Difference between revisions of "Zero no Tsukaima wersja polska Tom 2 Rozdział 2"

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search
m (Undo revision 500788 by XPikacz (talk))
Line 1: Line 1:
 
===Rozdział drugi: ''Smutek Jej Królewskiej Mości''===
 
===Rozdział drugi: ''Smutek Jej Królewskiej Mości''===
   
  +
Poranek.
Rozdział 1: Wakacje w Rzymie.
 
  +
<br />
 
  +
Klasowi koledzy Loiuse zrobili wielkie oczy, gdy weszła do klasy, pewnie dlatego, że ciągnęła za sobą łańcuch, na końcu którego uczepiony był ciężko pobity Saito. Twarz Loiuse emanowała ekstremalnie niebezpieczną aurą, a jej piękne brwi wykrzywione były złością.
==Część 1==
 
  +
Zmierzwiła włosy. <br />
 
  +
- Wow, Louise. Co tutaj przytargałaś?! - Montmorency Fragrance, przesadnie demonstrując zdziwienie. <br />
 
  +
- Mojego Chowańca<br/>
Tajemniczym było, że nawet odcień nieba ulegał subtelnej zmianie zależnie od kraju.
 
  +
- W porządku... Jak się mu tak przyjrzeć z bliska, to rzeczywiście on. - Montmorency przytaknęła. Jednak ogromny siniak i zakrzepła krew na twarzy, sprawiała że tylko nieliczni rozpoznawali w nim Saito. Jego głowa, wraz z nadgarstkami zakuta była w dyby. Spojrzał na zablokowane nadgarstki i został przeciągnięty jak worek śmieci. <br />
 
  +
- Co on zrobił? <br />
Obecne niebo, na które Kusanagi Godou spoglądał przez okna lotniska nie miało rozmytej głębi japońskiego błękitnego nieba. Niebo łacińskich krajów aż po horyzont było niezwykle jasnoniebieskie.
 
  +
- Miał czelność wpełznąć do mojego łóżka. <br />
 
  +
- Och! - Montmorency zareagowała zbyt emfatycznie, strzępiąc pięknie zakręconą fryzurą. - Wulgarne! Och, wchodzenie do czyjegoś łóżka jest takie... Och! Brudne! Nieczyste! Bardzo nieczyste! - Przygryzła kawałek chusteczki, kiedy mówiła o reputacji, przodkach i tak dalej. Mierzwiąc swoje czerwone włosy, Kirche weszła do klasy gapiąc się na Louise. <br />
Przenosząc swoje spojrzenie z powrotem przed siebie spostrzegł tłum różnych ludzi różnej narodowości.
 
  +
- To musi być twój sposób uwodzenia, prawda Louise? Sprośnie, doprawdy sprośnie Louise, uwodzisz Saito jak zwyczajna dziewka, czyż nie? <br />
 
  +
- I kto tu jest niby sprośny? Nie ma mowy, abym go uwodziła! <br />
Była to scena rzadko spotykana w Japonii.
 
  +
- Rany... być rannym przez to... biedaczek... pozwól, że cię uleczę. - Kirche przytuliła głowę Saito. Jej ogromne piersi prawie go udusiły, może go nie uzdrowiły, ale czuł się jak w siódmym niebie. <br />
 
  +
- Ej, ej, ej... <br />
… Lotnisko Fiumicino.
 
  +
- Czy wszystko w porządku? Gdzie cię boli? Uleczę cię zaklęciem <br />
 
  +
- Leż spokojnie. Nie możesz używać zaklęć leczniczych , prawda? Twoje runiczne imię to „Ciepło” jak udar cieplny. Zwolnij nieco - powiedziała Louise z oburzeniem. <br />
Zwane również lotniskiem Leonarda da Vinci. Było to narodowe lotnisko w stolicy Włoch, Rzymie.
 
  +
-Jest żarliwy. Żar-liwy. Nigdy bym nie pomyślała, że twoja pamięć to również Zero. - Kirche spojrzała na klatkę piersiową Louise -Widzisz. Twój przydomek „Zero” nie jest tylko o twoich piersiach i magii! <br />
 
  +
Twarz Louise momentalnie poczerwieniała. Mimo to, zaśmiała się chłodno, zagryzając wargi. <br />
A powodem jego przybycia tu nie była szkolna wycieczka. Więc w tej chwili Godou był jedynym japońskim licealistą w okolicy.
 
  +
- Dlaczego mam przejmować się słowami kobiety, która nieustannie chwali się piersiami? Myślisz że wszystkie kobiety przejmują się rozmiarem swoich piersi? Masz naprawdę pomieszany tok myślenia. Twój mózg musi być pusty albo coś... wszystkie składniki odżywcze idą w twoje p-piersi... twój mózg m-musi być p-pu-pusty... <br />
 
  +
Mimo że, próbowała zachować spokój, głos jej zamarł. Zrozumiała, że przyjęła bardzo osobistą ofensywę. <br />
– Nawet jeśli nie absolutnie nie zamierzałem wracać tu po kolejnym pół roku…
 
  +
-Twój głos drży, Vallière - Kirche delikatnie podtrzymywała Saito, jego ciało nadal było pokryte siniakami i ranami. Kirche przyłożyła głowę to jego klatki - Och, skarbie, czy myślisz ze piersiasta Kirch jest głupia? <br />
 
  +
-N-nie... j-jesteś bardzo inteligentna!-Saito prowadzony ekstazą, szamotał swoją głową pomiędzy piersiami Kirche.<br />
Mamrotał Godou, kiedy oglądał olbrzymi ruch spieszący przez terminal lotniska.
 
  +
Brew Louise podniosła się i pociągnęła pełną siłą łańcuch który trzymała w ręku. <br />
 
  +
- Chodź tu! - Zablokowana głowa Saito, nadgarstki i całe ciało ciężko uderzyło o ziemie. Louise stanęła nad nim i powiedziała chłodnym głosem. - Kto pozwolił ci rozmawiać z ludźmi? Możesz mówić tylko „hau”, psie. <br />
Po spędzeniu dwunastu godzin w trzęsącym samolocie w końcu dotarł do tego południowego kraju. Ze względu na wyczerpanie siedzeniem w samolocie i zmianę strefy czasowej czuł się bardzo słabo.
 
  +
- Hau, tak pani - Saito odpowiedział cicho. <br />
 
  +
- Głupi pies. Zrób to znowu. Co mówisz gdy chcesz powiedzieć „tak”? <br />
– To nie pierwszy ani drugi raz, ale ta dziewczyna naprawdę nie dba o sytuacje innych.
 
  +
- Hau. <br />
 
  +
- Dokładnie. Mówisz „hau” raz. Co mówisz gdy chcesz powiedzieć „Zrozumiałem, mistrzu?”. <br>
Ziewając próbował odnaleźć w tłumie znajomo wyglądającą twarz.
 
  +
- Hau, hau! <br />
 
  +
- Dokładnie. Mówisz „hau” dwa razy. Co jeżeli „Idę do łazienki”? <br />
Cel jego poszukiwań nie powinien być trudny do znalezienia.
 
  +
- Hau, hau, hau! <br />
 
  +
- Brawo! Mówisz „hau” trzy razy. To doskonałe słownictwo dla takiego głupiego psa, więc nie musisz mówić nic innego. <br />
Jej jasne blond włosy były podobne do olśniewającej korony. Jej piękno przewyższało wszystkie dziewczyny, jakie pamiętał Godou. A na dodatek fakt, że oczywiście wszyscy patrzyliby na nią mającą inną niż wszyscy postawę…
 
  +
- ... Hau. <br />
 
  +
- Szczekanie jest równie słodkie! – Powiedziała Kirche, pieszcząc podbródek Saita. - Awww... możesz przyjść do mojego łóżka dzisiaj w nocy? Jak będzie? Mogę szczekając wylizać tyle miejsc ile będziesz chciał! <br />
Jeśli byłaby w pobliżu, to natychmiast by ją rozpoznał.
 
  +
Saito nagle wstał na kolana, pokazał ogon, który przyczepiła mu Louise, a był zrobiony z miotły. Były również uszy zrobione z łachmanów. <br />
 
  +
- Hau! Hau! Hau, hau! <br />
Ale ta, której szukał - Erica Blandelli - nie pojawiła się.
 
  +
Louise dyskretnie ale z wielką siłą pociągła łańcuch <br />
 
  +
- Ty mały... <br />
Od ludzi noszących służbowe garnitury po ordynarnych klientów dźwigających torby wyraźnie grupy turystów, że wszystkich stron był otoczony przez ludzi, ale wciąż nie mógł dostrzec Eriki.
 
  +
I ze złością stanęła nad nim. <br />
 
  +
- Czy nie powiedziałem „hau”, kiedy chciałem się porozumieć!? - Saito miał dość, wstał z miną „lepiej dać mi nauczkę” i spojrzał Louise prosto w twarz. Pociągnęła za łańcuch u jego stóp, a ten zwalił się z łoskotem. <br />
…Mówi się, że wszyscy Włosi mniej lub bardziej mają zły zwyczaj spóźniania się.
 
  +
-Masz zupełnie podobną pasję co psy. Nie tylko machasz ogonem na dziewczynę Zerbst’ów, ale również atakujesz swoją mistrzynię. Nikczemny. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo nieodpowiednio. - Louise wyciągnęła pejcz z plecaka i zaczęła bić nim energicznie Saito. <br />
 
  +
- Auć! Przestań! Przestań! P-R-Z-E-S-T-A-Ń!- Jego ciało było unieruchomione, a Saito mógł jedynie tarzać się na ziemi! <br />
Ale nie w przypadku Eriki, jej zwyczaj spóźniania się nie był spowodowany pochodzeniem, ale zwykłym wynikiem jej lenistwa.
 
  +
-Auć? To nie jest „hau”? To jest „hau”! Czy nie wszystkie psy mówią „hau”? <br />
 
  +
Odgłosy chłosty rozlegały się po sali wykładowej. Włosy Louise latały dookoła kiedy biczowała Saito, który rozpaczliwie próbował uciec. Saito robił płaczliwe „hau” kiedy tylko poczuł ból. Nikt wtedy by nie pomyślał, że Saito jest Legendarnym Chowańcem. <br />
Znając ją kilka miesięcy Godou był już tego pewien.
 
  +
[[Image:ZnT02-039.jpg|thumb]]
 
  +
Uczniowie w sali przyglądali się tej żenującej scenie, zastanawiając się: „Czy ten Chowaniec rzeczywiście pokonał Guiche? Czy naprawdę pojmał zbrodniarkę Fouquet?” <br />
Ponadto Erica Blandelli nie była po prostu leniwa. Poza byciem skoncentrowaną na sobie ciągłe manipulowanie innymi dla własnej wygody uczyniło ją bardzo samolubną kobietę.
 
  +
TRZASK! TRZASK!<br />
 
  +
Studenci w milczeniu przyglądali się jak Loiuse biła Saito. Gdy tylko spostrzegła, że wszyscy przypatrują się scenie, jej twarz pokryła się pąsem. Szybko odrzuciła swój bicz i założyła ręce. <br />
Na przykład dzień wcześniej niespodziewanie, kiedy otrzymał niespodziewany telefon.
 
  +
- K-Koniec kary! <br />
 
  +
„Rozumiemy, że go karała, ale rety…” - przerażeni tą sceną, uczniowie powoli się rozchodzili. <br />
– Słuchaj, byłoby bardzo wygodne, gdybyś mógł natychmiast do mnie przybyć. Taka jest sytuacja, więc przygotuj się by złapać pierwszy jutrzejszy samolot. Powitam cię na lotnisku.
 
  +
- Czy nie jesteś jedną z tych gorących, Vallière?- powiedziała znudzona Kirche <br />
 
  +
Louise spojrzała na nią z grymasem na twarzy. Saito z wycieczenia spowodowanego bólem, leżał omdlały na ziemi. Drzwi się otworzyły i wszedł Profesor Kaita. Uczniowie zajęli miejsca na krzesłach. Profesor był jednym z tych którzy zrugali Profesor Chevreuse, która poczuła się śpiąca na straży podczas wydarzenia z Fouquet. Osman powiedział mi, że „Bardzo łatwo cię rozzłościć.”. Długie, ciemne włosy i ciemna peleryna tworzyła wrażenie nieprzyjaznego i niekomfortowego człowieka. Mimo że był młody, jego nieuprzejme maniery i chłodne spojrzenie budowały złą reputacje wśród uczniów. <br />
Było to jej przywitanie.
 
  +
- Zacznijmy lekcje. Jak wszyscy wiedzą, moje runiczne imię brzmi „gust”. - Został otoczony różnokolorowymi gwiazdami, usatysfakcjonowany kontynuował. <br />
 
  +
- Zerbst, czy wiesz jaki jest najsilniejszy element? <br />
Był to koniec maja, popołudnie w weekend. Odebrał telefon w piątek po 16.
 
  +
- Czy to nie jest „otchłań”? <br />
 
  +
- Nie pytam cię o legendy. Chcę czegoś rzeczywistego. <br />
– O co chodzi z „taką sytuacją” z którą wyskoczyłaś? Nie mam obowiązku liczyć się z twoja sytuacją. Poza tym mam swoje własne plany, więc znajdź kogoś innego.
 
  +
Wtedy Kirche ufnie odpowiedziała. <br />
 
  +
- Wtedy to jest element ognia, profesorze. - Powiedziała z nieodpartym uśmiechem. <br />
Co ona sobie myślała dzwoniąc tak nagle do niego, ta kobieta…
 
  +
- Oh? Dlaczego tak uważasz? <br />
 
  +
- Gorąco i pasja może spalić wszystko i nic, więc czego jeszcze trzeba na dowód? <br />
Godou odpowiedział chłodno wychodząc ze szkoły.
 
  +
- Obawiam się, że tak nie jest. - Kaita położył ręce na biodrach. – Spróbujmy, zaatakuj mnie twoim najsilniejszym ognistym atakiem. <br />
 
  +
Kirche się zdziwiła. „Co ten nauczyciel wyprawia?” <br />
– „Ponieważ bardzo za tobą tęsknię”, byłoby oczywistą odpowiedzią, no nie? Ty również musisz mnie tak bardzo kochać, że nie możesz tego znieść, więc czy nie jest to po prostu wspaniałe rozwiązanie?
 
  +
-Na co czekasz? Chyba kazałem ci rzucić na mnie najlepsze ogniste zaklęcie, prawda? - kontynuował Kaita. - Nie zdołasz mnie poparzyć. <br />
 
  +
- Nie ma problemu. Przyjmij moje najlepsze uderzenie. Ognistoczerwone włosy rodziny Zerbst'ów nie są tylko na pokaz. <br />
– Nie, nieszczególnie za tobą tęsknię. Skończ z tymi wymysłami o moich uczuciach… W każdym razie ostatnio widziałem cię dwa tygodnie temu, to nawet nie pół miesiąca, a dla dwójki ludzi mieszkająco odpowiednio w Tokio i Milanie niemożliwe jest by tak często się widywali.
 
  +
Kirche spoważniała nagle. Wyciągnęła różdżkę spomiędzy piersi, na końcówkach jej płomienno-purpurowych, długich włosów zatańczyły płomyki. Wykonała gest dłonią i na końcu różdżki pojawiła się mała kula ognia. W trakcie inkantacji zaklęcia, kula ognia powiększała się i w rezultacie płomienie były wielkie na metr. Uczniowie schowali się pod stolikami w panice. Jej ręka wykonała ruch przed piersią i wystrzeliła kulę ognia. Kaita nawet się nie poruszył. Uniósł różdżkę i stworzył szybującą falę kształtującą się w coś na wzór roztańczonych mieczy. Nagle powstała wichura, która z łatwością rozwiała ogromną kulę ognia. Impet zaklęcia przewrócił Kirche, stojącą na drugim końcu pomieszczenia. <br />
 
  +
-Wszyscy posłuchajcie. Powiem wam dlaczego element wiatru jest silniejszy. To proste. Wiatr może rozwiać wszystko. Ogień, Woda i Ziemia nie mogą znaleźć oparcia kiedy spotykają się z wystarczająco silnym wiatrem. - Kaita fertycznie powiedział. - Niefortunnie, nie mogę tego przetestować, ale prawdopodobnie Otchłań też nie miałaby szans. To jest właśnie potęga elementu wiatru. <br />
Skarżył się z taką obojętnością, jaką tylko mógł.
 
