Zero no Tsukaima wersja polska Tom 1 Rozdział 8

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 8: Berło Zniszczenia

Następnego ranka…

Wydarzenia z poprzedniej nocy spowodowały w Tristaińskiej Akademii Magii zamieszanie, niczym we wzburzonym ulu.

Dlaczego? Ponieważ Berło Zniszczenia zostało skradzione.

I to skradzione zuchwale, używając ziemnego golema aby zniszczyć ściany skarbca.

Zgromadzonym w skarbcu nauczycielom Akademii Magii zabrakło słów kiedy zobaczyli ziejący w ścianie otwór.

Wyryta na ścianie przez Fouquet Kruszącą Ziemię inskrypcja mówiła:

[Mam Berło Zniszczenia. – Fouquet Krusząca Ziemię.]

Nauczyciele w akademii mogli teraz jedynie skarżyć się i narzekać

- To ten polujący na szlachtę złodziej, Fouquet Krusząca Ziemię! Jak śmie atakować akademię!

- Co robili strażnicy?

- Nawet jeżeli tu są, to i tak są bezużyteczni! To zwykli prostaczkowie! Skoro już o tym mowa, który szlachcic miał wczoraj dyżurować?

Pani Chevreuse była zaniepokojona. To ona miała mieć wczoraj dyżur. “Ale kto mógłby okraść akademię?” myślała śpiąc smacznie we własnym pokoju zamiast pilnować drzwi skarbca, tak jak każdy dyżurujący szlachcic powinien.

Jeden z nauczycieli zauważył to i powiedział, - Pani Chevreuse! To pani miała wczoraj dyżurować! Czyż nie tak?

Pani Chevreuse wybuchnęła płaczem, - Tak mi przykro… Bardzo przykro…

- Nawet jeżeli wypłacze sobie pani oczy, to czy to je tu przywróci? A może zapłaci pani za nie?

- Ale… ale dopiero co skończyłam spłacać dom. - Pani Chevreuse uklękła na kolana i łkała.

Wtedy to pojawił się Stary Osman. - Erm… To nie najlepsza pora na wyżywanie się na kobietach, prawda?

Nauczyciel który karcił Panią Chevreuse odrzekł, - Ależ Osmanie, Pani Chevreuse zawiodła w swym obowiązku! Spała smacznie we własnym łóżku podczas kiedy powinna być na warcie!

Stary Osman gładził lekko swoją długą brodę patrząc na roztrzęsionego i wzburzonego nauczyciela.

- Erm… Jak tam panu było?

- Gimli! Zapomniał pan?

- Och, racja! Gimli! Cóż, panie Gimli, proszę się nie denerwować. Bądźmy szczerzy, ile z was może powiedzieć, że zawsze jesteście sumienni podczas waszych obowiązków? - odpowiedział Stary Osman.

Nauczyciele popatrzyli po sobie nawzajem i zwiesili z zażenowaniem głowy. Zapadła cisza.

- Tak więc, taka jest nasza obecna sytuacja. Jeżeli mówimy o odpowiedzialności, to uważam że każdy z nas, łącznie ze mną, jest po części odpowiedzialny za ten incydent. Dlaczego uważaliśmy iż złodziej nie zdoła zinfiltrować nasej akademii? Czy to dlatego, że liczba magów jaką tutaj mamy gwaratuje zabezpieczenie przed atakiem? Tego typu myślenie jest fundamentalnie błędne.

Stary Osman spojrzał na otwór w ścianie i kontynuował, - To nasze samozadowolenie dało Fouquet odwagę aby zakraść się i zabrać Berło Zniszczenia. Wszyscy ponosimy winę.

Pani Chevreuse spojrzała z wdzięcznością na Starego Osmana i powiedziała, - Och! Osmanie, panie Osmanie! Dziękuję za łaskawość. Od teraz będę na pana patrzeć jak na własnego ojca.

Cóż, to… Hehe… panienko… - Stary Osman zaczął masować tyłek pani Chevreuse.

- Jeżeli wam to nie przeszkadza… Zajmie się tym dyrektor.

Nie chcąc nikogo obwiniać, Stary Osman zdecydował że to najlepszy sposób na rozluźnienie napiętej atmosfery. Po tym odchrząknął, a wszyscy czekali z uwagą na jego słowa.

- Dobrze więc, kim są ci, którzy byli świadkami kradzieży? - zapytał Osman.

- To była ta trójka. – powiedział Pan Colbert, wskazując na stojące za nim trzy osoby.

