Psycho Love Comedy PL: Tom 2 Rozdział 2

From Baka-Tsuki
Revision as of 09:43, 18 July 2015 by Sacredus (talk | contribs)
(diff) ← Older revision | Latest revision (diff) | Newer revision → (diff)
Jump to navigation Jump to search

Dzień 2 Czyściec – Koniec spokoju, początek kłopotów / "Unbreakable Breakdown"[edit]

04:30 Pobudka

05:00 Poranne prace karne

09:30 Pakowanie bagaży i sprzątanie

Wasze cele i serca mają być czystsze niż przed dotarciem tutaj!

10:40 Gotowanie w plenerze

Spróbujcie tylko kogoś zranić, a skończycie jako składnik curry.

14:00 Spacer pośród morza drzew

Nie wahajcie się popełnić samobójstwa, jeśli chcecie.[1]

16:30 Konkurs łapania piranii

19:30 Przyprawiający o zawał test odwagi

Uważajcie, żeby samemu nie zmienić się w ducha.

20:30 Wielka zabawa w mieszanej kąpieli

22:00 Wyłączenie świateł

PsyCome V2 137.jpg


Nadszedł poranek drugiego dnia, równie słoneczny jak poprzedni.

Tuż po pobudce na uczniów czekały prace karne na świeżym powietrzu. W ich skład wchodziły: zbieranie śmieci z lasu, pranie ubrań przy wodospadzie, pielenie urwiska podczas wspinaczki, naprawa mostów linowych nad rzekami i masowanie nóg Kurumii. Dopiero po ich zakończeniu przyszedł czas na śniadanie, które stanowiły wczorajsze resztki.

W porównaniu z nimi menu nauczycieli i komitetu dyscyplinarnego...

– Witajcie, pierwszoklasiści. Dziękuję za trud, jaki włożyliście w prace karne.

Uśmiechając się promiennie, Syamaya podeszła do Kyousuke i postawiła na stole trzymany w ręku porcelanowy talerz.

Spoczywały na nim świeżo upieczone rogaliki, na wpół usmażony omlet i sałatka z szynką, co było dość wytrawnym połączeniem.

Takie luksusowe jedzenie bazujące na zachodniej kuchni serwowano w formie bufetu na białym stole w kształcie krzyża.

Oczywiście żaden z pierwszoklasistów nie mógł tknąć tego nawet palcem.

– W-Wygląda na smaczne. – Kiedy Maina wypowiadała te słowa, z jej łyżki spadło coś przypominającego ryż, a Kyousuke zaburczało głośno w brzuchu.

– Oj, ojoj. Młoda damo, mogę się do ciebie przysiąść?

Syamaya uśmiechnęła się i usiadła obok Mainy, naprzeciw Kyousuke.

Ten siedział pomiędzy Renko i Eiri, które już od samego rana prowadziły dysputę na temat wielkości biustu.

Co prawda, obie zerknęły na dziewczynę, która do nich dołączyła, ale natychmiast wróciły do swojej rozmowy, jakby nic się nie stało.

Syamaya powiedziała ze spiętą miną: – S–Sądziłam, że przyjemniej mnie przywitacie... Cóż, nieważne. – Wzięła elegancki łyk cappuccino, a potem zwróciła się do wystraszonej Mainy: – Przy okazji, wciąż o to nie spytałam. Mogę wiedzieć, jak się nazywasz?

– Eeeeee?! A, t–tak... Mainya Igarachi.

– Mainya Igarachi, naprawdę słodkie imię. Ufufu.

– Eeee?! N–Nyie... Myai... Minima... Maniya Igarachi... Maina Igarashi! Auau.

– Oj, rozumiem. Najmocniej przepraszam. Przy okazji, dobrze się czujesz? Chyba masz problem z płynnym wysłowieniem się.

– Podobnie jak ty z myśleniem.

– Co proszę?

– Nic.

Syamaya rzuciła Eiri ostre spojrzenie, która zdążyła już odwrócić wzrok.

Po chwili odchrząknęła i wróciła do rozmowy: – Kamiya, powiedz, dobrze ci się spało? Dla mnie było niezwykle gorąco i bez przerwy się budziłam. Przez to moja skóra...

– Hej, hej, hej, hej, Kyousuke! Spójrz na moją skórę na twarzy! Nawet bez makijażu ślicznie wygląda, prawda? – Łuusz. – W przeciwieństwie do pewnej starszej dziewczyny jest delikatna i gładka jak u niemowlęcia! Kyousuke, pochwal mnieeee...

– To nie ma żadnego znaczenia, bo zasłania ją maska! Mówiłaś coś o malutkim dziecku? Chyba chodziło ci o twój poziom mentalny, prawda? – Syamaya z uśmiechem odpowiedziała Renko, a potem, zgrzytając zębami, wbiła widelec w parówkę, co przeraziło Mainę.

– ... – Kyousuke także się wystraszył, jednak raczej z tego powodu, że w oczach Renko i Eiri nie było w ogóle widać blasku. Przypomniał sobie także, co takiego Mordercza Księżniczka zrobiła poprzedniej nocy. – H–Hej, nie powinnyście traktować tak starszej koleżanki.

– Uśmiech.

– Pieprzyć uśmiech.

– Eiri, zobacz, piersi!

– Zaraz cię zabiję.

– Kyousuke, zobacz, piersi!

– Skończ z tymi piersiami... I nie przystawiaj ich do mnie!

– A weźcie w końcu zdechnijcie.

Widząc, że grupka Kyousuke zachowuje się jak dzieci, Syamaya westchnęła, spojrzała na Mainę i zaczęła mówić do niej jak matka pouczająca córkę: – Nieważne. Posłuchaj, Igarashi. Masz nie stać się taka jak oni, rozumiesz? Jesteś dobrą dziewczynką, więc postaraj się, aby ich niewłaściwe zachowanie na ciebie nie wpłynęło.

– Dobrze... Dz–Dziękuję bardzo.

– Proszę, nie wahaj się przyjść do mnie, jeśli będą cię trapić jakieś problemy, dobrze? – Syamaya z promiennym uśmiechem na twarzy pogłaskała Mainę po głowie.

Najwyraźniej postanowiła skupić się na niej, całkowicie ignorując Renko i Eiri.

Chociaż obecność Syamai na początku przerażała Mainę, szybko poczuła się pewniej przy tej sprawiającej wrażenie delikatnej oraz miłej dziewczynie i już po skończeniu jedzenia radośnie ze sobą gawędziły.

– Naprawdę? Kiedy prałaś pod wodospadem, nagle pojawił się wielki krokodyl? Bez wątpienia okropne przeżycie. To z pewnością był jeden z przyjaciół pana Busujimy. Nic ci się nie stało?

– Nie, ale zjadł moje pranie. Łącznie z bielizną.

– Ojej. Nie martw się, wszyscy popełniają błędy. Nie załamuj się z tego powodu, dobrze? Zaakceptuj swoją karę i wyciągnij wnioski. Po wielu niepowodzeniach i sesjach dyscyplinowania... Ważne, żeby uczyć się na błędach.

– Eeeee.... Nie zostałam jeszcze ukarana. To znaczy, że mnie to nie minie?

– Nie mam pewności. W końcu część odpowiedzialności za to spada na pana Busujimę, więc jeśli ta bielizna nie była w misie, nie powinnaś mieć żadnych problemów.

– E? Nosisz takie majteczki, droga koleżanko?

– W żadnym razie! Przecież to totalne bezguście!

– Co nazywasz bezguściem, Syamaya? – Zza pleców dziewczyny dobiegł dziecięcy głos.

Syamaya zbladła, zastygła bez ruchu z jogurtem na łyżeczce uniesionej w powietrze, a potem powoli się odwróciła...

– Och, p–pani Kurumiya?! T–To nie o to chodziło... Nie o to chodziło!

– Hooo? A więc o co? Chciałabym się dowiedzieć. Chodź no tu!

– Nieeeeeeeeeee!

Kurumiya złapała Syamayę za tył kołnierzyka i zaczęła ja za niego ciągnąć.

Widząc, jak dziewczyna krzycząca "Nie o to chodziło! Nie o to chodziło!" jest odciągana w jakieś nieznane miejsce, Renko się zaśmiała.

Szooko. – Maina, dobra robota. Nie mogę w to uwierzyć. Udawałaś, że ją polubiłaś, a kiedy tylko przestała uważać... Trach! Dźgnęłaś ją prosto w serce! Rety, co za chytry plan.

– Co?! N–Nie, nie, nie, nie, to nie tak! Ja tylko... Auau.

– Nieważne, czy to zaplanowałaś, grunt, że wyszło naprawdę przednio. Wystarczy mi sam fakt, że przejdzie porządną sesję dyscyplinowania.

– N–Nie... Syamaya... Ale, cóż...

Jeśli w wieku ponad dwudziestu lat nadal nosi się majtki w misie, bez cienia wątpliwości jest to totalne bezguście. Nawet jeśli wygląda się jak dziecko – pomyślał Kyousuke, zgadzając się z Syamayą i jednocześnie jej współczując.


× × ×


– Fiu... Nareszcie koniec.

Po śniadaniu Kyousuke, wycierając pot z czoła, przejechał wzrokiem po swojej posprzątanej celi oraz spakowanym bagażu. Później wyciągnął z torby broszurkę, usiadł na łóżku i zaczął przeglądać ulotkę.

Jego uwagę od razu przykuło "Pakowanie bagaży i sprzątanie". Zakład Otwarty miał trwać trzy dni i dwie noce, więc będą jeszcze korzystać z tych pokoi, dlatego dopisek "czystsze niż przed waszym przybyciem" był co najmniej nie na miejscu.

Nie powinniśmy sprzątać tuż przed opuszczeniem tego ośrodka? – Kiedy Kyousuke zastanawiał się nad tym, przeglądając broszurkę...

– Kyousuke?

Chłopak spojrzał w stronę wejścia, skąd dobiegło to zadane ostrożnym głosem pytanie.

Przy kratach stała piękna dziewczyna o rdzawoczerwonych włosach ze zwieszoną głową.

– Ej, Eiri. Co jest? Skończyłaś wcześniej sprzątać i masz trochę wolnego czasu?

– Hmmm... No... Tak? Ty chyba też masz to już za sobą. – Po udzieleniu odpowiedzi otworzyła drzwi.

Miała dziwną minę, zupełnie jakby do czegoś się zmuszała.

– Czemu jesteś taka zła?

– Zajmij się swoimi sprawami.

Eiri podeszła szybko do zdziwionego Kyousuke.

– ...

Dziewczyna usiadła obok niego na łóżku.

– ...

– ...

– Eiri?

– Co?

– Nic, naprawdę... Jak to powiedzieć... Eee...

Blisko... Za blisko. – Ich ramiona prawie się stykały.

Siedząc obok niego, milcząca Eiri wpatrywała się w ziemię i tupała stopą o podłogę.

Była to dość niezręczna sytuacja, jednak Kyousuke mógł jedynie cierpliwie czekać, aż sama zacznie rozmowę.

Parę chwil później dziewczyna zrobiła minę, jakby podjęła jakąś decyzję. Wzięła głęboki oddech i powiedziała:

– Kyousuke, przepraszam – wydusiła z siebie słabym głosem, co strasznie zaskoczyło Kyousuke.

Zauważył, że wpatrująca się w ziemię dziewczyna wygląda, jakby w każdej chwili mogła się rozpłakać.

– Wybacz... Ale o co chodzi? Nie przychodzi mi do głowy nic, za co miałabyś przepraszać.

– To nic takiego.

– To nie pomaga...

– Przepraszam...

– To też nie...

– ...

– ...

– Eeee... Eiri?

Ta odwróciła głowę, po czym ponownie zapanowała martwa cisza, a Kyousuke zaczął panikować, bo nie miał pojęcia, co robić.

– Przepraszam za takie negatywne nastawienie – wydusiła z siebie. Spojrzała na podłogę i powiedziała do zdziwionego chłopaka: – Zawsze jestem taka ostra… Przepraszam. Cały czas powtarzam sobie, żeby być milszą, ale im więcej o tym myślę, tym bardziej dokuczliwa się staję… A że ostatnio jestem taka cały czas, zostawiam po sobie jedynie złe wspomnienia. Nie wspieram cię, mimo że wiem, jaka twoja obecna sytuacja jest dla ciebie ciężka. Chociaż zdaję sobie sprawę, że to niewłaściwe, ciągle przysparzam ci dodatkowych kłopotów, tracąc nerwy przez głupoty… Tak bardzo przepraszam!

– Eiri...

Mówiła słabym głosem, co zupełnie do niej nie pasowało.

Po wysłuchaniu jej słów w sercu Kyousuke zrodziło się dziwne uczucie będące mieszanką szczęścia, skrępowania i gniewu.

