Hyouka PL: Tom 1 Rozdział 3

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 3 - Działalność prestiżowego klubu klasycznego[edit]


Jak teraz o tym myślę, czym tak właściwie zajmuje się klub klasyczny? Jedyny uczeń, który znał odpowiedź na to pytanie, nie chodzi już do szkoły; ja z kolei nie kłopotałem się spytaniem o to nauczyciela. Mógłbym co prawda zapytać siostrę, ale niestety jest teraz w Bejrucie. Chociaż klub, który nie określił zakresu swojej działalności jest rzadkością, wciąż jest tu wiele klubów, które można zaklasyfikować jako tajemnicę – tak więc nie ma się czym przejmować.

Minął miesiąc od reaktywacji klubu klasycznego. Sala klubu - klasa geologiczna – nie jest już prywatną przestrzenią, jednakże pozostała miejscem relaksu. Była to sala, gdzie mogłem zabijać czas po szkole, kiedykolwiek czując zmęczenie. Mógł tam być Satoshi. Albo Chitanda. Mogli również siedzieć tam oboje. Lub nie. Tak naprawdę to nie miało znaczenia. Możemy wspólnie porozmawiać lub też zachować milczenie. Satoshi był osobą, która mogła spokojnie siedzieć w ciszy, podczas gdy nasza panna Chitanda była typem pełnej wdzięku damy, który przystoił jej wizerunkowi dopóty, dopóki nie pozwoliła swojej ciekawości eksplodować. Z tego powodu, choć niezamierzenie, ten klub jawi się bardziej jako centrum rekreacji niż klub szkolny.

W ten sposób nie czułem się zmęczony - nawet przyzwyczaiłem się do ich towarzystwa, a chociaż nigdy nie obawiałem się bycia z ludźmi, Satoshi błędnie tak myśli.

Dzień był dziś deszczowy, a ja siedziałem w klasie z Chitandą. Bujałem się na krześle przy oknie i czytałem tanią książeczkę kieszonkową, podczas gdy Chitanda usiadła z przodu pokoju, czytając ze znanemu tylko sobie powodu grubą książkę. Można by rzec, że było to leniwe popołudnie po szkole.

Patrząc na zegarek, zauważyłem, że minęło dopiero 30 minut. Czasu spędzonego nieświadomie upłynęło niewiele. Choć można powiedzieć, że byłem dość zrelaksowany, nie byłoby to całkiem poprawne. Raczej byłem nerwowy i zestresowany, ponieważ musiałem wejść w stan odprężenia. Tak naprawdę tylko próbowałem świadomie rozciągnąć mój tryb oszczędzania energii na tak długo, jak to było możliwe, to wszystko.

Ciszę przerywał tylko dźwięk przewracanych stron i szum kropel deszczu na zewnątrz.

-...

Robię się senny. Myślę, że pójdę do domu, jak tylko przestanie padać.

Łup. Usłyszeć można było dźwięk zamykanej książki, a Chitanda, która siedziała naprzeciwko plecami do mnie, odwróciła się, westchnęła i powiedziała,

- Jakie jałowe.

Nie patrzyła w moją stronę, ale byłem pewien, że raczej nie mówi do siebie, lecz do mnie.

Nie miałem pojęcia jak odpowiedzieć na ten niespodziewany komentarz. Mimo to postanowiłem spytać:

- Co? Uprawy na twoich rodzinnych gruntach rolnych?

- Nie, te mają po dwa zbiory.

Chitanda odpowiedziała, jakby recytując, po czym obróciła się:

- I są półroczne. Więc są urodzajne.

- Jak oczekiwano od panny właściciela gruntów.

- Nie musisz mnie chwalić…

Rozległ się szum deszczu, po którym nastąpiła cisza.

- Nie, to nie o tym mówiłam.

- Mówiłaś coś o „jałowości”.

- Tak, to. To jest jałowe.

- Niby co?

Chitanda przeszyła mnie wzrokiem, po czym uniosła prawą rękę, jakby obejmując cały pokój.

- Cały ten czas spędzony po lekcjach. Nie wydaje mi się, byśmy mieli jakikolwiek cel lub robili coś produktywnego.

Oczywiście, był to jedynie sposób zabicia czasu, a nie stworzenia czegoś konstruktywnego. Zamknąłem książkę i spojrzałem na nią.

- Dobra, zamieniam się w słuch. Czy jest coś, czego oczekujesz od klubu klasycznego?

- Ja?

Było to pytanie nie na miejscu, ponieważ niewiele osób zdaje sobie sprawę, co właściwie sami chcieliby robić, gdy zapyta się ich bezpośrednio. Przy okazji, ja przynajmniej mam świadomość, że nie pragnę niczego.

Jednak Chitanda odparła bez wahania:

- Owszem, jest pewna sprawa.

- Hmm.

To było zaskakujące. Aby odpowiedzieć od razu twierdząco. Gdy już miałem zapytać, czym chciała się zająć, powiedziała:

- Ale to osobista sprawa.

W tym przypadku nie widziałem sensu, by pytać dalej.

Wtedy Chitanda kontynuowała:

- Ale rozmawiamy o klubie klasycznym. Tak więc powinniśmy zajmować się czymś związanym z klubem. Nie możemy tak po prostu siedzieć i nic nie robić.

- Świetnie, tylko nie jesteśmy nawet pewni, co jest celem klubu.

- Nie, mamy cel.

Nieważne, czy powiedziała to z autorytetem przewodniczącej klubu, czy też z aurą prestiżowego członka swego rodu, Chitanda oświadczyła „wydamy antologię w październiku, podczas Festiwalu Kultury”.

- Festiwal Kultury?

Byłem już wcześniej na Festiwalu Kultury w Kamiyama, więc nie był mi on obcy. Krótko mówiąc, Festiwal to istota tutejszej kultury młodzieżowej. A według Satoshiego, dla każdej osoby zainteresowanej nauką sztuki najbardziej zalecane jest zobaczenie ceremonii parzenia herbaty na dworze, natomiast konkurs tańca breakdance jest siedliskiem przyszłych profesjonalistów. Będzie uczestniczyć tam sporo klubów związanych w różnoraki sposób ze sztuką. Pamiętam moją siostrę, która, obciążona pudłami, niosła antologię do szkoły, w czasie jej trzech lat w liceum.

