Psycho Love Comedy PL: Tom 1

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Ilustracje[edit]

Ilustracje zamieszczone w tomie 1:


Pierwszy dzwonek/ Introduction[edit]

Kinnnnnnnng, konnnnnnnnnng,kannnnnnnng, konnnnnnnnnng.

Z przekrzywionego, pokrytego brudem głośnika rozległo się bicie dzwonu.

Słysząc ten przypominający krzyk umierającej osoby dźwięk, Kyousuke otworzył oczy i podniósł się z ławki.

– ...

Szybko otrząsnął się z uczucia dezorientacji.

Kiedy przypomniał sobie wcześniejsze wydarzenia, momentalnie utracił wszelkie siły.

Kyousuke podrapał się w głowę, rozejrzał i westchnął.

Rety. Czemu musiałem skończyć w tak porąbanym miejscu?

Otaczające go betonowe ściany były popękane i pełne dziur oraz obscenicznych i wulgarnych graffiti.

„Kurwa”, „Zajebany!”, „Giń, giń, giń, zarąbać, zarąbać, zarąbać”, „18782 + 18782 = 37564”[1], „SZKOLNY MORDERCA”, „Popakowałbym w 〇 Kurumiyci”, „← stracisz za to głowę”, „← za późno”, „Pragnę pokoju na świe” (zapisane krwią, niedokończone).

Wszelkiego rodzaju bluźnierstwa pokrywały podłogę, ławki, krzesła, a nawet sufit, dopełniając obrazu katastrofy. W oknach natomiast znajdowały się grube, czarne, żelazne kraty.

Jednak najgorsi w tym wszystkim byli koledzy z klasy.

Dla przykładu chłopak po prawej stronie siedzącego w samym środku klasy Kyousuke.

– Ee? Czego, kurwa, gały wywala? Sprać ci ten twój brudny ryj?!

Jego głowę zdobił czerwony irokez, a złowrogo wyglądającą twarz upiększały kolczyki.

Miał rozwiązany krawat w czarne paski, muskularne ciało widoczne przez dziury w znoszonej koszuli oraz kurtkę i spodnie stanowiące część szkolnego mundurku, które w ogóle do niego nie pasowały.

Oceniając jedynie po wyglądzie, to jego Kyousuke powinien najbardziej się wystrzegać. Chłopak jednak zwrócił już na niego uwagę i złapał go za koszulkę. Nie mógł po prostu tego zignorować.

Nawet przypływy gorącej krwi powinny mieć jakieś limity. Kyousuke nie spodziewał się, że od razu zacznie szukać zaczepki.

Kiedy próbował zrobić najbardziej złośliwą minę, jaką potrafił, jego twarz zalał zimny pot.

– Haha… Kompletne nic? Wyglądasz na tak groźnego, że trudno było mi odwrócić wzrok. Jak to się mówiło… A tak, pan elegancik. Zwłaszcza te włosy. To grzebień koguta? Pasuje ci! Idealnie współgra z zawartością twojej głowy, niewiele różniącą się od kurzego móżdżku. Haha. A teraz pora mnie puścić.

– Coooooooo?! Zajebię cię, skurwyysyyyynu!

Kyousuke ze wszystkich sił starał się powiedzieć coś pozytywnego, ale jego wysiłki spełzły na niczym.

Irokez, patrząc na niego ze złością, wydał z siebie głośny ryk, uniósł go swoją umięśnioną, pokrytą żyłami ręką w powietrze i przybliżył do swojej twarzy. Jednak Kyousuke w ogóle się tego nie przestraszył.

– Rety, mój błąd. Przeproszę, więc się już uspokój, dobra? Po tym, jak z jakiegoś powodu wrzucili mnie tutaj, raczej nie mam najlepszego nastroju…

Kyousuke przestał się uśmiechać i z całej siły przywalił głową w Irokeza.

– Mówiąc prościej… Zajebię cię, jeśli zaczniemy, cholerny Irokezie!

Osoby w klasie, do tej pory spokojnie wszystko obserwujące, momentalnie się ożywiły.

Wszyscy mieli na sobie mundurki i z wyglądu wydawali się być w tym samym wieku, jednak na tym podobieństwa się kończyły. Ich wygląd, temperament i reakcje diametralnie się od siebie różniły.

– Zajebisty pomysł! Zaczynało mi się już nudzić! Walczcie! Tylko żeby było krwawo i widowiskowo, jasne?!

– Minęło dopiero kilka dni, a już tyle gorącej krwi się przelało… Fufu. Tylko mnie w to przypadkiem nie wciągnijcie, dobra?

– H-Hehehehehe… Użyć ławki do wyrwania paznokci, jeden po drugim. A potem połamać wszystkie palce, jeden po drugim…

Wichrzyciele, żartownisie i kompletnie niezrozumiałe osobniki.

– N-N-N-N-Niedobrze! N-N-N-Nikt ich nie powstrzyma?!

Przerażona, nieśmiała dziewczyna rozglądała się na wszystkie strony.

Inna z kolei całkowicie ignorowała atmosferę panującą w klasie. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami i malując paznokcie, ziewnęła, a potem powiedziała:

– Nudy.

Nie było w tym wszystkim żadnego porządku.

Jednak Kyousuke od momentu rozpoczęcia szkoły i zebrania ich w tej klasie wiedział, że nikt tam nie będzie normalny.

Więc on też jest świrem? Odpowiedź brzmi: „Nie”.

Przeszło mu to przez myśl, kiedy starał się pohamować swój gniew i z niezadowoleniem patrzył na twarze kolegów z klasy.

Kyousuke nienawidził i w myślach przeklinał ich wszystkich, nie chcąc mieć z nimi nic wspólnego.

– No chodź, zaraz zrobię ci operację plastyczną tej twojej podłej gęby. Pięścią oczywiście.

– E?! Co żeś powiedział? Nie wytrzymam dłużej, zara cię zajebię!

Irokez złapał lewą ręką za kołnierzyk Kyousuke, a prawą zrobił zamach.

Złożył pięść tak mocno, że aż strzeliły w niej kości, a potem energicznie…

Zgrzyt, zgrzyt, zgrzyt… Trach!

W tym momencie otworzyły się drzwi i do klasy weszła dziewczyna.

Miała na sobie żeński garnitur, a w ręce trzymała jakieś dokumenty, więc pewnie była ich nauczycielką.

Można powiedzieć, że wyglądała młodo, i to nawet bardzo.

– Ej, co wy tam robicie? Tak bardzo prosicie się o zdyscyplinowanie?

Wzrok dziewczyny, której włosy wyglądały, jakby zostały ścięte na jednej wysokości przez jakieś ostre narzędzie, skupił się na zastygłych w miejscu Kyousuke i Irokezie.

Miała mniej więcej 1,40 metra wzrostu. Gdyby zastąpić jej garnitur dziecięcymi ubraniami, a dokumenty plecakiem, mogłaby zostać wzięta za uczennicę z podstawówki.

– ...

W sali zapadła martwa cisza… Prawie.

Irokez puścił Kyousuke, wskazał dziewczynę i krzyknął, pękając ze śmiechu:

– Bez jaj. Zdyscyplinować? Mała dziewczynka grozi mi palcem? Normalnie zajebiście! Hahahaha!

Słysząc to, nauczycielka uniosła brew i powiedziała:

– No dobra. – Następnie odłożyła swoje dokumenty, pochyliła się za pulpit i odgarnęła dłonią grzywkę, uznając całą sytuację za męczącą.

– Hoo. No nic, to pierwszy dzień, dlatego przymknę oko. Więc lepiej się uspokój, zanim puszczą mi nerwy. Jasne? Inaczej z miejsca nauczę cię dyscypliny. Nie przyjmuję żadnych sprzeciwów.

– Tere-fere. To serio, kurwa, zajebiście śmieszne. No to może spróbujesz?! Ale najpierw…

Nikt nie zdążył nawet krzyknąć z zaskoczenia. Oblizując swoje wargi, Irokez złapał krzesło obiema rękami, uniósł nad głowę, wszedł na ławkę i skoczył na dziewczynę. Nie było w tym cienia zawahania, rozwagi, pohamowania czy choćby litości.

– Lepiej zmów paciorek przed śmiercią, smarkulo! Ahahaha!

Stal nierdzewna podniszczonego krzesła uderzyła prosto w głowę dziewczyny i zmiażdżyła jej małą czaszkę. A przynajmniej to spodziewał się zobaczyć Kyousuke. Zamiast tego jednak…

– Hm. Debil. Zaraz ty to zrobisz, Irokezie! Sam się prosiłeś o bilet na tamtą stronę.

W kierunku jego przebitego kolczykiem nosa powędrowała wyciągnięta nie wiadomo skąd stalowa rura.

Pojawił się głuchy dźwięk uderzenia oraz ciche „Łotde?!”. Trzymane przez Irokeza krzesło upadło na ziemię, a krew łobuza ochlapała policzki dziewczyny.

– Rany boskie, kompletny brak wychowania. Cóż, nieważne. Od dziś będę was uczyć… Czego konkretnie? Strachu i lojalności. Możecie tego, co prawda, nie przeżyć, ale chyba nie macie nic przeciwko? Wasza odpowiedź? No, odpoooooooooowiedź?!

Podeszła do tarzającego się po podłodze Irokeza z rozkwaszonym nosem, a potem znowu wzięła zamach rurą. Uderzyła go raz, potem drugi... Kto wie, ile razy w końcu dostał.

– …Ee?

Kiedy Kyousuke doszedł w końcu do siebie, siedział na podłodze, a uczniowie krzyczeli:

– Coooooo?! – Powietrze w klasie jakby zamarzło.

– Co, kurwa? Co się stało z tym typem? Czemu nauczycielka zrobiła…

Przed Kyousuke znajdowały się krzesła i ławki, przez co nie widział, co się dzieje, ale za każdym razem, kiedy dziewczyna uderzała Irokeza swoją rurą, słyszał krzyki: „Przestań!”, „Tylko nie tam!”, „Oko! Moje pieprzone oko!” oraz odgłos rozbryzgującej się krwi.

Bach, bach, bach, chlap!

– Muu? Albo dostał orgazmu, albo zdechł. Nieważne.

Oparła pokrytą krwią i tłuszczem stalową rurę na ramieniu i wróciła do pulpitu.

– Ej, ty. Jak długo będziesz siedzieć na podłodze? Ciebie też mam nauczyć dyscypliny?

Słysząc to, zagubiony do tej pory Kyousuke nieco otrzeźwiał i spojrzał w górę.

Zobaczył tam wpatrzone w niego okrągłe, ładne, jasno lśniące oczy.

– ...?!

Jeśli zaraz nie wstanie, na pewno zostanie zabity.

Podniósł się, używając krzesła jako podparcia. Usiadł na swoim miejscu i się skulił.

Uratowany – kiedy tylko to pomyślał, wydając z siebie westchnienie ulgi…

– Ej, odpowiedź! Twoja odpowieeeeedź?!

– T-Taaaaaak?!

– Co? Czyli prosisz się o trochę dyscypliny, e?

– Hę?

Dziewczyna zlizała z twarzy krew, która wcześniej na nią trysnęła, i uśmiechnęła się sadystycznie.

Kyousuke nie potrafił zrozumieć jej zachowania, więc tylko pokręcił szybko głową.

– N-Nie! Z całego serca pragnę się pani podporządkować! To było jedynie nieporozumienie!

W jego głowie pojawił się nagle obraz ciała leżącego w kałuży krwi.

Widząc jego desperacką próbę wytłumaczenia się, dziewczyna zadrwiła:

– Nieważne. Teraz otwórz szeroko oczy. To, co w tej chwili czujesz w stosunku do mnie, nazywa się strachem. Wykuj go sobie głębokooo w sercu. Reszta zrozumiała? Każdy, kto podniesie na mnie rękę, zostanie zamieniony w taką krwawą miazgę. Jeśli cenicie swoje bezwartościowe życia, śmiecie jedne, macie mi się nie sprzeciwiać, słuchać się, schlebiać i oddawać mi pokłony! – zagroziła swoim dziecięcym głosem, robiąc jednocześnie zamach stalową rurą, z której odpadły zakrwawione kawałki ciała, przez co Kyousuke przypomniał sobie scenę, jakiej przed chwilą był świadkiem.

Wszyscy w sali się skulili, jedynie dziewczyna siedząca po lewej stronie Kyousuke, nakładając pincetą kryształy na pomalowane paznokcie, odpowiedziała:

– Taaak.

Poza tym panowała martwa cisza.

Przemoc przekraczająca wszelkie pojęcie zarżnęła samą atmosferę panującą w klasie.

– No więc. Trochę na to późno, ale pora się przedstawić. Nazywam się Hijiri Kurumiya i od dziś jestem wychowawczynią klasy 1 A. Moimi ulubionymi słowami są „uległość” oraz „dominacja”. Nienawidzę za to takich jak „smarkula” czy „kurdupel”. Może i nie wyglądam, ale mam dwadzieścia lat i jestem w kwiecie wieku. Miło mi was poznać.[2]

Te ostatnie słowa wydawały się tak nierealne, że nikt nic nie odpowiedział.

Kto wie, co mogłoby się stać, gdyby ktoś się jej sprzeciwił.

– Hmm? – Upewniając się, że właściwie zareagowali, Kurumiya powoli zmrużyła oczy. – Jeśli jeszcze jakiś mądrala wyskoczy z czymś takim, wpoję mu trochę dyscypliny do głowy. To było dobre. Kukuku… Chociaż według mnie daleko wam od doskonałości, na razie wam odpuszczę.

Potem zamilkła na moment i powoli zatoczyła wzrokiem koło po klasie, przyglądając się dokładnie wszystkim uczniom. Po jakichś 10 sekundach gapienia się na wystraszonego Kyousuke na jej twarzy zawitał szeroki uśmiech.

Jednak jej oczy nie odzwierciedlały tego uśmiechu.

Kurumiya powiedziała podniosłym głosem brzmiącym jak modlitwa albo jakaś pieśń żałobna:

– Drodzy mordercy, witamy w naszej szkole, Zakładzie Poprawczym Czyściec.



  1. 18782 + 18782 = 37564 czyta się jako iyanayatsu (znienawidzony) plus iyanayatsu = minagoroshi (zabić wszystkich)
  2. Miło mi was poznać to po japońsku yoroshiku. Tutaj jest zapisane znakami 夜露死苦 oznaczającymi noc, porzucony, śmierć i cierpienie.


Lekcja 1 – Żegnaj normalne życie, witaj koszmarze / "Sludge Over Ground"[edit]

Pytanie: Czym jest Ośrodek Poprawczy Czyściec?

Odpowiedź: Jest tu ośrodek zajmujący się reedukacją młodocianych kryminalistów - osób nieletnich poniżej dwudziestego roku życia skazanych za morderstwo. Jego celem jest przywrócenie ich do społeczeństwa, a żeby naprostować ich pokręcone osobowości, doprowadzić do okazania skruchy oraz sprowadzić ich na dobrą drogę, wszyscy nauczyciele mają silne osobowości i ciała. Niech ja posłużę za przykład. Kukuku…

PsyCome V1 015.jpg

Kyousuke Kamiya był zwyczajnym nastolatkiem. A przynajmniej w to wierzył.

Nie wyróżniał się wyglądem, ocenami ani osiągnięciami w sporcie, a jego hobby stanowiło słuchanie muzyki i granie w gry komputerowe.

Za pół roku miał skończyć lokalne gimnazjum. Bez względu na to, czy przyjęliby go do wybranego przez siebie liceum, i tak skończyłby w pobliskiej szkole publicznej. Kyousuke był zwykłym piętnastolatkiem, który…

– ...

Znajdował się obecnie w opuszczonym, na wpół zawalonym magazynie.

Na sobie czarny dres. Rozczochrane włosy. Ręce w bluzie. Z napięciem oceniał swoją sytuację.

Jeden, dwóch, trzech, czterech… Kyousuke otaczało w sumie dwunastu chuliganów ubranych w zwykłe ciuchy i wyposażonych w metalowe pręty, łańcuchy, rury oraz kije.

Jeden z nich mający spiczastą fryzurę i kolorową, pamiątkową japońską kurtkę wlepiał w niego swój wzrok.

– Więc to ty jesteś ten legendarny Kyousuke „Slayer… i Megadeth” Kamiya?

– Nie ten adres. Jestem zwykły Kyousuke Kamiya.

– Po chuju zwykły. Że też masz czelność tak się nazywać! Przestań pierdolić!

Kiedy gość ze stojącą grzywką tak krzyczał, jego banda zaczęła podchodzić bliżej.

Jednak kiedy Kyousuke rzucił "Och?", strzelając ostrym spojrzeniem, chuligani, kuląc się, krzyknęli: – Eee?! – albo – Nie zabijaj mnie! – Niektórzy z nich nawet się rozpłakali, a inni zaczęli błagać o życie na kolanach. To byli niewyobrażalni wręcz tchórze.

Chwilę później typ ze stojącą grzywką krzyknął: – E-E-Ej! Cz-Cz-Cz-Cz-Czego się pietracie?! P-Przecież jest sam… M-M-Może to i „Sonic Syndicate” Kamiya, ale przecież mamy z nim jakieś szanse…

– To nazwa gangu motocyklowego, który zmiotłem jakiś czas temu. Nawet mnie, cwele jedne, nie porównujcie do tamtych lamusów.

Kyousuke klepnął lekko w ramię chuligana ze stojącą grzywką. Nagle ten zaczął krzyczeć: – Aaaaaaaaaa! Ręka?! Moja ręęękaaaaaa! – i padł na ziemię.

Widząc to, Kyousuke zmęczonym głosem powiedział:

– Oho, no i jest.

To był prawdopodobnie jeden z typów przesadzonych reakcji, w jakich specjalizowali się chuligani. Złapał się za ramię i krzyczał: – O nie! Złamał mi rękę! Nie! – Naprawdę prosta sztuczka.

Kyousuke ledwie go klepnął, więc nic nie mogło mu się stać.

…Jednak.

– Mobuuuuuuuuuuu?! Cholera… Niemożliwe! Zdjął Mobu jednym jebnięciem?!

– S-Straciłem czucie w ręce… Co za siła. Ten biczyson jest w ogóle człowiekiem?!

– Rzućmy się na niego jednocześnie! Ten pojeb jest wrogiem Mobu! Zarżnijmy go i wyjebmy ciało w jakimś lesie!

Kyousuke nie był pewien, czy na pewno ci chuligani przejrzeli żałosne aktorstwo gościa ze stojącą grzywką, bo po tym, jak Mobu padł na ziemię, ich gniew przerodził w rządzę krwi. Co za naiwni kretyni.

– …Rety. Nie chciałem uciekać się do przemocy…

Sytuacja minęła już punkt, w którym spór można było rozwiązać słowami.

– Eee… Au… Auuu, mamusiu…

Mimo tego, że towarzysze się nim zajęli, gość ze stojącą grzywką nie przestawał płakać. Patrząc na jego załzawione, przymknięte oczy, Kyousuke podjął decyzję, co zrobić. Powoli zaczął rozgrzewać najpierw ręce, a potem także nogi.

– Teraz już nie ma innego wyjścia… Skoro tak chcecie się bić, pokażcie, na co was stać, dobra?

Biodro, ramię, szyja… Przekręcił nimi w tej kolejności i obrócił się, aby spojrzeć na otaczających go chuliganów.

Siedmiu z nich było uzbrojonych, pozostałych czterech polegało na sile własnych pięści, a on był sam i bez broni.

Z której strony by nie patrzeć, mieli przewagę, jednak to nie stanowiło problemu…

W końcu to oni trzęśli się ze strachu, nie Kyousuke.

Spokojnie skończył rozgrzewkę i uśmiechnął się zaczepnie.

– Co jest? No, dajecie. Sprawię, że tego pożałujecie i odrodzicie się jako zupełnie nowi ludzie.


× × ×


– Rety, znowu wdałeś się w bójkę! Jak do tego doszło, skoro miałeś tylko wyjść do sklepu? Mam zakazać ci w ogóle wychodzić z domu?!

– Ayaka, przepraszam…

Kyousuke dostał ochrzan zaraz po przekroczeniu progu. Aż zwiesił głowę.

Na jego twarzy nie pozostał nawet ślad tamtej przerażającej miny. Dało się zauważyć jedynie zadrapania i siniaki, a jego czarny dres był cały biały od pyłu i brudu, więc nic dziwnego, że mu się dostało.

– Ale to oni zaczęli… Zablokowali wejście do spożywczaka, a kiedy grzecznie ich upomniałem, rzucili „nauczyłbyś się szacunku” i…

– Dosyć wymówek!

Kyousuke dostał chochlą po głowie.

Dziewczyna, trzymając jedną rękę na biodrze i wydymając policzki, patrzyła na niego karcąco.

Jej włosy były związane w kucyki, na których znajdowały się purpurowe wstążeczki. Miała na sobie fartuszek w tym samym kolorze.

Ayaka Kamiya. Trzynastoletnia siostra Kyousuke będąca jego dumą i radością.

– Rety, braciszku… Możesz przestać dawać mi powody do zmartwień? Do sklepu jest co najwyżej pięć minut drogi. Aż trudno uwierzyć, że wracasz po godzinie. Potem w dodatku wciskasz jakieś wymówki o wypadku, a tak naprawdę znowu wdałeś się w bójkę…

Kyousuke przestraszył się jej intensywnego spojrzenia.

– T-To moja wina… Myliłem się! Następnym razem będę uważać…

– Kiedy ja to już słyszałam? Chyba wtedy, jak wpadłeś na zjazd jakiejś grupy motocyklistów. Ile jeszcze przysporzysz mi zmartwień? Nieważne, jak jesteś silny, jeśli tak dalej pójdzie… W końcu wpakujesz się w kłopoty, z których już się nie wywiniesz. Rozumiesz?!

– Tak… Naprawdę przepraszam. Następnym razem będę uważać. Serio…

Po wysłuchaniu wykładu młodszej siostry Kyousuke poczuł się jeszcze bardziej zdemoralizowany.

Była za ostra, a on nie wiedział, jak się jej sprzeciwić.

Ayaka, widząc, jak się załamał, westchnęła i powiedziała spokojnym, pełnym ulgi głosem: – Cóż, trudno. Przynajmniej wróciłeś bezpiecznie do domu, chociaż cały ubabrany. To wszystko.

Kiedy Kyousuke podniósł głowę, zobaczył delikatny uśmiech na jej twarzy.

Z jakiegoś powodu się zawstydził i odwrócił wzrok.

– Hmmm… Wystarczyłoby polizać, a twoje rany zaraz by się zagoiły.

– Serio?

Liże.

PsyCome V1 021.jpg

– Ła?! C-Co, u licha? C-Czemu nagle polizałaś mi twa…

– Przecież powiedziałam, że to ci pomoże. I „ła”? Co to niby miała być za reakcja?

– …Zamknij się.

Urażony zakrył rękami miejsce, w które został polizany.

Nawet jego mordercze spojrzenie, przez które chuligani prawie posikali się ze strachu, nie działało na jego siostrę.

Ayaka zaczepnie mrugnęła i pokazała mu język.

– Braciszku, nieważne, jak niewielkie są te rany, trzeba je zdezynfekować, wiesz? A twoje ubrania trzeba umyć… W takim razie… Najpierw kąpiel? Kolacja? Czy może masz ochotę…

– Nie mów! Zabraniam ci dokończenia tego „na mnie?” albo czymś podobnym. Jasne?!

– Co? O czym ty mówisz? Chciałam powiedzieć „zjeść jakiegoś loda”. Aż tak bardzo mnie pragniesz, braciszku? Kukuku.

Ayaka nieświadomie przechyliła głowę do tyłu i się zaśmiała.

– Ej. Droczysz się ze mną, tak? Nawet ja to wyraźnie widzę.

Kyousuke się skrzywił.

Mimo to nie był przez to zły na siostrę i po chwili odpuścił.

Napięcie, które pojawiło się tuż po tym, jak wrócił do domu, zniknęło bez śladu.

Czuł to samo po każdym powrocie po bójce.

Ayaka jest naprawdę wspaniała… Gdybym był taki jak ona, nie wdawałabym się w tyle niepotrzebnych walk. Ją też przecież martwią… – pomyślał, zaciskając mocno pięści.

Były jego (ostrzoną bez przerwy, nawet we śnie) bronią, służącą do obrony rodziny przez „złem” tego świata.

Użył ich, aby pobić nieznośne dzieciaki, które dokuczały Ayace, potem nasłanych przez nich chuliganów, następnie wynajętych przez chuliganów drabów i bandytów mających pomścić drabów…

I zanim się obejrzał, dorobił się wyolbrzymionych przezwisk jak Slayer czy Megadeth, które przyciągały ludzi rządnych walki.

Właśnie przez nie ludzie się go bali, zwłaszcza dziewczyny. Kiedy tylko do jakiejś podchodził, chcąc zagadać, od razu zaczynała krzyczeć ze strachu. Za każdym razem, gdy wyznawał którejś miłość, padała z płaczem na kolana, błagając o litość. To wszystko wywołało w nim coś w rodzaju traumy.

Ayaka zawiązała ponownie swój fartuszek, podniosła chochlę i zakomunikowała energicznie: – Braciszku, muszę wracać do kuchni. Delegacja rodziców jeszcze trochę potrwa… więc muszę być bardziej kompetentna! Pamiętasz, że musisz najpierw zdezynfekować swoje rany? Niedługo będzie kolacja.

– D-Dobra… Wybacz, że musisz się bez przerwy o mnie troszczyć.

Kyousuke czuł pokorę w stosunku do młodszej siostry, która była niewiarygodnie kompetentna jak na swój wiek.

Ich rodziców ciągle zajmowała praca, więc dziewczynka oprócz chodzenia do szkoły musiała zajmować się całym domem.

W niczym nie przypominała starszego brata, który ciągle wdawał się w bójki.

Ayaka jednak…

– Ahahaha, bez wątpienia jesteś źródłem zmartwień. Beze mnie nic byś nie zrobił… Ale wiesz, też tak mam. Gdybyś mnie nie bronił, nie byłabym w stanie się uśmiechać! Musisz cały czas być przy mnie i pozwalać mi się sobą opiekować, dobrze?

Na jej twarzy pojawił się rumieniec i niewinny uśmiech.

Widząc, jak bardzo jego siostra potrzebuje swojego niekompetentnego brata, Kyousuke powiedział: – Przecież to oczywiste. Zawsze będę przy tobie, więc lepiej dobrze o mnie dbaj.

Nie mógł się doczekać czekających go dni normalności. Miał nadzieję, że będą trwać wiecznie.


× × ×


A teraz przejdziemy do kolejnej informacji. Dzisiaj o godzinie 18 w magazynie położonym we wschodniej części miasta Ootsuki znaleziono ciała osób w okolicach dwudziestego roku życia, które najprawdopodobniej zostały zamordowane.

W czystej i schludnie udekorowanej jednolicie na biało oraz jasnobrązowo jadalni…

Kyousuke siedział przy stole i jadł gołąbki przygotowane przez Ayakę.

– Se fo tafiego?!

Aż się zakrztusił.

Pochylił się do przodu i zaczął kasłać. Ayaka siedząca po drugiej stronie stołu wstała szybko, będąc w pogotowiu.

– Braciszku, nic ci nie jest?! Czyżby coś było nie tak z moim jedzeniem…?

– Nie… Tele… wizja… wiadomości…

– Hę? Wiadomości w telewizji? Co z nimi?

Widząc, jak Ayaka nagle odsuwa krzesło i wstaje, Kyousuke wskazał ekran telewizora.

Pokazywali stary, zrujnowany magazyn, w którym przed paroma godzinami Kyousuke walczył z bandą chuliganów. Pomyśleć… że doszło tam do morderstwa. Poza tym...

Liczba ofiar wynosi dwanaście osób. Na ich ciałach odkryto liczne obrażenia zadane tępym narzędziem. Wewnątrz znaleziono także wiele metalowych kijów oraz rur, które mogą być narzędziami zbrodni. Policja podejrzewa, iż ta grupa mogła wdać się w jakiś konflikt, i stwierdziła, że już bada sprawę po tym kątem.

– N-Niemożliwe. Przecież… A nie jest to niedaleko stąd? To chyba dwadzieścia minut pieszo… – powiedziała zdziwionym głosem Ayaka, w szoku patrząc się w ekran.

Kyousuke odebrało mowę. Cała moc przerobowa była skupiona na poukładanie sobie tej sytuacji w głowie.

W miejscu, w którym znajdował się przed paroma godzinami, znaleziono zwłoki osób pobitych wcześniej przez niego. Jak mogło do tego dojść? Teraz wyglądało, jakby to on…

– Zwabił ich tam, zamknął, a następnie bezlitośnie zaszlachtował, tak?

– Braciszku, co się stało? Czemu tak nagle zbladłeś? Naprawdę trudno sobie wyobrazić... Braciszku, czyżby…

– Nie wiem! Nic nie wiem!

Krzyknął tak głośno, że aż sam się tego wystraszył.

Ayaką także to wstrząsnęło.

Jednak szybko wstała i objęła zagubionego Kyousuke.

– Uspokój się! O nic cię nie podejrzewam. Po prostu martwi mnie, że mogłeś się w to jakoś wmieszać, dlatego…

– ...

– Proszę, opowiedz mi wszystko. Byłeś dzisiaj w tym magazynie? Co tam się stało? Możesz mi powiedzieć? Nie spiesz się.

Mówiąc, Ayaka objęła delikatnie jego plecy.

Dzięki niej serce Kyousuke w końcu się uspokoiło.

W wiadomościach przeszli już do kolejnego tematu.

– Dobrze… Przepraszam. Już mu lepiej. Ayaka… przepraszam.

– Nie przepraszaj, nie mam nic przeciwko. Chcę jedynie wiedzieć…

– Co się dziś wydarzyło, tak? No dobrze. Wtedy…

Kyousuke opowiedział jej wszystko.

Został tam zabrany, bo dwunastu chuliganów chciało go pobić, ale wyszedł zwycięsko z tego starcia. Nie miał żadnej broni, walczył gołymi pięściami. Oczywiście nikogo nie zabił. Po walce od razu stamtąd odszedł, zostawiając ich jedynie poobijanych.

Słysząc jego wyjaśnienia, Ayaka zrobiła dziwną minę.

– Czyli po tym, jak ty wyszedłeś, ktoś wszedł do tego magazynu i ich zabił. Zgadza się? Powinieneś pójść na policję złożyć wyjaśnienia…

– Chyba masz rację. Powinienem to opowiedzieć przynajmniej oficerowi Zenikacie.

Kyousuke wyjął z kieszeni telefon komórkowy i wybrał numer do znajomego policjanta.

Ciągle pakował się w kłopoty. Co prawda, wbrew własnej woli, ale i tak dostał nadzór doświadczonego stróża prawa, który był jedną z nielicznych osób potrafiących go zrozumieć.

Kyousuke wziął głęboki oddech i kiedy już miał wcisnąć przycisk połączenia…

Dinnnnnnnng, donnnnnnnng.

Dinnnnnnnng, donnnnnnnng.

– E? Kogo niesie o tej godzinie? Czyżby rodzice przysłali coś kurierem?

Być może dzwonek się zepsuł, bo z jego dźwiękiem coś było nie tak.

Kyousuke przeszły ciarki. Odebrał to jako trudny do opisania, naprawdę zły omen.

– Ayaka, czekaj!

Zatrzymał siostrę idącą do drzwi.

– Ja pójdę. Zostań tutaj. Dobrze?

– Braciszku? No dobra… Rozumiem.

Ayaka być może wyczuła jego niepewność i cała się spięła. Jej brat zostawił ją tam i ruszył do drzwi. Z każdym krokiem jego obawy nabierały na sile.

O tej porze mogła ich odwiedzić jedynie…

– Naprawdę przepraszamy za najście o tej porze. Kyousuke Kamiya?

Przy wejściu stał policjant w czarnej, skórzanej kurtce, prawdopodobnie detektyw, oraz jego podwładny.

Zamknął swój notes, a następnie wlepił w Kyousuke ostre spojrzenie.

Jego postawa emanowała władczą aurą, przy której policjanci, jakich znał Kyousuke, wymiękali.

Wydział śledczy… Detektyw odpowiedzialny za sprawę morderstwa. Jego oczy przypominały drapieżnika, który ściga swoją ofiarę.

Kyousuke starał się znieść ciężar jego spojrzenia, jednak momentalnie ogarnęły go czarne myśli.

Przełknął ślinę i z trudem odpowiedział.

– T-Tak. Nazywam się Kyousuke Kamiya.

– Mogę zabrać ci chwilę?

– Tak, oczywiście. Żaden problem. I tak miałem do was zadzwonić w sprawie wydarzenia w pobliskim magazynie…

– Hmm. To nie będzie konieczne. Do konkretów przejdziemy na posterunku – mówiąc to, wyciągnął kajdanki i zakuł nimi ręce Kyousuke.

Brzdęk. Rozbrzmiał metaliczny dźwięk.

– …Co? – Kyousuke nie mógł zrozumieć, co się dzieje.

Spojrzenie policjanta sugerowało, że patrzył na coś odrażającego.

– Panie władzo, to jakiś żart?

– Kyousuke Kamiya – powiedział.

Jakby chciał odebrać całą ciężką pracę, spokój i szczęście, jakie Kyousuke uzbierał do tej pory, zadeklarował zimnymi jak lód słowami:

– Jako główny podejrzany o zamordowanie dwunastu osób w opuszczonym magazynie położonym we wschodniej części miasta Ootsuki zostajesz zatrzymany. Nakaz aresztowania nie będzie potrzebny.


× × ×


– No to zaczynamy. To jest klasa 1 A Zakładu Poprawczego Czyściec. Wszyscy tu zgromadzeni zabili przynajmniej jedną osobę. Rozejrzyjcie się teraz. Wasi koledzy zamordowali żywą istotę taką jak wy. Niektórzy na takich wyglądają, inni nie, jednak wszyscy to zrobiliście. Kukuku… Mam nadzieję, że przez najbliższe trzy lata dobrze będzie się nam współpracować.

Kurumiya wyrecytowała te słowa, spoglądając na uczniów zza pulpitu.

Jak zawsze roztaczała wokół siebie aurę dominacji. Słuchając jej wygłoszonego słodkim głosem wykładu, Kyousuke z całej siły zacisnął pod biurkiem pięść, starając się powstrzymać od krzyku.

Dobrze współpracować? Mam się zadawać z tymi świrami? Weź nie pierdol!

Kiedy inni uczniowie rozglądali się po klasie, on trzęsąc się, spoglądał w dół.

Przerażała go myśl, że znajduje się w pokoju z piętnastoma osobami skazanymi za morderstwo… Mała poprawka, czternastoma. Medycy ubrani w białe płaszcze wynieśli na noszach zalanego krwią Irokeza.

On też pewnie siedział za zabójstwo. Kyousuke przeraziła myśl, iż walczył z kimś takim, w dodatku bez broni. Gdyby Kurumiya się nie pokazała, to jego by wyniesiono na tych noszach. Taki tok myślenia nie był w tamtym miejscu - w szkole gromadzącej nieletnich przestępców - niczym niezwykłym.

W dodatku niespodziewanie trafił do klasy, gdzie wszyscy zostali skazani za morderstwo.

Cholera… Szlag by trafił tę szkołę. Z takimi jak oni nie należy zadzierać.

Nie mógł zostać w tej placówce pełnej szaleńców.

Nieważne, że został aresztowany jako podejrzany o popełnienie morderstwa, uznany za winnego czy osadzony w tamtym miejscu… Coś musiało gdzieś źle pójść, w końcu on przecież tego nie zrobił.

Jednak nic nie mógł na to poradzić.

A skoro tam trafił, w oczach Kurumii i innych uczniów był prawdziwym mordercą. Innymi słowy, takim jak oni…

Czuję się jak owca rzucona wilkom…

Jego zdaniem sytuacja jedynie by się pogorszyła, jeśli wyszłoby na jaw, że jest normalny.

Być może stałby się obiektem zaczepek, znęcania się albo, w najgorszym przypadku, zostałby zabity.

Jeśli nie chcę, żeby to wyszło na jaw, mam udawać takiego jak oni?

Myśląc tak, desperacko starał się uspokoić swoje ciało, w końcu od tego zależało jego życie. W tym momencie…

– No to może przejdziemy do przedstawienia się? Imię, wiek, ilość zabitych, narzędzie zbrodni, motyw i takie tam… Cóż, tylko tego nie przeciągajcie. Macie na to po trzy minuty. Będziemy szli według waszych numerów. Poza tym, jeśli ktoś skłamie, będę go okładać, aż nie zacznie wymiotować krwią.

Kurumiya klepnęła delikatnie swoją głowę stalową rurą. Roztaczała wokół siebie podniosłą, przerażającą aurę. Opuściła pulpit i nieco się oddaliła, jednak jedynie na tyle, aby pozostał w zasięgu jej zabójczej broni.

Łatwo było sobie wyobrazić, jaką presję odczuwać będą przedstawiające się osoby.

Jednak nie to, a wyjaśnienie dotyczące metody zabójstwa oraz motywu stanowiło dla Kyousuke największy problem.

W końcu tak naprawdę nikogo nie zabił. Musiał wymyślić wszystkie szczegóły, a w przeciwieństwie do niego wszystkie inne osoby w klasie były doświadczonymi mordercami.

Kiedy zaniepokojony Kyousuke zastanawiał się, czy da radę ich wszystkich nabrać…

– …Ech. Co za utrapienie – wymamrotała, ziewając, dziewczyna siedząca po prawej stronie Kyousuke i wstała.

Widać miała pierwszy numer. Położyła swoje narzędzia do pielęgnacji paznokci na ławce i podeszła ospałym krokiem do pulpitu. Przyglądając się jej ponownie, Kyousuke uznał, że jest niewiarygodnie ładna.

Miała bladą cerę, prosty nos i trochę zakręcone, czerwone jak rdza włosy związane w kucyk. Jej oczy były na wpół przymknięte, ale i tak można było dostrzec, że także mają barwę czerwieni. Nad nimi wyróżniały się naprawdę długie rzęsy, które rzucały cień na pokryte delikatnym makijażem policzki.

Była wysoka i szczupła, przez co wyglądała jak modelka. Spod jej krótkiej spódniczki widać było nogi piękne niczym kość słoniowa oraz długie skarpety w czarno-białe pasy, dopełniając otaczającą ją aurę pożądania.

– ....

Kyousuke, zdenerwowany już z nieco innego powodu niż wcześniej, przełknął ślinę.

Mam szczęście, że siedzi obok mnie. Może nawet uda mi się zamienić z nią parę słów – przez głowę przeszły mu nieczyste myśli. Kiedy jednak zaczęła się przedstawiać, szybko się z nich otrząsnął.

– Eiri 'Akabane, piętnaście lat. Liczba zabitych… Sześć – powiedziała lekceważąco.

– …?!

W klasie natychmiast zawrzało. Widać nawet na Kurumii zrobiło to wrażenie, bo rzuciła – Ho?

Chyba wszystkich zaskoczyła liczba zabitych. Nikt się nie spodziewał, że taka delikatna i ładna dziewczyna mogła być mordercą, który pozbawił życia sześć osób.

– Heh… Żal.

A mimo to stała tam wyluzowana, zupełnie nie przejmując się atmosferą w klasie.

Wciąż wpatrując się w paznokcie i z wyraźną irytacją, mówiła dalej:

– Poderżnęłam im gardła ostrymi narzędziami, strasznie typowe. Nie miałam żadnego motywu. Zrobiłam to, ale nie pamiętam dlaczego. Zresztą nawet nie ma po co tego pamiętać… Już? Taka właśnie jestem. Miło mi was poznać.

Eiri zakończyła ziewnięciem, a potem opuściła pulpit.

Kyousuke zanotował sobie w myślach: Pod żadnym pozorem nie zbliżać się do tej dziewczyny.

Co, do cholery? Ta laska to same kłopoty. Dałem się zwieść jej wyglądowi.

Kiedy spojrzał kątem oka na Eiri, która zajęła już swoje miejsce i wróciła do pielęgnowania paznokci, Kyousuke zalał się potem.

Poklepał się po twarzy, żeby się uspokoić, jednak po chwili ponownie ogarnęło go zaniepokojenie.

Wszyscy w tej klasie zostali skazani za morderstwo. Nie jest ważne, jak niewinnie wyglądają…

– Ej. Następny. Co ty wyprawiasz? Zdecydujesz się w końcu podejść do pulpitu, czy może potrzebujesz trochę dyscypliny?! – Klasą wstrząsnął przepełniony gniewem głos Kurumii.

Po lewej stronie i trochę z tyłu Kyousuke dało się usłyszeć, że ktoś szybko wstaje z ławki.

– Aaa?! P-P-P-Pse…! Ułała.

Następnie minął go odgłos stukania butów o podłogę.

– N-Naprawdę mi przykro… Ż-Ż-Że się zamyśliłam! Uuuuu.

Była to drobna dziewczyna o brązowych jak orzechy włosach. Przez jej jąkanie się i ogólny wygląd przypominała jakieś małe zwierzątko. W dodatku zdawała się bardzo strachliwa, bo gniewne spojrzenie Kurumii niemalże nią wstrząsnęło.

Zanim dotarła do pulpitu, parę razy prawie się potknęła.

W jej oczach pojawiły się łzy, co dowodziło, że jest przestraszona.

– Eee…. U… Och… Naprawdę przepraszam, że przyszłam na świat!

Ciągle przepraszając. Łup! – uderzyła czołem w pulpit.

W klasie zapadła cisza, zupełnie jakby powierzchnia wody uspokoiła się po burzy.

Dziewczyna zamarła z głową położoną na pulpicie. Po chwili…

Szloch. Szloch. Szloch. Szloch.

Spięła się i zaczęła trząść.

Zaraz się rozpłacze. – Kiedy Kyousuke to pomyślał, Kurumiya uniosła stalową rurę.

– Rozbecz się, a rozpieprzę ci łeb. Zajarzyła?

Bezpardonowa groźba wypowiedziana ostrym, głębokim głosem.

Trzęsące się ciało dziewczyny nagle wystrzeliło w górę jak sprężyna.

– Nie mogłam się powstrzymać... i się rozkleiłam… szloch – powiedziała ze łzami w oczach.

– Hoo. – Kurumiya skrzywiła się, jakby zrobiło się jej niedobrze.

Rany, to już koniec – pomyślał Kyousuke, jak zapewne wszyscy w klasie.

Dziewczyna wydała z siebie – Iiiii?! – a następnie opuściła głowę oraz zamknęła oczy w akcie rezygnacji.

– Hooo… No dobrze. W takim razie nie mam wyboru, prawda?

Nauczycielka westchnęła i zrobiła zamach stalową rurą.

Powietrze przeszył cios mogący zmiażdżyć bez problemu głowę.

– Wracaj do przedstawiania się. Masz jeszcze minutę i czterdzieści sześć sekund.

Rura zatrzymała się parę milimetrów od rąk dziewczyny, którymi próbowała osłonić swoją małą głowę.

– …Och?

Otworzyła oczy.

Rura Kurumii spoczywała już wtedy ponownie na jej ramieniu, a sama nauczycielka cofnęła się o pół kroku.

Zagroziła dziewczynie, która nie mogła skupić wzroku, swoim dziecięcym, lecz ostrym jak sztylet głosem:

– Co ty wyprawiasz? Kontynuuj przedstawianie się. Nie obchodzi mnie, jak mała jesteś, następnym razem nie mam zamiaru się powstrzymać.

Kyousuke zaczął zastanawiać się, dlaczego ją oszczędziła. Możliwe, że poczuła sympatię do innej małej dziewczynki.

– E? A… J-Już!

Przyjmując do wiadomości ostatnie ostrzeżenie, dziewczyna złożyła pokłon tak głęboki, że prawie się przewróciła.

Język w końcu jej się rozwiązał i wypluła z siebie potok słów.

– Maina Igarashi, czternaście lat! Lubię jeść miękkie, gąbczaste i słodkie rzeczy. Nie przepadam za śmierdzącymi, lepkimi i gorzkimi… Nie, proszę poczekać! Niech pomyślę… mmmm… Już pamiętam! Liczba zabitych! Liczba osób, które zabiłam…– W jej oczach znowu pojawiły się łzy. Zagryzła wargę i drżącym głosem dokończyła: – Trzy. Ale to był wypadek… To moja wina, że jestem taką niezdarą… To przeze mnie wszyscy… Szloch, szloch, szloch. Nie chciałam ich zabić… Szloch, szloch… Przepraszam. Ciągle przepraszam… Wybaczcie. Nie jestem warta, żeby wczas poznać. O nie, przygryzłam się. Przejęzyczyłam się, bo się przejęzyczyłam. Auauau.

Kończąc w ten sposób, Maina ukłoniła się i wróciła z ponurą miną na swoje miejsce.

Była cała zalana łzami, a na twarzy miała wymalowane poczucie winy.

Kyousuke zauważył to, zanim jeszcze usiadła, i poczuł ulgę.

Więc jednak jest tu ktoś normalny! Może i skazano ją za zabójstwo, ale nie jest prawdziwą morderczynią…

Przez szok, jakiego doświadczył podczas pierwszej prezentacji, myślał, że są tam same świry skazane za morderstwo. Teraz jednak uznał, iż osoby, które z własnej woli kogoś zabiły, stanowią mniejszość.

Maina nazwała to wypadkiem, więc tak naprawdę nie chciała zabić.

Pozbawiła kogoś życia wbrew swojej woli. Przygniotło ją poczucie winy, przez co nie przestawała się trząść. Nawet biorąc pod uwagę tak ekstremalną sytuację, wyglądała na zwyczajną dziewczynę.

Igarashi musi się naprawdę denerwować z tego powodu, że została wrzucona do takiego miejsca… Zdecydowałem! Zagadam i zaprzyjaźnię się z nią tak szybko, jak to tylko możliwe!

Kyousuke ułożył sobie w głowie plan: Jeśli są tam też inne normalne osoby, mogą zacząć trzymać się razem, żeby bronić się przed niebezpiecznymi osobnikami takimi jak Eiri.

– No dobra, następny. Jest was jeszcze trzynaścioro. Szybciej, już, już!

Słysząc, jak Kurumiya ich ponagla, Kyousuke poczuł ulgę i trochę rozluźnił zesztywniałe ramiona.

Co prawda, wciąż nie wiedział, jaka przyszłość go czeka… Pokona wszystkie napotkane na swojej drodze przeszkody.


× × ×


Z jakiegoś powodu czułem się, jakbym stał na krawędzi urwiska.

Kolejne dwie osoby, które przedstawiły się po Mainie, były wystarczająco szurnięte, żeby całkowicie wymazać poczucie ulgi, jakie chwilę wcześniej poczuł Kyousuke. Sprawiały wrażenie, że mogłyby w każdej chwili kogoś zamordować.

Pierwszym był skulony, niski chłopak roztaczający wokół siebie ponurą aurę: Kagerou Usami.

Przez jego długą, zakrywającą całą twarz grzywkę i cichy głos nie dało się odgadnąć, co takiego myśli, ani usłyszeć, co mówi.

Kyousuke zrozumiał jedynie, że zamordował jedną osobę i wspominał jakieś dziwne imiona jak Jeffrey Dahmer i Ed Gein… To byli jacyś aktorzy?

Przez atmosferę, jaką wokół siebie roztaczał, Kyousuke nie chciał mieć z nim za wiele wspólnego. Im mniej, tym lepiej.

Drugi nazywał się Arata Oonogi. Jego wygląd był po prostu uderzający. Miał dredy, okulary i opaloną skórę. Rzucił: – Debilne pary miziające się publicznie powinny zostać wycięte w pień.

Przez całą mowę wykrzywiał twarz, pokazując, jaki to on jest nieustraszony i zły. Kyousuke nie wyczuł od niego nawet cienia skruchy, więc postanowił w ogóle się do niego nie zbliżać. Kolejną osobą…

– Teraz ty w trzecim rzędzie. Chodź.

– Już.

Kyousuke, głośno przełykając ślinę, wstał z ławki.

Zacisnął spocone dłonie w pięści, skupił się, aby nie trząść się ze strachu, i podszedł do pulpitu.

Prawdopodobnie mebel ten został stworzony pod wzrost Kurumii, ponieważ był bardzo niski. Stojąc już przy nim, Kyousuke wziął głęboki oddech.

Następnie zebrał odwagę i spojrzał na klasę.

– ...?!

Widok, jaki ujrzał przed oczami, był o wiele gorszy, niż przypuszczał.

Wewnątrz pokrytej graffiti klasy znajdowali się dość nietypowi uczniowie siedzący w czterech rzędach po cztery ławki w każdym. Nawet Kyousuke, który przywykł do radzenia sobie z opryszkami i chuliganami, poczuł napięcie na tyle silne, że trudno było mu ustać prosto.

Hmm. Co jest z nimi? Naprawdę nie ma tu nikogo normalnego?

Skupiły się na nim zadziwiająco spokojne spojrzenia morderców.

…Straszne. Bez jaj, to serio przerażające.

Ale mimo to nie miał wyboru.

Mam być gorszy od tych drani? Przegrać z tymi mordercami?! – przekonywał się w myślach.

Kyousuke, marszcząc czoło, spojrzał kpiąco na swoich kolegów z klasy.

– Kyousuke Kamiya. Piętnaście lat. Zabiłem…

Wypowiadając te słowa, zdał sobie z czegoś sprawę.

Przyznanie się, że w rzeczywistości nikogo nie zabił, ale został wrobiony, nie było najlepszym pomysłem. W końcu zamordował przecież…

…Ta, coś tak bezdyskusyjnego i oczywistego tu nie przejdzie.

Znajdował się pomiędzy młotem a kowadłem, ponieważ podanie wysokiej liczby także nie byłoby zbyt mądre.

– Jedną osobę. Nie miałem broni, zamordowałem ją gołymi rękoma.

– Kłamca. Kamiya, gnoju jeden, nie zarżnąłeś przypadkiem dwunastu? Jesteś wielkim mordercą z największą liczbą ofiar na liczniku w klasie, wiec czemu zrobiłeś się taki skromny? Kukuku.

– Ech.

Jego kłamstwo od razu wyszło na jaw. Co więcej, dodano do niego niepotrzebną informację.

Spojrzał na śmiejącą się Kurumiyę.

Chichotała, a jej mina pasowała do sadystycznej natury tej nauczycielki.

Mam najwięcej na liczniku? Czyli pośród tych wszystkich morderców… To ja jestem najgorszy?!

Widząc, jak twarz Kyousuke zrobiła się trupioblada, Kurumiya posypała jego świeżą ranę solą.

Rozejrzała się po całej klasie i powiedziała silnym głosem:

– Zamknąłeś dwanaście osób w magazynie, a potem zmasakrowałeś ich metalowymi kijami, cegłami i innymi rzeczami znajdującymi się pod ręką, co nie? Chociaż widziałam już wielu morderców, wciąż trudno mi sobie wyobrazić, żeby taki porąbaniec pochodził z Japonii. Dzięki takiej liczbie ofiar łapiesz się do pierwszej piątki najgorszych śmieci w historii, a pod względem zabitych za jednym razem jesteś gorszy jedynie od niesławnej masakry w Tsuyamie, gdzie zginęło trzydzieści osób. Poza tym nie użyłeś broni palnej, tylko tępych narzędzi, i jesteś niepełnoletni! Toż to prawie majstersztyk zbrodni, a ty chcesz odgrywać przed kolegami z klasy bezbronną owieczkę? Masz pecha, bo ja mam zamiar naprostować twoją zdeprawowaną i pokręconą naturę. Zapewniam cię, że zmienisz się nie do poznania, więc lepiej się przygotuj, zrozumiano?!

No to koniec… Wprost idealne zakończenie.

Ogarnięty depresją Kyousuke słyszał reakcje kolegów z klasy.

– Co za postrzeleniec… Ten Kyousuke Kamiya to prawdziwy gościu! Nie mogę uwierzyć w ten dwucyfrowy wynik! Straszne, nie?!

– Zmasakrował dwanaście osób za jednym zamachem? Ma coś z głową? Jaki straszny. Fufufu.

– Hehehehe… Bryzgająca krew, rozgniecione mózgi, krzyki umierających… Hehehehehe.

– O… Straszny… Boję się… Mamo, tato, pomóżcie mi… Mamo…. Uaaa… Szloch.

Po klasie rozchodziły się szepty wyrażające strach, zaskoczenie i podziw.

Zgodnie z przewidywaniami w jego klasie znajdowali się sami szaleńcy.

W większości się nie bali, tylko byli ciekawi.

Takie wrażenie odnosiło się po spojrzeniach wlepionych w Kyousuke.

Jego zły wizerunek jedynie się umocnił, co było naprawdę kłopotliwe.

W dodatku nie mógł sam tego odkręcić.

Szlag… To dupa. Zarąbią mnie teraz… Na sto procent mnie zajebią…

Zwiesił ramiona i głowę, a potem załamany wrócił na swoje miejsce.

Poczuł wtedy, że ktoś wlepia w niego spojrzenie, więc spojrzał w tamtym kierunku.

– Hmm?

Eiri, piękność, która zabiła sześć osób, przestała zajmować się paznokciami i wlepiła w niego ostre spojrzenie.

Jednak szybko odwróciła wzrok i wróciła do poprzedniego zajęcia.

– …

Nie mogło być gorzej.

Kyousuke nie wiedział, czy to była ciekawość, czy może zazdrość, ale z pewnością ukrywało się w tym trochę subtelnej wrogości. Dziewczyna otworzyła szeroko swoje zmrużone ze znudzenia oczy tylko po to, aby mu się przyjrzeć.

Także samo spojrzenie tych czerwonych oczu, podobnie jak sugerowało jej imię [1], było ostre jak brzytwa.

Kyousuke momentalnie zatrząsł się ze strachu. Przez sekundę czuł się, jakby miał nóż przyłożony do gardła.

Niech to cholera… To mam przerąbane! Czuję na sobie te ich spojrzenia…

Ile uda mi się tu przetrwać? – pomyślał, kiedy przedstawianie się trwało dalej.