Kiedy siedząca obok niego dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści i zagryzła wargi, Kyousuke powiedział:

– To ja powinienem cię przeprosić. W ogóle nie zauważyłem, że myślisz o takich rzeczach... Tak naprawdę to ja tobie jedynie przysparzam kłopotów. Poza tym tobie, Eiri, na pewno jest równie ciężko co mnie... Chcę cię wspierać tak bardzo jak ty mnie.

– Kyousuke...

Eiri na niego spojrzała, a on zawiesił wzrok na jej pełnych wahania czerwonych oczach.

– Poza tym moim zdaniem wcale nie musisz starać się być milszą. Zresztą takie zmienianie się na siłę mogłoby nie wyjść ci na dobre. Powinnaś zostać po prostu sobą i nie zaprzątać sobie głowy takimi sprawami.

– ...

Z jakiegoś powodu Eiri zamilkła, zagryzła wargi i ponownie wbiła wzrok w podłogę. Kyousuke usłyszał jedynie dochodzące od niej:

– Kyousuke... Ale ty wolisz delikatne dziewczyny jak Syamaya, prawda?

Że co?

Chłopak wlepił spojrzenie w bok twarzy Eiri.

Tupała obcasem w podłogę, a na jej twarzy był widoczny drobny rumieniec.

– Co? J–Jeśli o to pytasz... Innymi słowy...

– Nie zrozum tego źle.

Eiri spojrzała przez na wpół otwarte powieki na zaczynającego wyobrażać sobie różne rzeczy Kyousuke.

– Hee...– Wyrzuciła z płuc wstrzymane powietrze, oparła się na ręce i pochyliła w jego stronę. – Ej, Kyousuke. Ty... Kiedy zakochasz się w Renko, ona od razu cię zabije, prawda?

– Hmmm. Tak. Zginę, jeśli odwzajemnię jej uczucie.

– Naprawdę rozumiesz ten problem? – spytała krytycznym głosem, robiąc przy tym poważną minę. – Gdyby chodziło jedynie o Renko, to trudno, ale z miejsca zadurzyłeś się w dziewczynie ze starszej klasy, którą dopiero co poznałeś. Martwię się o ciebie, bo bez przerwy uganiasz się za spódniczkami. Nie mogę wyrzucić z głowy, że jak tak dalej pójdzie, szybko ulegniesz zalotom Renko i pozwolisz się jej zabić… Dlatego…

Eiri nagle się przysunęła i położyła głowę na ramieniu Kyousuke.

Mimo że miała na sobie mundurek, chłopak wyraźnie czuł na sobie krągłości jej szczupłego ciała oraz zapach szamponu dochodzący ze znajdujących się parę centymetrów od jego nosa włosów.

Dłonie dziewczyny spoczywające na jej kolanach złożyły się w pięści.

– Dlatego muszę to zrobić, prawda? Żeby ochronić cię przed kuszeniem Renko i innych niebezpiecznych dziewczyn. Nie ma wyjścia, muszę, prawda?

– … – Nie będąc w stanie wydusić z siebie żadnego dźwięku, Kyousuke przysłuchiwał się jedynie jej słowom.

Niemogąca się uspokoić dziewczyna spytała, błądząc wzrokiem:

– To chcesz? Te wszystkie rzeczy, jakie robiliście z Renko... Jeśli nie będzie to trwać za długo, mogę z tobą zrobić to samo co ona.

– Te wszystkie rzeczy… T–To znaczy co?

– T–Takie rzeczy… Oczywiście, że nie wiem! Dlatego właśnie pytam! – rzuciła gniewnie, coraz bardziej się rumieniąc. Następnie pochyliła głowę, spoglądając na stopy, i po paru sekundach milczenia wyszeptała: – Dla przykładu… Eee… Może mógłbyś położyć głowę na moich kolanach?

– …

Czas jakby się zatrzymał.

Kyousuke podświadomie zaczął spoglądać na kolana dziewczyny.

Chociaż zwykle nosiła podkolanówki z zimowego mundurka, tym razem miała na sobie krótkie skarpety, dzięki czemu jej gładkie, piękne nogi były całe odsłonięte. Kyousuke mogła ponieść wyobraźnia, ale zdawało mu się, że jej spódniczka także jest krótsza niż zwykle…

– Mógłbyś się we mnie tak nie wpatrywać?

– Przepraszam…

Kyousuke odwrócił szybko wzrok, a Eiri odchrząknęła.

– Więc? Co powiesz? Chcesz… to zrobić? Czy może nie?

– Co?

PsyCome V2 151.jpg

– Położyć głowę na moich kolanach! – krzyknęła Eiri. Wyraźnie się wstydziła, ponieważ jej twarz była czerwona jak burak.

– Aaa… – Kyousuke trochę się wystraszył.

Dziewczyna strzeliła językiem z niezadowolenia, podparła się rękami i wychyliła się do tyłu.

– Hmmm. Chcesz spróbować się położyć?

Przesunęła swoje kolana, a dokładniej uda, w jego stronę, więc najwyraźniej nie miał wyboru.

Przełknął głośno ślinę i odpowiedział, kiwając głową:

– D–Dobra…

Oboje wyprostowali plecy, a potem wzięli głęboki oddech.

Następnie Kyousuke powoli zaczął się kłaść na wyciągniętych w jego stronę nogach.

– …

– …

Żadne z nich nie mogło wydusić z siebie ani słowa.

Kiedy już policzek Kyousuke miał dotknąć gładkiej skóry Eiri…

– Co wy robicie?

Przez kraty padło na nich ostre spojrzenie szmaragdowych oczu.

– …?!

– …?!

Oboje natychmiast od siebie odskoczyli i krzyknęli: – N–Nic!

Syamaya, obrzucając ich pogardliwym spojrzeniem, bez pytania weszła do pokoju.

– Co wy robiliście? – spytała głosem ostrzejszym niż wcześniej.

Kyousuke miał wrażenie, że serce za chwilę wyskoczy mu z piersi, a jednocześnie całkowicie opadł z sił. Czuł, jak Syamaya wlepia w niego wzrok, jednak bał się nawet spojrzeć w jej kierunku.

– K–Koleżanko, mamy dobry powód…

– Co planowaliście zrobić?

– He? N–Nie… My tylko, eee…

– Pytam, co mieliście właśnie zamiar zrobić!

Kyousuke był zbyt przerażony, żeby odpowiedzieć przesłuchującej go Syamai, która z każdym kolejnym pytaniem pochylała się do niego coraz bliżej.

Kiedy zaczynał mieć wrażenie, że zginie przez samą wywieraną na nim presję…

– Nic. Nic nie robiliśmy. To tylko koleżanka jest takim kryptozboczkiem, że tylko jedno jej w głowie – rzuciła ozięble Eiri.

Syamaya spojrzała na nią z gniewem w oczach.

– Co… N–Niby kogo podniecają krypty?

– Nie krypty, tylko krypto. Powinnaś także zwrócić uwagę na problem swojej nadwagi.

– Ojej. Ufufu. Wybacz mi, proszę! Nie zrozumiałam od razu, ponieważ myślałam nad tym, jak musi być ciężko żyć z tak rozległymi równinami na klatce piersiowej. Proszę, wybacz mi, deseczko. Ufufu.

– Nie musisz się zamartwiać, grubokoścista koleżanko. Po prostu nie zalega na mnie zbędny tłuszcz.

Pomiędzy uśmiechającymi się Eiri i Syamayą zaczęło iskrzyć.

Ta druga powoli skrzyżowała ręce na piersi, wypinając swój biust – chociaż nie zrobiła tego w tak przesadny sposób, jak Renko miała w zwyczaju. Eiri natomiast położyła dłoń na biodrze, demonstrując swoją doskonałą figurę.

Walka wisiała w powietrzu. Dziewczyny wpatrywały się w siebie tak intensywnie, że wyglądało to, jakby za chwilę miały skoczyć sobie do gardeł.

Mimo że Kyousuke był przerażony, próbował znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji.

– Ej, nie bijcie się, dobrze? Zarówno duże, jak i małe piersi są atrakcyjne. ABCDEFG, wszystkie są dobre! Możemy na tym skończyć? Nie kłóćcie się. Miłość, pokój i cycuszki! Dobrze? Rozumiecie?

– Fuck off.

– Eee?

Obie dziewczyny pokazały Kyousuke środkowy palec za wtrącenie się. Widząc, jak wlepiają w niego pełne żądzy krwi spojrzenia, aż go zamurowało.

– Wracając do mojego pytania. Co wy robiliście?

– Przecież odpowiedzieliśmy, że nic. Jesteś aż tak głupia?

I tak rozpętała się kolejna kłótnia.

Płaską Eiri i hojnie obdarzoną Syamayę dzieliła przepaść jeszcze większa niż pomiędzy nią i Renko.

– J–Jak możesz zwracać się tak do starszej koleżanki? Naucz się lepiej dobierać słowa! Poza tym nie macie nawet po co zaprzeczać, bo wszystko widziałam! Musiało cię dotknąć to, że Kamiya woli delikatne damy takie jak ja, dlatego postanowiłaś użyć tego cherlawego ciałka i doprowadzić do kontaktu intymnego. Wyraźnie widziałam, jak próbowałaś zniewolić jego serce! Stuprocentowo klasyczne zachowanie typowe dla zakochanej złośnicy.

– He? J–Jak długo tam stałaś?

– Ufufu. Sama nie wiem.

– Odpowiadaj!

– To ty powinnaś natychmiast odpowiedzieć. Co takiego zamierzałaś zrobić po tym, jak położyłby głowę na twoich kolanach?

– Hę? P–Po? Jak to po tym… A co jeszcze trzeba później zrobić?

– Jak to? Przecież to oczywiste. Zacząć od ●●, zarówno ●●, jak i ●●, ●●●●● zupełnie jak ●●●. Następnie wziąć ●● i włożyć do ●●●● albo ●●●●…

– Pani Kurumiyo, niech pani posłucha, co ona mówi!

– Aaa! Nie, nie! Nic takiego nie zrobiłam! Przysięgam na Boga! Jestem niewinna! Wrobiono mnie!

– Ja nic nie zrobiłam. Sama z tym wyskoczyłaś.

Syamaya odwróciła się przerażona, jednak nigdzie nie dostrzegła Kurumii, więc rzuciła pełne wyrzutu spojrzenie uśmiechającej się zwycięsko Eiri.

– Więc co koleżanka teraz zamierza? W rozmowie z panią Kurumiyą obiecuję nie pominąć ani jednego niestosownego słowa, które opuściło twoje usta. Wszystko zależy od twojej odpowiedzi.

– …

Słysząc groźbę Eiri, Syamaya zagryzła mocno usta, rozluźniła dłonie zaciśnięte do tej pory w pięści i nonszalancko pogładziła włosy.

– Hoo. T–Trudno. Chciałaś jedynie pozwolić mu odpocząć na swoich kolanach, nie mając przy tym żadnych niestosownych intencji. Tym razem przymknę na to oko. Tylko pamiętaj, że nie ulegam twojej groźbie, zrozumiano? Jedynie moje wypełnione miłością serce przebaczyło twój akt rozpusty. Zapamiętaj to sobie.

– Tak, tak, jasne – rzuciła Eiri, wzruszając ramionami.

Syamaya rzuciła jej ostre spojrzenie i przygotowała się do wyjścia.

– Kamiya, to samo tyczy się także ciebie. Posłuchaj uważnie. Jedynie ja jestem aż tak wyrozumiała. Inni członkowie komitetu od razu by cię zabrali… Nie skarż mi się później, jeśli zostaniesz poddany dyscyplinowaniu.

Kyousuke, który po tym, jak dziewczyny go skrzyczały, wycofał się w kąt celi, spojrzał na Syamayę.

– Inni członkowie? Zdyscyplinowany?

– W rzeczy samej. W przeciwieństwie do normalnych uczniów takich jak ty członkowie komitetu dyscyplinarnego mogą nosić broń. W zależności od sytuacji jesteśmy upoważnieni do wymierzania kar w imieniu nauczycieli.

– Co…

Syamaya odpowiedziała zszokowanemu Kyousuke z delikatnym, kojącym serca uśmiechem.

– Nie martw się jednak. Nie zezwolę, żeby coś takiego miało miejsce. Tę jedną rzecz mogę ci obiecać, nawet gdybym miała postawić na szali mój stanik. Przy okazji, to mój ulubiony.

– Naprawdę?

– Oczywiście. Albo może razem z moją koszulką…

– Nie o to mi chodziło…

Syamaya zachichotała.

– Tylko żartuję. Nie będzie dyscyplinowania, ponieważ jestem pacyfistką… Chcę jedynie się z tobą zaprzyjaźnić. W końcu niecodziennie poznaję kogoś tak wyjątkowego. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze układać – powiedziała z uśmiechem, a następnie wyszła.

Dopiero kiedy odgłos jej kroków przestał być słyszalny, Kyousuke westchnął z ulgą.

– Było blisko… Jak dobrze, że nas nie ukarała. Ej, Eiri.

