Tabi ni Deyou:Sen

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

(夢) SEN[edit]

- …Czyli możesz to naprawić?

Dziewczyna przyglądała się chłopcu trzymającemu w swojej ręce klucz. W odpowiedzi jęknął, a na jego twarzy malowało się zmęczenie.

- Próbuję już od czterech dni, ale w tym stanie szybciej dojdziemy do kolejnego miasta niż ja to skończę.

- Nie to chciałam usłyszeć. Miasto znajduje się wiele mil stąd.

Zażenowana dziewczyna usiadła na ławce. Suche drewno, popękane przez nieustannie świecące słońce, kłuło jej odkryte nogi, lecz w tej chwili zmęczenie pokonało dyskomfort. Miała na sobie typowy szkolny mundurek, jednak z powodu upału zdjęła marynarkę i wachlowała się swoją dłonią.

- Może się do tego nie nadajesz, chłopcze. Nikt cię nie pochwali za zmuszanie zdezelowanego motoru do przejechania 140 mil wiesz?

- Przestań mi to wytykać. Jesteśmy w ciągłym ruchu, więc nie mam czasu na jakieś większe naprawy.

Chłopak, którego nazywano „chłopcem” postukiwał kluczem swoje sztywne ramiona. Nosił ten sam mundurek co dziewczyna, tylko oczywiście w męskiej wersji. Również zdjął marynarkę, krawat i rozpiął kołnierzyk.

Prawdą jest, że mógł wykonać ograniczoną liczbę napraw. Na swoją podróż przygotowali tylne siodełko na ich pierwotnie jednoosobowego Super Cuba, które zapełnili takimi rzeczami jak jedzenie, ubrania, benzyna i woda. Z powodu bagażu dla dwóch osób zostało niewiele miejsca na narzędzia. Śruby i nakrętki stanowiły ich cały zapas wraz z olejem i świecą zapłonową. Biorąc pod uwagę to, że ich zestaw narzędzi składał się z klucza do nakrętek, kluczy sześciokątnych i noża Gerbera, porządna naprawa była poza sferą ich marzeń.

- Może powinniśmy się go pozbyć… - zasugerował.

- Nie bądź głupi. Chcesz nosić bagaże na plecach?

- Ngh - chłopak poczuł się zakłopotany gdy jego sugestia została odrzucona.

- Więc może pomożesz mi go pchać dziewczyno?

- Nic z tego. – Dziewczyna nazywana „dziewczyną” wpatrywała się w niego.

- Czy ty zdajesz sobie sprawę, że chcesz zmusić damę do wykonywania ciężkiej, fizycznej pracy? Nie masz za grosz poczucia humoru.

- Ha, członkini klubu atletycznego nazywa siebie damą? Prawdopodobnie jesteś bardziej umięśniona niż ja.

Jej odpowiedzią był solidny kopniak wymierzony w jego stronę.

Sądzę, że damie nie spodobał się ten żart. Auć.

- Myślę, że tutaj rozbijemy obóz na noc. To będzie o wiele lepsze niż rozbijanie namiotu na środku drogi, prawda?

- Nie mogę się z tobą nie zgodzić.

Zatrzymali się na terenie wypoczynkowym dla pobliskich farmerów. Byłą tam tylko toaleta, źródło wody i kilka ławek pośród drzew, lecz dla tej dwójki było to wystarczające. Na obszarach takich jak ten, gdzie nie ma nic poza długą drogą i łąkami, miejsca odpoczynku są cenniejsze niż cokolwiek innego. Spróbuj choć raz przespać się na asfalcie: zaatakują cię insekty, plecy rozbolą od twardej nawierzchni i napadnie cię poranne ciepło.

- Przygotujmy się na noc. Niedługo zacznie się ściemniać.

- Mm. – Chłopak przytaknął. Godzinowa wskazówka na jego chronografie wskazywała, że było już po szóstej. Trzeba przyznać, że raczej ten staroświecki mechanizm nie był zbyt dokładny, lecz patrząc na zaczerwienienie nieba, czas wskazywany był w miarę poprawnie.

- Dobrze, dziewczyno, przygotuj kolacje. Ja zajmę się łóżkami.

- Zrozumiałam, chłopcze.

Oboje zaczęli zajmować się swoimi obowiązkami nie nazywając siebie chociaż raz po imieniu. Z bagażnika, którego poszerzyli poprzez zawieszenie różnych rzeczy po obu stronach tylnego koła, chłopak wyjął ich sprzęt do spania a dziewczyna zabrała torbę kiedyś wypchaną składnikami, lecz teraz w większej części pustą z wyjątkiem przyrządów do gotowania. Zabrali się do działania.

Chłopak podszedł do dwóch najbardziej oddalonych ławek. Mimo sporego zużycia, były dla niego idealne: wystarczająco długie aby rozłożyć na nich nogi i pozbawione oparcia oraz podłokietników. Nawet lepiej, po obu stronach ławek znajdowały się drzewa. Perfekcyjne.

Powoli wyjął zawinięte koce. Było ich w sumie osiem, starannie upakowane i zabezpieczone za pomocą sprytnej techniki, którą wymyślili. Na każde z nich przypadną cztery sztuki. Na każdej ławce złożył dwa z nich na trzy części i ułożył jako swoiste maty do spania. Potem, położył po jednym na ławkach jako nakrycie. Mimo że było to lato, znajdowali się na dalekiej północy wyspy, gdzie pogoda może się zmienić w jednej chwili. Dwa ostatnie koce użył jako poduszki.

Następnie, ze sznurka na pranie i niebieskiego prześcieradła zrobił dach. Linkę przywiązał do pni drzew, rozciągając ją nad prowizorycznymi łóżkami, i przeciągnął prześcieradło nad nimi. Poprzez obciążenie rogów prześcieradła, dach przypominał kształtem ten z namiotu. To wystarczało aby ochronić ich przed słońcem i mżawką. Całą konstrukcja będzie podatna na wiatr, ale przywiązanie jej do Super Cuba ma temu zapobiec.

Na koniec położył między ławkami przeźroczysty pojemnik w kształcie świni, który również był częścią ich bagażu, po czym napełnił go spiralą zapachową przeciw komarom.

Wszystko gotowe.

- O?

Po zakończeniu przygotowań dotarł do niego apetyczny zapach, który sprawił, że chłopak odwrócił się i spojrzał w tamtą stronę.

Oprócz wspaniałego posiłku, jego oczy doświadczyły fragmentu największego marzenia każdego mężczyzny – dziewczyna ubrana w fartuch przygotowująca kolację. Używała małego obozowego palnika i patelni, na której podgrzewała trochę peklowanej wołowiny i szparagów z puszki.

Mimo że nie był zadowolony ze szparagów, to jednak aromat wołowiny smażonej na maśle nawoływał do jego pustego brzucha, przez co chłopak musiał z nim walczyć aby uciszyć burczenie.

Dziewczyna podzieliła posiłek na dwie części za pomocą scyzoryka, wyjęła dwie kromki chleba z hermetycznego pojemnika i wcisnęła między nie połowę składników. Na koniec, podsmażyła jeszcze całą kanapkę.

Mimo że nóż nie został stworzony z myślą o gotowaniu to jednak sprawne ruchy dziewczyny sprawiły, że kanapka była gotowa w bardzo krótkim czasie. Umieszczona na wierzchu odpowiednia ilość musztardy w połączeniu ze złocisto-brązowym kolorem pieczonego chleba sprawiły że chłopak poczuł się jeszcze bardziej głodny.

Jednakże, chłopak nie zabrał się od razu do jedzenia.

Oboje zdecydowali, że każdy posiłek, mimo wszystko, zawsze będą jeść razem.

Podczas gdy dziewczyna przygotowywała podobną kanapkę, jednak z mniejszą już ilością musztardy, chłopak walczył aby powstrzymać wodospad śliny, który groził wypłynięciem z jego ust.

- Skończyłam. Możemy jeść.

Dziewczyna szybko rozwiązała swój fartuch i usiadła na tymczasowym łóżku.

- …

Spostrzegła, że chłopak jej się przygląda.

- …Co?

- Ach, pomyślałem, że teraz bardziej przypominasz dziewczynę.

Au. Mój goleń.

- Co to miało znaczyć!

- Nie, umm, sposób w jaki gotowałaś i zdjęłaś fartuch przypominał ten… Będąc szczerym, wyglądała jak gospodyni domowa, ale wątpię, że przeżyłbym gdybym jej to powiedział.

- Cóż, nawet ty byś się do tego przyzwyczaił, gdybyś musiał robić za kucharza przez trzy miesiące z rzędu!

- Przepraszam, że cały czas zrzucam to na ciebie!... Tak czy inaczej, jedzmy!

- Tak, tak.

Dziewczyna usiadła ponownie i wzięła się za swoją kanapkę.

Uśmiechnęli się do siebie po czym ugryźli kanapki w tym samym czasie.

Nie odzywali się do siebie tylko uśmiechali się od czasu do czasu.

Soczysta, peklowana wołowina i musztarda zwiększyły ich apetyt, toteż szybko pochłaniali kolejne kęsy. Było to tak smaczne, że chłopak zapomniał nawet o szparagach.

Jedynym minusem było to, że został im już ostatni kęs.

Chłopak włożył do ust ostatni kawałek z lekkim żalem, po czym wessał okruszki chleba z dłoni.

- Dziękuję za posiłek.

- Tak, dziękuję za posiłek.

Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi.

- …A tak przy okazji chłopcze.

- Mm?

- Skończył nam się chleb i wołowina.

- Że co?!

Dziewczyna rzuciła na niego długie, chłodne spojrzenie.

- Minął tydzień, odkąd ostatni raz uzupełnialiśmy zapasy jedzenia. Jeśli nie naprawisz motoru, to od jutra szparagi będą jedynym daniem w menu.

- C-czy to groźba?!

- Oczywiście, że nie. Po prostu cię informuję, mój wspaniały kierowco.

Ten werbalny cios sprawił, że chłopak z siódmego nieba spadł w czeluście rozpaczy. Dziewczyna, dla której nie było problemem jedzenie szparagów, uśmiechnęła się do niego. Uznał, że wygląda bardziej zawistnie niż zwycięsko. Cholera, muszę szybko to naprawić…!

Spoglądając w górę, zauważył, że słońce było już prawie za horyzontem. Zmierzch powoli znikał i ciemność zaczęła pokrywać świat. Nie minie dużo czasu nim ciemność osiądzie na dobre.

Starając się z tym walczyć, chłopak zapalił lampę złożoną z małej latarki LED i kilku pałeczek fluoroscencyjnych.

- Jest już ciemno. Może poszłabyś już spać, co dziewczyno?

