Zero no Tsukaima wersja polska Tom 2 Rozdział 2: Difference between revisions

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search
Someone (talk | contribs)
Wicher (talk | contribs)
No edit summary
Line 3: Line 3:
Poranek.
Poranek.
<br />
<br />
Klasowi koledzy Loiuse zrobili wielskie oczy gdy weszła do klasy, pewnie dlatego, że ciągła za sobą łańcuch oraz uwięzionego na nim ciężko uszkodzonego Saito. Jej twarz emitowała ekstremalnie niebezpieczną aurą, a jej piękne brwi wykręcone były złością.  
Klasowi koledzy Loiuse zrobili wielkie oczy, gdy weszła do klasy, pewnie dlatego, że ciągnęła za sobą łańcuch, na końcu którego uczepiony był ciężko pobity Saito. Twarz Loiuse emanowała ekstremalnie niebezpieczną aurą, a jej piękne brwi wykrzywione były złością.  
Zmierzwiła włosy. <br />
Zmierzwiła włosy. <br />
-Wow, Louise. Co tutaj przytargałaś?-Montmorency Fragrance zapytała Louise, szczęka jej opadła. <br />
- Wow, Louise. Co tutaj przytargałaś?! - Montmorency Fragrance, przesadnie demonstrując zdziwienie. <br />
-Mojego chowańca<br/>
- Mojego Chowańca<br/>
-Okej w porządku...  To rzeczywiście on jak mu się lepiej przyjrzeć.- Montmorency skinęła. Jednak ogromny siniak i zastygła krew na twarzy, tylko niektórzy mogli rozpoznawać w nim Saito. Jej twarz. Spojrzał na zablokowane nadgarstki i został przeciągnięty jak worek śmieci. <br />
- W porządku...  Jak się mu tak przyjrzeć z bliska, to rzeczywiście on. - Montmorency przytaknęła. Jednak ogromny siniak i zakrzepła krew na twarzy, sprawiała że tylko nieliczni rozpoznawali w nim Saito. Jego głowa, wraz z nadgarstkami zakuta była w dyby. Spojrzał na zablokowane nadgarstki i został przeciągnięty jak worek śmieci. <br />
-Co on zrobił? <br />
- Co on zrobił? <br />
-Wlazł do mojego łóżka <br />
- Miał czelność wpełznąć do mojego łóżka. <br />
-Oh!-Montmorency przesadnie pokazała swoje zdziwienie, strzępiąc piękna zakręconą fryzurę.-Wulgarne! Oh, wchodzenie do czyjegoś łóżka jest takie... Oh! Brudne! Nieczyste! Bardzo nieczyste!-Przygryzła kawałek chusteczki, kiedy mówiła o reputacji i przodkach i tak dalej. Mierzwiąc swoje czerwone Kirche weszła do klasy gapiąc się na Louise. <br />
- Och! - Montmorency zareagowała zbyt emfatycznie, strzępiąc pięknie zakręconą fryzurą. - Wulgarne! Och, wchodzenie do czyjegoś łóżka jest takie... Och! Brudne! Nieczyste! Bardzo nieczyste! - Przygryzła kawałek chusteczki, kiedy mówiła o reputacji, przodkach i tak dalej. Mierzwiąc swoje czerwone włosy, Kirche weszła do klasy gapiąc się na Louise. <br />
-To musi być twój sposób uwodzenia, prawda Louise? Sprośnie, sprośnie Louise, uwodzisz Saito jak prostytutka, czyż nie? <br />
- To musi być twój sposób uwodzenia, prawda Louise? Sprośnie, doprawdy sprośnie Louise, uwodzisz Saito jak zwyczajna dziewka, czyż nie? <br />
-Kto jest sprośny? Czy nie ty? Nie ma mowy, abym go uwodziła! <br />
- I kto tu jest niby sprośny? Nie ma mowy, abym go uwodziła! <br />
-Raany... być rannym przez to... biedaczek... pozwól, że cię uleczę.-Kirche przytuliła głowę Saito. Jej ogromne piersi prawie go udusiły, ale oferował nie uzdrowienie ale raczej czuł się jak w siódmym niebie. <br />
- Rany... być rannym przez to... biedaczek... pozwól, że cię uleczę. - Kirche przytuliła głowę Saito. Jej ogromne piersi prawie go udusiły, może go nie uzdrowiły, ale czuł się jak w siódmym niebie. <br />
-Ej ej ej... <br />
- Ej, ej, ej... <br />
-Czy wszystko w porządku? Gdzie cię boli? Uleczę cie zaklęciem <br />
- Czy wszystko w porządku? Gdzie cię boli? Uleczę cię zaklęciem <br />
-Leż spokojnie. Nie możesz używać zaklęć leczniczych , prawda? Twoje runiczne imię to „Ciepło” jak  udar cieplny. Weź się trochę uspokój- powiedziała Louise z oburzeniem. <br />
- Leż spokojnie. Nie możesz używać zaklęć leczniczych , prawda? Twoje runiczne imię to „Ciepło” jak  udar cieplny. Zwolnij nieco - powiedziała Louise z oburzeniem. <br />
-Jest żarliwy. Żar-liwy. Nigdy nie myślałam, że twoja pamięć to również Zero-Kirche spojrzała na pierś Louise-Widzisz. Twoje imię Zero nie jest tylko o twojej klatce i magii! <br />
-Jest żarliwy. Żar-liwy. Nigdy bym  nie pomyślała, że twoja pamięć to również Zero. - Kirche spojrzała na klatkę piersiową Louise -Widzisz. Twój przydomek „Zero” nie jest tylko o twoich piersiach i magii! <br />
Twarz Louise stała się natychmiast czerwona. Mimo to, zaśmiała się chłodno, zagryzając wargi. <br  />
Twarz Louise momentalnie poczerwieniała. Mimo to, zaśmiała się chłodno, zagryzając wargi. <br  />
-Dlaczego mam się przejmować słowami od kobiety która tylko chwali się piersiami? Myślisz że wszystkie kobiety przejmują się rozmiarem swoich piersi? Masz naprawdę pomieszany tok myślenia. Twój mózg musi być pusty albo coś... wszystkie składniki odżywcze idą w twoje p-piersi... twój mózg m-musi być p-pu-pusty... <br />
- Dlaczego mam przejmować się słowami kobiety, która nieustannie chwali się piersiami? Myślisz że wszystkie kobiety przejmują się rozmiarem swoich piersi? Masz naprawdę pomieszany tok myślenia. Twój mózg musi być pusty albo coś... wszystkie składniki odżywcze idą w twoje p-piersi... twój mózg m-musi być p-pu-pusty... <br />
Mimo że próbowała  zachować spokój, głos jej zamarł. Zrozumiała, że przyjęła bardzo osobista ofensywę. <br />
Mimo że, próbowała  zachować spokój, głos jej zamarł. Zrozumiała, że przyjęła bardzo osobistą ofensywę. <br />
-Twój głos drży, Vallière- I Kirche delikatnie trzymała Saito, jego ciało nadal było pełne siniaków i ran. Kirche przyłożyła głowę to jego klatki- Och, skarbie, czy myślisz ze piersiasta Kirch jest głupia? <br />
-Twój głos drży, Vallière - Kirche delikatnie podtrzymywała Saito, jego ciało nadal było pokryte siniakami i ranami. Kirche przyłożyła głowę to jego klatki - Och, skarbie, czy myślisz ze piersiasta Kirch jest głupia? <br />
-N.. nie... j-jesteś bardzo inteligentna!-Saito prowadzony ekstaza, grzebał swoją głową pomiędzy piersiami Kirche.<br />
-N-nie... j-jesteś bardzo inteligentna!-Saito prowadzony ekstazą, szamotał swoją głową pomiędzy piersiami Kirche.<br />
Brew Louise podniosła się i pociągnęła pełną siłą łańcuch który trzymała w ręku. <br />
Brew Louise podniosła się i pociągnęła pełną siłą łańcuch który trzymała w ręku. <br />
-Chodź tu!- Saito, zablokowana głowa, nadgarstki, i całe ciało ciężko uderzyło w ziemie. Louise stanęła nad nim i powiedziała chłodnym głosem-Kto pozwolił ci rozmawiać z ludźmi? Możesz mówić „woof”, psie <br />
- Chodź tu! - Zablokowana głowa Saito, nadgarstki i całe ciało ciężko uderzyło o ziemie. Louise stanęła nad nim i powiedziała chłodnym głosem. - Kto pozwolił ci rozmawiać z ludźmi? Możesz mówić tylko „hau”, psie. <br />
-Woof,Tak pani- Saito odpowiedział cicho. <br />
- Hau, tak pani - Saito odpowiedział cicho. <br />
-Głupi pies. Zrób to znowu. Co mówisz gdy chcesz powiedzieć „tak”? <br />
- Głupi pies. Zrób to znowu. Co mówisz gdy chcesz powiedzieć „tak”? <br />
-Woof. <br />
- Hau. <br />
-Dokładnie. Mówisz „woof” raz. Co mówisz gdy chcesz powiedzieć „Zrozumiałem, mistrzu?”. <br>
- Dokładnie. Mówisz „hau” raz. Co mówisz gdy chcesz powiedzieć „Zrozumiałem, mistrzu?”. <br>
-Woof woof! <br />
- Hau, hau! <br />
-Doookłanie. Mówisz „woof” dwa razy. Co jeżeli „Idę do łazienki”? <br />
- Dokładnie. Mówisz „hau” dwa razy. Co jeżeli „Idę do łazienki”? <br />
-Woof woof woof! <br />
- Hau, hau,  hau! <br />
-Brawooo! Mówisz „woof” trzy razy. To doskonałe słownictwo dla takiego głupiego psa, więc nie musisz mówić nic innego. <br />
- Brawo! Mówisz „hau” trzy razy. To doskonałe słownictwo dla takiego głupiego psa, więc nie musisz mówić nic innego. <br />
-.........woof <br />
- ... Hau. <br />
-Szczekanie jest również słodkie!-Kirche powiedziała to kiedy pieściła podbródek Saito-Awww... możesz przyjść do mojego łóżka dzisiaj w nocy? Jak będzie? Mogę szczekając wylizać tyle miejsc ile będziesz chciał! <br />
- Szczekanie jest równie słodkie! – Powiedziała Kirche, pieszcząc podbródek Saita. - Awww... możesz przyjść do mojego łóżka dzisiaj w nocy? Jak będzie? Mogę szczekając wylizać tyle miejsc ile będziesz chciał! <br />
Saito nagle wstał na kolana, pokazał ogon, który przyczepiła mu Louise, a był zrobiony z miotły. Były również uszy zrobione z łachmanów. <br />
Saito nagle wstał na kolana, pokazał ogon, który przyczepiła mu Louise, a był zrobiony z miotły. Były również uszy zrobione z łachmanów. <br />
-Woof! Woof! Woof woof! <br />
- Hau! Hau! Hau, hau! <br />
Louise cicho ale z wielką siłą pociągła łańcuch <br />
Louise dyskretnie ale z wielką siłą pociągła łańcuch <br />
-Ty mały... <br />
- Ty mały... <br />
I ze złością stanęła nad nim. <br />
I ze złością stanęła nad nim. <br />
-Czy nie powiedziałem „woof” gdy chciałem coś powiedzieć?!- Saito miał dość, wstał z miną ''”Mam nadzieje że przyjęłaś tą lekcje”'' i spojrzał na Louise. Wszystko co mogła zrobić, to pociągnąć za łańcuchu u jego nóg a on powinien upaść. <br />
- Czy nie powiedziałem „hau”, kiedy chciałem się porozumieć!? - Saito miał dość, wstał z miną „lepiej dać  mi nauczkę” i spojrzał Louise prosto w twarz. Pociągnęła za łańcuch u jego stóp, a ten zwalił się z łoskotem. <br />
-Masz zupełnie podobną pasję co psy. Nie tylko machasz ogonem na dziewczynę Zerbst'ów, ale również atakujesz swoją mistrzynię. Nikczemny. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo nieodpowiednio.-Louise wyciągnęła bat z plecaka i zaczęła bić nim energicznie Saito. <br />
-Masz zupełnie podobną pasję co psy. Nie tylko machasz ogonem na dziewczynę Zerbst’ów, ale również atakujesz swoją mistrzynię. Nikczemny. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo nieodpowiednio. - Louise wyciągnęła pejcz z plecaka i zaczęła bić nim energicznie Saito. <br />
-Ałć! Przestań! Przestań! P-R-Z-E-S-T-A-Ń!- Jego ciało było unieruchomione, a Saito mógł tylko obracać się dookoła na ziemi! <br />
- Auć! Przestań! Przestań! P-R-Z-E-S-T-A-Ń!- Jego ciało było unieruchomione, a Saito mógł jedynie tarzać się na ziemi! <br />
-Ałć? To nie jest „woof”? To jest „woof”! Czy nie wszystkie psy mówią „woof”? <br />
-Auć? To nie jest „hau”? To jest „hau”! Czy nie wszystkie psy mówią „hau”? <br />
Głos chłosty rozlegał się do sali wykładowej. Włosy Louise latały dookoła kiedy biczowała Saito, który próbować uciec. Saito robił płaczliwe „woof” kiedy tylko poczuł ból. Nikt wtedy by nie pomyślał, że Saito jest legendarynym chowańcem. <br />
Odgłosy chłosty rozlegały się po sali wykładowej. Włosy Louise latały dookoła kiedy biczowała Saito, który rozpaczliwie próbował uciec. Saito robił płaczliwe „hau” kiedy tylko poczuł ból. Nikt wtedy by nie pomyślał, że Saito jest Legendarnym Chowańcem. <br />
[[Image:ZnT02-039.jpg|thumb]]
[[Image:ZnT02-039.jpg|thumb]]
Uczniowe w sali patrzyli na tą żenującą scenę, zastanawiając się: ''Czy ten chowaniec rzeczywiście pokonał Guiche the Bronze? Czy naprawdę złapał Fouquet of the Crumbling Dirt?'' <br />
Uczniowie w sali przyglądali się tej żenującej scenie, zastanawiając się: „Czy ten Chowaniec rzeczywiście pokonał Guiche? Czy naprawdę pojmał zbrodniarkę Fouquet?<br />
TRZASK! TRZASK!<br />
TRZASK! TRZASK!<br />  
Studenci cicho patrzyli jak biła Saito. Gdy tylko zauważyła teraz, że wszyscy patrzą jak bije Saito, jej twarz zrobiła się czerwona. Pochopnie odrzuciła swój bicz i założyła ręce. <br />