Myślał, że już po nim, jednak zaskakująco Syamaya okazała się o wiele lepsza od innych członków komitetu dyscyplinarnego oraz nauczycieli pokroju Kurumii i nie stanowiła zagrożenia.

– Hmph. Tak łatwo ją sprowokować. Już rozgryzłam, jak z nią pogrywać. Chociaż to trochę dziwne. Czyżby została mianowana przewodniczącą komitetu dyscyplinarnego jedynie ze względu na jej sławę? – Eiri zaczęła poprawiać swój kucyk.

A jednak piersiaste i płaskie dziewczyny prowadzą ze sobą wojnę. Z Renko też jej się nie układa…

– Kyousuke, naprawdę tak bardzo chcesz zginąć?

– Czytasz mi w myślach?!

– Gapisz się prosto na moje piersi, więc to oczywiste, że domyśliłam się, co ci chodzi po głowie, ty wyznawco cycków! Wiedziałam, jednak nie mogę być dla ciebie milsza… Mam tego dość. Kretyn! – Eiri odwróciła się szybko i wściekła wyszła z pokoju.

– Rety, znowu się pogniewała. Chociaż tak jest chyba lepiej…

Kiedy Eiri starała się być milsza, zaczął trochę panikować.

Kyousuke poczuł ulgę, choć trochę doskwierała mu samotność. Sprawdził jeszcze raz swoje rzeczy, po czym wyszedł z pokoju.

Idąc przez korytarz, przypomniał sobie plan zajęć. Było tuż po dziesiątej, więc następny punkt planu stanowiło gotowanie w plenerze. Chociaż z pewnością przygotowywanie curry na świeżym powietrzu stanowiło dość oklepany punkt drugiego dnia obozów, jednak na pewno nie zostanie pominięte.


× × ×


Gotowanie na świeżym powietrzu miało się odbywać w okolicach miejsca, w którym przygotowywano ryż, gdzie stały zadaszone, betonowe kuchnie ze stalowymi rożnami nad paleniskiem .

– Szlag, nie chce się rozpalić... Nie wiem, czy zdąży na czas...

– Auaua. Kyousuke, nie poddawaj się! Na pewno ci się uda! – Maina ze wszystkich sił dopingowała Kyousuke, który próbował rozpalić palenisko.

Należeli z Mainą do "grupy serca" odpowiedzialnej za rozpalenie ognia, jednak nie dostali zapałek ani zapalniczki, jedynie stare gazety na rozpałkę, dlatego chłopak był zmuszony do używania prymitywnej metody ocierania o siebie dwóch patyków.

Do ich grupy należał także Irokez, ale znalazł gdzieś miotacz ognia i ze śmiechem "Haha, płoń!" zaczął ziać ogniem dookoła, co oczywiście spotkało się z reakcją Kurumii. Krzyknęła "Może byś, kurwa, sam się zjarał”, wyrwała mu broń z rąk i go nią podpaliła. Ostatni raz widzieli go, kiedy był wynoszony na noszach w nieznanym kierunku.

– Powiedz... to w ogóle nie działa, prawda? Tyle pracy i nic – powiedział chłopak, wycierając pot z czoła ręcznikiem, który miał zawieszony na szyi.

Inne osoby odpowiedzialne za rozpalenie serc należących do ich drużyn także strasznie się z tym męczyły.

Szloch. – Ręce mi odpadają...

– Uważam się za dość wytrzymałego, ale to...

– Czemu nie możemy użyć zapałek?

Ze wszystkich stron dochodziły podobne płacze.

Nagle...

– Płomienie mojego gniewu, płońcieeeeee!

Jedna z dziewczyn mająca papierową torbę na twarzy, zręcznie używając swoich wielkich dłoni, ocierała kijki z wprost niewiarygodną prędkością. Już po chwili spod patyczka stojącego na drewnianej deseczce zaczął wydobywać się mały, pomarańczowy płomyk.

– Renko, teraz!

– Dobra! Zajmę się tym! – Łuuusz, łuuusz.

Renko podłożyła pod płomyk gazetę i zaczęła na niego dmuchać.

Oczywiście miała na sobie maskę, przez co nie udało jej się podsycić ognia. Kiedy już wysiłek dziewczyn miał pójść na marne...

– GMK, my się tym zajmiemy!

Dwóch chłopców, którzy próbowali rozpalić serca ognisk swoich grup, odrzuciło patyczki, podbiegło do Renko i zaczęło razem z nią dmuchać na płomyk.

– Chłopaki...

Dzięki ich pomocy ogień zaczął otrzymywać wystarczającą ilość tlenu i...

– Udało się! – krzyknęła cała czwórka, siedząc przed rozpalonym paleniskiem.

Prosty kącik do gotowania wypełniły oklaski, okrzyki radości i uśmiechnięte twarze.

Bob wcisnęła ręcznik pod papierową torbę, żeby otrzeć pot z twarzy, a potem zrobiła znak zwycięstwa tuż przy oku i wykrzyczała:

– Dzięki temu moja kobiecość awansowała na wyższy poziom!

No bez żartów. Jak by na to nie patrzeć, w takiej sytuacji chodzi raczej o męską siłę...

Dwaj chłopcy z ich klasy przybili piątkę Renko, mówiąc:

– GMK i Tłusta Bob są niesamowite... Jesteście naszym płomykiem nadziei!

– To był zaszczyt wam pomagać! Proszę, pozwólcie uścisnąć wam dłonie!

Łuuusz. – To my powinnyśmy wam dziękować. Bez waszej pomocy nie dałybyśmy rady. Zostaliście naszymi fanami po naszym debiucie jako FUCKING PARK? Mam nadzieję, że nie przestaniecie nas wspierać. – Łuuusz.

– Tak jest!

Chłopcy, trzymając swoje ręce, jakby aż tak cenili uściśnięcie dłoni Renko, wrócili do swoich drużyn.

Obserwujący to Kyousuke powiedział z podziwem:

– Łał, ale popularni się stali.

Po zaprezentowaniu Morderczego Rapu podczas ogniska członkowie grupy 4B stali się naprawdę popularni i zyskali wsparcie kolegów z klasy. Nietypowe zachowanie, przez które zostali kiedyś wykluczeni przez resztę, najwidoczniej zostało zinterpretowane jako część ich unikatowego i niezależnego stylu.

Co prawda, przez ich wygląd wydawali się nieprzystępni, ale po tym, jak ktoś już zamienił z nimi parę słów, szybko przekonywał się, że tak naprawdę są wyjątkowo otwartymi osobami.

– Jahoo! Jak wam idzie?

Po chwili GMK, Renko, podeszła do sąsiedniego stanowiska, żeby porozmawiać.

Drużyna 4A należąca do Kyousuke sąsiadowała z miejscem pracy grupy 4B prowadzonej przez Renko.

– Jak widać, kompletna klapa. Nic nie wskazuje na to, żeby miało się zapalić.

– Auau. Jak tak dalej pójdzie, zastanie nas południe i czeka nas... głodówka.

– Naprawdę? – Widząc, jak bardzo Kyousuke i Maina są załamani, Renko pokiwała głową i powiedziała: – W takim razie podzielimy się z wami naszym ogniem.

– Co?

– He?

– Co was tak zdziwiło? Przecież to coś naturalnego. No i w końcu nic na tym nie tracimy. Jeśli ktoś jeszcze chce pożyczyć od nas płomień, to proszę, nie krępujcie się! – powiedziała, obrzucając spojrzeniem cały plac przeznaczony do gotowania.

Padły na nią spojrzenia wszystkich uczniów mających problem z rozpaleniem ognia i w jednej chwili…

– GMK!

Powietrze rozdarł ogłuszający krzyk wywołany poruszonymi emocjami.

Wszyscy odrzucili swoje narzędzia, podbiegli do Renko, wzięli ją na ręce i zaczęli skandować:

– GMK! GMK!

Obserwujący z boku, jak uczniowie zaczęli z radości podrzucać zamaskowaną dziewczynę w powietrze...

– Tcz. Jaka znowu GMK? Niedorzeczne.

Zniesmaczony Shinji ani myślał rozpalić ognisko od jej płomienia.

Można było się domyślić, że miał urazę za to, co zrobiła grupa Renko podczas Orientacji Siedmiu Grzechów, i raczej nie ucieszył się z tego, że zyskała taką popularność. Także jego koledzy z drużyny reagowali podobnie. Usami i plastik wlepiali w podrzucaną dziewczynę pełne urazy spojrzenia, jedynie Oonogi wyglądał na rozdartego; najwyraźniej korciło go, aby dołączyć do reszty.

– No dobra, to rozwiązuje problem serca. – Kyousuke stojący przed rozpalonym paleniskiem westchnął z ulgą, po czym spojrzał na blat kuchenny.

Uczniowie należący do "grupy gotującej" mieli na sobie fartuszki. Stali z nożami w ręku przed dziwnie wyglądającą rybą, która wciąż jeszcze się ruszała, i kompletnie nie mieli pojęcia, co z nią zrobić.

– No dobrze. Wszyscy otrzymaliście po wyhodowanej przez pana Busujimę rozdymce. Ma delikatne mięso i naprawdę wyjątkowy smak. A tak, mimo że to ryba z rodziny rozdymkowatych, nie ma w sobie tetrodotoksyny[2], z której tak słyną, więc bez obaw możecie ją zjeść. Jeśli popełnicie jakiś błąd, mogą co najwyżej czekać was silne zawroty i bóle głowy, niestrawność oraz nudności. Ponieważ niecodziennie trafia się okazja, żeby gotować razem, postarajcie się i uważajcie, żeby jedzenie nie opuściło nagle waszego ciała... obiema drogami naraz. Trujące są skóra, wnętrzności oraz krew. Jeśli macie wyjątkowego pecha, to także… Och, nieważne, to nic takiego. Przy okazji, wszystko jest jadalne, więc jeśli wyrzucicie chociaż kawałek ryby, osobiście wstrzyknę wam sporą dawkę jej trucizny, zrozumiano? To wszystko. Pokażcie teraz wasze umiejętności. – W taki właśnie sposób im ją zaprezentowano.

Przy okazji, za gotowanie w drużynie Kyousuke odpowiedzialna była...

Zieeew.

Całkowicie pozbawiona entuzjazmu i ciągle ziewająca Eiri.

To zadanie przypadło jej na drodze eliminacji. Irokez był nieobecny od początku, ponieważ znowu dostało mu się od Kurumii. Kyousuke nigdy nie trzymał w ręku noża, bo domem zajmowała się jego siostra, a Maina została z miejsca odrzucona ze względu na jej przeszłość.

– Mam to jedynie pociąć, tak?

Chociaż Eiri świetnie wyglądała w chuście na głowie i fartuszku, poziom jej umiejętności kucharskich pozostawał tajemnicą, więc zanim zaczęli, Kyousuke spytał się jej:

– Potrafisz gotować?

W odpowiedzi został jedynie obrzucony spojrzeniem wydającym się krzyczeć "Oczywiście, że tak! Nie lekceważ mnie!", dlatego doszedł do wniosku, że można jej to spokojnie zostawić.

– ...

Eiri zaczęła obracać ostrym nożem kuchennym w ręce i spojrzała na podskakującą na blacie rozdymkę. Nagle w jej oczach pojawiła się niewiarygodnie silna żądza krwi.

– Giń!

Po chwili wyprowadziła ostrzem nieziemsko szybkie cięcie, którym ostrze noża niczym gilotyna odcięło głowę ryby.

– Nieeeeeee! – krzyknął Kyousuke.

Głowa rozdymki po odcięciu zakreśliła w powietrzu krwawy ślad i poleciała w stronę pracującego przy sąsiednim stanowisku Michirou.

– Co? Aaaaaa!

Ignorując krzyki chłopaka, Eiri odsunęła się od bezgłowego korpusu ryby, z którego tryskała fontanna krwi.

– Uaa… Co jest? Ale krwawe.

– …

– …

Przyglądającym się temu Kyousuke i Mainie odebrało mowę.

Co jest, kurna? Eiri, nie miałaś potrafić gotować? Co za koszmarny widok.

– C–Cóż… Ale obrzydliwe. Lepiej będzie szybko to pociąć.

Eiri wyciągnęła nóż wbity w deskę do krojenia i ponownie przyjęła pozycję do cięcia. Ostrze zalśniło, odbijając światło słoneczne, powędrowało w górę, a następnie z niewiarygodną szybkością w dół.

– To koniec.

Nagle ktoś złapał dziewczynę za nadgarstek, zatrzymując bezlitosny atak.

Za Eiri stał mający na sobie fartuszek oraz chustę na głowie Michirou, który wlepiał w dziewczynę wściekłe spojrzenie.

– Możesz nie przeszkadzać mi w gotowaniu?

– Gotowaniu? Ty… nazywasz to gotowaniem? Ha! Śmiechu warte. To nie żadne gotowanie, tylko zwykła rzeźnia. Niech twe oczy zwrócą się w mą stronę... i poznają znaczenie słowa gotowanie!

Michirou wyrwał jej nóż z ręki.