- Ty się nie kładziesz? – Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę. Już od dłuższej chwili leżała na łóżku zanim chłopak jej to powiedział.

- Muszę jeszcze opisać dzisiejszy dzień w pamiętniku… Zauważyłaś, że wpisy z ostatnich dni mają dość tragiczny przebieg?

- Oczywiście. Nie można nic dobrego napisać od tamtego czasu. Jak już mówiłam wcześniej, nie zostało nam dużo zapasów.

- A co z wodą?

- Nie jest źle, została nam woda pobrana z wieży ciśnień, więc musimy ją jutro ugotować.

Znajdowali się w krytycznej sytuacji. Mieli wystarczająco paliwa dla Super Cuba, lecz byłoby to zbyt niebezpieczne aby za jego pomocą zagotować wodę. W ostateczności mogli go użyć jako podpałki do rozpalenia ogniska.

Chłopak westchnął ciężko i wyciągnął gruby tom z torby na książki, w której trzymali różne rzeczy.

Był to bardziej ich pamiętnik niż książka. Przednia okładka była pusta, więc nie można było od razu stwierdzić do czego pierwotnie była ta książka wykorzystywana, lecz ta dwójka używała tej ogromnej księgi do zapisywania swoich podróży. Miała prawie 5 cm grubości a kąciki obwoluty pokryte były mosiądzem. Miała nawet pas z pasującym, mosiężnym zamkiem.

Klucz do pamiętnika znajdował się na tym samym łańcuchu co klucz do Super Cuba. Jak zwykle, chłopak otworzył zamek, przewrócił na dzisiejszą stronę i przyłożył ołówek do papieru.

Latarka dawała mu wystarczającą ilość światła do pisania. Świeciło sztucznym światłem, które równoważyło światło gwiazd na fioletowym niebie. Kontrastując z niezliczonymi światłami na niebie, na dole świeciła tylko latarka i środek na komary.

Niecałe 10 minut później chłopak skończył swój wpis do pamiętnika. Zamknął książkę z powrotem na klucz i schował do torby. Następnie wyłączył światło i położył się spać.

Latarka pozostawiła po sobie zielony powidok, który utkwił na ich źrenicach, i, jakby rekompensując jej brak, wydawało się, że gwiazdy jaśnieją w ich oczach.

Wszystko co można było teraz zobaczyć to kalejdoskopowe światełka na niebie, niekończące się łąki okalające ziemię od jednego końca horyzontu na drugi i wąską drogę przecinającą szary krajobraz. I w jednej chwili, dwoje podróżników powoli zasnęło.



Dziewczynę z rana obudził ból pleców.

Otworzyła oczy i zauważyła, że leży na gołej ziemi. Jej ciało było powykrzywiane jak stereotypowe ciało ofiary morderstwa. Jeśli ktoś obrysowałby jej ciało kredą, wyglądałaby jak perfekcyjny trup. Oczywiście nikt jej nie zamordował, po prostu spadła z zaimprowizowanego łóżka. Widząc, że nie ma powodów do paniki otrzepała się i usiadła. Drugie łóżko było już puste. Kilka metrów dalej chłopak walczył z Super Cubem dzierżąc w jednej ręce klucz.

- Widzę, że ktoś tu jest porannym ptaszkiem?

- Pójście wcześnie spać i późne wstawanie nie jest dobre, wiesz?

Dziewczyna nie była już tak bardzo senna, aby zignorować jego komentarz toteż odpowiedziała mu kopniakiem w plecy.

Zadowolona, patrząc na chłopaka upadającego w bólu, próbowała rozluźnić swoje plecy wykonując podobną do jogi pozę skręcając biodra w lewo i prawo, a na koniec wyciągnęła w górę ręce najwyżej jak mogła. Rozważała wykonanie całego zestawu ćwiczeń gimnastycznych, ale szybko przerwała swoje rozciąganie i zakończyła je głębokim oddechem, uznając iż robiąc je samemu wyglądałaby komicznie.

- Chłopcze, czyżbyś wstał tak wcześnie aby naprawić motor?

- Cóż, tak. W przeciwnym razie byłoby zbyt gorąco zanim bym skończył.

Chłopak zdjął rękawiczki, które były czarne od ropy i węgla.

- Tak czy inaczej muszę zrobić wszystko co jeszcze mogę. Jeśli nadal nie będzie działa to nie naprawię go niczym co mamy pod ręką.

- Więc to „być albo nie być”.

Dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie i zaczęła gromadzić rzeczy potrzebne do odkażenia ich wody.

Cała woda jaka im została pochodziła z niebezpiecznego źródła, toteż postanowiła ją wysterylizować poprzez wygotowanie. Użycie ich małej kuchenki gazowej byłoby stratne, więc postanowiła nazbierać gałęzi i wysuszonej trawy aby rozpalić ogień. Po położeniu ich na cegły podpaliła podpałkę używając zapalniczki Zippo chłopca.

Było to po siódmej rano i słońce wschodziło już na niebie. Zanim się zorientowali, chłodne nocne powietrze północnej wyspy zostało całkowicie przegnane a gorące letnie słońce prażyło ich z taką intensywnością jak w innych częściach kraju.

Podczas gdy dziewczyna pracowała w upale, chłopak podjął się kolejnej próby naprawy.

Silnik Super Cuba nie był skomplikowany. W rzeczywistości, chłopak stał się bardzo dobry w demontażu jego jedno-cylindrowego czterosuwowego silnika.

Jednakże niewiele mógł zrobić jeśli chodzi o naprawy nie licząc dopasowywania części, które się obluzowały czy też wymiany śrub. Nie było na motorze dostatecznej ilości miejsca na części zamienne na wypadek gdyby coś się zepsuło. Jeśli to było źródłem ich problemów to rzeczywiście byli w kropce.

Poprzedni właściciel nie dbał zbytnio o motor więc było całkiem prawdopodobne, że coś się zepsuło. Śruby były obluzowane, nity zostały uszkodzone, na uszczelce głowicy rosło pęknięcie a olej był brudny. Opony i klocki hamulcowe stały się gładkie jak głowa łysego człowieka a zawieszenie już się zużyło. Niestety, wciąż potrzebowali Super Cuba i ten musiał się jeszcze dłużej działać.

- Chciałbym mieć zapasowe części… - mruknął chłopiec. Albo gdybym dostał w swoje ręce choć trochę świeżego oleju mógłbym wyczyścić części, które mamy. Choć nie miałoby to żadnego sensu, ponieważ i tak zaraz byłyby ubrudzone przez brudny olej z silnika.

- I jak to wygląda? – Usłyszał za swoimi plecami.

- Nieoptymalnie.

- Więc powinnam się przygotować do marszu?

- Może. Niedługo się tego dowiemy.

Chwycił kierownice, wciąż mając włożone rękawiczki, i postawił stopę na pedale rozrusznika.

…Proszę, Boże, niech to zadziała, modlił się i nacisnął z całej siły na pedał.

Silnik obrócił się kilka razy wydając zdławiony odgłos. Nawet dziewczyna, która nie znała się na tym mogła stwierdzić, że się nie udało.

- …

Nie poddając się szybko spróbował ponownie. Tym razem nie tylko modlił się do Boga ale również do Super Cuba.

- Iiiiii startuj!

Wydobył się ten sam zdławiony dźwięk, lecz tym razem zatrzymał się z głośnym brzękiem.

Westchnął.

Wyglądało na to, że ani Bóg ani Super Cub nie chcą odpowiedzieć na jego modlitwy.


Po tym jak porzucili naprawę motoru postanowili się spakować.

Trzy miesiące minęły odkąd zaczęli swoją podróż i z całym nabytym doświadczeniem stali się odpowiednio sprawni podczas codziennych obowiązków. Wlali całą zdezynfekowaną wodę do dwulitrowych butelek i schowali kilka użytecznych gałęzi w specjalnej torbie, odpowiednio je wcześniej łamiąc. Ich sprzęt kempingowy wrócił do tobołka i przytwierdzili go do cichego Super Cuba.

W ciągu zaledwie pół godziny zalali się potem.

Mimo że znajdowali się daleko na północy, to było po dziewiątej i słońce przypiekało bezlitośnie ziemię. Gdyby tylko mogli, to poprosiliby słońce o obniżenie swojej temperatury, ale ich głos nigdy nie będzie słyszany z odległości 150 milionów kilometrów.

- Wyrzucimy naszego Cub’iego? – Trzymając w jednej ręce kas dziewczyna uderzyła drugą w siodełko Super Cuba. Czarna syntetyczna skóra była aż nadto gorąca aby ją długo dotykać. – Wierzę, że uda nam się go jakoś naprawić. Już zdążyłam się przyzwyczaić, że razem na nim podróżujemy.

- Masz rację. Nigdy wcześniej żadne z nas nie prowadziło żadnego motoru, więc istnieje prawdopodobieństwo, że nawet gdybyśmy znaleźli jakiś nowy nie bylibyśmy w stanie nim jeździć.

Super Cub został stworzony z myślą o początkujących kierowcach więc był prosty w obsłudze.

- Lecz jeśli nam się nie uda…

- To wtedy stanie się bezużytecznym złomem!

Dziewczyna kopnęła Super Cuba.

W tym momencie, jakby na znak protestu przeciwko biciu jego drogiego dwukołowca, brzuch chłopca nagle zaczął burczeć. W odpowiedzi, brzuch dziewczyny zrobił to samo.

- …

- Na co się gapisz? Ja też nie jadłam śniadania, więc również jestem głodna!

- Po prostu byłem zaskoczony jak głośno twój brzuch potrafi… Ach-ałałałała!

Dziewczyna pociągnęła go za ucho nie pozwalając mu dokończyć zdania.

- Skrócę ci racje za ten komentarz.

- A co ja jestem pies?

- Jeśli nie to zużyj swoje kalorie na poruszanie stopami zamiast gadania.

- …podczas gadania prawie że nie zużywam energii…

Dziewczyna nie odpowiedziała a jedynie mruknęła coś w odpowiedzi biorąc puszkę z torby przyłączonej do tylnego koła i usiadła na najbliższej ławce.

- To suchar. Chyba nie masz nic przeciwko temu, prawda?

- …ale jest zbyt mdły.

- Ojej! Ktoś tu jest za bardzo rozpieszczony?

- Narzekasz tak samo jak ja.

- Zamknij się. Zaraz coś przygotuję. Patrz. – Położyła obok suchara słoik z dżemem truskawkowym.

- Zadowolony? To najlepsze co teraz mamy. Nie ma przed nami wielu miejsc gdzie znajdziemy owoce więc postaraj się nie zużyć wszystkiego.

- Tak proszę pani!

Wystarczyło tylko trochę posmarować a suche i bezsmakowe suchary stawały się wykwintnym deserem. Kiedy otworzyli słoik, kwaśny a zarazem owocowy zapach rozszedł się nie zewnątrz pogłębiając ich głód.

