Difference between revisions of "Zero no Tsukaima wersja polska Tom 2 Rozdział 3"

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search
m (Undo revision 500789 by XPikacz (talk))
Line 1: Line 1:
 
===== <big>Rozdział 3 - Prośba przyjaciela z dzieciństwa</big> =====
 
===== <big>Rozdział 3 - Prośba przyjaciela z dzieciństwa</big> =====
  +
Księżniczka Henrietta, która przybyła do pokoju Louise, wyglądała jakby miała przezwyciężać emocję. Przytuliła się do klęczącej dziewczyny. <br />
Rozdział 2: Pojedynek z Diavolo Rosso.
 
  +
-Oh, Louise, Louise, moja droga Louise. <br />
 
  +
-Nie powinnaś była tego robić Wasza Wysokość. Przychodzić do takiego skromnego miejsca...- powiedziała uroczyście Louise. <br />
==Część 1==
 
  +
-Oh! Louise! Louise Françoise! Proszę nie zachowuj się tak oficjalnie. Jeśteśmy przecież przyjaciółkami! Jesteśmy przyjaciółkami, czyż tak? <br />
 
  +
-Nie zasługuję na tak ciepłe słowa, Wasza Wysokość. -Louise odpowiedziała z stalowym, wymuszonym głosem. Saito, ogłupiały, zaczął patrzyć na parę pięknych dziewczyn. <br />
 
  +
-Proszę przestań! Nie tylko Kardynał, moja Matka, albo ci chciwi arystokraci którzy brzęczą dookoła przybierając przyjazne twarze! Oh, czy nie mam przyjaciół którzy otworzą się dla mnie? Jeżeli nawet ty Louise Françoise, moja stara przyjaciółka którą uznawałam za najbliższą, zachowuję się tak odlegle, wolę umrzeć! <br />
Wieczór stawał się stopniowo ciemniejszy i coraz więcej gwiazd pojawiało się na niebie…
 
  +
-Wasza Wysokość... <br />
 
  +
Louise podniosła twarz. <br />
Używając zagrożenia, jako powodu, Erica nie zabrała z nimi Ann.
 
  +
-Kiedy byliśmy małymi dziećmi, czy nie łapaliśmy razem motyli w ogrodach pałacu? Czy nie byłyśmy całe ubłocone? <br />
 
  +
Z zawstydzoną miną, Louise odpowiedziała. <br />
Wraz z Godou udali się na wzgórze nieopodal słynnego Rzymskiego Koloseum.
 
  +
-...Tak, i La Porte-sama szambelan powiedział nam abyśmy zdjęły te ubłocone ubrania. <br />
 
  +
-Tak! Racja Louise! Kłóciłyśmy się o pękate kremowe ciastka i na końcu miałyśmy prawdziwą bójkę. Kiedy walczyłyśmy, zawsze przegrywałam. Wolałaś ciągnąć mnie za włosy, a ja po prostu płakałam. <br />
 
  +
-Nie we wszystkich, Księżniczko. Wygrałaś podczas ostatniej bójki. <br />
W pierwszych wiekach naszej ery miasto Rzym zostało zbudowane na siedmiu wzgórzach . Jest to dobrze znany fakt historyczny.
 
  +
Louise powiedziała to z sentymentalnym spojrzeniem. <br />
 
  +
-Pamiętałaś! Patrząc na nas dwie, ktoś nazwać tą bijatykę Oblężeniem Zamku! <br />
To szczególne wzgórze zwane było Palatyn; w republikańskiej przeszłości była to wysokiej klasy dzielnica mieszkalna, a w imperium było to miejsce gdzie został zbudowany pałac cesarza.
 
  +
-To było wtedy kiedy walczyłyśmy w dresach w sypialni Księżniczki, czyż nie? <br />
 
  +
-Tak, w naszym środkowym 'Wymyślonym Zamku', kiedy skończyłyśmy walkę o to kto będzie grał księżniczke. I wtedy uderzyłam w twój żołądek, Louise Françoise, co zadecydowało o tym. <br />
Lecz dzisiaj jest znane, jako „miejsce niedaleko najsłynniejszej atrakcji turystycznej, Rzymskiego Koloseum” i przez zaniedbanie po cichu popadł w ruinę.
 
  +
-Zemdlałam w obecności Księżniczki. <br />
 
  +
Potem, obydwie zaczęły się zwijać ze śmiechu. Saito oczarowany, tylko patrzył na to co się dzieje. Księżniczka może wyglądała jak dama, ale aktualnie była niczym chłopczyca. <br />
– Chociaż wciąż jest to atrakcja turystyczna, to jest ciszej niż w pobliżu Koloseum.
 
  +
-Tak jest lepiej. Louise. Ach rozpłakałam się nostalgicznie przychodząc tutaj. <br />
 
  +
-Czy wy się znacie?-Zapytał Louise.
Erica powiedziała to co myślała.
 
  +
Louise która zamknęła oczy wspominając dawne czasy opowiedziała <br />
 
  +
-Miałam zaszczyć być towarzyszem zabaw Księżniczki w dzieciństwie.- Louise zwróciła się w stronę Henrietty.- Ale jestem głęboko poruszona, że Księżniczka pamięta o takich rzeczach... Myślę, że o mnie zapomniałaś. <br />
Mogło tak być, ponieważ było już po północy, ale ze względu na otaczającą atmosferę nawet pojawienie się ducha rzymskiego arystokraty nie wydawałoby się dziwne.
 
  +
Księżniczka głęboko westchnęła i usiadła na łóżku. <br />
 
  +
-Jak mogłabym zapomnieć? O tamtych czasach, kiedy codziennie miałam zabawę. Nie masz się o co martwić, nie zapomnę.- w jej głosie był głęboki smutek. <br />
– Powiedziałaś to widząc budynek, który przetrwał 1 500 lat zachowując swój kształt, nie możesz nic na to poradzić, tylko go podziwiać.
 
  +
-Księżniczko?- Louise spojrzała z zmartwieniem w twarz Henrietty. <br />
 
  +
-Tak bardzo Ci zazdroszczę. Wolność jest tak wspaniałą rzeczą Louise Françoise. <br />
Pozostały sekcje budynku zbudowane z cegieł.
 
  +
-Co powiedziałaś? Jesteś księżniczką, prawda? <br />
 
  +
-Księżniczka czuję się w swoim królestwie jak ptak zamknięty w klatce. Udajesz się tu i tam na każdy kaprys...- powiedziała Henrietta wpatrując się w księżyc za oknem. Następnie chwyciła za dłonie Louise i zrobiła słodki uśmiech zanim zaczęła mówić. <br />
Podobne do szlaku wykonanego z cegieł.
 
  +
-Ja... Wychodzę za mąż. <br />
 
  +
-...Moje gratulacje! <br />
Idąc powoli pośród ruin Godou rozglądał się dookoła dostrzegając otaczający krajobraz.
 
  +
Powiedziała Louise zmieszanym głosem, gdy poczuła jak smutny był ton Księżniczki. W momenice kiedy Henrietta spojrzała na Saito, który siedział na swoim legowisku powiedziała. <br />
 
  +
-Oh, wybacz mi. Czy przeszkodziłam? <br />
Jeśli to możliwe wolałby przyjść tu za dnia, ale to podobieństwo do testu na odwagę również było bardzo ekscytujące.
 
  +
-A niby w czym? <br />
 
  +
-Więc, to nie jest twój kochanek? Oh nie. Wydaję się że byłem tak pochłonięta przez nasze wspomnienia, że nie zauważyłam mojej gafy. <br />
Wokół nich stały lampy uliczne. Lecz nawet bez pochodni kontynuowali spacer, ponieważ oboje, Erica i Godou, posiadali podobną do sów nocną wizję… ten nadludzki status również był wynikiem przejścia przez niego przez różne sytuacje zagrażające życiu począwszy od wiosny.
 
  +
-Huh? Kochanek? Ta kreatura? <br />
 
  +
-Nie nazywaj mnie tak.- powiedział Saito rozczarowanym tonem. <br />
– Jest tak? Starożytne budowle jak te można wszędzie znaleźć, no nie? Na przykład średniowieczne świątynie i zamki. Wiem, że Japonia również ma parę, prawda?
 
  +
-Księżniczko. To tylko mój chowaniec! Nie żartuj, że on jest moim kochankiem. - Louise dziko potrząsnęła głową, zaprzeczając słowom Henrietty. <br />
 
  +
-Chowaniec?- Henrietta spojrzała na Saito z pustym wyrazem twarzy.- Ale on wygląda jak człowiek... <br />
– Twoje przykłady są z innej epoki. A poza tym, jeśli wykluczysz atrakcje turystyczne to trudno je znaleźć.
 
