Difference between revisions of "Haken no Kouki Altina PL: Tom 5 Rozdział 3"

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search
m
Line 583: Line 583:
 
<p style='text-indent:12pt'> – Jeśli będą tak iść, to przeciwnicy ich nie wystrzelają?</p>
 
<p style='text-indent:12pt'> – Jeśli będą tak iść, to przeciwnicy ich nie wystrzelają?</p>
   
<p style='text-indent:12pt'> – Nie mogą nic na to poradzić. Na pełnej prędkości, nawet biegnąc w dół wzgórza, mogliby pokonać co najwyżej 50 Ar (357 m). Mają ograniczone ruchy, tak więc zmęczyliby się jeszcze przed właściwą walką. Jeżeli nie będą w stanie biec później, kiedy wejdą w zasięg broni przeciwnika, poniosą większe straty niż z ostrzału armat.</p>
+
<p style='text-indent:12pt'> – Nie mogą nic na to poradzić. Na pełnej prędkości, nawet biegnąc w dół wzgórza, mogliby pokonać co najwyżej 5 Ar (357 m). Mają ograniczone ruchy, tak więc zmęczyliby się jeszcze przed właściwą walką. Jeżeli nie będą w stanie biec później, kiedy wejdą w zasięg broni przeciwnika, poniosą większe straty niż z ostrzału armat.</p>
   
 
<p style='text-indent:12pt'> – Ach, rozumiem!</p>
 
<p style='text-indent:12pt'> – Ach, rozumiem!</p>

Revision as of 00:47, 27 June 2019

Rozdział 3

Następnego dnia w południe siódma armia dotarła do Rouen. Ich głównymi siłami byli piechurzy, weterani z frontu wschodniego, na którym toczyły się walki równie intensywne jak te na północnym, tak więc ich doświadczenie równoważyło braki w kawalerii. Składała się na nią głównie prywatna armia diuka Barguesonne, z czego połowę stanowili żołnierze zawodowi i najemnicy, resztę lekka piechota, stworzona z poborowych. Wszyscy mieli jednak doświadczenie bojowe, stąd też wzięła się aura pewności siebie, bijąca od ich generała.

Obóz regimentu Beilschmidt leżał na południe od miasta. Siódma armia ustawiła się, tworząc wokół nich półokrąg, jakby próbowali ich otoczyć.

Altina zmarszczyła czoło.

– Co to ma znaczyć? Wszystkie pozostałe strony miasta są puste, więc czemu ustawili się w taki sposób akurat na południu?

– Chcą nas zastraszyć?

Regisowi nie przychodziła do głowy żadna inna możliwość.

W takiej sytuacji nie powinno się doprowadzać do głupiej, bratobójczej walki, nawet generał siódmej armii powinien to wiedzieć. Innymi słowy, ta prowokacja była bezcelowa, chyba że mieli własne plany. Z drugiej strony jak by na to nie patrzeć, Altina i jej towarzysze nie mogli dać się zastraszyć.

Księżniczka jednak nie potrafiła się uspokoić.

– Chcesz przeciwko temu zaprotestować?

– To jedynie tania prowokacja, nie musimy na nią

reagować. Za to jeżeli nie zachowamy ostrożności, będzie można oskarżyć nas o nadużycie autorytetu.

– Ach, to nie tak źle. Zawsze to jakiś sposób.

– Nie znam generała Barguesonne, ale mam przeczucie, że to ktoś, kogo nie chcę spotkać.

– Ojoj, ty kogoś nie znasz, to rzadki widok.

– Co prawda, szlachta pisze swoje biografie, ale nie da się ich używać jako punktu odniesienia, bo za dużo w nich upiększeń.

– Pewnie wypełniają je same pochwały i komplementy.

– No cóż... Gdyby wszystkie opisane w nich wyczyny były prawdziwe, podbilibyśmy wszystkie sąsiednie kraje, i to trzykrotnie. A mimo to wciąż z nimi walczymy.

– Co za głupie legendy.

Podczas tej rozmowy przyjechał posłaniec siódmej armii. Sądząc po jego wyglądzie, ten ciężki kawalerzysta nie tylko posiadał stopień oficera, ale należał także do szlachty.

Chociaż był sojusznikiem, żołnierze regimentu mieli żądzę krwi w oczach - w końcu otoczono ich, traktując jak wrogów.

Nie dbając o swoje otoczenie, wysłannik zsiadł z konia i uklęknął.

– Wiadomość od generała Barguesonne!

Generał Barguesonne miał wyższy stopień niż Altina, tak więc to oni powinni dołączyć do siódmej armii.

Altina zrobiła przerażającą minę, dlatego Regis, chociaż nie chciał się wyróżniać, podszedł do posłańca. Wolał uniknąć sytuacji, w której księżniczka sprawiłaby jakieś problemy.

– Przekaż rozkazy.

– Niedługo zbierze się narada wojenna. Stawcie się w kwaterze siódmej armii.

– Przyjęliśmy, wykonamy rozkaz tak szybko, jak to możliwe.

Regis nie przejmował się należną etykietą, jednak nie był zdenerwowany ani arogancki jak ten posłaniec.

Muszą aż tak zaznaczać swoją pozycję?

Strateg wyjął z kieszeni zegarek, żeby sprawdzić godzinę.

– Proszę przekazać, że stawimy się o czternastej.

– Przyjąłem!

Posłaniec wstał z kolan i spojrzał na innych żołnierzy.

– Słyszałem, że regiment Beilschmidt utrzymał północną granicę i zdobył Fort Volks, ale nie wygląda jakoś specjalnie wybitnie.

Rycerze rzucili mu spojrzenia, jakby zaraz mieli się na niego rzucić. Zanim Altina osiągnęła punkt wrzenia i zrobiła to jako pierwsza, Regis odpowiedział:

– Generał Barguesonne chce nas znieważyć?

– Nie.

– Więc proszę przekazać mu wiadomość. Lepiej nie wysyłać pyskatych posłańców.

– ...?

Wysłannik był równie wściekły, co zawstydzony, a otaczający go żołnierze wybuchnęli śmiechem. Gdyby Regis tego nie powiedział, cała ta sytuacja mogłaby negatywnie wpłynąć na morale regimentu.

Gdyby posłaniec powiedział teraz cokolwiek, wyszedłby na głupca. Wiedząc to, w milczeniu zasalutował, wsiadł na konia i odjechał, otrzymując jeszcze wiwaty rycerzy na pożegnanie.

Altina westchnęła z ulgą.

– Dziękuję, Regisie.

– Pomyśleć, że po dwóch tygodniach marszu dojdzie do utarczki słownej między sojusznikami.

– Gdyby nie ty, wyciągnęłabym miecz.

– Musimy spotkać się z generałem, więc trzymaj nerwy na wodzy.

– Widać mamy przed sobą przeciwnika innego niż wroga armia.

Ona nie żartuje... Chyba zaraz rozboli mnie głowa.


– Dziękuję za przybycie, wejdźcie - powiedział siedzący na najwyższym krześle generał Barguesonne, jednocześnie składając pokłon. Sądząc po wcześniejszym zachowaniu posłańca, ten gest stanowił jedynie grzecznościową formalność.

Był to mężczyzna w podeszłym wieku, z siwą brodą i włosami, co w połączeniu ze zmarszczkami oraz bystrym wzrokiem tworzyło przerażający wizerunek.

Stał przy nim doradca wyposażony we włócznię.

Generał broni miał na swoim koncie wiele starć wojennych, i to zanim jeszcze Regis przyszedł na świat.

Altina zasalutowała, kładąc prawą rękę na piersi.

– Generale Barguesonne, zanim przejdę pod twoje dowództwo, mam pytanie.

Regis poczuł, jakby uderzyło go coś ciężkiego.

Co ona zamierza mu powiedzieć?

Do obozu siódmej armii wyruszyli we dwójkę, mając ze sobą jedynie kilku strażników czekających na zewnątrz. Jerome ze względu na swoją pozycję też powinien im towarzyszyć, ale powiedział tylko, że zostawia kłopotliwe sprawy w ich rękach.

Namiot-kwatera siódmej armii był większy od tego, jakim dysponował regiment Beilschmidt. Ze względu na siedzącego w centrum generała, a po jego bokach tworzących przejście trzydziestu oficerów, co nawet jak na zebranie strategiczne stanowiło sporą grupę, przypominał bardziej salę audiencyjną.