Były to Louise, Kirche oraz Tabitha. Saito również był obecny, ale przez to że był chowańcem nie uwzględniono go jako „osoby”.

- Och… To wy… - powiedział Osman, przyglądając się Saitu z wielkim zainteresowaniem.

Saito nie wiedział dlaczego mu się przyglądano, ale mimo to pozostał uprzejmy.

- Opowiedzcie proszę dokładnie o tym zdarzeniu.

Louise wystąpiła naprzód i opisała co widziała. - Mm… Wielki gliniany golem pojawił się i zniszczył ścianę. Zakapturzony mag stojący na jego ramieniu wszedł do środka i zabrał coś… Myślę że najpewniej było to Berło Znisczenia… Po tym zakapturzony mag wsiadł na golema i uciekł poza mury szkoły… Na końcu golem znienił się w stertę ziemii.

- Co stało się po tym?

- Widzieliśmy tylko stertę ziemii, nie było ani śladu zakapturzonego maga.

“Więc… tak to było… - powiedział Osman gładząc się po brodzie.

- Pomimo że chcieliśmy ruszać w pościg, bez żadnych śladów nie mogliśmy. Dlatego…

W tym momencie Stary Osman nagle zapytał Pana Colberta, - Ach, gdzie jest Panna Longueville?

- Nie jestem pewien, nie widziałem jej od rana.

- Gdzie mogła się podziać w tak istotnym czasie?

- To prawda, gdzież może być?

Pośród tych pomruków Panna Longueville pojawiła się.

- Panno Longueville! Gdzie pani była? Stało się coś strasznego! – powiedział z niepokojem Pan Colbert.

Panna Longueville przemówiła do Starego Osmana z opanowaniem i spokojem. – Najmocniej przepraszam za spóźnienie! Przeprowadzałam pewne dochodzenia. Dlatego…

- Dochodzenia?

-Tak. Gdy obudziłam się dziś rano było ogromne zamieszanie, więc zajrzałam do skarbca i zobaczyłam inskrypcję pozostawioną przez Fouquet na ściane. Wiedziałam że tan niesławny złodziej uderzył po raz kolejny. Dlatego też natychmiast rozpoczęłam poszukiwania.

- Jest pani niezwykle efektywna, Panno Longueville. - Pan Colbert następnie spytał ponaglająco, - Ale czy udało się w końcu coś znaleźć?

- Tak, znalazłam miejsce pobytu Fouquet.

- Co!? - Pan Colbert powiedział ze zdumieniem. – Skąd jest ta informacja, Panno Longueville?

- Według okolicznych plebejuszy osoba w czarnym płaszczu z kapturem była widziana wchodząc do opuszczonego domu w pobliskim lesie. Uważam, że ta osoba to najprawdopodobniej Fouquet a opuszczony dom to kryjówka.

Słysząc to Louise wykrzyknęła, - Czarny płaszcz z kapturem? To bez wątpienia musi być Fouquet!

Stary Osman również podekscytował się i zapytał Pannę Longueville, - Jak daleko stąd jest to miejsce?

- Piechotą jakieś pół dnia, konno powinno to zająć około czterech godzin.

- Musimy natychmiast złożyć raport dworowi królewskiemu! Musimy wezwać posiłki z królewskiej armii! – Pan Colbert wykrzyknął ponownie.

Stary Osman pokręcił głową patrząc na Colberta i z wigorem nieprzystającym osobie w jego wieku wykrzyknął, - Głupcze! Do czasu gdy zameldowalibyśmy to dworowi Fouquet by nam się wymknęła! Poza tym, jeżeli nie jesteśmy w stanie poradzić sobie sami z takim błacym problemem, nie możemy nazywać siebie szlachtą! Skoro berło zostało skadzione z akademii, to akademii odpowiedzialnością jest odzyskanie go!

Panna Longueville uśmiechnęła się, jak gdyby czekała na tą odpowiedź.

Stary Osman kaszlał przez chwilę, po czym zaczął zwoływać ochotników. – A teraz zorganizujemydrużynę poszukiwaaczą aby odnaleźć Fouquet. Ci z was którzy chcą dołąćyć, proszę unieść różdźki.

Wszyscy szlachcice popatrzyli po sobie zmieszani bez podnoszenia róźdzek.

- Nikt? To dziwne. Nikt nie chce być znany jako bohater, który schwytał Fouquet Kruszącą Ziemię?

Louise była posród tych którzy opuścili głowy, lecz zdecydowała się podnieść różdżkę.