– Miło mi was poznać. Jestem Shinji Saotome, japoński Ted Bundy. Fufu… Mogę spytać, czy o nim słyszeliście? Tylko sobie zanotujcie, że to Ted Bundy, nie „ten butny”, dobra? Amerykański dusiciel i mój ulubiony seryjny morderca. Daleko mi do trzydziestu zabitych… dwie osoby, obie były dziewczynami. Udusiłem je gołymi rękoma. To uczucie między palcami, ich ostatnie tchnienie, było po prostu boskie. Podobnie zresztą to, co zrobiłem z nimi później… Fufu. Żeby była jasność, jestem nekrofilem. Uwielbiam zabijać ładne dziewczyny o wyglądzie lalek. Zwłaszcza takie jak Eiri Akabane, która przedstawiała się wcześniej! A tak, Kyousuke Kamiya, swoim wyczynem zaskarbiłeś sobie mój szacunek. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.

Przystojny nastolatek o lekko brązowych włosach puścił oczko.

Chociaż roztaczał wokół siebie aurę delikatności, ten jego gest nie był przyjemny, a sądząc po jego słowach, raczej nie miał dobrego podtekstu. Kyousuke usłyszał strzelenie językiem dobiegające z ławki po lewej.

Po ujrzeniu kolejnej kłopotliwej osoby Kyousuke zaczął użalać się w myślach nad zaistniałą sytuacją.

Gdzieś musiał być jakiś błąd… Dajcie mi spokój.

Do przezwisk takich jak Slayer i Megadeth doszło mu Seryjny morderca dwunastu.

Pomyśleć tylko, że ta niesprawiedliwość wciągnęła go w otoczenie osobników, do których zwykłym zbirom i chuliganom było daleko.

Kyousuke, wyobrażając sobie, jakie trudy czekają go dalej, nie przestawał użalać się nad swoim losem.

Czemu całe moje życie to jedno wielkie pasmo niesprawiedliwości? Po prostu przerąbane.


× × ×


– No to chyba już wszyscy skończyli swoje prezentacje. Skoro tak, pora zacząć lekcję, chociaż jednej tępej świni nie ma. Jeśli przeżył, pojawi się pewnie później.

Po tym, jak ostatnia osoba skończyła mówić, Kurumiya zajęła miejsce przy pulpicie.

Od razu w klasie urosło napięcie.

Kiedy klepiąc rurą w swoje ramię, przyglądała się uczniom w klasie, w której byli sami mordercy, na jej twarzy pojawił się uśmiech.

W jej dużych, okrągłych oczach nie gościł ani strach, ani choćby cień zawahania.

Biło od nich za to poczucie wyższości oraz kpiące nastawienie, które wsparte było pewnością siebie oraz nieustępliwością.

Mimo że wyglądała jak uczennica podstawówki, uczniowie nie daliby rady jej zabić, nawet gdyby skrzyknęli się ze sobą i się na nią rzucili.

Posiadała zastraszającą aurę, która sprawiała, że momentalnie człowiek zdawał sobie sprawę z własnej bezsilności.

– Kukuku… Jak się czujecie po przedstawieniu się? Jak grupa śmierdzących śmieci, co? I to jest właśnie miejsce dla was. Wysypisko, na które społeczeństwo wyrzuca ludzkie szumowiny, takie jak wy. Śmietnik. Loch zamieszkany przez potwory. Jasne?

Kyousuke zdawał sobie sprawę, że niestety Kurumiya miała rację.

A to dlatego, że nie mógł w tej klasie znaleźć nikogo prócz Mainy, kto zabiłby kogoś przez przypadek. Większość z obecnych tam osób zamordowała z własnej woli albo wierzyła, że to nic wielkiego. Podczas przedstawiania się Kyousuke ciągle pocił się i trząsł ze strachu.

Mam spędzić moje szkolne życie z takimi ludźmi? Mowy nie ma. W końcu nie mogę…

Nie był w stanie zrozumieć, co takiego chodziło im po głowie ani w co wierzyli.

To nie była zwyczajna szkoła, w której zgromadzono nienormalnych uczniów. Dlatego…

– Czy to piekło? Nie, to czyściec. Jego zadaniem jest oczyszczenie was z grzechu, którym jesteście splamieni. Rolą nauczycieli jest wyprowadzenie was na prostą i wyleczenie waszej podłej, pokręconej natury, dzięki czemu będziecie mogli odrodzić się jako nowi ludzie. Użyjemy wszelkich możliwych środków, żeby to osiągnąć. Zrozumieliście? Kukuku.

Tym nienormalnym miejscem rządziła równie niezwykła nauczycielka Hijiri Kurumiya.

Kyousuke ponownie zdał sobie sprawę, że temu małemu demonowi nie można było się sprzeciwiać.

Kiedy o tym myślał, spojrzała na niego i rzuciła gniewnie:

– Zwłaszcza ciebie! Tak, ciebie Kamiya! Jesteś najbardziej ubabrany gównem z nich wszystkich. Zamierzam cię dogłębnie z niego oczyścić! Zamordowałeś dwanaście osób, więc poczujesz na sobie dwanaście razy większą miłość, jaką obdarzam osoby, które zabiły tylko jedną. O ile to przeżyjesz albo nie oszalejesz.

– ...Ha... Haha...

W takiej sytuacji Kyousuke mógł jedynie wymusić śmiech w odpowiedzi.

Przed taką klasą i ostrym spojrzeniem nauczycielki…

– Z czego rżysz, gnoju? Tak bardzo potrzebujesz dyscypliny? Co?!

– E?! Nie! To nie tak, proszę poczekać. Niech pani odłoży tę rurę i nie trąca nią mojej twarzy. Przepraszam. Naprawdę przepraszam! Już więcej się nie sprzeciwię, więc błagam o wybaczenie!

Szybkie wycofanie się – w tej sytuacji śmiech był niedozwolony.

Fukając na klęczącego przed nią Kyousuke, Kurumiya odłożyła swoją stalową rurę.

– Niech będzie. Graj dalej w te swoje gierki. Jak długo dasz radę odgrywać tę rolę? Pokaż, na co cię stać… A tak, to samo tyczy się was wszystkich! Jak długo jestem waszą nauczycielką, użyję wszelkich metod zastraszania i zadawania bólu, żebyście poddali się mojej woli. Nie będzie żadnych wyjątków. Wdepnę was w ziemię, żebyście dowiedzieli się, czym jest prawdziwe cierpienie! Zapomnijcie o istnieniu praw człowieka. Zrozumieliście, tępe świnie?!

Oprócz gróźb słownych Kurumiya uderzyła także ręką o tablicę.

Zastraszeni panującą atmosferą, skazani za morderstwo uczniowie ucichli.

Wiszący pod sufitem głośnik zaczął wibrować. W tym samym momencie rozbrzmiał dźwięk dzwonka.

– Hmm? Już koniec?

Kurumiya skrzywiła się przez raniący uszy dźwięk i spojrzała na zegarek.

Był duży, wykonany z ciemnego metalu. Miał prostą, surową konstrukcję.

– No dobra. Przerwa. Następna lekcja zaczyna się za dziesięć minut. Macie do tego czasu siedzieć już na swoich miejscach albo czeka was nauka dyscypliny. Jasne? Kukuku… – zagroziła Kurumiya w sposób niepasujący zupełnie do jej słodkiej twarzy.

Kyousuke zdał sobie sprawę, że nic w niej do siebie nie pasowało. Ani osobowość i ton głosu, ani ubranie i zegarek, ani też ogólny dziecięcy wygląd. Jednak najmniej współgrały ze sobą ta twarz z tym potwornym uśmiechem.


× × ×


– Poczekaj.

Kyousuke zamierzał uciec z klasy zaraz po wyjściu Kurumii pod pretekstem rozprostowania nóg, jednak powstrzymał go głos osoby siedzącej po jego lewej. Głos tej dziewczyny był metaliczny i zimny, zupełnie jak jakiegoś ostrza.

Automatycznie usiadł ponownie i ze strachem spojrzał w jej stronę.

– O co chodzi, Eiri Akabane?

– Wystarczy Eiri… Słuchaj, naprawdę zabiłeś dwanaście osób?

Bez ostrzeżenia strzeliła bezpośrednim pytaniem. Chociaż Eiri patrzyła na paznokcie, miała go w zasięgu jej na wpół zamkniętych oczu. Tak właściwie to przypominało bardziej przesłuchanie niż wypytanie z ciekawości.

– No więc… Jeśli o to chodzi…

Kiedy Kyousuke miał już uciec spojrzeniu wklejonych w niego jej rdzawych oczu…

– Przepraszam. Czy mógłbym do was dołączyć? Co prawda, zamierzałem porozmawiać z wami podczas przerwy śniadaniowej, ale takiej szansie nie wypada uciec… Fufu.

Miał wesoły i przyjacielski głos. Kyousuke obejrzał się i ujrzał uśmiechającego się serdecznie chłopaka o lekko brązowych włosach.

– Miło mi was poznać. Jestem Shinji Saotome, dusiciel. Wielkim honorem jest dla mnie przebywanie w klasie z taką dwójką wspaniałych morderców. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.

– Pewnie… Ja też. Miło mi… tak?

Kyousuke czuł lęk przed wyciągniętą w jego stronę dłonią, jednak uśmiechnął się i ją uścisnął.

W tym samym momencie przeszył go strumień zimna - potworne ciarki, jakby setki owadów oblazły całe jego ciało, spowodowane myślą, że Shinji użył tych dłoni do uduszenia dwóch ładnych dziewczyn.

– Fufufu. Mnie także. Eiri…

– Możesz zabrać te swoje brudne łapska?

Eiri ostrymi słowami odrzuciła wyciągniętą przyjacielsko dłoń.

– Co?

Widząc nastawienie Eiri niepasujące do pierwszego spotkania, Shinji się wykrzywił.

Po chwili jednak złapał nastrój, podrapał się po twarzy i gorzko uśmiechnął.

– Fufu… O, jakie brudne. To nie było miłe. Co prawda, wszyscy wiedzą, że jestem sadystą, ale chyba moja masochistyczna strona zaczyna się budzić…

– Słyszałeś? Albo zabierzesz rękę, albo ci ją odetnę.

– …

Eiri zagroziła, wciąż wpatrując się w paznokcie. Z twarzy Shinjiego znikł uśmiech.

Powoli zabrał dłoń szukającą uścisku i zrobił potworną minę.

– Rozumiem, rozumiem… Interesujące. Wiesz, niespecjalnie lubię takie dziewczyny jak ty. Coraz bardziej chcę cię zabić i przelecieć twoje zwłoki… Proszę, pozwól mi pogłębić więź między nami, dobrze? – wyszeptał radośnie, a następnie zaczął pożerać wzrokiem parę widocznych spod spódniczki pięknych, skrzyżowanych nóg Eiri.

– Rety… A rób, co chcesz, tylko odejdź, jasne? Drażnisz mnie.

Jakby chcąc celowo pobudzić Shinjiego, Eiri przy odpowiedzi skrzyżowała nogi w inny sposób.

Równie umyślnie przetarła oczy, ziewając.

– …

W odpowiedzi Shinji jedynie zmrużył oczy.

Nic nie mówiąc, odwrócił wzrok od nóg Eiri. Spojrzał na Kyousuke i wzruszył ramionami.

– Chyba jestem piątym kołem u wozu, więc tym razem zejdę ze sceny. Bawcie się dobrze. Fufufu. Do zobaczenia, Kamiya… Eiri.

Poklepał Kyousuke po ramieniu, posłał Eiri spojrzenie i odszedł.

Podczas całej rozmowy w jego oczach nie było nawet cienia blasku. Kyousuke bardzo chciał, aby jedynie mu się przywidziało.

– Ten typ jest wkurwiający. Mam nadzieję, że szybko zdechnie.

Eiri przeklęła Shinjiego, patrząc na jego plecy.

Zdziwiony i przestraszony Kyousuke spojrzał na nią.

– Ej, Akabane , takie życzenie komuś śmierci nie jest miłe.

– Wystarczy Eiri.

– Przepraszam… No więc, panienko Eiri…

– Mów mi po prostu Eiri. Naprawdę muszę się powtarzać?

Padło na niego przerażające spojrzenie z ukosa.

Kyousuke nie mógł rozgryźć, co ją tak zdenerwowało, bo z pewnością nie mógł to być sposób, w jaki się do niej zwracał.

Zamordowała jednak sześć osób. Gdyby coś takiego wystarczyło, żeby nadepnąć jej na odcisk... Przerażające.

– Och… Eiri? Ale to jakoś…. Nie w porządku. Nie sądzisz?

– E? Co powiedziałeś? Co niby nie jest w porządku?

– Możesz nie rzucać na mnie takiego ostrego spojrzenia? Po prostu rozmawiaj ze mną normalnie… Poprawka. Proszę, rozmawiaj ze mną normalnie. I nie patrz się tak!

Czemu przypatruje mi się tak ze wszystkich stron? – Kyousuke tak się przestraszył, że prawie zapomniał być miłym.

Eiri strzeliła językiem z niezadowolenia.

– Co, u licha? Chcesz mnie sprowokować do walki?

– E? To niedorzeczne… Poza tym to ty szukasz zaczepki! Czemu jesteś taka agresywna?! Z Shinjim było to samo, gdybyś była trochę milsza…

– Co? Możesz przestać mnie dręczyć?

Spojrzała jeszcze bardziej gniewnie.

Jej oczy były już w 70% otwarte.

To ostre spojrzenie przypominało wyjętą z pochwy katanę.

– Co?! Chodziło mi o to, że posunęłaś się trochę za daleko.

– Słyszałeś, jak się przedstawiał? Zdajesz sobie sprawę, że to nekrofil mordujący dziewczyny? Niby czemu jakakolwiek dziewczyna chciałaby się z nim przyjaźnić?

– …Punkt dla ciebie.

Zaraz, sama nie zabiłaś już sześciu osób? – Kyousuke zatrzymał to pytanie na końcu języka.

Warto pamiętać, że pod względem ilości ofiar Eiri zajmowała drugie miejsce po Kyousuke.

Innymi słowy, była jedną z najniebezpieczniejszych osób w klasie.

W tym momencie Kyousuke spytał, żeby odpędzić powoli ogarniający go lęk:

– Słuchaj, coś nie daje mi spokoju… Co to właściwie jest ta nekrofilia?

– Hmm… Coś, o co nie powinieneś mnie pytać.

Eiri zrobiła poirytowaną minę. Złapała się za czoło i ponownie skrzyżowała nogi w inny sposób.

Siedziała na krawędzi krzesła, a że miała krótką spodniczkę, człowiek zaczynał się zastanawiać, po co w ogóle ją zakładała. W końcu co jakiś czas dało się dostrzec… Nie, wyraźnie widać było jej majtki.

Białe w czarne paski? Szkoła narzuca nawet wygląd bielizny dziewczyn?! Ma w sumie naprawdę niezłe nogi… Chwila, chyba nie powinienem się tak gapić.

Kiedy Kyousuke odwrócił szybko wzrok, trochę poirytowana Eiri wyjaśniła:

– Rundka ze zwłokami. Albo miłość z trupami. Innymi słowy, fetysz, w którym nie podejdzie nic, co nie jest martwe.

– Nie podejdzie? Co masz przez to na myśli?

– Czemu pytasz o coś takiego?! Nie każ mi tego mówić!

Eiri krzyknęła, wpatrując się w Kyousuke. Jej zaspane oczy były wtedy prawie w 90% otwarte.

Może mu się wydawało, ale chyba się zarumieniła. Tego kompletnie się nie spodziewał.

Kyousuke myślał, że odpowie spokojnie i obojętnie jak wcześniej.

Może mimo wyzywającego wyglądu i agresywnej osobowości tak naprawdę miała dobre serce.

– Przepraszam… Kapuję. W takim razie mówi się trudno. Przepraszam, że cię zdenerwowałem.

– Hmm? To teraz, kiedy już wiesz, chyba trudno się ze mną nie zgodzić, co nie?

Eiri ponownie spojrzała na bok. Kyousuke spytał, wpatrując się w jej profil:

– Czy ty sama sobie nie szukasz problemów? Nie mogę uwierzyć, że robisz sobie wroga z kogoś tak niebezpiecznego.

– To nic takiego. Jeśli spróbuje mnie zabić, to po prostu ja zajebię jego. – Podczas wypowiadania tych słów mina Eiri się nie zmieniła.

– To było dość śmiałe.

Chociaż tego można było oczekiwać po największym mordercy w całej klasie – jej pewność siebie była ukierunkowana w zupełnie niewłaściwym kierunku. Kyousuke pod żadnym pozorem nie chciał stać się jej wrogiem.

– No i zawsze jest jeszcze tamten karzełek, nie? Jeśli nekrofil się na mnie rzuci, zanim ja zdążę mu coś zrobić, tamten kurdupel rozwali mu łeb swoją stalową rurą. Tak jak tamtemu irokezowi.

– No racja…

PsyCome V1 055.jpg

Błagam, nie nazywaj jej karzełkiem, kiedy jest w pobliżu, dobrze?

Irokez zasłużył sobie na przerobienie na krwawą miazgę, jednak Kyousuke nie chciał, aby Eiri czekał podobny los – nawet jeżeli zabiła sześć osób.

Po tym, jak to jej powiedział, Eiri jakby trochę się rozluźniła.

– Niedorzeczne. Myślisz, że nazwałabym ją tak przy niej? Nie porównuj mnie do reszty tych jednokomórkowców. Nie jestem wściekłym psem rzucającym się na kogo popadnie. Wybieram sobie przeciwników… Oczywiście to tyczy się też morderstw.

W miarę wypowiadania tych słów cichła, a koniec był prawie niesłyszalny.

Kyousuke już miał spytać, czemu pod koniec zaczęła milknąć, kiedy do klasy ponownie wszedł Shinji.

– Phi. Czemu on tu wraca? – Eiri strzeliła językiem z niezadowolenia i wróciła do pielęgnacji paznokci.

Po pomalowaniu ich na czerwono użyła pincety do nałożenia na nie małych kryształków.

A skoro o tym, robiła to samo podczas lekcji, ale nauczycielka nie zwróciła jej uwagi.

– Kamiya, wróciłem. Jak tam twoje postępy z Eiri?

– Postępy? Tylko sobie rozmawialiśmy.

Dojście podczas przerwy do trzymania się za ręce albo całowania byłoby zadziwiającym wyczynem.

Kyousuke czuł na sobie ostre spojrzenie zajmującej się paznokciami Eiri.

Shinji spojrzał w górę i zarecytował jak aktor teatralny:

– Och, Kamiya, tak nie można! Po pierwszym spotkaniu z dziewczyną ma się pięć minut na jej zdobycie! Chociaż w klasie to raczej niemożliwe… Hmm, zmarnowałem czas na przedstawienie się. Chociaż w B wciąż nikt nie zna mojej przeszłości, to po tym, jak poszedłem się przywitać... Tam nic nie ma. Żadnej ładnej dziewczyny! Była tam taka przerośnięta we wszystkich kierunkach i dziwaczka z czarną maską gazową na twarzy. Są jak kiepska dekoracja postawiona, żeby nie wypaść blado przy naszej klasie… Rety.

– R-Rozumiem… Widać lubisz wiedzieć co, gdzie i jak.

To logiczne, że są inne klasy. Kurczę, maska gazowa to chyba o wiele za dużo swobody…

Kyousuke szczerze zapragnął nie mieć nic wspólnego z tamtymi osobami.

Chwilę później rozbrzmiał dzwonek, a Shinji zajął swoje miejsce. W tym samym czasie do klasy weszła Kurumiya trzymająca dużą wieżę wydruków w rękach. Kyousuke momentalnie wyprostował się na krześle.

– Taka śpiąca…

Z drugiej strony Eiri nawet po wejściu nauczycielki nie zmieniła postawy, zachowując się jak zwykle.

Eiri Akabane, co… Wydaje się o wiele lepszą osobą, niż sobie wyobrażałem… Mimo to i tak wolałbym się z nią nie spoufalać. Oby tylko więcej się do mnie nie odezwała – pomyślał Kyousuke.


× × ×


– Ej, Kyousuke.

Kiedy dzwonek zakończył lekcję, a Kyousuke przeglądał rozdane wydruki, zawołała go Eiri. Odłożyła przyrządy do pielęgnacji paznokci do pudełka i spytała:

– Planujesz coś na przerwę śniadaniową?

– Hmm. Niech chwilę pomyślę…

Przez tak nagłe pytanie trochę się pogubił. Przerwa śniadaniowa miała trwać przez następną godzinę.

Po wprowadzeniu do zasad panujących w tej szkole, które trwało od pierwszej do trzeciej lekcji, Kyousuke zdał sobie sprawę, że Zakład Poprawczy Czyściec był o wiele normalniejszym miejscem, niż mu się wydawało.

Lekcje trwały po sześćdziesiąt minut, a było ich pięć. Uczęszczało się na przedmioty takie jak: japoński, WOS, matematyka, chemia, muzyka, sztuka, WF, zajęcia domowe, angielski oraz… etyka.

Poza karnymi pracami odbywającymi się rano i wieczorem to miejsce niczym nie różniło się od liceum, do jakiego wcześniej chodził Kyousuke. Istniały tam nawet prace domowe, warsztaty, zajęcia dodatkowe, a także egzaminy powtórkowe.

Podobnie było z salami. Poza ich wyglądem i serią specjalnych pomieszczeń, do których wliczał się taki „pokój kar”, wszystko wydawało się normalne. Co prawda, nie dało się opuścić tej szkoły, jednak w jej wnętrzu uczniowie mogli swobodnie się poruszać i miało to swoje udogodnienia.

Dla przykładu mogli pójść sobie do stołówki albo kiosku z przekąskami, żeby zjeść coś podczas przerwy. Dlatego sądząc po zachowaniu Eiri, chciała po prostu zjeść z nim drugie śniadanie.

Każdy chłopak ucieszyłby się, że zaprosiła go taka piękność. Ale…

Chociaż niezła z niej laska, zabiła najwięcej osób w tej klasie… Jest prawdziwą morderczynią.

Pewnie przyciągnęła ją do niego jego liczba zabitych.

Kyousuke został wrobiony, nikogo nie zamordował. Gdyby jednak to wyszło na jaw, jej nastawienie mogłoby się zmienić o 180 stopni. W najgorszym przypadku zabiłaby go na miejscu… i bez problemu potrafił wyobrazić sobie swój tragiczny koniec.

Doszedł w końcu do wniosku, że to w sumie równałoby się z samobójstwem.

W końcu im więcej czasu ze sobą spędzali, tym większa była szansa, że prawda wyjdzie na jaw.

– Kyousuke, decyduj się. Mamy tylko godzinę.

– Wybacz, nie jestem głodny. Zabiję sobie trochę czasu spacerem.

– Aha. Jak tam chcesz. Tylko pytałam. Baw się dobrze.

Rzuciła swoimi przyrządami do pielęgnacji paznokci, które porządkowała, i spojrzała szybko w inną stronę.

Widząc grymas na jej twarzy, Kyousuke zaczął się zastanawiać, czy jej nie uraził.

Jeśli tak, to lepiej brać nogi za pas. – Kyousuke szybko wstał ze swojego miejsca.

Musiał tylko zrobić jeszcze jedną rzecz.

– No to idę. Przy okazji ten gość...

– Jaki gość? A, to nic takiego. Rozwalę mu łeb, jeśli spróbuje się na mnie rzucić.

– No tak, ale lepiej uważaj, dobrze?

Kyousuke martwił się przez Shinjiego.

Ten stał wtedy przy ścianie i rozmawiał z dwoma innymi chłopakami.

Usami i Oonogi – jeden był ponuro wyglądającym garbusem, a drugi miał opaloną skórę i dredy.

Rozmawiali ze sobą, patrząc na Eiri. Czasem zerkali też w moją stronę.

W takich chwilach chęć zachowania się jak mężczyzna i niezostawienia Eiri samej przegrywała z myślą, że lepiej trzymać się z dala od konfliktów pomiędzy mordercami. Nawet jeżeli zostałoby się potem okrzykniętym tchórzem.

Kyousuke się bał i pragnął jedynie jak najszybciej ulotnić się z klasy.

– No to do zobaczenia.

– Ta, ta. Narka – odpowiedziała Eiri.

Kyousuke pomachał Shinjiemu, a potem ruszył w kierunki drzwi.

Shinji także mu pomachał, ale nie poszedł za nim.

Dobra, udało mi się uciec.

Co prawda, poczuł ulgę, ale wiedział, że było za wcześnie na świętowanie.

Także i cały korytarz „upiększono” graffiti, a okna na nim zabito kratami.

Kyousuke szedł przez to wypełnione mordercami przejście z podniesioną głową, żeby nikt go nie zlekceważył i nie patrzył na niego z góry.

Chwila, oni wszyscy są mordercami? Straszne…

Szedł najszybciej, jak potrafił, starając się za wszelką cenę uniknąć kontaktu wzrokowego i ukryć swój strach.

Na Ośrodek Poprawczy Czyściec składały się dwa trzypiętrowe budynki nowej szkoły oraz jeden leżący w pobliżu i zrujnowany, co dawało łącznie trzy budowle wypełnione klasami.

Kyousuke i wszyscy inni pierwszoklasiści przebywali w tej starej budowli.

Klasy znajdowały się na pierwszym piętrze, na parterze natomiast pokój pielęgniarki, sklepik inne podobne ośrodki. Uczniowie mieli do dyspozycji także osobną stołówkę. Poza salą gimnastyczną i salami do treningów sztuk walki wszystkie pomieszczenia były oddzielone od tych należących do drugich i trzecich klas. Prawdę mówiąc, Kyousuke nie widział jeszcze żadnego ze starczych uczniów.

Łatwo zgadnąć, jaki stał za tym powód.

W Zakładzie Poprawczym Czyściec nieletni przestępcy skazani za morderstwo mieli przejść resocjalizację, a nowi uczniowie, którzy nawet jej nie rozpoczęli, stanowili spore zagrożenie.

Pozwolenie im na kontakt ze starszymi osadzonymi byłoby gorsze niż dolanie oliwy do ognia, o wywołaniu na nich złego wpływu nawet nie wspominając. Dlatego wobec nowych uczniów należało zastosować ostrzejsze metody i odseparować ich od reszty.

Innymi słowy, obecne położenie Kyousuke można porównać do lochu pełnego demonów.

E?! Co, u licha? Ta dziewczyna… Niemal wziąłem ją za Boba Sappa[2]! Prawie jak dwie krople wody… Ten gość też jest straszny! Jest cały w tatuażach czy ma zieloną skórę?

Najwyraźniej klasa 1 B także była pełna pokręconych postaci. Być może przez to, jak ich postrzegał, albo przez własną wyobraźnię Kyousuke nie udało się dostrzec ani jednej normalnej osoby.

Lepiej minąć ich najszybciej, zanim ktoś mnie zaczepi – pomyślał, przyspieszając.

Klap, klap, klap, klap, klap, klap, klap, klap, klap!

Hmm? Co jest?

Od tyłu zbliżał się do niego odgłos kroków.

Ten dźwięk… Ktoś mnie goni?!

Kyousuke obrócił się szybko i zobaczył za plecami biegnącą dziewczynę z krótkimi, orzechowymi włosami: Mainę Igarashi.

Miała zamknięte oczy i ciągle płakała.

– Łaaa! Nie zniosę tego dłuuuużeeeeej! Chcę do dommm~aaaaa?! – Potknęła się i upadła na ziemię.

Stojący w pobliżu Kyousuke wystraszył się i spróbował się odsunąć…

– Chwila… Uaaaa?!

Jednak nie zdążył zareagować i Maina wpadła na jego klatkę piersiową.

– Ajaj… Nazywasz się Igarashi… Zgadza się?

Kyousuke rozejrzał się dookoła z grymasem bólu na twarzy.

– Och…

Jakiś metr przed sobą zobaczył coś czarnego. Maina, która się z nim zderzyła, leżała na podłodze.

Jej spódniczka była uniesiona, a majtki wyraźnie widoczne, jednak nie to było dziwne.

Zaczęli się tam zbierać niewiedzący, co się dzieje, uczniowie, a mimo to Maina pozostawała bez ruchu.

Miała rozciągnięte ręce i nogi, zupełnie jak przy pływaniu żabką, przez co jej bielizna była wystawiona na światło dzienne.

– Oj! To nie pora na wylegiwanie się! Nic ci nie jest?!

Kyousuke szybko doszedł do siebie i podbiegł do Mainy, aby zobaczyć, czy nic jej się nie stało.

Jednocześnie wykorzystał tę okazję, żeby opuścić jej spódniczkę.

– Ouu.

Nieruchoma do tej pory Maina nagle zadrżała.

Żyje. – Kyousuke westchnął z ulgą.

Tylko że…

– Ooo… Aaa… Łaaaaa…

Maina dalej leżała z twarzą na ziemi i nie przestawała drżeć.

Współczujący jej Kyousuke podrapał się w głowę.

– Nic ci nie jest? Jeśli coś cię boli, to zabiorę cię do pielęgniarki. Możesz wstać? Chcesz się na mnie podeprzeć? – spytał, kładąc rękę na jej ramieniu.

Przerażona Maina cała się spięła. – Co? Ooo… Ach… Pseeplasam… Nic mi nie jest.

Być może wyczuwając, że Kyousuke nie był wrogo nastawiony, Maina z płaczem wciągnęła śluz z nosa i szybko ocierając łzy z oczu, wstała.

Co prawda, nic się jej nie stało, jednak wyglądała okropnie.

– Skoro o tym mowa, co się właściwie stało? Goście w klasie coś ci zrobili?

– E? A… Ta dziewczyna, która zabiła sześć osób, spytała nagle „Zjemy razem drugie śniadanie?”… Ale miała takie ostre spojrzenie... Taka straszna… Kiedy powiedziałam „przepraszam”, jej spojrzenie zrobiło się jeszcze gorsze… Myślałam, że chce mnie zabić, więc…

– Uciekłaś. Już rozumiem.

Kyousuke uśmiechał się gorzko i pokiwał głową, ponieważ wiedział, co czuła.

Eiri miała naprawdę potworne spojrzenie, którego efekt był wzmocniony tym, że zabiła sześć osób. Te rdzawoczerwone oczy przypominały zakrwawiony nóż skierowany w rozmówcę.

Chęć ucieczki była w pełni zrozumiała. Kyousuke sam przecież wolał się oddalić.

Maina wyjęła różową chusteczkę do nosa i wytarła łzy z twarzy.

– Nie wiem, co robić… Wszyscy są tacy straszni… Nie chciałam znaleźć się w takim miejscu, więc dlaczego… Szloch, szloch, szloch. To okropne... naprawdę… Uaaaa... – Następnie zaszlochała i wydmuchała nos.

– Rety. Wiem, co czujesz.

– Co?

Maina spojrzała na niego znad chusteczki.

Kyousuke położył ręce na jedynej normalnej osobie, jaką spotkał, i powiedział: – Igarashi, mnie spotkało dokładnie to samo. Nie chciałem tu trafić! Znalazłem się w otoczeniu psychopatów i nie wiem, co robić. Tyle że ty, tak jak ja, jesteś normalna. Innymi słowy, jesteśmy towarzyszami! Brachami!

Nie? – Kyousuke, uśmiechając się, złapał rękę Mainy, szukając porozumienia.

– Właśnie! Towarzyszami! W końcu.. Jakaś normalna osoba! Dzięki Bogu! Naprawdę! Eee… Uaaaa.

Maina się wzruszyła i rozpłakała ze szczęścia.

Kyousuke w myślach przyjął zwycięską pozę.

Super! W końcu zaprzyjaźniłem się z kimś normalnym!

Powstrzymując się od zatańczenia z radości, Kyousuke przyjął serdeczną i szczerą postawę.

– Haha. No już, wytrzyj łzy. Płacząc, wyglądasz jak jakaś panda, wiesz?

– Eee? Rany... Szloch. Już wycieram! Hehe.

Kiedy Kyousuke ją puścił, Maina przetarła oczy chusteczką.

Miał wrażenie, że przygląda się, jak jakieś małe zwierzątko myje pyszczek. Czuł jednocześnie, jakby rana w jego sercu się goiła.

Po bliższym poznaniu Maina okazała się nawet urocza, a to wrażenie potęgowała dodatkowo jej okrągła twarz, przez co Kyousuke trochę się napuszył.

– Dobra! Skoro wytarłaś już łzy, to chodźmy coś zjeść! Maina, wolisz stołówkę czy sklepik? Oj, wybacz, nazwałem cię po imieniu. Ale ty mów mi po prostu Kyousuke, dobra? Może to zabrzmi trochę dziwnie, ale jesteś naprawdę urocza. Przez to… Człowiek czuje nagłą potrzebę, żeby cię bronić. Rozpieszczać cię i nie puszczać… Jeśli nie masz nic przeciwko, może zostaniemy przyjaciółmi?

– Coooooooooooooo?! K-K-K-Ka… Kyousuke Kamiya?! Heee?! Aaaaaa!

– Eee?

Maina, która po przetarciu oczu widziała już wyraźnie, cofnęła się, wskazując Kyousuke drżącym palcem.

Trudno opisać słowami jej reakcję, kiedy zorientowała się, że rozmawiała właśnie z nim.

– Heeeeeeeeeeeeee?! N-N-N-N-N-Nie zabijaj mnie! Proszę! Błagam! Zrobię, co tylko zechcesz, tylko mnie nie zabijaj! Proszę!

Klęczała na podłodze i pochylała głowę.

Kyousuke podbiegł do niej i starając się mówić łagodnie, rzucił:

– Ej, to nie tak. Nie chcę cię zabić. Rozumiesz? Przecież powiedziałem, że jestem w takiej sytuacji jak ty. Przytrafiło mi się życiu sporo niesprawiedliwości i w końcu trafiłem tu wbrew mojej woli. Rozumiesz, prawda?

– Żałujesz, że tu jesteś, ponieważ nie zabiłeś jeszcze wystarczająco dużo osób, tak?

– Jakbyś czytała mi w myślach! Zacząłem od dwunastu. Kto wie, ilu mi się trafi następnym razem. Ale musieli mnie złapać, jaka szkoda. To takie frustrujące. Wciąż mi mało zabijania… Co za żaaaaal!

– Heeeee?! Pokazałeś, kim naprawdę jesteś?!

– Wcale nie. To był sarkazm. Poza tym…

Zostałem wrobiony w zabicie tych dwunastu osób. – Chciał powiedzieć jej prawdę, jednak jedynie westchnął.

To nie był najlepszy pomysł, ponieważ zbierało się tam coraz więcej osób, żeby zobaczyć, co się dzieje. Musiał wyjaśnić jej wszystko w innym miejscu.

– Chodźmy gdzieś indziej. Tu przyciągamy za dużo uwagi – mówiąc to, wyciągnął rękę w kierunku klęczącej dziewczyny. Ona natomiast…

– Heee?! Nie dotykaj mnie! Jak niby mam gdziekolwiek z tobą pójść?! Ty pokręcony i totalnie zdeprawowany morderco dwunastu osób!

Maina z krzykiem podniosła się błyskawicznie i zwiała z szybkością godną uciekającego zająca.

Parę razy się przewróciła, jednak od razu podnosiła się na nogi. Już po chwili zniknęła za rogiem.

Pozostała po niej jedynie wciąż unosząca się w powietrzu różowa chusteczka i oddalający się dźwięk kroków oraz płaczu.

Zapanowała martwa cisza.

Ale tylko na chwilę.

– Dwunastu? Nie mogę uwierzyć. Ten gość zarąbał dwunastu… To jakiś żart? – Te słowa wyszeptane przez anonimową osobę spowodowały lawinę komentarzy.

– Dwanaście osób?! Co? Niemożliwe! Owszem, ma paskudną mordę, ale…

– Ten koleś jest z A, nie? Dwanaście osób, to po prostu okropne. Całe szczęście, że jestem w B…

– Tyle żyć… Wspaniałe! Może wyrwie także moje serce.

– Ku?! Uspokójcie się! Mój ci on! Aż się wyzwoli. To my poślemy go do grobu. Ale jeszcze nie czas. Wytrzymaj. Jeszcze trochę, Azraelu!

Wszyscy bez zahamowań mówili, co o tym myślą, więc na korytarzu zapanował straszny hałas.

Przejmując rolę Mainy, która uciekła, Kyousuke zwiesił głowę.

Cholera… Czemu to padło w takim miejscu? Nie zrobiła tego celowo, ale rzuciła mnie wilkom na pożarcie… A to ja ją tak wystraszyłem.

Chciał metodycznie załatwić nieporozumienie Mainy, jednak zamiast tego sprowadził na siebie kłopoty.

Teraz wszyscy usłyszeli, że jest „Seryjnym mordercą dwunastu”. Kyousuke miał nadzieję, że to nie przyciągnie do niego jeszcze więcej świrów.

– Chwila! Poczekaj momencik!

W tym momencie ktoś dotknął jego ramienia, przez co od razu ogarnęły go czarne myśli.

Ła! Ktoś mnie złamał! Zaraz… to była dziewczyna czy chłopak?

Słysząc dziki głos, po którym nie dało się określić płci, Kyousuke obrócił głowę.

– Cześć. Yes! Rozmowa rozpoczęta! Tehe.

Stała tam umięśniona dziewczyna, której budowę można było porównać do Boba Sappa.

Miała dwa metry wzrostu i jeden szerokości, przez co jej mundurek był tak rozciągnięty, że ledwie się trzymał. Oczy spod jej krótko ściętych blond włosów posyłały Kyousuke zalotne spojrzenie.

Sądząc po czerwonych policzkach, miała oczywiste zamiary.

– Heee?!

Kyousuke cofnął się, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Przypominająca Boba Sappa dziewczyna (nazwijmy ją Bobem), chcąc do niego podejść, ruszyła swoją grubą jak u słonia nogą.

– Jak się nazywasz? Jeśli chcesz, możemy zostać przyja…

– Odmawiam.

– Ach!

Kyousuke odsunął zmierzającą w jego stronę umięśnioną rękę i uciekł.

Bob rzuciła swoim dzikim głosem, jednak wciąż zalotnym tonem: – Poczekaj! Wciąż nie wiem, jak się nazywasz!



  1. Kanji jej imienia oznacza „ostre”
  2. http://pl.wikipedia.org/wiki/Bob_Sapp


Lekcja 2 – Chłopiec spotyka maskę przeciwgazową / "Brutal Under Ground"[edit]

P: Jak wygląda codzienne życie uczniów?

O: W sumie niewiele różni się od życia normalnych ludzi. Inni czasem nazywają to miejsce szkołą z internatem dla chuliganów, w której nauczyciele są piekielnie ostrzy. Oczywiście soboty są wolne. Zamiast zajęć klubowych są prace karne, za złamanie zasad grozi bicie do nieprzytomności, a przy próbie ucieczki strzelamy do zbiegów, żeby zabić… Cóż, chyba jednak wcale nie tak „niewiele”.

PsyCome V1 071.jpg

– Ej, słyszałeś? Podobno na pierwszym roku jest ktoś, kto zabił dwanaście osób.

– Dwanaście?! Bez żartów. Jak to możliwe… Kurde, czyli to tegoroczny numer jeden?

– Prawdopodobnie. W dodatku zamordował wszystkich dwunastu naraz. Może i to mniej ofiar niż w przypadku Morderczej Księżniczki, ale to w końcu seryjna morderczyni… Ale pod względem okrucieństwa nawet ona nie ma do niego startu.

– Racja, ale to dawne dzieje. Jeśli chodzi o okrucieństwo, ten gość bije ją na głowę.

– …

Kyousuke siedział skulony z kolanami przystawionymi do piersi w zamkniętej, pokrytej graffiti kabinie łazienkowej.

Minęło już kilkadziesiąt minut, odkąd po swojej ucieczce schronił się w łazience nowego budynku szkoły. Przez ten czas Kyousuke był tematem wszystkich rozmów toczących się po drugiej stronie drzwi.

Wśród uczniów starszych klas najwyraźniej rozeszła się wieść o jego wielkim osiągnięciu.

Wbrew własnej woli dowiedział się o istnieniu uczennicy, która zabiła o wiele więcej niż dwanaście osób, przez co jego humor pogorszył się jeszcze bardziej.

Rety. Nie udało mi się kupić niczego do jedzenia. Padam z głodu. Przeznaczenie musi się bawić moim kosztem.

Kyousuke, ściskając słodką, różową chusteczkę, złapał się za burczący brzuch.

Przed nim było jeszcze kilka lekcji i prace karne, a przetrwanie ich o pustym żołądku mogło być ciężkie…

W tym momencie pomyślał nagle: - Która godzina?

Przed oczami stanęła mu wizja okrutnego uśmiechu na twarzy Kurumii, przez którą poczuł, jak ulatuje z niego całe życie.

Cholera.

Przerwa śniadaniowa miała trwać sześćdziesiąt minut. Chociaż nigdzie nie było widać zegarka, a więc nie dało się określić, która jest godzina, ta myśl dodała kolejną rzecz do góry niepotrzebnych zmartwień.

Zanim się spostrzegł, w łazience zapanowała cisza.

– Cholera! Muszę szybko wracać.

Kyousuke otworzył drzwi i wybiegł, jednak przewrócił się pośrodku korytarza prowadzącego do wyjścia. Praktycznie natychmiast się podniósł i zanim jeszcze odzyskał równowagę, rzucił się przed siebie.

– Pu?!

Kiedy uniósł głowę, poczuł, że jego twarz uderzyła w coś miękkiego, co całkowicie zasłoniło mu widok.

Usłyszał słodki krzyk „Kiaa?!”. Chociaż jego twarz była otoczona czymś niebywale miękkim o zapachu mydła, od razu zdał sobie sprawę, co to było. O nie.

Popchnął osobę, na którą wpadł, i razem wylądowali na podłodze.

– …

Cisza.

Twarz Kyousuke nadal otaczał miękki, pachnący przedmiot.

Ponieważ było to bardzo przyjemne, a ciało i umysł chłopaka znajdowały się na granicy wyczerpania, momentalnie zrobił się senny. A więc to się nazywa ucieczką od rzeczywistości… Ayaka, twój braciszek jest taki zmęczony…

Kiedy świadomość Kyousuke zaczęła odpływać, usłyszał nad głową cichy głos.

– Przepraszam. Czy to nie najwyższy czas, żebyś wziął głowę z moich piersi?

Był to trudny do opisania, stłumiony, ale bardzo piękny sopran.

Kyousuke na początku nie mógł zrozumieć tych słów, ale po chwili w końcu do niego dotarły.

P-Piersi? Nic dziwnego, że to było takie miękkie… O szlaaaaag!

Odruchowo podniósł głowę i odskoczył do tyłu. Uklęknął i położył czoło na podłodze.

– Bardzo dziękuję! Chwila… Nie to chciałem powiedzieć! Masz moją dozgonną wdzięczność! Nie, to też nie to! Przepraszam! Naprawdę bardzo przepraszam! - rzucił ogarnięty paniką oraz ekscytacją Kyousuke. Po chwili poczuł na twarzy palące rumieńce i po raz pierwszy od przekroczenia progu tej szkoły naprawdę miał wrażenie, że za chwilę zginie.

Przygotował się na przyjęcie zniewag typu „zboczeniec” czy „gwałciciel” i zamknął oczy.

– Hmm. Nie ma za co. Chyba tak wypada odpowiedzieć. W każdym razie podnieś głowę i wstań. Nie wypada chyba rozmawiać, siedząc na środku korytarza, prawda?

Z góry dobiegły uprzejme słowa.

Czując się zakłopotany taką nieoczekiwaną odpowiedzią, Kyousuke powoli otworzył oczy.

– E? Ha, ha… N-Nic ci nie jest?

Przed oczami zobaczył parę białych trampek.

Idąc ku górze, dostrzegł krzywizny pięknych nóg, nie za grubych, ale także nie za chudych, oraz szarą spódniczkę, nad którą znajdowało się wcięcie w talii.

Usłyszał także nieprzyjemny dźwięk „szooko”.

– Rany boskie, serio. Zaskoczyłeś mnie, tak nagle wyskakując. Tyle siedziałeś w tej łazience, że pomyślałam już, czy by cię nie zawołać, a wtedy na mnie wpadłeś… Na szczęście nikomu nic się nie stało. Te maleństwa zwykle mi przeszkadzają, ale czasem jednak przydają się na coś. Mam teraz o was lepsze zdanie, moje piersi!

Mówiąc to, dziewczyna wypięła klatkę piersiową.

Podtrzymywane przez jej skrzyżowane ręce piersi zadrżały i się zakołysały, podkreślając swoją obecność. T-Takie wielkie…

Co prawda Bob, na którą Kyousuke wpadł wcześniej, dzięki masywnie zbudowanemu ciału także posiadała spore, jednak towarzysząca mu dziewczyna miała duże jedynie piersi. Są prawie jak melony – ta myśl była silniejsza od niego.

W dodatku spod rozpiętej, czarnej marynarki było widać niebieską bluzę oraz czarny top dodatkowo podkreślające kształt cycków.

Miałem w nich twarz? O w mordę…

W spodniach nagle zaczęło mu brakować miejsca, a w dodatku akurat w tym momencie zaskoczona dziewczyna spytała: - Przy okazji, możesz już wstać? Ile masz zamiar tam siedzieć?

– Przepraszam… W pewnym sensie już stoję. Hahaha.

– Pewnym sensie? Nie do końca rozumiem, ale byłoby miło, gdybyś wstał w znaczeniu, o którym mówiłam.

– Wybacz, możesz chwilę poczekać? Za moment się położy.

– Położy? Nie, chcę, abyś wstał. Innymi słowy, dopóki stoisz w tym pewnym sensie, nie możesz wstać w znaczeniu, o które mi chodzi. To masz na myśli?

– Ta, mniej więcej… Więc jak już mówiłem, daj mi momencik.

– Hoo… Trudno. Poczekam chwilę.

– Dziękuję. Postaram się położyć go tak szybko, jak tylko się da.

Ta rozmowa była tak głupia, że chcę wykopać dziurę w ziemi i schować do niej swoją głowę.

Kyousuke po tym, jak zdusił w sobie to okropne uczucie i się uspokoił, spojrzał w górę.

Od razu zobaczył twarz tej dziewczyny…

A raczej zakrywającą ją czarną maskę przeciwgazową.

–He? Co, u lichaaa?!

Kyousuke spojrzał na nią jeszcze raz. Naprawdę mu się nie wydawało.

Ta dziewczyna miała na sobie maskę przeciwgazową.

W miejscu, gdzie powinny znajdować się usta, wisiał długi, cylindryczny filtr, a oczy zasłonięte były przez plastikowe szybki. Pod kapturem bluzy można było dostrzec zakręcone jak fale na wodzie, srebrne włosy.

Uszy natomiast zakrywały wielkie słuchawki.

Usłyszał westchnienie oraz dźwięk „szooko” – który wydał filtr znajdujący się na masce przeciwgazowej.

– Rany boskie… Wykrzyczeć coś takiego dziewczynie w twarz… To było naprawdę nieuprzejme. Może i jestem tak piękna, że nie mieści ci się to w głowie, ale nie powinieneś tego robić. Rany!

– Piękna? Nie, nic przecież nie widać.

Przez to, że miała na sobie tę maskę, cała twarz była zasłonięta.

Wszyscy by chyba krzyknęli coś takiego po wpadnięciu na tę dziewczynę. Co prawda, Kyousuke spotkał tego dnia już wiele dziwnie wyglądających osób, jednak ona bez wątpienia była silną kandydatką do tytułu tej najbardziej wyróżniającej się z tłumu - przegrywała jedynie z Bobem.

Kyousuke z całego serca pragnął nie mieć z nią nic wspólnego.

Jednak ta dziewczyna nie wiedziała, o czym myślał, i powiedziała:

– O właśnie, wciąż się nie przedstawiłam. Nazywam się Renko Hikawa i chodzę do 1b. Wiele o tobie słyszałam. Podobno ciebie także osadzono za dwanaście osób.

Tę dziewczynę, Renko, przyciągnęła jego liczba zabitych.

Jednak Kyousuke dostrzegł pewien mały problem w doborze jej słów.

Osadzono za dwanaście osób? Co jest, do cholery, z tą jej subtelnością?

Spojrzał na twarz dziewczyny skutecznie zakrytą maską przeciwgazową. Te jej szkiełka przypominały okulary przeciwsłoneczne odbijające padające na nie światło, więc nie było widać nawet jej oczu.

Czując się tym przytłoczony, Kyousuke zaczął zastanawiać się nad tym, jak zareagować.

– Och. Skoro o tym mowa, przerwa śniadaniowa niedługo się skończy. Wychowawca klasy B jest bardzo wymagający, jeśli chodzi o punktualność, więc wybacz, ale muszę już iść.

Renko westchnęła. Chociaż dźwięk był stłumiony, Kyousuke udało się odczytać zawarty w nim żal.

– Jednak najpierw mam prośbę. Mógłbyś zdradzić mi swoje imię?

– Hmm… Imię? Moje imię, co? Cóż…

Kyousuke miał wątpliwości, ponieważ Renko także chodziła do tamtej szkoły, a więc również i ona została skazana za morderstwo.

W jego racjonalnym umyśle włączył się alarm, jednak z drugiej strony…

– Nie musisz, jeśli nie chcesz, wiesz? Nie obrażę się, jeżeli mi go nie zdradzisz. Jednak po powrocie do klasy wyleję morze łez, a może nawet się w nich utopię… Nie musisz brać tego na barki swojego sumienia. W końcu to twoja decyzja. Innymi słowy, twój wybór może zaważyć na życiu i śmierci.

– Wiesz, to wprost genialna groźba.

– Nie, ja ci nie grożę. Nie zrozumiałeś żartu? Logicznie rzecz ujmując, da się w ogóle utopić we własnych łzach? Naprawdę myślisz, że ta dziewczyna rozpłakałaby się, bo taki chłopak ja ty dałby jej kosza? Posiadam wyjątkowo duże, czyste serce i mam do siebie dystans, wiesz?

– Aha. W takim razie pójdę już.

Szloch. Chlip. Łee. Pociągnięcie nosem.

– Naprawdę się rozpłakałaś?! E-Ej…

– Guu… Szloch… Ostatnio strasznie dokucza mi alergia.

– A takiego wała, kłamczucho w masce przeciwgazowej. Nie ma lepszej obrony przed pyłkami niż to cholerstwo, które masz na twarzy.

– Racja. To zbyt oczywista wymówka. Łuusz.

Dźwięk „łuusz” prawdopodobnie był śmiechem.

Kyousuke westchnął, wstając. Chciał uciec najszybciej, jak to możliwe, jednak pomimo tego, że czuł się zaniepokojony, uznał tę dziewczynę za niespodziewanie przyjacielską i otwartą.

Chociaż umysł bił na alarm, wrażliwe, naiwne serce było spokojne i wyrozumiałe. Dlatego właśnie się wahał.

Powinienem się z nią zadawać czy nie?

Kiedy pogrążony w myślach Kyousuke przyłożył dłoń do podbródka, Renko krzyknęła energicznie: - No dobrze! Rozumiem. Skoro tak się zamartwiasz, to trudno... Zdejmę to.

– E… Zdejmiesz? Naprawdę zdejmiesz?!

Słysząc tę niespodziewaną deklarację, zszokowany Kyousuke spojrzał na zasłoniętą twarz Renko.

Dziewczyna pokiwała głową, na której znajdowała się maska przeciwgazowa.

– Tak, zdejmę. Udowodnię ci w ten sposób moją szczerość. Odpowiada ci to?

– Ta… Jak najbardziej.

Nieźle mnie zaskoczyła. Co za niespotykana szczerość u morderczyni.

Pomimo zakłopotania wynikającego ze sprzeczności wyglądu i osobowości Renko Kyousuke poczuł, jak jego serce przyspiesza.

– Mmm, no… Zdejmuję, dobrze? To bardzo krępujące, ale postaram się wytrzymać!

– D-Dobra!

Kyousuke odpowiedział, nerwowo przełykając ślinę.

Pośród grobowej ciszy Renko zdjęła kaptur kamizelki.

Jej długie, miękkie, srebrne włosy, od których czuć było zapach przypominający mydło, poszybowały w górę, a potem opadły.

Następnie dziewczyna powoli zdjęła marynarkę, potem bluzę (podtrzymywane jedynie przez cienki materiał piersi podskoczyły), złapała obiema rękoma dolną część jej koszulki bez ramiączek i zaczęła…

– Ej, ej, chwila. Co ty, do cholery, wyprawiasz?

Słysząc wyszeptane pytanie, Renko przechyliła głowę i wydała z siebie: – Hmm?

Miała naprawdę bladą skórę, a kiedy topik znalazł się tuż przy piersiach, można było dostrzec jej zgrabną figurę w pełnej krasie oraz uchwycić wzrokiem skrawek wystających spod spódniczki czarnych majtek.

Kiedy Kyousuke cały zesztywniał, także w tamtym znaczeniu, Renko wyraziła swoje zdziwienie.

– Jak to co robię? Zdejmuję… moje ubrania. Maska jest strasznie nieporęczna, więc nie mogę jej ściągnąć. Wybaczysz mi, jeżeli odsłonię tylko tyle? Nie wystarczy? T-Trudno! W takim razie…

– Kyousuke Kamiya.

– Hmm? Kyo-u-su-ke Ka-mi-ya? To chiński?

– Japoński! Sama spytałaś, jak się nazywam! Rok 1, klasa A, Kyousuke Kamiya.

– E?

Widząc reakcję Renko, oczekiwania Kyousuke legły w gruzach.

Miała na myśli, że zdejmie wszystko, ale nie maskę? To było strasznie mylące.

– W każdym razie popraw ubrania. Jeśli tak je zostawisz, jak to powiedzieć… Są jak trucizna dla oczu.

– Trucizna dla oczu? Och? Naprawdę? Wydawało mi się, że masz obsesję na punkcie piersi. Myliłam się? Zaczynałam się już zastanawiać nad tym, czy w razie dalszej odmowy nie pozwolić ci ich pomacać… Widać nie ma już takiej potrzeby.

– Ech.

Przez całe piętnaście lat swojego życia Kyousuke nigdy tak bardzo nie żałował podjętej decyzji.