  +
Kirche wstała niezadowolona i założyła ręce. Kaita kontynuował:
 
  +
- Niewidoczny wiatr jest w stanie stworzyć tarczę mogącą ochronić wszystkich i jeżeli zajdzie taka potrzeba, lance aby rozproszyć wrogów. I jeszcze jeden powód dlaczego wiatr jest najsilniejszy... - Podniósł różdżkę „YOBIKISUTA DERU WIND...” i zaczął inkantować zaklęcie. <br />
Przywykł już do skandalicznego zachowania tej kobiety. Lecz nie mógł pozwolić sobie na tańczenie jak mu zagra.
 
  +
Jednakże, w tym momencie drzwi do klasy otwarły się i wszedł zdenerwowany Colbert. Był dziwnie ubrany, na głowie miał ogromną złotą perukę. Dodatkowo jego ubranie miało dużo intrygujących dekoracji. ''Dlaczego on się tak wystroił?'' – wszyscy się zastanawiali. <br />
 
  +
- Profesorze Colbert? - Kaita uniósł brwi. <br />
– Tak, tak, to naturalne po braku możliwości spotkania się przez połowę miesiąca, biedny Godou. Czas spędzony z dala od ukochanej powoduje u niektórych niepokój i obawy, co jest czymś, z czym mogę aż za dobrze sympatyzować…
 
  +
- Ach! Przepraszam za najście, Profesorze Kaita. <br />
 
  +
- Jesteśmy w trakcie lekcji. - Oznajmił Kaita, patrząc na Colberta.
Jeśli o to chodzi to mam parę pomysłów na poprawę sytuacji, proszę bądź cierpliwy. Zatem co do jutrzejszych planów…
 
  +
- Dzisiejsze lekcje są odwołane. - Poinformował Colbert. Uśmiechy pojawiły się na twarzach uczniów. Colbert znowu przemówił: <br />
 
  +
- Mam wam coś do powiedzenia. <br />
Beż względu na innych, Erica kontynuowała rozmowę.
 
  +
Colbert przesadnie przechylił głowę do tyłu, przez co jego peruka opadła. Wtedy ponura atmosfera jaką stworzył Kaita zniknęła i wszyscy zaczęli się śmiać. Tabitha, która siedziała z przodu, spojrzała na jego głowę i niespodziewanie rzekła: <br />
 
  +
- Lśniąca. <br />
Zgodnie z oczekiwaniami po kobiecie z jedenastoma latami w egocentrycznym zachowaniu, w ogóle nie interesowała się moją sytuacją.
 
  +
Rozległy się jeszcze głośniejsze śmiechy. Kirche śmiała się kiedy Tabitha wzruszyła ramionami. <br />
 
  +
- Naprawdę potrafisz mówić! <br />
– Nie mów nic więcej, Erica, tu się kończy ta rozmowa. Jeśli zależy ci na wyjaśnieniu tego jasno i powoli, od początku do końca to cię wysłucham, w przeciwnym wypadku rozłączę się.
 
  +
Colbert poróżowiał i głośno krzyknął: <br />
 
  +
- CISZA! Tylko plebs się tak śmieje! Szlachta tylko chichocze i opuszcza głowę kiedy usłyszy coś zabawnego! Inaczej inni szlachcice zakwestionują nasze rezultaty wychowawcze! <br />
– Właśnie tego się po tobie spodziewałam. Odrzuciłeś zaproszenie nawet, jeśli było ode mnie. Jesteś jedynym, który nie chwyciłby przynęty… cóż, nie umawiałam się jeszcze z nikim, ale nie powinnam się mylić.
 
  +
W klasie zrobiło się cicho jak makiem zasiał. <br />
 
  +
- W porządku. Słuchajcie wszyscy, dzisiaj jest jeden z najważniejszych dni Akademii Magii Tristain. Są to urodziny wielkiego Brimira Założyciela, bardzo ważny dzień! <br />
Erica odpowiedziała głosem pełnym zachwytu.
 
  +
Colbert się wyprostował i założył ręce za siebie <br />
 
  +
- Jest bardzo prawdopodobne, że córka Jej Wysokości, piękny kwiat którym my Tristainczycy możemy
Godou nie mógł się powstrzymać przed skrzywieniem się, chociaż wiedział, że Erica mówiła to celowo.
 
  +
się chwalić - Księżniczka Henrietta może do nas przyjechać w drodze powrotnej z Germianii. <br />
 
  +
Gwizdów i oklasków nie było końca.<br />
Jej postawa jak zwykle była zła… choć znając jej demoniczną naturę to liczba mężczyzn, których odrzuciła musi być dość duża.
 
  +
- Dlatego, nie możemy sobie pozwolić na leniuchowanie. To bardzo nagłe wieści, więc rozpoczęliśmy przygotowania do przyjęcia jej z należytymi honorami. W związku z tym, dzisiejsze zajęcia są odwołane. Wszyscy studenci są proszeni o założenie swoich szat wyjściowych i ustawienia się przy wejściu głównym. - Uczniowie z niepokojem skinęli głową na znak zgody. Colbert surowo skinął na odchodnym i głośno zakomunikował. - To jest doskonała okoliczność do pokazania Jej Wysokości jak wygląda prawdziwa szlachta. Każdy musi pokazać się z jak najlepszej strony Jej Wysokości! Rozejść się! <br />
 
  +
<br />
– Zatem zamierzam powiedzieć to jeszcze raz. Kusanagi Godou, mam nadzieję, że bezzwłocznie przybędziesz do Włoch. Potrzebuję twojej pomocy. Prawdopodobnie trudno byłoby mi załatwić to tylko przy użyciu mojej mocy, więc proszę byś poważnie to rozważył. Ja, Erica Blandelli, przysięgam na swój honor, że nie kłamię.
 
  +
***<br />
 
  +
<br />
Nagle stała się poważna w odniesieniu do tego.
 
 
Ponadto użyła swojego „honoru”. Przysięgając na to bez względu na wszystko nie skłamałaby. Dlatego że dla Erica Blandelli honor był ważniejszy niż cokolwiek innego.
 
 
…Nic się na to nie poradzi, westchnął Godou.
 
 
Mimo że Erica rzeczywiście była kapryśną osobą, kimś niedbającym o opinię innych ludzi, kimś, kto lubi pogrywać sobie z ludźmi i ma demoniczną osobowość, to wciąż była dobroczyńcą, który uratował mu wiele razy życie.
 
 
Ponieważ powiedziała już tak wiele, nie miał innego wyboru niż się zgodzić.
 
 
– …Rozumiem. Zrobię jak mówisz, więc nie zapomnij mnie odebrać.
 
 
– Twoja odpowiedź naprawdę mnie uszczęśliwia, niech Pan błogosławi twojego rycerskiego ducha.
 
 
– Zatem co powinienem zrobić? Sądzę, że już wiesz, ale wciąż chcę potwierdzić, że nie pomogę ci w żadnych podejrzanych interesach.
 
 
– Oczywiście, wystarczy tylko, że będziesz się zachowywał jak król i jak król walczył. Co do reszty, to możesz mi zaufać… tak myślę; to wspaniale, że tym razem nie muszę polegać na swojej karcie atutowej. Źle bym się czuła po jej użyciu.
 
 
– Karcie atutowej?
 
 
Po usłyszeniu wypowiedzianych przez Erikę niebezpiecznych słów, Godou był zaskoczony.
 
 
– Masz rację, ponieważ sądzę, że ty, Godou, masz obowiązek spełnić wszystkie moje prośby, nie zgadzasz się?
 
 
– Zgadzam czy nie, nie bądź śmieszna, dlaczego miałby spełnić wszystkie twoje prośby skoro jestem tylko przyjacielem…
 
 
– …chociaż już…
 
 
Wyszeptała Erica.
 
 
Był to szept diabła mogącego pomóc, lecz cieszącego się pogrywaniem sobie z ludźmi. Godou odruchowo chciał uciec.
 
 
– Chociaż odebrałeś mi już moją czystość, ty nikczemniku. Zapomniałeś o naszej namiętnej nocy na Sycylii?
 
 
– T-to było coś, do czego zmusiły nas okoliczności, był to po prostu wynik naszych wspólnych interesów. To nie tak, że chciałem to zrobić…
 
 
– Tak, to prawda, pragnąc tego z głębi serca oddałam ci swoją czystość. I zaraz potem stałeś się wobec mnie oziębły… sądziłeś, że nie ma potrzeby karmienia rybki po jej złapaniu, no nie?
 
 
Chociaż ciągle się skarżyła, to Erica brzmiała naprawdę wesoło.
 
 
Ty demonie! Godou po cichu ją przeklną.
 
 
– Nie mów czegoś, co łatwo może być źle zrozumiane, wygląda to jakbyśmy mieli jakiś tajny związek! Jeśli ktoś to usłyszy to z pewnością źle nas zrozumie!
 
 
– Ale to jest sekretny związek! Nawet potem nasze usta w kółko się spotykały, nasze ciała górą do siebie…
 
 
– Dlatego prosiłem cię byś przestała mówić to tak dwuznacznie!
 
 
– W porządku, odpowiedz mi na to: jeśli zdarzy mi się powiedzieć twojej słodkiej siostrze o tym, co miało miejsce między nami, to jak myślisz, co się stanie?
 
 
Godou zrozumiał, że już przegrał.
 
 
Mimo że to, co powiedziała Erica było mocno podkoloryzowane, była to jednak prawda. A Godou nie chciałby rozmowna Shizuka się o tym dowiedziała. Jeśli by się tak stało, to miałby problem.
 
 
W tym momencie Erica na pewno śmiała się w pobliżu odległego morza obcego kraju.
 
 
Myśli Godou stworzyły bardzo wyraźny obraz wspaniałej dziewczyny triumfalnie uśmiechającej się w pewien siebie sposób.
 
 
– N-naprwdę nie chcesz tego użyć by mnie szantażować, prawda?
 
 
– Nie martw się, jeśli okażesz swoją szczerość, to na pewno nie sprawię twojej młodszej siostrze żadnych problemów. Przysięgam na swój honor.
 
 
– Nie przysięgaj na swój honor dla czegoś takiego! Czy nikczemne sprawy jak szantażowanie nie są przeciwieństwem honoru?
 
 
I tak po prostu wybrał się do Włoch.
 
 
Godou, który wrócił do domu by spakować bagaż, bez wahania otworzył skrzynkę pocztową.
 
 
…Rzeczywiście, list przyszedł pocztą lotniczą.
 
 
Nadawcą była Erica Blandelli.
 
 
List zawierał bilet lotniczy z lotniska Narita do Rzymu.
 
 
Ten list nie został wysłany normalnie. Mógł to stwierdzić, ponieważ nie było na nim żadnych stempli.
 
 
Jeśli nie wysłała tego Eriki wątpliwa filia rycerskiego korpusu w Tokio, to zostało to wysłane w bardziej nienormalny sposób… musiało to być coś w rodzaju magii, wysłany prosto, z Milanu, Włoch. Nie było, co do tego wątpliwości.
 
 
– Przepraszam, jesteś…
 
 
Godou, który nie mógł znaleźć Eriki, rozmyślanie w milczeniu przerwało kilka japońskich słów.
 
 
Nie tylko płynna wymowa, ale również bardzo precyzyjna.
 
 
– Czarne włosy, czarne oczy, około 180 cm wzrostu; choć nie wygląda źle, to są wady, więc minus dwadzieścia punktów za twarz… Kusanagi Godou-san, prawda?
 
 
Osobą, która to powiedziała była brunetką, około dwa lub trzy lata starsza od Godou.
 
 
– Nazywam się Arianna Hayama Arialdi i na polecenie Eriki-sama mam cię odebrać. Proszę zadbaj o mnie.
 
 
– Proszę zadbaj o mnie… przepraszam, ale ta obraźliwa uwaga z przed chwili była od Eriki, prawda?
 
 
– Tak. Zatem to jednak ty. Dzięki Bogu.
 
 
Arianna-san wydawała się nie przejawiać żadnej złej woli.
 
 
Trochę ponad 160 cm wzrostu i z ciepłym uśmiechem, nie różniła się zbytnio od zwykłej japońskiej dziewczyny. Była również bardzo ładna ze względu na pełną wdzięku aurę, która ją otaczała.
 
 
Wyglądała tak niewinnie, że nie do pomyślenia było, że w jakikolwiek sposób jest powiązana z Eriką.
 
 
A może tylko wygląda na taką, która by nie skrzywdziła muchy, podczas gdy naprawdę posiada niezrównaną siłę niczym bestia kryjąca swe kły?
 
 
– Może się tego domyśliłeś na podstawie mojego nazwiska, ale mój dziadek urodził się w Japonii. Dlatego też zlecono mi udzielenie ci wsparcia. Proszę mów mi Anna. Wszyscy przyjaciele mi tak mówią.
 
 
– Zatem mów mi po prostu Godou. Choć nie wszyscy przyjaciele tak się do mnie zwracają, to przynajmniej Erica tak robi.
 
 
– Rozumiem, Godou-san.
 
 
Anna uśmiechnęła się beztrosko.
 
 
Niczym lilia chwiejąca się pod naporem wiatru, jej wygląd był przepiękny.
 
 
Jednak, jeśli zwraca się do Eriki z przyrostkiem „-sama”, to musi być członkiem grupy niepotrafiącej odróżnić epok i nadal nazywali siebie magami i rycerzami.
 
 
– Nie wyglądasz jak jeden z towarzyszy Eriki; wyglądasz bardziej jak zwykły człowiek.
 
 
– …Ach, więc ty też tak myślisz? Dlatego że nie posiadam żadnych zdolności, to wciąż jestem praktykantką. Na szczęście znalazłam się pod opieką Eriki-samy, a ona uczyniła mnie swoja bezpośrednią podwładną.
 
 
Anna-san w rzeczy samej wygląda bardzo młodo i normalnie. Nic w niej nie wydawało się nadzwyczajne.
 
 
Powiedziała, że wciąż jest praktykantką, a Godou mógł się z tym w pełni zgodzić.
 
 
– Ale bycie jej bezpośrednią podwładną… brzmi dość trudno. Czy to nie jest niebezpieczne?
 
 
– Ach, nie, dbam tylko o jej codzienne życie, więc nie jest to niebezpieczne, a Erica-sama jest bardzo silna, więc zawsze mnie ochrania.
 
 
Dba o codzienne życie…?
 
 
Czy nie jest bardziej pokojówką niż podwładną?
 
 
 
 
A Erica była również bardzo leniwa, zatem nawet zadania, które z pewnością mogła wykonać były spychane na Annę.
 
 
…Godou zaczął litować się nad tą starszą dziewczyną.
 
 
Myśląc, że również Anna może cierpieć przez Erikę, Godou pomyślał, że powinien być wobec niej nieco milszy.
 
 
– Przy okazji, dlaczego nie widzę tu tej, która mnie wezwała?
 
 
– Erica-sama uczestniczy obecnie w ważnym spotkaniu. Przyjdzie do ciebie, kiedy się skończy, więc pozwól mi się tobą zająć w tym czasie.
 
 
Proszę pozwól mi się wszystkim zająć, powiedziała Anna. Wydaje się dość wiarygodna.
 