  +
-Jestem człowiekiem, Księżniczko. -Sposób przywitania się z Księżniczką Saita był dziwny. I jeszcze został pobity przez twardo zaprzeczającą Louise, że są kochankami. Mimo, że tak było naprawdę, nadal bolało. Przypomniał sobie profil Louise kiedy wpatrywała się w tego młodego szlachcica dzisiejszego poranka. ''W żadnej możliwości... Jestem chowańcem. Chłopem. Nie szlachcicem. I chcę wrócić do domu. Chcę zjeść teriyaki. Tak i dużo odpowiedzi na internetowym portalu randkowym'' Bolesne wspomnienia takie jak te wirowały w jego klatce piersiowej. Czując się podniesionym na duchu, przyłożył rękę do ściany. Saito stał się podniecony a jego uczucia wróciły do normy. Co za gorączkowa osobowość. <br />
 
  +
-Prawda, prawda. Oh, Louise Françoise, zmieniłaś się od czasu naszej młodości, ale nadal jesteś taka sama. <br />
Opinia Eriki pochodziła od tych, którzy patrzyli z punktu widzenia neolitu.
 
  +
-Nie mam takiego chowańca bo chciałam.- Louise spojrzała rozczarowana. Henrietta znowu westchnęła.- Księżniczko, co się stało? <br />
 
  +
-Nie nic. Wybacz mi. Jestem tak zawstydzona. To nie jest nic o czy powinnam ci powiedzieć... ale jestem tak... <br />
Przede wszystkim w większość włoskich miast duża część ich budynków i ich nazwy pochodzą ze średniowiecza.
 
  +
-Proszę powiedz mi. Czy masz jakieś problemy Księżniczko, jak wielkie one są, że wzdychasz tak jak teraz? <br />
 
  +
-... Nie nie mogę ci powiedzieć. Proszę zapomnij, że coś powiedziałam, Louise. <br />
A jeśli masz na myśli o miastach i drogach jako całości, to brak zastrzeżeń, że ponad połowa z nich to zabytki kulturowe.
 
  +
-Nie zapomnę. Czy nie rozmawiałyśmy o wszystkim? Księżniczka była jedyną która nazywała mnie przyjaciółką. Czy mam się nie przejmować moimi przyjaciółmi?- Kiedy Louise to powiedziała, Henrietta uśmiechnęła się promiennie. <br />
 
  +
-Nazwałaś mnie przyjaciółką, Louise Françoise. To mnie cieszy.- Henrietta skinęła głową w determinacji i zaczęła mówić. <br />
Zwłaszcza tutaj w Rzymie, gdzie drogi, kanalizacja, wodociągi i więcej, wszystko to zostało wybudowane w czasach istnienia Cesarstwa. Ciągle były używane, a że łatwo było je naprawić bez problemu mogły być obecnie używane.
 
  +
-Nie możesz nikomu powiedzieć o tym co teraz ci powiem. <br />
 
  +
Księżniczka spojrzała przelotnie na Saito. <br />
– Godou, ile minęło odkąd ostatnio byliśmy sami? Możesz nie mówić o takich nieromantycznych rzeczach? To nasze rzadkie, krótkie spotkanie kochanków.
 
  +
-Czy powinienem wyjść? <br />
 
  +
Pokręciła głową. <br />
Nagle Erica zbliżyła się.
 
  +
-Mag i chowaniec są jednym. Nie widzę powodu abyś musiał wyjść.- i z smutnym głosem, zaczęła mówić- Wychodzę za mąż za Króla Germanii. <br />
 
  +
-Powiedziałaś Germanii?- Louise, która nienawidziła Germanii, powiedziała zdziwionym głosem.- Czy to nie jest kraj barbarzyńców?! <br />
Trzymała się blisko Godou i zaczęła mu szeptać te słowa do ucha.
 
  +
-Tak! Tylko że to nie pomoże. Nasz sojusz musi zostać potwierdzony.- Henrietta wytłumaczyła sytuację polityczną Haleginii Louise.- Na terenie Albiony wybuchło powstanie szlachty i wygląda na to, że Rodzina Królewska niedługo upadnie. Jeżeli rebelianci wygrają, następnym ich ruchem będzie atak na Tristain. Aby się obronić, nasz kraj szuka sojuszu z Germanią. Dla sojuszników, zdecydowano, że ja wyjdę za mąż za kogoś z Germańskiej Rodziny Królewskiej... <br />
 
  +
-Więc dlaczego... - Louise powiedziała z przygnębionym głosem. Słychać było z tonu głosu Księżniczki, że nie chciała małżeństwa. <br />
Stojąc naprzeciw tak pięknej panny, która agresywnie ukazywała swoje uczucia, nikt, a tym bardziej zdrowy licealista nie powstrzymałby się przed zaczerwienieniem i staniem się nerwowym.
 
  +
-To prawda, Louise. Dawno opuściłam koncepcję małżeństwa kogoś, kogo kocham. <br />
 
  +
-Księżniczko... <br />
Oczywiście Godou nie był wyjątkiem. Jednakże…
 
  +
-Ale Albiońscy szlachcice nie chcą sojuszu pomiędzy Tristain i Germanią. Dwie strzały są łatwiejsze do złamania, jeżeli nie są razem.- mruknęła Henrietta.- Dlatego poszukują czegokolwiek co może zniszczyć małżeństwo. I coś znaleźli... <br />
 
  +
Saito nie wiedział nic o sojuszu albo Albionie, ale w żadnym wypadku, nie wątpił, że to coś poważnego. ''Tak, tak wielkie jak Yagoto'' [Yagoto-stacja gdzieś w Japonii przyp. tłumacz] pomyślał Saito. <br />
– Mówiłem ci już wielokrotnie byś przestała żartować w ten sposób! Powinniśmy przestrzegać etykiety i nawiązać pozytywną oraz zdrową relację!
 
  +
-Więc jest coś co może ingerować w małżeństwo Księżniczki?- zapytała Louise patrząc na bladą twarz Henrietty która skruszenie skinęła.- Oh, Brimirze Założycielu... proszę ochroń tę nieszczęśliwą księżniczkę... <br />
 
  +
Henrietta schowała twarz w dłoniach i upadła na ziemie. Saito był trochę zszokowany tym dramatycznym gestem. Jeszcze nigdy nie widział czegoś tak wspaniałego w swoim życiu. Z rękoma na twarzy, Henrietta spojrzała na Louise w bólu i mruknęła. <br />
– Nie żartuję. To było tylko potwierdzenie miłości dawno rozdzielonych kochanków.
 
  +
-... Chodzi o list który wysłałam dawno temu. <br />
 
  +
-List? <br />
Erica zignorowała ripostę Godou i przysunęła bliżej swoją twarz.
 
  +
-Tak. Jeżeli szlachta Albiońska położy na nim swoje ręce... Wtedy prawdopodobnie wyślą go do Rodziny Królewskiej Germanii. <br />
 
  +
-Co takiego znajduje się w tym liście? <br />
Ich policzki prawie się zetknęły, Erica przysunęła swoje ciało bliżej niego i zaczęła szeptać słowa słodkie niczym miód.
 
  +
-... Nie moŋe ci powiedzieć. Ale jeżeli Rodzina Królewska Germanii przeczyta go... wtedy nigdy mi nie wybaczą. Małżeństwo zostanie zerwane, a razem z nim, sojusz z Tristain. A wtedy zostaniemy sami przeciwko silnemu Albionowi. <br />
 
  +
Louise chwyciła za ręce Henrietty. <br />
Godou rozpaczliwie wycofał się i z całej siły ciągle uciekał.
 
  +
-Gdzie może być ten list? Ten list może przynieść kryzys do Tristain! <br />
 
  +
Księżniczka pokręciła głową. <br />
– N-nie jesteśmy kochankami, więc proszę przestań już!
 
  +
-Nie ma go tu. Prawda jest taka, że jest w Albionie. <br />
 
  +
-Albion! Ale to znaczy... Że aktualnie znajduję się w rękach wroga? <br />
– Chcę jedynie abyś szybko zaakceptował moje oświadczyny. Z których moich cześć nie jesteś zadowolony? Moje cechy, wiek i ciało są w porządku… chyba, że masz jakieś specjalne fetysze?
 
  +
-Nie... Jedyna osoba która może mieć list nie jest rebeliantem. To konflikt pomiędzy rebeliantami a ich krewnym, Księciem Walii... <br />
 
  +
-Księciem Walii? Książę Valiant? <br />
– Przestań pleść głupstwa. Jestem całkowicie, zupełnie normalnym facetem! To nie ma nic wspólnego z fetyszami!
 
