Zero no Tsukaima wersja polska Tom 2 Rozdział 3

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Księżniczka Henrietta, która przybyła do pokoju Louise, wyglądała jakby miała przezwyciężać emocję. Przytuliła się do klęczącej dziewczyny.
-Oh, Louise, Louise, moja droga Louise.
-Nie powinnaś była tego robić Wasza Wysokość. Przychodzić do takiego skromnego miejsca...- powiedziała uroczyście Louise.
-Oh! Louise! Louise Françoise! Proszę nie zachowuj się tak oficjalnie. Jeśteśmy przecież przyjaciółkami! Jesteśmy przyjaciółkami, czyż tak?
-Nie zasługuję na tak ciepłe słowa, Wasza Wysokość. -Louise odpowiedziała z stalowym, wymuszonym głosem. Saito, ogłupiały, zaczął patrzyć na parę pięknych dziewczyn.
-Proszę przestań! Nie tylko Kardynał, moja Matka, albo ci chciwi arystokraci którzy brzęczą dookoła przybierając przyjazne twarze! Oh, czy nie mam przyjaciół którzy otworzą się dla mnie? Jeżeli nawet ty Louise Françoise, moja stara przyjaciółka którą uznawałam za najbliższą, zachowuję się tak odlegle, wolę umrzeć!
-Wasza Wysokość...
Louise podniosła twarz.
-Kiedy byliśmy małymi dziećmi, czy nie łapaliśmy razem motyli w ogrodach pałacu? Czy nie byłyśmy całe ubłocone?
Z zawstydzoną miną, Louise odpowiedziała.
-...Tak, i La Porte-sama szambelan powiedział nam abyśmy zdjęły te ubłocone ubrania.
-Tak! Racja Louise! Kłóciłyśmy się o pękate kremowe ciastka i na końcu miałyśmy prawdziwą bójkę. Kiedy walczyłyśmy, zawsze przegrywałam. Wolałaś ciągnąć mnie za włosy, a ja po prostu płakałam.
-Nie we wszystkich, Księżniczko. Wygrałaś podczas ostatniej bójki.
Louise powiedziała to z sentymentalnym spojrzeniem.
-Pamiętałaś! Patrząc na nas dwie, ktoś nazwać tą bijatykę Oblężeniem Zamku!
-To było wtedy kiedy walczyłyśmy w dresach w sypialni Księżniczki, czyż nie?
-Tak, w naszym środkowym 'Wymyślonym Zamku', kiedy skończyłyśmy walkę o to kto będzie grał księżniczke. I wtedy uderzyłam w twój żołądek, Louise Françoise, co zadecydowało o tym.
-Zemdlałam w obecności Księżniczki.
Potem, obydwie zaczęły się zwijać ze śmiechu. Saito oczarowany, tylko patrzył na to co się dzieje. Księżniczka może wyglądała jak dama, ale aktualnie była niczym chłopczyca.
-Tak jest lepiej. Louise. Ach rozpłakałam się nostalgicznie przychodząc tutaj.
-Czy wy się znacie?-Zapytał Louise. Louise która zamknęła oczy wspominając dawne czasy opowiedziała
-Miałam zaszczyć być towarzyszem zabaw Księżniczki w dzieciństwie.- Louise zwróciła się w stronę Henrietty.- Ale jestem głęboko poruszona, że Księżniczka pamięta o takich rzeczach... Myślę, że o mnie zapomniałaś.
Księżniczka głęboko westchnęła i usiadła na łóżku.
-Jak mogłabym zapomnieć? O tamtych czasach, kiedy codziennie miałam zabawę. Nie masz się o co martwić, nie zapomnę.- w jej głosie był głęboki smutek.
-Księżniczko?- Louise spojrzała z zmartwieniem w twarz Henrietty.
-Tak bardzo Ci zazdroszczę. Wolność jest tak wspaniałą rzeczą Louise Françoise.
-Co powiedziałaś? Jesteś księżniczką, prawda?