 
– Czy Anna-san wie, co Erica chce ode mnie? Ta osoba nie wyjaśniła właściwie niczego i wezwała mnie. Nawet teraz wciąż jestem zmieszany.
 
 
– Bardzo przepraszam. Nie wiem nic o tym. Powiedziano mi tylko, że Godou-san jest honorowym gościem Eriki-sama i że mam o niego zadbać wykorzystując wszelkie środki…
 
 
– Więc to tak? Nie ujawniła ci mojej tożsamości?
 
 
– Nie… może, dlatego że Godou-san jest kimś bardzo ważnym? Być może, dlatego nie obchodziło ją by mi powiedzieć.
 
 
– Nie sądzę, że jest to coś ważnego. Po prostu jestem japońskim licealistą, który został tutaj wezwany siłą, więc nie powinno być żadnych problemów.
 
 
Jeśli coś było nie tak, to byłby to fakt, że trudno byłoby w prosty sposób wyjaśnić, kim był.
 
 
Ale ponieważ nie było powodu by ogłosić to na głos, Godou nic nie powiedział.
 
 
– Ach, takie rozmowy w zatłoczonym miejscu wydają się nieco niewygodne. Wyjdźmy na ulicę. To pierwszy raz, gdy Godou-san przybył do Rzymu?
 
 
– Nie, ale za każdym razem, gdy Erica mnie wzywa, to niezależnie od tego, gdzie byliśmy nie mam ani chwili wytchnienia.
 
 
– Zatem tym razem powinien być na to czas, została poinstruowana przez Erikę-san, że możemy pozwiedzać zanim wróci, zatem pozwól mi być swoim przewodnikiem. Samochód został już przygotowany.
 
 
– Samochód, co… jeśli jest to rodzaj luksusowego BMW z kierowcą, to nie dzięki, nie potrafię być spokojny w tego rodzaju samochodach.
 
 
Za każdym razem, gdy Erica wybiera samochód, to prawie zawsze jest tego typu.
 
 
Chociaż kiedy raz ją o to zapytał, odpowiedziała, że nie ma doświadczenia w jeździe autobusem czy tramwajem. Anna wydaje się od niej różnić, ale…
 
 
– Nie jest tak luksusowy, oraz ja będę pracować, więc nie martw się.
 
 
Rozwiewając obawy Godou, Anna uśmiechnęła się i szła dalej.
 
 
To co stało się potem wypełniło Godou podziwem. Dla Eriki wybranie kogoś tak przyzwoitego jak Anna by zadbała o jej codzienne życie - było to naprawdę niewiarygodne!
 
 
Ważną częścią nie było to, że była skrupulatna, ale to, że była normalną osobą.
 
 
…Jednak dopiero potem Godou zrozumiał, że zbyt szybko doszedł do tego wniosku.
 
 
 
===Część 2===
 
 
 
Jako że oficjalna rezydencja księżniczki z domu Savoy była w przebudowie, to zgromadzenie odbyło się w przestronnym pokoju pewnego hotelu.
 
 
Chociaż wciąż był dzień, to okna były szczelnie zamknięte całkowicie blokując widok z zewnątrz.
 
 
Wokół wyjątkowo dużego stołu używanego podczas konferencji znajdowały się łącznie cztery osoby, w tym Erica.
 
 
Pierwszą była - Erica Blandelli.
 
 
Szesnasto letnia Erica była najmłodsza osobą tutaj.
 
 
W sumie były tu dwie starsze osoby. Są to dowódcy Starsza Dama i Wilczyca. Zwłaszcza w tym kraju, gdzie kwitnie magiczny świat, obie były dowódcami najpotężniejszych korpusów rycerskich.
 
 
W starym stylu nazywano by je Wielkimi Mistrzami.
 
 
Ostatnią osobą był młody mężczyzna.
 
 
Był młodym dowódcą przewodzącym rycerskiemu korpusowi Metropolia Lilii i powinien być po trzydziestce.
 
 
Jego pozycja była taka sama jak Eriki.
 
 
Tak jak Erica, która reprezentowała Miedziany Czarny Krzyż, zdobył on rangę Wielkiego Mistrza.
 
 
Od starożytnych czasów istniało tysiące magów.
 
 
Nawet jeśli większość z nich była oszustami, byli również wspaniali magowie. Pośród nich byli rycerze, którzy uczyli się zarówno szermierki jak i magii. W średniowieczu przodkowie Eriki byli templariuszami czczącymi Bahometa. Oprócz bycia magami byli również żołnierzami.
 
 
A tytuł Wielkiego Rycerza mógł zostać nadany tylko najsławniejszym spośród wojowników.
 
 
– Zatem wszyscy, pora już by rozstrzygnąć nasz problem. Komu powinniśmy powierzyć Gorgoneion?
 
 
Zapytała dowódczyni Starsza Dama.
 
 
I to dowódczyni Wilczyca się sprzeciwiła.
 
 
– Powierzyć komuś Gorgoneion? To naprawdę jest do zaakceptowania? Sądzę, że nie jest to mądra decyzja. Nawet jeśli naszego lidera, lorda Salvatore, tutaj nie ma, to czy powierzenie tego królowi obcego kraju nie jest haniebne? Nie boisz się, że staniemy się pośmiewiskiem?
 
 
– Ci, którzy chcą się śmiać niech się śmieją. To co teraz jest naprawdę ważne to prawdziwy Gorgoneion i nie mamy żadnego króla, na którym możemy polegać, więc to niewielka cena w porównaniu do tego, co może się stać.
 
 
– Zostanie upokorzonymi nie jest teraz najistotniejsze. Jeśli to spowoduje gniew króla, to co powinniśmy zrobić? Jeśli lord Salvatore odkryje, że poprosiliśmy innego króla o pomoc, to kto mógłby przewidzieć jego gniew? Bardzo mnie to niepokoi.
 
 
Normalnie te słowa nie ostałyby wypowiedziane przez tych starszych.
 
 
Lecz nawet, jeśli ich szermierka była wyśmienita i starzeli się bardzo wolno, to wciąż nie mogli powstrzymać się przed okazaniem szacunku królowi.
 
 
W rzeczywistości, nawet najsilniejszy, najbardziej utalentowany rycerz, nie był w stanie nic zrobić królowi czy bóstwu.
 
 
Była to cała prawda o tym świecie.
 
 
– Ale takie rzeczy będą przeszkadzać lordowi Salvatore? W oczach tak wspaniałej osoby jesteśmy tylko na poziomie pszczół gromadzących się wokół ula. Gdyby to był tylko wybór nowej królowej to sądzę, że nie miałby z tym problemu.
 
 
Tym kto wtrącił się pomiędzy tą dwójkę starszych, był dowódca Metropolii Lilii.
 
 
Ten wysoki mężczyzna mierzący około 190 cm, dolną część jego twarzy pokrywała broda, a chociaż jego twarz nie była taka zła, to sprawiała nieco ponure wrażenie.
 
 
Nosił wspaniały smoking, ale tak nie pasowało to do fioletowego krawata.
 
 
Kolorem reprezentującym Metropolię Lilii był fiolet.
 
 
Jedną z zasad grupy było noszenie czegoś fioletowego.
 
 
A Erica nosiła ciemno czerwona sukienkę, oraz czarną różę wpiętą we włosy, które również reprezentowały czerwień i czerń Miedzianego Czarnego Krzyża.
 
 
– Jak powiedziano, nie wiem, którego z króli powinniśmy poprosić o pomoc. Gorgoneion jest symbolem Matki Ziemi. Choć oznacza to walkę z najstarszą boginią, to Markiz Voban chętnie by spróbował. Zatem możemy stwierdzić, że nawet, jeśli możemy uciec przez heretyckim bogiem, to nie będzie warto, jeśli przyciągniemy bałkańskiego diabła. Jeśli diabeł użyłby całej swojej siły, to z łatwością zmieniłby dwa miasta w popiół. Jest tak, dlatego że jego „mocą” było złamanie, pokaleczenie i zmiażdżenie prawie wszystkiego, co żyje na świecie.
 
 
– Jest inny król, którego możemy poprosić.
 
 
W chwilki, w której Erica pomyślała, że powinien być to dobry moment, w końcu otworzyła usta.
 
 
Pomyślała, że to najlepsza okazja by skończyć to niekorzystne spotkanie.
 
 
– Słyszałem, że John Pluto Smith ze Stanów naprawdę troszczy się o bezpieczeństwo mieszkańców, ciężko o takiego króla. Chodzi ci o to, że powinniśmy przekroczyć Pacyfik by go o to prosić?
 
 
Zmienionym tonem spytał dowódca Metropolii Lilii.
 
 
Odpowiedziała lekkim tonem, kiedy Erica upiła łyk kawy.
 
 
– Nie. Ten święty strażnik Los Angeles wydaje się być zajęty tylko ochroną zachodniego wybrzeża przed Królem Much, więc wątpię by została mu energia by zaakceptować naszą prośbę.
 
 
Postawa młodszych wydawała się być bardziej komfortowa niż starszych.
 
 
Nie rozumieli oni w pełni powagi sytuacji. Ich wyniosłe postawy wynikały z ich pewności siebie.
 
 
– Zatem mówisz o Luo Hao przywódczyni Jiangnanu? Czy o Kornwalijskim Czarnym Księciu? Oboje przewodzą własnym stowarzyszeniom. Jeśli do nich nie wstąpimy to nam nie pomogą, no nie?
 
 
– Nie mówię o tej dwójce. I zanim zapytacie, nie mówię też o Madame Aisha z Aleksandrii.
 
 
– Zatem nie ma nikogo. Na świecie jest jedynie sześciu Króli - zwanych również Campione. Właśnie wymieniliśmy wszystkich.
 
 
Stary Markiz Wschodniej Europy i Południowo Chińska mistrzyni sztuk walki znana również, jako Tajemnicza Królowa Jaskiń.
 
 
Byli najbardziej doświadczonymi królami, żyjącymi ponad dwa stulecia, a poza nimi był wciąż rozwijającymi się bohater Nowego Świata, jak również mądry król rządzący Imperium Brytyjskie, Czarny Książę.
 
 
A w tym stuleciu był również najpilniejszym szermierzem w Europie, który otrzymał tytuł króla.
 
 
I do teraz byli oni wszystkimi ludźmi, o których wiedzieli wszyscy mający nawet najmniejszą wiedze o magicznym świecie.
 
 
Ale w końcu, był też król zrodzony na wyspie na Pacyfiku i nie był znany nikomu poza paroma wyjątkami - na przykład przez kogoś, kto na własne oczy widział jego walkę.
 
 
Erica mając poczucie wyższości wypowiedziała jego nazwisko.
 
 
– Nie, wciąż jest jeszcze ktoś. Nie padło jeszcze nazwisko Kusanagiego Godou. Jest nowym królem, siódmym Campione, i tym, o którym mówię. Dlatego że nie ma tu lorda Salvatore, jest on jedynym, którego możemy o to prosić.
 
 
– Kusanagi Godou!
 
 
Przywódczyni Wilczyca powiedziała to delikatnie.
 
 
– Słyszałam ostatnio to nazwisko, podobno to Japończyk, który stał się Campione… ale wciąż nie wiadomo czy to nie kłamstwo; nie mamy jeszcze żadnego dowodu.
 
 
– Również czytałam raport Parlamentu Greenwich. Masz na myśli tego, który pokonał Weretragna i przejął jego moc dziesięciu form? …Rzeczywiście trudno w to uwierzyć.
 
 
Widząc tą dwójkę starszych mających negatywny stosunek, Erica powróciła z dumnym uśmiechem.
 
 
– Zatem wszyscy znają ten raport? Do teraz lor Salvatore pozostaje nieobecny, więc może się wyleczyć, a tym, który zadał mu takie rany jest Kusanagi Godou. W rzeczywistości, wieczorem pół miesiąca temu, dwóch króli walczyło ze sobą, a wynikiem był remis. Obaj odnieśli kilka ran, ale na szczęście Kusanagi Godou już wyzdrowiał.
 
 
– …Chodzi ci o to, że Kusanagi Godou zdołał zremisować z lordem Salvatore?
 
 
– Niemożliwe! Lord dzierży cztery moce; nawet jeśli Kusanagi Godou jest Campione, to powinien dzierżyć tylko jedną moc. Ta ogromna zaleta sprawia, że jest to po prostu niemożliwe!
 
 
Erica spojrzała na starszych z lekką pogardą w oczach.
 
 
– O czym ty mówisz? Wszyscy oni są Campione i zostali wyniesieni na króli. Jakie znaczenie ma różnica w sile bojowej na papierze?
 
 
Słysząc te słowa dwójka starszych umilkły i przybrały niezadowolony wyraz twarzy. Tym, który się odezwał był dowódca Metropolii Lilii.
 
 
– Mam do ciebie pytanie, Eriko Blandelli, skąd wiesz, że ci dwaj Campione walczyli ze sobą, o czym nawet my i parlament nie wiemy?
 
 
Zapytał młody mężczyzna nazywany Liliowym Rycerzem.
 
 
Jest to tytuł przekazywanym Wielkiemu Rycerzowi Metropolii Lilii z pokolenia na pokolenie.
 
 
– Powód jest całkiem prosty, to dlatego że byłam świadkiem tej walki. Widziałam już walkę Kusanagiego Godou i właśnie dlatego go zaproponowałam. Któregoś dnia z pewnością stanie się równy lordowi Salvatore czy diabelskiemu Markizowi Vobanowi. Sądzę, że w przygotowaniu się na ten dzień powinniśmy jak najszybciej zbudować z nim silny związek.
 
 
– Och. Zostać tak bardzo uznanym przez Erikę-san, zwanej Diavolo Rosso, powinien być całkiem niezwykłą osobą. Z twojej przemowy wnioskuję, że masz z nim głęboki związek, prywatny.
 
 
– Rzeczywiście, możesz tak myśleć. Ja, Erica Blandelli… jestem ukochaną tej osoby i jego pierwszym rycerzem.
 
 
Powiedziała Erica nie powstrzymując się i wyraźnie zadeklarowała swój związek z drugą osobą.
 
 
W rezultacie grupa nie mogła się powstrzymać przed westchnieniem.
 
 
– Miedziany Czarny Krzyż oddał się już pod dowództwo Kusanagiego Godou!
 
 
Dowódczyni Wilczyca krzyknęła.
 
 
Kraje posiadające króla są rzadkie.
 
 
Dlatego że było ich tylko siedmiu było to oczywiste.
 
 
Lecz we Włoszech był Król nazywający się Salvatore Doni, był młodym mężczyzną, który jeszcze kilka lat temu był rycerzem i uzyskał tytuł Króla po pokonaniu celtyckiego boga Nuade.
 
 
Campione skupiali się wokół Europu jako centrum, oraz posiadali wielka władzę.
 
 
Czy byli to ludzie powiązani z magią, czy ludzie pod ich wpływem w sektorze polityki i ekonomii, wszyscy oni ślubowali lojalność Królom i stali się ich poddanymi.
 
 
Byli najwyższymi władcami i demonami… ponieważ posiadali niezrównane moce, Król mógł być tyranem.
 
 
Wobec tak przerażającej mocy liczba osób, które czczą i przysięgają im wierność była wysoka.
 
 
 
 
– Miedziany Czarny Krzyż nie jest pod rozkazami Kusanagiego Godou. Powiedziałam tylko, że zostałam jego ukochaną i dbam o niego… oczywiście zdecydowanie możliwym jest, że w przyszłości przysięgniemy mu lojalność.
 
 
W obliczu Eriki, która ukazała swój miękki uśmiech, dowódczyni Starsza Dama zachichotała lekko parskając.
 
 
– Zatem to tak, w końcu rozumiem dlaczego zostałaś tu przysłana. Chociaż jesteś cudownym dzieckiem, które w takim wieku otrzymało tytuł Wielkiego Rycerza, prawdopodobnie to zbyt szybko byś siedziała przy tym samym stole co my. Jedyną możliwością jest, że odegrać rolę przynęty i sprowadzić tu tego młodego Campione.
 
