Bakemonogatari/Kizumonogatari PL/Ch4

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Wampir Koyomi: Rozdział Czwarty[edit]

Nagle odzyskałem przytomność.

Poczułem się jak nowo narodzony.

Nie, lepszym określeniem byłoby — znowu poczułem się żywy.

Ach! To był sen!

Chciałem powiedzieć coś w tym stylu.

Oczywiście to nie był sen — w przeciwnym razie odzyskałbym świadomość we własnym pokoju.

Ale to nie był mój pokój.

To miejsce, którego nigdy wcześniej nie widziałem.

Nie było tu także moich sióstr, które budzą mnie każdego poranka.

— ...

Ale.

Miałem ochotę znowu zasnąć, aż w końcu obudziłbym się z tego snu.

Czyli? To są... ruiny?

Zdawałem sobie sprawę, że jestem w środku jakiegoś budynku. Okna szczelnie zamknięte przy pomocy grubych desek, przybitych gwoździami. Fluorescencyjne światła na suficie były zepsute.

Wtedy uświadomiłem sobie.

Że spałem na podłodze.

Podłoga wykonana z linoleum.

Była cała popękana.

Pokręciłem głową, rozglądając się po otoczeniu - co wisi na tej ścianie?

Tablica?

I... ławki?

Krzesła?

... Szkolna sala?

Mówię, że to szkolna sala, ale to nie Liceum Naoetsu, tyle potrafię powiedzieć.

Chociaż mam przeczucie, że to jednak wcale nie jest szkoła.

Mimo wszystko jestem uczniem liceum.

Nawet jeśli to nie moje szkoła, potrafię rozpoznać czy to budynek szkolny czy nie.

Czyli co to jest?

To nie szkoła, a miejsce, w którym znajduje się tablica i duża ilość ławek z krzesłami...?

Ahaha, wiem.

To atmosfera szkoły korepetycyjnej.

To budynek szkoły korepetycyjnej.

Ale nieważne jak na to spojrzysz, jest nieczynna.

Te okna, fluorescencyjne lampy... trochę jak opuszczona szkoła?

Ponieważ było zbyt ciemno, tylko tyle potrafiłem zobaczyć — zbyt ciemno?

Co?

Dlaczego —— w pomieszczeniu z zatkanymi oknami, gdzie nie ma promyka światła —— widziałem tak wyraźnie?

Wiem, że jest bardzo ciemno.

Potrafię powiedzieć, że zdecydowanie nie dociera tu żadne światło.

Po pierwsze, nie powinienem być w stanie zobaczyć nawet własnych dłoni —— ale je widzę.

Widzę bardzo wyraźnie.

Nie... czy na pewno?

Być może to dlatego, że dopiero co otworzyłem oczy i moje zmysły nie doszły jeszcze do porządku?

Podążając tym nienaturalnym tokiem myślenia, podnosiłem się ——

— ... Boli.

W tym momencie ugryzłem się w wewnętrzną stronę ust.

Hm?

Dlaczego moje zęby są takie długie?

Włożę palec do ust, żeby sprawdzić, więc.

Kiedy chciałem poruszyć ręką, zauważyłem —— na moim ramieniu, które planowałem poruszyć, leżała mała dziewczynka.

— ...

Ech?

Mała dziewczynka?

— Co?!

To naprawdę jest mała dziewczynka.

Na oko ma może 10 lat?

Blondynka, ubrana w dopasowaną sukienkę - skóra tak biała, że wydaje się przeźroczysta.

Lekko oddycha.

Śpi.

Słodko śpi.

— ...

Zupełnie nie rozumiem tej sytuacji.

Dlaczego tu jestem, gdzie jestem i kim jest ta mała dziewczynka - nic z tego nie wiem, ale jestem pewien, że ta sytuacja nie jest w porządku!

Jeśli to tylko dziewczynka, dobrze.

