Zero no Tsukaima wersja polska Tom 3 Rozdział 2

From Baka-Tsuki
Revision as of 20:56, 17 April 2009 by Egaro (talk | contribs)
Jump to navigation Jump to search

Rozdział drugi: Chora z Miłości Louise

Następnego ranka po powrocie z Albion, zachowanie Louise zaczęło się zmieniać. Mówiąc prościej, zaczęła być milsza. Po przebudzeniu, Saito jak zwykle, przygotował umywalkę dla Louise. Chciał wlać do niej wodę, a następnie umyć Louise twarz. Było to kłopotliwe, ale jeśli to zaniedbał, mógł mieć poważne kłopoty.

Raz, gdy zapomniał przygotować umywalkę, nie dostał jedzenie. Następnego ranka, będąc całkiem zły, złapał żabę ze stawu za Akademią Magii i wrzucił ją do w umywalki. Louise, która nie cierpiała żab, rozpłakała się na widok płaza. Saito przepraszało gorąco, ale Louise nie wybaczyła mu, że doprowadził ją do łez.

Od tego czasu, niezadowolona z głodzenia Saito, próbowała chłostać go, co spowodowało, że uciekał z pokoju i spał na zewnątrz.

Doszłoby do walk nad zwykłą umywalką jak wcześniej, ale po powrocie z Albionu coś się zmieniło. Cieplejsze uczucia do Saito zaczęły kiełkować w Louise i odwrotnie. Jednakże, nie uświadamiali sobie tego wzajemnie.

Rano, Saito przygotował umywalkę czując się trochę niezręcznie. Louise usiadła na swoim łóżku z sennym spojrzeniem.

Z umywalki umieszczonej na podłodze, Saito nabrał oburącz wody i uniósł w górę, ale Louise nie ruszyła się. Jej jasno różowawe włosy kołysały się. Pozornie zmęczona, przetarła swoje oczy. Z nieobecnym wyrazem twarzy, powiedziała:

– Zostaw to, zrobię to sama.

Saito był wstrząśnięty. Nie pomyślałby że słowa: „zrobię to sama”, mogły wydobyć się z ust Louise.

– Louise?

Saito machnął ręką przed jej twarzą. Louise wydęła wargi. Zarumieniła się. Jakby była zła, powiedziała:

– Zrobię to sama. Zostaw mnie w spokoju.

Zanurzyła swoją rękę w umywalce, zaczerpnęła wodę, pokręciła głową i umyła twarz. Wodę po rozpryskała wszędzie dookoła.

– Więc, jesteś typem, który lubi poruszać twarzą podczas mycia, hę?

Louise była lekko zaskoczona komentarzem Saito. Jej twarz zarumieniła się i stała się zła.

– M-masz jakiś problem z tym?

– Nie, w ogóle...

Następnie zabrał ubranie Louise z szafy i położyło je na łóżku, podczas gdy ona zakładała swoje majtki. Saito, trzymając mundurek Louise, odwrócił się gdy domyślił się, że już skończyła. Kolejnym krokiem było ubrać Louise.

Gdy odwrócił się, Louise, była tylko w majtkach, więc zaczęła szybko i panicznie przykrywać ciało prześcieradłem.

– Zostaw tam ubranie? – powiedziała Louise, z na wpół zakrytą przez prześcieradło twarzą.

„Co się stało?”, pomyślał Saito. „Zwykle powiedziałaby coś jak: Szybko ubierz mnie... z zaspaną twarzą. Co więcej, ona zakrywa się prześcieradłem. Zwykle, nie dbała o to, że zostanie zobaczona. I dlaczego ona jest zakłopotana?”

– Zostawić je tam? Umm, jesteś pewna?

Louise uniosła swoją głowę ponad prześcieradło – Powiedziałam zostaw to tam, nie?!

Następnie Louise jeszcze raz schowała połowę twarzy za prześcieradłem i spiorunowała wzrokiem Saito.

„To dziwne”, pomyślał Saito gdy kładł ubrania obok Louise, tak jak kazała.

– Twarzą w tamtą stronę.

– Eh?

– Powiedziałam, twarzą w tamtą stronę.

To było tak, jakby była typem osoby, która nie chciała być zobaczoną w chwili przebierania się. Jest to zupełnie normalna reakcja dla nastolatek, jednakże dawniej Louise to nie przeszkadzało.

Saito odwrócił się do niej plecami myśląc: „Co do diabła się zdarzyło”?

Tak więc, wiele rzeczy zdarzyło się w Albionie. Jej narzeczony i przyjaciel z dzieciństwa zdradził ją i Henrietę. Straciła swojego ukochanego. To było okropne doświadczenie dla Louise. Może te wydarzenia zmieniły ją.

Czy Louise naprawdę się odmieniła?

Z niezdradzającym emocji wyrazem twarzy, Saito przypomniał sobie uczucie dotyku ust Louise. Pocałował ją pół śpiącą, delikatnie w usta na smoku. Całowanie kogoś w śnie jest tchórzliwe i czymś co nie powinno być robione, ale on nie mógł się powstrzymać. Bardzo się o nią troszczył.

„Czy to mogłoby być …”, Saito myślał, „że Louise wie o tym pocałunku? Ona nie zmieniła się bo poczuła, że jestem niebezpieczny i pomyślała, że zamierzam ją podrywać, prawda?

Na tym Saito zatrzymał swoje myśli i potrząsnął głową. Gdyby Louise obudziła się w tamtym momencie, nie była by cicho. Budzi się. Wkurza. Obraża. Jakiekolwiek poczucie harmonii rozpadłoby się na kawałki. Czas gdy zakradałem się do jej łóżka był okropny, nieprawdaż? Pies. To ja, pies. Pies, który jest trzymany na łańcuchu i szczeka „hau”.

