym w centrum namiotu (meble transportowano jednym z wozów).

Altina zdjęła naramienniki i napierśnik, Clarissa w tym czasie odpinała jej pas.

–Właśnie, gdzie jest sir Jerome?

–Powiedział, że zdrętwiał podczas marszu, więc będzie ćwiczyć aż do kolacji.

–Nie masz nic przeciwko?

–Mój miecz się złamał...

Regis, spoglądając na podłużne, drewniane pudło, pokręcił jedynie głową.

Grand Tonnerre Quatre został złamany podczas starcia z Franziską, jednak zabrali go ze sobą, ponieważ stanowił symbol regimentu. Altina używała zastępczego, zwykłego długiego miecza, jednak nie była w stanie wykorzystać z nim swojego pełnego potencjału, co ją z lekka podłamało.

Regis spojrzał ponownie na mapę, a następnie otworzył trzymany w ręce list.

–Co to jest? - spytała księżniczka.

–Rozkaz od Latreille. Mamy zatrzymać się w Rouen i połączyć z siódmą armią szesnastego maja.

–Siódma armia do nas dołączy?

–Najwyraźniej.

Siódma armia była zaangażowana w walki na froncie wschodnim, gdzie większość terenu stanowiły lasy, dlatego jednostka posiadała niewielkie oddziały kawalerii, za to liczyła sporo piechurów. Jednak ich siły nie przekraczały dwudziestu tysięcy zbrojnych.

–Połączymy z nimi siły?

–Tak... Mówię to jako strateg. Siódma armia nie przywykła do starć na równinach, a ich dowódca, generał Barguesonne, jest bardzo stary.

–Barguesonne... Jakoś nie mogę go sobie przypomnieć.

–Naprawdę?

–Spotkałam go jedynie raz podczas bankietu w pałacu. - Altina westchnęła.

Widać był do niej uprzedzony, najprawdopodobniej ze względu na płeć albo pochodzenie. Takie osoby często trafiały się pośród szlachty.

–Przed nami jeszcze kilka dni marszu. Mamy wspólnego wroga, więc myślę, że współpraca jest możliwa.

–Tak byłoby najlepiej.

Zarówno historia, jak i literatura pokazują, że bitwy często kończyły się porażką przez konflikt wewnętrzny jednej ze stron. Regis chciał tego uniknąć, stawiając na komunikację oraz mediacje pomiędzy sojuszniczymi armiami.

W tym momencie przed namiotem zrobiło się głośno.

Do środka wszedł strażnik, mówiąc:

–Przepraszam za najście. Jakiś cywil prosi o audiencję.

–Hmm? Kto? Już przecież spotkałam się z burmistrzem...

Odwiedzili go jeszcze przed rozstawieniem obozu. Na spotkaniu pojawili się także członkowie Gildii Kupieckiej oraz Gildii Najemników, a jako że miasto było pod bezpośrednią jurysdykcją cesarza, burmistrzowi towarzyszył lokalny lord.

Kiedy Regis się nad tym zastanawiał, strażnik dodał niepewnym głosem:

–To.. do pana, sir Regisie.

–Do mnie? Jakiś kupiec chce sprzedać nam swoje towary? Przecież uzupełniliśmy już zapasy. Cóż, jest już późno, więc poproś go, aby zostawił swoje imię i wrócił jutro.

Kiedy wydawał rozkaz, zza wejścia do namiotu dobiegł kobiecy głos:

–Regiś tam jest?

–Co?!

–Regiś, wyjdź do mnie! Jak możesz mnie nie poznawać? Jeśli śmiesz tak powiedzieć, gorzko tego po-ża-łu-jesz!

Głos był znajomy, a groźba wydawała się realna.

–Ni-Niemożliwe...

–Jeśli zaraz nie wyjdziesz, zacznę rozpowiadać twoje wstydliwe sekrety! Jak wtedy, kiedy skończyłeś dwanaście lat, tuż przed tym, jak zapisałeś się do akademii wojskowej!

–Co?! Siostra?!

Regis wybiegł z namiotu, a Altina i Clarissa spojrzały na siebie, zdziwione jego zachowaniem.

–Regiś?

–Siostra?

–Kiedyś wspominał, że jego siostra poślubiła kowala w Rouen...

Na zewnątrz namiotu stała kobieta otoczona przez ciężkozbrojnych rycerzy, jednak najwyraźniej nic sobie z tego nie robiła. Miała czarne włosy, na których nosiła przepaskę, oraz piękne, ręcznie wyszywane ubranie. Jedynie kolor jej włosów i uszy były takie same jak u Regisa. Ich sąsiedzi zawsze mówili, że są podobni jak gęś i kaczka.

Żona kowala z szerokim uśmiechem na twarzy machała obiema rękami.

–Czyż to nie Regiś?! Naprawdę tu jesteś, cóż za niespodzianka!

Widząc uśmiech na jej twarzy, Regis poczuł, jakby całe zmęczenie z tych piętnastu dni marszu nagle się skumulowało i spadło na jego ramiona.

–Haha... Gdyby mnie tu nie było, mogłoby się zrobić nieciekawie, prawda, siostrzyczko?

–Haha. Nigdy nie pomyliłabym twojego głosu. To twoja wina, że tak wolno zareagowałeś!

–To przecież kwatera armii, której strzeże cztery tysiące żołnierzy. Nie pomyślałbym, że ktoś może tu tak po prostu sobie wejść.

–W takim razie sam powinieneś przyjść mnie odwiedzić! Kiedy usłyszałam, że armia Marie Quatre będzie tędy maszerować, domyśliłam się, że cię z nimi znajdę. Tyle czekałam, aż przyjdziesz mnie odwiedzić, i nic. W końcu postanowiłam sama cię poszukać. Jak masz zamiar mi to wynagrodzić?!

–To moja wina?!

–To chyba oczywiste.

–Ha... Chyba tak... Ach, wasza wysokość?!

Altina wyszła zobaczyć, co się dzieje.

–Coś nie tak, Regisie?

–Najmocniej przepraszam! Zaraz wrócę do namiotu!

–Głupi! Skoro to członek rodziny stratega, jest naszym gościem.

–Nawet jeżeli ujmujesz to w ten spo... Hmm?!

Siostra Regisa zatkała mu usta dłonią, a potem pochyliła się w stronę Altiny.

–To jest jej wysokość Marie Quatre? To naprawdę jej wysokość Marie Quatre?! Dziękuję, że tak dobrze opiekujesz się Regisiem!

Czemu strażnicy nic nie robią?! - krzyczał w myślach Regis. Straże jednak dały się ponieść atmosferze „odwiedza go mieszkająca daleko bliska rodzina”. Widząc, jak księżniczka powitała siostrę stratega, nie śmiały nawet spróbować jej zatrzymać.

Altina, której humor nagle się poprawił, zaprosiła ją do namiotu.

–Proszę, siostro, wejść. Porozmawiajmy chwilę.

–Ojej, w takim razie się rozgoszczę.

–Opowiedz mi coś więcej o przeszłości Regisa.

–Nieeeeeeeeee!

Protesty chłopaka zostały jednak z miejsca odrzucone. Miał jak najgorsze przeczucia i chciał stamtąd uciec, jednak musiał dołączyć do ich rozmowy.