 
– Udam, że nie słyszałam twojego oświadczenia, inaczej ucierpi twoja reputacja; zaglądając tak głęboko w związek dwójki kochających się osób. Tego typu działaniami wywołasz rozbawienie.
 
 
– Hahaha, to było niezłe! Jak oczekiwano po wiarygodnym lisie.
 
 
Starsza z sarkazmem wypowiedziała te słowa.
 
 
Uśmiechając się Erica lekko wzruszyła ramionami. Z tym debata stała się zbyt głośna, może jednak cisza byłaby lepsza.
 
 
– W każdym razie chodzi ci o to, że skoro tu jesteś to Miedziany Czarny Krzyż ma nadzieję uzyskać ochronę Kusanagiego Godou. A uzyskując przychylność kogoś takiego jak ty, oznacza to, że Kusanagi Godou sprawdził się… dlatego proponujesz pożyczyć jego siłę, prawda?
 
 
– Tak, najistotniejsze jest to, że lord Salvatore jest lordem tylko z nazwy. Nie dba o nic, co nie jest z nim związane. Zatem posiadanie dobrego kontaktu z innym Campione nie jest złe.
 
 
– Lecz z przykrością muszę powiedzieć, że nigdy nie widzieliśmy potencjału Kusanagiego Godou, a by zobaczyć czy też jest Campione czy nie muszę to ocenić na własne oczy.
 
 
Liliowy Rycerz chłodno zasugerował to Erice.
 
 
– Jestem przekonany, że świadectwo Diavolo Rosso jest warte więcej niż złoto. Lecz niestety tylko z tego powodu nie mogę powierzyć mu swego losu.
 
 
– Oczywiście, sądzę, że wszyscy tutaj powiedzieliby to, zatem pozwólcie mi to udowodnić.
 
 
– Jak planujesz to udowodnić?
 
 
Liliowy Rycerz zapytał w końcu, tak jak się spodziewała Erica.
 
 
Wierząc, że jej plan przebiega zgodnie z oczekiwaniami, na twarzy Eriki pojawił się wyraźny uśmiech, świeży i piękny niczym czerwona róża, a pozostali westchnęli.
 
 
– Kusanagi Godou przybył już do Rzymu. Proszę byście wszyscy dziś wieczorem własnymi oczami obejrzeli umiejętności jego umiejętności walki. Sądzę, że takie podejście byłoby bardziej przekonujące niż wypowiedzenie przeze mnie tysiąca słów.
 
 
– Chociaż powiedziałaś coś o walce, to kto będzie przeciwnikiem? Znalezienie kogoś, kto może być przeciwnikiem Campione nie jest łatwe.
 
 
– Wybraniec stoi już przed waszymi oczami.
 
 
Erica ukazała uśmiech zadowolenia, przepiękny taki jak ten, o którym myślał wczoraj Godou.
 
 
– Pozwólcie mi, Erice Blandelli, bycie jego przeciwnikiem. Chyba, że ty, Liliowy Rycerz, że ja, Wielki Rycerz Miedzianego Czarnego Krzyża, zwana Diavolo Rosso, nie jestem warta bycia jego przeciwnikiem?
 
 
– Nie… to nie tak. Rzeczywiście jesteś najodpowiedniejszą osobą.
 
 
Nabrani.
 
 
Liliowego Rycerza ukazał wymuszony uśmiech, a jego ponury wyraz twarzy w końcu zniknął.
 
 
– Co myślą starsi? Nie ma lepszego dowodu niż bycie świadkiem walki Króla. Jeśli siła Kusanagiego Godou jest prawdziwa, to przystanę na propozycję Eriki-san.
 
 
Zasugerował Liliowy Rycerz by starsi się zgodzili.
 
 
– Bitwa pomiędzy tajemniczym młodym Campione a Diavolo Rosso… to rzeczywiście jest interesujące, Erica-san. Zatem postąpmy zgodnie z twoim planem.
 
 
 
===Część 3===
 
 
 
Oczywiście, Kusanagi Godou nie miał o tym pojęcia. Znajdował się w miejscu całkowicie niewiązanym z tym gdzie odbywała się dyskusja dotycząca walki.
 
 
W porównaniu do tego, był znacznie bardziej zajęty wyrywaniem się z uścisku śmierci.
 
 
W ostatnich trzech miesiącach, Godou doświadczył różnego rodzaju zagrożenia.
 
 
Mimo że wyraźnie był XXI wiek, to jego życie wielokrotnie zostało prawie odebrane przez miecze, włócznie i topory. Nie można było tego policzyć na palcach jednej ręki. Został nawet postrzelony z kuszy.
 
 
Ale przynajmniej było to w strefie ludzkiej wiedzy, więc było stosunkowo proste.
 
 
Doświadczył również klątw, które w mgnieniu oka ugotowałby mózg zwykłego człowieka, lub bycia celem zadeptania na śmierć przez konie z otchłani piekła.
 
 
Ale, kiedy powinien cieszyć się wycieczką w samochodzie swego przewodnika, dlaczego miałby doświadczać tego samego jak w scenach pościgu w filmach akcji, z samochodem ledwo unikającym wypadnięcia z drogi, czy to w budynek, czy też do rzeki. To całkowicie przekraczało jego oczekiwania.
 
 
– …Czyżby Erica o tym wiedziała o tym i specjalnie to tak zorganizowała.
 
 
Godou zaczął zgadywać.
 
 
Pomyślał o jej charakterystycznych cechach i przezwisku Diabła, które do niej przyległo.
 
 
Tak, umiejętność prowadzenia Arianny-san były naprawdę przerażające.
 
 
Czyżby Erica wiedziała, że tak będzie i specjalnie jej to zleciła?
 
 
– Przepraszam, nie wiem jak dobrze jeździć…
 
 
– To pierwszy raz kiedy jadę tego typu samochodem, również kiedy tu przybyłem było wiele problemów…
 
 
Kiedy Anna powiedziała to, gdy szli do miejsca gdzie zaparkowała, to tak naprawdę nie przeszkadzało Godou.
 
 
Sądził, że była to tylko skromność czy coś takiego.
 
 
Z wrażliwością Japończyka był to całkiem normalne.
 
 
Zatem Godou nie wziął na poważnie jej słów i skończył w tym samochodzie.
 
 
– Ten samochód jest naprawdę dziwny. Poza pedałem gazu i hamulcem jest tu jeszcze jeden pedał.
 
 
– Ale w porządku, przypomniałam sobie już metodę jazdy, którą wykorzystałam przyjeżdżając tutaj. Jeśli nie nadepnę z całej siły pedału gazu to samochód nie ruszy, przez chwilę będę jechać trochę szybciej.
 
 
Kiedy Anna powiedziała to, Godou zaczął czuć się niebyt dobrze, lecz było za późno.
 
 
Siedziała już na miejscu kierowcy i zapięła pas.
 
 
…Samochód ruszył i przyspieszył w mniej niż sekundę.
 
 
Samochód prowadzony przez Annę mknął po ulicy niczym pocisk.
 
 
– Nie sądziłem, że w takim miejscu otrę się o śmierć…
 
 
Była to kawiarnia serwująca jedzenie i kawę, coś takiego można było można było dostrzec wszędzie w tym mieście.
 
 
Godou dopiero co opuścił niekontrolowany samochód i siedział na krześle z winorośli przed jakąś przypadkową kawiarnią, degustując wyjątkowo gorzkie espresso, podczas gdy Anna szukała miejsca do zaparkowania.
 
 
…Dziesięć minut wcześniej.
 
 
Anna-san próbowała użyć sprzęgła, z którym nie była zaznajomiona, podczas gdy samochód mknął po miejskich drogach.
 
 
Powiedziała, że jeśli pedał gazu nie zostanie wciśnięty z całej siły, to samochód nie ruszy, więc zaczęła jazdę 80 km/h Mercedesem-Benzem i zygzakiem wyprzedzała samochody przed nią (c-czasami samochody jadące z naprzeciwka), aż stało się to niemożliwe, kiedy wjechaliśmy na zatłoczona drogę. Kiedy kierowaliśmy się w stronę rzeki, Anna zaciągnęła hamulec ręczny i tak to się skończyło.
 
 
– …Anna-san, proszę zaparkuj na pobliskim parkingu; chciałbym odpocząć w tej okolicy.
 
 
Godou powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
 
 
Powierzenie swojego życia początkującemu kierowcy, który nie odróżniał automatycznej od ręcznej skrzyni biegów, było zbyt niebezpieczne. Tym co czyniło to nawet straszniejszym był fakt, że sam kierowca nie wiedział jak cienka granica dzieliła ją od śmierci.
 
 
– Ech? Sądziłam, że powinnam najpierw pokazać Godou-san Rzym…
 
 
– W porządku, jestem już zmęczony! Chcę trochę odpocząć!
 
 
Właśnie to się wydarzyło.
 
 
Godou, po obejrzeniu jak samochód przyspiesza i odjeżdża, wstąpił do kawiarni i powiedział rzymskiej cioci, że chce espresso.
 
 
– …Choć Anna-san na pierwszy rzut oka wygląda na normalną, to w rzeczywistości jest kimś naprawdę głupim? Wtedy prawie zginąłem.
 
 
Godou od początku nie dbał o szczęście.
 
 
Ale ostatnimi czasy zaczął zmieniać zdanie.
 
 
Sądzi, że jest kimś, kto, być może, ma pecha…
 
 
Nigdy nie myślał o sobie jako o pechowcu. Lecz w ciągu minionych sześciu miesięcy liczba jego ucieczek przed śmiercią ciągle rosła i zaczął rozumieć tych wierzących w fortunę.
 
 
Po wypiciu espresso poczuł silną wrogość.
 
 
Kiedy Godou odstawił filiżankę na stół, jego oczy napotkały w tłumie młodą dziewczynę.
 
 
Oboje spojrzeli na siebie.
 
 
…Cholera
 
 
Ta młoda dziewczyna nie była zwyczajnym człowiekiem, a uczucie z przed chwili sprawiło, że poczuł się naprawdę źle.
 
 
Nawet jeśli jego ciało było zmęczone z powodu zmiany strefy czasowej, które pozostawiło go wyczerpanym, lecz odprężonym, to momentalnie odzyskał zmysły, podczas gdy zdenerwowanie wypełniło go po koniuszki palców.
 
 
Kiedy wszedł w kontakt z wrogiem takim jak ona, to jego ciało naturalnie przestawiało się w tryb walki.
 
 
– …
 
 
Również młoda dziewczyna przestała iść i przyjrzała się twarzy Godou; ona również postrzega go jak wroga?
 
 
Była naprawdę piękną dziewczyną.
 
 
Miała około trzynastu lub czternastu lat, a jak w jej wieku, wyglądała jak czarujący i delikatny anioł.
 
 
 
 
Lecz nie było to zaskoczeniem. Oni wszyscy są nie tylko piękni, ale posiadają też nadzwyczajne ciała. Każdy z nich się wyróżniał.
 
 
Miała srebrne włosy opadające jej do ramion, niczym księżyc emitujący niewielkie promienie światła, a źrenice czarne jak głębia nocy.
 
 
– …Doszły mnie słuchy, że przebywa tu zabójca bogów zwący się królem i człek ten pociął wiele rzeczy swym magicznym mieczem… tyś nim jest?
 
 
Zanim to zauważył…
 
 
Młoda dziewczyna o innym istnieniu już była obok niego.
 
 
– Nie, człowiek, o którym mówisz jest ranny i udał się na południowe wyspy by się wyleczyć, pod tym pretekstem udał się na wakacje.
 
 
Tym kto go zranił był Godou. Jednak nie zamierzał tego wyjawiać.
 
 
– …jest tak? Zatem tyś również podróżnikiem.
 
 
Spokojnie patrzyła na Godou, a jej źrenice w kolorze nocy jakby się skondensowały.
 
 
– Co zamierzasz uczynić? Obecnie mym jedynym celem jest odzyskanie Węża, więc nie mam zamiaru walczyć. Jednakowoż jeśli tyś walkę planujesz, to wtedy całej mej siły użyję, a przegrany służyć zwycięzcy będzie.
 
 
– Nie wiem czym jest Wąż, więc także nie planuję walki. Jeśli to możliwe to chcę utrzymać nasz związek, nie lubię z wami walczyć.
 
 
– Pojmuję. Szybko się oddalę, lecz łżesz zabójco bogów.
 
 
– Łżę?
 
 
– Istotnie, nie ma zbójcy bogów niechcącego ze mną walczyć, zatem jest tyś łgarzem.
 
 
Po wypowiedzeniu tych słów srebrnowłosa dziewczyna opuściła Godou.
 
 
Uff, westchnął Godou.
 
 
Na szczęście nie skończyło się to walką. Ale nawet jeśli była bogiem, to nazwanie kogoś kłamcą kiedy tylko miała na to ochotę jest naprawdę niegrzeczne.
 
 
Kiedy tak o tym myślał podbiegła do niego czarnowłosa dziewczyna.
 
 
– Przepraszam, Godou-san, że kazałam ci tak długo czekać.
 
 
Tą osobą była Anna. Kiedy szła w stronę stolika, Godou zapytał ją.
 
 
– Mogę pożyczyć twoją komórkę? Musze się skontaktować z Eriką.
 
 
– W porządku, ale może spotkanie się jeszcze nie skończyło?
 
 
Po powiedzeniu tego Anna pożyczyła komórkę Godou.
 
 
[Arianna, co jest?]
 
 
Po wielu próbach w końcu ktoś odebrał. Był to głos Eriki, którego od wczoraj nie słyszał.
 
 
– To ja. Muszę cię o coś spytać.
 
 
[Zatem już przybyłeś, i jak? Dogadujesz się z Arianną?]
 
 
– Odnośnie tego mam wiele do powiedzenia, ale pogadamy o tym później. Wezwałaś mnie tu bym walczył z bogiem?
 
 
[Co do tego to wciąż nie jestem pewna, choć prawdopodobieństwo jest wysokie… czy to możliwe, że spotkałeś jakiegoś?]
 
 
– W istocie, przed chwilą spotkałem boginię.
 
 
[Czyżby… zatem musimy działać szybko. Spotkajmy się teraz. Musimy się przygotować na walkę dzisiejszej nocy…]
 
 
– …Co powiedziałaś?
 
 
Godou usłyszał właśnie coś, czego nie mógł zignorować i zapytał ponownie.
 
 
[Powiedziałam, że dzisiejszej nocy będziesz ze mną walczyć… Sądzę, że nie muszę ci mówić, że nie można tego odwołać, więc się przygotuj.]
 
 
– Co spowodowało, że podjęłaś taką decyzję…
 
 
Przeznaczenie było niczym oczące się kości; zawsze działo się coś nowego (nawet jeśli tego nie chciał). Właśnie wtedy Godou wreszcie poczuł, że jego własne przeznaczenie nie było normalne.
 
 
Minęła 21:00…
 
 
Godou wraz z Anną przybył do wysokiej klasy włoskiej restauracji.
 
 
Może była słynna w Japonii, ale Godou o niej nie słyszał.
 
 
Kiedy Anna zabrała go do hotelu, to myśli Godou zaprzątało tylko uczucie w stylu „to miejsce jest naprawdę imponujące”.
 
 
Ważniejszą była dziewczyna tam czekająca.
 
 
Myślał, że mógłby wejść tu bez odpowiedniego garnituru i krawata, ale wszystko to wydaje się być dodatkiem; być może Erica jest dobrą znajomą właściciela.
 
 
Kiedy przybyli, Erica już na nich czekała.
 