Ale z dziewczynką, której nigdy wcześniej nie widziałem, ta sytuacja nabiera nielegalnego smaku!

— H-hej... hej, obudź się.

Złapałem ją za miejsce, które nie stanowi problemu (jak ramię) i zacząłem potrząsać.

— Hm~m... — wtedy, ta dziewczynka naprawdę niechętnie powiedziała — Jeszcze pięć minut...

Zdanie tak typowe dla każdego dziecka.

Wróciła do snu.

— Jak... jak już powiedziałem, wstawaj! — nie dbałem o nią, więc jeszcze mocniej potrząsałem ciałem blondwłosej dziewczynki.
— ...Jeszcze nie.
— Jak długo zamierzasz spać?!
— ...Około 460 milinów lat?
— Druga Ziemia powstanie!

Krzyczałem karcąco, a wtedy w panice zakryłem usta.

Racja.

Myśląc uważnie, czy to nie błąd budzić ją w tej chwili?

Podczas gdy śpi, wykorzystam okazję, aby samodzielnie znaleźć sposób na rozwiązanie tego problemu. Nieważne jak na to spojrzę, to najlepszy sposób. Chociaż w sumie nie wiem nawet na czym ten problem polega...

Spojrzałem na zegarek na moim lewym nadgarstku.

Więc.

W tej chwili jest —— 4:30.

Nie, z zegarkiem nie potrafię powiedzieć, czy jest ranek czy popołudnie.

Telefon, telefon... znalazłem.

Czas, który pokazuje ekran, to 16:36.

A data... 28 marca?!

Cóż...pamiętam, że ostatnim razem kiedy sprawdziłem telefon, data zmieniła się na 26 marca.

To znaczy —— od tamtego momentu minęły dwa dni.

— Nie.

Nawet jeśli to nie jest sen, ile z tego jest prawdą?

Więc.

Wspomnienia — do którego momentu są prawdziwe?

Tym razem, aby nie obudzić małej blondyneczki, delikatnie wyciągnąłem swoje ramię spod jej głowy.

Najpierw muszę ustalić, co to za miejsce...

Bezszelestnie poszedłem w kierunku drzwi — były otwarte, nie było na nich żadnych pułapek. W tym momencie podejrzenie o to, że zostałem uwięziony w tajemniczym budynku, wyparowało. (Brzmi głupio, ale naprawdę się o to bałem)

Ach, pomijając słodką dziewczynkę, porwanie takiego faceta jak ja nie przyniosłoby nikomu korzyści...

Po przejściu przez drzwi zobaczyłem klatkę schodową.

Na drzwiach widniał napis '2F'.

Drugie piętro?

Schody prowadziły na dół i do góry.

Zastanawiałem się, który kierunek obrać — normalnie wybierasz pierwsze piętro.

Po pierwsze, jeśli nie możesz opuścić budynku, nie możesz nic innego zrobić.

Naprzeciwko schodów znajdowała się winda, ale nie było nawet potrzeby upewniać się, że nie działa.

Zszedłem w dół.

— Cóż, w telefonie mam zapisany numer i email Hanekawy, co dowodzi, że spotkanie z Hanekawą po ceremonii zakończenia tamtego popołudnia było prawdziwe... w takim razie wszystko co zdarzyło się wcześniej też było prawdą.

Ta para majtek z pewnością nie była snem.

Chociaż wydaje się niewiarygodna.

— W moim portfelu znajduje się mniej pieniędzy i paragon też tu jest... to znaczy, że kupno albumów także było prawdziwe. Ale to, co stało się potem... wydaje się całkowicie nierealne!

Nawet jeśli to nie był sen.

Możliwe, że coś pomieszałem?

Na przykład —— kobieta została potrącona przez samochód... zobaczyłem to... i od razu zemdlałem?

Hm.

Chociaż to trochę naciągane, ma sens. W szczególności, że nigdy wcześniej nie byłem świadkiem wypadku.

