Bakemonogatari PL/Krab Hitagi Full Text

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

001[edit]

Wszyscy wiedzieli o chorobie Senjougahary Hitagi. Nic dziwnego, że była zwolniona z WF-u. Nawet na porannym apelu z powodu swojej anemii ciągle chowała się w cieniu. Już trzy lata chodziliśmy do tej samej klasy, ale nigdy nie widziałem, żeby przejawiała jakąkolwiek formę wzmożonej aktywności ruchowej. Dziewczyna była stałym gościem gabinetu pielęgniarskiego, a przez wizyty u lekarza spóźniała się albo nawet pomijała lekcje. Niektórzy żartowali, że szpital to jej drugi dom.


Mimo poważnego stanu była dosyć dobrze znana. Na widok jej szczupłej sylwetki można było odnieść wrażenie, że najdelikatniejszy dotyk złamałby ją w pół. Być może właśnie przez to niektórzy chłopcy z klasy rzucali półżartem, że wygląda na dziedziczkę jakiejś wielkiej korporacji. Cóż, całkiem możliwe. Po mojemu pasowałaby jej taka fucha. Senjougahara miała swój ulubiony kącik, gdzie w samotności czytała książki. Czasem solidne cegły, innym razem jakieś ogłupiające komiksy. Widocznie nie miała sztywnych zasad doboru lektur. Być może czytała, co jej do rąk wpadło, albo to, co jej dyktował nastrój.


Była cholernie inteligentna, należała do najlepszych w klasie.


Po ogłoszeniu wyników egzaminów zawsze mieściła się w pierwszej dziesiątce. Tyle na ten temat. Porównanie jej z żałosną personą mojego pokroju (oblewałem wszystkie egzaminy poza matmą) nasuwa myśl, że nasze mózgi funkcjonowały na zupełnie innych zasadach. Wyglądało na to, że nie miała przyjaciół.

Nawet jednego.

Nigdy nie zauważyłem, żeby z kimkolwiek rozmawiała. Wydawało mi się, że całym tym samotnym czytaniem książek starała się odgrodzić od reszty świata. Nasze ławki sąsiadowały ze sobą nieco ponad dwa lata, a ona nawet nie zamieniła ze mną słowa. Właściwie z jej ust dało się usłyszeć tylko "Nie wiem", którym odpowiadała na każde pytanie zadane przez nauczycieli. Nieważne, czy znała odpowiedź - zawsze ratowała się niewiedzą.


Jednym z zadań szkoły jest zapoznawanie osób bez przyjaciół z innymi wolnymi elektronami i tym samym tworzenie grup znajomych. Tak zwana socjalizacja. Od zeszłego roku nawet sam należę do jednej z takich grup. Ale Senjougahara stanowiła przysłowiowy wyjątek od reguły. Oczywiście nikt jej nie dręczył, przynajmniej ja nigdy kogoś takiego nie zauważyłem. Gdy na nią spoglądałem, jedynie siedziała w swoim kąciku i czytała książki. Odgradzała się od świata.

Jej obecność była czymś zupełnie normalnym.

Absencja też nie należała do rzeczy niezwykłych.

Ale to akurat nie ma żadnego znaczenia.


Po dwie setki uczniów na każdym z trzech roczników. Starsi, młodsi, rówieśnicy. Do tego nauczyciele. W sumie niecały tysiąc osób w jednym budynku. Ciekaw jestem, ile z nich po trzech latach w liceum poznałem osobiście. Krótkie obliczenia, których wynik każdego wpędziłby w depresję. Ale nawet fakt, że trzy lata spędziłem w obecności dziewczyny, która ani razu się do mnie nie odezwała, nie sprawia, że czuję się samotny. Tak po prawdzie ledwie zauważałem jej istnienie. Rok po skończeniu szkoły pewnie nie pamiętałbym nawet, jak wygląda. Ze strony Senjougahary zapewne działało to w ten sam sposób. W zasadzie nie tylko jej, ale większości szkoły, więc nawet nie ma co wpadać w jakąś głupią depresję.


Tak przynajmniej o tym myślałem.

Jednak...

Pewnego dnia...


Sporo się wydarzyło. Niedawno skończyła się wiosenna przerwa w nauce, zostałem uczniem trzeciej klasy, skończył się koszmarny złoty tydzień. Był ósmy maja.

Jak być może wspomniałem, mam tendencję do spóźnień, przez co z pośpiechem wbiegałem na wysokie schody wewnątrz szkolnego budynku. I wtedy zauważyłem spadającą z nieba dziewczynę.

Senjougaharę Hitagi.


Tak po prawdzie wcale nie spadała z nieba.

Pewnie zwyczajnie poślizgnęła się na schodach. Mogłem odskoczyć, jednak postanowiłem ją złapać i bohatersko przerwać ten niebezpieczny lot.

Pomyślałem, że tak będzie lepiej.

Ale się pomyliłem.

Ponieważ...

Ponieważ Senjougahara, którą pochwyciłem w locie, była bardzo, nieprawdopodobnie wręcz, lekka. Poważnie, naprawdę, naprawdę lekka.

Niemal nie czułem jej wagi. Właśnie, było tak, jakby nie miała wagi.

002[edit]

— Senjougahara? — z zakłopotaniem w oczach zapytała Hanekawa. — Co z nią?
— No wiesz... — zawahałem się. — Po prostu mnie zaciekawiła.
— Nic o tym nie mówiłeś.
— Dziwnie się nazywa, no nie?
— Senjougahara to nazwa geograficzna.
— Chodzi mi o imię.
— Hitagi, tak? Nie widzę w nim niczego nadzwyczajnego. Jeśli dobrze pamiętam, to termin związany z tak zwanym czynem społecznym.
— Ty chyba wiesz naprawdę wszystko.
— Wiem tylko to, co wiem — Hanekawa nie wyglądała na zadowoloną, ale spokojnie tłumaczyła. — Rzadko się zdarza, Araragi, żebyś zauważał innych.

Odpowiedziałem, że to nie jej sprawa.


Hanekawa Tsubasa.


Przewodnicząca naszej klasy. Dało się poznać na pierwszy rzut oka. Dopasowane okulary, przepisowość, śmiertelna powaga i sympatia wśród nauczycieli. Rzadki typ spotykany jedynie w anime i mandze. Przez całe dotychczasowe życie była przewodniczącą, a otaczająca ją aura wyraźnie wskazywała, że pozostanie nią do samego końca. I to nie zwykłą przewodniczącą, ale przewodniczącą przewodniczących. Mówi się, że sam bóg powołał ją na to stanowisko. No dobra, to ostatnie już sam wymyśliłem.


Dopiero w tym roku trafiliśmy do tej samej klasy, ale już przedtem o niej słyszałem. Jeśli Senjougahara była w czołówce klasy, to Hanekawa należała do grona najlepszych uczniów całej szkoły.


Najlepsze wyniki z pięciu czy sześciu przedmiotów. Dla niej to było nic. Do dziś jestem pod wielkim wrażeniem. Po zakończeniu pierwszego semestru drugiej klasy brawurowo zaliczyła egzaminy, począwszy od WF-u, a na sztuce skończywszy. Pomyliła się jedynie przy podchwytliwym pytaniu z historii. Była tak sławna, że nawet kiedy tego nie chciałem, wciąż docierały do mnie różne plotki.


No i...


Niestety (choć może to nie takie złe, co jednak nie sprawia, że mniej mnie to irytuje) Hanekawa bardzo troszczy się o innych. Do tego jest strasznie wręcz stanowcza. Gdy raz obierze jakiś zamiar, za nic nie zmieni zdania. Podczas wiosennych ferii miał miejsce pewien incydent, o którym nie warto się rozpisywać. Chociaż jeszcze nie wiedziała, że trafimy do tej samej klasy, powzięła wobec mnie postanowienie: "Zmienię cię na lepsze".


Nie to, żebym był klasowym delikwentem czy innym problematycznym dzieciakiem. Można powiedzieć, że jestem przeciętniakiem stanowiącym jedynie dekorację sali klasowej, tak więc jej słowa wydały mi się nieco dziwne. Mimo moich protestów Hanekawa zrobiła ze mnie swojego zastępcę. Z tego właśnie powodu dzisiaj, ósmego maja, zostaliśmy po lekcjach, by zaplanować przebieg festiwalu kulturalnego, jaki ma się odbyć w środku czerwca.


— Choć to festiwal, jesteśmy w trzeciej klasie. Nie powinniśmy wyprawiać wielkiej fety, skoro niedługo czekają nas egzaminy — powiedziała Hanekawa.

Jak można było przewidzieć, przewodnicząca wszystkich przewodniczących naukę ceniła wyżej od rozrywki.

— Może zamiast ankiety wśród uczniów sami wymyślimy kilka atrakcji i pozwolimy im wybrać jedną?
— Brzmi dobrze. Demokratycznie.
— Jak zwykle wszystkiemu nadajesz negatywny wydźwięk. Nie bądź takim czarnowidzem.
— Nie jestem. I odstosunkuj się, proszę, od mojego usposobienia.
— Tak z ciekawości, Araragi-kun, co robiłeś na festiwalu rok i dwa lata temu?
— Nawiedzony dom i kafejkę.
— Rozumiem... To całkiem normalne. Zbyt normalne. Prozaiczne.
— Pewnie tak.
— Ale prozaiczne brzmi całkiem ok.
— No daj spokój.
— Ahaha.
— Większość klas przygotuje coś prozaicznego. To takie złe? Nie tylko zabawiają gości, ale robią to w ciekawy sposób. Swoją drogą, Senjougahara nie bierze udziału w festiwalu, prawda?


Ani w tym, ani w poprzednich.

I dotyczyło to nie tylko festiwali kulturowych. Senjougahara nie uczestniczyła w niczym poza regularnymi lekcjami. Festiwale sportowe były obowiązkowe, ale nie wyjeżdżała z nami na żadne wycieczki ani obozy. Ponoć nie mogła się przemęczać, czy coś w tym stylu. Teraz wszystko to wydaje mi się nie trzymać kupy. Przemęczanie to jedno, ale żeby unikać jakiegokolwiek ruchu?


A co jeśli...


A co jeśli to wszystko nie tak?

Jeśli Senjougahara nie miała żadnej wagi?


W odróżnieniu od zwyczajnej lekcji podczas W-Fów, wyjazdów itd. otacza nas masa ludzi. Zdarza się, że ktoś przypadkowo cię dotknie. A do tego Senjougahara nie mogła dopuścić.


— Aż tak bardzo cię zainteresowała?
— Nieszczególnie.
— Chłopakom podobają się słabe i schorowane dziewczyny. Trochę to zboczone - zażartowała Hanekawa.


Postanowiłem drążyć temat.


— Schorowane, tak?


Może to i prawda.

Ale czy coś takiego można zaliczyć w poczet chorób? To zrozumiałe, że w czasie choroby nieco traci się na wadze, ale jej stan przekraczał wszelkie granice.


Ze szczytu wysokich schodów spada piękne, młode dziewczę. Człowiek, który postanowi ją złapać, musi liczyć się z tym, że sam też odniesie jakieś obrażenia.

Ale uderzenia po prostu nie było.


— Przecież znasz Senjougaharę lepiej ode mnie. W końcu trzeci rok chodzicie do tej samej klasy.
— Wiesz, jak to jest. Dziewczyny lepiej dogadują się z dziewczynami.
— No co ty nie powiesz?


Cyniczny śmiech.


— Kiedy macie problemy, nie rozpowiadacie o tym chłopakom, no nie?
— W sumie prawda.


No pewnie, że tak.


— Zapytam więc jako wiceprzewodniczący klasy. Jaka jest Senjougahara?
— No cóż.


Hanekawa, która do tej pory nie przestawała pisać, nawet gdy na mnie patrzyła (na przemian zapisywała i wymazywała kafejkę oraz nawiedzony dom jako propozycje działalności na festiwal kulturalny), zaprzestała tej czynności i siadła z założonymi rękoma.


— Nazwisko może i brzmi groźnie, ale to sumienna uczennica. Bystra i niewymigująca się od sprzątania klasy.
— To już wiem, chodziło mi o coś całkiem innego.
— W klasie jestem z nią dopiero od miesiąca i wciąż niezbyt wiele o niej wiem. Poza tym niedawno był Złoty Tydzień.
— Prawda, Złoty Tydzień...
— Chcesz o nim pogadać?
— Nie, mów dalej.
— W porządku. Senjougahara nie jest zbyt wygadana, wydaje się nie mieć przyjaciół. Próbowałam jakoś do niej dotrzeć, ale ona odgradza się od reszty świata.
— ...


Czyli nic nowego.

W sumie właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałem.


— Ale to nie takie proste — powiedziała Hanekawa.


Śmiertelna powaga.


— To pewnie przez jej chorobę. W gimnazjum taka nie była.
— W gimnazjum... Hanekawa, chcesz mi powiedzieć, że chodziłyście do tego samego gimnazjum?
— A nie dlatego mnie o nią pytasz? — Wyglądała na zaskoczoną. — Obie chodziłyśmy do publicznego gimnazjum Kiyokaze. Nigdy nie byłyśmy w tej samej klasie, ale wtedy wszyscy znali Senjougaharę.
— Tak jak teraz ciebie — chciałem skwitować, ale się powstrzymałem. Hanekawa nie lubiła uchodzić za gwiazdę. Nie była świadoma tego, co myślą o niej inni, być może nawet uważała się za normalną dziewczynę, która pilnie się uczy. Dla niej nauka i wybitne osiągi były czymś zupełnie normalnym.
— Była całkiem ładna i dobra w sporcie.
— Dobra w sporcie...
— Świetnie biegała. Chyba nawet pobiła kilka rekordów.
— Biegała...


To znaczy...


W gimnazjum zachowywała się całkiem inaczej.

Energiczna i żywiołowa, całkowite przeciwieństwo znanej mi Senjougahary.


— Z tego powodu sporo się o niej słyszało.
— Na przykład?
— Że to bardzo rozsądna dziewczyna. Nikomu nie dokuczała i wszystkich traktowała równo. Do tego pochodzi z dobrej rodziny. Jej ojciec był wysoko postawionym pracownikiem pewnej zagranicznej korporacji. Żyją w willi i mimo że są naprawdę bogaci, Senjougahara nie zachowuje się snobistycznie. Była poza naszym zasięgiem i mierzyła jeszcze wyżej.
— Zupełnie jakby nie była człowiekiem.
— Może to i prawda.


Zwykłe ploty.


— Przynajmniej tak to było kiedyś.
— Kiedyś...
— Po przejściu do liceum usłyszałam, że zachorowała. Mimo to gdy niedawno zobaczyłam ją z książką w tym kąciku... Byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć, że tak się stoczyła.


To dosyć brutalne stwierdzenie, Hanekawa.

Zdecydowanie zbyt brutalne.

Ludzie się zmieniają.

Zwłaszcza w liceum. Ja się zmieniłem, Hanekawy na pewno też to nie ominęło. Dlatego rozumiem Senjougaharę. Miała własne problemy, które doprowadziły ją do tego stanu. Straciła energię i radość życia. To normalne, kiedy jest się poważnie chorym. Nawet jeśli kiedyś uchodziło się za żywczyka. Tak przynajmniej myślałem.


Aż do wiadomego zdarzenia.


— Ale... Chociaż może nie powinnam tego mówić?
— Czego?
— Przez ten czas Senjougahara bardzo wypiękniała.
— ...
— Stała się też taka wątła.


Strzał w dziesiątkę.

O to chodziło.

Była taka wątła.

Taka nieobecna.

Jakby była duchem?

Senjougahara Hitagi.

Schorowana dziewczyna.

Dziewczyna bez wagi.

Jak w jakiejś miejskiej legendzie.

Obiekt plotek.

A te plotki...

Po części były prawdą.


— Właśnie coś sobie przypomniałem.
— Tak?
— Oshino prosił, żebym do niego wpadł.
— Oshino-san? Po co?
— Nie wiem. Pewnie chce, żebym mu pomógł w pracy.
— Rozumiem — powiedziała Hanekawa z niezgłębionym wyrazem twarzy.