– C–Co ty wyprawia… Aaa!

– Odsuń się. – Chłopak odepchnął na bok mającą zaprotestować Eiri, a potem stanął przed deską do krojenia. Przyjął pozycję, jakby miał wyprowadzić cięcie mieczem, a następnie spojrzał na ciało rozdymki i…

Chwila ciszy.

– O rozdymko… która życie straciła z rąk sadystycznej morderczyni, przyjmij przynajmniej me słowa na rozstanie z tym światem. Niechaj melodia marszu pogrzebowego utuli cię i pozwoli spocząć twej duszy w pokoju… Przybądź, zatańcz ze mną, Azraelu! Sekretna technika: Krawędź Horyzontu, cięcie pierwsze, Modlitwa Plag!

Po długiej mowie Michirou otworzył oczy i zaczął ciąć rybę. Przeciął ją na pół, wyciągnął wnętrzności oraz kręgosłup, a następnie odciął jej skórę.

Kyousuke nie miał pojęcia, czy melodia, jaką nuci chłopak, naprawdę była marszem żałobnym, ale z pewnością świetnie radził sobie z przyrządzeniem ryby.

– N–Niemożliwe… Jak on…

– Michirou doskonale gotuje, bo jego rodzina prowadzi restaurację – wyjaśniła Chihiro. Kucnęła obok leżącej na ziemi i przypatrującej się wszystkiemu ze zdziwieniem Eiri, a potem zaczęła intensywnie się w nią wpatrywać.

– C–Co ty robisz?

– Wyglądasz smacznie. Mogę cię zjeść?

– He?! Oczywiście, że nie!

– Nie miałam na myśli żadnego erotycznego kontekstu.

– Wiem! Nieważne, w jakim sensie, nie oznacza nie!

Chihiro, patrząc, jak rumieniąca się Eiri protestuje, zaczęła ssać swój palec, a potem wróciła do stanowiska swojej grupy. Tuż za nią podążył Michirou, który na odchodne powiedział:

– Jej dusza została pogrzebana… Reszta w twych rękach.

Na desce do krojenia leżała idealnie pocięta ryba.

– Hmph. N–Nie zamierzam ci dziękować. Potrafię poradzić sobie z jakąś tam rybą. Potrafię... Prawdopodobnie - rzuciła niemogąca zaakceptować porażki Eiri.

Położyła rozdymkę na talerzu, a potem zajęła się warzywami. Ponieważ nie miała pojęcia, co robić, po chwili zawahania przyjęła pozycję, jaką wcześniej zrobił Michirou…

– N–No dobra… Maina, rozpalmy większy płomień w sercu.

– Auaua. N–Nie ma sprawy… Ale będzie w ogóle… co jeść?

Rzucili spojrzenie w stronę deski do krojenia, a potem skupili się na swoim zadaniu.

Ciach, ciach, ciach, ciach, ciach, ciach, ciach!

Oprócz szczęków opadającego noża słyszeli, jak patrzący w ich stronę Michirou krzyknął:

– Ziemniak! Ziemniak przybrał formę zupełnie innego bytu!

Szybko jednak odpuścił i odwrócił się, nie mogąc dłużej znieść tego koszmarnego widoku.

Od rozpoczęcia gotowania minęło trzydzieści minut.

Kyousuke wraz ze swoją drużyną pracował w atmosferze całkowitej rezygnacji.

Przynajmniej niech ryż będzie jadalny… Tylko tak unikniemy głodowania przez resztę dnia. Wystarczą mi te słone, ryżowe kulki, byle były jadalne – błagał w myślach Kyousuke.


× × ×


Po paru minutach pojawił się nieoczekiwany gość, na którego widok członków grupy 4A ogarnęła rozpacz.

– Dzień dobry wszystkim. Jak wam idzie gotowanie?

Jej pojawienie się można porównać do wyrośnięcia pięknego kwiatu w samym środku kuchni przepełnionej dymem i potem. Do tej pory pochłonięci gotowaniem uczniowie spojrzeli w jej stronę.

– Syamaya...

– To Syamaya...

– Jest taka śliczna...

– Piękna!

Rozległy się komentarze zarówno chłopców, jak i dziewczyn.

Wyglądem i zachowaniem zyskała ogromną popularność i wszyscy poza grupą Kyousuke ją ubóstwiali.

– Najmocniej przepraszam, że wam przeszkodziłam. Przyszłam pomóc drużynom, którym brakuje rąk do pracy. Proszę, nie zwracajcie na mnie uwagi i skupcie się na swoich zadaniach, dobrze? W takim razie gdzie jest Kamiya i jego rozkoszni towarzysze...?

– Aaaaaa!

Trach!

Kiedy Syamaya szukała Kyousuke, tuż obok jej głowy przeleciał jakiś obiekt.

– Co? – Dziewczyna zamarła, a na jej twarzy pojawił się czerwony ślad po cięciu.

Drżąc, dotknęła rany na lewym policzku, jaką zostawił po sobie przelatujący przedmiot, a następnie spojrzała na swoje palce. Kiedy dostrzegła na nich krew, uśmiech zniknął z jej twarzy.

– ...

Szybko spojrzała za siebie i prawie natychmiast dostrzegła wbitą w ziemię siekierkę.

– Jak to się mogło stać? – powiedziała cicho do siebie, jednak na tle panującej martwej ciszy jej pytanie było doskonale słyszalne.

– No... Eee... Ręka... mi się omsknęła.

Maina stała z pustymi rękoma przed drewienkiem w pozycji jak po rzucie. Kiedy tylko jej spojrzenie napotkało wzrok Syamai, objęła się, wydając przy tym głośny jęk.

– Ręka ci się omsknęła? Twierdzisz, że ręka ci się omsknęła? Sugerujesz, że przy rąbaniu drewna siekierka wyleciała ci z ręki... i całkowicie przypadkiem pocięła mi twarz. Tak?

– Hahee?! Eeee...

Maina upadła na tyłek z przerażenia, kiedy Syamaya z kamienną twarzą bez słowa ruszyła w jej kierunku. Dziewczyna nie mogła wydusić z siebie ani słowa, jedynie otwierała i zamykała usta.

– Nie milcz tak, Igarashi. Odpowiedz na pytanie. Rzuciłaś tą siekierką, usiłując mnie zabić? Czy może jedynie zrządzeniem losu poleciała w moją stronę? To było celowe działanie czy zwykły przypadek? Proszę, odpowiedz. Szybko. Inaczej będę zmuszona...

– To był jedynie przypadek, przypadek! To naprawdę był jedynie wypadek! – powiedział Kyousuke, stając pomiędzy Mainą a Syamayą.

– Ach – wydała z siebie przewodnicząca komitetu dyscyplinarnego, której oczy wydawały się spowite mrokiem. – Przypadek? Wypadek? Kamiya, na jakiej podstawie wyciągasz te wnioski? Proszę, nie wtrącaj się, bo inaczej...

– Auauauaua...T–T–T–T–Tak bałdzo pseplasam! To był psypadek! Nie złobiłam tego celowo... Napławdę! – Krzyk płaczącej Mainy przerwał Syamai w pół zdania. Łkająca dziewczyna wbiegła pomiędzy przewodniczącą komitetu dyscyplinarnego a Kyousuke i przepraszając, ukłoniła się jej, prawie uderzając ją przy tym czołem w głowę.

– Jestem bardzo, bardzo niezdarna... Czym ciągle stwarzam innym problemy... Cięłam jedynie drewno na rozpałkę. Uniosłam siekierkę, a kiedy zrobiłam zamach... Ta wyleciała mi z rąk... A koleżanka po prostu stała przede mną... Auaua. Nie zrobiłam tego celowo! Przepraszam, że cię zraniłam, w dodatku twarz... Naprawdę bardzo, bardzo przepraszam!

– ...

Widząc, jak Maina głęboko jej się kłania, Syamaya zamknęła oczy, chcąc się uspokoić, a potem wzięła głęboki oddech.

– Hoo. Rozumiem. W takim razie trudno.

Uśmiechnęła się, a spowite do tej pory mrokiem oczy ponownie nabrały blasku. Uklękła przy Mainie i objęła jej głowę.

– To ja powinnam przeprosić. Wszystko przez to, że od tak dawna nie widziałam swojej krwi... Jej widok naprawdę mnie zszokował. Nie musisz się martwić o moją ranę. Jest płytka i nie zostawi po sobie blizny.

– K–Kołezanko...

Widząc uśmiech Syamai, Maina zmarszczyła brwi, jednak zanim się rozpłakała, zrobiła minę, jakby coś sobie przypomniała, a potem wyjęła różową chusteczkę i wyciągnęła ją w stronę starszej koleżanki.

– Eee... J–Jeśli chcesz, możesz jej użyć! Rana na twarzy...

– Ojoj. Ufufu. Bardzo ci dziękuję, jesteś naprawdę dobrą dziewczynką.

Przyjmując chusteczkę, Syamaya uśmiechnęła się serdecznie.

Wygląda na to, że wszystko dobrze się skończyło.

Po wyjaśnieniu tamtej sytuacji Syamaya ukłoniła się Kyousuke.

– Także ciebie, Kamiya, chciałabym przeprosić za swoje zachowanie. Jestem ci naprawdę wdzięczna, że nas rozdzieliłeś. Naprawdę bardzo dziękuję.

– To nic takiego. Nie przejmuj się tym.

– Ufufu. Rozumiem. Mimo że zamordowałeś dwanaście osób, okazujesz się wyjątkowo miły, co nie, Kamiya? Zaczynam się tobą coraz bardziej interesować...

– Eee?

– Mu...

Kyousuke nie zrozumiał, o co jej chodziło, a Eiri zmarszczyła brwi.

Syamaya klasnęła w dłonie, mówiąc:

– No dobrze. Przyszłam pomóc waszej drużynie, ponieważ jeden z członków waszej grupy został zdyscyplinowany przez panią Kurumiyę na samym początku gotowania... Zdaje się, że chodzi o tego z irokezem na głowie. Wielokrotnie już widziałam, jak niesiono go do gabinetu pielęgniarki. Nic mu nie jest?

– O Irokeza nie musisz się martwić. Powinien szybko wrócić do zdrowia, chociaż na głowę nic mu nie pomoże. Zresztą to codzienność.

– Codzienność? Cóż, nieważne. W każdym razie pani Kurumiya przysłała mnie, ponieważ brakuje wam rąk do pracy...

Syamaya zawiązała sobie chustę na głowie i założyła fartuszek. Wydawała się podekscytowana, a z jej oczu bił oślepiający blask motywacji.

– Ja, Saki Syamaya, niniejszym przysięgam pomóc wam z całkowitym poświęceniem. Ugotujmy razem przepyszne curry, godne przynajmniej trzygwiazdkowej restauracji! Może na to nie wyglądam, ale doprawdy świetnie gotuję. Ufufu. Pozwólcie mi odzyskać honor za to, że tak się wcześniej wygłupiłam. Nieważne, czy to wieprzowina, kurczak, ryba czy ludzkie mięso... Na własnych oczach przekonacie się, jak przemieniam je w kulinarne cudo!


× × ×


– Co to ma być?

Koszmarny widok, jaki Syamaya zastała przy stanowisku pracy, szybko ostudził jej entuzjazm. Idąc w jego stronę, z trudem łapała oddech, cała pobladła, a jej twarz wykrzywił potworny grymas.

– J–Jak to? Przecież to jedynie warzywa.

– Naprawdę? A więc to są warzywa... Przecież wiem! Pytałam, jakim cudem udało ci się doprowadzić je do takiego stanu!

Trach! – Syamaya, nie spuszczając wzroku z Eiri, uderzyła ręką o blat.

– K–Kto wie – odpowiedziała Eiri nietypowo dla niej słabym głosem, jednocześnie krzyżując ręce i odwracając głowę.

Przed nią na ladzie...

– C–Co za koszmar... To wygląda jak miejsce jakiejś masakry – skomentował Kyousuke.

Ziemniaki, marchewki i cebulę spotkał ten sam, okropny los.

Deska do krojenia była przeorana głębokimi cięciami po nożu kuchennym, a części warzyw wyrzucone w powietrze przy uderzeniach zalegały na ziemi w całej kuchni.

To naprawdę wyglądało jak miejsce po masakrze; gdzie tylko okiem sięgnąć, można było dostrzec fragmenty ciał. Sadystyczna, masowa morderczyni odpowiedzialna za to wszystko zagryzła wargę.

– J–Jaka masakra? To wcale nie wygląda tak źle.

Widać czuła się dotknięta, bo w jej czerwonych oczach zaczynały zbierać się łzy.

– P–Przepraszam, przesadziłem. To nie masakra... a zwykła rzeź.

– A czym się niby różnią? Kyousuke, jesteś zwykłym osłem! Chcesz skończyć jak te warzywa?

– Przepraszam.

Bojąc się, że zostanie z niego pocięta na drobne kawałki góra mięsa, Kyousuke przeprosił Eiri, jednocześnie się jej kłaniając.