- Jemy?

Wybrali wystarczającą ilość i zjedli śniadanie przed wyjazdem. Po lekkim uzupełnieniu energii i kroki wydały się lżejsze niż we wczorajszym dniu.



To, co nazywamy „mirażem”, Japończycy określają jako „uciekającą wodę”. To załamanie światła przez gorące powietrze na bardzo gorącej nawierzchni przypominające odbicie na nieistniejącej kałuży wody. Pojawia się tylko w znacznej odległości, dlatego nigdy nie możesz dotrzeć do tej kałuży stąd woda ta „ucieka”. Z racji tego, że oboje urodzili się i wychowywali w dużym mieście, miraże były dla nich czymś nowym i interesującym, lecz nie trwało to długo by stały się czymś denerwującym.

Podróżowali już tak pół dnia, będąc palonymi przez słońce z góry i ciepło promieniujące z dołu. Poza czterema krótkimi przerwami podróżowali non-stop.

Od czasu do czasu, zdawało im się poczuć złość pochodzącą od słońca. Jednakże wszelkie ślady ich emocji odparowywały w połysku gorącego słońca. Poruszali się jak roboty pchając motor z obojętnymi wyrazami twarzy.

Krajobraz wokół nich był dokładnie taki sam jak pół dnia wcześniej, składający się wyłącznie z nieskończenie długiej prostej drogi i łąk po obu stronach. Jedyne co się zmieniło to kąt, z którego słońce ich opalało.

- …Gorąco mi… - mruknęła dziewczyna pchając z boku motor.

- …Co za przypadek, mi też… - odpowiedział chłopak trzymający kierownice i pchający motor po drugiej stronie.

To były ich pierwsze słowa jakie wymienili między sobą w ciągu ostatniej godziny. Ich kroki były podobne do lunatycznych i gdyby się nie opierali o Super Cuba w trakcie pchania już dawno padli by na ziemię.

Chłopak zdjął białą koszulę i zrobił sobie z niej nakrycie głowy a dziewczyna położyła sobie plastikową folię na głowę.

Ciepło byłoby mniej okrutne gdyby zwilżyli swoje prowizoryczne okrycia głowy, ale nie mieli wody do stracenia. Zostało im tylko dziesięć litrów wody, wystarczające na maksymalnie pięć dni. Ponieważ nie potrafili przewidzieć kiedy znajdą kolejne źródło wody bezsensowne jej użycie mogło im przynieść śmierć.

Gdyby wszystko działało normalnie to mogliby zadzwonić po pomoc z telefonów komórkowych, ale nie mogli tego zrobić. Odkąd infrastruktura komórkowa się zepsuła, telefony komórkowe stały się raptem latarkami z dołączonym zegarkiem, kalendarzem, kamerą i funkcjonalnym notatnikiem. Jednakże w telefonie chłopaka wyczerpała się bateria czyniąc go kompletnie bezużytecznym.

- Czemu nie może być tutaj… chociaż jednego zjazdu w dół…

- …nawet tak nie mów… jeśli będziesz mi przypominać… że cały czas wchodzimy pod górę… opadnę z sił…

Walczyli teraz z najtrudniejszą pochylnią. Nawet jeśli droga szła prosto aż po horyzont to i tak cały czas lekko szła do góry. Wysiłek potrzebny do pchania motoru na to wzniesienie wysysał energię jak pijawka, a ich nogi stawały się coraz cięższe i cięższe.

- Wciąż mamy kawał drogi… do następnego miasta… na pewno damy sobie radę…?

- Wytrzymaj… dziewczyno! Spójrz! Jesteśmy prawie… na szczycie.

- …mam nadzieję, że to będzie szło w dół… abyśmy mogli zjechać w dół na motorze.

Ich kroki były podobne do lunatycznych i gdyby się nie opierali o Super Cuba w trakcie pchania już dawno padli by na ziemię.

Chłopak przytaknął jej bez słowa stawiając kilka kolejnych kroków. Chwycił pewniej kierownicę obciążonego motoru na ostatni zryw i w końcu dotarli na szczyt wzgórza.

- Haaah – wydyszała głośno dziewczyna. Obróciła się w stronę drogi, na którą się wspięli. Łagodne nachylenie w dół ciągnęło się aż do złączenia ziemi z niebem. Miejsce odpoczynku, z którego wyruszyli dzisiejszego poranka było już daleko poza horyzontem.

- Całkiem sporo żeśmy przeszli, co nie?

Kiedy chłopak nie odpowiedział, dziewczyna obróciła się w jego stronę. Zastała go obserwującego okolicę przez lornetkę, którą wyciągnął z torby.

- Widzisz coś?

- Tam…

Dziewczyna przekrzywiła głowę, więc chłopak podał jej lornetkę. Na początku zaskoczył ją rozmyty obraz, ale po ustawieniu ostrości ujrzała kolejny zjazd podobny do tego na który się wspięli. Kiedy spojrzała przez lornetkę na horyzont ujrzała małą łatę, gdzie kolor roślinności był trochę inny. Nie była zbyt duża ale część trawnika była pokryta intensywniejszą zielenią niż otoczenie.

- …to grunty rolne… chłopcze a tam jest dom!

Powiększony obraz drżał w jej zmęczonej ręce, lecz to na pewno był czyjś dom. Nie było wątpliwości: obok drogi widać było dach dzielący zieloną scenerię wraz z kawałkiem pola do upraw.

Grunt był przedzielony przez coś co wyglądało jak ręcznie robione ogrodzenie i wydawało się, że uprawiane są na nim warzywa i owoce. Mogli stąd dostrzec nawet poletko ryżowe znajdujące się obok. Ziemia była w dobrym stanie i widać było, że ktoś o nią dba.

Oczywiście nie można było stwierdzić z tej odległości, że ktoś tam faktycznie jest, ale każde miejsce które kiedykolwiek było zamieszkane musi posiadać źródło wody. I patrząc na tę zieleń, którą dostrzegli, prawdopodobnie trochę wody jeszcze zostało.

- Ruszajmy chłopcze! To jest tuż na horyzoncie! Będziemy tam lada moment!

- W porządku!

Dziewczyna wrzuciła lornetkę z powrotem do torby i zaczęła pchać motor w dół z jeszcze większym zapałem. Choć stok nie był wystarczająco stromy aby z niego zjechać na motorze, ich cel podróży był w zasięgu wzroku przez co poczuli nagły przypływ energii.

Po przebiegnięciu połowy drogi na pełnej szybkości, przypomnieli sobie, że odległość do horyzontu zależy od poziomu gruntu.



- Umieram.

- Ja też.

Konwersacja między nimi osłabła do kilku słów wypowiadanych od czasu do czasu. Nie było w tym nic dziwnego, ponieważ pchali swój motor przez taki dystans, który byłby sklasyfikowany przez lekkoatletów jako „długi”. Poza tym pchanie motoru stało się jeszcze cięższe, gdyż stromizna była większa niż w pierwszej połowie drogi. Mimo że nie było tak źle jak w czasie wspinaczki na wzgórze, to jednak nie było porównania do chodzenia po płaskim gruncie. Niemniej jednak dotarli w końcu do domu widzianego z daleka. Ich cienie stały się dłuższe i skądś słychać było krakanie kruka. Dziewczyna nie miała wystarczająco sił aby nawet podnieść głowę, więc to chłopak ustawił podpórkę motoru i zbliżył się do budynku.

- Czyżby to był… sklep połączony jednocześnie z farmą? – mruknął do siebie, przyglądając się budynkowi i polu.

Po lewej stronie drogi był sklep, który również służył za miejsce zamieszkania, natomiast po prawej uprawiano ziemię. Oba z nich wykazywały znaki ludzkiej bytności.

Połączenie szarej drogi przebiegającej przez krajobraz zielonych łąk i tego małego „ciała obcego” znajdującego się pośrodku w jakiś sposób przypominał mu linię kolejową i stację. Zauważył sporo warzyw, które były gotowe na żniwa. Minęło sporo czasu, kiedy ostatni raz widział taką scenerię. Pomidory świeciły w słońcu jasną czerwienią, ogórki tak duże, że zaczął podejrzewać hodowcę o stosowanie dziwnych chemikaliów oraz warzywa, których nie widział od lat, kołysające się na wietrze.

- Ej… ej, dziewczyno… dziewczyno? Łoo! Dziewczyno! Wszystko w porządku?

Dziewczyna, która miała stać za Super Cubem padła wyczerpana na gorącą ziemię nie poruszając choćby mięśniem. Najprawdopodobniej nie tylko szkarłatne światło zachodzącego powoli słońca barwiło jej czerwoną twarz.

Chłopka dźwignął ją w pośpiechu i ruszył w kierunku pola, szukając źródła wody.

Musi tu być jakaś woda do podlewania. Możliwe, że zostanie skarcony za wtargnięcie bez pozwolenia, ale w tym wypadku nie mógł zrobić nic innego niż przeprosić.

Jednak gdy już miał przejść obok sklepu, jego uwagę przykuło coś, co raczej było nie na miejscu.

Zagraniczny samochód został zaparkowany w cieniu budynku – w dodatku był to bardzo luksusowy samochód.

Świecąca rzecz znajdująca się na jego masce i błyszcząca mimo cienia wyglądała jak znaczek Mercedes-Benz. Chłopiec nigdy nie interesował się rynkiem samochodowym, ale wystarczyło jedno spojrzenie na aluminiowe koła i skórzane siedzenia aby stwierdzić, że samochód śmierdział pieniędzmi. Szofer w białych rękawiczkach, sprzątający miotełką kurz z tego wspaniałego samochodu idealnie pasowałby do obrazka.

Ale z jakiego powodu, tak bogaty kierowca tego Mercedesa chce pracować w polu na północnym krańcu świata?

Nie mógł się nadziwić, ale dziewczyna na jego ramieniu wydawała się wręcz topnieć, dlatego pobiegł w stronę pola.

Podziwiając wspaniały stan pomidorów i ogórków pomknął między nimi w głąb pola. Trudnym zadaniem było szukanie wody wraz z niesieniem wyczerpanej dziewczyny, lecz znalazł ją zaskakująco szybko.

Było to miejsce do podlewania, które zbudowano na wzór studni; znajdowało się prawie w centrum pola. Tuż za nim znajdowała się konstrukcja przypominająca wzgórze, która została wzmocniona kamieniami i wyposażona w rurę PCV. Co ciekawe, z tej rury wypływała czysta woda, wprost do betonowej wanny.

Po usadowieniu dziewczyny na kamiennej ławce, chłopak złapał plastikową misę pływającą w wannie i zaczął nabierać wody.

