Hyouka PL: Tom 1 Rozdział 7

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 7 - Prawda o historycznym klubie klasycznym[edit]


Wieczorem, po zakończeniu długiej debaty, pedałowałem leniwie na moim rowerze wśród pól skapanych w oranżowym świetle zachodu i zmagałem się ze słuchaniem cichego głosu Satoshiego.

- Szczerze mówiąc, jestem dość zdziwiony, Houtarou. Naprawdę mnie zaskoczyłeś tym, co powiedziałeś. Jeśli masz rację, to nasz Festiwal Kanya zawdzięcza swoje istnienie poświeceniu jednego życia licealnego. Jednak jestem jeszcze bardziej zdumiony tym, że zdołałeś wydedukować to wszystko.

- Wątpisz w moje zdolności?

Odpowiedziałem żartobliwie, jednak tym razem Satoshi nie uśmiechał się, gdy rzekł:

- Rozwiązywałeś zagadki, odkąd tylko zacząłeś uczęszczać do liceum Kami. Podczas naszego pierwszego spotkania z Chitandą, czy też przy sprawie popularnej książki, której nikt nie czyta, jak również wtedy, z przewodniczącym klubu ogłoszeń.

- To czysty przypadek.

- Ale to bez znaczenia, skoro otrzymywałeś upragniony rezultat. Jedynym problemem tkwi w tym, dlaczego osoba taka jak ty, która uważa rozwiązywanie zagadek za męczące, jednak je rozwiązuje? Jeśli jednak pomyślisz się nad tym głębiej, odpowiedź staje się jasna.. Robisz to wszystko dla Chitandy-san.

Odwróciłem głowę i zastanowiłem się, czy może rzeczywiście to prawda.

„Robienie tego dla Chitandy” nie jest do końca właściwym określeniem. Myślę, że zaakceptowałbym je, gdyby powód został sformułowany jako „to wszystko wina Chitandy”. Pamiętam, jak Satoshi celnie ujął to już wcześniej, że nie podjąłbym się działania, chyba że ktoś by mnie o to poprosił. I chociaż właściwie nie poprosiła mnie wprost, prawda, że jednak zrobiłem coś męczącego specjalnie dla niej, ale…

- Dziś jest inaczej.

Tak, dziś jest inaczej.

- Możesz też być dobry w zwracaniu na siebie uwagi, wiesz? Dzisiaj, praca związana z rozwiazywaniem zagadki powinna być podzielona równo między naszą czwórkę. Mogłeś wybrać ucieczkę twierdząc, że nic z tego nie rozumiesz, a żadne z nas nie powiedziałoby złego słowa. Dlaczego jednak zdecydowałeś się poszukać odpowiedzi na własną rękę, pod pretekstem wyjścia do łazienki?

Słońce dalej zachodziło; poczułem powiew wiatru. Unikając wzroku Satoshiego, spojrzałem przed siebie.

- Nie było tak, ponieważ robiłeś to dla Chitandy?

Pytanie Satoshiego było całkiem racjonalne. Normalnie nie zawracałbym sobie głowy rozwiązywaniem takiej łamigłówki. Chyba byłem dziś niesamowicie aktywny.

Tak… to musiało być to.

Czemu więc zrobiłem tak dzisiaj? Myślę, że mniej więcej rozumiałem powód, ale nie miał on prawie nic wspólnego z Chitandą. Jednakże, zrozumienie czegoś przeze mnie różniło się od sprawienia, by ktoś inny także to zrozumiał. Bez udoskonalenia mojej wiedzy i bazy słownictwa, nie byłem w stanie przekazać moich myśli innym, nawet takiemu telepacie jak Satoshi.

Nie, bardziej nawet niż to, myślę, że ponieważ znam Satoshiego od tak dawna, więc wyjaśnienie staje się trudne. W dodatku moje dzisiejsze działania i motywy mocno odbiegały od mojego zwyczajowego modus operandi.

Ponadto, nie jestem specjalnie zobowiązany by tłumaczyć się przed nim. Mógłbym zawsze powiedzieć, że to nie ma z nim nic wspólnego. Jednak czułem, ze muszę odpowiedzieć Satoshiemu, tak samo jak pozbierać myśli, chociażby dla samego siebie. Więc po dłuższym milczeniu podałem moją odpowiedź, starannie dobierając słowa.

- … Wydaje mi się, że jestem już po prostu zmęczony moim szarym życiem.

- ?

- Przy każdym spotkaniu z Chitandą mój poziom wydajności energii spadał do najniższego poziomu. Ona przygotowuje się do napisania antologii jako przewodnicząca klubu, pisze testy jako uczennica i w dodatku drąży w swojej przeszłości jako zwykły człowiek. To dość uciążliwe dla mnie. Ty i Ibara tak samo - spędzacie czas na każdego rodzaju bezwartościowych staraniach.

- Cóż… chyba masz rację.

- Ale wiesz co, czasami mam wrażenie, że trawa jest bardziej zielona po drugiej stronie płotu.

Urwałem w tym momencie, gdyż zorientowałem się, że mogłem to wyrazić w lepszy sposób. Jednak nie potrafiłem wymyślić niczego lepszego, więc kontynuowałem:

- Za każdym razem, gdy na was patrzę, nie mogę się ogarnąć. Pragnę zachować spokój, jednak nie znajduję w nim nic ciekawego.

- ...

- Więc przynajmniej chciałem, jak to wcześniej ująłeś, rozwiązać zagadkę. Chciałem poznać smak waszego sposobu na życie.

Po tym zamilkłem. Wśród dźwięków pedałowania i gwiżdżącego wiatru Satoshi nic nie mówił. W normalnych warunkach był gadatliwy, jednak bywały chwile, w których nie mówił ani słowa i wtedy zachodziłem w głowę, ponieważ chciałem, aby coś powiedział. O wymówce pomyślę później; póki co nie mogłem znieść przeciągającej się ciszy.

- Weź coś powiedz.

Mogłem wyczuć, że Satoshi się uśmiecha, nawet jeśli nie byłem w stanie tego zobaczyć, aż w końcu przemówił.