„Ach. Teraz rozumiem.” Saito w końcu uświadomił sobie. „Ona jest speszona ponieważ zakradałem się do jej łóżka podczas gdy spała, dwie noce przed wyjazdem do Albionu. To nie o pocałunek chodzi. Ach, to dlatego ona nie chce już mojej pomocy przy przebieraniu.”

Saito poczuł się nieco smutny. Tak naprawdę, był pełen żalu. Jeżeli tylko nie zrobił by takiej rzeczy. „Ona nie chce bym ją podrywał. Tak, to naturalne, ale to oznacza że ona mnie nie lubi. Przypuszczam, że to również naturalne...”

„To jest naturalnie...też zasmucające.”

Promyk nadziei? Nie. Żaden. Louise mnie nie lubi. Jestem tylko chowańcem. To zostało powiedziane, jestem tylko niebezpiecznym chowańcem, jak do tej pory. Zły chowaniec, który zmienia się w nocy w wilka. Ściana już została postawiona między nami.

Ciemne chmury zaczęły się gromadzić. Nadzieja wewnątrz serca Saito wyszeptała rozpaczliwie: „Ale w drodze powrotnej, na smoku, przytuliła się do mnie, prawda? ” Rozpacz w sercu Saito odpowiedziała chłodno: „To tylko moje wyobrażenie. Zrzuciła mnie gdy Kirche zwróciła na to uwagę, czyż nie?”

„...Aha, zgadza się. Tu nie ma błędu. Louise nic o mnie nie myśli.”

Uświadamiając sobie swoje uczucia do Louise, ogarnęło go przygnębienie. Był osobowością która raz pobudzona mogła porwać się na szaleństwo, ale kiedy był przygnębiony mogła popaść w nadmierną depresję.

– Co ty szepczesz?

Saito nie zdawał sobie sprawy, że szepcze. Gdy odwrócił się, Louise zakończyła już przebieranie i patrzyła w jego twarzy powątpiewająco.

Po dobrych dwudziestu sekundach myślenia, osiągnął konkluzję. Przygnębiony odpowiedział chorowitym głosem – Przepraszam. Nie będę więcej mówił do siebie.

– Tak, to jest nieco odrażające.

Louise, patrząc powątpiewająco na Saito, wyszła.

– Dalej, chodźmy na śniadanie.

– Taaa – Saito podążył za nią przybity.


* * *


Nawet w Sali Jadalnej Alviss zdarzyło się coś zadziwiającego.

Saito jak zawsze, usiadł na podłodze, ale jego talerza z zupą tam nie był. Zaczynał się niecierpliwić. „Czy zrobiłem coś, co mogło rozgniewać Louise, tak aby nie dać mi jedzenia? Nie, myślę że nie.”

Wczoraj wieczorem, po powrocie całej piątki do akademii, złożyli raport. Osman, który dostał już wiadomość od Henrietty podziękował i pochwalił ich za wysiłki.

Następnie wrócili do swoich pokoi… i szybko zasnęli. Saito nie zrobiło niczego by rozgniewać Louise. Z nieszczęśliwym wyrazem twarzy, popatrzył w górę na Louise, siedzącą na krześle.

Louise zaczęła się rumienić i odwracając powiedziała:

– Od teraz, jesz przy stole.

– Eee? – Saito spojrzał zaskoczony na Louise. To było bardzo niespodziewane z jej strony.

– Dalej, siadaj szybko.

Oniemiały, usiadł obok Louise. Malicorne, które zawsze tam siadał i był przeziębiony, zaczął protestować:

– Hej Louise, to moje miejsce. Co ty sobie myślisz, że pozwolasz swojemu chowańcowi siadać tu?

Louise spiorunowała wzrokiem Malicorne.

– Jeśli nie masz miejsca, to przynieś sobie krzesło.

– Nie baw się mną! Pozwalasz plebejskiemu chowańcowi siadać, gdy ja muszę iść po krzesło? To jest niewłaściwe! Hej chowańcu, zjeżdżaj, to moje miejsce. To jest stół jadalny dla arystokratów!

Pucołowaty Malicorne próbował wyglądać groźnie, ale odrobinę drżał. To był legendarny chowaniec, który ponoć pokonał Guiche i złapał Fouquet. Co więcej, wydawało się, że dokonał jakiś niewiarygodnych czynów podczas gdy byli poza akademią, przez kilka poprzednich dni. Malicorna oblał zimny pot, gdy beształ Saito.

Saito, czując się niezwykle zdołowany z powodu rosnącej między nim i Louise ściany, zareagował na dręczący go głos. Wstał i złapał Malicorna za kołnierz.

Nie użył dużo siły, ale wyszeptał groźnym głosem:

– Hej grubasie, co powiedziałeś?

Przerażony, Malicorne zaprzestał i kręcąc głową mówił:

– A-Ah, nic, nie to miałem na myśli!

– Nie to miałem na myśli panie.

– T-tak, nie to miałem na myśli panie.

– Więc idź po krzesło. Zjedzmy radośnie razem.

Malicorne popędził po krzesło. Louise z niewzruszonym spojrzeniem, czekała na modlitwę przed posiłkiem. „Zastanawiam się, co się wydarzyło. Co to za zmiana w jej sercu? Dlaczego jest taka miła? Na pewno jest jakiś powód. Nie,” pomyślał. „Podróż do Albionu odmieniła Louise”.

