Tabi ni Deyou:Skrzydła

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 2 - Skrzydła[edit]

CZĘŚĆ 1:

Chłopiec spojrzał na ciężkie, ciemne chmury na niebie.

Jeszcze przed chwilą, było to czyste niebieskie niebo ale zaraz potem chmury nadeszły zza horyzontyu i przysłoniły niebo. Prędkość z jaką to się stało można by nazwać błyskawiczną a o niebieskim kolorze który tam wcześniej był można było tylko pomarzyć, do tego stopnia że nie miało się pewności gdzie jest słońce.

Nieporuszona przez to otaczająca ich roślinność się nie zmieniła. Od czasu do czasu mijali jakieś farmy które zostały przygniecione przez śnieg zeszłej zimy, ale żadna z nich nie mogła służyć im jako schron przed deszczem.

-... no cóż. Wygląda na to że zapowiada się przelotny deszcz. Mam nadzieję że wtedy już nas tu nie będzie...

- Nie martw się! Ludzie zawsze mi mówili że jestem kochany przez słońce.

- A to pech. O mnie zawsze mówili że 'zwiastuje deszcze'. Zgadnij dlaczego.

-Uh-oh-

Dziewczyna zachichotała podczas obracania się. Chmury które stopniowo z czasem gromadziły się wyglądały jakby mogły w każdej chwili opróżnić zawartość którą ze sobą niosły.

Co jest złego w byciu lekko zmoczonym, ktoś może pomyśleć. Ale jest to tylko opinia ograniczona do tych na których w domu czeka gorąca kawa i suchy ręcznik.

Potrzebowali paliwo aby się ogrzać, sami musieli rozpalać ogień i natychmiastowo musieli suszyć swoje ubrania. Przeziębienie sprawiło by im wiele kłopotów. Nawet jeśli nie doprowadziło by to do najgorszej możliwej sytuacji, zawsze istniało ryzyko śmierci głodowej gdyby zostali zmuszeni do pozostaniu w jednym miejscu przez kilka dni.

- Jeśli nic się nie zmieni, oboje się przeziębimy. Kto będzie opiekunem w tej sytuacji?

- Zwykle, wydaje mi się że ci którzy nie maja siły aby opiekować się innymi są pod opieką.

- A więc, jest to pojedynek kto pierwszy wyzdrowieje!

- Tak sobię myślę... według moich osobistych przewidywań, ty wygrasz pojedynek, ale to ja będe tym który się śmieje ostatni.

-... co chcesz przez to powiedzieć?

- Wiesz, już to widzę gdy znowu zachorujesz po tym gdy przedwcześnie przywłaszczysz sobie zwycięstwo zgłaszając że 'wyzdrowiałaś'. Bez żadnych podstaw, oczywiście.

-.........

Trafił w dziesiątkę. Dziewczyna bywała uparta i pochopna od czasu do czasu. W rzeczy samej, sytuacja którą opisał była jak najbardziej możliwa.

- A wtedy sam zjem całego arbuza! Ponieważ, przyprawiło by cię to o ból brzucha, czyż nie?

- Nie zjesz! Zjemy go tylko gdy najpierw podzielimy go w wielkim konkursie piniaty! Zrozumiano?!

Duży arbuz który dostali od dyrektrora był, tak jak to oszacował, prawie dojrzały, wydając ładny dźwięk gdy się w niego pukało. Podczas gdy chłopiec poprostu czekał na odpowiedni czas aby go zjeść, dziewczyna najwidoczniej już zdecydowała jak zjeść arbuza. Rozpoczęcie wydażenia, podzielenia arbuza, zostało zaplanowane – bez brania pod uwagę jego opini.

- Przyznaję że twój plan brzmi świetnie... ale zdajesz sobie sprawę że nie mamy kija baseballowego?

- Uhm... to może to? – powiedziała dziewczyna, kopiąc tłumik Cub’a krótko.

- Nawet o tym nie myśl! Zepsuje się gdy to zrobisz.

Tak w sumie to, Cubby nie zepsułby się poprzez zdjęcie jego tłumika, ale chłopiec samowolnie nic nie mówił w tym temacie. Z jednej strony, nie miał chęci wyruszyć w drogę z wyjącym dźwiękiem jak gang motocyklowy, co więcej, niszcząc swój ukochany pojazd, Super Cub’a, tylko dla arbuza gdy w końcu udało się go naprawić parę dni temu wydawało mu się okrutne.

- Mh, no cóż, trudno. W takim razie będziemy musieli poszukać odpowiedniego kija gdzieś na ziemi.

-Tyle że, nie ma powodu by upierać się przy rozbijaniu go kijem. No bo, nie żebyśmy nie mogli go jakoś pociąć nożem.

Jednakże, jego pomysł od początku nie miał szans na bycie zastosowanym. W jej głowie, przygotowanie arbuza było już postanowione na rozbicie go kijem. A on nie miał żadnych praw aby to zmienić.

- Ah, miejsce gdzie jest woda też by było świetne. Chcę zjeść go schłodzonego.

Dziewczyna, która (jak można by się było tego spodziewać) całkowicie ignorowała jego opinie, poklepała arbuza na tylnym bagażniku.

Chłopiec w całości się z nią zgadzał w tym że tak duży arbuz rozwinąłby swoją pyszność tylko wtedy gdy będzie uroczyście podzielony. Było by to marnowanie aby zrobić z niego tylko deser. Ze względu na to, oby dwoje byli tej samej myśli.

Tyle tylko że chłopiec nie mógłbyć takim samym optymistą jak dziewczyna.

Pomijając kij, wydawało mu się to nieprawdopodobne że tak łatwo znajdą miejsce z zimną wodą. Oczywiście, potoczek by się nadawał tyle że powinno się też zwrócić uwagę na obecny stan nieba. Było zbyt niebezpiecznie aby być blisko rzeki.

Mimo to, nie powiedział jej tego, z racji że nie miał powodu aby tłumić jej radość.



Od tego czasu, dwóch podróżników i ich Super Cub jechali przez jakiś czas, przejeżdżając od czasu do czasu przez pojawiające się skrzyżowania z pełną prędkością bez zwracania uwagi na światła drogowe.

Powodem tego była oczywiście, pogoda. Ciągle się pogorszała, sprawiając że chmury stawały się ciemniejszy niż dotychczas: mimo że było ledwo po południu, było już tak ciemno jak wieczorem, a także raz na jakiś czas mogli zauważyć grzmot błyskający z pomiędzy chmór, które wyglądały jak ciasno sprężone kule kurzu. Z tego mogli łątwo ocenić że nie zostało wiele czasu aż rozpęta się burza z piorunami.

Wtedy, gdy minęła szesnasta. Daleko na przodzie niezmiennej, prostej aż po horyzont drodze, odkryli coś.

- Co to? Czy nie wygląda to na magazyn czy coś?

- Nie mam pojęcia... trudno stwierdzić z takiej odległości.

Gdzieś na przodzie ich drogi, która przecinała krajobraz zieleni, znajdowała się nieutwardzona droga która obiegała od głównej drogi pod kątem prostym. A dalej na przodzie, chłopiec mógł zobaczyć coś podobnego do magazynu zrobionego z ocynkowanych płyt żelaza które były całkowicie pokryte rdzą.

Gołym okiem, oczywiście nie był on w stanie widzieć tak dużo jak dziewczyna która miała lornetkę, ale to co zobaczyli powinno być tym samym a już napewno podobnym biorąc pod uwagę odlegość.

Ponadto, będąc w stanie zobaczyć coś samymi oczyma oznaczało że dotarcie tam z pomocą Cub’a zajmie kilka minut. Ponieważ nie było żadnych skrzyżowań aż do tamtego miejsca, na obecną chwilę postanowili zbliżyć się do budynku.



Kilka minut później.

Wraz z protestującym wykiem hamulców Cub’a, zatrzymali się powodując że przednie zawieszenie obniżyło się jeszcze bardziej przez ich ciężki załadunek. Z silnika unosiła się jakby para gorąca, której powodem prawdopodobnie jest chłopiec który nie ściągał nogi z gazu.

Magazyn o którym myśleli był w dużo lepszym stanie niż jego widok z dystansu gdy go ujrzeli; wprawdzie był pokryty rdzą, ale nie było w nim żądnych dziur. <ZDJĘCIEEEEEEEE>

Dziewczyna zsiadła ze swojego siedzenia i chłopiec zaparkował Super Cub’a pod dachem w strefie przeznaczonej do wyładunku.

Dopiero miało zacząć padać, więc jakoś udało im się nie wyglądać jak zmoczone kury.

- Fiuu, dzięki Bogu że zdążyliśmy w czasie, - powiedziała dziewczyna z ulgą.

- Taa. Jeszcze nie pada, ale przypuszczam że tutaj będziemy bezpieczni.

Chłopiec spojrzał na magazyn znajdujący się za nim.

Budynek złożony z żelaznych płyt, który stał samotnie otoczony przez nieskończoną zieleń, tak naprawdę nie był taki duży. Pod względem rozmiaru był podobny do małej hali sportowej.

Z przodu budynku znajdowały się przesuwane metalowe drzwi przez które można było transportować dość duże przedmioty, ale tak jak w przypadku budynku one też były pokryte rdzą. Oglądając go można było odnieść wrażenie że nie dbano o budynek. Można by się spodziewać że były by przynajmniej jakieś ślady firmy odpowiedzialnej za utrzymanie go ale skoro nawet po tym nie było śladu, w takim razie budynek nie był w użyciu na obecną chwilę.

Po tym jak chłopiec zgasił silnik i zdjął kask, duża ciężarówka zaparkowana obok magazynu przykuła jego uwagę.

W porównaniu do od góry do dołu zniszczonego magazynu który wydawał się móc w każdej chwili rozpaść się na proszek tlenku żelaza, ciężarówka zaparkowana przy budynku posiadała srebrny błyszczący kontener. Wyraźnie było widać że ciężarówka zbyt nowa aby pasować do tego miejsca i była ukryta zdala od drogi pod zwisającym dachem.

- ...Tam jest ciężarówka. Wygląda na to że będziemy mogli zaopatrzyć się w trochę paliwa.

- Dlaczego po prostu nie weźmiesz całej ciężarówki? Podróż z klimatyzacją jest przed nami!

- Odpada. Czy może uważasz że posiadam prawo jazdy na nią? – powiedział chłopiec sztucznie się uśmiechając jednocześnie stawiając skuter na stopce po podprowadzeniu go bliżej pod magazyn żeby nie sięgnął go deszcz. Oczywiście nie zapomniał on o dokładym sprawdzeniu równowagi ze względu na ich delikatny bagaż.

- Kogo obchodzi prawo jazdy? Podczas podróży nie spotkaliśmy ani jednego policjanta, czy też radiowozu. Poza tym, żaden z nas nie posiada prawa jazdy na motor a mimo to jeździmy na Super Cub’ie.

- Chodzi mi o to że nie mam pojęcia jak się tym jeździ! To nie to samo co motorower gdzie możesz się wspomóc swoim doświadczeniem jazdy na rowerze. Jak spodziewasz się że mam prowadzić czterotonową ciężarówkę kiedy nawet nie zerknąłem na siedzenie kierowcy ani razu w ciągu życia?

- W takim razie znajdź kogoś kto cię nauczy, - powiedziała lekko strasząc.

Chłopiec wzruszył ramionami, - Pewnie, gdy się ktoś taki znajdzie. –

- Znajdzie się! – zadeklarowała, przykuwając wzrok chłopca do siebie. Rządanie podstaw jej twierdzenia było wypisane na jego twarzy.

- Pierwsza rzecz, ślady stóp. Popatrz, - powiedziała dziewczyna, wskazując na ślady przy jej stopach. Wyschnięte ślady stóp które wyglądały inaczej od ich obuwia znajdowały się na całęj ziemi.

- Sądząc po ich rozmiarze, to mężczyzna. Wygląda na to że nosi sportowe obuwie, więc może jest w naszym wieku. Biorąc pod uwagę stopień wysuszenia, przypuszczam że ślady były zrobione podczas deszczu około dwóch tygodni temu.

- ...W skrócie, ktoś tu ostatnio był i może nadal jest?

- Dokładnie! Co ty na to? To nazywam ‘rozumowaniem’.

Pusząc się, ułożyła dłonie na biodrach, gdzie chłopiec tylko westchnął.

- ...Jeśli byłby w takim wieku jak my, niemożliwym byłoby dla niego aby wiedzieć jak prowadzić ciężarówkę, czyż nie?

- ...

Dziewczyna zamarła w przybranej przez siebie pozie.

- Tak czy inaczej, jeśli te ślady należą do dorosłego z wiedzą, czy myślisz że z chęcią odda nam ciężarówkę?

Całkowicie zabrakło jej słów.

Nawet dziewczyna była świadom jak ważną rzeczą był pojazd będąc pośród tej dzikiej --- wróć, miałem na myśli „rozległej” ziemi.

Oczywiście że była! Nie było szans aby zapomnieć kłopotów które sprawił im silnik Cub’biego kilka dni temu.

- Cóż, jeśli nam się poszczęści może uda nam się dostać od niego trochę paliwa. Ale przypuszczam że ciężarówki tego typu są na ropę, więc jest tam chodźby benzyna?

- ......

Jej usta wciąż były zamknięte. Najwyraźniej nie była zbyt zachwycona gdy jej wniosek okazał się błędny.

Chłopiec odrócił się od ponurej partnerki i otworzych swoje usta i zawołał.

- Halooooooooo? Czy ktoś tam jest?

Nie było odpowiedzi. Mimo że ściany były zrobione z blachy jego głos powinno dało się usłyszeć od środka.

- Może jak narazie wejdziemy do magazynu, zanim zacznie padać? Poza tym, może znajdziemy jakiś pręt który przyda nam się przy rozbijaniu arbuza.



Głośne skrzypienie się rozszedło gdy blokada metalowych drzwi została zniszczona.

Wybrali duże wejście które było zaprojektowane do przewożenia przez nie rzeczy. Nie było łatwo otworzyć drzwi tylko za pomocą rąk ale zwykłe wejście z boku było zapieczętowane drutem w okół klamki a tylko wejście było zamknięte na zamek. W konsekwencji, było to jedyne wejście do środka. Oczywiście mogli by po prostu zbić szybę i w ten sposób wejść, ale zdecydowali przeciw temu pownieważ uważali to za nie stosowne.

Nie wiedzieli, czy zapieczętowane drzwi to czyn osoby która tu „zamieszkuje”, ale sądząc po czerwonej rdzy pokrywającej drut, od miesięcy nie były otwierane.

To samo, jednakże, dotyczyło przesuwanych drzwi. To stało się oczywiste kiedy rdza zaczęła odpadać z górnej szyny gdy drzwi były otwierane przez chłopca szarpiąc i pchając przy użyciu rąk i nóg.

Stąd, one także nie wyglądały aby były w użytku. Właściciel musiał używać tylnego wejścia.

- No toooo... idziemy...!

Wraz z odgłosem, czerwona rdza jak deszcze spadła mu na głowę.

Jakoś udało mu się otworzyć drzwi wciskając ramiona i nogi w szczelinę. Wygląda na to że siła także może być przydatna od czasu do czasu.

- No i... Haloooo? Jest tam kto?

Dziewczyna wskoczyła do magazynu nawet nie próbując nawet zrozumieć trudności jakie musiał przejść chłopiec aby je otworzyć. A chłopiec, rozciągał swoje nogi na ziemi oddychając z wyczerpania. Wisieńką na torcie była rdza która go pokrywała.

Z tego co mogli zobaczyć, nie było tam żadnych szczelin przez które deszcz mógł się dostać do środka i konstrukcja magazynu wyglądała na dość stabilną aby wytrzymać burzę. Temperatura była w miarę chłodna, ogólnie sprawiając że było „komfortowo” – jeśli zignorowało się całą resztę! Jednakże, przez zapach pleśni i mroczną i ponurą atmosferę, nie mogli nazwać tego miejsca „komfortowym” ani trochę.

Z zewnątrz, wyglądało to jak zwykłe koszary złożone z metalowych płyt, ale to nie dokońca była prawda. O ile podłoga nie została niczym pokryta to termoizolujący materiał za to został użyty do pokrycia sufitu dodatkowo można było też zobaczyć lampy fluorescensyjne, tyle że wyłączone. Znajdowało się tam też słabe urządzenie do klimtyzacji do używania przy pracy.

W każdym razie, było to miejsce o niebo lepsze do obozowania niż otwarta przestrzeń. Skutkiem czego postanowili że dzisiaj tutaj rozbiją obóz.

Podczas otrzepywania rąk pokrytych rdzą, chłopiec się rozejrzał.

- Ten budynek nie wygląda aby był używany jako magazyn.

- Co masz na myśli?

Rozpuszczając włosy – związane zwykle gumką do włosów aby jej nie przeszkadzały – obróciła się w stronę chłopca.

- Widzisz jakieś artykuły codziennego użytku? Jakieś ślady? Jedyne co tu jest to...

To o czym mówił, czyli o rzeczach które trudno było zaliczyć do znajomych można było zobaczyć tu i tam. Na przykład ręcznie zrobione metalowe urządzenia podtrzymujące. Na niektórych biurkach, najprawdopodobnie stołach warsztatowych, znajdowały się narzędzia bez porównania lepsze od tych które sam miał w posiadaniu a także wiele różnych dziwnie kształtnych przyborów i narzędzi mierniczych.

W całości, wyglądały one jakby były przeznaczone do konkretnego celu.

Zgadza się, to coś jak...

- ...garaż?

- Taa. Myślę że te narzędzia są do konserwacji i składania czegoś.

Wszystkie te narzędzia skierowane były w stronę urządzenia trzymającego zainstalowanego na środku pomieszczenia i wydawało się współgrać ze sobą. Nie wiedział co miało być umieszczone na rusztowaniach, ale czuł że było to miejsce przeznaczone do pracy nad jedną rzeczą dla wielu ludzi.

- Kto tam?

Oboje podskoczyli ze strachu przez nagły głos i szybko skierowali swój wzrok na drugi koniec magazynu, tylko żeby ponownie ogarnęło ich przerażenie.

- Tss...! Jak śmiecie otwierać drzwi i się tu tulić, cholerni zakochani... Co robicie w moim domu?



Był w średnich latach dwudziestych. Jego ubranie składało się ze zwykłych spodni i koszulki i o ile jego budowa ciała nie przypominała Adonisa to napewno było to ciało sportowca.

Tylko.

Tylko, to co zaskoczyło ich najbardziej była jego twarz.

Była śnieżnobiała. Postęp odbarwienia u dyrektora nie mógł się z nim równać. To co można było widzieć z jego skóry było kompletnie białe jak gdyby był częścią czarno-białej fotografi.

Nie, ponieważ można było zauważyć cieniowanie, określenie śnieżnobiała może nie być dokońca odpowiednie. Brakowało mu koloru do tego stopnia że wydawało się jakby był wycięty i zastąpiony czarno-białym filmem.

- Co? Czy moje oblicze jest aż tak niezwykłe?