Nagła zmiana tematu, jakbym starał się zmarginalizować przedmiot dotychczasowej rozmowy, musiała wydać się jej podejrzana. Całą tę pomoc w pracy wymyśliłem na poczekaniu. Właśnie dlatego nie lubię zadawać się z inteligentnymi ludźmi...

Na pewno już wszystko przejrzała.

Wstałem i walczyłem, żeby utrzymać opanowany ton.


— Muszę już iść. Poradzisz sobie sama, Hanekawa?
— Będziesz musiał to odpracować. Już prawie skończyliśmy, więc idź. Nie chcę, żeby Oshino-san musiał na ciebie czekać.


Powiedziała to tylko po to, żebym nie czuł się winny.

Powołanie się na Oshino było dobrym pomysłem. Oboje wiele mu zawdzięczaliśmy. W pewnym sensie to, co powiedziałem Hanekawie, nie było kłamstwem.


— Więc nie masz nic przeciwko, żebym to ja wybrała atrakcję na festiwal? Oczywiście po zatwierdzeniu przez resztę klasy.
— Pewnie, rób, jak uważasz.
— Pozdrów ode mnie Oshino-san.
— Tak zrobię.


I wtedy opuściłem klasę.

003[edit]

Wyszedłem z klasy i zamknąłem za sobą drzwi. Zrobiłem krok i usłyszałem:

"O czym rozmawiałeś z Hanekawą-san?” - ktoś zadał pytanie.


Zacząłem się odwracać.

Nie byłem w stanie rozpoznać właściciela tego głosu. Ale jakbym już go gdzieś słyszał. Wiem! To ten słabiutki głosik, który na lekcjach wciąż powtarzał Nie wiem.


"Nie ruszaj się."


Po tych dwóch słowach byłem już pewien, że to Senjougahara.

Gdy dokończyłem obrót i stanąłem z nią twarzą w twarz, Senjougahara, jak gdyby poruszała się na przekór czasu i przestrzeni, wsadziła mi do ust nożyk techniczny.

Krótkie ostrze dotykało wewnętrznej strony mojego policzka.


"...!" - jęknąłem.

“Pozwól, że wyjaśnię. Mógłbyś się ruszyć, ale to może się dla ciebie niezbyt dobrze skończyć."


Nie była to przemoc w czystej postaci. W końcu jedynie mnie unieruchomiła. Ale przypominam - ostrze dotykało wewnętrznej strony mojego policzka.

Jak ten debil stałem tak z otwartą japą. Cały drżałem, ale nie ruszyłem się z miejsca.


Zwyczajnie się bałem.


Nie noża... Tylko Senjougahary, która stała przede mną z niepozornym narzędziem i wbijała we mnie mordercze spojrzenie. Czy ona...


Czy kiedykolwiek widziałem ją z takim wyrazem twarzy?


Nie jestem pewien.

Z jej oczu wyczytałem, że nóż nie przylegał do mojego policzka tępą stroną.


“Jesteś jak karaluch - uporczywie drążysz w ludzkich sekretach. Bardzo mnie to zirytowało. Miarka się przebrała, parszywy robalu."

"Zaczekaj!"

"Coś nie tak? Twój prawy policzek czuje się samotny? Trzeba było powiedzieć."


Senjougahara uniosła lewą dłoń.

Wyglądało to tak, jak gdyby chciała mnie spoliczkować. Przygotowałem się na uderzenie. Ale ono nie nadeszło.

W lewej ręce trzymała zszywacz biurowy.

Nim się zorientowałem, zaaplikowała mi go do ust. Oczywiście nie wsadziła go całego, tylko umieściła w takiej pozycji, że w każdej chwili mogłaby wbić zszywkę w mój prawy policzek.

I zaczęła delikatnie naciskać.

Jak gdyby naprawdę chciała mnie z czymś zszyć.


“…aau”


Większa, cięższa i w pełni załadowana część zszywacza w ustach skutecznie uniemożliwiała mi wyraźne mówienie. Nożyk, poza naturalnym poczuciem dyskomfortu, miał mnie jedynie nakłonić do zaniechania wszelkiego ruchu, ale teraz została mi odebrana możliwość komunikacji z otoczeniem. Co było zrobić?

Wsadziła mi do ust dwa ostre narzędzia, i to z pełną premedytacją.


Szlag by to, od razu przypomniało mi się równie nieprzyjemne leczenie jakiejś infekcji zęba.

Codziennie myłem zęby i żułem gumę zabijającą drobnoustroje, ale w tej sytuacji... Akurat nie miałem przy sobie gumy usuwającej spinacze. Ani noże.

Znowu jej zapomniałem...

Bylem w głębokiej, czarnej... dziurze.


Stojąc na korytarzu prywatnej szkoły, tkwiłem w zupełnie kuriozalnej sytuacji, a tuż za ścianą Hanekawa wybierała atrakcję na festiwal kulturowy.


Hanekawa...


Powiedziałaś "Nazwisko może i brzmi groźnie".

Ona JEST groźna.

Nie doceniłaś jej, Hanekawa.


“Po przesłuchaniu Hanekawy-san zamierzałeś wypytać o moją przeszłość Hoshina-sensei? A może od razu poszedłbyś do naszego lekarza, Harukamiego-sensei?”

“...” - wciąż nie mogłem mówić.


Nie wiem, co sobie pomyślała, ale głęboko westchnęła.


“Głupi wypadek. A tak uważałam, kiedy wspinałam się na schody. A tu jak ostatnia pierdoła...”

“...”


Wolałem tego nie komentować, ale kulturalne dziewczęta nie używają takich słów.


“Skąd miałam wiedzieć, że na szczycie schodów będzie leżeć skórka od banana?”

“...”


Moje życie leży w rękach dziewczyny, która poślizgnęła się na skórce od banana. Poza tym co w szkole robiła skórka od banana?


“Zauważyłeś, prawda?” - Senjougahara rzuciła mi groźne spojrzenie.


Od razu widać, że pochodzi z bogatej rodziny.


“To prawda. Ważę tyle co nic”


Wiedziałem.


“Cóż, mnie też wydaje się to niemożliwe. Mój wzrost i budowa wskazują na około czterdzieści kilo.”


Raczej pięćdziesiąt.

Pociągnęła za mój lewy policzek, przez co nacisk na prawy niebezpiecznie wzrósł.


“...!”

“Tylko panuj nad fantazją. Na pewno wyobraziłeś sobie mnie nago, co?"


Chybiony strzał, ale kiedy już to powiedziała...


"Powinnam ważyć nieco powyżej czterdziestu." - powtórzyła. Wracamy do tematu.

“Jednak teraz ważę około pięciu kilogramów.”


Pięć kilo.

To w okolicach wagi sporego noworodka.

Oczyma wyobraźni ujrzałem pięciokilogramowy odważnik. Cóż, pięć - zawsze to coś. Ale jeśli rozłożyć to na objętość ludzkiego ciała, jego gęstość musiała wynosić... Tyle co nic.

Nic dziwnego, że tak łatwo ją złapałem.


“Nawet jeśli waga wskazuje pięć kilo, ja tego nie odczuwam. Nie czuję się inaczej niż wtedy, gdy miałam nieco powyżej czterdziestu.”


To znaczy...

To znaczy, że grawitacja na nią nie działa? Obniżenie wagi przy zachowaniu objętości oznacza, że ciało Senjougahary ma jedną dziesiątą normalnej dla siebie gęstości.

Gdyby to samo tyczyło się jej kości, cierpiałaby katusze z powodu osteoporozy. Organy wewnętrzne, w tym mózg, nie pracowałyby prawidłowo.

Przecież to się kupy nie trzyma.

Matematyka nie kłamie.

Gdyby naprawdę była taka lekka, już dawno padłaby trupem.


“Wiem, co sobie myślisz.”

“...”

“Gapisz się na moje piersi, świnio.”

“...!”


Wcale nie, przysięgam!

Wygląda na to, że Senjougahara jest zbyt zapatrzona w siebie. Nic dziwnego, w końcu urokliwe z niej dziewczę. Jednak myślałem, że Senjougahara jest co najmniej tak cnotliwa jak Hanekawa.


“Dlatego nienawidzę takich płytkich ludzi.”


Nie miałem pomysłu, jak wyjaśnić to głupie nieporozumienie. Co ważniejsze, byłem już pewien, że cała ta choroba to fasada na użytek ludzi. Gdyby ważyła pięćdziesiąt kilo, uznałbym, że jest zdrowa jak ryba. Ale przy takim obrocie spraw musi być jakąś obcą formą życia wywodzącą się z planety z dziesięć razy większą grawitacją. Silną i wysportowaną. Zwłaszcza że dobrze biegała. Mimo wszystko nie wyglądała na zabójcę…


“Wszystko zaczęło się w przerwie między gimnazjum i liceum.” - powiedziała Senjougahara. - “To był dziwny okres. Nie chodziłam do szkoły, nie były to też zwykłe wakacje. No i zdarzyło się jeszcze to...”

“...”

“Spotkałam kraba.”


Kraba?

Czy ona powiedziała 'krab'? Takie małe stworzonko, które z ochotą chrupie się zimą?

Stawonóg z pancerzykiem i dziesięcioma nóżkami?


“Ten krab ukradł moją wagę.”

“...”

“Nie musisz tego rozumieć. Nie życzę sobie, żebyś wciąż drążył temat mojej przypadłości. Araragi-kun, hej, Araragi-kun.”


Senjougahara powtórzyła moje imię.


“Nie mam wagi, nie mam masy. Ani niczego związanego z ciężarem. Ale to dla mnie żaden problem. Jak w ‘Tajemniczym Świecie Yousukego’. Lubisz Takahashiego Shousuke?”

“...”

“O wszystkim wie jedynie Harukami-sensei, nasz szkolny lekarz. Przynajmniej do tej pory. Ani Yoshiki-sensei, nasz dyrektor, ani wychowawca Shima-sensei. Nawet opiekun roku, Irinaka-sensei. Tylko Harukami-sensei i ty, Araragi-kun.”

“...”

“Zastanawiam się więc, co mam zrobić, żebyś nie rozpowiadał o moim małym sekrecie. Dla mojego własnego dobra. Pomijając nieodwracalne uszkodzenie twoich ust, jak mam sprawić, żebyś przysiągł, że będziesz trzymał język za zębami?”


Nożyk techniczny...

Zszywacz.


Czy ona jest normalna? Takie postępowanie wobec znajomych jest raczej niedopuszczalne. Gdy pomyślę, że ponad dwa lata siedziałem z nią w jednej klasie, ogarniają mnie dreszcze.


“Lekarze nie znają przyczyny mojego obecnego stanu. Twierdzą wręcz, że nie ma żadnej przyczyny. Nie takiej diagnozy oczekiwałam po tylu badaniach i eksperymentach. Stwierdzili, że musiałam się taka urodzić." - powiedziała w desperacji.


“Nie uważasz, że to absurd? W gimnazjum byłam normalną, prześliczną dziewczyną."

“...”


Zignorujmy jej megalomanię.

Szpital musiał jej nieźle dać w kość.

Spóźnienia, zwalnianie się, nieobecności.

Wizyty w gabinecie pielęgniarskim.

Ciekawe, co myślał o tym nasz lekarz?

Moja dolegliwość trwała jedynie dwa tygodnie.

W jej przypadku ciągnie się to znacznie dłużej.

Już się poddała?

Porzuciła wszelką nadzieję?


“Teraz będziesz się nade mną litował? Typowe.”


Może i czytała w moich myślach, ale wciąż była niemiła. Jakby każdy prócz niej był doszczętnie zepsuty.


“Ale ja nie chcę twojej litości.”

“...”

“Masz siedzieć cicho i udawać obojętność. Myślisz, że sobie poradzisz? Ale chcesz zachować nietknięte policzki, co?”


Senjougahara uśmiechnęła się.


“Araragi-kun, jeśli kiwniesz dwa razy, uznam to za obietnicę. Każdy inny ruch zostanie potraktowany jako atak, po którym będę zobowiązana przeprowadzić akcję odwetową.”


Wystarczy tego monologu.

Nie mając innego wyjścia, kiwnąłem dwa razy.


“Rozumiem.”


To ona rozdawała karty, a ja nie miałem zbyt wielkiego wyboru, ale Senjougahara naprawdę ucieszyła się z takiego obrotu spraw.


“Dziękuję.” - powiedziała i wyjęła z moich ust nożyk. Niezbyt uważnie, ale nieznośnie wręcz powoli. Byłem już częściowo wolny.


Teraz zszywa...


“…Eeugh?!”


Trzask.

Nie wierzę.

Senjougahara gwałtownie zacisnęła szczęki zszywacza.

Nim doszedłem do siebie, usunęła przyrząd.

Chwilę potem osunąłem się na podłogę i chwyciłem za cierpiący katusze policzek.


“A... Auu...”

“Nawet nie krzyknąłeś. Brawo!” - powiedziała Senjougahara, patrząc z góry obojętnym spojrzeniem.

“Zrób z tym, co chcesz. Ale bądź tak miły i dotrzymaj swojej części umowy.”

“Ale ty...”


Trzask.

Chciałem coś powiedzieć, ale Senjougahara znów zacisnęła zszywacz.

Ten, który chwilę wcześniej miałem przed samymi oczami.

Przeszedł mnie dreszcz.

Odruch warunkowy.

Pewnie o to jej od początku chodziło.


“Tylko pamiętaj, Araragi-kun, od jutra znów masz mnie ignorować. Trzymam za ciebie kciuki.”


Nie czekając na moją odpowiedź, zaczęła schodzić schodami. Nim się podniosłem, straciłem ją z oczu.


“Psychopatka.”


Teraz byłem już pewien, że pochodzimy z różnych planet.

Mimo to fakt, że w miast cięcia nożykiem postanowiła skrzywdzić mnie zszywaczem, dał mi pewną nadzieję.

Pogłaskałem policzek. Nie w celu złagodzenia bólu, tylko po to, żeby upewnić się co do jego stanu.


“...”


W porządku.

Nie przebiła się na wylot.

Włożyłem palec do ust. Lewy, bo pokrzywdzony był prawy policzek.

Ból jeszcze nie minął, więc bez trudu odnalazłem zszywkę. Taak, to tylko groźba świadcząca o jej pokojowym nastawieniu.


No dobra.

Zszywka nie przeszła na wylot, więc wciąż utrzymywała oryginalny kształt – nie zagięła się. Czyli jednak nie włożyła w to całej siły.

Kciukiem i palcem wskazującym jednym zdecydowanym ruchem usunąłem kawałek metalu.

Poczułem silne ukłucie bólu pomieszane z charakterystycznym posmakiem krwi.

Więc jednak trochę pociekło.


“Au...”


Będzie dobrze.

W końcu to nic poważnego.

Końcem języka namacałem dwie ranki. Zagiąłem zszywkę i schowałem ją do kieszeni marynarki. Potem podniosłem zszywkę porzuconą przez Senjougaharę. Jeszcze jakiś przechadzający się boso uczeń wbiłby ją sobie w nogę. Nic nie poradzę, od tamtej chwili zszywki jawią mi się jako ekstremalnie niebezpieczne przedmioty.


“Jeszcze tu jesteś, Araragi-kun?” - powiedziała wychodząca z klasy Hanekawa.


Widocznie już skończyła przygotowania.

Wszystko to trwało trochę czasu.


“Nie śpieszyłeś się czasem do Oshina-san?” - zapytała.


Na szczęście nie pytała o minione zajście.

Przez cały czas była po drugiej stronie ściany. Bardzo cienkiej ściany. Mimo to zachowywała się, jakby niczego nie słyszała. Cóż, Senjougahara Hitagi potrafiła być straszna.


“Hanekawa... Lubisz banany?”

“Są zdrowe, w zasadzie można powiedzieć, że lubię.”

“Co by się nie działo, nie pokazuj się tu z bananem!”

“Że co?”

“No dobra, czasem możesz sobie jednego zjeść, ale nie waż się zostawić skórki na schodach. Nigdy bym ci tego nie wybaczył!”

“O czym ty bredzisz, Araragi-kun?!” - odparła zaszokowana.


Taka reakcja była do przewidzenia.


“No a co z Oshinem-san?”

