Tabi ni Deyou:Podróż

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 3 - Podróż[edit]

- …Lipa. – Burknęła dziewczyna, siedząc na siedzeniu pasażera spoglądając przez przednią szybę na chmury zasłaniające całe niebo jak koc zrobiony ze starej brudnej wełny.

- Taa… może słońce w końcu cię opuściło? – Powiedział chłopiec w żarcie, jednocześnie wykręcając swoje skarpetki przy lekko uchylonych drzwiach.

Nieustający deszcz na zewnątrz nie wyglądał, aby miał w najbliższym czasie ustać, natomiast ubrania, które zdjęli także nie wyglądały aby w najbliższym czasie miały się wysuszyć.


Kilka dni minęło od kiedy opuścili magazyn Szefa. Dwójka podążała teraz już opustoszałą drogą, obierając za cel sąsiednie miasto tak jak to planowali. Mimo że lekko zboczyli z drogi, ponieważ się pomylili podczas jazdy, udało im się – mniej więcej – ograniczyć opóźnienie do jednego dnia.

Jednakże, o zmierzchu zaskoczył ich nagły deszcz.

Minęła tylko chwila i zaczął padać gęsty rzęsisty deszcz, nie pozostawiając im wyboru jak tylko zostać całkowicie przemoczonymi.

Oczywiście nie byli oni bezmyślni. Zawsze nosili przy sobie ubranie przeciw-deszczowe, i mieli także niebieską płachtę, którą używali jako podstawowego namiotu – nie podróżowali oni przez trzy miesiące bez spotkania się z jednym czy dwoma opadami deszczu.

Tyle powiedziawszy, te przedmioty na nic im się w obecnej sytuacji nie przydały.

Nie było rozsądnym jechać Cubbem i jednocześnie trzymać plastikowy parasol a ich tanie płaszcze przeciw-deszczowe, kupione w sklepie spożywczym, nie miały szans w starciu z takim deszczem. Na koniec, silny wiatr nie pozwalał im na spokojne rozbicie namiotu.

Dwójka nie miała innego wyboru jak tylko rozglądać się za schronieniem w ich bezużytecznych płaszczach jednocześnie modląc się do każdego boga, jaki im tylko przyszedł do głowy.

Jeśli ich modlitwa dosięgła bogów lub jeśli któryś diabeł okazał im łaskę, pozostaje to tajemnicą, ale po kilki godzinach jazdy, kiedy to deszcz przemoczył ich zmarznięte ciała od końcówek włosów do szwów ich spodni, chłopiec znalazł opuszczone kombi postawione przy drodze.


Dzięki faktowi że tylne siedzenia mogły być złożone, udało im się podzielić wnętrze na dwie sekcje zawieszając winylową zasłonę na środku i oboje zdecydowali się przebrać w suche ubrania. Nie była to ich pierwsza noc w samochodzie, więc ta czynność nie była im obca. Na szczęście, kombi wydawało się być szczelne: w środku nie było żądnych oznak przeciekania ani pleśni.

Zdjęli jedną część ubrania po drugiej, uchylili lekko drzwi i wykręcali je tak mocno jak to tylko było możliwe zanim przechodząc do kolejnej. Ich ubrania nie będą w stanie wyschnąć tylko dzięki temu, ale gdyby je tak zostawili, mogłyby spleśnieć. Po wszystkim, gdy zdjęli swoje ubrania, przebrali się w świeżą bieliznę i owinęli się kilka koców, czuli się kompletnie wyczerpani.

- Mh, która godzina?

- Err… około dziesiątej. Wieki po czasie w którym powinniśmy mieć obiad!

- Aah… więc to dlatego jestem głodna… - Powiedziała dziewczyna drapiąc się po brzuchu.

Chłopiec był całkowicie tej samej myśli.

- Miałem zamiar zrobić nam herbatę, ale może chcesz z nią coś lekkiego do jedzenia?

- Pewnie. Jako zamiennik obiadu.

Chłopiec otworzył ich bagaż i wyjął przenośny piecyk i malutki czajnik. Ponieważ chłopiec nie był zbytnio zwolennikiem duszności to zostawił on drzwi lekko uchylone. Wpadający deszcz był do wytrzymania o ile były otwarte na krótką chwilę.

Chłopiec położył drewnianą deskę, którą znalazł w bagażniku, na środkowym siedzeniu i zaczął gotować wodę. Wraz z odgłosem opadającego deszczu dodanego do już trwającego cichego nastroju, jakiegokolwiek rozmowy które między nimi trwały ostatecznie ustały. Dopuki woda nie zaczęła się gotować, wnętrze samochodu wypełniał tylko dźwięk kropel opadającego deszczu.

Jak tylko woda się zagotowała, chłopiec natychmiastowo zgasił piecyk i zatrzymał ciepłe powietrze od przedostania się na zewnątrz poprzez zamknięcie drzwi. Następnie chłopiec nalał wrzątku do dwóch kubków i wrzucił po jednej torebce herbaty.

Cisza, która powróciła po krótkiej chwili została przerwana przez kichnięcie dziewczyny.

- Jest ci zimno?

- Nie, jestem w porządku. A co z tobą? Jak by nie było, byłeś bardzie odsłonięty na deszcz niż ja. – Zapytała dziewczyna, krzywo się uśmiechając.

Chłopiec odpowiedział śmiejąc się, - Proszę się nie martwić, Pani! Nie jest mi tak łatwo się przeziębić, a to ze względu na to że jestem mężczyzną! Ale ty jesteś damą, więc proszę rozgość się i zadbaj o siebie.

Dziwne jakie by nie było, brązowy koc dziewczyny którym się okryła nagle wyglądał jak Juunihitoe kiedy to używał takiego stylu mówienia.

- Moja Pani, twoja herbata.

Chłopiec podniósł i podał jej niebieski kubek w stronę jej siedzenia.

- Mm, wykonałeś dobrą robotę. Jestem usatysfakcjonowana.

Dziewczyna przyjęła kubek i spuściła wzrok na brązowy płyn, którym po sam brzeg wypełniony był kubek. Mocny zapach unosił się razem z gorącą parą prawie jak żywe stworzenie z czarnej herbaty, pomimo że był to tani typ, i łaskotał nos dziewczyny. Zbyt mocna! Cóż, ale zrobił ją w trosce o mnie, więc będę wdzięczna.

Chłopiec podał jej kilka twardych jak kamień kostek cukru, które ona wrzuciła do swojego kubka i zamieszała. Lekko gorzka jednocześnie aromatycznie pachnąca rozgrzewała ją od środka, kiedy tylko wzięła łyk.

-…uroczo ciepła…

- Cóż, jest świeża prosto z czajnika!

-…niemożliwie gorzka…

- Przepraszam…

Oboje wspólnie się zaśmiali.

Po skończeniu ich prostego obiadu składającego się z herbatników, o długiej dacie do spożycia, i czarnej herbaty, oboje zajęli się kilkoma zadaniami takimi jak uporządkowanie ich bagażu i sprawdzeniu ich racji żywnościowych, a następnie wcześnie udając się do łużka.

Ostatecznie, obudzili się kiedy zegar wskazywał siódmą rano—na zewnątrz wciąż padało. O ile chłopiec miał wrażenie że deszcz trochę osłabł, o tyle chmury ciągle były tak samo gęste jak przedtem i nie przepuszczały żadnych promieni słonecznych.

Chłopiec przekręcił się i próbował rozciągnąć swoje ciało na tym wąskim siedzeniu pasażera. Spał on dłużej niż się spodziewał, sprawiając że zdał sobie sprawę z faktu że najwidoczniej był dość trochę zmęczony. Prosto mówiąc, od leżenia zesztywniał i za każdym razem kiedy się wyginał jak ryba złapana na haczyku, z różnych części ciała kości zaczęły mu strzelać.

Zdumiona jego dziwnymi ruchami—albo może się po prostu budzi—kocowa kluska na tylnym siedzeniu, czyli dziewczyna, zaczęła się lekko ruszać.

Wychylając lekko głowę ze swojego schronu, spojrzała na sytuację na zewnątrz i ponownie ją schowała do środka. Wraz z przygnębionym westchnięciem, kluska ewentualnie wstała.

- Dobry…

- Mh, dzień dobry.

Biorąc pod uwagę jej codzienne trudności z wstawaniem, udało jej się wstać nawet nieźle, co można prawdopodobnie przypisać do głębokiego snu jaki miała. Udało im się z regenerować większość zmęczenia z pół dniowej podróży.

Teraz pragnienie snu zostało zaspokojone, jednakże początek do kolejnego pragnienia był rzeczą oczywistą. Żołądek chłopca dał głos swojemu niezadowoleniu poprzez głośne burczenie.

- Chyba zrobię sobie śniadanie. Chcesz też coś?

- …Nie, dzięki.

Chłopiec był oszołomiony.

Był to pierwszy raz kiedy to podczas ich trzy-miesięcznej podróży nie była to ona która skarżyła się na pusty żołądek.

- Wszystko w porządku?

- Ej no… myślisz, że jestem żarłokiem czy co?

Dziewczyna przyjęła kubek i spuściła wzrok na brązowy płyn, którym po sam brzeg wypełniony był kubek.

- Taa.

Przygotowując się w następnej chwili na uderzenie, chłopiec trzymał swoją głowę nisko.

Jednakże, nic nie nadeszło. Bez wątpienia, coś było nie tak.

- Pozwól mi zmierzyć ci temperaturę.

- Naprawdę, nie trzeba, nic mi nie jest…

- Nie. Twój sprzeciw został odrzucony.

Uważniej się przyglądając, jej kolor skóry wyraźnie nie wyglądał na normalny. Jej zdrowy, opalony odcień skóry lekko pobladł.

Chłopiec prześliznął się między siedzeniem kierowcy a pasażera, wciąż zawinięty w swój koc i przykucnął obok dziewczyny. W prawej ręce trzymał termometr, który wyciągnął z ich bagażu.

- No dalej, nie czujesz się dobrze, prawda? Nie ma powodu aby się przede mną wstydzić, więc proszę przynajmniej zmierz swoją temperaturę. - …Okej.

W końcu ulegając, dziewczyna posłusznie przyjęła termometr i po lekkich zmaganiach umieściła go pod pachą. Ponieważ dziewczyna pod kocem nie miała na sobie nic poza bielizną to chłopiec jeszcze odwrócił się od niej dla pewności.

W międzyczasie, chłopiec otworzył ich przenośną apteczkę i sprawdził ile lekarstw im jeszcze zostało.

- Ciekawe co ci jest. Przeziębiłaś się, czy może to coś innego?

Dziewczyna tylko się odwróciła nie odpowiadając na pytanie chłopca.

- …deszcz, tak mi się wydaje. Ale trochę to dziwne, nie miałam żadnych problemów…

W następnej chwili, dziewczyna złapała chłopca za kołnierz i groźnie na niego spojrzała z przerażającym grymasem na twarzy.

- Jest też te kłopotliwe comiesięczne zdarzenie dla nas, dziewczyn! – Ryknęła dziewczyna, sprawiając że chłopiec się skurczył i padł na czworaka.

- P-Proszę wybacz moją niegrzeczność, o pani…

- …Wygląda na to że załapałeś. Myślę że trochę to potrwa, ale nie przejmuj się ponieważ i tak nie możemy się stąd ruszyć przynajmniej dopóki nie przestanie padać.

- …Naprawdę, jeśli o to chodzi to ja nie mam o tym żadnego pojęcia, będąc facetem i takie tam, więc no… powiedz, wszystko w porządku?

- Hm… moje zwykle nie są uciążliwe… ale tym razem wygląda że będzie inaczej… - Wytłumaczyła dziewczyna kuląc się trzymając się za brzuch.

- Chcesz tabletkę przeciwbólową?

- Właściwie to jedną już wzięłam przed snem. Czyżby już przestała działa…?

Faceci nie są za wiele przydatni w takich chwilach. Jeśli chodzi o zarządzanie lekami to oboje się tym zajmowali, natomiast tylko dziewczyna zajmowała się jej własnymi przedmiotami związanymi z jej higieną, więc chłopiec wyciągnął tylko tabletkę z opakowania które informowało się jako dobre na bóle głowy a także bóle menstruacyjne.

- Masz, i trochę wody.

Dziewczyna usiadła ciężko i przyjęła wodę i tabletkę którą podał jej chłopiec.

- …Tak naprawdę to chciała się zaopatrzyć w niektóre rzeczy kiedy byliśmy w magazynie. Cóż, powinnam pożyczyć trochę od sekretarki, ale całkowicie zapomniałam…

- Więc to tego szukałaś?

- Taa.

Dziewczyna połknęła tabletkę popijając wodą i podała kubek chłopcu. Normalnie, opróżniła by go do dna, ale tym razem trochę jeszcze na dnie zostało. Prawdopodobnie jej brzuch też nie miał się dobrze.

Chłopiec wypił resztę która została i wytarł usta.

- Czy wciąż chcesz coś zjeść?

- …Nie, dzięki.

Najprawdopodobniej, najlepiej by było dla niej gdyby coś przekąsiła, ale chłopiec nie chciał jej zmuszać. W zamian dał jej witaminową galaretkę którą znalazł.

