Mimizuku to Yoru no Ou PL: Rozdział 7

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 7 - Rycerz i Dziewczyna[edit]

Stało się to zaraz po tym, jak Święta Kobieta Miecza została zaprzysiężona, pod koniec pogrzebu królowej.

Było to na ścieżce prowadzącej przez łąkę do zamku. Niebo było czyste i niebieskie, tak jakby opisywało stare utwory sielankowe.

- Chcesz się uwolnić? - Chłopiec złapał rękę pięknej dziewczyny w zepsutej karecie.

- W tej chwili utknęłaś w klatce. Chcesz się uwolnić? - zapytał chłopiec.

Dziewczyna zaśmiała się, po czym wykrzywiła usta, jakby kpiąc z jego naiwności i braku pohamowania. Był to śmiech, który nie przystoił Dziewczynie Świętego Miecza.

- Gdybym mogła się uwolnić, zrobiłabym to już dawno temu.

Ann Duke na początku był zaskoczony jej odpowiedzą. Ale w następnej chwili uśmiechnął się i skinął głową.

Było to jedno losowe spotkanie.

W tym momencie jego życzliwość spoglądała na przyszłość, a jej siła przyciągnęła ją bliżej.



W kamiennym korytarzu łączącym zamek ze świątynią cień kierował się naprzód.

- Zejść mi z drogi!

Z tym jednym wykrzyknieniem żołnierze na warcie spoczęli i otworzyli drzwi. Cień bez wahania wkroczył do ciemnego pokoju, oświetlonego przez magiczny kwadrat.

- Pani Orietto...!

- Co to ma być?! - Głośno krzyknęła, wywołując zamieszanie wśród czarodziejów. Włosy miała w nieładzie z braku snu, a koloryt twarzy był oznaką dużego zmęczenia. Jednakże światło w jej oczach było silne.

- Wytłumacz się! Kto rozpoczął tą obrzydliwą czynność?!

- Została ona wykonana na rozkaz króla.

Riveil pierwszy zabrał głos.

- Panie Riveil! Chcesz mi powiedzieć, że nawet ty za tym stałeś?!

- Po prostu wykonywaliśmy rozkazy króla.

- Wobec tego o nim zapomnij! Zaprzestańcie natychmiast tego okropnego przesięwzięcia!

Orietta wkroczyła na środek magicznego kwadratu. Można było dostrzec kilku trzęsących się czarodziei. Święty Rycerz Ann Duke jak i Dziewczyna Świętego Miecza Orietta posiadali specjalne uprawnienia ze wzgledu na swój status społeczny. W niektórych sprawach ich osoby miały większe znaczenie niż doradcy króla.

Jedyny pośród czarodziei, który mógł odezwać się do Orietty jak do równej sobie, był Riveil.

- Proszę przestać, Panno Orietto! Magiczna technika jest wciaż w toku. Jeśli proces zostanie przerwany, to z powodu naszej ubogiej wiedzy jakieś nieszczęście może się przydarzyć ciału pani Mimizuku - powiedział Riveil powściągliwie, wystarczająco chrapliwie jednakże można było poczuć jego powagę.

Palec wskazujący Orietty zatrzymał się.

Wyglądała, jakby przejeżdżała nim po odbijającej powierzchni magicznego kwadratu.

- Pani Orietto... proszę zrozumieć! My, któryśmy to rozpoczęli, weźmiemy odpowiedzialość za...

- Czy nie skarżyłbyś się, gdyby ktoś deptał po twoich wpomnieniach? - zapytała Orietta. W jej obsydianowych oczach szkliły się łzy.

- ...Proszę zrozumieć. To było też przez wzgląd na nasze królestwo... - Riveil spuścił nisko głowę.

- Wynocha.

Orietta wskazała na drzwi długim i smukłym palcem.

- Zajmę się wami później. Jeśli nie chcecie podżegać gniewu mojego męża, wynocha z tego pokoju! Ale już!

Czarodzieje nie mogli się przeciwstawić tym słowom. Wszyscy ukłonili się przed Oriettą i opuścili pokój.

Została w nim tylko Orietta. Wpatrywała się w świecącą powierzchnię magicznego kwadratu jakby przylegając do niego.

Orietta przypomniała sobie powód, dla którego tu przyszła. Kiedy Mimizuku niespodziewanie wybuchnęła, znajdowała się w niej słaba do wychwycenia obecność magicznej mocy. W świątyni to właśnie Orietta była najlepszą uczennicą sztuk magii, w tej dziedzinie jej geniusz pozwalał wyczuć niewielkie wahania magiczne wokół Mimizuku.

Ktoś, gdzieś, czytał wspomnienia Mimizuku.

Pamięć Mimizuku sama w sobie była jak kalejdoskop, zmieniając krajobraz kilkakrotnie.

Orietta zacisnęła usta i upewniła się tego, co dostrzega.

Cokolwiek by się nie działo, położyłaby temu kres.

Jeśli kochała Mimizuku to musiała to zrobić.



Na wieść o tym, że wspomnienia Mimizuku wróciły, Ann Duke wrócił biegiem do zamku.

Kiedy otworzył drzwi, pierwsza rzecz jaka na niego wskoczyła była Mimizuku, wrzeszcząc krwawy morderca.

- Gdzie jest Fukurou!? - krzyknęła Mimizuku, chwytając opiekunów wokół niej.