To musiało być… po zobaczeniu rannych i zabitych ludzi, te przyjazne uczucia zaczęły w niej kiełkować. To przypomniało Saito historię o Generale Tokugawa Tsunayoshi z epoki Edo i jego rozporządzenia by być pełnym współczucia dla zwierząt. Pies szoguna zlitował się nad bezpańskim psem i ukarał tych, którzy zastraszyli go.

Więc to jest to.

Rozporządzenie by być pełny współczucia dla zwierząt zostało ustanowione w Tristain.

Ustawodawca: Louise Françoise le Blanc de la Valliere.

Przedmiot: chowańcy, a także psy, innymi słowy ja.

Saito zatrzymał wyobraźnię i popatrzył ciepło na Louise.

„Stałaś się milsza, nieprawdaż Louise, bardziej dziewczęca. Jesteś olśniewajca. Będąc taką miłą dla kogoś takiego jak ja... urastasz jako dziewczyna.”

Będę strzec cię ostrożnie – nie chcę cię podrywać jeszcze raz. Do czasu powrotu na Ziemi, będę cię chronić. Nawet jeżeli mnie nie lubisz, cieszę się, że jesteś taka miła dla mnie.

Jej blask zmieszał się z jego smutkiem i rozpaczą, Saito uśmiechnął się ciepło. Louise zauważyła, jak patrzył na nią uważnie i zarumieniła się:

– Czemu patrzysz na mnie w ten sposób?

Zauważając wstrętny sposób w jaki patrzy na nią, Saito odwrócił oczy i zacisnął leżące na kolanach ręce w pięści. Słuchaj uważnie, Saito. Arystokraci nie są dla psów takich jak ty. W porównaniu do Louise, która jest tak piękna i czysta, jesteś tylko pospolitym kretem. Nie ma takiej możliwości by kret mógł patrzeć na taką pociągającą dziewczynę w przyzwoity sposób.

Myśli powtórzone w jego głowie. Smutek szybko go pochłaniał, jak bagno bez dna. Saito posłusznie wyszeptał:

– Przepraszam za bycie odrażającym.

Louise szybko odwróciła się w przeciwną stronę.

„Ugh, musi myśleć, że jestem dziwny. Mistrz myśli, że jego kret jest dziwny”

Saito wpatrywał się w jedzenie na talerzu z posępną miną. To był luksusowy posiłek, ale jego kolory wydawały mu się wyblakłe.

Codzienna modlitwa i śniadanie zaczęło się. Saito cicho zjadł swoje jedzenie. Było wyborne, ale był tak nieszczęśliwy, że nie czuł smaku.


* * *


Gdy Louise weszła do klasy, koledzy szybko ją otoczyli. Pogłoski głosiły, że odbyła niebezpieczną podróż i dokonała wielkich czynów.

Prawda była paroma studentami którzy widzieli, gdy przywódca Magicznego Oddziału Obronnego wyruszył. To była skromna scena. Wszyscy byli chętni do usłyszenia, co się zdarzyło. Zapytaliby podczas śniadania, jeśli nie było by tam nauczycieli.

Kirche i Tabita już siedziały. One także były otoczone przez grupę studentów.

– Hej, kiedy ty i Louise byłyście nieobecne, dokąd udałyście się? – pytała Montmorency chwytając jej ramię.

Kirche rzucając na nią okiem, zaczęło elegancko poprawiać makijaż, a Tabitha cicho czytała swoją książkę. Tabitha nie mówiła dużo. Co do Kirche, gdy była w normalnym nastroju, nie opowiadała by kolegom dookoła o ich tajemnej podróży.

Nieważne jak bardzo klasa je naciskała, nie mogli nic wydobyć z tej dwójki, więc za cel obrali sobie Guiche i właśnie przybyłą Louise.

Guiche, które lubił być w centrum uwagi i aby o niego zabiegano, dało się ponieść emocjom, zgodnie z przewidywaniami.

– Chcecie mnie zapytać, prawda? Chcecie znać tajemnicę, którą ja znam? Aha, taki zadręczony mały królik!

Louise przedarła się przez tłum ludzi i trzepnęła Guiche przez głowę.

– Co robisz, jak myślisz?! Jeśli powiesz coś, księżniczka nie będzie cię lubić.

Jedna wzmianka o Henrietcie, a Guiche ucichł od razu. Zobaczywszy to, koledzy z klasy stali się jeszcze bardziej podejrzliwi. Okrążyli Louise i zaczęli ją dręczyć.

– Louise! Louise! Co naprawdę się wydarzyło?

– Zupełnie nic. Osman wysłał mnie do pałacu ze zleceniem, to wszystko. Prawda Guiche, Kirche, Tabitha?

Kirche uśmiechnęło się tajemniczo, dmuchająca na wyczyszczone paznokcie. Guiche kiwnął głową. Tabitha czytała książkę. Ponieważ nikt nie był skłonny do mówienia, koledzy wrócili na swoje miejsca. Jak grupa urażonych przegrywających, zaczęli rozmawiać o Louise gniewnie.

– Heh, najprawdopodobnie to nic ważnego.

– Tak, przecież mówimy o Louise Zero. Nie mogę wyobrazić sobie jakich wielkich wyczynów mogła by dokonać, jeśli nie potrafi nawet używać czarów.

– Złapanie Fouquet było tylko szczęśliwym trafem. Jej chowaniec po prostu, przypadkowo wywołał moc Berła Zniszczenia – Montmorency powiedział to irytująco, zakręcając lok.