“Właśnie do niego idę.” - odparłem.


Chwilę potem minąłem Hanekawę i co sił pobiegłem do wyjścia. - “Ej, Araragi-kun! Nie wolno biegać po korytarzu!” - usłyszałem krzyk przewodniczącej, którą świadomi zignorowałem


Biegłem.

Po prostu biegłem.

Skręciłem, dotarłem do klatki schodowej.


Jestem na czwartym piętrze.

Nie mogła odejść zbyt daleko.

Podwójny krok i długi skok. Leciałem ponad schodami, lądowałem lekko, niczym w tańcu.

A potem brutalne zderzenie nogi z podłożem.

Atak grawitacji.

Nic nadzwyczajnego.

Ale Senjougahara tego nie odczuwała.

Nie miała wagi.

Nie miała masy.

Jej niepewne kroki.


Krab.

Mówiła coś o krabie.


“Tędy. Nie, tamtędy.”


Nie będzie się chować. Do głowy jej nie przyjdzie, że pobiegnę za nią, więc skieruje się prosto do głównego wyjścia. Nie uczestniczy w żadnych zajęciach klubowych, po szkole idzie do domu.

Nawet jeśli ma jakieś plany, pewnie nie zabierze się za nie już teraz. Gdy doszedłem do tego wniosku, bez wahania zbiegłem schodami w dół.

Piętro po piętrze.


Była tam.

Biegnąc, narobiłem nielichego hałasu, więc nici z cichego podejścia. Gdy się zbliżałem, odwróciła w moją stronę twarz.

I wbiła we mnie lodowate spojrzenie.


“Niesamowite.” - powiedziała.

“Naprawdę mnie zaskoczyłeś, Araragi-kun. Ty pierwszy tak szybko się pozbierałeś.”

“Po pierwsze...”


Czyli będzie jeszcze po drugie, trzecie, a może nawet dalej.

I nic dziwnego. Cała ta sprawa ze zniknięciem masy wyszła na jaw z mojej winy. Mimo wszystko wciąż trudno mi w to uwierzyć.


Zaraz, ona powiedziała ”Ty pierwszy...” Czyli byli jacyś inni?!

Zło wcielone, a nie dziewczyna.


”Teraz powinieneś zwijać się z bólu.”


Wiedza wynikła z wcześniejszych doświadczeń.

Ona jest straszna.


”W porządku, rozumiem, Araragi-kun. Oko za oko, tak? Mam nadzieję, że dobrze się przygotowałeś.” - powiedziała Senjougahara, po czym szeroko rozłożyła ręce.

“Walczmy.”


W jej dłoniach nagle pojawiła się cała masa wyposażenia biurowego. Nożyki, zszywacze, zaostrzone ołówki, pióra kulkowe, ołówki techniczne, klej, gumka do mazania, spinacze i przyciski do papieru, markery, pinezki, kanonada długopisów, korektor, nożyczki, taśmy klejące, igły, ekierki, linijki, kątomierze, małe dłuta i naboje z tuszem.



Tyle wymyślnych narzędzi tortur.

Zwłaszcza taśma klejąca wydała mi się szczególnie niebezpieczna.


“Zaczekaj, nie chcę z tobą walczyć.”

“Naprawdę?” - wydawała się być zawiedziona.


Jednak nie opuściła rąk.

Cały asortyment papierniczego złowrogo połyskiwał.


“Więc czego tu szukasz?”

“Nie jestem do końca pewien,” - powiedziałem - “ale chyba mogę ci pomóc.”

“Pomóc?” - odparła z rozbawieniem.


Nie, tak naprawdę była wściekła.


“Odpuść sobie. Mówiłam ci, że nie chcę, żeby ktokolwiek się nade mną litował. Właściwie co ty możesz? Po prostu miej gębę na kłódkę i trzymaj się ode mnie z daleka.”

“…”

“Każdy przejaw uprzejmości potraktuję jako atak na moją osobę.” - powiedziała i zrobiła krok w moją stronę.


Bijącą od niej determinację znałem już z poprzedniego spotkania. Co ja bym dał, żeby było inaczej?

No i właśnie dlatego...

Dlatego nic nie odpowiedziałem, tylko otworzyłem usta i palcem wskazałem wewnętrzną stronę prawego policzka.


“Co?”


Zgodnie z moim planem Senjougahara była w szoku. Całe jej uzbrojenie z łoskotem opadło na podłogę.


“Jakim cudem...” - nie była w stanie dokończyć pytania.


Taak...

Nie było tam nawet śladu krwi.

Rana zadana przez Senjougaharę już dawno zniknęła.

004[edit]

Wszystko zaczęło się podczas wiosennej przerwy.

Wtedy zaatakowała mnie wampirzyca.

Może i dziwnie to brzmi w erze samochodów, telefonów komórkowych i zamorskich wycieczek, ale to naprawdę była wampirzyca.

I to porażająco piękna.

Niemożliwie wręcz piękna bestia.


Na karku do tej pory noszę dwie maleńkie blizny. Zazwyczaj ukrywam je za kołnierzem, kiedyś też zastanawiałem się, czy warto zakryć je nieco dłużej zapuszczonymi włosami. Mniejsza o to.


Na co dzień słyszy się wiele historii o profesjonalnych łowcach wampirów, tajnych oddziałach kościoła katolickiego, czasem nawet o wampirach, które bronią ludzi przed swoimi pobratymcami. Mnie uratował zwykły przechodzień.

To dzięki niemu na powrót stałem się człowiekiem. Nie szkodzi mi słońce, krzyże ani czosnek.

Jednak coś mi po tym zostało - poprawiły się moje warunki fizyczne. Nie mam na myśli niczego wielkiego, jedynie przyspieszony metabolizm i regenerację. Cieszę się, że ominęło mnie cięcie nożykiem, ale rana zadana przez spinacz zniknęła po jakichś trzydziestu sekundach. Całkiem szybko, zwłaszcza w porównaniu z resztą żywych istot.


“Oshino... Oshino-san?”

“Dokładnie. Oshino Meme.”

“Oshino Meme… Jakie moe imię.”

“Bez przesady, facet jest po trzydziestce.”

“Rozumiem. Ale w młodości musiał być bardzo moe.”

“Nie osądzaj ludzi po samym imieniu. Poza tym co według ciebie znaczy moe?”

“Właśnie to, co znaczy.” - odpowiedziała z opanowaniem Senjougahara.

“O mnie, przez mój chłód, mówią tsundere, prawda?”

“…”


Bardziej pasowałaby tundra.

Jechaliśmy i dyskutowaliśmy o pierdołach.


Droga z liceum Naoetsu do szkoły przygotowawczej do egzaminów umieszczonej poza dzielnicą mieszkalną zajęła nam około dwudziestu minut.


Kilka lat temu nastąpił prawdziwy wysyp tego typu szkół, wskutek czego akuratnie ta placówka została zamknięta. Jeszcze przed moją pierwszą wizytą w tym czteropiętrowym budynku wiele słyszałem o jego stanie zwiastującym bliską i nieuchronną katastrofę budowlaną.


Niebezpieczeństwo.

Własność prywatna.

Wstęp wzbroniony.


Budynek był otoczony wysokim płotem obklejonym morzem plakatów, jednak dziur w nim było aż nadto. Wejście na teren szkoły było więc nie tylko możliwe, ale i dziecinnie proste.


A wewnątrz tej rudery mieszkał Oshino.

Sam sobie wybrał ten dom.

Włączając w to przerwę wiosenną, przebywał tam już jakiś miesiąc.


“Siedzenie mnie już boli. Patrz, spódniczka mi się pogniotła.”

“To akurat nie moja wina.”

“Skończ z tymi wymówkami. Zaraz to wszystko porąbię na kawałki!”

“Niby co chcesz porąbać?!”

“Mógłbyś być dla mnie milszy. Pierwszy raz wsiadłam z kimś na rower.”


Przecież sama mówiła, że nie życzy sobie żadnej litości.

To, co robi i mówi, wzajemnie sobie zaprzecza.


“Więc co według ciebie powinienem zrobić?”

“Może użyłabym twojego plecaka jako poduszki?”

“Przyznaj się, masz totalnie gdzieś innych.”

“Przecież zaczęłam od może, co?”


I co ja miałem jej odpowiedzieć?

Dobre pytanie.


“Przy tobie nawet Maria Antonina była skromniutka i uprzejma.”

“Zamknij się już.”

“Teraz już jestem tego pewien!”

“Mógłbyś się już przestać odzywać? Jeszcze ktoś pomyśli, że chodzimy do jednej klasy.”

“Bo przecież chodzimy!”


Aż tak bardzo wstydziła się naszej znajomości?

To dla mnie już za wiele...


“Wiesz, strasznie ciężko się z tobą dogadać.”

“To zabrzmiało, jakby przeszkodą był nie twój charakter, tylko ja.” - odpowiedziała Senjougahara.

“A gdzie twój plecak? Nigdzie go nie widzę.”


To mi uświadomiło, że właściwie na oczy nie widziałem jej z torbą czy plecakiem.


“Wszystkie podręczniki mam w głowie, dlatego zostawiam je w szafce. Przyrządy noszę ze sobą, strój na W-F jest mi niepotrzebny.”

“Rozumiem.”

“Poza tym zawsze muszę mieć wolne ręce, żeby być w gotowości do walki.”

“…”


Całe jej ciało to jedna wielka broń.


“Jedyny problem to kosmetyki do higieny intymnej. Nie chcę zostawiać ich w szkole, nie mogę też pożyczyć ich od przyjaciółek, bo ich nie mam.”

“Nie rozpowiadaj o tym tak swobodnie.”

“Niby czemu? Każda dziewczyna to przechodzi i nie ma co tego ukrywać, no nie?”


Ja jednak myślę, że czasem by się przydało.

Ale to akurat sprawa wybitnie indywidualna.

Nie będę się o tym wypowiadał.

Ale zauważyłem, że w ogóle nie narzeka na brak przyjaciół.


To tak jak ja.


Mniejsza o to. Jednak te uwagi o spódniczce i intymności przypomniały mi, że Senjougahara jest dziewczyną i z pewnością nie chciałaby się upaprać. By tak się nie stało, wyszukałem jak największą wyrwę w płocie. Potem odwróciłem się w jej stronę.


“Oddaj mi te wszystkie niebezpieczne przedmioty.”

“Co?”

“Po prostu mi je daj, przecież oddam.”

“O co ci chodzi?”


Patrzyła na mnie, jakbym prosił ją o jakąś niewyobrażalną niedorzeczność. No po prostu jakbym zwariował.


“Oshino to dziwny gość, ale to on mnie uratował.”


I Hanekawę też.


“Nie chcę, żeby stało mu się coś złego, więc oddaj mi cały swój sprzęt.”

“Tego się po tobie nie spodziewałam.” - powiedziała z dezorientacją. - “Nabierasz mnie, tak?”

“…”


Ona tak na poważnie?


Senjougahara zamilkła, jednak z twarzy dało się wyczytać, że w głowie szaleje jej prawdziwa burza. Wbiła wzrok w ziemię, czasem tylko zaszczycała mnie króciutkim spojrzeniem.

Już myślałem, że zaraz odwróci się i odejdzie, ale wtedy właśnie odezwała się - “Rozumiem.”


“Cofnij ręce.”


I wtedy sprzęt biurowy opadł z niej niczym tysiące płatków róż w magicznej sztuczce. To, co mi dotychczas pokazała, było jedynie przysłowiowym wierzchołkiem góry lodowej. Jej kieszenie to cholerny czwarty wymiar, szczyt technologii XXII wieku. Powiedziałem, żeby mi to dała, ale gdzie ja bym to wszystko pomieścił?


Może po prostu wyrwała się z jakiegoś rządowego ośrodka badawczego?


“Żebyś tylko sobie czegoś nie pomyślał – to wcale nie znaczy, że ci ufam.” - powiedziała, kiedy kończyła już pozbywać się sprzętu.

“O co ci chodzi z tym zaufaniem?”

“Jeśli sprowadziłeś mnie do tych ruin i odebrałeś broń tylko po to, żeby teraz odpłacić mi za tę zszywkę, popełniłeś wielki błąd.”

“…”


Teraz, gdy o tym myślę, to faktycznie mógł być błąd.


“Słuchaj uważnie. Jedna minuta i pięć tysięcy moich sług rzuci się na twoją rodzinę.”

“Nic takiego się nie zdarzy.”

“Więc myślisz, że pokonasz mnie w mniej niż minutę?”

“A wyglądam ci na boksera?!”


Co ważniejsze, jak ona śmiała grozić mojej rodzinie?


Pięć tysięcy sług, akurat uwierzę.


“Masz dwie młodsze siostry. Obie w gimnazjum, prawda?”

“…”


Skąd ona znała moją rodzinę?

Nawet jeśli kłamała z tym atakiem, to wszystko przestało być śmieszne.


Najważniejszy był fakt, że mi nie ufała, a wedle Oshina zaufanie jest w naszej sytuacji kwestią kluczową.

Cóż, co zrobić. To już akurat problem Senjougahary. Ja tu tylko robię za przewodnika.


Minęliśmy stalową siatkę i wkroczyliśmy do budynku. Był wczesny wieczór, ale wnętrze spowijał mrok. Na ziemi walała się cała kupa różnego śmiecia, bardzo łatwo można było się potknąć.

I właśnie wtedy zrozumiałem.


Gdybym zahaczył nogą o pustą puszkę, nie stałoby się nic strasznego. Ale w przypadku Senjougahary ta puszka była dziesięć razy cięższa.


Wszystko jest względne.


Życie to nie manga. Mniejsza masa to nie tylko większa prędkość. Do tego to ciemne, nieprzyjemne pomieszczenie – nic dziwnego, że Senjougahara zachowuje się jak dzikie zwierzę na nieznanym sobie terenie.

Była dziesięć razy szybsza, ale przy tym dziesięć razy słabsza.

Zrozumiałem, dlaczego tak bardzo nie chciała porzucić swojego uzbrojenia.

No i dlaczego nie nosiła plecaka.


“Tędy.”


Złapałem wyraźnie ociągającą się Senjougaharę za rękę i pociągnąłem ją ku wejściu. Ta mocno się zdziwiła, jednak bez protestów podążyła w ślad za mną.


“Nie myśl nawet, że ci za to podziękuję.”

“Wcale tego nie oczekuję.”

“Właściwie to ty powinieneś mi dziękować.”

“Jeszcze czego!”


“Wiesz, tę zszywkę specjalnie wbiłam od środka. Nie chciałam, żeby była widoczna.”

“...”


Brzmi jak klasyczne tłumaczenie się sprawcy pobicia. Mogło być gorzej – dostałeś w brzuch, a nie w twarz.


“Efekt końcowy byłby taki sam.”

“Na samym początku zauważyłam, że masz wyjątkową solidną skórę. Skądś wiedziałam, że wszystko skończy się dobrze.”

“Jakoś nie czuję się przez to szczęśliwszy. Zresztą skąd mogłaś wiedzieć?”

“Moje przeczucia sprawdzają się w dziesięciu na sto przypadków.”

“Czyli niezbyt często.”

“Cóż...” - wymamrotała, po czym na chwilę umilkła.


“Ale wygląda na to, że tym razem się udało.”

“Tak jakby.”

“Zaboli cię, jeśli powiem, że nieśmiertelność, to przydatny bajer?” - zapytała Senjougahara.

„Nie.”


Już nie.

Ale gdyby zapytała o to w czasie przerwy wiosennej... Mogłaby mnie tym zabić lub co najmniej poważnie zranić.


“To zależy, co przez to rozumiesz. Czasem jest przydatna, czasem nie.”

“Nie rozumiem.” - Senjougahara wzruszyła ramionami. - “To coś jak z domniemaniem popełnienia przestępstwa? Czasem się sprawdza, innym razem okazuje się być wyssane z palca?”

“Tak myślisz? W każdym razie już nie jestem nieśmiertelny. Mam przyspieszony metabolizm i moje rany goją się szybciej, ale to już wszystko.”

“Rozumiem.” - rzuciła Senjougahara wyjątkowo znudzonym tonem.

“A chciałam na tobie wypróbować tyle ciekawych rzeczy. Ech...”