- Fukurou! Gdzie jest Fukurou?! Co oni mu robią?!

Ann Duke po tym jak zbaczył jej groźny wzrok zatrzymał się w zdumieniu. Jej oczy szeroko otwarte wraz z wściekle obracającymi się włosami w szaleństwie, wyglądała jak dzika bestia.

- Nie! Oddajcie go z powrotem! Oddajcie Fukurou z powrotem!!!

Wyglądało na to, że Mimizuku nie zwracała uwagi na otoczenie wokół niej. Po prostu wołała kogoś o imieniu Fukurou i miotała się wściekle.

- Mimizuku, która odzyskała swoje wspomnienia może być zupełnie inną osobą od Mimizuku, którą znaliśmy do tej pory...

Ann Duke przypomniał sobie swoje własne słowa.

Myślał, że jej umysł odpłynął w daleką pustkę, a mimo to...

- Mimizuku!!! - Ann Duke podnióśł głos.

Chociaż Mimizuku nie bawiła tu długo, dni, które spędzili razem były prawdziwe. W tym czasie Mimizuku uśmiechała się i czuła szczęście, którego nic nie mogło jej odebrać.

Licząc na łut szczęścia, Ann Duke wypowiedział jej imię.

Momentalnie się zatrzymała. Opiekunowie zmęczeni gryzieniem i drapaniem zwrócili wzrok ku Ann Duke, jakby otrzymali zbawienie.

- Już w porządku, Mimizuku. Nie ma się czego bać - powiedział Ann Duke najcichszej jak potrafił, wolno podchodząc do Mimizuku, jak gdyby poskramiając zranione zwierzę.

Mimizuku oszołomiona wpatrywałała się w Ann Duke'a. Wolno zamrugała dwa, trzy razy.

Pojawiła się nagła iskra. Jej wyraz twarzy przeszedł niezliczoną ilość zmian. Była to mieszanka smutku, szczęścia i bólu. Po tym jak zrobiła odzieloną, zniekształconą twarz, jakby podejmowała niemożliwą decyzję.

- An... dy...

- Tak, o co chodzi?

Ann Duke zbliżając się, wolno przelatując ręką po jej włosach. To było w tym momencie.

W bardziej subtelny sposób niż podczas jej złości, Mimizuku odrzuciła rękę Ann Duke'a.

Ann Duke, zaskoczony, w zrezygnowaniu zamknął oczy.

Mimizuku spojrzała na Ann Duke, łypiąc na niego spodle łba. W jej oczach była niezmieszana wola. To nie była nienawiść. To było skumulowanie żalu i nieszczęścia.

- Wyjdź - odparła Mimizuku jednogłośnie. - Wyjdź, Ann Duke.

- Mimizuku...

- Wynocha! Nie chcę tutaj ani ciebie, ani nikogo innego!

Twarz osoby, która to powiedziała nie była tą, którą Ann Duke znał. Mimizuku, którą Ann Duke znał była w przelotnym śnie, wraz z jej niewinnym uśmiechem i potulnym zaskoczeniem.

Nigdy by nie pomyślał, żeby mogła zrobić taki silny wyraz twarzy, jak teraz.

- Mimizuku... Mam zostawić cię samą? - spytał niepewnie. Mimizuku wydęła wargi i zacisnęła dłonie w pięści.

- Zostaw mnie samą, proszę.

- Rozumiem... Wobec tego pójdę. - To powiedziawszy, Ann Duke dał znak służbie, po czym ci się ukłonili i wyszli.

Patrząc się za siebie ostatni raz, Ann Duke przemówił do Mimizuku, która stała w bez ruchu na środku pokoju.

- Mimizuku, proszę - tylko nie zapomnij jednej rzeczy.

Nieważne jakie wspomnienia się w niej znajdowały, nieważne w jakim świecie żyła.

- My cię kochamy.

Nie zapomnij.

Słysząc te słowa, Mimizuku odwróciła się, chowając twarz w dłoniach.

Odwróciła się, jakby starając się odrzucić wspomnienia związane z Ann Duke i innymi.

Drzwi zamknęły się za nią, wydając przytłumiony, cichy dźwięk.

Razem z nim, Mimizuku upadła i wydała z siebie lekkie westchnięcie.

- ... Ja ciebie też... Andy...

Ooch...

Ciepłe krople - były to łzy.

- Chociaż nie mogę ci wybaczyć.

Kocham cię, ale ci nie wybaczę.

- Absolutnie nigdy ci nie wybaczę spalenia obrazu Fukurou.

Gdzie jesteś?

Wzdychając do siebie, Mimizuku płakała, myśląc tylko o Fukurou.


Tej nocy Mimizuku włączyła lampę na swoim stoliku nocnym, po czym usiadła na łóżku. Przynoszono jej jedzenie, jednak nie miała na nie ochoty, dlatego piła samą wodę.

Mimizuku myślała. Zamyśliła się. Mimizuku rzadko użwała swojego mózgu w ciągu całego życia, ale ze względu na Fukurou, i ze względu na siebie - myślała. Rozmyślała o tym, jak ma postąpić.

Starannie uklękła na jej łóżku. Otarła łzy. Nie chciała być widziana z tak żałośnie wyglądającą twarzą. Wyraźnie powiedziała:

- Pokaż się, Kuro.

Odczekała kilka sekund. Nie było żadnej odpowiedzi.

Mimo to Mimizuku nie miała żadnych wątpliwości.