 
– Dawno się nie wdzieliśmy, Godou, choć naprawdę liczyłam, że usłyszę jak kilkoma wspaniałymi słowami komentujesz nasze radosne spotkanie, to nie oczekiwałam za wiele, ponieważ wiem, że nie masz talentu poety.
 
 
– Gdybyś zmieniła swoje nastawienie głoszące, że wszystko przebiega zgodnie z twoim planem, to może bym się nad tym zastanowił.
 
 
Stolik Eriki i Godou znajdował się przy oknie, a Anna z szacunkiem stała obok nich.
 
 
W porównaniu do Godou, który przybył w zwykłym ubraniu, Erica miała na sobie jaskrawą, ciemno czerwoną sukienkę; oboje wydawali się do siebie nie pasować.
 
 
Włosy Eriki przyozdobione były czarną różą.
 
 
Może ze względu na jej piękna i królewskiego wygląd, ale jej blond włosy wyglądały niczym hełm rycerza czy korona władcy.
 
 
Erica Blandelli mogłaby nawet sprawić by ktoś tak tępy jak Godou ujrzał ją, jako piękną dziewczynę przepełnioną charyzmą; zatem jeśli tylko jej postawa byłaby lepsza, to byłaby idealna. Tak zwykle myślał.
 
 
– Dziękuję za twoja ciężką pracę, Arianna. Wystąpiły jakieś problemy?
 
 
– Tylko jeden, Erica-sama… Poczułam się źle, że Godou-san był zmęczony i nie mogłam go oprowadzić ulicami Rzymu.
 
 
Godou mógł tylko udawać, że nie słyszał, co powiedziała Arianna.
 
 
Jeśli powiedziałby, że pozostało mu trochę siły, to zostałby wciągnięty do tego latającego wozu, który sprowadził go na granicę śmierci, wiec zachował to dla siebie.
 
 
– Zatem wspaniale. Godou, czy Arianna dobrze wywiązała się z obowiązków przewodnika? Ponieważ byłam zajęta i nie mogłam cię powitać, to trochę się niepokoiłam.
 
 
– Hm, jakby to powiedzieć… nie było źle.
 
 
Nie dostrzegł on, wyciekającego z oczu Eriki błysku dziecięcego dowcipu.
 
 
Prawdziwym powodem wysłania Anny było przyprawienie go o ból głowy.
 
 
– Tak? To wspaniale, że się nie rozczarowałeś, ponieważ któregoś dnia Godou zostanie moim mężem i prawdziwym Campione…
 
 
– Ech? Erica-sama, co właśnie powiedziałaś?
 
 
– Powiedziałam, że Godou zostanie moim mężem i prawdziwym demonem.
 
 
Delikatny i ładny uśmiech Anny wydawał się zastygnąć na moment.
 
 
Dlatego że czuł się winny ukrywając to przed nią, Godou musiał prosić Erikę o sprostowanie części wypowiedzi.
 
 
– Hej! Czekaj chwilę! Nigdy nie uzgadnialiśmy naszego małżeństwa!
 
 
– …Odebrałeś mi już czystość, więc mówisz, że tylko się ze mną bawiłeś? Jak bezduszne z twojej strony, oddałam ciało i serce ukochanemu, który wydaje się być jak ten playboy Don Juan…
 
 
Erica świadomie wybrała ton tragicznej dziewczyny.
 
 
Nawet jeśli nie dostrzegł pojawiającego się na jej ustach uśmiechu, to mógł łatwo dostrzec, że sobie z niego drwi.
 
 
– Proszę… to nie było dokładnie tak jak powiedziałaś, wiesz jaka wtedy była sytuacja, no nie?
 
 
– Zatem rzeczywiście wymyśliłbyś takie kłamstwo. Ach~~ ja, wierny sługa Pana, by oczyścić teraz swe ciało i umysł mogę tylko wstąpić do klasztoru; nie sądziłam, że w takim wieku będę musiała odejść od czerwonej świeckości…
 
 
– Jest w tobie jakakolwiek szczerość? Ty, która technicznie rzecz biorąc należysz do heretyckiego kultu i wiedźmą z zakonu, nie mów jakbyś miała związek z czymś tak czystym jak katolicyzm!
 
 
Kiedy udając złość, Godou skarżył się Erice spojrzał w stronę Anny.
 
 
…Wydawała się widzieć demonicznego króla napadającego seksualnie kogoś i patrzyła na niego gniewnymi, przerażonymi oczami.
 
 
– Jak okrutnie, mówienie, że jest się tylko zwykłym uczniem liceum… nie sądziłam, że jesteś takim demonem patrzącym na ludzi jak na śmieci… i że użyłbyś tandetnych tekstów by oszukać Erikę-same i bez litości ją zdewastował… to naprawdę okropne!
 
 
– Proszę, nie myśl przypadkiem o wydarzeniach w ten sposób, czy ona wygląda na kogoś, kto zostałby zwiedziony tandetnymi tekstami? Ty też, Erica, przestań pleść głupstwa; to wredne zapraszać kogoś tylko po to by z niego kpić.
 
 
– Nie wszystko jest nonsensem, ale w każdym razie nasz związek powinien zostać później odpowiednio omówiony. Pomówmy najpierw o walce.
 
 
Zatem w końcu przeszli do prawdziwego tematu.
 
 
Dania podane na stół też były przygotowaniem do walki? Napój Eriki nie był czymś w rodzaju wina, a jedynie wodą mineralną.
 
 
– Zatem? Dlaczego mam z tobą walczyć?
 
 
– Byś mógł udowodnić swoja siłę. Rycerze, którzy odziedziczyli starożytną magię zebrali się teraz w Rzymie, dyskutując o tym, komu powinni powierzyć Gorgoneion. Zasugerowałam ciebie, ale pozostała trójka nie zaakceptują cię póki nie udowodnisz swojej siły. To cała historia.
 
 
– …Czym jest Gorgoneion?
 
 
– To mitologiczny relikt, który pojawił się dwa miesiące temu na wybrzeżu Kalabrii. Jest symbolem bogini dawno temu straconej przez Matkę Ziemię. To drogowskaz do ciemności. Dlatego że nie pozostało dużo czasu wytłumaczę ci szybko…
 
 
– Nie ma takiej potrzeb, nie musisz mi tego mówić. Jeśli dotyczy to bogów, to nie chcę wiedzieć. Godou przerwał jej w połowie, właśnie wtedy, gdy Erica zaczynała swoje wyjaśnienia.
 
 
Z jakiegoś powodu chciał jak najmniej wiedzieć o mitologii; widząc postawę Godou, Erica zaśmiała się z jego uporu.
 
 
– Ale spotkałeś już dziewczynę, tą będącą prawdopodobnie heretyckim bogiem, no nie? Wierzę, że wcześniej czy później przeznaczona jest wam walka. Założę się z tobą, że wtedy z pewnością zapytasz mnie o nią.
 
 
– Nie mów proszę o tak pechowych rzeczach; porozmawiajmy o czymś innym, dlaczego musze walczyć by udowodnić swoja siłę? Nie ma innego sposobu?
 
 
– Nie ma. Dla nas, rycerzy, pojedynek jest najlepszym dowodem. Walka po niekończącym się treningu sztuk walki, aby pokazać odwagę lwa i wreszcie otrzymać zaszczyt zwycięstwa - walka pomiędzy dwojgiem tak bardzo zakochanych, nie sądzisz, że to może być wspaniała noc?
 
 
– Kto może tak myśleć! Powinienem powiedzieć, że ta noc będzie koszmarem.
 
 
– Naprawdę nie jesteś ze sobą szczery. Ach~~ to przez tych ludzi w około jesteś nieśmiały?
 
 
Erica wskazała głową na Annę, która była cicho i nie śmiała przerwać rozmowy swojej pani.
 
 
– Nie martw się. Po walce nie pozwolę by ktokolwiek nam przeszkodził. Zostawimy to na koniec, więc będziemy mogli się tym powoli cieszyć.
 
 
Godou poczuł, że całe jego nieszczęście zostało spowodowane przez Erikę.
 