A potem…

- Obudź się, dziewczyno!

Udar słoneczny, udar cieplny, pusty żołądek i wyczerpanie doprowadziły dziewczynę do stanu, w którym wyglądała jak suszona mątwa, więc, aby jej pomóc, oblał ją całą.

-…Co robisz, ty DEBILU!

Z szybkością błyskawicy zabrała mu miskę i uderzyła nią go w twarz. Bez wody.

Na lewo, chłopak trzymał się za nos. Na prawo, dziewczyna przemoczona od stóp do głowy. Każde z nich sięgnęło po broń znajdującą się w pobliżu, nabrało wody a następnie zatrzymali się naprzeciwko siebie.

- …

- …

Oboje przykucnęli, przyjmując pozycję do ataku, gdy nagle, kiedy już mieli rozpocząć dramatyczny konkurs oblewania, przerwał im głos.

- Dzień dobry wam! Jesteście gośćmi?

Oboje odwrócili się w stronę właściciela głosu, pozwalając, by woda z ich misek wylała się na ziemię. A potem znieruchomieli.

Oboje przykucnęli, przyjmując pozycję do ataku, gdy nagle, w chwili kiedy już mieli rozpocząć dramatyczny konkurs oblewania, przerwał im głos.



Był tam uśmiechnięty mężczyzna przecierający twarz od potu. Jegomość po czterdziestce, prawdopodobnie wciąż będący w kwiecie wieku, mający na sobie słomiany kapelusz i przewieszony ręcznik, a także ubrany był w parę skórzanych butów, białą koszulę i podwinięty do kolan garnitur od Armaniego. Jego smukłe i dobrze zbudowane ciało było typowe dla nauczyciela wf-u, a jego uśmiech sugerował status gospodarza. Był żywym przykładem na to, że dżentelmen wciąż pozostaje dżentelmenem nawet podczas pracy w gospodarstwie rolnym.

Lecz to nie jego nagłe pojawienie czy też strój ich tak zaskoczył. Tym co ich zaskoczyło były jego włosy.

Jego włosy nie były tak czarne jak to powinno być, ale śnieżnobiałe jak po użyciu jakiegoś wybielacza. Co więcej, jego skóra była prawie tak biała jak u albinosów, bez oznak opalania mimo pracy w pełnym słońcu.

- Och, przestraszyłem was?

- Eee, nie, um…

- Przepraszamy za takie wpatrywanie się w pana.

Opuściła głowę. Chłopak poczuł, że kobiety mogą być bardziej umiejętne w przepraszaniu niż mężczyźni. Chociaż to nie była dobra chwila na rozmyślanie o tym.

Z powodu walki „na śmierć i życie” oraz przerwy wywołanej przez mężczyznę, dwóch podróżników postanowiło odpocząć na kamiennej ławce i zrobić sobie przerwę.

Ławka była szeroka na pięć osób i, dzięki dachowi zamontowanemu nad nią, chroniona była od słońca. Z racji wody znajdującej się tuż obok to miejsce było lepsze od asfaltowej drogi. Ziemia stała się mokra po tym, jak chłopak oblał ją wodą, ale słońce zaczęło już ją wysuszać. Oczywiście, to samo dotyczyło przemoczonej dziewczyny.

-… A, racja. Powinienem się przedstawić. Oto, kim jestem…

Z kieszeni na piersi bardzo sprawnym ruchem wyjął małe pudełeczko i wraz z lekkim ukłonem podał im swoją wizytówkę. Sekwencja ruchów była doprowadzona do doskonałości i było jasne, że przywykł do tego w swoim codziennym życiu. Napisane na niej było:


« Firma Transportowa, Dyrektor Reprezentatywny »


Jednakże nazwa firmy jak i imię tego człowieka zostało wymazane.

Nie było żadnych śladów błędu drukarskiego czy ścierania; po prostu litery same znikły. Papier był całkowicie nienaruszony. Zupełnie jakby sam stworzył takie puste wizytówki dla zabawy.

Trzeba było się bardzo skupić aby je zobaczyć, ale w lewym górnym rogu wizytówki było wydrukowane tylko logo.

Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że to bardzo znana firma.

-… Cóż, nie wydaje mi się, aby sensownym było dawanie wam mojej wizytówki bez mojego imienia wydrukowanego na niej.

Chłopak niechętnie spojrzał na człowieka, na którego twarzy pojawił się gorzki uśmiech.

- Więc… zostało „zgubione”?

- Dokładnie. Moje imię zniknęło – stwierdził wprost. – Pewnego dnia, gdy pracowałem w firmie tak jak zwykle, ludzie z mojego działu powiedzieli mi, że zapomnieli, jak się nazywam. Miałem złe przeczucia, ponieważ nie mogli sobie przypomnieć bez względu na to, jak się starali. Postanowiłem zbadać tę sprawę. Odkryłem, że moje imię zniknęło ze wszystkich miejsc: z danych i dokumentów firmy, z moich własnych wizytówek, z mojej plakietki z imieniem i innych rzeczy. A co najważniejsze, ja sam zapomniałem, jak się nazywam.

Słysząc obojętny ton w jego głosie dziewczyna i chłopak spojrzeli na siebie, po czym ponownie zwrócili swoją uwagę na mężczyznę.

- Nawet nasi partnerzy biznesowi zapomnieli mojego nazwiska. Niektórzy z nich nie pamiętali nawet mojej twarzy. Cóż, można było sobie tylko wyobrazić, jak męcząca była taka praca.

Mężczyzna zaśmiał się i umieścił wizytówkę z powrotem w pudełku.

- Nie widziałem już sensu w kontynuowaniu mojej pracy, więc rzuciłem wszystko i odszedłem. Po pewnym czasie podróżowania po kraju osiadłem tutaj… Chcecie do mnie dołączyć?

Nie zaproponował im pracy na roli, lecz kilka czerwonych pomidorów odbijających światło słoneczne, które były chłodzone źródlaną wodą do odpowiedniej temperatury.

Oczywistym było, że na ich „tak” nie trzeba było długo czekać.


część 3, ostatnia:

- ...Szczerze mówiąc, zawsze chciałem pracować na roli. A mimo to skończyłem pracować dla firmy zajmującem się transportem warzyw. Po okresie ciężkiej pracy, nagle stałem się głową działu, a potem dyrektorem zarządzania. Następnie awansowałem na dyrektora odziału i zanim się obejrzałem, minęły lata, a ja stałem się reprezentatywnym dyrektorem głównego oddziału.

- ...Ale to raczej niesamowite, co nie?

Chłopiec utkwił swój wzrok na mężczyźnie, jednocześnie wgryzając się w jego drugi czerwony klejnot.

Ten fantastyczny, aksamitny pomidor był tak soczysty, że wydawał się pękać. Nie było porównania między zwykłym sokiem pomidorowym a tym wspaniałym świeżym owocowym miąższem. Zmysł dobrego samopoczucia rozprzestrzenił się przez całe jego ciało, które nie otrzymało ostatnio żadnego świeżego warzywa.

Nigdy nie myślał, że mógłby doświadczyć tak wspaniałego uczucia przez byle pomidora. W tej chwili był pewny siebie na tyle, że zjadłby nawet znienawidzoną zieloną paprykę. Surową.

- W sumie, dla innych to może wyglądać niesamowicie. Ale widzisz, ja lubiłem swoją pracę i wyglądało na to, że miałem do niej odpowiedni talent. Byłem tym zainteresowany, więc pochłaniało mnie to, co robiłem i nawet nie zauważając wspinałem się po szczeblach kariery. Ale w tym samym czasie usuwałem się stopniowo od pracy, którą tak naprawdę chciałem robić.

Dziewczyna siedziała obok chłopca i miała poważny problem ze zdecydowaniem, czy powinna zignorować niebezpieczeństwo bólu brzucha i zacząć jeść trzeciego pomidora.

-I tak o to spełniłeś swoje marzenie pracy na farmie za pomocą wygodnej wymówki, że twoje imię zostało «stracone». A-ha.

Jej wybór słów zawierał drażliwy wydźwięk, ale nie ze złej woli. Był to raczej coś jak sarkazm wmieszany w wypowiedź, aby się podroczyć z nim. Dyrektor także wydawał się tego świadom; na dowód uśmiechnął się.

- Taa. To może brzmieć niegrzecznie, biorąc pod uwagę moich kolegów z pracy, ale każdy dzień tutaj sprawia tyle frajdy! ...Tyle że sprawy, o których się nauczyłem w szkole i doświadczenie, które zdobyłem w pracy nie są w żadnym stopniu przydatne. - Mężczyzna uśmiechnął się sztucznie.

- Tak poza tym, dlaczego przyszedłeś tu aż z Honshu? Nie byłbyś wstanie znaleźć jakiejś ziemi uprawnej w tamtych okolicach?

- Nie było jakiegoś szczególnego powodu. To nie tak, że od początku miałem zamiar pracować na roli. Na początku pomyślałem, że pojeżdżę trochę i pozwiedzam, ale wtedy natknąłem się na ten tu dom. Wtedy sklepem ogólnym zajmowała się samotna starsza kobieta. Pozwoliła mi tu zamieszkać i nauczyła mnie, jak uprawiać warzywa, a ja w zamian pomagałem jej przy pracy w polu.

- Jak się ona teraz ma?

- ...W marcu tego roku... zniknęła.

- ...Rozumiem. - powiedział chłopiec, zamyślony, podczas gdy dziewczyna siedząca obok niego wkońcu poddała się pokusie i wzięła duży gryz trzeciego pomidora.

W tej samej chwili...

- Och, dyrektorze? Czyżbyśmy mieli gości? - wtrącił nagle żeński głos.

Ten piękny głos był wyraźnie podobny do mówcy. Jego posiadacz stał pośród pola kukurydzy zabarwionego kolorami zachodzącego słońca.

Jednocześnie kukurydza wyrośnięta na tyle, by móc kogoś ukryć, zaszeleściła i z niej pojawiła się sekretarka, nosząc prawidłowo garnitur. Można to nazwać oczywistością, ale była z niej oszałamiająca piękność.

- ...Nawet do pracy na farmie masz sekretarkę?!

Jednocześnie uderzając go ostro w brzuch. Oczywiście, z umiarem.

Powaracająć do zdrowia z cierpienia, dyrektor przedstawił panią, która dołączyła do koła.

- ...Uhm. To moja sekretarka. Ponieważ jej imię zostało «zgubione», jest po prostu zwana sekretarką.

- Jestem sekretarką. Miło mi was poznać.

Kobieta ukłoniła się pod prawdziwie pięknym kątem.