- ...Dość trochę. Jest to pierwszy raz gdy widzę kogoś z tak zaawansowanym postępem...

- Nie jestem atrakcją. Idźcie sobie jeśli nic ode mnie nie chcecie.

- Oh, właściwie to tak. Wygląda na to że będzie padać a nasz skuter daleko nas nie zawieźie. Proszę pozwól nam spędzić tutaj noc. Ponadto, możemy pożyczyć jakiś pręt czy coś podobnego czym moglibyśmy robić arbuza?

- ......pręt?

- Tak. Otrzymaliśmy ekstra-dużego arbuza od miłej osoby którą spotkaliśmy na naszej drodze, ale mieliśmy problem ze znalezieniem odpowiedniego przedmiotu aby go pociąć. Więc czemu by nie skorzystać z okazji i sprawić sobie trochę frajdy dzieląc go, tak to sobie pomyśleliśmy. Jednakże, brakowało nam odpowiedniego prętu w naszym bagażu, - powiedziała dziewczyna biegle wraz z idealnym przymilnym uśmiechem i przez kilka chwil właściciel budynku podejżliwie wpatrywał się w nią.

- ...Proszę bardzo, możecie użyć czego chcecie. Tylko zdala od rzeczy których używam! – powiedział, kiedy wkońcu się poddał i ich zostawił, kierując się w stronę szałasu umieszczonego z tyłu pokoju. Najwidoczniej używał jednego z kątów magazynu, który odgrodził od reszty, jako miejsce spoczynku.



Dziewczyna odetchnęła lekko i odwróciła się.

- Chłopcze, słyszałeś go? Przyjmijmy jego dobrą wolę i chodźmy szukać prętu jako części przyjemnej przerwy.

- T-Taa...

Chłopiec dołączył do poszukiwań z lekkim strachem przez jej przymuszony uśmiech który nie pozwoliłby mu odmówić.

Jakby nie było, osoba nie powinna się jej sprzeciwiać w nieodpowiednim czasie.

Na początek, dwójka podeszła do rzędu stojaków na których znajdowały się narzędzia i inne różności i rozpoczęła szukanie przyrządu który najbardziej spełniał ich oczekiwania.

- Chłopcze? Może to?

- Masz zamiar rozbić arbuza kluczem do nakrętek? ...cóż, pomijając pomysł, ta długość się nie sprawdzi. Zbyt krótki.

- A to?

- Młotek, huh... zamieni to w papkę!

- Mmmhh... a zatem to musi być to.

- Co ty niby masz zamiar robić tymi szczypcami do zdejmowania izolacji?

Chłopiec był lekko oszołomiony przez dziewczynę która losowo pokazała mu co miała w zasięgu.

Ale zauważył on że narzędzia tutaj, także były trochę dziwne.

Znajdowały się tu ich różne rodzaje i gatunki ale wszystkie były raczej małe. Wydawało mu się że mógł tu znaleźć sruby i nakrętki o różnych średnicach ale nawet rozmiarowo największe były dużo mniejsze od zwykłego standardu.



Mężczyzna usiadł na rozkładanym krześle i obserwował ich swoim tępym wzrokiem gdy oni krzątali tu i tam szukając.

- ...hmph. Wycieczka jako para, mając gdzieś szkołę? Pewnie jesteście pewni siebie, dzieciaki?

Dziewczyna nie podsłuchała mamroczącego głosu za nią.

Nie przestając gmerać rękami, zaryzykowała kontratak cichym głosem.

- Oh? Ja uważam że to i tak dobre rozwiązanie lepsze od pijaka który się obija już w środku dnia.

Atmosfera się napięła. Z pewnościa ją usłyszał.

- ......jak gdyby bachor taki jak ty mógł mnie zrozumieć...

- Oh, ale wydaje mi się że mogę zrozumieć malutką część ciebie!

Dziewczyna szybko wstała i obróćiłą się w jego stronę – i rzuciła coś tak szybko że nie sposób było to zobaczyć gołym okiem.

Przedmiot który wylądował przed jego stopami z przewracającymi się kartkami był bez wątpiwości jej dziennik ucznia, który zawsze ze sobą nosiła.

- Dobrze przypatrz się mojej karcie ucznia.

- ......po co...

Mężczyzna podniósł go niechętnie ale skrzywił się gdy zobaczył otwartą stronę – jak gdyby patrzył na coś co nie miało sensu.

Jej zdjęcie które było na jej karcie ucznia było już tak wyblakłe że trudno było stwierdzić że cokolwiek się tam znajdowało.

Jej imię i numer ucznia całkowicie znikły, co znaczyło że dość trochę czasu minęło od kiedy zaczęła ‘znikać’.

Mężczyzna otworzył szerzej oczy.

- Moje objawy nie są aż tak rozwinięte jak twoje, ale w niedługim czasie będą! Cóż, jeśli o mnie chodzi, to tylko kwestia czasu? – przechwalała się z jakiego powodu, co spowodowało że spojrzał na nią lekko dziwnym wzrokiem, chociaż zaraz i tak odwrócił wzrok.

- Hmph. To i tak tyle co nic...

- C...!

Aby przerwać jej kontrę, mężczyzna rzucił jej kartę ucznia i odwróćił się do nich plecami.

- ......Lepiej zjedzcie tego arbuza szybko i idźcie stąd.

Mówiąc tylko te słowa wstał i zaciągnął zasłonę odgradzając się od nich i zasłaniając im widok.



Ich poszukiwania okazały się być trudniejsze niż im się wydawało; zegar wskazywał godzinę dziewiętnastą kiedy wyszli z magazynu ponieważ dali sobie spokój z szukaniem w jego wnętrzu.

Ciągle jeszcze nie padało ale ponieważ nie było już słońca, to poruszanie się bez latarki było niemożliwe było poprostu tak ciemno.

- Kh! Co za bezczelny stary pijak!

- Czy nazywaniem go ‘starym pijakiem’ nie jest troche okrutnie biorąc pod uwage jego wiek?

- Co? Jesteś po stronie tego starego pijaka?

Chłopiec uśmiechnął się sztucznie, oglądając ją kopiącą jeden z H-kształtnych znaków aby dać upust swojej złości.

- Mów co chcesz, ale... jakby nie było pomaga nam pożyczając pręt.

- Którego niema ani śladu! Dlatego powiedziałam ci abyś ściągnął tą rzecz i jej użył.

- Ale ta ‘rzecz’ to rura odpływowa od klimatyzacji. Zmartwi się gdy ją weźmiemy!

- Dlaczego powinniśmy się przejmować?

- Bo tak! – zaśmiał się chłopiec, wyciągając dwie latarki z torby przyczepionej do Super Cub’a. Jedną z nich podał dziewczynie.

- Jak się miewa nasz arbuz? – mruknął chłopiec i stuknął arbuza palcem, powodując głuchy dobrze brzmiący dźwięk. Był dojrzały w idealnym stopniu. Bez wątpienia można powiedzieć że dzisiaj i jutro to najlepsze dni na jego zjedzenie. W przeciwnym razie będzie przejrzały. Jeśli do tego czasu nic nie znajdą, będą musieli podzielić go własnymi rękami.

Nagle chłopiec przypomniał sobie o ciężarówce zaparkowanej obok magazynu.

Zatrzymał się na chwilę aby pomyśleć i pociągnął za zasuwak torby.

- No więc, co powinniśmy teraz zrobić?

- Mh... co ty na to abyśmy zajrzeli do ciężarówki?

- Ciężarówki? Aah, tej zaparkowanej nazewnątrz?

- Prawdopodobnie, jest ciągle załadowana rzeczami, - oznajmił wydając się pewny siebie, dziewczyna podążała za chłopcem jednocześnie przechylając głowę w zdumieniu.

Kiedy udali się w stronę ciężarówki i zamknęli zardzewiałe metalowe drzwi, zasłona oddzielająca miejsce spoczynku lekko się poruszyła.



Jako że wyraźnie było zbyt ciemno, chłopiec włączył swoją latarkę.

Z daleka ciężarówka sprawiała wrażenie normalnej, ale gdy się zbliżyli okazała się większa niż można się było po niej tego spodziewać.

Błyszczący srebrny kontener wyglądał dość nienaturalnie w porównaniu do stanu zniszczenia magazynu. Kolejnym znakiem że ciężarówka nie była używana w okolicy były raczej czyste opony.

- Wygląda jak ciężarówka z wypożyczalni. Widzisz ten znak na tablicy rejestracyjnej? – wskazała dziewczyna .

- Mh, czy ten mężczyzna ją wypożyczył? Ciekawe dlaczego.

- No cóż, aby coś przewieźć. Prawdopodobnie. Jeśli o mnie chodzi to termin wypożyczenia już dawno minął. Jest przestępcą.

Krótko się jej przyjrzeli, chodząc wokół pojazdu i odkryli że przynajmniej kontener nie był zamknięty.

O ile nie wiedzieli co jest w środku, to za to mogli przypuszczać co mogło by się tam znajdować. Jak by nie było, była to załadowana wypożyczona ciężarówka zaparkowana obok magazynu przeznaczonego do poskładania czegoś.

- ...Więc... w środku jest to co przynależy do magazynu.

- Tak myślę. Jeśli nie jest w magazynie to pewnie jest tutaj, - wytłumaczył chłopiec i lekko złapał za klamkę drzwi.

Chłopiec skoczył na stopień i pociągnął za klamkę najsilniej jak tylko potrafił, po czym podwójne drzwi otworzyły się lekko skrzypiąc.

- ...Hę? Co to jest?

- ...To musi być...

„Miejsce na drzemkę” może brzmi miło, ale tak naprawdę był to tylko narożnik magazynu, który był oddzielony kurtyną, za którą znajdowały się łóżka składane, a dokładnie to pięć łóżek. Ale dla chłopca i dziewczyny, których pościel składała się zwykle z kilku koców, było to boskie miejsce do spania.

Chłopiec położył się na łóżku i przykrył się kocem, aby nie sprawić sobie bólu brzucha. Wkrótce po tym zaatakowała go senność podczas pisania pamiętnika.

Niedługo po tym jedyny głos, który było słychać - dziewczyny - pomału cichł i chłopiec zapadł w spokojny sen.





CZĘŚĆ 2:

Dzień zaświtał.

Dźwięk o niesamowitej głośności sprawił, że i chłopak i dziewczyna wyskoczyli z łóżek w tym samym czasie.

- C-Co jest grane?

Chłopiec, całkowicie zaskoczony, wyskoczył ze strefy na spanie i przesuwając kurtynę na bok rozpoznał źródło dźwięku.

Szef wjeżdżał tyłem ciężarówki do magazynu przez przednie wejście szykując się na wyładunek rzeczy, która była w środku.

Na zewnątrz budynku była taka cisza, że chłopiec mógł usłyszeć ćwierkanie ptaków znajdujących się bardzo daleko. Najwidoczniej, pogoda była ładna.

- Hej, wy dwoje! Może byście tak wstali! Zaczynamy!

- J-Już!

Gdzie się podział zapał ze wczoraj? Chłopiec szybko narzucił na siebie koszulkę i podskakując założył na siebie spodnie.

Dziewczyna, która spała na łóżku obok niego przerodziła się w wcielenie „przyciągania własnego pecha”.

Pomijając jej wysoce stymulujące ubranie, które składało się z bielizny i koszulki, jej puste oczy były oczami osoby martwej. Jej całe ciało było spowite smrodem alkoholu a jej włosy były w takim nieładzie, że można było by ją pomylić z Meduzą.

Dziewczyna najwidoczniej kontynuowała picie przez jakiś czas po tym jak chłopiec poszedł spać i teraz była przeklęta z dużymi podkrążonymi oczyma, które tylko wzmacniały jej niedociśnienie.

- Um… cóż, dołącz do nas jak tylko poczujesz się lepiej!

Chłopiec wziął paczkę tabletek na ból głowy z ich przenośnej apteczki i położył je na kolanach dziewczyny, która częściowo zmieniła się w zombie.

Według tego, co wiedział z własnych doświadczeń, to to, że dziewczynie zajmie kilka godzin zanim znów będzie się do czegoś nadawać. Bardzo możliwe, że nawet nie słyszała, co przed chwilą do niej powiedział.

Wraz z głębokim brzęknięciem silnik się zatrzymał po drugiej stronie kurtyny.

Chłopiec poprawił swoje ubranie i wrócił zasłonę na swoje miejsce. Nie zrobił tego ze względu na pannę, która była po drugiej stronie, ale ze względu na groźną karę śmierci, która by go czekała z podejrzenia o zapomnieniu, że po drugiej stronie jest panna.



- W porządku, szefie. Co robimy najpierw?

- …Sprzątanie.

- Sprzątanie…?

Właśnie miał zapytać jak mają posprzątać coś, kiedy nawet jeszcze nic nie zaczęli robić, ale natychmiast go oświeciło, kiedy rozejrzał się po hali.

Znajdowało się tam ognisko, które wczoraj rozpalili na samym środku gołej ziemi. Cóż, było już zgaszone, ponieważ nie używali go, jako źródła ciepła, ale problemem było to, co znajdowało się wokół niego.

Niezliczone puste puszki i paczki po przekąskach były porozrzucane na około. A najważniejszym problemem były wymiociny, które można było zobaczyć w kilku miejscach.

- … Nie musieliście pić aż do momentu, w którym zbierało was na rzyganie…

- Nie mam wytłumaczenia… Wybacz, ale nic nie pamiętam…

Chłopiec dołączył do szefa w spuszczaniu ramion, wzdychając.

Rozważał w myślach, czy mózg dziewczyny jest wyposażony w funkcję uczenia się, biorąc pod uwagę incydent z kukurydzą i obecne potknięcie.

- No cóż, zostaw to mnie, a wyrzucę to… coś. Mam jeszcze kilka innych rzeczy do przygotowania, więc w między czasie zajmij się sprzątaniem wnętrza.

- Zrozumiano…

Po wypuszczeniu lekkiego oddechu, chłopiec skierował się w stronę schowka na szczotki znajdującego się w rogu budynku.

- …A tak po za tym, co się stało z tą małą, o tam?

- Jest w bezruchu, ponieważ ma kaca i niedociśnienie. Przez jakiś czas nie będzie się ruszać!

- …

Szef zebrał kałuże z miną przepełnioną mieszanymi uczuciami i wlał je do wiadra.

A teraz żałuj, że bezmyślnie wyciągnąłeś alkohol na stół! – wyszeptał chłopak w myślach jednocześnie oglądając szefa, gdy ten szedł opróżnić wiadro z twarzą jak gdyby przenosił w rękach wysoce radioaktywną substancję.

Dobrze więc! Najwyższy czas zacząć przydzieloną mu pracę, ale było jeszcze coś do zrobienie przed tym.

Chłopiec, z dumnie uniesioną głową, uklęknął przy ich bagażu i wyciągnął świnkę. W rzeczy samej, była to ich ceramiczna świnka przeciw komarom!

Czy to w środku czy na zewnątrz, zawsze trzeba być uważnym. Podczas jazdy nie przywiązywali do tego dużej uwagi, ale że w pobliżu było wiele łąk równało się to z taką samą dużą ilością owadów. Jest to obowiązkowe, aby przedsięwziąć środki przeciw owadom, gdy się zostaje przed jakiś czas w jednym miejscu, aby pracować.

A zatem, chłopiec umiejscowił naładowaną kadzidłem w kształcie spirali świnkę na środku magazynu gdzie wcześniej znajdowało się ognisko i rozpoczął sprzątanie podłogi.

W przeciwieństwie do chłopca, który radośnie rozpoczął pracę, pobudce dziewczyny towarzyszył duży dyskomfort.

Jej głowa boleśnie pulsowała a jej żołądek był w stanie żalu przez zgagę.

Powód był oczywisty. Było to prawdopodobnie przez wlanie zbyt dużej ilości alkoholu wczoraj – a raczej, to na pewno był ten powód.

Ucieszona alkoholem, którego od dłuższego czasu nie widziała, przez przypadek dała sobie na luz zbyt mocno. Lub żeby być dokładnym, nawet nie pamiętała czy dała się ponieść, więc możliwe, że było to największe nadmierne picie, jakiego się dopuściła.

Teraz była w zgodzie z prawdą, że alkohol powinno się pić z umiarem – cóż, pierwotnie dziewczynie takiej jak ona nie było dozwolone spożywanie alkoholu w pierwszej kolejności.

- …Ueh… gh…

Dziewczyna instynktownie zakryła usta czując jak jej żołądek podchodzi do gardła, ale udało się jej zatrzymać odruch wymiotny i ratując swój koc poprzez masowanie swojego brzucha.

- Wygląda na to… że nieźle przegięłam…

Dziewczyna miała śmieszny smak w ustach a jej zęby były dziwnie gładkie, co naprowadziło ją na przypuszczenie, że już kilka razy zwymiotowała. Co więcej, jej żołądek był pusty mimo tego, że do późnej nocy piła i jadła. Ponad tym wszystkim było jeszcze uczucie szorstkości w gardle i jej głos, który był w ponurym stanie.

Jednakże, kto rano wstaje temu pan Bóg daje! Zrzucając koc na bok, dziewczyna wskoczyła do tenisówek, które znajdowały się obok jej składanego łóżka.

W tym momencie coś wylądowało na jej stopie wraz z lekkim uderzeniem.

Z uniesioną brwią, dziewczyna leniwie podniosła rzecz.

-… Tabletki na ból głowy…?

Po za w połowie pustą paczką tabletek przeciwbólowych, była tam także mała wiadomość, na której było napisane „Nie przemęczaj się i odpocznij” w znajomej jej pisowni. Nie była podpisana, ale oczywistym było, kto był autorem.

Nagle, dziewczyna zauważyła dwu litrową butelkę, której używali do przechowywania wody pitnej. Obok niej była odwrócona szklanka.

-…Jejku… mój towarzysz okazuje troskę w najdziwniejszych momentach… - dziewczyna uśmiechnęła się krzywo i napełniła szklankę wodą.

Przez klika chwil dziewczyna trzymała butelkę przyłożoną do boku ciała, aby schłodzić się a także, aby poczuć orzeźwiającą wodę przez cienki polimerowy materiał.

Potem, przyjmując przysługę chłopca, dziewczyna wzięła dwie tabletki z paczki i wrzuciła je do ust., Kiedy je przełknęła popijając wodą, uczucie chłodu rozprzestrzeniło się w jej żołądku.

Za pomocą rękawów dziewczyna otarła krople wody, które spływały jej po szyi przy okazji znajdując kolejną rzecz na stojaku.

Wilgotny ręcznik.

- Czy on chce abym się wytarła? …Jejku… nie znam nikogo, kto byłby lepiej przygotowany od niego… - westchnęła połączeniem radości i zaskoczenia i przyjęła jego przysługę raz jeszcze.



Południe. Pogoda była ładna, a niebo pozbawione chmur.

- Oh, ty? Już kac ci przeszedł? – Przywitał się szef, który właśnie oparł śmietniczkę na rogu magazynu, jednocześnie ocierając pot ręcznikiem zarzuconym na barku.