Wtedy... ktoś przeniósł w to miejsce nieprzytomnego mnie... nie, nie tak. Taki przebieg wydarzeń jest niemożliwy. W takim wypadku wystarczyłoby wezwać karetkę.

Czas wyświetlony przez mój telefon jest prawdziwy.

O nie, od dwóch dni z dala od domu. Właściwie od trzech dni.

Chociaż nie raz zdarzyło mi się bez powodu spać poza domem, trzy dni przekraczają dopuszczalną granicę. Widok moich zmartwionych sióstr mógłby być słodki..., ale muszę dać rodzinie znak, że żyję.

W tym momencie.

Po raz kolejny pomyślałem o nieistotnych rzeczach.

Ale ta myśl, w momencie, w którym wyszedłem z budynku, rozpłynęła się w powietrzu. Unikając śmieci, rozrzuconych pod moimi stopami, kawałków metalu, kawałków szkła, desek, puszek - których napisów nie mogłem rozczytać i kartonowych pudełek (ale dlaczego widzę

tak w wyraźnie w tak ciemnym miejscu?), poza budynkiem, w momencie, kiedy pojawiłem się wśród gęstej trawy, gdzie nikogo nie było — wtedy.

Ciało.

Całe moje ciało — zapaliło się.

Powinienem zdać sobie sprawę.

Wieczorne słońce — dlaczego jest takie oślepiające?

Ale było za późno — moje ciało się paliło.

— Gah-ah-ah-ah!

To był do niczego niepodobny krzyk.

Nie mogłem nawet wykrzyczeć, jak bardzo boli.

Włosy, skóra, mięso, kości, wszystko — płonęło.

Płonęło.

W niesamowitym tempie — paliło się.

— Ah-ah-ah-ah!

Wampir.

Wrażliwy na światło słoneczne.

Brak cienia.

Ale co to ma ze mną wspólnego?

— Durniu!

Kiedy próbowałem ugasić płomienie na moim ciele, wykorzystując moją rozległą wiedzę i tarzając się po ziemi (gdzieś wyczytałem, że w ten sposób można ugasić na sobie pożar), z budynku rozbrzmiał ten głos.

Spojrzałem w górę.

Płonąc, spojrzałem w miejsce, z którego dochodził głos — właśnie w tym miejscu stała dziewczynka, która jeszcze przed chwilą spała.

Patrzyła na mnie szlachetnym wzrokiem.

— Wracaj tu, szybko! — krzyczała.

Przeżywając istną męczarnię, moje ciało poruszało się wbrew mojej woli. Widząc to, dziewczynka niespodziewanie wybiegła z budynku.

A wtedy.

Tak samo jak ja — zaczęła płonąć.

Jednak nie przejmując się sobą, podbiegła do mnie, złapała za kołnierz i zaczęła wlec w kierunku budynku.

Płomienie stawały się intensywniejsze.

Ciągnęła mnie, znosząc ból ognia.

Czułem jej siłę.

Była silniejsza niż normalne dzieci.

Te małe rączki posiadały tak ogromną moc. Jednak nie była na tyle silna, aby mnie ponieść, mogła tylko ciągnąć.

Mogła po prostu mnie wlec.

Płonąc przy tym.

Mimo ognia nie traciła sił, naprawdę wielka osoba. Po jakimś czasie zaciągnęła mnie do budynku, z dala od słońca.

To, co stało się potem, było prawdziwym cudem.

Moje ciało i jej ciało.

W momencie, kiedy znaleźliśmy się w cieniu — ogień oraz cały ten ból — zniknęły niczym magia. To nie wszystko — nie pozostał ślad oparzenia.

Pochłonięci przez tak wielkie płomienia, a jednak—

Nawet nasze ubrania nie spłonęły.

Moja parka z kapturem i wojskowe spodnie.

Jakby nic się nie stało.

Sukienka dziewczynki wyglądała tak samo jak wcześniej.