Altina wpatrywała się bezpośrednio w generała, a zebrani oficerowie uważnie przypatrywali się jej. Regis chciał ją powstrzymać, jednak byłoby to niestosowne.

W końcu księżniczka powiedziała:

– Generale, rozumiem, że mnie nie akceptujesz, ponieważ wspierasz Latreille. Jednak jeżeli podczas bitwy podejmiesz jakąkolwiek akcję przeciwko regimentowi Beilschmidt, będę mogła uznać to za akt zdrady przeciwko cesarstwu?

Regis nagle stracił całą siłę w nogach. Altina miała oczywiście rację, jednak nie wiedział, jak na te słowa zareaguje generał. Sam przed jakąkolwiek prowokacją przeciwnika dobrze by się najpierw przygotował, dlatego sposób, w jaki zrobiła to księżniczka, nie wpływał za dobrze na jego serce.

Generał odpowiedział jedynie:

– Jesteś o dziesięć lat za młoda, aby rozmawiać ze mną o cesarstwie. Ustaw się w formacji.

– ...

Altina zasalutowała i zgodnie z poleceniem ustawiła się w szeregu.

Więc nie jest jedynie żołnierzem - pomyślał Regis.

Nie zareagował na buntownicze słowa księżniczki, prawdopodobnie ze względu na swój podeszły wiek. Właściwie to dobrze, bo w przeciwnym razie nie mieliby jak odpowiedzieć na jego reakcję. Co więcej, Altina nie otrzymała odpowiedzi, co oznaczało „nie mieszaj polityki i prywatnych spraw do armii”. Mimo to użył słowa "cesarstwo". Gdyby mieli równy stopień, księżniczka mogłaby stwierdzić, że generał nie zrozumiał głównego założenia jej pytania, jednak ponieważ przewyższał ją rangą, nie miała możliwości kontynuować rozmowy.

Jest wyjątkowo przebiegły - skomentował w myślach Regis.

Stary strateg wyszedł przed szereg, zdając raport z sytuacji:

– Armia Wielkiej Brytanni zajęła nabrzeże Chaineboule, należące do rodu Trouin. Na ląd zeszło trzydzieści tysięcy zbrojnych, w starciu z którymi druga armia poniosła porażkę. Na szczęście generał Beaumarchais przetrwał starcie. Wróg podzielił swoje wojska na trzy części. Dwie okupują miasto oraz fortecę, trzecia natomiast wyruszyła w kierunku stolicy. Zgodnie z wolą cesarza to te siły zniszczymy.

Oficerowie zaczęli wznosić okrzyki typu:

– Właśnie! Tak będzie!

Powinienem zaakceptować różnicę w kulturze regimentów? Chociaż nie przywykłem do tego. - Regis czuł się niepewnie, chciał przynajmniej rozdzielić ważne informacje o obecnej sytuacji od ich poglądów. Jednak stary strateg wrócił do szeregu, zanim tamten zdążył cokolwiek powiedzieć.

– Teraz główny strateg wyjaśni nasz plan. Drugi oficer administracyjny Vicente.

– Tak jest!

Najwyraźniej role zostały dobrze rozdzielone.

Przed szereg wyszedł młody oficer, niesprawiający wrażenia żołnierza w pełni sił. Wyglądał raczej na bardzo chorowitą osobę.

– Wyjaśnię teraz plan na nadchodzącą bitwę.

– Hmm?

Jego wygląd i imię przypominały kogoś Regisowi. Zauważając jego reakcję, Altina wyszeptała mu do ucha:

– Czyżbyś znał go z akademii wojskowej?

– Chyba tak...

Podczas jednej z bitew ćwiczebnych Regis prowadził debatę z Vicente, reprezentującym inną szkołę. Nie udało mu się wygrać, co równało się także z jego pierwszą przegraną. Chociaż wiele plotek mówiło, że walka była nieczysta, porażka pozostawała porażką. Regis nie spodziewał się go jeszcze kiedykolwiek zobaczyć, jednak ucieszył się z tego spotkania - w końcu ktoś, kogo znał ze szkoły wojskowej, żył i miał się dobrze.

Zgodnie z poleceniem Vicente wniesiono mapę pokazującą obecną sytuację w cesarstwie. Siódma Cesarska Armia wraz z Przygranicznym Regimentem Beilschmidt były na niej reprezentowana przez czerwone pionki, wrogie jednostki natomiast przez niebieskie.

– Według raportów zwiadowców dziesięciotysięczna armia kieruje się w stronę stolicy. Co prawda, pole bitwy różni się od wschodniej linii frontu, ale Siódma Cesarska Armia dysponuje dwudziestoma pięcioma tysiącami zbrojnych. Tak jak zwykle, nic nie zatrzyma nas przed odniesieniem zwycięstwa!

Zebrani oficerowie wznieśli okrzyk.

Nie było zbyt wielkiej różnicy pomiędzy tym, czego Regis dowiedział się wcześniej w regimencie, a tym, co tu usłyszał. Jednak nawet w starciu z dziesięciotysięczną armią należy brać pod uwagę, że wróg podzielił swoje siły na trzy. Podstawy sztuki wojennej zakładają rozdzielenie wrogich sił na mniejsze części, jednak wróg sam dzielący swoją armię? To przypomniało mu jedną z setek książek opisujących bitwy i strategie, które kiedyś przeczytał, przez co naszły go wątpliwości.

– Wrogie siły naprawdę mają jedynie dziesięć tysięcy?

Po jego pytaniu w namiocie zapanowała cisza i zanim się spostrzegł, wszystkie spojrzenia skupiły się na nim.

O nie...

Nie zdawał sobie sprawy, że powiedział tamte słowa na głos.

Stojący przy generale Vicente wlepiał w niego ostre jak sztylety spojrzenie.

– Oficerze administracyjny piątego stopnia, Regisie Auricu, co takiego powiedziałeś? Dokończ myśl. Nawet jeżeli to opinia kogoś siedzącego na końcu stołu, chcemy ją usłyszeć.

Nie przedstawił się, mimo to wywołano go po imieniu i stopniu, jednak przywódca powinien znać dowództwo sojuszniczego regimentu, a Vicente był doradcą siódmej armii.

Regis nie przywykł do wyrażania opinii przy tak wielu ludziach, jednak należało to do jego obowiązków, więc nie miał wyboru.

– Zdobyliśmy informację, że wrogie siły podzieliły się na trzy części. Samo to jest nietypowe i nie wiemy, dlaczego tak zrobili. Czy jednak mamy pewność, że maszerujące na nas siły liczą jedynie dziesięć tysięcy?

– Ach, czyżbyś wątpił w wiarygodność naszych raportów?

– Jestem jedynie tchórzem, po prostu nie mogę przestać się martwić...

– Jeżeli chodzi o pozostałe dwie części, pierwsza armia w liczbie trzydziestu tysięcy zbrojnych ruszyła w stronę jednej z nich. Prowadzi ich sam generał Latreille, tak więc nie ma wątpliwości, że odniosą zwycięstwo. Siły okupujące nabrzeże najprawdopodobniej stanowią rezerwy.

– Z trzydziestu tysięcy aż jedna trzecia to rezerwy?

– Nic w tym dziwnego, w końcu zajmują nieznane tereny. Wrogi dowódca wydaje się niebywale ostrożny.

Na bocznej części mapy, na wybrzeżu, stały trzy pionki reprezentujące przeciwnika. W oczach Regisa wróg poruszał się na wschód jak wąż. W odpowiedzi na podział brytańskich wojsk północną linię stanowiła pierwsza armia, natomiast południową - siódma. Jeden pionek odpowiadał dziesięciu tysiącom jednostek, tak więc przeciwnik miał łącznie trzy, podczas gdy cesarstwo trzy w północnej części i dwie w południowej, a także trzy jednostki rezerwy z tyłu, chociaż tak naprawdę były to siły zbyt powolne, aby dołączyć na czas. Albo spędzili zbyt wiele czasu, zbierając siły, albo celowo poruszali się wolno, nie chcąc odnieść strat. Ich powody nie miały jednak teraz znaczenia, odpowiedzą za tę sytuację później. Gdyby regiment Beilschmidt został dłużej przetrzymany przez armię Varden, oni też należeliby do jednostek rezerwy.

Poza tym chociaż cesarstwo miało stutysięczną armię przygotowaną na odpowiedź na ten atak, na schemacie znajdowało się jedynie osiem pionków. Brakujące dwadzieścia tysięcy stanowiła prawdopodobnie wybita druga armia.

Regis skupił się na mapie.