   
  +
Cztery konie o złotych powrozach ciągnęły cicho karocę na drodze do Akademii Magii. Karoca była doskonale pokryta złotymi, srebrnymi i platynowymi zdobieniami . Zdobienia te tworzyły Królewski Herb. Skrzyżowane jednorożce z kryształową laską sygnalizowały, że ta karoca należy do Jej Wysokości Księżniczki. Przyjrzawszy się z bliska, można było zauważyć, że ogiery ciągnące karocę nie były zwykłymi końmi. To były jednorożce tak jak na Królewskim Herbie. Jednorożce jak mówiły legendy pozwalały dosiadać się jedynie najpiękniejszym dziewczętom, co sprawiało, że najlepiej pasowały jako ogiery ciągnące karocę Księżniczki . Okna w karocy miały bluszczowe ramy i zasłonki, więc nikt z zewnątrz nie mógł zajrzeć do środka. Za karocą Księżniczki jechał Kardynał Mazarin, który posiadał wielki autorytet polityczny od kiedy Jego Królewska Mość zmarł. Jego karoca nie ustępowała splendoru karocy Jej Wysokości Księżniczki. De facto była jeszcze bardziej upiększona. Różnica pomiędzy tymi karocami odzwierciedlała siłę autorytetu w Tristain. Dookoła karoc jechali Strażnicy Królewscy, szwadron magów. Pochodzący z najlepszych domów szlacheckich, Magowie Królewskich reprezentowali dumę wszystkich szlachciców w kraju. Każdy szlachcic marzył o założeniu czarnej peleryny Magów Królewskich, a każda szlachcianka marzyła o zastaniu żoną jednego z nich. Strażnicy Królewscy byli symbolem Tristain. Droga była wyłożona kwiatami, które chłopi porozrzucali wzdłuż drogi. Cały czas można było usłyszeć wołania podążające za karocami „Niech żyje Tristain! Niech żyje Księżniczka Henrietta!”, a wcale nie tak rzadko i „Niech żyje Kardynał Mazarin!”, które jednak bladły przy wołaniach na cześć Księżniczki. Nie był dobrze traktowany, bo był podobno chłopskiej krwi. Ktoś by powiedział, że to smutne jak na jego pozycje. Zasłony karocy zostały odsłonięte i wszyscy mogli ujrzeć oblicze młodej Księżniczki. Uśmiechów nie było końca. Ona również się uśmiechnęła. <br />
  +
<br />
  +
***<br />
  +
<br />
  +
Henrietta zasłoniła zasłony i ciężko westchnęła, tracąc swój piękny uśmiech który posłała do chłopów. Wszystko co zostało, to niepokój i głęboka melancholia niestosowna do jej wieku. Księżniczka miała 17 lat. Z szczupłą sylwetką, jasnoniebieskimi oczami i wysokim nosem, była olśniewająco piękna. Jej smukłe palce pasowały do kryształowych pierścieni. Przez wzgląd na to, że w jej żyłach płynie królewska krew, była oczywiście magiem. Ani uśmiechy wzdłuż drogi, ani latające kwiaty w powietrzu nie powodowały uśmiechu na jej twarzy. Wydawało się, że frasuje ją niestabilność polityczna i uczuciowa. Siedzący obok niej, Mazarin patrzył na nią. Ubrany jak kapłan w szary formalny strój, był chudym, wątłym mężczyzną mającym czterdzieści-parę lat. Jego włosy i broda miała biały kolor, patrząc na jego palce u dłoni, można było zobaczyć kości, co sprawiało wrażenie, że jest o wiele starszy, niż jest w rzeczywistości. Od kiedy Jego Wysokość zmarł, jego stalowa wola trzymała pieczę nad stosunkami między krajowymi. Mazarin po prostu wyszedł ze swojej karocy i wszedł do karocy Księżniczki. Chciał porozmawiać o polityce, ale Księżniczka tylko westchnęła, więc nie drążył tematu. <br />
  +
- To jest twój trzydziesty raz dzisiaj, Wasza Wysokość. - Mazarin zakomunikował z niepokojem. <br />
  +
- Hmm? Co? <br />
  +
- Te westchnięcia. Ktoś z Rodziny Królewskiej nie powinien robić tego cały czas na wprost poddanych. <br />
  +
- Poddanych!? Co? - Henrietta była zszokowana - Czyż nie jesteś Królem Tristain? Czy Wasza Wysokość wie o hałasie na ulicach? <br />
  +
- Nie jestem świadomy. - Mazarin odpowiedział obojętnym tonem. To było kłamstwo. Wiedział wszystko o Tristain, od kiedy Halkegenia zmniejszyła ilość ognistych smoków żyjących w wulkanach. Wiedział wszystko o tym. Po prostu mówił, że nie wie. <br />
  +
- Więc pozwól, że ci powiem. Tristain'ska Rodzina Królewska jest piękna, ale nie dzierży berła. Kardynale, ty masz berło. Kości ptaków ubierają szary kapelusz... <br />
  +
Mazarin zamrugał. Słowa „kości ptaków”, zostały wypowiedziane w sposób nie kryjący odrazy. <br />
  +
- Proszę nie powtarzaj plotek plebsu, w tak beztroski sposób... <br />
  +
- Dlaczego nie? To tylko plotki. Wychodzę za Króla Germanii, tak jak mi radziłeś. <br />
  +
- Nic na to nie poradzimy. Sojusz z Germanią jest bardzo ważny dla Tristain - powiedział Mazarin. <br />
  +
- Jestem tego świadoma. <br />
  +
- Wasza wysokość rozumie rebelię przeprowadzoną w „Białym Państwie” Albionie przez tych idiotów? Ci ludzie nie rozumieją tolerancji i poddaństwa w Halkeginii. - Zmarszczył brwi.<br />
  +
- Niewychowane, niewybredne imbecyle! Próbują położyć ręce na Księciu. Nawet jeżeli ten świat im wybaczy te zachowania, Brimir Założyciel nie powinien im tego wybaczyć. Ja im tego nie wybaczę! <br />
  +
- Rzeczywiście. Jednakże szlachta Albiońska ma wielką moc. Albiońska Rodzina Królewska może nie dotrwać jutra. Jeden Brimir Założyciel darował trzem upadek, tak jak teraz. Eh.. kraje nie powinny ingerować w sprawy prywatne. <br />
  +
- Albiońska Rodzina Królewska jest niczym w porównaniu do Germańskiej. Takie są moje spostrzeżenia Nie masz racji mówiąc to jako Kardynał. <br />
  +
- Głęboko przepraszam. Zamierzam zapytać się o radę Brimira Założyciela, zanim udam się na spoczynek. Jednakże, zapewne masz rację, Wasza Wysokość. <br />
  +
Henrietta tylko skinęła głową. Ten gest wyolbrzymiał jej piękno. <br />
  +
- Słowa tych głupich Albiońskich szlachciców.., mają tupet deklarując zamiar zjednoczenia całej Halkeginii. Tristain może być ich kolejnym celem, gdy tylko stłumią powstanie. Jeżeli tak to będzie wyglądało, to może być zbyt późno, jeżeli nie przeprowadzimy przygotowań już teraz. - Mazarin wyjaśniał to Henriecie, która patrząc przez okno okazywała brak zainteresowania. - Analizując akcje nieprzyjaciela, na początku należy stworzyć odpowiednie warunki polityczne, Wasza Wysokość. Jeżeli stworzymy sojusz z Germanią, stworzymy pakt przeciwko rządowi Albionu i zagwarantujemy państwu przetrwanie. <br />
  +
Henrietta znowu westchnęła. Mazarin odsłonił zasłonę i wyjrzał przez okno. Ujrzał cień swojej chwały. Młody, zapierający dech w piersiach szlachcic, na głowie miał skórzany kapelusz i długą brodę, maszerował za konwojem. Herb oddziału gryfonów znajdował się na jego czarnej pelerynie, jedna spojrzenie wystarczało, aby wiedzieć dlaczego. Miał głowę, skrzydła i szpony orła oraz ciało i tylne łapy lwa. Gryfon. Ten człowiek był jednym z trzech liderów Magów-Strażników, Jeździec Gryfiński, Kapitan Lord Wardes. Jego dywizja składała się z najbardziej niezapomnianych spośród Magów-Strażników głównie dla Mazarina. Dzierżąc niebezpieczne magiczne męstwo.
  +
Magowie-Strażnicy byli skomponowani z najbardziej wyselekcjonowanych ludzi wśród szlachty, a większość z nich rodem z magicznych bestii. Byli symbolem potęgi i chwały Tristain. <br />
  +
- Wzywałaś mnie, Wasza Wysokość? - Oczy Wardesa zamigotały, po czym spojrzał w okno karocy. Okno pomału się otworzyło i wyjrzał Mazarin. <br />
  +
- Wardesie, Jej Wysokość ma depresję. Czy możesz zdobyć coś dla nas co może ją rozweselić? <br />
  +
- Zrozumiałem - Wardes skinął i zaczął taksować drogę spojrzeniem orła. Szybko znalazł małe miejsce na ulicy i skierował tam gryfona. Wyciągnął długą różdżkę zza pasa i z inkantował krótkie zaklęcie. Mały poryw wiatru zebrał wszystkie porozrzucane po ziemi płatki w ręce Wardesa. Wrócił z powrotem do karocy z bukietem i pokazał go Mazarinowi, Mazarin podniósł brwi i zaproponował:<br />
  +
- Kapitanie, proszę wręczyć prezent Jej Wysokości osobiście. <br />
  +
- To będzie dla mnie honor. - Wardes zasalutował i podjechał od drugiej strony karety. Okno pomału się otworzyło, po czym Henrietta wyciągnęła rękę, aby przyjąć prezent, następnie wyciągnęła lewą rękę. Wardes uczuciowo chwycił ją i delikatnie pocałował.<br />
  +
[[Image:ZnT02-039.jpg|thumb]]
  +
Milczenie przerwało pytanie Henrietty. <br />
  +
- Jak się zowiesz? <br />
  +
- Wasza wysokość, jestem Magiem-Strażnikiem, dowódcą oddziału Gryfonów, Lord Wardes. - Z wdzięcznością, opuścił swoją głowę. Henrietta odpowiedziała:
  +
- Wzorcowy szlachcic. To bardzo dobrze rokuje. <br />
  +
- Jestem tylko uniżonym sługą Jej Wysokości. <br />
  +
- Było wiele szlachciców, co chcieliby to powiedzieć. Kiedy dziadek nadal żył, och... podczas wielkich rządów Filipa III, ogół szlachty posiadał ten rodzaj cudownej rycerskości. <br />
  +
- Smutne dzisiejsze czasy, Wasza Wysokość. <br />
  +
- Czy mogę liczyć na twoją lojalność, kiedy przywrócę stare, dobre czasy? <br />
  +
- Kiedy się to stanie, nie ważne gdzie będę, w bitwach na niebach, nie ma znaczenia co muszę opuścić, będę ci służył Wasza Wysokość. <br />
  +
Henrietta skinęła, Wardes jeszcze raz zasalutował, po czym oddalił się. <br />
  +
- Czy ten szlachcic jest bardzo uzdolniony? -Henrietta zapytała Mazarina. <br />
  +
-Lord Wardes. Jego runiczne imię brzmi „Światła”. „Biały Kraj” może tylko pochwalić się bardzo wąskim gronem osób, które są w stanie z nim walczyć. <br />
  +
- Wardes... Gdzieś już słyszałam tę imię. <br />
  +
- Myślę, że to jest niedaleko terytorium Lorda Vallière. <br />
  +
- Vallière? - Henrietta skinęła, na znak, że sobie przypomniała. To z osobą o tym nazwisku, chciała spotkać się w Akademii Magii. <br />
  +
- Kardynale, czy pamiętasz imię szlachcica, który pojmał Fouquet ? <br />
  +
- Niestety nie. <br />
  +
- Czy nie mówiłeś o rycerzu którego spotkamy? - Henrietta była zszokowana. <br />
  +
Mazrin nie był zainteresowany. <br />
  +
- Myślę, że to najwyższy czas, aby zmienić kodeks rycerski. Jedni chcą służyć w wojsku, inni nie. Jak możemy tak łatwo dawać tytuł rycerza komuś, kto aresztował złodzieja? Inaczej, rozumiem, że możemy walczyć z Albionem wraz z Germanią, ale to nie jest dobry pomysł aby stracić lojalność naszych szlachciców. <br />
  +
- Podejmujesz wiele decyzji, o których nic nie wiem, a powinnam. <br />
  +
Mazarin nie odpowiedział. Kontynuował rozmowę. Henrietta pamiętała, że nazwisko Vallière należy do szlachcica który złapał Fouqet. ''„Wszystko będzie dobrze” - Pomyślała Henrietta i uspokoiła się. - Mazarin spojrzał na Księżniczkę. <br />
  +
- Wasza Wysokość.., jest kilka... niestabilności pomiędzy Rodziną Królewską, a częścią szlachty. <br />
  +
Henrietta zdziwiła się. <br />
  +
- Ktoś zainterweniował w sprawie zamążpójścia Księżniczki i zniszczył nasz sojusz z Germanią. <br />
  +
Zimny pot oblał Księżniczkę. <br />
  +
- Nie miałaś z tym nic wspólnego, prawda, Wasza Wysokość? <br />
  +
Po długim milczeniu Henrietta odpowiedziała beznamiętnie.<br />
  +
- ...nie. <br />
  +
- Trzymam cię za słowo, Wasza Wysokość. <br />
  +
- Jestem Księżniczką. Nie kłamię. - Henrietta westchnęła. <br />
  +
- ...twój czternasty raz, Wasza Wysokość. <br />
  +
- Po prostu coś przyszło mi do głowy. Wszystko co mogę teraz zrobić to westchnąć. <br />
  +
- Wasza Wysokość, stabilność twojego stanu przyjdzie po ustabilizowaniu twoich uczuć. <br />
  +
- Mam tego absolutną świadomość. - Henrietta odpowiedziała apatycznie. Spojrzała na bukiet w jej ręce i zapytała z przygnębieniem - … czy kwiaty na drodze nie są błogosławione, Kardynale? <br />
  +
- Wszystko co wiem to, że kwiaty podarowane przez inną osobę są błogosławione. <br />
  +
<br />
  +
***
  +
<br />
  +
Kiedy Księżniczka dojechała do bram Akademii, szeregi studentów podniosło różdżki z ciszą i powaga. Za główną bramą były drzwi do głównej wieży. Osman stał z uwagą, aby przyjąć Księżniczkę. Kiedy karoca się zatrzymała, słudzy rozścielili czerwony dywan do jej drzwi. Strażnicy z napięciem informowali o jej przybyciu. <br />
  +
- Jej Najwyższa Wysokość, Księżniczka Królestwa Tristain, Henrietta przybyła! <br />
  +
Pierwszy z karocy wyszedł jednak Kardynał Mazarin. Studenci uklękli, lecz Mazarin nie zwrócił na to uwagi, trzymając rękę Księżniczki kiedy wychodziła. Uczniowie zaczęli klaskać. Młodzieńczy, promienny uśmiech emanował z Księżniczki kiedy szła elegancko. <br />
  +
- To jest Księżniczka Tristain? Heh... Wyglądam od niej lepiej. - Mówiła Kirche - Oh mój Boże, kto według ciebie wygląda lepiej? -obróciła się w stronę Saito, który leżał unieruchomiony na ziemi. <br />
  +
- Hau. <br />
  +
- Nie rozumiem kiedy tylko szczekasz! Kto jest ładniejszy? <br />
  +
Saito spojrzał na Louise, która uważnie patrzyła na księżniczkę. Kiedy tak stała, w ciszy, była bardzo słodka i ładna. Nie miało znaczenia jak mocno od niej obrywa, jak chłodno go traktuje, nawet jeżeli traktuje go jak psa, ten słodki widok potrafił oszołomić Saito i wprowadzić go w trans. Louise nagle poczerwieniała. O co jej chodzi? Spojrzał tam gdzie patrzyła Louise. Patrzyła na mającego kapelusz, super wyglądającego szlachcica jadącego na magicznej bestii z głową orła i ciałem lwa. Saito znalazł powód. ''Ten szlachcic wygląda jak niezły chłopak, jednak to nie jest powód dlaczego ona tak na niego patrzy i czerwienieje. Czy jestem zazdrosny? '' - Myślał gorączkowo Saito. ''Nie, nie może być. Nie mam tego rodzaju relacji z Louise. – Przywołał się do porządku. - To bez znaczenia, nadal mam Kirche. Brunet z dobrze wyposażonym portfelem. Jak się temu tak przyjrzeć, jest idealny dla Kirche. - Myślał raczej podniecony. - Ale Kirche poczerwieniała i również patrzyła na tego szlachcica. Saito opuścił głowę, nagle poczuł ciężar wszystkich łańcuchów, które ciągnęły się po ziemi. Tabitha tylko czytała książkę. Przybycie Księżniczki nie zrobiło na niej wrażenia. <br />
  +
- Mam tak po prostu zostać? - Saito zapytał Tabithe. Podniosła głowę znad książki, spojrzała na Louise i Kirche, znowu spojrzała na Saito i odpowiedziała: <br />
  +
- To tylko trzy dni. <br />
  +
<br />
  +
*** <br />
  +
<br />
  +
Tej nocy... <br />
  +
Saito leżąc na swoim posłaniu patrzył na Loise. Wydawało my się, że nie mogła się uspokoić. Nie mogła usiedzieć w miejscu, ciągle wstawała i zaraz siadała, przytulając poduszkę widocznie się czymś zamartwiała, to trwało od czasu, kiedy ujrzała dzisiaj tego szlachcica. Po tym, nic nie mówiąc, wróciła do pokoju jak duch i zachowywała się w ten sposób. <br />
  +
- Ty... wyglądasz upiornie. - Zaczął Saito. - Nie zareagowała. Wstał podszedł i spojrzał jej w oczy. Żadnej reakcji. <br />
  +
- Trochę za upiornie- Pociągnął za jej włosy. Włosy Louise były bardzo delikatne, miłe w dotyku i kiedy ciągnął je nieznacznie, powinna oderwać się od niego. Użył trochę siły do pociągnięcia, ale ona nadal nie reagowała. <br />
  +
- Czas zmienić twoją piżamę. - Pokaźnie zasalutował i wyciągnął dla niej bluzę, pomału ją rozbierając. Teraz miała na sobie tylko bieliznę. Nadal się nie poruszała, jak pod wpływem zaklęcia...
  +
- Nudne... Co jest z nią nie tak? Rany... Saito zakaszlał. <br />
  +
- Mistrzu. W moim świecie istnieje technika „masaż powiększający piersi”. <br />
  +
Oczywiście zaczął ją masować… Saito poczerwieniał.
  +
- Trzesz je w taki sposób i wtedy pomału staną się większe. Możesz powiedzieć, że to magia. - Saito przeciągnął swoje dłonie, i zaczął ją masować. <br />
  +
- Co to? Gdzie one są? Dlaczego ich tutaj nie ma? Oh... one są tutaj. - I wtedy pokręcił głową. - Rany. Pomyliłem się. Twoja klatka jest płaska, to dlatego. <br />
  +
Louise nadal się nie ruszała, nawet w trakcie wykonywania „masażu” przez Saito. <br />
  +
- Jestem.., kim ja jestem. I-Idiotą. Co ja teraz zrobię? - Gdy to powiedział, pokręcił głową i położył się na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Był widocznie zakłopotany tym co teraz zrobił. I wtedy się załamał. Nie mógł w żaden sposób jej rozweselić, to raniło jego uczucia. Kiedy Saito miotał się w bezładzie, ktoś zapukał do drzwi <br />
  +
-Kto to może być - Saito zapytał Louise. <br />
  +
Pukanie było bardzo systematyczne. Zaczynało się od dwóch długich uderzeń, po czym następowały trzy krótkie uderzenia. Louise nagle wybudziła się ze swojego transu. Założyła ubrania, wstała i otworzyła drzwi. Stała tam dziewczyna, zasłonięta czarną peleryną. Ogarnęła spojrzeniem pokój, upewniając się, że są sami i weszła do środka zamykając za sobą drzwi. <br />
  +
- ...ty jesteś?- Zszokowana Louise ledwo panowała nad głosem <br />
  +
Zasłonięta dziewczyna przyłożyła palec do ust i powiedziała „ciii” i wyciągnęła różdżkę zza czarnej peleryny i lekko poruszyła nią inkantując krótkie zaklęcie. Świecący proszek wypełnił pomieszczenie. <br />
  +
- Zaklęcie Ciszy? - Zapytała Louise. Zasłonięta dziewczyna skinęła.
  +
- Ta moc ma extra uszy i oczy dookoła. <br />
  +
Gdy upewniła się, że pokój ma magiczne uszy i nie ma dziur do podglądania, pomału zdjęła kaptur. Stała przed nimi Księżniczka Henrietta. Saito wstrzymał oddech. Louise była teraz bardzo słodka, ale ta Księżniczka nie ustępowała jej w niczym. Louise natychmiast uklękła na kolanie. Saito nie miał pojęcia jak ma się zachować, więc po prostu stał osłupiały. Henrietta chłodno i delikatnie powiedziała: <br />
  +
- Szmat czasu, Vallière.
 