Że tak powiem, była to kwintesencja różowego życia licealnego. Jakie miałem w związku z tym odczucia? Myślę, że lepiej dla mnie, jeśli pozostawię to bez komentarza. Powiedzmy wprost - na ogół nieczęsto ukazuję emocje, a co dopiero w tej konkretnej sytuacji.

Mimo to – antologia, tak? Pomyślałem chwilę nad propozycją Chitandy i zadałem pytanie, które w naturalny sposób przyszło mi do głowy:

- Chitanda, przecież zrobienie antologii będzie tylko rezultatem, a nie celem klubu samym w sobie, no nie?

Chitanda potrząsnęła głową i powiedziała:

- Nie, jeśli celem klubu jest utworzenie antologii, to przez wykonanie tego właśnie rezultatu możemy osiągnąć jego cel.

- Że jak?

- Tak jak powiedziałam - jeśli celem klubu jest rezultat, wtedy jedyne co musimy robić, to dążyć do tego rezultatu, prawda?

- Hm.

Uniosłem brwi. Myślę, ze zrozumiałem, co próbowała mi przekazać, ale czy nie była to czasem tautologia[1]?

Tak czy owak, antologia pisała się na coś męczącego. Ponieważ nie mogłem z całą pewnością stwierdzić, czy antologia, lub też cokolwiek innego, co wymagałoby ode mnie wkładu własnego, jest męczące, to lepiej byłoby, gdybym nie musiał jednak tego robić. Czy jest to cel czy też działalność sama w sobie, oba wymagają wymyślenia czegoś. Niestety, taka działalność oznacza wysiłek, który jest marnowaniem energii.

- Odpuśćmy sobie antologię. Jest zbyt pracochłonna. Poza tym, trzech autorów to trochę za dużo.

Chitanda jednak była nieugięta w swoim postanowieniu.

- Nie, to musi być antologia.

- Jeśli tak bardzo ci zależy, możemy rozstawić stoisko wystawowe lub coś w tym stylu.

- Na Festiwalu Kultury w liceum Kami tradycyjnie zabrania się stoisk wystawowych. Nie, to musi być antologia.

- … Dlaczego?

- Nasz klubowy budżet wyraźnie odnosi się do publikacji antologii, tak więc moglibyśmy być w kłopotliwej sytuacji, gdybyśmy nie wydali choć jednej.

Chitanda wyjęła kawałek starannie złożonego papieru z kieszeni na piersi i pokazała mi go. Rzeczywiście, w tym roku budżet klubu klasycznego, a właściwie przydzielona mu drobna suma pieniędzy została specjalnie przeznaczona na wydanie antologii.

- Pomimo tego, pan Oodie poprosił o jej publikację, jako że coroczne wydawanie antologii jest tradycją dla klubu działającego od ponad 30 lat; on natomiast nie zamierza się przyglądać, jak ta tradycja upada.

- …

Z zasady, rozsądni ludzie wydają się być mądrzy. Jednak to nie znaczy, że nierozsądni są głupi. Chitanda z pewnością nie była głupia, przy czym była też całkowicie nierozsądna. Zacznijmy od tego, że odwołała się od strony sentymentalnej, nie zaś od finansowej i postanowiła oprzeć działalność klubu na tradycji. Niemniej, zdałem sobie sprawę, że próba kwestionowania czegoś, co jest robione w imię tradycji będzie nieskuteczna, wiec uśmiechnąłem się gorzko i ustąpiłem.

- Dobrze, zgoda. Opublikujemy antologię.

W taki oto bezceremonialny sposób kończą się moje bezcelowe, beztroskie dni. Przynajmniej nadal cieszę się dobrym zdrowiem... tak myślę.

Deszcz wciąż padał na zewnątrz. Ponieważ nie był to jeszcze czas powrotu do domu, postanowiłem zapytać:

- Wiec, jak zamierzasz opublikować tę antologię?

- Jak? Co masz na myśli?

- Jakiego rodzaju eseje były pisane co roku?

Choć trudno w to uwierzyć, już zrezygnowałem z pisania akademicko-podobnych esejów mających coś wspólnego z tytułami „Nansō Satomi Hakkenden”[2], „Ugetsu Monogatari”[3] – w odniesieniu do roli cesarza w „Shiramine”, lub „Ōkagami”[4] – odnośnie obserwacji zmian społecznych w powieści, jak również kontrargument do zeszłorocznego eseju. Dla bezpieczeństwa, powinien także zawierać załącznik. Byłem gotów zaakceptować fakt, że prawdopodobnie nie stworzę niczego, co byłoby na poziomie poprzednich esejów.

W każdym razie, jaki rodzaj formatu ta tak zwana tradycja przyjmuje dla swoich esejów - nie mam o tym zielonego pojęcia.

Jednakże dostałem przeczącą odpowiedź:

- Hmm, nie jestem pewna. Zastanawiam się – o czym powinniśmy napisać?

Można się tego było spodziewać. Choć była przewodniczącą, tak jak ja należała do klubu od około miesiąca, o czym zupełnie zapomniałem.

- Jestem pewna, że wpadniemy na coś, jeśli znajdziemy poprzednie wydania.

- Powinny być w pobliżu. Wiesz może gdzie są?

- W pokoju klubowym?

Rozumiem.

Nagle poczułem się żałośnie, podążając za jej tokiem rozumowania. Wskazałem palcem w kierunku podłogi w taki sposób, by mogła to zobaczyć.

- … Och! To jest pokój klubowy.

Dokładnie.

- Chociaż nie czuję się tu jak w klubie…

I w tym miała rację.

Ta sala geologiczna, oprócz standardowego wyposażenia, nie posiadała niczego nadzwyczajnego. Mogliśmy ujrzeć tablicę, ławki i krzesła, jak również środki czystości. W sumie, typowo wyglądająca klasa. Nie wydawało się, by gdziekolwiek miałyby być przechowywane książki.

- Wygląda na to, że poprzednie wydania muszą być gdzie indziej.

- Również odnoszę takie wrażenie.

- W takim razie… czy powinniśmy udać się do biblioteki?

Zabrzmiało to rozsądnie, więc skinąłem głową. Chitanda podniosła swoją torbę i wstała.

- Chodźmy więc.