- Myślę…

- Hmm?

- Myślę, że tak właściwie jesteś zazdrosny o tych, których życie jest różowe.

Odpowiedziałem bez namysłu:

- Może.



Gapiłem się w sufit mojego pokoju; był biały, jak zwykle zresztą.

Zastanawiałem się nad tym, co Satoshi powiedział wcześniej.

Nawet ja lubiłem słuchać zabawnych rzeczy, w które wliczam głupie żarty i muzykę popularną. Nawet jeśli Chitanda rzeczywiście owinęła mnie wokół palca, wciąż to był dobry sposób na zabicie czasu.

Niemniej jednak, z całym należytym szacunkiem dla tych aktorów komediowych, co, jeśli popadnę w obsesję na punkcie tych rzeczy niezależnych od czasu i wysiłku… czy będzie to dla mnie o wiele bardziej atrakcyjne? Czy będzie wartościowe, pomimo bycia szkodliwym dla mojej wydajności energii?

Dla przykładu - pościg Chitandy za jej przeszłością.

Co jednak ważniejsze - jak zakończyła się historia „bohatera”, Sekitani Juna, gdy ten próbował chronić Festiwal Kanya trzydzieści trzy lata temu - tak w nawiązaniu do mojej dedukcji.

Mój wzrok po prostu nie mógł skupić się na jednym punkcie. Jest tak, jak myślałem - kiedykolwiek o tym myślę, nie potrafię zachować spokoju. Odwróciłem oczy od sufitu i skierowałem je ku podłodze, na której leżałem i ujrzałem położony tam list od mojej sis, który mi przysłała.

Mój wzrok przykuła jedna linijka tekstu.

Z pewnością, gdy przypomnę sobie te czasy za 10 lat, to każdy dzień spędzony tutaj będę wspominała z wielką nostalgią.

Dziesięć lat później, dla zwykłego człowieka, takiego jak ja, jest tylko mglistą przyszłością. Będę wtedy miał 25 lat. Patrząc na siebie sprzed dziesięciu lat, zastanawiam się, czy będę rozpamiętywać o rzeczach, które zrobiłem i mogłem zrobić. Możliwe, że Sekitani Jun, jako 25-latek, także spoglądał na siebie wstecz, gdy miał 15 lat z niemałym żalem.

Myślę, że ja…

Nagle zadzwonił telefon.

Nie, to nie tak, ze nigdy wcześniej nie słyszałem telefonu. To po prostu przez to, że byłem tak pogrążony w swoich myślach, że nie spodziewałem się tego. Zostawiłem obawy za sobą, a mój umysł powrócił do rzeczywistości; wstałem i udałem się schodami na dół, by odebrać telefon.

- …Halo, tu Oreki.

- Huh? Houtarou?

Przez kręgosłup przeszło mi nerwowe mrowienie. Był to znajomy głos, ten sam, który mieszał w moim stylu życia i wplątywał mnie w każdego rodzaju wysokopoziomowe kłopoty. To telefon od Tomoe Oreki, włóczącej się gdzieś w Zachodniej Azji i ukrywającej się w japońskim konsulacie przed pościgiem agentów Mosadu. Ponieważ była to rozmowa międzynarodowa, trudno mi było wychwycić wszystkie słowa, ale nie było mowy o pomyłce co do osoby.

Nie dbając o dobre maniery, podałem szczerą odpowiedź po usłyszeniu głosu, którego nie słyszałem od tak dawna.

- A więc wciąż żyjesz?

- Jakiś ty niemiły - myślisz, że dałabym się zabić jednemu czy dwóm bandziorom?

Więc jednak przez to przechodziła? Nie mogę powiedzieć, żebym był zdziwiony.

Zapewne myśląc wciąż o kosztach poniesionych na rzecz tej rozmowy, moja siorka się streszczała.

- Zajechałam wczoraj do Prisztiny. To w Jugosławii[1] , swoją drogą. Co do finansów i zdrowia, oba mają się świetnie, a moje plany jak dotąd idą jak po maśle. Napiszę do ciebie znowu, gdy dotrę do Sarajewa. W dobrym tempie powinnam dostać się tam w przeciągu dwóch tygodni. Koniec raportu. No ale mów, co tam u was?

Moja siora brzmiała radośnie jak zwykle. Choć jest niestabilna emocjonalnie, ponieważ potrafi się nieźle wkurzyć albo płakać, jakby nie było jutra, czy też być skrajnie rozbawioną, to generalnie zazwyczaj jest tylko radosna.

Owinąłem kabel telefonu wokół palca i odpowiedziałem:

- Nic nadzwyczajnego w Dalekowschodniej Jednostce.

- Rozumiem, a zatem…

Moja siostra zamierzała się rozłączyć. Choć nie miałem nic przeciwko, by po prostu odłożyła słuchawkę, jednak zacząłem:

- Publikujemy antologię „Hyouka”…

- …E? Że co?

- Odszukaliśmy Sekitani Juna.

Siostra nadal wypowiadała słowa z nadmierna prędkością:

- Sekitani Jun? Co za nostalgiczne nazwisko. Hmm, nigdy nie myślałam, że ta historia będzie wciąż przekazywana. Czy „Festiwal Kanya” to nadal termin tabu?

Nie ogarnąłem znaczenia jej wypowiedzi.

- Co masz na myśli?

- Taka tragedia. Nie podobało mi się to.

Tabu? Tragedia? Nie podobało mi się?

O czym ona gada? Co próbuje mi przekazać?

- Czekaj chwilę, rozmawiamy o Sekitanim Junie, prawda?

- Oczywiście, „uprzejmy bohater”. Rozumiesz, nie?

Ta konwersacja była bezcelowa. Nawet jeśli rozmawialiśmy o tej samej osobie, nie mogliśmy dojść do porozumienia.

I dlatego też instynktownie pojąłem, ze mogłem się pomylić. Może dedukcja przeprowadzona w rezydencji Chitandów była błędna lub wybrakowana w paru kwestiach. Jednak nie czułem niepokoju, ponieważ moja siora będzie wiedziała, co zdarzyło się w Liceum Kamiyama trzydzieści trzy lata temu.