================================================


Clarissa bezszelestnie rozstawiła kubki z herbatą przed zebranymi przy stole. Zwykle przy nieznanych osobach była milcząca, jak robot bezgłośnie wykonywała swoje zadanie, a następnie zajmowała miejsce z boku, czekając na kolejne polecenie.

Siostra Regisa się ukłoniła.

–Miło mi, wasza wysokość Marie Quatre! Nazywam się Vanessa Smith, jestem siostrą Regisa Aurica. Dziękuję, że zajmowałaś się moim bratem.

–Mnie również miło, ale to on się mną zajmuje. Już wielokrotnie mi pomógł.

Vanessa pomachała ręką.

–On pomógł? Nie może być!

–Ale to prawda…

–Jestem wystarczająco wdzięczna, że moje modły zostały wysłuchane i Regiś nie został stracony przez wojskowy pluton egzekucyjny.

–Też nie mogę w to uwierzyć. W akademii wojskowej nigdy bym nie pomyślał, że nadejdzie dzień, w którym otrzymam jakikolwiek żołd.

Rodzeństwo zaczęło wspominać dawne czasy.

Altina wzruszyła ramionami.

–Fakt. W końcu nie potrafi walczyć mieczem, ani nawet jeździć konno. Ale to nie wszystko, co musi umieć żołnierz. Powinnaś bardziej wierzyć w brata, tak jak ja w niego uwierzyłam.

–Rozumiem, w końcu ci obiecałem.

Vanessę wyraźnie zszokował widok Altiny i Regisa uśmiechających się do siebie.

–Ktoś… wierzy w Regisia…

–Siostro, nawet ja nie będę wiecznie dzieckiem.

–Niemożliwe! To jedynie dzieciak, który prawie zagłodził się na śmierć, czytając książki trzy dni bez przerwy!

–Haha… Tu akurat niewiele się zmieniło.

–Nawet zakrywał dłonią strony zawierające pikantniejsze sceny, czytając je z przymkniętym okiem, cały czerwony jak burak!

–Nie robiłem nic takiego!

–A potem mówił, że jego…

–Aaaaach, właśnie, siostro. Czemu chciałaś mnie zobaczyć?! Sprawdzić jedynie, czy jestem zdrowy?! W takim razie aż tryskam energią!

Mimo energicznego głosu wyraźnie było słychać, że chłopak jest już psychicznie u kresu sił.

–Hmm? – Vanessa w zamyśleniu przechyliła głowę na bok. Po chwili klasnęła w dłonie. – Racja, odwiedzenie Regisia było tylko jednym z powodów.

–Masz inny?

Kobieta rozejrzała się po namiocie.

–Chodzi o to?

–O co?

Vanessa zarysowała szpiczasty kształt w powietrzu.

–Miecz! Miecz jej wysokości Marie Quatre! Podobno się złamał.

–Uch – jęknęła Altina, kładąc dłoń na piersi i zwieszając głowę.

Vanessa, widząc jej reakcję, spytała:

–Ojej, czyli to prawda?

–Cóż… Tak.

–Jest w bardzo złym stanie?

–Ni-Nie aż tak! Rękojeść… tylko trochę…

Odpowiadając, Altina próbowała zarysować kształt w powietrzu, jednak nie była w tym najlepsza. Mimo to Vanessa ze zrozumieniem odparła łagodnym głosem:

–Czyli rękojeść się wygięła? W takim razie…

Zapadła w zadumę, sprawiając wrażenie już nie siostry droczącej się z młodszym bratem, a doświadczonego kupca. W Belgarii panował patriarchat. Żony zwykle nie wtrącały się w pracę mężów, tym bardziej jeżeli chodziło o zawody takie jak kowalstwo. Oczywiście mowa tu o większości, a ten konkretny przypadek był tak bezpośredni i tryskający energią, że wykraczał poza wszelkie normy zdrowego rozsądku.

Regis spytał:

–Skąd masz informację o mieczu jej wysokości?

–Tajemnica.

–Naprawdę? No tak. Może trochę zboczę z tematu, ale to ja zajmuję się finansami regimentu, więc wszelkie umowy handlowe przechodzą przez moje ręce.

Oczy Vanessy o mało nie wyszły z orbit.

–Wychowała kogoś do zastraszania własnej siostry?!

–Sama stworzyłaś taką atmosferę, więc nie przestawiaj się teraz w tryb siostry. Jeżeli chodzi o Grand Tonnerre Quatre, obiecuję powierzyć go w twoje ręce, ale musisz mi zdradzić, skąd masz o nim informacje.

–Cóż, tobie mogę powiedzieć, ale to chyba nic niezwykłego. Wieści o mieczu krążą wśród najemników. Dotarły nawet do zwykłych obywateli.

–Więc to Renard Pendu rozsiewa te plotki?

–Tak myślę.

Altina zmarszczyła się.

–A-Ale... Nic nikomu nie powiedziałam!

–Trudno, nic na to nie poradzimy. Najemnicy, żeby zyskać lepsze kontrakty, muszą jakoś zwiększyć swój prestiż.

–To czemu sami ich nie zatrudnimy?

–Nie ma szans. Już pomijając twój zatarg z Franziską i fakt, że Renard Pendu wspiera Federację Germanii, naszego budżetu nie stać na wynajęcie całej jego grupy. W dodatku król najemników, Gilbert, liczy sobie najwięcej na całym kontynencie.

–Eeeech...

Vanessa wstała od stołu i podeszła do pudła, w którym znajdował się miecz. Intuicja jej nie myliła.

–Regiś, leży tutaj? Wasza wysokość, mogę rzucić na niego okiem?

–Oczywiście, nic przecież na tym nie stracę, chociaż nie wiem, jak mogłoby to pomóc.

–Bardzo dziękuję, wasza wysokość Marie Quatre!

Vanessa najpierw złączyła dłonie w geście podziękowania, a następnie, nie tracąc czasu, uniosła ciężkie wieko pudła. Pozostali początkowo chcieli jej pomóc, ale poradziła sobie z nim bez najmniejszego problemu.

–Ojej, rękojeść naprawdę się wygięła.

–Ech. Tak, plotki były prawdziwe. Jesteś już zadowolona?

Vanessa pokręciła głową.

–Dopiero zaczęłam, wasza wysokość. W tym mieście żyje najlepszy kowal w całej Belga... Na całym kontynencie! Powierzyć mu ten miecz?

–Co? Kowal?

–Tak, mój mąż Enzo Bardot Smith ma kuźnię w tym mieście!

–No tak, wspominałaś o tym.

Altina spojrzała na miecz zmieszanym wzrokiem.

Słowa siostry nie zdziwiły za to Regisa, który sam o tym pomyślał chwilę wcześniej, jednak miecz należał do księżniczki i to ona musiała podjąć decyzję.

Altina spytała z pełną powagą w głosie:

–Możesz... go naprawić?

–Oczywiście! - Vanessa pokiwała głową.

Altina nie mogła się jednak zdecydować.

–Regisie, co myślisz?

–Chyba powinniśmy spróbować. Miecz należał do pierwszego cesarza i jest skarbem narodowym, dlatego należałoby go oddać komuś o wyrobionej opinii, jednak tacy ludzie zwykle są najmowani przez szlachciców.