- Tak. Ciągle jeszcze mnie trzyma, ale już jest lepiej.

Nie kłamała. Dzięki tajemniczemu efektowi tabletek na ból głowy, ból, który dręczył jej skroń i czoło prawie już znikł a także czuła się także odświeżona po przemyciu się i ubraniu nowej bielizny. O ile nie była jeszcze w pełni sprawna to nic nie stało na przeszkodzie, aby mogła zająć się drobnymi pracami.

- W każdym razie! Przepraszam, że musiałeś za mnie posprzątać.

- To nic, młoda. I tak nie ma jak sprawdzić, które, do którego należały.

- Prawda.

Może i zachichotała, ale szczerze mówiąc, niewyraźne wspomnienia podpowiadały jej, że odpowiadała za przynajmniej połowę.

- A tak po za tym, gdzie jest chłopiec?

- Powiedziałem mu żeby zajął się wyrzuceniem śmieci. Powinien być lada moment z powrotem.

Śmieci prawdopodobnie odnosiło się do pustych puszek i opakowań ze wczoraj. Wygląda na to, że jej poleganie na jego docenionej opiece było okazane nawet tutaj.

- Więc, masz jakieś zadanie dla mnie? – Zapytała i spojrzała na podłogę — nie, gołą ziemię.

Większość pozostałości po wczorajszej uczcie były uprzątnięte. Co zostało to tylko popiół i kawałki węgla drzewnego na środku. Nie wyglądało, aby miała dołączyć do sprzątania.

- Zobaczmy... Chcesz mi pomóc z czymś poważniejszym? – Szef się za szczerzył.

Dziewczyna lekko się wahała, ale mimo to poszła za nim i weszła na stopień kontenera ciężarówki.

- Dobra, wynieśmy te części z kontenera.

- T… Taa…

Oby dwoje weszli do kontenera. Dziwnym trafem, rozłożony HPA wydawał się masywniejszy niż dzień wcześniej. Dziewczyna wiedziała o tym typie samolotu tylko z opowiadań innych. Nie miała żadnego pojęcia, do czego służyła każda część.

- Nie martw się. Nie proszę cię abyś złożyła to sama.

- Ale…?

- Po prostu rozmieść części, które ci dam tam gdzie jest to napisane w instrukcji, tej tam. Większe części zostawimy, kiedy chłopiec wróci, więc na razie zajmiemy się tylko małymi. – Powiedział szef, gdy wchodził głębiej do kontenera.

O ile samolot załadowany na cztero-tonową ciężarówkę był raczej przestrzenny, to jego powierzchnia nie była szczególnie duża. Było tam wiele luk, więc z łatwością mogli się przemieszczać wewnątrz kontenera. W odniesieniu do ciężaru, samolot był lżejszy od dziewczyny. Te rzeczy po za zakres jej wiedzy.

- W porządku. To będzie pierwsze. Możesz położyć to na stole do pracy?

Trzymając w ręku jedną z części podał ją jej. Nie ważne jak mało doświadczona była z maszynami, to nazwę tej części znała. Była to oś połączona z dwoma łopatkami – znana także, jako „śmigło”.

- Zrozumiano.

W chwili, gdy ją wzięła, natychmiastowo zrozumiała, dlaczego podał ją jej tak niedbale.

Ona naprawdę była lekka. Dziewczyna była zaskoczona – nie tylko przez to, że część była tak cienka jak papier, ale także przez fakt, że mogła ją trzymać tylko za pomocą dwóch palców, mimo że dwie łopatki osiągały długość prawie 140 centymetrów.

- Nie do wiary…

- Prawda? Można powiedzieć, że śmigło definiuje jak bardzo musisz pedałować, dlatego włożyliśmy sporo pracy w rozwinięcie go i stworzenie.

W jego spojrzeniu skierowanym na śmigło można było dostrzec coś bardzo specjalnego. Dziewczyna nie wiedziała o nim ani o jego współpracownikach dużo, ale mogła się domyśleć, że wszystkie te części, wliczając w to niezwykle lekką płytę, były wypełnione ich marzeniami i silną wolą.

Myśląc o tym w ten sposób, śmigło w jej rękach nagle stało się cięższe od kamienia.

Do momentu, gdy ją położyła na stole, dziewczyna traktowała tą rzecz jak dziecko, z największą uwagą – nie ze względu na szefa, ale dlatego że sama tak chciała.

- Ale powiedz, czy ten śmieszny kształt też ma swój powód?

W rozumieniu dziewczyny, śmigło zwykle wyposażone było w dwie lub trzy proste łopatki. Czy raczej, jest to jedyny sposób, w jaki mogła go sobie wyobrazić.

Śmigło przed jej oczyma, jednakże, było z pewnością dwu łopatkowe, ale jego kształt był raczej niespotykany. Łopatka była wykonana w kształcie łagodnego pół księżyca, stąd bardziej przypominało kuchenny wentylator niż śmigło. Co więcej, dziewczyna także zastanawiała się, dlaczego było pomalowane na żółto, podczas gdy pozostałe części były białe.

- Ah, taa, kształt jest jedną z ważniejszych rzeczy. Jest zrobiony w ten sposób, aby wydobyć jak najwięcej z wolno obracających się prędkości.

- Ale czemu są tylko dwie?

Tak, było to, co zastanawiało ją najbardziej: były dwa takie dwu łopatkowe śmigła.

- Heh… to… tajemnica.

- Ułaa, no wiesz.

Szef za szczerzył się jednocześnie patrząc na urażoną dziewczynę.

- Trochę cierpliwości. Tylko poczekaj aż będzie gotowy. Po za tym, następne jest to. Połóż to na urządzeniu trzymającym, które jest oznaczone, jako „A”.

- Łaa, łaa!

Duża skrzynko-podobna rama została jej podana ze środka kontenera, którą ona, zaskoczona, próbował utrzymać w jej rękach.

Był to opływowy obiekt, który wyglądał jak równoległobok z zaokrąglonymi rogami i był stworzony z białego błyszczącego materiału, całość rozmiarem przypominała szefa.

Jednakże, było tak lekkie jak piórko, które ponownie nie odzwierciedlało jego wyglądu. Dziewczyna bez problemu była w stanie trzymać to w jednej ręce.

Trzymając to w powietrzu, dziewczyna przyniosła to na wskazane miejsce na raczej chwiejnych nogach. Stojak najwyraźniej był specjalnie zaprojektowany, aby utrzymać tą cześć, więc był idealnie dopasowany i solidnie trzymany przez metalową ramę.

- Ale czy ta rama to nie… plastik?

Materiał, z jakiego rama była wykonana był całkowicie biały a w dotyku, o ile było jej wiadomo, przypominał plastik.

- Taa, zgadza się. Ale nie jest to zwykły plastik, tylko PWW.

- PWW?

- Plastik wzmacniany włóknem. Posiadana on ‘kość’ wytworzoną z włókna węglowego, wewnątrz, że się tak wyrażę. Powiem ci, że to strasznie trudne. – Wyjaśnił, uśmiechając się. Szef głaskał białą budowę z uśmiechem przypominającym małego chłopca, który dostał nową zabawkę. - … Heh…, kto by pomyślał, że będę latał tym cudeńkiem… czy ja czasem nie śnię?

- Może powinnam cię uszczypnąć? Może się obudzisz? – Zamamrotała dziewczyna.

Szef śmiał się tylko na twarzy jednocześnie pracując. – Wybacz, że muszę cię rozczarować, ale będę latał tym cudeńkiem nie ważne czy to sen czy nie.

Dziewczyna wzięła oddech.

Wyczuła, że ten lekki jak piórko samolot był dziełem życia, marzeniem mężczyzny stojącego przed nią.

- No dalej, o to pierwsze skrzydło. Chwyć za drugi koniec.

- Ułaa!

Dziewczyna pośpiesznie złapała za drugi koniec skrzydła, które wyłoniło się z kontenera.

Skrzydło, które w rzeczywistości było tylko szkieletem, było pokryte materiałem, który wyglądał jak przezroczysty winyl. Tak bardzo, że dziewczyna nieświadomie wyszeptała, - To wygląda jak zapakowane pałeczki… -

- Aż tak się nie mylisz, ponieważ jest to specjalna makrocząsteczkowa błona, w którą zapakowaliśmy szkielet wytworzony z PWW.

W porównaniu do ramy, którą przeniosła przed chwilą, skrzydło było wyraźnie masywniejsze i miało pewną wagę. Pod względem długości były takie same, więc szef i dziewczyna musieli przemieścić je z największą uwagą.

- N-Nie są one zbyt długie? Chodzi mi o to, że nie złamią się w czasie lotu?

- Ugną się, ale nie martw się: tak je wyliczyliśmy, że się nie złamią. Po za tym, mniej więcej taka długość jest potrzebna do latania! Jeśli spojrzysz na proporcje…

- Odpuszczę sobie szczegóły. Nigdy nie byłam dobra z fizyki.

Dziewczyna na starcie odrzuciła wszelkie próby, aby zrozumieć zasady na całość się opiera i ostrożnie umieściła koniec, który trzymała, na urządzeniu do tego wyznaczonym.

- Ale fizyka jest fajna, wiesz? I jest przydatna w codziennym życiu.

- Wolę gimnastykę.

- Gh… jestem słaby, jeśli chodzi o praktykę…

Akceptując jej odpowiedz za względu na podejrzaną reakcję, on także odłożył skrzydło na dół.

Teraz, gdy już umieścili kilka części, okazało się widocznym, że urządzenia trzymające były tak umiejscowione, że samolot stałby po przekątnej w magazynie zamiast twarzą do drzwi.

Co było oczywistym, ponieważ było to jedyny sposób by jakoś zmieścić te ogromne skrzydła wewnątrz magazynu.

- Dobra, następne będzie lewe skrzydło. Pokaż mi trochę tej twojej siły, nałogowcu-sportowy.

- Pewnie!

Dziewczyna, już przyzwyczajona do pracy, wskoczyła do kontenera.



- Uff… zajęło mi to więcej czasu niż się spodziewałem.

Chłopiec opadł na matę tatami z bocznym spojrzeniem skierowanym na energiczny i iskrzący się ogień.

Znajdował się on w szopie za magazynem zbudowanej z prefabrykatów. Najwidoczniej pierwotnie był przeznaczony do spędzania w nim przerw przez pracowników i był nawet dobrze zbudowany. Znajdował się tam przewód wody, tyle że nie do użytku.

Za oknem znajdowała się metalowa beczka postawiona na bloku z cementu, pod którym palił się ogień. Całość, w dużej mierze przypominała tradycyjną kąpiel w beczce – z jednym wyjątkiem, że woda w środku się gotowała, zamieniając to na śmiertelny żelazny kocioł.

Beczka była przykryta wiekiem, które było połączone rurą na jego środku z drugą beczką, umiejscowionej nieco niżej. Z boku drugiej beczki wychodziła kolejna rura, która tym razem była połączona do wieka dużo mniejszej trzeciej beczki.

Z pewnością obywatel cywilizowanego świata bez wątpienia zastanawiałby się, co to za okultystyczny rytuał, w dzisiejszej Japonii za to nie był to wcale taki rzadki widok. Był to oczyszczacz wody.

Pierwsze dwie beczki zawierały wodę deszczową. Woda w pierwszej beczce była gotowana, wytwarzając parę wodną, która potem przechodziła do drugiej beczki gdzie się schładzała dzięki zimnej wodzie otaczającej przewód. W momencie, gdy para przechodziła do trzeciej beczki była już z powrotem wodą.

W skrócie, po przez użycie pary wodnej, która już raz wyparowała uzyskiwali oni czystą wodę wolną od zanieczyszczeń i bakterii.

W Japonii było sporo wody, ale większość z niej nie była czysta na tyle, aby można było się jej od tak napić. Tylko kilka oczyszczaczy wody pozostało nienaruszonych w tych czasach ruiny, więc często spotykali oni takie oczyszczacze podczas ich podróży – i nauczyli się ich używać.

Tak po za tym, źródłem ciepła dla tego oczyszczacza były śmieci. Powodem tego najwidoczniej była możliwość pozbycia się śmieci i ugotowania wody jednocześnie. Chłopiec był nieco zmartwiony o zawartość wydzielanych dioksyn, ale uspokajał się mówiąc sobie nie było tam aż tyle śmieci. To nie tak, że tylko użył śmieci, jako źródła ognia; użył także trochę drewna.

Powodem jego zmęczenia było przelewanie przechowywanej deszczówki do beczek. Nie były one jakieś duże, mi to mogły pomieścić 44 galony, co w przeliczeniu dawało jakieś 200 litrów. Biorąc pod uwagę, że wiadro, którego używał do przelewania mieściło 5 litrów, przelał on wodę do beczki jakieś 40 razy. O ile młodość oszczędziła mu bólów pleców, to za to na pewno może się spodziewać bólu mięśni następnego ranka.

Ale praca indywidualna też miała swoje dobre strony: chłopiec rozgościł się na ziemi, w pełni wyciągając swoje ręce i nogi.

Zapach mat tatami pod nim i lekka bryza sprawiła, że stał się śpiący.

Był on wypełniony obojętnym uczuciem i mógłby pójść spać w każdej chwili. Jedyną rzeczą, która trzymała jego oczy otwarte, ledwo co ale jednak, były dźwięki wydawane przez cykady w oddali.

Mimo że chłopiec już dawno dał sobie spokój z noszeniem marynarki swojego zimowego mundurku, mając jedynie biała koszulę i krawat, letnia temperatura stała trudno do zniesienia.

Pomimo bycia w regionie bliskiej granicy na północy kraju, lato było upalne nawet tutaj, co w sensie mogło być także zaletą kraju z czterema porami roku.

Nagle, chłopiec zauważył szeroko otwartymi oczami zmianę w jego krawacie, który miał raczej prosty niebieski styl i był częścią mundurku należącego do jego szkoły. Gorąc go poluzował tak bardzo, że się wydłużył i wyglądał jak krawat pracownika biura na imprezie.

Krawat powinien mieć przyszyty herb jego szkoły.

Jednakże, nie można było dostrzec ani jednej nici na miejscu, w którym powinien być wszyty, degradując ten monotonny niebieski krawat do poziomu krawata, który jest po prostu niebieski.

- …… No popatrz. W końcu, nawet imię mojej starej szkoły zostało «stracone», huh…

Zjawisko, które powoli korodowało świat nie miało żadnej oficjalnej nazwy.

Ani medyczne kręgi, które zawsze z chęcią przypisywały długie naukowe nazwy do każdej małej rzeczy, ani też naukowe kręgi, które normalnie próbują stworzyć skomplikowane formuły, dały temu zjawisku imię.

Nawet masowe media, które tak lubią wymyślać niesmaczne nazwy zawiodły w przyznaniu temu tajemniczemu zjawisku wyniosłego imienia.

W końcu, ktoś zaczął używać zwykłego słowa „znikanie”, które potem się rozniosło i przyjęło.

Nikt nie był w stanie wyjaśnić, co spowodowało rozprzestrzenienie się tej choroby.

Sławni uczeni z całego świata już od jakiegoś czasu próbują z całą ich mocą odkryć jej pochodzenie, ale jak na razie nikt nie potrafił dać logicznego wyjaśnienia. Nie było nawet wiadome, dlaczego objawy były różne dla ludzi i zwierząt, a także przedmiotów.

Choroba w rzeczywistości zaczyna się raczej bezboleśnie.

Najpierw, twoje „imię” jest stracone. Nikt już nigdy więcej nie jest w stanie go sobie przypomnieć, wliczając w to zarażoną osobę. Imię znika bez śladu ze wszystkich książek, cyfrowych dokumentów i wszystkich innych.

Po drugie, twoja „twarz” jest stracona, znaczy to, że znika z każdej fotografii, na której się znajdujesz. Nie ma znaczenia czy to cyfrowe zdjęcie, obraz czy nawet we wspomnieniach innych.

Po trzecie, twój „kolor” jest stracony. Twój wygląd staje się czarno biały, taki jak aktorzy w czarno białych filmach.

Po czwarte, twój „cień” jest stracony i nawet światło przez ciebie prześwituje.

Ostatecznie, sama twoja „istota” jest stracona i znika w nicość. Wszystko, co zapisałeś potomności znika, czy to obrazy, zapiski, wydruku czy też nagrania.

Jedyną rzecz, która zostaje jest wspomnienie ludzi, którzy cię znali w formie uczucia, że „ktoś taki jak ty był”. Niejasne wspomnienie, które nie zawiera ani twojego imienia ani twojej twarzy. Koniec następuje w momencie, gdy nawet te wspomnienia zanikną.

Wszystko, co osoba zostawiła na świecie, wliczając w to samą siebie, znika nie zostawiając najmniejszego śladu.

Prędkość postępowania znacznie się różni między ofiarami. Niektórzy znikają w momencie rozprzestrzenienia się choroby, gdzie dla innych postępowanie się nagle zatrzymuje, pozostawiając ich przy życiu. Ale ogólnie można powiedzieć, że postępowanie po prostu ekstremalnie zwalnia. Już cztery miesiące minęły, od kiedy imię chłopca zostało «stracone».

Nie ma żadnych podobieństw między zarażonymi – choroba naprawdę rozprzestrzenia się losowo. Podczas gdy rząd znalazł się w pozycji nieumożliwiającej rozwój nad badaniami – nie było nawet wiadomym ile ludzi stało się ofiarami choroby – kraj powoli przestawał poprawnie funkcjonować.

Od tego czasu minął trochę ponad rok. Rządu już nie było a jedyne wsparcie, jakie istniało, zawodziło.

Obywatele, którzy pozostali tu i ówdzie zaczęli blisko ze sobą dobrowolnie współpracować, starając się utrzymać strefę życia, w której mogliby przetrwać.

Tyle że atmosfera życia tutaj na północy okazała się całkowicie inna od tych podobnych do slumsów w mieście, w którym chłopiec i dziewczyna żyli.

- HEJ, CHŁOPCZE!! Przestań się obijać! Wstawaj!

- Uah?!

Rozgniewany krzyk, który przeszedł przez otwarte okno sprawił że chłopiec podskoczył jak pułapka na myszy.

- Ty obiboku… jak śmiesz ucinać sobie drzemkę, podczas gdy twój kompan tak ciężko pracuje.

Chłopiec był dosłownie sparaliżowany ze strachu przez ponurą minę dziewczyny, która była skierowana na jego osobę przez ekran drzwi.

Dostanie mi się. Niebezpieczeństwo.

- Z-Zrozumiano. Już idę!

- Zacznij w końcu pracować! Szybko!

Zagrożony przez walenie w ramę okna z za pleców, chłopiec szybko wskoczył do swoich tenisówek i wyskoczył z szopy.

- Nie popędzaj mnie tak… Sama spałaś do późna dzisiaj…

- Ponieważ musiałam wczoraj zostać do późna.

- … dobrowolnie, znaczy się.

W następnym momencie chłopiec został uderzony w szybki jak błyskawica, niepochamowany cios ciałem, który przeszył go z wspaniałą precyzją tam gdzie bolało najmocniej i pokazało mu deszcz iskier.