  +
Henrietta rzuciła się na łóżko. <br />
 
  +
-Oh, to katastrofa! Wcześniej czy później, Książę Wales umrze z rąk rebeliantów. A kiedy to się stanie, list ujrzy światło dzienne. I wszystko zostanie zniszczone! Zniszczone! Bez sojuszu, Tristain będzie łatwy do przejęcia! <br />
Erica usiłowała nadal trzymać się Godou, który gorączkowo się wycofywał.
 
  +
-Louise wstrzymała oddech. <br />
 
  +
-Więc, Księżniczko, faworyzowałaś mnie aby zapytać... <br />
…Prawdę mówiąc, kiedy przyzwyczaił się do jej samowolki i uporu nie mógł się powstrzymać by uznać ją za słodką. Godou martwił się tylko, że pomimo stałego manipulowania przez nią, nie mógł jej znienawidzić.
 
  +
-Niemożliwe! To niemożliwe, Jak mogłabym być tak okropna? Mylisz się! Kiedy o tym myślę, nie mogę Cię poprosić o tak niebezpieczne zadanie, jakim jest wyruszenie do Albionu podczas konfliktu pomiędzy szlachtą i Rodziną Królewską! <br />
 
  +
-Co powiedziałaś? Nawet jeżeli to kotły piekła, albo pieczara smoka, jeżeli to dla Księżniczki pójdę wszędzie! Nie ma mowy, aby trzecia córka Domu Vallière, Louise Françoise mogłaby tylko patrzyć na kryzys Księżniczki Tristain- Louise uklękła i opuściła głowę z czcią.- Proszę pomiń ten powód dla mnie, osoby która złapała Fouquet the Crumbling Earth. <br />
Mówiąc to wciąż był niezdolny zaakceptować agresywny styl romantyzmu Eriki.
 
  +
Saito, który opierał się ramieniem o mur, spojrzał na Louise i powiedział. <br />
 
  +
-Hej, czy to nie byłem ja? <br />
– Lubię Godou, a Godou lubi mnie, prawda? Zobacz, nie ma problemu, a nawet po ślubie się na ułoży. Nawet możemy być najsilniejszą parą.
 
  +
-Jesteś moim chowańcem. <br />
 
  +
-Woof. <br />
– I to jest problemem! Przestań przypadkowo decydować o takich rzeczach jak małżeństwo! Nawet nie rozważałem jeszcze założenia rodziny!
 
  +
-Osiągnięcie chowańca, jest osiągnięciem mistrza.- powiedziała Louise z wielką pewnością siebie. <br />
 
  +
-Błąd chowańca również? <br />
Godou mógł to sobie tylko wyobrazić: akceptując jej miłość zostałby porwany i doprowadzony siłą do kościoła na ceremonie ślubną.
 
  +
-To jest twój błąd, czyż nie? <br />
 
  +
Choć poczuł się oszukany, nie było sensu wyrażać sprzeciwu, bo Louise przyjęła agresywną postawę. Saito skinął głową. <br />
Jeśli za normalną długość życia przyjąć osiemdziesiąt lat to Godou nie przeżył jednej czwartej tego okresu. Naturalnym było, że każdy poczułby się niekomfortowo, gdyby w tak młodym wieku miał decydować o partnerce na życie.
 
  +
-Więc pomożesz mi? Louise Françoise? Moja droga przyjaciółko! <br />
 
  +
-Oczywiście Księżniczko! - Louise chwyciła ręce Henrietty. Forma słów wypowiedzianych zapalczywym tonem spowodowało płacz Księżniczki. <br />
Ale był pilniejszy powód.
 
  +
-Księżniczko! Ja, Louise, wieczna przyjaciółka księżniczki, będę twoją powiernicą! Zapomniałaś o moich ślubach wiecznej lojalności? <br />
 
  +
-Ah, lojalność. To lojalność i szczera przyjaźń. Jestem głęboko poruszona. Nigdy nie zapomnę o twojej lojalności i przyjaźni! Louise Françoise! <br />
Choć sama Erica głośno oznajmiała, że jest ukochaną Godou, prawdopodobnie przygotowała jakiś plan.
 
  +
Saito otworzył usta wpatrując się na dwie dziewczyny. To była rozmowa pomiędzy dwoma ludźmi którzy upijają się w swoich słowach ''Ah, więc to jest tak, jak dla szlachty i księżniczek, to kłopotliwe'' Saito był przekonany, że to co widzi jest dziwne. <br />
 
  +
-Louise. Przepraszam, że przeszkadam kiedy potwierdzasz swoją przyjaźń i to wszystko. <br />
– …Em, Erica, proszę nie wykorzystuj mojej mocy w jakimś dziwnym miejscu, dobrze? Wiem, że wiele ci zawdzięczam i nawet, jeśli wywołujesz u mnie ból głowy, to wciąż uważam cię za przyjaciółkę. Pomógłbym ci gdybyś poprosiła, więc przestań robić te zawstydzające rzeczy.
 
  +
-Co? <br />
 
  +
-Idąc do Albionu w środku wojny jest w porządku, ale co użyję jako broni jeżeli tam będę? <br />
Godou powiedział to szczerze.
 
  +
-Kupiłam ci miecz. To powinno wystarczyć. <br />
 
  +
-Tak, zrobię co w mojej mocy... <br />
Było się, z czego cieszyć, ale Godou wiedział, że nie był osobą popularną wśród dziewczyn.
 
  +
Saito opuścił głowę markotnie. Zaczął rozmyślać o tym, że nie rozmawiali o runie Legendarnego Chowańca Gandálfra która pojawiła się na wierzchu jego lewej dłoni. ''Ale nawet jeżeli to powiedziałem, to po prostu zmarnowałem czas'' myślał Saito. ''Legendarny czy nie, nadal traktuje mnie jak psa.'' <br />
 
  +
-Więc powinniśmy ruszać do Albionu, znaleźć Pałać Księcia Walii i zabrać list z powrotem. Prawda Księżniczko? <br />
Kusanagi Godou nie jest dowcipna osobą i jest bezużyteczny, gdy chodzi o wyczucie emocji innych.
 
  +
-Tak, dokładnie. Jestem ci dłużna, osobie która złapała Fouquet the Crumbling Earth, powinna być w stanie ukończyć tą trudną misję. <br />
 
  +
-Jak sobie życzysz. Jak pilne jest to zadanie? <br />
Jego siostra często nazywa go tępym, albo narzeka, że mówi zbyt wiele.
 
  +
-Słyszałam o szlachcicach Albiońskich którym udało się znaleźć rojalistów w zakątkach kraju. To tylko kwestia czasu, kiedy zostaną pokonani.- Poważne spojrzenie powędrowało od Louise do Henrietty- Więc do jutra. <br />
 
  +
Potem, Henrietta spojrzała na Saito, któremu serce zaczęłow walić. Chociaż Louise była szalenie piękna i zgrabna, Księżniczka również nieustępowała jej w urodzie. Jej włosy o kolorze prosa [lol], przycięte tuż nad brwiami, pływały wdzięcznie. Jej niebieskie oczy lśniły jak brylanty w południowych morzach. Biała skóra, na której pływała czystość, nos jak bezcenna i piękna rzeźba. Saito patrzył na Henriette jak w transie. Louise patrzyła na to chłodnym wzrokiem. Nie rozumiał, dlaczego była w dobrym humorze. ''Dlaczego na mnie patrzysz, Louise? Ah, to dlatego, że gapię się na księżniczkę z podziwem? Czyżbyś była zazdrosna? Ale czy nie poczerwieniałaś kiedy zobaczyłaś tego szlachcica z skórzanym kapeluszem? I czy nie odleciałaś całkowicie po tym? To zabawne, jak zazdrosna się stajesz, Louise'' Saito potrząsł głową. ''Raczej niż twój kochanek, nie jestem tylko chowańcem? Czy nigdy nie będę dla ciebie więcej niż psem? Jestem tylko twoim psem, więc dlaczego tak na mnie patrzysz Louise? Ah, ponieważ jestem psem? Jest tak ponieważ ktoś mnie lubi, ktoś kto jest po prostu psem patrzy na nią? Moje przeprosiny. Proszę wybacz mi bycie nudnym. Woof. '' Głowa Saito odwróciła się sama na dwie sekundy. Louise spojrzała gdzie indziej z „Hmph”. Saito z powrotem się obrócił. Henrietta nie zauważyła subtelnej zmiany pomiędzy Louise i Saito. Zaczęła mówić radosnym głosem. <br />
Nie było mowy by jakakolwiek interesująca dziewczyna lubiła ten typ mężczyzn, tym bardziej Erica. Z jej urodą i inteligencją mogłaby wybrać każdego.
 