Altina zyskała poparcie szlachty i mogłaby uzyskać pomoc od sojuszników, jednak żaden z nich nie mieszkał w pobliżu granicy. Tak więc najpierw musieliby rozesłać listy, a następnie wysłać miecz do naprawy, co mogłoby zająć kilka miesięcy. Ostrze miało jednak wartość historyczną, a ponadto od niego zależało życie Altiny. Regis wiedział, że nie ma prawa jej niczego sugerować, jednak księżniczka po raz pierwszy spytała go o prywatną opinię, więc po prostu powiedział jej, co myśli o tej sprawie.

–Im szybciej miecz będzie sprawny, tym lepiej. Jednak to ty musisz wybrać, kto to zrobi. Jeżeli nie zostanie odpowiednio naprawiony, zostaniesz poddana nie tylko publicznej krytyce, ale możesz nawet stracić życie.

–Innymi słowy, problem leży w tym, czy zaufam kowalowi, bo od niego będzie zależeć mój żywot.

–Tak. Proszę jednak nie brać pod uwagę, że ten kowal jest moim szwagrem.

–Nawet mimo to nie mogłabym podjąć decyzji przed poznaniem go. Zostaniemy tu do jutra?

–Tak zakłada plan.

Regis wydawał się mieć pewność, że następnego dnia połączą siły z siódmą armią. Problem leżał jedynie w ruchach wrogich wojsk, ponieważ ich dalsze działania zależały od tempa ich marszu, dlatego strateg zawczasu rozesłał zwiadów. Mimo to sądził, że armia Wielkiej Brytanni nie mogła maszerować szybciej, niż początkowo zakładał, ponieważ zabrała ze sobą działa.

–Więc to dobry moment. Idziemy!

–Co?! - krzyknęła zdziwiona Vanessa.

Regis, znając ją i przypuszczając, co zrobi, jedynie westchnął.

–Wasza wysokość... Zwykle sprowadza się kowala na miejsce.

–Ale to strata czasu. Jeżeli bym mu zaufała, musiałby zabrać ze sobą miecz.

–Przynajmniej pozwól żołnierzom go zabrać.

–To mój miecz, więc sama to zrobię. Spaliłabym się ze wstydu, gdyby ktoś niósł za mnie moje własne ostrze.

–Ech...

Rycerze niosący miecz wymagaliby dodatkowej obstawy, co w końcu utworzyłoby sporą grupę z łatwością przyciągającą uwagę. Już wcześniej, jadąc powozem do stolicy na obchody dnia założenia cesarstwa, Altina wyrobiła sobie opinię oszczędnej, dlatego woleli teraz unikać tworzenia takich dużych oddziałów eskorty.

–No dobrze, ale zabierz ze sobą jakichś strażników.

–Wiem!

–Chciałbym, żeby Eric był teraz z nami. Jest idealnym ochroniarzem, bo nie wygląda groźnie jak inni żołnierze.

–Racja.

–Trudno. To może być niemiłe, ale będziemy musieli zostawić to Abidalowi Evrze.

–Zajmij się przygotowaniami. To pudło będzie nieporęczne, więc znajdę jakąś szmatę, żeby zakryć miecz.

Stojąca w pobliżu Clarissa spytała łagodnym głosem:

–Przygotować ubrania waszej wysokości?

–He? A, tak, racja. Nie mogę tak wyjść. Dopiero co zdjęłam zbroję, pomóż mi, proszę, ją założyć.

–Dobrze.

Vanessę aż wmurowało.

–...?!

–O co chodzi, siostro? To taki rzadki widok?

–Jej wysokość Marie Quatre przyjdzie do naszego domu?

–Nie po to tu jesteś?

–Ale przecież zwykle wzywa się kowala! Nawet prości szlachcice, chcący naprawić zwykłe nożyczki, posyłają po nas!

–Cóż... No tak. Jej wysokość jest dziwną osobą.

–I właśnie dlatego mówię, że możesz stracić głowę!

–Cóż, istnieje taka możliwość.

Mógł użyć argumentu, że jest jedynym oficerem administracyjnym w regimencie, a w dodatku został mianowany strategiem. Nazwanie księżniczki dziwną było jednak najszybszą opcją, a poza tym brakowało mu pewności siebie, żeby zdradzić siostrze swoją pozycję.

Po jakimś czasie Regis opuścił namiot w towarzystwie czterech rycerzy. Wtedy też rozpadało się na dobre.

Rouen leżało na zachód od Wersalu, pół dnia podróży wozem, a przez to przypominało trochę dzielnicę handlową. W stolicy ulice były pełne willi oraz drogich sklepów reprezentujących cesarstwo. Tutaj mieszkali głównie zwykli obywatele, więc trafiały się przede wszystkim domy oraz stragany, obecnie w większości zamknięte z powodu ulewy.

Altina miała na sobie jedynie niezbędne opancerzenie. Miecz niosła na ramieniu, co uniemożliwiało założenie płaszcza, chociaż prawdę mówiąc, deszcz w ogóle jej nie przeszkadzał.

–Skoro księżniczka przemokła, my także nie możemy unikać deszczu. - Abidal Evra i jego trzech podwładnych mieli na sobie jedynie lekkie zbroje, więc nic nie chroniło ich przed ulewą.

Regis i jego siostra mieli na sobie płaszcze, a Clarissa została w obozie.

–Niektóre sklepy są wciąż otwarte, chociaż nie mają za wielu klientów.

–Tak. Miasto zwykle o tej porze było pełne życia, ale ludzie się po prostu boją. W końcu po raz pierwszy od dziesięciu lat wrogie armie weszły na nasze terytorium - odpowiedziała Vanessa, prowadząc ich do swojej kuźni.

Chociaż Belgaria posiadała silną armię, skupiała się także na negocjacjach, dzięki czemu mogła zajmować inne terytoria bez oddania chociaż jednego wystrzału z armat. Czasem oczywiście ich przeciwnicy przejmowali je z powrotem, ale prawie nigdy nie wchodzili na ich terytorium. Minęło naprawdę sporo czasu, odkąd miasto leżące w pobliżu stolicy w ogóle przejmowało się innymi armiami.

Regis wzruszył ramionami.

–Cóż, najechali nas, a poza tym to miejsce od pola bitwy dzięki jedynie 50 Li (222 km). Wozem zajęłoby to zaledwie trzy dni podróży. Do kontrofensywy zmobilizowaliśmy stutysięczną armię, więc wątpię, żeby wrogie wojska dotarły aż tutaj.

–Mielibyśmy wtedy spory problem. - Vanessa także wzruszyła ramionami.

Altina zachichotała, widząc identyczną reakcję u rodzeństwa, co uznała za interesujące.

Po krótkim marszu dotarli do celu swojej podróży.

–Robi wrażenie!

Księżniczce wyraźnie spodobał się wygląd tego miejsca.

Po pierwsze, kuźnie rzadko kiedy używały żelaznych drzwi, poza tym zwykle posiadały małe kominy, wykorzystywane jedynie do ocieplania budynku, ta jednak wyróżniała się jednym wielkim kominem z tyłu ceglanej budowli, który służył także do odprowadzania czarnego dymu.