Dziewczyna ze złości uniosła nóż, jednak po raz kolejny wyciągnięto go jej z ręki.

– Skonfiskowany. Jeśli zostanie w twoich rękach, zabraknie nam składników, i to bez względu na to, ile by ich nie było. Doprawdy niewiarygodne. Idź pomóc Kamii przy doglądaniu serca. No to teraz trzeba wyznaczyć kogoś do pomocy przy kuchni. Igarashi, mogę na ciebie liczyć?

– Eee?! J–J–J–J–J–Ja mam gotować?! – wykrzyczała ze zdziwienia Maina.

Eiri ostrym głosem rzuciła:

– W głowie się nie mieści, że chcesz powierzyć jej gotowanie. Postradałaś rozum?!

– Co to za nonsensy tym razem, masowa morderczyni? – spytała szczerze zdziwiona Syamaya, po czym westchnęła i wzruszyła ramionami.

– Z–Zamknij się! – krzyknęła Eiri mająca twarz czerwoną jak wnętrzności zabitej ryby.

– Eee, przepraszam, koleżanko, ale popieram Eiri. Lepiej będzie nie pozwalać Mainie gotować, bo to naprawdę może skończyć się masakrą.

– Masakrą? Jakim sposobem? – Zdziwiona Syamaya przechyliła głowę.

Kyousuke streścił jej historię Mainy.

Wspomniał o tym, że jej kolega z klasy umarł po tym, jak zjadł przygotowane przez nią jedzenie, i że naukowcom nie udało się rozpoznać żadnej trucizny w gotowanych przez nią potrawach.

Po wysłuchaniu tego Syamaya zrobiła zawiedzioną minę.

– Ojej. W–W takim razie trudno. – Spojrzawszy na twarz Mainy, dodała: – Sądziłaś, że powiem coś takiego? – Następnie rzuciła pełne sceptycyzmu spojrzenie na Kyousuke. – Ugotowanie normalnej potrawy zabijającej ludzi... Coś takiego nie mieści się w głowie. Ten żart był naprawdę niskich lotów. Możecie powstrzymać się od opowiadania takich historyjek starszej koleżance?

– He? Ale jej kolega z klasy umarł na miejscu...

– A od kogo to usłyszałeś?

– Od Mainy, ale...

– Ktoś inny o tym wspominał?

– Chyba nie. Tylko ona nam o tym opowiadała.

– Naprawdę? W takim razie nie macie żadnych dowodów na prawdziwość tej historii – podsumowała Syamaya, unosząc palec wskazujący. – Posłuchajcie. Nie widzieliście, jak ktoś umiera od jej kuchni, ani nie usłyszeliście o czymś takim od nauczyciela. Tak więc na jakiej podstawie sądzicie, że mówi prawdę? Ta cała opowieść może być wymyślona, prawda?

– Co?

– He?

Wydali z siebie zaskoczeni Kyousuke i Eiri. Maina natomiast wpatrywała się w starszą dziewczynę bez słowa, z szokiem wypisanym na twarzy.

– W tej szkole to nic niezwykłego. Wyolbrzymiają swoje dokonania, żeby wzbudzić zainteresowanie kolegów z klasy albo udowodnić, jacy są wyjątkowi. Albo pomijają szczegóły zbrodni, żeby ukryć swoją prawdziwą naturę. Widziałam już wiele takich przypadków. Tak więc naprawdę sądzicie, że można tutaj tak po prostu uwierzyć komuś na słowo?

– ...

– ...

– ...

Syamaya z poważną miną obrzuciła wzrokiem całą drużynę Kyousuke.

W tym momencie Maina spytała niepewnie:

– Eee... Czyli to znaczy, że kłamię?

– Nie. Mówię jedynie, że istnieje taka możliwość. W tym wypadku są jedynie dwa warianty. Pierwszy: "Ugotowane przez ciebie jedzenie może zabić". Oraz drugi: "Igarashi kłamie". Który z nich jest bliżej prawdy? Niestety, bez przeprowadzenia testu nie będziemy w stanie odpowiedzieć na to pytanie, nie sądzicie? – spytała Syamaya, podwijając jednocześnie rękawy.

– ...?!

Mimo że mówiła łagodnym głosem, drużyna Kyousuke zaczęła ze strachu się cofać , tak zszokowana jej słowami, że nikt nie mógł wydusić ani słowa.

PsyCome V2 181.jpg

– Mogę zrozumieć, jak się czujecie, chcąc wierzyć w waszą przyjaciółkę, jednak według mnie druga opcja jest bliższa prawdy. Oczywiście zapewne nie trzeba w ogóle mówić, że umiejętność "zabijania jedzeniem" byłaby użyteczna, dlatego chciałabym zobaczyć ją na własne oczy. Skoro nadarza się ku temu okazja, to czemu by tego nie sprawdzić? – spytała retorycznie z uśmiechem na twarzy. – Niech Igarashi coś ugotuje, a ja jako pierwsza skosztuję jej potrawy, żeby sprawdzić, czy nie jest trująca. Jeśli nic się nie stanie, to znaczy, że kłamała. Jeżeli jednak moje ciało zacznie okazywać dziwne symptomy, jej wersja wydarzeń zostanie potwierdzona. Powiedzcie, naprawdę was to nie ciekawi?


× × ×


– Ej, myślisz, że to dobrze się skończy? – spytała Eiri, dokładając drewna.

– Nie, bez wątpienia czeka nas tragedia – odpowiedział drapiący się po głowie z zakłopotaną miną Kyousuke.

Przy kuchni stała Maina, gotując curry pod czujnym okiem Syamai.

Warzywa pocięte przez Eiri zostały doprowadzone do stanu używalności, po czym wrzucone do garnka razem z rozdymką – wcześniej jednak Michirou sam sprawdził, czy ta potencjalnie trująca ryba nadaje się do jedzenia.

Maina gotowała już od dziesięciu minut, jednak była tak zdenerwowana, że co chwila jej niezdarność dawała o sobie znać, przez co wciąż przepraszała, szlochając.

– A! P–Przepraszam!

Dziewczyna ponownie upuściła nóż na ziemię, a kiedy po podniesieniu go wstawała, wystraszył ją nagły bulgot gotującej się wody, przez co odskoczyła do tyłu, a ostrze trzymanego w jej ręku przyrządu kuchennego ledwie o włos minęło szyję zaglądającej do garnka Syamai.

– P–P–P–P–Przepraszam!

Wystraszona zaczęła wymachiwać rękoma, co skończyło się na wyprowadzeniu przez nią serii cięć nożem.

– Ty... T–T–T–Ty...! Wiedziałam, robisz to celowo! – wrzasnęła zlana potem Syamaya po uniknięciu wszystkich ataków srebrnego ostrza.

Dopiero zaczęły, a taka scena powtórzyła się już wielokrotnie.

– Eee?! J–Ja nie chciałam... Nie... Aaa!

– Powiedziałam, żebyś przestała!

Krzyki Syamai wystraszyły Mainę, co poskutkowało tym, że zaczęła popełniać jeszcze więcej błędów, tworząc naprawdę niezwykłe widowisko, które jednak dla Kyousuke i Eiri nie było niczym nowym.

Jak tak dalej pójdzie, to będzie cud, jeśli uda nam się coś ugotować bez rozlewu krwi.

– Chociaż sama tego chciała, może lepiej będzie to przerwać? W końcu zwykła osoba już dawno by zginęła, co nie?

Syamaya zmusiła Mainę do gotowania, wydając jej rozkaz jako przewodnicząca komitetu dyscyplinarnego. Jej chęć przetestowania zdolności niezdarnej dziewczyny była tak silna, że drużyna Kyousuke nie dała rady w żaden sposób jej do tego zniechęcić. Powiedziała z uśmiechem: – Jeśli do czegoś dojdzie, wezmę na siebie pełną odpowiedzialność.

Łuusz. – To zaczyna robić się coraz zabawniejsze – powiedziała Renko, przecierając szybki swojej maski, dzięki której cały unoszący się tam dym jej nie przeszkadzał. Stała przy palenisku swojej grupy, rozmawiając z przyglądającym się całemu zajściu ze zmartwieniem Eiri i Kyousuke.

– Gotująca Maina... Szczerze mówiąc, ja także mam wątpliwości, czy jej jedzenie bez dodania do niego żadnych niezwykłych składników może zabić. To naprawdę ekscytujące. Jeśli Maina nie kłamała, ta nieznośna dziewucha zginie... Zresztą bez względu na to, jaki to wszystko przyniesie rezultat, widowisko będzie wprost przednie. – Renko aż zaczęła kołysać się z podekscytowania. To wyglądało, jakby dała się ponieść rytmowi muzyki, bardzo subtelnej żądzy krwi.

Kyousuke spojrzał na nią ze zdziwieniem i powiedział:

– Renko, to niezwykłe. Nie mogę uwierzyć, że okazujesz do kogoś niechęć.

– Hmm? Naprawdę? Może to jak oddziaływanie takich samych biegunów w magnesach?

– Takich samych biegunów? Ty i Syamaya?

– Tak, wyczuwam w niej coś... podobnego do mnie. To chyba... – Renko pokiwała głową, krzyżując jednocześnie ręce. – Ona też ma duże piersi. To naprawdę irytujące.

– To mnie w tobie irytuje.

– To? A, piersi!

– Nie! Że zaczynasz mówić coś poważnego, a kończysz, obracając to w żart.

– Eiri, nie łam się.

– O czym, ty cholerna góro zbędnego mięsa, bredzisz? A żebyś zdechła.

– Wiedziałem, a więc naprawdę złościsz się tak przez swoje piersi.

– Co żeś powiedział?

– Nic. – Kyousuke pod naporem spojrzenia ostrzejszego niż nóż kuchenny zwiesił głowę.

– Hmph. – Eiri odwróciła głowę i zmieniła temat. – Przy okazji, jak oceniacie sytuację z gotowaniem Mainy?

– W przeciwieństwie do twojego biustu wciąż może jeszcze się rozwinąć.

– Kyousuke, co o tym myślisz?

– N–No cóż, wciąż dorastasz, więc z pewnością jeszcze urośnie. Znasz to powiedzenie? Dobre rzeczy potrzebują czasu.

– Kto tu niby, do cholery, rozmawia o piersiach?! Chodziło mi o gotowanie Mainy! Gotowanie!

Łuusz. – Masz za swoje za zignorowanie mojej próby udawania głupiej. Możesz sobie czekać, ile tylko chcesz, zawsze będziesz płaska jak deska.

– Chcesz wylądować w tym palenisku razem z drewnem? Spaliłabyś trochę tego swojego zbędnego tłuszczu, wszystko inne zresztą też.

– Teraz potnij cebulę na duże kawałki... Aaaa! Moje oczy!

– Iiiaaa! Zaraz zginę!

– To gotowanie w plenerze jest naprawdę zabawne, nie, Michirou?

– Nawet bardz... Chihiro, nie zapominaj, że ta powłoka zwie się Kuuga Makiyouin.

Teren, na którym odbywało się gotowanie, przepełniały najróżniejsze hałasy wymieszane z radosnymi rozmowami uczniów.

Michirou trzymający w rękach garnek z curry wraz z Chihiro podszedł do paleniska, natomiast pilnująca gotującego się ryżu Bob z uśmiechem na twarzy powiedziała:

– Jak wszyscy się tu lubią... Tak się cieszę, że przyszłam do tej szkoły!

– No dobrze, raz, dwa... Przenieść garnek nad płomie... O nie!

– Mam już tego dosyć!

Wypełniony radosną atmosferą plac przeszył głośny trzask i krzyk Syamai.

Nad bezchmurnym do tej pory błękitnym niebem zawisły ciemne, deszczowe chmury.


× × ×


– U–Ugotowało się... Koniec! – krzyknęła Syamaya z radością, sprawdzając stojący na ogniu garnek z curry.

Wyglądała jak siedem nieszczęść. Co prawda, nie odniosła żadnych obrażeń, ale jej złote włosy były rozczochrane, mundurek w opłakanym stanie, a cienie pod oczami wydawały się sięgać aż po jej kości policzkowe.

– Hee... J–Jestem wykończonaaa. Gotowanie jest takie ciężkie... – powiedziała równie zmęczona Maina. Usiadła na ziemi, westchnęła i zaczęła wycierać z siebie pot.

– Tylko że to ja miałam najciężej – skomentowała Syamaya, posyłając jej karcące spojrzenie, a następnie ponownie zajrzała do garnka.

– Wygląda bardzo normalnie.

– Nie widać nic niezwykłego.

– Zwyczajne jedzenie...

Łuusz.

Wszyscy po zajrzeniu do garnka doszli do takiego samego wniosku.

Jedzenie wyglądało normalnie. Ziemniaki, marchewka i cebula były pocięte na małe kawałki, a ryba unosiła się na powierzchni zabarwionej na brązowo zupy. Kompletnie niczym nie różniło się od typowego curry.