Nie czekając na moją odpowiedź, otworzyła drzwi i wyszła. Jest dość proaktywna jak na elegancką damę. No cóż, przynajmniej biblioteka jest na drodze do szkolnego wyjścia, które nie jest daleko stąd.

Nie, chwila. Dzisiaj jest piątek, co oznacza, że dzisiejszym dyżurującym bibliotekarzem jest…



- Proszę, proszę - czy to nie Oreki? Dawno się nie widzieliśmy i aż się stęskniłam.

Po wejściu do biblioteki z miejsca uderzyło mnie sarkastyczne powitanie. Jak przypuszczałem, osobą siedzącą za ladą był nie kto inny jak Ibara Mayaka.

Razem przeszliśmy długą drogę. Licząc od podstawówki, byliśmy w jednej klasie przez dziewięć lat. Wciąż miała charakterystyczną, dziecięcą twarz, jedynie nieco urosła po zostaniu uczennicą liceum. Możecie uważać jej dziecinny wygląd i niski wzrost za słodkie, ale nie dajcie się zwieść jej wyglądowi, ponieważ zawsze posiada przy sobie jakąś ukrytą broń. Jeśli opuścicie gardę, zostaniecie powitani przez jej barwną mieszankę sarkastycznego dowcipu. Powiedziano mi nawet, bym trzymał się z dala od jej opartych na faktach historii o kolesiach, którzy dali się zwieść jej ładnemu wyglądowi, by zostać natychmiast zatopionym. Nie wspominając już o jej nie przyznawaniu się do błędów; większość ludzi posądza ją, że jest nieczułą istotą.

Chociaż osobiście nie bardzo wierzę w te pogłoski na jej temat.

Zrobiłem najbardziej nieprzyjemny wyraz twarzy jaki potrafiłem i powiedziałem:

- Cześć, przyszedłem tu specjalnie po to, by cię zobaczyć.

- Jest to święta ziemia do doskonalenia się; nie stworzono jej, by była odwiedzana przez ciebie i tobie podobnych osobników.

Ibara siedziała za ladą, zakładając nogę na nogę. Jedyną rzeczą, którą od zawsze zajmują się bibliotekarze, jest kontrola nad oddawanymi i wypożyczanymi książkami z biblioteki; nie wydaje mi się, żeby miała coś więcej do robienia. Podczas gdy jej jednym z głównych obowiązków było opróżnienie pudła ze zwróconymi książkami i odłożenie ich na odpowiednie półki, Pudło Zwrotów wciąż było wypełnione stosami książek. Ibara nie była typem słabeusza, więc pewnie spróbuje to zrobić za jednym zamachem. W jej ręce była wielka księga, którą bez wątpienia czytała dla zabicia czasu.

Biblioteka była dość zatłoczona jak na tę godzinę. Było tu dziesięć czteroosobowych stołów, a każdy z nich zajęty przez jednego lub dwóch czytających uczniów. Były to prawdopodobnie osoby, które rzeczywiście czytały dla przyjemności, ale domyślam się też, że wielu z nich zabijało czas, czekając, aż przestanie padać. Potem zauważyłem jednego z chłopaków patrzącego na nas. Poznałem go od razu - ze wszystkich ludzi musiał to być akurat Fukube Satoshi.

Nasze spojrzenia skrzyżowały się, a Satoshi wstał ze swoim zwyczajnym uśmiechem.

- Hej, Houtarou, nie spodziewałem się ciebie tutaj.

Ibara spojrzała na nas z posępnym wyrazem twarzy i powiedziała:

- Nadal dobrzy kumple - jak zawsze, nie? Jak można się było spodziewać po papużkach nierozłączkach z gimnazjum Kaburaya.

Wiedziałem, że nie ma sensu kłócić się z nią, ale i tak wyrwało mi się „Och, zamknij się”.

Ibara odpowiedziała na to stanowczo:

- Rany, niezły z ciebie mazgaj jak na ponurą osobę.

… Mazgaj, tak?

Potem, już opanowana, zwróciła się do Satoshiego:

- Fuku-chan, ty wiesz, co ja czuję i zdajesz sobie sprawę z tego, że żartowałam, prawda?

- Ach, nie przejmuj się tym, Mayaka. Nic się nie stało.

- Że co? Pozwolisz jej używać żartów jako wyjaśnienia, by potem znowu nas zaczepiała?

Satoshi spiorunował mnie wzrokiem, po czym odwrócił się. Uśmiechnąłem się gorzko; z tego co wiem, Ibara dręczyła go od jakiegoś czasu. Nie mam pojęcia, kiedy to się zaczęło, ale teraz Satoshi unika jej zaczepek.

Satoshi zakasłał sztucznie, próbując zmienić temat.

- W każdym razie, jaką sprawę ma do załatwienia w bibliotece klub klasyczny?

A, tak, przecież nie przyszedłem do biblioteki tylko po to, by zobaczyć Ibarę. Zachęciłem Chitandę do mówienia. Zupełnie jakby miała tremę przed występem, nasza dama powiedziała nerwowo do Ibary:

- Ee, umm, cześć. Mogę cię o coś zapytać?

- Jasne, w czym mogę ci pomóc?

- Chciałabym się dowiedzieć, czy w bibliotece nie ma jakichś antologii z esejami.

- Tak, są na tamtych półkach.

- A czy są te odnośnie klubu klasycznego?

Ibara przechyliła głowę i zastanowiła się,

- Klubu klasycznego? Hmm, przykro mi, ale nie jestem pewna. Mam ich dla ciebie poszukać?

Gdy Chitanda miała wyrazić swoją wdzięczność, zatrzymał ją Satoshi:

- Niczego tam nie znajdziesz. Czasami spoglądam na te półki, więc wiem. Mayaka, gdzie jeszcze mogą się znajdować książki, jeśli nie są na półkach?

- Hm, jeśli nie ma ich tutaj, to muszą być w archiwach.

- Archiwa, tak?

Satoshi pomyślał chwilę zanim spytał:

- Chitanda, dlaczego właściwie szukacie tych antologii?

- Zamierzamy opublikować jedną na Festiwalu Kultury, więc pomyśleliśmy, że dobrze byłoby zajrzeć do poprzednich, by mieć jakiś punkt odniesienia.

- Och, więc to na Festiwal Kanya, tak? Nie wiedziałem, że znasz się na takich rzeczach, Houtarou.