– Jeżeli wrogie oddziały z północy ruszą na południe, a te z tyłu naprzód, wtedy całym impetem uderzą na siódmą armię, co oznacza, że nasze dwudziestopięciotysięczne siły będą musiały zmierzyć się z trzydziestoma tysiącami żołnierzy.

W tę kalkulację Regis wliczył także jednostki wsparcia, tak więc ich siły aktualnie zdolne do walki nie były aż tak liczne.

Vicente prychnął.

– Nic się nie zmieniłeś. To może się stać, tamto może się stać. Zawsze byłeś taki strachliwy. To przecież niemożliwe, żeby brytańska armia przyspieszyła marsz.

Najwyraźniej pamiętał Regisa, który przypomniał sobie w tym momencie debatę z Vicente, chociaż nie była to najlepsza chwila na takie wspominki.

– Doprawdy? Wielka Brytannia używa statków parowych do zaopatrywania armii. Nawet jeżeli ich ładownie są pełne, mogą wrócić tutaj w ciągu dziesięciu dni. Ich siły zeszły na ląd szesnastego kwietnia, mamy już szesnasty maja. Tak więc może lepiej wziąć pod uwagę, że są obecnie lepiej przygotowani, niż zakładaliśmy? Dla przykładu mogą już dysponować kawalerią?

Wybrzeża państw dzieliło jedynie 150 Li (666 km). Nawet najszybszy parowiec wypełniony zaopatrzeniem mógł pokonywać 30 Li (133 km) dziennie, jednak drogę powrotną przebywał już z pustą ładownią, co zwiększało jego szybkość. Dlatego też według Regisa zakładanie, że Wielka Brytannia dysponuje jedynie trzydziestoma tysiącami żołnierzy, było bardzo ryzykowne.

Vicente zachowywał się jak nauczyciel rozmawiający z nieudolnym uczniem.

– To chyba oczywiste, że wziąłem pod uwagę możliwość wykorzystania parowców. Dlatego właśnie oszacowałem liczebność przeciwnika na trzydzieści tysięcy. Nie musisz nawet pytać o takie rzeczy.

– Nie mamy szczegółowych informacji o ich statkach. Czyżbyś dał radę jakoś je uzyskać?

– Parowce są w stanie podróżować z dużą szybkością nawet w bezwietrzną pogodę, jednak środkową część kadłuba zajmują silnik i węgiel, przez co pozostaje niewiele przestrzeni na ładunek. Tyle informacji mi wystarczy.

Belgaria próbowała już wcześniej zbudować parowiec.

Taki statek miał dwa koła napędowe pośrodku obu burt. Co prawda, nie wymagał wiatru, jednak w istocie większość ładowni zajmowały węgiel oraz silnik, dlatego w końcu uznano go za niepraktyczny. Problem rozwiązywała śruba napędowa, jednak Cesarstwo nie eksperymentowało z nią, ponieważ wymagała wywiercenia dziur w spodzie kadłuba, co mogłoby doprowadzić do wielu wypadków.

– Nie przejmujesz się Cesarstwem? Słyszałem, że niedawno ulepszono koło napędowe i nawet mniejsze jest w stanie osiągnąć dobrą prędkość. Skoro istnieje już taka technologia, czemu nie założyć, że przeciwnik jej używa?

W najnowszej wersji napędu brano pod uwagę różnicę w wytworzonej sile pchającej statek. Okręty z małym kołem napędowym, o niewielkich skrzydłach zanurzonych w wodzie, osiągały większą prędkość od tych posiadających duże koła po bokach statków. Te wyniki osiągnięto kilka lat temu metodą prób i błędów. Regis przeczytał o tym w książce, którą kupił podczas jego ostatniego pobytu w stolicy. Opowiadała o młodym kapitanie piratów, walczącym z najnowszym modelem parowca Wielkiej Brytanni. Strateg

zostałby zrugany za podanie źródła swojej wiedzy, tak więc postanowił przemilczeć ten detal.

– Hmph! Może więc wyjawisz nam swój najlepszy plan?

Regis po słowach „wyjawić” i „najlepszy” zrozumiał, że zapowiadała się ciężka wymiana zdań, jednak jeżeli by się teraz cofnął, miałoby to negatywny efekt na reputację Altiny. Poza tym obecna strategia stwarzała zagrożenie dla całej armii, tak więc musiał wykorzystać okazję, żeby jakoś wpłynąć na jej zmianę.

– Sugeruję... Żeby siódma armia ruszyła na północ i połączyła się z pierwszą, co zapewniłoby nam dodatkowe pięćdziesiąt tysięcy sił do walki.

Żołnierze stojący w szeregu zaczęli między sobą szeptać.

Vicente prychnął.

– Widzę, że chcesz zmieść ich przewagą liczebną. Powiedz jednak - co będzie z obroną stolicy?

– Trzydzieści tysięcy jednostek rezerwy powinno do tego wystarczyć.

– Rezerwy? W takim razie ostatnia linia obrony leżałaby przy samej stolicy.

– Jeżeli zwyciężymy, nie będzie mieć znaczenia, gdzie odbędzie się bitwa.

– Rozumiem. Niczego innego nie oczekiwałbym po oficerze z pospólstwa. Ważne, by wygrać, nieważne jak. W ogóle nie rozumiesz natury wojny!

– Doprawdy...

Regis nie zaprzeczył.

Vicente kontynuował wymownie:

– Belgaria nie potrzebuje dużo większych sił, by zgnieść przeciwnika! Haniebnym czynem byłoby pozwolić wrogowi chociaż zbliżyć się do stolicy! Już nawet nie wspominając, że wszedłby tak daleko w głąb naszego terytorium! Czyżbyś próbował obniżyć reputację i prestiż siódmej armii?!

Zebrani żołnierze się z nim zgodzili.

Widać jestem tu niemile widziany. Skoro używają reputacji i prestiżu jako argumentu, nie mam wyboru - pomyślał Regis.

– Rozumiem. Jeżeli musimy odnieść zwycięstwo tutaj, na południowej linii, powinniśmy przechwycić armie przeciwnika, mając przewagę wysokości terenu. W pobliżu jest kilka odpowiednich wzniesień.

Vicente zamyślił się na chwilę, po czym pokiwał głową.

– Też o tym pomyślałem. Wrogie wojska zajmują rozległe tereny Cesarstwa, co rozciąga ich linię zaopatrzenia, dlatego też chcą walczyć najszybciej, jak to możliwe. Zaatakują nas bezpośrednio, nawet jeżeli będziemy mieć nad nimi przewagę.

– Nie byłoby prościej, gdybyśmy odparli ich natarcie, wykorzystując przewagę wysokości terenu? To chyba dopuszczalne, prawda?

– Tak, jednak ta armia nadaje się lepiej do ataku. Przeciwnik ma najnowsze modele broni palnej oraz armat, jednak jeżeli użyjemy naszej przewagi liczebnej, nie będą nawet mieli szansy użyć dział! Nie tak walczy Belgaria?!

– Właściwe działanie...

W jego planie nie było błędów, po prostu podążał za metodami walki opisanymi w podręcznikach. Dlatego właśnie przeciwnik mógł łatwo odgadnąć ich sposób działania. Najprawdopodobniej ruszył naprzód z oddziałem liczącym jedynie dziesięć tysięcy żołnierzy, ponieważ wiedział dokładnie, jaką strategię obierze cesarstwo, i potrafił na nią skutecznie odpowiedzieć.

Tylko dlaczego uważają, że wygrają mniejszymi siłami? Czyżby aż tak wierzyli w swoje nowe uzbrojenie? Czy może mają coś jeszcze, co mogłoby odwrócić losy wojny? Za mało informacji...

Regis co prawda wysłał zwiadowców, jednak nie zauważyli oni żadnych podejrzanych ruchów wojsk przeciwnika. Chcąc ocenić siłę Cesarstwa, kazał im sprawdzić także własnych sojuszników. Posiadanie błędnych informacji było w końcu bardziej niebezpieczne niż brak jakiejkolwiek wiedzy o czekającej ich walce.

Niestety, bardzo trudno było o zwiadowców potrafiących przekazać dokładne raporty. Kryteria dla takiej osoby obejmowały odwagę, zdolności oraz dobre wykształcenie. W dodatku pozycja zwiadowcy nie zapewniała sławy ani dobrej zapłaty, na co mogli liczyć kawalerzyści i rycerze walczący na pierwszej linii.