– Przepraszam. Tak naprawdę wymyśliłem to imię.

– Co takiego? Nie mogę uwierzyć, że chcesz zrobić to i tamto moim piersiom, żeby powiedzieć tak oczywiste kłamstwo! Rozumiem, więc twoja obsesja sięga aż takiego poziomu…

Kłamstwo, jakie Kyousuke wymyślił, powstrzymując swój wstyd, zostało momentalnie wyłapane.

Przez całe piętnaście lat swojego życia Kyousuke nigdy tak bardzo nie żałował podjętej decyzji (aktualna wersja).

– Na razie to zostawię. Kyousuke, nie przejmujesz się godziną? Bo ja mogę mieć kłopoty. Wychowawca klasy B jest strasznym zboczeńcem i jeśli spóźnię się chociaż o sekundę, z pewnością przytrafi mi się to i to, a może nawet „to”.

Po tym, jak Kyousuke usłyszał ten szokujący fakt, jego serce przyspieszyło i spojrzał na piersi, nie, na twarz Renko.

– „To”! Ale o czym ty…? Chwila! Muszę się pospieszyć! Ty jakoś przetrwasz swoją karę, ale w moim przypadku spóźnienie oznacza śmierć!

– Chwila! Ja też nie chcę, żeby „to” mnie spotkało! Absolutnie nie!

– Ale co to za „to”?!

Kyousuke rzucił się biegiem do swojej klasy. Chwilę później także i Renko ruszyła.

Głośniki na korytarzu zawibrowały, wydając z siebie dzwonek oznaczający początek lekcji.


× × ×


– Słuchasz, dupku żołędny? Jeśli przed rozpoczęciem lekcji nie będziesz siedzieć na swoim miejscu, uznam to za prośbę o zdyscyplinowanie. Wspominałam już o tym, prawda? Gotowy? Kukuku…

Pośród ciszy, jaka zapanowała w klasie, rozległ się sadystyczny śmiech Kurumii.

Powoli wyszła zza pulpitu, bawiąc się przy tym swoją stalową rurą.

– Możecie, śmiecie jedne, myśleć sobie, że przymnę oko, jeśli rzucicie wymówką typu „To dopiero drugie spóźnienie” albo „Nie dało się tego uniknąć”, ale odpowiedź brzmi…

Kurumiya zamilkła i się zatrzymała. Zapanowały napięta atmosfera i strach, które narastały zupełnie jak w chwili, kiedy ma się lufę przystawioną do głowy i czeka na strzał.

Kiedy Kurumiya osiągnęła już swój limit, wyrzuciła: - Odpowiedź brzmi oczywiście: Nieeeeeeee!

W powietrzu rozległ się głośny, głuchy dźwięk uderzenia z miejsca za Kyousuke.

Trafiony uczeń z krzykiem i głośnym hukiem przewrócił się razem z krzesłem.

Napięcie w klasie ponownie wzrosło. Nikt nie śmiał powiedzieć choćby słowa.

Nie chcieli prowokować Kurumii. Kyousuke doskonale to rozumiał.

Oczywiście miał całkowitą pewność, że w całej klasie to on boi się najbardziej.

Usiadł na swoim miejscu dosłownie parę sekund przed rozpoczęciem lekcji.

– Do jasnej cholery. Uszy śmieci z tego rocznika są jedynie ozdobą?! – Bum.

– Zmuszać mnie, żebym pierwszego dnia nauczyła dyscypliny dwa kundle?! – Bum.

– Irokez, rano było to samo, ty cholerna kupo gówna… Lekceważysz mnie, bo jestem taką piękną kobietą? Lekceważysz mnie, prawda? Chcesz się założyć, że bez problemu przerobię was obu na mielone?!

Bam, bam, bam. Bach!

– Co?!

– Piękna kobieta… W takim wieku…

– Eee?!

– Aaaaaaa!

Potem rozeszły się przekleństwa, dźwięki bicia, krzyki oraz odgłosy latających w powietrzu kawałków ciała i krwi, które razem tworzyły kwartet grający pełną agresji melodię.

Kyousuke, trzęsąc się, siedział idealnie prosto i wlepiał spojrzenie przed siebie.

Czyli tak skończę, jeśli się spóźnię… Było blisko.

Jego umysłem targał strach, a jednocześnie uczucie ulgi. Nagle przyszło mu coś do głowy.

Ciekawe, czy Renko zdążyła.

Wcześniej był zbyt zajęty, żeby przejmować się losem zostawionej w tyle dziewczyny. Dopiero teraz pomyślał, co takiego mogło ją spotkać.

Skoro on ledwie zdążył, Renko z pewnością…

Czyżby robili jej teraz to, to albo „to”?! Przy całej klasie wlepiającej wzrok w jej cycki… Kurwa! Kyousuke, przestań, nie wyobrażaj sobie tego! Ale jestem ciekaw, tak cholerne ciekaw… Chwila. Jej klasa jest obok, więc może uda mi się coś usłyszeć, jeśli wytężę słuch…

– Ej, Kamiya. Czemu tak rżysz? Tak cię cieszy, jak kolega poznaje znaczenie słowa dyscyplina? Hmhm. Rozumiem. Naprawdę jesteś zepsuty do szpiku kości.

– E? S-Serio?

Świadomość Kyousuke już miała przekroczyć ścianę i odlecieć w świat fantazji, kiedy do rzeczywistości ściągnął go głos Kurumii. Cały zesztywniał, zanim jeszcze zrozumiał swoją sytuację.

Kiedy już doszedł do zmysłów, zobaczył, jak Kurumiya zza swojego pulpitu wlepia w niego ostre spojrzenie. Na jej ramieniu spoczywała rura w całości pokryta krwią.

– Ho. Więc śmiesz używać „Serio” jako odpowiedź? Mogłabym ci odpuścić to wpadnięcie na swoje miejsce parę sekund przed rozpoczęciem lekcji, ale czy ty przypadkiem nie czujesz się zbyt swobodnie? Chyba muszę wbić ci do głowy trochę dyscypliny.

– Proszę poczekać! Nie chciałem!

– Hoho. Więc co takiego zamierzałeś i czemu masz taką zadowoloną minę? Słucham. Wyjaśnij mi to i błagaj… Ale najpierw wstań.

– W-Wyjaśnić?! Mogę najpierw o coś spytać? Mogę to zrobić na siedzą…

– Zapomnij. Wspominałam, że nie będę tolerować żadnych sprzeciwów? Lekceważysz mnie?

– Hę… bał… bałdzo psepla… Zlozumiałem…

Kyousuke kiwał nerwowo głową, mając stalową rurę przystawioną do ust.

Nawet jeśli chciałby odwrócić twarz, podążałaby za nią stalowa rura. Nauczycielka groziła mu, chcąc, aby polizał znajdującą się na jej broni krew, ponieważ nie tolerowała, jak ktoś patrzył na nią z góry? Czy może była to gra słów, ponieważ w japońskim „lizanie” oraz „patrzeć na kogoś z góry” zapisuje się w ten sam sposób?<!—Połączyłem komentarz z angielskiego tłumaczenia z tekstem, żeby nie trzeba było zaglądać na koniec strony, aby zrozumieć żart -->

Cholera, w takiej chwili… Jak ja się teraz wytłumaczę?

Bez względu na wszystko nie mógł powiedzieć, że ma taką radosną minę, bo wyobraża sobie, jak w sali obok jest karana dziewczyna, którą poznał chwilę wcześniej. Oraz że nie jest w stanie wstać, ponieważ dostał erekcji. Z pewnością zginąłby podczas kary, jaka spadałaby na niego chwilę później.

Problem stanowiła także siedząca po jego lewej stronie Eiri. Nie zajmowała się wtedy swoimi paznokciami, tylko ze zdziwieniem obserwowała, co się dzieje. Gdyby Kyousuke wstał, od razu zauważyłaby, że mu stanął. Z drugiej strony było to lepsze niż zatłuczenie na śmierć.

Przygotowując się na spędzenie reszty życia pod ciężarem dezaprobaty i komentarzy ze strony koleżanek, miał już wstać, kiedy…

– Co?! „To”?! Nieeeeeeeee!

Zza ściany dobiegły krzyki.

Ten wysoki głos… Cz-Czyżby…?!

Kiedy w końcu z wielkim trudem się uspokoił, „mały Kyousuke” ponownie stanął na baczność, pełen energii jak nigdy wcześniej, a jego właściciel zamarł w powietrzu, a potem twardo usiadł na krześle.

– Rozumiem. W końcuuu zrozumiałam, Kamiya. Więc taki jest twój wybór, dupku?

Wytrzymałość Kurumii osiągnęła już swój limit i nauczycielka ponownie wyszła zza pulpitu.

Odrzuciła pogiętą rurę na bok i wyciągnęła nowe, których wcześniej nie było w ogóle widać.

Z dwiema broniami, po jednej w ręce, Kurumiya ruszyła w stronę Kyousuke.

W mordę… Zrobi ze mną to samo co z tamtym gościem? Ale trudno. Skoro Renko także przyjmuje wymierzaną karę, ja także… Co, u licha? Nie chcę umierać!

Próbował zetrzeć świeżą krew ze swoich ust. Mimo swojego postanowienia nie mógł przestać się trząść.

Kurumiya stanęła przed jego ławką i przyglądała mu się z błyskiem tryumfu w oczach.

– Jakieś ostatnie słowa?

Potwornie rozgniewana Kurumiya zrobiła zamach.

Kyousuke poczuł tak potworny strach, że nie mógł już nawet poruszyć ustami. Zachowując ciszę, ukłonił się, zagryzając przy tym zęby.

– Hmm. Rozumiem. W takim razie pozwól, że od razu wyślę cię na drugą stronę.

– Jahahaha, szmaty! Wróciłem z piekła, dziewczynko! Jahaha!

Drzwi otworzyły się z hukiem, a znajdująca się w nich szyba pękła. Wśród słodkiego krzyku do klasy wpadł chłopak, stanął na rozbitym szkle i śmiał się wniebogłosy. Był to…

– Irokez… Tak szybko, dupku, żeś wrócił? Widać za słabo przyłożyłam się do lekcji dyscypliny.

Irokez, który był cały w bandażach i wyglądał jak mumia, przechylił głowę na bok.

Swoim powrotem od pielęgniarki odciągnął uwagę nauczycielki od Kyousuke.

Na czole Kurumii pojawiły się grube żyły, kiedy spojrzała na nowo przybyłego.

– Trwa lekcja. W dodatku zniszczyłeś drzwi. Lekceważysz mnie? Co? Robisz scenę, chcąc tam szybko wrócić?! W takim razie masz świetne wyczucie czasu, bo akurat jestem w dobrym nastroju. Nie obchodzi mnie, czy jesteś ranny, czy nie. Nie mam najmniejszego zamiaru się hamować, więc lepiej się przygotuj!

Irokez wytrzymał potworne spojrzenie, jakie mu rzuciła, i trzęsąc się ze strachu, wydał z siebie – Ooo?! – jednak momentalnie wrócił do poprzedniego nastawienia i zaczął się śmiać.

– Jahahahaha! Mnie to pasi! Też nie mam zamiaru się hamować, dziewczynko. Twoje ciałko posmakuje strachu i bólu! Tym razem podejdę do tego na serio, jasne?! Lepiej się przygotuj! Jahahahaha!

Kurumiya, idąc w stronę śmiejącego się Irokeza, zrobiła pustą mnę.

– Potraktuj ten owoc mądrości jako pamiątkę, którą zabierzesz do piekła. Śmiecie jedne! Każdy, kto nazwie mnie „knypkiem”, „dzieciakiem”, „skrzatem” albo „przedszkolakiem”, zostanie zajebany bez litości.

Kyousuke zniknął z pola widzenia pełnych żądzy krwi oczu Kurumii.

Ziew. – Kyousuke, fajnie, co? Ocaliłeś skórę – powiedziała Eiri.

Chociaż chyba lepiej było powiedzieć, że jego żywot został przedłużony.

Co więcej, przez tę prowokację humor Kurumii jedynie się pogorszył.

Jej żądza krwi była tak silna, że prawie można było dostrzec, jak unosiła się z jej pleców pod postacią czarnej pary. Kyousuke pomyślał, że stojący przed nauczycielką Irokez już pewnie zaczął trząść się ze strachu, jednak…

– Jahahahaha! Serio no, ta mała dziewczynka nie jest przedszkolakiem? Mam uwierzyć, że chodzisz już do podstawówki?! Jesteś taka niska, że mogłem się pomylić! Soreczka!

– …?!

Wszystkim w klasie włosy stanęły dęba.

Kiedy przyglądali się koledze, którego zuchwalstwo nie miało granic, na ich twarzach zaczęło malować się niedowierzanie.

Eiri wyszeptała: – Już po nim.

Kurumiya się zatrzymała, zamilkła, później jej ramiona zaczęły się trząść tak samo jak u Mainy i po chwili wybuchnąć śmiechem: - Ku... Kukukuku... Fuha... Fuhahaha... Hahhahahaha.

Jakby zarażony tym Irokez także zaczął się śmiać na cały głos.

– Jahahaha… Hahahaha…. Jahahahahahaha!

Po chwili wspólnego śmiechu…

– Zaraz padnę. Kukuku, dawno się tak nie uśmiałam.

Kurumiya wytarła łzy z kącików oczu, a potem odrzuciła stalowe rury na bok.

Następnie podeszła do Irokeza, stanęła na palcach i położyła ręce na jego ramionach, a uśmiech znikł z jej twarzy.

– Tak bardzo chcesz gryźć piach, co?

Wkładając w to całą siłę, wykręciła mu ramiona.

– Jaaaaaaaaaaaaa!

Potem kopnęła Irokeza, posyłając go w powietrze, a kiedy wylądował na ziemi, stanęła na nim i spojrzała na klasę.

– Słuchać, śmieci. Mieliśmy po zajęciach zrobić sobie wycieczkę po budynku szkoły, ale w ostatniej chwili postanowiłam zmienić plany. O ile czas nam na to pozwoli, zaprezentuję wam wszelkie metody tortur i przesłuchań, do których wystarczą gołe ręce. No dobrze, zaczniemy od kończyn. Najpierw bierzecie paznokieć w palcu wskazującym, a potem robicie to…


× × ×


– Oj, już tak późno? Widać za bardzo mnie to wciągnęło, chociaż wciąż nie mam jeszcze dosyć… Hmm, odpuszczę ci dzisiaj, bo jestem strasznie zajęta, ale słuchaj, świnio jedna, nigdy więcej tak nie pogrywaj.

Mówiąc to, Kurumiya ściągnęła bluzę z Irokeza i wytarła nią zakrwawione ręce. Wcześniej była tak pochłonięta torturami, że dopiero po ich zakończeniu na jej twarzy w końcu pokazało się zmęczenie.

Odrzuciła brudne ubranie na bok, obróciła się w stronę krwawej mozaiki na podłodze (zdeformowanego Irokeza), a potem zrobiła zamach stalową rurą jak kijem golfowym.

W powietrze poszybowały gałki oczne, a Irokez po wydaniu z siebie jęku przestał się ruszać.

Czekający w pogotowiu medycy od razu przenieśli tę krwawą mozaikę na nosze.

– No to jest już szesnasta, więc zastał nas koniec zajęć. Za dwie godziny, dokładnie o 18, macie stawić się na boisku, gdzie aż do zmierzchu będziecie wykonywać prace karne. W zdrowym ciele zdrowy duch… A w końcu zastępują wam one zajęcia klubowe. Odbywają się dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Macie to zapamiętać i stawić się na czas. Kapiszi?

Cała klasa zgodnie wykrzyczała odpowiedź: – Tak, proszę pani!

Po pokazie tortur, w skład którego wchodziły przerażające krzyki, we wszystkich uczniach zostały zaszczepione lojalność i oddanie (czyli strach).

– Kukuku. Doskonała odpowiedź. Zobaczymy się później.

Zadowolona Kurumiya pokiwała głową, a potem wzięła pod pachę dodatkowe wydruki.

– O rany, chyba zapomniałam o czymś ważnym… Trudno. Lepiej wrócę już do pokoju nauczycielskiego, bo mleko i kruche ciastka już na mnie czekają.

Mleko i kruche ciastka. W pewien dziwny sposób jednak jest słodka.

– Nie, chwila. Ciastu czekoladowemu też nie mogę przepuścić… Mumu.

Kurumiya wyszła z klasy, trzymając dłoń na podbródku. Parę sekund później…

– Ocalony! Ze strachu prawie się zlałem - wyrzucił z siebie Kyousuke, padając z wycieńczenia na ławkę.

– Ale było blisko… Myślałem, że już po mnie.

Tą ważną rzeczą, o której zapomniała Kurumiya, było oczywiście ukaranie Kyousuke.

Widząc kolejne demonstracje metod tortur, bez przerwy obawiał się, że będzie następny. Dopiero wtedy mógł rozbroić tę bombę strachu, która cały czas tykała w jego sercu i mogła w każdej chwili wybuchnąć.

– Miło, nie? Przeżyłeś dzięki tamtemu jednokomórkowcowi.

– Ta, zawdzięczam mu skórę.

Kyousuke pokłonił się Irokezowi, który uchronił go przed cierpieniem.

Żegnaj, Irokezie. Dziękuję. Spoczywaj w pokoju.

– To… Co teraz planujesz?

– Teraz? No tak, jest już po szkole. Co teraz…?

Kyousuke zamyślił się po usłyszeniu pytania Eiri.

Piąta lekcja już się skończyła, a do prac karnych pozostały jeszcze dwie godziny.

Uczniowie podczas tej przerwy mieli wolne i o ile stawili się o ustalonej godzinie, mogli robić, co tylko dusza zapragnie.

Kiedy Kyousuke zaczął zastanawiać się, jak spędzić ten czas…

– Ej, zobacz. To ten gość, co zabił dwanaście osób.

W korytarzu, skąd dochodził głos jakiegoś chłopaka, już zaczęło robić się straszne zamieszanie, przez co Kyousuke poczuł, jak uchodzi z niego całe życie.

Z potwornym przeczuciem spojrzał w tamtą stronę.

– Oj! P-Patrzy na nas… Co za przerażająca aura. Zaraz chyba dostanę zawału!

– Masz przerąbane! Na pewno cię zajebie! Może spróbuj paść na kolana i błagać o litość?

– Słuchajcie, może ta kałuża krwi jest z osoby, którą zabił wcześniej… Drzwi też są rozwalone…

– Niesamowite. Naprawdę chciałabym być zabita i zjedzona przez niego… - Dziewczyna puściła Kyousuke całusa.

– Nie! To moje życie odbierze i pochłonie ciało! Nie moje, tylko nasze! Moja lewa ręko, Azazelu, niech twa łaska na mnie spłynie … „Jak najszybciej odbierze me życie”, „Jak najszybciej pochłoń me ciało”… Kyousuke Kamiya.

– Co, do cholery?

W korytarzu zbierali się uczniowie, którzy usłyszeli plotkę o Kyousuke, i przez zniszczone drzwi zaglądali do klasy. Przestrzeń życiowa Kamii momentalnie zaczęła się kurczyć.

Spojrzenia wszystkich osób skupione były na Kyousuke, więc presja, jaką odczuwał, była naprawdę nie do opisania.

– Miło, nie? Zostałeś gwiazdą.

Eiri sarkastycznie pogratulowała Kyousuke, który nie miał żadnego powodu do radości.

Tak na marginesie, prawdziwy powód tego zamieszania, czyli Maina…

– Chcę pokoju na świecie, chcę pokoju na święcie... Ojć, przejęzyczyłam się.

Miała pochyloną głowę i z zaciśniętymi mocno powiekami modliła się o pokój na świecie.

Kyousuke chciał jak najszybciej wyjaśnić nieporozumienie, jednak mógłby jedynie pogorszyć sprawę.

Ej, co mam teraz zrobić? Przecież to totalny pat.

Uczniowie na korytarzu stali jedynie na zewnątrz, obserwując Kyousuke, i nie próbowali nawet wejść do klasy - być może aż tak się go bali albo wzajemnie się przed tym powstrzymywali.

Kyousuke chciał szybko stamtąd uciec, jednak przejście było całkowicie zablokowane.

Kiedy zamarł w miejscu bez ruchu i zalał go zimny pot…

– Przepraszam, jest Kyousuke? Kyousuke? Kyousuke… A, znalazłam cię.

Przez tłum przecisnęła się czarna maska przeciwgazowa.

Renko, mówiąc „Proszę, dajcie mi przejść” oraz „Przepraszam”, przecisnęła się przez tłum i weszła do sali, nie zwracając uwagi na wlepione w nią spojrzenia.

– Witam ponownie! Zdążyłeś na czas do klasy? – Łuusz.

– Ta… Dosłownie o włos, ale…

Chcąc jakby zrównoważyć żywiołowość i energię tryskającą z Renko, Kyousuke odpowiedział chłodnym głosem.

Tłumowi natomiast odebrało całkowicie mowę. Uczniowie zaczęli przysłuchiwać się ich rozmowie, przez co trudno było cokolwiek z siebie wydusić.

Jednak Renko najwyraźniej nie przeszkadzało, że tyle osób ich słucha, bo powiedziała:

– Fiu. Wspaniale, że ci się udało. Tylko jakie „ale”?

– Nic takiego… Chodziło mi o ciebie i…

– Tak. Ja niestety spóźniłam się o prawie dziesięć sekund, a potem…

Renko westchnęła, czemu towarzyszyły dźwięki „szooko” oraz przełknięcia śliny przez Kyousuke.

Ciągle po głowie chodziły mu krzyki dziewczyny, które usłyszał z sali obok.

– Nauczyciel spóźnił się o prawie dwadzieścia sekund, więc wszystko skończyło się dobrze.

– Rozumiem, to straszne… Eee? Co takiego? Wywinęłaś się?

Dziwne. Tamte krzyki mi się przesłyszały?

– Tak, ale koleżanka przyszła spóźniona o minutę. Biedactwo. Padła ofiarą „tego”. Prawdziwa tragedia dla tej przerośniętej we wszystkie strony dziewczyny.

– Co takiego?

Wyobrażenia Kyousuke byłyby sto razy lepsze. Wcześniej widział oczami wyobraźni, jak Renko (a raczej jej piersi) są delikatnie macane podczas szukania dziury, żeby wcisnąć „to”.

W tym momencie wolałby jednak znaleźć jakiś otwór, żeby móc schować w nim swoją głowę.

– Powiedziała, że spóźniła się, ponieważ zbytnio skupiła się na szukaniu kogoś. Teraz pewnie jest u pielęgniarki. Chwila, to nie o ciebie przypadkiem chodziło?

– Trudno mi to przyznać, ale prawdopodobnie tak. Nie znam nikogo innego pasującego do tamtego opisu.

Kyousuke jęknął, pochylając głowę.

– Jasna cholera. Ta dziewczyna, Bob, wciąż się nie poddała, co?

– Miło, nie? Jesteś taki popularny, Kyousuke – rzuciła Eiri.

Zanim chłopak zdążył obrócić się w jej stronę, Renko przechyliła głowę i patrząc na pochłoniętą paznokciami Eiri, powiedziała: - O? Jesteś przyjaciółką Kyousuke? Miło mi cię poznać. Nazywam się Renko Hikawa, chodzę do 1B. Pomimo mojego wyglądu mam jedynie szesnaście lat.

– Jak to pomimo wyglądu? Przecież cała twoja twarz jest zasłonięta. – Eiri całkowicie zignorowała przyjacielsko wyciągniętą w jej stronę rękę Renko.

– …Eiri.

Eiri wymruczała swoje imię dopiero po tym, jak skończyła nakładać na paznokcie lakier utrwalający.

Renko cofnęła rękę i pokiwała głową.

– Oj, przepraszam. Nie radzę sobie z odczytywaniem sytuacji. Nie powinnam oferować uściśnięcia ręki, kiedy jesteś zajęta czymś takim… - Łuusz. – Przez moją maskę mam strasznie ograniczone pole widzenia.

– Czymś takim? Co miałaś na myśli?

Eiri uniosła głowę i spojrzała złowrogo na maskę przeciwgazową Renko.

– Hmm? Nic takiego. Chodziło mi o to, że masz piękne paznokcie. Ja też kocham takie rzeczy.

– Aha. To chyba normalne, że dziewczyna dba o swoją urodę, kiedy nie ma nic innego do roboty, prawda? – Słysząc odpowiedź Renko, Eiri wzruszyła ramionami i wróciła do zabiegów pielęgnacyjnych.

Jej długie paznokcie wyglądały naprawdę pięknie po nałożeniu na nie czerwonego lakieru i udekorowaniu kryształkami. Ich czarne krawędzie były dokładnie przycięte, przez co całość wyglądała, jakby wyszła spod ręki zawodowego manikiurzysty.

Łuusz. – Zgadza się. Dbanie o wygląd to kobiece hobby! Kyousuke, słuchaj…

– Hmm? Co jest? Uprzedzając pytanie - twoja maska nie jest urocza.

– Wiem. Chciałam spytać, czy będziesz wolny jutro w południe.

Temat mody został odsunięty na bok.

– Może zjedlibyśmy razem drugie śniadanie? Jest tyle rzeczy, o których chciałabym z tobą porozmawiać. Prawdę mówiąc, miałam zamiar pogawędzić z tobą po szkole… Ale wygląda na to, że przez hałas nie da rady. Co powiesz?

– Drugie śniadanie? Renko, wybacz, ale chciałbym zjeść samemu.

– Jeśli się zgodzisz, pozwolę ci sobie pomacać, gdzie tylko chcesz. Zgoda?

– Gdzie tylko chcę? Naprawdę „gdzie tylko chcę”?!

– Tak. Będziesz mógł rozkoszować się gładkością dowolnego fragmentu mojej maski.

– Ją miałaś na myśli?! To było strasznie mylące…

Kyousuke najpierw wstał z podekscytowania, a potem usiadł zawiedziony.

Eiri rzuciła mu ostre spojrzenie.

– Hę? Co ci chodziło po głowie? Dewiant. Zboczeniec.

W oczach Eiri widać było obrzydzenie i złe zamiary. W porównaniu do masywnych szczytów Renko jej klatka piersiowa przypominała niewielkie wzniesienia, a wręcz wydawała się płaska.

– Gdzie ty się gapisz? Mam ci „to” odciąć?

– Raczej gdzie ty się patrzysz?! I nawet nie wspominaj o czymś tak przerażającym jak obcinanie „tego”, dobra?!

– Niewiele stracisz. W końcu jest pewnie malutki jak serdelek, nie?

– Oczywiście, że nie! Może i nie dorówna wielkością zwykłej kiełbasie, ale tej z hot dogów… - Kyousuke mówił coraz głośniej, jednak w tym momencie zakrył szybko usta, mówiąc – Oj!

Chwilę później usłyszał dobiegające od innych uczniów i nauczycieli szepty: „Hot dog?”, „Pomyśleć, że ma wielkiego jak hot dog!”, przez co ledwie powstrzymał impuls, aby podejść do ściany i zacząć uderzać w nią głową.

Szooko – Renko westchnęła.

– Dlaczego nagle zaczęliście rozmawiać o kiełbasach? Ale… Naprawdę wyglądacie na świetnych przyjaciół! Też chciałabym dołączyć do waszej paczki No tak! – Renko klasnęła, przez co jej wielki biust aż podskoczył. – Eiri, może też zjesz z nami drugie śniadanie? Spotkania są elementami przeznaczenia! Co powiesz? Nie jest to wspaniały pomysł? – Łuusz.

Niewinne nastawienie Renko, które nijak się miało do jej wyglądu, w połączeniu z jej wielką i drżącą jak galareta masą piersiową doprowadziły Eiri do kresu wytrzymałości. Odwróciła głowę z miną „chcę już stąd wyjść” i powiedziała z rezygnacją w głosie: - Cóż… jasne. Nie mam nic przeciwko.

– Kyousuke, zgodziła się! Wspaniale! Ojejku, już nie mogę się doczekać!

– Zaraz… Poczekaj chwileczkę. Przecież nie powiedziałem, że się zgadzam, prawda?

– Co? Nie chcesz? Dlaczego? Szloch, szloch, uuu, łe.

– Nie udawaj, że płaczesz, dobra? Jeśli chcesz wiedzieć czemu…

Kyousuke nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Oczywiście chodziło o to, że był normalną osobą, która nikogo nie zabiła, więc nie chciał zadawać się z mordercami. Nie mógł jednak im tego powiedzieć.

Poza tym w obecnej sytuacji i tak nie mógłbym zjeść w spokoju…

Widząc tłum zebrany przed drzwiami klasy, Kyousuke pomyślał, że jego przyszłość nie wygląda za różowo.

Spojrzenia tych osób, morderców, zdawały się być coraz bardziej natarczywe. Dałby radę przełknąć zawarte w niektórych z nich strach i podziw, ale między nimi kłębiły się także niebezpieczne emocje jak zazdrość, wrogość, a nawet wręcz żądza krwi.

Kyousuke za wszelką cenę chciał uniknąć złapania przez tych psychopatów.

PsyCome V1 101.jpg

Naprawdę znajdował się w sytuacji zagrażającej jego życiu. Gdyby był sam, z pewnością zginąłby, jak tylko przestałby uważać chociaż na chwilę.

W takim razie równie dobrze…

– Dobra, rozumiem. Zgoda.

Kyousuke pokiwał głową, jednocześnie kalkulując sobie wszystko w głowie.


Największa morderczyni w klasie z sześcioma osobami na koncie oraz druga, której liczby zabitych nie znał, w masce przeciwgazowej.

Kyousuke poczuł, że z nikim nie będzie sobie trudniej poradzić niż z tymi dwoma dziewczynami. Jeśli jednak uda mu się przeciągnąć je na swoją stronę, mogą się okazać całkiem...

– Naprawdę?! To wspaniale! Tak się cieszę. W takim razie jutro będziemy się świetnie bawić! – Łuusz.

– A wcześniej się nie wahałeś? Zmieniasz zdanie jak rękawiczki. Co za niezdecydowany facet.

Przez odpowiedź Kyousuke Renko się podekscytowała, a mina Eiri trochę się rozluźniła.

W końcu chcę jedynie przeciągnąć je na swoją stronę, a nie zaprzyjaźnić się z nimi. To tylko jeden ze środków niezbędnych do przetrwania.

Kyousuke postanowił trzymać się z tymi dziewczynami.


× × ×


Zakład Poprawczy Czyściec był szkołą z internatem.

Łatwo domyślić się powodu takiego stanu rzeczy - miało to zapobiec ucieczkom uczniów.

Chociaż placówkę tę stworzono z myślą o reedukacji młodocianych morderców, wciąż istniały inne istotne różnicę między nią a innymi ośrodkami edukacyjnymi.

Dla przykładu teren szkoły był otoczony betonowymi ścianami oraz bez przerwy patrolowany przez strażników upoważnionych do strzelania w przypadku próby ucieczki.

Zresztą i tak nie dało się zbiec, ponieważ zakład znajdował się na wyspie z dala od lądu.

Pod względem ochrony ta placówka nie miała sobie równych.

Z drugiej strony trzeba przyznać, że skazani mieli w niej zadziwiająco dużo swobody.

Dlatego trudno było jednoznacznie określić poziom rygoru tej placówki.

Wszystko w tym zakładzie dla nieletnich przestępców stanowiło tajemnicę, łącznie z jego przeznaczeniem. To, że przetrzymywano tam jedynie nieletnich przestępców, było zrozumiałe, ale dlaczego jedynie morderców?

Podczas zapoznawania się z zasadami, jakie odbyło się tego dnia, nie wyjaśniono tego do końca.

– Trudno, głowienie się nad tym i tak nie pomoże. Padam z nóg.

Nie licząc znęcania się Kurumii, do prac karnych zaliczało się wyrywanie chwastów, naprawianie i dbanie o szkolne budynki, przenoszenie zapasów i inne prace fizyczne. Po czterech godzinach ciężkich robót Kyousuke ledwo trzymał się na nogach.

Rzucił na bok wydruki rozdane podczas zapoznawania się z zasadami, a potem położył się na przyszykowanym dla niego łóżku.

Miało prostą konstrukcję i pokrywał je cienki materac, jednak całkiem wygodnie się na nim spało.

Tak jak w całej szkole, w oknie znajdowały się kraty. Roztaczał się za nimi widok na nocne niebo oraz ścianę z wyjściem zamykanym od zewnątrz, nad którą rozciągał się drut kolczasty.

W tym ciasnym, otoczonym betonowymi ścianami pomieszczeniu znajdowało się niewiele mebli. Stały tam jedynie biurko, krzesło, mała półka oraz toaleta w zachodnim stylu zainstalowana w rogu.

Na pierwszy rzut oka pokój przypominał więzienną celę, w rzeczywistości należał jednak do ucznia mieszkającego w internacie.

– Mam spędzić trzy lata w takim popieprzonym miejscu? Mowy nie ma. Kurwa, za żadne skarby…

Ubrany w strój w czarno-białe paski Kyousuke zaczął marudzić pod nosem.

Te barwy oznaczały, że był więźniem i jak najbardziej pasowały do osoby skazanej za morderstwo, prawda?

Jednak...

– Ja przecież nikogo nie zabiłem. Nikogo…

Kiedy kwestionował postawione mu fałszywe zarzuty, ogarnął go niemożliwy do pohamowania gniew, a także uczucie słabości i niesprawiedliwości w życiu.

– Aaaa, cholera! Nie zrobiłem nic złego! Dlaczego muszę przez to przechodzić?

Kyousuke zacisnął mocno zęby, żeby powstrzymać tryskający z jego serca gniew, a potem rzucił się na łóżko.

Po aresztowaniu, jeszcze przed osadzeniem w tej szkole, pytał się o to wiele razy: - Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? – Jednak nie znalazł odpowiedzi.

Wcześnie rano czekały go prace karne, więc zamknął oczy. Prawie od razu ukazał mu się obraz twarzy najbliższego członka jego rodziny.

Ayaka…

Za każdym razem, kiedy przypominał sobie o siostrze, którą zostawił, coś w jego sercu pękało.

Ciekawe, co teraz robi.

Jej zmartwiona twarz wypaliła się w jego wspomnieniach.

Nie widział siostry od dnia, w którym został aresztowany.

Potem wydarzenia pędziły jak fale na wzburzonym morzu. Został od razu zamknięty w więzieniu, potem przeszedł proces i zanim się spostrzegł, przeniesiono go do tej szkoły.

Ale co robiła teraz jego siostra? Tego łatwo można było się domyślić.

Po tym, co spotkało Kyousuke, Ayaka miała pewnie złamane serce.

Z pewnością ukryła się w ciemnym pokoju, narzuciła na siebie kołdrę, skuliła się i zaczęła płakać. Kyousuke nie miał najmniejszego problemu z wyobrażeniem sobie takiego obrotu spraw.

Tak właśnie zachowywała się w nocy po tym, jak w szkole się nad nią znęcano.

Przepraszam.

Widząc w swoich wyobrażeniach zwykle radosną i pełną energii siostrę w takim stanie, Kyousuke postanowił stać się silniejszy, żeby ją bronić i nie pozwolić, aby ktoś ponownie ją zranił ani nigdy więcej nie była smutna.

Od tamtego momentu, chociaż przez niego się martwiła, nikt nie zrobił jej żadnej krzywdy.

Tak właśnie sprawy powinny się ułożyć, jednak nagle wszystko się zawaliło i Kyousuke…

Ayaka miała rację. Jeśli dalej będę tak lekkomyślny, w końcu wpakuję się w kłopoty, z których nie uda mi się wywinąć. Naprawdę przepraszam, że twój brat jest taki głupi. Ale…

W słabym świetle padającym na łóżko zamajaczyły składane w pięść dłonie Kyousuke.

To jeszcze nie koniec. Nie zostawię tak tego.

Jeżeli uda mu się ukończyć tę szkołę, wróci do społeczeństwa.

Znowu będzie mógł zobaczyć Ayakę i ją bronić.

A także ją przeprosić.

Dlatego…

Nieważne, co się stanie, muszę przetrwać. Nie obchodzi mnie, że otaczają mnie mordercy. Mam gdzieś, że ten piekielny nauczyciel obrał mnie sobie za cel. Chociaż z jakiegoś powodu zostałem wrzucony do więzienia, muszę… wyjść stąd żywym.


Lekcja 3 – Katastrofa spowodowana przez największą łamagę na świecie / "Destructive Hurricane"[edit]

P. Co wchodzi w skład prac karnych?

O. Mówiąc ogólnie, różne prace fizyczne. Czyszczenie i naprawa szkolnych budynków, pielenie boiska, przycinanie roślin, sadzenie na polach, masowanie ramion nauczycieli… Wszystko zależy od sytuacji oraz tego, kto danego dnia je nadzoruje i jaki akurat ma humor. Dodatkowo podczas wykonywania prac karnych wszystko wymaga aprobaty nadzorcy, nawet napicie się wody, pójście do toalety czy zrobienie sobie krótkiej przerwy. Każdemu, kto zrobi cokolwiek bez pozwolenia, zostanie przypomniane znaczenie słowa dyscyplina.

PsyCome V1 107.jpg


– U-Umrę… Naprawdę zginę, jeśli to dalej potrwa.

Tuż po zakończeniu pierwszej lekcji, jak tylko Kurumiya wyszła z klasy, Kyousuke położył się na stoliku.

Siedząca ze skrzyżowanymi nogami i z łokciem na ławce Eiri ziewnęła w lekceważący sposób.

– Eiri, że też nie boisz się okazywać takiego nastawienia przy tej potwornej nauczycielce.

– To nic wielkiego. W przeciwieństwie do ciebie i Irokeza ja nie jestem na jej celowniku - rzuciła lekceważąco Eiri, spoglądając na ławkę po prawej stronie Kyousuke.

Była złamana w połowie i kapała z niej krew.

Irokez tym razem zniknął z klasy jeszcze przed rozpoczęciem lekcji.

Wcześniej powiedział do Kurumii: - Słodko dziś wyglądasz, niziutka jak zawsze. Jahahah! - Sam prosił się o śmierć i po niecałych dwóch sekundach dostał za swoje. Jednak przez niego nauczycielka wpadła w naprawę podły humor.

I tak inni uczniowie musieli ponieść tego konsekwencje (głównie Kyousuke).

– Ale to dziwne… Czemu tylko mi kazała opowiadać dowcipy podczas etyki? Nie mogę uwierzyć, że rzuciła „Ej, Kyousuke, mam podły nastrój. Rozśmiesz mnie”. To się w głowie nie mieści. W dodatku to straszenie dyscypliną nie było śmieszne. Co to niby za etyka?

– Cóż, miło, nie? W końcu i tak ją rozbawiłeś.

– To kpiny się do tego liczą? Kurde, czułem się jak na publicznej egzekucji…

Mówiąc to, przypomniał sobie lodowatą atmosferę, jaka panowała wtedy w klasie, przez co zaczął się jeszcze bardziej martwić.

Kyousuke zaprezentował imitację obsługi Mochu Burgera. „O, telefon. Mochu Mochu”[1].

Naprawdę chciałem wtedy umrzeć…

Pośród niezręcznej ciszy rozchodził się jedynie śmiech Mainy – Mochu, mochu... puhuhu.

Kyousuke przetrwał tylko dzięki niej, dlatego postanowił, że musi się jakoś za to odwdzięczyć.

Muszę też wyjaśnić tamto nieporozumienie. Lepiej szybko do niej zagadam. E? Co?

Po sprawdzeniu, czy ma chusteczkę w kieszeni, Kyousuke spojrzał w stronę miejsca Mainy, jednak jej tam nie było.

Zdumiony zaczął rozglądać się po klasie. Zauważył jej drobną figurę przy drzwiach, kiedy próbowała niepostrzeżenie wymknąć się z sali.

Jednak nie tylko on ją dostrzegł.

– Wzięli sobie tę dziewczynę na cel.

Słysząc szept Eiri, Kyousuke zmarszczył brwi.

Shinji, Usami i Oonogi, którzy do tej pory opierali się o ścianę i rozmawiali ze sobą, ruszyli za Mainą, wychodząc z klasy w podejrzanie jak najcichszy sposób.

Przewodzący im Shinji, ten dusiciel, a w dodatku nekrofil, miał spojrzenie przypominające oczy węża skupionego na swojej ofierze. Oblizywał też usta, robiąc potworną minę.

– Ach, wybacz. Muszę na momencik wyjść.

Ciało Kyousuke wystrzeliło do przodu, zanim jeszcze zdążył wypowiedzieć te słowa.

Eiri spojrzała na niego, kiedy odsuwał krzesło, żeby wstać.

– Hmm? Co za niespodzianka. Chcesz ją ratować? Czy może idziesz się wysikać?

– Nie bądź śmieszna. Oczywiście, że mam zamiar jej pomóc. Niby jak miałbym zostawić ją tym wilkom na pożarcie?

– E? Jak miło z twojej strony, Kyousuke. I to mimo że zamordowałeś dwanaście osób.

– C-Cicho. Czasem pomagam ludziom, jasne?!

Kyousuke przeszył dreszcz, bo prawie powiedział coś innego. Eiri, spoglądając na paznokcie, wyszeptała szybko, jakby mówiła do siebie: - Rozumiem, co czujesz. W końcu gdybyś ty nie poszedł, ja bym to zrobiła.

Kyousuke zmarszczył czoło ze zdziwienia: - Gdybym nie poszedł, to co?

– Nic takiego. Słuchaj, nie powinieneś się pospieszyć? Zaraz stracisz jej ślad.

– O w mordę! Niedługo wrócę. Spróbuję nie wplątać się w żadną bójkę.

– Nie wplątać się w bójkę? Cóż, nieważne. Tylko nie daj się zabić.

Eiri pomachała wybiegającemu z klasy Kyousuke.

Jednak trochę niepotrzebnie dodała to ostatnie zdanie, ponieważ wizja przedstawionej w nim możliwości przeraziła Kyousuke.


× × ×


– Heeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!?

Zbiegający ze schodów Kyousuke usłyszał krzyk Mainy.

Maina?! Ci goście nie zwlekali!

Po pokonaniu schodów Kyousuke przywarł do ściany, żeby najpierw sprawdzić sytuację.

Shinji, skulony chłopak oraz tamten dziwny typ otoczyli Mainę przy żeńskiej łazience i zbliżali się do niej.

Nikogo innego nie było w pobliżu. Co prawda, w szkole znajdowało się wiele osób, wszyscy jednak siedzieli pewnie jeszcze w klasach.

– D-D-D-D-Dlaczego?! Proszę, nie podchodźcie do mnie! Jeśli się zbliżycie, zrobię to! Zadzwonię na policję… Zadzwonię na policję?!

Shinji mający przed sobą opierającą się o ścianę Mainę zamarł na moment, jednak po chwili wybuchnął śmiechem.

– Oj, oj. Nie musisz się bać. Nic ci nie zrobię. Chcę tylko z tobą porozmawiać. Przy okazji, „policja” nie przyjedzie.

– Ooch… Ploose, nie glaalcie mnie.

Widząc zaczerwienioną, opuszczoną twarz Mainy, mający dredy na głowie Oonogi wybuchnął śmiechem.

– Pfff. Ta laska w ogóle nie potrafi mówić! Nie bój się, nie mamy w planach rzucić się na ciebie, więc wyluzuj! Hahaha! Co nie, Shinji?

– To się rozumie bez słów. Nie zrobimy niczego od razu. Jesteśmy bratnimi duszami. Dlatego żeby poprawić nasze relacje, przelecimy powoli przez wszystkie poprzedzające to kroki, dobrze?

– H-Hehe… Majteczki w paseczki, majteczki w paseczki… Niebieskie paseczki na białym tle… He-hehehehe.

Chłopcy spojrzeli na siebie i wybuchnęli śmiechem. Ich miny zdradzały prawdziwe intencje.

Usami kucnął i bez zahamowań zajrzał pod jej spódniczkę. Maina miała zamknięte oczy, więc tego nie zauważyła.

Więc szkoła rozdaje nie tylko w czarne, ale też w niebieskie paski, co? Ej, to teraz nieważne! Kyousuke Kamiya, weź dupę w troki i ją uratuj!

Kyousuke zrobił poważną minę, wziął głęboki oddech i zacisnął pięści, przygotowując się psychicznie. Następnie włożył dłonie do kieszeni i wyszedł zza rogu, starając się wyglądać naturalnie.

– Więc, Maina. Może zjesz z nami drugie śniadanie…

– Oj, czy to nie Shinji? Co za spotkanie! Nie mogę uwierzyć, że wpadłem na ciebie w takim miejscu. Co tu porabiacie?

Na początku Kyousuke mu pomachał, szybko jednak zamarł w miejscu.

– He?

A to dlatego, że Shinji zrobił naprawdę przerażającą minę.

Miał przekrwione, na wpół otwarte oczy oraz drżące usta, przez co wyglądał, jakby zaraz zamierzał kogoś zabić. Szybko jednak zdał sobie sprawę,, że rozmówcą był Kyousuke, a wtedy na twarz Shinjiego ponownie zawitał przyjacielski uśmiech.

– Oho, czy to nie Kamiya? Jakie wiatry przywiały cię w to miejsce?

– A, nic takiego. Po prostu do łazienki na górze nawet igły już nie wciśniesz. Haha.

Kyousuke, którego przeszyły dreszcze przez tamtą nagłą zmianę nastroju Shinjiego, próbował załagodzić wszystko śmiechem.

Przez krótką chwilę naprawdę myślał, że zaraz zginie.

Po plecach zaczął mu spływać zimny pot.

– Aha, rozumiem. Na parterze poza przerwą śniadaniową nie ma żywej duszy.

– Ta. Przy okazji, co tu robicie? – spytał Kyousuke, starając się zapanować nad trzęsącym się ciałem.

Oczywiście widział Mainę, jednak udawał, że jej nie dostrzega.

Oonogi strzelił głośno językiem.

– Tscz. Nie twój zakichany interes, kapisz? Myślisz, że taki z ciebie kozak, bo odjebałeś dwunastu typa? Przestań mi tu pierdolić i wypierdalaj w podskokach.

– ...

Kyousuke wyraźnie przeszkadzał chłopakowi z dredami na głowie, bo ten opuścił swoje okulary i rzucił mu spojrzenie, z którego można było odczytać, że jest na granicy zdrowia psychicznego. Miał w sobie coś trudnego do opisania, zupełnie jak Irokez.

Shinji rzucił – Odpuść – chcąc zatrzymać Oonogiego, który wyglądał, jakby zaraz miał rzucić się na Kyousuke.

– Kamiya, przepraszam. Wszyscy tu jesteśmy nieuleczalnymi mordercami, co czyni nas zazdrosnymi o twoją liczbę dwunastu ofiar i popularność zarówno u chłopców, jak i u dziewczyn. Fufu.

– Och, rozumiem. Wybaczcie, że przeze mnie jesteście tacy nieszczęśliwi.

Zazdrościć czegoś takiego, bez jaj.

Kyousuke chciał zmienić temat, jednak nic nie przyszło mu do głowy, więc zamiast tego po prostu uśmiechnął się przyjaźnie.

– H-Heehe… Co za krągłości, takie słodziutkie… Te białe podkolanówki też… H-Heehehe.

Jedynie Usami całkowicie ignorował obecność Kyousuke, dalej zaglądając pod wszystkimi możliwymi kątami pod spódniczkę Mainy.

– He?

W tym momencie Maina, która cały czas miała zwieszoną głowę, powoli otworzyła oczy.

Jej pełne przerażenia spojrzenie od razu padło na Kyousuke.

Momentalnie otworzyła szeroko oczy.

Nie chcąc dopuścić, żeby się wystraszyła, Kyousuke próbował mówić radosnym głosem: - Dzień dobry, Maina! Chyba rozmawiamy ze sobą po raz drugi, co? Skoro o tym mowa, poprzednio upuściłaś chusteczkę…

– Aaaaaaaaa! K-K-K-K-Ky... Ky... Kyouchuke Kamiya?! Eee?! Aaaaaaaaaa!

– A, tak. To ja.

Prawdopodobnie chcąc się cofnąć, Maina uderzyła tyłem głowy w ścianę.

Podobnie jak poprzednim razem, totalnie przerażona wskazała go trzęsącym się palcem.

– C-C-C-C-Czemu tu jesteś?! Już rozumiem! Oni wykonują twoje rozkazy, tak?! To twoje sługusy, ta!? Czemu takie rzeczy…

Ciągle gryzła się w język, więc trudno było zrozumieć, co mówiła.

Mimo to pewne słowo padło wyraźnie.

– Sługusy?! Kogo nazywasz sługusem? Co?! – wykrzyczał Oonogi, zdenerwowany tak bardzo, że aż uszy zrobiły mu się czerwone.

To jeszcze bardziej wystraszyło Mainę, która krzyknęła – Iiii?! – i zaczęła błądzić wzrokiem.

Kiedy zakryła swoją głowę rękami i chwiejąc się na nogach, zaczęła powtarzać – Awawawawa... - Kyousuke wyciągnął rękę w jej stronę.

– Maina, uspokój się. Nie jestem z nimi w zmowie, to czysty przypadek…

– Nieeeee!

Maina krzyknęła, uniknęła dłoni Kyousuke, a potem, wykorzystując swoją drobną budowę, minęła go z nadzieją na ucieczkę, jednak…

– Ej, czekaj no!

Oonogi błyskawicznie złapał ją za rękę.

W tym momencie…

– Ojej!

Maina się potknęła i uderzyła w ziemię.

– Łaa?! Aaaa!

Siła jej upadku wyrzuciła w powietrze trzymającego ją za rękę Oonogiego.

Poleciał prawie pod sufit i wylądował jakieś pięć metrów dalej. – Aaa! – Trzask. Z jego szyi dobiegł nieprzyjemny dźwięk.

– Co?!

Oczywiście nie tylko Kyousuke wmurowało w ziemię, Shinji i Usami także stali jak wryci.

To był przypadek? Zrobiła to specjalnie? Trudno powiedzieć.

Użycie siły upadku do rzucenia kimś… Albo raczej potknięcie się dokładnie w momencie, w którym miał ją pociągnąć. Nieważne, czy zrobiła to celowo, czy nie, efekt był druzgocący.

Nie podnosząc się, Maina spojrzała na leżącego na ziemi twarzą do góry Oonogiego.

– A… Ach… Aaach.

Patrząc na milczącego, nieruchomego chłopaka, Maina zaczęła się trząść.

– Aaaaaa! Znowu zabiłam?! N-N-N-Nic ci nie jest?! Awawawa.

Maina podniosła się, a potem podbiegła do Oonogiego.

– Uuuu – ten jęknął bezradnie, co znaczyło, że jeszcze żył.

Kiedy podniósł swoją ozdobioną dredami głowę, napotkał spojrzenie biegnącej w jego stronę Mainy, która w tym momencie od razu się uśmiechnęła.

– Dzięki Bogu! Wciąż żyjesz! O niee!

W tym momencie ponownie się potknęła, z siłą podobną jak przy poprzednim upadku.

Tym razem jednak uderzyła Oonogiego łokciem w brzuch, przypadkowo wykonując wręcz idealnie skok z uderzeniem łokciem znany z wrestlingu.

– Ghuu!

Uderzenie wzmocnione przez to, że na początku biegła, miało naprawdę wielką siłę, przez co w ustach Oonogiego pojawiła się piana, oczy mu się wykręciły i przestał się ruszać.

– …

Nie, chwila. To nie mogło być celowe.

Chociaż Kyousuke tak myślał o tej sytuacji, Maina bez wątpienia zachowywała się dziwnie. Od razu wstała i niezgrabnie ruszyła w stronę Oonogiego.

– Aaaaaaaaa! O-O-O-O nie, co teraz?! Znowu zabiłam, znowu zabiłam… Awawawawa. Uuuum, uuuu. Ijaaaa!

– Ooo!

Ponownie się potknęła, tym razem trafiając łokciem w klejnoty Oonogiego, który odzyskał przytomność i wydał z siebie jęk przepełniony cierpieniem.

– Iiiiik! U-Uspokój się… Uspokój się! Spokojnie, spokojnie, spokojnie… To nie wystarczy! Jak tak dalej pójdzie, to znowu…

Maina popadała w otchłań paniki, stojąc przed cierpiącym Oonogim.

Upadek. Uderzenie łokciem. Upadek. Uderzenie kolanem. Upadek. Przyduszenie. Zaprezentowała wspaniałą kombinację ciosów, chociaż w ogóle nie chciała zrobić mu krzywdy.

Za każdym razem, kiedy wstawała, przewracała się ponownie. Była cała zalana łzami, a na jej twarzy dało się dostrzec niesamowity niepokój, zmieszanie, strach… mówiąc w skrócie, panikę.

Kiedy zszokowani Kyousuke i Shinji przyglądali się temu widowisku, Usami postanowił działać.

Przeczołgał się po podłodze w pobliże Mainy, która właśnie wstała po zadaniu ósmego ciosu leżącemu przeciwnikowi, a potem wyciągnął w jej stronę swoje palce.

– E?! Coś się zbliża?! – Maina go zauważyła i krzyknęła ze zdziwienia, a potem… - Eee… T-To… Eee… Och…

– H-heehee… Zdejmuj majteczki, potem ciuszki i skórkę… H-Heehee…

– Przepraszam, że się urodziłam!

– Heeheehee!

Trzask. Kłaniając się, uderzyła w twarz Usamiego.

Z jego nosa popłynęła fontanna krwi, on sam padł na ziemię, a w powietrze poleciały jakieś białe punkty, będące pewnie jego przednimi zębami.

Maina natomiast wydawała się nie odnieść żadnych obrażeń, ponieważ wciąż energicznie machała rękami i człapała w miejscu w panice.

Była twarda jak kamień, a poza tym im bardziej się bała…

– Ijaaaaaaach

– Jarghhh!

Także Usami padł ofiarą ciapowatości Mainy.

– Ija!

– Ghh!

– Ija!?

– Gagh!

– Ija!

– Gaooosz!

Po korytarzu rozchodziły się naprzemiennie krzyki Mainy i Usamiego.

Shinji spytał: - Kamiya, co się dzieje?

– Co? Nie mam zielonego pojęcia.