Znam się? Raczej zostałem zobowiązany do ich wykonania. Poza tym, dla Chitandy prawdopodobnie nawet nie ma znaczenia, czy się orientuję.

Chwila, jaki znowu festiwal?

- Satoshi, jak ty właśnie nazwałeś Festiwal Kultury?

- Festiwal Kanya. Nie słyszałeś o tym wcześniej? Jest to nazwa na Wielki Festiwal Kultury w Kami.

Nazwa co? Coś jak Festiwal Sophia czy Uniwersytet Sophi, lub jak Festiwal Mita i Uniwersytet Keio? Potem znowu, jak opowieść o czterech „Klanach Wykładowczych”, trudno mi w to uwierzyć.

- Brzmi podejrzanie. To na pewno prawda?

- Oczywiście, że to prawda, choć to nieoficjalna nazwa. Słyszałem, jak wszyscy starsi koledzy z mojego klubu robótek ręcznych tak mówią. Czy nie jest tak samo w studiu mangi, Mayaka?

Więc Ibara jest w klubie mangi, tak? Podczas gdy to pasuje do jej osoby, nadal wydaje się dla niej niewłaściwe.

- Tak, wszyscy tam nazywają go Festiwalem Kanya. Nawet komitet festiwalowy tak mówi.

- Kanya? Jak to przeliterować w kanji?

Satoshi przyłożył palec do policzka i powiedział,

- Nie mam pojęcia. Wszyscy tak to po prostu nazywają.

Wydaje się, że to naprawdę nazwa festiwalu. Jednakże nie mogłem znaleźć żadnego słowa, które pasowałoby do pisowni ‘Kanya’. No dobrze, poszukiwanie etymologii tak głupiej nazwy jest zawodem samym w sobie. Gdy myślałem nad tym, Satoshi dodał:

- Być może jest to skrót od „Kamiyama”, przekształcony w „Kanyama” co wyewoluowało w „Kanya”.

Jak można się było spodziewać od eksperta wiedzy bezużytecznej.

Zaczęliśmy odchodzić od tematu, więc Ibara naprowadziła nas na niego z powrotem:

- Tak czy inaczej, antologia, tak? Być może znajdziemy coś, jeśli przeszukamy archiwa. Tylko że bibliotekarka jest teraz na spotkaniu, a nie możemy wejść bez jej pozwolenia. Powinna wrócić za pół godziny; chcecie zaczekać?

Pół godziny, co? Nawet Chitanda chciała jak najszybciej choćby na nie zerknąć, w związku z czym popatrzyła na mnie i wyszeptała „Co teraz zrobimy?”. Zgodziłbym się z każdą decyzją, ale zauważyłem, że na dworze wciąż mocno pada.

W prognozie pogody mówili, że przestanie padać jakoś po południu, oraz że będziemy mieć gwiaździstą noc. Jak na razie jednak się na to nie zapowiadało, więc pozostało nam tylko czekać.

- Sądzę, że zaczekamy.

- Pomimo tego, że mógłbyś wrócić?

Oddałem się ponownie mojej kieszonkowej książeczce i otworzyłem ją na stronie, gdzie uprzednio skończyłem czytać. Satoshi pociągnął Ibarę za rękaw i powiedział:

- Mayaka, dlaczego nie opowiesz Houtarou historii, o której mi wcześniej mówiłaś?

Ibara uniosła brwi, a po chwili namysłu skinęła głową.

- No dobra. Oreki, co ty na to, żeby przez chwilę ruszyć mózgownicą?

Jestem na nie.

Tym bardziej, jeśli chodzi o Ibarę.

- O jakiej historii mówisz?

Satoshi odpowiedział na pytanie Chitandy za swoim zwyczajnym uśmiechem na twarzy:

- O pewnej popularnej książce, której nikt nigdy nie czyta.



- Jak wiecie, mój cotygodniowy dyżur w bibliotece przypada w piątek. Ostatnio odkryłam, że jedna książka jest zwracana w tym samym czasie każdego tygodnia. To jest już piąty tydzień pod rząd. Nie uważacie, że to dziwne?

Zaczęła mówić w czasie, gdy zajęty byłem szukaniem miejsca, w którym mógłbym oddać się mojej lekturze. Niestety, nie było wolnych stolików w tym zatłoczonym miejscu. Nie miałem innego wyboru, jak tylko usiąść na brzegu stołu, który zajmował Satoshi.

Miejsce to znajdowało się blisko lady, więc mogliśmy słyszeć stąd głosy Chitandy i Ibary.

- Czy jest to znana książka?

- A wygląda na taką?

Ibara pokazała nam grubą książkę, którą trzymała.

- Jaka piękna…

Chitanda westchnęła w zachwycie i skierowała wzrok na mnie. Uczucie zachwytu naszej panny było takie, jakbym właśnie kupił jej tą wspaniale oprawioną księgę. Książka była oprawiona w skórę ozdobioną szczegółowymi wzorami. Jej ciemnoniebieski kolor emanował aurą powagi. Tytuł książki brzmiał „Liceum Kamiyama: Idąc razem przez 50 lat”. Oprócz grubości była także dość duża.

- Mogę zajrzeć do środka?

- Jasne.

Po wyjęciu mojej książki z torby, zacząłem szukać miejsca, gdzie ostatnio skończyłem. Lecz teraz moja wizja powieści została szybko zastąpiona przez wysokiej jakości strony. Była to Chitanda, która po otwarciu wyżej wymienionej książki – „Liceum Kamiyama: Idąc wspólnie przez 50 lat” – położyła ją na mojej w celu pokazania mi jej. Nie byłem całkiem zainteresowany, ale też nie zignorowałem tego i szybko rzuciłem okiem na jej zawartość. Nie miała w sobie nic poza opisem szkoły, która przedstawiała się tak:



1972

Wydarzenia w Japonii i na świecie:

  • 15 maja: Powrót suwerenności Okinawy. Ustanowienie prefektury Okinawy.
  • 29 września: Podpisanie wspólnego oświadczenia przez Japonię i Chiny. Normalizacja stosunków dyplomatycznych pomiędzy tymi dwoma krajami. Nagły wzrost cen gruntów i towarów w tym roku.