Przy drzwiach wisiał metalowy znak: Le forgeron D'Enzo Bardot Smith (Kuźnia Enzo Bardota).

Vanessa otworzyła i poprowadziła ich bocznym wejściem.

–To dla nas zaszczyt gościć waszą wysokość w naszych progach. Mamy tu ciasno, ale proszę czuć się jak u siebie.

–Tu przyjmujecie gości?

–Nie. Tu mieszkamy. Kuźnia nie jest odpowiednim miejscem do goszczenia rodziny cesarskiej.

–Nie proszę przecież, by witano mnie przy skórzanej kanapie i szklanym stole. Czyżby sama kuźnia była w takim kiepskim stanie, że nie chcesz mi jej pokazać?

–Nic z tych rzeczy! Ale... Trzeba tam trochę posprzątać, zanim będziecie mogli wejść.

–Jeżeli nie wszyscy się zmieszczą, możemy poczekać na zewnątrz. Rycerze zmokną trochę, ale moi ludzie nie są tak słabi, żeby byle deszcz ich pokonał.

Słysząc słowa księżniczki, Abidal Evra i jego ludzie zasalutowali.

W tym momencie przez okna zaczęły wyglądać ciekawskie dzieci, szybko odciągane przez ich matki.

Lepiej nie przyciągać uwagi pomyślał Regis.

Altina spojrzała na kuźnię.

–Chcę naprawić mój miecz. W kuźni jest ktoś, kto może to zrobić, tak więc poczekam na niego. W końcu jeżeli sama go nie poznam, nie będę mogła go ocenić.

–C-Co?! Mam pozwolić waszej wysokości czekać na deszczu?!

–Jestem klientką kowala, więc to chyba logiczne, że muszę poczekać, aż znajdzie dla mnie czas.

Ponieważ kowalstwo wymagało pracy fizycznej, zajmowali się tym głównie mieszczanie, jednak posiadali wysoki status społeczny i otrzymywali godne zapłaty za swoją pracę. Dodatkowo jeżeli wyrobili sobie renomę, szlachta zapraszała ich na swoje terytoria, dając im dodatkowe korzyści jak wyłączenie z opodatkowania czy zapewnienie nowej kuźni. Jeśli kowal stworzył produkt wyjątkowej jakości, uznawano go za dzieło sztuki i sprzedawano po niewiarygodnie wysokich cenach.

Enzo jednak nie miał wyrobionego nazwiska, tak więc zachowanie księżniczki czekającej na niego na deszczu całkowicie zdezorientowało Vanessę.

–Sama nie jestem w stanie nic zrobić. Jeżeli uznaję go za niezbędnego, zrobię wszystko, by uzyskać pomoc. Po prostu nie mogę siedzieć z założonymi rękoma, bojąc się porażki. To niczym nie różni się od zamknięcia w celi.

Regis zdjął swój płaszcz przeciwdeszczowy.

–Siostro, możesz przekazać wiadomość swojemu mężowi? Skoro już się uparła, nawet koń nie będzie jej w stanie stąd odciągnąć.

–Regisie, chwila. Nie porównuj księżniczki do zwierząt pociągowych!

–Gdyby była koniem, moglibyśmy przynajmniej użyć jakiejś przynęty, żeby się ruszyła.

Vanessa powiedziała pod nosem:

–Natychmiast...

Po czym wbiegła do budynku.

Jej plan zakładał wykorzystanie brata, stratega księżniczki, do ubicia z nią interesu. Nawet nie przyszło jej do głowy, że będzie rozmawiać z nią bezpośrednio, o wizycie w ich kuźni mimo deszczu nawet nie wspominając.

Mnie cały czas zaskakuje - pomyślał Regis.

Dźwięki kucia metalu nagle ustały, zastąpione przez małe zamieszanie. Po krótkiej chwili otworzyły się drzwi, a z budynku wyszedł mężczyzna bez koszuli (mający jedynie kawałek płótna zakrywający dolną część ciała), który ukląkł na jedno kolano i pochylił głowę w ukłonie. Był wyjątkowo dobrze umięśniony, budową przypominał niedźwiedzia. Miał krótkie włosy, ale nie nosił brody.

Vanessa czekała za nim.

–Wi... Witamy! Proszę wejść!

–Przepraszam za najście.

Altina weszła do środka, jakby była u siebie, chociaż pierwszy raz widziała to miejsce na oczy. Jako szlachcianka potrafiła zachować spokój nawet w takich sytuacjach.

Kuźnia była naprawdę spora. Miała wielkość kantyny oficerskiej Fortu Volks, przygotowanej dla czterdziestu osób, jednak przez jej wyposażenie jak narzędzia i piec wydawała się sporo mniejsza.

Co prawda, był maj, ale w kuźni panowała tak wysoka temperatura, że od razu zaczynało się pocić. Wewnątrz znajdowało się sześciu młodych mężczyzn z ręcznikami narzuconymi na koszule. Wszyscy, wciąż trzymając swoje młoty, nerwowo spoglądali na Altinę.

Regis, stojący obok niej, powiedział z łagodnym uśmiechem:

–Dawno się nie widzieliśmy, szwagrze. Wasza wysokość, to Enzo Bardot Smith.

Enzo zrobił głęboki ukłon, prawdopodobnie próbując wymusić uśmiech. Regis przedstawiał go w przyjacielski sposób, chcąc złagodzić atmosferę, ale poważna mina Altiny sprawiła, że zaczął obawiać się, czy jej tym nie rozgniewał. Z drugiej strony Enzo stał prosto z wyraźnie nerwowym wyrazem twarzy.

–T-To zaszczyt cię tu gościć!

–Podobno potrafisz naprawić mój miecz.

–Mogę go najpierw zobaczyć?

–Oczywiście.

Jeden stół nie wystarczył, żeby umieścić na nim miecz, dlatego Enzo rozkazał swoim pracownikom przynieść drugi i je połączyć. Kowal i jego uczniowie głośno przełknęli ślinę, a kiedy Altina usunęła z ostrza płótno, ich oczy aż zabłysły.

–I jak?

–Mogę dotknąć?

Enzo jeszcze chwilę wcześniej był chory z nerwów, teraz jednak przeistoczył się w prawdziwego profesjonalistę.

Altina pokiwała głową. Po chwili tym razem to ona wybałuszyła oczy.

Kowal z łatwością uniósł miecz jedną ręką. W regimencie nie było nikogo na tyle silnego, żeby móc to zrobić. Bez wysiłku wyciągnął ostrze z pochwy i położył je na stole.

–Trochę ciężki...

–Racja.

–Poza tym jest kiepsko zbalansowany.

Czeladnicy kowala momentalnie zbledli, zupełnie jakby zobaczyli śmierć.

Krytyka jednego z ostrzy cesarza w obecności członka cesarskiej rodziny była równoważna z krytykowaniem samego cesarstwa. W zależności od tego, jak potoczyłaby się rozmowa, można by go oskarżyć o Lese Majeste. Nawet stojący na zewnątrz Abidal Evra usłyszał jego słowa, ponieważ spojrzał w stronę, z której dochodziły.

Vanessa w panice wtrąciła się do rozmowy.