Ten kąt i pozycja jej rąk były dowodem, że dopracowała te ruchy do perfekcji jako część swej pracy. Jednakże jej garnitur był brudny, zaś jej karnacja, niegdyś biała, została opalona przez słońce. Założony na głowie pokryty ładnymi czarnymi włosami był słomiany kapelusz, a w obu rękach trzymała świeżo ścięte kolby kukurydzy. Ręcznik był przerzucony przez jej ramiona i zamiast wysokich obcasów miała na sobie gumowce. Był to dziwny kontrast.

Uśmiechnęła się do nich promiennie, po czym chłopak z dziewczyną wymienili spojrzenie między sobą. Nadszedł czas, aby się przedstawić.

- Emm... jestem po prostu chłopcem. Moim ulubionym daniem obecnie jest ten pomidor.

- Jestem dziewczyną. Moim tymczasowym ulubionym daniem jest ten pomidor. Są plany, aby w najbliższym czasie zamienić go na kukurydzę.

Ukłonili się, a w zamian usłyszeli uroczy chichot sekretarki, który byłby idelanym przykładem, jak się znakomicie zaśmiać.

Ostatecznie postanowiła przerwać pracę i dołączyć do rozmowy. Była już 18:00. Otoczenie było idealne, aby odetchnąć, gdyż powietrze było mile świeże dzięki stopniowo opadającej temperaturze i wodzie w pobliżu.

- Jesteście w trakcie podróży?

- Tak. Rzuciliśmy wszystko i wyruszyliśmy w podróż. Zatem jest to prawie tak samo jak w przypadku dyrektora, co nie?

Sekretarka ponownie zachichotała, słysząc pewną siebie odpowiedź dziewczyny.

- Czyli że uciekłaś ze swoim chłopakiem?

- …

Kiedy zadała te pytanie, pewna siebie że zgadła, twarz dziewczyny zamarła pokazując niespokojną minę. Wtedy, nie zmieniając miny, spojrzała w stronę chłopca wzrokiem, który zawierał dziwne połączenie zwątpienia z oczekiwaniem.

- Czy jesteś... moim chłopakiem?

Zapytała wprost o jego zdanie na ten temat. Zaskoczony tym, jakiej odpowiedzi powinien udzielić, przybrał pozę myśliciela z dłonią przy podbródku.

- ...My nigdy nie składaliśmy takiej przysięgi... tak mi się wydaje.

Kiedy w końcu udało mu się złożyć tę wypowiedź, został kopnięty przez nią z nie wiadomo jakiego powodu. Jest to coś, co nazywają irracjonalnością.

Sekretarka zachochotała raz jeszcze:

- Widzę, że bardzo się lubicie. Nie sprawiajcie, abym była zazdrosna!

Po tym jak sekretarka to powiedziała, dziewczyna przerwała swój atak kopniakami i kontynuowała jedzenie pomidora.

- Ale czy twoja sytuacja nie jest taka sama, sekretarko? No bo towarzyszyłaś dyrektorowi, kiedy porzucił swoją fimę, a w dodatku teraz pracujesz na jego farmie. Czyż nie uzupełniacie się nawzajem, w pewnym sensie?

- O? Ale ja wcale nie porzuciłam swojej pracy? - powiedziała sekretarka pozornie oszałamiającym głosem, otoczona przez trzech zdumionych obserwatorów. - Widzisz, moją pracą jest wspieranie dyrektora. Nie porzuciłam swojej pracy. Dyrektor jest tym, który to zrobił.

- J-Jak możesz tak mówić! Pewnie, przyszedłaś tu przeze mnie, ale nigdy cię nie zmuszałem, co nie?

- Żadnych wymówek! Pomimo faktu, że zabrałam się z tobą ze względu na moją pracę, mówiłeś mi «proszę umyj pomidory» i «przynieś wodę by umyć rzodkiewkę». Jak mogłabym odmówić będac na moim stanowisku.

Zacisnęła wargi, "Hmph!" i pchnęła kosz pełen kolb kukurydzy w ramiona dyrektora.

- Dzięki temu całkowicie przyzwyczaiłam się do pracy na roli. W każdym razie, pójdę przygotować herbatę dla gości, więc proszę w międzyczasie umyj je i wrzuć na grilla, dyrektorze.

- O-Okej.

Po wciśnięciu dyrektorowi tej dużej ilości kukurydzy - prawie jak sterty dokumentów - odeszła równym krokiem w celu by przygotować herbatę. Dyrektor szedł za nią, zostawiając chłopca i dziewczynę samych przy studni.

Ani dyrektor ani sekretarka nie wyglądali na zaskoczonych gdy nie usłyszeli ich imion.

Pole kukurydzy szelestało w delikatnym wietrze. Za nim, mogli widzieć pomału zachodzące słońce na horyzoncie.

- ...Chłopcze?

- ...Mhm? - odpowiedział jej szeptem nie oglądając się w jej stronę.

- Kolor dyrektora jest bardzo słaby, co nie?

- ...Taa.

Jego włosy całkowicie zmieniły kolor na biały. Jego wiek był pomiędzy późną trzydziestką a środkową czterdziestką. Tak białe włosy w jego wieku normalnie były by prawie niemożliwe, ale to tylko dotyczy normalnych ludzi.

Tak samo jego skóra. Dla porównania, sekretarka pracowałą tyle samo lub mniej co on ale ona była opalona. Jednakże, jego skóra byłą upoga w pigment, prawie jak u albinosa.

- ...Gorąco dziś, co nie?

- ...Wiesz, już jest sierpień…

Dźwięk pośpiesznych kroków sekretarki wtrącił się w ich bezcelową rozmowę.

Położyła tacę na kamiennej ławce i wraz z odświerzającym dźwiękiem, napełniła filiżanki herbatą. Można było się spodziewać że ona, jako sekretarka, wiedziała jak przygotować dobrą herbatę, ale niestety sprawiło by to nie lada wyzwanie aby użyć tych umiejętności przy przygotowywaniu zielonej herbaty.

Jednakże, podana zielona herbata została schłodzona świerzą wodą źródlaną i była tak chłodna że na powierzchni ich filiżanek zebrała się mgiełka.

Dziewczyna opróżniła swoją filiżankę za jednym zamachem, jak gdyby był to tutejszy zwyczaj.

Jednakże, widok jej pijącej herbatę w tym stylu nie był ani trochę 'elegancki'.

- Ah, właśnie!

Dwie dziewczyny skierowały swój wzrok w stronę chłopca.

- O co chodzi, chłopcze?

- Ah, to nie tak że jest to pilne w tej chwili, ale myślałem o uzupełnieniu naszych zapasów wody jeśli to nie problem.

- Ah, rozumiem…

Pytające spojrzenia skupiły się na sekretarce.

- Tak. Myślę że to nie problem. W ostateczności wygląda na to że woda w studni pochodzi z naturalnego źródła.

- Juhu! Świeża woda ahoj!

Jako że woda jest taka czysta, to nie będzie potrzeby jej gotowania. Mh... w takim razie, powinniśmy wylać wodę którą zebraliśmy wczoraj w strefie odpoczynkowej i nalać świerzej. Wygląda to na marnowanie zwaszcza że poświęciliśmy czas aby ją odkazić, ale trudno.

- Dobra, w takim razie pójdę i napełnie nasze butelki.

- Eh? Czekaj, pomogę ci.

- Dam sobie radę, nie martw się. ...w zamian, możesz mi zaklepać trochę kukurydzy!

Chłopiec pchnął swój palec przed nią, nadając wagę jego słowom po czym dziewczyna ponownie usiadła.

Sekretarka oglądała jego tył gdy pracował zbierając wodę, wachlując się ze względu na upał z nieco znaczącym spojrzeniem i mruknęła:

-...Wygląda na bardzo miłego. Rusz się i zrób z niego swojego chłopaka!

Dziewczyna wypluła łyk zielonej herbaty. Głównie z jej ust. Ale czy czasem nie wyleciało coś także z jej nosa...?

Sekretarka z wymuszonym uśmiechem poklepałą dziewczynę po plecach.

- Czy napewno jest to coś co powinno wywoływać takie zaskoczenie? Wasza dwójka wymykająca się ze szkoły i zaraz potem wyruszająca w podróż na skuterze -- jak inaczej oprócz pary powinno to się nazywać?

- K-Kto wie? No bo, nie ma tam wielu różnych związków między chłopcami i dziewczynami poza współmałżonkami, kochankami i rodzeństwem?

Jej głos był ochrypły ponieważ trochę herbaty trafiło do jej tchawicy.

- Na przykład, związek pomiędzy dyrektorem i sekretarką?

Sekretarka zachichotała, ale dziewczyna odwróciła wzrok w dyskomforcie.

- Ale podążałaś za dyrektorem bez przerwy mimo że nie jestście parą, prawda?

- Tak. Ponieważ jestem jego sekretarką.

- ...więc nie dażysz go szczególnym uczuciem?

- Hmm... jak narazie, nie w szczególności.

- Co oznacza że jesteście tylko przełożonym i jego podwładnym?

- Tak. Mimo wszystko, zawsze zwracał się do mnie używając nazwiska lub pomijając całkowicie imię, więc może od początku nie znał mojego pełnego imienia? - powiedziała i ciszej dodając. - Niestety, prawda zostanie nie ujawniona.

Obojętny głos sekretarki i jej rozbawiony uśmiech były czymś co wykraczało poza zrozumienie dziewczyny.

Jednakże, mogła się zgodzić z ukrytym motywem przysłonietym jej słowami. Dziewczyna nie miała zamiaru wyrazić swoich myśli poprzez słowa, ale patrząc w jej oczy zdała sobię sprawę że sekretarka tak czy inaczej nie szukała jej zrozumienia.

- I wciąż nie przeszkadza ci jego egoizm i pomoc mu przy jego pracy na roli?

- Tak. Ponieważ zdecydowałam zostać.

- Na tej farmie?

- Nie. Z nim.

Jej pewny siebie uśmiech był bradzo spokojny, a mimo to wypełniony silną wolą.

Z jakiegoś powodu, dziewczyna w pełni się zaczerwieniła i czuła że się rumieni aż do uszu mimo że to nie było o niej.

Nie mogąca znieść sytuacji, odwróziła wzrok w innym kierunku.

- ...dopóki śmierć was nie rozłączy?

- Oczywiście.

Dziewczyna usłyszała nieco triumfalny głos z za jej pleców i nie mogła znieść odruchu aby podrapać się po głowie.

- ...masz moje wsparcie.

Sekretarka była lekko zaskoczona przez ten nagły pośredni krzyk, ale po chwili odpowiedziała z promiennym uśmiechem: - Dziękuję.

Nie był to sztuczny uśmiech którego używała podczas pracy ani wyraz komfortu. Był to pierwszy szczery uśmiech jaki im pokazała od momentu kiedy się spotkali.