-Księżniczka czuję się w swoim królestwie jak ptak zamknięty w klatce. Udajesz się tu i tam na każdy kaprys...- powiedziała Henrietta wpatrując się w księżyc za oknem. Następnie chwyciła za dłonie Louise i zrobiła słodki uśmiech zanim zaczęła mówić.
-Ja... Wychodzę za mąż.
-...Moje gratulacje!
Powiedziała Louise zmieszanym głosem, gdy poczuła jak smutny był ton Księżniczki. W momenice kiedy Henrietta spojrzała na Saito, który siedział na swoim legowisku powiedziała.
-Oh, wybacz mi. Czy przeszkodziłam?
-A niby w czym?
-Więc, to nie jest twój kochanek? Oh nie. Wydaję się że byłem tak pochłonięta przez nasze wspomnienia, że nie zauważyłam mojej gafy.
-Huh? Kochanek? Ta kreatura?
-Nie nazywaj mnie tak.- powiedział Saito rozczarowanym tonem.
-Księżniczko. To tylko mój chowaniec! Nie żartuj, że on jest moim kochankiem. - Louise dziko potrząsnęła głową, zaprzeczając słowom Henrietty.
-Chowaniec?- Henrietta spojrzała na Saito z pustym wyrazem twarzy.- Ale on wygląda jak człowiek...
-Jestem człowiekiem, Księżniczko. -Sposób przywitania się z Księżniczką Saita był dziwny. I jeszcze został pobity przez twardo zaprzeczającą Louise, że są kochankami. Mimo, że tak było naprawdę, nadal bolało. Przypomniał sobie profil Louise kiedy wpatrywała się w tego młodego szlachcica dzisiejszego poranka. W żadnej możliwości... Jestem chowańcem. Chłopem. Nie szlachcicem. I chcę wrócić do domu. Chcę zjeść teriyaki. Tak i dużo odpowiedzi na internetowym portalu randkowym Bolesne wspomnienia takie jak te wirowały w jego klatce piersiowej. Czując się podniesionym na duchu, przyłożył rękę do ściany. Saito stał się podniecony a jego uczucia wróciły do normy. Co za gorączkowa osobowość.
-Prawda, prawda. Oh, Louise Françoise, zmieniłaś się od czasu naszej młodości, ale nadal jesteś taka sama.
-Nie mam takiego chowańca bo chciałam.- Louise spojrzała rozczarowana. Henrietta znowu westchnęła.- Księżniczko, co się stało?
-Nie nic. Wybacz mi. Jestem tak zawstydzona. To nie jest nic o czy powinnam ci powiedzieć... ale jestem tak...
-Proszę powiedz mi. Czy masz jakieś problemy Księżniczko, jak wielkie one są, że wzdychasz tak jak teraz?
-... Nie nie mogę ci powiedzieć. Proszę zapomnij, że coś powiedziałam, Louise.
-Nie zapomnę. Czy nie rozmawiałyśmy o wszystkim? Księżniczka była jedyną która nazywała mnie przyjaciółką. Czy mam się nie przejmować moimi przyjaciółmi?- Kiedy Louise to powiedziała, Henrietta uśmiechnęła się promiennie.
-Nazwałaś mnie przyjaciółką, Louise Françoise. To mnie cieszy.- Henrietta skinęła głową w determinacji i zaczęła mówić.
-Nie możesz nikomu powiedzieć o tym co teraz ci powiem.
Księżniczka spojrzała przelotnie na Saito.
-Czy powinienem wyjść?
Pokręciła głową.
-Mag i chowaniec są jednym. Nie widzę powodu abyś musiał wyjść.- i z smutnym głosem, zaczęła mówić- Wychodzę za mąż za Króla Germanii.
-Powiedziałaś Germanii?- Louise, która nienawidziła Germanii, powiedziała zdziwionym głosem.- Czy to nie jest kraj barbarzyńców?!