Louise przygryzła swoją wargę, znosząc rozdrażnienie wyrażone na jej twarzy milcząco. Saito był wstrząśnięty. Jak śmiała ta kędzierzawa kobieta obrażać moją Louise? Dobrze, nie „moją” Louise, jak przypuszczam. Kret tak jak ja, nigdy nie mógłby mieć Louise. No dobrze. Nawet jeżeli to jest dziewczyna, Saito zrobi co powinno być zrobione.

Właśnie kiedy Montmorency odchodziła z zadowolonym spojrzeniem na swojej twarzy, Saito mimochodem wystawiło nogę. Montmorency nie zauważyła tego i wywróciła się o jego stopę.

– Ahh!

Montmorency, uniosła czerwony nos, od uderzenia twarzą w ziemię, gniewnie krzyknęła na Saito – Co ty robisz? Jestem arystokratą, jak plebejusz taki jak ty śmie podkładać mi nogę!

Z boku odezwała się Louise – To ty powinnaś uważać.

– Co, teraz stajesz po stronie plebejusza, Louis Zero?

– Saito może i jest plebejuszem, ale jest moim chowańcem, Montmorency Potop. Obraź jego, a obraź mnie, to jest to samo. Czy masz coś do dodania?

Montmorency odeszła, mamrocząc do siebie gniewnie. Dla Saita, Louise, która właśnie stanęła w jego obronie, nagle stała się olśniewająca i zaczął wpatrywać się w nią ciepło. Czując jego spojrzenie obróciła twarz w bok, rumieniąc się – C-co się tak patrzysz?

Saito, jeszcze raz uświadamiając sobie odrażające spojrzenie, przeprosił Louise. Ten pospolity kret zrobił to jeszcze raz.

– P-przepraszam.

Louise zauważyła, że Saito jest jakiś dziwny od rana. Był bardziej ostrożny niż zwykle. „Czego więcej chcesz, jestem taka miła dla ciebie.”

Właśnie miała coś powiedzieć o tym, ale pan Colbert wszedł do klasy, więc usiadła. Zaczęła się lekcja..

– Dobrze, wszyscy – pan Colbert poklepał lekko swoją łysą głowę. Do wczoraj, miał obawy o to jak Fouquet Krusząca Ziemię uciekła z więzienia, podejrzewając zdrajcę w zamku. Także domyślał się, że jest to poważne wydarzenie dla Tristain.

Jednakże tego ranka, Osman wezwał go, mówiąc mu, że „wszystko w porządku” i wrócił do swojego normalnego zachowania. Ponadto, sprawy takie jak polityka nie zajmowały go za bardzo.

Za to interesował się wiedzą, historią i… badaniami. Dlatego też lubił lekcje. Swobodnie mógł ogłosić wyniki swoich badań. I tak, z radosną uwagą, pokazał klasie, coś dziwnego położonego na biurku.

– Panie Colbert, co to jest? – zapytał jeden ze studentów.

To naprawdę była dziwnie wyglądająca rzecz. Długi metaliczny cylinder z metalową rurką wychodzącą z niej. Para miechów podłączona do rurki i korba przymocowana do głowicy cylindra. Korba była połączona z kołem z boku z cylindra. Na końcu była przekładnia przymocowana do koła i pudła.

Wpatrując się w wyposażenie, wszyscy studenci byli zaciekawieni jakiego rodzaju lekcja się odbędzie. Odchrząkując, zaczął swoją lekcję – Po pierwsze, kto może mi wymienić główne cechy magii ognia.

Klasa odwróciła się do Kirche. Gdybyś w Halkeginii rozmawiał o magii ognia, powinieneś zwrócić się do Germańskiej arystokracji. Wśród nich, Zerbsts były sławną rodziną. Również, jej przezwisko, Płomienna Kirche, wskazywało, że była dobra w magii ognia.

Chociaż lekcja zaczęła się, Kirche wciąż kontynuowało czyszczenie do połysku paznokci. Bez odrywania oczu od pilniczka, odpowiedziała leniwie: – Pasja i zniszczenie.

– To prawda – powiedział pan Colbert, mag ognia o sile trójkąta i przezwisku Płonący Wąż.

– Jednakże myślę że, sama pasja, tylko zdolna niszczyć, to trochę mało. Wszystko zależy od użycia. W zależności jak używasz tego, możesz robić jakieś naprawdę fajne rzeczy. Nie tylko do niszczenia, Panno Zerbst. Bitwa nie jest jedynym czasem, w którym zobaczysz ogień.

– Bezsensowna jest próba mówienia arystokratom Tristain o magii ognia – odpowiedziała Kirche głosem pewnym siebie. Pan Colbert nie był wzburzony brakiem jej zgody, ale uśmiechnąć się za to.

– A co to za dziwną rzecz tam masz? – zapytała Kirche z obojętnym spojrzeniem, wskazując na wyposażenie na biurku.

– Hehe. Więc w końcu zapytałaś. To jest coś, co wynalazłem. Działa używając oleju i magii ognia.

Studenci pochylili się, wpatrując się w mechanizm uważnie. Wyglądał on nieco znajomo dla Saito, jakby zobaczył go już gdzieś wcześniej. Będąc ciekawską osobą, również nie odzywał się i oglądał uważnie.

Pan Colbert kontynuował.

– Po pierwsze powodujemy parowanie oleju w miechu – regularnie nadeptywał na miech stopą.

– A następnie, odparowany olej pójdzie do tej cylindrycznej rury.

Z uważnym spojrzeniem, Colbert włożył swoją różdżkę do wnętrza małej dziury, którą otworzył. Wygłosił zaklęcie. Nagle słychać było odgłos płonącego ognia, a ponieważ ogień zapalił odparowany olej, dźwięki zmieniły się w wybuchy.