Kiedy wrócili, szef spojrzał na nich ze zwątpieniem w oczach.

- Huh? Teraz to ty jesteś blady jak ściana?

- …zostaw mnie w spokoju!

Szef przechylił swoją głowę w odpowiedzi na tą wypowiedz głosem wysokim jak dźwięk komara, ale szybko wrócił do swojej pracy.

- …Więc, jak daleko zaszliście podczas gdy mnie nie było?

- Wyciągnęliśmy wszystkie części i narzędzia. To była ogromna ilość pracy, mówię ci, - Powiedziała dziewczyna dumnie i wskazała na dobrze rozmieszczone części.

Ciężarówka, która zajmowała dużą część tego raczej przestrzennego magazynu została już wycofana. Ciężar rzeczy, które można było zobaczyć nie wyglądały jakby potrzebowały całej cztero-tonowej ciężarówki.

Jednakże, każda część z osoba była raczej duża, co prawdopodobnie było powodem, dlaczego kontener o takiej pojemności był potrzebny.

- Czy HPA normalnie nie mogą być podzielone na więcej części?

- Mh? Ah, spójrz na to.

Szef podszedł do stołu warsztatowego i wziął coś, co przypominało plan. Nie był zbyt szczegółowy, a zatem pewnie użyty tylko do złożenia części w całość.

- Im bardziej rozbijesz swoje komponenty na mniejsze, tym więcej części będziesz potrzebował do ich połączenia. Biorąc pod uwagę wagę i stabilność, takie rozwiązanie powoduje problemy. Zwłaszcza, że materiał użyty to plastik – nie możesz po prostu użyć śrub i nakrętek, ponieważ jest możliwość uszkodzenia przy samym skręcaniu.

- Więc te olbrzymie skrzydło to… sama w sobie jedna wielka część?

- Taa! Używając plastiku wzmacnianego włóknem i wtryskarki to formowania dużych przedmiotów stworzonego przez naszą drużynę dzięki zarwaniu paru nocek.

- …używając czego ? – Zapytała dziewczyna od niechcenia, mając problemy nadążając za nim i nie wyglądając jakby jej specjalnie zależało.

Szef, jednakże, rozpromienił się jeszcze bardziej. Gdyby nie stracił swojego koloru, jego twarz na pewno by się zarumieniła od ekscytacji. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości.

- W porządku, malutka, nadstaw uszy: kiedy formowaliśmy plastik, w rzeczywistości połączyliśmy dwie duże formy i wstrzyknęliśmy materiał, tyle że tak je skonstruowaliśmy sprawiając że ruchome części, na koniec gdy już wyciągaliśmy formę, były połączone.

- Ach tak? To nieźle, chyba?

Jej odpowiedź bez jakichkolwiek emocji była tak niejasna jak jej brzmienie, gdzieś pomiędzy zrozumieniem i nierozumieniem go, ale dziewczyna prawdopodobnie chciała aby przestał. Tyle na pewno można było wyczytać z jej twarzy.

- I jest to wyjątkowy sposób stworzony przez twój zespół?

- Taa. Jest to połączenie istniejących technologii, ale my jesteśmy jedynymi robiącymi to na taką skalę……, - mężczyzna dumnie odpowiedział chłopcu… po czym spuścił ramiona z jakiegoś powodu.

- …jest tylko jeden problem.

- J-Jeden problem?

Chłopiec był zaskoczony przez nagłą zmianę nastroju szefa, mimo tego, że go pochwalił. Najwidoczniej, miał on często wahania nastroju.

Szef odłożył plan konstrukcji z powrotem na stół i pogłaskał dużą ramę, która była umieszczona na urządzeniu trzymającym.

- …materiału nie można przetworzyć.

- Przetworzyć?

- Taa. Oczywiście wiesz, że plastik trudno jest użyć do powtórnego użycia, tak? Najlepszym sposobem jest stopienie go i nadanie mu ponownie kształtu, ale to cudeńko ma w środku węglowe nanorurki. Przez zbyt dużą liczbę substancji obcych nie może zostać przetworzony. Ale przez węgiel, trudno jest to rozłożyć na kawałki i wyrzucić na wysypisko śmieci, co jest częstą metodą, aby pozbyć się niechcianego plastiku.

- …w skrócie, trudno jest się tego pozbyć?

- Taa. Co więcej, podczas gdy jest wspaniały w gibkości i elastyczności, to wciąż plastik, a zatem brakuje mu twardości. Więc ma tą dużą wadę w byciu trudnym do przetworzenia, mimo że jest taki łatwy do złamania! W dzisiejszych czasach nie da się zarobić na technologii, która nie bierze pod uwagę środowiska… - powiedział szef wielce wzdychając i kontynuował głaskanie ramy.

Może, to jego osobowość była głównym problemem, który sprawił że wegetował w tym magazynie.

- Ale starczy już starych opowieści jak na razie, szefie. Zjedzmy coś.

Nieźle, dziewczyno! Jej zwykle martwiące łakomstwo udowodniło, że choć raz może być przydatne. Chłopiec w myślach zrobił gest kciuków w górę za jej wypowiedz.

- Mh? To już czas?

- Już jest pierwsza! Ja nie jadłam śniadania, głodna jestem.

Dziewczyna opadła na krzesło składane i podrapała się po brzuchu.

Kac, który miała po wczorajszym piciu wygląda aby już był dla niej historią. Gdyby ktoś miałby zmierzyć moc jej żołądka w liczbach, to na pewno otrzymałby ogromną liczbę. Nawet ten „taki sobie” plastik, który martwił szefa byłby prawdopodobnie strawiony przez jej żołądek bez żadnego problemu.

- Hm... Nie wydaje się to być zły pomysł. Cóż, mam tylko konserwowane rzeczy, więc zupki w proszku to jedyne co mogę wam zaoferować…

- Ah! Ja się skuszę! Ja chcę je zjeść!

Dziewczyna podskoczyła z zachwytu, i nawet chłopiec zaczął się ślinić.

- C-Co? Czy zupki w proszku są takie specjalne?

- Tak! Wiesz że podróżujemy skuterem, tak? Przez to nie możemy zabrać ze sobą dużo wody, więc dania które wymagają dużą ilość wody są niepraktyczne w przygotowywaniu…

Jako dodatek, para miała podzielone między sobą zadania. Podczas gdy chłopiec był kierowcą i osobą odpowiedzialną za utrzymanie skutera, dziewczyna była kucharką i osobą odpowiedzialną za prowiant. Chłopiec nie miał prawa głosu w sprawie ich posiłków. Dziewczyna była zaskakująco rygorystyczna jeśli o to chodziło. Naprawdę.

- Cóż, jeśli jesteś na nie taka chętna, weźmiemy je na lunch. Trochę już ich zjadłem, więc nie zostało ich za wiele ale powinno nam starczyć.

- Jej! Hej chłopcze! Gorąco woda, szybko!

- Tak, tak.

Chłopiec pobiegł, popędzany przez tańczącą dziewczynę.



- …To naprawdę dziwne że woda nam się kończy ponieważ ostatecznie nie padało mimo takiej gwałtownej burzy.

Chłopiec wcisnął przycisk iskry i niebieski płomień propanu zaczął się palić pod czajnikiem.

Chłopiec razem z resztą siedzieli w pokoju do przerw o wielkości sześciu mat tatami znajdującym się w szopie. Dzięki przyjemnej naturalnej wentylacji, wewnątrz temperatura była kilka razy mniejsza niż na zewnątrz, pomimo że pokój nie był wyposażony w klimatyzację. Niższa wilgotność była by także mile widziana, ale było by to o proszenie zbyt wiele.

- I w porównaniu, tydzień temu moglibyśmy utonąć spoglądając w górę i otwierając usta przez ciężką ulewę… To chore że musimy oszczędzać wodę kiedy tylko jej używamy!

- Ale cóż, raz na początku próbowałem pić deszczówkę bezpośrednio.

- …Tak z ciekawości, co się stało?

- Najpierw ją przefiltrowałem, oczywiście. Nie mniej jednak, następnego dnia miałem biegunkę i odwodniłem się bardziej w porównaniu do wody którą wypiłem.

- Uwa… - skrzywiła się dziewczyna w odpowiedzi na dokładny opis szefa.

Szef wyciągnął dużą plastikową torbę i wysypał z niej różnego typu zupki w proszku, było tak ponieważ prawdopodobnie kupił je wszystkie razem.

- Ale udało mi się jakoś przez to przejść od kiedy zrobiłem ten bojler. Na szczęście było tu sporo porozrzucanych metalowych beczek. A gdy jeszcze przezwycięży się swoje słabości, to uda ci się jako tako żyć używając trawy jako źródła ognia.

- Raz jeszcze zdałem sobie sprawę jak trudno jest osiąść w jednym miejscu…

- Z podróżą jest tak samo, - Dodał chłopiec. Melancholijny nastrój wypełnił atmosferę.

Jak gdyby rozwiać ten nieprzyjemny nastrój, czajnik na przenośnym piecu przed ich oczyma zaczął dawać znać o gotowanej wodzie wraz z piskliwym gwizdem.

Jak to mówią, „Woda w czajniku się nie zagotuje od patrzenia na niego”, za to ugotuję się w mgnieniu oka gdy tylko zacznie się rozmawiać o rzeczach nie na temat.

Poważny temat zabrnął gdzieś daleko: dzikie bestie szybko roztargały opakowania ich zupek w proszku, otwarły je i czekały na chłopca aby zalał je wrzątkiem. Dziewczynie udało się zaskoczyć pozostałą dwójkę żądaniem zalania wrzątkiem dwóch misek jednocześnie.

A potem, przez jakiś czas między nimi nie odbywała się żadna konwersacja.

Mając apetyt podwojony poprzez słusznie puste żołądki po ciężkiej pracy, i oczywiście mając tą rzadką okazję nacieszenia się makaronem, to zwłaszcza pałeczki chłopca i dziewczyny nie przestawały się ruszać.

- Bek.. Napełniłam swój gardziel…

- …Nie mogłabyś przynajmniej użyć słowa „żołądek”? Zapominasz czasem że jesteś dziewczyną, co nie?

- Nie musisz przejmować się takimi drobiazgami.

Jednakże, jej postawa i wygląd, odchylona do tyłu jednocześnie wachlując się jej pustymi miskami, przypominała niechlujnego faceta w średnim wieku jak dwie krople wody i z pewnością odrzuciło by nawet najbardziej oddanego kochanka.

Gdyby wspaniałomyślność chłopca nie była tak wielka jak ocean, to odrzuciłby by ją zanim by nawet rozważył wyznanie jej miłości.

- Ale nadal może to był błąd żeby zjeść ramen, udon i coś jeszcze w taki upalny wilgotny dzień… cała się lepie.

- Tak dla twojej wiadomości, tutaj jest możliwość kąpieli. - Wspomniał szef przypadkowo.

Twarz dziewczyny w jednej chwili się rozpromieniła.

- Naprawdę?

- Taa. Przygotuję ci kąpiel kiedy skończymy z pracą.

- Hura!

Dziewczyna wstała jednym ruchem, odrzuciła wachlarze na bok i złapała rękę chłopca.

- Nie możemy się tutaj tak obijać! Musimy skończyć naszą pracę a po niej jest czas na kąpiel!

- A-Aż tak nie możesz się jej doczekać?

- Co za głupie pytanie! Trzy przyjemności życia to ‘jedzenie’, ‘kąpanie’ i ‘spanie’!!

- Pewnego dnia będziesz okropną żoną.

Jego szybka uwaga była cicho zignorowana i w zamian był on poprowadzony w stronę magazynu bez ani chwili aby dokładnie założyć buty.



O ile nie wszystko szło idealnie, to mimo to nie było jakiś znaczących wpadek.

Według szefa, osoba która sporządziła instrukcję składania była tak precyzyjna jak tylko mogła i nie tylko obliczyła pozycję urządzeń trzymających ale także wzięła pod uwagę położenie narzędzi i stan umysłowy pracowników. Nawet oczami amatorów takich jak chłopiec i dziewczyna mogli oni zobaczyć z jaką pasją do detali było ona sporządzona – w rzeczywistości trudniej było zrobić coś źle.

O ile nie byli zbytnio pewni czy autor instrukcji chciałby mieć takie osoby przy sobie, tych dwoje inżynierów HPA wraz z pięciogodzinnym doświadczeniem byli wielce wdzięczni za jego pracę.

Skończyli sprawdzać wszystkie części i w końcu mogli zacząć łączyć je ze sobą.

Z dużą ostrożnością przyłączyli oni statecznik poziomy do dolnego końca szkieletu będącego na środku, który nawiasem mówiąc w przypadku ludzi byłby kręgosłupem. Kiedy łącząc ten – o dziwo nie V a Λ-kształtny – statecznik do ramy, którego przekrój stawał się cieńszy im bliżej dołu przypominając odwrócony trójkąt, wyglądało to tak jak gdyby samolot był postawiony na złej stronie.

- …Powiedz… ja z pewnością nic nie wiem o samolotach, ale… czy tylna część samolotu nie jest zwykle skierowana do góry?

Jej pytanie, które ominęło – co było charakterystyczne dla dziewczyny – jakiekolwiek zwroty techniczne, spowodowało że szef parsknął śmiechem.

- Cóż, te pospolite które znasz takie są. Zwykle chcesz aby środek ciężkości znajdował się pośrodku maszyny ponieważ sprawia to że łatwiej nią manewrować. Jednakże, rzadko kiedy zmieniasz kąt nachylenia kiedy latasz HPA’em, tak więc ustawiasz statecznik poniżej maszyny, aby była bardziej stabilna. W ten sposób sama stara się latać poziomo.

Te Λ-kształtne typy stateczników, jednakże nie są często używane w tej dziedzinie ze względu na obawy dotyczące startu i lądowania. Mogło to być trochę ironiczne że jedyny poważniejszy przypadek użytku takiego typu statecznika było wykorzystanie go w bezzałogowym samolocie wywiadowczym pewnego dużego kraju.

- …innymi słowy, powód jest taki sam jak w przypadku braku pionowego statecznika w samolotach z papieru?

- Hmmm, cóż, można tak powiedzieć, tyle że to nie wszystko.

- ? – Dziewczyna spojrzała na szefa sceptycznie.

Szef chwycił za dwa cienkie druty u podstawy statecznika i lekko za nie pociągnął.

Z lekkim kliknięciem, para kół się wyłoniła z czubków skierowanych ku dole.

- Wewnątrz znajduję się podwozie. Dużo lepiej tak, niż żeby konstruować osobny pojemnik, co nie?

- O? Ten samolot tak naprawdę może wylądować?

- A czego innego się spodziewałaś?

- Byłam pewna że będziesz wolno opadał, aż wylądujesz w wodzie.

- …hej amatorze, nie mów mi że myślisz o tym jak o pokazie które można zobaczyć na jeziorze Biwa.

- Mylę się?!

- Cóż, rekord który chcemy pobić wymaga robienia wszystkiego od startu do lądowania używając tylko własnej siły. W przeciwieństwie do tych zawodów, musisz być w stanie robić też te rzeczy.

Podczas kontynuowania wyjaśnienia, szef zawołał chłopca aby ten mu pomógł w ustawianiu statecznika.

Wygląda na to, że chłopiec wiedział co będzie trzeba zrobić; otworzył on skrzynkę z narzędziami znajdującą się u boku i wyciągnął kilka narzędzi takich jak klucz do nakrętek i śrubokręt i zaczął asystować szefowi.

- …ale nie jest to raczej niemożliwe aby ten montowany statecznik służył także jako ster? – Zapytał chłopiec nie przerywając pracy. Szef, także, odpowiedział mu skądś podczas wkręcania śruby. Ci dwaj byli dość biegli w swoich zajęciach.

- Skrzydła są za to odpowiedzialne. Statecznik jest odpowiedzialny tylko za zachowanie równowagi, naprawdę. W prawdzie, moglibyśmy iść w kierunku całości jako latającego skrzydła, ale te znowu są cholernie trudne w sterowaniu jeśli chodzi o utrzymywanie równowagi.

- …z jakiej galaktyki jest język którego używacie, chłopaki?

Dziewczyna przyglądała się im z nie spokojem i osamotnionym spojrzeniem ponieważ rozmowa którą toczyli jedocześnie pracując aż kipiała od słów jej nieznanych.

Wraz z postępem prac, chłopiec i dziewczyna byli coraz bardziej przyzwyczajeni do pracy a co za tym szło, każdy z nich zaczynał mieć własne określone zajęcia.

Szef pracował, podczas gdy chłopiec był jego wsparciem. Dziewczyna, jednakże, była odpowiedzialna za przynoszenie im małych części i narzędzi. A kiedy siła fizyczna była potrzebna, to łączyli siły.

Dla przykładu, połączenie olbrzymich skrzydeł, które zajmowały całą przekątną magazynu, z nadwoziem dzięki współpracy całej trójki było świętowane burzą oklasków i cieszeniem się. Głównym źródłem dźwięku była oczywiście dziewczyna.

Jednakże, od momentu gdy doczepili ten skrzynko-podobny kokpit pod nadwoziem, dziewczyna tak wprawdzie nie miała już nic więcej do robienia; ta jakkolwiek skomplikowana, dokładna praca tylko się zwiększyła.

- Czy siedzenie dobrze się trzyma? – Zapytał szef.

Chłopiec zaraz sprawdził stabilność siodełka od roweru poprzez lekkie szarpnięcie. Było one dużo bardziej przymocowane niż można by się było spodziewać po czymś co jest przyczepione do plastikowej ramy.

- Wygląda dobrze. Jest stabilne.

- W porządku, zatem mógłbyś zająć się okablowaniem steru głównego skrzydła z tamtego miejsca? Tylko proszę być ostrożny z kablami; to prawdziwy kłopot aby je wymienić gdy się przerwą. W ciężarówce jest wystarczająco materiałów do zrobienia kolejnego zestawu, ale nie mamy na to czasu.

- …zrozumiałem.

Chłopiec, teraz dość napięty, powoli zbliżył się do nylonowego kabla który wisiał nad nim przymocowany do drążka sterowniczego, poprzez owinięcie go przez kilka rolek ustawionych w kokpicie.

- Zazdroszczę ci… też chcę spróbować tam usiąść.

- Nie robimy tego dla zabawy, wiesz?

- Oczywiście, że tak. Nie ważne jak spojrzysz, to rozrywka.

To co powiedziała dziewczyna była jak najbardziej prawdą. Nie robił on tego w celu aby coś osiągnąć, więc to było dla zabawy. Szef chciał się jej jakoś sprzeciwić, ale całkowicie zabrakło mu słów ponieważ dziewczyna trafiła w samo sedno.

- Powinieneś odpuścić. Jeśli się tutaj rozszaleje, to zamieni to wszystko w górę kawałków zanim zdążymy całość poskładać. – Poinstruował go chłopiec, powodując że dziewczyna groźnie na niego spojrzała.