Studenci w milczeniu przyglądali się jak Loiuse biła Saito. Gdy tylko spostrzegła, że wszyscy przypatrują się scenie, jej twarz pokryła się pąsem. Szybko odrzuciła swój bicz i założyła ręce. <br />
-K...koniec kary! <br />
- K-Koniec kary! <br />
„Rozumiemy, że go karała, ale ranyy” przerażeni tą sceną, uczniowie powoli się rozchodzili. <br />
„Rozumiemy, że go karała, ale rety…” - przerażeni tą sceną, uczniowie powoli się rozchodzili. <br />
-Czy nie jesteś jedną z tych gorących, Vallière?- powiedziała znudzona Kirche <br />
- Czy nie jesteś jedną z tych gorących, Vallière?- powiedziała znudzona Kirche <br />
Louise spojrzała na nią złośliwie. Saito, w cierpieniach i ranach, zemdlał i leżał na ziemi. Drzwi się otworzyły i wszedł Profesor Kaita. Uczniowie usiadli na krzesłach. Profesor był jednym z tych którzy skarcił Profesor Chevreuse, która poczuła się śpiąca na straży podczas wydarzenia z Fouquet i rozmawiał z Osman „Bardzo łatwo cię rozłościć.”. Długie, ciemne włosy i ciemna peleryna tworzyła wrażenie nieprzyjaznego i niekomfortowego człowieka. Mimo że był młody, jego nieuprzejme maniery i chłodne spojrzenie stworzyły złą reputacje wśród uczniów. <br />
Louise spojrzała na nią z grymasem na twarzy. Saito z wycieczenia spowodowanego bólem, leżał omdlały na ziemi. Drzwi się otworzyły i wszedł Profesor Kaita. Uczniowie zajęli miejsca na krzesłach. Profesor był jednym z tych którzy zrugali Profesor Chevreuse, która poczuła się śpiąca na straży podczas wydarzenia z Fouquet. Osman powiedział mi, że „Bardzo łatwo cię rozzłościć.”. Długie, ciemne włosy i ciemna peleryna tworzyła wrażenie nieprzyjaznego i niekomfortowego człowieka. Mimo że był młody, jego nieuprzejme maniery i chłodne spojrzenie budowały złą reputacje wśród uczniów. <br />
-Zacznijmy lekcje. Jak wszyscy wiedzą, moje runiczne imię brzmi „gust”. Kaita the Gust- Został otoczony różnokolorowymi gwiazdami, i usatysfakcjonowany kontynuował. <br />
- Zacznijmy lekcje. Jak wszyscy wiedzą, moje runiczne imię brzmi „gust”. - Został otoczony różnokolorowymi gwiazdami, usatysfakcjonowany kontynuował. <br />
-Zerbst, czy wiesz jaki jest najsilniejszy element? <br />
- Zerbst, czy wiesz jaki jest najsilniejszy element? <br />
-Czy to nie jest „otchłań”? <br />
- Czy to nie jest „otchłań”? <br />
-Nie pytam cię o legendy. Chcę czegoś rzeczywistego. <br />
- Nie pytam cię o legendy. Chcę czegoś rzeczywistego. <br />
Wtedy Kirche ufnie odpowiedziała. <br />
Wtedy Kirche ufnie odpowiedziała. <br />
-Wtedy to jest element ognia, profesorze. -powiedziała z nieodpartym uśmiechem. <br />
- Wtedy to jest element ognia, profesorze. - Powiedziała z nieodpartym uśmiechem. <br />
-Oh? Dlaczego tak uważasz? <br />
- Oh? Dlaczego tak uważasz? <br />
-Gorąco i pasja może spalić wszystko i nic, więc co jeszcze trzeba na dowód? <br />
- Gorąco i pasja może spalić wszystko i nic, więc czego jeszcze trzeba na dowód? <br />
-Obawiam się, że tak nie jest.-Kaita położył ręce na biodrach-Spróbujmy. Zaatakuj mnie twoim najlepszym ognistym atakiem. <br />
- Obawiam się, że tak nie jest. - Kaita położył ręce na biodrach. – Spróbujmy, zaatakuj mnie twoim najsilniejszym ognistym atakiem. <br />
Kirche się zdziwiła. ''Co ten nauczyciel wyprawia'' <br />
Kirche się zdziwiła. „Co ten nauczyciel wyprawia?” <br />
-Na co czekasz?  Chyba kazałem ci rzucić na mnie najlepsze ogniste zaklęcie, prawda? - wyzywał Kaita- nie będę poparzony <br />
-Na co czekasz?  Chyba kazałem ci rzucić na mnie najlepsze ogniste zaklęcie, prawda? - kontynuował Kaita. - Nie zdołasz mnie poparzyć. <br />
-Nie ma problemu. Przyjmij moje najlepsze uderzenie. Nie mów mi, że ognistoczerwone włosy rodziny Zerbst'ów jest tylko dla wyglądu. <br />
- Nie ma problemu. Przyjmij moje najlepsze uderzenie. Ognistoczerwone włosy rodziny Zerbst'ów nie są tylko na pokaz. <br />
Z twarzy Kirche znikł uśmiech. Wyciągnęła różdżkę spomiędzy piersi, jej płomienne, purpurowe długie włosy, stanęły na końcach w płomieniach. Poruszyła dłonią, i z końca różdżki pojawiła się mała kula ognia. Kiedy Kirche inkantowała zaklęcie, kula ognia powiększała się i w rezultacie płomienie były wielkie na metr. Uczniowie schowali się pod stolikami w panice. Jej ręka wykonała  ruch przed piersią i wypuściła kulę ognia. Kaita nawet się nie ruszył przed atakiem na wprost niego. Podniósł dłoń i stworzył szybującą fale wychodzącą z jego miecza. Z nagłą wściekłością powstała wichura która rozwiała ogromną kulę ognia. Kiedy wywrócił Kirche, która stała w dalekim kącie pomieszczenia. <br />
Kirche spoważniała nagle. Wyciągnęła różdżkę spomiędzy piersi, na końcówkach jej płomienno-purpurowych, długich włosów zatańczyły płomyki. Wykonała gest dłonią i na końcu różdżki pojawiła się mała kula ognia. W trakcie inkantacji zaklęcia, kula ognia powiększała się i w rezultacie płomienie były wielkie na metr. Uczniowie schowali się pod stolikami w panice. Jej ręka wykonała  ruch przed piersią i wystrzeliła kulę ognia. Kaita nawet się nie poruszył. Uniósł różdżkę i stworzył szybującą falę kształtującą się w coś na wzór roztańczonych mieczy. Nagle powstała wichura, która z łatwością rozwiała ogromną kulę ognia. Impet zaklęcia przewrócił Kirche, stojącą na drugim końcu pomieszczenia. <br />
-Wszyscy posłuchajcie. Powiem wam dlaczego element wiatru jest silniejszy. To proste. Wiatr może rozwiać wszystko. Ogień, Woda i Ziemia nie mogą znaleźć oparcia kiedy spotykają się z wystarczającym wiatrem.-Kaita rześko powiedział-Niestety, nie mogę tego przetestować, ale prawdopodobnie Otchłań też nie da rady. To jest element wiatru. <br />
-Wszyscy posłuchajcie. Powiem wam dlaczego element wiatru jest silniejszy. To proste. Wiatr może rozwiać wszystko. Ogień, Woda i Ziemia nie mogą znaleźć oparcia kiedy spotykają się z wystarczająco silnym wiatrem. - Kaita fertycznie powiedział. - Niefortunnie, nie mogę tego przetestować, ale prawdopodobnie Otchłań też nie miałaby szans. To jest właśnie potęga elementu wiatru. <br />
Kirche stała niezadowolona zakładając ręce. Kaita kontynuował:
Kirche wstała niezadowolona i założyła ręce. Kaita kontynuował:
-Niewidoczny wiatr powinien być w stanie stworzyć tarczę mogącą ochronić wszystkich i jeżeli zajdzie taka potrzeba, lance rozproszyć wrogów. I jeszcze jeden powód dlaczego wiatr jest najsilniejszy...-Podniósł różdżkę  „YOBIKISUTA DERU WIND...” i zaczął inkantować zaklęcie. <br />
- Niewidoczny wiatr jest w stanie stworzyć tarczę mogącą ochronić wszystkich i jeżeli zajdzie taka potrzeba, lance aby rozproszyć wrogów. I jeszcze jeden powód dlaczego wiatr jest najsilniejszy... - Podniósł różdżkę  „YOBIKISUTA DERU WIND...” i zaczął inkantować zaklęcie. <br />
Jednakże, w tym momencie drzwi do klasy otwarły się i zdenerwowany Colbert wszedł. Był dziwnie ubrany w ogromną, złotą perukę na głowie. W tym doświadczeniu jego ubranie miało dużo intrygujących dekoracji. ''Dlaczego on się tak?'' wszyscy myśleli. <br />
Jednakże, w tym momencie drzwi do klasy otwarły się i wszedł zdenerwowany Colbert. Był dziwnie ubrany, na głowie miał ogromną złotą perukę. Dodatkowo jego ubranie miało dużo intrygujących dekoracji. ''Dlaczego on się tak wystroił?'' wszyscy się zastanawiali. <br />
-Profesorze Colbert?-Kaita podniósł brwi. <br />
- Profesorze Colbert? - Kaita uniósł brwi. <br />
-Ahhh! Przepraszam za najście, Profesorze Kaita. <br />
- Ach! Przepraszam za najście, Profesorze Kaita. <br />
-Jesteśmy w czasie lekcji.- powiedział Kaita patrząc na Colberta.
- Jesteśmy w trakcie lekcji. - Oznajmił Kaita, patrząc na Colberta.
-Dzisiejsze lekcje są odwołane.-poinformował Colbert. Uśmiechy pojawiły się na twarzach uczniów. Colbert znowu przemówił: <br />
- Dzisiejsze lekcje są odwołane. - Poinformował Colbert. Uśmiechy pojawiły się na twarzach uczniów. Colbert znowu przemówił: <br />
-Mam wam coś do powiedzenia.  <br />
- Mam wam coś do powiedzenia.  <br />
Colbert przesadnie przechylił głowę do tyłu, przez co jego peruka opadła. Wtedy atmosfera jaką stworzył Kaita zniknęła i wszyscy zaczęli się śmiać. Tabitha, która siedziała z przodu, spojrzała na jego głowę i niespodziewanie rzekła: <br />
Colbert przesadnie przechylił głowę do tyłu, przez co jego peruka opadła. Wtedy ponura atmosfera jaką stworzył Kaita zniknęła i wszyscy zaczęli się śmiać. Tabitha, która siedziała z przodu, spojrzała na jego głowę i niespodziewanie rzekła: <br />
-Lśniąca. <br />
- Lśniąca. <br />
Rozległy się jeszcze głośniejsze śmiechy. Kirche śmiała się kiedy Tabitha wzruszyła ramionami. <br />
Rozległy się jeszcze głośniejsze śmiechy. Kirche śmiała się kiedy Tabitha wzruszyła ramionami. <br />
-Naprawdę możesz mówić! <br />
- Naprawdę potrafisz mówić! <br />
Colbert poróżowiał i głośno krzyknął: <br />
Colbert poróżowiał i głośno krzyknął: <br />
-CISZA! Tylko wieśniacy tak się śmieją! Szlachta tylko chichocze i opuszcza głowę kiedy usłyszą coś zabawnego! Inaczej, inni szlachcice zakwestionują nasze rezultaty wychowawcze! <br />
- CISZA! Tylko plebs się tak śmieje! Szlachta tylko chichocze i opuszcza głowę kiedy usłyszy coś zabawnego! Inaczej inni szlachcice zakwestionują nasze rezultaty wychowawcze! <br />
W klasie zrobiło się cicho jak makiem zasiał. <br />
W klasie zrobiło się cicho jak makiem zasiał. <br />
-W porządku. Wszyscy, dzisiaj jest jeden z najważniejszych dni Akademii Magii Tristain. Są to urodziny wielkiego Brimira Założyciela, bardzo ważny dzień! <br />
- W porządku. Słuchajcie wszyscy, dzisiaj jest jeden z najważniejszych dni Akademii Magii Tristain. Są to urodziny wielkiego Brimira Założyciela, bardzo ważny dzień! <br />
Colbert się wyprostował i założył ręce za siebie <br />
Colbert się wyprostował i założył ręce za siebie <br />
-Jest bardzo prawdopodobne, że córka Jej wysokości, piękny kwiat który my Tristainczycy możemy  
- Jest bardzo prawdopodobne, że córka Jej Wysokości, piękny kwiat którym my Tristainczycy możemy  
się chwalić, Księżniczka Henrietta może do nas przyjechać w drodze powrotnej z Germianii. <br />
się chwalić - Księżniczka Henrietta może do nas przyjechać w drodze powrotnej z Germianii. <br />
Gwizdów i oklasków nie było końca.<br />
Gwizdów i oklasków nie było końca.<br />
-Dlatego, nie możemy sobie pozwolić na leniuchowanie. To bardzo nagłe wieści, więc rozpoczęliśmy przygotowania do przyjęcia w jej z należytymi honorami. W związku z tym, dzisiejsze zajęcia są odwołane. Wszyscy studenci są proszeni o założenie swoich ubrań wyjściowych i ustawienia się przy wejściu głównym- Uczniowie z niepokojem skinęli głową na znak zgody. Colbert surowo skinął na odchodnym i głośno zakomunikował-To jest doskonała okoliczność do pokazania Jej Wysokości jak wyglądają prawdziwi szlachcice. Każdy musi się jak najlepiej pokazać Jej Wysokości! Rozejść się! <br />
- Dlatego, nie możemy sobie pozwolić na leniuchowanie. To bardzo nagłe wieści, więc rozpoczęliśmy przygotowania do przyjęcia jej z należytymi honorami. W związku z tym, dzisiejsze zajęcia są odwołane. Wszyscy studenci są proszeni o założenie swoich szat wyjściowych i ustawienia się przy wejściu głównym. - Uczniowie z niepokojem skinęli głową na znak zgody. Colbert surowo skinął na odchodnym i głośno zakomunikował. - To jest doskonała okoliczność do pokazania Jej Wysokości jak wygląda prawdziwa szlachta. Każdy musi pokazać się z jak najlepszej strony Jej Wysokości! Rozejść się! <br />
<br />
<br />
***<br />
***<br />
<br />
<br />