–N-Najmocniej przepraszam! Mój mąż nie potrafi się wysłowić!

Altina uniosła dłoń, przerywając jej.

–Rozmawiam teraz z kowalem.

–Dobrze...

Zebrani wokoło pomyśleli, że księżniczka jest rozgniewana.

Altina pochyliła się w stronę Enza.

–Co masz na myśli? Ze szczegółami.

–Rękojeść za krótka jak na tak długi miecz. Poza tym użyli w niej zbyt mało miękkiego stopu, by wystarczająco obniżyć ogólną wagę. Żeby takie ostrze było narodowym skarbem, to po prostu żart.

Czeladnicy załkali, a Abidal Evra aż poczerwieniał ze złości, będąc już na granicy wyciągnięcia swojego miecza. Vanessa zbladła, jakby zobaczyła ducha, a kiedy straciła siłę w nogach, Regis podparł ją ramieniem i wyszeptał:

–W porządku, siostro.

–He? Co?

Altina uderzyła dłonią w stół, co rozniosło się echem po kuźni, a chwilę później zapanowała grobowa cisza. Wszyscy skupili spojrzenia na księżniczce. Czeladnicy byli przygotowani, że ich nauczyciel zaraz zostanie skazany na śmierć, rycerze czekali już tylko na rozkaz stracenia go, a Vanessa zaczęła się modlić.

Jedynie Regis zachował spokój.

Altina wykrzyczała:

–Czyli miałam rację?! Ten miecz jest naprawdę dziwny?!

Jedynie Regis mógł zrozumieć, o co jej chodziło.

Enzo popadł w zadumę, kiwając głową przez chwilę, po czym powiedział:

–Chociaż widzę ten konkretny miecz po raz pierwszy, miałem przyjemność oglądać wiele ostrzy z epoki pierwszego cesarza. Wszystkie były praktycznymi broniami. Mogę zrozumieć zdobienia, bo przecież dzierżył ją sam cesarz, ale to i tak pozostaje dziwne. Czy l’Empereur Flamme nie przewodził osobiście bitwom? Nawet taki bohater nie byłby w stanie używać tego miecza w walce!

–Powiedziałeś to! Trudno nim władać, prawda?

–Nie mogę uwierzyć, że w ogóle go używasz!

–Nic na to nie poradzę, otrzymałam go od cesarza. Gdybym powiedziała coś takiego, ludzie uznaliby, że jestem po prostu za słaba, żeby nim walczyć, i żałowaliby powierzenia mi go. Sama myśl o tym działa mi na nerwy!

–Haha! Racja!

–Więc da się go naprawić?

–Jako dekorację czy broń?

–Broń oczywiście!

Chociaż Altina była generałem brygady oraz księżniczką, mieszczanin nie tylko nie używał wobec niej formalnego tonu, ale także odpowiedział jej ze śmiechem:

–Och ty.

Jego czeladnicy zrobili się biali jak nowe koszule, a Vanessa porzuciła już wszelką nadzieję. Miała spokojną minę, w myślach patrząc już na grób swojego męża.

Abidal Evra i jego podwładni trzymali się za głowy. Podróżowali wcześniej z księżniczką do stolicy, tak więc wiedzieli, że nie zważa na różnice klasowe.

Regis westchnął.

Rozmowa jeszcze nie dobiegła końca, jednak nie mógł pozwolić, aby jego siostra i uczniowie jej męża dłużej się martwili. Poza tym nie chciał, aby rycerze stojący na zewnątrz dalej mokli.

Dlatego wtrącił się księżniczce, wyraźnie podekscytowanej rozmową o mieczu, w zdanie:

–Wasza wysokość, wszyscy są w szoku. Poza tym mam informację o tym mieczu, która może okazać się użyteczna. Możemy przejść w jakieś cichsze miejsce?

–Regisie, co wiesz?

–Zostawmy to na później.

–No dobrze. Nie możemy pozwolić, aby nasi ludzie czekali na zewnątrz w deszczu, a poza tym zakłóciliśmy pracę kuźni. Siostro Regisa, pokażesz nam jakieś miejsce, gdzie wrócimy do rozmowy?

–Co?! A, tak, oczywiście!

W tym momencie do Enza dotarło, co takiego zrobił. Mając przerażoną minę, rzucił szybko:

–Ach... Przepraszam za nieuprzejmość! Ja... Kiedy zaczynam mówić o broni, całkowicie mnie to pochłania. Tak bezczelnie zwracać się do kogoś z rodziny cesarskiej...

Zdał sobie z tego sprawę o wiele za późno, jednak Altina odpowiedziała radośnie:

–Ahaha, nie przejmuj się tym. Etykieta jest po prostu nieznośna. Wystarczy, że w departamencie ceremonii jej nadużywają, a ja przyszłam tu szukać zdolnego kowala!

Mimo tych słów Enzo aż skulił się ze strachu.


================================================


Dom przy kuźni dał radę zmieścić całą grupę, chociaż jedynie trzech strażników weszło do środka. Godnym podziwu było, że sam Abidal Evra zdecydował się podjąć straży przed budynkiem. Zmęczenie po kilkudniowym marszu skumulowało się z deszczową pogodą, przez co wszyscy padali z nóg, dlatego postanowił pozwolić swoim ludziom odpocząć. Innym powodem mogłyby być słowa księżniczki "Nikt nie będzie chciał za tobą pójść, jeżeli sam nie podejmiesz się kłopotliwych zadań". Regis pomyślał, że byłoby wspaniale, gdyby armia miała więcej oficerów takich jak on.

Wewnątrz stał stół dla dziesięciu osób (najprawdopodobniej jadali tu także czeladnicy kowala), a na półkach leżały metalowe zabawki dla dzieci.

To mi przypomniało, że jeszcze nie widziałem moich siostrzeńców - pomyślał Regis. Vanessa miała dwójkę dzieci. - Oby zdrowie im dopisywało.

Ponieważ kuźni dobrze się powodziło, mogli sobie pozwolić na zatrudnienie trzech pokojówek i przygotowanie luksusowego posiłku, na który składały się gotowane ziemniaki, grillowane kiełbasy i słona zupa z warzywami.

Vanessa powiedziała z zakłopotaniem:

–Nie przygotowaliśmy nic specjalnego.

Jednak Altinę cieszył sam fakt, że może zjeść przy jednym stole ze zwykłymi obywatelami.

–Jestem wdzięczna, że znalazła się dla mnie porcja, chociaż przyszłam nieproszona.

–To nic takiego! Wspólny posiłek z jej wysokością to najwspanialsza chwila w moim życiu!

–Przesadzasz.

Ten uśmiech bez wątpienia oddaje osobowość Altiny. Ciekawe, jak opisano by go w jej biografii. Uznano by to za obniżenie statusu rodziny cesarskiej czy może raczej obcowanie ze zwykłymi mieszczanami bez żadnych barier klasowych? To bez wątpienia zależałoby od autora - pomyślał Regis.

Vanessa wróciła do kuchni, by przygotować więcej porcji, najprawdopodobniej dla czeladników. W pokoju zostali więc tylko Altina, Regis oraz Enzo. Strażnicy czekali w innym pomieszczeniu.

Po odmówieniu modlitwy przystąpili do posiłku.