- Siostra, co takiego wiesz o Sekitanim Junie? - postanowiłem zapytać ją na poważnie.

Otrzymałem jedynie zwięzłą odpowiedź.

- Nie mam na to czasu! Pa!

Klik. Biip, biip.

Odsunąłem słuchawkę od ucha i wpatrywałem się w nią jak ostatni idiota. - ...

… Dlaczego...

- Durna siostra!

Trzasnąłem słuchawką o aparat tak, że zatrzęsła się z głośnym trzaskiem. Dzięki siostrze poziom mojej irytacji był teraz zdwojony.



Nie pamiętałem dokładnie, co moja siora dokładnie powiedziała, a konwersacja przebiegła tak szybko, że nie miałem czasu na jej potwierdzenie. Jednak część, w której wypowiedziała się negatywnie o incydencie, doskonale zapadła mi w pamięć.

Wróciłem do łóżka i wyjąłem z mojej torby wszystko, co klub klasyczny zgromadził przy rozważaniu tamtego zdarzenia. „Hyouka”, ”Jedność i Początek”, „Miesięcznik Kami”, a także „Liceum Kamiyama: Idąc Razem Przez 50 Lat”… Położyłem też list od siory wysłany z Istambułu, przy czym raz jeszcze przeczytałem linijkę, która przyciągnęła moją uwagę.

Z pewnością, gdy przypomnę sobie te czasy za 10 lat, to każdy dzień spędzony tutaj będę wspominała z wielką nostalgią.

Dziesięć lat od teraz, tak? Ponieważ Sekitani Jun był przewodniczącym 33 lata temu, to jeśli wciąż żyje, miałby teraz około 50 lat. Czy on też patrzył ciągle na swoje licealne życie bez żalu?

Myślę, że nie mógłby. „Bohater”, który poświecił siebie dla pasji swoich towarzyszy i odrzucił możliwość wyboru dalszej edukacji w liceum, nie miałby żalu przy podejmowaniu takiej właśnie decyzji. Od czasu mojego przejawu dedukcji w rezydencji Chitandów tak właśnie myślałem.

Ale czy aby na pewno miałem rację?

Był to tylko Festiwal Kultury, jednak mimo, że jest przeprowadzony w szkole, przychodzi po niego i całkiem zmienia jego życie. Jeżeli życie licealisty jest różowe, to czy gdy tak intensywna różowość zostanie już raz zachwiana, to wciąż można je nazywać różowym?

Szarokolorowa część mnie powiedziała, że nie. Poświecenie siebie, by jego towarzysze uzyskali przebaczenie - czy prawdziwy bohater wytrzymałby coś takiego? Ta myśl krążyła w mojej głowie. Choć nadal opierałem się takiemu myśleniu, nie potrafiłem zignorować faktu, że moja siostra nazwała to zdarzenie tragedią.

Musiałem prześledzić to jeszcze raz. Wyciągnąłem wszystkie kopie wspominające o incydencie.

W ten sposób zacząłem wnikać w czasy, gdy życie Sekitani Juna było naprawdę zabarwione na różowo, trzydzieści trzy lata temu.



Następnego dnia udałem się do szkoły ubrany w mój codzienny ubiór. Aby potwierdzić coś, zwołałem Chitandę, Ibarę, a także Satoshiego. Powiedziałem im wprost:

- Jest coś jeszcze, co muszę dodać do wczorajszej dedukcji, zanim zaklasyfikujemy tę sprawę jako zakończoną. Będę na was czekał w sali geologicznej.

Zjawiła się cała trójka. Ibara, jak to ona, traktowała moje zebranie z przekonaniem, że problem można rozwiązać sarkazmem, podczas gdy Satoshi się uśmiechał, a jego wyraz zaskoczenia moim odbiegającym od codzienności zachowaniem wciąż był widoczny. Co do Chitandy - przemówiła od razu, gdy tylko mnie ujrzała.

- Oreki-san, odnoszę wrażenie, iż nadal jest coś, o czym muszę się dowiedzieć.

Czułem dokładnie to samo. Skinąwszy głową położyłem dłoń na jej ramieniu.

- W porządku. Myślę, że powinniśmy móc to dzisiaj rozwiązać. Wytrzymaj jeszcze chwilę.

- Co miałeś na myśli przez dodawanie do wczorajszej dedukcji, Oreki?

- Dodawanie znaczy powiedzenie o finałowym kroku w celu uzupełnienia czegoś, co wciąż jest niepełne.

- Nie rozumiem - mówisz, że rozpatrywałeś to w zły sposób albo poprowadziłeś do złego podsumowania?

- Po prostu mnie wysłuchaj.

Wyjąłem moje notatki, chociaż bardziej wgapiałem się w nie sam niż pokazywałem je reszcie.

- …„Hyouka” została napisana jako coś o wiele bardziej ważnego. Nie było w zamiarze stworzenia kroniki życia Sekitaniego Juna czy powieści bohaterskiej, zresztą i tak mówi o tym prefiks.

Tę część poruszył wczoraj Satoshi. Jak się spodziewałem, teraz przemówił.

- Czy nie dyskutowaliśmy o tym wczoraj?

- Tak, ale możliwe, że daliśmy się zwieść.

- To znaczy?

Ten wers tutaj, „Jako ofiara tego konfliktu, uśmiech Sempaia z upływem czasu zanikł na wieczność.” „Poświecenie” tu nie oznacza zgłoszenia się na ochotnika, raczej znaczy „poświecenie” jako „ofiarowanie”.

Ibara uniosła brwi.

- Ale czy wtedy nie użyliby słowa „ofiara” zamiast „poświęcenie”?

„Ofiara”, tak? Wcale nie musiałem wiele tłumaczyć, gdyż Chitanda wyręczyła mnie w tym.

- Nie, poświecenie może nie być samowolne. Używa się go tylko odnośnie przeszłości.