Jej temperatura wynosiła 37.9 Stopni Celsjusza. Raczej wysoka.

Aktualny czas to 14:00.

Deszcz ciągle padał a stan dziewczyny dramatycznie się pogorszył.

Z początku, często siadała aby wykonywać małe czynności takie jak zmienianie ręcznika, ale po południu przestała się ruszać i na zmianę budziła się i zapadała w lekki sen.

Po zużyciu wszystkich lekarstw przeciwgorączkowych, jej gorączka przekroczyła 38 stopni Celsjusza. Nawet chłopiec zdał sobie sprawę że nie mógł do tego doprowadzić jej comiesięczny cykl. Chłopiec podejrzewał że na dodatek się przeziębiła. Biorąc pod uwagę fakt że tak długo była wystawiona na deszczu, była nawet możliwość zapalenia płuc.

Nawet jeśli nie była to pneumonia, jak powinien dać sobie radę z innymi chorobami? Jednymi lekami pod ręką było kilka tabletek na ból głowy i przeziębienie a także jakieś maści. Niemiał on żadnych sposobów leczenia żadnej choroby poważniejszej od przeziębienia. Jedyne co mógł to położyć jej zmoczony deszczem ręcznik na czole.

Dziewczyna była w niebezpieczeństwie.

Chłopiec nie był w stanie nic zrobić jak tylko przyznać się do bycia bezmyślnym by nie rozważyć takiej sytuacji podczas ich bycia w drodze od trzech miesięcy. Właściwie to było to raczej zadziwiające że nic takiego nie zdarzyło się wcześniej podczas ich podróży, które było równie mocno bazujące na dużym szczęściu i sprzyjającym losie.

Jednakże, chłopiec nie miał czasu aby żałować błędów jakie popełnił. Chłopiec stanął przed wyborem który był wiele razy trudniejszy od licznych egzaminów z którymi przyszło mu się zmierzyć podczas jego dziewięcio-letniej obowiązkowej nauki.


Zostać tutaj i liczyć na wrodzony system odpornościowy dziewczyny?

Alternatywnie, udać się do sąsiedniego miasta samemu i znaleźć lekarza?

Oba wybory miały wady które gromadziły się na wysokość Everestu.

--Na domiar tej niewiadomej, która może być wyleczona przez jej system odpornościowy lub nie, ta sytuacja stała się ponieważ ten właśnie system odpornościowy został osłabiony. Co jeśli była to choroba której nie będzie się dało wyleczyć bez pomocy lekarza?

--Jeśli udałby się sam po lekarza, jak wysokie było prawdopodobieństwo że lekarz zgodzi się przyjść z wizytą? Co jeśli żadnego nie znajdzie? Kto się będzie opiekował dziewczyną gdy go nie będzie? Czy ma wystarczająco paliwa?

Tak czy inaczej był to ryzykowny wybór typu wszystko albo nic—w którym nawet nie było pewności czy jego starania się na coś zdadzą. Całe ryzyko spocznie na dziewczynie.

Chłopiec zacisnął zęby, rozdrażniony swoimi słabościami i wyzywająco spojrzał na niebo i ten niekończący się deszcz.

Czas płynął a chłopiec jedynie zmieniał zmoczony ręcznik na czole dziewczyny i trzymał ją za rękę.

Podczas ciągłego wpatrywania się w chmury za oknem, pewna szalona myśl przyszła mu do głowy.


Zmagać się z dziewczyną na plecach, aż nie dotrą do następnego miasta.


Jako że miasto wyglądało na dobrze zaludnione, to powinien się tam znajdować jeden lub dwa lekarze a i gdyby odmówili zbadania dziewczyny, chłopiec mógłby ich zastraszyć.

Tym sposobem chłopiec potrzebował paliwa tylko w jedną stronę i lekarz mógłby dwa razy szybciej ją zbadać w porównaniu do pójścia samemu aby przyprowadzić go ze sobą. Ale za to nie będzie w stanie opiekować się dziewczyną podczas jazdy, ciągle mógłby zatrzymywać się od czasu do czasu aby ją doglądać.

Jednakże, ten wybór był o wiele bardziej ryzykowny od pozostałych dwóch. Nieważne jak na to spojrzeć, przewożenie ciężko chorą osobę Super Cubem przez ulewny deszcz, było głupim pomysłem. Nawet chłopiec, autor i wykonawca tego pomysłu, pomału zaczął wątpić w swój zdrowy stan umysłu.

Jednakże. Jednakże, dziewczyna cierpiała gdy on wciąż myślał—wyczerpana przez chorobę, mimo tego że ważyła sześć kilo mniej od niego mimo będąc tego samego wzrostu.

Nawet nie będąc w stanie zawołać o pomoc, jego ukochana dziewczyna cierpiała.

Chłopiec nie był w stanie ani nawet nie chciał unikać faktów.

A czas płynął.


Chłopiec zaczął pakować się szybciej i umiejętniej niż kiedykolwiek wcześniej.

Chłopiec zdał sobie sprawę że nie mogli jechać w sposób jak to zwykle bywało. Niesienie kogoś kto był pozbawiony sił było bardzo kłopotliwym zadaniem – gorszym od wypełnionego wodą manekina. Nawet gdyby przywiązał ją do siebie, sadząc ją na siedzeniu pasażera narażało by ją to na ryzyko że jej nogi mogą się zaczepić o tylne koło.

Był tylko jeden sposób aby to się mogło udać: wiążąc ją do niego jednocześnie ściskając się nawzajem i jadąc jednocześnie ją tak podtrzymując. Szczęście w nieszczęściu, skuter Super Cub był bardziej przeznaczony do wykonywania na nim pracy, zatem mógł być prowadzony jedną ręką. Jeśli tylko da rade wytrzymać taki długi dystans, jadąc z pełną prędkością jedną ręką, to się okaże, ale chłopiec nie miał żadnych intencji rozważania jakiś problemów które mógłby rozwiązać wkładając swój wysiłek.

Jeśli chodzi o jej ubrania, ubierając ją w spódniczkę nie było dobrym wyjściem jako że jej temperatura ciała by spadła. Chłopiec ubrał ją w dwa dresy które mieli w zapasie i założył na nią płaszcz przeciwdeszczowy po tym jak owinął ją cienkim kocem.

Zmienianie ubrania nieprzytomnej dziewczyny w wąskim aucie wymagało wyginania jej ciała jak w przypadku poplątanych puzzli, ale było to łatwiejsze od przemierzania jednokierunkowego labiryntu w porównaniu do widoku jej pół-nagiej w tych wszystkich pozycjach.

Podczas zmagania się ze sobą podczas tej całej sytuacji, chłopiec założył jej spodnie. Było one trochę luźne w pasie, ale poradził sobie z tym zacieśniając pasek.

Chłopiec rozważał pozostawienie za sobą bagażu, ale ostatecznie zdecydował się wziąć go ze sobą.

Jeśli nie znalazł by lekarza, musiałby szukać dalej z niewystarczającym prowiantem, i jeśli by jakiegoś znalazł, mógł on zażądać jakiegoś rodzaju opłaty. Spowolni ich to, ale nie można było nic na to poradzić. Musiał wierzyć w siłę woli dziewczyny.

Chłopiec przywiązał ją do siebie używając ich siatki na hamak i liny do suszenia prania i nawet upewnił się że mógł się poruszać mając ją tak u siebie uwiązaną. Dziewczyna pobiłaby go do nieprzytomności gdyby tylko zobaczyła jak są ze sobą związani.

Tyle że chłopiec był zdeterminowany aby zrobić wszystko aby dziewczyna odzyskała tą żwawość.

Chłopiec także założył płaszcz przeciwdeszczowy i włożył swój wciąż na wpół mokrą marynarkę. Zrobiony z włókien syntetycznych, przemoczony był ciężki, ale był to jego mundur bitewny.

Żegnając się z kombi, które dobrze im służyło jako tymczasowe schronienie, chłopiec wkroczył w niekończący się deszcz na zewnątrz.

Dla tych, którzy mogą nadejść, chłopiec zamknął drzwi.

Pozostałe pytanie brzmiało czy Super Cub był ciągle na chodzie po tym jak został wystawiony na deszcz na tak długo.

Bak był pełny. Jednakże, o ile ochronił go winylową plandeką to mimo to ciągle był wystawiony na działanie deszczu. To czy będzie wstanie się nim poruszać się dopiero okaże.

Ale na tą chwilę, chłopiec nie był gotów aby być łaskawym względem Super Cuba.

Chłopiec wskoczył na siedzenie i sprawdził czy dziewczyna mocno i solidnie siedziała. Cały ich bagaż został przywiązany do siedzenia pasażera przez chłopca aby osiągnąć równowagę.

Podczas słuchania dźwięku deszczu uderzającego o płaszcze przeciwdeszczowe, chłopiec założył swój kask z goglami.


Super Cubie! Pokaż mi, na co się stać!


Chłopiec nadepnął na zapłon z mocą.

Chłopiec nie wiedział czy jego Super Cub odpowiedział, „Zostaw to mnie!”.

Ale ten silny ryk czterosuwowego chłodzonego powietrzem jednocylindrowca, który się uniósł był bardziej uspokajający niż jakikolwiek odzew mógłby być.

Super Cub poruszał się wzdłuż drogi w ulewnym deszczu.

Jego prędkościomierz wahał się przekraczając prędkość maksymalną a krople deszczu które w normalnej sytuacji były by niegroźne uderzały w twarz chłopca z siłą plastikowych kulek. Jego uścisk na przepustnicy, jednakże, nie pokazywał najmniejszego znaku rozluźnienia.

Jednocześnie będąc w uścisku ramion chłopca, dziewczyna była zagubiona w myślach.

O ile doceniała opiekę chłopca, nie mogła ona wyraźnie przypomnieć sobie niczego co wydarzyło się po południu.

Jej pole widzenia się trzęsło mimo że nie było trzęsienia ziemi—pewnie przez jej gorączkę, dziewczyna podejrzewała.

Głośne echoczące brzęczenie Cubiego zaraz przy jej uchu bardzo ją drażniło. Dziewczyna mogła poczuć chłopca i jego przyjemnie chłodny płaszcz przeciwdeszczowy, zatem dziewczyna zastanawiała się czy czasem nie znajdowała się w jego ramionach.

Dziewczyna nie mogła wyczuć, w jakiej pozycji się znajdowała, ponieważ zawroty głowy które miała od rana się tylko pogorszały. Dziewczyna czuła jak gdyby ktoś potrząsał jej głową.

A żeby jeszcze pogorszyć sprawy, jej żołądek był o włos od rozpoczęcia rewolucji. Nieprzyjemna kombinacja mdłości i bólu brzucha zmieniała jej części brzucha w piekło na ziemi. Bolało jak gdyby coś z kolczastego było w środku jak krokodyl czy kasztan.

O dziwo, osobie łatwiej ochłonąć gdy się tak źle czuje; nawet mimo bycia tak potrząsaną w jego ramionach, dziewczyna zauważyła że przyglądała się tej scenie jako bierny obserwator.

Nie tylko jej pole widzenia i jej uszy się rozleciały, ale także jej węch i zmysł smaku, więc dziewczyna miała problem ze zrozumieniem zaistniałej sytuacji. Możliwe że dziewczyna po prostu zaczęła majaczyć przez jej gorączkę, ale i tak się tym jakoś nie przejmowała.

- Wciąż… - Pomyślała dziewczyna, - czy wszyscy chłopcy są tacy zimni w dotyku? – Może i deszcz dość trochę padał, ale mimo to wciąż było lato. A mimo to ten chłopiec był zimny.

- Aah, - Dziewczyna znalazła trzeźwe wytłumaczenie. To ona była rozpalona. A względność była najprawdopodobniej przyczyną.

- Wciąż… - Dziewczyna pomyślała ponownie. – od kiedy moje okresy stałe się tak trudne do przetrwania? Co za wstyd! – Pewnie, dziewczyna czuła że się zacznie parę dni temu, ale nie spodziewała się że tak łatwo zostanie wykluczona z codzienności. Jeju, czasami naprawdę kiepsko być dziewczyną.

Kiedy zasypiała w podobnych chwilach, nigdy nie miała dobrych snów.

Ale cóż, jeśli staje się wobec mnie taki opiekuńczy – pomyślała – to nie powinno być niż złego w byciu chorym raz na jakiś czas. – Dzięki temu, tym sposobem mogła sprawić aby ją przytulał całkowicie legalnie bez wyglądania dziwacznie!

O dziwo, dziewczyna nie była nawiedzana przez jakiekolwiek koszmary podczas gdy była w jego ramionach.


- Jest źle… jej gorączka stała się bardzo wysoka… - Mruknął chłopiec, sprawdzając dotykiem jej czoło.

Trzymając dziewczynę w ramionach, chłopiec zatrzymał skuter i podparł się nogą.

Ponieważ dziewczyna stale się trzęsła, chłopiec dał jej tylko ocieplacz do rąk jednorazowego użytku, tyle że coś takiego nie miało szans aby coś polepszyć. Dziewczyna nie była już blada. W zamian, stała się czerwona jak pomidor i jej oddech był nie równy.