Cztery konie o złotych powrozach ciągnęły cicho karocę na drodze do Akademii Magii. Karoca była doskonale pokryta złotymi, srebrnymi i platynowymi zdobienia . Te zdobienia miały kształt Królewskiego Herbu. Jeden z nich, skrzyżowane jednorożce z kryształową laską  sygnalizowały, że ta karoca należy do Jej Wysokości Księżniczki. Przyjrzawszy się z bliska, można było zauważyć, że ogiery ciągnące karocę nie były zwykłe konie. To były jednorożce tak jak na Królewskim Herbie. Jednorożce jak mówiły legendy pozwalały się dosiadać jedynie dziewczynami, które są najsłodsze, co sprawiało, że są one najlepsze dla ogierów ciągnących karocę Księżniczki . Okna w karocy miały bluszczowe ramy i zasłonki, więc nikt z zewnątrz nie mógł zajrzeć do wewnątrz. Za karocą Księżniczki jechał Kardynał Mazarin, który miał wielki autorytet u polityków, z żelaznym uciskiem  ponieważ Jej Wysokość zmarła. Jego karoca nie ustępowała splendoru karocy Jej Wysokości Księżniczki. Faktycznie była jeszcze bardziej upiększona. Różnica pomiędzy tymi karocami na drodze pokazywała kto ma większy autorytet w Tristain. Dookoła karoc jechali Strażnicy Królewscy, szwadron magów. Skomponowany z najlepszych domów szlacheckich, Magowie Królewskich pokazywały dumę wszystkich szlachciców w kraju. Każdy szlachcic marzył o założeniu czarnej peleryny Magów Królewskich, a każda szlachcianka marzyła o zostaniu żoną jednego z nich. Strażnicy Królewscy byli symbolem Tristain. Droga była wyłożona kwiatami które chłopi rozrzucali na drogę. Cały czas można było usłyszeć wołania podążające za karocami „Niech żyje Tristain! Niech żyje Księżniczka Henrietta!” a czasami i „Niech żyje Kardynał Mazarin!” które jednak bladły przy wołaniach na cześć Księżniczki. Nie był dobrze traktowany bo był podobno chłopskiej krwi. Ktoś by powiedział że to smutne jak na jego pozycje. Zasłony karocy otworzyły się  i wszyscy mogli zobaczyć młodą Księżniczkę. Uśmiechów nie było końca. Ona również się uśmiechnęła <br />
Cztery konie o złotych powrozach ciągnęły cicho karocę na drodze do Akademii Magii. Karoca była doskonale pokryta złotymi, srebrnymi i platynowymi zdobieniami . Zdobienia te tworzyły Królewski Herb. Skrzyżowane jednorożce z kryształową laską  sygnalizowały, że ta karoca należy do Jej Wysokości Księżniczki. Przyjrzawszy się z bliska, można było zauważyć, że ogiery ciągnące karocę nie były zwykłymi końmi. To były jednorożce tak jak na Królewskim Herbie. Jednorożce jak mówiły legendy pozwalały dosiadać się jedynie najpiękniejszym dziewczętom, co sprawiało, że najlepiej pasowały jako ogiery ciągnące karocę Księżniczki . Okna w karocy miały bluszczowe ramy i zasłonki, więc nikt z zewnątrz nie mógł zajrzeć do środka. Za karocą Księżniczki jechał Kardynał Mazarin, który posiadał wielki autorytet polityczny od kiedy Jego Królewska Mość zmarł. Jego karoca nie ustępowała splendoru karocy Jej Wysokości Księżniczki. De facto była jeszcze bardziej upiększona. Różnica pomiędzy tymi karocami odzwierciedlała siłę autorytetu w Tristain. Dookoła karoc jechali Strażnicy Królewscy, szwadron magów. Pochodzący z najlepszych domów szlacheckich, Magowie Królewskich reprezentowali dumę wszystkich szlachciców w kraju. Każdy szlachcic marzył o założeniu czarnej peleryny Magów Królewskich, a każda szlachcianka marzyła o zastaniu żoną jednego z nich. Strażnicy Królewscy byli symbolem Tristain. Droga była wyłożona kwiatami, które chłopi porozrzucali wzdłuż drogi. Cały czas można było usłyszeć wołania podążające za karocami „Niech żyje Tristain! Niech żyje Księżniczka Henrietta!”, a wcale nie tak rzadko i „Niech żyje Kardynał Mazarin!”, które jednak bladły przy wołaniach na cześć Księżniczki. Nie był dobrze traktowany, bo był podobno chłopskiej krwi. Ktoś by powiedział, że to smutne jak na jego pozycje. Zasłony karocy zostały odsłonięte i wszyscy mogli ujrzeć oblicze młodej Księżniczki. Uśmiechów nie było końca. Ona również się uśmiechnęła. <br />
<br />
<br />
***<br />
***<br />
<br />
<br />
Henrietta zasłoniła zasłony i ciężko westchnęła, tracąc swój piękny uśmiech który posłała do chłopów. Wszystko co zostało to niepokój i głęboka melancholia niestosowna do jej wieku. Księżniczka miała 17 lat. Z szczupłą sylwetką, jasnoniebieskimi oczami, wysokim nosem, była olśniewająco piękna. Jej smukłe palce pasowały do kryształowych pierścieni. Z krwią rodziny królewskiej była, oczywiście, magiem. Ani uśmiechy wzdłuż drogi, ani latające kwiaty w powietrzu  nie powodowały uśmiechu na jej twarzy. Zdawało jej się, że ma jest niespokojna politycznie i miłośnie. Siedzący obok niej, Mazarin patrzył na nią. Ubrany jak priest i szary formalny strój, był chudym, wątłym mężczyzną mającym czterdzieści-parę lat. Jego włosy i broda miała biały kolor i kiedy patrzył na swoje palce u rąk mógł zobaczyć kości, stworzone po dojściu do tego wieku. Od kiedy Jej Wysokość umarła, jego stalowa wola na zarządzanie stosunkami między krajowymi i ingerował w politykę. Mazarin po prostu wyszedł ze swojej karocy i wszedł do karocy Księżniczki. Chciał porozmawiać o polityce, ale Księżniczka tylko westchnęła, więc nie drążył tematu. <br />
Henrietta zasłoniła zasłony i ciężko westchnęła, tracąc swój piękny uśmiech który posłała do chłopów. Wszystko co zostało, to niepokój i głęboka melancholia niestosowna do jej wieku. Księżniczka miała 17 lat. Z szczupłą sylwetką, jasnoniebieskimi oczami i wysokim nosem, była olśniewająco piękna. Jej smukłe palce pasowały do kryształowych pierścieni. Przez wzgląd na to, że w jej żyłach płynie królewska krew, była oczywiście magiem. Ani uśmiechy wzdłuż drogi, ani latające kwiaty w powietrzu  nie powodowały uśmiechu na jej twarzy. Wydawało się, że frasuje ją niestabilność polityczna i uczuciowa. Siedzący obok niej, Mazarin patrzył na nią. Ubrany jak kapłan w szary formalny strój, był chudym, wątłym mężczyzną mającym czterdzieści-parę lat. Jego włosy i broda miała biały kolor, patrząc na jego palce u dłoni, można było zobaczyć kości, co sprawiało wrażenie, że jest o wiele starszy, niż jest w rzeczywistości. Od kiedy Jego Wysokość zmarł, jego stalowa wola trzymała pieczę nad stosunkami między krajowymi. Mazarin po prostu wyszedł ze swojej karocy i wszedł do karocy Księżniczki. Chciał porozmawiać o polityce, ale Księżniczka tylko westchnęła, więc nie drążył tematu. <br />
-To jest twój trzydziesty raz dzisiaj, Wasza Wysokość. - Mazarin zakomunikował z niepokojem. <br />
- To jest twój trzydziesty raz dzisiaj, Wasza Wysokość. - Mazarin zakomunikował z niepokojem. <br />
-Hmm? Co? <br />
- Hmm? Co? <br />
-Te westchnięcia. Ktoś z Rodziny Królewskiej nie powinien robić tego cały czas na wprost poddanych. <br />
- Te westchnięcia. Ktoś z Rodziny Królewskiej nie powinien robić tego cały czas na wprost poddanych. <br />
-Poddanych?! Co?-Henrietta była zszokowana-Czyż nie jesteś Królem Tristain? Czy Wasza Wysokość wie o hałasie na ulicach? <br />
- Poddanych!? Co? - Henrietta była zszokowana - Czyż nie jesteś Królem Tristain? Czy Wasza Wysokość wie o hałasie na ulicach? <br />
-Nie jestem świadomy-Mazarin odpowiedział obojętnym tonem. To było kłamstwo. Widział wszystko o Tristain, od kiedy Halkegenia zmniejszyła ilość ognistych smoków żyjących w wulkanach. Widział wszystko o tym. Po prostu mówił, że nie wie. <br />
- Nie jestem świadomy. - Mazarin odpowiedział obojętnym tonem. To było kłamstwo. Wiedział wszystko o Tristain, od kiedy Halkegenia zmniejszyła ilość ognistych smoków żyjących w wulkanach. Wiedział wszystko o tym. Po prostu mówił, że nie wie. <br />
-Więc powiedz mi. Tristain'ska Rodzina Królewska była piękna ale nie ma berła. Kardynale, ty masz berło. Kości ptaków ubierają szary kapelusz... <br />
- Więc pozwól, że ci powiem. Tristain'ska Rodzina Królewska jest piękna, ale nie dzierży berła. Kardynale, ty masz berło. Kości ptaków ubierają szary kapelusz... <br />
Mazarin zamrugał. Słowa „kości ptaków” pochodził z ran księżniczki. <br />
Mazarin zamrugał. Słowa „kości ptaków”, zostały wypowiedziane w sposób nie kryjący odrazy. <br />
-Proszę nie mów o plotkach chłopów tak niedbale... <br />
- Proszę nie powtarzaj plotek plebsu, w tak beztroski sposób... <br />
-Dlaczego nie? To tylko plotki. Kiedy wyjdę za mąż za Króla Germanii jak mi radzisz. <br />
- Dlaczego nie? To tylko plotki. Wychodzę za Króla Germanii, tak jak mi radziłeś. <br />
-Nic na to nie poradzimy. Sojusz z Germanią jest bardzo ważny dla Tristain- powiedział Mazarin. <br />
- Nic na to nie poradzimy. Sojusz z Germanią jest bardzo ważny dla Tristain - powiedział Mazarin. <br />
-Wiem o tym. <br />
- Jestem tego świadoma. <br />
-Wasza wysokość rozumie rebelię przeprowadzoną w „Białym Państwie” Albionie przez tych idiotów? Ci ludzie  nie rozumieją tolerancji i poddaństwa w Halkeginii.- Zmarszczył brwi.<br />
- Wasza wysokość rozumie rebelię przeprowadzoną w „Białym Państwie” Albionie przez tych idiotów? Ci ludzie  nie rozumieją tolerancji i poddaństwa w Halkeginii. - Zmarszczył brwi.<br />
-Niewychowane, niewybredne imbecyle! Próbują położyć ręce na Księciu. Nawet jeżeli ten świat im wybaczy te zachowania, Brimir Założyciel nie powinien im tego wybaczyć. Ja im tego nie wybaczę! <br />
- Niewychowane, niewybredne imbecyle! Próbują położyć ręce na Księciu. Nawet jeżeli ten świat im wybaczy te zachowania, Brimir Założyciel nie powinien im tego wybaczyć. Ja im tego nie wybaczę! <br />
-Rzeczywiście. Jednakże szlachta Albiońska ma wielką moc. Albiońska Rodzina Królewska może nie dotrwać jutra. Jeden Brimir Założyciel darował trzem upadek, tak jak teraz. Eh.. kraje nie powinny im ingerować w sprawy prywatne. <br />
- Rzeczywiście. Jednakże szlachta Albiońska ma wielką moc. Albiońska Rodzina Królewska może nie dotrwać jutra. Jeden Brimir Założyciel darował trzem upadek, tak jak teraz. Eh.. kraje nie powinny ingerować w sprawy prywatne. <br />
-Albiońska Rodzina Królewska jest niczym w porównaniu do Germańskiej. Takie są moje spostrzeżenia Nie masz racji mówiąc to jako Kardynał. <br />
- Albiońska Rodzina Królewska jest niczym w porównaniu do Germańskiej. Takie są moje spostrzeżenia Nie masz racji mówiąc to jako Kardynał. <br />
-Głęboko przepraszam. Zamierzam zapytać się o radę Brimira Założyciela zanim pójdę spać. Jednakże, zapewne masz rację, Wasza Wysokość. <br />
- Głęboko przepraszam. Zamierzam zapytać się o radę Brimira Założyciela, zanim udam się na spoczynek. Jednakże, zapewne masz rację, Wasza Wysokość. <br />
Henrietta tylko skinęła  głową. Ten gest wyolbrzymiał jej piękno. <br />
Henrietta tylko skinęła  głową. Ten gest wyolbrzymiał jej piękno. <br />
-Słowa tych głupich Albiońskich szlachciców mają tupet deklarując jak zamierzają zjednoczyć całą Halkeginię w jedno. Tristain może być ich kolejnym celem gdy tylko ugaszą  powstanie. Jeżeli tak to będzie wyglądało, może być zbyt późno jeżeli nie przeprowadzimy przygotowań już teraz.- Mazarin wyjaśniał to Henriecie.  A ona patrzyła za okno okazując brak zainteresowania- Analizując akcje nieprzyjaciela na początku odpowiednim krokiem jest dobra polityka, Wasza Wysokość. Jeżeli stworzymy sojusz z Germania, stworzymy pakt przeciwko rządowi Albionu i zagwarantujemy państwu przetrwanie. <br />