Jak spodziewano się od przodującego ucznia, była szybka. A ja właśnie miałem sięgać po słownik.

Satoshi skomentował z westchnieniem:

-… Rozumiem, że próbujecie powiedzieć o różnicy w znaczeniu tego słowa, ale czy to nie jest oczywiste? Poza tym, nie mamy jak odgadnąć, które znaczenie jest prawdziwe, nie zapytawszy się uprzednio autora.

Oczywiście, różnica w znaczeniu nie była jedynie czysto lingwistycznym problemem. Ponieważ język nigdy nie był tak precyzyjny jak np. matma, więc naturalnym jest, że słowo ma więcej niż jedno znaczenie. W takim razie to niemożliwe by wywnioskować, czy słowo oznacza coś całkowicie innego.

Jednak istniał pewien sposób na rozwiązanie tego. Skinąłem pewnie Satoshiemu i powiedziałem:

- Zgoda, więc musimy jedynie zapytać autora.

- …Kto nim jest?

- To jasne, że osoba, która napisała ten prolog. Kooriyama Youko-san trzydzieści trzy lata temu była w pierwszej klasie. Teraz powinna mieć około 48 lub 49 lat.

Oczy Chitandy rozszerzyły się.

- To znaczy, że ją odnalazłeś?

Raptownie potrząsnąłem głową.

- Nie musiałem. Ponieważ i tak była bardzo blisko.

Ibara uniosła głowę. Tak jak myślałem, jako pierwsza to rozgryzła.

- Och! Już wiem!

- Masz rację.

- O czym mówicie?

- Na co takiego wpadłaś?

Ibara popatrzyła na mnie, a ja skinąłem lekko głową, dając znak, by mówiła.

-… To Itoikawa-sensei - bibliotekarka, prawda? Itoikawa Youko-sensei, jej panieńskie nazwisko to Kooriyama. Nie mylę się?

Jako, że sama była bibliotekarką, naturalnie znała pełne nazwisko Itoikawy, dlatego też szybciej to zrozumiała.

- Dokładnie. Jeśli tylko usłyszelibyście nazwisko „Ibara Satoshi”, nie zobaczywszy wcześniej, jak się je literuje, to nie bylibyście zdolni zgadnąć, czy Satoshi przejął nazwisko Ibary. Ale odkąd wiemy, że podane imię Itoikawy literuje się „Youko”, tak samo jak fakt, że ten wiek pasuje, wtedy odgadnięcie jej panieńskiego nazwiska staje się bułką z masłem.

Skrzyżowawszy ramiona, Ibara zaczęła rozsiewać wokół swój cyniczny sarkazm.

- Naprawdę jesteś dziwny. Nawet ja nie zdawałam sobie z tego sprawy, pomimo bycia w kontakcie z sensei cały ten czas, a jednak tobie się to udało. Może jednak powinieneś pozwolić Chi-chan zajrzeć do twojej głowy.

Jak już wcześniej mówiłem, miałem szczęście połączone z przypływem inspiracji. A także, że nie chcę lobotomii przeprowadzonej przez Chitandę.

W międzyczasie twarz Chitandy powoli stawała się coraz bardziej czerwona.

- T-to jeśli usłyszymy to od Itoikawy-sensei…

- To dowiemy się, co zaszło trzydzieści trzy lata temu. Dlaczego nie była to bohaterska opowieść, dlaczego tak zaprojektowano okładkę, dlaczego antologię zatytułowano „Hyouka”… poznamy wszystkie odpowiedzi dotyczące twojego wuja.

- A czy masz jakikolwiek dowód, że to faktycznie Itoikawa-sensei? Czy nie będzie niezręcznie, gdy okaże się, że to inna osoba?

Nie pomylimy się. Rzuciłem okiem na mój zegarek i przekonałem się, że już czas.

- Tak właściwie już się tego upewniłem. Dowiedziałem się, że była wtedy przewodniczącą klubu w drugiej klasie. Poprosiłem o spotkanie, żeby z nią o tym porozmawiać. Już najwyższy czas; chodźmy do biblioteki.

Gdy odwróciłem się do wyjścia, dobiegło mnie mamrotanie Ibary:

- Na pewno jesteś entuzjastą.

Chyba faktycznie jestem.



Podczas letnich wakacji okna w bibliotece były zasłonięte, by chronić książki przed wystawieniem ich na intensywne promieniowanie słoneczne. W tym nowoczesnym, klimatyzowanym, zamkniętym środowisku bibliotecznym wciąż było pełno uczniów przygotowujących się do Festiwalu Kanya lub tych z trzeciego roku, uczących się do wstępnych egzaminów uniwersyteckich. Zobaczyliśmy Itoikawę piszącą coś za ladą; miała na nosie okulary, których nie widzieliśmy ostatnim razem. Była raczej drobnej postury, a zmarszczki ujawniły się na jej twarzy jako dowód, że minęło blisko trzydzieści jeden lat, odkąd ukończyła liceum.

- Itoikawa-sensei - gdy ją zawołaliśmy, odwróciła się, dostrzegając nas. Zwróciła się ku nam, uśmiechając się przy tym.

- Ach, klub klasyczny.

Rozejrzała się po pomieszczeniu i powiedziała:

- Tu jest trochę tłoczno, może udamy się na zaplecze bibliotekarskie?

Następnie zaprowadziła nas do pokoju przez drzwi znajdujące się za ladą.

Zaplecze bibliotekarskie było przytulnym gabinetem, wystarczająco dużym, by jedna osoba mogła w nim spokojnie pracować, choć klimatyzator był tu zastanawiająco mały. Ponieważ żaluzje nie były zasłonięte, Itoikawa przemierzyła pokój i opuściła je, jednocześnie sygnalizując nam, byśmy zajęli miejsca na sofie dla gości. Można było poczuć delikatną woń, która pochodziła z doniczki z kwiatami, umieszczonej na jedynym stole w tym pokoju. Bardzo łatwo było przeoczyć kwiaty, w związku z czym pewnie ustawiła je tu dla własnej uciechy.