  +
-Niezawodny towarzysz-san. <br />
 
  +
-Tak? Mówisz do mnie? - po tym jak Henrietta nazwała Saito niezawodnym, załamany Saito stał się szczęśliwszy. <br />
– Jest jakiś powód, dlaczego próbujesz mnie kusić, ponieważ jest to jakiś rozkaz od twoich przełożonych? Rozumiem to, więc nie ma potrzeby byś się z tym obnosiła i nie chcę mówić takiego rodzaju kłamstw… hej, słuchasz?
 
  +
-Nieee, to za dużo. Traktuj mnie jak psa. <br />
 
  +
-Proszę zaopiekuj się mną i zostań moim przyjacielem.- Księżniczka delikatnie podała mu rękę. ''Uścisk dłoni?'' Pomyślał Saito, ale wierzch jej dłoni skierowany był w górę. Co znaczy ten gest? Louise powiedziała ze zdumionym głosem. <br />
– Słyszę cię… Jesteś naprawdę wolny. Przed tobą pojawił się piękny kwiat, nawet prosi by go zerwać… W ogóle nie rozumiesz sytuacji.
 
  +
-Nie powinnaś tego robić! Księżniczko! Oferować dłoń towarzyszowi! <br />
 
  +
-Jest okej. Ta osoba będzie działać na mój wzgląd, więc zasługuje na nagrodę. Nie wątpię w jego lojalność. <br />
Erica klejąc się ciągle do Godou westchnęła.
 
  +
-Ah...<br />
 
  +
-Oferujesz mi rękę? Coś takiego robi się dla psa? Więc tak traktujesz psy?- Saito pochylił głowę.
Jej rzadkie westchnienia z głębi serca wyrażają jej obawy.
 
  +
-To nie to. Oh, to dlatego jesteś psem... psem chowańcem który nie wie niczego. Kiedy oferuję ci rękę, to znaczy, że możesz ją pocałować. To jasne. <br />
 
  +
-To jest... takie agresywne... <br />
– Nie dostałam rozkazu zostania twoją kochanką. Nie mogę uwierzyć, że nie możesz zrozumieć czegoś tak prostego… naprawdę jesteś mąciwodą.
 
  +
Usta Saito otworzyły się szeroko. Nigdy nie myślał, że będzie mógł pocałować Księżniczkę z innego świata.. Hernrietta uśmiechnęła się słodko do Saito. Jej uśmiech pojawiał się w interesach do innych ludzi, ale Saito myślał ''Kocham to Księżniczka nie jest taka zła.''. Saito spojrzał na Louise która mruczał coś pod nosem i odwróciła się. ''Ah więc, ty też jesteś zazdrosna. Popatrz na siebie. To jest za to czerwienienie się w obecności tego szlachcica.'' Saito chwycił rękę Henrietty i przyciągnął ją do siebie. <br />
 
  +
-Eh?- Henrietta otworzyła usta ze zdziwieniem. Ale zaraz usta Saito i księżniczki się spotkały. <br />
Erica w końcu puściła jego rękę. Gdy tylko się zaczął się relaksować pochyliła się i go pocałowała.
 
  +
-Mmph...-Jak delikatne, małe wargi to były. Oczy Henrietty stały się okrągłe. Jej twarz zbladła. Henrietta poślizgnęła się i upadła na łóżko. <br />
 
  +
-Zemdlała? Dl-dlaczego? <br />
Nie był to pocałunek w policzek, lecz miękki w usta.
 
  +
-Co zrobiłeś Jej Wysokości?! Ty p-p-p-psie! <br />
 
  +
-Woof?- Kiedy Saito się obracał Louise kopnęła go w twarz podeszwą buta. Saito po otrzymaniu kopniaka podskoczył i upadł na ziemie. - Za co to było? <br />
– To twoja kara za ciągłe bycie wobec mnie chłodnym… zapomnij o tym, jestem gotowa poświęcić więcej czasu, więc w końcu zrozumiesz moją miłość. Więc na razie przygotuj się na ten moment!
 
  +
Louise była bardzo wściekła, spojrzenie na nią groziło podpaleniem. <br />
 
  +
-Skąd miałem wiedzieć? Nie wiem nic o obowiązujących tu zasadach. - Jego twarz została podeptana. Saito przyłożył ręce i powiedział wyraźnie. To było pierwsze takie doświadczenie Saito. <br />
Erica uśmiechając się lekko wyglądała wyjątkowo olśniewająco.
 
  +
-T-t-t-t-t-ty, ty, ty psie... - Głos Louise drżał w furii. Henrietta ocknęła się i potrząsła głową. Louise upadła na kolana przed nią. Pociągnęła głowę Saito i wcisnęła w ziemie.- P-przepraszam. Mój chowaniec źle się zachował, to mój chowaniec się źle zachował. I mówi ci to również! Przepraszam!- Zawsze dumna Louise przepraszała kogoś. Trzęsła się całym ciałem. ''Jeżeli czegoś nie powiem jej, prawdopodobnie zaraz mnie zabije.''- pomyślał Saito i powiedział: <br />
 
  +
-Przepraszam. Zrobiłem to ponieważ powiedziałaś mi, że mogę ją pocałować. <br />
Gdyby to się ciągnęłoby to mógłby wpaść na jakiś dziwny pomysł, więc Godou szybko zmienił temat.
 
  +
-Ale gdzie znajdziesz kogoś, kto będzie chciał pocałować ją w usta po tym? <br />
 
  +
-Tutaj – Louise uderzyła Saito w twarz. <br />
– Racja, jest coś, o co chciałem zapytać odnośnie Anny-san.
 
  +
-Jaki zapominalski. Kto pozwolił mówić ci językiem ludzki? Tylko szczekaj. Psie. Wracaj tu. Mówię. Wszyscy widzą psa. Głupiego psa.- I stanęła na głowię Saito stopą i wgniotła go w podłogę. <br />
 
  +
-J-jest w porządku. Lojalność zasługuje na nagrodę. -Henrietta schyliła głowę, wkładając duży wysiłek, aby wstać. W tym czasie drzwi pomału się otworzyły i ktoś przez nie wejrzał. <br />
– Um, Arianna jest szczera i szczodra, czyż nie jest wspaniałym dzieckiem?
 
  +
-Ty! Księżniczka! Co ty tutaj robisz?! - była to osoba która walczyła z Saito, Guiche de Gramont z imitacją róży w ręku. <br />
 
  +
-Czego chcesz?- powiedział Saito leżący na ziemi, ponieważ Louise nadal stąpała po jego głowe. <br />
Słysząc ton jej głosu twarz Godou na moment zamarła.
 
  +
-Guiche! Ty! Czy podsłuchiwałeś? Słyszałeś naszą rozmowę?! - Guiche jednak nie odpowiedział na obydwa pytania i tylko stał w oszołomieniu. <br />
 
  +
-Dla mnie łowcy miłości, piękna księżniczka przyprowadza mnie w to miejsce... i wtedy widzę złodziei z którymi rozmawiasz i patrząc w dziurkę od klucza... widzę tego głupiego chowańca który cię całuje. - Guiche zaczął płakać. <br />
– Nie nazywaj kogoś starszego od siebie „wspaniałym dzieckiem”, powinnaś okazać jej więcej szacunku. Lecz zawsze chciałem cię zapytać o coś ważniejszego. Powiedz mi prawdę, rozmyślnie rozkazałaś Ariannie przewieść mnie po okolicy?
 
  +
-Walcz ze mną! Ty łajdaku! - Saito podniósł się i uderzył Guiche w twarz. <br />
 
  +
-Ała! <br />
– …A niech to, naprawdę wsiadłeś do samochodu Anny. Naprawdę jesteś odważny niczym lew.
 
  +
-Uspokój się głupcze! Nadal pamiętam jak złamałeś mi rękę! <br />
 
  +
Saito kopnął Guiche leżącego na ziemi i zaczął wyłamywać sobie palce. <br />
Erica odpowiedziała nonszalancko w obliczu bezpośredniego spojrzenia Godou.
 
  +
-To nie fair! Ty. Gah!<br />
 
  +
-Więc co teraz? Ten chłopak podsłuchiwał opowiadanie księżniczki. Czy powinniśmy go powiesić? - Jeżeli przeciwnikiem był mężczyzna, Saito był bardzo poważny.
Wydawało się, że zamierza poważnie odpowiedzieć.
 