- Co ty myślisz że ja jestem?

- Zwierzę.

W następnej chwili rozszedł się huk i zaciśnięta pięść dziewczyny uderzyła chłopca.

Chłopiec wyleciał z kokpitu, którego zewnętrzna powłoka nie była jeszcze umocowana i wylądował na gołej ziemi.

- …wygląda na to że właśnie stał się niezdolny do pracy. Będę kontynuować zamiast niego.

- …rób jak uważasz. Nie zatwierdzając jej woli, ale z prośbą żeby jego ukochana maszyna pozostała bezpieczna była wypisana na jego twarzy, co było skrzywione jak gdyby oglądanie zjadania zdobyczy przez mięsożercę. – Te kable kontrolują skręcenie skrzydeł, zrozumiałaś? Połącz ten z czerwoną końcówką znajdującym się na przodzie do drążka sterującego i ten niebieski znajdującym się na tyle.

- Skręcenie?

Pomimo ogromnej ciekawości którą okazała, jej ruchy były bardzo ostrożne. Dziewczyna bardzo dobrze wiedziała jak drogi jest dla niego ten samolot.

Dziewczyna ewidentnie się upewniła że jej cios kilka chwil temu nie uszkodziłby samolotu.

- To cudeńko niema ani steru ani stabilizatorów, więc główne skrzydła są za to odpowiedzialne po przez skręcanie.

- Czy one naprawdę ugną się przez ten mechanizm? Czy samolot czasem przez przypadek nie zacznie opadać?

- Nie martw się. Ja tylko mam zamiar zrobić lot-ósemkę, więc oczywiście ledwo co będę zmieniać tor lotu! Cóż, start i lądowanie są lekko problematyczne, ale te trwają tylko sekundę.

- A co z pętlą?

- Prosisz mnie o robienie akrobacji samolotem który ledwo potrafi latać?

Szef szturchnął jej głowę, rozśmieszając ją.

Dziewczyna nie zatrzymała swojej pracy – którą wykonywała z zaskakującą umiejętnością – jednocześnie żartując co sprawiło że jej praca montowania kabli do sterowania skrzydeł była skończona w krótkim czasie.

- Czy musimy je teraz wyregulować?

- Zrobimy to kiedy skończymy składać resztę. Najpierw zajmiemy się silnikiem… który tak naprawdę składa się z paru trybików połączonych razem.

Dziewczyna podziwiała skrzynkę z kołami zębatymi, którą szef jej podrzucił.

- Szefie, czy one też są zrobione z plastiku?

O ile jej było wiadomo a także mogła sobie wyobrazić, koła zębate zwykle były robione z metalu.

Zębatki w pudełku które jej podał, jednakże, były zrobione z czegoś podobnego do plastiku, tymczasem w tym przypadku był to akryl. Każda zębatka była pełna malutkich dziur i nie były tak ciężkie na jakie wyglądały.

- To polistyren. A dokładnie akryl. Bo widzisz, one nie będą musiały się bardzo szybko obracać i tym sposobem prawie nie będziemy potrzebować oleju.

- ...Usilnie próbujesz zrobić wszystko jak najlżejsze za wszelką cenę, co nie…

- Oczywiście! Im lżejsze tym lepsze. W przeciwnym razie, używając tylko siły ludzkich mięśni, nie poleci.

- Czy było by to możliwe aby zainstalować na tym silnik Cubiego i polecieć za granicę?

- Nie.

Dziewczyna była głęboko przekonana że to znakomity pomysł, ale był szybko odrzucony.

Szkoda. A oczekiwałam wygodnej podróży za morze.



Kiedy skończyli montować silnik jako część, szef przejął dowodzenie ponieważ połączenie silnika ze skrzydłami wymagało dużej czułości.

Łańcuch, podobny do rowerowego, łączył silnik i główne wrzeciono zaraz pod nadwoziem i w końcu wyglądało jak „coś co może latać”.

- Dziwne. Czy śmigła nie są zwykle na przodzie? – Powiedziała dziewczyna i pogłaskała śnieżnobiałą ramę nadwozia.

Fakt, że główne skrzydło rozciągało się zaraz przy kokpicie miał dla niej jako taki sens. Śmigła, jednakże, nie były na samym przodzie, ale najwidoczniej miała zostać dołączone na gołej mechanicznej części która była umiejscowiona gdzieś pośrodku ramy nadwozia.

- Moglibyśmy je równie dobrze zamontować na przodzie. W rzeczywistości, było by to dużo prostsze i bardziej stabilne rozwiązanie.

- Zatem czemu tak nie zrobiliście?

- Ma to związek z efektywnością. Jeśli umieścimy je na przodzie, wytworzony ciąg powietrza częściowo uderzał by w sam samolot. Pomijając to… ze względu na osobiste preferencje?

- …czy nie są twoje osobiste preferencje raczej obojętne kiedy chodzi o efektywność?

- Co ty mówisz?! – Chłopiec szybko wstał i krzyknął na krzywo śmiejącą się dziewczynę.

Po tym jak został odrzucony na bok, chłopiec nie miał innego wyboru jak tylko posprzątać nieużywane już urządzenia trzymające podczas gdy pozostała dwójka kontynuowała jego pracę, natomiast teraz zacisnął swoją pieść i rozpoczął swoją przemowę przepełnioną pasją.

- Rany, dziewczyny tego po prostu nie łapią! Ty ani trochę nie rozumiesz piękna mechaniki! Śmigła są dekoracją samolotów napędzanych siłą ludzkich mięśni, wiesz? Możesz nie być w stanie zmień czegokolwiek w tych eleganckich długich skrzydłach, ale za to masz możesz zrobić co zechcesz ze śmigłami!

- …Aah… taa. Dobra, rozumiem. Już nic złego o nich nie powiem, więc idź przynieś nam herbatę czy coś.

- …Okej.

Jego pasja pozostała niezrozumiana. Wraz z już raczej lekkim czajnikiem w ręce, chłopiec udał się do szopy, gdzie mieli oni przygotowaną więcej zielonej herbaty.

- …Rany, zrozumienie tych dziwnych pasji które mężczyźni mają skłonności do posiadania jest trudne… - Westchnęła dziewczyna i poczuła jakby coś o nazwie motywacja czy duch opuścił ją razem z oddechem.

- Cóż, nic na to poradzić. Zdecydowanie jest to bardziej problem płci.

- Czyżby? Nie uważasz że otoczenie w którym się dorasta i tym podobne także mają na to wpływ?

- Mogą trochę mieć znaczenie. Ale nie uważasz że powód dla którego chłopcy z całego kraju zwracają uwagę na efekty specjalne, anime z robotami i co tam jeszcze, to główne dlatego że leży to w ich naturze?

Dziewczyna zajęknęła słysząc jego słowa.

- Cóż, pogódź się z tym. Miłość do maszyn i przygód jest mniej więcej tak samo głęboko zakorzenione w naszym męskim DNA jak miłość w przypadku kobiet.

- Jakie to uciążliwe.

Jej głos, który mógłby być jednocześnie westchnięciem czy też słabym zaśmianiem się, wtopił się w płacz cykad znajdujących się za ścianą z żelaznej blachy, znikając nie docierając do nikogo.



Trójka stopniowo poruszała się naprzód, a po zachodzie słońca kiedy to temperatura stała się trochę bardziej znośna, mieli już 90% pracy za sobą.

Podczas tego czasu, udowodnili swoje wyśmienite umiejętności komunikacyjne, dużo wyższe niż można było się spodziewać po osobach które się poznały dzień wcześniej. Na przykład, kiedy przeszli do fazy inspekcji samolotu i tym podobnych, chłopiec, który stracił swoją pozycje na rzecz dziewczyny, został zaciągnięty z powrotem a ich pierwsza połączona praca rozpoczęła się od szefa wydającego im instrukcję co maja robić.

Obecnie, chłopiec siedział w kokpicie.

Upewniał się sprawdzając co szef mu powiedział przeglądając gruby formularz który zawierał rzeczy do inspekcji.

- Następnie na liście jest. Przechyl drążek w prawo.

- Zrozumiałem. W prawo.

Kiedy chłopiec przechylił drążek w prawo, połączone nylonowe kable za skrzypiały przez to że były naciągnięte i skrzydła po obu stronach skręciły się w różne kierunki.

- Sprawdzone.

- Z powodzeniem. – Powiedział szef i zaznaczył pieczątką na formularzu.

- Teraz spróbuj go przechylić w lewo.

- Zrozumiałem. W lewo.

Prosto i precyzyjnie a także monotonnie – dziewczyna natychmiastowo podniosła biała flagę ponieważ oczywistym było że nie była to praca dla niej i przypatrywała się im teraz siedząc na rozkładanym łóżku które były przeznaczone do spania.

Cicho ich obserwowała jak to kontynuowali powoli ale pewnie, w rytmie, kontynuując inspekcję, starając się im nie przeszkadzać. Czy uczucie, które zaczynała powoli odczuwać widząc ich dających sobie radę bez niej, to alienacja? Czy może zazdrość? Wciąż nie będąc w stanie zdecydować które to z uczuć, dziewczyna pozwoliła sobie opaść na łóżko. Złapała złożone koce które służyły jako poduszka i podłożyła je sobie pod głowę.

Chłopiec z szefem wyglądali prawie jak rodzeństwo z różnicą weku gdy tak razem pracowali.

Nie zwracając uwagi na dziewczynę i jakby opętani przez coś, ale z drugiej strony z radością w oczach jak małe dzieci wkładali swoje serce i duszę w ten samolot.

Być może byli bardziej jak starszy i młodszy kolega w szkole. Minęły już ponad trzy miesiące od kiedy chłopiec i dziewczyna ostatnio chodzili do szkoły, ale obraz który miała w pamięci nie stracił jeszcze swoich kolorów.

Jednakże, dziewczyna już zapomniała twarze należące do połowy osób z jej klasy. Nie miała też jak sprawdzić czy było to efektem „znikania” czy też może z czasem po prostu zaczęła zapominać.

Gdyby zapytać czy się o nich martwiła, to jej odpowiedź oczywiście brzmiałaby „tak”. Jak się miewali? Setki mil pomiędzy nimi były równoznacznie z całym światem w tych czasach bez działającego Internetu i zawieszonej usługi telekomunikacyjnej.

Był to prawdopodobnie dystans nie do pokonania za ich życia bez pomocy Cubiego. Była nawet możliwość że umrą gdzieś przy drodze.

Dziewczyna nie miała żadnych zamiarów związanych z powrotem do ich rodzinnego miasta.

Nie widziała jakie zdanie na ten temat ma chłopiec, ale ona chciała kontynuować ich podróż.

Ich podróż nie była tą z wyznaczonym celem. Wielu pytało ich gdzie ta kłopotliwa podróż ich prowadziła, ale oni zawsze odpowiadali w taki sam sposób:

«Na koniec świata. »

Nie żądała żadnego znaczenia od ich podróży, ani też nie obchodziły jej żadne kłopoty które ich czekały. Ani razu nie myślała o ich punkcie docelowym.

Dziewczyna nie przepadała za czytaniem, ale było takie jedno zdanie które chłopiec ją nauczył, takie które zabrzmiało w jej duszy.

Były to słowa pewnej królowej z krainy luster.

«Bo widzisz, tutaj, potrzebujesz biec tak szybko jak tylko potrafisz aby utrzymać się w tym samym miejscu. A jeśli chcesz udać się gdzieś indziej, to musisz biec przynajmniej dwa razy szybciej niż normalnie.»

Dziewczyna podróżowała w celu pozostania z chłopcem.

Zostawiła za sobą wszystko to co mogłoby jej w tym przeszkodzić. Jedyną opcją było iść naprzód.

Jeśli mieliby wrócić do swojego rodzinnego miasta, to tylko wtedy gdy odbędą podróż dookoła świata.



- Inspekcja skończooona!

Szef odrzucił listę i formularz na bok, tymczasem chłopiec głęboko odetchnął i usiadł na krześle.

W porównaniu do fazy składania, praca fizyczna w rzeczywistości prawnie nie istniała, ale za to z pierwszej ręki doświadczyli że fizyczne zmęczenie i mentalne nie są szczególnie proporcjonalne.

Modlili się do niebios podczas inspekcji, sprawdzając czy maszyna którą z budowali własnymi rękami działała jak należy, więc to nie zaskoczenie że im szyje ze sztywniały.

- Czy skończyliśmy jak na razie?

- Taa. Sprawdziliśmy domyślne ustawienia GPSu, wiatromierza i całej reszty. Części też działają idealnie. Jedyne co zostało to lot. – Z szerokim uśmiechem, szef puknął lekko w ramę nadwozia samolotu.

Ten szczupły samolot napędzany siłą ludzkich mięśni o szerokości 38.2 Metra, 10.4 Wysokości i wadze 30 Kilogramów, stworzony z dumą, pasją i przywiązaniem szefa i jego współpracowników, był ukończony.

- Przepełniony emocjami…?

- Nie. – Zaprzeczył szef, co spowodowało że chłopiec zerknął na niego.

Szef lekko dotknął skrzydeł i delikatnie je pogłaskał jak własne dziecko.

- Wszystko czeka na jutro, po przelocie. Będę tańczył i się radował tylko jutro po udanym przelocie. To cudeńko to przede wszystkim samolot a nie ozdoba, prawda? – Szef się obrócił w stronę chłopca z twarzą która, w przeciwieństwie do jego słów, desperacko starała się ukryć jego podekscytowanie.

- …Tak. To samolot. Nie złożyliśmy go tylko po to aby się zmarniał leżąc.

- Taa. Nie wolno nam skakać z radości jak szaleńcy, jeszcze nie. Jego prawdziwa wartość tkwi w lataniu.

Te słowa nie były skierowane do chłopca, tylko do siebie samego. Dlatego chłopiec powstrzymał się od opowiedzenia i wytarł pot na czole i zaraz po tym odetchnął.

- Mam nadzieje że jutro będzie czyste niebo.

- Żartujesz? Oczywiście że będzie! Jeśli nie, pójdę do sądu.

Chłopiec prawie się zaśmiał.

No cóż, lepiej się postaram i zrobię parę teru teru bouzu z chusteczek. Nie dobrze jest używać zapasów bez pewności czy da się je uzupełnić, ale raz na jakiś czas powinno być w porządku.



- Uphfa.

Następną rzecz którą można było usłyszeć po tej dziwnej wypowiedzi był stłumiony dźwięk, którego źródłem była dziewczyna która spadła ze składanego łóżka. Najwidoczniej dziewczyna zasnęła podczas odpoczynku na łóżku.

Dziewczyna usiadała bezczynnie i wędrowała wzrokiem między nimi a samolotem.

- …Skończone?

- Taa. Skończyliśmy.

- …Gratulacje. – Dziewczyna pogratulowała im, wciąż na wpół śpiąca i ruszyła w stronę samolotu. - …Jak się nazywa?

- Huh?

- Samolot. Jego imię.

Chłopiec i szef wymienili spojrzenie.

Jej pytanie naprawdę ich zaskoczyło.

- … Rany! Cóż, można było się tego spodziewać… wy faceci tylko myślicie o składaniu go w całość, czemu nie dociera do was że zapominacie o najważniejszym!

Zwykle to mężczyźni mają skłonności do dawania imion rzeczą nieożywionym, ale zdrowy rozsądek w jej przypadku nie obowiązywał.

- Czy ty i twoi koledzy nie wpadliście na jakieś imię którego moglibyście mu dać… ? Ah, no tak. Znikło, huh.

Zostawiając dwóch milczących facetów, dziewczyna zaczęła grzebać w skrzynce z narzędziami znajdującej się najbliżej niej.

- No dalej, decyduj szefie. – Tymi słowami dziewczyna przycisnęła całkowicie normalny, na bazie oleju ekstra gruby czarny marker. Cóż, nie było nic innego czego można by użyć do pisania, ponieważ nie posiadali oni ani pędzla czy też farby w spreju.

- Czy to na pewno w porządku abym sam zdecydował?

- W zamian, imię lepiej aby nas usatysfakcjonowało. Jeśli dasz mu byle jakie imię, to ja tobie dam kopa prosto w tyłek.

Szef wzruszył ramionami, podszedł do boku kokpitu i wpatrywał się w przezroczystą polimerową powłokę.

Po chwili wahania, szef otworzył marker i zaczął pisać. Ostatecznie dając mu nazwę…

- …Jonathan … eh? – Powiedział chłopiec z szeroko otwartymi oczyma, po chwili szef się odwrócił.

- Taa. Jest to imię najbardziej znanej mewy na świecie.

Pięć znaków katakana było napisanych na szybie z przezroczystej powłoki.

- …ale twoje pismo jest brzydkie, nie ma co… co gorsze, katakana! Dlaczego żeś nie użył liter alfabetu? Chodzi mi o to, przecież chciałeś lecieć tym w Europie!

- Nie obchodzi mnie to. Tutaj będę tym leciał. W pierwszej kolejności, to ty powiedziałaś mi abym go nazwał!

- …jakoś, to zniszczyło wizerunek mniej więcej tak samo jak w przypadku gdybyś chciał na ukończeniu dodać parę oczu ale przez przypadek narysował byś włosy z nosa.

- Jest aż tak źle?!

- Oh nieważne. Zjedzmy coś. Zgłodniałam od tej drzemki.

- …Kobiety naprawdę szybko zmieniają temat.

- Tobie to nie przeszkadza, prawda? Tak czy inaczej, dzisiaj świętujemy! Ale jeśli znowu będzie jedzenie z puszki to będę strajkować.

Szef westchnął lekko i spoglądał to raz na dziewczynę raz na samolot, wahając się lekko. I po chwili położył dłonie na biodrach.

- W rzeczy samej… ogłaszam dzisiaj za przeddzień lotu testowego, ponieważ z powodzeniem udało nam się ukończyć wszystkie przygotowania. Cóż, nie mam zbyt wiele jedzenia, więc będzie musiał nam wystarczyć uczta z curry.

- Curry?! I nie masz na myśli przygotowanego na zimno?!

- Taa. Marchewki i mięso z puszki będzie musiało nam wystarczyć, ale za to ziemniaki i ryż będzie naturalny, no i najważniejsze, zasmażka to specjalna ostra odmiana.

Curry. Sekunda w której ich uszy usłyszały te proste słowo, ich ciała zaczęły wydzielać gigantyczne ilości śliny w ich ustach. Minęły miesiące od kiedy ostatnio jedli prawdziwy, nie robiony na szybko, posiłek curry.

- Specjalna ostra odmiana…

- Facet który napisał instrukcję ją zrobił. W wolnym czasie lubił sobie pogotować. Co chwilę do mnie przychodził i opowiadał jak to próbował 2% więcej ostryża długiego lub jak to zwiększył rozmiar ziaren czarnego pieprzu…

- …

Chłopiec w pewnym stopniu mu współczuł, gdyż potrafił sobie wyobrazić ile problemów może sprawiać dziwak za przyjaciela.