- Panienko Vallière! - Pani Chevreuse zawołała zdumiona – Nie wolno ci! Jesteś nadal uczennicą! Zostaw to nauczycielom!

- Ale nikt z was się nie zgłosił… - Louise bąknęła.

Saito patrzył na Louise z opadniętą szczęką. Poważny wygląd Louise w połączeniu z lekkim przygryzaniem warg był tak oszałamiający, iż Saito nie mógł się otrząsnąć.

Widząc że Louise uniosła swoją różdżkę, Kirche, pomimo lekkiego wachania, również uniosła jej

Pan Colbert z jeszcze większym zaskoczeniem zawołał; - Panno Zerbst! Nie jesteś także uczennicą?

Kirche odparła nonszalancko, - Cóż, nie mogę przegrać z rodziną Vallière.

Widząc Kirche unoszącą swoją różdżkę, Tabitha zrobiła to samo.

- Tabitha! Nie musisz tego robić! To nie ma z tobą nic wspólnego! - powiedziała Kirche.

Tabitha odrzekła tylko, - Jestem zmartwiona.

Wzruszona, Kirche spojrzała na Tabithę z wdzięcznością.

Louise w tym samym czasie również mruknęła, - Dziękuję… Tabitha.

Widząć tą trójkę, Stary Osman zaśmiał się i powiedział, - Dobrze więc, wszystko w rękach was trojga.

- Sir! Dyrektorze Osmanie! Stanowczo protestuję! Nie wolno nam narażać żyć uczniów na niebezpieczeństwo!

- Wyruszy więc pani zamiast nich, Pani Chevreuse?

- Ach... Erm… Cóż… Źle się ostatnio czuję, tak więc…

- Widziały już Fouquet wcześniej a ponadto, mimo iż obecna tutaj panienka Tabitha jest bardzo młoda, to słyszałem że przyznano jej już tytuł Kawalera, czyż nie?

Tabitha nie odpowiedziała i tylko stała w ciszy.

Wszyscy nauczyciele patrzyli na Tabithę ze zdumieniem.

- To prawda, Tabitho? – zapytała równie zdumiona Kirche.

Mimo iż Kawaler jest najniższym tytułem przyznawanym przez rodzinę królewską, Kirche i tak była zdumiona tym, że Tabitha mogła otrzymać go w tak młodym wieku. Jeżeli chodzi o tytuły Barona, a nawet Markiza, to można je uzyskać poprzez zakupienie dużej ilości ziemii. Aby uzyskać jednak tytuł Kawalera, jedynym sposobem jest oddanie wielkich zasług dla kraju. To tytuł który przyznawany jest za osiągnięcia.

Po raz kolejny w skarbcu zrobiło się zamieszanie.

Stary Osman kontynuował patrząc na Kirche, - Panna Zerbst z Germanii pochodzi z rodziny udekorowanych bohaterów wojennych, i sama ma bogatą przeszłość z magią ognia.

Kirche machnęła włosami z pewnością siebie.

Louise, przekonana że nadszedł czas na jej pochwały, stała uroczo na baczność.

Stary Osman miał teraz kłopot. Nie było niczego do pochwalenia u Louise…

- Ahem! - Odchrząkując, Osman odwrócił wzrok od Louise i powiedział; - Taa... Panna Vallière pochodzi z prestiżowej rodziny Vallière, rodziny uznanej za swych magów. I… Czeka ją obiecująca przyszłość… jak i jej chowańca…

Kładąc swój wzrok na Saicie, Osman kontynuował; - Pomimo bycia plebejuszem, pokonał w pojedynku syna generała Gramonta, Guiche de Gramonta. - Stary Osman pomyślał: “i jeżeli naprawdę jest legendarnym Gandálfrem…” - Fouquet Krusząca Ziemię nie powinna stanowić dla niego problemu.

Pan Colbert dodał z entuzjazmem; - Tak! Tak! Ponieważ jest legendarnym Gand…

Stary Osman szybko zasłonił usta Pana Colberta zanim ten skończył mówić. - A.. Hahaha… Bzdury plecie! Haha!...

Po raz kolejny zapadła cisza.

Wtedy Dyrektor Osman przemówił z powagą, - Jeżeli ktokolwiek uważa się za bardziej kompetentnego niż ta trójka, niech wystąpi naprzód.

Nikt nie wystąpił.

Dlatego też Stary Osman zwrócił się do grupy czworga i powiedział, - Akademia oczekuje na schytanie Fouquet!