Wydarzenia w liceum Kamiyama:

◯ 7 czerwca: Pierwsze zwycięstwo Klubu Łuczniczego liceum Kamiyama w Turnieju Prefektury Nowoprzybyłych.
◯ 1 lipca: Odwołanie wycieczki polowej 1-wszego roku z powodu tajfunu.
◻ 10-14 października: Festiwal Kultury.
◻ 16-19 listopada: wycieczka polowa 2-ego roku- Sasebo, Nagasaki.
◻ 23-24 stycznia: Kurs narciarstwa 1-szo rocznych.
◯ 2 lutego: Nabożeństwo żałobne dla studenta pierwszego roku, Oodiego Naoto, zmarłego w wypadku samochodowym.



Księga obfitowała w podobne szczegóły. Potrzeba specyficznych umiejętności, by móc przeczytać całość. Nie posunąłbym się aż do wypożyczania książki raz w tygodniu z zamiarem przeczytania tego wszystkiego, ale nie byłbym zaskoczony, jeśli ktoś rzeczywiście tak robi.

- Houtarou, właśnie pomyślałeś „Nie zdziwiłbym się jeśli ktoś rzeczywiście wypożycza tą książkę raz w tygodniu”, prawda?

Przestań czytać mi w myślach, ty pieprzony telepato.

Widząc, że nie zaprzeczyłem, Ibara wypięła swoją szczególnie małą pierś i powiedziała:

- To nie takie proste. Rzadko wypożyczasz książki, więc skąd to miałbyś wiedzieć. Słuchaj, okres, na jaki możesz zabrać książkę wynosi dwa tygodnie. Więc to jest bez sensu, żeby ktoś pożyczał książkę i zwracał ją po tygodniu.

- I jak dotąd książka była oddawana co tydzień.

… Rozumiem. W rzeczy samej jest to dziwne zjawisko.

- Czy jest jakiś sposób, w jaki można dowiedzieć się, kto wypożyczał tą książkę?

- Oczywiście. Z tyłu jest lista wypożyczających. Spójrz zresztą.

Chitanda natychmiast zajrzała za okładkę i sprawdziła listę.

- E?

Westchnęła.

- Coś nie tak?

Lista zawierała nazwiska osób wypożyczających, jak również daty, kiedy pożyczyli książkę. Mogliśmy dokładnie powiedzieć, że książkę zabierano każdego tygodnia. Ale to nie był powód, przez który westchnęła. Jej palec wskazał mi listę nazwisk.

Osoba, która wypożyczyła książkę w tym tygodniu była Michida Kyouko z klasy 2D. W poprzednim tygodniu była to Sawakiguchi Misaki z klasy 2F. Dwa tygodnie temu, Yamaguchi Ryouko, klasa 2E. Trzy tygodnie temu - Shima Saori z 2E. Natomiast cztery tygodnie wstecz - Suzuki Yoshie, klasa 2D.

- Innymi słowy, była wypożyczana przez różne osoby co tydzień?

- To nie wszystko.

Chitanda pokazała mi daty. Gdy przyjrzałem się uważnie, ostatnia data była dzisiejsza. A poprzednie wypożyczenie miało miejsce dokładnie siedem dni temu.

- Książka jest zabierana na piątki.

- Dokładnie. Książka była wypożyczana i zwracana tego samego dnia. Ta Michida Kyouko pożyczyła ją dzisiaj wcześniej, tylko po to, by oddać ją później. Tak samo inne osoby przez pięć kolejnych tygodni. Możemy też określić czas wypożyczenia książki, było to zawsze podczas przerwy obiadowej w piątek. Po co brać książkę w porze lunchu i oddawać po lekcjach, skoro nie znalazłoby się czasu na przeczytanie jej?

- …

- A więc? Jesteś ciekawa?

Po oddaniu książki Ibarze, Chitanda lekko skinęła głową.

- Tak… Jestem bardzo ciekawa.

Powiedziała to dobitniej niż zwykle. Tak jak ostatnio, jej źrenice wyglądały na szersze niż w rzeczywistości, wyrażając silne zainteresowanie.

- Dlaczego tak jest?

Dzięki tajemnicy Ibary, płomień ciekawości naszej panny został rozpalony. Satoshi natomiast był jak źródło wody do ugaszenia tego ognia, gdy prawdopodobnie udawał głupiego mówiąc:

- Nie wiedziałem nic na ten temat.

Postanowiłem wrócić do czytania mojej powieści.

Byłem naiwny, sądząc, że nie nastąpi ponowny atak. Jeszcze raz Chitanda położyła grubą książkę „Liceum Kamiyama: Idąc razem przez 50 lat” na mojej powieści i powiedziała:

- Co o tym sądzisz, Oreki-san?

- Co, ja?

Zamiast swoim zwyczajnym, lekkim uśmiechem, Satoshi uśmiechał się do mnie raczej złośliwie. Natychmiast zrozumiałem, co się stało. Udało mu się zaciągnąć mnie w swoją pułapkę. A niech go i te jego diabelskie plany.

- Pomyślmy o tym razem.

- …

- Możemy, Oreki-san?

Dlaczego? No dlaczego ja? Gdy już pogodziłem się z energiczną ciekawością Chitandy i gdy mogłem przyznać, że Satoshi może ma jakieś pozytywne cechy, nawet jeśli traktuje to jako żart, dlaczego mam być zmuszony by grać w jego grę i godzić się na to?

Lecz prawdą było, że rzecz rozwinęła się do punktu, w którym moje wycofanie się mogło być kłopotliwe. Wiec nie miałem innego wyjścia niż odpowiedzieć:

- … Taa, uważam że to jest interesujące. Pomyślę nad tym.

Ibara stanęła za Satoshim i spytała: Fuku-chan, czy Oreki jest faktycznie taki mądry?

- Ależ skąd. Zazwyczaj jest bezużyteczny, ale od czasu do czasu potrafi stanąć na wysokości zadania.

I dlaczego ty musisz być tak bezczelny.

Więc zacząłem myśleć.



Książka wypożyczana i zwracana tego samego dnia przez pięć kolejny tygodni i przez zupełnie różne osoby. Nie można wykluczyć zwykłego zbiegu okoliczności, ale nie chciało mi się wierzyć, że to wszystko było sprawką Boga Przypadku. Poza tym, Chitanda nie zaakceptowałaby takiego wyjaśnienia. A zaspokojenie jej ciekawość było ważniejsze od prawdy.