- Słowa tych głupich Albiońskich szlachciców.., mają tupet deklarując zamiar zjednoczenia całej Halkeginii. Tristain może być ich kolejnym celem, gdy tylko stłumią powstanie. Jeżeli tak to będzie wyglądało, to może być zbyt późno, jeżeli nie przeprowadzimy przygotowań już teraz. - Mazarin wyjaśniał to Henriecie, która patrząc przez okno okazywała brak zainteresowania. - Analizując akcje nieprzyjaciela, na początku należy stworzyć odpowiednie warunki polityczne, Wasza Wysokość. Jeżeli stworzymy sojusz z Germanią, stworzymy pakt przeciwko rządowi Albionu i zagwarantujemy państwu przetrwanie. <br />
Henrietta znowu westchnęła. Mazarin otworzył zasłonę i wyjrzał za okno. Zobaczył cień swojej chwały. Młody, zapierający dech w piersiach szlachcic, na głowie miał skórzany kapelusz i długą brodę, maszerował za konwojem. Herb oddziału gryfonów znajdował się na jego czarnej pelerynie i potrzeba było tylko spojrzenie, aby wiedzieć dlaczego. Miał głowę, skrzydła i szpony orła oraz ciało i tylne łapy lwa. Gryfon. Ten człowiek był jednym z trzech liderów Magów-Strażników, jeździec gryfiński, Kapitan Lord Wardes. Jego dywizja składała się z najbardziej niezapomnianych spośród  Magów-Strażników głównie dla Mazarina. Dzierżąc niebezpieczne magiczne męstwo,
Henrietta znowu westchnęła. Mazarin odsłonił zasłonę i wyjrzał przez okno. Ujrzał cień swojej chwały. Młody, zapierający dech w piersiach szlachcic, na głowie miał skórzany kapelusz i długą brodę, maszerował za konwojem. Herb oddziału gryfonów znajdował się na jego czarnej pelerynie, jedna spojrzenie wystarczało, aby wiedzieć dlaczego. Miał głowę, skrzydła i szpony orła oraz ciało i tylne łapy lwa. Gryfon. Ten człowiek był jednym z trzech liderów Magów-Strażników, Jeździec Gryfiński, Kapitan Lord Wardes. Jego dywizja składała się z najbardziej niezapomnianych spośród  Magów-Strażników głównie dla Mazarina. Dzierżąc niebezpieczne magiczne męstwo.
Magowie-Strażnicy byli skomponowani z najbardziej wyselekcjonowanych ludzi wśród szlachty, a większość z nich rodem z magicznych bestii. Byli symbolem potęgi i chwały Tristain. <br />
Magowie-Strażnicy byli skomponowani z najbardziej wyselekcjonowanych ludzi wśród szlachty, a większość z nich rodem z magicznych bestii. Byli symbolem potęgi i chwały Tristain. <br />
-Wzywałaś mnie, Wasza Wysokość?- Oczy Wardesa zamigotały i spojrzał w okno karocy. Okno pomału się otworzyło i wyjrzał Mazarin. <br />
- Wzywałaś mnie, Wasza Wysokość? - Oczy Wardesa zamigotały, po czym spojrzał w okno karocy. Okno pomału się otworzyło i wyjrzał Mazarin. <br />
-Wardes-kun, Jej Wysokość ma depresję. Czy możesz zdobyć coś dla nas co może rozśmieszyć ją? <br />
- Wardesie, Jej Wysokość ma depresję. Czy możesz zdobyć coś dla nas co może ją rozweselić? <br />
-Zrozumiałem-Wardes skinął i obserwował drogę spojrzeniem orła. Szybko znalazł małe miejsce na ulicy i skierował tam gryfona. Wyciągnął jego długą różdżkę zza pasa i z inkantował krótkie zaklęcie. Mały poryw wybuchnął z ziemi i zbierając wszystkie porozrzucane płatki na ziemi w ręce Wardesa. Wrócił z powrotem do karoc z bukietem i pokazał go Mazarinowi, Mazarin podniósł brwi i zaproponował:<br />
- Zrozumiałem - Wardes skinął i zaczął taksować drogę spojrzeniem orła. Szybko znalazł małe miejsce na ulicy i skierował tam gryfona. Wyciągnął długą różdżkę zza pasa i z inkantował krótkie zaklęcie. Mały poryw wiatru zebrał wszystkie porozrzucane po ziemi płatki w ręce Wardesa. Wrócił z powrotem do karocy z bukietem i pokazał go Mazarinowi, Mazarin podniósł brwi i zaproponował:<br />
-Kapitanie, proszę wręczyć prezent Jej Wysokości osobiście. <br />
- Kapitanie, proszę wręczyć prezent Jej Wysokości osobiście. <br />
-To będzie dla mnie honor.- Wardes zasalutował i podjechał do drugiej strony karety. Okno pomału się otworzyło i Henrietta wyciągnęła rękę aby przyjąć prezent, oraz wyciągnęła lewą rękę. Wardes uczuciowo chwycił ją i delikatnie pocałował.<br />
- To będzie dla mnie honor. - Wardes zasalutował i podjechał od drugiej strony karety. Okno pomału się otworzyło, po czym Henrietta wyciągnęła rękę, aby przyjąć prezent, następnie wyciągnęła lewą rękę. Wardes uczuciowo chwycił ją i delikatnie pocałował.<br />
[[Image:ZnT02-039.jpg|thumb]]
[[Image:ZnT02-039.jpg|thumb]]
Milczenie przerwała Henrietta pytając. <br />
Milczenie przerwało pytanie Henrietty. <br />
-Jak się nazywasz? <br />
- Jak się zowiesz? <br />
-Wasza wysokość jestem Magiem-Strażnikiem, dowódcą oddziału Gryfonów, Lord Wardes.- z wdzięcznością, opuścił swoją głowę. Henrietta powiedziała:
- Wasza wysokość, jestem Magiem-Strażnikiem, dowódcą oddziału Gryfonów, Lord Wardes. - Z wdzięcznością, opuścił swoją głowę. Henrietta odpowiedziała:
-Model szlachectwa. Jak dobrze dla ciebie. <br />
- Wzorcowy szlachcic. To bardzo dobrze rokuje. <br />
-Jestem tylko uniżonym sługą Jej Wysokości. <br />
- Jestem tylko uniżonym sługą Jej Wysokości. <br />
-Było wiele szlachciców co chcieliby to powiedzieć. Kiedy dziadek nadal żył, oh... podczas wielkich rządów Filipa III, ogół szlachty posiadał ten rodzaj cudownej rycerskości. <br />
- Było wiele szlachciców, co chcieliby to powiedzieć. Kiedy dziadek nadal żył, och... podczas wielkich rządów Filipa III, ogół szlachty posiadał ten rodzaj cudownej rycerskości. <br />
-Smutne dzisiejsze czasy, Wasza Wysokość. <br />
- Smutne dzisiejsze czasy, Wasza Wysokość. <br />
-Może spotkam twoją szczerość kiedy przywrócę te czasy z powrotem? <br />
- Czy mogę liczyć na twoją lojalność, kiedy przywrócę stare, dobre czasy? <br />
-Kiedy się to stanie, nie ważne gdzie będę, w bitwach na niebach, nie ma znaczenia co muszę opuścić, będę ci służył Wasza Wysokość. <br />
- Kiedy się to stanie, nie ważne gdzie będę, w bitwach na niebach, nie ma znaczenia co muszę opuścić, będę ci służył Wasza Wysokość. <br />
Henrietta skinęła, a Wardes jeszcze raz zasalutował i oddalił się. <br />
Henrietta skinęła, Wardes jeszcze raz zasalutował, po czym oddalił się. <br />
-Czy ten szlachcic jest zdolny?-Henrietta zapytała Mazarina. <br />
- Czy ten szlachcic jest bardzo uzdolniony? -Henrietta zapytała Mazarina. <br />
-Lord Wardes. Jego runiczne imię brzmi „Światła”. „Biały Kraj” może tylko pochwalić się dużą ilością osób którzy mogą  z nim walczyć. <br />
-Lord Wardes. Jego runiczne imię brzmi „Światła”. „Biały Kraj” może tylko pochwalić się bardzo wąskim gronem osób, które są w stanie z nim walczyć. <br />
-Wardes... Gdzieś już to słyszałam. <br />
- Wardes... Gdzieś już słyszałam tę imię. <br />
-Myślę, że to jest niedaleko terytorium Lorda Vallière. <br />
- Myślę, że to jest niedaleko terytorium Lorda Vallière. <br />
-Vallière?- Henrietty przypomniała sobie i skinęła. To nazwisko znajduję się teraz u jej celu, Akademii Magii. <br />
- Vallière? - Henrietta skinęła, na znak, że sobie przypomniała. To z osobą o tym nazwisku, chciała spotkać się w Akademii Magii. <br />
-Kardynale, czy pamiętasz imię szlachcica który złapał Fouquet ? <br />
- Kardynale, czy pamiętasz imię szlachcica, który pojmał Fouquet ? <br />
-Niestety nie. <br />
- Niestety nie. <br />
-Czy nie mówiłeś o rycerzu którego spotkamy?-Henrietta była zszokowana. <br />
- Czy nie mówiłeś o rycerzu którego spotkamy? - Henrietta była zszokowana. <br />
Mazrin nie był zainteresowany. <br />
Mazrin nie był zainteresowany. <br />
-Myślę, że to najwyższy czas, aby zmienić kodeks rycerski. Jedni chcą służyć w wojsku inni nie. Jak możemy tak łatwo dawać tytuł rycerza komuś, kto aresztował złodzieja? Inaczej, rozumiem, że możemy walczyć z Albionem razem z Germanią ale to nie jest dobry pomysł aby stracić lojalność naszych szlachciców. <br />
- Myślę, że to najwyższy czas, aby zmienić kodeks rycerski. Jedni chcą służyć w wojsku, inni nie. Jak możemy tak łatwo dawać tytuł rycerza komuś, kto aresztował złodzieja? Inaczej, rozumiem, że możemy walczyć z Albionem wraz z Germanią, ale to nie jest dobry pomysł aby stracić lojalność naszych szlachciców. <br />
-Robisz dużo decyzji o których muszę zadecydować. <br />
- Podejmujesz wiele decyzji, o których nic nie wiem, a powinnam. <br />
Mazarin nie odpowiedział. Kontynuował rozmowę. Henrietta pamiętała, że nazwisko Vallière
Mazarin nie odpowiedział. Kontynuował rozmowę. Henrietta pamiętała, że nazwisko Vallière należy do szlachcica który złapał Fouqet. ''„Wszystko będzie dobrze” - Pomyślała Henrietta i uspokoiła się. - Mazarin spojrzał na Księżniczkę. <br />
należy do szlachcica który złapał Fouqet. ''„Wszystko zadziała”''pomyślała Henrietta i uspokoiła się. Mazarin spojrzał na Księżniczkę. <br />
- Wasza Wysokość.., jest kilka... niestabilności pomiędzy Rodziną Królewską, a częścią szlachty. <br />
-Wasza Wysokość, jest kilka... niestabilności pomiędzy Rodziną Królewską a częścią szlachty. <br />
Henrietta zdziwiła się. <br />
Henrietta zdziwiła się. <br />
-Ktoś zainterweniował w sprawie zamążpójścia Księżniczki i zniszczył nasz sojusz z Germanią. <br />
- Ktoś zainterweniował w sprawie zamążpójścia Księżniczki i zniszczył nasz sojusz z Germanią. <br />
Zimny pot oblał Księżniczkę. <br />
Zimny pot oblał Księżniczkę. <br />
-Nie jesteś wystawiona na to, prawda, Wasza Wysokość? <br />
- Nie miałaś z tym nic wspólnego, prawda, Wasza Wysokość? <br />
Po długim milczeniu Henrietta odpowiedziała beznamiętnie.<br />
Po długim milczeniu Henrietta odpowiedziała beznamiętnie.<br />
-...nie. <br />
- ...nie. <br />
-Trzymam cię za słowo, Wasza Wysokość. <br />
- Trzymam cię za słowo, Wasza Wysokość. <br />
-Jestem Księżniczką. Nie kłamię.-Henrietta westchnęła. <br />  
- Jestem Księżniczką. Nie kłamię. - Henrietta westchnęła. <br />  
-...twój czternasty raz, Wasza Wysokość. <br />
- ...twój czternasty raz, Wasza Wysokość. <br />
-Po prostu coś przyszło mi do głowy. Wszystko co mogę teraz zrobić to westchnąć. <br />
- Po prostu coś przyszło mi do głowy. Wszystko co mogę teraz zrobić to westchnąć. <br />
-Wasza Wysokość, stabilność twojego stanu przychodzi po ustabilizowaniu twoich uczuć. <br />
- Wasza Wysokość, stabilność twojego stanu przyjdzie po ustabilizowaniu twoich uczuć. <br />
-Wiem o tym cały czas.- Henrietta odpowiedziała apatycznie. Spojrzała na bukiet w jej ręce i powiedziała z przygnębieniem- … czy kwiaty na drodze nie są błogosławione, Kardynale? <br />
- Mam tego absolutną świadomość. - Henrietta odpowiedziała apatycznie. Spojrzała na bukiet w jej ręce i zapytała z przygnębieniem - … czy kwiaty na drodze nie są błogosławione, Kardynale? <br />
-Wszystko co wiem to, że kwiaty podarowane przez inną osobę są błogosławione. <br />
- Wszystko co wiem to, że kwiaty podarowane przez inną osobę są błogosławione. <br />
<br />
<br />
***
***
<br />
<br />