Louise, Kirche i Tabitha stanęły na baczność i odpowiedziały, - Przysięgamy na swe różdżki że schwytamy Fouquet!

Po tym złapały krawędzie swych spódniczek i dygnęły. Saito szybko zrobił to samo. Jako że nie miał na sobie spódniczki, to złapał się za krawędzie bluzy.

- Dobrze więc, przygotujcie powóz i ruszajcie natychmiast. Musicie oszczędzać siły zanim nie dotrzecie do celu.

- Panno Longueville, czy mogłabyś udać się z nimi?

- Tak, Dyrektorze Osmanie. Ja również chciałam się z nimi wybrać, - powiedziała Panna Longueville.


* * *


Pod przewodnictwem Panny Longueville czwórka szybko ruszyła w drogę.

Mimo iż nazywano go powozem, w rzeczywistości był to zwykły wóz z deskami zamiast siedzeń. Dobre było jednak to, że w razie ataku mogliby od razu z niego wyskoczyć bez kłopotów.

Panna Longueville kierowała zaprzęgiem.

Kirche zapytała cichą Longueville, która skupiła się na lejcach, - Panno Longueville, taką pracą mógłby zająć się plebejusz. Dlaczego robisz to sama?

Panna Longueville uśmiechnęła się i odpowiedziała; - To nic takiego. Zresztą nie jestem szlachcianką.

Kirche zamikła na chwilę, po czym zapytała, - Ale czy nie jesteś sekretarką Dyrektora Osmana?

- Jestem. Stary Osman nie przejmuje się jednak statusem osoby kiedy potrzebuje pomocy. Nie ważne czy to chłop czy szlachcic.

- Jeśli możesz, powiedz mi proszę jak utraciłaś swój status.

Ale Panna Longueville tylko uśmiechnęła się do Kirche. Wydawało się iż nie chce już rozmawiać.

- Opowiedz proszę, chociaż odrobinę. - Kirche nalegała, pochylając się ku Pannie Longueville. Wtem poczuła, że ktoś złapał ją za ramię. Była to Louise. Kirche odwróciła się i zapytała, - Czego chcesz, Vallière?

- Daj spokój. Nie grzeb w czyjejś przeszłości.

- Humph, nudzę się, dlatego potrzebowałam kogoś do rozmowy. - odpowiedziała Kirche, kładąc ręce za głową i opierając się o bok wozu.

- Nie wiem czy w twoim kraju jest podobnie, ale w Tristainie za niegodne jest zmuszanie kogoś do wyjawiania czegoś o czym nie chce rozmawiać.

Kirche nie odpowiedziała jej. Podniosła się aby usiąć ze skrzyżowanym nogami i zaczęła mówić, - To przez twój zapał wplątałam się w to wszystko. Chwytanie Fouquet…

Louise spojrzała ze złością na Kirche, - O co ci chodzi? Nie zgłosiłaś się samodzielnie?

- Gdybyś była sama, to czy Saito również nie byłby w niebezpieczeństwie? Mylę się, Louise Zero?

- Dlaczego tak mówisz?

- Tak czy siak, gdyby ten wielki golem znów się pojawił z pewnością uciekłabyś na tyły i kazała Saitu zająć się walką, prawda?

- Dlaczego miałabym uciec? Użyłabym swojej magii, zobaczysz!

- Ty używająca magii? Dobry żart!

Dwójka ponownie zaczęła się sprzeczać. Tabitha nadal czytała książkę.

- Wystarczy tego! Mogłybyście obydwie przestać? - Saito wtrącił się.

Kirche machnęła i powiedziała, - Hmph, przestanę. To i tak nie moja wina.

Louise zacisnęła usta.

- Dobrze więc, najdroższy, to dla ciebie. - Kirche spojrzała uwodzicielsko na Saita, po czym złożyła mu w ramionach miecz który mu kupiła.

- Wow! Dzięki! - Saito odezwał się biorąc miecz.

- Tym razem wygrałam, czy też masz coś do powiedzenia? Louise Zero?

Louise zmierzyła ich oboje wzrokiem, ale pozostała cicho.

Nagle ściemniło się. Wóz wjechał do lasu. Panujący w lesie mrok oraz dziwny zapach sprawił, iż ciarki przeszły im po plecach.

- Odtąd będziemy musieli iść pieszo. – stwierdziła Panna Longueville. Grupa opuściła wóz i ruszyła ku małej ścieżce w głab lasu.