- Kuro...!!! - Po prostu zawołała jego imię.

‘’Puf!’’

Mała postać Kuro, drżąc jak płomnień, pojawiła się wraz z cichym dźwiękiem.

Jego postać różniła się od tej, jaką Mimizuku zawsze widziała w lesie - ciało prześwitywało, a jego istotę można było tylko lekko poczuć. Jednakże sposób, w jaki drapał się po policzku swoją prawą górną ręką i ten chrupiący, wydawany przez niego dźwięk potwierdzał, że to naprawdę on.

- ...Kopę lat - powiedziała Mimizuku ze łzami w oczach.

- ...Nie myślałem, się że się znów spotkamy, Mimizuku.

Sposób, w jaki jego głos grzechotał w jej bębenkach zdradzał, to rzeczywiście był Kuro.

- Dlaczego? - trzęsąc się, zapytała Mimizuku.

- To zależy od świata, w którym żyjemy - obojętnie odparł Kuro.

- Czy to dlatego, że straciłam wspomnienia?

- Można tak to ująć.

- Kuro, nie zadzieraj ze mną.

Głos Mimizuku był niski, ale jej słowa wyrażały oskarżenie.

Wtedy, jakby puściły jej zapory, Mimizuku pochyliła się w stronę Kuro i dała upust swoim myślom:

- Rety!!! Dlaczego Fukurou zrobił coś tak głupiego?! Nie mogę, po prostu nie mogę w to uwierzyć!!! Czy naprawdę byłam dla niego aż takim kłopotem?! Wiem, że byłam wkurzająca! Wiem, wiem, wiem to, ale... żeby posunąć się aż tak daleko...!

Oczy Mimizuku zaczęły napełniać się łzami.

- Byłam tak bardzo... niechciana? Sprawiałam tak dużo... kłopotów...?

Mimizuku wiedziała, jak bezczelne i nachalne rzeczy zrobiła tego dnia w lesie. Mimizuku już od dłuższego czasu wiele wiedziała, nawet od chwili, gdy przyszła do lasu.

Czuła się, jakby ból miał ją rozerwać na pół.

Miała wrażenie, że jeśli nie przypomni sobie przeszłości choćby na chwilę, jej umysł i cało zostaną rozdarte przez ból.

Jednakże nie mogła upaść. Nie mogła odtrącić świata w którym żyła, bez względu na to, jak bardzo tego pragnęła.

Ponieważ musiała jeszcze raz zobaczyć Fukurou.

Kuro nie odpowiedział na pytanie Mimizuku. Zwyczajnie patrzył na nią tymi oczami, których ekspresji nie dało się odczytać.

- ... Wiesz co, Kuro - słabiutko powiedziała Mimizuku, wycierając łzy. - Fukurou został złapany. Co powinnam zrobić? Zabrali mi Fukurou...

- W rzeczy samej, słyszałem, że król został złapany przez ludzi.

- Tak, zgadza się. Czy inne potwory nie przyjdą mu z pomocą?

- Nie mogą tego zrobić.

- Dlaczego?

- Spójrz na to ciało, Mimizuku.

Kuro szeroko rozpostarł swoje cztery ręce. Jego ciało było przyciemnione i drżące, w dodatku Mimizuku mogła widzieć przez nie na wylot.

- W tej chwili nad królestwem jest wzniesiona silna duchowa bariera. W zamku też. Tak samo wokół podziemnej części, gdzie jest trzymany król. Udało mi się prześlizgnąć przez dziurę w sieci, ale nie mogę pozostać tutaj na długo.

- ...Więc potwory nie mogą tu przyjść?

- Ta - przytaknął Kuro. - Ale nie jest to główny powód.

- Co masz na myśli? - nie rozumiała Mimizuku.

Kuro otworzył swoje podobne do granatu[1] usta.

- Wy, ludzie, nie doceniacie mocy Pana Blasku Ksieżyca! - powiedział, prawie krzycząc. Potrząsnął swoimi skrzydłami podobnymi do nietoperzych. Niestety nie wydały tego trzepoczącego dźwięku co zwykle.

- Chociaż został złapany w noc, gdy ksieżyc jest w nowiu, jego moc jest słaba przez krótki czas! Myślisz, że kim on jest?! Król Ieri, Król Nocy! Kiedy nadchodzi pełnia, nawet jeśli jest przetrzymywany, mogłby spalić to miasto, całe królestwo, zrównać je z ziemią!

Nagle Kuro zamarł.

- ...Jednakże Pan Blasku Księżyca tego nie zrobił.

- N... no właśnie.

Nawet Mimizuku zrozumiała, co Kuro miał na myśli. Od samego początku rozmyślała o tym, że jeśli Kuro jej nie zje, to kto?

- To królestwo jest tutaj. To w samo w sobie było wolą pana Blasku Ksieżyca; nieważne, jakie jest życzenie Ieri, nie są w stanie zagiąć jego woli...

- W takim razie oni opuścili Króla Nocy?! - krzyknęła bez namysłu Mimizuku.

Kuro spuścił głowę, jakby uciekając przed wzrokiem Mimizuku.

- ...Król Nocy jest niezniszczalny.

- Ale...!

- Nawet jeśli obecny król zostanie zabity, po upływie czasu magiczna moc zbierze się w ziemi, dając narodziny nowemu królowi. Tak to się odbywa.

- W takim razie wy go opuszczacie!