Kiedy Księżniczka dojechała do bram Akademii, rzędy studentów podniosło różdżki z ciszą i powaga. Za główną bramą były drzwi do głównej wieży. Osman stał z uwagą, aby przyjąć Księżniczkę. Kiedy karoca się zatrzymała, słudzy rozścielili czerwony dywan do jej drzwi. Strażnicy z napięciem informowali o jej przybyciu. <br />
Kiedy Księżniczka dojechała do bram Akademii, szeregi studentów podniosło różdżki z ciszą i powaga. Za główną bramą były drzwi do głównej wieży. Osman stał z uwagą, aby przyjąć Księżniczkę. Kiedy karoca się zatrzymała, słudzy rozścielili czerwony dywan do jej drzwi. Strażnicy z napięciem informowali o jej przybyciu. <br />
-Jej Najwyższa Wysokość Księżniczka Królestwa Tristain Henrietta przybyła! <br />
- Jej Najwyższa Wysokość, Księżniczka Królestwa Tristain, Henrietta przybyła! <br />
Pierwszy z karocy wyszedł jednak Kardynał Mazarin. Studenci uklękli, ale Mazarin nie zwracał na to uwagi, trzymając rękę Księżniczki kiedy wychodziła. Uczniowie zaczęli klaskać. Młodzieńczy, promienny uśmiech emanował z Księżniczki kiedy szła elegancko. <br />
Pierwszy z karocy wyszedł jednak Kardynał Mazarin. Studenci uklękli, lecz Mazarin nie zwrócił na to uwagi, trzymając rękę Księżniczki kiedy wychodziła. Uczniowie zaczęli klaskać. Młodzieńczy, promienny uśmiech emanował z Księżniczki kiedy szła elegancko. <br />
-To jest Księżniczka Tristain? Heh... Wyglądam od niej lepiej. -Mówiła Kirche- Oh mój Boże, kto według ciebie wygląda lepiej? -obróciła się w stronę Saito, który leżał unieruchomiony na ziemi. <br />
- To jest Księżniczka Tristain? Heh... Wyglądam od niej lepiej. - Mówiła Kirche - Oh mój Boże, kto według ciebie wygląda lepiej? -obróciła się w stronę Saito, który leżał unieruchomiony na ziemi. <br />
-Woof. <br />
- Hau. <br />
-Nie rozumiem kiedy tylko szczekasz! Kto jest ładniejszy? <br />
- Nie rozumiem kiedy tylko szczekasz! Kto jest ładniejszy? <br />
Saito spojrzał na Louise, która uważnie patrzyła na księżniczkę. Jeżeli tak stała w ciszy była bardzo słodka i po prostu ładna. Nie miało znaczenia jak mocno dostaje, jak chłodno go traktuje, nawet jeżeli traktuje go jak psa, ten słodki widok potrafił oszołomić Saito i wprowadzić go w trans. Louise nagle poczerwieniała. O co jej chodzi? Spojrzał tam gdzie patrzyła Louise. Patrzyła na mającego kapelusz, super wyglądającego szlachcica jadącego na magicznej bestii z głową orła i ciałem lwa. Saito znalazł powód. ''Ten szlachcic wygląda jak niezły chłopak, jednak to nie jest powód dlaczego ona tak na niego patrzy i czerwienieje. Czy jestem zazdrosny? '' myślał Saito. ''Nie, nie może być. Nie mam tego rodzaju relacji z Louise.'' Sam się opanował. ''To bez znaczenia, nadal mam Kirche. Brunet z dobrze wyposażonym portfelem. Jak się temu tak przyjrzeć, jest idealny dla Kirche'' Myślał raczej podniecony. Ale Kirche poczerwieniała i również patrzyła na tego szlachcica. Saito opuścił głowę, nagle poczuł się cieżar wszystkich łańcuchów na nim ciągnącym się na ziemi. Tabitha tylko czytała książkę. Przybycie Księżniczki nie zrobiło na niej wrażenia. <br />
Saito spojrzał na Louise, która uważnie patrzyła na księżniczkę. Kiedy tak stała, w ciszy, była bardzo słodka i ładna. Nie miało znaczenia jak mocno od niej obrywa, jak chłodno go traktuje, nawet jeżeli traktuje go jak psa, ten słodki widok potrafił oszołomić Saito i wprowadzić go w trans. Louise nagle poczerwieniała. O co jej chodzi? Spojrzał tam gdzie patrzyła Louise. Patrzyła na mającego kapelusz, super wyglądającego szlachcica jadącego na magicznej bestii z głową orła i ciałem lwa. Saito znalazł powód. ''Ten szlachcic wygląda jak niezły chłopak, jednak to nie jest powód dlaczego ona tak na niego patrzy i czerwienieje. Czy jestem zazdrosny? '' - Myślał gorączkowo Saito. ''Nie, nie może być. Nie mam tego rodzaju relacji z Louise. – Przywołał się do porządku. To bez znaczenia, nadal mam Kirche. Brunet z dobrze wyposażonym portfelem. Jak się temu tak przyjrzeć, jest idealny dla Kirche. - Myślał raczej podniecony. - Ale Kirche poczerwieniała i również patrzyła na tego szlachcica. Saito opuścił głowę, nagle poczuł ciężar wszystkich łańcuchów, które ciągnęły się po ziemi. Tabitha tylko czytała książkę. Przybycie Księżniczki nie zrobiło na niej wrażenia. <br />
-A ty zostań tak- Saito powiedział do Tabithy. Podniosła głowę znad książki, spojrzałą na Louise i Kirche, znowu spojrzała na Saito i odpowiedziała: <br />
- Mam tak po prostu zostać? - Saito zapytał Tabithe. Podniosła głowę znad książki, spojrzała na Louise i Kirche, znowu spojrzała na Saito i odpowiedziała: <br />
-To tylko trzy dni. <br />
- To tylko trzy dni. <br />
<br />
<br />
*** <br />
*** <br />
<br />
<br />
Tej nocy... <br />
Tej nocy... <br />
Saito leżąc na swoim łóżku patrzył na Loise. Rozumiał dlaczego nie mogła się uspokoić. Mogłaby wstać w tym momencie i usiąść w następnym, martwiąc się o coś kiedy tuliła się do poduszki odkąd zobaczyła tego szlachcica dzisiaj. Po tym, nic nie mówiąc, wróciła do pokoju jak duch i odtąd siedziała na jej łóżku w ten sposób. <br />
Saito leżąc na swoim posłaniu patrzył na Loise. Wydawało my się, że nie mogła się uspokoić. Nie mogła usiedzieć w miejscu, ciągle wstawała i zaraz siadała, przytulając poduszkę widocznie się czymś zamartwiała, to trwało od czasu, kiedy ujrzała dzisiaj tego szlachcica. Po tym, nic nie mówiąc, wróciła do pokoju jak duch i zachowywała się w ten sposób. <br />
-Ty... wyglądasz upiornie.- Zaczął Saito, ale nie zareagowała. Wstał podszedł i spojrzał w jej oczy. Żadnej reakcji. <br />
- Ty... wyglądasz upiornie. - Zaczął Saito. - Nie zareagowała. Wstał podszedł i spojrzał jej w oczy. Żadnej reakcji. <br />
-Trochę za upiornie-  Pociągnął za jej włosy. Włosy Louise były bardzo delikatne, miłe w dotyku i kiedy ciągnął je nieznacznie, powinna oderwać się od niego. Użył trochę siły do pociągnięcia, ale ona nadal nie reagowała. <br />
- Trochę za upiornie-  Pociągnął za jej włosy. Włosy Louise były bardzo delikatne, miłe w dotyku i kiedy ciągnął je nieznacznie, powinna oderwać się od niego. Użył trochę siły do pociągnięcia, ale ona nadal nie reagowała. <br />
-Czas zmienić twoją piżamę. - Pokaźnie zasalutował , i wyciągnął dla niej bluzę, pomału ją rozbierając. Teraz miała na sobie tylko lewą cześć piżamy. Nadal się nie poruszała, jak pod wpływem zaklęcia...  
- Czas zmienić twoją piżamę. - Pokaźnie zasalutował i wyciągnął dla niej bluzę, pomału ją rozbierając. Teraz miała na sobie tylko bieliznę. Nadal się nie poruszała, jak pod wpływem zaklęcia...  
-Nudne... Co jest z nią nie tak? Rany... Saito zakaszlał. <br />
- Nudne... Co jest z nią nie tak? Rany... Saito zakaszlał. <br />
-Mistrzu. W moim świecie istnieje technika „masaż powiększający piersi”. <br />
- Mistrzu. W moim świecie istnieje technika „masaż powiększający piersi”. <br />
Oczywiście zaczął ją masować.. Saito poczerwieniał.
Oczywiście zaczął ją masować… Saito poczerwieniał.
-Trzesz je w taki sposób i wtedy pomału staną się większe. Możesz powiedzieć, że to magia.- Saito przeciągnął swoje dłonie, i zaczął ją masować. <br />
- Trzesz je w taki sposób i wtedy pomału staną się większe. Możesz powiedzieć, że to magia. - Saito przeciągnął swoje dłonie, i zaczął ją masować. <br />
-Co to? Gdzie one są? Dlaczego ich tutaj nie ma? Oh... one są tutaj.- I wtedy pokręcił głową.- Rany. Pomyliłem się. Twoja klatka jest płaska, to dlatego. <br />
- Co to? Gdzie one są? Dlaczego ich tutaj nie ma? Oh... one są tutaj. - I wtedy pokręcił głową. - Rany. Pomyliłem się. Twoja klatka jest płaska, to dlatego. <br />
Louise nadal się nie ruszała, nawet wtedy kiedy Saito wykonywał ten masaż. <br />
Louise nadal się nie ruszała, nawet w trakcie wykonywania „masażu” przez Saito. <br />
-Jestem, co ja jestem. I... IDIOTĄ. CO JA TERAZ ZROBIĘ?- gdy to zrealizował, pokręcił głową i położył je razem ze swoimi dłońmi na łóżku. Był widocznie zakłopotany tym co teraz zrobił. I wtedy się załamał. Wiedział, że to przez osobę będącą skarconą i wrzasnął w czasami w glorii. Ale jeżeli tylko bolało jeżeli ktoś powiedział coś, wtedy nie bał się bycia zauważonym. Kiedy Saito dostawał lanie, ktoś zapukał do drzwi <br />
- Jestem.., kim ja jestem. I-Idiotą. Co ja teraz zrobię? - Gdy to powiedział, pokręcił głową i położył się na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Był widocznie zakłopotany tym co teraz zrobił. I wtedy się załamał. Nie mógł w żaden sposób jej rozweselić, to raniło jego uczucia. Kiedy Saito miotał się w bezładzie, ktoś zapukał do drzwi <br />
-Kto to może być- Saito zapytał Louise. <br />
-Kto to może być - Saito zapytał Louise. <br />
Pukanie było bardzo systematyczne. Zaczynało się od dwóch długich i wtedy następowały trzy krótkie uderzenia. Louise nagle wybudziła się ze swojego transu. Założyła ubrania, wstała i otworzyła drzwi. Stała tam dziewczyna, zasłonięta czarną peleryną. Rozglądnęła się dookoła i weszła do środka zamykając za sobą drzwi. <br />
Pukanie było bardzo systematyczne. Zaczynało się od dwóch długich uderzeń, po czym następowały trzy krótkie uderzenia. Louise nagle wybudziła się ze swojego transu. Założyła ubrania, wstała i otworzyła drzwi. Stała tam dziewczyna, zasłonięta czarną peleryną. Ogarnęła spojrzeniem pokój, upewniając się, że są sami i weszła do środka zamykając za sobą drzwi. <br />
-...ty jesteś?- Zszokowana Louise ledwo panowała nad głosem <br />
- ...ty jesteś?- Zszokowana Louise ledwo panowała nad głosem <br />
Zasłonięta dziewczyna przyłożyła palec do ust i powiedziała „shh” i wyciągnęła różdżkę z czarnej peleryny i lekko poruszyła nią inkantując krótkie zaklęcie. Świecący proszek wypełnił pomieszczenie. <br />
Zasłonięta dziewczyna przyłożyła palec do ust i powiedziała „ciii” i wyciągnęła różdżkę zza czarnej peleryny i lekko poruszyła nią inkantując krótkie zaklęcie. Świecący proszek wypełnił pomieszczenie. <br />
-Zaklęcie Ciszy?- Zapytała Louise. Zasłonięta dziewczyna skinęła.
- Zaklęcie Ciszy? - Zapytała Louise. Zasłonięta dziewczyna skinęła.
-Ta moc ma extra uszy i oczy dookoła. <br />
- Ta moc ma extra uszy i oczy dookoła. <br />
Gdy upewniła się, że pokój ma magiczne uszy i nie ma dziur do podglądania, pomału zdjęła kaptur. Stała przed nimi Księżniczka Henrietta. Saito wstrzymał oddech. Louise była teraz bardzo słodka, ale ta Księżniczka mogła walczyć z nią w słodkości, do tego wspaniałą elegancję.  Louise natychmiast uklękła na kolanie. Saito nie wiedział co zrobić, więc po prostu stał z brakiem pomysłu o co chodzi. Henrietta chłodno i delikatnie powiedziała: <br />
Gdy upewniła się, że pokój ma magiczne uszy i nie ma dziur do podglądania, pomału zdjęła kaptur. Stała przed nimi Księżniczka Henrietta. Saito wstrzymał oddech. Louise była teraz bardzo słodka, ale ta Księżniczka nie ustępowała jej w niczym.  Louise natychmiast uklękła na kolanie. Saito nie miał pojęcia jak ma się zachować, więc po prostu stał osłupiały. Henrietta chłodno i delikatnie powiedziała: <br />
-Szmat czasu, Vallière.
- Szmat czasu, Vallière.
== Przekład ==
== Przekład ==