  +
-Myślę, że to najlepsze rozwiązanie... to źle, że podsłuchiwał naszą rozmowę... <br />
 
  +
Guiche wyrwał się z pułapki Saita i wstał. <br />
– Jeśli planujesz użyć tak podejrzanej odpowiedzi to mogłaś przynajmniej spojrzeć mi w oczy. Zatem naprawdę była to twoja intryga… wież, że prawie zginąłem?
 
  +
-Wasza Wysokość! Proszę cię, dodaj mnie, Guiche de Gramonta do tej trudnej misji! <br />
 
  +
-Oh? Ciebie? <br />
– Nazywanie tego intrygą to trochę za dużo. Wspomniałam jej tylko, że możesz poczuć się szczęśliwszy, jeśli przewiezie cię wokoło zwiedzając… Arianna naprawdę jest tak dobrym dzieckiem.
 
  +
-Powinieneś iść spać- Saito podkosił Guiche który znowu upadł. <br />
 
  +
-Pozwól mi dołączyć! - krzyknął Guiche leżący na ziemi. <br />
Rozmawiali idąc leniwie.
 
  +
-Dlaczego? - Twarz Guiche poczerwieniała. <br />
 
  +
-Chciałbym być użyteczny dla Jej Wysokości. <br ?>
Nagle widok przed nimi poszerzył się i doszli do obszernego pomieszczenia.
 
  +
Saito szukał jakiegoś powodu w wyglądzie Guiche. <br />
 
  +
-Zakochałeś się? W Księżniczce?! <br />
– Doszliśmy. To będzie nasze pole walki, pozostałość po pałacu rzymskiego imperatora Augusta.
 
  +
-Nie mów takich niegrzecznych rzeczy. Jestem absolutnie pewny, że chcę być użyteczny dla Jej Wysokości. -Jednak twarz Guiche mocno płonęła, gdy to mówił. Gdy wypowadał te słowa patrzył z pasją na Henriette zauroczony. <br />
 
  +
-Ale masz dziewczynę. Jak jej to było? Uh, Monmon-coś... <br />
Przed jego oczami znajdowały się olbrzymie i szerokie mury, prawdopodobnie przydatne do napawania lękiem pobudzając bastiony antycznego pałacu.
 
  +
-Montmorency. <br />
 
  +
-Więć co z nią?- Guiche milczał. ''Rozumiem'' pomyślał Saito. <br />
Naokoło leżały przewrócone kolumny. Jedynie kilka nadal stało.
 
  +
-Zostałeś wrobiony? Całkowicie cię olała, czy tak? <br />
 
  +
-C-cicho! To wszystko twoja wina! <br />
Przez te wszystkie rzeczy otoczona była zielona polana, na której w oczekiwaniu na nich stały trzy postacie.
 
  +
Stało się tak przez perfumy w jadalni. Kiedy został złapany na umawianiu się z dwoma dziewczynami, Guiche był cały mokry przez wino które rozlała na jego głowę Montmorency. <br />
 
  +
-Gramont? Syn Generała Gramonta?- Henrietta spojrzała na bezmyślną twarz Guiche. <br />
Pierwsze dwie były czcigodnymi.
 
  +
-Tak zgadza się, jestem jego synem, Wasza Wysokość.- Guiche wstał i ukłonił się z czcią. <br />
 
  +
-I powiedziałeś, że chcesz mi pomóc? <br />
Prawdopodobnie były to Starsza Dama oraz Wilczyca, o których wspominała Erica.
 
  +
-To byłby dla mnie wielki honor jeżeli zostałbym członkiem tego zespołu. - Henrietta uśmiechnęła się do Guiche z entuzjazmem. <br />
 
  +
-Dziękuję ci. Twój ojciec jest niesamowitym, dobrym szlachcicem, i rozumiem, że płynie w tobie jego krew. Więc proszę. Czy pomożesz tej nieszczęśliwej księżniczce, Sir Guiche? <br />
Kolejny był młody mężczyzna. Prawdopodobnie było on Liliowym Rycerzem z Metropolii Lilii.
 
  +
-Jej Wysokość wypowiedziała moje imię. Jej Wysokość! Kwiat miłości Tristain uśmiechnęła się do mnie jej różanym uśmiechem!- Guiche poczuł się bardzo podekscytowany, cofnął się ze słabością. <br />
 
  +
-Czy wszystko z nim w porządky?- Saito spojrzał na Guiche. Louise zaś zignorowała to i powiedziała poważnym głosem. <br />
Na marginesie, zakon rycerski, do którego należeli był tajna organizacją.
 
  +
-Więc, jutrzejszego poranka wyruszamy do Albionu. <br />
 
  +
-Słyszeliśmy, że Książę Wales ma obóz w okolicach Newcastle w Albionie. <br />
Zasadniczo każdy z krajów śródziemnomorskich posiada różnorodne zakony rycerskie, które wywodzą się z Zakonu Templariuszy.
 
  +
-Rozumiem. Wcześniej podróżowałem po Albionie z moją siostrą, więc znam się na geografii. <br />
 
  +
-To będzie niebezpieczne zadanie. Jeżeli szlachta Albiońska odkryję waszą misję, zrobią wszystko aby przeszkodzić wam.- Henrietta usiadła przy biórku, wzięła do ręki pióro i papier Louise i napisała list. Henrietta zastanowiła się przez chwilę i zaczęła pisać ze smutkiem opuszczając głowę. <br />
– To zaszczyt poznać cię osobiście, Kusanagi Godou.
 
  +
-Księżniczko? Coś się stało?- powiedziała Louise, sądząc, że coś się stało. <br />
 
  +
-T-to nic.- Henrietta poczerwieniała, spojrzała na list i dopisała jeszcze jedną linijkę. [[Image:ZnT02-087.jpg|thumb]]<br />
W odpowiedzi na formalne powitanie ze strony Liliowego Rycerza, Godou skinął głową.
 
  +
-Brimirze Założycielu... Proszę wybacz tej samolubnej księżniczce. Kiedy pomyślę, że mój kraj ma problemy, nie mogę mu pomóc, ale pisze to jedno zdanie... Nie mogę kłamać o moich uczuciach... <br />
 
  +
Twarz Henrietty wyglądała tak jakby pisała list miłosny, a nie tajną wiadomość. Louise nie mogła nic więcej powiedzieć, więc tylko patrzyła na Henriette. Księżniczka zwinęła list który napisała. Poruszyła jej różdźką. Z jej końca wystrzelił wosk który poleciał na zwinięty list i szczelnie zamknął go. Następnie podała go do Louise. <br />
– Cześć, jestem Kusanagi Godou. Choć uzyskałem to specjalne ciało z powodu pewnych wydarzeń, to nie ma powodu by ktokolwiek z was traktował mnie z takim szacunkiem. Proszę, po prostu tarkujcie mnie jak zwykłą osobę.
 
  +
-Kiedy spotkasz Księcia Walesa, proszę wręcz mu ten list. Kiedy go przeczyta powinien oddać ci tamten. - Mówiąc to Henrietta zdjęła pierścień z palca na prawej dłoni i wręczyła go Louise. <br />
 
  +
-To jest Rubin Wody, który otrzymałam od matki. Powinien posłużyć jako dobry znak rozpoznawczy. Jeżeli nie masz pieniędzy, proszę sprzedaj go podróżnym handlarzom. <br />
– …Jesteś zbyt skromny; przez to, co powiedziałeś można stwierdzić, że nie jesteś zwykłym człowiekiem. Twój włoski nie jest czymś, czego można nauczyć się jedynie z ćwiczeń, co nie?
 
  +
Louise opuściła głowę w ciszy. <br />
 
  +
-Ta misja jest ważna dla przyszłości Tristain. Dlatego, pierścień mojej matki ochroni cię przed szorstkim potraktowanie ze strony Albiończyków.
– Ona ma rajce. To przed chwilą było Mille Lingua - magia, która może być jedynie wytrwale doprowadzana do doskonałości przez długi czas. A nawet wtedy specjaliści w tym zanim będą mogli nauczyć się tego muszą zrozumieć sekrety języka. Ci, którzy potrafią używać tej techniki w tak młodym wieku tak jak ty z pewnością są rzadkim widokiem.
 
 
Dwoje starszych jedno po drugim chwaliło go.
 
 
Odkąd Godou stał się Campione nie spotkał się z problemem w próbach porozumienia się z obcokrajowcami. Po przebywaniu z nimi przez trzy dni był w stanie naturalnie rozumieć i mówić w ich języku.
 
 
Zawsze sądził, że była to niezwykle wygodna, ale również niewiarygodnie żałosna zdolność. Właściwie, kto mógł się spodziewać, że kryła się za tym taka historia…
 
 
Gdy Godou nie wiedział, co powiedzieć stojąca obok niego Erica podniosła głos i powiedziała:
 
 
– Racja, ponieważ wszyscy aktorzy już są zacznijmy główne wydarzenie. Liliowy Rycerzu, czy mógłbyś proszę zostać arbitrem?
 