Kuro nie odpowiedział.

Płomień w lampie zamigotał, a panująca cisza rozprzestrzeniła się wśród ciemnej nocy. Księżyc za oknem, duży do momentu że aż nie pasujący, jednak piękny.

W końcu Kuro przemówił:

- ...Niczego nie mogę dla niego zrobić.

Na jego odpowiedź Mimizuku przygryzła wargę.

No więc, pomyślała.

Co mogę zrobić?

Od samego początku życzono że ona coś zrobi. Życzenie jej samej, tej, która miała jej wspomnienia wymazane. Nawet jeśli myślała i działała na rzecz Fukurou, była by znowu zaniedbywana, prawda?

Zaniedbywana...

Mimizuku w końcu zrozumiała, co znaczy to słowo. Zaciskając dłonie na kolanach w pięści, zazgrzytała zębami i myślała.

Dawna, mieszkająca w lesie Mimizuku nigdy nie pomyślałaby w ten sposób.

Żyłaby, nie zwracając uwagi na to, co inni mają w sercu, po prostu robiłaby co chciała, czyli robić to co mówili jej inni. Mimizuku, ta która poznała, jak to jest być kochaną, bała się odrzucenia; w dodatku dzięki temu bliżej poznała samą siebie.

Rozumieć tak dużo... To smutne.

Mimo tego nie planowała wracać. Nie chciała wracać do tamtych czasów, kiedy jedyne, co znała, to ból.

Chciała uratować Fukurou.

Życzyła sobie by wrócić, tylko że z całą jej wiedzą o szczęściu, smutku i łzach. Życzyła sobie, aby wrócić do lasu razem z Fukurou.

Mimo tego... pomyślała.

Mimo tego, jej wspomnienia były głównie o niej. Te o lesie, te o wiosce, oraz... te o tym królestwie.

Ann Duke czule ją głaskał.

Orietta delikatnie ją przytulała.

Claudius stał się jej przyjacielem.

Podczas tego stylu życia wszyscy byli dla niej życzliwi. Komu by to pomogło, gdyby odwróciła się od nich i rzuciła im piaskiem w oczy?

Możliwe, że nawet Fukurou nie życzy sobie, aby go uratowano. Znowu może być odtrącona, nawet jeśli poszłaby i go uratowała. Jeśli Fukurou odrzuciłby ją, tak jak to zrobił w lesie, czy potrafiłaby to przetrwać, będąc taką, jaka jest teraz?

Żyjąc tutaj, jedząc pyszne jedzenie, będąc życzliwie traktowaną, będąc szczęśliwą.

- ... Właśnie, Mimizuku - powiedział Kuro, delikatnie przerywając myśli Mimizuku. Mimizuku, zaskoczona, spojrzała w górę.

- Jeden księżyc temu, na rozkaz Pana Blasku Księżyca, poszedłem, żeby to odzyskać. Wyciągnij rękę, Mimizuku.

- Hę?

Pojedynczy kosmyk włosów spadł na wyciągniętą rękę Mimizuku. Był to matowy i czerwony włos.

- Co to jest...?

Poczuła, jakby gdzieś już go widziała. Tylko gdzie?

- Na rozkaz Pana Blasku Księżyca upewniłem się. To jest dowód. Człowiek, którego dźgnęłaś w brzuch... wciąż żyje.

- Hę?

Zaskoczona, Mimizuku szeroko otworzyła oczy.

O co mu chodzi?

Mimizuku spojrzała na kosmyk włosów leżący na jej dłoni. To rzeczywiście był ten kolor. Zgadza się. Człowiek zapisany na ostatniej stronie jej krwawych wspomnień z wioski.

Żył.

Nie mogła wiedzieć, czy to prawda czy nie. Jeśli miałaby w to wątpić, nie miała dowodów, a gdyby się oszukała, mogłaby miotać bronią jak się jej tylko podoba. Jednakże dla niej, Kuro upewnił się, że on żyje.

Mimizuku nikogo nie zabiła.

I było to na rozkaz Fukurou.

- Ach...

Mimizuku zacisnęła swój uścisk na kosmyku włosów, robiąc pięść wokół niego, po czym przyłożyła ją do czoła.

Jak trudne do zrozumienia. Jak łatwo pokonane były jej zamiary, jak nieumiejętnie.

I wciąż...

Zawsze traktował mnie uprzejmie.

Mimizuku zrozumiała.

On zawsze, jak tylko mógł, traktował mnie uprzejmie.

Teraz to zrozumiała.

Zaczęły spływać ciepłe krople wody. Nie była smutna, a mimo to spływały.

- Muszę już iść, Mimizuku.

- Och... Kuro...!

Mimizuku uniosła głowę i zobaczyła postać Kuro drgającą niestabilnie.

- Jest mi przykro, ale od początku miałem ograniczony czas. Jeśli dalej będę używał magii, mogą mnie wykryć.

Następnie, Kuro zawahał się na moment. Mimizuku wydawało się, że ten się uśmiecha.

- Mimizuku. Jeśli los pozwoli... spotkamy się jeszcze.

- Zaczekaj! Zaczekaj, Kuro! Proszę, powiedz mi tylko jedną rzecz!

Przyrzekła sobie, że nie będzie płakać, ale łzy nie zatrzymywały się wystarczająco szybko.

Chciałabym umieć wypalić kształt Kuro w moich oczach bardziej przejrzyście, dużo silniej...