Kiedy zaskoczeni Kyousuke i Shinji ze strachem przyglądali się widowisku, Maina po raz kolejny się podniosła.

Po przyjęciu tylu ciosów nos Usamiego najprawdopodobniej został już całkowicie rozpłaszczony. Twarz i klatka piersiowa Mainy były całe we krwi, natomiast z oczu nie przestawał jej płynąć potok łez.

– O nie… Znowu zabiłam, znowu… Ooo… - Szloch. – Co robić, co robić, co robić, co robić… Uuuu…

PsyCome V1 121.jpg

W tym momencie zerknęła na Kyousuke i Shinjiego.

Jej zagubione spojrzenie przywodziło na myśl oczy porzuconego szczeniaczka.

Wyciągnęła w ich stronę rękę, zupełnie jak chwytający się ostatniej deski ratunku.

– Uuuu! Nie podchodźcie! Uuuuuaaaa!

Shijni zniknął.

Ten pokręcony morderca, który zabił dwie dziewczyny, uciekł, nawet nie oglądając się za siebie.

– Aaach.

Maina na chwilę znieruchomiała. Nawet jej ciało przestało się trząść.

Nie zatrzymał się jedynie strumień łez płynący z jej oczu.

– M-Maina?

– Naprawdę łatwo pakuję się w nieporozumienia – oznajmiła cicho, kiedy Kyousuke miał coś do niej powiedzieć.

Łzy płynęły po jej twarzy. Uśmiechnęła się, kpiąc z samej siebie, i upadła na podłogę.

– Otaczają mnie sami mordercy. Tak się boję, chcę uciec, nienawidzę tego… Jestem taka głupia. Przecież ja też jestem morderczynią. Trzeba się mnie bać, unikać, nienawidzić… Należy trzymać mnie w izolatce. Jestem taka głupia. Mimo moich dawnych błędów nie wiadomo, kiedy znowu…

– Ej, nic ci nie jest? Może lepiej najpierw się uspokój…

– Nie zbliżaj się!

Krzyknęła ze złością, kiedy Kyousuke miał zamiar do niej podejść.

Zamknęła oczy, złożyła pięści i położyła je na głowie, a potem ją zwiesiła, jakby w każdej chwili mogła całkowicie się załamać.

– Proszę, nie zbliżaj się. Nie chcę już nikogo skrzywdzić. Nie chcę już nikogo stracić. Nie chcę, żeby ktoś znowu umarł, bo jestem taką łamagą. Przepraszam. Naprawdę przepraszam, że ktoś taki jak ja w ogóle żyje… - Szloch, szloch, pociągnięcie nosem.

– ...

Kyousuke, któremu odebrało mowę, stał jak wryty, a Maina nie przestawała płakać. Po chwili rozległ się dzwonek oznaczający koniec przerwy.


× × ×


– Mam wam zafundować wycieczkę prosto do piekła?

Po paru minutach, podczas których Kyousuke nie wiedział kompletnie, co ma powiedzieć płaczącej bez przerwy Mainie, z korytarza dobiegł dziecięcy głos. Ostatnia rzecz, jaką chciał usłyszeć.

Zakrywająca twarz dłońmi Maina aż się zatrzęsła.

– Pięć razy. Wiecie, co to za liczba? Tyle razy musiałam nabić komuś dyscyplinę do łba drugiego dnia szkoły. W większości przypadków był to ten nieznośny Irokez… jedynie dokłada mi roboty. Jak bardzo chcecie mi popsuć dzień, zanim w końcu będziecie mieć dosyć? Co?!

– Proszę pani, nie! Eee…

Kiedy Kyousuke miał się już odwrócić, tuż przed jego twarzą przeleciał czerwony obiekt.

Coś, czym Kurumiya rzuciła jedną ręką, zatoczyło w powietrzu piękny łuk, a potem upadło przed Mainą, pomiędzy Oonogim i Usamim.

Był to chłopak cały zalany krwią.

Shinjiego po przejściu kary kompletnie nie dało się poznać.

– Hmm? A… Aaaaa!

Widząc jego stan, Maina szybko się cofnęła.

Z plecami przywartymi do ściany minęła Kyousuke.

– Ej, czekaj no. Dokąd się wybierasz? Nie pozwolę ci uciec.

– Aaaa! P-P-P-Przepraszam!

Kiedy Maina miała już minąć Kurumiyę, ta złapała ją za kołnierzyk i podniosła.

W drugiej ręce nauczycielki znajdowała się zakrwawiona stalowa rura.

– Aaaa! Proszę mi wybaczyć! Błagam!

Spanikowana Maina machała energicznie rękami i nogami.

Mimo to Kurumiya zrobiła potworną minę i przygotowując stalową rurę, zagroziła gniewnie: - Milcz! Chcesz, żebym ******* ci ****** tą rurą? – Maina od razu zamilkła, spuszczając ponuro spojrzenie.

Wypowiedzenie takich słów dziecięcym głosem utwierdzało w przekonaniu, że Kurumiya była naprawdę złą osobą.

– Hmph. Igarashi, marsz do pokoju kar, tam mi wszystko dokładnie wyjaśnisz. W końcu to zamieszanie jest chyba twoją zasługą. Mniej więcej już wiem, o co chodzi, bo wydobyłam trochę zeznań z Saotome, którego złapałam w korytarzu. Chwila…

Kurumiya spojrzała na Kyousuke.

– Kamiya, co tu robisz? Wiedziałam, więc to ty za tym stoisz. Tscz. Trudno, razem pójdziecie do pokoju kar. Wystarczy już tego lekceważenia mnie, śmieciu. Z pewnością dobrze wykorzystam tę możliwość porządnego zdyscyplinowania cię. Tym razem się nie wywiniesz.

– Ghh…

Kyousuke już miał zaprotestować, jednak zagryzł mocno zęby i zatrzymał te słowa na końcu języka.

Jeśli chodzi o prawdziwego sprawcę zamieszania, to pewnie prawda.

W końcu to przez jego interwencję Maina zdenerwowała się jeszcze bardziej, co wywołało całe tamto zamieszanie.

Należała mu się za to kara.

Kyousuke złapał się za brzuch.

– Rozumiem, ale skoro to mój pierwszy raz, może pani być łagodna?

– Oczywiście, możesz być tego pewien. Użyję wszelkich sposobów, żeby doprowadzić cię do orgazmu.

– Uch.

Nie było sensu się z nią kłócić.

Kurumiya podeszła do niego, ciągnąc Mainę w jednej ręce, odrzuciła stalową rurę i kiedy już miała złapać Kyousuke za włosy…

– Niech pani poczeka!

Dzięki krzykowi Mainy ręką Kurumii zatrzymała się w powietrzu.

– Kyousuke nie ma z tym nic wspólnego. On jedynie tędy przechodził. Wpadłam w kłopoty, a potem… Więc nie ma z tym nic wspólnego!

Słowa Mainy nie były zbyt spójne, ale bardzo się starała to wyjaśnić.

– Maina?

Kyousuke spojrzał na jej twarz. Była ciągnięta za szyję i patrzyła zdecydowanie na Kurumiyę, czekając, aż ta się wypowie.

– Rozumiem. Czyli ten cały bałagan jest twoją zasługą? W takim razie w dodatku sprawiłaś kłopoty Kamii, więc twoja kara będzie musiała być jeszcze ostrzejsza… Ale nie masz nic przeciwko, prawda, Igarashi?

– Ooch… Nie! Postanowiłam… przyjmę ją!

– Ho, naprawdę? Hmm. A więc dobrze, spełnię twoją prośbę zaznania miłości.

– Eee… Ej! Maina, czeka…!

Kyousuke urwał krzyk, widząc zdecydowane spojrzenie Mainy.

Patrzyła prosto w jego oczy i miała zaciśnięte usta, czym dokładnie przekazała swoje myśli.

Zamknij się.

– Jestem gotowa… To wszystko moja wina.

Miała na twarzy ślady krwi, a z jej oczu płynęły łzy. Mimo to się uśmiechnęła.

Autoironia i rezygnacja. Ta niezdarna dziewczyna potrafiła przekazać te emocje w tak słabym uśmiechu.

Ta mina była przeciwieństwem zdecydowania w jej spojrzeniu, przez co Kyousuke poczuł, że musi coś powiedzieć. Zanim jednak otworzył usta…

– Mnie to pasuje. Może sprawdzimy, jak mocne jest to twoje postanowienie? To chyba zajmie nam trochę czasu, więc… Kukuku. Kamiya, wracaj do klasy, macie teraz samodzielną naukę.

– Samodzielną naukę? Czyli…

– Będziecie się opierdzielać. A jeśli sprawisz mi dziś jeszcze jakieś kłopoty, dyscyplinę przejdziecie wszyscy, bo jestem już bliska kresu wytrzymałości i zaraz mogę wybuchnąć ze złości… Ale najpierw wyładuję się trochę na tej dziewczynie. Chodź!

– Coo? N-N-N-Na mnie? Iiiiaaaaaa!

Kurumiya skręciła w lewo i ciągnąć za sobą Mainę zniknęła w głębi szkolnego budynku.

Zanim Kyousuke się spostrzegł, na miejscu pojawili się medycy i zaczęli przenosić rannych na nosze, żeby ich stamtąd zabrać. W tym momencie…

– …

Chłopak ścisnął mocno chusteczkę, której nie udało mu się oddać.


× × ×


– Maina…

Przerwa śniadaniowa. Kyousuke zebrał się na rozmowę z Mainą, która właśnie wróciła do klasy.

Siedziała skulona na swoim miejscu i patrzyła przed siebie pustym wzrokiem.

– …

Żadnej reakcji. Jakby ktoś wyssał jej całą energię.

Miała na sobie nowe ubranie, a także opatrunki na twarzy, jednak nie wyglądało na to, aby odniosła jakieś obrażenia zewnętrze, więc musiała doznać silnego urazu psychicznego.

– Przepraszam, że się urodziłam. Moja dziurka jest wyczerpana zabawą. Nigdy już nie wyjdę za mąż.

Traciła blask w oczach i jak przez sen powtarzała podobne słowa.

Co się stało w pokoju kar?

Kyousuke, przyglądając się całkowicie odmienionej Mainie, poczuł ostry ból w sercu, jednak coś przyszło mu do głowy.

Położył dłoń na jej ramieniu.

– Ej, co powiesz na odrobinę dyscypliny, co? – starał się mówić jak najwyższym głosem.

– E?! P-P-P-P-Przepraszam! Proszę, już nie… Och?

Maina zareagowała na słowo dyscyplina. Jej ciało się zatrzęsło, ale wróciła do zmysłów.

Ich spojrzenia się zetknęły. Kiedy zorientowała się, że tych słów nie wypowiedziała Kurumiya, całkowicie opadła z sił. Po chwili jednak szybko odrzuciła rękę Kyousuke.

– Powiedziałam, żebyś się nie zbliżał! Proszę, nie dotykaj mnie! Bo tobie też stanie się krzywda! Albo i gorzej… możesz zginąć! Więc trzymaj się ode mnie z daleka i nawet się do mnie nie odzywaj! Jak inni…

Koledzy z ich klasy zachowywali dystans, przyglądali się jedynie przerażonej Mainie i ani było im w głowie podejść bliżej.

Jej niezdarność zdawała się mieć własną wolę i mogła być uważana za coś w rodzaju bomby.

Jeżeli ktoś, podchodząc do niej, nie zachował należytej ostrożności, mógł bardzo źle skończyć.

Kyousuke także cały czas miał się na baczności, a mimo to…

– Proszę. Upuściłaś to.

Robiąc lekceważącą minę, podał jej różową chusteczkę.

Zaskoczona Maina wydała z siebie: - Ach. – Następnie nieśmiało wzięła ją w obie ręce i dokładnie obejrzała, a potem spojrzała na Kyousuke.

Patrząc, jak w słodki sposób przechyla głowę ze zdziwienia, Kyousuke uśmiechnął się i powiedział: - Poza tym dziękuję za tamto. Obroniłaś mnie przed Kurumiyą…

– Och, to w końcu była moja wina. Wcale cię nie broniłam czy coś…

Kiedy obejmowała różową chusteczkę, na jej twarzy pojawił się rumieniec o takim samym odcieniu.

Widząc uśmiech Mainy, Kyousuke postanowił przejść do rzeczy.

– W każdym razie dzięki tobie ocaliłem skórę. Dlatego… Jest teraz przerwa śniadaniowa, więc może w ramach podziękowań postawię ci coś do jedzenia.

– Co? Jedzenie… A-Ale ja…

– Nie musisz się przejmować swoją niezdarnością. Poza tym to ja jestem największym mordercą w tej klasie, więc tak łatwo nie dam się zabić. Czy może nie chcesz iść? Nie chcesz zjeść z takim mordercą jak ja?

Maina jęknęła po usłyszeniu tych słów.

Żeby osiągnąć swój cel, Kyousuke wykorzystał fakt, że nie podobało jej się miejsce, w jakim przebywa, oraz użył słowa „morderca” w dość pokrętny sposób, przez co po prostu nie mogła mu odmówić . Uznał to za dość chytrą zagrywkę z jego strony.

To rzeczywiście przyniosło efekt, ponieważ zaczęła powtarzać – Auau. – Jednak wciąż nie wystarczyło, bo wcześniej już była w podobnym stanie.

Gdy mówiła „Nie zbliżaj się do mnie”, wyglądała na naprawdę smutną.

Dało się z tego wyraźnie odczytać „O ile rzeczywistość pozwoli, chcę przebywać z innymi”.

To chyba w końcu naturalne - pomyślał Kyousuke.

Została wrzucona do takiego miejsca, więc oczekiwanie, że nie będzie się bać i zachowa spokój, było po prostu nierealistyczne.

Co prawda, przez jej niezdarność zginęło kilka osób, jednak była normalną dziewczyną.

– Ej, Maina. To może pójdziemy teraz, co? W końcu wczoraj nie dałaś rady nic zjeść, nie? Jeżeli tak dalej pójdzie, długo nie pociągniesz.

– He? S-Skąd wiesz?

– Skąd, co? Bo przecież się boisz, nie? Zwyczajna dziewczyna otoczona przez morderców, która w każdej chwili może zostać zaatakowana… Jednak jeśli będziesz mieć u swojego boku największego mordercę w klasie, nikt nie odważy się do ciebie zbliżyć, prawda? Przy mnie w końcu będziesz mogła zaznać trochę spokoju.

Widząc jego uśmiech, Maina zaczęła błądzić wzrokiem.

– A-Ale… Eee… Co, jeśli to ty mnie zaatakujesz?

– Nie musisz się o to martwić.

Nagle wtrąciła się Eiri. Odwróciła się w ich stronę i dodała: - Jeśli czegoś spróbuje, to mu utnę.

– Co niby utniesz? I gdzie ty się popatrzyłaś, co? Bez cienia wątpliwości zerknęłaś na niego, co?!

– Aleś ty głośny. Przymknij się. Lepiej uważaj albo ogolę twojego małego jak korzonek łopianu.

– Nie jest taki malutki, jasne?! I w głowie mi się nie mieści, że je golisz. Sama myśl o tym wystarczy, żeby zaczął się kurczyć.

– Ta, jakby to robiło jakąś różnicę. W końcu mowa o twoim szpargale.

– Co ty nazywasz szpargałem?! Jak możesz tak go komentować, skoro nigdy go nawet nie widziałaś?! Zaraz pozwę cię o zniesławienie.

– Serio? Zmuszanie mnie do oglądania czegoś, czego w ogóle nie chcę widzieć… Pozwę cię zaraz o molestowanie. Lepiej uważaj albo odetnę i wywalę na śmietnik twój grzybek.

– Nie mam takiego zamiaru! I z jakiegoś dziwnego powodu mam wrażenie, że jeszcze bardziej go zmniejszyłaś!

– Ej, Maina.

Całkowicie ignorując Kyousuke, którego ponosiły emocje, Eiri posłała Mainie jak zawsze mordercze spojrzenie.

Maina oczywiście się wystraszyła i wydała z siebie: – Iiiii!

– Co to ma być za odpowiedź? Wczoraj zareagowałaś tak samo, prawda? Kompletnie cię nie rozumiem.

Niezadowolona Eiri wydęła policzki.

Czyli wczoraj Eiri naprawdę chciała zaprosić Mainę na drugie śniadanie?

Pewnie pomyślała, że skoro obie są dziewczynami i siedzą blisko siebie, to powinny się do siebie zbliżyć.

Jednak jej plan poległ. Być może przez tę niezwykłą lękliwość Mainy Eiri mogła poczuć się trochę dotknięta.

– To co zdecydowałaś? Idziesz czy nie?

– Awuwu... Ekhm... Ja, eee...

– Ej, Maina. Czujesz się winna za popełnione zbrodnie, prawda? W takim razie pójście z nami potraktuj jako część swojej kary - powiedziała cicho Eiri.

Ta propozycja niosła ze sobą słowo niemożliwe do zignorowania i okazała się być ostatecznym ciosem.

– Kara… R-Rozumiem. Dobrze. Skoro posuwasz się tak daleko, żeby mnie przekonać, to pójdę z wami.

Maina pokiwała głową, mimo że wciąż się niepokoiła.

– Dobrze, rozumiem.

Widząc to, Eiri trochę się rozluźniła, a jej rdzawoczerwone oczy zdradzały, że się ucieszyła.

Jednak kiedy dostrzegła spojrzenie Kyousuke, od razu ponownie zrobiła typową dla niej obojętną minę.

– Phi. To idziemy? Przecież ktoś już na nas czeka.

Eiri odwróciła głowę i wstała z krzesła.


× × ×


Szkolna stołówka, dwa razy większa od klas, tętniła życiem.

Znajdowali się tam zarówno chłopcy z tatuażami na ramionach przypominający gangsterów, jak i tacy, którzy nosili okulary w czarnych oprawkach i wyglądali o wiele zwyczajniej.

Natomiast jeśli chodzi o dziewczyny, niektóre miały włosy ufarbowane na jaskrawe kolory. Była tam także jedna przerośnięta we wszystkie strony jak Bob Sapp…

– Co?! – Kyousuke próbował się schować.

– Ej, co w ciebie wstąpiło?

– Hmm? Sorka, jest tam ktoś, kogo wolałbym nie spotkać.

– Naprawdę? Już na samym początku szkoły zrobiłeś sobie jakiegoś wroga? Robienie za największego celebrytę w klasie musi być naprawdę trudne.

Kiedy Kyousuke rozmawiał z Eiri, ukrywając się za jej plecami, Bob powoli wyszła ze stołówki.

Jak tylko zagrożenie chwilowo minęło, Kyousuke zebrał się do kupy i rozejrzał po wnętrzu pomieszczenia.

– No więc gdzie jest ta dziewczyna… O, znalazłem ją.

Błyskawicznie zlokalizował swój cel.

Kyousuke, trzymając w ręku tacę, pospieszył w stronę dziewczyny z maską przeciwgazową na twarzy. Stała przy czteroosobowym stoliku, tuż przy oknie. Mimo że w stołówce znajdowało się wiele osób z dość nietypowym wyglądem, i tak ona najbardziej rzucała się w oczy.

– Cześć, Renko! Przepraszam za spóźnienie.

– …

Kyousuke rozpoczął rozmowę, jednak nie otrzymał odpowiedzi.

Dziewczyna w żaden sposób nie zareagowała, więc Kyousuke, drapiąc się po głowie, przyjrzał się jej uważniej.

Z maski, a raczej czarnych słuchawek znajdujących się za nią, dochodziły dźwięki „szaka-szaka”, więc prawdopodobnie słuchała muzyki.

Kiedy Kyousuke doszedł do tego wniosku, poklepał ją w ramię.

– Hmm? O, Kyousuke? Przepraszam, było za głośno, więc cię nie słyszałam.

Jak tylko go zauważyła, ściszyła muzykę, a „szaka-szaka” przestało być słyszalne.

– Nic się nie stało. Przy okazji, jakiej muzyki słuchasz?

– Czego słucham? Ogólnie hardcorowy punk, jak GMK48,w którym cały 48-osobowy zespół nosi maski przeciwgazowe. Mają wyjątkowo ciężkie brzmienie.

– Wyobrażam to… Chwila, to zespół, tak? Jakich instrumentów używają?

– Gitar, basów, bębnów, perkusji i samplerów. Mają też jednego wokalistę.

– Tylko jednego? Tylu członków i jedynie jeden wokalista?! Da się go w ogóle usłyszeć?!

Szoko. – Kyousuke , mam nadzieję, że go nie lekceważysz. Twoim zdaniem tylko dlatego, że pozostałych 47 osób grających na instrumencie go zagłusza, nie jest w stanie pięknie śpiewać? Rany, jakie to nieuprzejme!

– Rozumiem, przepraszam… Ej, chwila. Nie powiedziałaś właśnie, że nie da się go usłyszeć? A może mi się wydawało? Hej…

Szaka. Szaka. Szaka. Szaka.

– Nie pogłaśniaj, tylko to wyłącz, dobra?

– Nie! Tylko dzięki muzyce mogę zachować spokój. Podczas rozmowy, jedzenia, lekcji… „No music, no life”. – Łusz.

– A nie przypadkiem „no mask, no life”? - rzuciła chłodno Eiri w imieniu marszczącego brwi Kyousuke.

Po przyjęciu ciętej riposty Renko głośno się przywitała: - O, Eiri! Ty też przyszłaś! O rany! Tak długo z nikim nie jadałam. To takie ekscytujące! A kim jest ta dziewczyna?

Renko kiwnięciem głowy, za którym powędrowała także jej maska, wskazała osobę stojącą za Kyousuke.

– Aaaak! – krzyknęła Maina i złapała rękę Kyousuke. Ten poczuł przy tym, jak obejmują go mocno dwa miękkie obiekty. Mimo niskiego wzrostu była nad wyraz dobrze wyposażona.

Mocno przyciskając piersi do Kyousuke, trzęsąca się Maina powiedziała:

– J-J-J-J-Jej twarz przypomina mecha! To jakiś robot?!

– Tak. Widzę, że jesteś bardzo obeznana. Zgadza się, jestem robotem. Kiedyś byłam piękną dziewczyną, jednak zła, sekretna organizacja zrobiła to i owo z moim ciałem. Wprowadzili do niego potworne modyfikacje, zamieniając w maszynę do zabijania, która nie przelewa ni krwi, ni łez. Cóż za tragedia! Moje piersi strzelają nawet laserami!

Ta, jasne. Kto by uwierzył, że mogą kogoś zranić?

– Eeeee?! Serio?! Super…

Maina najwyraźniej przyjęła to do wiadomości, bo zaczęła aż obgryzać paznokcie z podziwu.

– Serio, serio. Do mojego ciała wepchnięto wiele rzeczy. Tyle energii… Chociaż moja twarz wygląda na mechaniczną i twardą, ciało jest niewiarygodnie miękkie…

Oczy Mainy wydawały się lśnić, jakby zobaczyła coś niewiarygodnego.

Całkowicie ignorując Kyousuke, który powiedział "Nie, to tylko maska przeciwgazowa. Twarz jest pod nią”, Eiri rzuciła znudzonym głosem – Tia - a potem usiadła.

Łatwo było ją rozgryźć.

Spoglądając z ukosa na jej płaską klatkę piersiową, Kyousuke usiadł naprzeciw Renko.

Po chwili zawahania Maina także zajęła miejsce po jego prawej stronie.

– Nie jest już za późno na przedstawienie się? Miło mi, nazywam się Renko Hikawa, chodzę do 1 B. Moimi atutami są wielkie, piękne oczy, długie rzęsy oraz zgrabny nosek i seksowne usta.

– A tak! Eee, nazywam się Maina Igarashi. M-Miło mi cię poznać…

Kiedy się kłaniała, jej spojrzenie gdzieś odpłynęło, pewnie przez zdenerwowanie.

Renko przyglądała się jej chwilę, a potem bez słowa spojrzała na Kyousuke.

– …

Przez jej maskę przeciwgazową nie dało się odczytać, co chciała tym przekazać.

– Renko, co jest? To trochę przerażające, jak ktoś wlepia w ciebie spojrzenie bez słowa.

– Moimi atutami są wielkie, piękne oczy, długie rzęsy oraz zgrabny nosek i seksowne usta, wiesz?

– Tak, słyszałem. Nie miałem zamiaru wejść z ripostą, ale kiedy to powtarzałaś, brzmiałaś tak samotnie, że aż mnie rozbolała głowa.

– Proszę bardzo? Nie mam nic przeciwko, Kyousuke. O ile to ty będziesz wchodził.

– Nie mów o wchodzeniu w takim kontekście, dobra?! To tak kuszące, że mógłbym naprawdę to zrobić!

– W porządku. Come on, baby? Tylko nie za ostro. Proszę, bądź delikatny…

– Przecież powiedziałem, żebyś przestała! – Kyousuke wstał z krzesła, krzycząc na cały głos.

– Rety. – Siedząca przed nim Eiri westchnęła z pretensjami. – Scenka komediowa z mężem i żoną? Widząc, jak was to pochłonęło, odnoszę wrażenie, że zaczynamy wam przeszkadzać.

Po wypowiedzeniu tych słów podniosła widelec i zjadła trochę warzyw, po czym skrzywiła się, rzucając „Fuj!”. Następnie niezadowolona odłożyła sztuciec i zabrała się za jedzenie zupy. Ponownie zrobiła minę sugerującą, jak bardzo to jest niedobre, i powiedziała: - Co za obrzydlistwo.

Zanim jej humor pogorszył się jeszcze bardziej przez danie specjalne, jakim były resztki z wczorajszej kolacji, Kyousuke pomachał przecząco rękami i powiedział: - Nie przeszkadzasz, Eiri! Póki tu jesteś, jak to powiedzieć… Da się wyczuć napięcie w powietrzu. Wiesz, zdenerwowanie, presje, stres…

– Hmm? Nie pomagasz, wiesz?

– Cicho tam, masko. Sama nie pomagasz. Nie atakuje się swoich, głuptasie.

– Tak, racja. Nie ja mam tu być gwoździem programu, ale udawać głupka. Innymi słowy, można mnie wykorzystywać do woli.

– Znowu zaczynasz z tymi dwuznacznymi tekstami? Chciałaś po prostu powiedzieć, że mogę do woli cię wykorzystać, prawda, ty zboczona masko?!

– Ech, idę sobie.

– Co?! Eiri, czekaj! Moja wina, nie odchodź!

– Eiri, posłuchaj go! Jeszcze się nie skumplowałyśmy! Naprawdę chcę się z tobą zaprzyjaźnić, więc zostań. Tak ładnie proszę!

Eiri odsunęła już krzesło i chciała wstać, jednak Renko błagała ją, ściskając ciałem swoje piersi.

Co, u licha, miało znaczyć „tak”? Przecież ludzie przy błaganiu złączają ręce.

– Uch…

Jednak efekt był taki sam i po spojrzeniu na twarz Renko Eiri się skrzywiła.

Macając swoją płaską klatkę piersiową i porównując ją z piersiami siedzącej obok dziewczyny, które dzięki ściśnięciu wydawały się jeszcze większe, nie wiedziała kompletnie, co powiedzieć.

– Dobra, rany. Zostanę. Rety… - Przybita usiadła na swoim miejscu.

Renko objęła patrzącą ze smutkiem na swoje piersi Eiri.

– Ła, dziękuję, Eiri! Już nigdy więcej cię nie puszczę. – Łuusz.

– Hę? Nie klej się tak, to mnie wkurza. Te twoje zwały niepotrzebnego tłuszczu mnie dotykają!

Eiri odepchnęła maskę przeciwgazową łokciem, patrząc jednocześnie z irytacją na piersi Renko.

Ta przechyliła głowę i przyjęła przerysowaną pozę, jakby bardzo ją to zszokowało, a potem w niej zastygła.

Szooko. Ramiona Renko powoli opadły, a potem powiedziała z wielkim żalem: - Miałam nadzieję, że zbliżymy nasze piersi… znaczy się zbliżymy się do siebie, ale dostałam kosza. Och, smutek rozdziera mą pierś…

Zamieniając tak serce na pierś, możesz rozpalić w Eiri jedynie żądzę krwi.

Jednak zanim Kyousuke zdążył włączyć się do rozmowy, Renko spojrzała nagle w górę.

– Jednak się nie poddam! Widok smutku na mej twarzy zarazi nim innych, dlatego… Trzeba się uśmiechać, nawet czując smutek. Wierzę, że póki będę się uśmiechać, na twarzach innych też będzie gościć uśmiech.

Renko złożyła razem ręce, jakby się modliła, i wypowiedziała te słowa z żarem w głosie.

Jednak ponieważ maska przeciwgazowa zasłaniała jej całą twarz, taki wywód o minach nie miał w ogóle sensu.

Co prawda, Kyousuke mógłby wytknąć jej wtedy wiele rzeczy, jednak Renko wykorzystałaby to do rzucenia jakimś podtekstem, dlatego zdecydował się nie odzywać. Poza tym nie chciał prowokować Eiri.

Skupił się więc na jedzeniu „klusek, które zostały z wczorajszej kolacji”.

– Hmm. Ignorujesz mnie? Ignorujesz? Dobra, niech ci będzie, ja też nie będę zwracać na ciebie uwagi i zajmę się swoim śniadaniem, dzięki czemu nabiorę więcej masy! Ale tylko w piersiach! – Szooko.

Renko rzuciła te słowa z gniewem, urażona tym, że Kyousuke ją zignorował i zaczął jeść.

Czując na sobie intensywne spojrzenie Eiri, wyjęła coś z torby szkolnej leżącej za nią.

Kyousuke zaskoczył widok cienkiego, czarnego obiektu w kształcie tuby, który umieściła na stoliku.

– Mmm? Co to jest?

Ignorując go w odwecie, ponownie sięgnęła do swojej torby, tym razem wyjmując trzy kubki galaretek.

– …

– …

– …

To było pewnie jej drugie śniadanie.

Wszyscy przyglądali się, jak połączyła jeden koniec tamtej tuby z wtyczką po prawej stronie maski, a drugi włożyła w wejście na słomkę w galaretce.

Sioorb, siooooorb, sioooorb.

Wciągała powietrze, żeby zjeść zawartość kubków – to przypominało próbę zjedzenia galaretki przez słomkę.

– Jak upartym trzeba być, żeby nie zdejmować maski przeciwgazowej nawet przy jedzeniu?!

Kyousuke nie wytrzymał i rzucił komentarzem. Renko się zaśmiała. – Łuusz.

– Wierz mi, ja też chciałabym ją zdjąć, jednak nie mogę.

– Czyli to nie tak, że nie chcesz, po prostu nie możesz tego zrobić? Co masz na…

– To naprawdę nic wielkiego, nie ma czym się przejmować. Nie zdejmuję jej nawet w internacie.

Renko odpowiedziała pomiędzy skończeniem jednej a rozpoczęciem drugiej galaretki.

Ton jej głosu dawał jasno do zrozumienia, że nie chciała drążyć dalej tego tematu, dlatego Kyousuke zamilkł.

Wtedy coś przyszło mu do głowy.

Kompletnie nic nie wiedział o tej dziewczynie.

Powód, dla którego chodziła do tej szkoły, był oczywisty, jednak Kyousuke nie znał nawet liczby jej ofiar. Zanim jednak zdążył o to zapytać…

– A właśnie. Maina… - Renko spojrzała na Mainę, która zatrzęsła się tak mocno, że jej sztućce zagrzechotały.

– T-Tak?! C-C-C-Coś się stało?!

Jadła sobie po cichu „hamburgera z wczoraj” przy użyciu noża i widelca, jednak te, trzęsąc się, zamarły w powietrzu.

– Hmm? – Renko przechyliła głowę, wciągając przy tym trochę galaretki. – Nie. Po prostu wyglądasz na bardzo zdenerwowaną. Można siedzieć przez chwilę cicho i starać się wczuć w panującą tu atmosferę… Wciąż do niej nie przywykłaś, prawda?

– Co?! Eee… P-Pseeeplasam… Pseplasam!

Łuusz. – Nie musisz się tak denerwować. Przecież nie rzucę się na ciebie i nie zacznę lizać, obmacywać i ssać wszystkiego, co się da. W przeciwieństwie do Kyousuke.

– Ej, nie sugeruj, że zrobiłbym coś takiego.

– Oj, a nie? Naprawdę nie miałabym nic przeciwko, żebyś zrobił mi te wszystkie rzeczy.

– Serio?! – Kyousuke złapał się na haczyk.

Szooko – westchnęła Renko.

– Widzisz? Wiedziałam, że w głębi duszy chciał to zrobić. Ma takie spojrzenie… Widzisz to, Maina? To jest prawdziwa natura Kyousuke Kamii. Nie zasłynął z żądzy krwi, lecz z innych żądz!

Renko zakryła piersi i się cofnęła, a Eiri wykorzystała tę okazję, żeby rzucić: - Szumowina.

Kyousuke naprawdę chciał odpowiedzieć „Nie ciągnij z nią tej gierki w takiej chwili”, jednak w końcu stwierdził: - Te dziewczyny bawi wygadywanie takich bzdur. To tylko żarty, nie bierz tego na ser…

– Aaaa! Nie patrz na mnie! C-C-C-C-C-Co zrobię, jeśli zajdę w ciążę?! To niemoralne! Zbyt nieczyste! Za bardzo bezwstydne!

– Tak, tak, masz rację. Legenda o dwunastu dziewczynach zgwałconych jego spojrzeniem, przez co zaszły w ciążę, jest prawdziwa. Kyousuke Kamiya, cóż z niego za drań!

– Wróg wszystkich kobiet! Padnij trupem.

– ...

Zbyt wyczerpany, żeby to skomentować, Kyousuke zajął się jedzeniem „resztek z wczorajszej zupy”.

Ta nazwa nie kłamała, naprawdę smakowały jak już zepsute resztki jedzenia, przez co Kyousuke skrzywił się z obrzydzenia.

– O nie, Kyousuke, nie płacz. Posunęłyśmy się za daleko? Trudno, w takim razie dla rozładowania napięcia… Pora teraz zacieśnić nasze więzi z Mai…

Ziuuuum!

W tym momencie przed oczami Kyousuke przeleciał jakiś srebrny obiekt.

Trach!

Uderzył w szkiełko w masce Renko i odskoczył na bok.

– Ach – wyjęczała Maina. Rozciągająca się po jedzeniu Eiri nagle coś przeczuła i odsunęła się do tyłu. Srebrny obiekt przeleciał parę centymetrów od jej szyi. Straszliwa broń, która odbiła się od maski Renko – srebrny nóż – uderzyła o podłogę. Następnie zapadła grobowa cisza.

– Eee… To było… Ręka… Ręka mi się omsknęła… Auuu…

Kyousuke, Renko i Eiri z trwogą patrzyli w tę samą stronę.

Maina była blada jak ściana, a jej ręka zamarła w powietrzu w pozycji, w jakiej trzymała nóż.

Kyousuke przełknął głośno ślinę.

– Maina, ty przed chwilą… Rzuciłaś nożem, prawda?

– Eeee?! P-P-P-Pseplasam! Nie chciałam…

Łuuusz! Pojawił się błysk kolejnego srebrnego obiektu.

– Ła! Blisko było…

Kyousuke instynktownie uniknął zmierzającego w jego stronę widelca.

Broń była wymierzona prosto w jego oko. Ledwo uniknął tego zabójczego pocisku dzięki wygięciu głowy do tyłu… Jednak przy tej odległości i prędkości, jaką miał widelec, udało mu się zdrapać cienką warstwę skóry Kyousuke, przez co ten zalał się zimnym potem.

– Aaaaa! T-Tooo teeeeeeeeeeeż nie było celowe! Awawawawa.

– Ty?! Wiem! Wiem, więc już się uspokó… Łaaaa?!

Łuuusz! Łuuusz! Łuuusz! Łuuusz!

Wciąż trzymająca widelec spanikowana Maina zaczęła dźgać nim Kyousuke, zupełnie jakby cały czas celowała w jego czuły punkt, czyli oko.

– He… Heee… Myślałem, że już po mnie…

Po ciężkiej, długiej szarpaninie w końcu udało mu się wyrwać jej tę śmiertelną broń. Skończyło się na tym, że oboje byli cali spoceni, a Maina zaczęła płakać, ciągle go przepraszając.

Szloch, szloch - Przepraszam! Nie… - Pociągnięcie nosem. - Nie zrobiłam tego celowo…

– W-Wiem, jasne?! Więc już się uspokój. Widzisz, nic mi nie jest. A teraz usiądź i się uspokój, dobrze?

– D-Dobzie… P-Pseplasam. – Szloch, pociągnięcie nosem.

Po tym, jak Maina usiadła i otarła łzy, Kyousuke westchnął z ulgą.

Renko i Eiri, które także już się uspokoiły, spojrzały na siebie.

– Eee, co to było? Bezpośredni atak? Gdyby nie moja maska, pewnie straciłabym oko i oślepła, prawda?

– Rety, było naprawdę blisko. Ten rykoszet miał mniejszą siłę, ale źle by się to skończyło, gdybym nie zrobiła uniku. To naprawdę zabójcza niezdarność.

– Niezdarność? – spytała Renko ze zdziwieniem, widząc, jak Eiri opiera podbródek na ręce.

– Tak, zgadza się. To niezdarność. Maina nie miała najmniejszego zamiaru zabić, ani nawet skrzywdzić swoich celów, jednak…

– Nie, pozwól… Kyousuke, już mi lepiej.

Maina przerwała Kyousuke, kiedy miał wyjaśnić to Renko.

Spojrzała na swoją chusteczkę, wydmuchała nos, uśmiechnęła się, a potem powiedziała: - Opowiem wam o tej niezdarności.

Ze skruszonym głosem zaczęła opowiadać, dlaczego została skazana na pobyt w Zakładzie Poprawczym Czyściec – o morderstwach, jakie popełniła.


× × ×


Maina Igarashi odpowiada za śmierć łącznie trzech osób. Dwie zostały stratowane, a jedna umarła z powodu zatrucia.

Pierwszą ofiarą był kolega z klasy Mainy, który zmarł przez przygotowane przez nią drugie śniadanie. Kiedy dziewczyna, widząc to, wpadła w panikę, aktywowała się jej niezdarność, a w klasie rozpętał się niszczycielski huragan.

W jego wyniku ucierpiało łącznie osiem osób - także nauczycieli, którzy przybiegli po usłyszeniu wrzawy. Wśród poszkodowanych znalazły się dwie dziewczyny, które spotkał tragiczny koniec.

Jeszcze w trakcie całego incydentu chłopak, który zjadł przygotowany przez Mainę posiłek, zmarł, tocząc pianę z ust.

– Zrobiłam tylko zwykłe drugie śniadanie - zeznała Maina. W jajku na twardo będącym przyczyną zgonu nie znaleziono żadnej typowej trucizny, jednak stwierdzono w nim obecność pewnego niezwykle stymulującego składnika.

Kiedy tamten chłopak połknął przygotowane przez Mainę jajko, jego układem trawiennym wstrząsnęło niemożliwe do wyobrażenia doznanie, powodując natychmiastowy zgon ze strachu.

Naukowcy sprawdzili próbkę tego drugiego śniadania na szczurach laboratoryjnych. Procent zgonów wynosił dziewięćdziesiąt, a więc nie było to już jedzenie, lecz silna trucizna.

Symptomy różniły się w zależności od potrawy. Zaliczały się do nich silne pocenie się, wymioty, biegunka, trudności w oddychaniu, atak serca, paraliż całego ciała oraz epilepsja. Mimo wielu przeprowadzonych eksperymentów nie udało się znaleźć przyczyny zgonu. Chociaż korzystano z tych samych składników oraz przygotowywano wszystko w taki sam sposób, jak robiła to Maina, jedynie ona mogła odtworzyć tamtą substancję.

Dlatego nadano jej przerażające przezwisko: niezdarna katastrofa, Czarna Pandora.

Po tych wydarzeniach osadzono Mainę w tej szkole.

Pierwszą reakcją Kyousuke było: - Rety, wprost niewiarygodne. Zwłaszcza ta część o gotowaniu.

W końcu to wydało się nierealne, jednak…

– Nie kłamię. To wszystko prawda, wszyściutko.

Maina zwiesiła głowę i zaczęła szlochać. Jej łzy oraz leżące na kolanach, trzęsące się dłonie złożone w pięści dowodziły prawdziwości tej opowieści.

– Dlatego nie zbliżajcie się do mnie… bo to bardzo niebezpieczne! Nie chcę już nikogo skrzywdzić… ani zabić. Przepraszam. Zadawanie się ze mną jest bardzo złym pomy…

– Hmm. Wiesz, tak naprawdę nie ma się czym martwić – przerwała Renko.

– Tak. Wiem, że powinnam trzyma… Coooo?!

Zapłakana dziewczyna spojrzała na Renko.

–W końcu czy nie jest tak, że po prostu kiepsko gotujesz? No i nie zrobiłaś tego celowo, prawda? Czasem zdarza ci się stworzyć niebezpieczne sytuacje, ale teraz, kiedy o tym wiemy, jakoś sobie z tym poradzimy. Wystraszyłaś nas przed chwilą, jednak tylko dlatego, że nie mieliśmy o tym pojęcia.

– To brzmi tak prosto… Ale nie da się ot tak czegoś uniknąć jedynie dzięki świadomości, że to istnieje.

Kyousuke zmarszczył brwi, a Eiri, widząc to, mruknęła kpiąco.

– To było głupie, Kyousuke. Wiedz, że broń stanowi zagrożenie jedynie wtedy, gdy jest wyciągnięta. Jeżeli wiesz, że ktoś trzyma nóż, możesz uciec albo zacząć bardziej uważać, prawda? Ludzie na widok broni robią się twardsi. Dlatego właśnie mordercy muszą trzymać je jak najdłużej ukryte. Stanowią zagrożenie tylko wtedy, gdy najpierw podejdziesz z nimi blisko, a dopiero potem wykonasz swój ruch. Innymi słowy, jedynie pierwszy cios jest niebezpieczny. Rozumiesz? Drugie i kolejne uderzenia kompletnie nic nie znaczą. Przynajmniej dopóki zachowujesz czujność.

Po usłyszeniu długiej mowy Eiri, która rzadko jej się zdarzała, Renko zgodziła się z nią i pokiwała głową.

– Tak, tak. Eiri, tego można było po tobie oczekiwać. Doskonale cię rozumiem. Dlatego właśnie, Kyousuke, nie musisz tak bardzo przejmować się Mainą. Tych zabójczych wypadków nie da się uniknąć, jednak możemy pomóc jej uniknąć ich popełniania. No i zgodnie z tym, co powiedziała Eiri, wystarczy, że po prostu zachowamy czujność.

– No tak. Teraz rozumiem. Macie rację, może da…

Kyousuke już wiedział.

Zdawał sobie sprawę, jaką katastrofę może wywołać niezdarność Mainy i co może na niego czyhać.

Tylko że podczas rozmów z Renko i Eiri, kiedy był zrelaksowany, mógł przestać uważać.

Jeśli Maina zachowywałaby spokój, wtedy może nie byłoby potrzeby w ogóle tym się martwić.

W obu przypadkach niezdarność włączyła się, kiedy jej emocje przekroczyły pewien punkt krytyczny – pomyślał Kyousuke. – Muszę pamiętać, żeby nigdy nie opuszczać przy niej gardy.

Szloch, szloch. – Ale to bardzo niebezpieczne! W-W końcu…

Maina ponownie zwiesiła głowę, łącząc mocno swoje palce wskazujące.

Musiała myśleć o tym, że zostanie odrzucona – wątpiła w szczerość tamtych odpowiedzi.

Widząc jej zakłopotaną minę, Eiri zrobiła chytry uśmieszek.

– Słuchaj. Mówisz, że jesteś niebezpieczna, ale czy to nie tyczy się wszystkich otaczających cię osób? Ci trzymający swoją broń albo szaleństwo w ukryciu stanowią o wiele większe zagrożenie, nie sądzisz?

Ostre spojrzenie Eiri padło na Renko.

Ta nosząca czarną maskę przeciwgazową dziewczyna o wciąż nieznanej przeszłości nie tylko nie wystraszyła się tego wzroku, ale także zaśmiała się z pewnością siebie w głosie.

– Tak, zgadza się. Eiri ma rację. Przy okazji, moja broń jest bardzo oczywista, prawda? Zwłaszcza dla Kyousuke, który już wiele razy padł jej ofiarą.

– He? Ja? Twoją? Renko, żartujesz sobie?

Kyousuke tego nie zauważył. Da się zginąć, w ogóle o tym nie wiedząc?

W tym momencie przeszył go zimny dreszcz.

Maska przeciwgazowa ukrywająca zabójczą broń…

Łuusz. - Wciąż nie rozumiesz? Moją bronią jest…

– …

Kyousuke, Maina, a nawet Eiri przełknęli głośno ślinę, czekając, aż Renko dokończy zdanie.

Mając na sobie ich ciężkie spojrzenia, Renko powoli skrzyżowała ręce.

– Moja klatka piersiowa. Mój cel najpierw traci przytomność przez utratę krwi z nosa, a potem dusi się, kiedy jego głowa między nie wpada… Innymi słowy, mowa o moich nieodpartych urokach. Mam nadzieję, że nie zaskoczy was moje przezwisko: Piersiasta Morderczyni!

Z dumą wypięła klatkę piersiową.

– Kłamie.

– Na pewno zmyśla.

Kyousuke i Eiri zgodnie zwątpili.

W tym momencie Kyousuke usłyszał śmiech dochodzący z miejsca obok niego.

Maina wyglądała na szczęśliwą, a w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. Kiedy zauważyła spojrzenie Kyousuke i dziewczyn, rzuciła – Ach! – z zaskoczenia, a potem powiedziała niezręcznie: - Eee… Jesteście naprawdę interesujący.

Na jej i tak czerwonych policzkach pojawił się dodatkowo rumieniec.


× × ×


– Ale tak sobie myślę… że duże nie zawsze znaczy lepsze. Bolą mnie od nich ramiona, często mi przeszkadzają i nie mogę nosić wszystkich rodzajów słodkiej bielizny. Jeśli się temu przyjrzeć, mają naprawdę wiele minusów. Ale chyba ktoś, kto takich nie ma, nie zrozumie. Tak bardzo ci zazdroszczę, Eiri. – Szooko.

– Z czego się śmiejesz? Jeśli tak mi zazdrościsz, to ci pomóc i je obciąć?

– Co?! Nie, ja tu jestem tą piersiastą! Bez nich moja postać straci sens, a mały Kyousuke nie będzie mógł wstać!

– Cicho! Spokojnie, nawet gdybyś straciła cycki, to dzięki swojej osobowości będziesz się wystraczająco wyróżniać.

– Racja. Nie ma się czym martwić, w końcu Kyousuke i tak jest impotentem.

– Impotentem? Co to znaczy? Jakieś przeciwieństwo omnipotencji?

– Maina, jej przeciwieństwem jest kompletna bezużyteczność… Chociaż to wcale nie taka wielka różnica.

– Aha, rozumiem. Impotent, bezużyteczny, tępy gówniarz sprawiający jedynie kłopoty…

– Dosyć! Przez was wychodzi na to, że moje życie jest totalnie bezwartościowe! – Kyousuke krzyknął najgłośniej, jak potrafił.

Po wyjściu ze stołówki skierowali się do swoich klas, a ta rozmowa miała miejsce w korytarzu.

Widząc, jak dziewczyny dobrze się ze sobą dogadują, Kyousuke westchnął z ulgą, jednak także z nutką rezygnacji.

Wkurza mnie, że tylko ze mną się droczą. Chociaż może to nie takie złe, skoro Maina jest dzięki temu spokojniejsza. Wszystko powinno się teraz jakoś ułożyć.

Kyousuke poczuł satysfakcję, widząc, jak wesoło rozmawiała z uśmiechem na twarzy.

– Jahahahaha! Ta, ta! Znalazłem cię! Jahahaha!

W tym momencie po całym korytarzu starego budynku szkoły rozszedł się echem znajomy śmiech.

Kyousuke powoli obejrzał się po minięciu drzwi pustej klasy.

Tak jak myślał…

– Irokez. Wypuścili cię już od pielęgniarki?

Stał tam owinięty w bandaże chłopak z czerwonym irokezem na głowie.

– Jahahaha! Oczywista! Jestem nieśmiertelny! Nieważne, czy padnę dziesięć, setki czy tysiące razy, pozostanę energiczny jak zawsze! Jahahaha!

– Ale głośny… - rzuciła Eiri, kiedy Irokez się przechwalał.

Nie próbując nawet odczytać panującej atmosfery, Kyousuke obniżył swój głos.

– Co jest, Irokez? Masz do nas jakąś sprawę?

– No włacha, to chyba oczywiste! Ale najpierw powiem ci coś, zjebku! Od samego początku mówisz do mnie Irokez, a nazywam się…

– Nie szkodzi. Kamiya, to nie ciebie szukamy.

Kiedy Irokez miał powiedzieć, jak się nazywa, zza niego wyszły trzy osoby owinięte w bandaże. Wysoki, średni i niskiego wzrostu.

– Chcemy jedynie tamtą szmatę! Aż trudno uwierzyć, że tak nas urządziła. W ramach odpłaty nauczmy ją, czym jest prawdziwa miłość. Już pewnie nie możesz się doczekać, żeby zagłębić się w tym temacie, prawda?

– H-Heeeheee. Oczywiście w erotycznym sensie… Dobra kara… H-Heeeheee.

Rzucili wysoki (Oonogi z dredami) i skulony Usami.

Wcześniej boleśnie doświadczyli na własnej skórze niezdarności Mainy i chcieli się za to odegrać.

Ta, czując ich wrogość, krzyknęła: - Iiiiiik! – i zaczęła się trząść.

– Za tamto… Przepraszam! P-P-P-Proszę, wybaczcie!

– Gdyby przeprosiny wystarczyły, jaki byłby sens istnienia policji?! Coooo?! - rzucił energicznie Irokez, który wyglądał, jakby w każdej chwili mógł rzucić się do ataku.

– Aaaa! – Maina podskoczyła z krzykiem, jednak stojąca za nią Renko objęła ją mocno w talii.

– Tylko że wyglądacie, jakbyście całe życie byli pod nadzorem policji – stwierdziła, głaskając głowę Mainy.

Skoro Irokez zniósł cięty komentarz Renko, musiała trafić w samo sedno.

– Poza tym dlaczego do nich dołączasz? Przecież to nie ma z tobą nic wspólnego, Irokezie.

– Co? Chce wiedzieć? To powiem! Nazywam się…

– Spotkaliśmy się u pielęgniarki. Zawiązaliśmy sztamę, po czym postanowił przejść na naszą stronę. Rety, co za typ. Fufufu.

Irokez po raz kolejny próbował zdradzić swoje imię, jednak ponownie mu przerwano. Tym razem był to Shinji.

Po chwili wszelkie emocje zniknęły z jego twarzy i lodowatym głosem powiedział: - Moglibyście się odsunąć? Jak już powiedzieliśmy, chcemy tylko Mainy. Nie zostało nam też już wiele czasu. Jeżeli nam ją oddacie, pozwolimy wam odejść. Zgoda?

Maina aż podskoczyła, widząc, jak pod koniec zdania się do niej uśmiechnął.

Ze strachem w oczach spojrzała na paczkę Shinjego, a potem na swoją grupę.

– …

Wciąż obejmowana mocno przez Renko dziewczyna zacisnęła z całej siły powieki.

Po chwili drżącym głosem powiedziała: - R-Rozumiem. W takim razie pójdę z…

– Eee? W co ty sobie pogrywasz? Jaja sobie robisz?

Maina, mówiąc do Shinjego, miała się już wyrwać Renko i pójść w jego stronę, ale wtedy wtrąciła się Eiri. Kiedy przeklinała paczkę chłopaków, jej rdzawoczerwony kucyk aż się trząsł: - Kto posłuchałby się takich ścierw? Takie brednie zachowaj sobie na mowę pogrzebową. Jeśli chociaż tkniecie Mainę, to zarżnę was wszystkich - zagroziła z wściekłością wymalowaną na twarzy.

Maina otworzyła szeroko oczy i spytała: - Eiruś… D-Dlaczego?

Łuusz. – To chyba oczywiste, w końcu jesteśmy przyjaciółmi. Nie do końca rozumiem sytuację, ale nikt nie mógłby stać z założonymi rękami i patrzeć, jak Maina cierpi bez żadnego powodu. Eiri jest miłą dziewczyną, ale ukradła moje pięć minut!

Szooko. Renko westchnęła z żalem.

– Co? Eiruś…

Widząc świeczki w oczach Mainy, Eiri szybko pomachała ręką.

– To nic takiego. Nie zrozum mnie źle, ci goście po prostu działają mi na nerwy.

Słysząc jej słowa, Shinji spojrzał z zainteresowaniem na Eiri i oblizał usta.

– Jaki nieoczekiwany zwrot wydarzeń. Zdajesz sobie sprawę, że jeśli chcesz nam przeszkodzić, to tobie też się dostanie? Fufu… W każdym razie miałem już cię na oku, więc powitam cię z otwartymi rękoma.

– Ta. Też serdecznie powitam jej interwencję. Im bardziej stawiają opór, tym więcej zabawy sprawia jego pokonanie! Już nie mówiąc o tym, jaka wystrzałowa z niej foczka. Piersi… Może ich nie ma, ale co tam. I tak równo ją wygrzmocę.

– H-Heehee… Żałosne piersi, deska, równiny, miseczka A… H-Heeheeheee.

– Idźcie do diabła. Zaraz naprawdę was zarżnę. - Eiri obniżyła ton głosu, mówiąc do stojących przed nią zaślepionych pożądaniem chłopaków.

– Zarżnąć? E, nie mam nic przeciwko, Eiruś. Właściwie to nawet zachęcam.

– Co powiedziałeś? Co masz na myśli?

Przez słowa Shinjiego z głosu Eiri zniknęły wszystkie emocje.

Fragment jego twarzy widoczny spod bandaży wydawał się formować naprawdę okropną minę.