— Ech, co?
— Doprawdy. — dziewczynka przemówiła do oszołomionego mnie. — Co za idiota niespodziewanie wychodzi na słońce?! Na moment spuściłam was z oczu i oto co robicie. Życzycie sobie śmierci? Normalny wampir w moment by wyparował.
— Co?
— Niech to się więcej nie powtórzy. Mając nieśmiertelne moce, będziecie płonąć, regenerować się, płonąć i regenerować się w nieskończoność. Bez względu na to, czy szybciej zdolność regeneracji się wyczerpie czy słońce zniknie - poznacie smak piekła. Właśnie to

znaczy być nieśmiertelnym wampirem.

— ...Ech?

Wam—pir.

Czyli rzeczywiście — to nie był sen ani pomyłka.

— Czyli, w takim razie... jesteś?

Blond włosy, sukienka.

Zimne spojrzenie.

Nie, wiek za bardzo się różni. Umierająca wampirzyca, którą spotkałem, miała przynajmniej 27 lat — chociaż nie potrafię dokładnie powiedzieć i szacuję jedynie po wyglądzie.

Zupełnie inaczej niż ta dziesięciolatka .

Co więcej, kończyny.

Prawa ręka, lewa ręka, prawa noga, lewa noga. Ta dziewczynka je posiada.

Posiada cienkie jak patyk kończyny.

Porównując ją z tamtą kobietą bez rąk i nóg — wyraźnie się różnią.

Ale —

Jest kilka podobieństw.

Na przykład kiedy mówi, w jej ustach widzę długie, ostre kły.

— Ekhm.

Kiwnęła głową.

Nabierając pewnej postawy, uniosła pierś i powiedziała.

— Oto ja, Kissshot-Acerolaorion-Heartunderblade, możecie mnie nazywać Heartunderblade. — po czym kontynuowała szokującą przemowę. — W przeciągu czterystu lat stworzyłam jedynie dwóch służących. Hm, patrząc na wasze zdolności regeneracyjne, całkiem się

udaliście. Nie ma także żadnych oznak szału. Trochę się zmartwiłam, kiedy nie chcieliście otworzyć oczu.

— Słu-sługa?
— Tak, więc wy... hm. Jak teraz o tym pomyślę, nie znam waszego imienia. Cóż, imię, które dotąd nosiliście, nie ma już teraz znaczenia. Tak czy siak, sługo. — zaśmiała się żałośnie. — Witajcie w świecie Wiecznej Ciemności.
— ...

Araragi Koyomi - 17 lat, powinien był umrzeć.

Ale tak się nie stało.

To znaczy, w pewnym sensie umarłem.

Odrodziłem się.

Jako wampir.

Gry, filmy, komiksy. Dla większości ludzi to tylko starodawne pojęcie.

Ale ja, licealista tego pokolenia, rzadko słyszę o wampirach.

Można wręcz powiedzieć, że prawie nic o nich nie wiem.

Demony wysysające krew.

Nie lubią słońca, nie mają cienia — tyle wiem. Co więcej, uświadomiłem to sobie podczas rozmowy z Hanekawą.

I... jak to było? Nie lubią czosnku?

Nie jestem pewien.

Dlatego powiedziałem, że nic nie wiem.

Kiedy wampir wypije krew - jego ofiara stanie się wampirem.

Jeśli twoja krew zostanie wypita, staniesz się kompanem.

Jeśli twoja krew zostanie wypita, staniesz się sługą.

Zmusić człowieka do porzucenia człowieczeństwa — nie miałem pojęcia.

Kompan.

Sługa.

Byłem pewien, że umrę,

To oczywiste, że po oddaniu całej swojej krwi umierasz. Ponieważ chciałem zakończyć swoje życie, ofiarowałem jej swoją szyję.

Ale kto by pomyślał.

Chęć zostania wampirem — nie miałem żadnej.