Wiec odrzucenie teorii o przypadku jest sprawą oczywistą. Nie było też wątpliwości, że książki nie wypożyczano w celu czytania jej, ponieważ nie ma na to czasu od momentu pożyczenia jej w czasie lunchu, do jej zwrotu po lekcjach. Jak o tym pomyśleć, bardziej logiczne jest zabrać książkę do domu lub po prostu czytać ją po szkole, w bibliotece. W innym wypadku nie było w ogóle sensu wypożyczania książki z biblioteki. Tak więc, ta książka nie była wypożyczana w celu jej przeznaczonym.

- … A jeśli nie wypożyczano jej do czytania, to w jakim celu?

Chitanda odpowiedziała:

- Jest ciężka, więc może używano jej do zagniatania warzyw do marynaty?

Satoshi odrzekł:

- Może jest używana jako tarcza czy coś takiego?

Natomiast odpowiedź Ibary brzmiała:

- Jest gruba, prawdopodobnie jest wykorzystywana jako poduszka.

Nie powinienem był się was pytać, ludzie.

Zacząłem się koncentrować.

Dlaczego książka była wypożyczana co tydzień przez inną osobę? Poza przypadkiem, który został już wykluczony, zostały dwie możliwości do rozważenia. Pierwszy zakładał, że owe dziewczyny nie miały ze sobą nic wspólnego, ale oczywiste było, że używają książki podczas piątkowego popołudnia do jakiegoś rodzaju rytuału, wypożyczając ją po kolei.

Tylko jakiego rytuału - może przepowiadania przyszłości? Coś jak „Twoim szczęśliwym talizmanem w tym miesiącu jest Historia Szkoły. Jeśli wypożyczysz ją w każdy piątek po południu i zwrócisz tego samego dnia, spotkasz mężczyznę swoich marzeń”?

… Nie, brzmi zbyt głupio.

Zostaje druga opcja, czyli że te dziewczyny się nie znają.

Po ich imionach można ustalić, że wszystkie osoby są płci żeńskiej. Ale to nie wystarcza do ustalenia wspólnej cechy. W liceum Kami, jeśli wybrać losowo pięć osób, istniało wysokie prawdopodobieństwo, że były by to same dziewczyny, poza tym nie jest rzadkością, że osoby tej samej płci gromadzą się w środowisku koedukacyjnym.

Inna wspólna cecha to ta, że wszystkie są na drugim roku, ale pochodzą z różnych klas.

Hmm…?

Teraz, gdy tak o tym myślę…

- Co jest? Wymyśliłeś coś?

.. Może i na coś wpadłem, ale moje myśli zostały rozwiane przez wtrącenie Satoshiego. Na czym to ja skończyłem?...

Zacząłem od momentu, w którym moje myśli zaczęły się po raz pierwszy układać w całość.

- Musi być jakiś znak czy coś. Na przykład… Może sekretnie się porozumiewały ze sobą, przez zwrócenie książki okładką do góry mówiły „tak”, a przez skierowanie ku dołowi „nie”.

- Po co miałyby się komunikować?

- To tylko przykład. Może być cokolwiek innego.

Chitanda przechyliła głowę i zaczęła myśleć. Brawo, zaczęłaś w końcu przetrawiać to wszystko.

Ale tą, która obaliła moją teorię, nie była Chitanda, lecz Ibara.

- To jest niemożliwe; zresztą zobacz sam.

Ibara wskazała pudło zwrotów. Znajdowało się w nim mnóstwo upchniętych w nieładzie książek. Rozumiem - nie było sposobu na stwierdzenie, czy oddana książka została odwrócona ku górze czy ku dołowi. Jedyną osobą, która wiedziałaby, jak zwrócono książkę, była ta, która otwierała pudło, a tą osoba jest bibliotekarz na dyżurze.

Cholera. Takie nieostrożne pomysły były dla Ibary jak strzał do łatwej zwierzyny.

Nie mogłem nic wymyślić. Mogli posiadać zapasowy klucz do pudła, ale nie dowiem się tego. Gdybym tylko miał jakąś wskazówkę. Spojrzałem na pięknie udekorowaną oprawę książki w rękach Ibary i zastanawiałem się, gdzie mógłbym znaleźć deklarację zrzeczenia się jej.

Wtedy Chitanda nagle wlazła w mój zasięg wzroku. Wyciągnęła swoje ciało nad ladą i zaczęła wgapiać się w książkę trzymaną przez Ibarę na wysokości jej klatki piersiowej.

- Ech? Eech?

Ibara oniemiała na taką reakcję. Dobrze znam to uczucie.

- O co chodzi, Chitanda? Znalazłaś jakieś ukryte symbole na okładce czy coś?

Chitanda pozostała w bezruchu i powiedziała:

- … Ta książka… wydaje mi się, że nosi na sobie ślady jakiegoś zapachu.

- Serio? Mogę na chwilę? … Niczego nie czuję.

- Nie, jestem tego pewna.

- Książka sama w sobie nie miałaby zapachu. Może to atrament albo zapach z biblioteki?

Chitanda potrząsnęła głową na sugestię Satoshiego.

Zarówno Ibara, jak i Satoshi po kolei wąchali książkę, ale nie poczuli żadnego zapachu. Unieśli brwi i przechylili głowy w zakłopotaniu.

- Nie umiem właściwie określić, co to za zapach, ale był mocny, jakby to był rozpuszczalnik.

Przestań mówić tak niebezpieczne rzeczy.

- Jaki to był? … Naprawdę nie umiem powiedzieć.

Ja też nie potrafiłem, ale miałem przeczucie, że Chitanda ma rację. Nasza dama mimo wszystko była nieugięta. Ale nigdy bym nie pomyślał, że powie, iż to rozpuszczalnik.

Jeśli jednak przyjmiemy, że tak jest, wtedy…

… Chyba właśnie do czegoś doszedłem.

Ale wyjaśnianie tego jest męczące.

Gdy zastanawiałem się, co zrobić dalej, Satoshi już czytał mi w myślach i powiedział:

- Houtarou, twój wyraz twarzy wskazuje, że na coś wpadłeś.

- Co? Czy aby na pewno Oreki?