- Powiedz mi tylko jedną rzecz! Kuro... czy Fukurou jest dla ciebie ważny?! Albo... albo jest dla ciebie ważny tylko dlatego, że jest twoim królem, a nie dlatego, że jest Fukurou...?!

Forma Kuro była już bledsza od porannej mgły, mimo to wciaż wyraźnie odpowiedział na pytanie Mimizuku.

- Dokładnie tak.

Twarz Mimizuku wykrzywiła się.

- Jest tak jak mówisz, Mimizuku.

Taka była odpowiedź Kuro. Chociaż forma Kuro już znikła, jego ostatnie, prawdziwe słowa pozostały w uszach Mimizuku.

- Jednakże... obrazy namalowane przez króla... są nieporównywalnie piękne. Tak właśnie uważam.

Były to ostatnie słowa Kuro.

Sama, pozostając w ciszy ze światłem lampy, Mimizuku usiadła cicho i w końcu otarła łzy wierzchnią stroną dłoni. Spojrzała na księżyc za oknem.

Był piękny jak oczy Fukurou.



Tego dnia Ann Duke poszedł do gabinetu króla. Gdy wszedł, król nie zatrzymał swojej ręki ani nie podniósł wzroku z dokumentów.

Ann Duke trzasnął dłońmi na dobrze wykonanym, lakierowanym biurku. Rozległo się niskie bębniecie.

Jego oczy płonęły niebieskim blaskiem, a twarz była pobladła.

- Natychmiast uwolnij Króla Nocy! - rzekł Ann Duke głębokim głosem.

- Nie mogę tego uczynić.

Król nie spojrzał w górę, a jego odpowiedź wskazywała, że miał świadomość wszystkiego, co się wydarzyło.

- Dlaczego?! Wiedziałeś przez cały czas, czyż nie?! Otrzymywałeś raporty od swoich czarodziei, prawda?!

Owładnięty zniecierpliwieniem, Ann Duke złapał króla za kołnierz.

- ...Puść mnie.

Głos króla był głęboki i lodowaty.

- Próbuj podnieść na mnie rękę w tym miejscu. Sam mam coś, czego nie mogę odpuścić. Jeśli zabierzesz żonę i opuścisz królestwo, zbiorę twoją pozostałą rodzinę i zetnę im głowy, a potem wystawię na widok publiczny jako ostrzeżenie. Jesteś na to gotowy?

Ann Duke poczuł gulę w gardlę, którą przełknął. Wiedział, że król mówił poważnie i nie rzucał pustymi groźbami.

Powoli wycofał rękę. Król wciąż nie zaszczycał go spojrzeniem.

- ...Jaki możliwy powód możesz mieć, aby trzymać tego potwora w niewoli, chociaż w żaden sposób nas nie skrzywdził?

- Potwory to potwory, czyli są złe. To samo w sobie jest powodem.

- Nie możesz mówić poważnie!!! - wykrzyknął Ann Duke.

Jego żona wróciła późno poprzedniej nocy i nie ocierając łez mu o wszystkim powiedziała. Nie było takiej możliwości by stał, nie robiąc nic.

Ścieżka, którą szła Mimizuku do teraz była prawie że bohaterska.

- Wybierając między zdegenerowanymi ludźmi, którzy ją skrzywdzili, a Królem Nocy, który się o nią troszczył - powiedz mi, kto z nich jest tu tak naprawdę zły?!

- Ty jesteś tym który, doprowadził do ujarzmienia króla demonów, panie Ann Duke.

Ann Duke skinął głową. Był gotów zaakceptować swój grzech.

- Zgadza się. Dlatego ja, jako ten, który go schwytał, powiadam ci - wypuść Króla Nocy.

Mimo to król nie ustąpił.

- Nie mogę tego zrobić.

- Dlaczego?

- Upłynęło za dużo czasu. Przy kolejnej pełni księżyca, która odbędzie się za kilka dni, mumifikacja Króla Nocy będzie kompletna. Jeśli wypuścimy go teraz, długo nie pożyje.

- W takim razie nie powinieneś mu oddać jego magiczną moc?!

- Jesteś zdrowy na umyśle, Ann Duke? - siwowłosy król zniżył powieki i potrząsną głową. - Spróbuj. Jeśli król demonów odzyska swoją moc, sprowadzi wszystkie potwory do tego królestwa, a potem zaatakuje.

- ... Król Nocy nie jest zwykłym potworem. Jeśli z nim porozmawiasz, może to zrozumiesz.

- Co za naiwność. Ann Duke, przy takim myśleniu wystawisz to królestwo i wszystkich jego mieszkańców na niebezpieczeństwo.

Będąc na celu bystrych oczu króla, przyszła kolej na Ann Duke aby opuścić powieki.

- Obronię ich - powiedział, zaciskając zęby.

Złożył na biurku dłonie, a zaraz potem głowę.

- Obronię wszystkich obywateli... i to królestwo… - wybełkotał, jednakże mocnym tonem głosu.

Król pomyślał, że zignorowanie jego słów byłoby przesadą. Spojrzał wprost na Ann Duke.

Nazwisko MacValen było sławne w królestwie od dawien dawna. Kiedy najmłodszy z braci wyciągnął Święty Miecz z pochwy, jego starszy brat natychmiast zwrócił się do króla ze skargą. "Mój młodszy brat jest zbyt łagodny na trzymanie tego miecza!", powiedział. Najstarszy, w tym czasie głowa domu MacValen, zadeklarował: "Mój młodszy brat jest zbyt sztywny na trzymanie tego miecza!".