“Dobrze, że raczyłaś mnie o tym poinformować.”

“Bez przesady. Planowałam tylko *** i ***, to wszystko.”

“Jakie *** i ***?!”

“No wiesz, takie tam...”

“Wytłumacz mi tę ocenzurowaną część!”


Oshino zazwyczaj przebywał na czwartym piętrze.

Mieliśmy przed sobą windę, ale, podobnie jak reszta wyposażenia, ta od dawna nie działała.

Mogliśmy wdrapać się na jej dach i dalej wspinać się po okablowaniu albo tradycyjnie użyć schodów. Ta druga opcja wydała nam się lepsza.

Tak więc, trzymając rękę Senjougahary, wspinałem się po schodach.


“Jeszcze jedna sprawa, Araragi-kun.”

“O co chodzi?”

“Domyślam się, o czym myślisz, ale pod moim ubraniem skrywa się ciało, za które jednak nie opłaca się trafić do więzienia.”

“...”


Senjougahara Hitagi podejrzliwa jak zawsze.


“Dotarło? Może powiem wprost. Jeśli nie powściągniesz swojego zwierzęcego instynktu i spróbujesz naruszyć moją nietykalność cielesną, zemszczę się w sposób swoją ohydnością dalece przekraczający gwałt homoseksualny.”

“...”


Zero dyskrecji, zero wstydu.

Ona jest okropna.


“Nie żeby to miało jakiś związek z twoją ostatnią przemową, ale uderza mnie nie tyle twoja pewność siebie, co przerośnięte ego. Uważasz, że nie ma chwili, kiedy nikt nie zamierza cię molestować?”

“Czyli co? Mam nie mówić tego, co myślę?”

“A przemyślałaś chociaż to, co do ciebie powiedziałem?!”


“Ten Oshino lubi takie zapadłe nory?”

“Jest nieco ekscentryczny.”


Trochę ciężko było to wytłumaczyć.


“Może już trochę za późno, ale nie powinniśmy się jakoś zapowiedzieć? W końcu idziemy prosić go o pomoc.”

“Dziwię się, że to padło z twoich ust. Niestety, Oshino nie posiada telefonu.”

“Ciekawe, a zarazem podejrzane. Z czego żyje?”

“Nigdy w to nie wnikałem. Ważne, że jest ekspertem od tego typu spraw.”

“Aha.”


Trochę pokrętne wyjaśnienie, ale Senjougahara nie drążyła tematu. Skupiła się na nadchodzącym spotkaniu albo uznała, że dalsze pytania są bezcelowe. Co za różnica?


“Araragi-kun, nosisz zegarek na prawej ręce, prawda?”

“Tak, co z tego?”

“Jesteś mańkutem?”

“Jak już, to leworęczny!”

“Dobra, czyli jesteś?”

“…”


Czwarte piętro.


Jak to w budynkach szkolnych bywa, całą kondygnację podzielono na klasy, jednak większość z nich była pozbawiona drzwi. Wyglądając Oshina, zajrzałem do pierwszego z pomieszczeń.


“Wreszcie jesteś. Spodziewałem się ciebie, Araragi-kun.”


Oshino Meme we własnej osobie.


Siedział po turecku na prowizorycznym posłaniu złożonym ze związanych ze sobą nylonowymi nićmi stołów.

Jak zwykle skądś wiedział, że się zbliżam.


Senjougahara napięła mięśnie w gotowości na atak. Starałem się przygotować ją do tego spotkania, ale widok poobdzieranego i żyjącego na starcie śmieci Oshina nie miał prawa wzbudzić zaufania w licealistce naszych czasów. Nawet ja tak uważałem.

Czarę goryczy przepełniała jego pstrokata, niemal psychodeliczna hawajska koszula.

Ciężko uwierzyć, że to właśnie mój zbawca.

Jedynie Hanekawa zdawała się nie zwracań na nic uwagi.


“O, znowu przyprowadziłeś dziewczynę. Co spotkanie, to nowsza. Słuchaj, to może się dla ciebie skończyć.”

“Daj spokój. Wiesz, że to nie tak.”

“Naprawdę?”


Oshino spojrzał na Senjougaharę, a chwilę potem przeniósł spojrzenie na przestrzeń kawałek za nią.

Jakby coś tam zobaczył.


“Miło mi cię poznać, mała. Jestem Oshino.”

“Senjougahara Hitagi.”


Prezentacja zakończona.

Nie rzuciła żadnych uszczypliwości. Widocznie nawet ona szanowała starsze pokolenia.


“Chodzę z Araragim-kun do jednej klasy. Opowiadał mi o tobie.”

“Ach tak?” - rzucił Oshino pełnym zrozumienia tonem.


Spojrzał w dół, wyjął papierosa i bez zapalania włożył go do ust. Potem obrócił się w stronę okna, w którym połyskiwały brudne fragmenty wybitej szyby.


Po ciągnącej się niemiłosiernie chwili ciszy spojrzał na mnie.


“Araragi-kun, podobają ci się dziewczęta z prostą grzywką?”

“Mówiłem ci, że to nie tak. Nie kręcą mnie proste grzywki ani małe dziewczynki! Nie te czasy, nie to pokolenie!”

“Oczywiście.” - zaśmiał się Oshino.


Senjougahara zmarszczyła brwi. Może obruszyła się za tą małą dziewczynkę?


“Ona pewnie opowiedziałaby to lepiej, ale nie ważne. Dwa lata temu ta dziewczyna...”

“Nie mów tak o mnie!” - przerwała mi stanowczo.

“No to jak mam mówić?”

“Senjougahara-sama.”

“…”


Mówiła poważnie?


“Sen-jou-ga-ha-ra-sa-ma.” - powiedziałem przeciągle i sarkastycznie.

“Niewłaściwie to wymawiasz. Trochę więcej czaru.”

“...Czaru? ….Chan? ...Senjougahara-chan.”


Z porażającą szybkością wystrzeliła palce w stronę moich oczu.


“Zaraz oślepnę!”

“To kara za brak ogłady.”

“A gdzie zasada równoważnej wymiany?!”

“40g miedzi, 25g cynku, 15g niklu, 5g zażenowania i 95kg złośliwości.”

“Skąd tam tyle złośliwości?!”

“Z tym zażenowaniem żartowałam.”

“Odjęłaś jeden z najważniejszych czynników!”

“Nie wrzeszcz już. Jesteś tak męczący, że zaraz zacznę cię nazywać bólem menstruacyjnym.”

“Od takich przezwisk ludzie popełniają samobójstwa!”

“O co ci chodzi? Menstruacja to całkiem naturalny proces, nie ma się czego wstydzić.”

“Ciągle czuję te 95kg złośliwości!”


Zadowolona z siebie Senjougahara odwróciła się w stronę Oshina.


“Jeszcze jedno pytanie.” - powiedziała tonem, który wskazywał, że zwraca się do nas obu. Potem wyciągnęła palec w stronę kąta .


W kącie tym siedziała, obejmując własne kolana, mała, bladziutka blondyneczka. Wyglądała na jakieś osiem lat, na głowie miała hełm lotniczy i gogle.


“Co to jest?”


Nie zapytała Kim ona jest ani Co tu robi to dziecko. To znaczy, że Senjougahara dostrzegła to dziwne coś tkwiące w osobie dziewczynki. W sumie nic dziwnego, zwłaszcza po tym, jak mała wbiła w Oshina swoje nieludzkie spojrzenie.


“Nią się nie przejmuj.” - rzuciłem, niem Oshino zdążył cokolwiek powiedzieć.

“Będzie tu sobie spokojnie siedziała. Nie rzuca cienia ani nie ma kształtu. Nie ma nawet imienia, jakby nie istniała.”


“I tu się mylisz, Araragi-kun.” - wtrącił Oshino. - “To prawda, nie ma kształtu, nie rzuca cienia i prawie nie istnieje, ale wczoraj nadałem jej imię. Wiesz, bardzo nam się przydała podczas złotego tygodnia, więc pomyślałem, że zasłużyła.”

“I jak ją nazwałeś?”

“Oshino Shinobu.”

“Shinobu?”


Klasyczne japońskie imię, ale to chyba nieistotne.


Miecz Ponad Sercem. Ładne, prawda? Dałem jej też swoje nazwisko. Tak się składa, że kanji z jej imienia wchodzi w skład mojego nazwiska. Tak więc jedno imię i tyle znaczeń. Całkiem zgrabnie mi to wyszło, co?”

“No w zasadzie...”


Nawet jeśli, to co mnie to obchodzi?


“Rozważałem kilka i po ostrej selekcji pozostały mi do wyboru Oshino Shinobu i Oshino Oshino. Wybrałem to pierwsze. Myślę, że wasza przewodnicząca doceniłaby powstałą grę słów.”

“Pewnie tak.”


Naprawdę miałem to gdzieś.

Ale ta odrzucona wersja była do bani.


“No więc?”


Z tonu Senjougahary dało się wyczytać, że miała już dość tej ody do imienia.


“Co to za dziecko?”

“Już ci mówiłem, ono tak jakby nie istnieje.”


Szczątki wampira.

Pozostałości po pięknej bestii.

Uznałem, że dalsze tłumaczenie nie ma sensu. To moja sprawa i będzie tak do końca mego żywota.


“Jakby nie istnieje? No dobra.”

“...”


Powiało obojętnością.


“Moja babcia mawiała, że obojętność buduje, niezdrowe zainteresowanie rujnuje.”

“Niezłą masz babcię.”


Moment, coś mi tu nie pasuje.

Jakbym już to słyszał, ale w tym przysłowiu było coś nie tak.


“Co ważniejsze,” - Senjougahara przeniosła spojrzenie z blond byłej wampirzycy o bladej cerze na Oshina Meme. - “słyszałam, że możesz mi pomóc.”

“Ja? Nie, to niemożliwe." - odpowiedział Oshino z przekąsem w głosie. - “Tylko ty sama możesz się uratować, mała.”

“...”


Aha...


Senjougahara zmrużyła oczy. Widocznie znów naszły ją jakieś podejrzenia.


“Jesteś piątą osobą, od której słyszę te słowa. Wszystkie poprzednie były szarlatanami. Z tobą jest tak samo, Oshino-san?”

“Energiczna z ciebie osóbka. Miałaś dobry dzień?”


Czemu, na Boga, Oshino starał się ją zdenerwować? Hanekawa może i by odpuściła, ale na pewno nie Senjougahara. Ona była typem wojowniczki.


“Tylko spokojnie.” - natychmiast przystąpiłem do mediacji.


Stanąłem między nimi.


“Nie wtrącaj się, bo zginiesz.”

“...”


Jak gdyby nigdy nic oznajmiła mi, że mnie zabije.

Dlaczego akurat mnie?

Ona jest niebezpieczna.

Po prostu brak mi słów.


“No dobra.” - powiedział Oshino bezceremonialnie, najwyraźniej chcąc złagodzić sytuację.

“Jeśli nie opowiesz mi o swoim problemie, nie zdołam ci pomóc. Kiepsko mi idzie czytanie w myślach. Nie masz się czego obawiać, wszystko zachowam w tajemnicy.”

“...”

“No to od początku...”

“Cicho, Araragi-kun.” - przerwała mi Senjougahara.

“Ja to zrobię.”

“Senjougahara.”

“Sama opowiem.” - odpowiedziała.

005[edit]

Minęły dwie godziny.

Opuściłem ruiny Oshina i Shinobu.

Byłem w mieszkaniu Senjougahary.

Pensjonat Tamikura. Trzydziestoletni, drewniany dwupiętrowiec. Skrzynka na listy z blachy falistej. Mała kawalerka, 6 tatami. Ledwie działający prysznic, toaleta i zlew. Czynsz i media między trzydziestoma a czterdziestoma tysiącami jenów. Najbliższy przystanek autobusowy oddalony o jakieś dwadzieścia minut.

Po tym, co usłyszałem od Hanekawy, nie tak to sobie wyobrażałem.

Senjougahara pewnie wyczytała to z mojej twarzy, bo zaraz wyjaśniła.


"Wszystko przez moją matkę i jej popapraną religię."


Jakby chciała mnie za coś przeprosić.


"Oddała im wszystko, ale to nie wystarczyło. Zaciągnęła spory kredyt."

"Znaczy się jakaś sekta..."


Zainteresuj się którąś z tych bandyckich pseudoreligii, a tak właśnie skończysz.


"Wreszcie pod koniec procesu rozwodowego uciekłam do ojca i tak tu wylądowałam. Niestety kredyt stał na ojca, więc będziemy go spłacać do końca naszych dni. Ojciec ciężko pracuje i rzadko bywa w domu. Właściwie można powiedzieć, że mieszkam tu sama. Nie powiem, żeby mi to nie odpowiadało."

"..."

"Hanekawa-san o niczym nie wie, bo w szkolnych aktach wciąż figuruje mój stary adres."


Ej, to nie w porządku!


"Nigdy nie ujawniaj adresu potencjalnym wrogom."

"Potencjalnym wrogom...?"


Pomyślałem, że trochę przesadza, ale gdy tylko przypomniałem sobie o jej sekrecie...


"Wiesz, Senjougahara. Twoja mama wpakowała was w te kłopoty, ale może tak naprawdę chciała dobrze?"

"Nie życzę sobie takich sugestii." - zaśmiała się lekko. - "Kto wie. Może tak, może nie."


Nie życzę sobie takich odpowiedzi.

Nawet na takie pytania.

Cóż, może jednak nie powinienem o to pytać. W końcu to nie moja sprawa, a Senjougahara zbyła mnie w naprawdę delikatny jak na nią sposób.

Jednak tak sobie myślę, że to dosyć dziwne, że rodzice Senjougahary nie zauważali jej problemu. Dom to nie szkoła, gdzie ludzie przez większość czasu siedzą w ławkach. Powinni zauważyć, że jej ciało uległo drastycznej zmianie. Nawet jeśli lekarz dał za wygraną i jedynie monitoruje jej stan, matka powinna ją wspierać.

Ale skoro mieszka sama...

Dość już tego gdybania, bo to brzmi, jakbym znał wszystkie szczegóły.

Tak czy inaczej...

Tak czy inaczej byłem w apartamencie 201 pensjonatu Tamikura. Siedziałem na poduszce przy stoliku i tępo gapiłem się na kubek zielonej herbaty.

Spodziewałem się, że każe mi zaczekać na zewnątrz, ale Senjougahara niezwykle swobodnie zaprosiła mnie do środka i nawet zaparzyła herbaty. Trochę zbiło mnie to z tropu.


"Zróbmy to w środku."

"Co?"

"To znaczy wejdźmy do środka..."

"…"

"Bo niby co mielibyśmy zrobić w środku?"

"Pozostańmy przy wejściu. Dobrze, że się poprawiłaś, Senjougahara."


Ta krótka wymiana zdań wprawiła mnie w niezłe zakłopotanie. Nie wspominając już o całej tej sytuacji, gdzie dziewczyna sprowadza do domu ledwie sobie znanego chłopaka.

Zacząłem pić herbatę.

W tym samym czasie Senjougahara brała prysznic.

Tak zwana ceremonia oczyszczenia.

Cytując Oshina, "Obmyj ciało w zimnej wodzie i włóż czyste ubranie. Nie musi być nowe".

Towarzyszyłem jej nieco z konieczności. W końcu to ja ją wywiozłem wprost ze szkoły do siedziby Oshina.

Oglądałem ponury, niezbyt dziewczęcym pokój z małą kupką ubrań rozrzuconych po biurku.

Przypomniałem sobie, co powiedział Oshino.


"Ciężki krab."


Po tym, gdy Senjougahara wyjaśniła okoliczności, a nie zabrało to wiele czasu, Oshino wymruczał – "Rozumiem." - i na chwilę zagapił się w sufit. Wtedy właśnie wspomniał o dziwnym stawonogu, jakby dopiero coś sobie przypomniał.


"Ciężki krab?" - powtórzyła po nim Senjougahara.

"To taka legenda wywodząca się z gór na Kyūshū. W zależności od miejsca nazywa się go Ciężkim Krabem, Krabem Ciężaru, czasem nawet Bogiem lub Duchem Ciężaru. Opowieści nieco się różnią, ale łączy je właśnie fakt kradzieży wagi. Jeśli na takiego wpadniesz, stracisz znaczną część siebie."