Być może chłopiec powinien rozważyć siebie jako szczęściarza w okolicznościach takich że deszcz trochę osłabł po dwóch godzinach, ale wciąż nie było ani śladu skrawka niebieskiego nieba. Chłopiec także użył na niej ich ostatniego żelu ochładzającego, ale na to czy coś zdziała będzie trzeba poczekać…

Chłopiec zrobił wszystko co tylko mógł. Jedyne co pozostało to kierować się prosto do sąsiedniego miasta, wierząc w jej siłę organizmu.

Wkładając siłę w jego zdrętwiałą lewą dłoń w celu aby podtrzymać ją, chłopiec zacisnął uścisk wokół dziewczyny.

Silniki Cuba, który całkowicie się rozgrzał brzęczał nieustannie.

Było po szóstej, kiedy „sąsiednie miasto” o którym powiedział im szef znalazło się w zasięgu wzroku. Tak jak mówił, wydawało się być to miasto portowe: poza widokiem miasta otoczonego mgłą chłopiec mógł zobaczyć rozległe niebieskie morze. Chłopiec zbliżał się do portu.

Między nimi ciągle było mniej więcej cztery do pięciu kilometrów, więc chłopiec nie mógł dostrzec za wiele.

Chłopiec próbował zdjąć gogle i przyglądać się przez lornetkę, ale przy obecnej pogodzie i słabym powiększeniu, nie dawało to żadnego skutku.

Niebyło czego się obawiać jeśli było to spokojne miasto. Jednakże, w tych czasach nieładu, „spokojne miasta” nie były takie powszechne. Były nawet takie które zostały opuszczone ponieważ zostały rozgrabione lub przez trwające zamieszki.

Najstraszniejsze były te, jednakże, które zdecydowały się na politykę zamkniętych drzwi i zrobiły by wszystko aby się bronić, eliminując każdego intruza bez wyjątków.

Nie wiedział czy te miasto było jednym z tych.

Chłopiec otrząsł objawy zaniepokojenia które się nagle uformowały w jego sercu.

Nie mógł już zawrócić. Musiał przyjąć słowa szefa za prawdę i uwierzyć, że było to tętniące życiem miasto.

Chłopiec sprawdził policzek dziewczyny, który okazał się niezwykle gorący. Okład żelowy nie był użyteczny. Chłopiec absolutnie musiał znaleźć lekarza, albo w najgorszym wypadku, przynajmniej zdobyć lekarstwa.

Chłopiec będzie w zasięgu wejścia w ciągu kilku minut po włączeniu jeszcze raz silnika.


Jednakże, to co czekało na niego zaraz na wejściu było przeszkodą która przewyższyła jego oczekiwania… nie, aby być dokładnym, były to „przeszkody”.

- …Co, do… - Wymamrotał, zdumiony.

Z dobrego powodu! Liczba budynków nareszcie zaczęła się zwiększać kiedy wjechał do miasta. Jednakże, na środku drogi znalazł on lekki autobus który był przewrócony na bok. Dwa takie.

Z jakiejkolwiek strony by na tę scenę spojrzeć, nie było to naturalne. Dwa autobusy ciasno zastawiły dwa pasy jezdni po jednym na każdą a i w lukach między nimi i na chodnikach można było zauważyć minivany, całkowicie zastawiając drogę.

Wszystkie luki zostały wypełnione workami z piaskiem i autobusy były nimi wypełnione. Bez wątpienia była to barykada aby zabronić wejścia intruzom.

Fakt że znajdowała się tam barykada—sposób na obronę przed silnymi najazdami—oznaczał że nie byli dobrze nastawieni wobec podejrzanych typów.

- …Cholera…!

Najprawdopodobniej, było to zbudowane ze strachu przed grabieżą. Wysokość barykady łatwo można zniwelować jeśli tylko miało by się na czym stanąć, ale jej celem było utrudnienie użycia samochodów i motocykli. Grabieżcy tylko zaczynają ofensywę kiedy mają wyraźną przewagę. Prawdopodobnie, mieszkańcy przypuszczali że tacy przestępcy nie mieli by odwagi wtargnąć do miasta które wyglądało jakby miało własną milicję.

Jednakże, oznaczało to że z pomocą Cubbiego dalej nie zajedzie. Nieważne jak wspaniałym skuterem Cubby był, to i tak nigdy nie przeskoczyłby nad przewróconym minibusem. Nie było możliwości obejścia tej blokady pieszo. Chłopiec musiał przezwyciężyć tą przeklętą barykadę przy pomocy jego własnych nóg i znaleźć lekarza.

Będąc zdecydowanym, nie było żadnego powodu aby się wahać. Chłopiec rozwiązał linę którą przywiązał do siebie dziewczynę i wziął ją na barana.

Było to raczej trudne aby wspinać się po jednym z autobusów z tylko jedną wolną ręką, ale było to dobra decyzja. Dzięki faktowi że był na wzniesieniu, chłopiec z łatwością mógł rozpoznać pułapki które były wszędzie porozstawiane. Jeśli ktoś chciał iść na około między budynkami to musiał się liczyć z polem minowym wypełnionym zapadniami i stalowymi pułapkami. Co więcej, w najgorszym wypadku gdyby komuś udało przebić się przez barykadę, to za nią znajdowała się ogromna dziura która może pochłonąć kilka samochodów. Intruzi mieli tam wpaść w przypadku gdyby przebili się przy użyciu siły. Było to także efektowne przeciwko ludziom który nieuważnie wspinali się po barykadzie—i mogliby uważać siebie za szczęściarzy jeśli złamali by tylko kilka kości. W rzeczy samej, były to paskudne pułapki.

Im bardziej poruszał się na przód w kierunku, który uważał za najkrótszy do środka, tym bardziej zmniejszała się liczba samochodów. „Uważał”, ponieważ swoje przypuszczenia opierał na szerokości drogi i zmianie w wyglądzie budynków miasta, ponieważ nazwy miejsc całkowicie znikły ze znaków i tablic.

Liczba samochodów zaparkowanych wbrew przepisom, a raczej, „porzuconych”, na ulicy zniżyła się prawie do zero gdy tylko przeszedł przez jedne światła na skrzyżowaniu.

Chłopiec nie wiedział czy zostały przemieszczone gdzieś indziej ponieważ zawadzały na drodze czy może mogły się jeszcze do czegoś przydać, ale wyraźnie było widać że miasto jest rządzone przez ludzi. I najwidoczniej dobrze zorganizowanych: kiedy chłopiec zaglądał przez okna sklepowe na półki, to zauważył że wszystkie towary zostały gdzieś wyniesione. Jednakże, nie było żadnych znaków grabieży. Ktoś prawdopodobnie przetransportował je systematycznie.

Ciągle nie można było spotkać ani jednej żywej duży, a niesienie kogoś na plecach zabierało więcej sił niż można by się było spodziewać. Różnica w ich wadze równała się około sześciu kilogramów, co wciąż oznaczało, że jego nogi musiały podnieść prawie dwa razy tyle co zwykle.

Prowadząc skuter przez długi czas podczas ulewnego deszczu, kroki chłopca stopniowo sprawiały mu ból.

Na dodatek, jego ramiona i nogi prawie mu zdrętwiały od łokci i kolan w dół przez jego niską temperaturę ciała. Przez to, zadrapania na jego stopach, przyprawiające mu ból, zaczęły słabnąć. Fakt że jego zmysł równowagi zaczął przez to cierpieć, jednakże, dobrze nie znaczyło. Jeśli by teraz upadł, nie byłby już więcej wstanie wstać.

Kiedy przyspieszył, skupiając swoją chwiejną wolę i ciało, jego pole widzenia nagle się rozszerzyło i duża szkoła ukazała mu się w polu widzenia.


Prawdopodobnie było to liceum. Minęły miesiące od kiedy chłopiec ostatnio widział tak specyficzną instytucję.

Jak to zwykle bywało ze szkołami które miały zbyt dużo wolnego terenu, otoczenie wokół szkoły było bardzo obszerne. Chłopiec nie zauważył nikogo na zewnątrz, ale światła w kilku pokojach w szkole były włączone.

Być może, ewakuowani tu mieszkali. Szkoły były częstym schronem dla uchodźców. Po za tym, te światła bez wątpienia były zasilane elektrycznością.

- Mm?

Ktoś jednak był. Przy wejściu do Sali gimnastycznej będącej obok budynku szkoły, był tam mężczyzna.

Chłopiec zmrużył oczy i ostrożnie się upewnił czy był to przyjaciel czy też wróg.

Wyglądał na kogoś przed trzydziestką. Stał prosto pod zadaszeniem Sali w garniturze.

Nie wyglądał aby miał ze sobą broń i jako tako wyglądał na przyjaznego.

Decydując się na zapytanie go o informacje o lekarzu, chłopiec podszedł do bramy szkoły.

Ale w momencie gdy miał właśnie przekroczyć bramę, chłopiec zaczął się wahać.

Czy naprawdę było to bezpieczne tak zwyczajnie tu wejść? Nie było by lepiej ukryć gdzieś dziewczynę i negocjować będąc samemu?

Chłopiec potrząsł głową i przegonił te nagłe negatywne myśli.

Nie było pożytku rozmyślać nad takimi wątpliwościami. Jeśli byłby zaatakowany i tak by przegrał, nawet jeśli udałoby mu się pokonać jednego czy dwóch z wielu. Przedzierając się przez barykadę walcząc jednocześnie niosąc chorą dziewczynę było niemożliwe. W pierwszej kolejności, nie byłby wstanie dotrzeć do magazynu na paliwie które mu zostało.

Tym razem chłopiec nie miał wyboru jak tylko polegać na jego słabym szczęściu i dużym szczęściu dziewczyny.


Po upewnieniu się że dziewczyna mocno siedzi mu na plecach, chłopiec przeszedł przez otwartą bramę i ruszył prosto przez dziedziniec szkoły w stronę Sali gimnastycznej.

- Hej tam! Przepraszam!

Kiedy chłopiec zaczął krzyczeć, to mężczyzna natychmiast zwrócił ku niemu wzrok. Z bliska chłopiec zauważył stanął naprzeciw dość dużemu facetowi który był o około dwadzieścia centymetrów większy od niego. Mężczyzna ubrany był dobrze wykonany garnitur ze starannie zawiązanym krawatem. Był to bardzo przystojny mężczyzna, lekko mówiąc, mający krótko obcięte włosy które mu dobrze pasowały. Wewnętrzy alarm chłopca zabił na widok tego dość widowiskowego ubioru, ale było już za późno aby wrócić.

Mężczyzna, jednakże, otworzył szerzej oczy ale nie wykonał więcej żadnego ruchu.

Chłopiec kliknął językiem w myślach i ponownie zaczął iść w jego stronę.

Po dziesięciu sekundach zapatrzenia się w nich, mężczyzna w końcu zrozumiał w jakiej sytuacji ta dwójka się znajdowała i przytruchtał do nich. Nie wyglądało aby przejmował się deszczem.

- W czym problem?

- Um… ta dziewczyna nie czuje się za dobrze… czy w pobliżu jest doktor?

Podczas wzmacniania uścisku na dziewczynie która mu się wyślizgiwała, chłopiec modlił się że jakiś był.

- …Więc chcesz aby spojrzał na nią lekarz? Mam nadzieję że masz ze sobą swoją kartę zdrowia?

- Co?

- Nie zrozum mnie źle. Nie mówię tutaj o karcie która zapewnia cię do korzystania z opieki społecznej. Chodzi tutaj o coś co udowadnia że stać cię aby zapewnić sobie badanie medyczne.

Mięśnie policzkowe chłopca prawie drgnęły.

- …innymi słowy, muszę ofiarować coś o równej wartości?

- Chyba nie myślisz że opieka lekarza w tych czasach jest za darmo, prawda?

Obojętny ton głosu którym mężczyzna mówił zaczął denerwować chłopca. Jedynym powodem dla którego chłopiec nie rzucił się z pięściami na mężczyznę był taki że nie mógł użyć rąk ponieważ podtrzymywał dziewczynę.

- …Super Cub w dobrym stanie, wystarczająco wody dla dorosłego mężczyzny aby przetrwać przez cztery dni, prowiant na cały tydzień i dwa zestawy przyborów codziennego użytku. Bierz co chcesz!

- Heh, to brzmi dość ekstrawagancko. Ale jest to twój środek transportu i pożywienie, prawda? Jak masz zamiar dać sobie radę bez tego wszystkiego?

- Pomyślę o tym kiedy dziewczyna wydobrzeje, - Powiedział chłopiec, rażąc spojrzeniem mężczyznę.

Spokojny mężczyzna za szczerzył się i spojrzał na chłopca z góry, - A co jeśli to nie wystarczy?

- Zgodzę się na wszystko, a kiedy dziewczyna wyzdrowieje, zemszczę się.

- Woa woa! Chcesz sobie zrobić wroga z całego miasta, czy jak? – Zaśmiał się mężczyzna, zmieszany.

Jednakże, chłopiec odwzajemnił ten śmiech groźnym spojrzeniem.