Gruntowna korekta: [[user:Wicher| Wicher]] <br />
Tłumaczył: [[user:Someone|Someone]] <br />
Tłumaczył: [[user:Someone|Someone]] <br />
Poprzednia wersja tłumaczenia: [[Nastii.chan|Nastii.chan]]<noinclude>
Poprzednia wersja tłumaczenia: [[Nastii.chan|Nastii.chan]]<noinclude>

Revision as of 21:39, 18 August 2013

Rozdział drugi: Smutek Jej Królewskiej Mości

Poranek.
Klasowi koledzy Loiuse zrobili wielkie oczy, gdy weszła do klasy, pewnie dlatego, że ciągnęła za sobą łańcuch, na końcu którego uczepiony był ciężko pobity Saito. Twarz Loiuse emanowała ekstremalnie niebezpieczną aurą, a jej piękne brwi wykrzywione były złością. Zmierzwiła włosy.
- Wow, Louise. Co tutaj przytargałaś?! - Montmorency Fragrance, przesadnie demonstrując zdziwienie.
- Mojego Chowańca
- W porządku... Jak się mu tak przyjrzeć z bliska, to rzeczywiście on. - Montmorency przytaknęła. Jednak ogromny siniak i zakrzepła krew na twarzy, sprawiała że tylko nieliczni rozpoznawali w nim Saito. Jego głowa, wraz z nadgarstkami zakuta była w dyby. Spojrzał na zablokowane nadgarstki i został przeciągnięty jak worek śmieci.
- Co on zrobił?
- Miał czelność wpełznąć do mojego łóżka.
- Och! - Montmorency zareagowała zbyt emfatycznie, strzępiąc pięknie zakręconą fryzurą. - Wulgarne! Och, wchodzenie do czyjegoś łóżka jest takie... Och! Brudne! Nieczyste! Bardzo nieczyste! - Przygryzła kawałek chusteczki, kiedy mówiła o reputacji, przodkach i tak dalej. Mierzwiąc swoje czerwone włosy, Kirche weszła do klasy gapiąc się na Louise.
- To musi być twój sposób uwodzenia, prawda Louise? Sprośnie, doprawdy sprośnie Louise, uwodzisz Saito jak zwyczajna dziewka, czyż nie?
- I kto tu jest niby sprośny? Nie ma mowy, abym go uwodziła!
- Rany... być rannym przez to... biedaczek... pozwól, że cię uleczę. - Kirche przytuliła głowę Saito. Jej ogromne piersi prawie go udusiły, może go nie uzdrowiły, ale czuł się jak w siódmym niebie.
- Ej, ej, ej...
- Czy wszystko w porządku? Gdzie cię boli? Uleczę cię zaklęciem
- Leż spokojnie. Nie możesz używać zaklęć leczniczych , prawda? Twoje runiczne imię to „Ciepło” jak udar cieplny. Zwolnij nieco - powiedziała Louise z oburzeniem.
-Jest żarliwy. Żar-liwy. Nigdy bym nie pomyślała, że twoja pamięć to również Zero. - Kirche spojrzała na klatkę piersiową Louise -Widzisz. Twój przydomek „Zero” nie jest tylko o twoich piersiach i magii!
Twarz Louise momentalnie poczerwieniała. Mimo to, zaśmiała się chłodno, zagryzając wargi.
- Dlaczego mam przejmować się słowami kobiety, która nieustannie chwali się piersiami? Myślisz że wszystkie kobiety przejmują się rozmiarem swoich piersi? Masz naprawdę pomieszany tok myślenia. Twój mózg musi być pusty albo coś... wszystkie składniki odżywcze idą w twoje p-piersi... twój mózg m-musi być p-pu-pusty...
Mimo że, próbowała zachować spokój, głos jej zamarł. Zrozumiała, że przyjęła bardzo osobistą ofensywę.
-Twój głos drży, Vallière - Kirche delikatnie podtrzymywała Saito, jego ciało nadal było pokryte siniakami i ranami. Kirche przyłożyła głowę to jego klatki - Och, skarbie, czy myślisz ze piersiasta Kirch jest głupia?
-N-nie... j-jesteś bardzo inteligentna!-Saito prowadzony ekstazą, szamotał swoją głową pomiędzy piersiami Kirche.
Brew Louise podniosła się i pociągnęła pełną siłą łańcuch który trzymała w ręku.
- Chodź tu! - Zablokowana głowa Saito, nadgarstki i całe ciało ciężko uderzyło o ziemie. Louise stanęła nad nim i powiedziała chłodnym głosem. - Kto pozwolił ci rozmawiać z ludźmi? Możesz mówić tylko „hau”, psie.
- Hau, tak pani - Saito odpowiedział cicho.
- Głupi pies. Zrób to znowu. Co mówisz gdy chcesz powiedzieć „tak”?
- Hau.
- Dokładnie. Mówisz „hau” raz. Co mówisz gdy chcesz powiedzieć „Zrozumiałem, mistrzu?”.
- Hau, hau!
- Dokładnie. Mówisz „hau” dwa razy. Co jeżeli „Idę do łazienki”?
- Hau, hau, hau!
- Brawo! Mówisz „hau” trzy razy. To doskonałe słownictwo dla takiego głupiego psa, więc nie musisz mówić nic innego.
- ... Hau.
- Szczekanie jest równie słodkie! – Powiedziała Kirche, pieszcząc podbródek Saita. - Awww... możesz przyjść do mojego łóżka dzisiaj w nocy? Jak będzie? Mogę szczekając wylizać tyle miejsc ile będziesz chciał!
Saito nagle wstał na kolana, pokazał ogon, który przyczepiła mu Louise, a był zrobiony z miotły. Były również uszy zrobione z łachmanów.
- Hau! Hau! Hau, hau!
Louise dyskretnie ale z wielką siłą pociągła łańcuch
- Ty mały...
I ze złością stanęła nad nim.
- Czy nie powiedziałem „hau”, kiedy chciałem się porozumieć!? - Saito miał dość, wstał z miną „lepiej dać mi nauczkę” i spojrzał Louise prosto w twarz. Pociągnęła za łańcuch u jego stóp, a ten zwalił się z łoskotem.
-Masz zupełnie podobną pasję co psy. Nie tylko machasz ogonem na dziewczynę Zerbst’ów, ale również atakujesz swoją mistrzynię. Nikczemny. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo nieodpowiednio. - Louise wyciągnęła pejcz z plecaka i zaczęła bić nim energicznie Saito.
- Auć! Przestań! Przestań! P-R-Z-E-S-T-A-Ń!- Jego ciało było unieruchomione, a Saito mógł jedynie tarzać się na ziemi!
-Auć? To nie jest „hau”? To jest „hau”! Czy nie wszystkie psy mówią „hau”?
Odgłosy chłosty rozlegały się po sali wykładowej. Włosy Louise latały dookoła kiedy biczowała Saito, który rozpaczliwie próbował uciec. Saito robił płaczliwe „hau” kiedy tylko poczuł ból. Nikt wtedy by nie pomyślał, że Saito jest Legendarnym Chowańcem.