Ale nie ma sensu się nad tym rozwodzić.

Wampirzyca wypiła moją krew i niedorzecznie zamieniłem się w wampira.

Nie ma sensu tego udowadniać.

To ciało, palące się pod wpływem słońca.

To ciało, które płonie i natychmiast się regeneruje.

Te oczy, tak wyraźnie widzące w ciemnościach.

I te kły w moich ustach.

To wystarczające dowody.

To czy mam cień czy go nie mam — jest bez znaczenia.

— Gdzie... gdzie jesteśmy?

Ale.

Ten idiota Araragi Koyomi, czyli ja, nie chce teraz przyjąć tej rzeczywistości, dlatego zadałem mniej istotne pytanie.

Drugie piętro.

Miejsce, w którym odzyskałem przytomność. Miejsce, do którego oboje wróciliśmy.

To na pewno ruina. Czteropiętrowy budynek ze szczelnie zasłoniętymi oknami — innymi słowy, nie dochodzi tu żadne światło słoneczne.

Um.

Chociaż mam zdolności regeneracyjne, wolałbym unikać słońca.

Czy ona nie użyła słowa 'wyparować'?

— Hm.
— Chociaż nazywam to miejsce 'szkołą korepetycyjną', kilka lat temu zostala zamknięta. Teraz to tylko ruiny. Dzięki temu to dogodna kryjówka.

Czyli to była szkoła korepetycyjna.

A teraz to tylko ruiny.

Ale kryjówka? Co za dziwne określenie.

To brzmi jakbyśmy się mieli ukrywać.

Wybrała opustoszałe miejsce, aby móc się mną zająć po tym jak straciłem przytomność?

— W takim razie, Kissshot, kolejne pytanie—
— Zaczekaj.

Ona.

Kissshot przerwała mi.

— Nie mówiłam ci, żebyś nazywał mnie Heartunderblade?
— Za długie. Heartunderblade? Dwa razy ugryzłem się w język, wypowiadając tę nazwę. Jak można mieć imię, przy którym gryziesz się w język? Kissshot jest krótsze... A może nie mogę cię tak nazywać?
— Nie... — zdaje się, że chciała coś powiedzieć, ale potrząsnęła głową. — Dobrze, możecie mnie nazywać, jak chcecie - nie mam powodu odmawiać.

Intrygujące.

Ach, jej nazwisko to Kissshot czy Acerolaorion? Czy to odpowiednie tak się do niej zwracać? Tylko czy ludzkie zasady dotyczą wampirów?

— Czyli jakie jest następne pytanie?
— Cóż... czy ja... stałem się wampirem?

Na drugim pytaniu najbardziej mi zależy.

Dla kogoś, kto staje naprzeciw rzeczywistości, to bardzo ważne pytanie. Bez tego nie mogę jej zaakceptować.

Mam jeszcze jedno istotne.

— Oczywiście. — odpowiedziała dobitnie.
— Nie ma sensu teraz tego wyjaśniać. Jesteście moim podwładnym, moim sługą. Czujcie się zaszczyceni.
— Sługa...

Hm... sługa.

To nie brzmi aż tak źle.

— Dlaczego zamieniłaś się w dziecko? Ostatniej nocy... nie, dwie noce temu? Kiedy cię spotkałem, wyglądałaś na dorosłą.
— Przepraszam, że wyglądam jak dziecko.
— Nie, nie to miałem na myśli.

Wyglądała na dorosłą.

Jednak pozbawioną kończyn.

— Wasza krew, wyssałam ją całą.

Pokazała mi swoje zęby, po czym się zaśmiała.

To nie jest powód do śmiechu.

— Ale ta ilość nie była wystarczająca, dlatego między nami wytworzyło się połączenie. Mimo to zdołałam pozostać przy życiu. Utrzymałam minimalny stopień nieśmiertelności, większość moich mocy została jednak ograniczona - to takie uciążliwe.