- Jeśli będzie trzeba.

- …Och?

Mężczyzna się uśmiechnął. Niewyśmiewająco jak wcześniej, ale lekko z zainteresowaniem.

- Może nie jestem Supermanem, ale jeśli do dla jej dobra to jestem gotów w każdej chwili zostać okrutnym kryminalistą.

- …Rozumiem. W porządku!

Mężczyzna śmiał się na całej twarzy. Mimo tego że kształt jego uśmiechu się nie zmienił, chłopiec w jakiś sposób nie był wstanie wyczuć ani złej woli ani sarkazmu.

- Na początek, zanieśmy ją do szkoły.

- Huh? …Nie, ja w tej chwili potrzebuję lekarza…

- Jestem tutaj opowiedziały za naukę o zdrowiu, wiesz. Więc jestem coś jakby lekarzem. Chodź za mną, zaprowadzę cię do pokoju dla chorych.

Chłopiec był całkowicie zaskoczony podczas gdy mężczyzna do niego mówił.

- Ale co z twoim wynagrodzeniem i tym podobnym…

- Taka tylko gadka. Chciał po prostu wiedzieć jak mi odpowiesz. A teraz rusz się, przynieś ją tutaj.

Po chwili stania tak w oszołomieniu, chłopiec podążył za truchtającym mężczyzną w dużą trudnością przez deszcz, w stronę budynku szkoły.

Kilka minut później i umiejętnym leczeniu mężczyzny, dziewczyna leżała na łóżku w szkolnej Sali chorych. Jej twarz wyglądała teraz na dużo zdrowszą, co było efektem zastrzyku przeciw gorączkowego który dostała od mężczyzny.

- …Naprawdę nas uratowałeś… Bardzo ci dziękuję, - Powiedział chłopiec, pochylając głowę.

Mężczyzna, jednakże, zaśmiał się w odpowiedzi, - Niema problemu, chłopcze. Tylko trochę mnie odrzucasz, jeśli będziesz się tak grzecznie zachowywać po tym jak wcześniej się tak stawiałeś.

Mężczyzna zarzucił na siebie biały płaszcz i założył srebrne okulary. Wcześniej nie było śladu, ale w tym ubraniu, mężczyzna faktycznie wyglądał jak gdyby zarządzał tym pokojem. Pomijając jego budowę ciała podobną do nauczyciela w-fu, oczywiście.

- Jak się ma dziewczyna?

Mężczyzna lekko uniósł brew, najwidoczniej myśląc nad sposobem w jaki chłopiec zwracał się do swojego towarzysza, i usiadł na krześle.

- Hm… najprawdopodobniej się przeziębiła kiedy jej ciało było osłabione podczas jej okresu. Sądząc po objawach, jest to zwykłe przeziębienie. Cóż, dobrze się spisałeś lecząc ją, więc będzie zdrowa gdy tylko trochę wypocznie.

- …Nie wiem czy można nazwać to „leczeniem”. Ja tylko schłodziłem jej czoło i ostatecznie ciepło ją owinąłem. Co gorsza, niosłem ją przez ulewny deszcz.

- I to mniej więcej wystarczy, wiesz. Niektórzy ludzie, kiedy się przeziębią, podają swoim pacjentom leki przeciwgorączkowe, następnie przeciw biegunce potem jeszcze na ból głowy i tak dalej i tak dalej… Po za tym, jej gorączka rzeczywiście była raczej wysoka. Gdybyście tam zostali, dziewczyna mogłaby dostać zapalenia płuc. Była to słuszna decyzja aby ją tu przynieść.

Z tymi słowami, mężczyzna wstał.

- Dobra, pójdę przynieść trochę nowego lodu. Możesz się zając wilgotnym ręcznikiem gdy mnie nie będzie?

- Tak. Jestem wdzięczny.

- … Poważnie, przestań być taki grzeczny, - Mężczyzna zaśmiał się i wyszedł z pokoju po otwarciu drzwi.


Po wykonaniu kilku kroków w pustym korytarzu, mężczyzna odwrócił się do światła które uchodziło z izby chorych.

- …Heh. By przetestować pacjenta. Wygląda na to że ostatnimi czasy stałem gorszą osobą niż się tego spodziewałem.

Bez bycia usłyszanym przez kogoś, jego cichy szept znikł w przyciemnionym, samotnym korytarzu.


Chłopiec ścisnął mocno ręcznik i przyłożył dziewczynie do czoła.

W misce było trochę lodu, który, o ile ilościowo był mały to za to wyraźnie był lepszy od deszczówki. Kolor na jej twarzy powrócił a i także jej oddech się uspokoił.

W końcu biorąc oddech, chłopiec rozejrzał się po pokoju i usiadł obok dziewczyny na łóżku.

Była to bez wątpienia izba chorych. Z tego jak wyglądała w środku, chłopiec mógł powiedzieć że ciągle funkcjonowała i tak też była używana.

Znajdowało się tam biurko i półka wypełniona lekami a także trzy łóżka z zasłonami. Z dwóch pozostałych łóżek, na jednym poustawiane były kartonowe pudła a drugie miało zaciągnięte zasłony. By może, znajdował się tam inny pacjent.

Kiedy idąc do tego pokoju, wybrali oni drogę przez główne wejście. Ku jego zaskoczeniu, jednakże, korytarze ani trochę nie były zakurzone.

To samo liczyło się półek: o ile widać było że zapas lekarstw się zmniejszył to za to nie było żadnych śladów zaniedbania.

Chłopiec nie miał pojęcia ilu uczniów ciągle było w szkole, ale było to bardzo wątpliwe aby liczba uczniów była na tyle wysoka by nadal prowadzić lekcje. Zatem najtrafniejszym wyjaśnieniem było to że budynek był używano jak schronienie dla ewakuowanych.

Szczerze mówiąc, chłopiec nie ufał za bardzo mężczyźnie.

Chłopiec w prawdzie nie wątpił czy mężczyzna był odpowiedzialny za izbę chorych czy też nie, ponieważ jego sposób leczenia był odpowiedni i zręcznie operował wyposażeniem, ale nie wiedział czy mężczyzna ich wystawił.

Być może tylko tak mówił że idzie przynieść więcej lodu a zamiar miał wrócić z zatwardziałymi bandytami uzbrojonymi w zaostrzone pręty.

Co nasuwało najwięcej wątpliwości było przesłuchanie kiedy się spotkali. Lekarz o zdrowym stanie umysłu nigdy by nie zrobił czegoś takiego—a tym bardziej kiedy było to widoczne że miał ze sobą chorą osobę.

Tak czy inaczej, chłopiec był zdecydowany stać na straży.

Przez pierwsze dziesięć minut, przynajmniej.


- Och…? – Mężczyzna rozszerzył oczy kiedy wrócił z powrotem trzymając przenośny termos chłodzący.

Podczas gdy go nie było, chłopiec najwidoczniej zaniedbał swoje zadanie opieki nad dziewczyną i usnął na krześle z głową położoną na łóżku dziewczyny.

Mężczyzna odłożył pudło na ziemi i próbował lekko potrząsnąć ramionami chłopca. Jednakże, nawet kiedy potrząsał trochę mocniej, to chłopiec i tak nie okazywał żadnych znaków budzenia się.

Mężczyzna nie mógł go tak po prostu zostawić bo i on by się przeziębił. To powiedziawszy, był to także fakt, jednakże, że chłopiec starał się jak tylko mógł aby przynieść tą dziewczynę tutaj. To naturalne że był zmęczony. Mężczyzna nie był wstanie zmusić siebie aby go obudzić.

Mężczyzna próbował ściągnąć go z krzesła. – Err, co teraz zrobić? – rozmyślał. Trudno mu było zostawić go leżącego jak jakaś ofiara mordercy.

- Hmm. – Zamamrotał i skierował swój wzrok w stronę sąsiedniego łóżka, gdzie jednakże, zobaczył tylko to co oczekiwał zobaczyć: górę kartonowych pudeł która przypominała wieżę Babel, zapełnionych lekami które dostał z pobliskiego szpitala.

W pierwszej kolejności, szkolna izba była prosto mówiąc jego kliniką i gdzie przesiadywał kiedy był na nocnej zmianie, więc łóżko na którym spała dziewczyna było wolne tylko dlatego że używał go do drzemania.

Reflektując nad swoim raczej niechlujnym stylu życia, mężczyzna westchnął.

Tak czy inaczej, było to niemożliwe aby przenieść teraz te wszystkie pudła. A więc, był tylko jeden sposób aby poradzić sobie z tą sytuacją.

- …Iiiii… do góry…!

Mężczyzna złapał chłopca za kołnierz i podniósł go na łóżko dziewczyny. Następnie ułożył go zadowolonego obok niej i przykrył ich oboje kocem—kiedy nagle przypomniał sobie że dziewczyna była w samej bieliźnie, a to z tego że jej ubranie było przemoczone i trzeba było je zdjąć.

Jednakże, nie miał zamiaru się tym przejmować, myśląc że i tak pewnie są parą.


Natychmiastowo, dziewczyna się obudziła.

Najwyraźniej wysypiając się, dziewczyna ani trochę nie była senna.

A i że nic się jej nie śniło, to nie wydawało jej się że czas przeminął. Fakt że jej świadomość była mglista zaraz przed zaśnięciem, zostawił ją w głębokim zdezorientowaniu na temat obecnej sytuacji.

W jej polu widzenia dziewczyna znalazła białe światło lamy fluorescencyjnej—pierwszą od jakiegoś czasu—i nieznajomy biały sufit. O ile jej mózg nie zgnił od nadmiaru snu, to tego sufitu wcześniej nie widziała.

- …Um… gdzie… jesteśmy? – Miałą właśnie zapytać chłopca, ale go tu nie było.

Dziewczyna przypuszczała że był przy niej jak to zawsze, ale niestety, sąsiednie łóżko miało na sobie tylko górę kartonów i żadnego chłopca.

Z lekkim westchnięciem, dziewczyna się obróciła.

I go spostrzegła.

Jego śpiąca twarz wypełniła jej pole widzenia, i zanim spostrzegła, dziewczyna wpatrywała się w nią przez kilka sekund.

Uwaa… ma dość długie rzęsy mimo tego że jest facetem! On zawsze wygląda trochę na tępego , ale teraz gdy śpi i z bliska, jego twarz wygląda na dziecięcą; jejuu, dlaczego on ma takie pełne usta! Tak bardzo chciałaby zapytać o sekret jego piękności, ale jakoś źle tak pytać o to będąc dziewczyną, i poza tym, mam dużą nadzieję że nic mi nie zrobił...

Na ułamek sekundy, dziewczyna się zapomniała i była na skraju radości z jego twarzy. Odzyskując swój rozsądek, który powędrował do świata snów, dziewczyna zaczęła spokojnie analizować sytuację w której była.

Ewidentnie była w jakimś budynku. Chłopiec prawdopodobnie wziął ją do szpitala, ponieważ się o nią martwił. Szansa była, że było to „sąsiednie miasto” do którego zmierzali.

Znaczyło to że została położona na łóżku aby spała. To zrozumiała.

Ale dlaczego on spał razem z nią?

Dziewczyna nie mogła powstrzymać się od zaczerwienienia po wypowiedzeniu tych słów w myślach. Spali razem. W tym samym łóżku! W nieco bardziej neutralnych słowach, dzielili łóżko. Ale problemem nie był sposób w jaki to nazwać.

Biorąc pod uwagę to że wciąż był schludnie ubrany, dziewczyna była z całą pewnością przekonana że chłopiec nie „wykorzystał” okazji, ale mimo to, oni wciąż spali razem!

Co więcej, ją z niewiadomego powodu zostawiono w samej bieliźnie, odkrywając skórę, i wciąż z założonymi skarpetkami, sprawiając że jej ubiór przypominał jakiś fetysz.

W tym właśnie momencie, dziewczyna stanęła naprzeciw dwóm wyborom. Zaakceptować tą sytuację albo potępić i krzyknąć.

Co zrobisz, ja? Co zrobisz, dziewczyno? Taka okazja nigdy się już nie przytrafi. Ale jest jeszcze za wcześnie! Co powinnam zrobić? Czy powinnam przynajmniej złożyć pocałunek, jako przygotowanie na przyszłość? A może powinnam iść od razu na całość...

Dziewczyna o mało nie dostała ponownej gorączki od wahania i wahania, gdy nagle chłopiec się leniwie ruszył.

- Mh… och…? Dziewczyno…?

Ku jej rozczarowaniu, jej pięść była szybsza od jej głowy. Przepraszam, chłopcze.

- Phgh!!

- Woa?!

Zaskoczony przez chłopca który wyleciał z łóżka jak samolot z lotniskowca, mężczyzna prawie upuścił miskę którą trzymał. Mężczyzna był o włos od polania dopiero co wyzdrowiałej dziewczyny lodowatą wodą.

- Opanuj się, przecież jesteś pacjentem! Leż w łóżku!

- T-Tak!

Dziewczyna nie miała pojęcia kim jest, ale wciąż refleksyjnie posłuchała jego upomnienia ponieważ nosił on biały płaszcz.