Widząc, że dyskusja pomiędzy Regisem a Vicente dobiegła końca, generał Barguesonne uniósł rękę. Wtedy wszyscy oficerowie wrócili na swoje pozycje, stając na baczność. Dowódca siódmej armii wstał z krzesła i powiedział:

– Użyjemy planu doradcy wojennego Vicente.

Następnie kolejno wywoływano jednostki i przydzielano im role.

Mają zamiar umieścić Regiment Beilschmidt na tyłach, prawda?

– Generał brygady Belgaria, zajmiecie pozycję na tyłach formacji. Siądźcie sobie i obserwujcie, jak wygląda wojna.

– Przyjęłam. - Altina zasalutowała.

Stojący wokół nich rycerze nie mogli powstrzymać śmiechu.

Dla nich ta bitwa miała być kolejnym zwycięstwem na koncie. Armia Belgarii była nie tylko silna, posiadała także przewagę liczebną. Przegrana nawet z wrogiem dysponującym najnowszym uzbrojeniem nie mieściła się w głowie. Dlatego też z góry założyli wygraną i z tą myślą ustawili pozycje jednostek. Dla oficerów siódmej armii przeciwnicy jawili się jak ryby same wskakujące na łódź rybaka. Wszyscy inni mieli stać z tyłu i patrzeć, jak ci pożerają zdobycz. W taki właśnie sposób zaszydzono z regimentu Beilschmidt.

W oczach Regisa jednak nie tylko przeciwnicy mieli wylądować pod nożem...

Altina spojrzała na żołnierzy stojących w szeregu.

– Nie mamy zamiaru interweniować. Nie krępujcie się jednak prosić o pomoc, jeżeli zaczniecie przegrywać. Bez wahania przybędziemy wam z odsieczą.

– Hmph. Nie ma takiej potrzeby. Postrzelona wróblica może wrócić na północ z pustymi rękoma!

Ta obelga dobiegła od posłańca, który przekazał im wcześniej rozkazy, będącego tak naprawdę dowódcą batalionu.

Od dawna nie słyszałem tego przezwiska Altiny. Właśnie, ciekawe, czy mój szwagier był już w muzeum. W końcu chciał jak najszybciej zobaczyć obraz z oryginalnym mieczem. Jeśli tak zrobił, pewnie opuścił już stolicę.

Pogrążony w myślach Regis podniósł rękę.

– Moim zdaniem przeciwnik ma jakiś ukryty motyw, dlatego też wnioskuję o zwiększenie liczebności zwiadowców.

– Ukryty motyw? A niby jaki? - parsknął Vicente.

Regis jednak się nie ugiął.

– Tego nie wiem, jednak lepiej zachować ostrożność.

– Ha. Strateg tak łatwo mówiący, że czegoś nie wie.

Byłoby lepiej, gdybym udawał, że coś wiem? Cóż, lepiej odstawić na bok zachowanie prawdziwego stratega.

– Więc, doradco wojenny Vicente, możesz przewidzieć zamiary przeciwnika?

Zapytany się uśmiechnął.

– Wielka Brytannia najechała nas, ponieważ dysponują teraz nowymi modelami dział i broni palnej. Dlatego też ich taktyka będzie przewidywać używanie ich. Tak podpowiada nawet zdrowy rozsądek. Tak więc będą chcieli efektywnie używać nowego uzbrojenia, zwłaszcza dział przeznaczonych do rażenia wielu przeciwników naraz. Nie przywykli jednak do dużych bitew. Widząc naprzeciwko siebie stutysięczną armię Cesarstwa, uciekną w popłochu bez oddania nawet jednego strzału. Dlatego mając na uwadze ten fakt, stan psychiczny żołnierzy oraz ich nową broń, wrodzy dowódcy zdecydowali się podzielić armię na mniejsze części.

Bez wątpienia Vicente potrafił dobrze wyrażać swoje myśli.

Słysząc jego wyjaśnienia, generał i pozostali oficerowie pokiwali głowami, żołnierze natomiast wznosili okrzyki typu „to nasz doradca wojenny”.

Zanim jednak Regis zdążył odpowiedzieć na jego argumenty, Vicente kontynuował:

– Piąty oficerze administracyjny Regisie Auricu, jeżeli twoje tchórzostwo się rozprzestrzeni, wpłynie negatywnie na morale. Zważaj więc na słowa.

– Przyjąłem.

Regis nie miał wyboru, musiał posłuchać rozkazu wyższego stopniem. Zasalutował, mówiąc:

– Przygraniczny Regiment Beilschmidt pozostanie w stanie gotowości na tyłach formacji i nie będzie przeszkadzać sojusznikom.

Zebrani oficerowie wybuchnęli śmiechem, jakby zobaczyli nowego rekruta. Generał Barguesonne pokiwał jedynie głową.

Na tym zakończyła się narada wojenna Siódmej Armii.



Altina kopnęła leżący na ziemi kamień, który poszybował w niebo jak wystrzelony z katapulty.

Regis wzruszył ramionami.

– Testują nową broń?

– Grrrr, to mnie wkurza!

Opuścili już obóz siódmej armii i wracali do swojego regimentu. Towarzyszyli im strażnicy, jednak szli z tyłu i nie mogli niczego usłyszeć, chyba że zostałoby to powiedziane naprawdę głośno. Mimo to wciąż byli otoczeni przez cesarską armię, ustawioną w zasięgu strzału łuczników.

Altina kopnęła kolejny kamień.

– Czego oni chcą?! Po co było nas wzywać na naradę wojenną, skoro mogli wcześniej rozkazać nam trzymać się z tyłu?! Nie mieli w ogóle zamiaru z nami dyskutować!

– Cóż, nie mogę temu zaprzeczyć...

Mimo wymiany zdań między strategami żadne wspólne uzgadnianie planu nie miało miejsca. Od samego początku mieli zamiar działać według wcześniej ustalonego planu i odrzucić wszelkie opinie Regisa i Altiny.

– Robią z nas głupców!

– Bez wątpienia nas lekceważą. Prawdopodobnie dali nam szansę wyrażenia naszego zdania, jednak nie mieli w planach brać go pod uwagę. A może chcieli po prostu mieć spokój?

– Co to ma znaczyć?!

Narada wojenna, w której z miejsca odrzuca się opinię drugiej strony, jest jedynie stratą czasu dla wszystkich zebranych.

– Być może... to równie nieprzyjemne dla nich, jak i dla nas. Sama siódma armia nie była świadoma, że od samego początku mieli zamiar odrzucić nasze zdanie.

– Co? - Księżniczka zrobiła zdziwioną minę, w końcu było oczywiste, że nie zaakceptowali ani jednego pomysłu Regisa.

– Człowiek zadręczyłby się, gdyby zmieniał ciągle zdanie pod wpływem opinii innych osób. Dlatego też rozmowy otwierające oczy i zmieniające spojrzenie na świat są jedynie zwykłą iluzją. Gdyby ktoś miał takie same poglądy jak oni, przyjęliby je z otwartymi ramionami. W końcu ludzie cieszą się, kiedy są akceptowani przez innych.

– To rozumiem, ale...

– Gdyby przyjęli opinię innych, zaprzeczyliby samym sobie, całkowicie niszcząc część własnego ciągu myślowego. Nie znieśliby tego.

– Naprawdę? Ja lubię słuchać różnych opinii.

– Odpowiedziałem jedynie na twoje wątpliwości. Gdyby mogły stopnieć jak lód, byłabyś o wiele szczęśliwsza. Jeśli różnilibyśmy się w zdaniu na jakiś temat i miałabyś silne przekonanie co do swojej racji, nie mogłabyś zaakceptować mojego punktu widzenia. Pamiętasz, jak próbowałem zatrzymać cię, kiedy postanowiłaś zostać cesarzową? Albo powstrzymać twój pojedynek z sir Jeromem czy atak na Fort Volks?

– Aaach, wystarczy! Rozumiem! To mnie po prostu drażni! - Altina zaczęła machać rękami.

– Cóż, pomimo to wciąż mógłbym z tobą rozmawiać.

– Ach, naprawdę? Dlaczego?

– Mimo bólu powstałego po zaprzeczeniu własnemu ciągowi myśli należy przyjąć punkt widzenia innych i wymienić poglądy. Jednak do tego trzeba założyć, że twój partner jest lepszy od ciebie. Albo przynajmniej zaakceptować jego przewagę w jakimś konkretnym przypadku. Jeżeli wtedy uznasz, że możesz się czegoś nauczyć, wysłuchasz jego opinii. Oczywiście ból samego zaprzeczenia sobie pozostanie, jednak wtedy jest do zaakceptowania.