Choć sofa była wielka, to wciąż niewystarczająco duża, by pomieściła całą naszą czwórkę. Dlatego więc Itoikawa zmuszona była wziąć rozkładane krzesło i ustawić je obok sofy. Ale dlaczego to właśnie ja skończyłem na tym rozkładanym krześle, gdy pozostała trójka zaklepała kanapę? Itoikawa usiadła na swoim własnym krześle obrotowym. Kładąc łokcie na stole, zwróciła na nas twarz i powiedziała:

-Dobrze więc, czym jest ta sprawa, o której chcieliście ze mną porozmawiać? - zapytała uprzejmie.

Zignorowałem impuls, żeby skrzyżować ramiona i nogi w sytuacji, do której nie przywykłem i odpowiedziałem grzecznie:

- Tak, jest pewna sprawa, o której chcielibyśmy się od pani dowiedzieć. Ale najpierw musimy coś potwierdzić. Czy pańskie panieńskie nazwisko to Kooriyama?

Skinęła głową.

- Czyli to znaczy, że zostało to napisane przez panią, prawda?

Wyciągnąłem kopię z kieszeni i podałem jej. Itoikawa prześlizgnęła wzrokiem po kartce papieru i uśmiechnęła się delikatnie.

- Owszem. Ale jestem zaskoczona, że to zdołało się zachować.

Wtedy przyjrzała mi się uważniej.

- Myślę, że wiem, o czym chcieliście za mną porozmawiać. Mając tu uczniów z klubu klasycznego, pytających o moje panieńskie nazwisko, tylko jedno przychodzi mi na myśl… chcecie się dowiedzieć więcej o ruchu sprzed trzydziestu trzech lat, nieprawdaż?

Bingo, więc jednak wie.

Jednakże, w przeciwieństwie do oczekiwania wypisanego na naszych twarzach, Itoikawa tylko westchnęła.

- Ale dlaczego właśnie teraz pytacie o tak dawne zdarzenie? Byłoby lepiej, gdyby o nim po prostu zapomniano.

- Cóż, główne podziękowania należą się siedzącej tutaj Chitandzie, mającej każdy rodzaj ciekawych zdarzeń w swojej bestii, w innym razie nawet nie zwróciłbym uwagi na wydarzenie takie jak to.

- Bestii?

- Przepraszam, miałem na myśli „w swojej gestii”[2].

Itoikawa i Satoshi się uśmiechnęli, gdy Ibara rzuciła mi rozdrażnione spojrzenie. Chitanda lekko zaprotestowała, ale ją zignorowałem. Itoikawa uśmiechnęła się łagodnie do Chitandy i zapytała:

- A dlaczego miałabyś być zainteresowana tym ruchem sprzed lat?

Zauważyłem, że Chitanda zaciska swoje pięści na kolanach. Pewnie była zdenerwowana, gdyż odpowiedziała zwięźle:

- Sekitani Jun był moim wujkiem.

Itoikawa westchnęła.

- Oh, rozumiem, Sekitani Jun… Takie nostalgiczne nazwisko. Jak się miewa?

- Nie mam pojęcia, ponieważ został uznany za zaginionego w Indiach.

Westchnęła znowu. Choć nie wyglądało by się zawahała. Może żyjąc od pięćdziesięciu lat widziała już wszystko?

- Rozumiem. A ja zawsze pragnęłam móc go jeszcze kiedyś zobaczyć.

Czy Sekitani Jun był tak wartościową osobą, by chcieć znów go spotkać? Zaczęła chodzić mi po głowie myśl, że może ja też powinienem był go spotkać.

Choć zżerały ją emocje, mimo to Chitanda mówiła powoli.

- Itoikawa-sensei, proszę, powiedz mi, co się dokładnie stało trzydzieści trzy lata temu? Dlaczego incydent, w który mój wujek został wplątany, nie jest bohaterską opowieścią? Dlaczego antologia klubu klasycznego została zatytułowana „Hyouka”?... Czy dedukcja Orekiego okazała się być prawidłowa?

- Dedukcja?

Itoikawa zapytała mnie:

- Co przez to rozumiesz?

Satoshi odpowiedział:

- Sensei, Oreki zdołał wywnioskować, co mogło się wydarzyć trzydzieści trzy lata temu, używając do tego celu ograniczonych informacji, które zabraliśmy. Więc może powinna pani to od niego usłyszeć.

Wygląda na to, że muszę powtórzyć to, co przedstawiłem im wczoraj. Przecież i tak zamierzałem to zrobić, ale nie przyszło mi do głowy, że może to być teoria dla kogoś, kto sam przeżył to zdarzenie. Mimo, że byłem pewien swojej dedukcji, to jednak miałem taką małą myśl, że coś mogłem zrozumieć źle. Zwilżyłem wargi i rozpocząłem tłumaczenie, korzystając z tej samej metody 5W1H[3] co wczoraj.

- Po pierwsze, główna postać tego incydentu…



- … I w ten sposób doszliśmy do wniosku, że wyrzucenie nastąpiło w październiku.

Gdy już wyrzuciłem to z siebie, byłem zaskoczony tym, jak dobrze poradziłem sobie ze zorganizowaniem myśli. I chociaż mówiłem bez zaglądania do notatek, czas wydawał się płynąć jeszcze szybciej.

Przez cały czas trwania mej przemowy Itoikawa milczała. Gdy jednak skończyłem, odezwała się do Ibary:

- Ibara-san, czy masz przy sobie notatki, o których jest mowa?

- Nie, ale…

- Ja je mam.

Satoshi sięgnął do swojej zawieszonej na sznurkach torbie i wyciągnął stamtąd plik notatek złożonych w ćwiartki, a następnie podał je Itoikawie. Przejrzała je szybko.

- Zdołałeś sformułować swoje wnioski na podstawie zaledwie tego?

Chitanda przytaknęła.

- Tak, Oreki-san dokładnie tak zrobił.

To nie całkiem prawda.

- Ja tylko poskładałem ich teorie razem, to wszystko.

- W każdym razie...

Ech. Itoikawa westchnęła i położyła notatki na stole, krzyżując jednocześnie nogi.