– To, co powiedziałem. Nawet jeśli zamordowałaś sześć osób, wciąż jesteś jedynie słabą dziewczyną, prawda? W dodatku nie masz przy sobie żadnej broni, więc niby jak chcesz nas zabić? Śmiało, spróbuj…

– Jahahaha!

W tym momencie otworzyły się drzwi do pustej klasy, zza których wyskoczył Irokez.

Wcześniej niezauważenie wślizgnął się do jej wnętrza i podszedł do grupy Kyousuke.

Trzymał uniesione nad głową krzesło, którym celował w głowę Mainy.

– O szlag!

Eiri nie mogła na to zareagować, ponieważ stała z przodu. Natomiast Renko znajdująca się tuż za Mainą nie zdążyła, ponieważ nadszedł ze ślepego punktu jej maski.

– Aaaaa! – Maina zamknęła oczy i schyliła głowę.

Pokryte graffiti krzesło powędrowało w dół, jednak…

– Wypierdalaj.

– Co?!

Mający uszy całe w kolczykach, a głowę w bandażach Irokez został uderzony prosto w twarz przez Kyousuke.

W powietrze trysnęła fontanna krwi oraz rozszedł się krzyk lecącego w komiczny sposób Irokeza.

Przeleciał nad Eiri, Shinjim, Oonogim i Usamim…

– Kulfa!

Wylądował na głowie, jednak z powodu siły odrzutu z zawrotną prędkością przejechał przez korytarz, zgarniając z niego wszystkie śmieci.

– Uaaa!

Następnie w spektakularny sposób uderzył o drzwi na jego końcu.

Trach! Trach! Z wnętrza tamtego pomieszczenia dobiegły dźwięki spadających na ziemię i tłukących się przedmiotów, a w powietrzu zawisła biała chmura z kurzu. Natomiast Irokez leżał bez ruchu.

– …

– …

– …

Zapadła grobowa cisza.

Przerwał ją Kyousuke, rozluźniając dłoń zaciśniętą wcześniej w pięść.

– Fiu - rzucił, poruszając ramieniem i kręcąc głową, przy czym pojawiały się dźwięki strzelania kości.

– Chcecie walczyć, mordercy? – Nawet jego zaskoczyło, jak niskim głosem to powiedział. – Atakujecie pojedynczo, dostajecie wpierdol. A potem idziecie szukać sobie towarzyszy, żeby zemścić się w większej grupie? Co za pieprzony nonsens. Nie wstyd wam? Przecież to słaba dziewczyna.

Paczka Shinjiego wpatrywała się w Irokeza leżącego jak robot, któremu zabrakło paliwa.

Po chwili Shinji spojrzał na Kyousuke.

– Ahaha! To było wspaniałe, Kamiya! Przecież też to widziałeś, prawda? Wcale nie jest słabą dziewczyną. Próbowała zabić wszystkich, którzy ją zawstydzili. Jest bezlitosną morderczynią. Jeśli będziesz z nią trzymać, to pewnego dnia, kiedy przestaniesz uważać, możesz stracić gło…

Trzask! Kyousuke postawił nogę na stojącym w pobliżu krześle, przez co uśmiechający się Shinji natychmiast zamilkł, a kiedy zobaczył, jak mebel odkształca się i wygina do dołu, także i uśmiech znikł z jego twarzy.

– Dupa, a nie zginę. Nie porównuj mnie do takich popierdółek jak wy. Morderca dwunastu ma zginąć z rąk zwykłej dziewczyny?! I, kurwa, Maina okrutną morderczynią? Przestańcie mi tu, kurwa, pieprzyć głupoty, dobra?

Maina w żadnym razie nie jest taka.

Jest po prostu bardziej niezdarna niż przeciętna osoba. Jak można mówić, że chciała zabić wszystkich, którzy ją zawstydzili?

Śmiechu warte. Nie jest typem inteligentnej, kalkulującej dziewczyny.

Jest niezdarna, ale delikatna. – Kyousuke wierzył w to z całego serca.

W końcu…

– Chcecie wiedzieć, czym jest naprawdę okrutny i nieludzki morderca? Zanim kogoś tak nazwiecie, osiągnijcie chociaż mój poziom. A może mam wam to teraz zaprezentować, żebyście zapamiętali, jak wygląda prawdziwy morderca?

Opierając nogę na krześle, Kyousuke położył ramię na kolanie, pochylił się do przodu i starał się wyglądać przerażająco.

Użył postawionych mu fałszywych zarzutów, aby tamci mordercy przestali zagrażać Mainie i trzymali się od niej z daleka.

Spojrzał ostro na spięte twarze Oonogiego, Usamiego i Shinjiego.

– Jeśli chcecie pożyć, wynoście się sprzed moich oczu i trzymajcie z daleka od Mainy. Macie nie zbliżać się do moich przyjaciół albo… - wydusił z siebie najsilniejszą żądzę krwi, jaką tylko potrafił, a potem powiedział jak morderca dwunastu osób - zmasakruję was wszystkich.

– Ooo?!

– Heee?!

Płochliwy Oonogi, kulący się Usami i Shinji, który do tej pory zachowywał ciszę z kwaśną miną na twarzy, zareagowali zdziwieniem na słowa Kyousuke.

– K-Kyousuke… - Maina zaczęła się trząść.

– Straszny… - powiedziała łagodnie Eiri.

Renko zareagowała cichym śmiechem. Łuusz.

Potem…

– Tak…

– Tak?

– Tak zajebistyyyyy!

Zanim się spostrzegli, dookoła nich zebrali się gapie, którzy przyglądali się wszystkiemu z większej odległości.

Tamten krzyk pochodził od stojącej w pierwszym rzędzie i zakrywającej twarz Boba.

– Eee?! Ch-Cholera! Widzieli to?

PsyCome V1 163.jpg

Kiedy Kyousuke doszedł do siebie, było już za późno.

Krzyk Boba przerwał panującą ciszę, a zebrani w tym ciasnym korytarzu zaczęli wiwatować.

Kyousuke oniemiał, słysząc te wrzaski.

Renko położyła rękę na jego ramieniu i powiedziała: - Rety, Kyousuke. To były naprawdę wspaniałe uderzenie i zastraszenie. Chociaż właśnie tego można by oczekiwać po mordercy będącym tak gorącym tematem rozmów! Aż trudno uwierzyć, że tak szybko rozkochałeś w sobie aż tyle osób. Jeśli nie będę uważać, sama mogę się w tobie zakochać. Czyżbyś był Mordercą Kobiecych Serc? – Łuusz.

Słysząc droczenie się Renko…

– Zanim do tego dojdzie, padnę ofiarą tych psycholi. Nie serce, a ciało – wyszeptał cicho ze zmęczeniem w głosie w odpowiedzi do droczącej się Renko (jednocześnie rzucając spojrzenie na tamtą grupkę morderców).

Ten cholerny Irokez jest niewiarygodnie słaby… i zadziwiająco lekki. Aż trudno mi uwierzyć, że poleciał aż tak daleko. Kurwa, przez niego wyszedłem na o wiele silniejszego, niż rzeczywiście jestem.

Przez to czekało go jeszcze więcej problemów.

Z ciała Kyousuke uleciała cała siła, jak tylko wyobraził sobie swoje dalsze szkolne życie.



  1. Parodia Mos Burgera, którego nazwa jest błędnym zapisem zwrotu „moshimoshi”, który jest używany przez Japończyków do odbierania rozmów telefonicznych.


Lekcja 4 – Zardzewiały paznokieć, zardzewiałe serce / "Smells Like Rotten Blood"[edit]

P: Jakie jedzenie jest polecane w stołówce i sklepiku?

O: Resztki z wczorajszej kolacji oraz resztki chleba ze śniadania. Do gotowania używa się głównie obierków z warzyw i tłustych części mięsa. Zwykle się je wyrzuca, ale my wykorzystujemy je ponownie, co jest przyjazne dla środowiska, prawda? Ja dzisiaj będę jeść Chateaubriand[1] z mięsa Wagyu[2]. Prędzej piekło zamarznie, niż wezmę do ust pomyje, którymi żywią się tamte śmieci. Na samą myśl o nich robi mi się niedobrze.

PsyCome V1 165.jpg


– Kraj w ruinach, lecz wzgórza i strumienie się ostały / Z nadejściem wiosny trawa i drzewa będą dalej wzrastały…

Kurumiya, czytając wiersz, lewą ręką powoli przewróciła stronę w podręczniku, w prawej natomiast trzymała stalową rurę, którą stukała o swoje ramię. Co prawda, w klasie jak zwykle panowała napięta atmosfera, jednak ostatnio w zależności od sytuacji trochę się rozluźniała.

W ciągu pięciu dni wszyscy stopniowo przyzwyczajali się do życia w Zakładzie Poprawczym Czyściec. Oczywiście całkowicie normalny Kyousuke nie stanowił wyjątku.

– Łzy kwiatów zwiastunem ciężkich czasów nastania / Krzyk ptaków siejący trwogę w tych niechętnych ro rozstania.

Kurumiya rzuciła mu ostrze spojrzenie, kiedy mijała go, chodząc po klasie, jednak zachował spokój, bo w końcu była nauczycielką i karała jedynie tych, którzy na to zasłużyli.

Parę razy dziennie ktoś (czytać: Irokez) doprowadzał ją do dzikiej furii, co kończyło się oczywiście dyscyplinowaniem, jednak nie licząc tych sytuacji, lekcje miały zaskakująco spokojny przebieg.

Czasem w pole widzenia Kyousuke wchodziło jakieś graffiti, czasem koledzy z klasy wlepiali w niego spojrzenia, czasem Kurumiya zachowywała się, jakby miała zaraz go zaatakować, ale poza tym szkolne życie Kyousuke nie różniło się zbytnio od tego, jakie prowadził w gimnazjum.

Hyyyaaa.

Eiri ziewnęła, jakby zaraz miała zasnąć, co nie było niczym niezwykłym.

W Zakładzie Poprawczym Czyściec panował system, w którym to wychowawca nauczał klasę wszystkich przedmiotów. Jeżeli wziąć pod uwagę jedynie aspekt wpajania wiedzy, Kurumiya była świetną nauczycielką.

Streszczała najważniejsze punkty, jednak gładko przechodziła od podstaw do trudniejszych rzeczy, dzięki czemu wiedza wlewała się do głowy Kyousuke jak gorąca woda do pustej szklanki.

W dodatku jej wysoki, dziecięcy głos przepełniała słodycz, przez co był przyjemny dla uszu.

– Przez trzy miesiące tańczyły ku niebu płomienie / List z domu dla serca droższy aniżeli najdroższe kamienie.

Kyousuke, słuchając wiersza „Nadejście wiosny” chińskiego poety Du Fu, cały czas wpatrywał się w zegarek wiszący na ścianie.

Jeszcze dziesięć minut do końca zajęć…

Od pewnego czasu za każdym razem, kiedy o tym pomyślał, zaczynał czuć niepokój.

Niepokój, którego źródłem był znajdujący się obecnie w jego kieszeni list. Kyousuke znalazł go tego ranka w swojej szafce.

Cały problem polegał na tym, że sądząc po charakterze pisma z pętelkami formującymi serduszka, bez wątpienia został napisany przez dziewczynę.

– Na głowie włos siwy i cienki od drapania / Łysina na niej niczym pośród lasu polana.

Mając wrażenie, jakby głos Kurumiyi niknął gdzieś w oddali, Kyousuke z całej siły zacisnął dłoń w pięść.

Tego dnia pozostało mu jeszcze jedno starcie o życie, a porażka oczywiście nie wchodziła w grę.


× × ×


– Kamiya, zabijając dwanaście osób…

Po zakończeniu lekcji Kyousuke spotkał się z tamtą dziewczyną za salą gimnastyczną.

Ta drugoklasistka miała długie, czarne włosy i skórę białą jak śnieg. Objęła go, zaciskając mocno swoje ręce wokół jego pasa, po czym zawierciła się nieśmiało.

Jej śliczne oczy, którym uroku dodawały długie rzęsy, były wlepione w Kyousuke, sugerując głębokie uczucie.

Wzięła głęboki oddech na odwagę, a potem, rumieniąc się jak burak, powiedziała: - Kocham cię! Dlatego proszę… Dźgnijmy nasze serca miłością!

Razem z tą deklaracją…

Wyjęła nóż ukryty za plecami i skierowała go w stronę gardła Kyousuke.

– Uaaaaa! P-Przepraszam!

Sium. Kyousuke uderzył ją w brzuch, dzięki czemu dał radę uniknąć w ostatniej chwili tego ataku z zaskoczenia.

– Ooou – wyjęczała dziewczyna przed utratą przytomności, mając jednocześnie rozpromienioną ze szczęścia minę.

Kyousuke złapał ją, kiedy upadała na ziemię, i otarł pot ze swojego czoła.

Było blisko. Przestał uważać, ponieważ była na drugim roku, więc powinna przejść już reedukację. Skoro tak, to dlaczego miała ze sobą ten nóż?

– Oj? Odrzuciłeś kolejną? Ta była całkiem niezła.

W momencie, w którym Kyousuke położył nieprzytomną dziewczynę na ziemi, zza rogu sali gimnastycznej wyłoniła się Renko.

Chwilę później pojawiły się Eiri i Maina. Ta pierwsza zaciskała zęby, podczas gdy druga klaskała, mówiąc: - Kyousuke jest taki popularny. Niesamowite!

Kyousuke wstał z głębokim westchnięciem.

– Od wyglądu bardziej cenię sobie osobowość. W dodatku popularność wśród bandy psycholi jakoś w ogóle mnie nie uszczęśliwia.

Przez te trzy dni od tamtego zamieszania dziewczyny wciąż wyznawały mu miłość, jedna po drugiej.

Było ich łącznie dziesięć. Innymi słowy, średnio ponad trzy dziennie, co oznacza, że w końcu nadszedł jego wymarzony czas popularności wśród płci pięknej. Jednak wszystkie jej przedstawicielki zostały skazane za morderstwa, a ich metody wyznawania uczuć były pokręcone.

– Chcę wiedzieć o tobie wszystko. – Prawie że przeprowadziła na nim sekcję.

– Pozwól mi się zjeść… Żebyśmy mogli stać się jednym ciałem. – Został powalony na ziemię przez dziewczynę z pustym spojrzeniem.

– Chciałabym cię powiesić jako dekorację domu. – Zaskakujące wyznanie od dziewczyny trzymającej w jednej ręce piłę.

Potem przyszła kolej na Boba, która po odrzuceniu zaczęła głośno płakać i zmieniła się w ludzki czołg. Kyousuke uratował swoje życie przez ucieczkę, jednak część szkoły uległa zniszczeniu.

Po prostu okropne.

Pozwolił swoim znajomym dziewczynom przyglądać się temu wyznaniu dla swojego bezpieczeństwa. Chociaż sytuacja nie zrobiła się aż tak zła, żeby musiał prosić je o pomoc, wiedział, że następnym razem może być zupełnie inaczej.

– W takim tempie w końcu naprawdę mnie zabiją.

Wykończony tak fizycznie, jak i psychicznie Kyousuke zwiesił głowę.

Renko skrzyżowała ręce, zamyśliła się, a następnie skierowała palec wskazujący w stronę swojej maski.

– Odrzuciłeś je wszystkie… Musisz ledwie się trzymać, także psychicznie, prawda? Ale jesteś tak popularny, że nic nie da się… No, tak! – Szybko klasnęła rękami, kiedy do głowy przyszedł jej jakiś pomysł. – Wyznają ci miłość, ponieważ jesteś sam! Innymi słowy, jak tylko znajdziesz sobie dziewczynę, przestaną! Prawda? Nie uważasz tego za wspaniały plan?

– Nic z tego. Przecież nikogo nie mam.

Znalazłbym, gdyby jakaś dziewczyna pojawiła się na horyzoncie, ale tu są same niebezpieczne psycholki.

– Hmm? Nie zapominasz o czymś, Kyousuke? Trzy piękne kandydatki, spójrz! Czyż nie są piękne?!

Renko rozłożyła ręce w geście przedstawienia, obracając się w stronę Eiri i Mainy.

Słysząc to, Eiri rzuciła: - Co? Nie chcę. – Z miejsca został odrzucony.

Maina natomiast: - Eee?! Dziewczyna Kyousuke! Nic z tego… Eee, jak to powiedzieć… Eeee… Przepraszam! – po czym wstydliwie pochyliła głowę.

Mimo że nie wyznawał im uczuć, Kyousuke poczuł się, jakby dały mu kosza.

– Ej, Renko. Jak chcesz mi zrekompensować takie zranienie uczuć?

Kyousuke czuł się podle po otrzymaniu takiego ciosu.

Eiri i Maina były piękne, naprawdę lubił przebywać w ich pobliżu, jednak nigdy nie spodziewał się, że tak z miejsca go odrzucą. Instant kill.

Renko spojrzała na mającego zranione uczucia Kyousuke i pokiwała głową, czemu towarzyszył dźwięk „łuusz”.

– Tak. W takim razie postanowione! Kyousuke, zostań moim chłopakiem.

– Odmawiam.

– …

– No bo pomyśl o tym przez chwilę. W końcu nosisz maskę przeciwgazową, przez co nie widzę twojej twarzy. Chociaż wiem, że jesteś wesoła i energiczna, jednak proszenie o chodzenie kogoś, kto nigdy nie widział twojej twarzy, to trochę za wiele…

Renko nagle zamilkła, co było trochę straszne, ponieważ przez jej wygląd nie dało się przewidzieć, co jej chodzi po głowie.

Kiedy Kyousuke zaczął odczuwać straszne napięcie, przez które przestał się uśmiechać, dziewczyna westchnęła. Szooko.

– A co z tym, że liczy się osobowość, a nie wygląd? Kłamałeś?

– Nie. Ale są jakieś limity, prawda? Poza tym osoba nosząca maskę przeciwgazową dwadzieścia cztery godziny na dobę jest tak dziwna, że trudno nie zastanawiać się, czy wszystko z jej głową jest w porządku, prawda?

– Podły! To nie było miłe, Kyousuke! A ja tak w ciebie wierzyłam! Cały czas myślałam, że jesteś kimś, kto nie wybiera drugiej połówki ze względu na wygląd. Naprawdę sądziłam, że moje wielkie ciężary wystarczą!

Renko skoczyła na Kyousuke w karykaturalny sposób, po czym przycisnęła swoje piersi do jego brzucha.

Przez ich miękkość i obfitość Kyousuke krzyknął z zaskoczenia.

– Ej! Głupia, puść! Puszczaj!

– Nie! Nie puszczę, nie puszczę i nie puszczę! – Łuusz! Łuusz!

– Nie popadaj w histerię! I przestań przyciskać do mnie swoje piersi! Z-Zbyt intensywnie się ruszasz…

Trudno było powiedzieć, czy robiła to celowo, jednak przy każdym „Nie puszczę” jej piersi były dociskane coraz mocniej, a także zjeżdżały coraz niżej, aż w końcu znalazła się między nimi pewna część ciała. Kyousuke ogarnęło w tym momencie na tyle przyjemnie uczucie, że mimo uwierającej go twardej maski przeciwgazowej zaczął półżartem myśleć: - Maska też może być.

– Tsz.

Eiri strzeliła językiem, rzucając im mordercze spojrzenie.

Trzymająca się za czerwone policzki Maina stwierdziła: - Taka bezpośrednia…

W tym momencie Kyousuke się otrząsnął. Położył ręce na ramionach Renko, chcąc ją od siebie odepchnąć.

– Ej, puszczaj, zamaskowany cycku! Przestań cię wydurniać! Eiri i Maina przecież na to patrzą! Możesz bardziej zwracać uwagę na innych?

– Właśnie, Kyousuke! Jest jeszcze jeden sposób! – powiedziała głośno Renko, odsuwając się nagle.

Widząc tę reakcję, Kyousuke spytał zdziwionym głosem: - E? Sposób na co? O czym ty w ogóle mówisz?

– O wyznaniach, wyznaniach! Chyba znalazłam najlepszy sposób, aby zatrzymać ich zalew.

Kiedy Kyousuke zapytał: - Serio?! Jak? – Renko się zaśmiała. Łuusz.

– Poczekaj, a zobaczysz. Na pewno zadziała, więc już się uspokój i pozwól mi położyć kres tym niebezpiecznym sytuacjom! – Hmmszooko.

Renko wypięła przesadnie piersi, wypowiadając te słowa.

Obserwując rzadki widok, gdy dziewczyna pokazuje, że można na niej polegać, Kyousuke powiedział głosem pełnym emocji: - Jesteś bardzo piersiasta… znaczy się pewna siebie. Liczę na ciebie, Renko!


× × ×


– Muszę być głupi, skoro ci zaufałem.

Minęła sobota, dzień wolnego. Nadszedł poniedziałek, zwiastując nowy tydzień.

Już na samym początku przerwy śniadaniowej siedzący w stołówce Kyousuke poczuł się okropnie zawiedziony. Całkowicie pozbawiony sił, wpatrywał się w porcję „resztek po wczorajszym omlecie” znajdującą się na wyciągniętej w jego stronę łyżce, czemu towarzyszyły słowa: - A teraz otwórz usta i powiedz „aaa”.

Siedząca obok niego i obejmująca go jedną, a karmiąca drugą ręką Renko westchnęła „szooko” i zawiedziona odłożyła sztuciec.

– Coś się stało, Kyousuke? Wyglądasz na przybitego. Pogruchajmy bardziej!

Jeszcze w trakcie mówienia objęła jego rękę mocniej. Nie tylko piersi, ale wszystkie części jej ciała, z którego unosił się słodki zapach mydła, były tak miękkie, że Kyousuke aż zrobiło się słabo.

– ...

Gdyby nie to, że co chwila w jego pole widzenia wchodziła maska przeciwgazowa, z pewnością by się w tym zatracił.

Renko trzymała się go tak od momentu, w którym się spotkali – odgrywając swoją rolę.

– Renko, słuchaj. To, że się tak do mnie kleisz, rzeczywiście zniechęciło inne dziewczyny, ale nie ma żadnego innego sposobu? Zachowujesz się, jakbyśmy naprawdę ze sobą chodzili.

PsyCome V1 175.jpg

– Tak, zgadza się. Przecież właśnie o to chodzi w planie „Pokazać publicznie uczucie, żeby wszyscy myśleli, że ze sobą chodzimy”! W końcu nie robimy tego naprawdę, więc nie dzieje się nic złego, prawda?

– Nie o to mi chodzi. Jak by to powiedzieć... W ten sposób…

Nie chcę, żeby inni pomyśleli, że chodzę z jakąś puszczalską panienką w masce przeciwgazowej. Kyousuke za żadne skarby nie przyznałby się do czegoś takiego.

– „Nie chcę, żeby inni pomyśleli, że chodzę z jakąś puszczalską panienką w masce przeciwgazowej”. Na miejscu Kyousuke właśnie tego bym się obawiała. Ludzie zaczęliby podważać mój dobry gust. – Jego myśli zostały wypowiedziane przez siedzącą po drugiej stronie stolika Eiri.

To bezlitosne oskarżenie było ciosem dla Renko.

– Nie jestem żadną szmatą! To nieporozumienie! Naprawdę nikt nie dostrzega moich dużych, ślicznych oczu?

– Ta, jasne, jakby ktoś mógł je zobaczyć. Przecież są całkowicie zasłonięte. Poza tym zachowujesz się teraz jak puszczalska panienka, co nie? Nie wstyd ci tak się do mnie kleić? Spójrz na Mainę.

– Auau.

Maina siedziała skulona i wyglądała na naprawdę skrępowaną.

– Zacznijmy od tego, że przesadzasz. Te wszystkie dziewczyny wyznające uczucia są jak fanki wskakujące do wozu zespołu; możesz je po prostu zignorować. Sprowokowanie ich nie przyniesie efektu odwrotnego do zamierzonego?

Eiri mruknęła „hmph” i włożyła do ust trochę „makaronu z wczorajszej kolacji”.

Trudno było powiedzieć, czy Renko przyjęła do wiadomości jej słowa, ale odsunęła się od Kyousuke i pokiwała głową.

– Rozumiem. Już wszystko jasne. Innymi słowy, Eiri myśli sobie: „Gruchacie sobie jak dwa gołąbki tuż pod moim nosem. Chcecie mnie sprowokować? Ale sama też chętnie bym sobie pogruchała z Kyousuke!”. Zgadza się?

– Pffff?! – Eiri wypluła makaron.

– Kiaa! Eiruś, nic ci nie jest?! Awawawa.

Maina odłożyła sztućce i poklepała ją po plecach.

W kącikach oczu dziewczyny wlepiającej wściekłe spojrzenie w Renko pojawiły się łzy.

– Jakim sposobem doszłaś do tego wniosku?! To głupie! Idź sobie i zdechnij! Chcesz zginąć?!

– E, Eiri, nie powiedziałaś przypadkiem „Nie prowokuj mnie”? Co nie?

– Nie powiedziałam! I przestań naśladować mój sposób mowy. To nieznośne.

– To nie tak, że cię naśladuję.

– Co?! Przecież ci powiedziałam, żebyś przestała, prawda?! Poza tym ja tak nie mówię!

– Płaska klatka piersiowa jest symbolem statusu. W ich braku tkwi wielka siła. Wcale mi to nie przeszkadza. Idź sobie i zdechnij - Renko naprawdę wspaniale naśladowała falset.

– N-Nieznośna! Zamknij się! Uważaj, bo cię poszatkuję, jasne?! – Eiri wstała, pochyliła się i wykrzyczała gniewnie.

Jej zwykle wyglądające na zaspane oczy były otwarte prawie w 90%, a twarz czerwona jak burak.

– Aaaa, Eiri się zezłościła?! Kyousuke, ratuj. Zaraz mnie zabije!

Renko rzuciła się na niego, uderzając mocno maską w jego nos.

Chłopak poczuł obecność dwóch miękkich przedmiotów na swojej klatce piersiowej.

– Auu! Ej, Renko, nie klej się tak do mnie!

No i przestań zawsze mnie w to wciągać!

Kiedy Kyousuke próbował ze wszystkich sił odepchnąć Renko, Eiri wpatrywała się w niego z mordem w oczach.

Była tak wściekła, że jej brwi się uniosły i zaczęły drgać.

– Dlaczego bawisz się w to udawane odtrącenie? Przecież wyraźnie widać, że cię to podnieca, zboczeńcu. Psychol.

– Hę? O czym ty mówisz?

– Krwawisz. Z nosa leci ci krew.

– Co?

Kyousuke sprawdził, czy to, co powiedziała Maina, było prawdą.

Płyn cieknący mu z nosa zabarwił jego palce na czerwono.

– C-Co, u licha?! Chwila, to dlatego, że wpadłem na jej maskę.

– To dlatego, że wpadłeś na jej piersi. No nic, czego więcej oczekiwać od kogoś, komu wystarczy sam widok cycków… Kompletnie bez sensu, przecież to jedynie zwały tłuszczu. Hmph.

– Biedna Eiruś nie ma piersi.

– …

– Aaaaaa! P-P-P-Przepraszam! Przecież to tym najbardziej przejmuje się Eiruś! Nie mogę uwierzyć, że ja… Awawawa.

Eiri pewnie nigdy by się nie spodziewała, że od Mainy też usłyszy takie słowa. Jej ramiona zaczęły się trząść. Zaciskając mocno zęby, uderzyła obiema dłońmi o stolik.

Renko, śmiejąc się z satysfakcją – Łuusz – odsunęła się od Kyousuke.

– Czyli wychodzi na to, że wygrałam? No cóż, w końcu są osoby, które lubią małe. Nie przejmuj się tym za bardzo. Nawet jeśli Kyousuke woli duże. Nawet jeśli Kyousuke woli duże! Eiri, jeśli chcesz się wypłakać, możesz zrobić to w moich ramionach.

Renko pocieszyła Eiri, z jakiegoś powodu powtarzając jedno zdanie dwa razy, i pogłaskała ją po głowie.

Ta nagle przestała się trząść.

Powoli spojrzała przed siebie z mordem w oczach.

– N-Nie jestem smutna, głupia!

Pewnie próbując odepchnąć Renko, Eiri lekceważąco machnęła prawą ręką.

– Uaaa! - wystraszona Renko odskoczyła do tyłu, siadając z powrotem na swoje miejsce i unosząc ręce.

– E-E-E-E-E-Eiri, co ty wyprawiasz?! To niebezpieczne!

No weź, co takiego niebezpiecznego miałoby być w dotyku jej paznokci?

Widząc przesadzoną reakcję Renko, Eiri (mimo że sama trochę się cofnęła) z irytacją rzuciła: - N-Nieznośna! Zasłużyłaś sobie na to, co nie?! Ciągle tylko cycki, cycki i cycki. Przymknij tę swoją pułapkę na trochę! Właściwie o co, do cholery, chodzi z tą twoją maską? Bawisz się w Slipknota? Screaming Mad George? Zamiast uznać to za awangardę, ludzie zaczęliby się zastanawiać, czy nie brak ci piątej klepki.

Eiri, krzycząc na Renko, pochyliła się do przodu.

– O czym ty mówisz?! Nie obrażaj ich! Nie mogę zignorować twoich obraźliwych słów! Uważaj albo ogolę cię na łyso! - Renko wykrzyczała w odpowiedzi, uderzając dłońmi o stolik i także pochylając się do przodu.

Pomiędzy stykającymi się czołami dziewczyn pojawił się deszcz iskier.

– Hmph. Spróbuj, jeśli chcesz. Zobaczymy, kto tu kogo zabije.

– Ej! Chcesz się zemścić za tę sytuację sprzed chwili? Jeśli chodzi o piersi, wygrywam walkowerem. – Łuusz.

– Ha, ja we wszystkim innym! Co jest w tobie atrakcyjnego poza cyckami?

– Mam o wiele więcej! Długie rzęsy, śliczne oczy, duże, seksowne usta…

– Hę? Duże to ja widzę jedynie szkła w masce i głupio wyglądający filtr. Przestań udawać idiotkę i ciągle strzelać takimi tekstami, dobra? Poza tym… - w tym momencie Eiri rzuciła spojrzenie Kyousuke i się skrzywiła.

– Proszę! - powiedziała uprzejmie Maina, podając mu chusteczkę, którą wsadził sobie do nosa.

– Hmm? – obie kłócące się dziewczyny rzuciły zdziwione spojrzenia, przechylając przy tym głowy.

– Co was na takie słodkości wzięło? Chcesz mnie sprowokować?

– Właśnie, właśnie. Okropne! Tak startować do Kyousuke, kiedy ja i Eiri o niego walczymy… T-Ty… Złodziejko chłopaków! Flirciara! – Renko krzyknęła na cały głos, uderzając przy tym ze złością rękami o stolik.

– Eee? Ja o niego nie walczę – Eiri wyglądała na coraz bardziej wściekłą.

Kiedy Maina usłyszała, że została nazwana złodziejką chłopaków, wpadła w szok i rzucała spojrzenia to na Renko, to na Eiri.

– Awawa… P-Przepraszam! N-N-N-N-N-Nie miałam takiego zamiaru… Awawa!

– Ej, uspokójcie się! No i uciszcie się trochę - powiedział Kyousuke, kiedy zauważył, że wszystkie otaczające ich dziewczyny wlepiały spojrzenia w ich grupę, co oznaczało, że poziom zagrożenia dramatycznie się zwiększył.

Aż zrobiło mu się słabo od panującego napięcia.

Zazdrość? Czy może nienawiść?

Podziw i zauroczenie zostały nagle przekonwertowane w całkowicie przeciwstawne uczucia.

Powód takiego obrotu spraw był oczywisty. W oczach obserwatorek utknięcie pomiędzy trzema walczącymi o chłopaka dziewczynami musiało być urzeczywistnieniem legendarnego scenariusza z komedii romantycznych – a jednocześnie naprawdę nieprzyjemnym widokiem.

Słysząc szepty dochodzące do jego uszu, Kyousuke aż zaczął się pocić.

– Eeee! Jak te suki śmią kraść (życie) mojego ukochanego Kyousuke?!

– Czwórka. Jak by tu ich zjeść? Upieczone, na parze, smażone, ugotowane…

– Kyousuke, zawiodłam się na tobie. Starczy tego, czas na destrukcję. To, czego nie mogę zdobyć, zostanie starte z powierzchni Ziemi.

– Hwaaaaa! Uspokój się! Azraelu, spokojnie! Nie rzucaj 'Heaven Shall Burn', bo spopieli się wszystko dookoła!

– …

Sytuacja Kyousuke jedynie się pogorszyła.

Atmosfera była tak ciężka, że wydawało się, jakby w każdej chwili tłum mógł się na niego rzucić.

Innymi słowy, plan Renko „Pokazać publicznie uczucie, żeby wszyscy myśleli, że ze sobą chodzimy” poszedł w diabły, albo raczej zamiast poprawić sytuację jedynie ją pogorszył.

W tym momencie winowajczyni całego zamieszania…

– Głupi! Kyousuke jest wielkim głupkiem! Ale i tak cię kocham!

Objęła go, nie zważając w ogóle na otoczenie.

Wciąż grając swoją rolę, Renko zaczęła się do niego kleić.

Wyczuwalna do tej pory wrogość zamieniła się w żądzę krwi.

– Sama jesteś głupia! Przestań ich prowokować!

Szaka, szaka, szaka, szaka.

– Nie słuchaj muzyki, tylko tego, co do ciebie mówię! Ścisz to! Ścisz!

Skoro o tym mowa, Renko cały czas słuchała muzyki.

Dlatego właśnie nie usłyszała prawie żadnego z otaczających ich głosów.

– Sam nie jestem bez winy… - Kyousuke się skrzywił.

Zazdrość dziewczyn i ich nienawiść były skierowane raczej w stronę Renko.

Najwyraźniej jedynie Eiri to zauważyła. Koncentrowała się na otoczeniu i rzuciła jedynie przelotne spojrzenie na powtarzającą w kółko „Nie jestem złodziejką chłopaków” Mainę.

– Kyousuke, nie martw się. Zostanę z Mainą, nie pozwolę nikomu jej tknąć.

Godna podziwu odwaga, której można było oczekiwać po morderczyni sześciu osób.

Chociaż także i niezdarność Mainy stanowiła śmiertelną broń, dzięki której dziewczyna wcale nie była łatwym celem.

Czyli jednak muszę martwić się jedynie o Renko?

– Nie możesz zostawić jej samej sobie? W końcu nie jest w naszej klasie i sama to na siebie sprowadziła. No i bez przerwy mamla jęzorem, machając dookoła tymi wielkimi cyckami… Czyż nie są paskudne? A weź zdechnij.

Eiri rzuciła nonszalancko radą. Widać miała osobisty uraz do dużych piersi.

– Eee?! – Renko spojrzała na nią zaskoczona, ocierając się przy tym o klatkę piersiową Kyousuke. – A weź zdechnij… To takie niemiłe! To dla mnie taki cios, że naprawdę mogę umrzeć! W końcu umysł mam tak samo delikatny jak ciało! W tym momencie niczym nie różnię się od niemowlęcia. – Łuusz.

Widząc, że celowo zachowuje się w ten sposób, Kyousuke i Eiri westchnęli głęboko.

Nie wiedzieli, za jakie morderstwo Renko została tu osadzona, jednak sądząc po jej beztroskim nastawieniu, raczej nie musieli się o nią martwić.

Kyousuke jednocześnie zaczął się zastanawiać, jak by wyglądała, gdyby choć raz tak naprawdę się rozpłakała.

Gdyby do tego doszło, może „maska”, jaką nosiła Renko, w końcu by opadła…


× × ×


– Ren-ko?

Trwała przerwa po drugiej lekcji parę dni po tamtej farsie w stołówce. Kyousuke na widok drastycznej zmiany, jaką przeszła Renko, przełknął głośno ślinę z zaskoczenia, Maina rzuciła „Co?!”, a Eiri zagryzła wargi.

– Kto mógł to zrobić? T-Takie niemiłe…

Jej wygląd można opisać jedynie słowem „tragedia”.

Cała jej maska przeciwgazowa była pokryta graffiti.

Brzydula, DZIWKA, bezwstydna suka, jestem górą mięcha, ZGWAUĆ MNIE, puszczalska, kórwa, sztuczne cyce, gówno, die, DAI, zdechnij na zawał itp.

Takie różnokolorowe napisy przepełnione złośliwością, wrogością i żądzą krwi pokrywały prawie całą powierzchnię jej czarnej maski.

Co prawda, Renko nie odniosła żadnych zewnętrznych obrażeń, jednak nienawiść, jaką dało się wyczuć z tego aktu wandalizmu, była naprawdę przerażająca.

Stanowił on ostrzeżenie, a może nawet groźbę.

Stojąca pośrodku grupy Renko westchnęła „szooko”, unosząc jednocześnie rękę.

– Ojejku! Byłam taka przerażona. Obudziłam się otoczona dziewczynami, z których aż buchała żądza krwi. Zdaje się, że się kłóciły, kiedy spałam. Spytałam je „Co jest?” i uzyskałam w odpowiedzi jedynie „Dopiero teraz się zorientowałaś?” oraz „Ale ta suka jest wolna”.

– Co za katastrofa.

Te dziewczyny pewnie nie spodziewały się, że Renko naprawdę śpi, i uznały brak reakcji za akt ignorancji.

Kiedy o tym myśleli, dziewczyna mająca maskę przeciwgazową na głowie usiadła, zupełnie jakby nic się nie stało.

– Kiedy zaczęły się lekcje, nauczyciel spojrzał na mnie i spytał „O co z tym chodzi?”, odpowiedziałam „Jak pan widzi, chcę po prostu modnie wyglądać”. Rzucił mi dziwne spojrzenie, a następnie zamilkł. Poczułam się dziwnie nieswojo, więc spytałam osoby siedzące za mną, jednak nikt mi nie odpowiedział. Z moją maską jest coś nie tak?

Spytała spokojnie Renko, przechylając przy tym głowę.

Wydawała się nie wiedzieć, w jakiej sytuacji się znalazła.

Kyousuke nie był pewien, czy nazwać ją naiwną, czy może stwierdzić, że po porostu przestała uważać.

Choć sam był zaskoczony całą sytuacją, wyjaśnił dziewczynie, co stanowiło powód tamtego zajścia.

– Renko, twoja maska jest w potwornym stanie. Cała jest pomazana i pokryta napisami.

– C-C-C-C-Co takiego? Kto… Kiedy?!

Renko, żeby wyrazić swoje zaskoczenie, wygięła do tyłu całe swoje ciało w teatralny sposób.

– Czy to nie oczywiste? To były tamte dziewczyny, które cię otaczały. Poza tym ignorowałaś je, więc to oczywiste, że cię znienawidziły, prawda? Co za banda suk. Powinny wszystkie pozdychać.

– Właśnie, właśnie, to takie niemiłe! Rencia, biedactwo… Tu jest napisane tyle brzydkich słów. Trzeba ją jak najszybciej wyczyścić! Auau.

Maina wstała i spróbowała wytrzeć maskę Renko chusteczką, jednak nie wszystkie napisy zeszły. Mimo to dziewczyna się nie poddawała, wkładając w tę czynność całą swoją siłę.

Renko pogłaskała Mainę po głowie, żeby ją pocieszyć.

– Dziękuję. Nie musisz się tym martwić, do następnej przerwy będzie jak nowa. Przy okazji, co tam jest napisane? Piersiasta Piękność?

– Nie. Raczej „cycata kurwa”, „szmateks zatrute cyce”, „baloniasta zła dziwka”.

– Co?! Już mówiłam, nie jestem taka! I skąd się wzięła tam trucizna i zło?! Japońska trudny język! Zupełnie jakby to były przekleństwa.

– Żadne jakby, to są przekleństwa.

– To są przekleństwa, w końcu to graffiti.

Powiedzieli Kyousuke i Eiri w tym samym czasie.

Całkowicie straciła poczucie zagrożenia? Nie wyczuła nawet skierowanej w jej stronę wrogości…

Zgodnie z oczekiwaniami Renko skrzyżowała jedynie ręce ze zdziwienia.

– Ale dlaczego mi to zrobiono? W dodatku dziewczyny. Zazdrościły mi pięknej twarzy i dużego biustu? Zupełnie jak Eiri. – Łuusz.

Mówiąc z zaskoczeniem w głosie dziewczyna, ze swoimi spekulacjami trafiła w dziesiątkę.

Eiri uniosła brwi, spoglądając z ukosa na pokrytą napisami maskę.

– E? Co ci przyszło do głowy, „pustaku”? Czyżby wszystkie witaminy poszły ci w te „krowie cyce”, przez co jesteś „bystra jak woda z kibla”? „Giń”, „zdychaj, zdychaj”, „zaduś się na śmierć”.

– Eeee?! Robisz ze mnie kogoś całkowicie bezwartościowego. To takie niemiłe… Naprawdę niemiłe.

– Właśnie! Eiruś, już się nie odzywaj! Przecież widzisz, że Rencia jest smutna…

Maina nakrzyczała na Eiri, jednocześnie zasłaniając Renko.

Eiri się skrzywiła, pewnie głównie przez to, że Maina wzięła stronę Renko.

– To nic takiego. Po prostu czytałam graffiti. Poza tym wcale nie wygląda na smutną. Jak możesz tak sobie gawędzić po tym, jak zrobiono ci coś takiego? Pokaż chociaż odrobinę żądzy krwi.

Eiri prowokującym tonem głosu próbowała zachęcić do działania wciąż obojętną dziewczynę.

– Cóż – Renko przyłożyła palec wskazujący do podbródka, zamyśliła się i po chwili powiedziała: - Nie mogę wykrzesać ani odrobiny! Tak właściwie to chyba fajnie, że wszyscy zebrali się, żeby zrobić graffiti? – Łuusz. – Chociaż nie mogę go sama przeczytać. Wielka szkoda. Ej, ej, co tam jest napisane? To taka rzadka okazja, powiedzcie! – poprosiła Renko z entuzjazmem w głosie.

– …

– …

– …

Przez jej naiwną niewinność Kyousuke, Eiri i Maina spojrzeli na siebie nawzajem.

Na ich twarzach malowało się to samo pytanie: - Ona naprawdę kogoś zabiła?

Niewzruszona bez względu na to, w jak paskudnej sytuacji się znalazła, Renko wydawała się zwykłą, niegroźną, wesołą dziewczyną. Nie dało się wyczuć od niej nawet cienia złośliwości.

A może po prostu skrywała swoje szaleństwo głęboko w sercu?

Pojęcia nie mam. Ta paskudna, pokryta graffiti maska skutecznie osłaniała nie tylko jej twarz, ale także wnętrze. Dopiero w tym momencie Kyousuke zaczął się obawiać przeszłości, jaką skrywała ta dziewczyna. Tego „czegoś” ukrytego głęboko pod jej maską i zachowaniem.

– Ej, ej! Powiedzcie. Jak tak dalej pójdzie, nie będę mogła skupić się na następnej lekcji, ponieważ zeżre mnie ciekawość. Przyjrzyjcie się dokładnie!

Z drugiej strony Renko nie zdawała sobie kompletnie sprawy z wątpliwości targających sercem Kyousuke. Ściągnęła kaptur, przybliżyła się, a potem wskazała palcem fragment maski, który do tej pory był zakryty.

Po bliższych oględzinach okazało się, że maska zakrywała szczelnie tylko twarz, jedynie częściowo nachodząc na resztę głowy.

Wszystko poza uszami zasłoniętymi przez niezbyt modne słuchawki było odkryte.

Spomiędzy pasków utrzymujących maskę na głowie wystawały srebrne włosy z drobnym odcieniem niebieskiego.

Uwagę Kyousuke przyciągnął napis znajdujący się po prawej stronie maski w pobliżu słuchawek, który został napisany różowym markerem.

„Do Kyousuke: Jutro podczas przerwy śniadaniowej masz czekać za salą gimnastyczną.>

Przyjdź sam, jasne? Chyba że chcesz, aby ta laseczka zginęła”.

Znajdowała się tam wiadomość do niego.

W dużej części jej tekst pokrywał się z listami miłosnymi, które otrzymywał.

Jednak po raz pierwszy spotkał się z taką groźbą.

Zrobił z tego powodu potworną minę, przez co siedząca po drugiej stronie Renko Eiri spojrzała na niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.

– Kyousuke, coś się stało?

– Hmmm? Nic. Nic takiego. Hahaha.

Starał się zatuszować wszystko śmiechem.

Tamten strach i niepewność spowodowane zachowaniem Renko ciągle chodziły mu po głowie.

Ignorując to zaproszenie, mógłby narazić Renko na niebezpieczeństwo, jednak dzięki temu miałby szansę odkryć to „coś”, co starała się ukryć…

Nieważne, jakie szaleństwo skrywała maska, spadłaby w sytuacji zagrożenia życia. W końcu na chwilę przed śmiercią nikt nie starałaby się ukrywać swojej najpotężniejszej broni: szaleństwa.

Co zrobić? Zignorować? Wtedy nic by mi się nie stało.

Kiedy wcześniej otrzymywał takie wiadomości, nie ignorował ich, bo mógłby znaleźć się w kłopotach. Kyousuke czuł, że o wiele lepiej jest stawić czoła zagrożeniu niż cały czas obawiać się ataku z zaskoczenia.

Jednak tym razem było inaczej.

Gdyby zignorował tę wiadomość, to nie on, ale Renko znalazłaby się w kłopotach.

Poza tym pojawiła się szansa, żeby odkryć, co takiego skrywała. Upiekłby tak dwie pieczenie na jednym ogniu. Jednak…

– Rany! Przestańcie udawać, że mnie ignorujecie, dobrze?! To niemiłe. Mogę zignorować graffiti namalowane przez obcych, ale wy jesteście moimi przyjaciółmi. Jeśli dalej będziecie mnie tak ignorować, to się bardzo zdenerwuję, jasne?

Renko wypowiedziała te słowa żartobliwym tonem, założyła ponownie kaptur i się zaśmiała. Łuusz.

Kyousuke pomyślał, patrząc na tę tajemniczą dziewczynę: - A co, jeśli ta naiwna, przyjacielska dziewczyna tak naprawdę nic nie ukrywa i stanie się jej krzywda? Zupełnie jakbym zabił ją własnymi rękoma.

Nie różniłby się wtedy od tych wszystkich morderców, których nienawidził.

Dobra. Co ja, do cholery, sobie myślałem? Przecież to od początku było oczywiste.

– …

Eiri zrobiła minę, jakby chciała coś powiedzieć. Zacisnęła z całych sił dłoń w pięść, przeszywając wzrokiem Kyousuke...

Jednak o nic nie spytała.


× × ×


– Co, u licha? Nikogo nie ma. Przyszedłem za wcześnie?

Kyousuke stawił się za salą gimnastyczną o wyznaczonej godzinie, a potem, drapiąc się po głowie, uważnie rozejrzał się po okolicy. To miejsce znajdowało się pomiędzy budynkiem a jakimiś drzewami, więc nawet w ciągu dnia było tam ciemno.

Mimo że już wiele razy kazano mu się tam stawić, po raz pierwszy naprawdę poszedł tam sam.

Strzegące go wcześniej dziewczyny siedziały w stołówce.

Kyousuke, aby móc pojawić się tam sam, użył wymówki: - Muszę coś jeszcze załatwić, więc wyjdę wcześniej.

Innymi słowy, gdyby coś się stało, nikt nie przyszedłby mu z pomocą.

– Aaa, szlag! To straszne… i się ciągnie. Rany, ale się przez to denerwuję.

Był strasznie spięty, serce waliło mu jak szalone, a jego schowane w kieszeniach, zaciśnięte w pięści dłonie mokre od potu.

W tym momencie…

– Dzień dobry. Wybacz, że musiałeś czekać.

Pojawił się znany mu męski głos.

– …?!

Serce Kyousuke stanęło na moment.

Przełykając głośno ślinę, powoli obejrzał się za siebie.

Zza budynku wyszedł machający do niego przystojny chłopak o brązowych włosach.

Wydawał się mieć dobry humor, i to mimo faktu, że cały był w bandażach, plastrach oraz gazach, co stanowiło naprawdę bolesny widok.

Kyousuke ogarnęło okropne przeczucie, a po jego plecach przeszedł zimny dreszcz.

– Shinji, czemu ty…?

Jak tylko zadał to pytanie, zza budynku sali gimnastycznej wyszli kolejni chłopcy.

Jeden, dwóch, trzech, czterech… Razem z Shinjim naliczył sześciu.

Wszyscy byli prawdopodobnie z pierwszych klas, ponieważ Kyousuke widział ich już kilka razy na korytarzu.

Jednak to nie wszystko.

Z cienia za jego plecami także wyłonili się uczniowie, odcinając mu drogę ucieczki.

Wszyscy wpatrywali się w Kyousuke, jakby za chwilę mieli go zaatakować.

W tym momencie Shinji wzruszył ramionami, strzelając przy tym językiem.

– Och, czyżbyś oczekiwał czegoś innego? Przykro mi… Fufufu. Jednak, Kamiya, jestem naprawdę szczęśliwy. Przyszedłeś sam, tak jak prosiłem. W końcu nikt nie chce walczyć z tamtymi kłopotliwymi osobnikami.

– Aha, teraz rozumiem.

Widząc potworny uśmiech na twarzy Shinjiego, Kyousuke nagle zdał sobie sprawę, że był otoczony.

Shinji najprawdopodobniej poprosił znajomych z klasy B o napisanie tej wiadomości, żeby go tam wyciągnąć. Innymi słowy, jak tak dalej pójdzie…

Mogą mnie zabić… Cholera, niedobrze. To koniec. Moje życie tak szybko się skończy? Ej, co mam zrobić? Co teraz?

Mimo że nie zdradzał tego wyglądem zewnętrznym, w myślach Kyousuke szalał.

Od wszystkich otaczających go chłopaków dało się wyczuć żądzę krwi, zresztą było ją widać po ich oczach.

Tak samo jak tamte dziewczyny były zazdrosne o to, że Renko tak zbliżyła się do Kyousuke, oni zazdrościli mu przyciągania tak wielu dziewczyn.

– Kamiya! Ty cholerny playboyu! Zawsze masz u boku jakąś laseczkę! Dosyć tego! Zajebię cię! Kurwa, zamorduję!

– H-Heeheeeheee. Zabić boga. Rozerwać na kawałeczki. H-Heehee. Dam ci posmakować, czym jest prawdziwy strach.

– Nie wybaczę! Tego nie da się tolerować! Już kij z tamtą zamaskowaną szmatą, ale w głowie się nie mieści, że startujesz jeszcze do tamtych dwóch lasek. Nie mówiąc już, że codziennie jakaś wyznaje ci miłość! Die, nie żadne "daj", tylko zdychaj!

– O Kamiya, twe grzechy zbyt wielkie. Przynajmniej zaznasz wiecznego snu z mej ręki! Chodź, pora na krwawy taniec, Azraelu! Pochłoń go kompletnie! Kukuku… Uhahahaha… Hahahahaha!

Zdejmowali okulary przeciwsłoneczne, lizali usta, tupali o ziemię, podnosili pięści…

Powoli, krok po kroku w stronę Kyousuke zbliżało się dwanaście skazanych za morderstwo osób.

Co prawda, nie mieli broni, jednak szaleństwo w ich oczach wystarczyło, aby przerazić Kyousuke.

Zadowolony z siebie Shinji odgarnął włosy.

– Może i zabiłeś naraz dwanaście zwykłych osób, ale poradzisz sobie z dwunastoma skazańcami? Chodź, sprawdź nas! Albo…

Shinji nagle uniósł dłoń i pstryknął palcami.

Na ten sygnał mordercy wyciągnęli swoje bronie.

Noże kuchenne, nożyczki, sztylety, wiertła itp.

Właśnie nimi zabijali.

– Zdajesz sobie sprawę, że zaraz zginiesz? Fufufu.

Uśmiechając się sadystycznie, Shinji powoli skrzyżował ręce.

Pewnie nie chciał ich sobie ubrudzić; zresztą nie miał ze sobą żadnej broni.

Postanowił zaatakować mową: - Dostaliśmy te przedmioty od pewnej osoby. Potajemnie, tutaj w więzieniu. Da się tu handlować kontrabandą. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile niebezpiecznych rzeczy jest dzięki temu w obiegu. Po prostu okropne. Ten ktoś musi cię naprawdę nienawidzić, skoro dał nam je praktycznie za bezcen. No więc…

Uśmiech zniknął z jego twarzy.

Otworzył szeroko swoje przekrwione oczy, zupełnie jakby chciał nimi pochłonąć Kyousuke.

– Pora wymazać twoje istnienie z powierzchni tego świata.

Zagroził.

Zagroził, że wymaże jego istnienie z tego świata.

Zagroził popełnieniem morderstwa w szkole mającej na celu przywracanie morderców do społeczeństwa.

– Co?

Kyousuke przestał myśleć. Zbliżali się do niego mordercy mający na sobie szkolne mundurki, z oczami pełnymi szaleństwa i bronią w rękach. Mając taki widok przed oczami, stanął jak słup soli, nie mogąc się poruszyć.

Shinji patrzył bez cienia emocji, jak przestaje nad sobą panować i zaczyna się trząść.

– Kamiya, otwórz oczy. Pokaż nam umiejętności mordercy dwunastu osób. Zobaczmy, ilu z nas dasz radę zabić… Fufu.

W tym momencie jego mina nagle się zmieniła.

– Dosyć tego. Morda i daj nam go w końcu zajebać. KYOUSUKE KAMIYA! – wykrzyczał z podekscytowania trzymający nóż motylkowy[3] Oonogi.

Wszyscy poza Shinjim, czyli jedenaście skazanych za morderstwo osób, rzucili się na Kyousuke.


× × ×


– Ouu?!

Kyousuke uderzył z całej siły w bok twarzy Oonogiego.

Z ust trafionego wyleciała ślina wymieszana z krwią, a on sam został wyrzucony w tył, pomiędzy drzewa, i przestał się ruszać.

Kyousuke przesunął nogę w przód, łapiąc równowagę po wyprowadzeniu ciosu.

Dziesięć minut po rozpoczęciu walki zaczynał dostawać już zadyszki.

Mimo to…

– He… He… Nie jesteście tacy twardzi… jak myślałem.

Uśmiechnął się zuchwale, jednocześnie opierając się na kolanie i łapiąc oddech.