Uczniowie w sali przyglądali się tej żenującej scenie, zastanawiając się: „Czy ten Chowaniec rzeczywiście pokonał Guiche? Czy naprawdę pojmał zbrodniarkę Fouquet?”
TRZASK! TRZASK!
Studenci w milczeniu przyglądali się jak Loiuse biła Saito. Gdy tylko spostrzegła, że wszyscy przypatrują się scenie, jej twarz pokryła się pąsem. Szybko odrzuciła swój bicz i założyła ręce.
- K-Koniec kary!
„Rozumiemy, że go karała, ale rety…” - przerażeni tą sceną, uczniowie powoli się rozchodzili.
- Czy nie jesteś jedną z tych gorących, Vallière?- powiedziała znudzona Kirche
Louise spojrzała na nią z grymasem na twarzy. Saito z wycieczenia spowodowanego bólem, leżał omdlały na ziemi. Drzwi się otworzyły i wszedł Profesor Kaita. Uczniowie zajęli miejsca na krzesłach. Profesor był jednym z tych którzy zrugali Profesor Chevreuse, która poczuła się śpiąca na straży podczas wydarzenia z Fouquet. Osman powiedział mi, że „Bardzo łatwo cię rozzłościć.”. Długie, ciemne włosy i ciemna peleryna tworzyła wrażenie nieprzyjaznego i niekomfortowego człowieka. Mimo że był młody, jego nieuprzejme maniery i chłodne spojrzenie budowały złą reputacje wśród uczniów.
- Zacznijmy lekcje. Jak wszyscy wiedzą, moje runiczne imię brzmi „gust”. - Został otoczony różnokolorowymi gwiazdami, usatysfakcjonowany kontynuował.
- Zerbst, czy wiesz jaki jest najsilniejszy element?
- Czy to nie jest „otchłań”?
- Nie pytam cię o legendy. Chcę czegoś rzeczywistego.
Wtedy Kirche ufnie odpowiedziała.
- Wtedy to jest element ognia, profesorze. - Powiedziała z nieodpartym uśmiechem.
- Oh? Dlaczego tak uważasz?
- Gorąco i pasja może spalić wszystko i nic, więc czego jeszcze trzeba na dowód?
- Obawiam się, że tak nie jest. - Kaita położył ręce na biodrach. – Spróbujmy, zaatakuj mnie twoim najsilniejszym ognistym atakiem.
Kirche się zdziwiła. „Co ten nauczyciel wyprawia?”
-Na co czekasz? Chyba kazałem ci rzucić na mnie najlepsze ogniste zaklęcie, prawda? - kontynuował Kaita. - Nie zdołasz mnie poparzyć.
- Nie ma problemu. Przyjmij moje najlepsze uderzenie. Ognistoczerwone włosy rodziny Zerbst'ów nie są tylko na pokaz.
Kirche spoważniała nagle. Wyciągnęła różdżkę spomiędzy piersi, na końcówkach jej płomienno-purpurowych, długich włosów zatańczyły płomyki. Wykonała gest dłonią i na końcu różdżki pojawiła się mała kula ognia. W trakcie inkantacji zaklęcia, kula ognia powiększała się i w rezultacie płomienie były wielkie na metr. Uczniowie schowali się pod stolikami w panice. Jej ręka wykonała ruch przed piersią i wystrzeliła kulę ognia. Kaita nawet się nie poruszył. Uniósł różdżkę i stworzył szybującą falę kształtującą się w coś na wzór roztańczonych mieczy. Nagle powstała wichura, która z łatwością rozwiała ogromną kulę ognia. Impet zaklęcia przewrócił Kirche, stojącą na drugim końcu pomieszczenia.
-Wszyscy posłuchajcie. Powiem wam dlaczego element wiatru jest silniejszy. To proste. Wiatr może rozwiać wszystko. Ogień, Woda i Ziemia nie mogą znaleźć oparcia kiedy spotykają się z wystarczająco silnym wiatrem. - Kaita fertycznie powiedział. - Niefortunnie, nie mogę tego przetestować, ale prawdopodobnie Otchłań też nie miałaby szans. To jest właśnie potęga elementu wiatru.
Kirche wstała niezadowolona i założyła ręce. Kaita kontynuował: - Niewidoczny wiatr jest w stanie stworzyć tarczę mogącą ochronić wszystkich i jeżeli zajdzie taka potrzeba, lance aby rozproszyć wrogów. I jeszcze jeden powód dlaczego wiatr jest najsilniejszy... - Podniósł różdżkę „YOBIKISUTA DERU WIND...” i zaczął inkantować zaklęcie.
Jednakże, w tym momencie drzwi do klasy otwarły się i wszedł zdenerwowany Colbert. Był dziwnie ubrany, na głowie miał ogromną złotą perukę. Dodatkowo jego ubranie miało dużo intrygujących dekoracji. Dlaczego on się tak wystroił? – wszyscy się zastanawiali.
- Profesorze Colbert? - Kaita uniósł brwi.
- Ach! Przepraszam za najście, Profesorze Kaita.
- Jesteśmy w trakcie lekcji. - Oznajmił Kaita, patrząc na Colberta. - Dzisiejsze lekcje są odwołane. - Poinformował Colbert. Uśmiechy pojawiły się na twarzach uczniów. Colbert znowu przemówił:
- Mam wam coś do powiedzenia.
Colbert przesadnie przechylił głowę do tyłu, przez co jego peruka opadła. Wtedy ponura atmosfera jaką stworzył Kaita zniknęła i wszyscy zaczęli się śmiać. Tabitha, która siedziała z przodu, spojrzała na jego głowę i niespodziewanie rzekła:
- Lśniąca.
Rozległy się jeszcze głośniejsze śmiechy. Kirche śmiała się kiedy Tabitha wzruszyła ramionami.
- Naprawdę potrafisz mówić!
Colbert poróżowiał i głośno krzyknął:
- CISZA! Tylko plebs się tak śmieje! Szlachta tylko chichocze i opuszcza głowę kiedy usłyszy coś zabawnego! Inaczej inni szlachcice zakwestionują nasze rezultaty wychowawcze!
W klasie zrobiło się cicho jak makiem zasiał.
- W porządku. Słuchajcie wszyscy, dzisiaj jest jeden z najważniejszych dni Akademii Magii Tristain. Są to urodziny wielkiego Brimira Założyciela, bardzo ważny dzień!
Colbert się wyprostował i założył ręce za siebie
- Jest bardzo prawdopodobne, że córka Jej Wysokości, piękny kwiat którym my Tristainczycy możemy się chwalić - Księżniczka Henrietta może do nas przyjechać w drodze powrotnej z Germianii.
Gwizdów i oklasków nie było końca.
- Dlatego, nie możemy sobie pozwolić na leniuchowanie. To bardzo nagłe wieści, więc rozpoczęliśmy przygotowania do przyjęcia jej z należytymi honorami. W związku z tym, dzisiejsze zajęcia są odwołane. Wszyscy studenci są proszeni o założenie swoich szat wyjściowych i ustawienia się przy wejściu głównym. - Uczniowie z niepokojem skinęli głową na znak zgody. Colbert surowo skinął na odchodnym i głośno zakomunikował. - To jest doskonała okoliczność do pokazania Jej Wysokości jak wygląda prawdziwa szlachta. Każdy musi pokazać się z jak najlepszej strony Jej Wysokości! Rozejść się!

***

Cztery konie o złotych powrozach ciągnęły cicho karocę na drodze do Akademii Magii. Karoca była doskonale pokryta złotymi, srebrnymi i platynowymi zdobieniami . Zdobienia te tworzyły Królewski Herb. Skrzyżowane jednorożce z kryształową laską sygnalizowały, że ta karoca należy do Jej Wysokości Księżniczki. Przyjrzawszy się z bliska, można było zauważyć, że ogiery ciągnące karocę nie były zwykłymi końmi. To były jednorożce tak jak na Królewskim Herbie. Jednorożce jak mówiły legendy pozwalały dosiadać się jedynie najpiękniejszym dziewczętom, co sprawiało, że najlepiej pasowały jako ogiery ciągnące karocę Księżniczki . Okna w karocy miały bluszczowe ramy i zasłonki, więc nikt z zewnątrz nie mógł zajrzeć do środka. Za karocą Księżniczki jechał Kardynał Mazarin, który posiadał wielki autorytet polityczny od kiedy Jego Królewska Mość zmarł. Jego karoca nie ustępowała splendoru karocy Jej Wysokości Księżniczki. De facto była jeszcze bardziej upiększona. Różnica pomiędzy tymi karocami odzwierciedlała siłę autorytetu w Tristain. Dookoła karoc jechali Strażnicy Królewscy, szwadron magów. Pochodzący z najlepszych domów szlacheckich, Magowie Królewskich reprezentowali dumę wszystkich szlachciców w kraju. Każdy szlachcic marzył o założeniu czarnej peleryny Magów Królewskich, a każda szlachcianka marzyła o zastaniu żoną jednego z nich. Strażnicy Królewscy byli symbolem Tristain. Droga była wyłożona kwiatami, które chłopi porozrzucali wzdłuż drogi. Cały czas można było usłyszeć wołania podążające za karocami „Niech żyje Tristain! Niech żyje Księżniczka Henrietta!”, a wcale nie tak rzadko i „Niech żyje Kardynał Mazarin!”, które jednak bladły przy wołaniach na cześć Księżniczki. Nie był dobrze traktowany, bo był podobno chłopskiej krwi. Ktoś by powiedział, że to smutne jak na jego pozycje. Zasłony karocy zostały odsłonięte i wszyscy mogli ujrzeć oblicze młodej Księżniczki. Uśmiechów nie było końca. Ona również się uśmiechnęła.

***

Henrietta zasłoniła zasłony i ciężko westchnęła, tracąc swój piękny uśmiech który posłała do chłopów. Wszystko co zostało, to niepokój i głęboka melancholia niestosowna do jej wieku. Księżniczka miała 17 lat. Z szczupłą sylwetką, jasnoniebieskimi oczami i wysokim nosem, była olśniewająco piękna. Jej smukłe palce pasowały do kryształowych pierścieni. Przez wzgląd na to, że w jej żyłach płynie królewska krew, była oczywiście magiem. Ani uśmiechy wzdłuż drogi, ani latające kwiaty w powietrzu nie powodowały uśmiechu na jej twarzy. Wydawało się, że frasuje ją niestabilność polityczna i uczuciowa. Siedzący obok niej, Mazarin patrzył na nią. Ubrany jak kapłan w szary formalny strój, był chudym, wątłym mężczyzną mającym czterdzieści-parę lat. Jego włosy i broda miała biały kolor, patrząc na jego palce u dłoni, można było zobaczyć kości, co sprawiało wrażenie, że jest o wiele starszy, niż jest w rzeczywistości. Od kiedy Jego Wysokość zmarł, jego stalowa wola trzymała pieczę nad stosunkami między krajowymi. Mazarin po prostu wyszedł ze swojej karocy i wszedł do karocy Księżniczki. Chciał porozmawiać o polityce, ale Księżniczka tylko westchnęła, więc nie drążył tematu.
- To jest twój trzydziesty raz dzisiaj, Wasza Wysokość. - Mazarin zakomunikował z niepokojem.
- Hmm? Co?
- Te westchnięcia. Ktoś z Rodziny Królewskiej nie powinien robić tego cały czas na wprost poddanych.
- Poddanych!? Co? - Henrietta była zszokowana - Czyż nie jesteś Królem Tristain? Czy Wasza Wysokość wie o hałasie na ulicach?
- Nie jestem świadomy. - Mazarin odpowiedział obojętnym tonem. To było kłamstwo. Wiedział wszystko o Tristain, od kiedy Halkegenia zmniejszyła ilość ognistych smoków żyjących w wulkanach. Wiedział wszystko o tym. Po prostu mówił, że nie wie.
- Więc pozwól, że ci powiem. Tristain'ska Rodzina Królewska jest piękna, ale nie dzierży berła. Kardynale, ty masz berło. Kości ptaków ubierają szary kapelusz...
Mazarin zamrugał. Słowa „kości ptaków”, zostały wypowiedziane w sposób nie kryjący odrazy.
- Proszę nie powtarzaj plotek plebsu, w tak beztroski sposób...
- Dlaczego nie? To tylko plotki. Wychodzę za Króla Germanii, tak jak mi radziłeś.
- Nic na to nie poradzimy. Sojusz z Germanią jest bardzo ważny dla Tristain - powiedział Mazarin.
- Jestem tego świadoma.
- Wasza wysokość rozumie rebelię przeprowadzoną w „Białym Państwie” Albionie przez tych idiotów? Ci ludzie nie rozumieją tolerancji i poddaństwa w Halkeginii. - Zmarszczył brwi.
- Niewychowane, niewybredne imbecyle! Próbują położyć ręce na Księciu. Nawet jeżeli ten świat im wybaczy te zachowania, Brimir Założyciel nie powinien im tego wybaczyć. Ja im tego nie wybaczę!
- Rzeczywiście. Jednakże szlachta Albiońska ma wielką moc. Albiońska Rodzina Królewska może nie dotrwać jutra. Jeden Brimir Założyciel darował trzem upadek, tak jak teraz. Eh.. kraje nie powinny ingerować w sprawy prywatne.
- Albiońska Rodzina Królewska jest niczym w porównaniu do Germańskiej. Takie są moje spostrzeżenia Nie masz racji mówiąc to jako Kardynał.
- Głęboko przepraszam. Zamierzam zapytać się o radę Brimira Założyciela, zanim udam się na spoczynek. Jednakże, zapewne masz rację, Wasza Wysokość.
Henrietta tylko skinęła głową. Ten gest wyolbrzymiał jej piękno.
- Słowa tych głupich Albiońskich szlachciców.., mają tupet deklarując zamiar zjednoczenia całej Halkeginii. Tristain może być ich kolejnym celem, gdy tylko stłumią powstanie. Jeżeli tak to będzie wyglądało, to może być zbyt późno, jeżeli nie przeprowadzimy przygotowań już teraz. - Mazarin wyjaśniał to Henriecie, która patrząc przez okno okazywała brak zainteresowania. - Analizując akcje nieprzyjaciela, na początku należy stworzyć odpowiednie warunki polityczne, Wasza Wysokość. Jeżeli stworzymy sojusz z Germanią, stworzymy pakt przeciwko rządowi Albionu i zagwarantujemy państwu przetrwanie.
Henrietta znowu westchnęła. Mazarin odsłonił zasłonę i wyjrzał przez okno. Ujrzał cień swojej chwały. Młody, zapierający dech w piersiach szlachcic, na głowie miał skórzany kapelusz i długą brodę, maszerował za konwojem. Herb oddziału gryfonów znajdował się na jego czarnej pelerynie, jedna spojrzenie wystarczało, aby wiedzieć dlaczego. Miał głowę, skrzydła i szpony orła oraz ciało i tylne łapy lwa. Gryfon. Ten człowiek był jednym z trzech liderów Magów-Strażników, Jeździec Gryfiński, Kapitan Lord Wardes. Jego dywizja składała się z najbardziej niezapomnianych spośród Magów-Strażników głównie dla Mazarina. Dzierżąc niebezpieczne magiczne męstwo. Magowie-Strażnicy byli skomponowani z najbardziej wyselekcjonowanych ludzi wśród szlachty, a większość z nich rodem z magicznych bestii. Byli symbolem potęgi i chwały Tristain.
- Wzywałaś mnie, Wasza Wysokość? - Oczy Wardesa zamigotały, po czym spojrzał w okno karocy. Okno pomału się otworzyło i wyjrzał Mazarin.
- Wardesie, Jej Wysokość ma depresję. Czy możesz zdobyć coś dla nas co może ją rozweselić?
- Zrozumiałem - Wardes skinął i zaczął taksować drogę spojrzeniem orła. Szybko znalazł małe miejsce na ulicy i skierował tam gryfona. Wyciągnął długą różdżkę zza pasa i z inkantował krótkie zaklęcie. Mały poryw wiatru zebrał wszystkie porozrzucane po ziemi płatki w ręce Wardesa. Wrócił z powrotem do karocy z bukietem i pokazał go Mazarinowi, Mazarin podniósł brwi i zaproponował:
- Kapitanie, proszę wręczyć prezent Jej Wysokości osobiście.
- To będzie dla mnie honor. - Wardes zasalutował i podjechał od drugiej strony karety. Okno pomału się otworzyło, po czym Henrietta wyciągnęła rękę, aby przyjąć prezent, następnie wyciągnęła lewą rękę. Wardes uczuciowo chwycił ją i delikatnie pocałował.