– Nawet warzywa smacznie wyglądają, co nie?

– Tak. Podczas gotowania nie doszło do żadnych incydentów. Chociaż samo w sobie było pełne niebezpiecznych sytuacji... Mimo to i tak było sto razy lepsze niż masakra, którą popełniła ta masowa morderczyni.

– Co?! Eiri, czemu dopuściłaś się tak potwornej zbrodni?! A ja nic nie widziałam, bo byłam za bardzo zajęta sercem... – Szooko.

– Z–Zamknij się! Pilnuj swoich spraw! – wykrzyczała gniewnie Eiri z twarzą czerwoną jak flaga na Kremlu.

Maina spytała z wahaniem w głosie:

– Na pewno chcesz to zjeść? W–Według mnie nie powinnaś...

– Oczywiście, że zjem! To zaczynam! – Syamaya od razu odrzuciła sprzeciw Mainy.

– ...

– ...

– ...

Syamaya, ignorując zawieszone na niej nerwowe spojrzenia, uśmiechnęła się pewnie, a potem powoli położyła dłoń na piersi.

– Spokojnie. Nie macie powodów, żeby rzucać mi takie spojrzenia. Cały czas bacznie jej się przyglądałam i nic co zrobiła; nawet najdrobniejszy ruch nie uszedł mojej uwadze. Nie miała szansy dodać do jedzenia żadnej trucizny, a sam proces gotowania był jak najbardziej zwyczajny. Dlatego mam absolutną pewność, że po zjedzeniu tego curry nic mi się nie stanie! – Z pewnością wypisaną na twarzy uniosła łyżkę. – No cóż, pora zacząć test.

Stojąca przed garnkiem Syamaya obrzuciła wszystkich wzrokiem.

Kyousuke z nerwów przełknął głośno ślinę, Eiri uniosła wysoko brwi, Renko zachichotała, a Maina zamknęła oczy i złączyła ręce, jakby się modliła.

Syamaya pokiwała głową, spoważniała, nabrała curry na łyżkę, podmuchała na nią...

– To zaczynam.

Bez wahania włożyła jedzenie do ust i przez chwilę spoglądając w górę, dokładnie je kosztowała. Na początku trochę się skrzywiła, jednak po chwili grymas na jej twarzy zniknął. Spojrzała na nerwowo wpatrzoną w nią Mainę z uśmiechem wydającym się mówić "Widzisz? Wszystko dobrze", ale kiedy już miała połknąć jedzenie...

– ...?!

Nagle uniosła oczy, cała zbladła, zaczęła się trząść i strasznie pocić. Wypuściła łyżkę z ręki, obiema dłońmi chwyciła za swoje gardło, a następnie zwymiotowała w sposób, jaki przywodził na myśl filmy o egzorcystach, i padła na ziemię. W powietrzu zaczął unosić się silny zapach curry i żółty dym dochodzący z garnka.

– Ach... Curr... Phhh... nie powi... dlaczego... to... nie... – wyjęczała z bólem, leżąc twarzą do ziemi, trzęsąc się i próbując zwrócić resztki zjedzonego jedzenia.

– Koleżanko? Syamaya!

– Odsuńcie się! Nie wdychajcie trującej mgły!

Renko szybko domyśliła się, co takiego zaszło, i powstrzymała wszystkich przed pobiegnięciem na pomoc leżącej w żółtej mgle Syamai.

– Niemo... liwe... Nie... mo... żliwe... T–Ten... smak... Bleee.

Wystawiona na działanie trujących oparów dziewczyna zalała się łzami i potem. Nie mogąc złapać w ogóle powietrza, spojrzała błagalnie na Kyousuke.

– Syamaya...

– Ja pójdę.

Renko przerwała chłopakowi, który już miał ruszyć ich starszej koleżance na ratunek, a potem sama wbiegła w trującą mgłę. Dzięki temu, że miała na sobie maskę przeciwgazową, nie odczuła w ogóle działania oparów i bez problemów dotarła na miejsce. Syamaya była w kiepskim stanie, miała silne drgawki oraz mętne spojrzenie. Renko wzięła ją na ręce i jak najszybciej uciekła z trującej mgły.

– Koleżanko! – Maina ruszyła w ich stronę.

– E–Ej! Stój!

– Głupia, jeśli teraz się do nich...

Ignorując krzyki Kyousuke i Eiri, Maina pobiegła w stronę Syamai.

Cholera. Maina zaczęła panikować, a to znaczy...

– Aaaaaa!

– Uaaaa. Było blisko.

– Co? Khhh!

Renko uniknęła lecącej po potknięciu się Mainy, jednak Syamaya nie miała tyle szczęścia.

– Ajjjj! P–P–P–P–P–P–P–Pseplasam...

– Ghhhhhhhhhh!

Próbując wstać, Maina uderzyła Syamayę w brzuch.

Po otrzymaniu dwóch tak silnych ciosów dziewczyna zaczęła zwijać się z bólu.

Widząc całe zajście, Renko westchnęła z ulgą.

Szoooko. – Wygląda na to, że przeżyła. Cudownie, cudownie.

– Co w tym takiego cudownego?! Przecież zaraz i tak zginie z ręki Mainy, jeśli szybko jej nie zatrzymamy!

– Uauauaua. Ps–Ps–Ps–Ps–Pseplasam!

– Co? Ghh!

Maina, kłaniając się, chciała przeprosić Syamayę, ale uderzyła ją przypadkiem Zidanem w głowę.

Kyousuke doszedł do wniosku, że to nie może trwać ani chwili dłużej. Podbiegł do panikującej dziewczyny i ją unieruchomił.

Cały ten hałas przyciągnął Busujimę, który natychmiast zawołał medyków.

– Niemożliwe... Nie zaakceptuję... Nigdy nie zaakceptuję... Bueee.

Syamayę wyniesiono na noszach, a curry, które wywołało całe to zamieszanie...

– Hmmm. Naprawdę fascynujące. Zabiorę to, jeśli nie macie nic przeciwko.

Przyciągnęło uwagę specjalizującego się w truciznach Busujimy i nikt nie wiedział, co później stało się z "morderczym curry" Mainy.


× × ×


– K–Koleżanko, można?

– ...

Jak tylko zakończyło się gotowanie w plenerze (czyli godzinę po tamtym zamieszaniu), Kyousuke, Renko, Eiri i Maina poszli odwiedzić Syamayę.

Gabinet pielęgniarki mieścił się w rogu Domu Otchłani. Był niewielki, miejsca starczyło jedynie na trzy łóżka. Na stojącym najbliżej drzwi leżał Irokez pod respiratorem, środkowe było puste, Syamaya zaś zajmowała ostatnie, położone tuż przy oknie, przez które patrzyła na roztaczający się za nim las.

Nie odpowiedziała na pytanie, jakie zadał wchodzący Kousuke.

– Przepraszam! Za każdym razem, kiedy coś gotuję, dzieje się coś takiego... Za tamte inne rzeczy też przepraszam. Nie miałam żadnych złych zamiarów! To naprawdę były jedynie wypa...

– Dosyć.

– Eee?

Zapłakana Maina, która ukłoniła się przepraszająco, po usłyszeniu szorstkiego głosu Syamai uniosła głowę.

Przewodnicząca komitetu dyscyplinarnego westchnęła przeciągle, a potem spojrzała na Mainę.

– Mówię, że nie musisz przepraszać. Sama przecież wykorzystałam swoją pozycję, żeby zmusić cię do gotowania. Wykonywałaś jedynie moje polecenia i nie robiłaś nic niezwykłego, prawda? Ja natomiast po tym, co mi się przytrafiło, całkowicie straciłam głowę. Jakie to nieodpowiedzialne. Nie musisz za nic przepraszać, to nie była twoja wina. Prawda? – Na jej twarzy pojawił się łagodny uśmiech, Maina natomiast zamilkła. – Jednak... – Syamaya, kontynuując, opuściła głowę. – Zjedzenie tamtego curry było szokującym przeżyciem. Na początku nie wydawało się takie złe, dlatego zbyt późno zorientowałam się, co się dzieje. Nigdy jeszcze nie zostałam uderzona tak wieloma zadziwiająco silnymi smakami naraz... Stymulowały mój zmysł smaku tak bardzo, że miałam wrażenie, iż zaraz go stracę! Gdybym połknęła to curry, bez wątpienia zniszczyłoby moje organy wewnętrzne. C–Cóż za przerażająca broń...

Syamaya musiała przypomnieć sobie smak tego jedzenia, ponieważ zakryła usta dłonią – prawdopodobnie zebrało jej się na wymioty.

Maina przysłuchiwała się jej z niepewną miną. Nie wiedziała, jak zareagować, bo jak by nie patrzeć, gotowała z nadzieją, że przyrządzi normalne jedzenie. Po chwili Syamaya pogłaskała ją po głowie, mówiąc: – No już, już. Dobra dziewczynka. – Następnie dodała: – W każdym razie dzięki waszej pomocy nic mi nie jest. Igarashi, naprawdę przepraszam, że w ciebie wątpiłam. To przeżycie potraktuję jako ostrzeżenie, żeby na przyszłość bardziej uważać. Nie musisz się nim w ogóle przejmować.

– K–Kolesanko... – Maina poruszona słowami przewodniczącej komitetu dyscyplinarnego ponownie zaczęła szlochać.

Syamaya jest naprawdę wspaniałą osobą... Tylko dzięki temu wszystko dobrze się skończyło.

– Przy okazji, co z waszym obiadem? Nie mogliście przecież zjeść tamtego morderczego curry, prawda? Jeśli przeze mnie...

– Nie musisz się tym martwić. – Renko wskazała palcem swoją maskę i powiedziała z dumą w głosie: – Jak widzisz, mam na sobie maskę, dlatego nie jestem w stanie jeść niektórych rzeczy. Podzieliłam się z nimi... Curry ugotowanym przez moją drużynę i stekiem, który mi podarowałaś.

– Naprawdę? To wspaniale. Ufufu. – Syamaya uśmiechnęła się radośnie, kiedy Renko wspomniała o tamtym steku.

– Cóż... No i mieliśmy ryż. Już kiedy wybraliśmy Eiri, przygotowaliśmy się psychicznie, że nie zostanie nam nic poza nim do jedzenia. Nawet w porównaniu do tej ponurej wizji curry grupy Renko było prawdziwym niebem w gębie.

– Michirou jest naprawdę świetny w kuchni.

– Ta, ta, ta. Wybaczcie, że tak kiepsko gotuję... Poczekajcie tyko – rzuciła Eiri, wpatrując się w Kyousuke i Mainę.

Widząc tę scenę, Syamaya ze szczęścia przymknęła oczy.

– Jesteście naprawdę interesujący. Chociaż chciałabym móc z wami trochę dłużej pogawędzić... nie mam na to czasu. Zakład Otwarty ma naprawdę napięty harmonogram. Następny będzie Spacer w morzu drzew. Wybaczcie mi, proszę, że was ponaglam, ale postarajcie się nie spóźnić. Odpocznę sobie chwilę, a potem wrócę do swoich obowiązków. W końcu trzeba przygotować jeszcze tak wiele rzeczy... Tak, naprawdę bardzo wiele. Ufufu – powiedziała z uśmiechem.

Kyousuke, dyskretnie rozglądając się po pomieszczeniu, zauważył…

Stojący przy półce kosz na śmieci oraz leżącą w nim podartą na strzępy różową chusteczkę.

– ...?!

Jej widok zszokował Kyousuke do tego stopnia, że w jednej chwili cały zesztywniał. Kiedy spojrzał nerwowo na Syamayę, ta przechyliła głowę ze zdziwienia.

– Mam coś na twarzy? – spytała, nie zmieniając wyrazu twarzy.

PsyCome V2 199.jpg

Zachowywała się jak doświadczony zawodowy morderca, który skrywa swoją broń aż do momentu, w którym będzie musiał jej użyć.

Syamaya za tym swoim spokojnym, delikatnym głosem zręcznie ukrywała targającą nią żądzę krwi.

– E... N–Nie! To nic takiego. S–Skoro już upewniliśmy się, że nic ci nie jest.. Wybacz nam, ale musimy już iść!

– Kyousuke, coś się stało? Masz dziwną minę...

– Eiri, koleżanka nam przecież przed chwilą przypomniała, że program jest bardzo napięty, prawda? Lepiej się pospieszmy.

Kyousuke od razu ruszył w stronę drzwi, chcąc jak najszybciej stamtąd wyjść.

– Tak, ale... – powiedziała zaskoczona Eiri, podążając za nim.

– Koleżanko, dbaj o siebie! Eee... Dziękuję bardzo! – Maina ukłoniła się, a potem pobiegła za nimi.

– No to zobaczymy się później. – Także i Renko wyszła.

Syamaya pomachała opuszczającej pokój pielęgniarki grupce.

– To ja powinnam dziękować. Jestem wdzięczna, że mnie odwiedziliście... Nie mogę się doczekać chwili, kiedy będziemy mogli dłużej sobie pogawędzić. Do zobaczenia. Ufufu.