Teraz król wiedział, że żaden z braci nie był w błędzie. To on był zbyt łagodny i jednocześnie zbyt sztywny, dzierżąc ten miecz.

Jego miecz był mieczem, który nie wahał się od aktu zabójstwa, a on sam nie był kimś, kto żywił uczucia do życia, które odbierał.

Mimo tego, Święty Rycerz był w stanie stać się "symbolem" tego królestwa, ponieważ znalazł on coś, co musiał chronić. Żonę, którą kochał, rodzinę i własne królestwo.

Król zatem stanowczo położył swą dłoń na ramieniu Ann Duke.

- ... Królem tego królestwa... jestem ja - zadeklarował król, jakby oczekując odpowiedzi.

- Uznajmy to za nieporozumienie. Nawet jeśli nie ma sposobu na cofnięcie tego, co zostało już zrobione. Ujarzmnienie króla demonów jest czymś, do czego dążyliśmy od bardzo długiego czasu. By przynieść królestwu dobrobyt, musimy wyjaśnić naszą magiczną moc, a do tego potrzebujemy sporej ilości magii. Wszystko to przez wzgląd na królestwo.

Ann Duke zazgrzytał zębami. Słowa króla nie były bez znaczenia. Król był człowiekiem, który przekładał sprawy królestwa ponad wszystko. Dlatego to on był królem, a królestwo było jakie było.

- ...Z magiczną mocą Króla Nocy… - zaczął Ann Duke oskarżającym tonem - czy zamierzasz uleczyć ręce i nogi Dii?

Zawsze to wiedział. Ale nie mógł tego powiedzieć. Mimo to był świadom, że gdyby król otrzymał tak dużą ilość magicznej mocy, Klaudiusz byłby jego najwyższym priorytetem.

- To przez wzgląd... na królestwo. - To powiedziawszy, król odwrócił wzrok. - Nie planuję oddać tronu nikomu innemu, tylko Dii. Jednakże, gdybym umarł, boję się, że z jego ciałem... nie byłby w stanie obronić całego królestwa. Jeśli mogę zrobić cokolwiek, zrobię to. Rozwinąłem armię, wspierałem rozwój rolnictwa i handlu. Ale z tym ciałem... z jego rękoma i nogami, nie wiem, czy wytrzyma presję zasiadania na tronie.

Ann Duke nie mógł dłużej krytykować nieszczęśliwego króla.

Król nie mógł zrobić nic innego, jak tylko kochać swojego syna. Nawet Ann Duke, który nie miał własnych dzieci, rozumiał, jakie to bolesne.

- ... Co się stanie z Mimizuku? - Mimo to nie mógł się poddać. - Nawet teraz ta dziewczyna wciąż zalewa się łzami, szukając Króla Nocy. Co się z nią stanie?

Co stałoby się z Mimizuku, która płakała z bólu na samą myśl o Królu Nocy.

Król westchnął.

- ...Ann Duke. Chcesz mi powiedzieć, że gdyby Król Nocy zostałby uwolniony i wrócił razem z nią do lasu, Mimizuku byłaby szczęśliwa? Jeśli Mimizuku wróciłaby to tego lasu, byłaby szczęśliwa? Czy to dlatego tracisz swoją cierpiwość? - Po usłyszeniu tych słów, twarz Ann Duke pociemniała. - Czy ty naprawde uważasz, że potwór pragnąłby szczęścia jednej ludzkiej dziewczyny?

- Ale...! Nawet jeśli...

Król odwrócił się plecami do Ann Duke’a, który nadal nie chciał się poddać. Potem spojrzał na miasto przez okno w swoim gabinecie.

- Wychowaj ją, Ann Duke. Jeśli to zrobisz, wtedy ta dziewczyna będzie mieć mniej problemów w życiu. Daj jej szczęście twoją własną ręką - powiedział król w nieco delikatniejszym tonie.

Ponieważ król był odwrócony do niego plecami, Ann Duke nie był w stanie zobaczyć, jaką minę miał król przy wypowiadaniu tych słów.

- ...

- Szczęście osoby zależy od innych osób, Ann Duke - rzekł król, jako że miał własne dziecko.

Ann Duke przygryzł wargę. Zacisnął mocno oczy.

Chciał, by Mimizuku była szczęśliwa. Jeśli by mógł, zrobiłby to własnymi rękami. Odrodziła się przed nim jako bezimmienna dziewczyna z czystym sercem i oczyma. Może to było przeznaczenie. Może pojawiła się ze względu na jego miłość i uczucie.

Myślał, że mógłby nauczyć tę małą, biedną dziewczynę blasku o wiele razy większego od zwykłego życia. Myślał, że byłoby wspaniale, gdyby mógł uratować tą dziewczynę, która nie znała nawet znaczenia łez.

Ale kto by to zrozumiał?

Dlaczego inni są w stanie ograniczać szczęście jednego człowieka?

- ...Będziesz uczestniczył w ceremonii, która odbędzie się w noc kolejnej pełni księżyca, Święty Rycerzu Ann Duke - powiedział król głosem pełnym surowości. - Tym, który ostatecznie dźgnie serce króla demonów... będziesz ty.