- Obawiam się ciemności i nie podoba mi się tutaj… - powiedziała Kirche owijając ramiona wokół Saita.

- Mogłabyś się tak nie przysuwać?

- Ale boję się! - Kirche odrzekła z przesadą. Każdy mógł stwierdzić że kłamie…

Saito, zmartwiony o Louise, zerknął na nią.

Louise odwróciła głowę.- Humph.

Grupa dotarła do leśnej polany. Wielkością była zbliżona do Dziedzińca Vestri a na jej środku znajdował się opuszczony dom. Zbudowana z drewna chata z zardzewiałą kuchenką. Obok niej stał całkowicie zrunowany magazyn.

Gromada ukryła się za zaroślami i obserwowała chatę.

Panna Longueville wskazała na dom i powiedziała, - Według moich informacji, to powinno być tutaj.

- Wygląda na pustą. Fouquet naprawdę się tam ukrywa?

Grupa rozpoczęła dyskusję, rysując patykami na ziemii plan bitwy. Wszyscy zgadzali się, że najlepszym sposobem będzie zasadzka. Jeśli będzie spać to tym lepiej.

Najpierw rozejrzą się wokół chaty i sprawdzą, co dzieje się wewnątrz. Jeżeli Fouquet jest w środku, to następnie zwiadowca wywabi go na zewnątrz, ponieważ w środku nie ma wystarczającej ilości zemii do stworzenia golema. Będąc już na zewnątrz, pozozstali użyją wobec niego swojej magii, nie dając mu szansy na przyzwanie golema.

- Kto więc go wywabi? - spytał Saito.

Tabitha odpowiedziała, - Ten z najlepszym refleksem.

Wszyscy patrzyli na Saita.

- Ja? - westchnął Saito. Wyciągnął otrzymany od Kirche miecz.

Runy na jego lewej ręce zaczęły błyszczeć. Jednocześnie Saito poczuł jak jego ciało staje się lekkie jak piórko.

Saito przybliżył się do chaty i zerknął przez okno wewnątrz. W chacie znajdowało się tylko jedno pomieszczenie, z pokrytym kurzem stolikiem i rozkładanym fotelem. Na stoliku stała butelka wina a w kącie znajdowało się drzewo na opał.

W środku nie było nikogo i nie było też miejsca do ukrycia.

Czyżby opuścił już to miejsce?

Ale ich przeciwnik to Fouquet, mag trójkąta. Może więc wciąż ukrywać się wewnątrz mimo pozornego braku kryjówki.

Saito zdecydował więc przywołać wszystkich.

Saito użył ręki aby wykonać nad głową znak “X”, który oznaczał iż dom jest pusty.

Ukrywająca się reszta grupy ostrożnie zbliżyła się do chaty.

- Wewnątrz nie ma nikogo. - Saito stwierdził wskazując na okno.

Tabitha machnęła swą laską ku drzwiom i mruknęła “Nie ma pułapki.” Następnie otworzyła drzwi i weszła do środka.

Kirche i Saito podążyli i wkroczyli do chaty.

Louise powiedziała pozostałym że pozostanie na straży i została sama.

Panna Longueville zdecydowała się zbadać okoliczny las i zniknęła.

Grupa Saita weszła do domu i zaczęła szukać wskazówek co do miejsca pobytu Fouquet.

Wtedy to wewnątrz pudła Tabitha znalazła... Berło Zniszczenia.

- Berło Zniszczenia. - powiedziała Tabitha machając nim dookoła.

- Nie poszło zbyt łatwo? - zaprotestowała Kirche.

Saito spojrzał na Berło Zniszczenia i spytał ze zdumieniem, - Kirche, czy to na pewno Berło Zniszczenia?

Kirche przytaknęła i odrzekła, - Bez wątpienia, widziałam je raz podczas mojej tury w skarbcu

Saito podniósł berło bliżej i przyjrzał mu się dokładnie. – Jeśli się nie mylę to jest to…

Stojąca na zewnątrz na straży Louise wydała nagle mrożący krew w żyłach wrzask. - Ahhhh!!!

- Co się stało, Louise?!

Gdy wszyscy wyjrzeli przed dom rozległ się głośny hałas. Trach! Chata straciła dach i wszyscy spojrzeli w górę.

W miejscu dachu znajdował się ogromny ziemny golem.

- To ziemny golem! - wykrzyknęła Kirche.

Tabitha zareagowała pierwsza. Machając laską, zaczęła intonować magiczne inskrypcje. Powietrzny wir wydobył się z jej laski i uderzył w golema.