Milczenie przerwało pytanie Henrietty.
- Jak się zowiesz?
- Wasza wysokość, jestem Magiem-Strażnikiem, dowódcą oddziału Gryfonów, Lord Wardes. - Z wdzięcznością, opuścił swoją głowę. Henrietta odpowiedziała: - Wzorcowy szlachcic. To bardzo dobrze rokuje.
- Jestem tylko uniżonym sługą Jej Wysokości.
- Było wiele szlachciców, co chcieliby to powiedzieć. Kiedy dziadek nadal żył, och... podczas wielkich rządów Filipa III, ogół szlachty posiadał ten rodzaj cudownej rycerskości.
- Smutne dzisiejsze czasy, Wasza Wysokość.
- Czy mogę liczyć na twoją lojalność, kiedy przywrócę stare, dobre czasy?
- Kiedy się to stanie, nie ważne gdzie będę, w bitwach na niebach, nie ma znaczenia co muszę opuścić, będę ci służył Wasza Wysokość.
Henrietta skinęła, Wardes jeszcze raz zasalutował, po czym oddalił się.
- Czy ten szlachcic jest bardzo uzdolniony? -Henrietta zapytała Mazarina.
-Lord Wardes. Jego runiczne imię brzmi „Światła”. „Biały Kraj” może tylko pochwalić się bardzo wąskim gronem osób, które są w stanie z nim walczyć.
- Wardes... Gdzieś już słyszałam tę imię.
- Myślę, że to jest niedaleko terytorium Lorda Vallière.
- Vallière? - Henrietta skinęła, na znak, że sobie przypomniała. To z osobą o tym nazwisku, chciała spotkać się w Akademii Magii.
- Kardynale, czy pamiętasz imię szlachcica, który pojmał Fouquet ?
- Niestety nie.
- Czy nie mówiłeś o rycerzu którego spotkamy? - Henrietta była zszokowana.
Mazrin nie był zainteresowany.
- Myślę, że to najwyższy czas, aby zmienić kodeks rycerski. Jedni chcą służyć w wojsku, inni nie. Jak możemy tak łatwo dawać tytuł rycerza komuś, kto aresztował złodzieja? Inaczej, rozumiem, że możemy walczyć z Albionem wraz z Germanią, ale to nie jest dobry pomysł aby stracić lojalność naszych szlachciców.
- Podejmujesz wiele decyzji, o których nic nie wiem, a powinnam.
Mazarin nie odpowiedział. Kontynuował rozmowę. Henrietta pamiętała, że nazwisko Vallière należy do szlachcica który złapał Fouqet. „Wszystko będzie dobrze” - Pomyślała Henrietta i uspokoiła się. - Mazarin spojrzał na Księżniczkę.
- Wasza Wysokość.., jest kilka... niestabilności pomiędzy Rodziną Królewską, a częścią szlachty.
Henrietta zdziwiła się.
- Ktoś zainterweniował w sprawie zamążpójścia Księżniczki i zniszczył nasz sojusz z Germanią.
Zimny pot oblał Księżniczkę.
- Nie miałaś z tym nic wspólnego, prawda, Wasza Wysokość?
Po długim milczeniu Henrietta odpowiedziała beznamiętnie.
- ...nie.
- Trzymam cię za słowo, Wasza Wysokość.
- Jestem Księżniczką. Nie kłamię. - Henrietta westchnęła.
- ...twój czternasty raz, Wasza Wysokość.
- Po prostu coś przyszło mi do głowy. Wszystko co mogę teraz zrobić to westchnąć.
- Wasza Wysokość, stabilność twojego stanu przyjdzie po ustabilizowaniu twoich uczuć.
- Mam tego absolutną świadomość. - Henrietta odpowiedziała apatycznie. Spojrzała na bukiet w jej ręce i zapytała z przygnębieniem - … czy kwiaty na drodze nie są błogosławione, Kardynale?
- Wszystko co wiem to, że kwiaty podarowane przez inną osobę są błogosławione.

***
Kiedy Księżniczka dojechała do bram Akademii, szeregi studentów podniosło różdżki z ciszą i powaga. Za główną bramą były drzwi do głównej wieży. Osman stał z uwagą, aby przyjąć Księżniczkę. Kiedy karoca się zatrzymała, słudzy rozścielili czerwony dywan do jej drzwi. Strażnicy z napięciem informowali o jej przybyciu.
- Jej Najwyższa Wysokość, Księżniczka Królestwa Tristain, Henrietta przybyła!
Pierwszy z karocy wyszedł jednak Kardynał Mazarin. Studenci uklękli, lecz Mazarin nie zwrócił na to uwagi, trzymając rękę Księżniczki kiedy wychodziła. Uczniowie zaczęli klaskać. Młodzieńczy, promienny uśmiech emanował z Księżniczki kiedy szła elegancko.
- To jest Księżniczka Tristain? Heh... Wyglądam od niej lepiej. - Mówiła Kirche - Oh mój Boże, kto według ciebie wygląda lepiej? -obróciła się w stronę Saito, który leżał unieruchomiony na ziemi.
- Hau.
- Nie rozumiem kiedy tylko szczekasz! Kto jest ładniejszy?
Saito spojrzał na Louise, która uważnie patrzyła na księżniczkę. Kiedy tak stała, w ciszy, była bardzo słodka i ładna. Nie miało znaczenia jak mocno od niej obrywa, jak chłodno go traktuje, nawet jeżeli traktuje go jak psa, ten słodki widok potrafił oszołomić Saito i wprowadzić go w trans. Louise nagle poczerwieniała. O co jej chodzi? Spojrzał tam gdzie patrzyła Louise. Patrzyła na mającego kapelusz, super wyglądającego szlachcica jadącego na magicznej bestii z głową orła i ciałem lwa. Saito znalazł powód. Ten szlachcic wygląda jak niezły chłopak, jednak to nie jest powód dlaczego ona tak na niego patrzy i czerwienieje. Czy jestem zazdrosny? - Myślał gorączkowo Saito. Nie, nie może być. Nie mam tego rodzaju relacji z Louise. – Przywołał się do porządku. - To bez znaczenia, nadal mam Kirche. Brunet z dobrze wyposażonym portfelem. Jak się temu tak przyjrzeć, jest idealny dla Kirche. - Myślał raczej podniecony. - Ale Kirche poczerwieniała i również patrzyła na tego szlachcica. Saito opuścił głowę, nagle poczuł ciężar wszystkich łańcuchów, które ciągnęły się po ziemi. Tabitha tylko czytała książkę. Przybycie Księżniczki nie zrobiło na niej wrażenia.
- Mam tak po prostu zostać? - Saito zapytał Tabithe. Podniosła głowę znad książki, spojrzała na Louise i Kirche, znowu spojrzała na Saito i odpowiedziała:
- To tylko trzy dni.

***

Tej nocy...
Saito leżąc na swoim posłaniu patrzył na Loise. Wydawało my się, że nie mogła się uspokoić. Nie mogła usiedzieć w miejscu, ciągle wstawała i zaraz siadała, przytulając poduszkę widocznie się czymś zamartwiała, to trwało od czasu, kiedy ujrzała dzisiaj tego szlachcica. Po tym, nic nie mówiąc, wróciła do pokoju jak duch i zachowywała się w ten sposób.
- Ty... wyglądasz upiornie. - Zaczął Saito. - Nie zareagowała. Wstał podszedł i spojrzał jej w oczy. Żadnej reakcji.
- Trochę za upiornie- Pociągnął za jej włosy. Włosy Louise były bardzo delikatne, miłe w dotyku i kiedy ciągnął je nieznacznie, powinna oderwać się od niego. Użył trochę siły do pociągnięcia, ale ona nadal nie reagowała.
- Czas zmienić twoją piżamę. - Pokaźnie zasalutował i wyciągnął dla niej bluzę, pomału ją rozbierając. Teraz miała na sobie tylko bieliznę. Nadal się nie poruszała, jak pod wpływem zaklęcia... - Nudne... Co jest z nią nie tak? Rany... Saito zakaszlał.
- Mistrzu. W moim świecie istnieje technika „masaż powiększający piersi”.
Oczywiście zaczął ją masować… Saito poczerwieniał. - Trzesz je w taki sposób i wtedy pomału staną się większe. Możesz powiedzieć, że to magia. - Saito przeciągnął swoje dłonie, i zaczął ją masować.
- Co to? Gdzie one są? Dlaczego ich tutaj nie ma? Oh... one są tutaj. - I wtedy pokręcił głową. - Rany. Pomyliłem się. Twoja klatka jest płaska, to dlatego.
Louise nadal się nie ruszała, nawet w trakcie wykonywania „masażu” przez Saito.
- Jestem.., kim ja jestem. I-Idiotą. Co ja teraz zrobię? - Gdy to powiedział, pokręcił głową i położył się na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Był widocznie zakłopotany tym co teraz zrobił. I wtedy się załamał. Nie mógł w żaden sposób jej rozweselić, to raniło jego uczucia. Kiedy Saito miotał się w bezładzie, ktoś zapukał do drzwi
-Kto to może być - Saito zapytał Louise.
Pukanie było bardzo systematyczne. Zaczynało się od dwóch długich uderzeń, po czym następowały trzy krótkie uderzenia. Louise nagle wybudziła się ze swojego transu. Założyła ubrania, wstała i otworzyła drzwi. Stała tam dziewczyna, zasłonięta czarną peleryną. Ogarnęła spojrzeniem pokój, upewniając się, że są sami i weszła do środka zamykając za sobą drzwi.
- ...ty jesteś?- Zszokowana Louise ledwo panowała nad głosem
Zasłonięta dziewczyna przyłożyła palec do ust i powiedziała „ciii” i wyciągnęła różdżkę zza czarnej peleryny i lekko poruszyła nią inkantując krótkie zaklęcie. Świecący proszek wypełnił pomieszczenie.
- Zaklęcie Ciszy? - Zapytała Louise. Zasłonięta dziewczyna skinęła. - Ta moc ma extra uszy i oczy dookoła.
Gdy upewniła się, że pokój ma magiczne uszy i nie ma dziur do podglądania, pomału zdjęła kaptur. Stała przed nimi Księżniczka Henrietta. Saito wstrzymał oddech. Louise była teraz bardzo słodka, ale ta Księżniczka nie ustępowała jej w niczym. Louise natychmiast uklękła na kolanie. Saito nie miał pojęcia jak ma się zachować, więc po prostu stał osłupiały. Henrietta chłodno i delikatnie powiedziała:
- Szmat czasu, Vallière.

Przekład

Gruntowna korekta: Wicher
Tłumaczył: Someone
Poprzednia wersja tłumaczenia: Nastii.chan



Cofnij do Rozdziału 1 z Tomu 2 - Sekretna łódka Powrót do strony głównej Idź do Rozdziału 3 z Tomu 2 - Prośba przyjaciela z dzieciństwa