– Obserwować ostrożnie! Wewnątrz metalicznej rury, moc z wybuchu porusza tłok tam i z powrotem!

Korba przymocowana do szczytu cylindra zaczęła ruszać się a wraz z nią koło. Kręcące się koło otworzyło drzwi w pudle. Koła zębate zaczęły ruszać się i kukiełka węża wyszła z wnętrza.

– Moc jest przekazana do korby, która kręci kołem! Spójrzcie! Wąż wtedy wychodzi, by przywitać się z nami! Interesujące!

Studenci przyglądali się bez entuzjazmu. Jedynym zaciekawionym wydawał się być Saito.

– No i? Co jest tak specjalnego w tym?

Pan Colbert był smutny z powodu, że wynalazek z którego był bardzo dumy, został zupełnie zignorowany. Odchrząkując, zaczął wyjaśniać – W tym przykładzie tylko wąż pokazuje się, ale powiedzmy na przykład, że ten mechanizm został położony na powozie. W takim razie, powóz mógłby poruszać się nawet bez koni! Mogłby też pracować z boku łodzi przez przekręcenie koła wodnego. Wtedy nie byłoby potrzeba jakichkolwiek żagli! ”

– Właśnie w tych przypadkach mogłeś użyć czarów. Nie trzeba użyć takiego dziwnego mechanizmu.

Po tym jak jeden ze studentów to powiedział, inni pokiwali głowami w zgodzie.

– Słuchajcie uważnie! Jeśli to jest poprawne, to mogłoby to działać nawet bez czarów! Polegałem na moich czarach ognia by to zapalić, ale mówią, że krzemień był używany by to zapalać i często to stwierdzano...

Colbert był oczywiście rozgorączkowany, mówiąc bez końca, podczas gdy studenci zastanawiali się co było w tym tak specjalnego. Jedyny, który wydawał się rozumieć wielkość jego wynalazku wydawał się być Saito.

– Panie Colbert, to wspaniałe! To jest silnik! – krzyknął Saito nagle wstając. Cała klasa odwróciła się do niego.

– Silnik? – Pan Colbert przyglądał się Saito z pozbawionym wyrazu spojrzeniem.

– Tak, silnik. To jest używane w moim świecie dla rzeczy właśnie takich jak pan wymienił.

– Mogę powiedzieć, że jesteś spostrzegawczą osobą. Jesteś chowańcem Panny Vallière, tak?

Fakt, że był legendarnym chowańcem Gandálfrem, mającym znaki runiczne na odwrocie swojej ręki nagle przypomniał się Panu Colbertowi. Zapomniał, odkąd Osman kazał mu przestać się tym zajmować… ale z powodu swojego entuzjazmu, zainteresował się Saito.

– Gdzie się urodziłeś? – zapytał z zapałem.

Louise szarpnęła nieznacznie kurtkę Saito i lekko spiorunowała go wzrokiem – Nie mów niczego niepotrzebnego, będziemy wyglądać podejrzanie.

Zgadzając się Saito usiadł.

– Hmm? Gdzie się urodziłeś? – Colbert zbliżył się do Saito z błyszczącym wyrazem oczu. Louise odpowiedziała za niego.

– Panie Colbert, on jest uh... z... ロバ・アル・カリイエ (miejsce zwane Roba Aru Kariie)... na wschodzie.

Mr. Colbert był zaskoczony – Co?! Za przerażającymi ziemiami elfów? Czekaj, został wezwany nieprawdaż, on … tak, on nie musiał przedostać się przez te ziemie... Rozumiem. Słyszę, że ziemie, którymi rządzą elfy na wschodzie mają zaawansowaną technikę. Więc urodziłeś się tam... Rozumiem – kiwnął głową w zrozumieniu.

Saito odwróciło się do Louise – Co?

– Współpracuj – powiedziała Louise, nadeptując na jego stopę.

– A, Ah tak. Pochodzę z um... ロバ (to samo miejsce jak wyżej, Roba).

Pan Colbert pokiwał znowu i wrócił do mechanizmu. Stając na podwyższeniu ponownie, popatrzył na klasę.

– W porządku, kto chciałby spróbować uruchomić mechanizm? To jest prościutkie! Zwyczajnie otwierasz otwór w cylindrze, wkładasz różdżkę i wygłaszasz ciągle zaklęcie „zapalać”. Tempo powtórzeń jest trochę trudne, ale jak raz załapiesz, to będzie tak łatwe jak to.

Mr. Colbert nastąpił na miech swoją stopą i uruchomił mechanizm jeszcze raz. Dźwięki eksplozji odbiły się echem w klasie podczas gdy korba i przekładnie ruszyły się, a po nich wąż pokazał swoją twarz.

– I uradowany wąż wita nas!

Nikt nie podniósł ręki. Pan Colbert spróbował zainteresować studentów swoim mechanizmem, mówiąc „uradowany wąż” , ale to zupełnie nie zadziałało. Rozczarowany, Colbert opuścił ramiona.

Nagle Montmorency wskazała na Louise – Loiuse, ty spróbuj!

Twarz pana Colberta rozjaśniła się – Panna Vallière! Jest pani zainteresowana mechanizmem?

– Łapiąc Fouquet Kruszącą Ziemię i ukrywając się gdzieś, oczywiście nie możesz mieć trudności z czymś w tym rodzaju, prawa? – Louise zdała sobie sprawę, że Montmorency próbuje wprawić ją w zakłopotanie, powodując że zawiedzie.

Wydawało się, że Montmorency nie lubiła, jak na Louise skupiała się cała uwaga, osiągała sukcesy czy była gwiazdą. Jej zazdrość była głęboka i fakt, że ona był daleko w tle nagle uderzył w Louise.