"Część siebie..."


Jest taka wątła.

Bardziej wiotka.

Znacznie piękniejsza


"Zdarzały się też przypadki, gdzie człowiek po spotkaniu z krabem nie tracił części ciebie, lecz całe swoje istnienie. Czasem natrafia się na całkowitą przeciwność twojej przypadłości, zwielokrotnienie wagi, ale to akurat skutek spotkania z kamieniem. W twoim przypadku to na pewno krab."

"Krab, taki prawdziwy?"

"Nie bądź śmieszny, Araragi-kun. Widziałeś kiedyś kraba w górach Miyazaki albo Ōita? To tylko legenda." - odparł Oshino niemalże z pogardą. - "Zresztą nie o takie kraby nam chodzi. Legendy zawsze są przesadzone."

"W Japonii w ogóle żyją kraby?"

"A nie mylisz ich czasem z amerykańskimi rakami, Araragi-kun? Zresztą nie słyszałeś nigdy historii o krabie i małpie? Swoje słynne kraby mieli Rosjanie i Chińczycy, więc i my nie mogliśmy zostać w tyle. "

"Coś sobie przypominam. Ale dlaczego wspomniałeś akurat o Miyazaki i Ōita?"

"Ty zostałeś zaatakowany przez wampira w Japonii. Lokacja w sensie geograficznym nie ma znaczenia. Tak naprawdę liczy się miejsce pochodzenia danego ducha." - Oshino wspomniał o ważnym wedle niego aspekcie.

"Poza tym to wcale nie musi być krab. Gdzieniegdzie na księżycu widać królika albo piękną kobietę... Przy czym wcale nie mam na myśli naszej słodziutkiej Shinobu."

"Wszystko jest możliwe."


Ej, czy on powiedział naszej słodziutkiej Shinobu?

W każdym razie trochę jej współczuję.

Niby legendarny wampir, a tu...

Szkoda.


"Ale skoro panienka powiedziała, że spotkała kraba, to

"Co za różnica?" - stanowczym tonem zapytała Senjougahara – "Gatunek stworzenia nie jest chyba taki istotny."

"Ależ jest. Tak jak powiedział Araragi-kun, w górach Kyūshū nie ma krabów. Może dalej na północ, ale na Kyūshū to prawdziwa rzadkość."

"Przecież czasem trafia się na kraby słodkowodne."

"Akurat to nie ma znaczenia."

"Niby dlaczego?"

"Może to od początku był nie krab, (kani), tylko duch lub bóstwo, (kami)? Ciężki Krab może pochodzić w prostej linii od Ciężkosercego Boga, ale to tylko moja teoria. Większość osób uważa, że słowo kami pojawiło się dużo później niż 'kani', ale tak naprawdę zaczęto ich używać w tym samym okresie."

"Przecież to wszystko bujda."

"Błąd, spotkałem takie stworzenie."

"..."

"Powiem więcej, w tej chwili jest tu z nami."

"To znaczy, że widzisz tu to coś?"

"Nie widzę." - Oshino uśmiechnął się promieniście, co niezbyt zachwyciło Senjugaharę.


Tak jak i mnie. Wyglądał, jakby stroił sobie z nas żarty.


"To głupie." - odpowiedziała dziewczyna.

"Naprawdę? Tak to już jest ze złymi duchami. Ludzie ich nie widzą i nie mogą dotknąć."

"No niby tak, ale...

"Mówi się, że duchy nie mają nóg, a wampiry nie odbijają się w lustrze, ale to nie wszystko. Tego typu stworzenia jakby nie istniały. A czy ty, młoda damo, uwierzyłabyś w coś, czego nie widzisz ani nie możesz dotknąć?"

"Czy uwierzyłabym? Przecież sam mówiłeś, że coś takiego jest tu z nami."

"Tak powiedziałem. Ale czy ty to wyczuwasz, mimo że nie masz żadnego empirycznego dowodu?"


Wyraz twarzy Senjougahary raczej temu zaprzeczał.

Za grosz w tym było logiki.

Będąc na jej miejscu...


"A powinnaś. Araragi-kun nie tylko spotkał, ale nawet został zaatakowany przez takie stworzenie. I to przez samego wampira, choć trochę to niedzisiejsze."


Dajcie mi już spokój!

Mówię poważnie.


"Ty jesteś w trochę lepszej sytuacji."

"Dlaczego?"

"Bo kami są wszędzie. Wszędzie i nigdzie zarazem. Jeden z nich wciąż kręci się wokół ciebie, choć ty tego nie wyczuwasz."

"Prawie jak Zen."

"Prawie. Shintō czy tam Shugendō." - poprawił ją Oshino. - "Wiedz jedno – to nie tak, że przyszło jakieś złe stworzenie i coś ci zrobiło. Myśl o tym jak o małej zmianie perspektywy."


No i jesteśmy w domu.

Bełkot podobny do tego, czym przez cały czas raczyli ją lekarze.


"Zmiana perspektywy? O co ci dokładnie chodzi?"

"Więc tak wyglądają ludzie, którzy już się poddali?" - szybko uciął rozmowę Oshino.


Tak samego próbował ze mną i Hanekawą.

Byłem ciekaw reakcji Senjougahary, choć ta na razie milczała.

Oshino uważnie ją obserwował i po pewnym czasie z uznaniem w głosie powiedział - "No nieźle. A już myślałem, że jesteś kolejną napuszoną dziewuchą."


"Ja? Niby dlaczego?"

"Bo zazwyczaj tacy trafiają na Kraba. W końcu nie każdy ma szansę spotkać kami. Choć trzeba przyznać, że te nie powinny być groźne. W końcu to nie wampiry."


Nie powinny być groźne?

Nie są groźne i nie atakują?


"Nie traktuje się tego też jako opętanie. One po prostu są, ale nie pojawią się, dopóki nie zapragniesz czegoś z całego serca. Nie będę się w to zagłębiał, bo przecież nie mogę ci pomóc."

"..."


No tak, sama powinna sobie pomóc.

Typowe dla Oshina.


"Znasz, młoda damo, tę starą opowieść? Dawno temu żył pewien młodzieniec. Grzeczny i dobrze wychowany. Pewnego dnia spotkał w mieście tajemniczego staruszka. Staruszek ten poprosił młodzieńca, by pokazał mu swój cień."

"Cień?"

"Tak. Zwykły cień, który w słoneczne dni majta ci się pod nogami. Starzec powiedział Dam ci za niego dziesięć złotych monet. Po krótkiej chwili namysłu młodzieniec sprzedał mu swój cień."

"I jaki z tego morał?"

"Jak ty byś postąpiła, mała?"

"Ciężko powiedzieć. Może bym sprzedała, a może nie. Kwestia ceny."

"Dobra odpowiedź. To odwieczne pytanie o to, co ważniejsze – życie czy pieniądze. Pieniądz ma swą wartość. Jeden jen to nie miliard jenów. Każdy z nas też ma własną cenę. Powiedzenie każde życie jest jednakowo cenne to jeden wielki banał. Wracając do meritum, młodzieniec nie myślał, że jego cień mógłby być droższy niż dziesięć sztuk złota. Bo niby co złego może nieść ze sobą utrata cienia? W końcu to żadna krzywda. - opowiadał Oshino, cały czas przy tym gestykulując - "Jaki był finał historii? Młodzieniec zaczął być prześladowany przez znajomych i krewnych. Mawiali oni, że tylko odmieńcy nie mają cienia. I tak w pewnym sensie było. Bo sam cień może czasem wyglądać dziwnie, ale żeby w ogóle takowego nie posiadać? Tak więc młodzieniec pozwolił zamienić się w odmieńca za dziesięć sztuk złota."

"..."

"Potem długo szukał starca w nadziei, że ten zwróci mu cień, ale nigdy nie udało mu się go odnaleźć. Koniec."

"No i?" - zapytała Senjougahara, unosząc brew - "Co to ma wspólnego ze mną?"

"Ano nic. Tak sobie tylko pomyślałem – młodzieniec, który stracił cień i niewiasta, która utraciła wagę."

"Przecież niczego nie sprzedałam."

"Prawda, nie sprzedałaś. To był raczej handel wymienny. Utrata wagi jest nieco bardziej spektakularna, ale efekt pozostaje ten sam. To już wszystko?"

"Co masz na myśli?"

"Pytałem, czy to już wszystko." - Oshino klasnął dłońmi na wysokości klatki piersiowej - "No dobra, jesteś znajomą Araragiego-kun, więc podam ci pomocną dłoń."

"Czyli jednak mi pomożesz?"

"Tego nie powiedziałem." - Oshino spojrzał na zegarek opinający jego prawy przegub i kiwnął głową - "Na niebie wciąż panuje słońce, teraz możesz wrócić do domu. Obmyj ciało w zimnej wodzie i ubierz czyste ubranie. Ja zajmę się przygotowaniami. Chodzisz do klasy Araragiego-kun, więc na pewno jesteś poważną licealistką, ale czy mogę cię prosić, żebyś dzisiejszą noc spędziła poza domem?"

"Żaden problem."

"Więc przyjdźcie tu o północy, godzinie duchów."

"W porządku. Ale o co chodzi z tymi czystymi ciuchami?"

"Nie muszą być nowe. Szkolne mundurki średnio się nadają. Załóż coś codziennego."

"A zapłata?"

"Co zapłata?"

"No daj spokój. Przecież wiem, że nie robisz tego za darmo."

"Pomyślmy..." - Oshino wbił we mnie spojrzenie.


Jakby to mnie miał wycenić.


"Skoro nalegasz, młoda damo... Niech ci będzie, sto tysięcy jenów."

"Tylko sto tysięcy?" - powtórzyła za nim Senjougahara - "Jesteś tego pewien?"

"Tyle co za miesiąc czy dwa harówki McDonaldzie. Powinno wystarczyć."

"Ej, ja musiałem zapłacić więcej."

"Naprawdę? Waszą przewodniczącą też wyniosło to sto tysięcy."

"A mnie pięć milionów!"

"U ciebie chodziło o wampira."

"Nie zwalaj wszystkiego na wampiry!"

"Uzbierasz tyle?" - Oshino zapytał Senjougaharę.

"Oczywiście, ile tylko będzie trzeba."


A potem...

Dwie godziny później wylądowałem w mieszkaniu Senjougahary.

Jeszcze raz się rozejrzałem.

Sto tysięcy to nie tak mało, zwłaszcza dla Senjougahary, która mieszkała na sześciu tatami.

Szafa, stolik herbaciany i niewielka półka na książki. Tyle z luksusów. Wyglądało na to, że kochająca książki Senjougahara często korzystała z bibliotek i sklepów z używanymi książkami.

Jak jakiś biedny studencina.

W sumie właśnie kimś takim była.

Ale spokojnie, ponoć regularnie dostawała stypendium naukowe.

Oshino wspominał o tym, że Senjougahara jest w znacznie lepszym położeniu niż niegdyś ja. Prawdę mówiąc, nie wydaje mi się.

Jeśli mierzyć to pod względem stopnia zagrożenia życia, atak wampira to nie przelewki. Czasem wydaje mi się nawet, że lepiej by było, gdybym wtedy zginął.

Ale...

Senjougahara może czuć się nawet gorzej. Kiedy Hanekawa opowiedziała mi o dawnej Senjougaharze, nie mogłem stać z boku.

Tak sobie pomyślałem – a co z Hanekawą Tsubasą?

Dziewczyną z piórem w imieniu, aniołem dobroci?

Tak jak mnie zaatakował wampir a Senjougahara wpadła na kraba, tak Hanekawę opętał kot. Akurat w złoty tydzień. Wydawałoby się, że stało się to lata temu, ale od tego czasu minęło ledwie kilka dni. Sama Hanekawa o niczym nie pamięta, jakby wyparła z umysłu wszystkie drastyczne wspomnienia. Wie jedynie, że powrót do normalności zawdzięcza Oshinowi.

Ale ja pamiętam.

To była kompletna masakra i to zaraz po moim wyzwoleniu się z wampiryzmu. Nie myślałem nawet, że na tym świecie może istnieć coś bardziej przerażającego niż demon.

Jeśli nasze przeżycia mierzyć w skali okropności, to, co spotkało Hanekawę, nie ma sobie równych. Ale jeśli za kryterium przyjąć okres cierpienia, sprawa nie byłaby już taka prosta.

Wszystko jest względne.

Jak wielkie zło musi być wyrządzone, by ofiara z niecierpliwością wyczekiwała ostatniego ciosu łaski z ręki oprawcy?

Młodzieniec, który sprzedał cień.

Dziewczyna, która straciła wagę.

Nie wiem i nigdy się nie dowiem.


"Skończyłam." - powiedziała Senjougahara, wychodząc z łazienki.


Nago.

Aż zaskomlałem ze zdziwienia.


"Odsuń się, zagradzasz mi drogę do ubrania."


Wskazała palcem na regał za moimi plecami. Odniosłem wrażenie, że większy dyskomfort sprawiały jej mokre włosy niż obecność mojej osoby.


"Załóż coś na siebie!"

"Zaraz tak zrobię."

"Zaraz tak zrobisz?!"

"Wolałbyś, żebym została goła?"

"Dlaczego nie ubrałaś się w łazience?!"

"Nie wzięłam ze sobą ubrania."

"Mogłaś chociaż owinąć się ręcznikiem!"

"Szkoda zachodu."


Mówiła nad wyraz spokojnie.

Nie byłem w nastroju na kłótnię, więc po prostu odsunąłem się w stronę biblioteczki i starałem się o niczym nie myśleć, odliczając przy tym grzbiety książek.

Rany.

Pierwszy raz widziałem kompletnie nagą kobietę.

Nie tak to sobie wyobrażałem. Nie żebym planował to dniami i nocami, ale... Zimny nudyzm i szczera obojętność?


"Czyste ubranie... Myślisz, że biel będzie w porządku?"

"Nie mam pojęcia."

"Mam tylko kolorową bieliznę."

"Nie mój problem!"

"Po prostu pytam o radę. Drzesz się jak baba po menopauzie."


Dźwięk otwieranej szafy, szelest materiału.

Koniec ze mną.

Jej ciało na stałe wryło mi się do mózgu.


"Araragi-kun. Nie pomyślałeś sobie niczego dziwnego, prawda?"

"Nawet jeśli, to nie moja wina."

"Spróbuj mnie tknąć, a odgryzę ci język."

"Wiem, wiem. Przecież każdy dybie na twoje ciało."

"Naprawdę ci to zrobię."

"Pewnie, pewnie."


Powinna postawić się w mojej sytuacji.

Tak trudno jest zrozumieć drugiego człowieka?

Co to za świat?


"No dobra, już możesz patrzeć."

"Świetnie..."


Odwróciłem się.

A ona wciąż była w bieliźnie.

Nie założyła nawet skarpetek.


"O co ci, kobieto, chodzi?!"

"A jak myślisz? Odwdzięczam ci się za pomoc. Powinieneś być szczęśliwy."

"..."


Odwdzięcza?

To już jest szczyt.

Wolałbym, żeby mnie przeprosiła.


"No już, ciesz się, póki możesz!"

"Do reszty cię pogięło!"

"Uprzejmość wymaga, żebyś podzielił się opinią."

"Jaką opinią?"


Uprzejmość?

I jak ja mam jej odpowiedzieć?


"Masz niezłe ciało. Coś takiego?"

"Żałosne."


Spojrzała na mnie jak na śmiecia.

Nawet gorzej, jej po prostu było mnie żal.


"Na zawsze zostaniesz prawiczkiem."

"Zawsze będę... A skąd ty możesz o tym wiedzieć?"

"Żebyś mnie tylko tym nie zaraził."

"Dziewictwo to nie choroba!"


Albo się je ma, albo nie.


"Poza tym skąd pewność, że jeszcze się nie rozprawiczyłem?"

"Nawet dziecko by się z tobą nie przespało!"

"Sprzeciw, a nawet dwa! Po pierwsze, nie jestem zboczeńcem. Drugie, gdybym chciał, to znalazłbym sobie kobietę."