Widząc, jak odwrócona do mnie Ibara patrzy kompletnie sceptycznie, skinąłem i szczerze odpowiedziałem:

- Tak jakby. Ale nie jestem całkiem pewien… Chitanda, nie miałabyś nic przeciwko odrobiny wysiłku? Chcę, byś gdzieś dla mnie poszła.

Chitanda była prawdopodobnie osobą, która pobiegłaby w podskokach we wskazane miejsce, ale Satoshi zatrzymał ją z uśmiechem na twarzy.

- Nie daj mu się zwieść, Chitanda. Chyba nie chcesz skończyć jako chłopiec na posyłki Houtarou, prawda? Albo skończysz robiąc dokładnie to, czego on chce. Więc gdzie jest to, o czym myślałeś?

Bezczelny. Satoshi ma tendencję do mówienia zbyt wiele w sytuacji, gdy Ibara jest w pobliżu. Lecz niewiele się pomylił, więc byłem trochę niezadowolony. To prawda, że czegoś nie robiłem, jeśli miałem pod ręką kogoś, kto zrobiłby to za mnie.

- Świetnie, w takim razie pójdę sam. Ponieważ z powodu deszczu nie mieliśmy wf-u, nadal zostało mi trochę energii.

Gdy to powiedziałem, Chitanda została zobowiązana do pójścia ze mną. A wtedy…

- Hmm, myślę, że ja również dołączę. To będzie niezłe zaskoczenie, jeśli Oreki faktycznie zdołał to rozwiązać… Fuku-chan, możesz zastąpić mnie na zmianie?

Mówiąc to, Ibara wyszła zza lady. Satoshi wyglądał na ogłupionego, gdy odpowiedział „Uch, dobra”, po czym, milcząc, wszedł za kontuar. Od dawna nie widziałem go tak przybitym.



Gdy byliśmy usatysfakcjonowani otrzymanym rezultatem, powróciliśmy do biblioteki.

- Jak poszło?

- Fuku-chan, Oreki jest dziwny.

- No pewnie że jest, nie wiedziałaś tego?

- Jak zdołał to wszystko rozgryźć…

Wyglądała na zakłopotaną, gdy wciąż mruczała „jak to możliwe”. Pewnie widziała mnie jako zwycięzcę w błyszczącej aurze, ale nie byłbym zdolny tak błyszczeć bez odrobiny szczęścia.

- Oreki- san naprawdę mnie zaskoczył. Bardzo mnie ciekawi, co znajduje się w jego głowie.

Przez myśl błysnął mi obraz Chitandy przeprowadzającej lobotomie mojej głowy, w piwnicy gotyckiej posiadłości podczas burzowej nocy. Samo to wyobrażenie wywołało u mnie dreszcze. Nie powiedziałem tego głośno, ale większą zagadką dla mnie była zdolność Chitandy do wyczucia tak słabego zapachu, podczas gdy nikt inny nie był w stanie tego dokonać.

- Skoro to Oreki, wtedy mógłby…

Hm? Wtedy mógłbym co? Proszę, tylko nie mów mi, że mógłbym być użyty jako składnik jakiegoś cybernetycznego organizmu.

Gdy Ibara zamieniła się z Satoshim miejscem za ladą, chłopak zapytał:

- Dobra, teraz czas na wyjaśnienia. Houtarou, gdzie poszliście?

Opierając się łokciami o kontuar, odparłem:

- Do pokoju przygotowań artystycznych.

- Do pokoju artystycznego? Po przeciwnej stronie kampusu?

- Dlatego nie chciałem tam iść sam.

- Co tam znaleźliście?

- Tylko posłuchaj.

Powtórzyłem to, co wcześniej wyjaśniłem Chitandzie i Ibarze.

- Książkę używano pomiędzy piątą i szóstą lekcją w każdy piątek, prawdopodobnie podczas obu tych lekcji razem. Po pierwsze, żadna dziewczyna nie miałaby pożytku z tak wielkiej księgi w czasie przerwy obiadowej, czytanie jej jest także wykluczone. A do tego, ta książka jest używana podczas lekcji, które angażują różne klasy z tego samego rocznika.

Moje rozważania już wcześniej doszły do tego punktu, zanim nie zostały rozwiane przez wtrącenie Satoshiego. Z tego samego powodu Chitanda zapamiętała moje imię po zobaczeniu mnie tylko raz. A gdzie mnie widziała?

- To musiało być podczas wf-u albo sztuki. Nie ważne, jak na to spojrzeć, nikt nie ma powodu, by używać książki podczas wf-u. Rzuć okiem na okładkę książki. Wygląda, jakby coś się na niej kumulowało; nie zauważyłeś ładnej barwy koloru? Te pięć dziewczyn zabierało książkę na swoje lekcje i zdecydowały się na ustalenie kolejki do wypożyczania jej co tydzień.

Satoshi przeszkodził mi i powiedział, - Ale nie rozumiem, dlaczego robiły to raz na tydzień. To znaczy, przecież można wypożyczyć na dwa…

- Przestań pleść te same bzdury co Ibara. Wy dwoje naprawdę musicie się dobrze dogadywać, skoro mówicie te same rzeczy. Satoshi, trzymałbyś książkę, gdybyś nie miał zamiaru jej czytać? Dlatego oczywiście bardziej rozsądnym jest zwrócenie jej do biblioteki od trzymania w domu.

- … Rozumiem. Więc co im tam pokazałeś?

- Chyba powinieneś już zgadnąć. Obrazy namalowane przez uczniów klas 2D, 2E i 2F, którzy mają razem lekcje sztuki.

Znajdowało się tam wiele obrazów podobnych obiektów o różnych stylach. Portretowali swoich kolegów z klasy, siedzących za stołem udekorowanym kwiatami. A w ręku każdej z dziewcząt nie było nic innego jak elegancko oprawiona książka „Liceum Kamiyama: Idąc razem przez 50 lat”. Malowidła były całkiem szczegółowe i, artystycznie mówiąc, poniekąd urzekające.

- Niesamowite, Houtarou. A co to był za zapach, który wyczuła Chitanda?

- Zapach farby, rzecz jasna. Też na to wpadła, w końcu sala artystyczna jest pełna przyborów malarskich.

Satoshi bez oporów zaczął klaskać.

- Wow, to było fantastyczne. Dzięki tobie zdołałem tu zabić czas w wartościowy sposób.