Altinie aż oczy zabłysły.

To pewnie był ten respekt, o którym sam chwilę wcześniej wspominał, ale czuł się niezręcznie, kiedy patrzyła tak na niego dziewczyna młodsza o cztery lata.

– Tego mogłam się po tobie spodziewać!

– Dziękuję?

– Innymi słowy, odrzucają nasze pomysły, ponieważ nas lekceważą!

– Można to odnieść do książek. Jeżeli ktoś uważa czytanie za nudne, wszystkie książki takie dla niego będą. Jeżeli jednak sądzi, że zyska coś z lektury... Cóż, prawdopodobnie...

– Tak?

– Nie, to nic takiego. W końcu na świecie są miliony książek.

Regis zaczął błądzić w myślach.

Altina westchnęła.

– To dlatego, że moja matka pochodzi z pospólstwa? Odrzucili mnie, chociaż całkowicie niepotrzebnie...

– Też... Ale jest pewnie jeszcze jeden powód.

– Bo jestem dziewczyną? Na dodatek niepełnoletnią?

Niewykluczone, jednak nie to miał na myśli Regis.

– Patrzyliby z góry na wszystkich.

– Co? Nawet na Latreille?

– On by podpadł pod specjalną kategorię. Jeśli miałbym je jakoś nazwać, byłyby to specjalne osoby, nasi ludzie oraz inni. Najprawdopodobniej swoi oraz specjalne osoby podlegałyby dalszej klasyfikacji.

Altina się skrzywiła, wyraźnie nie rozumiejąc.

– Ten ranking byłby czymś jak rangi w armii albo tytuły szlachty.

– Moim zdaniem nie są świadomi, że patrzą na innych z góry ani że stawiają samych siebie za wysoko. Jeżeli masz wszystko zorganizowane, a twoi towarzysze się nie zmieniają, podczas oceny i akceptowania nowych osób z miejsca wszystkich odrzucacie.

– Nie ma nic złego w zaakceptowaniu i sprawdzeniu przyjaciół. Ale dlaczego odrzucają innych?

– Zobaczmy. Dla przykładu: nie lubisz siódmej armii, prawda? Twoim zdaniem się mylą?

– Oczywiście!

– Zmieńmy punkt widzenia na regiment Beilschmidt. Oceniasz go wysoko i uważasz za najlepszych, prawda?

– No chyba tak.

– Jak byś się czuła, gdyby pojawił się ktoś zaprzeczający opinii twoich towarzyszy?

– Uch, ja...?!

Altina była bezpośrednia, jednak nie głupia. Z tej rozmowy zrozumiała, że popełniłaby taki sam błąd jak sojusznicza armia.

Zmarszczyła brwi.

– Doświadczyliśmy razem wielu rzeczy i zacieśniliśmy łączące nas więzi. Jednak to nie daje nam prawa do zaprzeczania innym.

– Masz rację. Wierzę w moich towarzyszy i cenię ich wysoko, ale odrzucanie innych z tego powodu... wydaje się nie na miejscu.

– Nie wolno jednostronnie oceniać. Dziwne, prawda? Powinniśmy być bezstronni w ocenie opinii i osób je wygłaszających.

– Naprawdę?

– Cóż... Ludzie często z miejsca zakładają, że inni się mylą. Taki autorytatywny sposób myślenia powinien być z miejsca odrzucony podczas rozmów.

– Odrzucony? Ale czy to nie oczywiste, że mając do wyboru twoją opinię i opinie innych, postawię na tę pierwszą?

– Dla ludzi to wydaje się naturalne. Jednak mnie nie obchodzi, kim jest dana osoba. Zawsze traktuję opinie innych na tym samym poziomie. Tak właśnie chcę patrzeć na sprawy. Chociaż można to też nazwać filozofią oświecenia.

– Nieważne, o kogo chodzi, traktować opinie tak samo... To dotyczy także zwykłych obywateli i cesarza?

– Tak. Chociaż takie teorie można znaleźć jedynie w książkach. Pośród filozofów oświecenia znalazł się nawet taki, który wszedł w głęboką dyskusję ze swoim szczekającym psem... Chociaż jego asystenci szybko go z niej wyciągnęli.

– Doprawdy? Więc nawet ty myślisz, że tak nie można, tak?

Altina wpatrywała się w niego jak w chorą osobę.

Jaka szkoda... To była dobra anegdota.

– Patrząc na mnie, nawet uliczny, szczekający pies ma lepsze spojrzenie na świat niż ja.

– To nie oświecenie, tylko coś, co ci wmówiła twoja siostra!



Osiemnasty maja, zmierzch, wyjątkowo pochmurny dzień.

Regis otrzymał informacje od swoich zwiadowców. Niestety, jego obawy się potwierdziły i dziesięć tysięcy wrogich żołnierzy z północy, zmierzających na wschód, zmieniło kierunek marszu na południe. W dodatku doradca wojenny siódmej armii odmówił zmiany miejsca planowanej bitwy.

– O ile wrogie intencje są jasne, nie dadzą rady połączyć sił z południową linią, jeżeli zakłócimy wcześniej ich plan. Bez wątpienia wygramy!

Według niego armia Brytanni potrzebowała dwóch dni, żeby połączyć te dwie jednostki, a oni znajdowali się jedynie pół dnia marszu od przeciwnika. Doszedł do wniosku, że bitwa rozpocznie się już następnego dnia.

– Siódma Cesarska Armia dziewiętnastego, to znaczy jutro, zaatakuje żołnierzy Brytanni. Następnie dwudziestego przechwycimy kolejną falę przeciwników, która maszeruje obecnie na południe. Przy tym starciu połączymy siły z Pierwszą Armią, dowodzoną przez generała Latreille, i zmieciemy wroga z powierzchni ziemi! - powiedział Vicente.

Regis jednak nie mógł przestać się martwić.

– Byłoby wspaniale, gdyby wszystko przebiegło według tego planu. Jednak jest w ogóle możliwe, aby przeciwnik zrobił coś tak dziwnego i maszerował na pewną śmierć?

Czekając na kolejne raporty zwiadowców, próbował przewidywać działania wroga. Niestety, jego obecna pozycja i tak nie pozwalałaby mu zmienić działań siódmej armii.

Dziesięć tysięcy wrogich jednostek stacjonujących w Chaineboule nie opuściło swoich pozycji.

W dodatku otrzymał też informację, że wrogie siły dysponowały sześcioma statkami, które nie wyglądały na transportowe. Cesarstwo próbowało je zatopić, co nazwano bitwą morską Trouin. Podczas tego starcia duma belgarskiej floty, Ateluna, posiadająca osiemdziesiąt dział, przy wsparciu dwudziestu czterech okrętów zaatakowała przeciwnika.

Klasa okrętów Aterna miała 40 Co (18 m) i trzy maszty oraz pokłady dział, przez co wyglądała jak pływająca forteca. Same armaty nie strzelały jedynie wielkimi kulami, mogły używać także wybuchowych ładunków oraz kartaczy (pocisków rozpadających się na mniejsze części, powodujących ogromne zniszczenia obszarowe, mających jednak mniejszy zasięg). Niestety, działa wciąż były starego typu, ładowane od przodu, przez co wolniejsze, co dawało przeciwnikowi przewagę pod tym względem.

Flota Wielkiej Brytanni, Queen’s Navy, jako pierwsza zawsze wprowadzała nowe technologie. Statki zaopatrzeniowe eskortowało sześć okrętów klasy Princess, parowców uzbrojonych w siedemdziesiąt cztery armaty, chociaż nie wszystkie stanowiły nowe działa typu 41 Elswick. Przeciwnik posiadał zatem przewagę zarówno w szybkości, jak i sile ognia.

Trzynastego maja Belgaria zastawiła zasadzkę na przewidywanej trasie linii transportowej przeciwnika. Przygotowania były wręcz idealne, jednak w starciu z najpotężniejszym okrętem na świecie siły Belgarii poniosły sromotną porażkę, zostając zmuszone do ucieczki.

Później zdecydowano się użyć opancerzonego okrętu klasy Posejdon, mającego aż sto dwadzieścia dział i uznawanego za pływającą fortecę, jednak niewiarygodnie powolnego. Wprowadzenie go do bitwy miało zająć sporo czasu, a do tego momentu nie przewidywano wysłania żadnego wsparcia drogą morską.