Mimo to.

Zdołała pozostać przy życiu — tak powiedziała.

Nie chciała umrzeć.

Przed moimi oczami ukazał się jej obraz — płaczącej i zawodzącej.

W tej chwili, widząc jak przemawia, ten obraz całkowicie do niej nie pasuje.

Teraz zdałem sobie sprawę.

Właśnie teraz zdałem sobie sprawę.

Naprawdę pomogłem tej kobiecie.

Pomogłem wampirowi.

Poświęciłem własne życie.

— Moje kończyny są w takim stanie, tylko kształt odrósł. Wewnątrz są puste, ale to nie powinien być problem. Jednakże, relacja mistrz-sługa powinna być jasna, sługo. Pomimo mojego stanu jestem 500-letnim wampirem. Relacja między mistrzem a sługą powinna być klarowna,

wy, jako że niedawno zostaliście wampirem, powinniście nigdy nie zwracać się do mnie jak do osoby równej rangą.

— Ha, haa.
— To niejasna odpowiedź - na pewno rozumiecie?
— Um, umm... rozumiem.
— W takim razie, na znak posłuszeństwa, podrapcie mnie po głowie. — powiedziała majestatycznie.

...

Podrapać po głowie.

Łaa, jej włosy są naprawdę miękkie.

Chociaż jest ich dużo, są naprawdę gładkie.

— Wystarczy.
— To znak posłuszeństwa?
— Nie wiedzieliście? — spojrzała na mnie z pogardą, wampiry stosują się do innych zasad. — Co za ignorancja. Ale niezależnie od waszej ignorancji, jesteście mądrzy, będąc posłusznym wobec mnie. Stworzyłam naprawdę dobrego sługę.

Kontynuowała.

Wpatrując się we mnie swym lodowatym spojrzeniem.

— Uratowaliście mi życie. Biedna, porzucona ja została przez was ocalona. Dlatego w drodze wyjątku pozwolę wam na ten niegrzeczny ton i nazywanie mnie Kissshot.
— Na-nazywać cię w ten sposób...

Czyli Acerolaorion byłoby lepsze?

Nie brzmi tak źle..., jednak nie ma potrzeby na kolejny tytuł .

Ale.

Zwróciłem uwagę na to, co powiedziała Kissshot.

Kończyny są w takim stanie.

Tylko kształt odrósł.

Rzeczywiście, chociaż ciało dziesięcioletniej dziewczynki jest dość drobne, Kissshot ma teraz kończyny.

Tylko kształt?

W środku są— puste?

— Co więcej... w przyszłości mogę potrzebować waszej mocy.
— Co? Hej... w zasadzie.
— Nie powinniście się tak ekscytować, sługo. Jako poddany to oczywiste, że musicie służyć swojemu panu. Czy podrapanie mnie po głowie nie było oznaką posłuszeństwa?

Powiedziała z uniesioną piersią.

Chociaż mówię o uniesionej piersi, to ciało 10-letniej dziewczynki. Absolutny brak biustu.

Chociaż mówię o uniesionej piersi, odnoszę wrażenie, jakby to były plecy.

Ale to nie ma znaczenia.

Nie otrzymałem normalnej odpowiedzi.

Zostawię tę sprawę na później — czas zadać najistotniejsze pytanie. Podłoże pod nie zostało już ustawione.

— Dlaczego zamieniłaś mnie w wampira?
— Hm?
— Byłem przygotowany na śmierć, kiedy wyssałaś ze mnie krew.

Przez myśl przeszły mi wtedy twarze różnych ludzi - chociaż to tylko cztery osoby.

Ach, a nie pięć?

Nie pamiętam.

— To nic, bez powodu. Jeśli wampir wypije waszą krew, nieważne kim jesteście, staniecie się wampirem. Tak to jest.
— Więc... tak to jest.

Tak to wygląda.

Nadstawiłem swoją szyję.