-Tak! Tylko że to nie pomoże. Nasz sojusz musi zostać potwierdzony.- Henrietta wytłumaczyła sytuację polityczną Haleginii Louise.- Na terenie Albiony wybuchło powstanie szlachty i wygląda na to, że Rodzina Królewska niedługo upadnie. Jeżeli rebelianci wygrają, następnym ich ruchem będzie atak na Tristain. Aby się obronić, nasz kraj szuka sojuszu z Germanią. Dla sojuszników, zdecydowano, że ja wyjdę za mąż za kogoś z Germańskiej Rodziny Królewskiej...
-Więc dlaczego... - Louise powiedziała z przygnębionym głosem. Słychać było z tonu głosu Księżniczki, że nie chciała małżeństwa.
-To prawda, Louise. Dawno opuściłam koncepcję małżeństwa kogoś, kogo kocham.
-Księżniczko...
-Ale Albiońscy szlachcice nie chcą sojuszu pomiędzy Tristain i Germanią. Dwie strzały są łatwiejsze do złamania, jeżeli nie są razem.- mruknęła Henrietta.- Dlatego poszukują czegokolwiek co może zniszczyć małżeństwo. I coś znaleźli...
Saito nie wiedział nic o sojuszu albo Albionie, ale w żadnym wypadku, nie wątpił, że to coś poważnego. Tak, tak wielkie jak Yagoto [Yagoto-stacja gdzieś w Japonii przyp. tłumacz] pomyślał Saito.
-Więc jest coś co może ingerować w małżeństwo Księżniczki?- zapytała Louise patrząc na bladą twarz Henrietty która skruszenie skinęła.- Oh, Brimirze Założycielu... proszę ochroń tę nieszczęśliwą księżniczkę...
Henrietta schowała twarz w dłoniach i upadła na ziemie. Saito był trochę zszokowany tym dramatycznym gestem. Jeszcze nigdy nie widział czegoś tak wspaniałego w swoim życiu. Z rękoma na twarzy, Henrietta spojrzała na Louise w bólu i mruknęła.
-... Chodzi o list który wysłałam dawno temu.
-List?
-Tak. Jeżeli szlachta Albiońska położy na nim swoje ręce... Wtedy prawdopodobnie wyślą go do Rodziny Królewskiej Germanii.
-Co takiego znajduje się w tym liście?
-... Nie moŋe ci powiedzieć. Ale jeżeli Rodzina Królewska Germanii przeczyta go... wtedy nigdy mi nie wybaczą. Małżeństwo zostanie zerwane, a razem z nim, sojusz z Tristain. A wtedy zostaniemy sami przeciwko silnemu Albionowi.
Louise chwyciła za ręce Henrietty.
-Gdzie może być ten list? Ten list może przynieść kryzys do Tristain!
Księżniczka pokręciła głową.
-Nie ma go tu. Prawda jest taka, że jest w Albionie.
-Albion! Ale to znaczy... Że aktualnie znajduję się w rękach wroga?
-Nie... Jedyna osoba która może mieć list nie jest rebeliantem. To konflikt pomiędzy rebeliantami a ich krewnym, Księciem Walii...
-Księciem Walii? Książę Valiant?
Henrietta rzuciła się na łóżko.
-Oh, to katastrofa! Wcześniej czy później, Książę Wales umrze z rąk rebeliantów. A kiedy to się stanie, list ujrzy światło dzienne. I wszystko zostanie zniszczone! Zniszczone! Bez sojuszu, Tristain będzie łatwy do przejęcia!
-Louise wstrzymała oddech.
-Więc, Księżniczko, faworyzowałaś mnie aby zapytać...
-Niemożliwe! To niemożliwe, Jak mogłabym być tak okropna? Mylisz się! Kiedy o tym myślę, nie mogę Cię poprosić o tak niebezpieczne zadanie, jakim jest wyruszenie do Albionu podczas konfliktu pomiędzy szlachtą i Rodziną Królewską!