Rok 851, 19 maja.

Dwadzieścia dwa tysiące cesarskich żołnierzy ustawiło się na wzgórzu leżącym w pobliżu Lafressange, całe wsparcie wysyłając na tyły formacji.

Porażka drugiej armii nauczyła ich, że jeżeli użyliby muszkietów na pierwszej linii, daliby jedynie przewagę przeciwnikowi mającemu lepsze wyposażenie, utrudniając własne natarcie. Dlatego tym razem planowali postawić na włócznie, rozstawione na wzgórzu jak dywan.


Popołudnie.

Na terenach pod wzgórzem, 50 Ar (3573 m) od nich, ustawiło się dziesięć tysięcy żołnierzy przeciwnika. Przednią linię stanowiła piechota wyposażona w strzelby Snider, znane z ich ognia powtarzalnego (żołnierze Brytanni mogli wystrzelić trzy pociski w czasie, jaki zajmował Belgarom na oddanie jednego wystrzału) oraz niezawodności przy każdej pogodzie. Za nimi stali żołnierze z dużymi tarczami, co było powszechną strategią w walce z włóczniami na krótkim dystansie. Kolejne w formacji były działa, około dwustu typów 41.

Z porażki drugiej armii wyciągnięto wniosek, że te armaty miały zasięg około 45 Ar (3216 m). Utrzymując obecną pozycję na wzgórzu, belgarscy żołnierze znajdowali się poza ich polem rażenia, tym bardziej że zasięg strzału się skracał, jeżeli cel stał na wzniesieniu. To oczywiście działało też w drugą stronę - armaty ustawione na wyższych pozycjach mogły strzelać dalej, jednak siódma armia posiadała na wyposażeniu jedynie działa o zasięgu 28 Ar (2000 m), tak więc nawet w takiej sytuacji przeciwnik miał przewagę w tej kwestii.

Skupiający trzy tysiące żołnierzy, po odliczeniu jednostek wsparcia, Regiment Beilschmidt stał na tyle formacji siódmej armii, za ich liniami zaopatrzenia. Tym razem namiot dowodzenia ustawiono na przedzie. Altina miała na sobie ciężką zbroję, co było rzadkością, podobnie jak i Jerome, Regis jednak pozostał w swoim zwykłym mundurze.

– Hmph, te działa nie są w stanie dosięgnąć celu i będą jedynie zawadzać w walce. Po co w ogóle oni je zabrali?

– Ponieważ strateg siódmej armii lubi postępować zgodnie z podręcznikiem.

Żadne podręczniki nie wspominały jednak, jak postąpić w sytuacji, kiedy wróg posiada armaty o dużo większym zasięgu.

Jerome spytał ironicznie:

– Podręczniki też lubisz?

– Tak... Ale ślepo za nimi nie podążam.

– He?

– Moim zdaniem zarówno podczas ataku, jak i obrony najważniejsze jest uniemożliwienie przeciwnikowi odczytania twoich zamiarów. Dzięki temu wróg zaczyna panikować, nie mogąc opracować planu pozwalającego przeciwdziałać moim strategiom.

– Właśnie o to chodzi.

– O ile podręczniki opisują właściwe działania, na polu walki dochodzi do wielu nieprzewidzianych wydarzeń, a każde, nawet najmniejsze z nich, może mieć wielki wpływ na przebieg walki.

– Hmph... - Jerome się uśmiechnął, co było rzadkością.

Gdyby się przysłuchać dobrze tej rozmowie, można by wyciągnąć wnioski, że dotyczyła tak naprawdę wielu tematów, nie tylko samych strategii.

Nagle Altina krzyknęła.

– Ej, ruszyli?!

– Tak, zaczęło się - odpowiedział Regis, kiwając głową.

Siódma armia, licząca dziewiętnaście tysięcy, maszerowała powoli w stronę przeciwnika.

Altina przekrzywiła głowę.

– Jeśli będą tak iść, to przeciwnicy ich nie wystrzelają?

– Nie mogą nic na to poradzić. Na pełnej prędkości, nawet biegnąc w dół wzgórza, mogliby pokonać co najwyżej 5 Ar (357 m). Mają ograniczone ruchy, tak więc zmęczyliby się jeszcze przed właściwą walką. Jeżeli nie będą w stanie biec później, kiedy wejdą w zasięg broni przeciwnika, poniosą większe straty niż z ostrzału armat.

– Ach, rozumiem!

Regis właśnie zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy brali udział w tak dużym starciu na otwartym polu. Nie mieli zbyt wielu piechurów. Ich główne siły stanowiła ciężka kawaleria Czarnych Rycerzy, dowodzona przez bohatera - Jerome’a, tak więc to wokół nich koncentrowałaby się strategia regimentu.

– Altino, przyglądaj się dokładnie. Siódma armia jest jedną z niewielu formacji wyspecjalizowanych w używaniu piechoty.

– Cóż, tamten generał kazał mi patrzeć, jak wygląda prawdziwa wojna.

– Gdyby tylko do tego ograniczyła się nasza rola...

Siódma armia stopniowo zwężała tył swojej formacji, kiedy kolejni żołnierze ruszali w dół wzgórza.

– Myślisz, że mają szansę wygrać?

– O ile szybko doszłoby do bezpośredniego starcia... Jeżeli zredukują liczbę strzelb oraz dział przeciwnika o połowę, doświadczona siódma armia powinna wygrać, jednak...

– Jednak?

– Dowódca przeciwnika też powinien to wiedzieć i na pewno ma przygotowany jakiś plan.

Jeżeli wszystko dalej by szło jak do tej pory, zgodnie ze słowami Vicente, siódma armia przebiłaby się przez linię przeciwnika, odnosząc szybkie zwycięstwo, a Regis zostałby skrytykowany i uznany za tchórza z powodu swoich uwag podczas narady wojennej. Trzeba jednak pamiętać, że Brytannia zaatakowała wybrzeże Cesarstwa zaraz po koronacji nowej królowej, w dodatku zachęcając jednocześnie inne państwa do szturmu na granice Belgarii. Skoro wrogi dowódca do tej pory był aż tak kompetentny, raczej nie pozwoliłby, aby jego siły zostały rozgromione w starciu mającym zaznaczyć granicę frontu.

Altina ponownie przechyliła głowę.

– Mają jakąś ukrytą zasadzkę?

– Wątpię. Dowódca siódmej armii jest inteligentny. Wzięli to pod uwagę i przeprowadzili bardzo dokładny zwiad tych terenów.

Skoro temat wszedł na inteligencję, Regisowi nasunęła się inna kwestia.

– Poznałem już imię prowadzącego jednostkę maszerującą na południe. To pułkownik Oswald Coulthard, jego stopień odpowiada pierwszemu oficerowi bojowemu w Cesarstwie. Nie ma zbyt wysokiej pozycji i jest młody, więc dlaczego generałowie słuchają jego rozkazów?

– Nie jest strategiem?

– O to chodzi. Ranga sugerowałaby, że jest albo nim, albo doradcą odpowiedzialnym za opracowywanie planów, jednak według raportów Oswald ma autorytet do wydawania rozkazów.

– W takim razie powinien pełnić rolę dowódcy.

– Tak. Chociaż oficjalnie jest nim generał w podeszłym wieku.

Oswald w takim razie powinien być doradcą.

– Tego nie rozumiem. Jak to możliwe? Jest szlachetnego pochodzenia? W armii nie tytuły szlacheckie, ale stopnie wojskowe powinny mieć znaczenie... Chociaż to często się miesza.

Zwłaszcza w Belgarii, gdzie istniały armie szlacheckie, w których tytuły miały większe znaczenie od rangi. W Brytanni jednak nic takiego nie miało miejsca. Nie krążyły także plotki o szlachcicach, którym po prostu przyznano zwierzchnictwo nad wojskiem. Nie było zatem jasne, jakim sposobem Oswald zdobył dowodzenie nad armią.

– Wciąż próbuję dotrzeć do jego przeszłości... Przy okazji, to wciąż niepotwierdzone, ale wygląda na to, że królowa Margaret Steelart także tu jest.

– Co?!

– Cóż, w przeszłości cesarze walczyli na pierwszej linii frontu, jednak Wielka Brytannia od pokoleń jest rządzona przez królową i coś takiego prawie nigdy nie miało miejsca.

– Jeżeli to prawda, wygląda na aktywną władczynię. Chcę ją spotkać.

– Ale o ile to możliwe, w bardziej pokojowych okolicznościach.