Tylko po tym jak położyła swoją głowę na poduszce, ukrywając połowę twarzy pod kocem, dziewczyna ostrożnie zerknęła na mężczyznę w kitlu.

- Um… mogę zapytać gdzie jestem?

Mężczyzna położył miskę na umywalce i się uśmiechnął do dziewczyny.

- Jesteś w izbie chorych bezimiennego doktora bezimiennej szkoły w bezimiennym mieście którą zarządzam.

- …Więc on naprawdę mnie tu przywiózł…

- I to jak. Znalazłaś sobie niezawodnego chłopaka: wygląda na to że ważne co los mu rzucił pod nogi on i tak go przezwyciężył aby cię przynieść.

- On nie jest moim chłopakiem!

Sprzeciw czerwonej jak pomidor dziewczyny sprawiła że mężczyzna otwarł szeroko oczy.

- Nie jest?

- Nie jest!

Widząc jak szybko ponownie odpowiedziała, mężczyzna porównał dziewczynę na łóżku i chłopca który się zatopił w podłodze.

- …Och, zatem przepraszam. Wyglądaliście jako para, więc byłem pewien że byliście. Więc przypuszczam że to niezbyt dobrze aby dać wam spać w jednym łóżku?

- …Myślę że w pierwszej kolejności to trochę wątpliwe czy powinno się kłaść zdrową osobę obok chorej. – Zarzuciła dziewczyna, z czerwonymi policzkami.

Mężczyzna, jednakże, nie rozważał siebie jako osobę która popełniła błąd.

- …Cóż, wygląda na to że z tobą wszystko w porządku, więc nie przejmuj się tym. Pomijając to, ten chłopak tam na dole przestał się ruszać.

- …Eh? Czyżbym przedobrzyła?

Dziewczyna wyszła z łóżka i obróciła chłopca który upadł na podłogę kilka chwil temu.

Otrzymawszy cios prosto w twarz, chłopiec został znokautowany po jednym ciosie i leżał tam nieprzytomny z krwawiącym nosem.

Jedną jedyną rzeczą za którą mógłby rozważyć siebie jako szczęściarza był fakt że znajdował się w izbie chorych.

Wynikiem badania było stłuczenie i wstrząśnienie mózgu. Według tego co powiedziano chłopcu, mężczyzna pomylił się uważając ich za parę kochanków i położył go na jednym łóżku razem z dziewczyną, dając mu przyjemność zapoznania się z jej żelazną pięścią. To było naprawdę kłopotliwe. Tak straszne jak się wydawało. Dlaczego, och dlaczego nie obudził się on wcześniej od dziewczyny?

- …No coż, dobrze widzieć cię ponownie zdrową. Naprawdę.

- Um, cóż, przepraszam…?

Chłopiec, który wyglądał na dość niezadowolonego, rzucił chusteczkę którą miał w nosie do kosza.

Na początku chusteczki były jasno czerwone, ale jak je stopniowo wymieniał to krew zaczęła ustawać.

- Nie przejmuj się tym. Pomyśl o tym jako wartym swojej ceny doświadczeniu. – Zaśmiał się mężczyzna.

Chłopiec spojrzał na mężczyznę.

- Absolutnie nie chce tego słyszeć od osoby która jest za to odpowiedzialna… Naprawdę, nic mi nie jest. Przyzwyczaiłem się do jej ciosów.

- N-Nie zawsze jestem taka gwałtowna!

- Taa, taa.

Chłopak ani zaprzeczył jej ani zgodził się z nią. Sprawy tego typu często są pamiętane przez ofiary i całkowicie zapomniane przez sprawców.

- Po za tym, mała księżniczko?

- Tak?!

Dziewczyna się wyprostowała gdy mężczyzna się zwrócił ku niej. „Mała księżniczka” w żadnym stopniu do niej nie pasowało, pomyślała, ale celowo o tym nie mówiła.

- Twoja gorączka w większości znikła a także twoje bóle menstruacyjne, tak mniemam, więc mogę cię wypisać. Jednakże, ponieważ jest możliwość że gorączka wróci, zostać tutaj do jutra.

- Tak, zrozumiałam. Czy będzie to w porządku jeśli on także tu zostanie?

- Nie powinno być problemu. Ale aktualnie na łóżku jest teraz sterta kartonów, więc pomóż mi je zdjąć! – Za szczerzył się mężczyzna.

Chłopiec spojrzał na górę kartonowych pudeł którymi zostało przysypane łóżko i spuścił ramiona.

- Zapłata o równej wartości, zgaduję…? – Wymamrotał chłopiec. Ku jego zaskoczeniu, jednakże, odpowiedź nie była twierdząca.

- Skończ żartować! Zapłacisz mi za leczenie przy następnej okazji. Ta lekka praca ledwo opłaci twój nocleg.

Dwóch podróżników wymieniło spojrzenie.

- Pozwólcie że was ostrzegę: Nie jestem tani, wiecie? Dla porównania, w tym mieście jest wielu lekarzy, ale niestety moje usługi są wyjątkowo drogie.

Dwójka niemo wrzasnęła.

- Ah, i mówcie do mnie „dok”, okej? Najpierw może przebierzcie się w świeże ubrania. Przyniosłem wam kilka które powinny być mniej więcej w waszym rozmiarze.

Żeńska piżama i koszulka z parą jeansów dla chłopaka były położone na łóżku.


- Skończyłaś się przebierać?

- Taa.

Za zasłoną którą się właśnie odsłoniła była dziewczyna, ubrana w białą piżamę z niebieskimi paskami.

Zrelaksowana, dziewczyna wyglądała trochę bardziej na chorą niż wcześniej

Jako że prawie wszystkie ich ubrania były nie do użytku, chłopiec nie miał wyboru jak tylko posłuchać doktora i niechętnie pożyczył od niego parę ubrań. Jeansy wyglądały na nowe, więc były w porządku, ale czarna koszulka z białym rzucającym się w oczy napisem trochę mu przeszkadzała. Na przodzie koszulki był napis „Prosto z Piekła” a na plecach „Dzieci Anarchii”. Jak by nie było, chłopak nie zaliczał siebie jako członka jakiegoś tępego gangu motocyklowego. Chłopak potrafił jasno wyczuć złą wolę nieznośnego doktora, tyle że nie mógł sobie pozwolić na bycie wybrednym.

- Po prostu leż w łóżku aż poczujesz się lepiej. Wygląda na to że dostanie od nich coś do jedzenia i wodę, więc się o nic nie martw.

- Okej. Dzięki.

Dziewczyna pozwoliła sobie opaść na łóżko i przykryła się kocem aż pod samą brodę. Chłopiec uznając takie zachowanie za urocze, nie umiejąc się powstrzymać, uśmiechnął się. Wyglądało na to że dziewczyna dostrzegła jego zachwyt, a to spowodowało że jej policzki się zarumieniły.

- Chłopcze…?

- Hm?

Dziewczyna odwróciła się od chłopca.

- …Dziękuję za wszystko.

Chłopiec wyciągnął rękę w jej stronę i pogłaskał ją po głowie.

- …Nie ma za co…

Po wspólnym późnym śniadaniu z dziewczyną i lekkim odpoczynku, chłopiec zaczął przenosić kartonowe pudła razem z doktorem.

Najwyraźniej pudła te były wypełnione dobrami medycznymi z któregoś szpitala. Ten Mount Everest wyglądał na kawał ciężkiej roboty.

Już na starcie była potrzebna drabina, aby ściągnąć pudła z samej góry! Chłopak nie miał wolnej myśli, aby przejmować się ich zawartością.

Nagle, w szczelinie pudła, które przenosił chłopiec, zalśnił malutki czubek.

- Woa, doktorze! Co to u licha jest?! To igła! Tu jest igła!

- Ah, taa, to co tam trzymasz to igły do strzykawek. Wiesz, odpadki ze szpitala. Definitywnie powinienem się ich później pozbyć.

- Proszę nie zostawiaj tutaj takich rzeczy! Co byś zrobił gdybym przez przypadek się taką ukuł?!

- Nie martw się. Środków dezynfekujących mam całą tonę.

- Nie oto mi chodzi! – Desperacko sprzeciwił się chłopiec i odłożył pudło które zawierało zużyte igły na podłodze.

Obecnie w izbie chorych prawnie nie było już wolnego miejsca. Przez co byli zmuszeniu je poustawiać. Wcześniej próbowali ustawić je na korytarzu, jednakże to powodowało że przypominało to sytuację w której byli przedmiotem dochodzenia przez grupę policjantów.

Nie będąc w stanie dłużej wytrzymać, dziewczyna podniosła głowę z łóżka i zapytała, - Hej, czy potrzebujecie mojej pomocy?

Jednakże, jej dobra wola była natychmiastowo odrzucona.

- Być dobrą pacjentką i siedź cicho! Tylko byś przeszkadzała. Poza tym wyglądasz na niezdarę.

- C…?! Co to było?! Nie oceniaj umiejętności kogoś kogo dopiero co poznałeś tyko po jego wyglądzie! Nawet ja jestem w stanie wykonać proste czynn—Zaczęła dziewczyna i uderzyła z prędkością w miskę na umywalce. Woda w misce, która była schłodzona lodem, z oszałamiającą precyzją wylądowała na chłopcu.


- Err… spisałaś się, taa. Możesz teraz odpocząć. Pozostałe zadania i tak mogą być zrobione tylko przez doktora.


Wciąż zmoczony, chłopiec został wysłany na zewnątrz budynku jak bezpański pies.

Pogoda była tak piękna że ulewny deszcz poprzedniej nocy wydawał się nieprawdą. Czyste niebo, wolne od jakichkolwiek zanieczyszczeń, wypełnione było jaskrawym niebieskim kolorem i nie było widać żadnych chmur. Chłopiec czuł się świetnie patrząc na nie—pomijając fakt że wyglądał jak zmoczony szczur.

- Wygląda na to że nie zrobiło by to wielkiej różnicy jeśli poczekałbym do następnego ranka aby ją tu przywieźć… -- Wyszeptał do siebie chłopiec, nieświadomie, uśmiechając się.

Cóż, w tym wypadku miałby przyjemność noszenia jej pod tym upalnym słońcem. To byłoby tak samo kłopotliwe, a przynajmniej tak próbował sobie wmówić.

Słońce paliło jego skórę swoimi promieniami i zaczynało suszyć jego mokre ubranie. Ostatecznie z pomocą jego temperatury ciała, jego ubrania były prawie suche nawet zanim można by nazwać minięty czas przerwą.

Nagle, znajomy obiekt znajdujący się za nim przykuł jego uwagę.

Był to ich srebrny Super Cub, którego zostawił poprzedniego wieczora przy barykadzie.

- A co to tutaj robi…? Czy on przyprowadził go dla nas?

Nie było możliwości aby Cub sam tutaj przyjechał. O ile z pewnością była to zabawna rzecz do wyobrażenia, to było to więcej niż nieprawdopodobne że ich wyśmienity a jednocześnie normalny Super Cub posiadał funkcję autopilota.

- Hej, dzieciaku.

- Tak?

Chłopiec odwrócił się do doktora gdy tylko usłyszał jego głos. Nie żeby mnie to obchodziło, ale czy jest to moje nowe imię? Lekarz nie wyglądał aby kierował się złą wolą, ale mimo to chłopak nie mógł nic poradzić na to że czuł się lekko urażony.

- Prawie skończyłem przygotowywać twoje posłanie. Możesz iść i przynieść teraz swój materac. Jest w pracowni krawieckiej na trzecim piętrze. Aby do niego dotrzeć... cóź, sam zobacz. Powinieneś go znaleźć.

- Zrozumiano. Gdzie jest…

- Klucz. – Chłopiec chciał kontynuować, ale klucze poleciały w jego stronę zanim zdążył dokończy. Tania plastikowa karta na imię była do nich doczepiona.

- Jak tylko skończysz, to będzie pora aby coś zjeść… cóż, ale nie będę szykować nic wykwintnego.

- Eh, nie że nie będziesz?

- Nie, nie będę. Jak by nie było, twój dług jak na ten moment ciągle tylko rośnie, czyż nie? – Powiedział i zaśmiał się głośno. Chłopcu aż ciarki przeszły. – To ja zorganizowałem zebranie waszego skutera, no i jeszcze nie otrzymałem zapłaty za jej leczenie… Och zobaczmy—jakiego rodzaju zapłaty powinienem od ciebie zażądać…

Z punku widzenia chłopca wyglądało to tak jakby doktor szczerzył się od ucha do ucha. Wyrastający ogon diabła z jego tyłka oczywiście był dołączony do tego obrazu.


- Ghwaa… aahm…

W tym właśnie momencie, usta dziewczyny były otwarte pod kątem większym niż 45° z powodu mocnego ziewnięcia. Podczas otwierania ust tak szeroko bez ostrożności może skutkować przemieszczeniem szczęki, ziewanie to fizjologiczne zjawisko które można zaobserwować u większości ssaków. Nie będący raczej widokiem prezentacyjnym, dziewczyna nie mogła oczekiwać że uda się jej go powstrzymać.