-Co powiedziałaś? Nawet jeżeli to kotły piekła, albo pieczara smoka, jeżeli to dla Księżniczki pójdę wszędzie! Nie ma mowy, aby trzecia córka Domu Vallière, Louise Françoise mogłaby tylko patrzyć na kryzys Księżniczki Tristain- Louise uklękła i opuściła głowę z czcią.- Proszę pomiń ten powód dla mnie, osoby która złapała Fouquet the Crumbling Earth.
Saito, który opierał się ramieniem o mur, spojrzał na Louise i powiedział.
-Hej, czy to nie byłem ja?
-Jesteś moim chowańcem.
-Woof.
-Osiągnięcie chowańca, jest osiągnięciem mistrza.- powiedziała Louise z wielką pewnością siebie.
-Błąd chowańca również?
-To jest twój błąd, czyż nie?
Choć poczuł się oszukany, nie było sensu wyrażać sprzeciwu, bo Louise przyjęła agresywną postawę. Saito skinął głową.
-Więc pomożesz mi? Louise Françoise? Moja droga przyjaciółko!
-Oczywiście Księżniczko! - Louise chwyciła ręce Henrietty. Forma słów wypowiedzianych zapalczywym tonem spowodowało płacz Księżniczki.
-Księżniczko! Ja, Louise, wieczna przyjaciółka księżniczki, będę twoją powiernicą! Zapomniałaś o moich ślubach wiecznej lojalności?
-Ah, lojalność. To lojalność i szczera przyjaźń. Jestem głęboko poruszona. Nigdy nie zapomnę o twojej lojalności i przyjaźni! Louise Françoise!
Saito otworzył usta wpatrując się na dwie dziewczyny. To była rozmowa pomiędzy dwoma ludźmi którzy upijają się w swoich słowach Ah, więc to jest tak, jak dla szlachty i księżniczek, to kłopotliwe Saito był przekonany, że to co widzi jest dziwne.
-Louise. Przepraszam, że przeszkadam kiedy potwierdzasz swoją przyjaźń i to wszystko.
-Co?
-Idąc do Albionu w środku wojny jest w porządku, ale co użyję jako broni jeżeli tam będę?
-Kupiłam ci miecz. To powinno wystarczyć.
-Tak, zrobię co w mojej mocy...
Saito opuścił głowę markotnie. Zaczął rozmyślać o tym, że nie rozmawiali o runie Legendarnego Chowańca Gandálfra która pojawiła się na wierzchu jego lewej dłoni. Ale nawet jeżeli to powiedziałem, to po prostu zmarnowałem czas myślał Saito. Legendarny czy nie, nadal traktuje mnie jak psa.
-Więc powinniśmy ruszać do Albionu, znaleźć Pałać Księcia Walii i zabrać list z powrotem. Prawda Księżniczko?
-Tak, dokładnie. Jestem ci dłużna, osobie która złapała Fouquet the Crumbling Earth, powinna być w stanie ukończyć tą trudną misję.
-Jak sobie życzysz. Jak pilne jest to zadanie?
-Słyszałam o szlachcicach Albiońskich którym udało się znaleźć rojalistów w zakątkach kraju. To tylko kwestia czasu, kiedy zostaną pokonani.- Poważne spojrzenie powędrowało od Louise do Henrietty- Więc do jutra.