Księżniczka wypiła trochę zupy, po czym powiedziała:

–Mam nadzieję, że pan Smith może mówić bardziej bezpośrednio, nie ma potrzeby używania jakichkolwiek formalności. Dlatego kazałam czekać straży w innym pokoju.

Enzo wciąż miał zakłopotaną minę. Być może był zbyt pochłonięty ostrzem, kiedy tak bezpośrednio zwracał się do księżniczki. Może byłoby lepiej, gdyby mu powiedziała, że mu to wybaczyła.

Regis spróbował mówić swobodniej, żeby rozwiać ciężką atmosferę.

–Wracając do wcześniejszego tematu...

Altina, słysząc to, połknęła błyskawicznie ziemniak i spytała szybko:

–Co wiesz o mieczu?

–To nic wielkiego. Mniej więcej trzysta lat temu mieliśmy okres, w którym kraj utrzymywał dobre relacje z sąsiadami. No, może poza konfliktem w północnej części z państwem, które później przerodziło się w Federację Germanii. Prawdopodobnie pokojowy czas wynikał z faktu, że prowadzenie negocjacji lub wojny przez wschodnie i południowe góry było nierealistyczne.

–Nierealistyczne?

–Dysponowaliśmy wtedy słabej jakości wozami. Nawet konie były mniejsze i słabsze. Prawdę mówiąc, ludzie rzadko kiedy w ogóle używali dużych ras tych zwierząt.

–Aha. I co w związku z tym?

–Ponieważ były to czasy pokoju, Belgaria skupiała się na kulturze i etykiecie. Malarstwo, rzeźbiarstwo, sztuki, tańce... To w tamtym okresie powstało większość z nich. Nawet sami rycerze interesowali się bardziej sztuką niż szlifowaniem swoich umiejętności. Broń także się zmieniła, liczył się wtedy jej wygląd, nie funkcjonalność.

–Ale broń to broń, prawda?

Enzo przytaknął, zgadzając się ze stwierdzeniem księżniczki.

Regis jednak pokręcił głową.

–Broń jest narzędziem służącym do odniesienia zwycięstwa w wojnie, a do niej dochodzi, ponieważ chcemy bronić naszego domu. Jeżeli żyłabyś w erze, w której docenia się sztukę, a ta może zwiększyć twój status społeczny, uznałabyś, że im piękniejsza broń, tym lepsza.

–Hmm... Chyba rozumiem, o co ci chodzi. Szlachta często używa błyszczących, złotych mieczy, kompletnie nienadających się do walki.

–My nie przepadamy za taką bronią, ponieważ nie jest praktyczna w czasie wojny. Jednak trzysta lat temu, kiedy to przekuto Grand Tonnerre Quatre, było inaczej.

–Co masz przez to na myśli?

–Ostrze wykute z tristei nie stanowiło problemu, jednak rękojeść była wykonana z drewna i skóry. Nie dało się jej już naprawić, więc ją zmieniono, oczywiście według gustów panujących w tej erze. Poza tym podobno panujący wtedy cesarz nie mógł go unieść, więc chciał zrobić miecz lżejszym.

Altina zrobiła niezadowoloną minę.

–Idź trochę potrenować!

–Powiedz to cesarzowi żyjącemu przed trzystu laty.

–Kiedy pójdę do nieba, na pewno to zrobię.

Kiedy Regis wyobraził sobie Altinę z okresu burzliwych wojen, pouczającą cesarza z pokojowej ery, zrobiło mu się szkoda dawnego władcy.

–Ponieważ książki w tamtej erze nie były tak rozpowszechnione jak teraz, nie ma dokładnych opisów sytuacji. Na szczęście malarstwo było powszechne, tak więc powinno przetrwać przynajmniej kilka dzieł przedstawiających Grand Tonnerre Quatre sprzed modyfikacji.

Chociaż ich autorzy na pewno je jakoś upiększyli - dodał w myślach Regis.

Sztuka z tamtej ery miała tendencję do przesadzania, nawet ten tak zwany "pokój" był jedynie stagnacją i nieinteresującym okresem. W erze wojny praktyczne myśli były o wiele ważniejsze. Mimo to Regis wolał rzeczy z dawnej, spokojnej epoki, podążającej za marzeniami, niepochłoniętej całkowicie użytecznością.

–Osobiście go nie widziałem, jednak obraz powinien być w muzeum narodowym. Możesz użyć go jako odniesienia.

–W takim razie natychmiast tam jedziemy!

Regis powstrzymał Altinę, która od razu wstała z miejsca.

–Uspokój się. Musisz przecież dowodzić regimentem, pamiętasz?

–Ach, no tak. Co więc począć?

–Zwykli obywatele nie mają wstępu do muzeum narodowego, ale możesz użyć swojego imienia, żeby zezwolić komuś tam wejść. Tak więc mój szwagier będzie mógł tam sam pojechać, o ile przyjmie tę ofertę pracy.

Regis spojrzał na Enzo, przysłuchującego się wszystkiemu z zainteresowaniem.

–Wskrzesić miecz uśmiercony przez cesarza przed trzystu laty?! Oczywiście, że jestem zainteresowany!

–Więc przyjmujesz ofertę?

–Oczywiście!

–Masz moją dozgonną wdzięczność! Liczę na ciebie!

Regis pomyślał, że ta dwójka wyjątkowo dobrze się dogaduje. Był to dobry znak, jednak nadal nie wszystkie problemy zostały rozwiązane.

Po posiłku strateg wstał od stołu.

–Szwagrze, masz wolną chwilę? Chciałbym coś przedyskutować.

–He?

–Tędy.

Regis poprowadził go do innego pokoju.

Enzo zrobił podejrzliwą minę.

–Ej, Regisie. Do tej pory cały czas rozmawiałeś przyjacielsko z księżniczką, możesz więc nie używać formalnego tonu w stosunku do mnie? To naprawdę krępujące.

–No cóż...

–Zaskoczyły mnie nowiny, że zostałeś strategiem jej wysokości. Na początku myślałem, że miałeś po prostu szczęście albo że cię wykorzystuje. Ale ty się najwyraźniej z nią zaprzyjaźniłeś, prawda?

–Tak. Chociaż w armii i tak należy zważać na hierarchię.

Nikt by nie mógł sobie wyobrazić wojska pozbawionego stopni, w którym wszyscy są po prostu przyjaciółmi.

–Ona najwyraźniej cię lubi.

–Jak by to ująć... Raczej nie jestem przez nią nielubiany. Po prostu wiele się wydarzyło od naszego pierwszego spotkania.

Regis opowiedział mu, jak przebrała się za woźnicę, a on zaczął z nią swobodnie rozmawiać i jak to po prostu stało się dla nich naturalne. Uważał, że Altinie wszelkie formalności utrudniały podjęcie prawdziwej rozmowy. Dla osoby urodzonej w pałacu pełnym wrogów było to naprawdę okropne.

Że też prosty mieszczanin współczuje członkowi rodziny królewskiej... - Strateg aż się uśmiechnął na tę myśl.

Kiedy byli już w innym pokoju, Regis rozpoczął wyjaśnienia.

–Chciałem przedyskutować kwestię twojej zapłaty.