"Pierwsze – prawda, drugie – nie,"

"..."


No i zgadła.


"No dobra, przyznaję. Źle cię oceniłam."

"Miło mi to słyszeć."

"Zawsze mogłeś udać się do profesjonalistki."

"No dobra, przyznaję, jestem prawiczkiem!"


Najbardziej upokarzające zwierzenie w życiu.

Senjougahara wyglądała na zadowoloną.


"Trzeba było tak od razu. W życiu nie spotka cię już prawie nic dobrego, wszystko jest już z góry ustalone, więc korzystaj z okazji."

"Nie jesteś czasem shinigami?"


Umów się z bogiem śmierci, żeby zobaczyć nagą dziewczynę.

Najlepszy deal ever.


"Nie martw się." - powiedziała. Wyjęła z szafy białą koszulkę i założyła ją na cienki niebieski biustonosz. Przeszła mi już ochota na liczenie książek, więc znów wbiłem w nią swoje spojrzenie - "Nie powiem Hanekawie-san."

"Hanekawie?"

"Ciągnie cię do niej, nie?"

"Wcale a wcale."

"Naprawdę? Tak często rozmawiacie, więc pomyślałam..."

"Pomyślałaś? A to ci dobre..."

"Ty chyba naprawdę chcesz wymazać swoje istnienie."

"To też potrafisz?"


Naprawdę zdziwiło mnie to, że Senjougahara w choćby niewielkim stopniu interesuje się życiem innych osób. Zauważyła nawet, że jestem wiceprzewodniczącym klasy. Może po prostu uznała, że skoro jesteśmy wrogami, warto przeprowadzić małe rozpoznanie?


"Wcale nie rozmawiamy tak często. Zazwyczaj to ona mówi do mnie."

"No daj spokój. Twierdzisz, że to Hanekawa-san leci na ciebie?"

"Wcale nie. One się po prostu mną... opiekuje. Strasznie wścibska z niej osóbka. Nadopiekuńcza. Powzięła dziwaczne postanowienie przywrócenia mnie do społeczeństwa."

"Tak, to naprawdę dziwaczne." - powiedziała Senjougahara - "Niektórzy po prostu rodzą się przegrani i nic ani nikt tego nie zmieni."

"Tego nie powiedziałem..."

"Ale masz to wypisane na twarzy."

"Nieprawda!"

"Wiedziałam, że tak odpowiesz, więc sama ci to wymalowałam."

"Ciekawe kiedy!"


Nie powinienem się tłumaczyć, ale Sejougahara mogłaby spróbować zrozumieć Hanekawę. Mając w pamięci niedawny wywód przewodniczącej, wydawać by się mogło, że ta dosyć mocno interesuje się Senjougaharą.


"Oshino-san pomógł też Hanekawie?"

"Tak."


Wreszcie skończyła gładzić koszulkę i zaczęła ubierać biały, rozpinany sweter. Wyglądało na to, że Senjougahara zamierzała dokończyć ubieranie się od góry, nie zważając na dolne partie ciała. Każda znana mi persona zrobiłaby odwrotnie, ale, jak już wspominałem, ta dziewczyna kompletnie nic sobie nie robiła z tego, że ją obserwowałem. Nawet jakby umyślnie stanęła na wprost mnie.


"Nie masz czego się obawiać. Może na to nie wygląda, ale zna się na tego typu sprawach. Nie bierz wszystkiego, co mówi, na poważnie. Tak samo odnosił się do Hanekawy."

"Skoro tak mówisz, Araragi-kun. Ale wciąż nie do końca mu ufam. Zbyt wiele razy mnie oszukano."

"..."


Pięciu ludzi stawiało różne diagnozy.

Wszyscy okazali się szarlatanami.

A teraz...

Nie chce zawieść się raz jeszcze.


"Nawet w szpitalu... Straciłam motywację, po prostu się poddałam."

"Poddałaś?"


Dlaczego się poddała?

Dlaczego porzuciła nadzieję?


"Życie nie jest takie proste. Nie ma w nim miejsca na detektywów ESPerów ani nauczycielki czarodziejki."

"..."

"No, czasem zdarzy się jakiś złośliwe bóstwo" - Senjougahara mówiła pogardliwym tonem - "Tak więc, Araragi-kun, nie oczekuj ode mnie, że będę skakała z radości, bo poślizgnęłam się na schodach i złapał mnie chłopak, którego niedawno wyleczono z wampiryzmu, a jego zbawca pomógł też naszej przewodniczącej, przez co mam podstawy, by sądzić, że i mnie może pomóc."


I wtedy zaczęła ściągać sweter.


"Dlaczego się rozbierasz?"

"Zapomniałam wysuszyć włosy."

"Na mózg ci padło?"

"Nie bądź niegrzeczny. Aż tak bardzo chcesz mnie urazić?"


Suszarka wyglądała dosyć kosztownie.

Senjougahara bardzo o siebie dbała.

Jeśli dobrze się przyjrzeć, nawet jej bielizna była odpowiednio dobrana.

W sumie to trochę dziwne. Jeszcze kilka dni temu damska bielizna była dla mnie Graalem bez ustanku przepełniającym umysł, a w tej sytuacji to zaledwie skrawki materiału.


"Jesteś taka swobodna."

"Wcale nie."

"Jesteś pewna?" - zapytałem - "A co jeśli jednak?"

"..."

"Nie mówię, że to coś złego. W końcu nie masz czego ukrywać. Żeby tak się zachowywać, trzeba być naprawdę pewnym siebie."

"Jak się zachowywać?" - zapytała zmieszana Senjougahara.


Nawet nie pomyślała, że paradowanie półnago może być czymś niezwykłym.


"Przecież to nic złego"

"Jesteś pewna?"

"No pewnie. Przecież nie pokazałam ci wszystkiego." - powiedziała - "Zresztą nieważne."


W końcu wysuszyła włosy. Jako że przedtem włożyła ubranie na mokre włosy, te wciąż było wilgotne. Zawiesiła więc koszulkę i sweter na wieszaku i zaczęła przeglądać szafy w poszukiwaniu czegoś innego.


"W następnym wcieleniu" - zaczęła - "chciałabym być starszym sierżantem Kululu z Plutonu Keroro."

"..."


Strasznie pokrętna logika.


"Wiem, co chcesz powiedzieć. Trochę to pokręcone i nie rozumiesz, o co mi chodzi."

"W połowie trafiłaś."

"Ach tak?"

"Bardziej pasowałby ci kapral Dororo."

"W końcu jestem postacią tragiczną."

"No dobra, tylko..."

"Odczep się od mojego tyłka!"

"Znowu zaczynasz?"


Mogła się tylko przesłyszeć, ale..

Po prostu nie mogłem jej rozgryźć.

Gdy tak się zastanawiałem, Senjougahara zmieniła temat.


"Wyjaśniłbyś mi jedną malutką rzecz, Araragi-kun?"

"Pewnie."

"O co chodzi z tym księżycem?"

"Że co?"

"Wydawało mi się, że Oshino-san coś o tym wspominał."


Faktycznie, teraz sobie przypomniałem.


"Oshinowi chodziło o to, że obserwując księżyc z Japonii, można odnieść wrażenie, że jego powierzchnia układa się w królika z ciastkiem ryżowym, jednak w innych częściach świata ludzie widzą tam kraba albo profil kobiety."


Nigdy nie byłem za granicą, ale tak przynajmniej słyszałem. Za to, jak się okazało, dla Senjougahary była to całkiem nowa wiedza.


"A więc lubujesz się w zbieraniu takich nieistotnych historyjek? Kto by pomyślał."


Nieistotnych historyjek...

Wątpliwy komplement.

No to teraz jej pokażę.


"Znam się na astronomii. Kiedyś strasznie się nią interesowałem."

"Wystarczy jedno spojrzenie i jasnym się staje, że to jedyna dziedzina, w której się orientujesz."

"Wiesz, werbalnie też można zranić."

"To wezwij policję od przestępstw werbalnych."

"..."


Nie bała się nawet policji.


"Wcale nie jestem taki głupi. Wiesz, na przykład, skąd ten królik wziął się na księżycu?"

"Tam nie ma żadnego królika, Araragi-kun. Chodzisz do liceum, a wierzysz w takie bajeczki."

"Oczywiście, że jest."


A może jednak?

Sam już nie wiem...


"Dawno temu był sobie bóg... A może Budda? Nieważne. W każdym razie pewien królik złożył się mu w ofierze - rzucił się w ogień i spłonął. Gdy bóg to zobaczył, umieścił sylwetkę królika na księżycu, żeby ludzie nigdy nie zapomnieli o jego poświęceniu."


Za dzieciaka usłyszałem tę historię w telewizji. Niezbyt wiele z niej pamiętam, ale chyba wyłożyłem najważniejsze punkty.


"Niezbyt miły ten bóg. Wystawił zwłoki królika na pośmiewisko."

"Nie o to chodziło w tej historii."

"Królik też nie był lepszy. Tak właził bogu w tyłek, że nie zawahał się rzucić w ogień."

"I znów wszystko pomieszałaś."

"W takim razie w ogóle nie rozumiem przesłania." - powiedziała i znów zaczęła się rozbierać.

"Przyznaj się, po prostu chwalisz się swoją figurą."

"Nie wydaje mi się, żebym miała czym. Po prostu założyłam ubranie tył naprzód."

"Niech żyje zgrabność..."

"To prawda, kiepsko radzę sobie z ubieraniem."

"Jak małe dziecko."

"No nie bardzo. Z mojej perspektywy ubranie jest trochę przyciężkie."

"Wybacz..."


No i palnąłem głupstwo.

Skoro uważała, że obuwie zmienne jest za ciężkie, żeby ciągle je ze sobą nosić, z ciuchami sprawa mogła wyglądać podobnie. W końcu dla niej wszystko było dziesięć razy cięższe.

Teraz mi głupio...


"Strasznie się przy tym męczę, ale już do tego przywykłam. Za to ty mnie zaskoczyłeś, Araragi-kun. Jednak gdzieś w tej głowie ukrywa się skrawek mózgu."

"Oczywiście."

"Oczywiście? Ja bym to nazwała prawdziwym cudem."

"To było niemiłe."

"Ja tylko stwierdzam fakty."

"Przynajmniej jedna osoba z tego pokoju zasługuje na nagłą i nieprzyjemną śmierć."

"Przecież Hoshina-sensei tu nie ma."

"Życzysz śmierci naszemu wychowawcy?"


"A jak to było krabem?"

"Co?"

"Krab też rzucił się w ogień dla jakiegoś bóstwa?"

"Chyba nie, w każdym razie nigdy o tym nie słyszałem. Księżyc pokrywają morza, może stamtąd się tam wziął?"

"Wyglądasz, jakbyś był pewien tej informacji, ale na księżycu nie ma mórz."

"Co? Jak to?"

"Ty i twoja rozległa wiedza astronomiczna. To morza jedynie z nazwy."

"Aha"


Właśnie dlatego nie lubię towarzystwa bystrych ludzi.


"Taki właśnie jesteś, Araragi-kun, ale czego ja się po tobie spodziewałam?"

"Naprawdę masz mnie za idiotę?"

"Skąd wiesz?!"

"Dziwi cię to?"


Myśli, że ze mną aż tak źle?

Naprawdę?


"Wybacz, przeze mnie zdałeś sobie sprawę z własnej miernoty. Naprawdę mi przykro."

"Ej, jakiej miernoty?"

"Nie martw się. Ja nie oceniam ludzi po ich stopniach."

"Już mnie po nich oceniłaś!"

"Błagam, nie kichaj. Kiepskie stopnie mogą być zaraźliwe."

"Przecież dostaliśmy się do tej samej szkoły."

"A czy oboje ją ukończymy?"

"No..."


Pewności nie ma.


"Ja dostanę dyplom, a ciebie wywalą."

"Jesteśmy w trzeciej klasie, do końca tylko kilka miesięcy. Przecież nie rzucę szkoły!"

"Jeszcze będziesz błagał z płaczem, żebym pozwoliła ci ją rzucić."

"Zachowujesz się jakiś mangowy yakuza!"

"Porównajmy stopnie. Ja mam 74%"

"..."


Wygrała.


"46"

"Po zaokrągleniu zero."

"Że co? Wcale nie, to by było... Jak ty w ogóle do tego doszłaś?!"


Pobiła mnie prawie trzydziestoma punktami, ale przecież nie było ze mną aż tak źle.


"Czułabym się wygraną, gdyby dzieliła nas przepaść co najmniej stu punktów."

"Swój wynik też zaokrągliłaś po swojemu, co?"


Ona nie zna litości.


"Od teraz masz się trzymać ode mnie z daleka. Jakieś dwadzieścia tysięcy kilometrów."

"Chcesz mnie wyrzucić z Ziemi?!"

"Swoją drogą, myślisz, że ten bóg zjadł królika?"

"Co? A, chodzi ci o tę legendę? Gdyby tak się stało, historia stałaby się nazbyt dziwaczna."

"Już jest."

"No nie wiem. Jestem głupolem, pamiętasz?"

"Nie dąsaj się, bo naprawdę się wkurzę."

"Zero litości, co?"

"Z litości nie ulepisz pokoju na świecie."

"Myśl lokalnie, nie globalnie. Zacznij od pomocy jednej duszy, świat zostaw na potem. Na pewno ci się uda!"

"Dobra, skończyłam."


Senjougahara miała na sobie biały bezrękawnik, taki sam żakiet i spódniczkę.


"Jeśli wszystko się uda, zamówię kraba na Hokkaido."

"Możesz go zamówić gdzieś indziej. Jest już po sezonie, ale leć, droga wolna."

"Ty lecisz ze mną."

"Niby dlaczego?!"

"A czemu nie?" - zapytała - "Kraby są przepyszne."

006[edit]

Przedmieścia, sam skraj miasta. Ciemno jak w... nieważne gdzie.

Wokół same opuszczone, mroczne wewnątrz i z zewnątrz budynki. W takiej okolicy urodziłem się i wychowałem, więc nie było to dla mnie nic nowego. Tak wyglądał mój świat. Oshino, który zwiedził kawał globu, stwierdził, że właśnie to może być przyczyną wszystkich moich problemów.


Dobrze wiedzieć.

Tak czy inaczej...


Właśnie minęła północ.

Wracaliśmy do zrujnowanej szkoły. Senjougahara wyścieliła bagażnik roweru zabraną z mieszkania poduszką.

Przez cały ten czas nic nie jedliśmy, dlatego nasze żołądki zaczęły dawać o sobie znać.

Zaparkowałem rower w tym samym co wcześniej miejscu, potem skorzystaliśmy ze znajomej już dziury w płocie. Oshino czekał na nas zaraz za drzwiami. Jakby starczał tam od momentu naszego wyjścia.


"Eee...?"


Jego odzienie, kapłańskie szaty jōe, wyraźnie zaskoczyło Senjougaharę. Nawet odpowiednio zaczesał włosy. Wyglądał jak kompletnie inna osoba, całe jego niechlujstwo jakby wyparowało.


Cóż, szata czyni człowieka.

Tylko dlaczego teraz wygląda tak... strasznie?


"Oshino–san, jesteś kapłanem?"

"Nie, a co?" – odpowiedział Oshino – "Ani kapłanem, ani mnichem. Jestem po szkole, ale nigdy nie pracowałem w zawodzie. To trochę skomplikowana sprawa."

"Skomplikowana?"

"Powody osobiste. Ale my nie o tym. Ubranie nie jest aż takie ważne, tylko ten zestaw miałem czysty. Na spotkanie z bogiem nie wypada pójść jak fleja. Jedna ważna sprawa – niezwykle istotne są przygotowania. Przed walką z Araragim–kun obwiesiłem się czosnkiem, do rąk wziąłem krzyż i wodę święconą. W tym przypadku też może wyglądać to nieco dziwnie, ale spokojnie, wiem, co robię. Mimo wszystko obejdzie się bez wymachiwania papierowymi pałeczkami czy posypywania głowy solą."

"Aha..." – powiedziała nieco przestraszona Senjougahara.


Co prawda sytuacja nie należała do zwyczajnych, jednak jej reakcja wydawała się być nieco przesadzona. Ciekawe dlaczego.