 
– Bez problemu, Diavolo Rosso. Starsi, proszę byście się odsunęli. To walka pomiędzy Campione a wielkim rycerzem Miedzianego Czarnego Krzyża, z tego względu bezpieczniej będzie się cofnąć.
 
 
Na sugestię Liliowego Rycerza dwójka starszych skinęła głowami.
 
 
Sylwetki pary natychmiast zaczęły znikać, a po chwili nie było śladu po ich obecności.
 
 
– Oni naprawdę znikli, niezwykłe.
 
 
– W swoim obecnym stanie nie powinno być żadnej niezwykłej magii, racja? Oni jedynie ukryli swoje ciała, podczas gdy oglądają z dystansu. Nie rozpraszaj się przez to, tutaj jest scena tylko dla naszej dwójki.
 
 
Erica nagle opuściła podenerwowanego Godou i stanęła w odległości 5 metrów.
 
 
Stamtąd krzyknęła do Liliowego Rycerza.
 
 
– Proszę daj sygnał do rozpoczęcia.
 
 
– Życzę obojgu powodzenia… zaczynajcie!
 
 
Choć Godou nie mógł żadnego ducha walki, mimo to niechętnie obrócił się w stronę Eriki.
 
 
Erica musiała się przebrać zanim pojedynek się rozpoczął.
 
 
Nie nosiła eleganckiej sukni jak przedtem, lecz prostą bluzę z długim rękawem i wąskie, czarne spodnie, dające jej większą swobodę ruchów. W dodatku założyła do tego coś przypominającego czerwoną pelerynę.
 
 
Czerwone płótno miało wyszyte czarne wzory; Erica nazywała to sztandarem.
 
 
Godou wciąż pamiętał jak wcześniej dumnie chełpiła się, że czerwono czarny sztandar mógł być noszony przez znakomitego rycerza.
 
 
– O stalowy lwie i twój przodku królu lwie serce - proszę usłyszcie przysięgę rycerza Eriki Blandelli.
 
 
Erica zaczęła intonować tajemnicze zaklęcie by głosem wezwać swoją broń.
 
 
Mówiła wyraźnie jakby recytowała poezję.
 
 
Inkantacja „słów zaklęcia”, o których mówią ludzie jest zdolnością podporządkowania sobie mocy magii.
 
 
– Jestem mężnym następcą rogu, potomkiem Czarnego Rycerza. Póki mój duch walki nie zostanie złamany mój miecz nigdy nie roztrzaska się. Błagam cię o królu lwie serce - sprowadź do mej dłoni esencję walki…!
 
 
Pojawił się miecz.
 
 
W jeszcze chwile temu całkowicie pustej prawej ręce Eriki pojawił się miecz.
 
 
– Naprzód! Nadszedł czas walki Cuore di Leone!
 
 
Ulubione ostrze Eriki, Cuore di Leone, było eleganckim i wspaniałym długim mieczem.
 
 
Z niezwykłą długością i lekkością wierzbowej gałązki, kiedy się kołysze był całkowicie różny od normalnych stalowych mieczy. Ostrze odbijało błyszczce srebrne światło i można by powiedzieć, że było bardziej dziełem sztuki niż zwykłą bronią.
 
 
Lecz Godou bardzo dobrze wiedział, że był to demoniczny miecz, który z łatwością mógł przeciąć miecze zrobione ze stali.
 
 
…Erica błyskawicznie zmniejszyła odległość między nimi.
 
 
– Hej! Zaczekaj chwilę!
 
 
Cuore di Leone błysnął jak błyskawica dążąc do przebicia pierś Godou.
 
 
Nawet rzucając się w bok zdołał jedynie uniknąć tego.
 
 
Lecz Erica nie cofnęła swojego miecza, ale raczej poruszyła go horyzontalnie, jakby goniąc Godou, który unikał jej uderzeń.
 
 
Dla kogoś, kto ledwie uciekł nie mógł uniknąć jednak poczuł chłód śmierci przesuwający się w dół po jego kręgosłupie.
 
 
Jej płynna zmiana ataku w cięcie było pięknie wykonane.
 
 
Ten atak wystarczyłby całkowicie przewidzieć wszystkie możliwe reakcje Godou.
 
 
– Naprawdę próbujesz mnie zabić, no nie!? Właśnie atakujesz mnie bezmyślnie używając prawdziwego miecza!
 
 
– To pojedynek, używanie miecza jest całkowicie normalne.
 
 
– Nie używaj go! Jeżeli zostanę nim cięty to z pewnością zginę. Nie używałaś wcześniej tego samego miecza by rozłupać beton? Moje ciało zostanie przecięte jak tofu!
 
 
– Tofu jest tym składnikiem robionym z soi, racja? Nie martw się - jesteś znacznie silniejszy niż to. Czyż nie przeżyłeś nawet po bólu uderzenia demonicznym mieczem lorda Salvatore? Widząc tamtą bitwę nawet ja nie mogłam powstrzymać się przed podziwianiem twojej przerażającej żywotności i byłam ciekawa, co by się stało, jeśli zostałbyś raniony przeze mnie…
 
 
– …Erica, bardziej niż rozstrzygnąć nasz pojedynek chciałaś tylko przetestować swoja broń na moim ciele?
 
 
– Nie bądź niemądry. Ale to z pewnością rzadka okazja dla mnie, a po prawdzie nie chcę jej przepuścić.
 
 
Hyuu.
 
 
Erica lekko zgięła nadgarstek i Cuore di Leone niczym bicz zaatakował szyję Godou - był to prawdopodobnie atak w jego tętnice szyjną.
 
 
Nie był w stanie całkowicie przewidzieć naturalnych ruchów jej uderzeń, a poza tym były niezwykle szybkie.
 
 
Godou nie był nawet w stanie dokładnie zobaczyć jak nadchodzą.
 
 
Częściowo polegając na swojej intuicji odchylił do tyłu głowę. Przynajmniej uniknął tego.
 
 
– Imponujące… istnieje garstka osób, która potrafi uniknąć moich trzech kolejnych uderzeń - Ach! Zapomniałam, Godou jest tylko częściowo człowiekiem, więc nie jest to całkowicie niewiarygodne.
 
 
– Jako ktoś, kto nieustannie nazywa się moim kochaniem, moją ukochaną z pewnością nie powstrzymujesz się w próbowaniu zabicia mnie! Sądzę, że jest to nawet bardziej niewiarygodne niż moje ciało!
 
 
– Ale to tylko, dlatego że przypadkiem zdarzyło się, iż mój ukochany i przeciwnik to ta sama osoba. Nie ma w tym nic dziwnego, a poza tym nigdy nie chciałam cię zabić… chociaż wciąż mógł zdarzyć się mały wypadek.
 
 
Erica elegancko cofnęła swój miecz do gardy, podczas gdy jej wyraz twarzy przypominał trujący kwiat.
 
 
Jej zalotne zachowanie było po prostu zbyt kuszące.
 
 
– Przepraszam, że przerywam, ale chciałby prosić oboje byście chwilowo skończyli flirtowanie. Chociaż rozumiem, że tak namiętni kochankowie potrzebują wyrazić swoje pożądanie względem drugiego, muszę przypomnieć, że pojedynek jest sprawą świętą.
 
 
Słysząc upomnienie Liliowego Rycerza, Godou nie mógł się powstrzymać przed sceptyczną ripostą.
 
 
– Jeśli myślisz, że to flirt to musisz być ślepy. Albo twoje oczy są tylko na pokaz?
 
 
Wszyscy ci ludzie uważali pogrywanie czyjegoś życia za grę; oczywiście wliczając w to Erikę.
 
 
– Dobrze powiedziane… cieszmy się nasza miłością dzisiejszej nocy do późna, Godou. Obecnie musisz pokazać całą swoją moc!
 
 
Pomijając jego rodziców to zasadniczo nikt inny nie zwracał się do Godou po imieniu.
 
 
A żeby być dokładnym to na tym świecie była tylko jedna osoba, która od czasu do czasu wyszeptałaby jego imię z taką nadmierną czułością, a kiedy indziej wymawiała je w taki mocnym i pewnym siebie sposób. A tą osoba była Erica Blandelli.
 
 
…Problem zaczynał się, gdy używała jego imię tak czule publicznie, a jednak nie widziała problemu w nieustannym dźganiu Godou swoim mieczem.
 
 
Erica ponownie jednym ruchem trzykrotnie zmieniła kierunek ruchu swojego miecza.
 