Po usłyszeniu tych słów Ann Duke mocno zacisnął oczy. Tak samo mocno zwinął swoje ręce w pięści..

- ... Jak sobie życzysz… - odpowiedział łamiącym się głosem, jakby splunął krwią. - ...Królu, Dantesie.

Było to rzadko wypowiadane imię króla.

- Chciałem być dla ciebie przyjacielem... Ann Duke.

Zaraz po tym Ann Duke odwrócił się plecami do króla.

Nigdy nie zawrócił.



Osoba, która przyniosła Mimizuku jej letnią zupę tego dnia nie była tą co zawsze.

- Jak się czujesz, Mimizuku?

Mimizuku ignorowała wszystkich gości, ale odruchowo obróciła się, słysząc znajomy, delikatny głos.

- ...Orietta...

Była to uśmiechnięta Orietta trzymająca tackę.

- Dlaczego robisz taką minę? Czy chcesz jeszcze bardziej schudnąć?

- ...

Mimizuku nie odpowiadając, spuściła wzrok. Używając dużego łóżka z baldachimem jako zasłony odwróciła się.

Orrieta uśmiechnęła się, jakby wzdychając i położyła tacę z miską zupy koło łóżka.

Zaraz po tym obróciła się i usiadła na posłaniu. Mimizuku była obrócona plecami do Orietty, mimo to ciągle mogła poczuć ruch.

- Hej, Mimizuku - powiedziała Orietta w najdelikatniejszym głosie jakim tylko mogła, jak to zawsze robiła. - Chciałabyś zostać naszą córką?

Na słowa Orietty Mimizuku zamrugała kilka razy.

- Wiesz co, nie mam córki, zwłaszcza tak dużej jak ty - powiedziała Orietta, chichocząc. Zaraz po tym opuściła lekko powieki. - Moje ciało nie może mieć dzieci.

Nagle serce Mimizuku zadźwięczało.

‘’To boli’’, pomyślała. Coś w środku niej bardzo bolało.

Orietta powoli zaczęła mówić, tak jak gdyby opowiadała dziecku bajkę.

- Nic nie można na to poradzić, ale tak to już jest. Jestem "Dziewczyną Miecza." Ja, wraz z mieczem, jestem ofiarowana wybranemu bohaterowi - nic wiecej.

Podczas słuchania jej słów, Mimizuku myślała na temat Orietty.

Ciemnoniebieskie oczy Orietty przypominały nocne niebo. Mimizuku uważała je za bardzo nostalgiczne.

Były tego samego koloru co włosy Fukurou.

Orietta kontynuowała mowę, jak gdyby śpiewając.

- To, czy żyję lub nie zależy od bohatera. Nie różnię się niczym od niewolnika!

Mimizuku zatrzęsła się na wspomnienie słowa "niewolnik." Poczuła zimny pot na plecach. ‘’Teraz’’, pomyślała. ‘’Dlaczego teraz?’’

Orietta zachichotała. Na to przynajmniej wyglądało.

- Ale Ann Duke powiedział mi, że... powiedział mi, że cały majątek, jaki otrzymał z racji bycia wybranym przez Święty Miecz jako Święty Rycerz... on oddałby mi cały.

Z jakiegoś powodu, świat Mimizuku zaczął nieprzerwanie się chwiać.

Przed oczami Mimizuku rozciągnęła się scena dawnego wydarzenia. Punkciki ognia. Dwa księżyce na nocnym niebie.

- Idź dokądkolwiek chcesz. Jesteś teraz wolna - powiedział. - Idź. Dziewczyno, która daje imiona bestiom. Nie masz powodu, aby tu dłużej być.

To był on.

On był powodem, dla którego była tam od początku.



- Jesteś wolna.

- Dlaczego? - zapytała Orietta, spoglądając na Ann Duke’a. Zachowywała się odważnie, prostując plecy.

Był to drugi raz, kiedy ta dwójka się do siebie odezwała. Minęło zaledwie kilka dni od zdarzenia z karetą.

Ann Duke był wciąż młody, a Orietta mała.

- Jestem twoja.

W taki sposób została wychowana. Urodzona jako niemowlę, wychowana w sierocińcu, oddana do świątyni po tym, jak odkryty został jej talent magiczny, poddana rygorystycznym lekcjom w sztuce magii, aby zostać kapłanką i bronić Świętego Miecza. W czasie trwania procesu straciła możliwość posiadania dzieci, ale nie przejmowała się tym.

- Jeśli tak to idź za horyzont. Nic sobię z tego nie zrobię.

- Dlaczego?

Mina Orietty się wykrzywiła.

Nie wiedziała, jaka minę ma zrobić.

- Dlaczego mówisz mi coś takiego?

- Powiedziałaś mi wcześniej. 'Jeśli mogłabym być wolna, już dawno bym to zrobiła.' Skoro mogę, uwalniam cię z twojej klatki.

- Ale ty nie masz z tego żadnego zysku...

Ann Duke wzruszył ramionami.

- Ani nic nie tracę. Jestem beznadziejnym synem rycerskiej rodziny… Właściwie, to jest jedna rzecz, jaką tracę puszczając cię. Tracę swoją szansę na bycie z przepiekną dziewczyną... Ale mimo tego chcę, żebyś się uśmiechała. Więc sama wiesz.

Następnie Ann Duke głęboko spojrzał w oczy Orietty.