Innymi słowy, dziewczyna była znudzona.

Każdy kto kiedykolwiek musiał zostać w domu z powodu przeziębienia powinien to zrozumieć. Im bardziej się zdrowieje z choroby takiej jak przeziębienie, tym bardziej zaczyna być nudno. Mimo że jesteś na drodze do odzyskania pełni zdrowia, lekarz nie zezwala ci na wyjście z łóżka – i ze względu na naturę człowieka, to nie uniknione że wyłoni się buntowniczy duch który sprawi że będziesz się chciał uwolnić i uciec gdy lekarza nie ma w pobliżu.

Dziewczyna ubrała swoje adidasy które miała przy łóżku i ruszyła.

Oczywiście dziewczyna nie miała zamiaru opuścić miasta. Jedyne czego chciała to zaczerpnąć świeżego powietrza------


- Przepraszam, czy mogę…


Zatem, dziewczyna mogła poczuć jak serce podskoczyło jej do gardła, kiedy nagle usłyszała nieznajomy głos w pokoju w którym nikogo nie powinno być.

Czy była aż w takim stanie że miały omamy słuchowe? Szukając miejsca w pokoju gdzie ktoś mógłby się schować… dziewczyna znalazła jedno: trzecie łóżko, bezpośrednie naprzeciw jej oczu, pod oknem.

Dziewczyna wahająco podniosła swoją twarz.

- Um, przepraszam, - powiedział głos, a wraz z nim przesunęła się zasłona.

Dziewczyna odskoczyła do tyłu. Uderzając łydkami o krawędź łóżka za nią i nie kończąc na upadaniu na łóżku dziewczyna wywinęła pół-fikołka.

Rozszedł się dźwięk uderzenia jakby sam zapaśnik upadł i w następnej chwili otworzyły się drzwi.

Lekarz z chłopcem weszli do pokoju i otworzyli szeroko oczy, tylko po to aby je po chwili zmrużyć.

- …co ty robisz?

- Um… cóż… - Dziewczyna próbowała się tłumaczyć, ale było to bezskuteczne. Słowa nie potrafiłyby opisać powodu, dla którego znalazła się w tej sytuacji, robiąc stójkę na głowie w piżamie i adidasach, z jej plecami opartymi o łóżko.

- Przepraszam… aż do chwili mocno spałam – Powiedziała dziewczyna, kłaniając się.

- Nie, to ja przepraszam za bycie tak głośno.

Ta nieznajoma dziewczyna spała w łóżku z zasłoniętymi zasłonami. Najwidoczniej, przyjazd chłopca także był dla niej nowością, ponieważ od poprzedniej nocy cały czas spała.

- Nie nie, im weselej tym lepiej – Zaśmiała się dziewczyna.

Była w ostatniej fazie.

Jej skóra i włosy były śnieżnobiałe—bielsze od albinosa. Ponieważ cierpiąc na „znikanie” nie oznaczało posiadanie złej krwi czy coś, ale raczej że kolor osoby blaknął, dziewczyna wprawdzie nie wyglądała na chorą. Jej biała skóra sprawiała że wyglądała jak wróźka.

Słowa nie potrafiłyby opisać powodu, dla którego znalazła się w tej sytuacji, robiąc stójkę na głowie w piżamie i adidasach, z jej plecami opartymi o łóżko.

Jako Japonka, jej oczy powinny być albo czarne albo ciemnobrązowe, ale jej były koloru jasnego szaro-popielnego. Bez wątpliwości te oto były symptomy ostatniej fazy „znikania”.

Dziewczyna nie zmieniła się jeszcze na kompletnie czarnobiało, ale prawdopodobnie nie zostało wiele czasu do momentu aż się zmieni. O ile prędkość z jaką postępowała choroba nie był koniecznie stały i różnił się u każdego, tutaj spokojnie można było powiedzieć że jej pozostały czas w sumie nie był długi.

- Cóż, to chyba przedstawię ją wam. – powiedział lekarz gdy obok niej stanął. – Ta mała piękność jest uczniem tej szkoły. Praktycznie tu mieszka ponieważ łatwo choruje. –

Dziewczyna o której mowa ukłoniła się lekko zawstydzona, co jednakże, była prawdziwie wdzięcznie i pasowało do obrazu pechowej piękności.

- Jej wiek powinien być podobny do waszego; szesnasty. Nazywamy ją…

- …Doktorze…!

Dziewczyna ciągnęła go za jego biały płaszcz i protestowała szepcząc do niego z czerwonymi policzkami. Widząc że wyglądała na zdesperowaną, dziewczyna i chłopiec wymienili spojrzenie.

- …Przestań, to nie jest coś co mogłabyś ukryć. Ani nie jest to czymś czym trzeba się przejmować. Okej, um... słuchajcie, jej przydomek to ‘księżniczka’.

- Księżniczka? – Zapytała dziewczyna w odpowiedzi, zaskoczona.

Dziewczyna która została nazwana „księżniczką” schowała głowę i spuściła wzrok z czerwoną twarzą. W rzeczy samej, brzmiał on idealnie jako przydomek dla niej. Ona naprawdę wyglądała jak księżniczka.

- …N-Nie lubię tego imienia ponieważ jest zawstydzający, ale doktor po prostu nie słucha i ciągle mnie nazywa „księżniczka, księżniczka”. Przez niego, wszyscy w mieście teraz tak na mnie mówią…

- Ale to świetnie pasuje. – powiedział chłopiec. Z naturalnym uśmiechem, zaskakując dziewczynę.

Lepiej żebyś umyślnie jej nie podrywał, kobieciarzu!

- Przepraszam… ale mogę znać wasze imiona? To nie wporządku jeśli tylko jak się przedstawię…

- Rozumiem. Masz rację. Ja jestem ‘dziewczyna’!

- Dość podobnie, ja jestem ‘chłopiec’! Miło cię poznać, wasza wysokość!

Chłopiec raz jeszcze słodko się uśmiechnął. Tym razem dziewczyna przypuściła atak jej żelaznym łokciem – prosto w jego bok.


Z czasem gdy grupa, która urosła to liczby czterech członków, w ramach przekąski zjadła sushi z sałatką z wodorostów, dziewczyna była już w pełni zdrowia. Jedyne co pozostało to odzyskanie siły w jej nogach, które osłabły przez jej przeziębienie.

Nie można zapomnieć, że dziewczyna była niezłą atletką i wojownikiem mimo że dzień wcześniej wyglądała jak zwłoki. Doprowadzić się do stanu pełnej aktywności do jutra będzie dla niej łatwizną.

- Dobra, dzieciaku. Przyszedł czas abyś popracował. – Powiedział lekarz, wstając z tanio-wyglądającego taboretu.

Odkładając aluminiowy talerz który był własnością szkoły na stole, chłopiec westchnął w myślach. Pomału zaczął się przyzwyczajać do jego obłudnego zachowania.

- Księżniczka lubi popołudniu iść na spacer do miasta, wiesz. Niestety, mam niezwykle nudne ale bardzo ważne zadanie uczestniczenia w zebraniu w szpitalu.

- D-Doktorze… - Sprzeciwiła się księżniczka przepraszająco, ale on ją zignorował.

- Zatem, chłopcze, będziesz jej dzisiaj towarzyszył. Przy okazji śmiało możesz pozwiedzać miasto.

- Hej, doktorze! A co ze mną?! – Sprzeciwiła się dziewczyna.

Lekarz wskazał na nią swoim palcem wskazującym. – Ty masz zakaz wychodzenia na zewnątrz. Zatem, wezmę to na przechowanie. – Następnie lekarz podniósł papierową torbę która zawierała ubrania dziewczyny w których przyjechała, tak jak i jej buty.

- C---Kiedy ty…?!

Dziewczyna natychmiastowo próbowała wyrwać ją z powrotem, ale lekarz zrobił unik.

- Okej, wiesz co robić. Nie martw się, powinienem wrócić późnym popołudniem. – Lekarz im pomachał i odszedł jak wiatr.

Zostawieni z tyłu byli zaskoczeni dziewczyna z chłopcem i zaczerwieniona księżniczka z jej wzrokiem spuszczonym na podłogę.


Ostatecznie chłopiec zgodził się na dotrzymanie towarzystwa księżniczce i poszedł z nią na spacer do miasta. Delikatna księżniczka używała wózka inwalidzkiego do poruszania się, a zatem i szczęśliwie chłopiec nie musiał iść z nią za rękę.

To jednak, nie uspokoiło gniewu dziewczyny w żadnym stopniu, i obecnie patrzała na niego jak jakaś bestia z rogami prosto z piekła.

- Um… Naprawdę bardzo, bardzo przepraszam. Jeśli ci to przeszkadza to możemy wrócić w każdej chwili…

- Hm? Nie martw się. Jestem dłużny lekarzowi, i co najważniejsze, już za późno aby powstrzymać tę dziewczynę przed wybuchem. – Odpowiedział chłopiec z przekonaniem, pchając jednocześnie wózek.

Jasne słońce, które świeciło tak mocno jak zawsze przywitało ich kiedy opuścili budynek.

Chłopak pchnął ją przez betonowy zjazd który wyglądał jak by był niedawno zbudowany i kierował się naprzód przez zabłocony dziedziniec szkoły.

- Czy potrzebujesz parasol?

- Na razie nie, dzięki.

- Okej. – Powiedział chłopiec i porzucił temat.

W zrozumieniu chłopca, cierpiący na albinizm—zaburzenie wrodzone którego rezultatem było dziedziczenie recesywnego genu allele—byli bardzo wrażliwi na promienie ultrafioletowe ze względu na niewystraczającą ilość melaniny w skórze.

Dużo inaczej, tracąc kolor z powodu „znikania” był niespowodowany brakiem melaniny. Melanina sama w sobie stawała się bezbarwna, co więc znaczyło że jej obrona przed promieniami ultrafioletowymi była taka sama jak chłopca, mimo że zmieniła się prawie cała na biało.

Odkąd, jednakże, bezpośrednie światło słoneczne nie było dla niej dobre, cierpiąc z powodu słabego serca, chłopiec wziął ze sobą parasol tak na wszelki wypadek.

- Gdzie jest nasz pierwszy przystanek, Księżniczko?

- J-Ja naprawdę nie chcę sprawiać kłopotu, więc możemy wrócić jeśli chce…

- Nie mów tak. Jest to świetna okazja dla mnie aby rozejrzeć się po mieście, więc proszę być moim przewodnikiem.

Księżniczka spojrzała na uśmiech na jego twarzy.

- …Tak! Zostaw to mnie!

Dziewczyna promieniowała radością.

- Haha! Żeby pomyśleć że moim przewodnikiem jest księżn… —Zaczął chłopiec, ale zatrzymał się w połowie zdania ponieważ wyczuł czyjąś straszną złość na swoich plecach.

Z jakiegoś powodu, chłopak był pod wrażeniem że aura gniewu przeciekała przez luki w zasłonach pewnego pokoju w szkole za nimi.

- U-Um… cóż, na początek się ruszmy!

- H-Huh?

Chłopiec zaczął pchać wózek w raczej szybkim tempie, gdzie to Księżniczka, trochę zaskoczona, zaczęła opowiadać o mieście.


Tymczasem w izbie chorych. - UGAAA!!

Wraz z dziwnym krzykiem, dziewczyna zeskoczyła z łóżka.

Oburzające! Niesamowicie Oburzające! Dlaczego sprawy się tak potoczyły?

Będąc nieświadomym kobieciarzem, chłopiec z pewnością podrywał Księżniczkę niezliczoną ilość razy nawet sobie nie zdając sobie z tego sprawy. Nie była to wyssana z palca teoria, było to szczególny atrybut jego istnienia.

…A przynajmniej, był to efekt jaki on miał na nią.

- Delikatna księżniczka, huh. – Pomyślała. – Tego się nie spodziewałam…!

Całkowicie była zaskoczona przez pojawienie się nowego rywala, który posiadał tak całkowicie dziewczęcą osobowość, którą dziewczyna mogła nie mogła wyobrazić siebie ani w jej najdzikszych marzeniach ani nigdzie indziej.

Cóż, oczywiście to by się nie wydarzyło gdyby nie zasłabła przeziębiając się.

Gdy dziewczyna zdała sobie sprawę że to jej wina jest powodem tej sytuacji, pozostała tylko jedna droga wyjścia: zapobiegnięcie wydarzeniu się kolejnych sytuacji komedio-romantycznych. Jednakże, ponieważ została pozbawiona jej codziennych ubrań i butów, jej ekwipunek składał się jedynie z piżamy którą miała na sobie. Nawet w grach RPG, gracz zwykle zaczyna z czymś w stylu PROSTE UBRANIE, DREWNIANA MACZUGA i PARA SANDAŁÓW. Po za tym, o ile odważna była, to mimo to jej zawstydzenie nie pozwalało jej na wyjście na zewnątrz w samej PIŻAMIE.

- Eww… Muszę zatrzymać ten romans i komedię od dalszego postępowania…!

W poszukiwaniu czegoś pomocnego, dziewczyna rozglądała się po pokoju.

Znalazła biały płaszcz od tego paskudnego lekarza na oparciu krzesła przy jego biurku.