== Przekład ==
 
== Przekład ==
   

Revision as of 08:58, 5 September 2016

Rozdział drugi: Smutek Jej Królewskiej Mości

Poranek.
Klasowi koledzy Loiuse zrobili wielkie oczy, gdy weszła do klasy, pewnie dlatego, że ciągnęła za sobą łańcuch, na końcu którego uczepiony był ciężko pobity Saito. Twarz Loiuse emanowała ekstremalnie niebezpieczną aurą, a jej piękne brwi wykrzywione były złością. Zmierzwiła włosy.
- Wow, Louise. Co tutaj przytargałaś?! - Montmorency Fragrance, przesadnie demonstrując zdziwienie.
- Mojego Chowańca
- W porządku... Jak się mu tak przyjrzeć z bliska, to rzeczywiście on. - Montmorency przytaknęła. Jednak ogromny siniak i zakrzepła krew na twarzy, sprawiała że tylko nieliczni rozpoznawali w nim Saito. Jego głowa, wraz z nadgarstkami zakuta była w dyby. Spojrzał na zablokowane nadgarstki i został przeciągnięty jak worek śmieci.
- Co on zrobił?
- Miał czelność wpełznąć do mojego łóżka.
- Och! - Montmorency zareagowała zbyt emfatycznie, strzępiąc pięknie zakręconą fryzurą. - Wulgarne! Och, wchodzenie do czyjegoś łóżka jest takie... Och! Brudne! Nieczyste! Bardzo nieczyste! - Przygryzła kawałek chusteczki, kiedy mówiła o reputacji, przodkach i tak dalej. Mierzwiąc swoje czerwone włosy, Kirche weszła do klasy gapiąc się na Louise.
- To musi być twój sposób uwodzenia, prawda Louise? Sprośnie, doprawdy sprośnie Louise, uwodzisz Saito jak zwyczajna dziewka, czyż nie?
- I kto tu jest niby sprośny? Nie ma mowy, abym go uwodziła!
- Rany... być rannym przez to... biedaczek... pozwól, że cię uleczę. - Kirche przytuliła głowę Saito. Jej ogromne piersi prawie go udusiły, może go nie uzdrowiły, ale czuł się jak w siódmym niebie.
- Ej, ej, ej...
- Czy wszystko w porządku? Gdzie cię boli? Uleczę cię zaklęciem
- Leż spokojnie. Nie możesz używać zaklęć leczniczych , prawda? Twoje runiczne imię to „Ciepło” jak udar cieplny. Zwolnij nieco - powiedziała Louise z oburzeniem.
-Jest żarliwy. Żar-liwy. Nigdy bym nie pomyślała, że twoja pamięć to również Zero. - Kirche spojrzała na klatkę piersiową Louise -Widzisz. Twój przydomek „Zero” nie jest tylko o twoich piersiach i magii!
Twarz Louise momentalnie poczerwieniała. Mimo to, zaśmiała się chłodno, zagryzając wargi.
- Dlaczego mam przejmować się słowami kobiety, która nieustannie chwali się piersiami? Myślisz że wszystkie kobiety przejmują się rozmiarem swoich piersi? Masz naprawdę pomieszany tok myślenia. Twój mózg musi być pusty albo coś... wszystkie składniki odżywcze idą w twoje p-piersi... twój mózg m-musi być p-pu-pusty...
Mimo że, próbowała zachować spokój, głos jej zamarł. Zrozumiała, że przyjęła bardzo osobistą ofensywę.
-Twój głos drży, Vallière - Kirche delikatnie podtrzymywała Saito, jego ciało nadal było pokryte siniakami i ranami. Kirche przyłożyła głowę to jego klatki - Och, skarbie, czy myślisz ze piersiasta Kirch jest głupia?
-N-nie... j-jesteś bardzo inteligentna!-Saito prowadzony ekstazą, szamotał swoją głową pomiędzy piersiami Kirche.
Brew Louise podniosła się i pociągnęła pełną siłą łańcuch który trzymała w ręku.
- Chodź tu! - Zablokowana głowa Saito, nadgarstki i całe ciało ciężko uderzyło o ziemie. Louise stanęła nad nim i powiedziała chłodnym głosem. - Kto pozwolił ci rozmawiać z ludźmi? Możesz mówić tylko „hau”, psie.
- Hau, tak pani - Saito odpowiedział cicho.
- Głupi pies. Zrób to znowu. Co mówisz gdy chcesz powiedzieć „tak”?
- Hau.
- Dokładnie. Mówisz „hau” raz. Co mówisz gdy chcesz powiedzieć „Zrozumiałem, mistrzu?”.
- Hau, hau!
- Dokładnie. Mówisz „hau” dwa razy. Co jeżeli „Idę do łazienki”?
- Hau, hau, hau!
- Brawo! Mówisz „hau” trzy razy. To doskonałe słownictwo dla takiego głupiego psa, więc nie musisz mówić nic innego.
- ... Hau.
- Szczekanie jest równie słodkie! – Powiedziała Kirche, pieszcząc podbródek Saita. - Awww... możesz przyjść do mojego łóżka dzisiaj w nocy? Jak będzie? Mogę szczekając wylizać tyle miejsc ile będziesz chciał!
Saito nagle wstał na kolana, pokazał ogon, który przyczepiła mu Louise, a był zrobiony z miotły. Były również uszy zrobione z łachmanów.
- Hau! Hau! Hau, hau!
Louise dyskretnie ale z wielką siłą pociągła łańcuch
- Ty mały...
I ze złością stanęła nad nim.
- Czy nie powiedziałem „hau”, kiedy chciałem się porozumieć!? - Saito miał dość, wstał z miną „lepiej dać mi nauczkę” i spojrzał Louise prosto w twarz. Pociągnęła za łańcuch u jego stóp, a ten zwalił się z łoskotem.
-Masz zupełnie podobną pasję co psy. Nie tylko machasz ogonem na dziewczynę Zerbst’ów, ale również atakujesz swoją mistrzynię. Nikczemny. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo nieodpowiednio. - Louise wyciągnęła pejcz z plecaka i zaczęła bić nim energicznie Saito.
- Auć! Przestań! Przestań! P-R-Z-E-S-T-A-Ń!- Jego ciało było unieruchomione, a Saito mógł jedynie tarzać się na ziemi!
-Auć? To nie jest „hau”? To jest „hau”! Czy nie wszystkie psy mówią „hau”?
Odgłosy chłosty rozlegały się po sali wykładowej. Włosy Louise latały dookoła kiedy biczowała Saito, który rozpaczliwie próbował uciec. Saito robił płaczliwe „hau” kiedy tylko poczuł ból. Nikt wtedy by nie pomyślał, że Saito jest Legendarnym Chowańcem.

ZnT02-039.jpg

Uczniowie w sali przyglądali się tej żenującej scenie, zastanawiając się: „Czy ten Chowaniec rzeczywiście pokonał Guiche? Czy naprawdę pojmał zbrodniarkę Fouquet?”
TRZASK! TRZASK!
Studenci w milczeniu przyglądali się jak Loiuse biła Saito. Gdy tylko spostrzegła, że wszyscy przypatrują się scenie, jej twarz pokryła się pąsem. Szybko odrzuciła swój bicz i założyła ręce.
- K-Koniec kary!
„Rozumiemy, że go karała, ale rety…” - przerażeni tą sceną, uczniowie powoli się rozchodzili.
- Czy nie jesteś jedną z tych gorących, Vallière?- powiedziała znudzona Kirche
Louise spojrzała na nią z grymasem na twarzy. Saito z wycieczenia spowodowanego bólem, leżał omdlały na ziemi. Drzwi się otworzyły i wszedł Profesor Kaita. Uczniowie zajęli miejsca na krzesłach. Profesor był jednym z tych którzy zrugali Profesor Chevreuse, która poczuła się śpiąca na straży podczas wydarzenia z Fouquet. Osman powiedział mi, że „Bardzo łatwo cię rozzłościć.”. Długie, ciemne włosy i ciemna peleryna tworzyła wrażenie nieprzyjaznego i niekomfortowego człowieka. Mimo że był młody, jego nieuprzejme maniery i chłodne spojrzenie budowały złą reputacje wśród uczniów.
- Zacznijmy lekcje. Jak wszyscy wiedzą, moje runiczne imię brzmi „gust”. - Został otoczony różnokolorowymi gwiazdami, usatysfakcjonowany kontynuował.
- Zerbst, czy wiesz jaki jest najsilniejszy element?
- Czy to nie jest „otchłań”?
- Nie pytam cię o legendy. Chcę czegoś rzeczywistego.
Wtedy Kirche ufnie odpowiedziała.
- Wtedy to jest element ognia, profesorze. - Powiedziała z nieodpartym uśmiechem.
- Oh? Dlaczego tak uważasz?
- Gorąco i pasja może spalić wszystko i nic, więc czego jeszcze trzeba na dowód?
- Obawiam się, że tak nie jest. - Kaita położył ręce na biodrach. – Spróbujmy, zaatakuj mnie twoim najsilniejszym ognistym atakiem.
Kirche się zdziwiła. „Co ten nauczyciel wyprawia?”
-Na co czekasz? Chyba kazałem ci rzucić na mnie najlepsze ogniste zaklęcie, prawda? - kontynuował Kaita. - Nie zdołasz mnie poparzyć.
- Nie ma problemu. Przyjmij moje najlepsze uderzenie. Ognistoczerwone włosy rodziny Zerbst'ów nie są tylko na pokaz.
Kirche spoważniała nagle. Wyciągnęła różdżkę spomiędzy piersi, na końcówkach jej płomienno-purpurowych, długich włosów zatańczyły płomyki. Wykonała gest dłonią i na końcu różdżki pojawiła się mała kula ognia. W trakcie inkantacji zaklęcia, kula ognia powiększała się i w rezultacie płomienie były wielkie na metr. Uczniowie schowali się pod stolikami w panice. Jej ręka wykonała ruch przed piersią i wystrzeliła kulę ognia. Kaita nawet się nie poruszył. Uniósł różdżkę i stworzył szybującą falę kształtującą się w coś na wzór roztańczonych mieczy. Nagle powstała wichura, która z łatwością rozwiała ogromną kulę ognia. Impet zaklęcia przewrócił Kirche, stojącą na drugim końcu pomieszczenia.
-Wszyscy posłuchajcie. Powiem wam dlaczego element wiatru jest silniejszy. To proste. Wiatr może rozwiać wszystko. Ogień, Woda i Ziemia nie mogą znaleźć oparcia kiedy spotykają się z wystarczająco silnym wiatrem. - Kaita fertycznie powiedział. - Niefortunnie, nie mogę tego przetestować, ale prawdopodobnie Otchłań też nie miałaby szans. To jest właśnie potęga elementu wiatru.
Kirche wstała niezadowolona i założyła ręce. Kaita kontynuował: - Niewidoczny wiatr jest w stanie stworzyć tarczę mogącą ochronić wszystkich i jeżeli zajdzie taka potrzeba, lance aby rozproszyć wrogów. I jeszcze jeden powód dlaczego wiatr jest najsilniejszy... - Podniósł różdżkę „YOBIKISUTA DERU WIND...” i zaczął inkantować zaklęcie.
Jednakże, w tym momencie drzwi do klasy otwarły się i wszedł zdenerwowany Colbert. Był dziwnie ubrany, na głowie miał ogromną złotą perukę. Dodatkowo jego ubranie miało dużo intrygujących dekoracji. Dlaczego on się tak wystroił? – wszyscy się zastanawiali.
- Profesorze Colbert? - Kaita uniósł brwi.
- Ach! Przepraszam za najście, Profesorze Kaita.
- Jesteśmy w trakcie lekcji. - Oznajmił Kaita, patrząc na Colberta. - Dzisiejsze lekcje są odwołane. - Poinformował Colbert. Uśmiechy pojawiły się na twarzach uczniów. Colbert znowu przemówił:
- Mam wam coś do powiedzenia.
Colbert przesadnie przechylił głowę do tyłu, przez co jego peruka opadła. Wtedy ponura atmosfera jaką stworzył Kaita zniknęła i wszyscy zaczęli się śmiać. Tabitha, która siedziała z przodu, spojrzała na jego głowę i niespodziewanie rzekła:
- Lśniąca.
Rozległy się jeszcze głośniejsze śmiechy. Kirche śmiała się kiedy Tabitha wzruszyła ramionami.
- Naprawdę potrafisz mówić!
Colbert poróżowiał i głośno krzyknął:
- CISZA! Tylko plebs się tak śmieje! Szlachta tylko chichocze i opuszcza głowę kiedy usłyszy coś zabawnego! Inaczej inni szlachcice zakwestionują nasze rezultaty wychowawcze!
W klasie zrobiło się cicho jak makiem zasiał.
- W porządku. Słuchajcie wszyscy, dzisiaj jest jeden z najważniejszych dni Akademii Magii Tristain. Są to urodziny wielkiego Brimira Założyciela, bardzo ważny dzień!
Colbert się wyprostował i założył ręce za siebie
- Jest bardzo prawdopodobne, że córka Jej Wysokości, piękny kwiat którym my Tristainczycy możemy się chwalić - Księżniczka Henrietta może do nas przyjechać w drodze powrotnej z Germianii.
Gwizdów i oklasków nie było końca.
- Dlatego, nie możemy sobie pozwolić na leniuchowanie. To bardzo nagłe wieści, więc rozpoczęliśmy przygotowania do przyjęcia jej z należytymi honorami. W związku z tym, dzisiejsze zajęcia są odwołane. Wszyscy studenci są proszeni o założenie swoich szat wyjściowych i ustawienia się przy wejściu głównym. - Uczniowie z niepokojem skinęli głową na znak zgody. Colbert surowo skinął na odchodnym i głośno zakomunikował. - To jest doskonała okoliczność do pokazania Jej Wysokości jak wygląda prawdziwa szlachta. Każdy musi pokazać się z jak najlepszej strony Jej Wysokości! Rozejść się!

***

Cztery konie o złotych powrozach ciągnęły cicho karocę na drodze do Akademii Magii. Karoca była doskonale pokryta złotymi, srebrnymi i platynowymi zdobieniami . Zdobienia te tworzyły Królewski Herb. Skrzyżowane jednorożce z kryształową laską sygnalizowały, że ta karoca należy do Jej Wysokości Księżniczki. Przyjrzawszy się z bliska, można było zauważyć, że ogiery ciągnące karocę nie były zwykłymi końmi. To były jednorożce tak jak na Królewskim Herbie. Jednorożce jak mówiły legendy pozwalały dosiadać się jedynie najpiękniejszym dziewczętom, co sprawiało, że najlepiej pasowały jako ogiery ciągnące karocę Księżniczki . Okna w karocy miały bluszczowe ramy i zasłonki, więc nikt z zewnątrz nie mógł zajrzeć do środka. Za karocą Księżniczki jechał Kardynał Mazarin, który posiadał wielki autorytet polityczny od kiedy Jego Królewska Mość zmarł. Jego karoca nie ustępowała splendoru karocy Jej Wysokości Księżniczki. De facto była jeszcze bardziej upiększona. Różnica pomiędzy tymi karocami odzwierciedlała siłę autorytetu w Tristain. Dookoła karoc jechali Strażnicy Królewscy, szwadron magów. Pochodzący z najlepszych domów szlacheckich, Magowie Królewskich reprezentowali dumę wszystkich szlachciców w kraju. Każdy szlachcic marzył o założeniu czarnej peleryny Magów Królewskich, a każda szlachcianka marzyła o zastaniu żoną jednego z nich. Strażnicy Królewscy byli symbolem Tristain. Droga była wyłożona kwiatami, które chłopi porozrzucali wzdłuż drogi. Cały czas można było usłyszeć wołania podążające za karocami „Niech żyje Tristain! Niech żyje Księżniczka Henrietta!”, a wcale nie tak rzadko i „Niech żyje Kardynał Mazarin!”, które jednak bladły przy wołaniach na cześć Księżniczki. Nie był dobrze traktowany, bo był podobno chłopskiej krwi. Ktoś by powiedział, że to smutne jak na jego pozycje. Zasłony karocy zostały odsłonięte i wszyscy mogli ujrzeć oblicze młodej Księżniczki. Uśmiechów nie było końca. Ona również się uśmiechnęła.