– Ciekawe, jak sobie radzi z mieczem!

Altina podekscytowała się myślą, że jej przeciwniczka jest do niej podobna. Na twarz Regisa zawitał jednak gorzki uśmiech.

– Raczej nie jest taką osobą...

Najwyraźniej jedynie rodzina cesarska Belgarii posiadała tak wyjątkowe cechy. Żadne plotki nie wspominały o nadludzkiej sile kogokolwiek z królewskiego rodu Brytanni.

– W każdym razie jednostka na południowej linii frontu to zawodowi żołnierze, a maszerujący teraz na południe to głównie najemnicy. Trzon armii powinni stanowić ci pierwsi, a najemnicy być w dużej mniejszości. Czyżby mieli powód, by tak podzielić siły?

– Masz może jakiś pomysł, czemu tak jest?

– Hmm. O ile utrzymanie jednostki złożonej jedynie z żołnierzy jest kosztowne, potrafią oni bez problemu współpracować. Najemnicy są silni w pojedynczych starciach... Ale żeby przez nich opóźniać marsz północnej formacji? Jest... Nie, i tak nie mają szansy przegrać...

– Naprawdę?

– Co prawda, to cała jednostka najemników, jednak dowodzi nimi Gilbert Schweinzeberg, nazywany królem najemników.

Słysząc to imię, Altina zmarszczyła czoło, przypominając sobie prawdopodobnie, jak Eric został ranny w starciu z jego siłami oraz o uszkodzonym mieczu.

– Chwila, to nie byli najemnicy Federacji Germanii?

– Chodzi właśnie o to, że można ich wynająć. Pracują dla tego, kto zaoferuje najwięcej pieniędzy. Według raportów atakiem na regiment dowodził Renard Pendu. To jedni z najlepszych dowódców, tak więc wątpię, aby czas tych ataków był przypadkowy.

– Ale przecież cała jednostka nie może składać się wyłącznie z sił Renarda Pendu, prawda?

– Tak. Nie mam pewności, ilu jest ich ogółem, jednak siły Renarda Pendu powinny liczyć niecały tysiąc. Pozostałe dziewięć muszą stanowić inne grupy.

– Będą mu posłuszne?

Altina miała tu rację. Nawet jeżeli dowodził sam Gilbert, nie wszyscy najemnicy musieli podążać za jego rozkazami.

– Poradzi sobie, nawet jeżeli jednostka na południu ruszy na północ. Trzymają się szeregu. Łatwo przewidzieć tempo ich marszu, więc powinien nad nimi zapanować.

– Ich plan naprawdę nie ma żadnych luk?

– Dowodzi trzydziestoma tysiącami żołnierzy. Wątpię, by popełnił taki błąd.

– Ale ich siłom nie udało się połączyć na czas.

– Właśnie...

W tym momencie wystrzały z armat obwieściły początek bitwy.

Siódma armia mogła jedynie przyjąć na siebie ten atak. Byli oddaleni od przeciwnika o 40 Ar (2848 m), tak więc dotarcie do wroga powinno im zająć dwadzieścia minut. Pośród żołnierzy piechoty ta sytuacja była znana jako ‘marché de la mort’ (marsz śmierci).

Pociski dział typu 41 miały wielkość dziecięcej głowy, tak więc trafiony nimi żołnierz był dosłownie rozrywany na kawałki. W dodatku pocisk uderzający za nim w ziemię tworzył falę uderzeniową, raniącą wszystkich dookoła.

Żołnierze maszerowali blisko siebie, nie zostawiając żadnych szpar w linii, przez co wyglądali jak ruchoma ściana. Gdyby pozwolili sobie na przerwy w formacji, mogłoby dojść do sytuacji, w której jeden żołnierz miałby przed sobą trzech przeciwników naraz.

W ich stronę leciały teraz białe pociski, mogące niszczyć ściany.

Nie powodowały jedynie fizycznych obrażeń. Dźwięki wybuchów, płacz towarzyszy, strach przed śmiercią powoli osłabiały wolę walki ostrzeliwanych. Wśród nich znaleźli się zarówno tacy, którzy chcieli jak najszybciej dotrzeć do przeciwnika, jak i osoby zwalniające ze strachu, ale formacja jako całość zachowała tempo marszu. Kluczem do tego okazało się strategiczne umieszczenie dowódców każdej z formacji na tyłach, którzy krzyczeli na podwładnych.

Przeciwnikami siódmej armii zazwyczaj były małe państwa jak Królestwo Estaburg. Chociaż bitwy z nimi także nie należały do prostych, nie posiadały one najnowszego uzbrojenia, natomiast tym razem belgarscy żołnierze maszerowali "w nieznane".

Belgaria także otworzyła ogień ze swoich dział.

Dystans pomiędzy armiami się kurczył.

Przeciwnik nie ruszał się z miejsca. Regiment Beilschmidt stał na tyłach formacji, tak więc nie widzieli wszystkiego dokładnie, ale najwyraźniej nie było żadnych przypadków żołnierzy próbujących uciekać ani ruszyć do przodu.

Najprawdopodobniej chcieli kupić trochę czasu, żeby jednostka z północy mogła do nich dołączyć.

Dzieliło ich już tylko 25 Ar (1878 m).

Starcie wyglądało jak zdobywanie fortu.

Przeciwnicy dysponowali najnowszymi modelami dział, niemogącymi co prawda strzelać dokładnie na dalekie dystanse, jednak powodującymi ogromne zniszczenia. Maszerujący żołnierze, modląc się o przeżycie, w jednej chwili byli rozrywani na krwawe kawałki, w tym oczywiście dowódcy pchający podwładnych naprzód. Ciała ich towarzyszy latały cały czas w powietrzu, a tych, którzy się przewrócili, zadeptywano na śmierć. Mimo to armia posuwała się przed siebie, pośród ognia armatniego, po ciałach swoich niedoszłych kolegów.



Regiment Beilschmidt kontynuował obserwację bitwy z wyżej położonego punktu.

– Ach...

Altina zakryła usta. Wyglądała, jakby miała zaraz zwymiotować, a w kącikach oczu zbierały jej się łzy. Nie powinna widzieć szczegółów bitwy z tak dużej odległości, jednak posiadała też o wiele lepszy wzrok od normalnych ludzi.

Na samą myśl, co dzieje się na pierwszej linii, Regisowi także żołądek podszedł do gardła, jednak stłumił to w sobie. W końcu oboje nie mogli okazać słabości na oczach żołnierzy.

– Widzisz coś takiego po raz pierwszy?

– Nigdy dotąd nie obserwowałam czegoś tak przerażającego...

– Ach, no racja.

– Tobie nic nie jest, Regisie?

– A czy wyglądam, jakby było?

Z dystansu wyglądał na niewzruszonego, jednak odkąd dotarli na wyznaczoną pozycję, nie mógł przestać się trząść. Nawet bez przeciwnika wyposażonego w najnowsze działa pole bitwy zawsze było tragicznym widokiem, przepełnionym śmiercią. Nawet jeżeli byliby świadkami morderstwa kompletnie obcej osoby, zareagowaliby tak samo jak tutaj.. Tam umierali ludzie. Sama świadomość tego faktu sprawiała, że zasychało im w gardle. Nieważne czyja, śmierć zawsze była przerażająca, nagła i ostateczna. Wiatr niósł ze sobą smród krwi, co utrudniało nawet oddychanie.

Jerome szybko rozwiał jednak tę atmosferę.

– Przestańcie panikować! Ludzie i tak umierają. Nieważne gdzie i kiedy, to tylko kwestia czasu!

– Nawet jeżeli to prawda...

– Jeśli będziesz wspominać takie nudne sceny, w końcu do nich dołączysz.

– Rozumiem...

Regis pokręcił energicznie głową.

Nie mogę dać się pochłonąć atmosferze. Jeżeli popełnię błąd jako strateg, wielu żołnierzy i Altinę czeka pewna śmierć. Muszę zacząć myśleć...

Altina wyciągnęła rękę do trzęsącego się z nerwów Regisa i chwyciła jego dłoń.

– Regisie...

– He? O-O co chodzi, Altino?

Chociaż strażnicy stali daleko z tyłu i nie słyszeli ich rozmowy, bez wątpienia mogli zobaczyć, co takiego robią. Co sobie pomyślą, widząc, jak trzymają się za ręce? Wszelkie nieodpowiednie plotki mogły osłabić morale w jednostce.

Altina spojrzała w oczy Regisa.