Potem, Henrietta spojrzała na Saito, któremu serce zaczęłow walić. Chociaż Louise była szalenie piękna i zgrabna, Księżniczka również nieustępowała jej w urodzie. Jej włosy o kolorze prosa [lol], przycięte tuż nad brwiami, pływały wdzięcznie. Jej niebieskie oczy lśniły jak brylanty w południowych morzach. Biała skóra, na której pływała czystość, nos jak bezcenna i piękna rzeźba. Saito patrzył na Henriette jak w transie. Louise patrzyła na to chłodnym wzrokiem. Nie rozumiał, dlaczego była w dobrym humorze. Dlaczego na mnie patrzysz, Louise? Ah, to dlatego, że gapię się na księżniczkę z podziwem? Czyżbyś była zazdrosna? Ale czy nie poczerwieniałaś kiedy zobaczyłaś tego szlachcica z skórzanym kapeluszem? I czy nie odleciałaś całkowicie po tym? To zabawne, jak zazdrosna się stajesz, Louise Saito potrząsł głową. Raczej niż twój kochanek, nie jestem tylko chowańcem? Czy nigdy nie będę dla ciebie więcej niż psem? Jestem tylko twoim psem, więc dlaczego tak na mnie patrzysz Louise? Ah, ponieważ jestem psem? Jest tak ponieważ ktoś mnie lubi, ktoś kto jest po prostu psem patrzy na nią? Moje przeprosiny. Proszę wybacz mi bycie nudnym. Woof. Głowa Saito odwróciła się sama na dwie sekundy. Louise spojrzała gdzie indziej z „Hmph”. Saito z powrotem się obrócił. Henrietta nie zauważyła subtelnej zmiany pomiędzy Louise i Saito. Zaczęła mówić radosnym głosem.
-Niezawodny towarzysz-san.
-Tak? Mówisz do mnie? - po tym jak Henrietta nazwała Saito niezawodnym, załamany Saito stał się szczęśliwszy.
-Nieee, to za dużo. Traktuj mnie jak psa.
-Proszę zaopiekuj się mną i zostań moim przyjacielem.- Księżniczka delikatnie podała mu rękę. Uścisk dłoni? Pomyślał Saito, ale wierzch jej dłoni skierowany był w górę. Co znaczy ten gest? Louise powiedziała ze zdumionym głosem.
-Nie powinnaś tego robić! Księżniczko! Oferować dłoń towarzyszowi!
-Jest okej. Ta osoba będzie działać na mój wzgląd, więc zasługuje na nagrodę. Nie wątpię w jego lojalność.
-Ah...
-Oferujesz mi rękę? Coś takiego robi się dla psa? Więc tak traktujesz psy?- Saito pochylił głowę. -To nie to. Oh, to dlatego jesteś psem... psem chowańcem który nie wie niczego. Kiedy oferuję ci rękę, to znaczy, że możesz ją pocałować. To jasne.
-To jest... takie agresywne...
Usta Saito otworzyły się szeroko. Nigdy nie myślał, że będzie mógł pocałować Księżniczkę z innego świata.. Hernrietta uśmiechnęła się słodko do Saito. Jej uśmiech pojawiał się w interesach do innych ludzi, ale Saito myślał Kocham to Księżniczka nie jest taka zła.. Saito spojrzał na Louise która mruczał coś pod nosem i odwróciła się. Ah więc, ty też jesteś zazdrosna. Popatrz na siebie. To jest za to czerwienienie się w obecności tego szlachcica. Saito chwycił rękę Henrietty i przyciągnął ją do siebie.
-Eh?- Henrietta otworzyła usta ze zdziwieniem. Ale zaraz usta Saito i księżniczki się spotkały.
-Mmph...-Jak delikatne, małe wargi to były. Oczy Henrietty stały się okrągłe. Jej twarz zbladła. Henrietta poślizgnęła się i upadła na łóżko.
-Zemdlała? Dl-dlaczego?
-Co zrobiłeś Jej Wysokości?! Ty p-p-p-psie!
-Woof?- Kiedy Saito się obracał Louise kopnęła go w twarz podeszwą buta. Saito po otrzymaniu kopniaka podskoczył i upadł na ziemie. - Za co to było?
Louise była bardzo wściekła, spojrzenie na nią groziło podpaleniem.
-Skąd miałem wiedzieć? Nie wiem nic o obowiązujących tu zasadach. - Jego twarz została podeptana. Saito przyłożył ręce i powiedział wyraźnie. To było pierwsze takie doświadczenie Saito.