Chitanda uśmiechnęła się łagodnie, pełna aprobaty.

- Tak, było miło. Mam wrażenie, jakby czas szybciej upłynął.

- Nie jestem pewna, ile czasu minęło… Ale i tak nie mogę uwierzyć, że Oreki faktycznie zdołał to rozwiązać!

Gdy tak patrzyli w zdumieniu, wydawali mi się inni niż zazwyczaj. Ibara była osobą, według której cała ta sprawa była dziwna od początku, Chitanda to ta, która zdecydowała się przeprowadzić śledztwo z ciekawości, a Satoshi jedynie chciał się cieszyć tą szaloną chwilą: wszyscy byli zupełnie odmienni ode mnie. Gdy przeżywali katharsis[5], zacząłem się zastanawiać, czy podobnie zareagowałbym podczas Festiwalu Kanya.

Jakby to powiedzieć… No cóż, nieważne.

Deszcz zaczął słabnąć. Najwyższy czas do domu.

Gdy zamierzałem podnieść moją torbę, Chitanda powstrzymała mnie.

- Ach, nie możemy iść, zanim nie zaczekamy.

- Co? Jest coś jeszcze?

Zauważyłem, że Satoshi i Ibara chłodno się na mnie patrzą. Czy zrobiłem coś złego?

- Oreki, dla jakiego pierwotnego celu tutaj przyszedłeś?

By rozwiązać zagadkę tajemniczej książki, której nikt nigdy nie czyta…

Nie, chwila. To jest to! Antologia. Satoshi roześmiał się.

- No już, ludzie. Houtarou chwilowo nie ma wszystkich klepek na swoim miejscu.

- Chwilowo? Fuku-chan, jesteś zbyt miły.

Agrh, właśnie wyszedłem na głupka przed wami.

Ibara wyglądała, jakby miała kontynuować, gdy usłyszeliśmy głos dochodzący zza lady.

- Ibara-san, dzięki za twoją pomoc. Możesz iść do domu.

- Ach, oczywiście. Pani także wychodzi, Itoikawa-sensei?

Była to nauczycielka, której nigdy wcześniej nie widziałem, ale domyśliłem się, że jest bibliotekarką. Jak na kobietę zbliżającą się kresu wieku średniego, była dość niskiego wzrostu. Rzut oka na jej identyfikator ujawnił pełne nazwisko – Youko Itoikawa.

Po powrocie bibliotekarki, Satoshi natychmiast przeszedł do meritum.

- Przepraszam, jestem Fukube Satoshi z klubu klasycznego. Zamierzamy opublikować antologię w stylu eseistycznym i chcielibyśmy zobaczyć poprzednie wydania jako punkt odniesienia, ale nie możemy znaleźć ich na półkach. Zastanawiamy się, czy nie moglibyśmy poszukać ich w archiwach?

- Klub klasyczny?… Antologia?

Itoikawa wydawała się zaskoczona, o czym świadczyła jej wznosząca intonacja głosu. Prawdopodobnie myślała, że klub klasyczny został rozwiązany, czy coś takiego.

- Jesteście z klubu klasycznego? Rozumiem… Przykro mi, ale z tego, co wiem, biblioteka nie przechowuje antologii.

- Łee, a co z archiwami?

- Tam też ich nie znajdziecie.

- Może coś zostało przeoczone…

- To wykluczone.

Dziwne, odpowiadała dość stanowczo. Nie widzę powodu, dla którego bibliotekarka miałaby coś przed nami ukrywać. Może archiwa były przeglądane niedawno?

Po otrzymaniu negatywnej odpowiedzi, Satoshi, nie mając innego wyboru, odpuścił.

- Czyli to wszystko? Rozumiem… Co teraz zrobimy, Chitanda-san?

- … W rzeczy samej jest to problematyczne.

Chitanda spojrzała na mnie zdesperowanym wzrokiem. Nawet jeśli na mnie tak patrzysz, nie mogę zrobić nic, za wyjątkiem wzruszenia ramionami.

- Jestem pewien, że w końcu je znajdziemy. Chodźmy do domu – powiedziałem, a gdy podniosłem swoją torbę, Ibara odrzekła chłodno:

-Na pewno jesteś dość wyluzowany, wyglądasz na całkowicie zrelaksowanego po rozwiązaniu problemu.

To, że rozwiązałem problem, nie znaczy, że jestem zrelaksowany. Ibara, twoje oskarżenie kompletnie mija się z prawdą. Myśląc o tym, co podpowiadał mi rozum, bezsensownym było wypowiadać to na głos, więc wzruszyłem ramionami raz jeszcze.

- Masz całkowitą rację. Chodźmy do domu… Bądź co bądź zdobyliśmy coś wartościowego.

Chitanda powiedziała to w kompletnie niezrozumiały sposób.

Mimo to, nasza sprawa tutaj była zakończona. Tym razem przewiesiłem torbę przez ramię i wyszedłem, przekonując się, że przestało padać, a promienie słońca przebijały się przez chmury. Gdy się odwróciłem i rozejrzałem, moje oczy ujrzały Chitandę szepcącą znów to samo zdanie:

- To prawda, jeśli to Oreki-san, wtedy mógłby…

Przypisy[edit]

  1. http://pl.wikipedia.org/wiki/Tautologia_(j%C4%99zykoznawstwo)
  2. Jest to japońska powieść, napisana przez Kyokutei Bakin. Zawierała się ona w 106 tomach, publikowanych w latach 1814-1842. Link do angielskiej wikipedii: http://en.wikipedia.org/wiki/Nans%C5%8D_Satomi_Hakkenden
  3. Zbiór opowieści pióra Ueda Akinari; pierwsza publikacja miała miejsce w 1776 roku. http://en.wikipedia.org/wiki/Tales_of_Moonlight_and_Rain
  4. Okagami to japońska historyczna opowieść; nieznany jest jednak autor ani data powstania dzieła. Szacuje się ją na okres od 850 do 1025 roku; http://en.wikipedia.org/wiki/The_Great_Mirror
  5. (gr.) uwolnienie od napięcia, stłumionych emocji


Powrót do Rozdział 2 - Odrodzenie tradycyjnego klubu klasycznego Strona Główna Idź do Rozdział 4 - Spadkobiercy pełnego wydarzeń klubu klasycznego