Montmorency dalej prowokowała Louise – Hej zrobisz to? Louise. Louise Zero.

Coś w Louise pękło. Nie mogła milczeć, gdy Montmorency nazwała ją Zerem. Louise cicho wstała i podeszła do podwyższenia.

Widząc Louise w tym stanie, Saito spiorunował wzrokiem Montmorency – Hej Monmon.

– Montmorency na Bogów!

– Nie prowokuj Louise! To skończy się eksplozją! – powiedział bezmyślnie Saito.

Po komentarzu Saito, Louise rozejrzała się. Frontowy rząd studentów ukrył się za swoimi krzesłami.

Słysząc komentarz, Pan Colbert przypomniał sobie talent Louise i pochodzenie jej przezwiska. Próbując rozpaczliwie skłonić ją do zmiany zdania, zaczął wzburzony przekonywać ją – Ah, Panno Vallière. Hm, może zrobisz to innym razem, dobrze?

– Zostałam obrażona przez Montmorency Potop – powiedziała zimno Louise. Jej czerwonawo brązowe źrenice były przepełnione złością.

– Muszę ukarać Pannę Montmorency. Więc, eee, proszę mogłabyś cofnąć swoją różdżkę? Nie wątpię w twój talent, ale magia nie zawsze kończy się powodzeniem. Chcę powiedzieć, że „smok również może zdechnąć od ognia” po wszystkim.

Louise ostro spojrzała na Colberta – Proszę pozwolić mi to zrobić. Nie zawsze zawodzę. Czasem odnoszę sukces.

– Są momenty, kiedy czasem odnoszę sukces – powiedziała Louise, jakby słowa były skierowane do siebie. Jej głos drżał. Saito wiedział, że teraz już nic nie zatrzyma Louise. Gdy była niezwykle zła, jej głos zaczynał drżeć.

Pan Colbert popatrzył w górę na sufit i westchnął.

Louise skopiowała postępowanie Pana Colberta i nadepnęła na miech. Odparowany olej został wysłany do cylindra. Zrobiła głęboki wdech i włożyła różdżkę do wewnętrza cylindra.

– Panno Vallière, uhh… – szeptał Pan Colbert jakby się modlił.

Głosem czystym jak dzwon, zaczęła recytować zaklęcie.

Cała klasa zamarła.

Zgodnie z przewidywaniami, mechanizm wybuchł. Louise i Pan Colbert zostali wyrzuceni w powietrze w kierunku czarnej tablicy, podczas gdy klasa krzyczała. Wybuch rozrzucił palący się olej po pomieszczeniu. Studenci biegli wokół bezładnie, unikając płomieni.

Ponieważ krzesło i stół paliły się, Louise wstała wolno. To był okrutny widok. Jej ubranie zostało spalone, a jej gładka cera była pokryta sadzą. Zupełnie ignorując chaos w klasie, złapała ramię Pana Colberta i wyszeptała – Panie Colbert. Ta maszyna psuje się dość łatwo.

Pan Colbert nie odpowiedział, czując lekki ból głowy. Studenci odpowiedzieli za niego – To ty go popsułaś! Ty Zero! Louise Zero!

– Mniejsza o to, jest pożar! Niech ktoś go zgasi!

Montmorency wstała i wyrecytowała zaklęcie. Było to zaklęcie wody „Wodna kurtyna”. Bariera wody zgasiła ogień i studenci oklaskiwali Montmorency. Ta, jakby zatryumfowała, powiedziała do Louise – zastanawiam się czy to było konieczne, skoro z ciebie taki zręczny mag, a to był przecież słaby ogień

Rozgniewana Louise ugryzła się w wargę.


* * *


Ta noc... To była już noc, gdy klasa została uprzątnięta. Czyszczenie krzeseł i biurek, wycieranie podłogi było ciężkim zadaniem. Wyczerpani, Louise i Saito, wrócili do pokoju. Saito zawalił się na swój stóg siana. Louise usiadła na łóżku. To był prawie czas pójścia spać. Siłą nawyku, Saito podszedł do szafy, aby wyjąć rzeczy Louise. Ona jednak, nagle wstała.

– C-co robisz?

Louise zarumieniła się i nie odpowiedziała. Chwyciła rękoma prześcieradła i zaczęły zawieszać je na kolumienkach baldachimu. Prześcieradła posłużyły jako zasłona i ukryły jej łóżko. Patrząc na Saito kątem oka, podeszła do szafy znaleźć rzeczy i wróciła do łóżka. On mógł słyszeć jedynie szeleszczenie ubrania, gdy zmieniła je za zasłoną. Przygnębiony, wróciło do swojego stogu siana.

„Ona nie chce zostać zobaczoną przez kogoś takiego jak ja. Nawet jeżeli widzę cię, nie chcę zrobić niczego dziwnego. Nie chcę nawet więcej patrzeć. Nie jestem wilkiem jak myślisz... Ja jestem kretem. Tak więc, zostałaś pocałowana przez kreta, ale to było gdy dałem się ponieść emocjom, popełniłem błąd. Nie chcę kiedykolwiek zrobić tego raz jeszcze Louise. Będę cię strzec jak należy. Ten pospolity kret popilnuje cię z tego stogu siana.”

Saito nieskończenie dręczył się tymi myślami. Zasłona została zdjęta. Nosząc peniuar, Louise była skąpana w świetle księżyca, a jej włosy spływały płynnie. Błyskotliwe światło księżyca podkreśliło jej święte piękno. Po wyczesaniu włosów własnymi rękami położyła się i szybkim ruchem różdżki wyłączyła lampę na stoliku nocnym. To była magiczna lampa, która zgasłaby przy sygnale swojego mistrza. Nie była jakaś specjalna, ale wyglądała jak coś drogiego. Ze światłem księżyca kąpiącym pokój, atmosfera zrobiła się senna.