Tylko że, co za szkoda że ani dziewczyna, która miała odwrócony wzrok, czy też chłopiec, który poszedł aby przynieść wodę ani nawet dyrektor, który grillował kukurydzę, mógł go zobaczyć.

- Oi! Nie wiedziałem ile nam potrzeba, więc zrobiłem ich dużo!

Obracając się w stronę z której dochodził głos ujrzeli dyrektora a wraz z nim kosz pełen kukurydzy.

- D-Dyrektorze! Kto niby będzie w stanie zjeść to wszystko?

Dyrektor skrzywił się na upomnienie wykrzyczane przez sekretarkę.

- Ale oni są wciąż tak młodzi... Myślałem że mniej wiecej tyle zjedzą.

- Nikt nie potrafi zjeść tyle kukurydzy bez dodatków! ...wygląda na to że będziemy musieli zrobić z tego obiad... A tak poza tym, ja wciąż też jestem młoda.

- P-Przepraszam…

- Oh... no cóż, trudno. Zawołaj chłopca, proszę.

W przeciwieństwie do ich pierwotnego związku, to dyrektor był tym na którego krzyczano. Wracał drogą którą przyszedł ze zdezorientowaniem na twarzy.

Przyjemnie pachnący zapach unosił się z kosza który został postawiony w miejscu dyrektora. Wygląda na to że dyrektor uprzejmnie przygotował dla nich dwa rodzaje kukurydzy. Jeden który był zgrillowany bez żadnych specjalnych przypraw i inny który był najpierw maczany w sosie sojowym.

Dwie dziewczyny przełknęły nic nie mówiąc.

- ...Właśnie mi się przypomniał kolejny powód dla którego tu jestem.

- Eh? - Dziewczyna odwróciła się do sekretarki która coś wymamrotała.

Sekretarka kontynuowała, wciąż przyglądając się parującej kukurydzy.

- ...Jestem słaba w gotowaniu.

- ...Hah.

To co można by było nazwać pogawędką ciągle trwała ale ich spojrzenia i koncentracja były skupione na kukurydzy.

- ...Dyrektor jest w tym naprawdę niezły. Serio.

- ...Na to wygląda.

Mniej niż minutę później, nareszcie były wolne z kajdan samokontroli i mogły sięgnąć po grillowaną kukurydzę.



- Ah... ouch, ugh…

- Tak to jest jak się je bez opamiętania! Wygląda na to że pozwolną nam tutaj przenocować, więc poleż spokojnie przez chwilę.

Chłopiec uśmiechnął się sztucznie i podłożył jej coś miękkiego na werandzie co posłużyło by jej za poduszkę.

Powodem jej bólu brzucha było oczywiście, przejedzenie.

Obecnie, oboje chłodzili się na werandzie z tyłu sklepu z wachlarzami w dłoniach.

- Geez... Nie było to oczywiste że będzie cię bolał brzuch po zjedzeniu takiej ilości kukurydzy?

- C-Cicho być już…

Nawet jej obraźliwe oddzywki straciły na sile. Ostatecznie zjadła trzy całe kolby kukurydzy. Więc to napewno nie jej słaby układ trawienny był powodem jej bólu brzucha.

Jak by nie było, trzeba pamiętać że były to świeżo zebrane i odrazu zgrillowane ekstra duże kolby. Mówi się że kukurydza jest najlepsza zaraz po zerwaniu. On sam, także nie miał jej dość więc potrafił ją zrozumieć.

Jednakże, ona była już po zjedzeniu czterych zimnych pomidorów. To naturalne że nawet żołądek taki jak jej, który sprawiał że chłopiec czasami myślał że jest z tytanu, będzie oczywiście bolał po wypelnieniu go ciężko strawnym jedzeniem.

- Niech to... ! Dlaczego musi być taki smaczny kiedy jest z grilla... !

Chłopiec był zdumiony jej nadmiernym narzekaniem ale siedział cicho ponieważ bał się konsekwencji. Dlatego zdecydował na lekko umiarkowaną odpowiedź.

- Jak by nie było, był świeżo podpieczony. Było by to oszustwem gdyby nie było smaczne.

- ...Racja... Zdaje mi się że coś takiego bardziej do nas pasuje niż inne rzeczy wysokiej klasy jak kraby czy tuńczyk.

- W rzeczy samej.

Chłopiec przytaknął z wymuszonym uśmiechem. Jednakże, był pewien że dziewczyna cofnie swoje słowa w momencie gdy zobaczy jakiegoś kraba czy tuńczyka.

A tak przy okazji, chłopiec trochę się kontrolował i zjadł tylko dwa pomidory i dwa kłosy kukurydzy, dlatego to był najedzony ale nie przejedzony jak dziewczyna.

Sądząc tylko po niej, wygląda na to że to prawda że kobiety są głodniejsze od mężczyzn.

Z upływem czasu, upał który ich dręczył za dnia zelżał dość trochę. W tle można było usłyszeć harmoniczne dźwięki dzwonków delikatnie poruszanych przez wiatr. Melodii tej towarzyszł zapach lata - czyli kadzidła odstraszającego komary.

Nagle kierując swój wzrok ku ogrodowi. Starannie utrzymany ogród z posadzonymi kilkoma hortensjami, na które sezon się już skończył i grupie innych typowych dla lata kwiatów za nimi.

Grupa okazałych, wysokich słoneczników odbijały promienie wieczornego słońca swoimi szeroko rozstawionymi płatkami w taki sposób jak by zastąpić to co symbolizują.

Głębiej w ogrodzie chłopiec mógł zobaczyć plastikową szklarnię, która widocznie została naprawiona przez dyrektora. Ponieważ wciąż był to środek lata, tylko ziemia był w środku.

Ale wyglądało na to że już posiali jakieś kiełki; w środku znajdowały się małe zielone rośliny ułożone w schludnych rzędach w sadzarkach.

- ...Chłopcze...?

- Mhm?

Dziewczyna nagle zwróciła się do niego powściągliwym tonem, ale momentalnie sama się speszyła.

Ponieważ byli razem a także w odpowiednim nastroju, więc zawołała go po imieniu. Ale nie było żadnego tematu do rozmów.

Oczywiście, nie będąc w stanie kontynuować dyskusji o jedzeniu, dziewczyna otwierałą i zamykałą usta przez chwilę jak złota rybka.

- Um... err…

- Truskawki. Mimo że będą gotowe do zrywania nie prędzej jak w przyszłym roku. To już teraz trzeba je zasadzić.

Chłopiec zwrócił swą głowę ku niespodziewanemu głosowi zza pleców.

Dziewczyna mogła się obrócić z jednego boku na drugi ponieważ i tak już leżała. Dyrektor nie dawał żadnych oznak zauważenia urazy w ich oczach.

- Szczerze mówiąc, kocham owoce tak samo jak kocham warzywa. Już nie mogę się doczekać kolejnego roku!

Nie było wiadomym dla nich czy dyrektor kochał uprawiać je czy jeść je, ale nie pytali o to. Obie wersje były prawdopodobne.

- Dyrektorze, jak twój żołądek?

- Proszę nie pytaj!

Dyrektor usiadł obok chłopca, trzymając się za swój boleśnie burczący brzuch.

Ponieważ zrobił dużą ilość grillowanej kukurydzy, sekretarka zmusiła go aby pozbył się resztek. Innymi słowy: zjeść pozostałą kukurydzę.

Oczywistym było że po zjedzeniu takiej ilości bogatej w błonnik kukurydzy, toaleta stała się jego najlepszym przyjacielem.

Jednakże, to co go zaskoczyło bardziej była sekretarka. Z łatwością zjadła cztery kolby kukurydzy i w dodatku na koniec zchrupała ogórka pokrytego pastą miso zwąc go deserem.

Biorąc pod uwagę obecny stan dziewczyny, nie mógł zaliczyć tego do "kobiety mają silniejsze żołądki od mężczyzn", ale do tego że ludzie tu żyjący mogą być inaczej zbudowani niż ludzie mieszkający w mieście. W dobrym znaczeniu, oczywiście.

- Więc, udało ci się w końcu pozbyć resztek kukurydzy?

- ......Przepraszam. Trochę zostawiłem.

- No cóż. Dobrze, takie "dużo" zmalało do "trochę", więc nie powinno być problemu.

Ale o ile nie powiem że zasłużyłeś na to, tak o tyle nie mam zamiaru ci pomóc.

Nagle, - Dyrektorze. Proszę przyjdź tu na chwilę. - Głos zabrzmiał z kuchni.

Dyrektor wstał z żałośnie brzmiącym "Hop-siup!" i udał się do kuchni, kiedy ostatecznie znikł z ich pola widzenia. Mogli słyszeć tylko ich stłumioną rozmowę.

- Czy jest coś jeszcze do zrobienia?

- Nie. Już prawie skończone.

- Eh? To dlaczego mnie zawołałaś?

- Wątpię abyś zrozumiał, dyrektorze.

- Hah?

- Nieważne. Rozmawiaj ze mną tutaj przez chwilę. Żadnych sprzeciwów.

- Hah…

- Zacznijmy od pogody.

- Hah?

Chłopiec mógł prawie zobaczyć zdezorientowaną minę dyrektora.

Leżąca dziewczyna w myślach przesłała sekretarce znak dobrej roboty. Świetnie.

Nie mogła zmarnować tej niezwykłej szansy którą dała jej sekretarka.

- Chłopcze.

- Mh~? - odpowiedział chłopiec roztargniony.

- Żądam abym mogła użyć twoich ud jako poduszki.

- Eeh?!

Ignorując jakiekolwiek narzekania, czołgała się po drewnianej werandzie ku niemu jak gąsienica i zajeła jego uda jej głową.

Dodatkowo podłożyła sobie podkładkę jaką wcześniej używała jako poduszki pod brzuch aby zapobiec pogorszeniu się jej bólu brzucha.

- Normalnie, nie powinny role być odwrócone?

- W moim przypadku nie ma problemu. Naprawdę źle się czuję.

- Więc nazywasz ból brzucha żarłoka który po prostu zjadł za dużo "chorobą", huh... au-auć-auć!?

Ukarała go za jego bezczelną uwagę po przez uszczypnięcie w udo. Doświadcz przysłowia "Luźne usta zatapiają statki" swoim ciałem!

- Geez... to jedna twarda poduszka…

- Proszę nie proś faceta o niemożliwe!

Ale mimo mówienia tego, ostrożnie przesunął jej głowę w miejsce gdzie nie leżała na żadnych kościach. Poczuł delikatne oddychanie na swoich udach.

Potem była raczej długa cisza między nimi.