-T-t-t-t-t-ty, ty, ty psie... - Głos Louise drżał w furii. Henrietta ocknęła się i potrząsła głową. Louise upadła na kolana przed nią. Pociągnęła głowę Saito i wcisnęła w ziemie.- P-przepraszam. Mój chowaniec źle się zachował, to mój chowaniec się źle zachował. I mówi ci to również! Przepraszam!- Zawsze dumna Louise przepraszała kogoś. Trzęsła się całym ciałem. Jeżeli czegoś nie powiem jej, prawdopodobnie zaraz mnie zabije.- pomyślał Saito i powiedział:
-Przepraszam. Zrobiłem to ponieważ powiedziałaś mi, że mogę ją pocałować.
-Ale gdzie znajdziesz kogoś, kto będzie chciał pocałować ją w usta po tym?
-Tutaj – Louise uderzyła Saito w twarz.
-Jaki zapominalski. Kto pozwolił mówić ci językiem ludzki? Tylko szczekaj. Psie. Wracaj tu. Mówię. Wszyscy widzą psa. Głupiego psa.- I stanęła na głowię Saito stopą i wgniotła go w podłogę.
-J-jest w porządku. Lojalność zasługuje na nagrodę. -Henrietta schyliła głowę, wkładając duży wysiłek, aby wstać. W tym czasie drzwi pomału się otworzyły i ktoś przez nie wejrzał.
-Ty! Księżniczka! Co ty tutaj robisz?! - była to osoba która walczyła z Saito, Guiche de Gramont z imitacją róży w ręku.
-Czego chcesz?- powiedział Saito leżący na ziemi, ponieważ Louise nadal stąpała po jego głowe.
-Guiche! Ty! Czy podsłuchiwałeś? Słyszałeś naszą rozmowę?! - Guiche jednak nie odpowiedział na obydwa pytania i tylko stał w oszołomieniu.
-Dla mnie łowcy miłości, piękna księżniczka przyprowadza mnie w to miejsce... i wtedy widzę złodziei z którymi rozmawiasz i patrząc w dziurkę od klucza... widzę tego głupiego chowańca który cię całuje. - Guiche zaczął płakać.
-Walcz ze mną! Ty łajdaku! - Saito podniósł się i uderzył Guiche w twarz.
-Ała!
-Uspokój się głupcze! Nadal pamiętam jak złamałeś mi rękę!
Saito kopnął Guiche leżącego na ziemi i zaczął wyłamywać sobie palce.
-To nie fair! Ty. Gah!
-Więc co teraz? Ten chłopak podsłuchiwał opowiadanie księżniczki. Czy powinniśmy go powiesić? - Jeżeli przeciwnikiem był mężczyzna, Saito był bardzo poważny. -Myślę, że to najlepsze rozwiązanie... to źle, że podsłuchiwał naszą rozmowę...
Guiche wyrwał się z pułapki Saita i wstał.
-Wasza Wysokość! Proszę cię, dodaj mnie, Guiche de Gramonta do tej trudnej misji!
-Oh? Ciebie?
-Powinieneś iść spać- Saito podkosił Guiche który znowu upadł.
-Pozwól mi dołączyć! - krzyknął Guiche leżący na ziemi.
-Dlaczego? - Twarz Guiche poczerwieniała.
-Chciałbym być użyteczny dla Jej Wysokości.
Saito szukał jakiegoś powodu w wyglądzie Guiche.
-Zakochałeś się? W Księżniczce?!
-Nie mów takich niegrzecznych rzeczy. Jestem absolutnie pewny, że chcę być użyteczny dla Jej Wysokości. -Jednak twarz Guiche mocno płonęła, gdy to mówił. Gdy wypowadał te słowa patrzył z pasją na Henriette zauroczony.
-Ale masz dziewczynę. Jak jej to było? Uh, Monmon-coś...
-Montmorency.
-Więć co z nią?- Guiche milczał. Rozumiem pomyślał Saito.