 
Pierwsze było cięcie po skosie w dół, następnie do góry, ostatnie pionowo w dół skierowane w głowę Godou.
 
 
Wystarczyło jedno trafienie by Godou był martwy.
 
 
Ale w tej chwili Godou odskoczył w tył, następnie obrócił się dokoła i ponownie odskoczył dalej w tył, a zatem zdołał uciec.
 
 
– Nie będziemy mogli zdecydować o zwycięzcy, jeżeli wszystko, co robisz to uniki. A co ważniejsze zaczyna mi się nudzić.
 
 
– Proszę stój! Wiesz równie dobrze jak ja, że ta moją siłą jest skomplikowana zdolność, której nie mogę użyć według woli, a kiedy to robie nie mogę kontrolować jej mocy. Jak mógłby jej użyć, kiedy tylko tego chcesz?!
 
 
– Wciąż chodzi o te same pacyfistyczne rzeczy… dobrze, więc przycisnę cię czymś niebezpieczniejszym niż tylko miecz. Jeśli nie chcesz przegrać to lepiej walcz poważniej!
 
 
Erica zwinnie odskoczyła do tyłu stawiając stopę na ruinie muru pozostałego z okresu Cesarstwa Rzymskiego.
 
 
– Wznieście się sandały Hermesa!
 
 
Akompaniując tą krótką inwokację zaczęła biec wzdłuż murów, jej podeszwy stukały w cegły.
 
 
– Cuore di Leone - W ten sposób zlecam ci tę misję. O stalowy lwie. Możesz rozszarpać, przebić i rozerwać na strzępy wroga! Możesz pokonać, unicestwić wroga i pochwycić zwycięstwo! Zostawiam ci pole bitwy.
 
 
Po tym jak Erica czule pieściła ostrze swojego ukochanego długiego miecza i pocałowała je lekko…
 
 
Wyrzuciła miecz.
 
 
Upadł po przeciwnej stronie zielonej polany, na której stał Godou.
 
 
– … Co teraz zamierzasz?
 
 
Oszołomiony Godou obserwował miecz, który pięć metrów od niego pozostał kompletnie nieruchomy. Jeśli Erica chciała go przebić to nie było szans by z tej odległości spudłowała.
 
 
…Tak jak oczekiwał miecz zaczął się zmieniać.
 
 
Miecz, który tkwił w ziemi zaczął rosnąć.
 
 
Srebrny metal ciągle powiększał się i stopniowo przyjmował kształt lwa, jaka realistyczna rzeźba.
 
 
Ale to nie tylko wyglądało jak lew, który urósł do olbrzymich rozmiarów.
 
 
…Ale co było bardziej niezwykłe, srebrny lew nie był normalnym wyrzeźbionym ornamentem. Lew warkną, potem odwrócił się w stronę Godou i skupił na swoim celu.
 
 
Każdy ruch posągu był jak ruch lwa.
 
 
– Chcesz mnie tym zaatakować!
 
 
Godou był zarówno zszokowany jak i oniemiały z wrażenia z powodu ogromu lwa.
 
 
Być może gdyby w okolicy był autobus bądź ciężarówka to miałby szansę odeprzeć gigantyczną bestię. Lecz dla Godou mierzącego 179 cm i ważącego 64 kg, prawdopodobnie była to po prostu zbyt duża różnica w ich wadze. Głowa bestii sięgała prawie drugiego piętra.
 
 
…Olbrzymi lew podniósł swoje przednie łapy, przygotowując się do opuszczenia ich z hukiem.
 
 
Przerażająco szybko poruszając się poruszały się w stronę głowy Godou.
 
 
Ni byłoby dziwnym porównanie tego do spadającego stalowego słupa na budowie.
 
 
Godou rozpaczliwie wykonał unik.
 
 
Ziemia, na której stał jeszcze chwilę temu została rozdarta przez niesamowicie ostre pazury i tą ogromną wagę. Gdyby tym dostał to nie pozostałoby po nim nic z wyjątkiem krwawej masy na chodniku.
 
 
 
==Część 2==
 
 
 
Na szczęście po rozpaczliwym uniku Godou lew pognał dalej.
 
 
Błyskawicznie uderzał wykorzystując do tego przednie łapy, kły i pazury ostre jak miecze oddzielnie rozrywające rzeczy, a czasami rzucał się na niego jakby usiłował zgnieść małe zwierzątko.
 
 
– Tak jak sądziliśmy Jego Wysokość nie jest zbyt zmotywowany do pojedynku.
 
 
Osobą, która powiedziała to do Eriki był Liliowy Rycerz.
 
 
W pewnej chwili musiał użyć czarów, ponieważ teraz stał na szczycie muru.
 
 
– Jeżeli będzie stosował tylko odskoki i uniki to w żaden sposób nie określimy jego siły. Dobrze, twój wyraz twarzy pokazuje, że z góry wiedziałeś, co powiem.
 
 
W odpowiedzi na komentarz wysokiego młodzieńca Erica olśniewająco się uśmiechnęła.
 
 
– Już brałam pod uwagę, że równie dobrze może się to zdarzyć. Poza tym mój Pan nigdy nie cieszył się walką z ludźmi... jednakże jest tak na początku pojedynku.
 
 
– Och? Więc masz na myśli...?
 
 
– Jednakże mój władca próbuje zaprzecza temu, że jest Campione. Jako jedyny jest w stanie dorównać bogu w walce, jest człowiekiem, który uzurpował sobie nieograniczoną, nieposkromioną moc. Mimo ciągłych słów sprzeciwu, na prawdę nie może nienawidzić walki. Jeżeli wszyscy Campione są podobni, również Kusanagi Godou jest geniuszem w dziedzinie walki, a także zwycięzcą między zwycięzcami.
 
 
– Umm... chociaż nie zgodzę się, jest najbardziej utalentowany w uchylaniu się.
 
 
Liliowy Ryczerz spojrzał na niego podejrzliwie.
 
 
Erica spojrzała z miłością na młodzieńca desperacko biegnącego to w jedną stronę, to w druga.
 
 
– To się wkrótce zmieni - prawie dotarł do punktu bez powrotu. Parlament ma raport o Kusanagim Godou, przejrzałeś dokumenty?
 
 
– Przeczytałem, ale trudno w to uwierzyć, a ja pozostaję sceptyczny.
 
 
– Jeżeli ocenimy wiarygodność raportu, to prawdopodobnie około 60% z tego jest dokładna. Przeprowadzenie tak dokładny badań jest dość imponujące.
 
 
– Więc mówisz, że dokumenty nie kłamały? Kusanagi Godou jest zdolny zaadaptować się do sytuacji, gdy staje wobec otaczającego go wroga - zdolność daje mu siłę do przezwyciężenia wszystkich przeszkód?
 
 
– Oczywiście! Proszę obserwuj, Liliowy Rycerzu!
 
 
Na ich oczach sytuacja uległa zmianie.
 
 
Stojąc naprzeciw nadchodzącej lwiej łapie Godou po raz pierwszy przyjął pozycję.
 
 
W celu uniknięcia zostania poturbowanym przez srebrne, ostre pazury ostrożnie cofnął się, a następnie skoczył do przodu i owinął ramiona wokół jego łapy.
 
 
Wówczas uniósł go w górę.
 
 
Chwytając po prostu podniósł ogromne cielsko lwa.
 
 
Podobnie jak zawodnik w podnoszeniu ciężarów, mierzący 179 centymetrów Godou podniósł ogromnego jak ciężarówka lwa wysoko w górę.
 
 
– Co...! Co to za rodzaj siły!
 
 
– W micie jest napisane, że bohater imieniem Herkules posiadał boską siłę, wystarczającą, aby podeprzeć niebo. Bóg wojny, którego Godou pokonał, Verethragna, jest bardzo podobnego pochodzenia do Herkulesa— odtąd Godou może dorównać mu pod względem siły.
 
 
Erica dumnie wyjaśniła zaskoczonemu Liliowemu Rycerzowi.
 
 
Godou podniósł już srebrnego lwa głową do góry, a jego łapy oddalały się od ziemi wymachując w powietrzu.
 
 
Można by nazwać tą siłę dziwną ponad normę.
 
 
– Pamiętam, że było to napisane w raporcie parlamentu... Określiliśmy, że Kusanagi Godou nabył zdolności Persian Warlord. Zdolnością bóstwa wojny, Verethragna, była zmiana pomiędzy dziesięcioma różnymi formami, wprowadzanie niezliczonych bitew i zostając zwycięzcą każdej. W ten sposób Kusanagi Godou jest najwyraźniej także potworem zdolnym do zmiany swojej siły według własnej woli...
 