Trójka postanowiła że będą gotować razem. Jednym z powodów było to że musieli się pośpieszyć aby nie zmarnować energii elektrycznej teraz gdy już słońce zaszło, ale pośpiech spowodowany ich pustymi żołądkami także nie powinien być zlekceważony. Prawdą było także że nie mieli już nic więcej do roboty.

Ryż był umyty, ziemniaki obrane, puszki z marchewką i peklowaną wołowiną także, dodatkowo dwa ogniska zostały rozpalone. Na jednym gotował się ryż a w drugim przygotowywało się curry.

Gotowanie rozpoczęli nie przejmując się kto za co był odpowiedzialny i po wyjątkowo krótkim czasie, przygotowali swój obiad.

O ile ilość rodzajów składników użytych w curry z ryżem była niewielka, to za to było ich bardzo dużo ilościowo. Trójka prawie rzuciła się na obiad i jadła, gotowy by opróżnić oba garnki.

Ponieważ chłopcu jakoś specjalnie nie zależało na widoku lepkich skrzepów które się ciągły jak nitki Natto następnego poranka – w które ryżowe curry by się zamieniło ze względu na gorąc i wilgotność lata – więc także i on, który zazwyczaj starał się zapełnić żołądek tylko w 80-ciu procentach, jadł jak za dwóch.

Jako dopisek: jakimś trafem udało im się znaleźć chłodne miejsce dla ich arbuza którego otrzymali od dyrektora i jego sekretarki, co spowodowało że niesamowicie dojrzał. Dziewczyna chciała być pierwsza w kolejności rozbijania arbuza i nawet zasłoniła sobie oczy opaską. Po przez kompletne ignorowanie wskazówek szefa i w zamian słuchając tylko wytycznych chłopca, dziewczyna wspaniale rozbiła arbuza przy pierwszym podejściu.

Oczywistym jest że jego smak był nie z tego świata.



Kiedy całe zamieszanie z obiadem się uspokoiło i każdy opróżnił swój talerz, szef nagle zapytał łapiąc za kolejny kawałek arbuza. – Czy macie zamiar odwiedzić pobliskie miasto?

- Mh, myślę że tak. A raczej, nie dalibyśmy rady podróżować gdybyśmy nie kierowali się od jednego miasta do drugiego. Zrobiliśmy już trochę przystanków na drodze, i wygląda na to że kolejnym będzie ta wioska.

- Rozumiem.

- Czemu pytasz? Coś z nim nie tak? – Zapytała dziewczyna, jednocześnie drapiąc się po nadętym brzuchu.

Szef, jedząc swój kawałek arbuza, odpowiedział dziewczynie. – Nie nic, możecie śmiało jechać i je odwiedzić. Błędem było by ominięcie tej wioski, tym bardziej że tętni one życiem.

- Życiem?

- Ewakuowani ludzie zgromadzili się i stworzyli autonomiczną organizację. Jest blisko wybrzeża, i kiedy byłem tam parę miesięcy temu już wysyłali łodzie rybackie, więc zgaduję że po takim czasie ich miasto się jeszcze bardziej rozwinęło.

- …

Chłopiec z dziewczyną wymienili spojrzenia.

W dzisiejszych czasach, wysoka populacja sama w sobie była wysoce znacząca. W pojedynkę trudno jest zdobyć jedzenie tylko dla samego siebie, ale za to jest dużo łatwiej setce osób zdobyć jedzenie dla stu osób.

Łączenie sił pozwala ludziom wspiąć się na nowe wyżyny.

Gdzie są ludzie, tam jest bogactwo. I tych dwoje podróżników miało zamiar skorzystać z tego bogactwa.



Z czasem gdy chłopiec i dziewczyna byli pełni i z sukcesem wchłonęli curry, ryż a także arbuza, noc już zapadła i odświeżający rechot żab znajdujących się wokół magazynu dosięgał ich uszu.

Biorąc pod uwagę że księżyc i gwiazdy rozświetlały szerokie bez chmurne niebo, trójka mogła się spodziewać ładnej pogody następnego dnia.

To, jednakże, ciągle zajmie trochę czasu zanim poziom wilgotności zacznie opadać. Cała trójka pociła się ponieważ ich temperatura ciała wzrosła po zjedzeniu curry.

- Hej szefie, mógłbyś mi powiedzieć gdzie jest kąpiel? – Zapytała nagle dziewczyna, po przypomnieniu sobie co wcześniej usłyszała.

Tak – to całkowicie wyleciało jej z głowy przez ucztę z curry, ale pierwotnie chciała ona skończyć pracę jak najszybciej, aby wziąć kąpiel.

- Pewnie, znajduje się ona za szopą. Napełniłem ją zawczasu i rozpaliłem ogień, powinna już mniej więcej być gotowa.

Będąc jedynym z nich który wyglądał jakby miał jeszcze miejsce w żołądku, szef wstał i skinął w ich stronę aby za nim poszli.

Chłopiec musiał się przyznać: dzisiaj wieczorem za dużo zjadł. Trzymając się za brzuch, który głośno skarżył się na nadmiar ładunku, chłopiec szedł za szefem na tyły szopy, pod dachem.

Tam właśnie znaleźli miejsce do kąpieli.

Oczekiwania dziewczyny były zawiedzione, przewidywania chłopca się sprawdziły.

- Wygląda na to że woda jest w sam raz. Możecie iść pierwsi.



To co tam odkryli było niezaprzeczalnie kąpielą w metalowej beczce.

Była to wysoce rozwinięta placówka niemająca sobie równych, słabo ogrodzona za pomocą metalowej blachy i wyposażona w gołą wiszącą żarówkę. Gdyby tego było mało, znajdował się tam także szampon i możliwość spłukania głowy, wszystko gotowe do użycia. Brak dachu gwarantował oszałamiający widok gwiaździstego nieba i najbliższego otoczenia, jednocześnie mocząc się w ciepłej wodzie.

- …Uuuh…

Sądząc po wyraźnie mieszanych uczuciach pokazujących się na twarzy dziewczyny, wyglądało na to że znajdowała się tam zainteresowanie. Jednakże, nawet chłopiec nigdy nie brał takiej dzikiej kąpieli. - Definitywnie powinienem zapytać o maniery związane z tego typu kąpielą . – pomyślał chłopiec.

- Szefie, jak się do tego wchodzi?

- Jak, tak jak to zawsze robicie! W środku jest drewniane krzesło dla pewności żeby niebyło zbyt gorąco, więc wszystko co trzeba zrobić to rozpalić ogień i wejść do środka. Ponadto, nie skarżcie się że nie ma prysznica.




CZĘŚĆ 3:

Najwidoczniej zauważając po tonie głosu chłopca że nie mieli oni żadnego doświadczenia w braniu kąpieli w metalowej beczce, mężczyzna delikatnie poklepał dziewczynę po plecach.

- O-Okej…

- Aah, i tak po za tym, ten który się nie kąpie musi zająć się rozpalanie ognia.

Zajęło im to kilka pełnych sekund zanim dotarło do nich to co im mimochodem powiedział. Jako że przekroczyło to ich granice zrozumienia, była potrzeba aby zrobili sobie symulację całego zdarzenia w głowie.

- Czekaj… mówisz nam abyśmy wzięli kąpiel razem?!

- …Hah? Jak chcecie wejść we dwójkę do tej ciasnej rury? Jeden z was musi obserwować ogień podczas gdy drugi będzie się kąpał. Jak pomagier.

- Chyba żartujesz! Jestem przecież dziewczyną?!

- Cóż, wiem o tym. Ale nie przeszkadza ci to o ile to on, prawda? Będąc kochankami i takie tam.

- …Kto tak powiedział?

Złapany za kołnierz, szef był kompletnie oniemiały.

- N-Nie jesteście? Byłem pewien że jesteście parą ponieważ podróżujecie razem na skuterze…

Dziewczyna warknęła i zwolniła uścisk, puszczając szefa.

O ile sytuacja była w rzeczy samej kłopotliwa, o tyle dziewczyna nie czuła się źle słysząc jak inni uważali ich za parę. Jednakże, w tej chwili było to dla niej kłopotliwe. Było jeszcze za wcześnie.

- …Nie mogę sama zajmować się ogniem?

- Nie, spójrz, beczki są wysokie. Nie dasz rady sięgnąć ziemi, prawda?

W rzeczy samej. Tak jak powiedział, pordzewiała beczka była sama w sobie wysoka, a że była jeszcze postawiona na betonowych blokach aby można było rozpalić pod nią ognisko, czyniło to niemożliwym aby sięgnąć ziemi będąc w środku. Po za tym, było by to z dala od jej długo wyczekiwanego raju gdyby co chwile musiała się martwić ogniem.

- Ja także, nie potrafię tego zrobić… Nie ma innego sposobu jak tylko dać mu się tym zająć.

- Ew…

Cóż, tak ważne decyzje zawsze były podejmowane bez brania opinii chłopca pod uwagę. Był do tego przyzwyczajony.

Dla tej części, strach przed „śmiercią w wypadku gdyby podglądał” przewyższał żądze zrobienia tego w bardzo dużym stopniu.



- Zabiję cię jeśli będziesz podglądał, zrozumiano?

Słysząc dokładnie tą samą groźbę, którą sobie wyobrażał, chłopiec niezręcznie skinął głową.

Jego ręce związane za plecami, oczy zasłonięte, chłopiec czuł się jak wzięty za zakładnika przez terrorystę. Zastanawiając się czy usłyszy kolejne irracjonalne polecenie brzmiące mniej więcej w stylu „ Stać! Ręce do góry!”, chłopiec westchnął.

- Słuchaj, nie będę podglądał. Jeśli mnie tak zostawisz to nie będę w stanie dołożyć do ognia. A co za tym idzie, ty nie będziesz w stanie cieszyć się w pełni swoją kąpielą, a tego nie chcesz prawda?

- Rozwiąże ci ręce kiedy będę w ‘wannie’, wytrzymaj jeszcze chwilę.

Dziewczynie, osobiście, wydawało się że była w dużym stopniu kooperatywna.

Dla ich związku, który nie sięgnął jeszcze stopnia bycia parą, ta sytuacja była, cóż, err… zbyt stymulująca! Było to coś co powinno się tylko wydarzyć po wzięciu jednego kroku za drugim z dużą ostrożnością.

Tak czy owak, dziewczyna zaczęła się rozbierać gdzieś gdzie chłopiec nie był w stanie sięgnąć nie ważne jak bardzo by się starał. Dziewczyna znalazła drewnianą matę prysznicową na której zostawiła swoje buty.

Nawet jeśli obecna pora roku to lato, oni znajdowali się na północnej wyspie. Noc była chłodna a wiatr owiewał jej odkrytą skórę.

A tak po za tym, dziewczyna rozważała także możliwość że szef będzie próbował podglądać więc rozkazała chłopcu aby jej pilnował.

Było to wysoce zastanawiające, jak dobrze będzie w stanie ją pilnować bez możliwości widzenia, ale dziewczyna była pozytywnej myśli że chłopiec przynajmniej będzie w stanie zauważyć gdy ktoś się będzie zbliżał.

Kiedy w końcu dziewczyna była naga jak w dniu jej narodzin, dziewczyna okryła się trochę dużym ręcznikiem i ruszyła zmierzyć się z tą nieznaną kąpielą.

Dziewczyna wspięła się po cementowych blokach na palcach i ostrożnie weszła do ‘wanny’ stopami.

- Oh, nie jest tak gorąca jak myślałam.

- Cóż, oczywiście że nie! Jak by nie było, przez cały czas regulowałem jego ciepło.

Dziewczyna nic nie mogła na to poradzić ale ta beczka i jej walcowy kształt ustawiona nad ogniem bardzo jej przypominała gotowanie garnka z curry.

Wystarczająco szczęśliwa, dzięki znajdującej się w środku drewnianej macie i krzesłu dziewczyna nie musiała się wysilać.

Trochę żal jej było że nie mogła rozprostować nóg ale też nie chciała wybrzydzać.

- Dobra chłopcze, pokaż mi się tyłem i podejdź bliżej. Rozwiąże cię.

Po podejściu do niej chwiejnym krokiem w pozycji na wpół siedzącej, dziewczyna rozwiązała nylonową linę którą miał wokół nadgarstków.

Po ponownym uspokojeniu się, chłopiec szukał ręką rozkładanego krzesła które było wokół niego i usadowił się na nim.

- Dziewczyno. Jak temperatura?

- Doskonała, doskonała. Ale mogłoby być lepiej gdyby było trochę cieplej?

- Zrozumiano. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem!

Chłopiec wziął kawałek drewna będący w jego zasięgu i wrzucił go do ognia znajdującego się pod beczką. Podłużny ręcznik który był mocno zawiązany wokół jego głowy utrudniał mu widzenie ale mimo to nadal potrafił zlokalizować ognisko poprzez wydzielane ciepło i przyciemnione światło.

Kiedy podsycał ogień, zapalał się on na złoto i mocniej się palił.

- Hah...

- Czy podoba ci się twoja pierwsza kąpiel w beczce? – Zapytał chłopiec krzywo się uśmiechając po usłyszeniu rażąco odprężającego głosu.

- Oh… jest lepiej niż się tego spodziewałam… aczkolwiek nigdy przedtem nie byłam w tak głębokiej ‘wannie’.

- Nic dziwnego.

- Ale za to teraz wiem jak muszą się czuć składniki oden’u .

-Hahaha.

Chłopiec mógł słyszeć tylko jej głos, ale i tak łatwo można było sobie wyobrazić, jaką musiała mieć minę. Jej twarz z pewnością była rozluźniona. Dziwne przeczucie mu tak podpowiadało.

Ponieważ ominęła ją kąpiel w domu dyrektora pomimo że uwielbiała się kąpać jak każda inna dziewczyna, chłopiec był pewien że dzisiejsza kąpiel sprawia jej więcej frajdy niż zwykle.



- …Chłopcze…? Czy uważasz, że ‘to’ naprawdę jutro poleci?

Po jakimś czasie gdy chłopiec zaczął zajmować się ogniem, dziewczyna odezwała się do niego nagle. Chłopiec przestał podsycać ogień.

- …Czemu pytasz?

- Bez powodu, naprawdę. Tylko po prostu, że… to takie trochę nierealne.

Wraz z pluśnięciem, głowa chłopca została zmoczona wodą.

Chłopiec mógł ocenić po świetle która zostało przyciemnione że dziewczyna na niego spoglądała.

- Cóż, chodzi mi o to, czy samoloty nie są zwykle poza naszym zasięgiem? Jeśli mamy z nimi kontakt, to nigdy nie jest on bezpośredni, co nie? Na przykład gdy śledzimy go wzrokiem na niebie lub kiedy wsiadamy do niego w celu podróży.

- Czy masz na myśli to, że coś takiego nie ma możliwości lotu?

- Nie do końca, tak bym tego nie nazwała. – Odpowiedziała dziewczyna i kontynuowała rozmarzonym, spokojnym głosem. – Wiesz, jeśli chodzi o mnie, zbudowanie samolotu to coś jak magia. To nie tak że nie potrafię sobie wyobrazić jak logicznie to wszystko działa. Ale jakoś, nie potrafię zaakceptować że to mogłoby się udać.

- …innymi słowy, ten samolot jest jak ‘miotła wiedźmy’ dla ciebie.

- …Mniej więcej. Można by tak powiedzieć – to wydaje się tak samo nie mieć znaczenia czy ktoś ci powie, że to lata dzięki sile nośnej czy też za pomocą magii. A tak na poważnie, czy ten samolot naprawdę poleci? Będąc tylko dużą pustą skorupą. – Zapytała dziewczyna, sztucznie się uśmiechając.

<ZDJĘCIEEEEE>

Uśmiechając się, chłopiec odpowiedział. – Będzie! Marzenia drużyny szefa tak jak i nasze się tam znajdują.

- Nasze marzenia mogą okazać się zbyt ciężkie, aby potrafił się unieść.

- Może. Ale bądźmy dobrej myśli że szef przezwycięży to swoim zapałem.

Pomimo opaski na oczach, chłopiec mógł wyraźnie wyobrazić sobie uśmiech dziewczyny gdy zachichotała.

- …Aah, rany! Gdybym tylko też mogła nim polatać!

- Więc to o tym tak naprawdę myślałaś? – Zaśmiał się chłopiec i dorzucił kolejny kawałek drewna do ognia.

- Oh zamknij się, też przecież mogę mieć własne marzenia, czy nie? Ty, jak by nie było, już monopolizujesz Cubbiego. Z chęcią zabrałabym cię na koniec świata tym samolotem.

- W środku jest tylko miejsce na jedną osobę.

- Żaden problem. Po prostu cię gdzieś na nim przywiąże.

- Jesteś lekkomyślna…

- Wcale nie! …Ah, tak poza tym, możesz pomóc mi umyć włosy?

- Jednocześnie mając opaskę na oczach?

- Tak jest. Bądź delikatny, okej? Jeśli nawet odrobina szamponu dostanie mi się do oczu, uduszę cię. Mocno.

- …

Dzięki nigdy nie kończących się następujących po sobie nierozsądnych żądań dziewczyny, chłopiec był skazany na jeszcze cięższą pracę niż za dnia i nie miał żadnej możliwości aby poczuć motyle w brzuchu.

Do czasu aż dziewczyna z zadowoleniem skończyła kąpiel, chłopiec był kompletnie wykończony. Oczywiście to przez nieustanne napięcie które przewyższyło wielokrotnie wysiłek związany z pilnowaniem ognia.

Minęło około godziny od momentu kiedy to został uwolniony od długiej kąpieli dziewczyny i mógł odetchnąć z ulgą w magazynie.

- …Jestem skonany.

- Co? Ale z ciebie mięczak. Tylko po czymś takim…?

Ona jest oburzająca. Naprawdę oburzająca. Co ona sobie myśli że mnie tak wymęczyło?

Ściągając opaskę po pełnej godzinie, nawet magazyn był oślepiający, pomimo użycia minimalnej ilości światła.

Cóż, dziewczyna która przed chwilą wzięła kąpiel, a zatem miała na sobie bluzkę bez wkładania jej do spódnicy, w sensie też była oślepiająca.

- Rany… Dlaczego kobietą kąpiel zawsze zajmuje tak dużo czasu?

Nagle bez ostrzeżenia, pole widzenia dziewczyny zostało zasłonięte. Jej włosy były wycierane byle jak ręcznikiem który został zarzucony jej na głowę.

- S-Szefie! Stój… przestań! – Skarżyła się dziewczyna przez traktowanie jak dziecko i uciekła z jego szponów.

Ale jego usilna próba wysuszenia wdzięcznie się udała: wilgoć z jej włosów została wyeliminowana, zostawiając tam tylko miłe ciepło.

- Czy chcesz teraz ty iść, szefie? Nie przeszkadza mi jeśli pójdę ostatni.

-Nie, najpierw się zdrzemnę. Strasznie jestem śpiący ponieważ musiałem rano wstać aby przeparkować ciężarówkę… Ah, jeszcze coś, idźcie dzisiaj wcześniej spać! Pogoda jutro powinna być ładna, sądząc po tym jaka jest dzisiaj, ale najlepszy wiatr wieje wczesnym rankiem. Ah, tak po za tym: jestem przyzwyczajony do tego rodzaju kąpieli, więc nie potrzebuję pomocy.