- ...Jestem pod wrażeniem.

- Czyli się nie pomylił? - zapytała Ibara, na co tamta potrząsnęła głową.

- Nie, jest tak, jak powiedział Oreki-kun. Wszystko to prawda. To niesamowite uczucie, gdy tak stanęliście naprzeciwko mnie, a ja miałam okazję zobaczyć całą sprawę rozwijającą się na nowo.

Odetchnąłem.

Bardzo mi ulżyło, gdy uśmiadomiłem sobie, że zrozumiałem wszystko prawidłowo.

- Czy coś jeszcze chcielibyście ode mnie usłyszeć? Mogę wam nawet postawić szóstki, jeśli moja odpowiedź pokrywa się z waszymi spekulacjami.

- Nie wiem jak dla mnie, ale Houtarou wydaje się czuć, że czegoś jeszcze brakuje.

Tia, czegoś brakowało.

Było coś, o co chciałem zapytać - czy Sekitani Jun poświęcił swoje różowe, licealne życie z własnej woli? Sformułowałem to zapytanie następująco:

- Mam tylko jedno pytanie. Czy Sekitani Jun pragnął stać się tarczą dla całego grona uczniowskiego?

Uśmiech na twarzy Itoikawy zamarł, gdy usłyszała postawione jej pytanie. Ledwo mnie spojrzała.

- …

Wpatrywała się w milczeniu.

Czekałem, aż zacznie mówić, tak samo zresztą jak Chitanda, Ibara i Satoshi. Prawdopodobnie zastanawiali się, o co tak właściwie chodzi z tym pytaniem, mimo to cierpliwie czekali.

… Milczenie nie trwało długo. Itoikawa poruszyła ustami, jakby coś mamrotała, aż przyznała:

- Naprawdę mnie przejrzałeś… wobec tego myślę, że powinnam wam wszystko opowiedzieć. Myślę, że najlepiej będzie zacząć od początku aż do samego końca. Choć zdarzyło się to dawno temu, wciąż doskonale to pamiętam.

I tak, dawna Kooriyama Youko opowiedziała o „czerwcowej walce” sprzed trzydziestu trzech lat.



- Choć Festiwal Kultury jest tak samo aktywny jak wtedy, to wydaje się być o wiele spokojniejszy niż wcześniej. W przeszłości Festiwal Kultury liceum Kami był dla wszystkich ostatecznym celem w ich życiu. Był to czas, gdy ludzie chętnie żegnali stare i witali nowe; niektórzy twierdzili, że to z powodu przelewającej się energii, którą sam w sobie przynosił Festiwal Kultury Liceum Kami.

- Krótko przed tym, jak dostałam się do tej szkoły, panowało przeczucie, że niedługo może dojść do wybuchu zamieszek. Nic dobrego by nie wynikło, gdyby to zamieszanie wymknęło się spod kontroli, prawda? Jednak przyrównując do poprzednich incydentów szkolnych sprzed lat, ruch, który powstał wtedy, był raczej uporządkowany. Choć przez nauczycieli z tamtego okresu nadal uważany jako nie do przyjęcia.

Wspomnienia, których wysłuchiwałem, wydały się zawierać jakąś historię współczesnej Japonii. Myślę, że ani ci ludzie z nadmiarem energii w tamtych czasach, ani ludzie urodzeni w tym samym czasie co ja mogli kiedykolwiek zgłębić istnienie innej grupy.

- W kwietniu tego roku dyrektor nagle dostał napadu podczas zebrania personelu. Sądzę, że macie to zapisane gdzieś w waszych notatkach: „Nie możemy spocząć na laurach i stać się zaledwie uwstecznioną szkołą.” W naszych czasach słowa dyrektor Eida były tylko pokładaniem oczekiwań w uczniach, by ci dobrze sobie radzili. Jednak wtedy były postrzegane jako ukryty przekaz na rozprawienie się z Festiwalem Kultury.

- Gdy planowany czas Festiwalu Kultury został ogłoszony, podniósł się wielki sprzeciw. Zwyczajowe pięć dni harmonogramu zostały drastycznie zredukowane do dwóch dni, jak również przesunięto je z dni szkolnych na dwa dni weekendu - to tak, jak gdyby zostały wyrzucone poza harmonogram szkolny. Wszyscy czuli się, jakby właśnie wylano na nich kubeł zimnej wody, a decyzja ciążyła im na sercach.

- Od tego ogłoszenia wyczuwałam, że atmosfera w szkole robi się napięta, czyhająca na to, aby coś się wydarzyło.

- Początkowo na szkolnych tablicach ogłoszeniowych zaczęto zamieszczać wszelkie możliwe przekleństwa. Potem nastąpiły publiczne przemówienia, na których każdy mógł wejść na scenę i powiedzieć, co tylko zechciał, przy czym każdego przepełniała wzrastająca pasja, wtórowana przez nagradzające ją oklaski. Wtedy ruch stawał się już poważny i zaproponowano, żeby zebrać razem środki z klubów związanych ze sztuką.

- Jednakże, choć opór był spodziewany, nikt nie wydawał się być przygotowany na silną odpowiedź ze strony szkoły, z mocą dążącej do ukrócenia Festiwalu Kultury. W celi kontynuowania ruchu, ktoś musiał się przygotować do zaakceptowania konsekwencji. Choć wszyscy byli dobrzy w wygłaszaniu mów, godnym pożałowania było to, że nikt nie zgłosił się na ochotnika do wyjścia przed szereg o zostania przywódcą sojuszu.

Itoikawa obróciła się na siedzeniu, co wywołało skrzypiący dźwięk jej krzesła, po czym kontynuowała:

- Zdecydowano więc na ciągnięcie losów w celu wyłonienia przywódcy; twój wujek, Sekitani Jun, otrzymał najkrótszą słomkę. Te rzeczywiste operacje ruchu były kierowane przez innych ludzi, jednak ich nazwisk nigdy nie ujawniono publicznie.