Jedynie jeden z jedenastki morderców nie doznał żadnych obrażeń. Siedział na ziemi i z jakiegoś powodu trzymał się za rękę, powtarzając: - Uspokój się! Spokojnie, Azraelu! Ku… Ten brutal wszedł w berserk z ekscytacji… Gaaaa!

Wszystkim innym zdrowo dostało się od Kyousuke.

Leżeli dookoła nieprzytomni.

Kyousuke rozejrzał się. Pokonał wszystkich.

Shinji westchnął, widząc, w jakim stanie są jego towarzysze, a potem zwiesił głowę i oparł ją o swoją rękę.

– Co za banda nieudaczników, nie mogę na nich patrzeć. W każdym razie, Kamiya, tylu ludzi nie dało rady cię zabić. Jesteś jakimś potworem? Przecież to przeczy wszelkiej logice.

Po wypowiedzeniu tych słów spojrzał na Kyousuke z przerażeniem w oczach.

– Nie jestem żadnym potworem. Po prostu ci mordercy są tak cholernie słabi - odpowiedział Kyousuke.

Stan jego górnej części ciała pozostawiał wiele do życzenia. Fryzura oraz mundurek były w opłakanym stanie, a odsłonięte miejsca przeorane większymi i mniejszymi krwawiącymi ranami.

Jednak taki poziom obrażeń nie jest wart nawet zmianki.

Co prawda, Kyousuke krwawił, jednak tylko z ran powierzchownych. Przyczyną wyczerpania było nie tyle zmęczenie, co napięcie i mógł szybko się z tego otrząsnąć. Przetrwał już tyle walk, że tego starcia nie mógł uznać nawet za zwykłe kłopoty.

Chociaż wszyscy jego przeciwnicy kogoś zabili, w walce byli amatorami.

Kyousuke zaśmiał się kpiąco: - No to jak? Dwóch na jednego, Shinji?

– Dwóch? A, tak, jest tu jeszcze tamten bezużyteczny koleś. A skoro o tym mowa…

Po spojrzeniu na mamroczącego do siebie chłopaka Shinji zamilkł, zagryzł usta i zwiesił ramiona.

– Fu… Fufu… Fufufu… Ha… Hahahaha.

Uśmiechnął się, a jego ramiona zaczęły się trząść. Potem wybuchnął kpiącym śmiechem.

Kyousuke oczywiście mu się przyglądał, jednak jego zachowanie przyciągnęło także uwagę chłopaka trzymającego się kurczowo za rękę.

– Co cię tak rozśmieszyło?

Słysząc ciche pytanie, Shinji przestał się śmiać i spojrzał w niebo.

Jego twarz wypełniało szczęście i poczucie wyższości. Kyousuke aż przeszły ciarki na ten widok.

– Co takiego? Fufu. Przecież to jest zabawne. Haha. Przecież powiedziałem „Zobaczmy, ilu z nas dasz radę zabić”, prawda? Ale Kamiya…

Shinji zmrużył oczy.

Nie patrzył na Kyousuke, tylko na to, co znajdowało się za nim.

– Ach, cholera! Au! Ten cholerny Kamiya walczył na serio. Zajebię go za to!

– H-Heehee. Uderzył mnie. Nawet ojciec nigdy tego nie zrobił. H-Heehee…

– Niewybaczalne. Niewybaczalne, niewybaczalne, niewybaczalne, niewybaczalne, niewybaczalne… Niewybaczalne!

Kilku chłopaków pełnych żądzy krwi wstawało, podnosząc swoje bronie.

Shinji ponownie zachichotał i kpiąco rzucił: - Właśnie, nikogo nie zabiłeś. Próbowałeś chociaż? Wciąż zasługujesz na tytuł mordercy dwunastu? Fufufu.

– …?!

Shinji trafił w samo sedno.

Kyousuke nie był mordercą dwunastu, tylko zwykłą osobą. W ogóle nie miał zamiaru zabić. Nawet jeśli czuł żądzę krwi, nie zrobiłby tego, a raczej nie był w stanie tego zrobić.

Shinji zaśmiał się jeszcze głośniej, widząc, jak Kyousuke zacisnął zęby.

– No i co teraz? Jak tak dalej pójdzie, zginiesz, wiesz?

Chłopakowi trzymającemu się za rękę być może udzieliła się pewność siebie Shinjiego, bo rzucił: - Hoo… W końcu ogarnął cię spokój, Azraelu. Daj mi swą moc. Pożerajmy, co tylko zechcemy! Uhahahaha! – Uniósł energicznie prawą rękę, w której znajdował się kij nabity gwoździami.

Łącznie z Shinjim Kyousuke otaczało pięć osób.

Mimo że odnieśli poważne rany, żądza krwi widoczna w ich oczach jedynie przybrała na sile.

Co prawda, Kyousuke czuł strach, jednak rozładował to napięcie, rozglądając się dookoła.

– Właśnie. Nie chciałem zabić żadnego z was, ale nie dam także zabić siebie! Jeśli chcecie mnie załatwić i sądzicie, że jesteście w stanie, to spróbujcie! Kmioty jedne, wystarczy, że pobiję was do nieprzytomności! Przekonajmy się, czy nie dam rady wbić was w glebę!

Ziuum. Shinji sięgnął po swoją broń, jakby chcąc przerwać tym gniewne krzyki Kyousuke.

– Och, naprawdę? W takim razie pozwól, że spełnię twoje życzenie.

Wyciągnął z kieszeni bluzy stary rewolwer.

– Co? Pistolet? Niemożliwe…

Pojawienie się tej broni wyssało z Kyousuke całe życie.

Chociaż w przeszłości wiele przeżył, po raz pierwszy celowano do niego z pistoletu.

Shinji trzymał rewolwer obiema rękami, niezręcznie celując do Kyousuke.

– Oczywiście jest prawdziwy, Kamiya! Ta osoba, która sprzedała nam te wszystkie bronie… Tak jak my, naprawdę chce widzieć cię martwym. Tak bardzo, że dała nam tego wspaniałego asa w rękawie. Fufu… Jeśli nie uda nam się cię zabić, zostaniemy porządnie zdyscyplinowani.

Shinji pociągnął za kurek, a jego wpatrzone prosto w Kyousuke oczy ogarnęła ciemność.

– …

Muszę uciekać – pomyślał Kyousuke, jednak broń była wycelowana prosto w niego, a nie miał jak odwrócić uwagi Shinjiego.

Jego umysł zaczął otaczać mrok, zupełnie jakby pochłaniała go ciemność w lufie broni.

Ten kolor rozpaczy wymazywał, pochłaniał wszystko dookoła.

– Wspaniała mina, Kamiya. Jesteś zmęczony? W takim razie pozwól, że ci pomogę. Ułożę cię do wiecznego snu. Gdybyś był dziewczyną, użyłbym własnych rąk, żeby cię udusić, a potem… Przykro mi. Fuheehee.

Za szczerzącym się Shinjim znajdował się gęsty las.

Liście drzew formowały gęsty baldachim blokujący światło, przez co nawet w środku dnia było tam ciemno, co idealnie ilustrowało serca i umysły Shinjiego oraz innych morderców.

W mordę, zaraz zginę – na widok tej sceny Kyousuke ogarnęło przerażenie.

Przez chwilę ujrzał pośród ciemności sylwetkę Ayaki, która rozmyła się szybko na wietrze.

– W takim razie, Kamiya, dobranoc. Potwornych snów.

Kiedy Shinji położył palec na spuście, uśmiech zniknął z jego twarzy.

W tym momencie…

– Zdechłbyś w końcu.

Z lasu wyłonił się cień.

Podbiegł do Shinjiego i zaszedł go od tyłu szybciej, niż jest w stanie zarejestrować ludzkie oko.

– Nie ruszaj się.

Chwilę później chłopak został złapany.

Lewa ręka „cienia” zakrywała jego usta, a palce u prawej, na końcu których znajdowały się piękne, czerwone paznokcie, były przystawione do jego jabłka Adama.

– Nie ruszaj się albo cię zabiję. Poderżnę ci gardło. Ostrożnie odłóż tę broń – powiedziała właścicielka paznokci głosem tak lodowatym, że aż zmroziło Shinjiego.

Kyousuke i pozostali mordercy także osłupieli przez ten nagły zwrot wydarzeń.

Wszyscy patrzyli na osobę trzymającą Shinjiego od tyłu.

– Wy też macie się nie ruszać… O ile zależy wam na jego bezwartościowym życiu.

Miała naprawdę krótką spódniczkę, rdzawoczerwone włosy związane w kucyk i oczy w tym samym kolorze. Wydawała się być w gorszym humorze niż zwykle.

– C-Co… Co ty tu robisz, Eiri?

– Nic takiego. Przyszłam sprawdzić sytuację. Tak na marginesie, co jest z tobą? Czemu nie zabiłeś żadnego z nich? Tak dać się poturbować… Skoro jesteś mordercą dwunastu, powinieneś bez problemu zabić te śmiecie, zanimby ci coś zrobiły. Zmuszać mnie do czegoś takiego… – rzuciła Eiri niezadowolonym głosem.

Dopiero wtedy Shinji zorientował się, że to właśnie ona mu groziła.

– Fufu… Nie obejmuj mnie tak nagle, Eiri. Czy może chcesz mnie tak podniecić? Twoje palce i to uczucie chłodu są takie przyjemne… Mogę się tym trochę nacieszyć?

Shinji puścił pistolet, a następnie skierował wolną już rękę w stronę uda Eiri. W tym momencie…

– Nie ruszaj się. Tak bardzo chcesz, żeby cię pociąć?

Docisnęła delikatnie paznokieć do jego szyi.

Skóra na niej została przecięta, a z rany zaczęła płynąć krew.

– …?!

Shinji wstrzymał oddech i przestał się ruszać. Napięta atmosfera ogarnęła także zgromadzonych tam morderców. Podcięła ją gołymi rękoma? Jak?

– Hmph – mruknęła Eiri. – Co za banda amatorów. Broń ma wartość jedynie wtedy, kiedy jest ukryta. Cel nie może jej zauważyć aż do chwili, kiedy się jej użyje, a wtedy pada już martwy. Nie mogę uwierzyć, że wyciągnęliście swoje, jakby to było jakieś przedstawienie. Nie słyszeliście nigdy o czymś takim jak zasadzka? Prawdziwa broń - to coś, czym można zabić cel, zanim ten zdąży w jakikolwiek sposób zareagować. Dla przykładu paznokcie.

W jej przypadku były pokryte czerwoną farbą i udekorowane kolorowymi kamykami ułożonymi we wzorki.

Na ich końcówkach pojawił się czarny błysk, krawędź ostrza.

– Szkarłatne Cięcie. Ukryte pod paznokciami niezwykle cienkie japońskie miecze. Skóra to nic, przecinają drewno i plastik jak nóż masło. Dwie ręce, palce wskazujące, środkowe i serdeczne, to daje sześć mieczy. Oto moje bronie.

W pełni otwarte oczy Eiri lśniły jak powierzchnia ostrza.

To było urzeczywistnienie niewyobrażalnie wręcz ostrej żądzy krwi.

Niepokój morderców przeszedł w zaskoczenie, a potem momentalnie przemienił się w strach.

Eiri Akabane, morderczyni sześciu osób. Prawdziwy numer jeden w jej klasie.

Nawet Kyousuke się przeraził. Jeszcze nigdy w życiu nie bał się tak bardzo.

– Wiesz, czemu mówię teraz o mojej broni zamiast od razu cię zabić? Takie pokazywanie swojego oręża oznacza ostrzeżenie. Ostrzegam cię teraz. Nie miałabym nic przeciwko zarżnięciu was wszystkich… ale poprawianie paznokci to kupa roboty. Jeśli przysięgniesz nigdy więcej się nas nie czepiać, to tym razem ci odpuszczę.

Rdzawoczerwone oczy jak ostry miecz skierowały się w stronę grupy morderców otaczających Kyousuke.

Wymienili między sobą spojrzenia, a potem się cofnęli.

– Eee… To co teraz?

– Te oczy... Ona nie żartuje, co?

– Aaaa?! Moja lewa ręka…

– Ale jest przecież sama…

– I to dziewczyna.

– Heehee, płaska jak decha. Heeheehee.

Po tym, jak padły te słowa, spojrzenie Eiri zrobiło się jeszcze straszniejsze.

– Skoro tak… W takim razie zacznę od ciebie. Najpierw wbiję ci paznokcie w pobliże nerek. Znajduje się tam wiele zakończeń nerwowych, więc będziesz mieć wrażenie, jakbyś miał umrzeć od samego bólu. Potem skurczą się twoje jelita, a intensywny ból będzie przypominał uczucie ściskania. Kiedy już stracisz równowagę, powalę cię na ziemię i pobawię się twoim brzuchem. Przetnę skórę, wyciągnę tłuszcz i pobawię się trochę twoimi organami wewnę…

– D-D-D-D-Dobra, już rozumiem. Proszę, przestań! Będę posłuszny! – krzyk Shinjiego przerwał monolog Eiri.

Był trupioblady.

Wszyscy pozostali mordercy całkowicie stracili wolę do walki.

Palce Eiri powędrowały z szyi Shinjiego tuż nad jego nerkę.

Dziewczyna uśmiechnęła się z satysfakcją i spojrzała w górę.

– Och, masz szczęście. W końcu jesteście tylko bandą nieudaczników potrafiących polować jedynie na bezbronne cele. Dobra, pozostali, podnieście nieprzytomnych i spadać. Dopiero wtedy wypuszczę tego gościa. Zabierajcie mi się sprzed oczu.

Eiri uniosła podbródek. Nikt nie miał odwagi odmówić.

Chłopcy odrzucili swoje bronie, zebrali z ziemi nieprzytomnych kolegów i uciekli.

Oonogi rzucił: - N-Nie zapomnę ci tego, decho jedna! – Kiedy Eiri odpowiedziała mu ostrym spojrzeniem, krzyknął: - Flat chests are justice! Nie ma to jak deski! Kocham małe piersi! Pokój na świecie może nastać jedynie dzięki miłości do małych cycuszków! – skandował z uniesioną pięścią, a potem uciekł.

Eiri westchnęła, jakby nie miała już siły się zezłościć.

Kopnęła pistolet, a potem powiedziała: - No dobra, ty też się zabieraj. Przestań nas nękać, ty zboczona podróbko dżentelmena[4]. Nie chcę, żeby twoja brudna krew pobrudziła mi paznokcie.

Następnie z całej siły kopnęła Shinjiego w tyłek, przez co poleciał przed siebie.

– Aaa!

Nie mając jak się zatrzymać, upadł na ziemię, uderzając w nią twarzą.

Ponieważ miał głowę przy ziemi, nie dało się dostrzec jego miny i trudno było określić, czy trząsł się ze strachu czy upokorzenia. Zgiął palce, zakopując je w ziemi.

– Fu... Fufu... Fuhe... Hehe... Fuhehe...

Po chwili wybuchnął przerażającym śmiechem.

Śmiał się na całe krwawiące gardło.

– Rozumiem, Eiri. Zostawię was już w spokoju. Jednak….

Shinji powoli wstał, spoglądając na dziewczynę.

Kyousuke zerknął w jego stronę – na twarzy miał ponury uśmiech.

– Zapamiętaj to dobrze. Wykonam swój ruch… po twojej śmierci. Kiedy nadejdzie czas, będę delektować się twoim smrodem i w pełni rozkoszować twoimi zwłokami. Fuheeheeheehee.

– …

– Jeszcze się spotkamy. Pojawię się, jak tylko wyzioniesz ducha, a mam bardzo czuły nos. Zapamiętaj to sobie, Eiri.

Eiri rzuciła przelotne spojrzenie na odchodzącego Shinjiego, a potem podniosła pistolet i wycelowała w jego plecy.

– A może byś tak w końcu zdechł… Bang.

Udając, że naciska spust, rozluźniła ramiona, a jej oczy powróciły do typowego dla niej na wpół przymkniętego stanu. Nie wydawało się, aby w ogóle przejmowała się słowami Shinjiego.

Nie chcę mieć jej za wroga – pomyślał Kyousuke.


× × ×


– Hmph. Co za okropny widok, Kyousuke. Jesteś w strasznym stanie, cały w ranach.

Eiri podeszła do siedzącego na ziemi, opierającego się o ścianę sali gimnastycznej Kyousuke.

Zręcznie kciukiem i małym palcem (czyli tymi, gdzie paznokcie pozbawione były ostrzy) odrzuciła włosy i spojrzała na chłopaka.

– I ty nazywasz siebie najlepszym mordercą w klasie? Co tam wszystkich dwunastu, nie zabiłeś ani jednego z nich. Dlaczego? Przecież gdybyś chciał, mógłbyś z łatwością się ich pozbyć…

– Ach, jak by to powiedzieć…

Kyousuke był zwykłą osobą, która nie zabiła nikogo w tamtym strasznym incydencie.

Jednak nie mógł się do tego przyznać.

Zwłaszcza po tym, jak Eiri, która zamordowała sześć osób, zobaczyła go w takim okropnym stanie.

Widząc, jak Kyousuke bez słowa odwraca wzrok, dziewczyna westchnęła.

– Nie rozumiem cię. Zabiłeś dwanaście osób, ale zachowujesz się dziwnie miło. Wyszedłeś tylko po to, żeby wpaść w pułapkę. W dodatku nie mówiąc nam ani słowa. Widząc, że dziwnie się zachowywałeś, poszłam za tobą. Sądziłam, że sam sobie poradzisz. Naprawdę nie rozumiem. Co się z tobą dzieje? – Eiri, mówiąc z niecierpliwością w głosie, kopnęła czubem buta o ziemię.

Mimo to słysząc, że się o niego martwiła, Kyousuke na nią spojrzał.

Potworna żądza krwi zniknęła z jej wyglądających na zaspane oczu.

Zupełnie jakby schowała miecz do pochwy, Eiri wróciła do dawnej siebie.

Mimo że na pierwszy rzut oka zawsze miała zły humor, tak naprawdę troszczyła się o innych.

Przez to widok jej formy „morderczyni sześciu” sprawił, że Kyousuke pogubił się jeszcze bardziej.

Czyżby Eiri…

– Ty też przypadkiem nie zachowujesz się dziwnie miło? Zabiłaś sześć osób, zainstalowałaś sobie nawet ostrza pod paznokciami, żeby zabijać ludzi, więc dlaczego mi pomogłaś? Zresztą nie tylko mnie, także wcześniej Mainie. Czemu tak bardzo lubisz wtrącać się w nie swoje sprawy? W końcu jedynie im zagroziłaś, nikogo nie zabijając.

– …

Eiri zmarszczyła czoło, uniosła brwi i otworzyła usta, jednak nic nie powiedziała.

Po chwili milczenia spojrzała na Kyousuke z góry.

– Możesz mnie do siebie nie porównywać? Puściłam ich, ponieważ uznałam, że postraszenie wystarczy. Gdyby się nie posłuchali, bez mrugnięcia okiem poderżnęłabym mu gardło. W przeciwieństwie do ciebie, który od początku nie zamierzał nikogo zabić… Ja jestem inna, bo…

Eiri zatrzymała się w połowie zdania i spojrzała na paznokcie.

Pod nimi znajdowała się jej broń, którą cały czas ukrywała.

Zabicie, zanim cel się zorientuje – sztuka cały czas doskonalona i stosowana w jednym celu.

Koncentrowali się na niej mordercy.

Eiri, patrząc na Szkarłatne Cięcie, ostrze schowane pod jej paznokciami, wymamrotała jakby do siebie: - Nie jestem amatorką, tylko profesjonalistką.

– Co? - Kyousuke nie mógł zrozumieć, co takiego powiedziała. – Profesjonalistką… Zawodową morderczynią?

– Tak. Płatny morderca, jednak w moim przypadku lepiej pasuje skrytobójca. Ci, którzy zabijają z powodów osobistych albo dla własnych interesów, są amatorami. Profesjonalistami nazywa się osoby przyjmujące zlecenia na zabicie konkretniej osoby. Dlatego właśnie nie zabijam ot tak. Usunięcie kogoś bez powodu albo zysku zrobiłoby ze mnie zwykłego mordercę, którym nie jestem. Wystarczy spojrzeć na moją broń, żeby stwierdzić, że nie jestem amatorką, prawda? - pokazując paznokieć, zamknęła jedno oko.

Był on wyspecjalizowaną broń, z którą amator by sobie nie poradził, jednak Eiri, zawodowa zabójczyni, używanie jej uważała za coś naturalnego. Jednak właśnie przez to trudno było uniknąć pewnego pytania.

– W każdym razie rozumiem, że nie jesteś amatorką, tylko zawodowym zabójcą… Skrytobójczynią. Rozumiem, ale… W takim razie dlaczego jesteś w takim miejscu? Zakład Poprawczy Czyściec jest miejscem dla osób skazanych za morderstwo, prawda? Więc co ktoś taki jak ty tu robi?

Słysząc pytanie, Eiri zrobiła kwaśną minę.

Po chwili milczenia odwróciła twarz, na której malowało się niezadowolenie.

– Nic takiego. To naprawdę nic wielkiego. Po prostu nawaliłam. Ktoś mnie zobaczył i zostałam złapana. Nie pytaj o to więcej, jasne?

Na wpół przymknięte oczy Eiri skierowały się na Kyousuke.

Silne spojrzenie niemożliwe do zignorowania sprawiło, że nie był w stanie drążyć dalej tego tematu.

– ...

– ...

Nastała niezręczna cisza. Kiedy Kyousuke o tym pomyślał…

Za salą gimnastyczną, gdzie znajdowali się tylko oni, rozbrzmiał dźwięk dzwonka sygnalizujący koniec długiej przerwy.


× × ×


– Dlatego właśnie utworzono ten system. Na początku kara śmierci…

– Przepraszam za spóźnienie.

Eiri otworzyła drzwi i weszła do klasy.

Kurumiya natychmiast przestała pisać po tablicy.

Słuchający do tej pory w ciszy uczniowie spojrzeli na wchodzące osoby.

– O nie, Eiruś… - Maina otworzyła szeroko oczy z zaskoczenia.

Shinji, Usami i Oonogi zamarli bez ruchu.

Eiri ziewnęła, a potem, nawet na nich nie patrząc, powiedziała do milczącej Kurumiyi:

– Podczas przerwy uratowałam Kyousuke, który prawie dał się zabić. Spóźniłam się, ponieważ odprowadziłam go do pielęgniarki.

Eiri wyjęła broń i nią rzuciła.

Rewolwer Shinjiego upadł koło pulpitu.

– Aaaaa! P-P-P-i-i-i-i-istolet?! – krzyknęła Maina, co przeraziło resztę uczniów.

Zaskoczenie, szok, strach…

Mimo że wszyscy już kogoś zabili, wielu z nich po raz pierwszy widziało pistolet.

Pośród panującego zgiełku Eiri spytała Kurumiyę ostrym tonem: - Naprawdę można pozwolić, żeby takie rzeczy krążyły po szkole? Skoro masz czas na karanie za spóźnienia, nie powinnaś przypadkiem przyłożyć się także do tego? Na szczęście Kamiyi nic się nie stało… Ale co tu się, kurna, dzieje?

Eiri odwróciła się i skrzywiła. Przez drzwi zerkała twarz cała w bandażach, próbująca obserwować sytuację. Kyousuke wpatrywał się w Eiri, która w tym momencie spojrzała w inną stronę.

–Och, przepraszam. Sposób, w jaki się wyrażasz…

Jej nastawienie i ton głosu były zbyt agresywne. Kurumiya jednak z jakiegoś powodu nie reagowała na słowa Eiri. Kyousuke miał już wejść do klasy, kiedy…

Trzask. Kreda w rękach Kurumiyi złamała się w połowie.

– Aha, a więc taką masz wymówkę. Tak, doskonale to rozumiem.

Kurumiya, zgniatając resztę kredy w dłoni, spojrzała na Kyousuke i Eiri.

Chwilę później na jej twarzy pojawił się okrutny uśmiech.

Jednak tamta mina szybko zniknęła.

Kurumiya swoim dziecięcym głosem: - A potem? To wszystko, co masz do powiedzenia?

W jej drugiej, nieskażonej kredą ręce od jakiegoś czasu znajdowała się stalowa rura.

– Eee… Dlaczego? Przecież jesteśmy ofiarami…

– Tak, zgadza się. Jeszcze coś do dodania?

Eiri w przeciwieństwie do cofającego się Kyousuke zrobiła krok w stronę Kurumiyi , której brwi zaczęły podskakiwać, i odpowiedziała spokojnym głosem:

– Jakiś problem? Tak, owszem. Kamiya spóźnił się, ponieważ prawie został zabity przez innych uczniów, którzy nie są odpowiednio nadzorowani przez ciebie i innych nauczycieli. Jeśli chcesz już kogoś nauczyć tej swojej dyscypliny, ukarz te śmieci, które zaatakowały Kamiyię.

– Muu…

Kurumiya patrzyła na Eiri wydymającą policzki.

Wyglądała jak małe dziecko, które strzeliło focha, ponieważ mama nie chce kupić jej zabawki.

N-Niesamowite. Eiri udało się zagiąć Kurumiyę.

Była niesamowicie odważna, czego zresztą można oczekiwać po zawodowym mordercy.

Eiri spojrzała na Kurumiyę, mówiąc: - Kamiya jest ranny. Przed powrotem do klasy trzeba było go opatrzyć. To oczywiste, prawda? Moim zdaniem to niesamowite, że tak nalegał na przyjście tutaj mimo takich obrażeń. W końcu pobici uczniowie zwykle nie przychodzą na lekcje, co nie?

Eiri wzruszyła ramionami, wskazując pustą ławkę w pierwszym rzędzie. Na niej i na stojącym obok krześle znajdowały się wyschnięte ślady krwi, już pewnie niemożliwe do usunięcia. To było miejsce Irokeza. Tego dnia został ukarany już dwa razy – podczas porannych prac karnych oraz trzeciej lekcji – i zaliczył tyle samo wizyt u pielęgniarki.

Kiedy Eiri była tam z Kyousuke leżał jeszcze nieprzytomny podłączony do respiratora.

– Irokez… Racja. Powinnam w końcu zastanowić się na poważnie nad zabiciem go.

Wydawało się, że Kurumiya szczerze nienawidzi Irokeza, ponieważ skrzywiła się, jak tylko wypowiedziała jego przezwisko , a złowroga aura, jaką roztaczała, osłabła.

Prawdopodobnie skierowała cały swój gniew na Irokeza – co mogło być planem Eiri.

– Hmph. No dobrze, tym razem odpuszczę Kamiyi.

I tak w końcu została przekonana.

Położyła stalową rurę na ramieniu i zrobiła krok do tyłu.

– Ej, wchodź i siadaj. Zaraz pójdę zająć się tymi dupkami, które cię zaatakowały. Mamy mało czasu, więc właź wreszcie.

Wypowiedziała te słowa, patrząc na broń leżącą na podłodze. Potem rzuciła spojrzenie na Shinjiego i jego paczkę - momentalnie pobledli.

Eiri się rozluźniła i kiedy miała minąć Kurumiyę, ta z lodowatym wyrazem twarzy rzuciła gniewnie: - A ty gdzie się wybierasz? Nie pamiętam, żebym powiedziała, że tobie też odpuszczam, Akabane.

– …?!

Kiedy Eiri się zatrzymała, nauczycielka zrobiła zamach stalową rurą, celując w jej twarz. Nie wykonała wcześniej żadnego ruchu, a szybkość samego ciosu była wręcz niewiarygodna.

– Tsk?!

Eiri udało się go uniknąć dosłownie o włos. Przechyliła głowę i zbliżyła się do Kurumiyi akurat wtedy, gdy ta wyprowadzała cios, dzięki czemu weszła w jej martwy punkt.

– Co pani robi? – spytała spokojnym głosem, przystawiając do szyi Kurumiyi paznokcie.

– Hoo?

Nauczycielka otworzyła szeroko oczy, uśmiechając się przy tym radośnie.

W klasie zapanowała grobowa cisza, którą przerwał dopiero śmiech Kurumiyi: - Kukuku. Co ja robię? Zadziwiające. Jak zarozumiałym trzeba być, żeby grozić nauczycielce i pytać o coś takiego? To ja powinnam spytać, co ty wyprawiasz. Pewnie jesteś już gotowa, prawda?

Kurumiya była niewzruszona mimo paznokci przystawionych do gardła – doskonale przy tym wiedząc, że stanowią broń. Spojrzała na Eiri jak drapieżnik, który wypatrzył swoją zdobycz.

– …

Eiri natomiast zamilkła.

Widząc zdenerwowaną minę uczennicy, Kurumiya powiedziała spokojnie, z pewnością w głosie:

– Kukuku… Nieważne. To rzadka okazja, więc dam ci trzy opcje do wyboru. Jeden, odłóż broń i pozwól się ukarać. Dwa, złamię ci rękę, a potem cię ukarzę. Trzy, zabij mnie, dzięki czemu unikniesz zdyscyplinowania. To wszystko. Ładny wybór, prawda?

Eiri otworzyła szeroko oczy, słysząc trzecią opcję.

Zagryzając wargi, wpatrywała się w Kurumiyę.

– Zabić nauczyciela? Nie rozśmieszaj mnie. Gdybym to zrobiła, miałabym później…

– Nieważne.

– Co?

– Nie zostałabyś ukarana, gdybyś mnie zabiła. Zginęłabym, ponieważ zawiodłam w roli nauczyciela, a więc ty nie poniosłabyś żadnych konsekwencji. Nie masz się o co martwić. W końcu to niemożliwe, żebyś bez stawiania oporu dała mi się zabić. Sytuację dałoby się łatwo wyjaśnić, w końcu wszyscy tu obecni byliby świadkami. Dlatego nie musisz się wahać…

Kurumiya odrzuciła stalową rurę i uniosła ręce do góry.

Pokazując, że nie stawia żadnego oporu, powiedziała silnym, rozkazującym głosem: - Zabij.

– …?!

Ciało Eiri drgnęło.

Z daleka było widać, jak jej przyciśnięte do szyi Kurumiyi palce się trzęsą.

– Co się stało? Boisz się? Jeśli chcesz mnie zabić, to się pospiesz. Po prostu dociśnij te paznokcie trochę mocniej i przejedź nimi po szyi. Proste, prawda? W końcu zabiłaś już sześć osób, co nie? Kukuku…

Kurumiya uśmiechnęła się złośliwie, jakby szantażowała dziewczynę.

– Ja… Ja…

W rdzawoczerwonych oczach pojawiło się zawahanie.

Eiri wypuściła oddech przez pobladłe usta.

– No i? Co teraz, Akabane… Eiri Akabane. Mam ci pomóc?

Mówiąc to cicho, Kurumiya zrobiła krok do przodu. Bez cienia zawahania pozwoliła, aby przyciśnięte do jej szyi paznokcie Eiri się w niej zagłębiły.

– Eee… Kiiia!

Eiri zesztywniała, zaczęła się trząść i cofnęła rękę.

Dopiero po tym doszła do zmysłów, wpatrując się ciągle w Kurumiyę.

Dzięki temu, że szybko wycofała się płynnym ruchem, na szyi nauczycielki znajdowała się jedynie płytka rana.

Widząc to, Eiri się rozluźniła, a potem od razu zrobiła minę sugerującą zawiedzenie i rozpacz.

– …

– Hooo. Rozumiem, rozumiem. Taki jest twój wybór, Akabane? – Kurumiya spytała spokojnym głosem dziewczynę zagryzającą mocno wargi.

Uśmiech znikł z twarzy nauczycielki. Złapała prawą rękę Eiri i bezlitośnie pociągnęła w swoją stronę.

– Więc wciąż jesteś dziewicą, co, Zardzewiały Paznokciu?

– …?!

Po wyszeptaniu tych słów Kurumiya uderzyła Eiri w brzuch.

Dziewczyna krzyknęła i zgięła się w pół.

Kolejny cios nadszedł praktycznie natychmiast po pierwszym. Nauczycielka kopnęła dziewczynę prosto w podbródek, przez co Eiri odleciała do tyłu.

– Ghhh?!

– Eiri!

– Eiruś?!

Kyousuke i Maina krzyknęli w tym samym momencie.

Eiri upadła na ziemię twarzą do góry, czemu towarzyszył głośny dźwięk.

– Ej, wy, morda. Nie ruszać się. Jeden krok, a zabiję.

Niski głos Kurumiyi powstrzymał Kyousuke i Mainę od podbiegnięcia do leżącej dziewczyny.

Nauczycielka podniosła stalową rurę prawą ręką.

Kyousuke i Maina zacisnęli mocno zęby, słysząc, jak Eiri przy upadku zajęczała z bólu. Atakująca poklepała jej twarz rurą, mówiąc:

– Kamiya jest ranny, więc mógł pójść do pielęgniarki. Powiedzmy, że mu odpuszczę. Ale co ty, Akabane, chcesz osiągnąć, tak się go trzymając? Nie wygląda na to, żeby jego obrażenia uniemożliwiały mu samodzielne chodzenie, prawda? Czyżbyście znaleźli sobie jakieś ciche miejsce i się zabawili? Co?

– Co?! C-Co powiedzia... Ghhh! – krzyknęła Eiri.

Kiedy już miała odpyskować, Kurumiya wsadziła jej do ust stalową rurę.

Eiri chciała odwrócić głowę, jednak nauczycielka uniemożliwiła jej to, zręcznie manipulując końcówką swojej broni i rozciągając przy tym usta dziewczyny. Dało się usłyszeć pełen bólu odgłos oddychania, a rura zaczęła robić się mokra od śliny.

– P-Przestań… Mgg?! P-Przestań… Mhhh!

– Ej, ej, co jest? Zrobiłaś się czerwona jak burak. Czyżbyś tego też jeszcze nie robiła? Kukuku, rozumiem. Sprawdzimy. Jeśli wciąż jesteś „czysta”, będzie to wystarczającym dowodem, że nie uciekłaś z lekcji, żeby pobzykać się z Kamiyą, i ci odpuszczę.

PsyCome V1 223.jpg

Przy wyciąganiu rury z ust Eiri na twarzy Kurumiyi pojawił się okrutny uśmiech.

Czubek swojej broni skierowała w stronę bioder dziewczyny, chcąc wsadzić ją pod jej spódniczkę.

– Eee?! P-Przestań… Aaa…

– Przestań, ty popieprzona gówniaro.

Kyousuke, nie mogąc już dłużej siedzieć z założonymi rękoma, złapał Kurumiyę za ramię.

– Gówniaro? – nauczycielka, której przeszkodzono w zabawie, dosłownie wystrzeliła żądzą krwi.

– Kyou... Kyousuke...

– Cicho.

Eiri wstała, chcąc coś powiedzieć, jednak Kyousuke nie spuszczał spojrzenia z Kurumiyi.

Chłopak, mając przed sobą dziecięcą twarz wykrzywioną w potwornym grymasie, powiedział:

– To ja. To ja poprosiłem Eiri, żeby poszła ze mną do pielęgniarki. Zacznijmy od tego, że to ona ocaliła mi życie, więc nie ma powodu, aby ją karać. Jeśli tak bardzo chcesz kogoś zdyscyplinować, to proszę, cała wina leży po mojej stronie! Jeśli chcesz na kimś się wyżyć, dajesz, ty cholerna, niewyrośnięta kurwo!

Kiedy tylko Kyousuke to wykrzyczał, otrzymał silny cios.

Stalowa rura uderzyła prosto w jego obandażowaną twarz.

– Ghaa!

Kyousuke odleciał do tyłu i upadł na podłogę. Cudem nie stracił żadnego zęba.

Co prawda, po raz pierwszy zasmakował stalowej rury nauczycielki, ale przekonał się, że jej siły nie należy lekceważyć.

Jakim sposobem ta cieniutka ręka jest w stanie wykrzesać aż tyle siły?

– Musiało ci się znudzić życie, szczylu. No dobrze, skoro chcesz umrzeć, spełnię twoje życzenie. Twoje zwłoki zostaną wystawione na widok publiczny jako ostrzeżenie dla innych.

– Ghh!

W tym momencie otrzymał silne uderzenie w brzuch – na szczęście podczas przerwy nie wziął niczego do ust.

Zanim jeszcze wymiociny podeszły mu do gardła, oberwał po raz kolejny, tym razem w klatkę piersiową.

Złamane żebro? – zanim jednak dał radę ogarnąć się w sytuacji, oberwał w krocze.

Poczuł przeszywający ból, a świat przed jego oczami zaczął nabierać koloru czerwieni…

– Kyousuke?! H-Hej! Kyousuke…

Nie podchodź…

Tracąc powoli przytomność, Kyousuke wykrzesał z siebie resztki sił, żeby spojrzeniem zatrzymać Eiri.

Nie miał już okazji, żeby sprawdzić, czy przestała biec w jego stronę. Jego ciało się uniosło, a potem powędrowało w powietrze, po czym uderzył mocno bokiem głowy o ścianę. Nawet jego poczucie bólu zaczęło zanikać.

Wiele, wiele, wiele, wiele razy był uderzany to z lewej, to z prawej. Świat przed jego oczami bez przerwy się trząsł, a świadomość odpływała, pochłaniana przez ciemność.

– Hmm… Kamiya, to koniec. Zdychaj.

Bach.

Otrzymał silny cios w bok głowy.

Świat przed jego oczami się rozmazał, a potem…

– Kyousukeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee?!

Pośród otaczającej go ciemności usłyszał krzyk i stracił przytomność.


× × ×


Spomiędzy krat w oknie do pokoju wlewało się delikatne światło słoneczne.

Leżący na łóżku u pielęgniarki Kyousuke odzyskał przytomność i zamrugał parę razy, wpatrując się w pokryty plamami sufit.

Po chwili usiadł, chcąc upewnić się, gdzie się znajduje.

– Kyousuke? – usłyszał delikatny głos.

Siedząca obok niego na metalowym krześle Eiri spojrzała zaskoczona na chłopaka.

Jej rdzawoczerwone oczy wydawały się mokre, widać było w nich także zagubienie.

– Możesz wstać? Jesteś w stanie się podnieść?

– Tak, chyba nic mi nie jest. Przywykłem już do tego, a poza tym mam silne ciało.

Głowa, klatka piersiowa, kończyny – bolały go wszystkie części ciała.

Jednak dla Kyousuke, który od roku nieprzerwanie wdawał się w bójki, z jakich nie dało się ujść bez szwanku, był to nic więcej jak zwyczajny ból. Mógł sobie z nim bez problemu poradzić, przynajmniej dopóki nie miałby złamanych kości, obrażeń wewnętrznych albo urwanej jakiejś części ciała.

Na szczęście nie doznał żadnych większych obrażeń.

Kurumiya musiała się pewnie powstrzymywać. Nieważne, jak pokręconą ma osobowość, przecież to nauczycielka. Może i wciąż powtarza „zabiję”, jednak tak naprawdę zabicie ucznia nie przyszłoby jej łatwo.

– Eiri, słuchaj. Nic ci nie jest? Nic ci później nie zrobiła? – spytał Kyousuke, siadając w wygodniejszej pozycji.

Eiri odpowiedziała: - Nic takiego. – a potem odwróciła wzrok. – Po tym, jak odesłano cię tu, wróciła do prowadzenia lekcji. W końcu nic się przecież nie dzieje po tym, jak Irokez dostaje baty, prawda? Nie próbowała mi później „tego” zrobić, wiesz? A to dzięki pewnemu idiocie, który przybiegł mi z pomocą. Dlatego… Mmm… Mmm…

Eiri opuściła głowę, obracając ją w kierunku Kyousuke.

Wyglądało na to, że miała zamiar coś powiedzieć. Zarumieniła się, poruszyła delikatnie ustami, a w jej oczach widać było zakłopotanie.

– D-Dziękuję – wyszeptała. Zająknęła się przy tym, jednak jej głos był bardzo delikatny.

Twarz miała czerwoną jak burak, a płonące oczy wlepiała w Kyousuke.

Serce chłopaka gwałtownie przyspieszyło.

Tym razem to Kyousuke rzucił – T-To nic takiego – odwracając spojrzenie.

Przez to, że nagle zmieniło się jej zwykłe, nieuprzejme nastawienie, nie mógł ot tak się do tego dostosować. Ona pewnie czuła się podobnie, ponieważ milczała, trzymając obie ręce na kolanach.

Nastała niezręczna cisza, dlatego Kyousuke szybko zmienił temat.

– S-Słuchaj, już po lekcjach?

– Tak – Eiri przy odpowiedzi pokiwała głową, kończąc tę wymianę zdań.

– Eee… A co z Mainą i Renko? Nie przyszły z tobą.

– Przyszły, ale poprosiłam, żeby już sobie poszły.

– Aha, rozumie… Co? Poprosiłaś? Ty… Dlaczego tak dziwnie się zachowujesz?

– Chciałam ci coś powiedzieć… w cztery oczy – Eiri powiedziała z pewnością siebie w głosie, podnosząc wzrok.

We wpatrzonych w Kyousuke rdzawoczerwonych oczach było widać zdecydowanie i silną determinację.

– Chciałaś mi coś powiedzieć? Co takiego? Skoro nawet odesłałaś tamte dziewczyny… - kiedy tylko to powiedział, w jego umyśle pojawiła się „pewna możliwość”, przez co serce szybciej mu zabiło.

Szybko rozejrzał się dookoła. W pomieszczeniu stało kilka szafek z lekami, łóżka i sprzęt medyczny, jednak nikogo nie było w pobliżu – nawet pielęgniarka gdzieś wyszła.

Do pokoju wlało się wiosenne światło, a Eiri położyła ręce na łóżku.

– Wiesz, Kyousuke, ja…

– C-Chwila! Eiri, poczekaj! Jeszcze się psychicznie nie przygoto…

Eiri, ignorując słowa wychylonego do tyłu z rumieńcem na twarzy Kyousuke, pochyliła się w jego stronę i kontynuowała:

– Jeszcze nigdy nikogo nie zabiłam.

– Co?

Przez to nieoczekiwane „wyznanie” Kyousuke miał pustkę w głowie.

N-Nigdy nikogo nie zabiła? Eiri?

Niemożliwe. Po prostu nie. Musiałem coś źle usłyszeć.

W końcu była zawodową „skrytobójczynią”.

– Zamordowanie tych sześciu osób to pic na wodę. Nikogo nie zabiłam. Mimo że chciałam, nie dałam rady. Te sześć osób to nie ilość zabójstw, jakich się dopuściłam, tylko moich niepowodzeń. Porażek jako skrytobójczyni.

Eiri, zaciskając mocno wargi, z naprawdę bliskiej odległości wpatrywała się w zagubione oczy Kyousuke.

Uśmiechała się w sposób sugerujący, że kpi z sama z siebie.

Przycisnęła paznokieć, w którym znajdowało się ostrze, do jego gardła – przez co wstrzymał oddech.

– Ród Akabane to znana rodzina z długą historią wypełnioną zabójstwami. Odkąd pamiętam, wpajano mi techniki zabijania. Zabawne, co? Brakowało mi jednak najważniejszej rzeczy: odwagi do zabicia. Mimo to uznano, że mam talent. Właśnie dlatego dostałam tak wiele szans na wykazanie się… A po każdej porażce ponosiłam srogą karę. W końcu i tak nie dałam rady nikogo zabić. Przy ostatniej, szóstej „robocie” nawaliłam w spektakularny sposób. Ktoś mnie zobaczył, przez co zostałam złapana. Potem wrzucono mnie do tego miejsca. Można powiedzieć, że była to pewna forma wygnania z rodu Akabane.

Eiri zabrała paznokieć z gardła Kyousuke, po czym zagryzła wargi.

Palcem drugiej ręki wskazała swoje pomalowane na czerwono paznokcie i powiedziała:

– Dlatego właśnie nadano mi pseudonim „Zardzewiały Paznokieć”. Nie chodzi o kolor krwi, tylko o barwę bezużytecznej rdzy. Pokryte rdzą, zardzewiałe czerwone skrzydło[5]. Co to oznacza? Że w szanowanej, porządnej rodzinie urodził się wadliwy produkt taki jak ja.

– Eiri, ty…

Dziewczyna nie ukrywała przed Kyousuke swojego wstydu i mówiła cicho, słabym głosem.

Niemożliwe. Ona naprawdę nikogo jeszcze nie zabiła?

Z pewnością nie zareagowała jak morderca, kiedy Kurumiya kazała jej zabić. Zawahała się, ponieważ celem była tamta kobieta? To nie miało sensu…

Gdyby po prostu bała się zabić, jej reakcja byłaby o wiele bardziej zrozumiała.

Mimo to i tak…

– Kyousuke, powiedz… Co muszę zrobić, żeby kogoś zabić? Za każdym razem, kiedy jestem już blisko, zaczynam myśleć. O moim celu, ludziach, na których mu zależy, i o osobach, którym zależy na nim. To dlatego? Nawet jeśli pozbawiam życia jedną osobę, jej śmierć wywoła okropne cierpienie jego bliskich. Ból, smutek, nienawiść… O tym właśnie myślę za każdym razem. W takim ułamku sekundy ciągle myślę, myślę, myślę, myślę, myślę, myślę i myślę… A potem nie udaje mi się zabić. Nie potrafię się na to zdobyć.

Zwieszając głowę, Eiri złapała mocno prześcieradło.

Jej paznokcie, a raczej sześć ukrytych w nich mieczy, pocięło jego delikatny materiał.

W końcu z oczu dziewczyny zaczęły płynąć łzy, a Kyousuke usłyszał hamowane szlochanie.

– I tak w ostatnim zleceniu udało mi się zrobić cięcie w pobliżu punktów witalnych. Zebrałam w sobie siłę, a potem podcięłam mu gardło od tyłu. Kiedy wytrysnęła z niego ciepła krew, zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zabiłam, a przynajmniej tak mi się wydawało. Straciłam przytomność, jak tylko o tym pomyślałam. Później, jak mówiłam, zostałam aresztowana. Mój cel przeżył, a rodzina mnie odrzuciła. Ogarnęły mnie strach i pogarda do samej siebie, które zmieniły się w koszmar. Wstyd mi to przyznać, ale dopiero teraz udało mi się zasnąć na dłużej. Do niedawna prawie w ogóle nie spałam.

Eiri karciła się, przecierając swoje na wpół otwarte, zaspane, mokre od łez rdzawoczerwone oczy.

Spojrzała ponownie na Kyousuke, jakby szukając w nim wsparcia.

– Kyousuke, proszę, powiedz! Zabiłeś już dwanaście osób! Ktoś taki jak ty, tak wyjątkowy, może to zrobić bez mrugnięcia okiem przy zadawaniu ciosu, prawda? Jak zabić, powiesz… Proszę. Tylko ciebie mogę o to spytać. Maina nigdy nie chciała zabić, a przeszłości Renko nie znam. Dlatego proszę, Kyousuke… Powiedz, dobrze? Inaczej ja, wychowana po to, by zabijać, nie będę miała po co żyć. Zrobisz to?

– …

Kyousuke nie wiedział, co powiedzieć, więc jedynie patrzył na Eiri w milczeniu.

Po odrzuceniu maski „morderczyni sześciu” i tytułu „skrytobójczyni” Eiri okazała się delikatną dziewczyną. Jej agresywne zachowanie w stosunku do innych osób było prawdopodobnie próbą poradzenia sobie z niepewnością i strachem po osadzeniu w miejscu pełnym morderców. W takim razie…

Wierząc w szczere spojrzenie załzawionych oczu Eiri, Kyousuke wykuł w sobie silne postanowienie.

Zdecydował się odrzucić maskę; pokazać się jej takim, jakim jest naprawdę.

– Przepraszam, ale nie mogę tego zrobić, Eiri. Nie mogę cię niczego nauczyć.

– He?! Dlaczego?! Czemu nie chcesz mi powiedzie…

– Bo ja też nigdy nikogo nie zabiłem.

– Co?

Eiri położyła ręce na ramionach Kyousuke, zbliżając się do niego.

Jednak nagle się zatrzymała.

Zrobiła minę, jakby nie mogła zrozumieć, i nie odezwała się ani słowem, mimo że miała otwarte usta.

Podczas jej „wyznania” Kyousuke musiał mieć taką samą twarz.

Kiedy zdał sobie z tego sprawę, uśmiechnął się gorzko.

– Zabicie tych dwunastu osób… Zostałem w to wrobiony. Jestem tylko zwykłą osobą mającą z milion powodów przeciwko zabijaniu. Po prostu jestem trochę lepszy w walce niż inni, to wszystko. Cały ten czas to ukrywałem, ale czuję, że tobie mogę powiedzieć.

– Wrobiony? Zwykła osoba? Po prostu trochę lepszy w walce? – na twarzy dziewczyny pojawiło się zdziwienie, które zmieniło się w irytację, albo być może było poczuciem ulgi. – Niemożliwe. Przynajmniej to ostatnie jest kłamstwem…

– Nie kłamię, to cała prawda. Dlatego nie mogę odpowiedzieć na twoje pytanie dotyczące zabijania. Jednak… - Kyousuke złapał ręce Eiri leżące na jego ramionach i powoli je od siebie odsunął. Patrząc na ozdobione paznokcie dziewczyny, powiedział niezwykle zaciekłym tonem głosu: - Doskonale rozumiem, jak się czujesz, nie mogąc zabić. Jesteś zmuszana do tego wbrew swojej woli. Nie możesz zadać ostatniego ciosu, bo myślisz o tamtych rzeczach? To oczywiste. Nieważne, czy to ktoś skazany za morderstwo, czy zawodowy zabójca. Jeśli potrafi pozbawić kogoś życia bez myślenia, to znaczy, że coś z nim po prostu nie tak. Co nie?

– Nie – odpowiedziała Eiri z pewnością w głosie, a potem spojrzała na Kyousuke spojrzeniem ostrym jak jej ostrza. – To tylko tok myślenia zwykłego społeczeństwa, prawda? Dla mnie wychowanej w podziemiu to niemożliwość zamordowania jest nienormalna. Panujące tam zasady, moralność i sposób myślenia są przeciwieństwem tych, które znasz. Żyjemy w całkowicie odmiennych światach. Dlatego właśnie nasze wartości…

– Wartości? Powinny być takie same. Nienormalność w twoim świecie nie czyni cię zwykłą osobą w normalnym społeczeństwie? Niczym się ode mnie nie różnisz. Poza tym może użyjesz tej szansy do resocjalizacji? Przetrwać te trzy lata, opuścić to miejsce i wkroczyć do zwykłego społeczeństwa…

– Nie mogę. Nie ma takiej możliwości.

– Czemu nie? W końcu rodzina się ciebie wyrzekła, prawda? Czy może nie chcą wypuścić kogoś znającego ich świat i trudno jest odejść?

– Nie. Nie o to mi chodzi. To jeden z powodów, ale… - Eiri odwróciła twarz i nagle zamilkła.

– Ale?

Wciąż unikając spojrzenia Kyousuke, powiedziała: - Skoro zostałeś wrobiony, co zrobisz po wypuszczeniu cię stąd? Myślałeś o powrocie do swojego świata, do miejsca, w którym mieszkałeś? Po tych trzech latach musiałbyś dźwigać brzemię „mordercy dwunastu” do końca życia… A i tak chcesz tam wrócić?

– Tak, zgadza się – odpowiedział zdecydowanym tonem głosu, przypominając sobie twarz ukochanej siostry.

Musi ponownie zobaczyć Ayakę i ją przeprosić. Do tego czasu się nie podporządkuje. Poddać się? Nigdy w życiu.

– Rozumiem - Eiri, szepcząc to, zrobiła ponurą minę.

Zacisnęła mocno wargi i zmarszczyła brwi, co oznaczało, że przed czymś się wahała.

Kyousuke czekał w milczeniu. Minęło dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści sekund…

– Rozumiem. Dlatego ci to powiem.

Kyousuke wstrzymał oddech, widząc blask w oczach Eiri.

Biło z nich nieorganiczne, bezuczuciowe, chłodne spojrzenie. Ten lodowaty wzrok wpatrzony był prosto w Kyousuke.

– Zacznijmy od końca. Nawet jeśli wytrzymasz i przetrwasz te trzy lata, i tak nie będziesz mógł wrócić do swojego świata.

– Co? Chwila, jak to nie będę mógł? Przecież to miejsce zajmuje się resocjaliza…

– Nie – przerwała mu Eiri, niszcząc tym samym jego nadzieję, dzięki której nie wariował w tym piekielnym miejscu pełnym morderców.

Eiri wyznała mu prawdę będącą dla niego jak zepchnięcie w najgłębszą otchłań piekieł.

– Zakład Poprawczy Czyściec nie jest placówką odpowiedzialną za resocjalizację morderców. Zajmuje się ich reedukacją, naprawianiem ich psychiki… i szkoleniem na zawodowych zabójców.


  1. http://pl.wikipedia.org/wiki/Chateaubriand_%28potrawa%29
  2. http://pl.wikipedia.org/wiki/Wagy%C5%AB
  3. http://pl.wikipedia.org/wiki/Balisong
  4. Żart słowny: Kanji użyte w Shinji jest takie samo jak w słowie dżentelmen
  5. Kanji w Akabane oznacza czerwone skrzydła


Lekcja 5 – Prawdziwa twarz czyśćca i ryk rozpaczy / „Lucifer in the Cocytus”[edit]

P. Jakiego koloru masz dziś majteczki?

O. Już po tobie.

PsyCome V1 237.jpg


– Powiedziałeś… Zakład Poprawczy Czyściec jest placówką specjalizującą się w wychowywaniu zawodowych morderców?

Przez małe okienko światło słoneczne wlewało się do ciasnego pokoju.

Za biurkiem stojącym między dwoma półkami z książkami siedziała postać paląca papierosa.

Ponieważ światło padało na nią od tyłu, nie dało się zobaczyć jej miny, jednak prawdopodobnie się uśmiechała.

Patrząc na stojącego w otwartych drzwiach Kyousuke, który z trudem łapał powietrze, postać się zaśmiała: - Kukuku. Gdzie to usłyszałeś? Cóż, chyba mogę się domyślić. W każdym razie najpierw się uspokój. Czyżbyś przybiegł tu, jak tylko o tym usłyszałeś? Tak szybko doszedłeś do siebie po tym, jak cię zdyscyplinowałam? Ale z ciebie żywa świnka.