Była to jedna ze spokojnych chwil, którymi trudno było im się cieszyć podczas ich pracowitych dni martwienia się o dzisiejszy posiłek i jutrzejsze paliwo. Nie, słuchając dźwięku dzwonków poruszanych przez wiatr będąc przytulonym na werandzie z pełnym brzuchem było czymś czego prawie nigdy nie doświadczyli w przeszłości.

- ...mnyah... to jest szczęście…

- Taa. Jakoś jest mi źle sprawiając aby się nami tak opiekowali.

- ...Jeśli chcesz, możemy zostać tutaj na kilka dni? Jak by nie było, nie jesteśmy w pośpiechu i oni także powiedzieli, że to nie problem.

- A ty znowu o tym. Jak byś odpowiedziała gdyby się zgodził?

- Sprzeciwiłabym się. No bo, jesteśmy w podróży. O ile to w porządku aby zatrzymać się gdzieś aby pozystać jedzenie, to nie mam zamiaru zatrzymywać się tylko aby odpocząć.

- Więc mnie nie pytaj.

- Ale było by to nieuczciwe gdyby przynajmniej nie usłyszała twojej opinii.

Można by się zastanawiać czy był w ogóle sens zadawania pytania gdy odpowiedź tak czy inaczej byłby taka sama.

- Tak wsumie to, jestem tu aby towarzyszyć ci w twojej podróży.

- Rozumiem, - odpowiedziała dziewczyna jak gdyby wszystko zrozumiała i zamknęła oczy.



W rzeczywistości, chłopiec pracował trochę pomagając im w polu lub przy obowiązkach domowych podczas gdy dziewczyna była wyłączona z obiegu.

Ale nie uważał tego za wystarczającego by mogli tu odpocząć i zostać na noc. Pomijając pomoc domową, dyrektor w wiekszości co robił to uczył go o pracy na roli więc trudno to było nazwać pracą.

W dodatku, zapłata przy użyciu pieniędzy nie była opcją. W tym regionie, gdzie fizyczna dystrybucja została praktycznie odcięta, pieniądze nie były wiele warte. Ale czy miał coś innego co mógłby im podarować...?

Gdzie przeszukiwał swoje kieszenie za portfelem, mała książka wypadła na ziemię.

Był to notes z winylową zieloną okładką - notes zawierający jego dane ucznia.

Otworzył go i, naturalnie znalazł tam swoje zdjęcie i imię na pierwszej stronie.

Jednakże, jego imię całkowiecie znikło z przypisanego do niego pola.

- ...moje zdjęcie dość trochę wyblakło, huh...

Kolory tego zdjęcia, na którym miał groźną minę, zmieniły się z słabej pasteli do prawie że monochromi.

Jeśli by się to tak kontynuowało, to było by to tylko kwestią czasu aż całe stanie się białe.

Było to kilka minut później kiedy to chłopiec zauważył że dziewczyna spokojnie oddychała na jego udach.



Podczas gdy sekretarka przebierała śpiącą dziewczynę w piżamę, chłopiec, z pomocą dyrektora, przygotowywał ich posłanie składające się z dwóch materaców przeznaczonych dla gości wyjętych z szafy.

Nagle, chłopiec przypomniał sobie coś bardzo ważnego.

- Dyrektorze. Czy są tu może jakieś narzędzia do naprawy skutera?

- Skutera? ...Ah, no tak. Przyjechaliście tutaj na skuterze. Jest zepsuty?

- Tak. Od ostatnich pięciu dni.

Dyrektor szeroko otworzył oczy.

- ...moje kondolencje! Mów, czego ci trzeba?

- Ponieważ potrzebuje tylko wymienić parę części, kilka prostych narzędzi, części no i oczywiście... trochę świeżego oleju powinno pomóc.

- Mhm. Przeszukajmy szopę. Możliwe że coś tam znajdziemy.

Z tymi słowy, dyrektor udał się do ogrodu, a za nim chłopiec.



Noc. Słońce całkowicie znikneło z nieba, a świat, mały sklep pośrodku łąk nie był wyjątkiem. On także był pokryty zasłoną ciemności. Ponieważ z przyczyn oczywistych nie było elektryczności, jedynym źródłem światła były zabytkowe lampy. Niemniej jednak, jej ciepłe pomarańczowe światło było wystarczająco jasne dla ich oczu które się przyzwyczaiły do ciemności i oświetlało pokój. Najwyraźniej świeca użyta w lampie była własnoręcznie zrobiona. Dla chłopca i dziewczyny, ta delikatnie kołysająca się ale za to jasno świecąca świeca wyglądała na bardzo wyjątkową i charakterystyczną dla "tego miejsca".

Ponieważ było to takie miejsce, nie było tu żadnych odgłosów ruchu drogowego ani tych które towarzyszą zamieszkującym miasta, do których to byli przyzwyczajeni. W zamian, można było usłyszeć potężną mieszankę chóru wykonanego przez letnie owady, które musiały być denerwujące utrudnieniem snu dla osób nie przystosowanych.

W przypadku chłopca, taka ilość hałasu nie była niczym specjalnym. Nie podróżował przez trzy miesiące tylko na pokaz. Jednakże, były też sytuacje z którymi nawet chłopiec miał trudności aby sobie z nimi poradzić.

Na przykład, kiedy był pod ogromną presją, - jak teraz, gdy dziewczyna spała na materacu obok niego.

Nie mógł sobie wyobrazić dyrektora planującego coś takiego, więc to prawdopodobnie jeden z dowcipów sekretarki. Ich materace były położone blisko siebie bez żadnej luki pomiędzy, co sprawiało wrażenie nocy poślubnej.

Ale sekretarki zrobiła błąd w obliczeniach. Pewnie spodziewała się że zaczerwieniłby się jak pomidor i przesunął swój materac. Niestety, nic z tego. Chłopiec był zdrowym licealistą - takie słodkie zdarzenie było raczej tym czego sobie życzył. Dopóki nie sprawiło by to że dziewczyna zacznie nim gardzić.

Chłopiec usiadł obok ich bagażu i zaczynał się przygotować do ich jutrzejszego odjazdu jednocześnie nucąc piosenkę.

Ponieważ nie będą wstanie zabrać ze sobą warzyw przy tym palącym słońcu, proszenie o prowiant nie było opcją. Zatem, problem żywności został nierozwiązany, ale nie ma co się tym teraz przejmować. Nie pozostało im nic innego jak najeść się do syta przed odjazdem.

Oczywiście były też rzeczy które zmieniły się na lepsze od czasu poranka.

Mianowicie, udało mu się znaleść sposób aby naprawić ich Super Cub'a.

Kiedy poszedł przeszukać szopę razem z dyrektorem, znaleźli tam kilka użytecznych części. Nawet typ świecy był ten sam, więc łatwo można było sobie wyobrazić że Super Cub był tutaj przechowywany w przeszłości.

Z tymi częściami, będzie możliwe naprawienie skutera.

- ...ah.

Chłopiec wyciągnął pamiętnik z ich bagażu kiedy nagle sobie o nim przypomniał. Dzisiaj byłą kolej dziewczyny ponieważ chłopiec zamieścił w nim wpis wczoraj. Ona i tak się nie obudzi, więc położę jej pamiętnik przy poduszce.

- Mhh? Co to za książka?

Chłopiec podniósł głowę kiedy ktoś nagle zadał te pytanie.

Poprzez szczeline, która została otwarta w przesuwanych drzwiach, mógł on zobaczyć sekretarkę ze świecą w dłoni. Miała przy sobie także ręcznik, więc prawdopodobnie była po kompieli. Piżama w nieładzie wraz z jej mokrymi włosami sprawiała że wyglądała seksownie.

Sekretarka z ciekawości wszedła do pokoju i przykucneła obok chłopca. Chłopiec pokazał jej sztuczny uśmiech.

- To pamiętnik. ...albo raczej powinienem go nazwać zapiskami z podróży?

- Czy jest to zapis waszej podróży?

- Tak.

- Ten pamiętnik wygląda na wspaniały, huh... czy jest on sprowadzany?

Gruba okładka wzmacniana mosiądzem. Na dodatek miał także zamek. Gdyby nie leżał na materacu w Japońskim domu, z pewnością wyglądałby tak jak magiczna księga.

- Nie wiem. Nie było by nim metki ani żadnej etykiety.

Chłopiec przechylił swoją głowę. A potem wyciągnął kluczyki do Super Cub'a a także inny klucz który był przy nim i otworzył pieczęć książki. Na stronie z wczoraj można było zobaczyć jego specyficzne pismo.

- Wczorajsza data... czy to twoje pismo?

- Tak. Na zmiane piszemy w pamiętniku, więc dzisiaj przypada kolej dziewczyny, - powiedział chłopiec ze sztucznym uśmiechem i wskazując na głęboko śpiącą dziewczynę podbródkiem.

- No cóż, wygląda na to że nic na to nie poradzimy. Jestem pewna że zezłościła by się gdybyśmy ją teraz obudzili.

- Ostatnio kiedy obudziłem ją w takiej sytuacji, moją karą było skręcenie kobry. Zgaduję że następne by było zwinięcie?

Sekretarka zaśmiała się po usłyszeniu jego pewnej siebie odpowiedzi.

- Ty także nie masz lekko, co?

- Ale jest to coś co sam dla siebie wybrałem. Tak jak ty, sekretarko.

Sekretarka uchyliła się od jego wytknięcia chichotem.

- No, no. Co za zuchwałe dziecko. Zamiast być pretensjonalnym, powinien byś wziąć kąpiel i spać.

Sekretarka obróciła się elegancko i opuściła pokój. Podczas oglądania jej od tyłu, chłopiec przyłożył dłoń do brody. Nie dlatego że był oczarowany jej gładkimi nogami. Nie, chłopiec zastanawiał się nad czymś w jej słowach co przyciągneło jego uwagę.

- ...Kąpiel…

Najpierw spojrzał na śpiącą dziewczynę.

- Kąpiel... huh…

Następnie spojrzał w kierunku łazienki.

Nie musiał się długo zastanawiać.



Następnego dnia wcześnie rano na progu sklepu.

Dwóch podróżników przygotowywało się na wcześniejszy odjazd ponieważ chcieli wyruszyć gdy poranne słońce było jeszcze nisko na horyzoncie.

- Jesteśmy wam bardzo wdzięczni za waszą życzliwość, - dziewczyna się ukłoniła a chłopiec zaraz za nią gdy zobaczył gdy ona to zrobiła.

Chłopiec naprawił silnik wcześnie rano dzięki czemu teraz mruczał jak kotek, co wydaje się jakby chwiejny staruszek odmłodził się w sportowca w wieku dwudziestu lat. Sądząc po tym, silnik był w najwyższej kondycji.

- Jest nam przykro za to że nawet zrobiliście nam śniadanie mimo że już tyle od was otrzymaliśmy.