- Ruch bezustannie gromadził siłę, co w efekcie doprowadziło do tego, że szkoła złagodziła swoje plany odnośnie skrócenia festiwalu. Jak zostało to zapisane w waszych notatkach, festiwal odbył się tak, jak zawsze.

Mimo, że opisywała to szczerze, bez żadnych emocji, wciąż miałem wrażenie, że atmosfera sprzed trzydziestu trzech lat, czy chodziło o oddanie dla ruchu, czy też o tchórzostwo jego reprezentantów - wszystko to było teraz przeszłością.

Itoikawa opowiadała dalej:

- Ale przesadziliśmy. Podczas ruchu również wzięłam udział w bojkotowaniu lekcji. Wszyscy stanęliśmy na boisku, krzycząc hasła. Palone ogniska podsyciły atmosferę do sytuacji, kiedy to, pewnej nocy, to się stało.

- Płomienie ogniska wymknęły się spod kontroli. Nie wiem, czy ktoś zrobił to celowo, w każdym razie dojo sztuk walk stanęło w ogniu. I choć ogień koniec końców ugaszono, bardzo znaczące, stare dojo zostało doszczętnie zniszczone przez wodę z pomp strażackich.

Twarze Chitandy i Ibary zamarły; zgaduję, że tak samo stało się ze mną. Nawet my mogliśmy powiedzieć, że brzmiało to źle, a pośrednio to oznaczało, że zniszczenie mienia szkoły nie mogło zostać zbyte machnięciem ręki.

- Takie kryminalne zdarzenie mocno odbiegało od codzienności; nie można było przymknąć na nie oka. Szczęśliwie, szkoła nie zamierzała jeszcze bardziej pogarszać tej sprawy i zdecydowała się nie mieszać w to policji. Choć nikt nie mógł sprzeciwiać się, by szkoła szukała kogoś do wzięcia odpowiedzialności, gdy Festiwal Kultury się zakończył… co więcej, od tego czasu wszyscy mówili, że nie mieli o niczym pojęcia, gdy festiwal dobiegł już końca.

- Kiedy sprawa z pożarem pozostała niewyjaśniona, tym, który został obarczony winą, był nie kto inny jak Sekitani-san, oficjalny lider ruchu.

- Wtedy można było o wiele łatwiej wydalić ucznia. Pełny szacunek dla niego - Sekitani-san zachował spokój do samego końca. Ale twoje pytanie brzmiało, czy jego życzeniem było stać się tarczą dla wszystkich, prawda?

Itoikawa tylko się uśmiechnęła i spojrzała na mnie.

- Myślę, że sam już poznałeś odpowiedź.



Po zakończeniu jej długiej opowieści, Itoikawa wstała, by dolać trochę gorącej wody z termosu do kubka z kawą, zanim ją upiła.

Nie odzywaliśmy się. Może nie potrafiliśmy znaleźć odpowiednich słów. Mogłem tylko zobaczyć jak usta Chitandy lekko się poruszają, jakby szeptała „jak okropnie” lub „jak okrutnie”, choć nie mam pojęcia, które to było.

- Dobrze, to już wszystko, co miałam wam do powiedzenia. Jest coś jeszcze, o co chcielibyście mnie zapytać?

Gdy powróciła na swoje krzesło obrotowe, Itoikawa mówiła już w swoim zwyczajnym tonie. To rzeczywiście była dla niej tylko historia z przeszłości.

Ibara w końcu przełamała ciszę, mówiąc:

- To ja bym chciała zapytać o tę ilustrację z okładki…

Itoikawa skinęła w milczeniu.

Przypomniałem sobie okładkę „Hyouki”, tą, na której pies i zając polują na siebie nawzajem, podczas gdy liczne zające formują okrąg i przyglądają się im. Pies prawdopodobnie reprezentuje ogół nauczycieli, a zające uczniów. A zającem, który podążył za psem wewnątrz okręgu jest pewnie sam Sekitani Jun.

Po tym, jak Itoikawa przyszła jej z pomocą, podając odpowiedź, którą właśnie odgadłem, zapytałem:

- Ze wszystkich budynków w liceum Kami dojo sztuk walk jest najstarsze - czy to znaczy, że zostało wcześniej odnowione?

Zauważyłem, jak zabytkowe było dojo, gdy Chitanda pokazała mi je wtedy w kwietniu, choć potem nie zaprzątałem sobie nim głowy.

- Tak, to prawda. Dlatego, że budynki szkół publicznych są rzadko remontowane, chyba że osiągną swój ostateczny stan. Gdy wszystkie pozostałe budynki były remontowane dziesięć lat temu, ominęło to tylko dojo, ponieważ zostało już całkowicie odnowione wcześniej.

Po tym Satoshi powiedział potulnie:

- Umm, Sensei, zauważyłem, że nigdy nie użyłaś nazwy Kanya Festiwal.

Całkowita zmianę tematu Itoikawa skwitowała nikłym uśmiechem.

- Dlaczego w ogóle o to pytasz? Z pewnością już to rozwiązałeś?

- Huh?

Kanya Festiwal?

Rozumiem. Pamiętam, jak moja siostra wspomniała w naszej rozmowie telefonicznej, że termin ten był uznawany za temat tabu wśród członków klubu klasycznego. Mimo, że trochę późno, w końcu zrozumiałem, dlaczego tak było.

- Ponieważ Sekitani Jun nie życzył sobie zostać bohaterem, prawda? To dlatego powstrzymujecie się od nazywania festiwalu Kanya Festiwal.

- Fuku-chan, co on ma przez to na myśli?

Choć Satoshi uśmiechał się odpowiadając, to ten uśmiech różnił się od jego zwykłego, gdyż nie wynikał z rozbawienia.

- „Kanya” nie jest skrótem od „Kamiyama”, ale raczej alternatywną wymową w kanji od „Sekitani”. Zdołałem do tego dojść sekundę temu. To jest pewnie inna nazwa festiwalu - „Festiwal Sekitaniego”, żeby zwieść kadrę nauczycielską, jednocześnie honorując ich bohatera.