Gdy Saito prawie zasypiał, Louise usiadła i zawołała – Hej, Saito.

– Tak?

– Ciągłe sypianie na podłodze jest trochę skrajne... możesz, eee, spać w łóżku jeśli chcesz.

Ciało Saito zesztywniało – C-co?

– Nie zrozum mnie źle! Uderzę cię jeśli zrobisz coś dziwnego.

Saito był zakłopotany. „ Ah, Louise naprawdę jesteś miła, nieprawdaż. To tak jakbyś zmieniła się całkowicie. To surowe doświadczenie naprawdę cię odmieniło... Nawet stałaś się miła dla wstrętnego kreta, takiego jak ja.” Z każdy krokiem bliżej łóżka, jego tętno wydawało się podwajać. Louise owinięta w koc na krawędzi łóżka, obróciła się przodem do okna.

– To... w porządku? Nawet dla mnie? Kreta?

– Tak to w porządku, nie każ mi mówić tego ponownie. Co rozumiesz przez kret?

Saito wsunął się do łóżka i okrył kocem – Przepraszam.

Musiał przeprosić za dawanie się ponieść emocjom i całowanie jej. Czuł, że musiał. Wyszeptał – Przepraszam… za całowanie cię w ten sposób.

Louise nie odpowiedziała.

Myślał, że śpi, ale odgłosy na to nie wskazywały. Saito kontynuował – Ja… postanowiłem wcześniej, że będę cię chronić tak jak obiecałem Księciu Walesowi.

– Nie tylko od wrogów, ale od moich własnych pożądań też. Nie mogę powiedzieć, że wykonałem dobrą robotę chroniąc cię do tej pory, więc wybacz mi – powiedział, wyrażając to co myślał.

Louise odpowiedziała cichym głosem – W porządku, nie martw się o to.

Saito chwycił koc i szepnął – Nie chcę tego zrobić ponownie.

Oczywiście – Louise zaczęła mówić, jakby zdeterminowana by powiedzieć coś Saito – ale, ja również muszę przeprosić. Przepraszam, za przywołanie cię.

– W porządku. Nie jest dobrze, ale w porządku.

– Znajdę sposób, abyś wrócił do domu. Nie wiem jak, ale to zrobię. Nigdy wcześniej nie słyszałam o innym świecie.

– Dzięki – Saito poczuł ulgę.

Wiercąc się trochę, Louise zapytała – Twój świat… tam nie ma żadnych magów, prawda?

– Nie.

– Jest tylko jeden księżyc?

– Tylko jeden.

– To dziwne.

– Nie, nie jest, ten świat jest dziwny, magowie i rzeczy.

– Co robiłeś w tamtym świecie?

– Byłem uczniem liceum.

– Uczniem liceum?

– Tak, to nie różni się bardzo od bycia uczniem tutaj, przypuszczam. Studiowanie jest rodzajem pracy.

– Co robią ludzie gdy dorosną?

Louise zaczęła bombardować Saito pytaniami. Chwilę dziwiąc się jak, odpowiedział – Hmm, może zostają pracownikami firm, to jest najpowszechniejsze.

– Co to jest pracownik firmy?

Trochę się zirytował, ale odpowiedział: – Pracujesz i zarabiasz pieniądze.

– Naprawdę nie rozumiem... ale czy to jest to kim chciałeś być?

Saito nie odzywał się. Nie zastanawiał się co chciał robić w przyszłości. Spędzał swoje dni na robieniu tego co lubił. Jego przyszłość nie była ani jasna ani ciemna. Myśląc, że ta sytuacja trwałaby bez końca on po prostu bez zastanowienia chodził do szkoły. Trochę był zmartwiony swoją odpowiedzią – Nie wiem. Nie myślałem o tym naprawdę.

– Wardes powiedział, że jesteś legendarnym chowańcem. Te znaki runiczne na wierzchu twojej ręki są symbolem Gandálfra.

– Naprawdę nie rozumiem, ale wydaje się że Gandálfr oznacza używanie miecza Derflingera.

– Jestem ciekawa, jeśli to prawda...

– To musi być to, nie mógłbym normalnie użyć w taki sposób miecza.

– Dlaczego nie mogę używać magii? Ty jesteś legendarnym chowańcem, ja jedynie Louise Zero. Ugh.

– Nie wiem.

Louise nie odzywała się przez chwilę. Następnie przemówiła poważnym tonem – Wiesz, chcę zostać wielkim magiem. Nie mam na myśli bardzo potężnego maga. Po prostu chcę móc czarować jak należy. Nie chcę zepsuć każdego zaklęcia jakie rzucam, a nawet nie wiem w której gałęzi czarów jestem dobra?

Saito pamiętał lekcję, którą mieli wcześniej. Jak zwykle, Louise zawiodła.

Odkąd byłam mała mówiono mi, że jestem beznadziejna. Mój ojciec i matka nie oczekiwali niczego ode mnie. Zawsze byłam traktowana jak głupia, zawsze przezywana Zero… Ja naprawdę nie mam żadnego talentu. Nie ma gałęzi czarów w której jestem dobra. Jestem też niezdarna przy wygłaszaniu zaklęć. Rozumiem to. Moi nauczyciele, matka i siostry mówili to. Gdy wygłaszasz zaklęcie w swojej gałęzi czarów, coś wewnątrz ciebie reaguje i to krąży w twoim ciele. Gdy ten rytm jest w punkcie kulminacyjnym, to oznacza że zaklęcie jest skończone. Nigdy nie poczułem tego wcześniej.