***

Henrietta zasłoniła zasłony i ciężko westchnęła, tracąc swój piękny uśmiech który posłała do chłopów. Wszystko co zostało, to niepokój i głęboka melancholia niestosowna do jej wieku. Księżniczka miała 17 lat. Z szczupłą sylwetką, jasnoniebieskimi oczami i wysokim nosem, była olśniewająco piękna. Jej smukłe palce pasowały do kryształowych pierścieni. Przez wzgląd na to, że w jej żyłach płynie królewska krew, była oczywiście magiem. Ani uśmiechy wzdłuż drogi, ani latające kwiaty w powietrzu nie powodowały uśmiechu na jej twarzy. Wydawało się, że frasuje ją niestabilność polityczna i uczuciowa. Siedzący obok niej, Mazarin patrzył na nią. Ubrany jak kapłan w szary formalny strój, był chudym, wątłym mężczyzną mającym czterdzieści-parę lat. Jego włosy i broda miała biały kolor, patrząc na jego palce u dłoni, można było zobaczyć kości, co sprawiało wrażenie, że jest o wiele starszy, niż jest w rzeczywistości. Od kiedy Jego Wysokość zmarł, jego stalowa wola trzymała pieczę nad stosunkami między krajowymi. Mazarin po prostu wyszedł ze swojej karocy i wszedł do karocy Księżniczki. Chciał porozmawiać o polityce, ale Księżniczka tylko westchnęła, więc nie drążył tematu.
- To jest twój trzydziesty raz dzisiaj, Wasza Wysokość. - Mazarin zakomunikował z niepokojem.
- Hmm? Co?
- Te westchnięcia. Ktoś z Rodziny Królewskiej nie powinien robić tego cały czas na wprost poddanych.
- Poddanych!? Co? - Henrietta była zszokowana - Czyż nie jesteś Królem Tristain? Czy Wasza Wysokość wie o hałasie na ulicach?
- Nie jestem świadomy. - Mazarin odpowiedział obojętnym tonem. To było kłamstwo. Wiedział wszystko o Tristain, od kiedy Halkegenia zmniejszyła ilość ognistych smoków żyjących w wulkanach. Wiedział wszystko o tym. Po prostu mówił, że nie wie.
- Więc pozwól, że ci powiem. Tristain'ska Rodzina Królewska jest piękna, ale nie dzierży berła. Kardynale, ty masz berło. Kości ptaków ubierają szary kapelusz...
Mazarin zamrugał. Słowa „kości ptaków”, zostały wypowiedziane w sposób nie kryjący odrazy.
- Proszę nie powtarzaj plotek plebsu, w tak beztroski sposób...
- Dlaczego nie? To tylko plotki. Wychodzę za Króla Germanii, tak jak mi radziłeś.
- Nic na to nie poradzimy. Sojusz z Germanią jest bardzo ważny dla Tristain - powiedział Mazarin.
- Jestem tego świadoma.
- Wasza wysokość rozumie rebelię przeprowadzoną w „Białym Państwie” Albionie przez tych idiotów? Ci ludzie nie rozumieją tolerancji i poddaństwa w Halkeginii. - Zmarszczył brwi.
- Niewychowane, niewybredne imbecyle! Próbują położyć ręce na Księciu. Nawet jeżeli ten świat im wybaczy te zachowania, Brimir Założyciel nie powinien im tego wybaczyć. Ja im tego nie wybaczę!
- Rzeczywiście. Jednakże szlachta Albiońska ma wielką moc. Albiońska Rodzina Królewska może nie dotrwać jutra. Jeden Brimir Założyciel darował trzem upadek, tak jak teraz. Eh.. kraje nie powinny ingerować w sprawy prywatne.
- Albiońska Rodzina Królewska jest niczym w porównaniu do Germańskiej. Takie są moje spostrzeżenia Nie masz racji mówiąc to jako Kardynał.
- Głęboko przepraszam. Zamierzam zapytać się o radę Brimira Założyciela, zanim udam się na spoczynek. Jednakże, zapewne masz rację, Wasza Wysokość.
Henrietta tylko skinęła głową. Ten gest wyolbrzymiał jej piękno.
- Słowa tych głupich Albiońskich szlachciców.., mają tupet deklarując zamiar zjednoczenia całej Halkeginii. Tristain może być ich kolejnym celem, gdy tylko stłumią powstanie. Jeżeli tak to będzie wyglądało, to może być zbyt późno, jeżeli nie przeprowadzimy przygotowań już teraz. - Mazarin wyjaśniał to Henriecie, która patrząc przez okno okazywała brak zainteresowania. - Analizując akcje nieprzyjaciela, na początku należy stworzyć odpowiednie warunki polityczne, Wasza Wysokość. Jeżeli stworzymy sojusz z Germanią, stworzymy pakt przeciwko rządowi Albionu i zagwarantujemy państwu przetrwanie.
Henrietta znowu westchnęła. Mazarin odsłonił zasłonę i wyjrzał przez okno. Ujrzał cień swojej chwały. Młody, zapierający dech w piersiach szlachcic, na głowie miał skórzany kapelusz i długą brodę, maszerował za konwojem. Herb oddziału gryfonów znajdował się na jego czarnej pelerynie, jedna spojrzenie wystarczało, aby wiedzieć dlaczego. Miał głowę, skrzydła i szpony orła oraz ciało i tylne łapy lwa. Gryfon. Ten człowiek był jednym z trzech liderów Magów-Strażników, Jeździec Gryfiński, Kapitan Lord Wardes. Jego dywizja składała się z najbardziej niezapomnianych spośród Magów-Strażników głównie dla Mazarina. Dzierżąc niebezpieczne magiczne męstwo. Magowie-Strażnicy byli skomponowani z najbardziej wyselekcjonowanych ludzi wśród szlachty, a większość z nich rodem z magicznych bestii. Byli symbolem potęgi i chwały Tristain.
- Wzywałaś mnie, Wasza Wysokość? - Oczy Wardesa zamigotały, po czym spojrzał w okno karocy. Okno pomału się otworzyło i wyjrzał Mazarin.
- Wardesie, Jej Wysokość ma depresję. Czy możesz zdobyć coś dla nas co może ją rozweselić?
- Zrozumiałem - Wardes skinął i zaczął taksować drogę spojrzeniem orła. Szybko znalazł małe miejsce na ulicy i skierował tam gryfona. Wyciągnął długą różdżkę zza pasa i z inkantował krótkie zaklęcie. Mały poryw wiatru zebrał wszystkie porozrzucane po ziemi płatki w ręce Wardesa. Wrócił z powrotem do karocy z bukietem i pokazał go Mazarinowi, Mazarin podniósł brwi i zaproponował:
- Kapitanie, proszę wręczyć prezent Jej Wysokości osobiście.
- To będzie dla mnie honor. - Wardes zasalutował i podjechał od drugiej strony karety. Okno pomału się otworzyło, po czym Henrietta wyciągnęła rękę, aby przyjąć prezent, następnie wyciągnęła lewą rękę. Wardes uczuciowo chwycił ją i delikatnie pocałował.

ZnT02-039.jpg

Milczenie przerwało pytanie Henrietty.
- Jak się zowiesz?
- Wasza wysokość, jestem Magiem-Strażnikiem, dowódcą oddziału Gryfonów, Lord Wardes. - Z wdzięcznością, opuścił swoją głowę. Henrietta odpowiedziała: - Wzorcowy szlachcic. To bardzo dobrze rokuje.
- Jestem tylko uniżonym sługą Jej Wysokości.
- Było wiele szlachciców, co chcieliby to powiedzieć. Kiedy dziadek nadal żył, och... podczas wielkich rządów Filipa III, ogół szlachty posiadał ten rodzaj cudownej rycerskości.
- Smutne dzisiejsze czasy, Wasza Wysokość.
- Czy mogę liczyć na twoją lojalność, kiedy przywrócę stare, dobre czasy?
- Kiedy się to stanie, nie ważne gdzie będę, w bitwach na niebach, nie ma znaczenia co muszę opuścić, będę ci służył Wasza Wysokość.
Henrietta skinęła, Wardes jeszcze raz zasalutował, po czym oddalił się.
- Czy ten szlachcic jest bardzo uzdolniony? -Henrietta zapytała Mazarina.
-Lord Wardes. Jego runiczne imię brzmi „Światła”. „Biały Kraj” może tylko pochwalić się bardzo wąskim gronem osób, które są w stanie z nim walczyć.
- Wardes... Gdzieś już słyszałam tę imię.
- Myślę, że to jest niedaleko terytorium Lorda Vallière.
- Vallière? - Henrietta skinęła, na znak, że sobie przypomniała. To z osobą o tym nazwisku, chciała spotkać się w Akademii Magii.
- Kardynale, czy pamiętasz imię szlachcica, który pojmał Fouquet ?
- Niestety nie.
- Czy nie mówiłeś o rycerzu którego spotkamy? - Henrietta była zszokowana.
Mazrin nie był zainteresowany.
- Myślę, że to najwyższy czas, aby zmienić kodeks rycerski. Jedni chcą służyć w wojsku, inni nie. Jak możemy tak łatwo dawać tytuł rycerza komuś, kto aresztował złodzieja? Inaczej, rozumiem, że możemy walczyć z Albionem wraz z Germanią, ale to nie jest dobry pomysł aby stracić lojalność naszych szlachciców.
- Podejmujesz wiele decyzji, o których nic nie wiem, a powinnam.
Mazarin nie odpowiedział. Kontynuował rozmowę. Henrietta pamiętała, że nazwisko Vallière należy do szlachcica który złapał Fouqet. „Wszystko będzie dobrze” - Pomyślała Henrietta i uspokoiła się. - Mazarin spojrzał na Księżniczkę.
- Wasza Wysokość.., jest kilka... niestabilności pomiędzy Rodziną Królewską, a częścią szlachty.
Henrietta zdziwiła się.
- Ktoś zainterweniował w sprawie zamążpójścia Księżniczki i zniszczył nasz sojusz z Germanią.
Zimny pot oblał Księżniczkę.
- Nie miałaś z tym nic wspólnego, prawda, Wasza Wysokość?
Po długim milczeniu Henrietta odpowiedziała beznamiętnie.
- ...nie.
- Trzymam cię za słowo, Wasza Wysokość.
- Jestem Księżniczką. Nie kłamię. - Henrietta westchnęła.
- ...twój czternasty raz, Wasza Wysokość.
- Po prostu coś przyszło mi do głowy. Wszystko co mogę teraz zrobić to westchnąć.
- Wasza Wysokość, stabilność twojego stanu przyjdzie po ustabilizowaniu twoich uczuć.
- Mam tego absolutną świadomość. - Henrietta odpowiedziała apatycznie. Spojrzała na bukiet w jej ręce i zapytała z przygnębieniem - … czy kwiaty na drodze nie są błogosławione, Kardynale?
- Wszystko co wiem to, że kwiaty podarowane przez inną osobę są błogosławione.

***
Kiedy Księżniczka dojechała do bram Akademii, szeregi studentów podniosło różdżki z ciszą i powaga. Za główną bramą były drzwi do głównej wieży. Osman stał z uwagą, aby przyjąć Księżniczkę. Kiedy karoca się zatrzymała, słudzy rozścielili czerwony dywan do jej drzwi. Strażnicy z napięciem informowali o jej przybyciu.
- Jej Najwyższa Wysokość, Księżniczka Królestwa Tristain, Henrietta przybyła!
Pierwszy z karocy wyszedł jednak Kardynał Mazarin. Studenci uklękli, lecz Mazarin nie zwrócił na to uwagi, trzymając rękę Księżniczki kiedy wychodziła. Uczniowie zaczęli klaskać. Młodzieńczy, promienny uśmiech emanował z Księżniczki kiedy szła elegancko.
- To jest Księżniczka Tristain? Heh... Wyglądam od niej lepiej. - Mówiła Kirche - Oh mój Boże, kto według ciebie wygląda lepiej? -obróciła się w stronę Saito, który leżał unieruchomiony na ziemi.
- Hau.
- Nie rozumiem kiedy tylko szczekasz! Kto jest ładniejszy?
Saito spojrzał na Louise, która uważnie patrzyła na księżniczkę. Kiedy tak stała, w ciszy, była bardzo słodka i ładna. Nie miało znaczenia jak mocno od niej obrywa, jak chłodno go traktuje, nawet jeżeli traktuje go jak psa, ten słodki widok potrafił oszołomić Saito i wprowadzić go w trans. Louise nagle poczerwieniała. O co jej chodzi? Spojrzał tam gdzie patrzyła Louise. Patrzyła na mającego kapelusz, super wyglądającego szlachcica jadącego na magicznej bestii z głową orła i ciałem lwa. Saito znalazł powód. Ten szlachcic wygląda jak niezły chłopak, jednak to nie jest powód dlaczego ona tak na niego patrzy i czerwienieje. Czy jestem zazdrosny? - Myślał gorączkowo Saito. Nie, nie może być. Nie mam tego rodzaju relacji z Louise. – Przywołał się do porządku. - To bez znaczenia, nadal mam Kirche. Brunet z dobrze wyposażonym portfelem. Jak się temu tak przyjrzeć, jest idealny dla Kirche. - Myślał raczej podniecony. - Ale Kirche poczerwieniała i również patrzyła na tego szlachcica. Saito opuścił głowę, nagle poczuł ciężar wszystkich łańcuchów, które ciągnęły się po ziemi. Tabitha tylko czytała książkę. Przybycie Księżniczki nie zrobiło na niej wrażenia.
- Mam tak po prostu zostać? - Saito zapytał Tabithe. Podniosła głowę znad książki, spojrzała na Louise i Kirche, znowu spojrzała na Saito i odpowiedziała:
- To tylko trzy dni.

***

Tej nocy...
Saito leżąc na swoim posłaniu patrzył na Loise. Wydawało my się, że nie mogła się uspokoić. Nie mogła usiedzieć w miejscu, ciągle wstawała i zaraz siadała, przytulając poduszkę widocznie się czymś zamartwiała, to trwało od czasu, kiedy ujrzała dzisiaj tego szlachcica. Po tym, nic nie mówiąc, wróciła do pokoju jak duch i zachowywała się w ten sposób.
- Ty... wyglądasz upiornie. - Zaczął Saito. - Nie zareagowała. Wstał podszedł i spojrzał jej w oczy. Żadnej reakcji.
- Trochę za upiornie- Pociągnął za jej włosy. Włosy Louise były bardzo delikatne, miłe w dotyku i kiedy ciągnął je nieznacznie, powinna oderwać się od niego. Użył trochę siły do pociągnięcia, ale ona nadal nie reagowała.
- Czas zmienić twoją piżamę. - Pokaźnie zasalutował i wyciągnął dla niej bluzę, pomału ją rozbierając. Teraz miała na sobie tylko bieliznę. Nadal się nie poruszała, jak pod wpływem zaklęcia... - Nudne... Co jest z nią nie tak? Rany... Saito zakaszlał.
- Mistrzu. W moim świecie istnieje technika „masaż powiększający piersi”.
Oczywiście zaczął ją masować… Saito poczerwieniał. - Trzesz je w taki sposób i wtedy pomału staną się większe. Możesz powiedzieć, że to magia. - Saito przeciągnął swoje dłonie, i zaczął ją masować.
- Co to? Gdzie one są? Dlaczego ich tutaj nie ma? Oh... one są tutaj. - I wtedy pokręcił głową. - Rany. Pomyliłem się. Twoja klatka jest płaska, to dlatego.
Louise nadal się nie ruszała, nawet w trakcie wykonywania „masażu” przez Saito.
- Jestem.., kim ja jestem. I-Idiotą. Co ja teraz zrobię? - Gdy to powiedział, pokręcił głową i położył się na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Był widocznie zakłopotany tym co teraz zrobił. I wtedy się załamał. Nie mógł w żaden sposób jej rozweselić, to raniło jego uczucia. Kiedy Saito miotał się w bezładzie, ktoś zapukał do drzwi
-Kto to może być - Saito zapytał Louise.
Pukanie było bardzo systematyczne. Zaczynało się od dwóch długich uderzeń, po czym następowały trzy krótkie uderzenia. Louise nagle wybudziła się ze swojego transu. Założyła ubrania, wstała i otworzyła drzwi. Stała tam dziewczyna, zasłonięta czarną peleryną. Ogarnęła spojrzeniem pokój, upewniając się, że są sami i weszła do środka zamykając za sobą drzwi.
- ...ty jesteś?- Zszokowana Louise ledwo panowała nad głosem
Zasłonięta dziewczyna przyłożyła palec do ust i powiedziała „ciii” i wyciągnęła różdżkę zza czarnej peleryny i lekko poruszyła nią inkantując krótkie zaklęcie. Świecący proszek wypełnił pomieszczenie.
- Zaklęcie Ciszy? - Zapytała Louise. Zasłonięta dziewczyna skinęła. - Ta moc ma extra uszy i oczy dookoła.
Gdy upewniła się, że pokój ma magiczne uszy i nie ma dziur do podglądania, pomału zdjęła kaptur. Stała przed nimi Księżniczka Henrietta. Saito wstrzymał oddech. Louise była teraz bardzo słodka, ale ta Księżniczka nie ustępowała jej w niczym. Louise natychmiast uklękła na kolanie. Saito nie miał pojęcia jak ma się zachować, więc po prostu stał osłupiały. Henrietta chłodno i delikatnie powiedziała:
- Szmat czasu, Vallière.

Przekład

Gruntowna korekta: Wicher
Tłumaczył: Someone
Poprzednia wersja tłumaczenia: Nastii.chan



Cofnij do Rozdziału 1 z Tomu 2 - Sekretna łódka Powrót do strony głównej Idź do Rozdziału 3 z Tomu 2 - Prośba przyjaciela z dzieciństwa