– Przestań pieprzyć głupoty i odpowiadaj, Kurumiya! – krzyknął Kyousuke, robiąc krok do przodu. Jego głos był przepełniony gniewem.

Kurumiya miała rację. Jak tylko usłyszał tamto zdanie od Eiri, wystrzelił z pokoju pielęgniarki wypytać o to nauczycielkę.

Przebywali w jednym z pomieszczeń przygotowanych dla nauczycieli. Każdy z nich miał własne, położone na trzecim piętrze nowego budynku.

Kyousuke prawie udało się już złapać oddech.

– Odpowiadaj, to prawda czy nie? Szybko! Po skończeniu tej szkoły nie będę mógł wrócić do społeczeństwa, bo zamiast tego skończę w jego cieniu? Co to ma znaczyć?!

Słysząc wymierzone w siebie gniewne słowa, Kurumiya wypuściła jedynie dym z papierosa.

Dogasiła peta, a potem wstała.

– Chyba powiedziałam to podczas pierwszej lekcji, prawda, Kamiya? Celem Zakładu Poprawczego Czyściec jest wyprowadzenie was na prostą i wyleczenie podłej, pokręconej natury osób skazanych za morderstwo, dzięki czemu będą mogli odrodzić się jako nowi ludzie.

Kurumiya powoli okrążyła biurko i podeszła do Kyousuke.

Papieros w jej dłoni został zastąpiony przez stalową rurę.

– Jednak…

Podeszła do chłopaka, patrząc w górę na jego twarz.

Jej usta uformowały potworny uśmiech. Najwyraźniej reakcja Kyousuke ją bawiła.

– Nie przypominam sobie, żebym mówiła, że po skończeniu tej szkoły wrócicie do społeczeństwa. Nienawidzę kłamstw… Dlatego zawsze mówię samą prawdę. Tak, szczylu, masz rację, dokładnie tym jest ta szkoła.

– Co?! Jaja se ze mnie robisz?!

Jak tylko Kyousuke usłyszał słowa nauczycielki, złapał kołnierz Kurumiyi, a następnie uniósł ją nad ziemię.

Jej mina jednak się nie zmieniła; patrzyła na niego rozbawiona.

– Ohoho, jaki straszny. Kukuku. Chodzi ci po głowie, żeby mnie zabić, co? Cóż, to i tak niemożliwe, bo nie masz w tym za grosz doświadczenia, dzieciaku.

– C-Co? Skąd to, kurwa…

– Ludzie z natury nie są zdolni do zabijania.

Wciąż wisząca w powietrzu Kurumiya dalej patrzyła na chłopaka z rozbawieniem.

– To jedna z podstaw psychologii. Dla zwierząt najważniejsze jest przetrwanie gatunku. Nawet podczas szkolenia żołnierzy najtrudniejszą, a zarazem najważniejszą rzeczą jest zmuszenie ich do przekroczenia bariery „zabicia kogoś ze swojego gatunku”.

W dumnym uśmiechu Kurumiyi dało się dostrzec złośliwość, a przez jej wykrzywione usta było widać lśniące zęby.

– Ale zebrani tu mordercy są inni. Oni już pokonali tę barierę. Są tu osoby, które zabiły przypadkiem, chorzy psychicznie albo obdarzeni takim talentem przez naturę, ale… Nie jest ważne, jak się tego dokonało. Jeśli raz się kogoś zabiło, później będzie to już o wiele prostsze. Trzeba jedynie tak nimi pokierować, żeby w przyszłości móc ich łatwo kontrolować. W końcu mają zostać zawodowymi zabójcami.

– C…

Ręce trzymające kołnierz Kurumiyi się rozluźniły.

Zszokowany Kyousuke zrobił krok do tyłu.

– Co, do… Nie mogę uwierzyć, że to właśnie dlatego mordercy zostali…

– Tak, zgadza się. Jednak, jak mówiłam, są wyjątki. Dla przykładu Zardzewiały Paznokieć, który nie jest w stanie odebrać życia, mimo że wychowano ją w rodzinie zabójców… A także taki prawiczek jak ty, Kamiya.

Przez ten komentarz Kyousuke zdał sobie z czegoś sprawę.

Skoro wymogiem, aby tam się znaleźć, było posiadanie doświadczenia w zabijaniu, nie istniał żaden powód, żeby zamknąć tam Kyousuke. W takim razie dlaczego?

– Zgadza się, nikogo nie zabiłeś. Od samego początku wiedziałam, że to były fałszywe oskarżenia. Wrobiono cię w to, szczylu, ponieważ nasz dyrektor chciał cię tu mieć.

– Hę? Co… Co, kurwa, takiego? Dlaczego…

– Kukuku, a to nie oczywiste? Masz tak niezwykłą siłę, że trzeba było cię pozyskać, nawet kosztem postawienia ci fałszywych zarzutów. Co prawda, nie pokonałeś jeszcze bariery, jednak przy odrobinie wysiłku da się zmusić cię do tego. Dla przykładu tworząc sytuacje, w których jesteś przyparty do muru i nie masz innego wyjścia - musisz zabić przeciwnika.

Nagle Kurumiya wyciągnęła „coś” z kieszeni i uniosła w górę.

Przedmiot zalśnił metalicznie, dzięki czemu można było dostrzec jego surowe kształty. Był to rewolwer, który Kyousuke widział wcześniej.

– To mnie naprawdę wkurwia. Naprawdę wielka szkoda, że dziś się nie udało. Miałam nadzieję, że będąc napadniętym na takim uboczu, w obronie własnej zabijesz kilku z tych morderców, ale… Nie przewidziałam, że ktoś się wmiesza. Tamte dupki też okazały się całkowicie bezużyteczne, mimo że puściłam w obieg taką broń. W głowie mi się nie mieści, że przestraszyli się groźby Zardzewiałego Paznokcia.

– Czyli ta pieprzona broń też jest twoją robotą, Kurumiya?!

Kyousuke w głowie się nie mieściło, jak ktoś może rozprowadzać tyle broni…

W dodatku stali za tym nie uczniowie, a nauczyciele. Cała ta sytuacja wydawała się coraz bardziej niedorzeczna.

Kyousuke chciał ponownie złapać i unieść Kurumiyę, jednak ta rzuciła uspokajającym tonem: - No już, już. Poczekaj. Uspokój się. Może i jestem nauczycielką, ale w drabinie hierarchii zajmuję najniższy stopień i wykonuję jedynie polecenia. Jeśli koniecznie chcesz kogoś nienawidzić, niech to będzie dyrektor tej szkoły. No i ty sam. Gardź sobą za własne umiejętności i głupotę, że pozwoliłeś, aby podziemny świat się o niej dowiedział, panie „Slayer”, „Megadeth” Kyousuke.

– Co?!

W tym momencie jego palce wyciągnięte tu kołnierzowi Kurumiyi się zatrzymały, a on sam zacisnął mocno zęby.

Do jego wrogów nie zaliczali się jedynie podrzędni bandziory. Parę razy wpadł też na kilku gangsterów i członków Yakuzy, a spośród nich wielu miało kontakty w podziemnym świecie.

– To moja własna wina?

Zaczął pakować się w bójki, żeby bronić siostry. Zanim zdał sobie z tego sprawę, siedział już w tym tak głęboko, że w końcu sprowadził na siebie tę sytuację.

I tak skończyło się na tym, że to on zranił Ayakę, osobę, którą chciał bronić najbardziej na świecie, ponieważ nie zrozumiał ani nie używał swojej siły we właściwy sposób.

– Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałaś. Cholera.

Kyousuke zacisnął zęby jeszcze mocniej i złożył dłonie w pięści.

Tylko tyle był w stanie zrobić. Nie miał pojęcia, czy powinien wciąż obwiniać o to kogokolwiek innego. Po tym, orientację w całej tej sytuacji, zaczęły targać nim silne emocje.

W tym momencie…

– No, już, już. Zapomniałam ci jeszcze o czymś wspomnieć – powiedziała cicho Kurumiya.

– O czym?

Nauczycielka uśmiechnęła się sadystycznie.

– Chodzi o ten cały tytuł mordercy dwunastu, jaki na ciebie zrzucono. Na początku miał go otrzymać kto inny. Jest psychopatycznym mordercą czerpiącym nienaturalną radość z zabijania i bez mrugnięcia zabił dziesiątki, jeśli nie setki osób. Wiesz, o kim mówię, Kamiya?

– Co? Kogo to obchodzi? I skąd mam to wiedzieć?!

Skąd mam niby znać kogoś na tyle chorego psychicznie, że bez mrugnięcia może zabić setki osób?

Jeśli już miałby kogoś obstawiać, wybrałby Boba, jednak nie wyobrażał sobie, żeby ten potwór mógł zabić aż tylu ludzi.

Widząc, że Kyousuke nie jest w stanie na to odpowiedzieć, Kurumiya zrobiła zawiedzioną minę.

– Hmm, rozumiem. Nic nie przychodzi ci do głowy. To dziewczyna, z którą zaprzyjaźniłeś się już pierwszego dnia. Kukuku. No dobrze, skoro nie wiesz, chyba mogę ci to powiedzieć. Osobą, która tamtego dnia po tym, jak w pustym magazynie pobiłeś tamtych dwunastu bandziorów, cięła ich, miażdżyła, rozrywała, bawiła się nimi, wyrywała wnętrzności, zabijała, zabijała, zabijała, zabijała, zabijała, zabijała i jeszcze raz, i jeszcze, była…

Kurumiya nagle zwęziła swoje oczy.

Wtedy do uszu Kyousuke dotarło to słowo.

Imię, którego najbardziej na świecie nie chciał usłyszeć.

– Renko Hikawa. Dziewczyna w masce przeciwgazowej, z którą tak się polubiliście. To Urodzony Morderca, mechanizm z niezliczoną ilością ofiar na koncie. Ma ich najwięcej nie tylko w klasie, ale także przewyższa cały pierwszy rocznik razem wzięty. Jest niezrównaną maszyną do zabijania.


× × ×


– Kłamstwo! – Kyousuke krzyczał jak szalony, biegnąc przez korytarz nowego budynku szkoły. – Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo!

Jakim niby sposobem Renko może być psychopatycznym mordercą z setkami ofiar na koncie?

Niemożliwe. W żadnym razie. – Chciał, aby to nie okazało się prawdą.

– Cóż, czemu sam jej o to nie spytasz? Jest teraz na dachu. Kukuku - kiedy tylko Kyousuke usłyszał te słowa, wyskoczył z pokoju.

Biegnąc, czuł ból swojego bijącego jak szalone serca.

Niemożliwe, Renko! Powiedz mi, że to kłamstwo, i zaśmiej się jak zawsze!

Jednak im bliżej był dachu, tym silniejsze stawały się jego podejrzenia.

Nie znał jej przeszłości, a w dodatku nigdy nie zdejmowała swojej maski przeciwgazowej.

Nie miał pojęcia, kim ani jaka jest naprawdę.

Nie wiedziałby nawet, gdyby przy tych jej beztroskich żartach miała oczy przepełnione żądzą krwi, a podczas śmiechu „łuusz” twarz wykrzywioną w potwornym uśmiechu.

– Hee… Hee... – westchnienie – Hee… - Kyousuke po dotarciu do swojego celu starał się złapać oddech.

Stał przed metalowymi drzwiami w kolorze szarym, na których znajdował się napis „wstęp wzbroniony”. Prowadziły na dach szkoły. Chłopak zebrał w sobie odwagę, położył rękę na klamce, nacisnął ją, wyszedł na zewnątrz i zaczął rozglądać się za Renko.

Jednak na odgrodzonym metalową siatką z drutem kolczastym dachu nie było nikogo poza nim.

– Renko? Jesteś tu? Ej, Renko!

Krzyczał, zaglądając we wszystkie możliwe zakamarki, jednak nie przyniosło to żadnego efektu.

– Rany. Co, u licha? Nie ma jej tu.

Widocznie Kurumiya się pomyliła.

Czując ulgę pomieszaną z rozczarowaniem, Kyousuke wypuścił powoli oddech, starając się uspokoić. W tym momencie…

– Och, przepraszam, przepraszam. Długo kazałam ci na mnie czekać? – łuusz.

Głos ten dobiegał z okolic drzwi.

Kyousuke trzymający znajdujące się przed nim metalowe ogrodzenie szybko się obejrzał.

– Słyszałam o wszystkim od pani Kurumiyi. Podobno chcesz mnie o coś spytać.

Stała tam zachowująca się jak zwykle Renko.

Ta dziewczyna w czarnej masce przeciwgazowej mówiła w typowy dla niej beztroski sposób. Widząc, że Kyousuke jej nie odpowiedział, przechyliła głowę, a potem rzuciła „mmhmm”. Następnie wypięła pierś do przodu i powiedziała: - Odpowiedź brzmi „mam miseczki G”! – Łuusz. – O to chciałeś mnie zapytać, prawda? Doszłam do wniosku, że trudno jest ci zdobyć się na zadanie tego pytania, dlatego je uprzedziłam. Skoro trafiła się tak rzadka okazja, mogę ci także zdradzić moje wymiary. Od góry jest to…

– Renko.

– Hmm? Coś się stało? Masz naprawdę straszną minę, jakbyś miał zamiar mnie zaatakować. Ha! Więc to dlatego wybrałeś takie opuszczone miejsce. Planujesz zrobić mi to i…

– Renko!

Kyousuke nie był w stanie powstrzymać gniewnego krzyku.

Renko rzuciła w zaskoczeniu – Uaaa?!

– Przestań sobie żartować. Nie o to chciałem cię spytać.

Kyousuke wziął głęboki oddech i zacisnął pięść z całej siły, żeby się uspokoić.

Dziewczyna chyba poprawnie odczytała panującą atmosferę, ponieważ westchnęła, a potem zamilkła.

Nastawał wieczór, a światło zachodzącego słońca zaczynało malować dach na czerwono.

Kyousuke zebrał się w sobie i spytał: - Ej, Renko… To prawda, że zabiłaś setki ludzi?

– …

Zapadła cisza.

Po chwili zamyślona Renko uniosła głowę.

– Setki? Kyousuke, przepraszam, nie mam pojęcia. Sama nie jestem pewna – odpowiedziała cicho, kładąc palec na masce, w miejscu, gdzie powinien znajdować się jej podbródek. – Nie liczyłam, ile osób zabiłam, dlatego na pytanie „czy zabiłam setki” po prostu nie potrafię udzielić odpowiedzi. Jednak jednego jestem pewna - przerwała na chwilę i ściągnęła kaptur z głowy.

Jej srebrne włosy zaczęły tańczyć na wietrze.

– W tej szkole nie ma nikogo innego nadającego się lepiej do zabijania, lepszego w tym ode mnie. Wiesz czemu? Ponieważ taką mnie stworzono. Innymi słowy, jestem…

Renko zdjęła swój topik i bluzę, zostając jedynie w koszulce.

Jej ramiona prawie w całości były pokryte tatuażami.

Tworzące je linie różnej grubości formowały skomplikowane wzory, wyglądające jak ciężkie kajdany.

– Urodzonym mordercą. Istotą, która ma zabijanie zapisane w DNA. Zupełnie tak jak nożyczki są stworzone, by ciąć papier, młotki do wbijania gwoździ czy pistolety, których celem jest wystrzelenie pocisku mającego zakończyć czyjeś życie. Zostałam do tego stworzona i nie mogę robić nic innego. Zabijam z nienawiści, ze smutku, z radości, samotności, pustki w sercu czy bólu. Nie rozumiem tego, po prostu zabijam. Z zachcianki lub na wszelki wypadek. Zabić, zabić, zabić, zabić, zabić i tak w kółko. Wszystkie moje emocje są powiązane z zabijaniem. Gdybym nie miała na sobie tej maski… - Renko westchnęła przewlekle, a potem zdjęła słuchawki i odrzuciła je na bok, odsłaniając tym samym swoje pięknie ukształtowane uszy.

Następnie położyła ręce na masce przeciwgazowej, przesunęła je w tył i zatrzymała na jej zapięciach.

– To jest moja „pieczęć”, w którą wyposażył mnie mój twórca. Hamuje wszystkie moje reakcje i emocje powiązane z mordowaniem. Innymi słowy, całkowicie powstrzymuje mój impuls, by zabijać. Dopóki mam ją na sobie, mogę być normalną dziewczyną. Jednak skoro chcesz zobaczyć „prawdziwą mnie”, mogę odsłonić swoją twarz. Normalnie bym się przed tym powstrzymała, jednak dla ciebie, Kyousuke, zrobię wyjątek.

– R-Renko...

Kyousuke się cofnął, opierając plecami o metalowe ogrodzenie.

Widząc, że chłopak trzęsie się ze strachu, Renko się uśmiechnęła – a przynajmniej takie można było odnieść wrażenie.

– Nosiłam w sercu te wszystkie emocje i teraz mogę dać im upust. Po raz pierwszy czuję coś takiego. Jestem tobą zainteresowana, zakochałam się w tobie do szaleństwa, nie mogę odwrócić od ciebie wzroku ani przestać o tobie myśleć. Chcę cię lepiej zrozumieć i pragnę, byś ty lepiej zrozumiał mnie. Kocham cię, dlatego… Chcę sprawdzić, jak to uczucie jest powiązane z zabijaniem – wyszeptała Renko, a chwilę później odpięła zapięcia maski.

Czarna maska przeciwgazowa spadła na ziemię, odsłaniając prawdziwą, tak piękną, że aż zapierającą dech w piersiach twarz dziewczyny.

– …

Kyousuke patrzył na nią, oczarowany jej oczami.

Długie, srebrne włosy dziewczyny tańczyły na wietrze, za tło mając niebo zabarwione na krwistoczerwono.

Skóra Renko była lśniąca i blada jak porcelana.

Delikatne, cienkie, długie brwi, zamknięte oczy, rzęsy na tyle długie, aby rzucały cienie. Wysoko położony mały nos, wspaniałe różowe usta… Jej twarz była tak piękna, że nie sposób jest znaleźć słowa, aby ją opisać.

Chociaż możliwe, że pasowałoby tu określenie „nieziemskie piękno”. Gdyby ludzkość użyła całej swojej wiedzy, być może udałoby się stworzyć twarz dorównującą jej urodą – pomyślał Kyousuke.

– Ren… ko?

Jakby reagując na dźwięk imienia, które uciekło z ust Kyousuke, rzęsy dziewczyny się poruszyły.

Renko otworzyła powieki, pokazując światu swoje do tej pory zamknięte oczy.

Chwilę później Kyousuke odbijał się na ich niebieskiej, przypominającej krystalicznie czystą taflę wody powierzchni.

W tym momencie…

– Fufu.

Oznaka życia.

Jej różowe usta wykrzywiły się w uśmiechu, oczy natomiast się zwęziły, tworząc praktycznie prostą linię.

Następnie powiedziała głosem tak czystym i pięknym, że Kyousuke aż przeszły ciarki.

– Kyousuke, co się stało? Spodobała ci się moja prawdziwa twarz? Fufuu. Nie mogę przestać się śmiać, nie jestem w stanie zatrzymać muzyki. Rozpiera mnie taka radość, że chyba oszaleję. Kyousuke, nawet sobie nie wyobrażasz, jak się cieszę. Nigdy nie pomyślałabym, że pokazanie ci mojej twarzy może mnie tak uszczęśliwić. Fufu. Wspaniałe, to musi być impuls początkowy. Zaczyna się w brzuchu i nie przestaje świdrować! Czy to zabójcza melodia, którą dla ciebie zagram? Fu... Fufufu - śmiała się tak mocno, że aż ramiona zaczęły jej się trząść.

Renko ponownie zamknęła oczy, zaczynając się przy tym chwiać.

Jej głowa unosiła się to w górę, to w dół, a ciało kiwało na boki, przez co wydawało się, że porusza się według jakiejś melodii – mimo tego, że zdjęła słuchawki, a nigdzie nie grała żadna muzyka.

Przez jej dziwne zachowanie Kyousuke zaczynał tracić pewność siebie.

– He? Ej, ej… Renko, o czym ty mówisz? Nie rozumiem…

Słysząc zdziwienie w głosie chłopaka, Renko otworzyła powoli oczy i się zaśmiała.

– Fufu. Hmm? Och, to nic takiego. Dla mnie żądza krwi jest muzyką, a ta właśnie zaczęła grać. To wszystko. Słyszysz ją, Kyousuke? A może nigdy wcześniej nie słyszałeś tej melodii, tego death metalu? Nieważne. Ja będę grać, więc nie musisz się o nic martwić. Nieważne, czy chodzi o skrzek, krzyki czy growl, dla ciebie zaprezentuję je wszystkie. Pozwól, niech ta mordercza melodia skomponuje się do końca, żebym mogła zagrać ją specjalnie dla ciebie. Ach, właśnie o to chodzi, tak… - Renko złączyła palce i uniosła je nad głowę, mrucząc przy tym uwodzicielsko.

Wypięła swoje piersi, rozciągając ciało coraz bardziej do tyłu; przy tym ruchu jej bluzka także powędrowała trochę w górę.

Kiedy w końcu doszła do punktu, w którym dalsze rozciąganie nie było możliwe, pochyliła się do przodu, opuściła ramiona i otworzyła nagle oczy w przesadnie wyolbrzymionym ruchu.

Kyousuke odbijał się na powierzchni jej krystalicznie niebieskich oczu. Spojrzenie Renko przypominało spojrzenie kota wpatrującego się intensywnie w swoją zdobycz.

Kąciki ust dziewczyny się uniosły, odsłaniając wyjątkowo ostre kły, a następnie...

– Może jakaś mała zapowiedź? Pora rozpocząć koncert, Kyousukeeeeeeeeeeeeeeeee! – krzyknęła gniewnie, zmieniając się w krwiożerczą bestię.

Chwilę później skoczyła przed siebie, a jej srebrne włosy ponownie zatańczyły na wietrze.


× × ×


Prawdopodobnie jedynie szczęściu zawdzięcza uniknięcie ataku.

Renko zaraz po wyskoczeniu w stronę Kyousuke zaczęła wirować w powietrzu.

Człowiek nie byłby do tego zdolny. Zachowanie dziewczyny przypominało raczej atak jakiejś dzikiej, czteronożnej bestii.

Podobnie można opisać jej skoczność, ponieważ jednym susem pokonała w mgnieniu oka dzielące ich pięć metrów.

Kiedy już Renko znalazła się tuż przy Kyousuke, jej prawa ręka zakreśliła w powietrzu łuk, zmierzając od góry prosto w chłopaka.

– Ku?!

Kyousuke upadł na bok, omijając ten cios dosłownie o włos.

Chwilę później usłyszał dziwny dźwięk dochodzący z miejsca, w którym przed chwilą stał, i poczuł delikatny zapach mydła wymieszany ze smrodem rdzy.

– He? Dziwne. Uniknąłeś tego. Gratulacje, Kyousuke. Fufufu.

Renko zaśmiała się radośnie, prostując plecy.

Następnie wyciągnęła rękę z wygiętej siatki i zaczęła szybko machać dłonią.

Cały nadgarstek dziewczyny był we krwi, która nie pochodziła jednak od Kyousuke, ale z rozcięć na prawej dłoni atakującej.

– Poza tym, ach! To takie ekscytujące, że nie mogę zapanować nad własną siłą! Jeśli się nie skupię, mogę przypadkiem złamać sobie rękę. W końcu stworzono mnie do zabijania, więc nie jestem w stanie zniszczyć niczego twardszego niż kość. Fufu, no nic, mniejsza o to.

Czuła tak wielką żądzę krwi, że kołysała się i śmiała radośnie.

Chyba w ogóle nie czuła bólu.

Siedzący na ziemi Kyousuke przyglądał się jej z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.

– C-Co, u licha? Czym ty jesteś? Niemożliwe… Nie jesteś w ogóle człowiekiem?

Przeraził go widok zniszczonej części metalowego ogrodzenia.

Gdyby to uderzenie go trafiło... Nawet jeżeli nie zginąłby na miejscu, rana i tak byłaby śmiertelna.

Renko stanęła nad Kyousuke i przyglądając się mu, zaczęła oblizywać swoją zakrwawioną rękę.

Chłopak aż się zatrząsł, widząc, jak końcówką języka najpierw przejechała po swoim tatuażu, a potem uniosła ją do góry.

– Oczywiście, że tak. Kyousuke, jesteś taki niemiły. Jestem człowiekiem, chociaż nieurodzonym w naturalny sposób. To ja powinnam ciebie o to spytać, bo twój czas reakcji jest wręcz nierealny. Coraz bardziej się w tobie zakochuję. Mmmhmmhmm. Moja żądza krwi ciągle się rozkręca, więc daj mi posłuchać jęków. Obiecuję dobrze się tobą zająć!

Kiedy Renko skończyła zlizywać krew ze swojej ręki, uniosła ją, w ogóle nie przejmując się raną.

Mając minę, jakby się czymś odurzyła, pozwoliła ponieść się morderczemu impulsowi, który przepełniał jej ciało.

Na tle nieba wyglądającego, jakby ogarnęło je płomienie, srebrnobiałe włosy i blask przepełnionych szaleństwem niebieskich oczu dziewczyny były tak piękne, że ich widok aż zapierał dech w piersi.

Więc tak to jest… - nawet w obliczu zbliżającej się śmierci Kyousuke zachowywał spokój. Nie trząsł się ze strachu ani nie popadał w rozpacz, jedynie wpatrywał się w Renko jak zahipnotyzowany, przytłoczony jej wyglądem.

Twarz Renko trochę się zaczerwieniła. Dziewczyna uśmiechnęła się, ukazując swoje kły, i powiedziała: - Kyousuke, pozwolisz mi się zabić? Tym razem trafię. Na pewno nie spudłuję.

Kyousuke nie mógł się ruszyć.

Zdawał sobie sprawę, że zaraz może zginąć, jednak ciało odmówiło mu posłuszeństwa.

Palce Renko zatopiły się w dłoni, kiedy składała ją z całej siły w pięść.

Tatuaże owijające jak łańcuchy ręce dziewczyny wydawały się głośno zagrzechotać i…

– Kyousuke?!

– Kyousuke!

Powietrze przedarły dwa głosy.

Zza metalowych drzwi wyszły akurat Eiri i Maina.

–Rany! Co jest?! Tak przerwać mój koncert. Co za hałas…

Renko odwróciła się, opuszczając uniesioną wcześniej pięść.

Kiedy zobaczyła tamte dziewczyny, jej twarz rozpromieniła się z radości.

Zmrużone do tej pory oczy w pełni się otworzyły, a kąciki ust uniosły, formując uśmiech.

– Och, czy to nie Eiri i Maina? Super! Przyszłyście w odpowiedniej chwili, w końcu koncerty potrzebują widowni!

– Eee… To Renko? Renko, to ty?

Eiri spojrzała zaskoczona na maskę przeciwgazową leżącą na ziemi, a potem na srebrnowłosą piękność.

Maina także przyglądała się z osłupieniem prawdziwej twarzy Renko.

Tę prawdopodobnie ucieszyły ich reakcje, ponieważ zaśmiała się radośnie.

– Fufu, tak, to ja, Renko Hikawa! Teraz widzicie, że naprawdę jestem piękna? Tak się cieszę! Naprawdę mnie to cieszy, ale jestem teraz zajęta, więc zabiję was później. Możecie chwilę poczekać?

Kiedy skończyła mówić, ponownie obróciła się w stronę Kyousuke.

– Co?! – krzyknęła Eiri. – Zajęta? Co ty planujesz?! – Zrobiła krok do przodu, a jej rozpalone z gniewu, rdzawoczerwone oczy skupiły się na zakrwawionej ręce Renko. – I mówisz, że nas zabijesz? To ma być jakiś cholerny żart?

Eiri przyspieszyła kroku, przechodząc po masce przeciwgazowej.

Krew musiała uderzyć jej do głowy, bo najwyraźniej w ogóle nie zauważyła, że Renko dziwnie się zachowuje.

– Głupia! Nie podchodź! Uciekaj…

– Tak głośno… - wyrzuciła z siebie Renko growlem[1], jakby chcąc urwać krzyk Kyousuke.

Jej głos był ciężki jak niski ton basu i pochodził prosto z dna jej brzucha.

Brzmiał, jakby zrodziły go gniew i nienawiść przekraczające wszelkie limity.

Renko spojrzała ponownie na Eiri.

Kyousuke zauważył, że jej wcześniej uśmiechnięta twarz była w tym momencie całkowicie wyprana z emocji.

– Ach, Eiri, co ty wyprawiasz? Twoja żądza krwi zakłóca moją. Już grająca melodia jest zakłócana przez inne dźwięki. Ten bit był tak dobry, jednak piosenka została urwana w połowie, zastąpiona przez zupełnie inną, co strasznie mnie zdenerwowało. To okropne! Grasz strasznie wybuchową melodię, co? Ostre riffy i mocne blasty z perkusji… Hmm. Taki morderczy impuls już mi się znudził. Muszę go uciszyć.

Renko, kiwając głową i bujając się na boki, ruszyła w stronę Eiri.

Co jakiś czas na ziemię spadały krople krwi spływającej jej z palców, które zostawiały za nią czerwony ślad.

– He? C-Co ty robisz? Nie rozumiem. Nie wiem, o co ci w ogóle chodzi.

Eiri się nie wahała, nawet mimo dziwnej aury otaczającej Renko.

Chociaż w jej zmrużonych oczach widać było ostrożność, parła przed siebie, aby bronić Mainy, która siedziała na ziemi, trzęsąc się ze strachu.

Rzucając Renko ostrze spojrzenie, powiedziała: - Jaki morderczy impuls? Jaka melodia? O czym ty mówi…

Nagle Eiri odebrało mowę, ponieważ jej uwagę przykuło znajdujące się za Renko zniszczone ogrodzenie oraz ślady krwi w jego pobliżu.

Po skojarzeniu tego z raną prawej ręki dziewczyny Eiri poczuła się niepewnie. Dopiero w tym momencie zaczęła się bać.

– Twoja ręka… Niemożliwe. To metalowe ogrodzenie… Pomyśleć, że… - mówiła drżącym głosem, robiąc krok do tyłu.

– Uważasz to za niemożliwe? W takim razie…

Renko wyskoczyła w jej kierunku, błyskawicznie skracając dzielącą ich odległość. - Sprawdź to na własnym ciele!

Wyprowadziła atak lewą ręką, celując w głowę.

– …?!

Jednak jej cios przeciął jedynie powietrze.

Dzięki doskonałemu wzrokowi i refleksowi Eiri udało się bez problemu zrobić unik.

– Ojejku... Unik? Ojejku!

Renko nie mogła już zatrzymać siły ciosu, więc zawirowała w miejscu, następnie zdziwiona przechyliła głowę i położyła palec wskazujący na podbródku.

– Nie ruszaj się.

Zza jej pleców wyłoniła się ręka, która przycisnęła czerwone paznokcie do jej gardła.

Było to oczywiście Szkarłatne Cięcie, ukryte japońskie ostrze należące do Eiri, zawodowego zabójcy.

– Jeden ruch, a poderżnę ci gardło. Nieważne, jakim silnym potworem jesteś, wykrwawisz się, jak normalny człowiek, prawda? Hmm. Byłaś zbyt nieuważna, doprawdy wielka szkoda – wyszeptała Eiri, która wykorzystała to, że Renko straciła równowagę, i zaszła ją od tyłu.

PsyCome V1 261.jpg

Renko otworzyła szeroko oczy i uśmiechnęła się szeroko.

– Fufu. Rzeczywiście, szkoda. Oczywiście to ciebie szkoda, wiesz?

Bez wahania złapała rękę, którą Eiri jej groziła, i ją pociągnęła.

– Łaa?!

Przez ten nagły ruch Eiri się zawahała, a Renko, widząc lukę w jej obronie, uderzyła ją z całej siły w pierś.

– Ghh! – Smukłe ciało Eiri zostało wyrzucone w tył i upadło na ziemię.

– Eiri!

– Eiruś!

Kyousuke i Maina jednocześnie wykrzyczeli jej imię.

– …?!

Prawdopodobnie przez wielką siłę uderzenia Eiri nie mogła złapać oddechu. Na jej twarzy, która rzadko kiedy ukazywała jakieś emocje, pojawił się wyraz bólu, a z jej oczu popłynęły łzy, co znaczyło, że musiała bardzo cierpieć.

Renko, patrząc, jak ta druga trzyma się za pierś i walczy o powietrze, wydęła policzki jak aroganckie dziecko i powiedziała: - Rety! To nie przejdzie. Nie groź innym, jeśli nie stać cię, aby ich zabić. Zdajesz sobie sprawę, że twoje ostrze było jedynie jeden centymetr od tętnicy szyjnej? Wiem, że nie chciałaś mnie zranić, ale twoje naiwne podejście denerwuje mnie jeszcze bardziej. Fufu… Naprawdę jesteś miłą dziewczyną. Taka miła i słodziutka! Tak bardzo cię kocham, chociaż w innym znaczeniu niż Kyousuke. Kocham cię, dlatego…

Twarz Renko nagle się rozpromieniła.

Jej spódniczka się poruszyła, a noga powędrowała w tył. - Chcę teraz, aby ta zabójcza melodia stała się jeszcze ostrzejsza! Fufu… Może coś zaśpiewasz?

W tym momencie czubek jej buta powędrował pomiędzy ziemię a brzuch Eiri, co ponownie wyrzuciło ją w powietrze.

– Uggh! – Eiri krzyknęła, lądując na twardym podłożu. Leżała na plecach, walcząc o powietrze jak ryba, którą wyciągnięto na ląd.

Renko postawiła but na jej brzuchu, położyła rękę na kolanie i mocno dociskając ją do ziemi, powiedziała z ekstazą w głosie: - Tak, tak, nieźle. Całkiem nieźle! Wspaniały krzyk, Eiri! - Przyglądała się jej twarzy, na której malowały się ból i przerażenie. – Jednak nie sądzisz, że ten dźwięk nie był zbyt czysty? Spróbuj trochę brudniejszego, chaotycznego krzyku! Pora na growl! To bardzo przyjemny dźwięk, jego twórcy nazwali to… Oj? Czyżbyś nigdy wcześniej go nie słyszała? W takim razie ci go pokażę! Spróbuj!

Kiedy Renko śmiała się okrutnie, światło odbiło się od jednego z jej kłów.

Przesunęła nogę nad klatkę piersiową Eiri, a potem docisnęła ją z całej siły.

Trzask, trzask, trzask – słychać było chrzęst łamanych kości.

– Gh-Ghhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh! – Eiri wydała z siebie rozdzierający uszy krzyk.

Miała szeroko otwarte oczy przepełnione łzami, a z ust wypłynęła jej krew.

Jej spokój i opanowanie, jakie zwykle ukazywała, a także prawdziwa, delikatna i wrażliwa twarz, którą pokazała Kyousuke w pokoju pielęgniarki, zniknęły w wirze bólu, strachu oraz upokorzenia.

Kiedy Kyousuke zobaczył, w jakim dziewczyna jest stanie, przed jego oczami pojawiła się Ayaka.

– Skończ z tym.

Widok Eiri nałożył się na obraz Ayaki, nad którą znęcają się koledzy z klasy.

Kyousuke postanowił stać się silniejszy po tym, jak dowiedział się, że jego siostra, która normalnie była nieprzerwanie radosna, płakała całymi nocami.

Żeby obronić jej uśmiech, aby nigdy więcej nie była smutna, postanowił stać się silniejszy niż ktokolwiek inny, jednak mimo to…

– Co jest, kurwa? Kyousuke Kamiya, czemu się trzęsiesz?

Czy twoje pięści nie zostały zahartowane przez te wszystkie walki, wytrenowane właśnie dla takiej chwili?!

Kyousuke krzyknął na siebie w myślach i już po chwili mógł się ponownie poruszać.

Poczuł, jakby coś w jego sercu się topiło, pękło, a potem zapaliło.

Intensywne emocje, jakie odczuwał - strach, obawa, wahanie - rozpaliły w nim płomień gniewu zarówno na siebie samego, jak i skierowany w stronę Renko.

– Cholera. Chyba nie mogę się dłużej hamować – wyszeptał do siebie, a potem wstał.

Złożył dłonie w pięści i ruszył przed siebie.

– Eeeee! Eiruś! Eiruś jest…! Awawawa.

Renko, która wciąż stąpała po Eiri, w przeciwieństwie do panikującej Mainy zauważyła zbliżającego się do niej Kyousuke i ze zdziwienia przechyliła głowę.

– Kyousuke, coś się stało? Przepraszam, ale teraz gram z Eiri. Później mogę poświęcić ci tyle czasu, ile tylko będziesz chciał, więc nie bądź taki niecierpliwy. Słuchając death metalu w ostatnich krzykach Eiri, mam już w uszach melodię, która wkroczy chwilę po nim, co niewyobrażalnie mnie cieszy. Czuję już, jak ta melodia przybiera na sile! Ufufu.

– Renko.

Kyousuke wypowiedział imię dziewczyny, jednocześnie kładąc ręce na jej ramionach. Sądząc po błysku przypominającym deszcz iskier widocznym w tych niebieskich oczach, wyraźnie ją to zaskoczyło.

– Kyousuke, co znowu? Czemu masz tak poważną minę? Aha! Czyżbyś chciał spróbować trój…

– Zamknij się.

Zaciskając pięść z całej siły, uderzył dziewczynę prosto w twarz.

– Bu?!

Po otrzymaniu tak silnego ciosu Renko odleciała w tył w dość spektakularny sposób.

Zawirowała w powietrzu, spadła na betonowe podłoże, po którym parę razy się przetoczyła, a potem uderzyła w metalowe ogrodzenie po drugiej stronie dachu i znieruchomiała.

– Awawawawa… Hmm? – Maina nagle zamilkła.

Zapanowała grobowa cisza.

Renko leżała oparta o metalowe ogrodzenie ze zwieszoną głową.

– Nieprzytomna? Chyba… Straciła przytomność.

Kyousuke wypuścił powietrze i rozluźnił zaciśniętą w pięść dłoń, która bolała go, jakby uderzyła w żelazo albo stal.

Renko była dziewczyną, ale jednocześnie potworem. Kto wie, do czego mogłoby dojść, gdyby okazał jej choćby cień litości.

Dziewczyna się nie podnosiła, więc jego uderzenie jak zawsze załatwiło sprawę. Powiedział proste ”przepraszam”, a następnie uklęknął przy Eiri.

– Hej. Nic ci nie jest? Tszzz… Tak się nad tobą pastwiła, że chyba prawie wyzionęłaś ducha.

– He? N-Nic podobnego! O-O czym ty w ogóle mówi... Uuuu!

– Głupia, nie przemęczaj się! Masz złamane kilka żeber. Możesz wstać?

– Ooch… Nie wygaduj głupot! A-A żebyś zdechł!

Eiri krzyknęła, odwracając zarumienioną twarz, jednak i tak oparła się na ramieniu Kyousuke.

Wyraźnie brakowało jej sił.

– Eiruuuuś?! N-N-N-N-N-Nic ci nie jest?!

Po chwili podbiegła do nich Maina.

Widząc, jak Kyousuke pomaga Eiri wstać, zakryła usta i zaczęła jęczeć.

Mając przed sobą panikującą Mainę, Eiri powiedziała swoim zwykłym, lodowatym tonem: - To nic takiego. W ogóle nie czuję bólu.

– Co?! Ale, ale wciąż płaczesz…

– Eee?! J-Ja wcale nie płaczę!

– Hmm? – Maina przyjrzała się bliżej twarzy wyraźnie cierpiącej Eiri, która zmarszczyła brwi, aby ukryć fakt, że płacze. – Wiedziałam, płaczesz. Nie przemęczaj się tak! – Przyjaciółka nie przestawała się o nią martwić, przez co twarz Eiri zrobiła się czerwona jak burak.

– Maina, wybacz, ale możesz zabrać Eiri do pielęgniarki?

– Hm? No dobrze. A co z tobą… Kyousuke?

Chłopak podał jej Eiri i pomagając złapać równowagę, powiedział: - Ja? Teraz… - jednak zanim zdążył jej odpowiedzieć…

– Pu... Pupu... Puha... Ahahahahhahaha! – powietrze przeszył śmiech.

– Eee?! – rzuciła wystraszona Maina, Eiri natomiast jedynie zajęczała.

Ramiona opartej o metalowe ogrodzenie Renko się trzęsły.

– O rety, to było niesamowite, Kyousuke. Nie mogę uwierzyć, że tak mocno uderzyłeś dziewczynę w twarz. Ufufu. Nieładnie. Bardzo nieładnie! Co, u licha, jest z moją głową, że dzwoni mi w niej tak silny morderczy impuls? Po raz pierwszy słyszę taki rytm blastów! Aż mnie wmurowało! Ale jestem tak szczęśliwa! Rety. Co mnie tak cieszy? Czyżbym była masochistką?! Ahahahahahahahahahahahahaha!

Renko doszła do siebie i śmiała się wniebogłosy.

Na jej bladej, pięknej twarzy nie było widać nawet zadrapania.

Taki silny cios, który odrzucił ją daleko w tył, nie był w stanie wyrządzić jej żadnej krzywdy.

– Ej, masz ciało z stali czy jak?

– K-K-K-K-Kyousuke, uciekaj! Sz-Szybko!

Maina, której zęby aż szczękały ze strachu, szarpnęła za jego koszulkę.

– Kyousuke… - rzuciła drżącym głosem blada jak ściana Eiri.

Chłopak spojrzał na nie i powiedział: - Maina, powierzam ci Eiri. Ja zajmę się tamtą dziewczyną.

Kyousuke odciągnął rękę Mainy, pogłaskał Eiri po głowie i obrócił się w stronę Renko.

– He?! – Eiri zdenerwowało to, że je zasłonił i chciał ich bronić. – Nie bądź głupi. Chcesz zginąć?! Niby jak ty chcesz walczyć z nią sam?!

– W-Właśnie! Nawet ty nie dasz rady pokonać Renci w takim stanie…

– Nie martwcie się. Nawet jeśli jej nie pokonam, jestem całkiem odporny, więc tak łatwo nie dam się zabić. Dlatego, Maina, powierzam ci Eiri. Potem jak najszybciej sprowadź jakąś pomoc. Wytrzymam przez jakiś czas. Przetrwam – zaśmiał się, mówiąc te słowa.

– Kyousuke… - Maina zaszlochała, wypowiadając jego imię.

Jeśli ktoś nie zajmie czymś Renko, pozabija nas wszystkich.

Nieważne, czy miało minąć pięć minut, dziesięć czy więcej czasu. Ktoś musiał zatrzymać ją aż do przybycia pomocy, a jedynie on był w stanie to zrobić.

– Ej, Kyousuke! Nie rozmawiaj jedynie z nimi, ze mną też trochę pogawędź. Porozmawiajmy, pobawmy się razem, pobaraszkujmy trochę. Zagrajmy wszelkie możliwe dźwięki, dobrze? Zagrajmy dla siebie całą symfonię! Słodką, piękną, intensywną, głośną rapsodię śmierci! Chodź… Fufufu.

Renko z blaskiem w oczach wyskoczyła w górę bez podpierania się rękoma.

Wytrzymując skierowane w jego stronę spojrzenie przepełnione szaleńczą radością, Kyousuke odpowiedział: - No dobrze. Nie ma wyjścia, pobawię się z tobą, Renko.

Kiedy napięcie zaczęło narastać, Maina przesunęła się trochę, aby Eiri mogła lepiej się na niej wesprzeć, a potem ruszyła w stronę drzwi.

Widać zdawała sobie sprawę z dobrych intencji Kyousuke, dlatego chłopak, dziękując jej w myślach, poczuł wdzięczność.

– Kyousuke.

Zanim dziewczyny wyszły, Eiri go zawołała.

Widząc, że patrzy się prosto przed siebie, nawet nie zerkając w jej stronę, powiedziała błagającym głosem: - Jeśli zginiesz, to cię zabiję, jasne?

Słysząc okazanie troski w typowym dla Eiri stylu, Kyousuke trochę się rozluźnił.

– Głupia. Jak można zabić trupa? Poza tym nie jesteś w stanie zabić nawet nikogo żywego – odpowiadając, uśmiechnął się chytrze.

Kiedy tamte dwie opuściły już dach, powiedział: - Dobra, Renko. Wybacz, że musiałaś czekać. – Po czym spoważniał.

Neurony w jego mózgu odpowiedzialne za strach już dawno się wypaliły, natomiast te odpowiadające za wszelkie uczucia wymagane do przetrwania były wykorzystywane do granic możliwości.

– Hmm. W końcu znowu jesteśmy sami. Jejku, Kyousuke, jesteś zbyt popularny! Jestem taka zazdrosna! Aha! W końcu rozumiem, co czuły tamte dziewczyny, które mnie otaczały. Więc to jej melodia zazdrości. Rety. Wspaniale! Naprawdę wyśmienicie! Rozbudziłeś we mnie tak skomplikowany morderczy impuls, nieustannie zmieniającą się melodię! Jest wspaniała, słuchanie jej nigdy mi się nie znudzi. Chcę więcej, więcej, więcej tej muzyki! Niech gra, gra, gra, gra bez końca… Chcę usłyszeć najlepsze outro, jakie istnieje, dlatego, Kyousuke...

Pod tym wydającym się płonąć niebem Renko zaczęła tańczyć, a wraz z nią w tan poszły także jej srebrne włosy.

Napędzana melodią morderczego impulsu, którą tylko ona słyszała, w pewnym momencie się pochyliła i...

– Pozabijamy się nawzajem! – krzyknęła na całe gardło, a potem skoczyła przed siebie.

Z żądzą krwi w swoich niebieskich oczach zmierzała w prostej linii w stronę chłopaka.

Kyousuke w tym momencie zaczęło się wydawać, że pośród mętliku, jaki panował w jego głowie, zaczęła grać jakaś nieznana mu muzyka.


× × ×


– Kyousuke, kocham cię, kocham cię, kocham cię na zabój! Kiaa! – głosowi dziewczyny towarzyszył świst jej lewej ręki przecinającej powietrze.

Kyousuke uniknął ciosu, pochylając się lekko, a następnie wyprowadził sierpowy prosto w szczękę Renko. Ta jednak uniknęła trafienia dzięki wychyleniu całego swojego ciała do tyłu.

– Hę, więc tak?! Dziękuję…?!

Chłopak natychmiast wyprowadził kolejny atak; tym razem był to prosty wymierzony w nos dziewczyny.

Renko także i jego uniknęła, wychylając się do tyłu i tym razem prawie dotykając ziemi.

– Co…?!

Po wykonaniu tego ruchu, dzięki któremu pięść chłopaka musnęła jedynie jej srebrne włosy, dziewczyna złapała jego rękę ze słowami: - Mam cię!

Używając jej jak drążka, wybiła się w górę, zrobiła obrót w powietrzu, a następnie wylądowała na ramionach Kyousuke i objęła jego szyję nogami.

– Ej! Ten ruch…

– Trach! Właśnie zabiłam cię, łamiąc twój kręgosłup. Już raz zginąłeś. Fufu.

Renko, przytrzymując obiema rękami głowę Kyousuke, obróciła swoją górną część ciała na bok.

Właściwie to jedynie udawała, że wykonała ten ruch. Jednak gdyby naprawdę w tym momencie miała zamiar zabić Kyousuke, bez wątpienia złamałaby mu kręgosłup.

Kiedy chłopak się zatrząsł, wyszeptała mu do ucha:

– Zabijanie samo w sobie jest proste, ale zbyt nudne. Kocham cię, więc chciałabym doświadczyć o wiele więcej… Abyś poczuł moją miłość na o wiele więcej sposobów! Ehehe – mówiąc to, objęła jego głowę i zaczęła dociskać do niej swoje kolana oraz twarz.

Kyousuke poczuł przyciśnięte do głowy piersi oraz należący do dziewczyny słodkich zapach. Renko zaczęła coraz mocniej naciskać na nią całym swoim ciałem.

– Kocham… Uaaaaa!

Przyjemne uczucie szybko zniknęło, zastąpione przez ból miażdżonej czaszki.

Kyousuke wyobraził sobie głowę pękającą jak arbuz pod naciskiem wielkich piersi Renko.

– Oj, było blisko. Włożyłam w to tak dużo miłości, że prawie cię zabiłam – kiedy zdała sobie z tego sprawę, natychmiast zwolniła uścisk.

Do tej pory spięty Kyousuke się rozluźnił, jednak momentalnie opadł z sił.

Renko zeskoczyła z jego ramion, stanęła za nim i objęła go w okolicach brzucha.

– Ale te dźwięki są takie przyjemne dla moich uszu. Mogę posłuchać ich jeszcze? – wyszeptała mu do ucha uwodzicielskim tonem.

Następnie wsadziła ręce pod jego koszulkę i zaczęła delikatnie muskać ciepłymi palcami po gołej skórze chłopaka –zupełnie jakby ją lizała.

Kyousuke zaczął się trząść ze strachu przed jej nadzwyczajnymi umiejętnościami i niewiarygodną siłą.

– Ej, więc jak mam to zrobić? Brzuch? Klatka piersiowa? A może tu… Krocze? Organ trawienny, oddechowy, krwionośny czy może rozrodczy? Fufu. Mogę zagrać ci melodię, jaką tylko chcesz. Jesteś dla mnie wyjątkowy, więc możesz wybrać, w jaki sposób chcesz umrzeć!

– Dlaczego?

– Hmm?

– Renko, dlaczego ja?! – Kyousuke krzyknął, a następnie z całej siły odepchnął od siebie Renko.

– Uaaa! – dziewczyna jakby umyślnie odleciała do tyłu i upadła na ziemię. – Auauaua… Rany, nie bij mnie tak mocno!

Kyousuke, patrząc na jęczącą Renko, złapał się za głowę i krzyknął gniewnie: - Renko, przecież wiesz, prawda? Nie jestem żadnym „mordercą dwunastu”, tylko zwykłą osobą, jedynie trochę silniejszą niż inni! To nielogiczne, nie ma żadnego powodu, dla którego ktoś taki jak ty by mnie pokochał. Dlaczego…

– Kto wie. Fufu.

Wciąż leżąca na plecach Renko zamknęła oczy.

Mimo że wystawiła się tak na jego atak, Kyousuke nie wykorzystał tej okazji.

Łapiąc oddech, przyglądał się jej śpiącej twarzy; pięknej, jakby nie z tego świata, na której pojawił się łagodny uśmiech, jakiego w żaden sposób nie dało się przypisać do maszyny do zabijania sprzed paru chwil.

– Jestem urodzonym mordercą. Zostałam stworzona do zabijania i jest ono jedynym celem mojej egzystencji. Praktycznie urodziłam się, czując żądzę krwi, a potem podążając za morderczym impulsem, zabijałam, zabijałam, zabijałam i szukałam rzezi, pragnęłam jej. Zarżnąć wszystkich. Płeć, wiek czy kolor skóry nie miały żadnego znaczenia. Podobnie jak nożyczki nie mogą wybrać, jaki papier chcą przecinać, tak ja mogłam wybrać jedynie sposób, w jaki to zrobię. Płynęłam z nurtem morderczego instynktu każącego mi zabijać. Wymazał moje emocje, a jego grająca we mnie muzyka zmienia wszystkie uczucia w chęć mordowania. Nie mogę przestać. Nie mogę.

Renko otworzyła powoli oczy, a potem wybiła się w powietrze, lądując na nogach.

– ...?!

Ten nieoczekiwany ruch go zaskoczył.

Podczas gdy on stał w miejscu, nie mogąc w żaden sposób zareagować, Renko wyprowadziła cios lewą ręką.

Kyousuke zablokował go swoją prawą, jednak pojawił się przy tym głośny trzask.

– Ghh!

Kiedy chłopak zachwiał się do tyłu z powodu siły uderzenia, Renko użyła energii z ataku pięścią do wyprowadzenia kopnięcia z półobrotu.

– Ghaaa!

Jej but, trafiwszy prosto w głowę, odrzucił chłopaka na bok. Nie udało mu się złapać równowagi, przez co uderzył w betonowe podłoże i przez chwilę toczył się, widząc na przemian podłogę i płonące niebo.

– Tszz… Au, cholera. Nie atakuj tak bez ostrzeżenia!

Trzymając się za miejsce, w które został kopnięty, zacisnął mocno zęby i usiadł.

Znajdująca się pięć metrów od niego Renko ruszyła powoli w jego stronę.

– Och, wybacz, wybacz. Morderczy impuls faluje, tak samo jak rymt muzyki. Robi się silniejszy, potem słabnie. Jeśli rośnie na sile, nie jestem w stanie nad nim zapanować, teehee...

Renko pokazała język, złożyła dłoń w pięść i puknęła się nią w bok głowy.

Widząc, że w ogóle nie czuje się winna, Kyousuke zastanowił się ponownie nad tym, co usłyszał wcześniej.

I w końcu zrozumiał.

Chęć trzymania się za ręce z ukochaną osobą.

Chęć objęcia ukochanej osoby.

Chęć pocałowania ukochanej osoby.

Te uczucia zostały zamienione w chęć zabicia ukochanej osoby.

Po tym, jak Renko zdjęła maskę, wszystkie jej uczucia zostały powiązane z zabijaniem, przez co nie miała po prostu wyboru.

Stworzono ją w taki sposób i to właśnie odróżniało ją od innych ludzi.

– Fufu. Rany… Dlaczego poznałam cię, kiedy miałam założoną maskę? Tracąc mojego pana, żądzę krwi, nie mogę zabijać, ani nawet tego nie chcę. Zupełnie jak nożyczki, które nie mogą ciąć, ponieważ nikt nie chce ich używać. Mimo to wciąż jestem człowiekiem. Nawet jeśli nie odczuwam żądzy krwi, wciąż czuję wiele innych rzeczy. Na przykład miłość do ciebie. Jak tylko zainteresuję się jakimś celem, moje emocje są łączone z żądzą krwi i nasilane do tego stopnia, że najważniejsze staje się… - Renko, patrząc na Kyousuke, zmrużyła oczy.