- Żaden problem. To była przyjemność móc znowu porozmawiać z młodymi ludzmi. Szkoda że nie zostaniecie na trochę dłużej.

- Chłopiec uśmiechnął się po zobaczeniu wesołego uśmiechu sekretarki.

- Niestety, ale wciąż jesteśmy w podróży.

- ...Rozumiem. Ale nie krępujcie się nas odwiedzić kiedykolwiek.

- Tak. Ale to będzie w dalekiej przyszłości.

- ...Tak jak teraz myślę, nie zapytałam was o cel waszej podróży. Powiedzcie, w jakim kierunku prowadzi wasza podróż? - zapytała sekretarka.

Obydwoje wymienilii spojrzenia i odpowiedzieli jednogłośnie.

- Na koniec świata!

Jak można było się spodziewać, sekretarka otworzyła szeroko oczy.

Ich odpowiedz znaczyła "udać się do miejsca które nie istnieje". To znaczyło że nie przeszkadzało im to że mogą tam nigdy nie trafić. Innymi słowy, nie mieli zamiaru kiedykolwiek przerwać ich podróży.

- W takim razie przydało by wam się trochę jedzenie, zgadza się?

Dyrektor pojawił się zza szklanych drzwi sklepu niosąc ze sobą duży przedmiot w rękach.

Był to niewyobrażalnie wielki arbuz z zielonymi i czarnymi paskami na jego błyszczącej powierzchni.

- Oh, możliwe że jest zbyt wodnisty aby zapełnić wasze żołądki ale gwarantuję wam że ten arbuz będzie wspaniale smakować! Wybrałem taki który będzie dojrzały za pare dni ponieważ zjedzenie go odrazu to żadna frajda.

- Ty na poważnie?! ...to jest niesamowite... tylko... jak my się z nim zabierzemy?

Chłopiec przyjął arbuza z lekkim wachaniem, ale zdał sobie sprawę że jest tak ciężki jak przewidywał. Nie aż tak ciężki że można było by go porównać do jego wagi, ale mimo to wciąż cięzki jak na przedmiot do swobodnego noszenia ze sobą.

- Nie możesz poprostu użyć siatki? -, zaproponowała dziewczyna i wyjęła jedną z paczki z ich rzeczami do spania, którą używali jako hamaka. Chwiejąc się, chłopiec położył ciężkiego arbuza przy skuterze.

- Nie, chodzi mi o to gdzie my go damy? Tylne siedzenie jest zajęte przez ciebie, przód też jest pełny, boczna torba może i jest pusta ale pomyśl o równowadze…

- W porządku, pójdę po drugiego arbuza dla równowagi!

Sekretarka uderzyła dyrektora łokciem kiedy to zaproponował. Jeju, w porównaniu do takiej wysokiej pozycji, on nigdy się nie uczy.

- Ale napewno... udało by nam się utrzymać równowagę z pomocą wody po przeciwnej stronie…

Podczas gdy chłopiec zgasił silnik i zaczął zdejmować ich bagaż, próbując kilku rzeczy, sekretarka po cichu podeszła do dziewczyny.

Trochę zdala od dyrektora, który pomagał chłopcu, ich rozmowa między kobietami się rozpoczęła.

- ...Słuchaj, dziewczyno. Faceci są jak wilki, więc zapamiętaj moje słowa!

- A... ahahaha... Będę pamiętać.

Mówiono jej to już kilka razy od czasu ich decyzji o odjeździe.

- Po pierwsze, nigdy nie śpij w tym samym posłaniu co on nie ważne co by się działo! Jest takie powiedzenie które uczy że nie masz spać z chłopcami po skończeniu siedmiu lat!

- Nawet był o tym nie marzyła!

Usta dziewczyny były szybko zakryte.

Sekretarka unikała podejrzanych spojrzeń dyrektora i objęła ręką dziewczynę.

- ...co więcej, uważaj by nie zasnąć przed nim!

- Brzmisz jak doświadczona pani domu, - odpowiedziała dziewczyna rozdrażniona.

Sekretarka chwyciła ją za barki.

OBRAZEK

- I dziewczyno! Gdybyście kiedykolwiek się w sobie zakochali i robili ty-wiesz-co, ZAWSZE UŻYWAJCIE GUMEK!

- Zamknij SIĘ!!

Dziewczyna odepchnęła ją z zemsty i sekretarka wylądowała twardo na jej plecach.

Chłopiec, który ukradkiem spoglądał w ich stronę, przechylił głowę.

- Są raczej hałaśliwe. Czy nasze dziewczyny mają jakiś problem?

- Lepiej nie zwracaj na nie uwagi. One są czymś co zawsze będzie dla nas, facetów, zagadką.

- Tak jakoś brzmi to bardzo przekonująco i zarazem nie, gdy ty to mówisz dyrektorze…

- No cóż, taka jest nasza różnica w przebytych doświadczeniach życiowych.

Walka wręcz pomiędzy dwóma kobietami miała się rozpocząć lada chwila na ich oczach.

Ponieważ chłopiec martwił się o dziewczynę, chciałby ich zatrzymać ale jak już historia udowodniła, szanse na sukces interwencji w kłótnię pomiędzy kobietami jako mężczyzna jest beznadziejna. Co najwyżej, wydarły by się na niego i przegoniły. Z pewnością.

Tak czy inaczej, podczas modlenia się o spokojne rostrzygnięcie między nimi, udało mu się załadować arbuza na Super Cub'a.

Obrócił się do głośno kłócących się dziewczyn.

- Skończyłem z przygotowaniami! Jakoś poukładałem nasze rzeczy że woda utrzymuję równowagę.

Po usłyszeniu go, dziewczyna natychmiast zmieniła swoje zachowanie i ruszyła w jego stronę.

- A więc wyruszamy?

- Okej... ale czy nic ci nie jest?

Chłopiec wyciągnął husteczkę i wytarł jej pot. Było za wcześnie by być spoconym - będą jechać na skuterze pod palącym słońcem.

Podczas gdy dziewczyna poluźniała swój krawat ze względa na gorąc, chłopiec założył jej kask i obrócił się w stronę ich gospodarzy.

- W porządku, zatem jedziemy.

Skinął w ich stronę głową i podszedł do skutera.

- Jeśli będziecie mieli dość podróży, nie krępujcie się nas odwiedzić! Tak na wszelki wypadek, truskawki będą dojrzałe w Maju!

- Zrozumia~no!

Chłopiec kopnął stopkę by ją złożyć i usiadł na siedzeniu, sprawiając że miękkie zawieszenie Super Cub'a mocno się obniżyło. Po tym, dziewczyna zajeła miejsce na siodełku, więc wysokość ich skutera była dużo niższa niż zwykle.

- Czy Cubbi napewno będzie wporządku? Nie złamię się w pół, co?

- Kto wie...? Nie, jestem pewien że nic się nie stanie.

Nie było wiadomo czy zadrwił z werwą czy może westchnął rozpaczliwie ale odgłos silnika po przekręceniu kluczyka wymazał wszystkie zmartwienia natychmiastowo.

Chłopiec nie mógł powstrzymać uśmiechu kiedy poczuł lekkie ale mocne wibracje jednego cylindra.

- ...nie zepsuje się w połowie drogi, tak?

- Nie martw się! OK, ruszajmy.

- Mhm. Przyjełam.

Dziewczyna zapieła kask na brodzie i chwyciła go za pas.

Chłopiec upewnił się zerkając na nią po czym spowrotem skierował swój wzrok na przód.

- JEDŹMY!

Chłopiec otworzył szeroko przepustnicę i odjechał.

Na początku skuter jechał zygzakiem z powodu ciężkiego bagażu i pasażerów ale szybko się uspokoił gdy nabrali prędkości. Dyrektor i sekretarka, którzy machali rękami stawali się coraz mniejsi aż wkońcu znikneli ze względu na linię horyzontu.

Podczas płynnego przyspieszania, wkońcu mogli znowu jechać ich małym skuterem po tej samotnej drodze pomiędzy łąkami.

Była siódma rano i wciąż lato. Kąpiąc się pod palącym światłem tego jak zwykle jasno świecącego słońca, kolejny dzień pogoni za "uciekającą wodą" miał się zacząć.



Wtrącenie

- ...Chłopcze?

Dziewczyna podniosła swój głos po jakimś czasie gdy odjechali.

- Mhm?

- ...dyrektor wspomniał że truskawki będą dojrzałe w Maju następnego roku, zgadza się?

- ...Taa.

- Myślisz że przetrwa do tego czasu?

- ...Nie wiem. Ale zgadza się. Co wydarzy się pierwsze? Jego 'zniknięcie' czy zbiór truskawek?

- …

Przez chwilę była pomiędzy nimi cisza. Dziewczyna mocno się go złapała.

Trzymaj się, sekretarką. Trzymaj się!

Wiatr Super Cub'a niósł jej głos w dal i może bez dotarcia do nikogo, zniknął w letnim asfalcie.



Kilku konny silnik Super Cub'a chodził bez problemu nawet gdy sklep dyrektora zniknął z horyzontu. Krajobraz który się roztaczał po obu stronach nie różnił się za wiele od tego przez który się przemieszczali dzień wcześniej ale za to tym razem był bardziej orzeźwiający dzięki ich prędkości. Promienie słońca ciągle miały właściwości promienia śmierci ale świeża bryza łagodziła je znacząco.

- ...tak po za tym. Chłopcze?

Nagle, dziewczyna zwróciła się do niego. Na dodatek chłodnym głosem.

- Tak. Jak mogę Pani pomóc?

- Mógłbyś mi powiedzieć dlaczego mogę poczuć delikatny zapach mydła z twojego ciała?

Chłopiec zbladł w jednej chwili.

- Nie uważasz że to dziwne...? No bo, 'ja' nie miałam okazji żeby wziąść kąpiel. Dlaczego oh dlaczego?

- ...ostatniej nocy... gdy zasnęłaś... ch-chodzi mi o to, rozłościłabyś się gdybym cię obudził... ugh?!

Dziewczyna owinęła swoje palce w okół jego szyì.

- Rozumiem. Masz coś jeszcze do powiedzenia?

- Cz-Czekaj ch-

I ścisnęła.

- Ungh!

- Ty niegodziwy DIABLE!! Czy ty wiesz kiedy ostatnio brałam kąpiel? Minął już więcej jak TYDZIEŃ!! Czy możesz wyobrazić sobie te cierpienie?! Oh poczuj rozpacz dziewczyny która nie mogła umyć swoich włosów od ponad tygodnia!! Nawet gdy wspomnienie życia chłopca było powoli wysysane przez jej solidny uścisk na jego szyji, srebry Super Cub kontynuował swoją podróż na prostej drodze z potężnym dźwiękiem.