Głos Louise stał się cichszy – Ale ja chcę w końcu móc robić takie rzeczy jak wszyscy inni. Inaczej czuję, że nie będę wstanie być szczęśliwą.

Louise ucichła raz jeszcze. Saito nie wiedziało co powiedzieć, by ją pocieszyć. Minęło trochę czasu nim Saito zaczął mówić.

Nawet jeżeli nie możesz używać czarów… jesteś normalna. Nie tylko normalna… jesteś słodka. I byłaś taka miła ostatnio. Masz swoje własne zalety. Nawet jeżeli nie możesz używać magii, jesteś wspaniałą osobą…

Kończąc swoją chaotyczną odpowiedź, Saito obrócił się w kierunku Louise. Już zasnęła. Jej niewinna twarz zaparła mu dech w piersiach. Wydawało się, że zapadła w sen, podczas gdy on myślał o swojej odpowiedzi. Jej jasno różowawe włosy splotły się ze światłem księżyca błyszcząc. Miarowy oddech dochodził z jej małych różowych warg.

Patrząc na te usta, chciał przycisnąć swoje do jej raz jeszcze i nawet bez uświadamiania sobie tego, zaczął przysuwać do przodu twarz. Ale zatrzymał się. To było tchórzliwe, całować w czasie snu dziewczynę, która nawet nie jest jego kochanką. Ja nie jestem twoim kochankiem… ale będę cię chronić. Więc nie martw się Louise.

Uśmiechając się ciepło do Louise, zamknął oczy. Z jej oddechem jako kołysanką, zasnął.

Louise otworzyła oczy jak tylko Saito usnął. Ściągnęła brwi i wyszeptała – Tylko udawałam sen. Louise ścisnęła swoją poduszkę i przygryzł wargi. To jest takie inne, pomyślała. Gdy podrywał mnie, zrobił to pochopnie, jak idiota, a teraz kiedy jest posłuszny, jest w pełni zdyscyplinowany.

„Nie rozumiem. Nie rozumiem o czym on w ogóle myśli”. Louise położyła ręce na piersi. Gdy Saito był obok niej, jej klatka piersiowa naprawdę drżała. Więc te uczucia rzeczywiście są prawdziwe?

Chciała odwdzięczyć się Saito, że był tak miły i uratował ją tylekroć... Ale to nie była jedyna rzecz. To był pierwszy raz, który poczuła te uczucia do kogoś z płci przeciwnej i nie wiedziała co robić. Z tego powodu, nie pozwoliła Saito pomagać sobie w przebieraniu się. Jak tylko dostrzegła te uczucia, popadła w zakłopotanie przy samej myśli, że on patrzy na jej skórę. Nie chciała by zobaczył jej twarz zaraz po przebudzeniu się.

„Kiedy zaczęło się to uczucie do Saito? Prawdopodobnie od tego czas” pomyślała Louise. Po prostu gdy właśnie miała zostać zabita przez golema Fouquet, została przytulona przez Saito. Jej serce zabiło mocno. Pomimo faktu, że właśnie miała umrzeć, jej serca uderzało głośno. Był to również wtedy gdy Wardes już miał ją zabić. Saito wskoczył i uratował ją. Ale czas gdy jej serce uderzało najszybciej był, gdy jechali na smoku a on ją pocałował. Po tym nie mogła spojrzeć w twarz Saito.

„Jestem ciekawa co Saito myśli o mnie? Nieprzyjemna dziewczyna? Egoistyczny i przeciętny mistrz? Czy może lubi mnie? Tak, pocałował mnie, więc musi mnie lubić. Czy może jest taki sam jak Guiche i po prostu lubi kobiety. Jestem ciekawa, która z tych możliwości. Chcę wiedzieć. W każdym razie, dlaczego nic nie zrobił kiedy spałam obok niego” myślała Louise.

„Oczywiście, jeśli zrobi coś teraz, to będę musiała kopnąć go w krocze.”

– Ale... ale... – Louise poklepała poduszkę Saito. Nie obudził się. Rozejrzała się niespokojnie. Poza księżycem nic nie patrzyło na nią. Przysunęła się do twarzy Saito. Jej puls przyśpieszył. Przycisnęła swoje wargi do jego na dwie sekundy. To był taki pocałunek, przy którym całujący nie miała pewności czy miał on miejsce.

Saito obrócił się na drugą stronę.

Louise nieznacznie spanikowała i odsunęła się od jego twarzy, wsunęła się za koc trzymając się poduszki.

„Co robię? Mojemu chowańcowi. Jestem taka idiotka”

Popatrzyła na twarz Saito. Zachowywał się ozięble: przychodząc z innego świata, będąc posłusznym czasem, kiedy indziej dając się ponieść całkowicie bez powodu. „Legendarny chowaniec... Jestem ciekawa czy naprawdę lubię go? Czy to jest to, co inni nazywają sympatią do kogoś?”

Podczas gdy powtórzyła myśli, wodziła po swoich wargach palcami. Żar był jak żelazo na ustach. „Jak mogę znaleźć odpowiedź na to pytanie?”

– Nie chcę pozostać bez odpowiedz... – wyszeptała Louise gdy zamykała swoje oczy.

Przekład

Tłumaczył: egaro


Cofnij do Rozdziału 1 z Tomu 3 - Pochodzenie Zera Powrót do strony głównej Skocz do Rozdział 3 z Tomu 3 - Modlitewnik Założyciela