- …Cóż, powinno wystarczyć, chyba?

Dziewczyna założyła go na początku z niechęcią, ale nawet się jej spodobał jak tylko go założyła. Będąc długim i mając guziki, wyglądał o dużo lepiej niż piżama jak się spojrzało.

- To pozostawia tylko buty…

Niestety, to już nie było łatwe aby znaleźć coś takiego. Mimo wszystko, w szkole nie zdejmuje się butów. Według doktora, w klasach znajdowali się ludzie, ale jako uciekinier, dziewczyna wolała raczej nie zbliżać się do zamieszkanych stref. Z drugiej strony, o ile podłoga z linoleum w izbie chorych nie sprawiała problemu, to dziewczyna nie chciała ranić swoich stóp chodząc po asfalcie.

Po obejściu szkoły tam i z powrotem, dziewczyna znalazła parę sandałów w łazience Sali gimnastycznej. Ponieważ nie było innych opcji, dziewczyna zdecydowała się ich użyć.

Pozostawiając DREWNIANĄ MACZUGĘ, która nie była potrzebna, dziewczynie udało się ubrać PASKUDNY BIAŁY PŁASZCZ, PIŻAMĘ i parę ŁAZIENKOWYCH SANDAŁÓW.

Dziewczyna truchtem zadowolona opuściła budynek szkoły—gdzie znalazła kogoś kogo świetnie znała.

- Och, to Cubbi!

Był to bez wątpienia ich srebrny anioł struż, ich Super Cub.

Chłopiec raczej miałby trudności aby go tu przyprowadzić, biorąc pod uwagę czas, więc dziewczyna podejrzewała paskudnego szkolnego lekarza o pozbieranie go.

Przemoczony bagaż był rozłożony na ziemi przed wejściem i się suszyło razem z Cubbem.

Teraz gdy o tym pomyślała, około jednej czwartej jej wyzdrowienia było dzięki Cubbowi ponieważ inaczej nie była by w stanie dotrzeć do miasta bez jego szybkich stóp.

Jadąc przez pół dnia na pełnym gazie i być wystawionym na ulewny deszcz przez cały dzień, jego srebrna farba była pobrudzona przez brud i błoto.

Dziewczyna nagle została opętana rodzajem sentymentalności który trudno było opisać słowami.

- …W porządku! Zasługujesz na dobre mycie!

Naprawa i utrzymanie Cubbego było pracą chłopca, ale dziewczyna była pewna siebie że będzie w stanie umyć skuter nawet sama.

Ciężko oddychając nosem, dziewczyna przeglądała grządki i umiejętnie znalazła szlauch i kran z wodą. Szkoły to dziwne instytucje które sprawiają że ich użytkownicy, uczniowie, zajmują się sprzątaniem, zatem dziewczyna wygrzebała koszyk i ścierkę w niedługim czasie. Z jakiegoś powodu, był tam też wosk do samochodu.

Jej pierwotny cel ucieczki całkowicie wyleciał jej z głowy.

- Hejże! Dzisiaj nie z lekarzem, księżniczko?

- T-Tak. Miłego dnia.

- Pewnie! Hej młody, dobrze się nią opiekuj, okej?

- Tak. Zostaw to mnie.

Oboje byli witani, co jakiś czas podczas spaceru. Słowa Szefa, że było to „tętniące życiem” miasto wyglądały na prawdziwe, lub może nawet się polepszyło od ostatniego czasu gdy tu był.

Dzielnice mieszkalne, budynki rozrywkowe i tym podobne zostały porzucone, i większość mieszkańców przeniosła się do szkoły lub innych dużych budynków użytku publicznego. Widocznie, tak było łatwiej śledzić liczbę osób, które znikały przy jednoczesnym zachowaniu ładu w mieście.

Nie będąc w stanie kontynuować biznesu, większość ulicy sklepowej została zamknięta. Według Księżniczki, warzywniaków i sklepów z rybami w mieście także zostały zamknięte albo były używane tylko ze względu na ich wyposażenie ponieważ nie było potrzeby rozdawania żywności przez nie. Drzwi do sklepów z przyborami i księgarnie były szeroko otwarte, witając każdego kto był w potrzebie.

- Mimo to… - Pomyślał chłopiec i powiedział. – Jesteś dość popularna Księżniczko, co nie? –

- M-Musisz być w błędzie… - Próbowała zaprzeczyć jednocześnie rumieniąc się, ale rozważając że absolutnie każdy kogo jak dotąd spotkali przywita ł ich i się z nią droczył, jej słowa prawie że wcale nie były przekonujące.

- To przez to że ja po prostu lubię spacerować…

- Rozumiem. Innymi słowy, jesteś idolem tego miasta.

- Idolem…

Chłopiec myślał że usłyszał nutkę przygnębienia w jej głosie na ułamek sekundy, ale kiedy na nią spojrzał, ona uśmiechała się tak jak wcześniej.

Oboje zeszli z dużego prostego zbocza i dotarli do miejsca które można było nazwać miastowym targiem, gdzie dobra z miasta i ryby z połowu były wymieniane lub rozdawane. Ponieważ od czasu targu rybnego, który był przebudowany z portowego magazynu, był lekko przemieszczony, przez to nie było tu zbyt wielu ludzi. Mimo to, chłopiec nie widział takiego zgromadzenia ludzi od miesięcy.

- Przepraszam chłopcze, ale może chciałbyś zobaczyć morze?

- Morze?

- Tak. Ponieważ jest to miasto portowe, możesz nawet dojść do linii brzegowej!

- Brzmi świetnie. Może powinienem iść popływać gdy już tam dotrzemy?

- Nie powinieneś nie doceniać naszych brzegów, lub następnym razem, gdy dotrzesz do tego miasta będzie to jako topielec.

- Eh? – Skrzywił się chłopiec.

- Woda nie jest cieplejsza w lecie i fale są bardzo szybkie. Nie ma też żadnych kąpielisk.

- …Będę o tym pamiętał.

Jednocześnie pchając wózek, chłopiec przysiągł sobie że nie ważne jak bardzo by go dziewczyna błagała o kąpiel w morzu, on odmówi.

Po tym jak spacerowali w dół miasta, jedno duże wzgórze, przez piętnaście minut podążając za jej radami, ciemnoniebieskie morze, które z daleka niewyraźnie mógł zobaczyć, było przed jego oczyma.

Był to niezbyt duży port łowiecki z kilkoma łodziami rybackimi unoszącymi się na wodzie i latarnia morska unoszącą się na boku. Morska bryza łaskota ich nosy i unosiła ich włosy na wietrze.

Naprzeciw ich oczu, bezgraniczne morze.

- Naprawdę jest szerokie…

- Morze?

- Nie, wyspa. Urodziłem się i wychowałem w stolicy, wiesz. Nie mogę się do tego przyzwyczaić.

- Eh…? Popraw mnie jeśli się mylę, ale czy przybyliście tutaj aż ze stolicy?

- Przybyliśmy, taa. Tyle że, trzy miesiące nam to zajęło.

- Razem z dziewczyną?

- Taa, razem z nią.

Najwidoczniej zaskoczona. Księżniczka szeroko otwarła oczy.

- Tak długi okres czasu… tak długi dystans…

- Cóż, jeśli nie mielibyśmy naszego skutera, upieklibyśmy się zanim zdążylibyśmy opuścić główną wyspę.- Zaśmiał się chłopiec.

- Pakujecie cały swój bagaż na skuter?

- Taa. Wzięliśmy ze sobą parę kocy do spania, jedzenia i wody. I oczywiście ubrania i rzeczy codziennego użytku. Z pewnością byliśmy płascy jak naleśnik bez naszego Super Cuba.

- Cuba?

- Ah, wydaje mi się że sama nazwa nic ci nie mówi? Jest to nazwa zmotoryzowanego roweru który jest często używany przy pracy dostarczania gazet czy pizzy.

- Cubuś, tak? Co za urocze imię!

W końcu, „Cubbi” awansował na „Cubusia”. Należało mu się, biorąc po uwagę to że oni sami także awansowali, będąc traktowani tak mile. – Następnym poziomem będzie ‘Cubusiątko’, tak mi się wydaje? – Chłopiec marzył bez znaczenia.

- Pomijając czy jest urocze czy nie, gwarantuję że jest to niezły pojazd! Ponieważ został stworzony do zadań, jest solidny i może utrzymać dużo ciężkich rzeczy.

- Prawdziwy pracownik, czyż nie?

- W rzeczy samej. I prawie wcale się nie psuje.

- …Czy nie miałbyś nic przeciwko zabraniu mnie na przejażdżkę później?

Prośba księżniczki spowodowała że usta chłopca się w jednej chwili zamknęły.

- Cóż…

- Ech?

Nagle znikąd, dziki podmuch wiatru wszedł w słowo chłopcu. Oboje szybko zamknęli oczy i skierowali się w stronę z której zawiał wiatr.

Ten nagły podmuch wiatru przeszedł przez nich chwilowo i zostawił miedzy nimi ciszę.

- …Wygląda na to że wiatr nabiera na sile. Może powinniśmy wrócić?

- …Tak, to dobry pomysł.

Nie odpowiadając na jej poprzednie pytanie, chłopiec zaczął pchać wózek.

Spoglądając na wzniesienie z którego zeszli, chłopiec zauważył kropkę która była szkołą w której była dziewczyna.

Z czasem, gdy zegar wskazał dziewiątą rano, dziewczynę można było znaleźć przy ich Super Cubie.

Dziewczyna wyglądała na markotną, ale się nie obijała wykonując swoją pracę, co było bardzo w jej stylu.

Dodatkowo zwróciła piżamę i ponownie była w swoim szkolnym mundurku. Oczywiście, dziewczyna nie była na tyle bezmyślna by wyruszyć ku słońcu, które świeciło jak by jutro miało nie nadejść, w jej pełnym mundurku w wersji na zimę. Jak to zwykle robiła, dziewczyna zdjęła marynarkę i była tylko w koszuli.

Jednakże, z jakiegoś powodu nie było tu chłopca.

- Kurcze, naprawdę już odjeżdżacie? Jakoś mam wrażenie że nie spłaciliście jeszcze swojego długu. – Westchnął lekarz i spojrzał z ukosa na dziewczynę.

Zdejmując swój biały fartuch, lekarz był w swoim garniturze który zwykle miał na sobie jednakże dziewczyna uważała że plastikowe klapki i okulary przeciwsłoneczne okropnie mu nie pasowały w tym stroju.

- Proszę dopisz to do rachunku. Zapłacimy następnym razem, gdy przyjedziemy.

- I kiedy to będzie?

- Cóż…

Dziewczyna podrapała się po głowie i zaczęła liczyć na palcach.

W międzyczasie, chłopiec wrócił z dzielnicy targowej z małą paczką w rękach.

Podczas spoglądania na chłopca, który pomagał ładować bagaż, lekarz ponownie westchnął.

- …A tak w ogóle to gdzie wy chcecie jechać?

- Co za głupie pytanie! – Za chichotała dziewczyna i wymieniła spojrzenie z chłopcem.

- „Na koniec świata!”

Otrzymując odpowiedź od obojga jednocześnie, lekarz otworzył szeroko oczy. Zaśmiał się, zaskoczony, i zdjął okulary przeciwsłoneczne.

- …w takim wypadku byłbym głupi gdybym nie zażądał wysokiego oprocentowania.

- Hej, hej, Doktorze. Nie bądź nie miły! – Ktoś zażartował z tyłu, powodując że lekarz się obrócił.

Tam znalazł on Księżniczkę która nie tylko odstawiła wózek inwalidzki, ale także nie miała na sobie piżamy.

Oczywiście nie była naga, ale w zwykłym ubraniu, na co dzień składającego się z beżowych spodni i białej koszuli z nadrukiem. Znali ją tylko pół dnia, ale mimo to ten ubiór wyglądał świeżo dla nich.

- Co jest…

Na widok lekarza któremu opadła szczęka, chłopcu na ustach pojawił się przelotny uśmiech.

- Okej, wszystko gotowe.

Dziewczyna poklepała miejsce pasażera i upewniła się że lina w około ich bagażu jest dobrze naciągnięta.

- Chłopcze! Prowiant?

- Zapakowany.

- Lekarstwa?

- Uzupełnione.

- Woda?

- Pełny zbiornik

- Paliwo?

- Pełny bak.

- Żołądek?

- Pełny.

- Toaleta?

- Byłem!

Chłopiec dał dziewczynie znak kciukiem w górę i założył swój pół-kask jak zawsze.

Oglądając go, Księżniczka zachichotała.

- Cubuś wygląda dość inaczej w porównaniu do wczoraj.

Zgadza się. Cały bagaż został zdjęty na czas w którym Księżniczka nim jeździła.

- Czy on naprawdę się nie zarwie pod tak dużym ciężarem?

- Nie, bez obaw.

Chłopiec już miał dodać, - Wiesz, ten skuter nie jest taki słaby! – ale nagle się za szczerzył i w zamian powiedział, - …W taki razie, Księżniczko, czy chciałabyś pomóc nam by było nam lżej?