-Zostałeś wrobiony? Całkowicie cię olała, czy tak?
-C-cicho! To wszystko twoja wina!
Stało się tak przez perfumy w jadalni. Kiedy został złapany na umawianiu się z dwoma dziewczynami, Guiche był cały mokry przez wino które rozlała na jego głowę Montmorency.
-Gramont? Syn Generała Gramonta?- Henrietta spojrzała na bezmyślną twarz Guiche.
-Tak zgadza się, jestem jego synem, Wasza Wysokość.- Guiche wstał i ukłonił się z czcią.
-I powiedziałeś, że chcesz mi pomóc?
-To byłby dla mnie wielki honor jeżeli zostałbym członkiem tego zespołu. - Henrietta uśmiechnęła się do Guiche z entuzjazmem.
-Dziękuję ci. Twój ojciec jest niesamowitym, dobrym szlachcicem, i rozumiem, że płynie w tobie jego krew. Więc proszę. Czy pomożesz tej nieszczęśliwej księżniczce, Sir Guiche?
-Jej Wysokość wypowiedziała moje imię. Jej Wysokość! Kwiat miłości Tristain uśmiechnęła się do mnie jej różanym uśmiechem!- Guiche poczuł się bardzo podekscytowany, cofnął się ze słabością.
-Czy wszystko z nim w porządky?- Saito spojrzał na Guiche. Louise zaś zignorowała to i powiedziała poważnym głosem.
-Więc, jutrzejszego poranka wyruszamy do Albionu.
-Słyszeliśmy, że Książę Wales ma obóz w okolicach Newcastle w Albionie.
-Rozumiem. Wcześniej podróżowałem po Albionie z moją siostrą, więc znam się na geografii.
-To będzie niebezpieczne zadanie. Jeżeli szlachta Albiońska odkryję waszą misję, zrobią wszystko aby przeszkodzić wam.- Henrietta usiadła przy biórku, wzięła do ręki pióro i papier Louise i napisała list. Henrietta zastanowiła się przez chwilę i zaczęła pisać ze smutkiem opuszczając głowę.
-Księżniczko? Coś się stało?- powiedziała Louise, sądząc, że coś się stało.

-T-to nic.- Henrietta poczerwieniała, spojrzała na list i dopisała jeszcze jedną linijkę.

ZnT02-087.jpg


-Brimirze Założycielu... Proszę wybacz tej samolubnej księżniczce. Kiedy pomyślę, że mój kraj ma problemy, nie mogę mu pomóc, ale pisze to jedno zdanie... Nie mogę kłamać o moich uczuciach...
Twarz Henrietty wyglądała tak jakby pisała list miłosny, a nie tajną wiadomość. Louise nie mogła nic więcej powiedzieć, więc tylko patrzyła na Henriette. Księżniczka zwinęła list który napisała. Poruszyła jej różdźką. Z jej końca wystrzelił wosk który poleciał na zwinięty list i szczelnie zamknął go. Następnie podała go do Louise.
-Kiedy spotkasz Księcia Walesa, proszę wręcz mu ten list. Kiedy go przeczyta powinien oddać ci tamten. - Mówiąc to Henrietta zdjęła pierścień z palca na prawej dłoni i wręczyła go Louise.
-To jest Rubin Wody, który otrzymałam od matki. Powinien posłużyć jako dobry znak rozpoznawczy. Jeżeli nie masz pieniędzy, proszę sprzedaj go podróżnym handlarzom.
Louise opuściła głowę w ciszy.
-Ta misja jest ważna dla przyszłości Tristain. Dlatego, pierścień mojej matki ochroni cię przed szorstkim potraktowanie ze strony Albiończyków.

Przekład

Tłumaczenie wykonał Someone W razie błędów pisz: [email protected]



Cofnij do Rozdziału 2 z Tomu 2 - Sekretna łódka Powrót do strony głównej Idz do Rozdziału 4 z Tomu 2 - Port Ra Rochelle