"Wyglądasz w porządku. Pozwól, że się tylko upewnię. Nie masz na sobie makijażu?"

"Nie, wydało mi się, że tak będzie lepiej."

"Świetnie. Ty też się obmyłeś, Araragi–kun?"

"Tak."


Z doświadczenia wiedziałem, że tak trzeba. Przemilczałem jednak to, że Senjougahara koniecznie chciała zerknąć do mnie pod prysznic.


"Jakoś tego po tobie nie widać."

"Mówi się trudno."


Miałem być tylko obserwatorem. Nie zmieniłem ubrania, więc to normalne, że wyglądam tak samo.


"No dobra. Czas ucieka, bierzmy się do roboty. Przygotowałem przestrzeń na trzecim piętrze."

"Przestrzeń?"

"Oczywiście."


Oshino rozpłynął się w mroku wnętrza. Nawet jego białe szaty zniknęły nam z oczu. Po raz kolejny chwyciłem dłoń Senjougahary i pociągnąłem ją w ciemność.


"Powiedz mi, Oshino, czy ten pośpiech w niczym nam nie przeszkodzi?" – zapytałem.

"Jest po północy, a ja zwabiłem parę nastolatków do ciemnych ruin. Jak was zaraz nie odeślę do domów, jeszcze ktoś naśle na mnie policję."

"Chodziło mi o to, czy uda nam się tak szybko skopać odwłok temu krabowi."

"Ale z ciebie brutal, Araragi–kun. Chcesz o tym porozmawiać?" – zapytał Oshino, nawet nie odwracając się w moją stronę – "W każdym razie ten przypadek to nie to co ty i Shinobu–chan czy przewodnicząca i kotek. No i nie zapominaj, że w głębi serca jestem pacyfistą. W waszych przypadkach nie obeszło się bez pomocy, ale tym razem to nie zadziała."

"Naprawdę?"


Nie rozumiem. Mamy namacalną krzywdę, a nie możemy stosować przemocy?


"Przecież mówiłem, że mamy do czynienia z bogiem. Bogowie nie są złośliwi. Nic nie robią, po prostu są. Jak powietrze. Wszystko, co się stało, nastąpiło na własne życzenie młodej damy."


Nikt nie wyrządził krzywdy, więc nie będziemy stosować przemocy.

Nie jest to też opętanie.

Na własne życzenie też nie zabrzmiało zbyt miło, ale Senjougahara nawet tego nie skomentowała. Miała to gdzieś albo przygotowywała się mentalnie na to, co nadejdzie.


"Nie będziemy przeganiać ani wyrzucać boga siłą. Zapamiętaj to sobie, Araragi–kun. Musimy go przebłagać."

"Przebłagać?"

"Właśnie."

"I on nas po prostu wysłucha? Zlituje się nad Senjougaharą i zwróci jej wagę?"

"Pewności nie ma, ale to bardzo możliwe. W końcu to nie jakaś tam zdawkowa prośba jak w nowy rok. Wbrew pozorom bogowie nie są aż tacy obojętni na nasz los. Oni po prostu patrzą na gatunek ludzki jak na jeden twór, nie widzą pojedynczych jednostek. Zwłaszcza nasi, japońscy bogowie. Nie rozróżniają nas. Wiek, płeć, waga – nieważne. Wszyscy jesteśmy ludźmi."


Tacy sami. Nie podobni, ale identyczni.


"Odróżniają nas po przekleństwach..."

"A więc..." – głos Senjougahary brzmiał, jakby znalazła jakieś rozwiązanie – "Czy ten krab tu jest?"

"Tak. Tutaj, wszędzie i nigdzie. Ale żeby nam się objawił, musimy go odpowiednio przywołać."


Dotarliśmy na trzecie piętro i weszliśmy do jednej z klas.

Przestrzeń była podzielona poświęconymi linami. Salę opróżniono z ławek i krzeseł, a przy tablicy stał ołtarz ze złożonymi darami. W kątach paliły się rzucające słaby blask świece. Całość nie wyglądała na skleconą w pół dnia prowizorkę.


"Coś jakby odcięta od świata święta ziemia, nic wielkiego. I o nic się nie martw." – rzucił w kierunku Senjougahary.

"Wcale się... nie martwię."

"To dobrze." Wkroczyliśmy do środka. "Spuścicie wzrok i pochylcie głowy."

"Co?"

"Stoicie przed bogiem."


Podeszliśmy do ołtarza.

Było całkiem inaczej niż w przypadku moim i Hanekawy. Czułem się nieswojo, wyczuwałem napiętą do granic możliwości atmosferę.

Przeszedł mnie dreszcz. Jakbym podświadomie czekał na atak.

Nie jestem zbyt religijny. Ledwie odróżniam Shinto od Buddyzmu, jednak jakaś cząstka mojego jestestwa mocno rezonowała z powstałą sytuację.

Z tamtym miejscem.


"Oshino..."

"O co chodzi, Araragi–kun?"

"Tak sobie myślę... Czy moja obecność w niczym nie będzie przeszkadzać?"

"Nie będzie. Może nawet się przydasz. Wiesz, mogą się tu zdarzyć różne rzeczy. W razie czego osłonisz swoją znajomą."

"Ja?"

"Przecież jesteś nieśmiertelny."

"..."


Jakoś kiepsko widziałem się w roli tarczy.

No i nie jestem już nieśmiertelny.


"Araragi–kun, obronisz mnie, prawda?" – zapytała Senjougahara.

"Teraz pozujesz na księżniczkę w potrzebie?!"

"Daj spokój, w najbliższym czasie pewnie i tak planowałeś ze sobą skończyć."

"No i skończyło się księżniczkowanie..."


Takich rzeczy nie nie wypada wygadywać za czyimiś plecami, nie wspominając już o wygarnięciu prosto w twarz. Jeśli naprawdę na to sobie zasłużyłem, jakim grzesznikiem musiałem być w poprzednim wcieleniu?


"Nie mówię, że masz to zrobić za darmo."

"Więc co mi za to dasz?"

"Żądasz nagrody materialnej? Żałosne, choć to raczej wspólna cecha całego podupadłego gatunku ludzkiego."

"No więc..."

"Powiedzmy, że zarzucę mój złowieszczy plan rozpowiedzenia po ludziach, że chciałeś ubrać Nerę z Dragon Quest V w niewolnicze ciuszki."

"Nigdy niczego takiego nie zrobiłem!"


Chciała to rozpowiedzieć?

Ona nie ma serca!


"Wiadomo, że tego nie zrobiłeś. Przecież to niewykonalne. Każda małpa... Nawet każdy pies o tym wie."

"Moment! Wiem, że nie jestem taki bystry jak, nie przymierzając, ty, ale czy ja ci w choćby niewielkim stopniu przypominam psa?"

"Racja" – roześmiała się – "Nie chciałabym aż tak obrazić żadnego psa."

"..."


Każde zdanie może zostać wykorzystane przeciwko tobie. Po prostu mistrzyni utarczek słownych...


"Dobra, w porządku. Zmiataj do domu, piesku. Siądź w kąciku z podkulonym ogonem i popłacz się. Jak zawsze."

"Jakie zawsze?!"


Aż boję się tego, co ona może porozpowiadać...


"Jedno spojrzenie i już znam twoje wszystkie najmroczniejsze tajemnice."

"Kobieto, czym ten biedny bóg zasłużył sobie na to, że to akurat na niego wpadłaś?!"


Moja cierpliwość była na granicy wytrzymałości.

No i nie mam żadnych mhrocznych tajemnic. Co najwyżej kilka leciuteńko ciemnych...


"Może lepiej spisałaby się tu... Schinobu? Wiesz, jak z Hanekawą."

"Shinobu już dawno poszła lulu." – odpowiedział Oshino.

"..."


Wampir, który przesypia noc. Jakież to smutne...

Oshino wziął wino z ołtarza i wręczył je Senjougaharze.


"Co mam z tym zrobić?" – zapytała zmieszana.

"Alkohol zbliża ludzi do bogów. Pomoże ci się trochę odprężyć."

"Jestem nieletnia."

"Nie każę ci się upijać. Wystarczy łyk."

"..."


Chwilę się w niego wpatrywała, upiła malutki łyczek. Potem Oshino odebrał jej kielich i odłożył go z powrotem na ołtarz.


"Dobrze. Tylko spokojnie." – powiedział, patrząc przed siebie, stanąwszy plecami do Senjougahary.

"Musimy być odprężeni. Nastrój ma w tej sytuacji ogromne znaczenie. Przygotowanie pomieszczenia to żadna sztuka. Najważniejsze jest to, jak się w obecnej chwili czujesz."

"Jak się czuję...?"

"Uspokój się, opuść gardę. Wczuj się w to miejsce, jesteś tu bezpieczna. Opuść głowę, zamknij oczy i odliczaj. Raz. Dwa. Trzy."


Te słowa nie były skierowane do mnie, ale i tak zamknąłem oczy i liczyłem razem z nią. Wtedy zrozumiałem. To wszystko było ustawione. Szaty Oshina, liny, ołtarz, prysznic – wszystko po to, żeby wprawić Senjougaharę w odpowiedni nastrój.

Delikatna sugestia.

Po prostu ją zahipnotyzował. Uspokoił ją i rozbudził jej ufność. Ze mną i Hanekawą zrobił to całkiem inaczej, ale efekt był ten sam. Tylko wierzący dostąpią zbawienia, a właśnie teraz Senjougahara poczyniła pierwszy krok ku wierze. Już wcześniej go zaakceptowała, ale to było zbyt mało. Wiara ma kluczowe znaczenie. Właśnie to Oshino miał na myśli, kiedy wspomniał o tym, że tylko sama może sobie pomóc.

Otworzyłem oczy i rozejrzałem się wkoło siebie.

W kątach płonęły świece, okno broniło ich przed atakami wiatru. Wyglądało na to, że już za moment zgasną.

Ale nie gasły.


"Jesteście gotowi?"

"Tak."

"Teraz odpowiedz na moje pytania. Jak się nazywasz?"

"Senjougahara Hitagi."

"Gdzie się uczysz?"

"W liceum Naoetsu."

"Kiedy masz urodziny?"

"Siódmego lipca."


Pytania bez znaczenia, czy jak kto woli pytania bez sensu. Jedno za drugim, każde zadane tym samym tonem.


Oshino wciąż był do niej obrócony plecami, a Senjougahara nadal stała pochylona z zamkniętymi oczami. Zrobiło się tak cicho, że słyszeliśmy swoje oddechy, niemal słyszalne stało się bicie serca.


"Twój ulubiony pisarz?"

"Yumeno Kyusaku."

"Największe niepowodzenie dzieciństwa?"

"Nie chcę o tym mówić."

"Ulubiona stara piosenka?"

"Nie słucham muzyki."

"O czym myślałaś po skończeniu podstawówki?"

"Po prostu zmieniałam szkołę. Jedną na drugą."

"Jaka była twoja pierwsza miłość?"

"Nie chcę o tym mówić."

"Jaki był najgorszy moment" - Oshino pytał wciąż tym samym tonem "w całym twoim życiu?"

"..."


Senjougahara odmówiła odpowiedzi.

Żadnego Nie chcę o tym mówić, w ogóle się nie odezwała. Wiedziałem, że to właśnie było to jedyne ważne pytanie.


"Co jest? Pytałem o twoje najboleśniejsze wspomnienie."

"Moja..."


Nie mogła dłużej milczeć ani odmówić odpowiedzi. To przez nastrój, odpowiednie przygotowania. Musiała odpowiedzieć.


"Moja matka..."

"Twoja matka?"

"Dołączyła do sekty."


I to jakiejś szczególnie pokręconej. Już mi o tym wspominała. Matka wyczyściła konto bankowe, nabrała kredytów i doprowadziła rodzinę do ruiny. Nawet po rozwodzie ojciec spędza całe dnie w pracy, żeby pozbyć się długów.

To było to najgorsze wspomnienie? Gorsze od utraty wagi?

No pewnie, że gorsze.

Ale to...


"To już wszystko?"

"Wszystko?"

"Bo to niewiele. W Japonii mamy wolność wyznania. Twoja matka miała prawo oddawać cześć, czemu tylko zapragnęła."

"..."

"Jak już mówiłem, to niewiele" - Oshino drążył temat – "Opowiedz, jak to było."

"Moja matka... wstąpiła do sekty... przeze mnie. A oni ją oszukali..."

"Co się wtedy stało?"


Wtem Senjougahara przygryzła wargę.


"Sprowadziło do domu pewnego mężczyznę."

"Mężczyznę... W jakim celu?"

"Chciał przeprowadzić rytuał oczyszczenia."

"Oczyszczenia? Oczyszczenia czego?"

"Mówił, że mnie oczyści..." - mówiła z wielkim trudem – "...i rzucił się na mnie."

"Bił cię? Czy raczej..."

"Nie, on..." - Senjougahara zmuszała się do mówienia – "On chciał mnie zgwałcić."

"Rozumiem" – stwierdził Oshino i kiwnął głową.


Te jej dziwne przewrażliwienie i nieufność, a nawet agresja. To wyjaśniałoby wszystko. W tym świetle jej reakcja na Oshino w jego kapłańskich szatach wydaje się być zrozumiała – jego prezencja przypomniał jej o sekciarzach


"Był do cna zepsutym kapłanem."

"Taki jest Buddyzm. Ale są gorsze religie. W niektórych składa się krwawe ofiary z członków rodziny. Ale powiedziałaś, że chciał cię zgwałcić. Dopiął swego?"

"Miałam pod ręką sportowe buty podkute kolcami."

"Odważnie."

"Zaczął krwawić. Wił się z bólu."

"A ty byłaś bezpieczna?"

"Byłam bezpieczna."

"To dobrze."

"Ale moja matka mi nie pomogła."

"Tylko się przyglądała..." - dodała słabym głosem – "Nawet miała do mnie pretensje."

"To już wszystko?"

"Przez to, że skrzywdziłam tego człowieka... moja matka..."

"Została ukarana" - Oshino dokończył za nią.


Nawet ja się domyśliłem, chociaż Senjougahara zdawała się to ciężko przeżywać.

"Tak" - potwierdziła posłusznie.

"Nic dziwnego. Jej córka pobiła ważnego członka organizacji."

"Stąd wszystkie nasze pieniądze... dom... kredyty... Zniszczyła naszą rodzinę, zniszczyła wszystko. I wciąż to robi."

"Gdzie jest teraz?"

"Nie mam pojęcia."

"Musisz się domyślać."

"Na pewno dalej jest z nimi."

"Wciąż wierzy."

"Nigdy się nie nauczy, nie ma w sobie wstydu."

"I to cię boli?"

"Tak."

"Dlaczego? Przecież już nie traktujesz jej jak matki."

"Nic na to nie poradzę. Może gdybym się nie opierała, to wszystko by się nie wydarzyło."


Rodzina nie popadłaby w ruinę, byliby razem.


"Naprawdę tak sądzisz?"

"Tak sądzę."

"Poważnie?"

"Tak."

"A więc to tak" - stwierdził Oshino – "Ciężkie brzemię, ale musisz je dźwigać sama. Nikt nie zrobi tego za ciebie."

"Za mnie...?"

"Przygotuj się. Rozewrzyj powieki i przejrzyj na oczy."


I wtedy...

Oshino otworzył oczy. Senjougahara zrobiła to samo.

Płomienie świec zamigotały, nasze cienie zafalowały.

Zakołysały się.

Zafalowały.


"A-aaaaauugh!" - Senjougahara krzyknęła.


Wciąż trzymała lekko pochyloną głowę, ale oczy rozwarła szeroko, jakby ze zdziwienia. Cała dygotała. Na twarz wystąpiły jej kropelki potu.

Panicznie się bała.

Senjougahara była przerażona.


"Dostrzegłaś coś ciekawego?" - zapytał Oshino.

"Tak, to jakiś... wielki krab. Widzę kraba."

"To dobrze, bo ja nic nie zauważyłem" - powiedział, po czym obrócił się w moją stronę – "A ty, Araragi-kun?"

"Nie..."


Widziałem tylko migające płomienie i mieniące się cienie. Czyli nic.