Wiedziałem, że wyssie ze mnie całą krew.

Byłem zdecydowany na śmierć.

Ale...

Czy byłem zdecydowany porzucić swoje człowieczeństwo?

— Ach, mnie to odpowiada. Wiecie dlaczego? — Kissshot oczywiście się nie zmieniła, w dodatku mówiła aroganckim tonem. — Jest coś, co musicie zrobić.
— Tak jak wspominałaś, użyczyć moją moc?

Kwestia pożyczenia mojej mocy.

— Właśnie. Chociaż wasza krew pozwoliła mi odzyskać ciało, w tej chwili jestem daleka od odzyskania pełni sił. Dlatego od teraz musicie podjąć działania.
— Od- od teraz?
— Oczywiście. Ukończyć przygotowania i ruszyć do przodu. To właśnie ja, żelazno krwisty, gorącokrwisty, zimnokrwisty wampir, Kissshot-Acerolaorion-Heartunderblade.
— ...

Ten tytuł... za długi.

Ile to może mieć liter?

Wydaje mi się, że tylko 'zimnokrwisty' pasuje.

— Powinienem...

Nieświadomie chciałem zapytać, ale wtedy wątek poszedłby w złą stronę. Jeśli Kissshot tego chce, w porządku, ale mam ważniejsze pytania.

Więc zapytałem o najważniejsze.

To, co najbardziej pragnę usłyszeć.

— Ja.

Ostateczna decyzja.

W skupieniu patrzyłem na nią.

Już mam odwagę, by je zadać.

— Ja... nie mogę z powrotem stać się człowiekiem?
— Hm.

Czyli.

Kissshot nie zareagowała tak, jak to sobie wyobrażałem.

Przypuszczałem, że będzie wściekła albo zdziwiona - takich reakcji oczekiwałem.

— Tak jak myślałam. — kiwnęła głową.

Moje przypuszczenia się nie sprawdziły, ale jej - tak.

Wiedziała, że o to zapytam.

Już na początku zostałem przejrzany.

— Potrafię zrozumieć, dlaczego tak czujecie.
— Potrafisz zrozumieć?

Wyższa istota.

Tak, jak powiedziała Hanekawa. Patrząc na to od początku, Kissshot rzeczywiście widzi ludzi jako coś gorszego.

Według niej ludzie są niższymi bytami.

W takim razie.

Dlaczego by nie cieszyć się z faktu zostania wampirem.

Kto by chciał znowu stać się człowiekiem.

Myślałem, że powie coś w tym stylu, ale...

— Rozumiem. — powiedziała Kissshot. — Ja także dostałam kiedyś propozycję zostania bogiem i ją odrzuciłam.
— B-bogiem?
— To przeszłość.

Powiedziała coś takiego.

Mam wrażenie, że nie powinienem poruszać tego tematu.

— Chęć powrócenia do bycia człowiekiem. Innymi słowy powrót do tego, czym byliście pierwotnie. Tak myślę. Chociaż powiedziałam 'witajcie w świecie Wiecznej Ciemności', wiedziałam, że tego nie zaakceptujecie.
— Więc to tak...

Zauważyłem, że znowu nie otrzymałem odpowiedzi na zadane pytanie.

— Ale co mogę zrobić, ja...
— Wy możecie powrócić. — powiedziała lekko.

Jej spojrzenie było nadal zimne.

Było przeszywające.

— Powrócić.

Patrząc na mnie w ten sposób powiedziała, że mogę powrócić. Wyraźnie to oznajmiła.

— Macie moje słowo.
— ...
— Oczywiście, sługo, w tym celu macie mnie słuchać. Jako mój poddany nie musicie być nieśmiali. To nie rozkaz a groźba, jeśli chcecie powrócić to bycia człowiekiem, bądźcie mi posłuszni.

Wtedy zaśmiała się żałośnie.


Wróć do 003 Wróć do Strony Głównej Przejdź do 005