- O której powinniśmy wstać?

- Około czwartej rano. Nie zaśpijcie!

- Nie na tym polega problem! – Sprzeciwiła się dziewczyna, prawie krzycząc z przerażenia, po czym została poklepana po plecach przez chłopca.

- …Obudzę cię, okej?

Chłopiec był w pełni świadom że takie kłopotliwe zadanie naturalnie będzie mu narzucone.

- Dopiero minęła dziewiąta. Jeśli upewnimy się że pójdziemy spać około dziesiątej, to powinniśmy być w stanie wyspać się, nie uważasz?

- Uuh…

Chłopiec lekko westchnął, widząc dziewczynę wciąż nieprzekonaną.

- Dobra, podczas gdy ja będę spał, zmieńcie się i wykąpcie jeszcze raz… Ah, i chłopcze. Założę się że cię wykorzystała, co nie? Teraz twoja kolej! – Powiedział szef i odwrócił się aby odejść w stronę strefy przeznaczonej na spanie.

Dziewczyna chciał cos powiedzieć w odpowiedzi, ale chłopiec nigdy oczywiście nie przepuściłby takiej okazji. Chłopiec szybko zaszedł dziewczynę od tyłu i zasłonił jej oczy ręcznikiem który miał w ręce.

- Łaa! Hej?!

- „Zabije cię jeśli będziesz podglądać” – zgadza się? Lepiej upewnijmy się że nic nie możesz zobaczyć.

- N-Nie ma potrzeby aby już teraz to robić!

- Oh, jest w porządku nie martw się. Chodźmy. Dzięki twojej kąpieli cały jestem przemoczony!

Dzięki okazji aby móc choć raz prowadzić, usta chłopca zakrzywiły się w budzący niepokój kształt. Gdyby nie mieli opaski na oczy to dziewczyna odkryła by ukrytą ciemną stronę chłopca w tym o to właśnie momencie.

Prawie jak prowadzenie zakładnika, chłopiec ciągnął dziewczynę za sobą.

- Poczekaj! Potknę się! Proszę, zdejmij to chociaż na chwilę!

- Wszystko jest w porządku, nie martw się.

Chłopiec okazał ignorancję do samego końca, udając że nie zauważył brakującego cienia wokół stóp szefa gdy ten stał w świetle.

Utrata własnego cienia – taka była ostatnia faza „znikania”.



Nagle, chłopiec się obudził. Nie miał pojęcia co sprawiło że się obudził, więc było to prawdopodobnie dobre stwierdzenie do opisania tej sytuacji.

Wydawało się to jemu raczej dziwne, ponieważ ostatnio był on budzony tylko przez uderzenia dziewczyny gdy ta się przewracała we śnie lub przez jakiegoś rodzaju dźwięk. Bez żadnego widocznego powodu, bez bycia śpiącym, chłopiec nagle się obudził.

Chłopiec usiadł ciężko i przeciągnął koc którym był przykryty na bok.

Chronograf namalowany za pomocą farby fluorescencyjnej wskazywał drugą w noc, a zatem to żadna niespodzianka że słońce jeszcze nie wzeszło.

Jako że chłopiec nie był wstanie ponownie usnąć, na obecną chwilę postanowił wstać. Jego młode ciało nie okazywało żadnego znaku zmęczenia, co mogło być zasługą obfitego obiadu który miał wczoraj lub faktu że poszedł wcześniej spać.

To jednakże, nie dotyczyło dziewczyny która spała na sąsiednim łóżku.

Leżała ona na brzuchu na składanym łóżku, ciągle w tej samej pozycji jak gdy pisała w pamiętniku, który leżał zaraz obok poduszki, głośno chrapiąc. Co więcej, dres którego miała zwyczaj używać jako piżamę zwinął jej się aż do kolan, odsłaniając jej bezbronny tyłek, który tylko był pokryty jej białymi majtkami.

Chłopiec uśmiechnął się do siebie, widząc jej śpiącą dziecinną pozycję i zakrył jej talię kocem co by jej nie było za zimno. Mimochodem zerknął także do pamiętnika, gdzie znalazł on całkiem zabawny wpis.

Zawartość spisana sama w sobie niebyła niczym specjalnym, ale sam tekst stawał się coraz to bardziej dziwny gdy zbliżał się do końca: to samo słowo pojawiło się trzy razy w tym samym zdaniu, jedno zdanie nagle zostało przerwane i gdy z czasem tekst zmienił się nie do zrozumienia, jej litery znajdowały się na całej stronie. Były także tajemnicze linie poza stronami. Był to dowód że przegrała w walce z sennością.

Po lekkim zachichotaniu, chłopiec nalał sobie trochę wody z plastikowej butelki i wziął mały łyk.

Dźwięk z za ściany metalowych płyt ujawnij mu jaka była pogoda na zewnątrz – chłopiec mógł usłyszeć wiejący wiatr wzdłuż polan. Wyglądało na to że nie padało.

Pewnie, już wcześniej byli wstanie przewidzieć pogodę, ale po zobaczeniu jak te przewidzenia się sprawdziły, to wyglądało to trochę jakby ich modlitwy zostały wysłuchane. Naprawdę powinienem podziękować teru teru bouzu, które zawiesiliśmy zaraz przed spaniem.

Wtedy, popchnięty nagłym przeczuciem, chłopiec wsunął dłoń między zasłonę która oddzielała kąt do spania od reszty magazynu i zwiększył lukę.

Znajdował się tam na środku nieruchomo stojący biały samolot, którego eleganckie białe skrzydła lekko uginały się pod wpływem grawitacji. Po mimo pomocy przy jego składaniu kilka godzin temu, był to zapierający dech w piersi widok.

Z przodu samolotu, jednakże, chłopiec zauważył szefa siedzącego ze skrzyżowanymi nogami, twarzą do dzioba samolotu.

Chłopiec nie mógł rozpoznać jego miny ponieważ była ona zasłonięta cieniem skrzydeł ale w ręce szefa mógł dostrzec puszkę piwa i około dziesięciu kolejnych na ziemi, jak gdyby tworząc wokół niego okrąg.

Szef nie ruszył żadnym mięśniem a i jego emocje pozostały zagadką dla chłopca. Koniec końców, chłopiec nie zebrał w sobie dość odwagi się odezwać.

Jakiś czas później, chłopiec ponownie zasnął.

Nie pamiętał czy coś mu się śniło tej nocy.


Następnego ranka, trójka wyprowadziła samolot o długich skrzydłach z magazynu i rozpoczęła ostatnią kontrolę.

Mimo że całkowita szerokość samolotu była dłuższa o więcej jak pięć metrów niż główne wejście magazynu, po przez śledzenie białych linii na ziemi tak jak to było opisane w podręczniku, jakoś udało im się wyprowadzić samolot na zewnątrz, coś jak rozwiązywanie drucianych łamigłówek.

- …To jest naprawdę niesamowite.

- Taa, naprawdę mnie zastanawia jak jego mózg wyglądał! – Mamrotał szef jednocześnie wpatrując się w samolot ustawiony na prostej drodze.

- Kim jest ‘on’?

- Gość który napisał instrukcję.

- …

Czy, twórca tego idealnego i dokładnego podręcznika, którego twarzy ani imienia nikt już nie pamiętał, naprawdę myślał o sposobie przemieszczenia samolotu podczas etapu planowania? Dziewczyna nie miała pojęcia kim był, ale nie była niezainteresowana spotkaniem go. Cóż, niestety to już nie będzie możliwe.

Na początek, zajęli się usuwaniem urządzeń transportujących zgodnie z podręcznikiem.

Wózki zostały odczepione od urządzeń trzymających i były teraz ostrożnie usuwane kilkoma specjalnymi, wcześniej określonymi narzędziami tak aby nie uszkodzić maszyny. Bez jakiegoś specjalnego wysiłku, udało im się uwolnić wszystkie części.

Nawet pomimo braku podnośnika czy czegoś podobnego, elegancki kadłub stał na własnych kołach, wpatrując się w horyzont znajdujący się za długą asfaltową drogą. To było naprawdę wspaniałe.

- …Co to właśnie przed chwilą było? Magia?

- Kto wie. Tak po za tym, przygotowania są ukończone.

Szef odwrócił się i zauważył chłopca, który był w trakcie robienia dodatkowych pomiarów takich jak prędkość wiatru i właśnie truchtał z powrotem.

Wszystkie przygotowania były gotowe.

- Szefie, jesteś gotowy? Zwłaszcza mentalnie. – Zapytała dziewczyna.

- Nie, serce mi wali że aż je w uszach czuję. – Zaśmiał się szef, ale tylko na twarzy. Reszta jego ciała siedziała już w kokpicie. Ostatnia kontrola będąca na przodzie samolotu była przeprowadzana przez chłopca który trzymał w rękach podręcznik. Jak by nie było, szef był siłą napędową tej maszyny – ważną częścią. Nie ma sensu robienia inspekcji bez wcześniejszego posadzenia go w środku.

- To zabrzmiało poetycko. Mniejsza o to, i tak mentalnie nigdy nie jest się przygotowanym, więc właź do środka.

- Zgadza się.

Szef uśmiechnął się po usłyszeniu jej niezważającego na nic dopingowania i rozejrzał się po kokpicie.

Znajdowało się tam dla niego siedzenie i otaczająca je klatka zrobiona z plastiku wzmacnianego włóknem. Siedzenie było śnieżnobiałe, zrobione prawie w całości z plastiku i przezroczystej powłoki. Jedynymi czarnymi przedmiotami były GPS, wysokościomierz, wiatromierz i urządzenie do komunikacji, gdzie wszystkie były umiejscowione po jednej stronie drążka sterowniczego.

Cienka polimerowa powłoka otaczająca klatkę była podświetlana oślepiającym porannym światłem i jasno się lśniła.

Szef musiał zmrużyć oczy. Tajemniczy, inspirujący nastrój, podobny do podziwiania szklanego witraża w kościele, wypełnił powietrze tego wąskiego kokpitu – ale został szybko zniszczony kiedy chłopiec nagle wetknął swoją głowę do środka.

- Będę zamykał, szefie! Masz swoją chusteczkę, prawda? Co z twoim pudełkiem śniadaniowym?

- Nie potrzebuję żadnego!

- Okej, dasz sobie radę, jeśli w sobie masz jeszcze tyle energii. Powodzenia. – Zaśmiał się chłopiec i przyniósł dużą przednią szybkę szefowi.

Ponieważ wszystkie funkcje i wyposażenie były ograniczone do minimum, to oczywiście wiązało się z brakiem otwieranych drzwi. Było koniecznością aby przykręcić szybę po wejściu do samolotu.

Musiał zostawić to innym, aby go zapieczętowali w środku tej wąskiej przestrzeni.

Pomimo czucia się jak więzień, co dziwne nie czuł presji. Jedyne co czuł to bezgraniczny zachwyt.

Czuł się jak gdyby był wstanie w tej chwili zrobić wszystko.

- Przednia szyba zamocowana. Droga wolna.

Szef usłyszał głos z radio odbiornika przy jego uchu.

- Wszystko gotowe. Zaczynam pedałować, na mój znak zdejmij zderzak. – Powiedział szef i położył stopy na pedałach.

W celu by nie obciążyć niepotrzebnie czułego motoru, szef najpierw zaczął pomału i stopniowo zwiększał prędkość obrotu. W małym lusterku które było zamocowane po wewnętrznej stronie szyby, szef mógł zobaczyć przeciwnie obracające się śmigła z których to był tak dumny.

Bez obaw, on na pewno się wzniesie!

- Usuń zderzak!

- Zrozumiano.

Było to tylko krótkie polecenie.

Prawdziwy przelot miał się dopiero rozpocząć. Jego koledzy z drużyny zbudowali ten samolot, chłopiec i dziewczyna razem go złożyli i szef miał nim polecieć.

Było to jego pierwsze i ostatnie zadanie. Świat który miał się teraz przed nim ukazać był tylko jego i nikogo więcej.



- Szybko, chłopcze! Pośpiesz się! – Popędzała dziewczyna.

Dziewczyna szybko skończyła swoją pracę i usiadła na siedzeniu pasażera Super Cuba, który stał zaparkowany na drodze. Cały bagaż był prawie zdjęty tak aby mogli jechać wzdłuż za samolotem.

- Wiem. Nie martw się, on tak po prostu nie odleci!

Cóż, chłopiec starał się uspokoić podekscytowaną dziewczynę, ale najwidoczniej sam miał problem aby ogarnąć swój zachwyt: chłopiec miał trochę problemów z włożeniem klucza do stacyjki.

Kiedy w końcu udało mu się przekręcić kluczyk i odpalić silnik, serce Cubbiego zaczęło głośno ryczeć. Chłopiec złożył stopkę gwałtowniej niż zazwyczaj, otworzył lekko przepustnicę i ruszył na drogę.

Samolot jednakże, ciągle tam był, poruszając się prosto przed siebie z prędkością powoli pedałującego roweru.

Żółte przeciwnie obracające się śmigła obracały się prawidłowo przecinając wiatr, ale nie było jeszcze znaku jakoby miał by się wznosić.

Na razie chłopiec wybrał podążanie za samolotem po przekątnej z tą samą prędkością, tak aby nie wejść mu w drogę.

- Czy wszystko jest w porządku? Czy on poleci?

Chłopiec śmiejąc się odpowiedział na niespokojne pytanie dziewczyny. – Bez obaw. Szef dojeżdża do obniżającego się nachylenia ma także przeciwny wiatr. Nie ma innej opcji jak tylko się wznieść!

Tak jak to chłopiec zapowiedział, jak tylko samolot dojechał do początku delikatnie opadającego wzgórza, wcześniejsze bardzo wolne przyspieszenie zaczęło się po trochu zwiększać.

To nie tak że chłopiec wiedział co jest potrzebne aby samolot napędzany siłą ludzkich mięśni mógł się wznieść. Ale domyślał się że odpowiednio wysoka prędkość była wymagana.

Prędkościomierz Cubbiego wskazywał prawie 20 km/h. Chłopiec przypuszczał że zbliżał się czas aby samolot się trochę uniósł.

Szef, którego można było zobaczyć przez przezroczystą szybę, nie zwracał na nich jakiejkolwiek uwagi. Jego wzrok był skierowany tylko przed siebie, pedałując co sił w nogach.

W tej chwili, chłopiec zobaczył szefa pociągającego za drążek.

Nylonowe przewody które były do niego podłączone przekazały jego ruchy skrzydłom i sprawiły że się lekko ugięły.

Te lekkie podniesienie które się pojawiło się w tym momencie spowodowało że ta super lekka maszyna uniosła się lekko nad ziemią.

- On lata!

- Jeszcze nie!

Tłumiąc dziewczynę która prawie podskoczyła z radości, chłopiec dla pewności zwiększył trochę dystans między nimi a samolotem.

Samolot, który unosił się blisko ziemi, złożył koła do miejsca znajdującego się pod ogonem i kokpitem i kontynuował chwiejny lot na niepokojącej wysokości.

Obecnie samolot unosił się jedynie ze względu na efekt przypowierzchniowy , który utworzył się przez skrzydła i ziemie znajdujące się w niewielkiej odległości od siebie. Musiał unieść się wyżej tak aby można było to nazwać „lotem”.

Szef pedałował jak szalony, lecz wysokość ledwo co się zwiększała.

- Czy on na pewno będzie w porządku?

- Nie martw się. Już prawie tam jest. Już prawie porusza się z 25-cioma km/h!

Jego głos ostatecznie okazał się głośniejszy niż chciał ale chłopiec ani trochę się tym nie przejmował.

Ten samolot poleci! On „nie” upadnie!

Jak gdyby w celu pokazania jego niezłomnej wiary, chłopiec otworzył przepustnicę i przyspieszył Cubba. Podczas gdy dziewczyna trzymała się chłopca zaskoczona, on przesunął skuter równolegle do skrzydeł samolotu.

Gdyby samolot upadł, to prawdopodobnie pociągnął by ich za sobą.

Tyle że o słowie „gdyby” nie było mowy. Szefowi uda się to jakoś zrobić. Chłopiec był tego pewien.

Wtedy w końcu, siła nośna wytworzona przez długie skrzydła zwiększyła się na tyle że potrafiła utrzymać wagę samolotu dzięki prędkości.

Chwiejny lot nagle się wyrównał i te prawie czterdziesto-metrowe ogromne skrzydła podskoczyły do góry jak gdyby pociągnięte w stronę nieba.

- Wzniósł się!

- Udało mi się!

Oboje krzyknęli prawie jak zsynchronizowani, powodując że Cub z chwilowego braku kierowcy zachwiał się.

Samolot uniósł się jak gdyby przyciągany przez niebo powodując że błyszczał w porannym słońcu.

Jego kierunkiem lotu była północ a jego wysokość około czterdziestu metrów. Lot całkowicie się ustabilizował.


<ZDJĘCIEEEE> - Szefie, udało ci się!

- Taa, żebyś wiedział!

Oboje mogli słyszeć oczarowany głos przez radio. Nie było wcale trudno wyobrazić sobie jego twarz po usłyszeniu jego podekscytowanego głosu.

- To uczucie jest wspaniałe…! Tak jak się czułem podczas mojego pierwszego lotu… nie, jest nawet lepiej!

¬- ¬¬Proszę, naciesz się tym w pełni. Jak by nie było, my nie możemy wziąć w tym udziału.

Dziewczyna także, uśmiechała się na słuch jego rzadkiego burzliwego głosu za nim się zorientowała.

- Czuję się jakbym mógł teraz iść gdzie tylko zechcę… Nie wiem jak mogę wyrazić wam moją wdzięczność…

- Zatem podziękuj nam tak mocno jak tylko chcesz. Benzyną.

Jej kapitalistyczne odezwanie jednakże, nie spotkało się z ironiczną odpowiedzią.

- Pewnie! Wieź tyle ile chcesz! To uczucie to wszystko czego mi trzeba! …Chciałem także pokazać ten krajobraz wszystkim, ale… nawet jeśli wszyscy by tu teraz byli, miejsca starczy tylko dla mnie.. więc ostatecznie wyszło by na to że tylko jak bym tutaj był, huh…

Samolot na wprost Super Cuba zaczął się łagodnie chwiać na lewo i prawo.

Szef prawdopodobnie przechylał drążek ze względu na panujące w nim silne emocje. Jednakże, samolot był zaprojektowany do wykonania szerokich ósemek; o ile w stanie przetrwać większość ruchów to za to nie był w stanie wykonywać tych mniejszych.

Mimo to nadal, ten olbrzymi biały samolot był bez wyrazu piękny kiedy leciał po łuku lekko się przechylając.



- Umm, szefie? Czy mógłbyś dać mi też się nim przelecieć?

Chłopiec odpowiedział na mamrot dziewczyny do radia poprzez szturchnięcie.