–Wiesz, za naprawę takiego miecza nie policzę sobie tanio.

–Szwagrze, chociaż twoja kuźnia jest jedną z najlepszych, nie czas już zyskać sławę? Naprawa skarbu narodowego to w końcu trudna sprawa.

–Nawet ja to wiem.

–Pomyśl o przyszłości. Nie uważasz, że byłoby dobrze dać nam jakąś zniżkę? To podniosłoby twoją wartość.

–Ach, hmm... Moją wartość, mówisz? Jednak do dekoracji miecza są niezbędne drogie metale.

–Jeżeli to niezbędne, przygotujemy ich depozyt.

–Depozyt? Ach, więc...

–A zapłatę proponuję w gotówce.

–Bardzo by mi pomogło, gdyby praca nie była na kredyt!

Dla takiego zawodowca opóźnienia w otrzymaniu wypłaty stanowiły chleb powszedni. Nie płacono mu od razu po przyjęciu zlecenia, zapłatę otrzymywał pod koniec miesiąca albo nawet roku. Szlachta żyła z podatków. Jeżeli te nie zostały jeszcze spłacone, nie miała po prostu pieniędzy. To samo tyczyło się pracujących dla nich robotników oraz służby. Oczywiście dalej kupowali towary na bieżąco, jednak płacili za wszystko później. Ta praktyka pozostawała niezmienna od wieków.

Mimo to rzemieślnicy widzieli to jako dług bez pokrycia. Ponieważ mieszczanie byli mniej zamożni niż szlachta, wielu z nich miało kłopot z taką formą płatności, a już zwłaszcza Enzo, który nie należał do wybitnych mówców.

–Szwagrze, jeżeli nie otrzymałeś jakichś większych płatności, my je pokryjemy.

Wyraz twarzy Enza od razu się zmienił, najwyraźniej uzbierało się już sporo niezapłaconych należności. Zresztą można było to łatwo odgadnąć - miał zbyt przyjacielską osobowość, nie nadawał się do prowadzenia interesów.

Zakłopotany kowal pochylił głowę.

–Właściwie nie mogę odzyskać nawet połowy długów od szlachty...

–To naprawdę spory problem. Jeżeli nie masz nic przeciwko, my się tym zajmiemy. Jeżeli chodzi o miecz...

–Rozumiem. Muszę to przemyśleć. Proszę, daj mi chwilę na odpowiedź. O ile to możliwe, dam ci niższą cenę.

–Tylko pohamuj się trochę przy wycenie.

Szlachcice, którzy nie spłacili swoich długów, będą wyjątkowo zaskoczeni, kiedy sama rodzina cesarska wyda im rozkaz natychmiastowej spłaty zadłużenia u zwykłego miejskiego kowala.


================================================


Altina samotnie jadła ziemniaki. Zwykle miała przy sobie Clarissę, więc taka sytuacja nie wydarzyła się od bardzo dawna. Przypomniały jej się czasy, kiedy mieszkała w pałacu.

Vanessa przyniosła szklanki i butelkę wina.

–Hmm?

–Regis i pan Smith rozmawiają w innym pokoju.

–Ojej, jak oni mogli zostawić jej wysokość samą?!

–Nie przeszkadza mi to, o ile negocjacje przebiegną pomyślnie. No ale skoro mam taką rzadką okazję, chciałabym cię o coś spytać.

–To dla mnie zaszczyt.

Co prawda, Vanessa była mieszczanką, ale kuźni dobrze się powodziło, tak więc mogli sobie pozwolić na wino. Wlała alkohol do szklanek.

–To tylko tani trunek...

–Cena nie gwarantuje dobrego smaku.

Pałac był dla niej wrogi i przepełniony plotkami, tak więc nawet najlepsze wino smakowało tam dla niej jak błoto. Taka rozmowa z osobą pozbawioną złych intencji wobec niej stanowiła odświeżające doświadczenie dla księżniczki.

–Chcesz posłuchać o życiu Regisia?

–Tak. Nigdy nic nie mówi o swojej przeszłości ani chociażby o rodzicach.

–Ach... Umarli podczas epidemii, kiedy Regis miał osiem lat.

–Rozumiem.

–Od dziecka kochał książki, zawsze zaczytywał się w nich w bibliotece ojca. Dlatego nie wychodził za często z domu i nie miał za wielu przyjaciół. To było naprawdę kłopotliwe.

–Fufu. Czyli nic się nie zmienił.

–Byłam od niego starsza, ale nie rozumiałam książek, które czytał.

–Zaciągnął się do wojska, żeby móc się utrzymać?

–W takim przypadku mógł zostać służącym jak ja. Tylko że byłby zajęty pracą od rana do nocy.

–To naprawdę trudne zajęcie.

–Tak. Już pomijając czas na czytanie, nie byłoby go stać na książki.

–Właśnie. Wspominał kiedyś, że chciał pracować w wojskowej bibliotece.

–Co za bibliofil - westchnęła Vanessa.

Jednak właśnie dzięki temu Altina mogła zatrudnić go jako swojego stratega, więc koniec końców nie wyszło mu to na złe.

–Musiałaś się o niego strasznie martwić.

–Fufu... Tak. Regiś nawet po zapisaniu się do akademii ciągle powtarzał, że nie da rady się tam utrzymać i go wyrzucą.

Altina pokiwała głową.

Nawet dziecko walczyło mieczem lepiej od niego, a o jego jeździe konnej lepiej nie wspominać. Prawdziwym zaskoczeniem musiał być fakt, że dał radę ukończyć renomowaną i wymagającą Belgarską Akademię Wojskową. Innymi słowy, miał coś, w czym zdecydowanie przewyższał innych.

–To dlatego, że był najlepszym strategiem?

–Hehe, tak, ale tylko w samej akademii.

–Tylko w akademii?

–Prowadzili ćwiczebne starcia z innymi szkołami. Każda mogła wybrać jednego reprezentanta. Podczas takich ćwiczeń przegrał z synem hrabiego Vicente.

–Och, musi być naprawdę inteligentny.

–Nie o to chodziło. Jego też, co prawda, nazywano geniuszem, ale wynik starcia... Ach, wasza wysokość wie, czym są ćwiczebne bitwy?

–Nie do końca, bo nie mogłam zapisać się do szkoły wojskowej. Gdybym była chłopcem, na pewno bym to zrobiła.

–Ja też!

Obie dziewczyny pokiwały zgodnie głowami, po czym Vanessa wróciła do wyjaśnień.

–Ćwiczebna bitwa przypomina poruszanie pionów na szachownicy połączone z dyskusją o wykonanych ruchach. Całość oceniał sędzia, który decydował, kto spisał się lepiej.

–Ach, więc to bardziej debaty?

–Tak. Sędziego tamtego pojedynku sprowadzono ze wschodniego frontu... O ile dobrze pamiętam, głowa rodu Vicente była w jego jednostce.

Altina zmarszczyła czoło.

–Innymi słowy, był przyjacielem ojca jednego z uczestników.

–Jego podwładnym.

–W takim przypadku osąd starcia jest dyskusyjny. Nie da się stwierdzić, czy nie wywierano na nim jakiejś presji.