Promienny uśmiech nawet na ułamek sekundy nie zniknął z twarzy Syamai, przez co odnosiło się wrażenie, że cały czas miała założoną na nią jakąś maskę.


× × ×


– Na pewno ci się nie wydawało? – spytała Eiri po wysłuchaniu wyjaśnień Kyousuke, których i im udzielił, idąc opustoszałym korytarzem, jak tylko wystarczająco oddalili się od pokoju pielęgniarki.

– Nie – odpowiedział, kręcąc głową, a potem westchnął. – Nie mam wątpliwości, że to była różowa chusteczka Mainy, którą Syamaya dostała podczas gotowania... Cała rozdarta na kawałeczki.

– Kłamca! – krzyknęła Maina, a potem dodała słabym, drżącym głosem: – Niemożliwe... Cały czas tak łagodnie się uśmiechała, wybaczyła mi, a nawet mnie pocieszyła... Kłamiesz, kłamiesz. Na pewno kłamiesz! Nie uwierzę w to! Musiało ci się przewidzieć...

– Też to widziałam.

– Co? – Zaskoczona Maina spojrzała na Renko.

Twarz dziewczyny była zwrócona w jej stronę, ale przez maskę nie dało się dostrzec, jaką minę wtedy robiła.

– W koszu leżała rozdarta na strzępy różowa chusteczka. Chociaż nie ma pewności, czy to ta sama, którą dostała od ciebie... W każdym razie ja też ją widziałam.

– N–Niemożliwe... K–Kłamiesz... Kłamczucha...

Widząc, jak bardzo Maina się załamała, Eiri poklepała ją po ramieniu.

– Prawda czy nie... Najlepiej będzie na wszelki wypadek zachować ostrożność.

– Racja. Ta chusteczka bez wątpienia należała do Mainy. Nie mogę uwierzyć, że Syamaya tak po prostu ją wyrzuciła...

– Ta. Czyli możemy uznać to za dowód jej urazu do Mainy. Byłoby dobrze, gdyby wyładowała się na tej chusteczce, ale jeśli wciąż jest wściekła... może zastawić na nią pułapkę. Następnym razem to Maina albo któreś z nas może skończyć jak tamta chusteczka.

– ...

– ...

– ...

Zapanowała cisza.

Renko wyjęła broszurkę Zakładu Otwartego i otworzyła ją szeroko, tak żeby wszyscy widzieli, na stronach z planem zajęć na resztę tamtego i następnego dnia.

– Następny jest "Spacer w morzu drzew". Każda drużyna pod przewodnictwem któregoś z opiekunów albo członka komitetu dyscyplinarnego pełniącego rolę przewodnika odbędzie spacer pośród Morza Drzew... Mam wrażenie, że poziom zagrożenia będzie zależny od tego, kto będzie przewodnikiem. Jest tu nawet komentarz "Nie wahajcie się popełnić samobójstwa, jeśli chcecie". W lesie łatwo też jest ukryć zwłoki, a to byłoby jej na rękę, gdyby chciała zastawić na nas pułapkę, prawda? A może... – Renko przejechała palcem po programie, starając się przewidzieć posunięcia Syamai.

Spokojny głos, jakim to mówiła, przypomniał Kyousuke o tym, że Renko była mordercą. Nie żadnym skazanym jedynie za zabicie kogoś amatorem, tylko zawodowym mordercą.

– Podczas dzisiejszego testu odwagi? Chociaż grupy zostaną podzielone na pary, będą tam obecni nauczyciele oraz inni członkowie komitetu dyscyplinarnego, więc totalną głupotą byłoby coś wtedy spróbować… I dlatego właśnie uważam, że to podczas tego punktu programu może uderzyć. Na jej miejscu tak właśnie bym zrobiła. Eiri, co myślisz?

– Cóż – wywołana do dyskusji dziewczyna, zastanawiając się, dotknęła dłonią podbródka.

Chociaż nie potrafiła zadać ostatecznego ciosu, w zabijaniu była tak samo dobrze wyszkolona jak Renko.

Po dłuższej chwili pokiwała głową i wskazała pomalowanym na jasnoczerwono paznokciem Przyprawiający o zawał test odwagi.

– Gdybym ja miała to zrobić, poczekałabym do nocy. Żeby kogoś zabić, należy się odpowiednio przygotować, a przed Spacerem pośród morza drzew nie starczy jej na to czasu. No i wciąż jeszcze nie wróciła do pełni sił. Poza tym to niewykonalne, chyba że byłaby naszym przewodnikiem. Do testu odwagi powinna mieć już wszystko zaplanowane, a to, że będziemy poruszać się wtedy podzieleni na pary, będzie jej na rękę. Co prawda, całość ma mieć miejsce w Domu Otchłani, ale na całym jego terenie zostaną wyłączone światła – inaczej osoby mające nas straszyć nie miałyby jak się ukryć i poruszać niezauważenie po obiekcie.

– Racja. Podczas trzeciego dnia nie będzie mieć szans na działanie. Poza tym przez przesadną ostrożność sami możemy się wystawić, więc najlepiej będzie skupić się na tych dwóch punktach programu. Co nie? – Łuusz.

– Z jakiegoś powodu... zaczynam się was bać.

Będący zwykłym nastolatkiem, Kyousuke nie mógł nadążyć za rozmową o zabijaniu. Poczuł wtedy, jak wielki dystans dzieli go od tych dwóch dziewczyn. Spędzał z nimi całe dnie i świetnie bawił się w ich obecności, dlatego całkowicie zapomniał... Że od innych uczniów tamtej szkoły oddzielała go gruba linia – głęboki wąwóz wypełniony zakrwawionymi ciałami.

Łuusz. – Kyousuke, coś nie tak? Całkowicie pomijając możliwość, że możemy kiedyś zostać wrogami, teraz się przyjaźnimy. Oko za oko, ząb za ząb... Tak działają mordercy! Nie pozwolę, żeby jakiś nowicjusz z ledwie dwucyfrowym wynikiem odebrał mi możliwość zabicia ciebie albo Mainy. Rozluźnij się.

– Właśnie to mnie w tobie przeraża.

Przed oczami Kyousuke stanął obraz potwornego uśmiechu, jaki malował się na schowanej za maską twarzy Renko.

– Spokojnie – powiedziała Eiri, odgarniając grzywkę. – Powstrzymam ją. Nie pozwolę jej zabić żadnego z was.

– Eiri...

Łuusz. – Nawet jeśli ciebie też mam na liście? Cóż, trudno. W każdym razie nikt z nas nie chce umrzeć z ręki Morderczej Księżniczki, więc powinniśmy współpracować. Przywykła już do zabijania, chociaż w tej kwestii jej do mnie daleko, no i całkiem nieźle posługuje się broniami, mimo że nie tak sprawnie jak Eiri. Zachowajmy od teraz większą czujność, żeby podczas ewentualnej zasadzki móc zachować spokój. Zgoda? – ostrzegła Renko, obrzucając jednocześnie wszystkich wzrokiem.

Kyousuke i Eiri pokiwali głowami, a Maina zagryzła wargi, zaciskając jednocześnie pięści.

– Tak. Rozumiem. Jestem wdzięczna. Przepraszam... to wszystko przeze mnie...

– Nie. Nic z tych rzeczy – zaprotestował Kyousuke z uśmiechem, głaszcząc Mainę po głowie. – Syamaya miała rację, sama to na siebie ściągnęła. Nawet jeśli tak ucierpiała...

– Kyousuke znowu wykorzystuje okazje do obmacywania dziewczyn. Czyżbyś był ostatnio za bardzo spięty? – spytała Renko, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka i wzdychając.

W tym momencie ktoś uderzył ją w tył głowy.

– To ty tu wykorzystujesz okazję. Możesz łaskawie przestać się tak mu narzucać?

– Eiri, no weź. Przyłącz się.

– Iaaa! C–Co ty wyprawiasz?

Eiri odskoczyła po tym, jak Renko szturchnęła ją palcem pod żebrami.

– Oooch. Więc to twój czuły punkt. Ciekawe, czy tu też... Daj mi sprawdzić, daj mi sprawdziiiić – powiedziała radośnie Renko, szturchając Eiri palcem po całym ciele.

Widok tych dziewczyn bawiących się razem jak gdyby nigdy nic uspokoił Mainę.

– Nie mam na nie siły. Maina, bez obaw. Nieważne, co nas czeka, można na nich polegać... No i masz jeszcze mnie u boku. Głowa do góry.

– Ach... D–Dobrze! Masz rację... Mogę na was polegać, więc nie muszę o nic się martwić. Tym razem muszę...

Stać się waszą siłą – w jej piwnych oczach zapłonął płomień determinacji.


× × ×


– Eee… Czy my nie chodzimy w kółko? Mam nadzieję, że to jedynie moja wyobraźnia, ale ta ścieżka wydaje się jakaś znajoma. Auau. – Maina, która obrzucała otoczenie zmartwionym wzrokiem, brzmiała, jakby miała zaraz wybuchnąć płaczem.

Godzina 15:12.

Kyousuke wraz ze swoją drużyną są w trakcie Spaceru pośród morza drzew.

– Nie. Tylko ci się wydaje... Chyba. M–Myli się, prawda? – Przez Mainę także i on zaczął nerwowo badać otoczenie.

Gdzie okiem sięgnąć, roztaczał się gęsty, ciemny las; promienie słoneczne ledwie dawały radę pokonać jego grubą warstwę całkowicie zasłaniającego niebo listowia.

Weszli do niego przed godziną i od tamtej pory nie zauważyli nawet najmniejszej zmiany w krajobrazie.

Kyousuke i Maina zaczęli strasznie się niepokoić, natomiast idąca za nimi Eiri wyglądała na okrutnie znudzoną.

– To jedynie wasza wyobraźnia. Las jest teraz o wiele gęstszy. Widać musieliśmy zajść naprawdę daleko w jego głąb – powiedziała, po czym ziewnęła.

Nie dało się wyczuć od niej nawet cienia napięcia, mimo że teoretycznie musieli cały czas zachowywać czujność w obawie przed Syamayą. Być może za jej spokojem stał członek komitetu dyscyplinarnego pełniący rolę ich przewodnika.

– ...

Była nim idąca w całkowitym milczeniu dziewczyna w okularach mająca włosy związane w warkocze.

Przed wymarszem dowiedzieli się, że Syamaya została przydzielona do drużyny 1B, a więc podczas Spaceru przez morze drzew zagrożenie całkowicie zniknęło, ponieważ nie mogła zostawić przydzielonej jej grupy. Poza tym nie byłaby w stanie odnaleźć ich w tym mrocznym lesie. Gdyby nawet wpadli na siebie na początku albo końcu spaceru, przez obecność nauczycieli i innych członków komitetu dyscyplinarnego miałaby związane ręce.

– Mimo to... Czemu ona tak bez wahania prze przed siebie? – spytał Kyousuke wpatrzony w plecy ich przewodniczki.

– ...

Dziewczyna prowadząca ich przez las, która wyglądała, jakby jej ulubionym zajęciem było czytanie książki w rogu klasy, nie miała ze sobą mapy, a mimo to cały czas szła pewnym krokiem.

Jak ona w ogóle orientuje się tu w terenie?

– Może dzięki temu?

Eiri wskazała miejsce przed ich przewodniczką.

Na ziemi, pośród korzeni i liści, pełzał żółty wąż w geometryczne wzory, który najprawdopodobniej był jednym z pupili pana Busujimy. Najwidoczniej to on prowadził tamtą dziewczynę.

– Aha, czyli przewodnikiem jest wąż pana Busujimy. To musi być naprawdę niesamowite zwierzę. Nie, to jego właściciel taki jest. W każdym razie to niesamowite.

– Obaj są niesamowici! Teraz o nic nie musimy się martwić, prawda?

– Ta. Chyba nic się nie stanie, jeśli skorzystamy z jego pomocy. Przynajmniej dzięki temu nie musimy się martwić, że zgubimy drogę i zginiemy w tej puszczy.

Słowa Eiri uspokoiły pozostałych członków jej drużyny.

– C–Całe szczęście...

Kyousuke podrapał się po piersi, a następnie wyprostował.

Groźba spędzenia reszty życia w tamtym gąszczu zniknęła. Członkini komitetu dyscyplinarnego szła szybko, ale spokojnie za nią nadążali, no i nie sprawiała im żadnych problemów, a więc podczas tego spaceru nie mieli się czego obawiać.

– ...

Mimo to milczenie idącej mniej więcej dwa metry przed nimi członkini komitetu dyscyplinarnego sprawiało, że Kyousuke czuł się nieswojo, dlatego spróbował nawiązać z nią rozmowę:

– Rety, ale tu zielono. I jakie wspaniałe powietrze. Nie sądzi koleżanka?

– Czyżby?

Jego wypowiedziana wesołym głosem próba nawiązania kontaktu spełzła na niczym. Mimo otrzymania tak chłodnej odpowiedzi Kyousuke się nie poddawał.