- ?

Nad głową Księżniczki pojawił się znak zapytania z powodu jego nagłej propozycji.

- Proszę, to dla ciebie.

Chłopiec poszperał w bagażu i wyciągnął grubą książkę A5 i jej ją podał. Był to pamiętnik z jasno niebieską okładką. I oczywiście jak to pamiętnik, był on wyposażony w zamek z kłódką.

- To jest…

Był on raczej ciężki gdy Księżniczka wzięła go do ręki. Nie tak ciężki jak ich, okładka była masywna. Był to dobrze wykonany pamiętnik.

- Kiedy ty…?

- Znalazłem go w księgarni w dzielnicy handlowej chwile temu. Czy to jazda, czy pisanie pamiętnika. Myślę że to ważne by od czegoś zacząć. – Powiedział chłopiec, uśmiechając się.

Księżniczka przełknęła i otwarła zamek malutkim kluczykiem i mile brzmiącym kliknięciem.

Próbując uspokoić swoje bijące serce, Księżniczka delikatnie go otworzyła. Wraz ze lekkim skrzypieniem wydanym przez świeży klej, otwarła się strona której jeszcze nigdy nie otwarto.

Ten pamiętnik był wciąż pusty. Wszystkie z jego ponad trzystu stron były całkowicie czyste. Nawet data nie była zapisana.

Wypełnię go.

- Haha!

O nie,

Łzy nie chcą przestać.



Jako że Księżniczka nie wyglądała by była w stanie być spokojna jeśli patrzała by dłużej na niego, to zamknęła go tak delikatnie jak go otworzyła. Po zamknięciu zamka, spojrzała na chłopca.

- …Bardzo ci dziękuję. Będę się o niego troszczyć.

- Mm. Jeśli uda ci się zapełnić wszystkie strony, to miły prezent ode mnie będzie czekał na… - I w tym momencie Dziewczyna uderzyła go w głowę.

- Nie składaj obietnic których nie możesz dotrzymać! Jeju… zawsze dając prezenty innym dziewczynom…

Po usłyszeniu monologu Dziewczyny, który także zawierał jej prawdziwe myśli, Księżniczka mocniej przytuliła pamiętnik w jej rękach, głaskając ładną niebieską okładkę i przyciskając do niej swój policzek jak gdyby to było dziecko.

- Zapomnij, już go otrzymałam! Teraz jest mój. Na pewno go nie oddam.

- Że c-?!

Lekki uśmiech pojawił się na ustach lekarza, który patrzył jak Księżniczka mówi więcej niż zwykle.

- …Pomijając żarty, gdzie macie zamiar się udać? I nie mówię tutaj o ‘końcu świata’, a o konkretnym celu.

- Aah, nie myśleliśmy o tym… Pierwotnie kierowaliśmy się na północ ponieważ zgadywaliśmy że się ociepli. - Więc kierujcie się na południe.

Jego sugestia spowodowała że każdy z zapytaniem przechylił głowę.

- Według tego co słyszałem od ostatniego przybysza, jest tam prom gdzieś w okolicy półwyspy Noto, który płynie raz na miesiąc na kontynent. Możecie przedostać się na stały ląd jeśli poprosicie ich by was przewieźli.

Chłopiec i dziewczyna wymienili spojrzenia.

- Stały ląd, huh… Brzmi zabawnie, ale nie umiem nic po Chińsku…

- Czemu miała byś się przejmować? Oni także nie znają twojego języka, więc jest po równo!

Jego logika była dość niepoważna, ale odkąd byli na wyspie, było to prawdą że nie było innej drogi jak tylko zawrócić lub przebyć ocean. Być może było to w porządku mając konkretny cel kiedy i tak udawali się na południe. Było także prawdą że nie specjalnie czekali na nadejście zimy będąc na wyspie.

- Ale powinniśmy wiedzieć o tym trochę wcześniej…

- Cóż, na to już nic nie poradzimy. – Powiedział chłopiec i wskoczył na siodełko.

- Dobra, pozdrówcie dziadków ode mnie.

- Nie ma sprawy. Ale to czy będą pamiętać się dopiero okaże, ponieważ mogę się założyć że właśnie topią swoją stratę Panienki w alkoholu.

- Ahaha! Do czasu kiedy to nie kopną w kalendarz to ty tutaj rządzisz, Doktorze!

- Kiepski żart. Jak wielu staruchów którzy są bliscy tego o czym mówisz myślisz że tu jest? Do tego przyda mi jeszcze kilkunastu innych lekarzy z pogotowia!

Podczas gdy tych dwoje się razem śmiało, Księżniczka podeszła do chłopca.

- Uważaj na siebie i chroń Dziewczynę.

- Zrozumiano. Ale tu też uważaj, dobra? Przed tobą wiele przeszkód do pokonania.

- Tak. Ah… i zapomniałeś czegoś.

- Eh?

Chłopiec obrócił się w stronę bagażnika.

Momentalnie, Księżniczka się wyciągnęła.

Dźwięk tak delikatny jak ćwierk ptaka się rozszedł, a za nim delikatny dotyk na jego policzku.

Jak gdyby cały świat zamarł, wszyscy zamilkli i spoglądali na Księżniczkę, której policzki lekko się zarumieniły. Zwłaszcza Dziewczyna i lekarz byli pozbawieni mowy i ich oczy szeroko otwarte.

- …Jak sobie życzyłeś, całuśna nagroda za ‘sekrety’ których mnie nauczyłeś. – Zaśmiała się psotnie Księżniczka.

Był to zabawny uśmiech którego ani chłopiec, dziewczyna i lekarz czy też nawet sama Księżniczka wcześniej widziała.



Jednakże, na chłopca czekało uosobienie piekła.

- Ty draniu!! ZDRAJCCCCAAAA!!

Raz jeszcze jego głowa znalazła się w uścisku i była duszona.

- Um… umieram! Umieram!

Chłopak pośpiechem dodał gazu i przyspieszył. Ale dziewczyna nie okazywała strachu i kontynuowała ucisk.

Jednocześnie ignorując wędrujące spojrzenia lekarz i Księżniczki, Super Cub zygzakiem wyjechał poza teren szkoły z jego kierowcą powoli tracącym kontakt ze światem żywych.

Jak tylko silnik Super Cuba stał się całkowicie niesłyszalny, lekarz wyszeptał. - …Była to dość hałaśliwa dwójka.

- Tak. Zazdroszczę im tego.

Zaskoczony jej słowami, spojrzał na nią. Znał on Księżniczkę jako osobę która nigdy by tego głośno powiedziała nawet jeśli komuś by zazdrościła. Nie wiedział on czy było to ze względu na szacunek do innych czy też może by nie umniejszać sobie, ale ani razu nie usłyszał tego słowa od niej w przeciągu ostatnich kilku miesięcy które razem spędzili.

Nie widział on także czy dziewczyna była świadoma swojej przemiany, ale jej oblicze było wyraźnie inne od poprzedniego. Lekarz nie był w stanie wyobrazić sobie co wydarzyło się między chłopcem a dziewczyną poprzedniej nocy.

Nagle, lekarz zauważył małą rzecz przy stopach Księżniczki, na którą się wpatrywał.

Był to długi kawałek papieru z wypisanymi literami. Najwidoczniej była to zakładka wykonana z grubego papieru. Jedna strona miała otwory i była przyozdobiona różową wstążką.

Zakładka wyglądała na ręcznie robioną, ale jej kształt był trochę nierówny. Prawdopodobnie była robiona w pośpiechu.

- Hej Księżniczko, co to jest?

- ?

Dziewczyna przyjęła kawałek papieru który podniósł lekarz i przeczytała napis na niej. Dziewczyna rozpoznała pismo chłopca ponieważ przypominało te, które widziała w jego pamiętniku. Zapisane wyraźnymi słowami, było tam - …Od właściciela Pamiętnika #1 do właściciela Pamiętnika #2, najskrytszy sekret. Jest jedna zasada której musisz się trzymać choćby nie wiem co kiedy notujesz w pamiętniku… -

Tutaj tekst się zatrzymał i kontynuował na drugiej stronie. Lekarz, podglądając z zainteresowaniem na tekst stojąc po stronie, zastanawiał się co oznaczało „najskrytszy sekret”.

Księżniczka, wciąż przepełniona ciekawością, odwróciła zakładkę na drugą stronę.

- …Nie zapisuj żadnych imion w tym pamiętniku. Czy to twoje własne imię czy też imiona ludzi i miejsc które napotkasz: nie możesz zapisywać żadnych nazw własnych. Jeśli zastosujesz tą zasadę, twoje zapiski zostaną…

Jak z uszkodzoną żarówką, potrzebna była chwila aż dziewczyna zrozumiała, o co chodziło. Trafiło to do niej jak uderzenie pioruna.



Ta zakładka wskazywała lukę w „znikaniu”.

Kiedy osoba traci się przez „znikanie”, to wszystkie zapisy jego imienia, zdjęcia i obrazy na których jest, obrazy przez niego namalowane i teksty przez niego zapisane znikają razem z nim.

W przypadku tekstów, dopóki na pierwszy rzut oka nie zostaną rozpoznane że jest ich autorem, to wtedy znikną tylko te których autorem jest osoba która znikła.

Dlatego znaki „stop” na ulicy nie zniknęły i dlatego części szyldów które nie zawierały nazwy sklepu także zostały.

W takim razie, było to możliwe by zostawić zapisy poprzez nie precyzowanie, „kto je napisał” i „o kim były”.

Było to możliwe by wyryć czyjś szlak na świecie.



Przez chwilę Księżniczka rozmyślała jednocześnie przytulając pamiętnik do którego włożyła zakładkę.

Mimo że dwójka podróżników była dla niej bardzo cenna, to dziewczyna przez chwilę o nich zapomniała i myślała o jej własnej ścieżce.

Przed jej oczami była szeroko otwarta szkolna brama. Do teraz, brama ta była jej punktem startowym jak i celem jej spaceru po mieście.

Brama sama w sobie się nie zmieniła, natomiast nie było to wyolbrzymienie mówiąc że świat w oczach Księżniczki się radykalnie zmienił.

Możliwość udania się do innych miast—czy może nawet krajów—poza granicami tej bramy nagle się jej ukazały.

Nadzieja w nieznane, żądza nieznanego i strach przed nieznanym. Jej rozsądek mówił jej by zaprzestać tak lekkomyślnego starania, ale głos chłopca ciągle rozbrzmiewał w jej sercu. Miłość do miasta powstrzymywała ją, ale przy piersi miała pusty pamiętnik.

Różnego rodzaju myśli krążyły jej po głowie.

Jednakże, dziewczyna uspokoiła ten chaos w głowie jednym głębokim wdechem.

- …Doktorze.

- Mm?

Szkolny lekarz spojrzał na Księżniczkę która się do niego odwróciła.

- Ja… chcę wyruszyć w podróż i potrzebuję twojej pomocy.

Na ułamek sekundy, lekarz szeroko otworzył oczy i odwrócił wzrok i w następnej chwili.

Lekarz założył okulary przeciwsłoneczne by zakryć oczy i rozpoczął stepowanie niezdecydowania i zmartwienia poprzez robienie różnych dziwnych rzeczy jak drapania się po głowie w stanie przypominającym agonie, krzyżując ramiona, bezsensownie sprawdzając godzinę czy też spoglądania do góry na niebo by zobaczyć, jaka jest pogoda. Był to moment w którym jego spokojny i poukładany wizerunek rozpadł się na kawałki.

- …Nie…?

Nikt nie wie czy lekarz znał koncept męskiej słabości czy też nie.

Jeśli wiedział czy nie, to słowo, powiedziane przez osłabioną piękność z marnym szczęściem która spojrzała na niego z oczami szczeniaczka i błagającym głosem tuż przed jego oczami, z pewnością trafiło prosto w jego serce.

- …Tak sobie teraz przypomniałem, jeden z moich kolegów ze szkoły medycznej który pracuje teraz w szpitalu mówił mi że chciał się pozbyć jednego ze swoich motorów. Jednego z koszem.

- Juchu! Jedziesz ze mną, co nie doktorze?!

- T-Taa. Myślę że powiem by szpital przysłał kogoś do opieki do staruszków.

- Ale ja prowadzę, okej?

- HAA?! To prawdziwy motor, wiesz?! Stała masa jest spokojnie trzy razy większa od twojej wagi!

- No to co! Wszystko jest możliwe z odrobiną praktyki! Więc dziękuję za pomoc w nauce!

- O-Okej… - Lekarz skinął głową i jednocześnie prze chwile wyobraził sobie sytuację.

To co zobaczył, czyli smukłą Księżniczkę na dużym motorze w czarnym skurzanym kombinezonie, z goglami na głowie i czerwonym szalikiem i siebie w koszu usilnie próbującego zmieścić swoje nogi w ograniczonej przestrzeni.

- …Tylko jedna prośba, Księżniczko.

- Co takiego, Doktorze?

- …Czy możemy się przynajmniej zmieniać?



Był to początek podróży Księżniczki. A pierwsza strona jej pamiętnika z pewnością będzie opisywać wydarzenia tego oto dnia.