–Właśnie! Chciałam poprosić o rewanż! Chociaż ja byłam tym tak bardzo zawiedziona, Regis powiedział po prostu, że to tylko gra i nie ma potrzeby tego rozdmuchiwać.

–Haha, to naprawdę brzmi jak typowy Regis.

–Dokładnie!

–Przynajmniej w samej akademii nikt go nie pokonał. Niesamowite. Powinien być z tego dumny. Miałby trochę więcej pewności siebie.

–Regisiowi naprawdę aż tak jej brak?

–Tak. Jest też strasznym kretynem.

–Co?

–Ach... Więc... Ja... Powierzam mu ważne role, prawda? Dlatego muszę też mieć na uwadze jego stan psychiczny.

–Wasza wysokość tak o niego dba. Regis naprawdę ma dużo szczęścia.

–Ahaha... - Na twarz księżniczki zawitał gorzki uśmiech. Pomyślała przy tym, że jego siostra sporo wyolbrzymia.

Vanessa spojrzała w górę, jakby coś sobie nagle przypomniała.

–Ach, tak... Brak pewności siebie Regisia może mieć związek ze mną.

–Coś się stało?

–Nasi rodzice umarli, kiedy miałam dwanaście lat. Nasza sytuacja była tak zła, że musieliśmy sprzedawać rzeczy z domu, żeby móc przeżyć.

–Poważna sprawa.

–Tak. Na szczęście w tym wieku mogłam już zacząć pracować jako pokojówka. Znajoma rodziców, szlachcianka, była tak dobra, że wzięła mnie pod swoje skrzydła, dzięki czemu daliśmy radę przetrwać. Wiele rzeczy robiłam po raz pierwszy, przez co często popełniałam błędy i wracałam do domu załamana. Nawet wtedy Regiś zawsze był w bibliotece.

–Rozumiem, a później?

–Już wtedy wiedział więcej ode mnie. Prawdopodobnie przewyższał wiedzą wielu nauczycieli.

–Więc był taki od dziecka...

–Dla przykładu, jednego dnia dorosły przyszedł do naszego domu, mówiąc, że dach jest dziurawy i musi go naprawić, żeby do środka nie wpadała woda. Chwilę później uznał główną belkę za zgniłą, przeznaczając cały dom do odbudowy.

–Było aż tak źle?

–Regiś powiedział: „Naprawdę, wujku? W zeszłym roku przeprowadziliśmy gruntowny remont. Byłoby naprawdę okropnie, gdyby budowlańcy zrobili taką fuszerkę. Możesz pójść ze mną na posterunek straży i im to dokładnie wyjaśnić?”.

–Mały Regis tak powiedział?

–Tak, a ja wtedy strasznie panikowałam. Mężczyzna z niezręczną miną odpowiedział: „Ach, jest świeżo po remoncie? Czyżbym się pomylił? Haha, przepraszam za najście”. Po czym szybko uciekł.

–He? O co chodziło?

–Chwilę później Regiś powiedział, że ten mężczyzna próbował nas oszukać.

–Oszukać?! Nie zgłosiliście tego straży?

–Nie było sensu. Mieliśmy dach starszego typu niż te w nowych domach. Gdybyśmy go nie naprawili, zacząłby przeciekać i główna belka naprawdę by zgniła. Oszuści, wiedząc o tym, próbowali wmawiać, że doszło do tego o wiele za wcześnie.

–Więc po prostu go zostawiliście?

–Od tamtej pory weszło mi w nawyk naprawianie go, jak tylko zaczynał przeciekać. Nauczyłam się tego z książek.

Altina zrobiła zszokowaną minę, a Vanessa po raz kolejny westchnęła.

–Oczywiście wtedy nasz dach nie był po remoncie. Skłamał, żeby odpędzić oszusta.

–Wykiwał naciągacza?

–Tak.

–Do tego potrzeba pewności siebie! Czemu teraz jej nie ma?

–Musiałam ciężko pracować, żeby móc go wychować. Co prawda, jest bogaty w doświadczenia i ma wiedzę mogącą zawstydzić dużo starszych od niego, ale nigdy się nie wywyższał ani nie chełpił. Dlatego to powiedziałam...

–Co takiego?

–Coś w stylu "bezużyteczny Regis, który bez siostry nie jest w stanie nic zrobić"...

–He...? - Altina wybałuszyła oczy.

Vanessa zwiesiła głowę.

–Gdybym tego nie powiedziała... nie mogłabym pracować. Miałam dwanaście lat. Gdyby Regis był mądrym dzieckiem, straciłabym całą motywację do pracy. Bałam się, że mnie przewyższy.

–Aha...

–Nie chciałam, żeby zmienił się w fałszywego dorosłego.

O ile można kwestionować jej rozumowanie, pochodziło od dwunastoletniego dziecka w ciężkiej sytuacji, więc trudno doszukać się tu jej winy. Jednak stało się to cierniem w sercu Regisa, który dorastając, stracił całą pewność siebie. Nikt nie ponosił za to winy.

–Hmm? Ale czy on sam nie jest źródłem problemu swojej kiepskiej kondycji?

–Ach, to tak. Kiedyś podałam mu pszenicę kupioną na targu, prawie załamał się pod jej ciężarem.

–Ale słaby...

–No bo ciągle jedynie czytał książki.

–Poćwiczyłby chociaż raz na jakiś czas!

–Właśnie! Dlatego wolę silnych, ale niekoniecznie aż tak inteligentnych mężczyzn, na przykład mojego męża! Och, co za wstyd, nie powinnam mówić o takich rzeczach przy jej wysokości!

–Ach, hmm...

W tym momencie do pokoju wszedł Regis.

–Rozmowa skończona. Szwagier poszedł rzucić okiem na miecz przed wyceną naprawy. Najprawdopodobniej zmieści się ona w naszym budżecie.

Altina zamyśliła się na chwilę.

Co by było, gdyby nie miała przy sobie Regisa? Nie dałaby rady tak szybko naprawić miecza. Być może nawet odeprzeć ataku armii Varden na Fort Volks. Ba, w ogóle nie zdobyłaby tej twierdzy. Im dalej zagłębiała się w te myśli, tym bardziej dochodziła do wniosku, że bez jego pomocy nie byłaby w stanie kompletnie nic zrobić.

Vanessa pewnie pomyślała o tym samym, ponieważ ona też wlepiła spojrzenie w chłopaka.

–...

–...

–Co? - spanikował Regis.

Altina powiedziała pod nosem:

–Hehe, cóż, typowy Regis.

–He?

Obie dziewczyny zaśmiały się jednocześnie.

Vanessa szybko wstała od stołu.

–Regiś, chodź zobaczyć swoich siostrzeńców. Jeszcze ich nigdy nie widziałeś, prawda?

–Ach, tak, racja.

–Fufu. Chociaż najmłodszy to wciąż bobas.

–Ja... Ja też chcę ich zobaczyć! - Altina praktycznie podskoczyła na krześle.

To na początku zaskoczyło Vanessę, ale po chwili uśmiechnęła się, tym razem już nie jak nadopiekuńcza siostra czy handlarka; to był delikatny uśmiech matki.

–Hehe, proszę, to będzie dla mnie zaszczyt.



Wróć do Rozdział 1 Strona Główna Idź do Rozdział 3