Naprawdę jest wyjątkowo piękna. Jej dłoń... Taka ciepła...

– Regisie, nic mi nie jest. Uspokój się.

– Ach, dobrze.

Był już na granicy wytrzymałości, ale dzięki pomocy Jerome'a i zaufaniu Altiny wziął się w garść. Wziął głęboki oddech, myśląc: Nawet jeżeli powietrze przepełnia śmierć, musimy oddychać, żeby przeżyć i pomóc przetrwać innym.

Odzyskał w końcu trzeźwość myślenia i powiedział:

– Moim zdaniem przeciwnik ma jakiś plan i przegramy, jeżeli dalej zostaniemy w miejscu, przyglądając się walce.

Jednak nie mogli działać bez rozgryzienia zamiarów wroga. Strateg zaczął przyglądać się polu walki, tym razem ze spokojem, bez zbędnych emocji, jak szachownicy podczas rozgrywki.

Siódma armia, ruszając w dół wzgórza, miała formację jak dywan, teraz jednak była ona pełna dziur, jakby zjadały go szkodniki. Obecnie zostało im około szesnastu tysięcy żołnierzy.

Dziesięć tysięcy zbrojnych Wielkiej Brytanni stało ustawionych w półokrąg. Działa powoli przesuwali w tył, utrzymując je na maksymalnym dystansie rażenia, żeby cały czas mogły siać spustoszenie w siódmej armii. Na pierwszej linii stali muszkieterzy, a za nimi żołnierze z tarczami. Strzelcy po wycofaniu się dział zaczęli maszerować przed siebie.

Za tymi wszystkimi zmianami w formacji coś musiało stać. Kwatera dowodzenia była położona w środku formacji, otoczona przez ciężkich zbrojnych.

Regis przeszukał w pamięci przeczytane książki, jednak żadna z nich nie wspominała o najnowszych modelach broni palnej i dział.

– Nie... To... Jednak... Gdzie ja widziałem ten kształt? - mówił do siebie, przerywając co kawałek.

Minęła dłuższa chwila, jednak nie dał rady sobie przypomnieć żadnej książki o nowym modelu uzbrojenia.

Czyli nic?

Regis po prostu nie znał żadnych strategii dotyczących takiej broni.

– Ale gdzie... Ach! Właśnie! Magia!

– He? Regisie?

Chłopak spojrzał na Altinę, patrzącą na niego zatroskanym wzrokiem, mówiąc głośno:

– Jestem legendarnym czarodziejem!

– Co ty mówisz? Wszystko z tobą dobrze?!

– A, to tylko tytuł książki napisanej przez Olenburke'a. Ten autor słynie z dziwacznych opowieści. W jednej z nich Armia Państwa Magii używała takiej samej formacji jak oni.

– Hmmm?

Słysząc słowo "magia", Altina niepewnie przechyliła głowę.

Jerome za to spojrzał na niego z pogardą.

– Regisie, można to wykorzystać w walce? Użyłbym nawet błota, gdyby było użyteczne. Jeżeli nie, rzuciłbym to do ognia!

– Ach, oczywiście, że można tego użyć. Zapomnijmy o pochodzeniu, samo działanie tej formacji jest prawidłowe. Nie mamy czasu, wyjaśnię w drodze. Powóz zostawimy na tyłach, razem z zaopatrzeniem.

Luksusowa karoca, w której czekała na nich Clarissa, została powierzona oddziałom wsparcia, a że Regis nie potrafił jeździć konno, maszerował razem z żołnierzami. Jednak teraz to nie wchodziło w grę, ponieważ musiał wszystko wyjaśnić Altinie i Jerome'owi, którzy jechali na koniach.

Nie mam na sobie żadnego wyposażenia, więc dam jakoś radę. Prawdopodobnie.

Altina podjechała do niego.

– W takim razie możesz jechać na mojej Karakarze!

– To imię konia?!

– Tak. Słodkie, nie?

– Aaaach, tak... Ale to nie będzie kłopot? - Regis ledwie zachował płynność mowy.

Jerome zgodził się jednak z księżniczką, co było wyjątkową rzadkością.

– Zróbmy tak! Księżniczka nie ma ze sobą miecza, zaś inne ostrze, do którego nie jest przyzwyczajona, tylko by jej zawadzało. Może jedynie jeździć z tobą i uważać na nasze plecy.

– W-W-Więc... P-Przynajmniej z tyłu...

Jeżeli żołnierze zobaczyliby coś takiego... To mogłoby rozsiać jakieś plotki... - Regis w zamyśleniu pokiwał głową.

– Dobrze. Powierzam się w twoje ręce, Altino. Wyjaśnię wszystko podczas jazdy.

– Dobrze!

– Ej, Regisie, możemy ruszyć armię?

– Tak. Do połowy wzgórza. Zrobimy objazd dookoła miejsca, gdzie uderzają pociski. Nie wiem jeszcze, z której strony, decyzja zajmie mi jakieś pięć minut. Na razie ruszajmy.

– Pięć minut? Tch, naprawdę cię nie rozumiem! - Mimo że się skarżył, Jerome od razu wziął swoją Le Cheveu D'une Dame i wsiadł na konia. - Słuchać, ludzie! Koniec drzemki! Ruszamy!

Wielu żołnierzy sądziło, że pozostaną siłą rezerwową, tak więc ich reakcja była powolna.

– T... Tak jest!

– Ha! Strateg powiedział coś w stylu "jestem czarodziejem", więc lepiej ruszcie dupy, bo inaczej zamieni was w żaby! Za księżniczką!

Na te słowa generała żołnierze wznieśli okrzyki bojowe.

Plotki o Regisie krążyły już od jakiegoś czasu. Pokonanie armii barbarzyńców, zdobycie Fortu Volks, podpalenie bagna, żeby spalić rycerzy z pierwszej armii. Tego nie mógł dokonać normalny człowiek, tak więc uznano, że jest albo jakimś monstrum, albo czarodziejem. Belgaria od wieków wyznawała monoteistyczną religię, w której potwór był wrogiem Boga, a czarodzieja uznawano za mędrca wspierającego wiernych. Jednak ten ostatni nie dawał jedynie rad, ale także wymierzał kary zdrajcom. Dzieciom mówiło się, że albo będą grzeczne, albo czarodziej zamieni je w w żaby. W wielu książkach fantasy magowie używali zaklęć typu Smoczy Piorun czy Promieni Negatywnej Energii (choć najczęściej była to sprawka władców demonów). Jednak większości żołnierzy czarodziej kojarzył się z osobą z ich świętego pisma, tak więc ci bardziej religijni, słysząc żart Jerome’a, aż pobledli. W oddziałach zaczęły też rozchodzić się szepty typu „to prawda?!”, „więc naprawdę jest czarodziejem” czy „wiedziałem!”.

– Chwila! To był tylko tytuł książki!

Regis, chcący wyjaśnić nieporozumienie, siedział na koniu jak jakiś ładunek. Zupełnie jak podczas ucieczki ze stolicy, Altina wciągnęła go za nadgarstek, rzucając go przed siebie, a kiedy już znalazł się na rumaku, mógł co najwyżej chwycić się konia.

– Nie przywykłeś do tego?! - spytała księżniczka.

– Po prostu nasze sposoby jazdy są inne.

Altina najwyraźniej nie usłyszała jego cichej odpowiedzi.

– Wszyscy gotowi?! - krzyknęła w stronę swojej armii.

– Taaak! - odpowiedzieli żołnierze.

– Przeciwnik coś knuje, jednak Regis się tym zajmie! Zbierzcie w sobie odwagę i ruszamy! - Po tych słowach skierowała miecz w stronę pola bitwy.

– Taaak jest!

Altina zacisnęła lekko nogi, dając koniowi rozkaz do ruszenia. Regis jednak nie był w stanie dostrzec szczegółów całego pola bitwy, po części przez głowę konia zasłaniającą mu widok, ale przede wszystkim z powodu pyłu powstałego podczas walki, który pokrywał rozległe równiny leżące obok wzniesień, na których toczyła się walka.

Koń księżniczki przyspieszył.

Jerome jechał z tyłu, ponieważ musiał wcześniej zebrać swoich Czarnych Rycerzy. Za nimi maszerowało trzy tysiące zbrojnych.

Dookoła wznosiły się bojowe okrzyki i stukały końskie kopyta.

Regis jednak słyszał głównie coraz szybsze bicie swojego serca.



Wróć do Rozdział 2 Strona Główna