- Hej, dziewczyno, to samolot szefa! To nie w porządku aby pytać go o coś takiego…

- Ale przecież pomogliśmy my, czy nie? Chcę przynajmniej raz się nim przelecieć!

- Nie masz pojęcia jak się nim steruje, co nie?

- Ale jest ktoś kto wie, czyż nie? Szfiiiieee, bardzo proszę?

Porzucając wszystkie swoje pohamowania, dziewczyna zwróciła się do szefa przez radio z proszącym głosem.

Cóż, szef nie ugnie się pod wpływem takiego głosu, więc chłopiec się tym nie przejmował.

- Pewnie, czemu nie! Chcę wam to pokazać!

- Huh?! – Wybełkotał chłopiec dziwnym głosem, jego oczekiwania całkowicie zaprzeczone.

Najwidoczniej dobry nastrój szefa okazał się bardzo przewyższać jego przewidywania.

Z drugiej strony, dziewczyna korzystając z okazji odezwała się pochylając się do przodu w stronę radia. – Umm… jeśli się o coś rozbiję, wybaczysz mi?

- Nie ma sprawy! Jedno czy dwa wgniecenia to nie problem aby je naprawić! Mamy nawet zapasową ramę! Możemy go naprawić tyle ra-

Jego głos się urwał.



- Szefie…? – Zapytała dziewczyna jednocześnie przechylając głowię.

Brak reakcji.

- Co się stało?

- Nie wiem. Radio nagle ucichło.

Chłopiec wziął radio-odbiornik w lewej ręce i spojrzał na jego ekran LCD. Bateria się nie rozładowała. Ani też szef nie był jeszcze po za zasięgiem sygnału. Ale też nie wyglądało jakby coś się zepsuło.

- …huh? Chłopcze, co to…?

Dziewczyna wskazała na niego. Nie na niebo, żeby być dokładnym ale na śnieżnobiały samolot tam się znajdujący.

Przeciwnie obracające się śmigła, które szef dumnie pomalował na żółto aby sprawić by były widoczne z daleka prawie przestały się obracać. Nie wyglądało aby same się obracały tylko przez wiatr.

Piękny biały samolot który przestał się poruszać zaczął stopniowo opadać, przechylając się a bok.

Rozbił się na lekko kołyszącej się zielonej ziemi.



- Chłopcze!!!

- Taa!

Dziewczyna szybko objęła chłopca w pasie, natomiast chłopiec otworzył przepustnicę Super Cuba na znak odpowiedzi.

Chłopiec obrócił uchwyt na bok i zeskoczył z drogi w na pewno nie niską trawę.

Oboje pośpieszyli się na miejsce upadku które mogli zobaczyć między trawą jednocześnie przecinając każdą napotkaną trawę, która urosła na wysokość sięgającą im do pasa.

Ostre źdźbła trawy przecinały ich odkryte policzki i ramiona, lecz mało ich to obchodziło.

Po chwili Cub dotarł do miejsca gdzie trawa rosła krótsza.

Oboje nieświadomie wzięli oddech.

W tym miejscu, które rozmiarowo przypominało mały kwadrat, znajdował się śnieżnobiały samolot.

Jego nos wbity w ziemię, delikatne plastikowe siedzenie w kokpicie zostało całkowicie zgniecione, skrzydło zostało złamane od uderzenia w ziemię a przezroczysta powłoka trzepotała na wietrze.

Jedyne części które ocalały z katastrofy to rama i konstrukcja ogona które wystawały z ziemi skierowane ku niebu które prawie wyglądały jak biała futurystyczna rzeźba..

Chłopiec z dziewczyną, którzy zamarli nagle doszli do siebie, zsiedli ze Super Cuba i pobiegli – w stronę tej „rzeczy która była samolotem”, nie przejmując się przewracającym Cubbem.

- Chłopcze! Możemy to przesunąć?!

- Taa! Weź tamtą stronę!

Oboje chwycili za kadłub który wystawał z ziemi i podważając wyciągnęli go.

Wyraźnie mogli słyszeć jak skrzydła się skręcają ale żadne z nich się tym nie przejmowało.

Konstrukcja ogona dotykała ziemi tam gdzie pojawił się zgnieciony kokpit.

- Szefie!

Dziewczyna z siłą zdjęła szybkę i zajrzała do środka aby – znaleźć nikogo.

Ani nawet jego ubrania się nie ostały.



Dwójka nie rozmawiała za wiele po całym zdarzeniu. A to dlatego że niebyło potrzebne żadne wytłumaczenie.

Szef zniknął. Nie tylko on, ale także jego ubrania i buty wraz z nim nagle zniknęły z kokpitu. Mikrofon radioodbiornika, który miał na sobie także nie można było nigdzie znaleźć.

Oboje dobrze wiedzieli co to oznaczało.

Szef zniknął.

Po krótkiej rozmowie postanowili przenieść resztki samolotu z powrotem do magazynu. Nie było żadnego specjalnego powodu żeby to zrobić, ale jakoś nie chcieli zostawić tego tak na zewnątrz, dlatego zajęli się tym bez sprzeciwu.

Jako że samolot był okropnie zniszczony, transportowanie części nie było wcale trudne. Rozłożyli na części co tylko mogli a tego czego nie potrafili, pocięli na części siekierą do rąbania drzewa i przenieśli z powrotem do magazynu.

Tak szybko skończyli że wydawało się to nie do uwierzenia że wymagało to tyle wysiłku aby złożyć to w całość.

Szerokie niebo wraz z w pełni świecącym słońcem nie różniły się niczym od tych z przed godziny, ale jakoś wyglądały bardziej przyciemnione.

Chłopiec z dziewczyną stali przed resztkami samolotu w magazynie.

- …Ciekawe gdzie szef się udał. – Zamamrotała dziewczyna.

Chłopiec potrząsł głową. – Przepraszam. Nie wiem.

- …Nikt nie wiem. Kogo byś nie zapytał, na świecie nikt nie wiem gdzie inni znikają.

Żadne z nich nie zasugerowało, że mógł on po prostu zniknąć w nicość, ponieważ było to czego oni a także reszta świata się obawiała.

Nie wierzyli w niebo czy piekło, ale także nie chcieli wierzyć że ci którzy znikali po prostu przepadali tak jak to słowo sugeruje.

Kokpit, który składał się z absolutnego minimum materiału, całkowicie stracił swój pierwotny kształt ponieważ bezpośrednio zderzył się z ziemią.

Pedały i silnik były nadal jako tako nietknięte, ale zniekształcenie i uszkodzenia były duże sprawiając że było to mało prawdopodobne aby mogły wznieść się ku niebu raz jeszcze.

Skrzydła się całkowicie rozpadły i dwójka nie była w stanie naprawić ich skręconej ramy czy też potarganej powłoki. Rama kadłuba była w dobrym stanie, ale część łącząca skrzydła i element silnika, które były połączone z kokpitem zniekształciły się, a żółte śmigła połamały się na części wraz z dwoma lotkami całkowicie ułamanymi. Dzięki temu że samolot rozbił się przodem, konstrukcja ogona była nieuszkodzona, ale to nic nie zmieniało.

Dziewczyna nie była biegła w mechanice, ale z łatwością mogła sobie wyobrazić jaki koniec czekał na te części.

- Obawiam się, że nic nie możemy na to poradzić.

- …na to wygląda.

- Ale szef powiedział, że w kontenerze były części zapasowe. – Zamamrotał chłopiec.

Dziewczyna uniosła twarz. – Czy możemy więc to naprawić?

- Nie wiem. Szef mówił że części było na tyle że można by było zbudować drugi samolot, ale bez sprawdzenia tak naprawdę nie będziemy wiedzieć ile ich jest.

Promyk który im się ukazał był zbyt słaby by go nazwać nadzieją.

Chłopak z dziewczyną jedynie słuchali się poleceń szefa. W żaden sposób nie wiedzieli jak złożyć ten samolot w całość czy też na co powinni zwracać uwagę. Ponad to, nie było żadnego celu w składaniu kolejnego samolotu skoro szefa już nie było.

- To co, idziemy? – Zasugerowała dziewczyna, wstając.

- Idziemy? – Zapytał chłopiec.

Dziewczyna odpowiedział mu z lekkim, sztucznym uśmiechem. – W podróż. Praca szefa się skończyła, ale nasza podróż ciągle trwa, co nie?

Po poprawieniu swojego ubrania, dziewczyna ruszyła w stronę kąciku do spania.

- …Prawda. Taa, ciągle jesteśmy w drodze. – Powiedział chłopiec i potrząsł głowę aby się pozbierać.

Zgadza się. Koniec końców, ich celem był koniec świata.

Nie mieli oni powodu ani czasu aby zatracić się tutaj w smutku.

Dziewczyna wyciągnęła mały skrawek powłoki z jej kieszeni.

Był to ekstremalnie cienki kawałek polimerowej powłoki, który wyglądał jak papier do pakowania na pierwszy rzut oka. Na nim jednakże, znajdowały się czarne litery „Jonathan” napisane markerem. W tej bazgraninie ciągle potrafili wyczuć jego aurę.

Dziewczyna włożyła ten kawałek powłoki jak zakładkę do środka ciężkiego podręcznika i położyła na wprost szczątek białego samolotu.

Dwójka poszła do strefy na spanie aby pozbierać i popakować swoje rzeczy.

Ponieważ ostatnie dwa dni pozostawiły ich z lekkim bałaganem, potrzebowali oni trochę czasu aby się przygotować, niemniej jednak byli już do tego przygotowani więc udało im się załadować wszystko na Cubbiego w ciągu dwudziestu minut.

Pamiętając o obietnicy szefa, napełnili oni bak Cubbiego paliwem i także zdecydowali się wziąć trochę jedzenia, takiego jak puszki z długą data przydatności do spożycia i ryż, ze sobą.

Po tym, z cichym zrozumieniem między nimi, oboje zaczęli lekko sprzątać magazyn i szopę.

Z czasem gdy już skończyli wszystkie przygotowania i się spotkali przy swoim Super Cubie na rogu magazynu, zegar wskazywał ósmą rano.

- Co zrobimy z ciężarówką? – Zapytała dziewczyna.

- Czy my w ogóle musimy coś z nią zrobić? Jak by nie było, nie jest nam potrzebna.

- …O mój! Wyboistej podróży na Cubbim ciąg dalszy, huh…

- Jeśli będziesz tak mówić, Cubbi się zacznie dąsać i się zepsuje!

- To by było nie dobrze. – Zaśmiała się sztucznie dziewczyna i sprawdziła ich zaopatrzenie.

- Mamy wodę?

- Taa, tak napełniłam nasze butelki.

Chłopiec także skończył sprawdzać Super Cuba i założył swój kask.

- Co? Czegoś nam brakuje?

- Umm… Nie, w porządku. Powinno być. – Odpowiedziała dziewczyna, dwuznacznie.

Chłopiec przechylił głowę i zapytał czy może powinni zostać na trochę dłużej, ale jego propozycja została odrzucona.

- Według tego co szef nam powiedział, sąsiednie miasto jest kawał drogi stąd, prawda? Im szybciej ruszymy tym lepiej.

- Cóż, masz rację. Więc to nie problem?

- Taa. OK, OK!

Jednocześnie będąc klepanym po plecach, chłopiec usiadł na Cubbim.

Chłopiec przekręcił kluczyk w stacyjce, a wraz z tym jak zawsze rozpoczęło się lekkie brzęczenie.

Po upewnieniu się że dziewczyna się go trzymała, chłopiec otworzył przepustnicę i odjechał, stając naprzeciw lekkiej grawitacji która się pojawiła.

Wracając wspomnieniami, razem spędzili tutaj zaledwie tylko dwa dni.

To pewnie tak się czuje osoba kiedy opuszcza miejsce z bolesną niechęcią. Jednocześnie widząc że nie było powodu aby zostać w tym magazynie, to uczucie było jak by coś zostawiali – coś drogiego – za sobą. Nic nie mogli zrobić z tą niechęcią.

Chłopiec poczuł jak dziewczyna przycisnęła swoją głowę do jego pleców i ścisnął uchwyt.

Wystarczyło tylko kilka minut aby magazyn zniknął za wzniesieniami drogi w bocznym lusterku.



Chłopiec nie zatrzymał się nawet gdy słońce zakończyło swój obrót i zniknęło za horyzontem. Prawdą było także że trochę się spóźnili za sprawą błędu w wybieraniu właściwej drogi, ale główny powód był natury emocjonalnej.

Kiedy chłopiec zamknął oczy, wszystko to co mógł sobie przywołać z twarzy szefa stało strasznie niejasne ze względu na znikanie. To samo tyczyło się jego postawy, jego głosu i sposobu w jakim się do nich zwracał. Prawie wszystko co definiowało szefa straciło swój kształt jak lód w gotowanej wodzie, topił się i wtapiał się w różnorakie wspomnienia chłopca.

Za każdym razem gdy próbował sobie przywołać jego wygląd, który cierpiał z powodu rozpadu jego psychologii postaci, chłopiec tylko czuł jak gdyby miał uczucie deja-vu. A kiedy mimo to dalej się starał, jego bezdrożne myślenie skręcało i urywało się, pozostawiając tylko niewygodnie mdłości za sobą.

„- Może odpoczniemy tutaj?” Chłopiec nie potrafił przemóc się aby to zasugerować.

Chłopiec często głaskał owinięte wokół swojego pasa ramiona dziewczyny podczas jazdy. Strata osoby bliskiej sprawiła że zaczął się niepokoić o jej istnienie, dzieląc prawie każdą chwilę z nią od trzech miesięcy. Na samą myśl co gdyby ona także znikła, chłopiec był zaatakowany niezwykle bolesną niepewnością i musiał pogłaskaj ponownie jej rękę.

Z jego wiedzy, rozumiał on że było to bardzo mało prawdopodobne aby nagle znikła ponieważ była ona dopiero w początkowej fazie choroby. Ale podczas jazdy skuterem, nie mógł on tak po prostu zobaczyć jej twarzy. Chłopiec czuł się jak by dziewczyna mogła w każdej chwili zniknąć gdyby zapomniał o niej i przez to nie mógł się uspokoić.

Dziewczyna, widocznie świadoma jego uczuć mocno uścisnęła go, przyciskając swoje ciało do jego.

Chcąc z nią porozmawiać, chłopiec otworzył usta i szukając tematu otwierał ją i zamykał ostatecznie by jednak ją zamknąć. Kiedy to powtórzył ten bezowocny cykl kilka razy:



- …Chłopcze?

Zaskoczony jej nagłym głosem, jego zmarznięte dłonie zacisnęły się na hamulcu skutera.

Dziewczyna krzyknęła ponieważ nagłe hamowanie wyprowadziło Super Cuba z równowagi. Najwidoczniej wystarczyło to aby obudzić otępiały korę mózgową odpowiedzialną za ruch – chłopiec pośpiechem wyrównał skuter i się zatrzymał.

- …P-Przepraszam. Nic ci nie jest?

- Hej… czy naprawdę wszystko z tobą w porządku?

Chłopiec wątpił w swój stan umysłu nawet bez dziewczyny pytającej go o to. To co spotkało szefa w żaden sposób nie usprawiedliwia takie zachowania podczas jazdy.

Chłopiec zazgrzytał zębami w złości o swój delikatny umysł i spojrzał na niebo.

- …Um. Tak po za tym, co chciałeś powiedzieć?

- …Popatrz, czy ta okolica nie wygląda jak jakaś wioska czy coś?

Dziewczyna wyciągnęła swoją rękę z zza chłopca i przełączyła przycisk.

Przednie światło ich Super Cuba oświetliło ich otoczenie i ujawniło im opuszczony budynek.

- Masz rację…

Nie byli w stanie dostrzec szczegółów ponieważ światło wytworzyło wiele cieni, ale z pewnością był to czyichś dom. I nie było to tylko jeden lub dwa domy. Teraz gdy tak o tym pomyślał, ta ciągle trwająca sceneria łąk nagle się skończyła i w zamian dostrzegł on wiele zadbanych przez ludzi zagajników i pól.

Dziewczyna wyciągnęła mapę z ich bagażu i na nią spojrzała.

- Taa. Trudno poznać, ponieważ nazwy poznikały, ale to jest prawdopodobnie mała wioska!

Chłopiec zgasił silnik i wyciągnął dwie przenośne lampy.

Oświetlona prze te dwa źródła światła, wygląd wioski stał się widoczny.



Chłopic usłyszał jak dziewczyna za nim wstrzymała oddech.

Ruiny. To co znaleźli to ruiny.

Pierwotnie, była to prawdopodobnie wioska sporych rozmiarów. Znajdowały się tam duże pola, wiele domów otoczonych dużymi terenami – jak to zwykle bywało na tej wyspie – wraz z zaparkowanymi małymi ciężarówkami.

Jednakże, niebyło tu ani jednej żywej duszy. Nie było tu ani jednego mieszkańca wioski.

Większość budynków się zapadła pod naporem śniegu zeszłych zim, wyglądając jakby ktoś na nie nadepnął a te które się nie zapadły miały otwarte dziury w dachach. Prześcieradła które nadal wisiały na lince do suszenia zamieniły się w stare ścierki.

Gdzieniegdzie mogli dostrzec mała ciężarówkę z otwartymi drzwiami. Gdzieindziej znaleźli torbę na środku drogi. Na środku pola znajdował się traktor który się tam zestarzał.

Mimo że wszędzie były oznaki życia, w pobliżu nie było ani duszy. Tylko wycie owadów i podmuch wiatru wypełniały powietrze.

Chłopiec czuł jak jego bicie serca staje się cięższe. Znał to uczucie.

Stolica, bez imienna metropolia którą porzucili, miasto które straciło więcej jak 80% jego populacji i ich cała funkcjonalność, było takie samo.

Sklep spożywczy na drodze do szkoły, pomost ustawiony nad dużym skrzyżowaniem które opustoszało z braku samochodów i którego sygnalizacja świetlna przestała działać, bez świetlny wieżowiec na który się wpatrywał o zmierzchu w szkole.

Jego serce było pobudzone na rozpaczliwy brak ludzi tam gdzie być powinni.

- …Chłopcze.

Dziewczyna pociągnęła go za rękaw jego koszuli.

Chłopiec obrócił się i znalazł dziewczynę przyciśniętą do jego pleców mocno się trzęsącą.

- Chłopcze… nie podoba mi się to miejsce. – Zamamrotała dziewczyna z jej wzrokiem zatrzymanym na jednym punkcie.

Przedmiot który ją tak mocno przerażał był czerwoną torbą która leżała na drodze.

- Chodźmy. Nie chce tu być. Nawet na sekundę.

- …Taa…

Chłopiec skinął głową i szybko schował swoją lampę do kieszeni.

Chłopiec zapalił silnik, założył swój kask, przyspieszył raczej ostro i ruszył ponownie po tej nocnej drodze.

Ta wioska zbyt bardzo przypominała ich miasto

Zapieczętowane wspomnienia zostały ponownie uwolnione i powodowały że po ich ciele przechodził zimny dreszcz.



Cisza ponownie spowiła tę wioskę.