Po zniknięciu wiru golem pozostał nietknięty.

Za przykładem Tabithy Kirche wyjęła ukrytą w dekolcie różdźkę i zaczęła inkantować.

Kula ognia wystrzeliła z jej różdżki i pochłonęła golema. Mimo iż cały stał w płomieniach, nie wydawało się to mu zaszkodzić.

- Jest zbyt mocny tylko dla nas!” zawołała Kirche.

- Odwrót. – Tabitha powiedziała cicho.

Kirche i Tabitha ruszyły w różnych kierunkach i opuściły chatę.

W międzyczasie Saito poszukiwał Louise.

- Tutaj!

Louise stanęła za golemem, zanuciła coś i wymierzyła różdżkę w golema.

Na powierzchni golema coś wybuchło. To była magia Louise! Golem zauważyłto i odwrócił się ku Louise.

Saito, stojąc przy drzwiach 20 kroków od Lousie, krzyknął, - Uciekaj! Louise!

Louise odmowiła, - Nie! Jeżeli go pokonam, już nikt nigdy nie nazwie mnie Louise Zero. - Louise była poważna. Golem przechylił głowę, zastanawiając się czy zająć się Louise czy też uciekającymi Kirche i Tabithą.

- Spójrz na różnicę wilkości pomiędzy wami! Nie możesz wygrać!

- Nie wiadomo jeżeli nie spróbujesz.

- Nie da się! To niemożliwe!

Louise spojrzała na Saita i powiedziała, - Nie powiedziałeś wcześniej tego samego?

- Co?

- Kiedy byłeś pobity przez Walkirie Guiche, kiedy wciąż wstawałeś i mówiłeś, że nie chcesz pochylić głowy i nigdy tego nie zrobisz.

- Tak... powiedziałem tak… ale…

- Jestem taka sama. Nawet jeżeli nie jestem w stanie niczego osiągnąć, to jest to kwestia dumy. Jeżeli teraz ucieknę, ludzie powiedzą "uciekła ponieważ jest Louise Zero".

- Jakie to ma znaczenie? Niech sobie mówią co tylko chcą!

- Ale jestem wysoko urodzona. Szlachta to ci, którzy potrafią używać magii. - Louise zacisnęła chwyt na swej różdżce. – A żaden szlachcic nie uciekłby przed wrogiem.

Golem zdecydował najpierw rozprawić się z Louise i uniósł nogę by ją zmiażdżyć.

Louise uniosła różdżkę ku golemowi i ponownie zaczęła wymawiać zaklęcie…

Zawiodło jednak, mimo iż Louise użyła ‘kuli ognia’.

Na piersi golema nastąpił mały wybuch i drobne fragmenty ziemi odpadły od niego. Poza tym atak wcale mu nie zaszkodził.

Saito złapał swój miecz i ruszył w stronę Louise.

Louise widziała stopę golema coraz bliżej i bliżej. Zamknęła oczy i oczekiwała na najgorsze.

W tej chwili Saito zbliżył się do niej z prędkością wichury, złapał ją i odtoczył się z dala od tupnięcia golema.

Saito spoliczkował Louise. Plask!

- Naprawdę chcesz zginąć?

Oszołomiona Louise patrzyła na Saita.

- Chrzanić taką szlachecką dumę! Kiedy umrzesz to nie ma to żadnego znaczenia! Idiotko!

Z oczu Louise popłynął wodospad łez.

- Nie płacz proszę!

- Ale… ale nie mogę tego tak po prostu zakceptować… zawsze traktują mnie jak głupią…

Patrząc na płaczącą Lousie, Saito poczuł się glupio.

Bycie nazywanym “Zerem”, bycie traktowanym jak idiota, nikt nie mógłby się z tym pogodzić. Przypomniał sobie swoją walkę z Guiche. Wtedy Louise również płakała. Mimo iżjest uparta i butna, Louise tak naprawdę nienawidzi walki i nie jest w niej dobra.

Jest tylko dziewczyną… piękna twarz Louise była teraz pokryta łzami, niczym u zapłakanego dziecka..

Nie była to jednak pora na pocieszanie jej. Saito odwrócił głowę i zobaczył golema unoszącego pięść, gotowego ich rozgnieść.

- Nie możesz mnie chociaż trochę pocieszyć? - Louise prostestowała kiedy Saito uniósł ją i uciekł.

Golem podążył za nimi i pomimo iż nie był zwinny, to prędkością dorównywał Saito.