"Wcale a wcale."

"Rozumiesz?" - Oshino na powrót zwrócił się do Senjougahary – "Wcale nie widzisz kraba, co?"

"Widzę, i to całkiem wyraźnie."

"Zdaje ci się."

"Nie, on tu jest."

"No dobra..."


Podążył za jej spojrzeniem.

Jak gdyby coś tam było.

Jak gdyby ktoś tam był.


"Powinnaś coś powiedzieć."

"Powiedzieć?"


I wtedy...

Pewnie tego nie planowała, to nie było świadome działanie.

Uniosła głowę. To było dla niej zbyt wiele. Tak po prostu. Była tylko człowiekiem.

Nagle Senjougahara wystrzeliła do tyłu. Po prostu odleciała i uderzyła o tablicę na przeciwległej ścianie klasy.

I już tak została.

Nie spadła. Była jakby przyklejona, a może nawet ukrzyżowana.


"Senjougahara!"

"Miałeś ją osłaniać, Araragi-kun. Zawsze cię nie ma, kiedy jesteś potrzebny."

Oshino wyglądał na zawiedzionego. Nie wiem, czy zasłużenie, skoro sprawy potoczyły się dosłownie w mgnieniu oka.

Senjougahara wciąż przytwierdzona była do tablicy, jakby grawitacja nagle zmieniła kierunek. Na ścianie wokół niej pojawiały się pęknięcia. Jakby ktoś ją wgniatał.

Jęknęła niezdolna do krzyku.

Cierpiała.

Ale ciągle niczego nie widziałem. A ona widziała, jak coś wgniatało ją w tablicę.

Krab.

Wielki krab.

Jej brzemię.


"Patrzcie, co za niecierpliwy bóg. Nawet nie zdążyliśmy się z przyjemniaczkiem przywitać. Coś się stało?"

"Eee... Oshino..."

"Tak, wiem. Zmiana planów, nic nie poradzę. Co wy byście beze mnie zrobili?" - westchnął i jak gdyby nigdy nic zaczął powoli iść w stronę cierpiącej Senjougahary.

Potem wyciągnął rękę kilka centymetrów od jej twarzy i szarpnął.


"No dobra" - zamruczał pod nosem i mocno trzepnął czymś o podłogę. Wyglądało to jak rasowy rzut judo.


Nic nie słyszałem. Kurz z podłogi nie uniósł się nawet o milimetr. Ale Oshino rzucił nim tak mocno, jak przedtem leciała Senjougahara. Może nawet mocniej. A potem od razu na to wskoczył.

Podeptał boga.

Brutalnie.

Bez szacunku i świętokradczo. Bo ten pacyfista nie bał się żadnego boga.


"..."


Z mojego punktu widzenia wyglądało to tak, jakby Oshino odstawił jakąś szaloną pantomimę. Teraz stał na jednej nodze, doskonale utrzymując równowagę. Ale oczy Senjougahary...

To musiał być niezwykły widok. Oczy miała jak spodki.

To, co trzymało ją na ścianie, ustąpiło i Senjougahara osunęła się na podłogę. Niby nic wielkiego – w końcu nie było wysoko, a ona prawie nic nie ważyła – chociaż za sprawą zaskoczenia wylądowała bardzo niezgrabnie.


"Nic ci nie jest?" - zapytał Oshino, wlepiając spojrzenie we własną stopę. Zmrużył oczy, jakby coś mierzył albo oceniał.

"Kraby, nie ważne jak wielkie – właściwie im większe, tym lepsze – po przewróceniu na grzbiet stają się niegroźne. Gdyby ktoś pytał mnie o zdanie, ich płaskie ciała wydają się stworzone do przydeptywania. I co teraz, Araragi-kun?" - zapytał – "Jak powinniśmy to skończyć? Najłatwiej byłoby go po prostu rozgnieść."

"Rozgnieść? Ale to wszystko... Ona tylko lekko uniosła głowę..."

"I to wystarczyło. To niebezpieczna zabawa. Skoro nie pomogły prośby, musieliśmy uciec się go gróźb. Podobnie było z kocim demonem, tak samo działa rząd. Jeśli zmiażdżę kraba, problem będzie zażegnany. Jednak nie polecam takiego rozwiązania. To jak leczenie objawu, nie przyczyny. Ale w tym wypadku to może wystarczyć."

"Tylko może?"

"Bo widzisz, Araragi–kun," - Oshino wyszczerzył zęby w szyderczym uśmiechu – "ja naprawdę nie lubię krabów. Są zbyt twarde."


Wysunął nogę przed siebie i mocno się zaparł.


"Zaczekaj."


Głos należał do Senjougahary.

Wstała, masując poobijane kolana.


"Proszę, zaczekaj, Oshino-san."

"Czekać?" - zapytał, odwracając się w jej stronę.


Uśmiech wciąż nie zniknął z jego twarzy.


"Na co?"

"Sytuacja trochę mnie zaskoczyła," - powiedziała – "ale sama się tym zajmę."

"Hunh."


Nie cofnął nogi, wciąż dociskał nią kraba do podłogi.

Ale go nie zmiażdżył.


"Proszę bardzo."


I wtedy Senjougahara zrobiła coś nieprawdopodobnego. Uklęknęła, wyprostowała plecy, położyła ręce na podłodze i powoli, z wielkim szacunkiem ukłoniła się stopie Oshino. Jej głowa niemal dotknęła podłogi.

Senjougahara Hitagi z własnej woli ukorzyła się przed bóstwem.


"Wybacz" - przeprosiła – "i dziękuję" - wyraziła wdzięczność – "Ale nie możemy tego ciągnąć w nieskończoność. Tu chodzi o moje uczucia. Moje myśli. Moje wspomnienia. Muszę je odzyskać, nie chcę ich stracić."


I wreszcie...


"Błagam, oddaj mi moją wagę. Moje brzemię."


Jej ostatnie słowa były prośbą, modlitwą.


"Oddaj mi moją matkę."


Stopa Oshino z hukiem uderzyła o podłogę. Nie dlatego, że zgniótł kraba. Jego po prostu już tam nie było. Zniknął, jakby się tam nigdy nie pojawił.

Oshino Meme nie odezwał się nawet słowem. Po prostu stał w bezruchu.

Senjougahara wiedziała o zniknięciu kraba, jednak nie powstała.

Zaczęła płakać. A Araragi Koyomi jej się przyglądał.

I nabierał stuprocentowej pewności, że Senjougahara Hitagi jest rasową tsundere.

007[edit]

Małe podsumowanie.


Wszystko zaczęło mi się mieszać.

Wydawało mi się, że Senjougahara wpadła na kraba, straciła wagę i właśnie dlatego jej matka wplątała się do jakiejś dzikiej sekty. Jednak było odwrotnie – matka dołączyła do sekty na długo przed utratą wagi córki.


Powinienem się domyślić.


Może zszywacz i nożyk techniczny należą do wyposażenia przeciętnego japońskiego mieszkania, ale z podkutymi kolcami butami sprawa wygląda inaczej. Kiedy o nich wspomniała, od razu powinienem wydedukować, że podczas zajścia wciąż ćwiczyła bieganie, ergo chodziła do gimnazjum. W liceum była już zwolniona z WF-u i nie biegała, czyli nie trzymałaby pod ręką specjalnych butów.


Wychodzi na to, że matka stała się religijna, kiedy Senjougahara chodziła do piątej klasy – na długo przed czasami, o których opowiadała Hanekawa.


Wtedy była już podupadła na zdrowiu. Żadna tam hipochondria, tylko poważna choroba. Wszyscy słyszeli, że jej schorzenie jest praktycznie nieuleczalne, żaden lekarz nie dawał jej choćby cienia nadziei.


Sprawy nie wyglądały dobrze. Nic dziwnego, że matka Senjougahary szukała wsparcia, a sekciarze to wykorzystali.


To, że Senjougahara bez szwanku przeżyła wiele niebezpiecznych operacji, raczej nie miało nic wspólnego z tym dziwnym kultem, chociaż Oshino twierdzi, że nigdy nic nie wiadomo. Tak czy inaczej byłem w jej mieszkaniu i widziałem ją nago. Na plecach zauważyłem kilka śladów pooperacyjnych, ale oczywiście nie podniosłem tematu. No i to spojrzenie, kiedy zaczynała się ubierać... Trochę nie wypadałoby powiedzieć, że obnosi się z bliznami. Nawet zapytała, co sądzę o jej figurze.


W każdym razie, kiedy Senjougahara wymknęła się śmierci, jej matka jeszcze głębiej wplątała się w sektę. Wierzyła, że to właśnie ona uratowała życie córki.


Mieli ją na widelcu. Przypadek jak wiele innych.


Ale Senjougahara jeszcze wciąż miała rodzinę. Nie wiem nic o wierzeniach tego kultu, ale chyba nie było to sprzeczne z zasadami. Ojciec sporo zarabiał, nikomu na nic nie brakowało. Ale po roku matce totalnie odwaliło. Wtedy Senjougahara przestała się do niej odzywać.


Senjougahara skończyła podstawówkę, a o tym, jaka była w gimnazjum, opowiadała mi Henekawa.


Pewnie stąd się to wzięło.

Była nadludzko sprawna.

Zmuszała się do perfekcji, żeby pokazać matce, że nie potrzebuje do tego żadnej religii.

Bez zbędnych słów.


Naturalnie uprawianie sportu nie sprawiało jej przyjemności. W końcu była poważnie chora, ale i uparta. Niestety to tylko pogorszył sprawę. Im bardziej się starała, im bliższa była perfekcji, tym mocniej utwierdzała matkę w przekonaniu, że to wszystko działo się za przyczyną duchowego wsparcia sekty. Aż w końcu...


W trzeciej klasie gimnazjum, niemalże w przededniu ukończenia szkoły, matka Senjougahary była już tak omotana, że ofiarowała córkę jednemu z kapłanów. Pewnie nawet uważała, że robi to dla jej dobra. Ale Senjougahara walczyła. Wbiła w głowę oprawcy najeżoną kolcami podeszwę buta do biegania. Tym samym... doprowadziła do rozpadu rodziny.

Kompletnie ją zrujnowała.

Nic jej już nie zostało. Dom i pieniądze pochłonęły długi. Powiedziała, że sprawa rozwodowa zakończyła się rok temu. Kiedy zaczynała liceum, właśnie wprowadzała się z ojcem do malutkiego mieszkanka. Było już po wszystkim.

I wtedy...

Na wakacjach dzielących gimnazjum i liceum...

...spotkała kraba.


"W zasadzie Krab Ciężkości jest jakby bogiem" – wyjaśniał Oshino – "Nazywają go też Krabem Ciężkiego Serca. Nakłada kajdany na nasze emocje. Utrata wagi to jakby pozbycie się cząstki siebie. A ludzie często starają się wyzbyć swoich traumatycznych przeżyć. Wiesz, jak w telewizji. W tym wypadku krab po prostu odebrał niewieście to, co ją naprawdę trapiło."


Innymi słowy, to spotkanie było w istocie odcięciem się od matki.

Senjougahara przestała myśleć o tym, jak własna matka ofiarowała ją kapłanowi. O tym, że jej nie pomogła. O tym, że zniszczyła rodzinę. O tym, jak mogła na to pozwolić.

Przestało ją to obchodzić.

Pozbyła się tego razem z wagą.

Wyzbyła się emocji.

Potrzebowała chwili wytchnienia.


"Zasady są proste, coś za coś. Kraby mają gruby pancerz, no nie? Tak to przynajmniej wygląda. To, co dla nich najważniejsze, chronią egzoszkieletem. Dobrze się bronią. Niełatwo je dopaść."


Oshino zawarł w tym monologu ogromną niechęć do skorupiaków.


"Te same kanji opisują kraba i robala. Albo każde stworzenie żyjące w dwóch środowiskach. Ale spośród nich tylko kraby mają takie wielkie szczypce."


No tak...

Senjougahara pozbyła się ogromnego ciężaru, straciła wagę i uczucia. Przedtem zżerało ją cierpienie i niebywała udręka. A ona to po prostu odrzuciła.

Życie stało się prostsze. Naprawdę. Ale podobnie jak w historii o chłopcu, który sprzedał swój cień, nie było dnia, w którym by tego nie żałowała.

Nie dlatego, że nie potrafiła się dogadać z ludźmi.

Nie dlatego, że straciła wszystko.

Po prostu żałowała utraty uczuć.

No i tych pięciu oszustów.

Żaden nie miał nic wspólnego z sektą, ale Oshino stwierdził, że i tak nie warto im ufać. Jednak wtedy Senjougahara o tym nie wiedziała. Odsłoniła się przed nimi, czego potem bardzo żałowała. I całe dni spędzała w szpitalu.


Myliłem się, w niczym nie miałem racji. Nawet po utracie wagi Senjougahara...

...nie poddała się.

...nie dawała za wygraną.


"Nie zrobiła nic złego. Sam fakt, że dzieje się coś niedobrego, nie oznacza, że koniecznie musisz się z tym mierzyć. Walka sama w sobie nie przynosi ulgi. Ucieczka często jest najlepszym wyjściem. Zwłaszcza kiedy matka porzuciła ją i wybrała religię. Ciągłe zamartwianie się niczego by nie zmieniło. Nie poradziłaby sobie z tym ciężarem. Nawet jeśli, nie oznaczałoby to, że matka nagle wróciłaby do domu i rodzina znów byłaby w komplecie."


Nic by to nie zmieniło.

Oshino nie chciał być złośliwy ani sarkastyczny.


"Krab Ciężaru odebrał ci wagę, wspomnienia i osobowość. Ale nie tak jak wampir ani kot. Młoda dama sama tego chciała, jej życzeniu stało się zadość. Uczciwy interes. Bóg wciąż kręcił się wokoł niej, a ona tak naprawdę niczego nie straciła. Ale..."


Ale...

Mimo wszystko...

Senjougahara Hitagi chciała anulować kontrakt.

Chciała wszystko odzyskać.

Wszystkie uczucia skierowane ku matce.

Wszystkie wspomnienia i ból.


Prawdę mówiąc, nie wiem, co chciała przez to osiągnąć. Oshino twierdził, że to na nic, matka i tak nie wróci. Senjougahara dobrowolnie narażała się na cierpienie.


"Nic się nie zmieniło" – powiedziała Senjougahara.


Miała zaczerwienione i napuchnięte oczy.


"Ale jest jeden plus. Znalazłam dobrego przyjaciela."

"Kogo?"

"Ciebie."


Chciałem coś odpowiedzieć, ale powstrzymałem się. Zaskoczył mnie sposób, w jaki to powiedziała. Tak zwyczajnie, bezpośrednio i bez cienia zażenowania.


"Dzięki, Araragi-kun. Jestem ci naprawdę wdzięczna. Przepraszam za te wszystko co zrobiłam albo powiedziałam. Naprawdę chciałabym kontynuować tę znajomość."


Zaskoczyła mnie. W głębi serca... poczułem się jakoś dziwnie.

Obiecaliśmy sobie wyjść razem na kraba.

Ale z tym musieliśmy zaczekać na zimę.

008[edit]

Kolejny dzień i od razu puenta.


Jak co ranek moje siostry, Karen i Tsukihi, maltretowały mnie, żebym się obudził. Wydawało się to ponad moje siły, ale zmusiłem się do opuszczenia łóżka. Było trudniej niż zwykle. Bolały mnie mięśnie, czułem się, jakbym miał gorączkę. Ale przecież nie było tak jak z Hanekawą - nie musiałem walczyć ani nigdzie biegać. Nie przypominałem sobie żadnego wzmożonego wysiłku, jednak każdy kolejny krok stawał się trudniejszy. Zszedłem po schodach, właściwie mało co z nich nie zleciałem. Nie miałem kłopotów z zebraniem myśli, poza tym to nie sezon na grypę, więc o co chodziło?


Kiedy tak nad tym rozmyślałem, w mojej głowie zrodziła się pewna absurdalna myśl.


Wszedłem do łazienki.

Stanąłem na wadze.

Powinienem ważyć jakieś 55 kilo.

Jednak waga wskazywała 100.


- Że jak?


No tak.

Bogowie zmienni są...