… Wtedy Chitanda zapytała:

- Sensei, czy znasz powód, dlaczego mój wujek zatytułował antologię „Hyouka”?

Jednak Itoikawa nieznacznie potrząsnęła głową.

- Ta nazwa została zapewne wymyślona przez Sekitaniego jako zachcianka, gdy czuł, że niedługo zostanie wyrzucony. Powiedział, że oznacza rzecz, której nie mógł robić wtedy, w jego obecnej sytuacji. Nie licząc tego, osobiście nie wiem, co to znaczy.

… Nie wie tego?

Ona naprawdę tego nie wie? Ani nawet Chitanda, Ibara czy Satoshi?

Na ogół rzadko wpadam w gniew, ale teraz byłem rozdrażniony. Ogarnęło mnie zirytowanie, ponieważ nikt nie rozumiał przesłania, które pozostawił po sobie Sekitani Jun. Byłem zły, że nikt nie potrafił odczytać tak trywialnej wiadomości.

Bez zastanowienia zacząłem mówić:

- Naprawdę tego nie łapiecie? To tak właściwie czego właściwie przed chwilą słuchaliście, co? Po prostu to ujawnię, bo to nic więcej jak głupi kalambur.

- Houtarou?

- Sekitani Jun chciał przekazać wiadomość nam - potomkom klubu klasycznego, więc umieścił ją w tytule antologii. Chitanda, jesteś dobra z angielskiego, prawda?

- Ech? Z-z angielskiego?

- Tak. Tym jest właśnie ukryta wiadomość. Nie, bardziej jak gra słów…

Itoikawa nie wydawała się wyrywać do odpowiedzi, gdy tak patrzyła na nas. Zastanawiałem się, czy potrafiła to sobie uświadomić... nie, musiała doskonale zdawać sobie z tego sprawę. Jednak z jakiegoś powodu milczała. Ponieważ nie rozumiałem do końca, spróbowałem postawić siebie na jej miejscu i zauważyłem, że to mogło być coś, o czym nie mówi się głośno. Może to także jedna z tradycji klubu klasycznego?

- Wpadłeś na coś, Oreki-san?

- Oreki, nie każ nam dłużej zgadywać. Rzeczywiście coś masz?

- Powiedz nam już, Houtarou.

Ile razy już się zdarzyło, że musiałem odpowiadać z powodu wywieranej przez nich presji? Westchnąłem, przygotowując się do udzielenia wyjaśnień. Jednak tym razem czułem, że nie miało to nic wspólnego ze szczęściem czy przebłyskiem inteligencji. Po prostu czułem, że przekazuję komuś żal Sekitaniego, zawarty w jego zagadce.

Tak więc zacząłem:

- Jak myślicie co oznacza „Hyouka”?

Chitanda odpowiedziała:

- Taki jest tytuł antologii klubu klasycznego.

- Pytam o znaczenie słowa samo w sobie.

Satoshi podążył tym tropem:

- To japońskie słowo dla „ice”, racja? Czyli „ice candy”?

- Spróbuj „ice cream”.

Ibara na to:

- „Ice cream”? Co to niby ma znaczyć?

- Spróbuj przestawić sylaby.

Ach, cholera. Dlaczego zawsze muszę przechodzić przez cały tok rozumowania... Ten jeden raz zrozumcie, co próbuję wam przekazać!

- Znaczenie ice cream samo w sobie nie ma sensu. To dlatego powiedziałem, że to gra słów.

W pierwszej chwili reakcją Satoshiego było „nie wiem”, zanim zbladł jak papier. Kolejna była Ibara, która wymamrotała „Ah, to!” z odczuciem rozżalenia.

Ostatecznie tylko Chitanda wyglądała, jakby nadal tego nie pojmowała. Będąc wybitnym uczniem, słyszałem, że jest także dobra z angielskiego. Mimo to, chyba raczej nie załapała do końca funkcji języka. Nie byłem w nastroju na dłuższe jej męczenie.

Wziąłem kopię przedmowy drugiego tomu „Hyouki” i zabazgrałem po nim kulkowym długopisem, który właśnie chwyciłem.

- To jest wiadomość, którą zostawił po sobie twój wujek.

Chitanda skinęła, lecz wciąż wyglądała na strapioną.

Gdy w końcu zrozumiała, jej oczy momentalnie się rozszerzyły. „Oh!” - westchnęła i ucichła.

Wzrok wszystkich skupił się na niej.

Oczy Chitandy zwilgotniały. Wtedy uświadomiłem sobie, że jej miesiące proszenia mnie o pomoc wreszcie zaowocowały.

- …Pamiętam - wyszeptała - teraz pamiętam. Zapytałam wtedy wujka, dlaczego antologia nosi tytuł „Hyouka”. On tylko powiedział, tak, kazał mi być silną.

- To była wiadomość dla mnie, by żyć dalej, kiedykolwiek poczułabym słabość, lub kiedy nadejdzie czas, że nie będę mogła krzyczeć…

Zwróciła swój wzrok prosto na mnie.

- Oreki-san, teraz pamiętam. Płakałam, ponieważ przeraziła mnie myśl o tym, że można żyć, tak naprawdę będąc martwym… Dzięki Bogu, teraz mogę pożegnać mojego wujka poprawnie…

Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Gdy zauważyła, że jej oczy zrobiły się wilgotne, uniosła dłonie, by je wytrzeć. Potem znów odwróciła się i spojrzałana notkę, którą trzymałem. Na niej było prawdziwe znaczenie przekazu - napisane przez mnie słowa:


I scream.


Przypisy[edit]

  1. „Hyouka” została opublikowana, zanim Kosowo ogłosiło niepodległość;
  2. gra słów; zmienione tak, aby pasowało.
  3. Jest to jedna z metod zapamiętywania, tzw. metoda Kiplinga. http://blog.ideria.pl/metoda-kiplinga/


Powrót do Rozdział 6 - Minione dni chwalebnego klubu klasycznego Strona Główna Idź do [[Hyouka_PL: Tom 1 Rozdział 8|Rozdział 8 - Życie codzienne przyszłościowego klubu klasycznego]