Miała rozszerzonych źrenice i mimo bijącego z nich szaleństwa, w ich głębi można było dostrzec słaby promień delikatnego światła.

– Dla mnie jesteś naprawdę wszystkim. Nawet jeżeli uważasz się za kogoś normalnego, dla mnie jesteś wyjątkowy. Od urodzenia żyję w ciemności i ktoś taki jak ja… Przynajmniej jesteś pierwszą osobą, jaką spotkałam z tego świata pełnego słońca. Pierwszą, która nikogo nie zabiła. Zainteresowałam się tobą, ponieważ jesteś moim całkowitym przeciwieństwem. Dlatego właśnie tak bardzo chcę cię lepiej poznać.

– ...

Kyousuke przypomniał sobie, co usłyszał u pielęgniarki.

Eiri powiedziała wtedy: - Żyjemy w całkowicie odmiennych światach.

Był jedynym obcym elementem, jedyną osobą w tej szkole pełnej morderców, która nie żyła w cieniu społeczeństwa. Eiri i Maina nie pasowały do tamtego świata, były jednak jego częścią.

Właśnie dlatego Renko się nim zainteresowała.

Innych przyciągnął do niego tytuł mordercy dwunastu, ona natomiast zainteresowała się jego prawdziwym ja.

Renko powoli ruszyła w jego stronę, a potem…

– Rozmowa z tobą naprawdę mnie zaskoczyła. Za bardzo się odsłaniasz. Nie czujesz w ogóle żądzy krwi, wrogości czy choćby urazy do innych. Całkowicie różnisz się od osób, które spotkałam do tej pory, dzięki czemu czuję się przy tobie naprawdę swobodnie. Poczułam coś takiego po raz pierwszy. Kiedy tylko pojawiły się te uczucia niepowiązane z zabijaniem, zrobiło mi się tak ciepło w sercu. Jestem taka szczęśliwa.

Renko uśmiechnęła się, stanęła przy Kyousuke, a następnie pogłaskała go po twarzy i spojrzała prosto w jego oczy.

Ruchy jej ręki były delikatne, a w spojrzeniu niebieskich oczu dało się dostrzec szczerość, przez co chłopak poczuł się zakłopotany.

Co mam zrobić? Nie wiem.

Co mam czuć do Renko? Nie wiem.

Przypomniawszy sobie chwile, jakie razem spędzili, powiedział:

– Ja też jestem szczęśliwy. Dobrze się z tobą bawiłem. Skoro mowa o odsłonięciu, przyganiał kocioł garnkowi… Spotkanie z tobą, tak czystą i niewinną w tym miejscu pełnym psychopatów, przyniosło ukojenie mojemu sercu. Jednak…

– Tak. Jednak nie jest to moja prawdziwa twarz. Doskonale o tym wiem. Po tym, jak się tobą zainteresowałam, zaczęłam sobie myśleć „chcę go dotknąć”, „chcę, aby mnie dotknął”, „chcę go poznać”, „chcę, aby mnie poznał”, ale nie mnie w masce, tylko moje prawdziwe ja. Coś takiego. Fufu. Tylko że to zbyt tragiczne, takie smutne, Kyousuke. Zdejmując maskę, pokazałam ci jednocześnie, jaka naprawdę jestem… I jak?

Jej spojrzenie się uniosło, a palce powędrowały nagle na szyję Kyousuke i się na niej zacisnęły.

Następnie dusząc chłopaka, uniosła go w powietrze.

– Ach... Gh.. Ren... ko...?! – wyksztusił, nie mogąc oddychać.

Jej kciuk naciskał na tchawicę, wskazujący na tętnicę szyjną, środkowy na żyłę wewnętrzną, a dwa pozostałe przytrzymywały. Innymi słowy, było to jak najbardziej poprawne duszenie.

W jej niebieskich oczach było widać blask żądzy krwi, która zawładnęła jej ciałem.

– Chcę cię dotknąć. Chcę, abyś ty mnie dotknął. Chcę cię poznać. Chcę, abyś ty mnie poznał. Te uczucia zniknęły bez śladu, chcę cię jedynie zabić! Kyousuke, chcę cię zabić. Kocham cię najbardziej na świecie, dlatego to ciebie najbardziej pragnę pozbawić życia. Fufu. To jest outro, którego tak naprawdę pragnęłam. Ponieważ to właśnie moje prawdziwe ja. Kyousuke, przepraszam. Naprawdę. Chciałeś zrobić ze mną te wszystkie rzeczy… Ale teraz chcę cię jedynie zabić. Odpowiedziałam szczerze, z głębi serca, więc chyba pora, żebyś już umarł, prawda? Fufufu…

Renko się zatrzęsła i zacisnęła palce jeszcze mocniej.

Jak tak dalej pójdzie, naprawdę zginę.

Mimo że Kyousuke wkładał całą siłę w odsunięcie rąk Renko, te ani drgnęły. Zaczęło brakować mu powietrza i robić się czerwono przed oczami przez zatrzymany dopływ krwi.

– Ghh.. Akh… Nie dam rady…

Jego wzrok się zamglił.

Twarz Renko uśmiechającej się z zadowolenia zaczęła niknąć po drugiej stronie chmur.

Tuż przed śmiercią ujrzał swoją kochaną siostrę: Ayakę.

Nie mógł dostrzec jej twarzy, więc nie wiedział, czy się uśmiecha, czy może płacze.

Mimo to musiał coś jej przekazać.

Zanim straci świadomość.

Zanim straci życie.

Przysiągłem ją bronić.

Przysiągłem, że nigdy więcej nie będzie przeze mnie smutna.

Przysiągłem bronić jej uśmiechu.

Jest dla mnie najważniejszą osobą, więc…

Nawet jeśli nie jestem w stanie powiedzieć tego osobiście, i tak muszę…

– Przepraszam… Przepraszam… Ayaka – wyszeptał.

W tym momencie…

– Eee?

Usłyszał ospały głos, a potem nagle jego zmysły wróciły.

– …?!

Otaczająca go biała mgła zniknęła.

Ręce Renko zwolniły swój uścisk, przez co chłopak upadł na ziemię.

Łapiąc oddech, spojrzał ze zdziwieniem w górę.

Kaszel, kaszel, kaszel. – Ty…

Od razu zauważył, że Renko odebrało mowę.

– Hee? Ee? Hę?

Drapiąc się po głowie, spojrzał w szeroko otwarte, niebieskie oczy zszokowanej dziewczyny.

Trzymała się za głowę, jakby się wystraszyła, i cofała do tyłu.

Po chwili z jej trzęsących się ust dobiegły słowa, w które trudno było uwierzyć: - Muzyka… Morderczy impuls ustał.


× × ×


– He?

Zrozumienie sytuacji zabrało mu chwilę.

Morderczy impuls pchający Renko do zabijania, muzyka, która miała nigdy nie milknąć, nagle zniknęła.

– Dlaczego?! Co się stało?! To dziwne! Impuls tak nagle się zatrzymał… To… Niemożliwe! Co ty… Co ty zrobiłeś, Kyousuke?!

Nawet sama Renko nie potrafiła zrozumieć, co się dzieje, przez co krzyczała w panice.

Upadła przed zszokowanym Kyousuke i złapała go za pierś.

Jej drżące, niebieskie oczy były czyste niczym powierzchnia wody.

Ani śladu żądzy krwi.

Oczywiście Kyousuke nic nie zrobił, także w ich otoczeniu się nie zaszły żadne zmiany.

Więc dlaczego?

Renko zatopiła twarz w klatce piersiowej milczącego chłopaka i krzyknęła:

– Tuż przed śmiercią wypowiedziałeś czyjeś imię! To było wtedy! Przez ciebie zamilkł mój morderczy impuls! Serce zabolało mnie, jakby przeszyły je igły, a w głowie zrobiła mi się pustka… Aaaaa!

Renko wlepiała spojrzenie w Kyousuke.

Miała gniew w oczach, jej usta się trzęsły, a twarz cała była czerwona.

– Kyousuke, kto to taki?! Usłyszałam „Ayaka”! To jakaś dziewczyna? Jest dla ciebie aż tak ważna? Dlaczego?! Czemu przed śmiercią nie krzyknąłeś mojego imienia?! Nie o mnie myślałeś?! Mnie tak na tobie zależy, więc… Dlaczego morderczy impuls zamilkł?!

Renko zwiesiła głowę i ramiona, a po chwili zaczęła szlochać.

Dziewczyna, której wszystkie uczucia miały być powiązane z zabijaniem, zaczęła płakać.

Widząc to i słysząc jej słowa, Kyousuke zgubił wątek.

– Renko… Czyżbyś była… Zazdrosna o Ayakę?

– Zazdrosna? – słysząc pytanie zadane zakłopotanym głosem, Renko spojrzała w górę.

Z jej zmrużonych oczu ciekły łzy, które spływały na pokryte tatuażami ręce.

– Tak. Jestem zazdrosna. Szalenie zazdrosna o tę całą Ayakę! Jak mogłabym nie być?! Ty, którego kocham najbardziej na tym świecie, myślisz o innej dziewczynie… Chciałabym ją zabić, powoli, tysiącem cięć… Pociąć jej ciało na kawałeczki! Ach, zaczyna się… Szaleńczy morderczy impuls! Muzyka! Taka głośna… Zabić, zabić, zabić, zabić, zabić, zabić, zabić, zabić, zabić, zabić, zabić, zabić, zabić, zabić, zabić, zabić, zabić, zabić, zabić – oczy Renko ponownie wypełniło szaleństwo.

– …?!

Kyousuke momentalnie zesztywniał, jednak szybko zauważył, że dziewczyna nie patrzyła na niego.

Miała przed oczami imię, które wypowiedział tuż przed momentem, w którym miał zginąć: Ayaka.

Poczuła zazdrość taką samą jak wcześniej o Eiri i Mainę, tylko że tym razem…

Szloch, szloch. – Ale jej tu nie ma, więc nie mogę jej zabić, nawet gdybym chciała. Aaaa, to takie irytujące! To naturalne, że czasem chce się kogoś zabić, choć nie ma takie możliwości, ale ta furia jest nie do zniesienia. Kyousuke, ciebie też nienawidzę. Nie kochasz mnie, więc cię nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę…

Głos Renko słabł, podobnie jak światło bijące z jej oczu, i szybko stał się ledwie słyszalny.

– Złamałeś mi serce. Nie myślisz o mnie, tylko o jakiejś innej dziewczynie… Smutne, to takie smutne. Mam wrażenie, że serce zaraz mi pęknie. Tak strasznie mnie boli przez te wszystkie uczucia. Najpierw morderczy impuls powiązany z zabijaniem, później melodia zrobiła się chaotyczna, a potem nagle żądza krwi ustała.

Mówiąc to, złapała się za serce, skrzywiła i zagryzła wargi; jej oczy także wyrażały cierpienie i smutek.

– …

Widząc ją w takim stanie, Kyousuke jakoś zebrał myśli do kupy.

Najwyraźniej nie mogła znieść gniewu, smutku i bólu z tego powodu, że kochał inną dziewczynę – nawet jeśli Ayaka była tak naprawdę jego młodszą siostrą, o której w ogóle nie myślał w taki sposób.

Dlaczego o mnie nie myślisz?

Przecież tyle o tobie myślę, czemu…

Czy w takim razie nie powinien myśleć o niej?

– …?! Niemożliwe…

Kyousuke westchnął z ulgą, kiedy zdał sobie sprawę, że gniew i smutek, jakie odczuwa, nie są zazdrością, a jedynie ją przypominają.

Sam kiedyś już doświadczył tego gorzkiego uczucia…

– Renko.

Usłyszawszy swoje imię, Renko podniosła głowę i wydała z siebie: – Hmm?

Kyousuke położył ręce na jej ramionach, spojrzał w załzawione oczy i powiedział: – Ayaka jest dla mnie najważniejszą dziewczyną. Czeka na mnie za murami. Dlatego, Renko, przepraszam, nie mogę odwzajemnić twojego uczucia. Nie jesteś dla mnie najważniejsza. Cieszę się z tego, że coś do mnie czujesz, ale… Przepraszam.

– …

Słysząc to, Renko zamarła, a później zaczęła powtarzać na zmianę „najważniejsza dziewczyna” i „przepraszam?”.

Nagle ponownie się skrzywiła.

Szloch. – Ach… Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!

Zaczęła pociągać nosem i płakać, wtulając się w pierś Kyousuke, przez co szybko przemoczyła mu koszulkę.

PsyCome V1 287.jpg

– Aaaaaaaaa… Odrzucona… Kyousuke dał mi kosza… – Pociągnięcie nosem, szloch.

Kyousuke pogłaskał płaczącą Renko po głowie i powiedział: – Naprawdę ci na mnie zależy, prawda? Zakochałaś się po raz pierwszy w życiu? Ale, Renko… Nie ma uczucia bez trudności do pokonania i cierpienia. Zawsze towarzyszy mu odrobina goryczy. Uczucia miłości do drugiej osoby nie da się samemu zaspokoić. To nie takie proste jak zwykły gniew czy smutek. Jednostronne wyznanie miłości ukochanej osobie czy jednostronna próba zabicia ukochanej osoby nie sprawią, że będziesz szczęśliwa. To uda się dopiero, kiedy druga osoba będzie czuć to samo.

Morderczy impuls Renko nie został zatrzymany przez zazdrość, tylko przez gorycz jednostronnej miłości. Kiedy Kyousuke wypowiedział imię Ayaki, zrozumiała, że osoba, w której się zakochała, nie może odwzajemnić jej uczuć. Żądza krwi została zatrzymana przez mieszające się uczucia - zazdrość, cierpienie, furia, żal, smutek… i miłość – które zaczęły krążyć w jej głowie. Jej serce próbowało obronić się przed tą dysharmonią dźwięków i wyciszyło cały ten hałas…

– Hmm?

Renko powoli odsunęła głowę od koszulki Kyousuke.

Jej usta uformowały uśmiech, a niebieskie oczy znów rozbłysły światłem.

– Ach, rozumiem. Jednostronna miłość. Hmmm. To naprawdę nie jest przyjemne uczucie. Wręcz nie do wytrzymania. Tylko że, Kyousuke… Jest takie powiedzenie, prawda? Od miłości tylko krok do nienawiści. Ponieważ nie możesz odwzajemnić mojego uczucia, całe serce oddam temu nieprzyjemnemu uczuciu, które przepełnia moje serce… Nienawiści!

Renko otworzyła szeroko oczy i wzięła zamach ręką.

Jednak szybko ją opuściła i mocno objęła Kyousuke.

– Niby jak mogłabym to zrobić?! Moja miłość do ciebie jest znacznie, znaaacznie silniejsza od nienawiści. Auau… Naprawdę chcę cię zabić. Naprawdę chcę cię zabić! Ale ty mnie nie kochasz… – Szloch, szloch. – Co robić? Co ja mam zrobić?! Aaaa!

Wycierając lodowaty pot z czoła, który pojawił się tam przez z powodu nagłego ruchu Renko, chłopak uśmiechnął się chytrze.

– Rety. Ty… Naprawdę potrafisz mówić miłe rzeczy. Dziękuję, Renko.

Po namyśle Kyousuke doszedł do wniosku, że Renko jest naprawdę dobrą dziewczyną.

Co prawda, jej prawdziwe ja odczuwało niesamowicie silną żądzę krwi, ale osobowość bez maski i po utracie morderczego impulsu była taka sama jak wtedy, kiedy miała na sobie maskę. To dobra, delikatna dziewczyna.

Gdyby tak nie było, Kyousuke gryzłby już piach.

Żądza krwi Renko ustała, ponieważ ta dała radę stawić czoła targającym ją uczuciom.

W tym momencie…

– Urodzony Morderco, co ty wyprawiasz? – słowa te wypowiedziano ostrym, dziecięcym głosem.

Renko nagle przestała pocierać twarzą o klatkę piersiową Kyousuke.

Od strony drzwi w ich stronę powoli zmierzała mała postać.

Bang, bang.

W obu rękach trzymała broń.

– Pani... Kurumiya…

– Hmph. Kamiya, nigdy bym nie pomyślała, że to przeżyjesz. Przetrwałeś w jednym kawałku, chociaż odbezpieczony Urodzony Morderca się tobą bawił. A potem? Renko, co ty, do cholery, wyprawiasz? To, że nie udało ci się go zabić, to jedno, ale czemu tak wymachujesz cyckami? Hee?!

Kurumiya, gniewnie krzycząc, skierowała stalową rurę trzymaną w prawej ręce w stronę dziewczyny.

Renko odsunęła twarz od piersi chłopaka i spojrzała na idącą w ich stronę nauczycielkę, a potem wydęła policzki jak zbesztane dziecko.

– Ale to nie moja wina! Kyousuke mnie nie kocha! Gdyby powiedział „kocham cię”, z radością bym go zabiła!

Słysząc to, Kurumiya otworzyła szeroko oczy, jednak szybko je zmrużyła. Rzuciła „hoo” i powiedziała, wskazując rurą chłopaka: – Niech będzie. Powiedz Renko, że ją kochasz, bo inaczej…

– Przestaaaań! Tylko ja mogę zabić Kyousuke! Nie pozwolę nikomu innemu go tknąć! Zmuszenie go do wyznania mi miłości w żadnym razie mnie nie zaspokoi! To nie włączy muzyki morderczego impulsu!

Renko rozłożyła ręce, broniąc chłopaka.

– Hee?

Kurumiya zmarszczyła czoło.

Spojrzała na Renko, a potem na Kyousuke i opuściła stalową rurę.

– Morderczy impuls nie zacznie grać? Co masz na myśli? Czyżbyś się, kurwa, zepsuła?! Co, Urodzony Morderco?!

– Fufu, możliwe. Jednak, pani Kurumiyo…

Renko zaczęła powoli się bujać, rytmicznie kiwając głową, i się pochyliła.

– Do wszystkich poza Kyousuke czuję taką samą żądzę krwi jak zwykle… PRAWDA?! – wykrzyczała growlem, a następnie wyskoczyła z oszałamiającą prędkością w stronę Kurumiyi.

Pokonała dzielące ich dwa metry w ułamku sekundy, a potem wyprowadziła atak lewą ręką, celując prosto w głowę nauczycielki, tak szybki, że był prawie niezauważalny dla ludzkiego oka, jednak...

– Ech!

Stalowa rura okazała się szybsza.

Dziewczyna po otrzymaniu ciosu uderzyła głową w metalowe ogrodzenie i przestała się ruszać.

Renko dała radę unieść głowę (uderzone miejsce było całe we krwi), po czym straciła przytomność – tym razem naprawdę.

– Hmph. Rozumiem. Wszystko działa i porusza się równie szybko jak zawsze. Powiedziałabym nawet, że jej stan jest doskonały. Tak z miejsca zmusić mnie do użycia całej siły? Naprawdę jesteś prawdziwym potworem. Udało ci się mnie zaskoczyć, nawet jeśli tylko na ułamek sekundy… Kukuku.

Nieważne, jak na to patrzeć, Kurumiya była o wiele większym potworem.

Dzięki jej niewiarygodnie niskiemu czasowi reakcji dała radę zareagować na atak z zaskoczenia Renko, a potem bez żadnego wysiłku pokonać ją jedynie jednym ciosem.

– Czym ty jesteś? Wszyscy nauczyciele są takimi potworami?

Podczas gdy przerażony Kyousuke stał jak wryty, Kurumiya uśmiechnęła się złowieszczo, położyła stalową rurę na ramieniu, a później skrzyżowała obie bronie za swoją głową.

– Kamiya, jestem zawodowym mordercą, podobnie zresztą jak wszyscy nauczyciele w tej szkole. I to nie jakimś tam podrzędnym, jak Zardzewiały Paznokieć, tylko jednym z najlepszych. To chyba logiczne, że w szkole szkolącej morderców wszyscy nauczyciele pracują w tym zawodzie, prawda? A pośród nich jestem znana jako Maria Bellows… Także całkiem sławna. Nieważne, jak duży potencjał drzemie w uczniach, dla mnie są jedynie zwykłymi bachorami, których zdjęcie nie zajmie mi więcej niż dwie sekundy.

– Bez jaj…

Co prawda, Kyousuke udało się pohamować wyobraźnię, bo pozwolenie jej działać nie przyniosłoby nic dobrego, jednak i tak był zbyt naiwny, myśląc, że tylko ta nauczycielka była tak okrutna.

Zapamiętał sobie, aby nigdy w życiu nie sprzeciwiać się nie tylko Kurumiyi, ale także żadnemu z nauczycieli w tej szkole.

Pomyśleć, że kręci się tu więcej potworów takich jak ta powalona suka – ta myśl wystarczająco go przerażała.

– Już mniejsza o to, Kamiya. Jakiego zaklęcia użyłeś? Nie tylko sprawiłeś, że Urodzony Morderca stworzony do zabijania nie wykonał swojego celu, ale także oswoiłeś to coś, aby w ogóle nie było w stanie tego zrobić. To jej pierwszy błąd. Zadziwiające.

Uśmiech zniknął z twarzy patrzącej na Kyousuke nauczycielki.

Jej oczy przypominały mroczny wir.

Zaskoczenie i gniew, po których pojawiła się kolejna negatywna emocja przypominająca zazdrość.

– Poza tym pokazała ci swoją prawdziwą twarz. Co prawda, jestem łaskawą osobą i pozwoliłam jej zdjąć blokadę, abyś mógł ją zobaczyć, ale rezultat tej decyzji nie mieści się w głowie. Jeśli chodzi o zatrzymanie Urodzonego Mordercy, jestem w stanie to zrobić. Jednak powstrzymanie jej żądzy krwi jest po prostu niemożliwe. A tobie udało się to osiągnąć, przez co zignorowałeś żelazną zasadę uwodzenia istniejącą od średniowiecza. Dlaczego? Jakiego zaklęcia użyłeś?

Zgodnie z jego domysłami to Kurumiya nakłoniła do tego wszystkiego Renko.

Wrobiła go w przestępstwo, puściła w obieg niebezpieczne przedmioty i zdjęła blokadę Renko. To było naprawdę godne pogardy. Czemu Kyousuke musiał mierzyć się z osobą poddaną aż takiej manipulacji?

Kyousuke powstrzymał się od wygarnięcia jej tego i odpowiedział na pierwsze pytanie: – Sam nie do końca wiem, ale… Może to siła miłości?

– Jakim sposobem takie słodkie słowa przeszły przez twoją zgniłą mordę? Patrzysz na mnie z góry, szczylu? Chyba sobie nie myślisz, że cię pochwalę?

– Ech.

A może po prostu ta suka lubi mnie dręczyć.

Kyousuke doszedł do wniosku, że blask, jaki bił jej z oczu podczas tej wymiany zdań, oznaczał „czekałam, aż to powiesz”.

Dla tej sadystki Kyousuke, normalna osoba, był niczym więcej jak pozłacaną zabawką. Być może przez to, że miał tak wytrzymałe ciało, chciała sprawdzić, jak daleko może się posunąć, zanim się zepsuje.

O to chodzi? Jestem zwykłą… Zabawką tej suki?

Gdyby to była prawda, oznaczałoby to, że nie ma Boga. W tej szkole nie istniała pewnie także rada rodzicielska.

– Hmph, nieważne. Prościej będzie spytać o to Renko. Wypytam ją podczas lekcji dyscypliny. I nie będę pytać jej umysłu, tylko ciało. Osobiście poddam ją torturom… Kukuku.

Mówiąc to, Kurumiya spojrzała na nieprzytomną dziewczynę i opuściła broń. Oblizała usta i kiedy już miała ruszyć w jej stronę, Kyousuke zablokował jej przejście.

– Ej, stoisz mi na drodze. Przesuń się. Uważaj, bo zostaniesz ukarany razem z nią.

Skoro już raz się przekonał, jak przerażająca może być Kurumiya, czemu to zrobił? Prawdę mówiąc, sam nie wiedział.

Ach, rozumiem. Nie chcę widzieć, jak jest bita.

Kyousuke nie był typem osoby, która pozwoliłaby jej zrobić coś takiego.

Nie ruszając się nawet o centymetr, spokojnie patrzył w oczy nauczycielki, w których wyraźnie było widać narastającą żądzę krwi.

– Odsunąć się? Nie chcę. Jeśli masz zamiar ją o to spytać, czemu nie zrobisz tego w normalny sposób? Nie trzeba jej dyscyplinować, torturować czy zaspokajać na niej swoich chorych żądz.

– A moim zdaniem to konieczne i mam ku temu wiele powodów. Kamiya, posłuchaj. Urodzony Morderca został stworzony do zabijania, jest jedynie narzędziem. Nieważne, jaki ma powód. Narzędzie niesłuchające rozkazów jest bezwartościowe. Trzeba odnaleźć źródło problemu i usunąć je siłowo. Chociaż lepszym określeniem byłoby chyba „odpowiednio ustawić” albo „naprawić”… Pomijając to, nie martw się, nie zepsuję jej. Urodzony Morderca, Renko, jest o wiele wytrzymalszy od ciebie. Przetrwa nawet tortury, które zabiłyby każdego normalnego człowieka.

Po tym monologu Kurumiya zrobiła zamach w stronę gardła Kyousuke.

To była zwykła, długa, cienka, prosta (chociaż trochę wygięta po uderzeniu w Renko) stalowa rura. Kurumiya przygotowała ją do ataku i zadrwiła: – A co z tobą, Kamiya? Jeśli zaraz się nie odsuniesz, to przy okazji przetestuję sobie twoją wytrzymałość. Będę cię łamać i łamać, aż oszalejesz albo znajdziesz się na granicy śmierci.

– …

Mimo tego ostatniego ostrzeżenia Kyousuke nawet się nie poruszył.

Nieważne, czy w czasie walki, czy w jakiejś innej sytuacji, przeciwnicy mogą połamać ci kości, ale ducha nigdy. Kiedy już podejmie się decyzję, należy się jej trzymać aż do samego końca, jaki by on nie był. Taką zasadą kierował się Kyousuke.

Być może udałoby mu się uniknąć tej sytuacji, gdyby dłużej porozmawiał z nauczycielką, ale dla bezpośredniego Kyousuke to był jedyny realny wybór.

Zdecydował się stanąć w obronie Renko, dziewczyny, która wyznała mu miłość.

Co prawda, nie mógł odwzajemnić jej uczuć, ale w tym momencie podzieli z nią ten sam ból i cierpienie psychiczne.

Tyle był w stanie zrobić, aby odpowiedzieć na jej wyznanie i w ten sposób powiedzieć jej „dziękuję”.

– Ho? Jesteś naprawdę wielkim zbokiem, Kamiya. Niech będzie. W takim razie porządnie się tobą zajmę. Pokażę ci, dlaczego nazywają mnie Marią Bellows i czemu jestem postrachem nawet w branży… Kuku.

Kurumiya, trzymając stalowe rury w rękach, zrobiła krok w stronę Kyousuke.

Przez wyraźnie wyczuwalną żądzę krwi bijącą od zawodowego mordercy czoło chłopaka zalało się zimnym potem.

Żeby powstrzymać się od drżenia, z całej siły zacisnął dłonie w pięści.

W tym momencie…

– Yahahaaaaah! – pojawił się ryk przypominający grom.

Ten piskliwy głos całkowicie rozluźnił napiętą atmosferę.

Kurumiya się zatrzymała, przestała radośnie się uśmiechać, po czym zrobiła gniewną minę.

– T–Ty dupku… Ile jeszcze razy wejdziesz mi w drogę, Irokezie?!

Spojrzała przez trzęsące się z gniewu ramię w stronę owiniętego w bandaże chłopaka, który patrzył na nią drwiąco.

– Jahaha! Czemu pytasz, skoro znasz już odpowiedź, Kurumiyusiu? Oczywiście cały ten czas czekałem na moment, kiedy w końcu mi się poddasz, szmato! Czyli na ten dzień, na tę chwilę! Jahahaha!

Śmiejący się Irokez ciągnął za sobą ogromną kulę o promieniu mniej więcej jednego metra (kto wie, gdzie ją zdobył), na której znajdowała się oznaczenie „1 t”.

– Wypluj to „siu”. Od tego zdrobnienia aż dostaję gęsiej skórki. Poza tym ta kula… Nie należy przypadkiem do mnie?! Miałeś czelność zakraść się do mojego biura? Niewybaczalne. W żadnym razie ci nie odpuszczę.

– Cz, cz, cz, cz. To tylko wierzchołek góry lodowej. Co powiesz na to?!

– …?! – stalowa rura zsunęła się z ramienia Kurumiyi.

– …?! – Kyousuke także to wmurowało.

Nieważne, jak szokującym widokiem były te majtki z wizerunkiem misia, nie do uwierzenia było, że Irokez był aż tak bezmyślny, żeby pokazać je publicznie.

– Irokezie…

Co za jednokomórkowiec.

Kiedy Kyousuke powstrzymywał się, aby nie powiedzieć tego na głos, Irokez rzucił: – Hoho. Wybacz, ale Kurumiyusia jest moją kobietą. Spróbuj chociaż do niej uderzyć, a wymażę cię z powierzchni tego świata! Zdaje się, że to mnie wszyscy zazdroszczą! Jahaha!

– Hmm? S–Serio? Cóż, jak by to... Powodzenia. Ha… Hahaha – odpowiedział Kyousuke, wymuszając śmiech, a potem po cichu odsunął się od Kurumiyi.

Ta miała zwieszoną głowę, trzęsły się jej ramiona, a w dodatku emitowała niebezpieczną aurę, która przypominała uchodzącą z niej mroczną energię – co wyglądało prawie tak, jakby ze złości ogarnęły ją czarne płomienie.

– Niby… Kiedy… Zostałam twoją kobietą… Śmieciu… Co?! – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Irokez, który być może nie dostrzegł jej reakcji, założył jej różowe majteczki z misiem na głowę, zacisnął dłoń na łańcuchu kuli i uniósł jednotonowy ciężar nad ziemię.

– Dzisiaj, Kurumiyusiu, za to wszystko, co zrobiłaś, będę się tobą bawić, aż przestaniesz się ruszać. Pokażę ci moją prawdziwą siłę! I jak, już się we mnie zakochałaś?! Jahahahaha! – Irokez rzucił się z krzykiem do przodu.

Zrobił zamach nad głową, a potem wyprowadził atak kulą prosto przed siebie.

– …

W przeciwieństwie do niego Kurumiya zachowała całkowitą ciszę. Stała w miejscu ze zwieszonymi rękoma.

Kiedy stalowa kula była już tuż przy jej twarzy, czemu towarzyszył dobiegający zza niej śmiech…

– Giiiiiiiiiiiń!

Otworzyła oczy i rurą trzymaną w prawej ręce uderzyła w stalową kulę, która rozpadła się na kawałki, czemu towarzyszył głośny dźwięk zderzania się metali.

– He?

Stalowa rura w lewej ręce powędrowała prosto w zaskoczoną twarz Irokeza.

– Jaaaaaaaah?!

Został odrzucony w tył, w miejsce, gdzie leżała Renko. Uderzył głową w metalowe ogrodzenie i upadł na ziemię. Jego nieruchome ciało zadrgało, oczy na pobitej, przypominającej mozaikę twarzy wywinęły się do góry i przestał się ruszać.

– Hmph, w końcu się uspokoił. Co za utrapienie… Ale myślisz, że to wystarczy, żebym ci wybaczyła? Już mniejsza o tamtą stalową kulę, ukradłeś moje bojowe majteczki… Chyba będziemy musieli spędzić caluśką noc na zabawie.

Kurumiya, idąc w stronę Irokeza, kopnęła fragment stalowej kuli.

W pewnym momencie stalowe rury zniknęły z jej rąk, ale Kyousuke nie widział, skąd je wyjęła ani gdzie je później schowała.

Natomiast po raz kolejny przekonał się, jaką przerażającą osobą była, wliczając w to fakt, że traktowała majtki z misiem jako swoją zwycięską bieliznę.

– Ej, Kamiya. Potraktuj sprzątanie tu jako prace karne. Wracam do siebie. W końcu po założeniu Renko blokady będę musiała zająć się jeszcze tą tępą świnią.

Podnosząc Renko w prawej, a Irokeza w lewej ręce, uniosła też leżącą na ziemi maskę dziewczyny i rzuciła ją w stronę Kyousuke.

– Renko Hikawa, która nie jest zdolna do niczego innego poza zabijaniem, Eiri Akabane, która nie może nikogo zabić, i Maina Igarashi, która już nie może zabijać. Wszystkie są, tak jak ty, wadliwym produktem i prawdziwym utrapieniem, ale także profesjonalistkami, których talenty należy pozyskać. Użyję cię do naprostowania. Kuku… Oczywiście ciebie też, zwykłego Kyousuke Kamiyę, przy użyciu odpowiednich środków wyszkolimy na wspaniałego zabójcę.

Kurumiya uśmiechała się, mrużąc oczy, Kyousuke natomiast wykrzyczał:

– Pieprz się! Nie zostanę żadnym mordercą! Nie zabiję ani nie dam się zabić! W żadnym razie! Nieważne, co by się działo! Będę się opierać do samego końca! Nie myśl sobie, że tak łatwo przerobisz mnie na mordercę tą twoją dyscypliną!

Widok płomieni w jego oczach ucieszył Kurumiyę.

– Ho? To dopiero deklaracja. No spróbuj, opieraj się, jak tylko potrafisz, jeśli myślisz, że to wytrzymasz. Jednak, kukuku… Niech będzie. Jeśli przetrwasz cały cykl nauczania Zakładu Poprawczego Czyściec, całe te trzy lata, i do ceremonii zakończenia szkoły nikogo nie zabijesz, to pozwolę ci wrócić do społeczeństwa. Zostaniesz także całkowicie oczyszczony z postawionych ci zarzutów.

– Naprawdę?!

– Oczywiście. Już nie pamiętasz, co powiedziałam? Zawsze mówię prawdę. Nieważne, jak twarda jest bryła metalu, nie da się go użyć przed przetopieniem. Przekonam dyrektora do wszystkiego. Powodzenia w spełnieniu tego życzenia… Ale zdajesz sobie sprawę, że trzy lata to bardzo długo? Przekonajmy się, czy ci się to uda. Kukuku…

– Proszę bardzo. Przetrwam to, choćby nie wiem co. Muszę wytrzymać! - rzucił Kyousuke, kiedy nauczycielka zniknęła już za drzwiami.

Zacisnął zęby i złożył dłonie w pięści, tak mocno, że aż strzeliły mu kości.

Znajdował się w, łagodnie mówiąc, nieciekawej sytuacji, jednak mimo to, dostrzegając słaby promyk nadziei, dał radę zebrać w sobie siłę i złożyć przysięgę:

Nie poddam się. Tym razem wrócę do domu dużo później, ale… Ayaka, czekaj na mnie – pomyślał, patrząc w górę, gdzie czerwona barwa zachodzącego słońca przechodziła już w ciemnoniebieski kolor nocnego nieba.

Daleko od niego, w miejscu, za którym tęsknił, Ayaka także na pewno patrzyła w niebo…



  1. Ton głosu używany w Death Metalu


Po szkole – Outroduction[edit]

Następnego dnia w gabinecie pielęgniarki rozległ się krzyk Mainy:

– Cooo?! Kyousuke nikogo nie zabił? Naprawdę nikogo nie zabił?!

– Nie tak głośno! Ciszej, ciszej!

– Co będzie, jeśli ktoś cię usłyszy?! W dodatku celowo to powtórzy... Auć!

Eiri krzyknęła razem z Kyousuke, ale w pewnym momencie złapała się za żebra i skrzywiła z bólu.

Siedząca na skraju łóżka dziewczyna miała na sobie dres w paski. Jej zwykle związane w kucyk rdzawoczerwone włosy były rozpuszczone, a normalnie nieokazująca emocji twarz wykrzywiona z cierpienia.

– Eiruś, nic ci nie jest?!

– He? Ach, to nic takiego. Naprawdę... Tylko się uspokój, dobrze? – kiedy Maina pochyliła się w jej stronę, Eiri odsunęła się wystraszona.

Cała była poraniona. Twarz miała w plastrach, a inne części ciała owinięte w bandaże. Był to naprawdę bolesny widok.

Osoba, która doprowadziła ją do tego stanu, kłaniała się przed nią, przepraszając.

– Uuuu... Przepraszam! Naprawdę starałam się jak najszybciej sprowadzić pomoc... Auau. Ale... Tak wiele błędów... To i to...

– To nic takiego, naprawdę. Nie musisz się martwić. W końcu to pryszcz w porównaniu do żeber połamanych przez Renko, prawda? Chociaż kilka razy mnie upuściłaś, pogarszając pewnie mój stan... Nie, raczej na pewno go pogorszyłaś. W każdym razie nie przeszkadza mi to, więc się już nie martw. I nie zbliżaj się do mnie, aż wyzdrowieję, dobra?

– Przepraszam, rozumiem – słysząc wyjaśnienia Eiri, w których starała się uważać na słowa, Maina zwiesiła ramiona.

Nie było w tym nic dziwnego. Niesamowicie niezdarna Maina, prowadząc Eiri do pielęgniarki, zaliczyła po drodze kilka wypadków, przez co ranna odniosła dodatkowe obrażenia.

Kyousuke czuł się trochę winny za powierzenie jej Mainie.

– Ech – westchnęła Eiri na widok zwieszonych głów pozostałej dwójki. – Poza tym to nie ma żadnego znaczenia. Wróćmy do tematu Kyousuke.

– Nie, owszem, ma, ale racja. Wróćmy do tematu.

Kyousuke po usłyszeniu szorstkich, jednak jednocześnie uprzejmych słów uśmiechnął się, a potem odchrząknął.

– Innymi słowy, zabicie tych dwunastu osób było fałszywymi oskarżeniami. Jestem zwykłą osobą, po prostu walczę trochę lepiej niż inni.

– Tak, tak, oczywiście. Zwłaszcza to "trochę" brzmi wiarygodnie.

– Właśnie. Kyousuke, nie jesteś zwykłą osobą... Tylko wyjątkowo silną zwykłą osobą! Kimś będącym ponad innymi, dla którego ludzie to zwykłe gówna[1].

Po tym, jak dziewczyny z miejsca poddały jego słowa w wątpliwość, Kyousuke zwiesił głowę i zacisnął dłoń w pięść.

Po głowie krążyła mu obietnica dotycząca ukończenia szkoły, jaką złożyła mu Kurumiya.

– Wcale nie jestem silny. Może i przewyższam siłą normalne osoby, ale już tyle razy moje życie wisiało tu na włosku, że wątpię, abym dał radę przetrwać te trzy lata. Jednak...

Kyousuke zamilkł i spojrzał na twarze dziewczyn.

Spotkał je w Zakładzie Poprawczym Czyściec, ale były jego przyjaciółkami i mógł im zaufać.

– Dam radę jedynie dzięki waszej pomocy. Oczywiście ja też użyczę wam mojej siły i obronię, choćby nawet niebo waliło się nam na głowy. Dlatego proszę, pomóżcie mi! – mówiąc to, skłonił się ku dziewczynom.

Już wiele razy na nich polegał i musiał po raz kolejny powierzyć się w ich ręce.

– He? – rzuciła zaskoczona Eiri, widząc składany jej pokłon. – Kyousuke, to głupie... Po co w ogóle mówić coś takiego? Przecież to oczywiste.

– Właśnie! Właśnie! Wszystko ci się obróciło! To ty nam ciągle jedynie pomagasz. Dlatego chciałabym stać się twoją siłą. Nawet jeśli jestem całkowicie bezużyteczna.

Maina także wyraziła chęć wsparcia – chociaż pomyliła przy tym słowa pokręcić i obrócić, ale to akurat nie ma znaczenia.

Kyousuke wzruszony ich nastawieniem przetarł oczy i spojrzał w górę.

– Dziękuję. Jesteście naprawdę wspaniałe. Hmm?

W tym momencie chłopak dostrzegł przez uchylone drzwi czarną maskę przeciwgazową.Kiedy dziewczyny spojrzały w tamtą stronę, natychmiast zniknęła.

– ...? – Eiri i Maina zrobiły zdziwione miny.

Kyousuke uśmiechnął się chytrze i krzyknął: – Ej, Renko, czemu tak się ukrywasz? No, wchodź.

Jednak dziewczyna się powstrzymała.

Najwidoczniej musiała wstydzić się za to, co zrobiła.

Szloch. – Ale na pewno na mnie nakrzyczysz, a potem weźmiesz mnie siłą...

– Chwilunia! Za kogo ty mnie bierzesz? Nic ci nie zrobię, więc wchodź już do środka!

– Ale jesteś zły. Nienawidzisz mnie? Widziałeś, jaka jestem naprawdę, więc nie może być inaczej... – Szloch.

Sądząc po jej głosie, musiała chodzić w kółko po korytarzu.

Kiedy Kyousuke się zamyślił, Eiri strzeliła językiem, położyła rękę na specjalnym bandażu, który utrzymywał żebra na właściwym miejscu, przez co jej piersi wydawały się jeszcze mniejsze, i zawiesiła spojrzenie na drzwiach.

To ona najbardziej ucierpiała podczas incydentu z Renko.

Doznała wstrząsu, miała obrażenia wewnętrzne i kilka zewnętrznych ran oraz złamane żebra – dojście do zdrowia powinno zająć jej przynajmniej miesiąc.

Przy okazji Kyousuke, który miał być główną ofiarą, doznał jedynie lekkich urazów, co Eiri skwitowała pytaniem, czy w ogóle jest człowiekiem, i nakrzyczała na niego z kilku innych powodów.

Nietrudno było sobie wyobrazić, co czuła teraz do Renko.

Dosłownie biła od niej oślepiająca aura poirytowania.

– Tak się skrada... To nie do zniesienia. Jeśli uważasz, że źle zrobiłaś, to wchodź i przeproś prosto w oczy. Takie podejście działa mi na nerwy.

Po ostrych słowach Eiri zza drzwi wyłoniła się do połowy maska przeciwgazowa.

– Nie uważam, abym źle zrobiła, więc nawet nie pomyślałam o przeprosinach. W końcu taka właśnie jestem naprawdę. Gdybym przeprosiła, byłoby to równoznaczne z zaprzeczeniem mojej egzystencji. Ale wy tego nie zaakceptujecie, prawda? Znienawidzicie mnie? Nie chcę, żebyście mnie nienawidzili... Chociaż wiem, że i tak się to skończy. Boję się stawić czoła takiej rzeczywistości, dlatego...

– Dlatego tak się zakradasz i ukrywasz? Powtórzę się, twoje nastawienie działa mi na nerwy. Jeśli nie chcesz przepraszać, to tego nie rób. Powiedz to tylko prosto w twarz. Wiesz, że cię znienawidzimy? Nie tobie decydować o takich rzeczach.

Po usłyszeniu słów Eiri Renko zaczęła się wahać.

W tym momencie padło na nią zdecydowane spojrzenie Mainy.

– Ale Kyousuke już nam to wyjaśnił. Po zdjęciu maski Rencia stanie się... Nie będzie mogła żyć bez zabijania. To trochę przypomina moją niezdarność. Nie wiem, czy można uznać to za coś nieuniknionego, czy po prostu przestajesz mieć wybór... Zaakceptowałaś mnie po dowiedzeniu się o mojej niezdarności, prawda? Dlatego nie będę cię nienawidzić za coś takiego!

– Maina... – po tej szczerej deklaracji Renko wychyliła się jeszcze bardziej.

Widząc, że nawet po czymś takim dziewczyna nie chce wejść do środka, Kyousuke podrapał się po głowie.

– Poza tym póki nosisz maskę, nic się nie stanie, prawda? Chociaż kiedy jesteś bez niej, lepiej się do ciebie nie zbliżać... Ale tu chodzi raczej o zagrożenie, nie o nienawiść. Widziałaś kiedyś lwy? Nie czuję do nich nienawiści, ale wiem, że mnie zaatakują, jeśli się do nich zbliżę. Podobna sytuacja, nie uważasz? Nie jestem na ciebie zły o to, co się stało, więc wchodź już do środka.

Widząc, że Kyousuke ją zachęca, Renko z wahaniem wychyliła się przez drzwi.

– Oooooo... A–Ale...

– Żadnego ale. Sama wiedza o niezdarności Mainy pozwala nam jakoś sobie z nią poradzić. Czy nie powiedziałaś czegoś takiego po tym, jak po raz pierwszy się do niej przekonałaś? Na tej samej zasadzie wiemy już, jakie zagrożenie stanowisz ty. Żadne z nas się na ciebie nie gniewa. Renko, wiesz, że wczoraj wszyscy czekaliśmy, aż przyjdziesz?

Renko nagle znieruchomiała.

W milczeniu spojrzała najpierw na Kyousuke, potem na Eiri i Mainę.

Chłopak uśmiechnął się chytrze, pierwsza z dziewczyn wzruszyła ramionami, a druga zrobiła wesołą minę.

Chwilę później...

– Ueeeeeeeeeee!

Renko pchnęła drzwi i wbiegła do środka.

– Dziękuję... Naprawdę wam dziękuję! – Szloch, szooko.

Objęła mocno całą trójkę.

– Auu! Głupia, to boli! – w oczach krzyczącej Eiri pojawiły się łzy. Odpychając od siebie Renko, dodała jeszcze: – A żebyś tak zdechła! – po czym zasłoniła klatkę piersiową.

– Uaaa... Renciu, nie płacz – po wypowiedzeniu tych słów Maina sama zalała się łzami i objęła mocno Renko.

– A ja o mało nie zginąłem z rąk tej dziewczyny – powiedział Kyousuke, głaskając ją po plecach.

Z jakiegoś powodu nie był na nią zły. Może to czaiło się gdzieś w głębi jego serca, ale ku własnemu zaskoczeniu czuł do niej głównie sympatię.

Miała tak ciepłą i niewinną osobowość, że po prostu nie mógł się na nią gniewać.

Poza tym taka wspaniała dziewczyna (w dodatku naprawdę piękna bez maski) szalała na jego punkcie, co mogło być kolejnym z powodów, dla których po prostu nie potrafił jej znienawidzić.

– Kyousuke, daj mi trochę czasu. Z pewnością cię w sobie rozkocham – wyszeptała mu zalotnie do ucha.

Przez tę nagłą deklarację serce chłopaka zabiło szybciej, jednak po kolejnych słowach dziewczyny nagle się zatrzymało.

– A kiedy już się we mnie zakochasz, to cię zabiję, dobrze? – Łuusz. – Oczywiście nie czuję teraz żądzy krwi, ale... Mimo to i tak jestem Urodzonym Mordercą. Najpierw cię poharatam, a potem zabiję. Nie martw się, nie dam nikomu innemu cię tknąć. Będę cię bronić i nie pozwolę nikomu innemu cię zabić... To ja cię zabiję. Twoje serce należy tylko do mnie.

– ...

Czyli... Tak wygląda moja sytuacja?

Renko będzie go broniła, aby móc sama go zabić.

Zginie, jak tylko się w niej zakocha. Innymi słowy...

– Posunę się do wszystkiego, aby cię w sobie rozkochać. – Łuusz.

Śmiejąc się zalotnie, przycisnęła do niego swoje piersi.

Kyousuke poczuł zupełnie niegroźne, jednak w jego sytuacji niezwykle niebezpieczne przeczucie.

Posunie się do wszystkiego?

– Zdobędę cię, Nawet gdybym miała zrobić to czy to, a nawet "tooo"! Mogę zdjąć maskę? W końcu i tak nie jestem w stanie cię zabić. Pozwól, proszę, a wtedy następne będą moje ubrania. A kiedy pozbędę się wszystkich, pozwolę ci zrobić ze mną, co tylko zechcesz!

– Co... Takiego?

Łuusz.

Słysząc, jak dziewczyna go kusi, przełknął ślinę.

Dla wciąż dojrzewającego Kyousuke coś takiego z pewnością wystarczyłoby, żeby się w niej zakochał, i to bez względu na to, jak bardzo jego racjonalny umysł by się temu sprzeciwiał.

– No już, już, dosyć tego. Dotykasz nosem jego twarzy. Puść go.

Eiri się wtrąciła, rozdzielając Kyousuke i Renko.

– Ahaaaaa – wydała z siebie niezadowolona dziewczyna. – Eiri, tobie też Kyousuke wpadł w oko? W takim razie jesteśmy rywalkami!

– He? Nic z tych rzeczy. Kyousuke mnie nie interesuje. W ogóle. Nawet odrobinkę.

–Tak? W takim razie możesz się nie wtrącać? Cóż, nawet gdybyśmy o niego walczyły, wynik i tak byłby oczywisty. W końcu różnica w naszych figurach jest aż nazbyt widoczna. – Łuusz.

– Hee?! Chcesz mnie sprowokować?! Poza tym to nie tak, że irytuje mnie, jak się do niego kleisz tuż przed moim nosem. To po prostu działa mi na ner… Auć!

– Ałałałała… P–Proszę, uspokójcie się! S–Spokojnie… Proszę, uspokójcie się.. Auau… Wiem, se Kyousuke jest doblą partią, łale…

Podczas gdy pomiędzy Renko i Eiri ponownie iskrzyło, Maina po raz kolejny zaczęła seplenić.

Kyousuke na początku przyglądał się temu ze strachem, ale w końcu zaczął się śmiać.

Kurumiya powiedziała, że w Zakładzie Poprawczym Czyściec, gdzie zebrano skazanych za morderstwo, trzy lata to bardzo długo.

Wątpił, czy przetrwałby nawet jeden rok, nie mówiąc już o trzech, gdyby był sam.

W końcu otaczali go szaleńcy, więc samemu trudno byłoby mu zachować zmysły.

Jednak teraz…

Jeśli będę trzymać z tymi dziewczynami, może nawet nie zauważę, kiedy miną te trzy lata.

Kyousuke był tego absolutnie pewny.


  1. Nawiązanie do piosenki Slipknota „People = Shit”


Lekcje dodatkowe – Secret Track[edit]

O 2 nad ranem w ciemnym pokoju, oświetlonym jedynie przez jasnoniebieskie światło księżyca wpadające przez okno, na łóżku, które straciło swojego właściciela, siedziała dziewczyna wpatrzona w nocne niebo.

– Braciszku… – wyszeptała.

Usta tej wychudzonej postaci były wyschnięte, a na jej bladej jak ściana twarzy widać było ślady po łzach.

Oczy natomiast wydawały się czarne jak smoła, nie dało się w nich dostrzec żadnych emocji, jakby wszelkie uczucia opuściły ją wraz z potokiem łez.

– Tak bardzo za tobą tęsknię – wyszeptała wyczerpanym głosem.

W jej oczach pojawiła się kolejna łza.

Popadła w tak wielką rozpacz i nie mogła przestać płakać, ponieważ nagle straciła członka swojej rodziny.

Szloch, szloch, szloch, szloch, szloch, szloch, szloch…

Szlochając, dziewczyna przystawiła sobie ręcznik do twarzy i go powąchała.

Wciąż był na nim wyczuwalny słaby zapach jej brata, dlatego zaczęła łapczywie wąchać.

Węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu, węchu.

Jednak to jej nie wystarczyło. W żadnym razie. Nie było w stanie jej zadowolić.

Chciała wszystkiego.

Zapachu jej brata, jego ciepła, jego słów, uśmiechu, dobroci, wszystkiego.

Dlatego ręcznik jej nie wystarczał, po prostu nie był w stanie jej zadowolić. Nie mogła znieść nawet kolejnej sekundy rozłąki. Kiedy zaś ten zapach i wszystkie ślady po nim w pokoju, a potem w domu, całkowicie znikną, na pewno nie da rady.

Tak samo jak ryba nie potrafi przetrwać bez wody, ludzie bez tlenu, a narkomani bez środka, od którego są uzależnieni, ona wymagała do życia obecności swojego brata.

Dlatego…

– Nie mogę tak siedzieć…

Dziewczyna odsunęła od twarzy ręcznik służący jej za oparcie psychiczne i spojrzała na niebo.

Chłodne światło księżyca oświetlało twarz Ayaki, na której nagle pojawił się uśmiech.

Powiedziała radosnym, łagodnym głosem: – Braciszku… W miejscu, gdzie jesteś, też patrzysz na niebo? Nie wiem gdzie… Ale poczekasz na mnie? Niedługo tam będę, przy tobie, braciszku… Zrobię wszystko, co będzie konieczne.

Z oczu Ayaki jeszcze nigdy nie bił tak jasny blask zdecydowania.

Jej brat, Kyousuke, nie zdawał sobie sprawy z przerażającej decyzji, jaką podjęła.

Jeszcze nie…


Posłowie – Mistrz ceremonii[edit]

Dziękuję za wybranie tej książki spośród niezliczonej ilości innych tytułów.

Miło mi, nazywam się Mizuki Mizushiro, a to moja debiutancka praca, która wygrała 14 edycję konkursu Enterbrain Entertainment Awards.

Chociaż motywem przewodnim tej opowieści jest dość egzotyczne "wszyscy w klasie są mordercami", jest to komedia romantyczna i dziewczyny mają okazję zabłysnąć dzięki temu, że kontroluję poziom przemocy... Przynajmniej na razie. Fufu.

Ponieważ miejsce akcji także jest nietypowe, mogę pokazać wydarzenia, jakich próżno szukać w standardowych seriach tego typu. Dla przykładu zielona szkoła/więzienie, egzamin końcowy/śmierci czy festyn/katastrofa kulturalna.

No dobrze, pora na strumień podziękowań. Panu Gibu (mojemu edytorowi), panu Namanie (mojemu ilustratorowi), Musicago Graphics (odpowiadało za oprawę graficzną), działowi reklamy, sędziom, przyjaciołom, rodzinie, krewnym, rywalom i wszystkim innym osobom, dzięki którym ta książka ujrzała światło dzienne: serdecznie dziękuję.

Jestem wam naprawdę wdzięczny, jednak przez ograniczoną ilość miejsca muszę to wyrazić jedynie w tak streszczony sposób. Zresztą nadarzy się jeszcze wiele okazji do wyrażenia mojej wdzięczności. Muszę jeszcze podziękować...

Tobie - osobie, która kupiła tę książkę. Naprawdę dziękuję!


Mizuki Mizushiro ~podczas pisania słuchający Slipknota~



Wróć do strony głównej