– Tu jest tak wspaniale, że najchętniej w ogóle nie opuszczałbym tego lasu.

– Czyżby?

No dupa... Odpowiedz jakoś. To fragment jakiejś kiepskiej powiastki komediowej czy jak?

Nastawienie tej dziewczyny było wyjątkowo chłodne, nawet w porównaniu do niskiej temperatury panującej w lesie.

– Jak koleżanka ma na imię? Skoro o tym, sam się jeszcze nie przedstawiłem. Jestem Kyousuke Kamiya, mam piętnaście lat.

– Czyżby?

– Nom.

Bez wątpienia tak właśnie się nazywał i miał tyle lat, więc po prostu chciała uciąć rozmowę. Nie dość, że chłopaka przybiła nieudana próba kontaktu, to jeszcze Eiri rzuciła ostro:

– Startuje nawet do starszych dziewczyn... Naprawdę jesteś wrogiem wszystkich kobiet.

– He? Nie podrywałem jej. Chciałem tylko nawiązać rozmowę.

– Więc jestem jedynie zwykłym śmieciem niewartym w ogóle zainteresowania?

– Śmieciem? N–Nie to to miałem na myśli...

– ...

Dziewczyna, która wcześniej jednym słowem ucinała rozmowę, obróciła się nagle w jego stronę. Chociaż Kyousuke miał wrażenie, że tym razem da radę rozpocząć z nią dialog... To przez przewiercające go ostre spojrzenia otaczających go dziewczyn stracił pewność siebie.

– Nie... Chociaż koleżanka jakoś specjalnie nie wyróżnia się wyglądem, to ma wyjątkowo proporcjonalną twarz. Koleżanka jest naprawdę piękna i bez wątpienia warta zainteresowania!

– Czyżby?

Niedobrze. Nie da się nawiązać z nią żadnej normalnej rozmowy.

Kompletnie wyczerpany próbą nawiązania kontaktu z idącą przed siebie równym tempem członkinią komitetu dyscyplinarnego postanowił nazywać ją Moritą [3].

Eiri strzeliła językiem.

– A więc jednak próbujesz ją poderwać. Jesteś naprawdę nieuleczalny.

– Auau. E–Eiruś, nie przejmuj się...

– To chyba mnie trzeba tu pocieszać, co? I wcale nie jestem nieuleczalnym przypadkiem, jasne? Raany.

Kyousuke westchnął głęboko.

Przez jakiś czas szli w milczeniu, bo po tamtej rozmowie nikt już nie chciał się odzywać. Jedynym dźwiękiem rozchodzącym się pośród leśnej głuszy był cichy odgłos ich kroków. W pewnym momencie...

– Czas minął – powiedziała Morita, nagle się zatrzymując po spojrzeniu na zegarek.

Kyousuke także to zrobił. Była 16:30, o której według programu miał dobiec końca Spacer pośród morza drzew i rozpocząć się Konkurs łapania piranii. Jednak coś się nie zgadzało...

A co z przerwą między nimi?

Kyousuke nie przypominał sobie, żeby ktoś w ogóle wspominał, gdzie ma odbywać się Konkurs łapania piranii, ale bez wątpienia nie tam, bo nie dostrzegał nigdzie żadnej rzeki czy chociaż jeziora, ani nawet pozostałych uczniów i członków komitetu dyscyplinarnego.

Biorąc pod uwagę sam harmonogram zajęć, bez wątpienia byli już spóźnieni.

Stojąca przed nimi Morita odwróciła się i poprawiła okulary, a wąż leżący koło jej stóp uniósł głowę .

Wszyscy z drużyny Kyousuke spojrzeli na nią ze zdziwieniem wypisanym na twarzach.

– Koniec czasu? Niemożliwe, czyżby koleżanka zabłądziła?

– Czyżby?

– Co to niby ma znaczyć, ty...?

– To oczywiste, że nie wiecie, co się dzieje – powiedziała Morita, przerywając Eiri i jednocześnie wraz z wężem pana Busujimy ruszając w ich stronę.

– Co się dzieje? – rzuciła Eiri.

Morita jednak zignorowała jej pytanie, minęła grupę Kyousuke, po czym ponownie się odwróciła, zdejmując jednocześnie okulary. Ostrożnie owinęła je w ściereczkę i wsadziła do pudełka, które schowała do kieszeni w sukience, a potem rzuciła im ostre spojrzenie i obwieściła rozkazującym, zimnym, całkowicie wypranym z emocji głosem:

– Koniec czasu. Jest godzina 16:30, a tym samym zgodnie z planem Zakład Otwarty dobiega końca. Możecie się rozejść. Przed świtem macie o własnych siłach wrócić na teren Zakładu Poprawczego Czyściec. Jeśli podczas powrotu będzie miał miejsce jakiś wypadek albo podejmiecie próbę ucieczki, zostaniecie surowo ukarani, dlatego też zachowajcie ostrożność. Bezpiecznej drogi powrotnej do domu, moi drodzy koledzy.

Drogi do domu? To element Zakładu Otwartego, prawda?

– ...?

– ...?

– ...?

Morita nagle się odwróciła i zaczęła biec, a żółty wąż podążył za nią.

– Tcz! Czekaj no!

Eiri pochyliła się i ruszyła za nią w pogoń. Biegła naprawdę szybko, jej kucyk cały czas unosił się w powietrzu, i już po chwili dogoniła Moritę, która jak by nie patrzeć, miała naprawdę niezłe tempo. Kiedy jednak już ją chwytała...

– ...

Członkini komitetu dyscyplinarnego wyjęła czarny obiekt wielkości pięści i cisnęła w jej stronę.

Na jego widok Eiri natychmiast się zatrzymała i zatkała uszy.

– Granat hukowy?! Powinnam pamiętać...

W tym momencie rozległ się głośny huk, któremu towarzyszył rozbłysk światła.

Kyousuke i Maina byli dosyć daleko, więc tego tak nie odczuli, jednak Eiri nie miała tyle szczęścia, ponieważ znajdowała się w jego zasięgu rażenia. Ogłuszona padła na kolana, a Morita szybko się oddaliła.

Kiedy Eiri zdołała wstać, po ich przewodniczce nie było już śladu.

– Aaaaa, mam tego dość... Cholera! Ta brzydula nieźle z nami pograła...

– Eiruś!

– Ej, nic ci nie jest?!

– Wszystko w porządku, to był tylko granat hukowy. Ale byłam nieostrożna... Przecież członkowie komitetu dyscyplinarnego mogą nosić broń. Zamierzałam ją złapać i przesłuchać... Jaka ja jestem głupia – rzuciła Eiri przez zaciśnięte ze złości zęby, kiedy dobiegła do niej reszta drużyny.

– Auau. – Maina rozejrzała się ze strachem. – C–Co zrobimy? Zakład otwarty tak po prostu...

– Poza tym jak to zgodnie z planem? Przecież nikt nic o tym nie mówił...

Kyousuke odstawił swój plecak i wyciągnął z niego broszurkę. Nieważne, ile razy by jej nie przeglądał, czarno na białym stało tam, że Zakład Otwarty ma trwać trzy dni i dwie noce.

Piekło, a potem czyściec oraz niebo.

Jest dopiero drugi dzień i mamy w planie jeszcze kilka rzeczy. Tak całkowicie zignorować wcześniejsze przygotowania...

– Czyżby to była niespodzianka? – Eiri wyciągnęła broszurkę z rąk Kyousuke.

– Niespodzianka?

– Tak. Chociaż nie ma w ogóle powodów do radości. Zobacz. Tu jest przypis.

Eiri otworzyła szeroko broszurkę, żeby pozostali mogli zobaczyć jej zawartość, i wskazała mały napis pod planem trzeciego dnia.

  • Zaplanowane. Nic więcej. Program zmieni się bez wcześniejszego ostrzeżenia.

– Ale ona powiedziała "zgodnie z planem", co nie?

– Czyli zaplanowany plan obozu zgodnie z planem uległ zmianie, tak? Innymi słowy, tak naprawdę nigdy nie mieli trzeciego dnia w planach – powiedziała Eiri, wzruszając ramionami. – Piekło, czyściec, a potem niebo... tylko że zamiast do niego przejść, przedłużono nam tę drugą opcję. Na milę da się wyczuć złe intencje organizatorów. Zresztą wystarczy spojrzeć na plan trzeciego dnia. Wielka impreza we wspólnej kąpieli, Walka na poduszki zakazanymi technikami, Summer panic w Domu Otchłani, Błoga dla oka impreza w kostiumach kąpielowych... Niedorzeczność tych punktów programu po prostu nie mieści się w głowie, co jedynie potwierdza, że nigdy nie mieli zamiaru ich zorganizować.

– Niedorzeczność? Przecież to byłaby świetna zabawa...

Wspólna kąpiel, walka na poduszki, koncert, kostiumy kąpielowe – wszystko to brzmiało wyjątkowo atrakcyjnie i gdyby doszło do zrealizowania tych punktów programu, uczniowie bez wątpienia znaleźliby się w siódmym niebie.

– Ta, ty z pewnością byłbyś wniebowzięty. Szczególnie z tych pierwszych i ostatnich.

Eiri zamknęła nerwowo broszurkę i spojrzała na Kyousuke z mordem w oczach.

– Moim zdaniem był to jeden z powodów, dla których tak zrobili. Zaplanowali coś, na co uczniowie będą czekać, a potem ze śmiechem zepchnęli ich wprost do otchłani rozpaczy. To jak przy napaści z zaskoczenia. Ukrywali broń do ostatniej chwili, a potem znienacka raz za razem zaczęli cię nią okładać. Nawet gdybyśmy rozgryźli ich zamiary i się przygotowali... to "macie wrócić o własnych siłach" sprzed chwili i tak by nas zaskoczyło. To pewnie był ich cel.

– A–Aha...

Biorąc pod uwagę, jaki to był ośrodek, tej możliwości w żaden sposób nie dało się wykluczyć.

Kyousuke przypomniał sobie wtedy o sprzątaniu pokoi, które wcześniej wzbudziło jego podejrzenia.

Druga noc trzydniowej wycieczki zmieniła się w walkę o przetrwanie.

Co to niby ma być za wycieczka?

– Auauau. C–C–C–C–C–Co teraz? Zostawili nas tu samych i kazali wracać do domu, ale nie znamy przecież drogi! Dojście do tego miejsca zajęło nam tyle czasu... To w ogóle jest możliwe? Auau.

Maina zaczęła rozglądać się dookoła przerażona. Zresztą pozostali uczniowie bez żadnego ostrzeżenia zostawieni sami sobie pośrodku lasu reagowali pewnie podobnie. W końcu ta sytuacja była tak stresująca, że nikt normalny nie byłby w stanie zachować spokoju.

A jednak.

Ziiieeeew. – Skoro trzeba wrócić do świtu, to mamy sporo czasu, nie? Jeśli się pospieszymy, może nawet uda nam się spędzić noc w naszych łóżkach. Na pewno damy radę, o ile podejdziemy do całej sprawy na spokojnie.

Eiri jak zawsze mająca senne spojrzenie zaczęła przeszukiwać swój plecak.

– Jedna tabliczka czekolady, półlitrowa butelka wody... pełna w dwóch trzecich. Chyba trzeba będzie poszukać jakiegoś źródła, jeśli się nam skończy. Co za utrapienie. No nic, pospieszmy się.

Po sprawdzeniu prowiantu, który przed początkiem spaceru miał być jedynie przekąską, oraz zapasów wody Eiri po prostu ruszyła przed siebie.

Zaskoczony tym Kyousuke zawołał ją dopiero po krótkiej chwili.

– Hej, Eiri! Przecież nie wiemy nawet, w którą stronę iść...

– Znam drogę – odpowiedziała, odwracając się.

W tym momencie Kyousuke dostrzegł w jej ręku mały, piętnastocentymetrowy nóż z udekorowaną rękojeścią.

Kręcąc swoją ukrytą bronią w ręku, Eiri puściła mu oko.

– Znaczyłam nim drogę na pniach drzew. Niezależnie od sytuacji zawsze dobrze jest być przygotowanym. Co nie? Przygotowanie to podstawa. – Eiri odgarnęła włosy i ponownie ruszyła przed siebie.

Nóż zniknął równie szybko, jak się pojawił. Najwidoczniej ostrza w paznokciach nie były jedyną bronią, jaką ukrywała. Kyousuke nie wiedział już, czy powiedzieć, że nie spodziewałby się po niej niczego innego, czy może..

Po wymianie spojrzeń z Mainą ruszył za skrytobójczynią z ich klasy.



  1. Morze drzew i samobójstwo to odniesienie do Aokigahary [1]
  2. http://pl.wikipedia.org/wiki/Tetrodotoksyna
  3. Odniesienie do Morita–san wa Mukuchi Mukuchi[2]



Powróć do Rozdział 1 Strona główna Idź do Rozdział 3