- Jeśli to zmusza jedną kobietę do pozostania ofiarą, wtedy Święty Miecz nie jest już taki święty, co nie?

Na te słowa, ramiona Orietty opadły.

‘’Och, rozumiem...’’

To był bez wątpienia człowiek "wybrany" przez Święty Miecz.

- W którą stronę powinnam się udać?

- Ech, gdybym to ja wiedział.

- Rozumiem. Zatem, gdzie mieszkasz?

- Hę?

Ann Duke zostawił swoje usta wpół otwarte. Na ten marny widok Orietta zrobiła zniechęcającą pozę.

- Zapytałam, gdzie jest twój dom. Zawsze chciałam sama gotować i sprzątać. Jeśli nie masz nic przeciwko, zatrudnij mnie.

- ... Mówisz poważnie?

- Całkowicie. Oczywiście, tylko jeśli dwór jest dość wygodny.

Następnie Orietta uśmiechnęła się serdecznie.

- Nie obchodzi mnie, czy mnie zatrudnisz czy też ze mnie zrezygnujesz.



- Orietta...

Mimizuku zaparło dech z wrażenia.

- Mimo że byłaś wolna, dlaczego nie poszłaś gdziekolwiek?

Orietta odwróciła się i napotkała małe, skulone plecy Mimizuku.

- Wiesz - powiedziała - nawet jeśli wybrałam, aby zostać w miejscu, czy nie jest to wybór, jaki zrobiłam dobrowolnie?

Mimizuku zakryła twarz dłońmi. Łzy zaczęły płynąć jej z oczu.

Pomyślała o Orietcie.

Pomyślała o Fukurou.

Pomyślała o tym, co powiedziała Orietta, o tym, że pozostanie w miejscu też jest wyborem, jaki można zrobić dobrowolnie.

‘’Fukurou.’’

Zawołała jego imię.

‘’Hey, Fukurou.’’

‘’Powiedziałeś mi, że dokąd mam iść?’’

‘’Wtedy wybrałabym pozostanie obok ciebie.’’

‘’Czy jest w porządku dla mnie, aby być obok ciebie?’’

Nie, to nie w porządku. Nie potrzebowała pozwolenia od nikogo. Czyż nie podjęła tej decyzji tamtego dnia? Pośród szelestu Lasu Nocy.

‘’Nawet jeśli mi nie pozwolisz, będę obok ciebie. Zjedz mnie, Królu Nocy.’’

Wiedziała, co to płacz. Została nauczona. Pamiętała.

- ...Uuuu... uuu...

Z jakiegoś powodu czuła w piersi ucisk.

Miała wrażenie, jakby jej gardło było w ogniu, przez co nie mogła oddychać. Nagle delikatnie poczuła spokojny zapach.

Była delikatnie obejmowana od tyłu przez Oriettę. Delikatnie głaskała jej głowę, a wtedy zrozumiała, że Orietta też płakała.

Mimizuku chciała ją zrzucić. Musiała ją zrzucić. Jednakże Orietta, trzęsąc się, powiedziała:

- ...Dobrze ci poszło...

Ręce Orietty były ciepłe.

- Dobrze ci poszło... żyjąc aż do teraz...

Słowa te zburzyły tamę. Mimizuku płakała i płakała.

- Nie było tak źle…- powiedziała, szlochając niekontrolowanie. Nigdy nie uważała, że było złe.

Nawet jeśli miała życie, jakie miała, nigdy nie uważała, że było trudno. Później zaś każdy dzień, jaki spędziła po przyjściu do Lasu Nocy, był przyjemny.

- Hej... hej, Orietta...

- ... Tak?

- Mogę o coś zapytać?

"Co takiego? - zapytała Orietta, głaskając Mimizuku po plecach.

- Kiedy otrzymałam te wszystkie piękne ubrania, te wszystkie dobre rzeczy do jedzenia i kiedy wszyscy byli mili dla mnie, co powinnam była wtedy powiedzieć?

Orietta uśmiechnęła się na pytanie Mimizuku.

- W takich chwilach powinnaś powiedzieć 'dziękuję'.

- Dzię... kuję...

Zgadza się, było słowo na takie okazje. Mimizuku trzymała dłoń Orietty i powiedziała je.

- Dziękuję, dziękuję, dziękuję, Orietto.

Płakała, gdy to mówiła. Musiała to powiedzieć. Musiała to powiedzieć.

‘’Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję...’’

Jej myśli się przelewały. Jej słowa sie wylewały.

- Mimizuku... ?

"Uuu... ugh...! Dz-dz-dziękuję... t-tobie... Kuro... Fuku... rou... dziękuję... !

Zaraz po tym Mimizuku upadła, i wyła jak gdyby zgubiona we śnie.

- Dziękuję! Dziękuję...!!!

Była szczęśliwa.

Była niewiarygodnie szczęśliwa.

‘’Nawet jeśli nic dla mnie nie zrobiłeś...

Wysłuchałeś mojej opowieści.’’

Z jego zimnymi, pięknymi jak księżyce oczyma spoglądał na Mimizuku.

‘’Istniałam w tych oczach.’’

Był to pierwszy raz kiedy wiedziała, że żyje.

‘’Dziękuję.’’

- T... tęsknię za tooobąąąąą...!

‘’Jest coś, co muszę ci powiedzieć.’’

Orietta, jakby podejmując decyzję , uścisnęła mocniej Mimizuku.


Przypisy[edit]

  1. owoc