 
Nagle starzec przerwał.
 
 
Dowódca Wilczyca pojawiła się przy boku Erice i Liliowym Rycerzu.
 
 
– Och, Venerable... To tylko ty?
 
 
– Mmm. Ten stary łajdak z Turyn ukrywa się gdzieś jak mysz pod miotłą. Na pewno nie zamierzam przegapić okazji zobaczenia siły nowego Campione jest z bliska, więc pozwól mi zobaczyć jego siłę na własne oczy.
 
 
Dowódca, Wilczyca, powiedziała to w rzymskim dialekcie, rzucając jej zniewagę, a nawet pozwoliła rozciągnąć się uśmiechowi na twarzy.
 
 
Była dowódcą rzymskich rycerzy i czarodziejów oraz znielubiła Old Dame, która miała twierdzę w Turin.
 
 
– Czułam, że Lord Salvatore był młody, gdy stał się Campione, a tym razem król jest nawet młodszy. Czy Kusanagi Godou jest zdolny do zmiany pomiędzy innymi z dziesięciu zdolności niż udostępnienie boskiej siły?
 
 
– Więc jeżeli Kusanagi Godou zażyczy sobie użyć tych umiejętności, wymagane jest, aby jego przeciwnik posiadał siłę wystarczającą do przytłoczenia go? ...W końcu jest to to, co raport parlamentu mówi o tym...
 
 
Magiczny lider Rzymu i Liliowy Rycerz rozmawiali w zgodzie.
 
 
Stojąc wobec dociekliwych spojrzeń pary, Erica uśmiechnęła się z satysfakcją i odpowiedziała spokojnie.
 
 
– Kiedy spotyka przeciwnika z nienaturalnie wielką siłą mięśni Kusanagi Godo jest zdolny uzyskać i użyć jedną z dziesięciu form Weretragna: Byka. Weretragna ma w sumie dziesięć transformacji i choć nie wiadomo czy może wykorzystać wszystkie, jest potwierdzone, że ma już kilka.
 
 
Wiatr, Byk, Biały Ogier, Wielbłąd, Dzik, Młodzieniec, Drapieżny Ptak, Baran, Koza i Wojownik.
 
 
Kiedy dziesięć transformacji Weretragna są porównywane, Byk i Wielbłąd są ściśle związane z ziemią, ale są też bezpośrednim symbolem największej siły, kondycji i ducha walki.
 
 
W związku z tym cechy te naturalnie stały się identyfikowane z boską potęgą, symbolem zapalczywości, odbieranie uwielbienia i czci.
 
 
A dzisiaj, przed ich oczami Godou z łatwością zniszczył srebrnego lwa.
 
 
Ogromna część lwa została podniesiona, a następnie rzucona i rozbita o ziemię.
 
 
Następnie popędził na szczyt rozwalonego lwa wchodząc po jego szyi i klatce piersiowej. Następnie chwycił przednią nogę, wyrwał ją i umieścił na ciele lwa. Lew był łatwo rozrywany na części.
 
 
Później zaatakował podbródek, klatkę piersiową i brzuch, zawzięcie kopiąc go bez przerwy, aż całe jego ciało przypominało kształt V.
 
 
– ...Zniszczyłem twoją zabawkę! Więc teraz będziesz walczyć ze mną osobiście, prawda? Zejdź tu na dół, zaraz to zakończę!
 
 
– Och, wreszcie jest poważny.
 
 
Godou spojrzał ze smutkiem na Erikę.
 
 
Widząc niezadowolonego Godou, Purple Knight skinął głową z zadowoleniem.
 
 
– Dla kogoś, kto zazwyczaj rozprawia o pacyfizmie dąży on do zwycięstwa bez litości, kiedy rozgrzewa się do walki... No cóż, mój ukochany wzywa, więc wybaczcie.
 
 
Zwinna Erica zeskoczyła na ziemię.
 
 
Obserwując złotowłosą pannę pięknie wykonującą skok Godou ponownie poczuł żal.
 
 
Kto by pomyślał, że w tym kraju został ponownie zmuszony do pojedynku z kimś...
 
 
Pomimo, że już się domyślił prawdopodobnego rezultatu, gdy zgodził się na prośbę Eriki, aby przyleciał do Włoch, nie mógł pomóc, ale poczuł się przygnębiony, kiedy właściwie się to stało.
 
 
– ...Erica, wiesz, że różnica pomiędzy cywilizowanym człowiekiem i dzikusem jest taka, że jeden pochodzi od stopnia zdolności w kontaktach z rzeczami w sposób cywilizowany. Błagam cię, możesz nauczyć się ograniczać swoje brutalne instynkty i częste potrzeby sprawiania innym problemów? Wiesz jak trudne to jest dla tych, którzy próbują pozostać wokół ciebie?
 
 
– Ciągle ten sam temat? Nie widzę w tym żadnego problemu zwłaszcza, że choć zawsze rozpoczynasz stroniąc od walki po minucie zaczynasz być poważny. Właściwie to kochasz, racja? Dlaczego nie będziesz bardziej szczery ze sobą?
 
 
Stając wobec niekończących się skarg Godou Erica odpowiedziała nonszalancko.
 
 
– Jesteś królem a ja rycerzem. Jesteśmy zobowiązani do zainscenizowania intensywnego, ale znakomitego pojedynku. Więc walczmy ze sobą z całą naszą miłością i uczyńmy ten pojedynek kulminacją naszego romansu!
 
 
– Wiem z doświadczenia, że kochankowie nie stawiają swojego życia w pojedynku takim jak ten! Nie narzucaj swojej idei romantyzmu innym!
 
 
Godou zarówno gwałtownie opadł jak i obserwował złotowłosą dziewczynę.
 
 
Srebrny lew nadal był zniszczony, a więc Erica nie posiadała materiału na swój długi miecz... ale nie był w stanie wyobrazić sobie, że Erica staje się bezbronna z tego powodu.
 
 
– O Cuore di Leone - jesteś nieustępliwym ostrzem. Dopóki mój duch walki jest złamany, mój miecz nigdy nie roztrzaska się. Błagam się po raz kolejny powróć do mojej ręki!
 
 
Erica wyciągnęła rękę w kierunku srebrnego wraku Cuore di Leone.
 
 
Wrak mający oryginalnie kształt lwa zaczął się kurczyć, złamane części łączą się z powrotem i znowu zmieniają swoją formę.
 
 
Cudem wrak stopił się z powrotem w miecz i poleciał do Eriki.
 
 
– Ciągle robisz takie absurdalne rzeczy i po tym jak w końcu udało mi się go złamać...
 
 
Jednakże to było wszystko w obrębie jego doświadczenia.
 
 
Erica weszła na pole bitwy bez mieczem? To niemożliwe. Godou, który zrozumiał tę logikę patrzył niezdziwiony.
 
 
Dzięki Bogu potworna siła z Byka była wciąż obecna.
 
 
Prawdopodobnie mógł wciąż używać tego przez następne dziesięć minut i miał nadzieję, że wygra w tym czasie.
 
 
...Ta moc Godu, którą londyński czarodzieje nazywali mocą perskiego boga wojny, była możliwość, że otrzyma niewyobrażalną moc, ale tylko w szczególnych, określonych okolicznościach.
 
 
Na przykład wzywając Byka jest w sanie władać boską siłą.
 
 
Ale zanim tak się stanie musi stanąć naprzeciw wroga z niezwykłą siłą fizyczną.
 
 
Tak mówił, jednakże...
 
 
W zeszłym miesiącu Godou został zaatakowany przez mężczyznę ważącego 138 kilogramów(który oczywiście znał sztuki walki). Jakkolwiek nie był w stanie wezwać Byka i bardzo dotkliwie ucierpiał. Wygląda na to, że tylko nadludzki typ siły - powiedzmy, że wagon pociągu, który uderzył z pełną prędkością lub człowiek ważący ponad 300 kilogramów; jeżeli taki byłby rodzaj przeciwnika mógłby wezwać go.
 
 
Dodatkowo były umiejętności, które Godu mógł użyć tylko, kiedy doznał ciężkich obrażeń.
 
 
Nawet, jeżeli te umiejętności mogłyby użyte tylko do walki z 'wielkimi grzesznikami, którzy przynieśli cierpienie ludziom', każdy i wszystkie umiejętności wydawały się budzić w ludziach strach, dlatego że to był typ samego zła. A poza tym ich wymagania były trudne do spełnienia.
 
 
– ...Bo jestem najsilniejszy wśród silnych. Naprawdę, jestem tym, który posiada każde zwycięstwo. Nie dbam o to, kto mnie wyzywa, człowiek czy diabeł - mogę stanąć w obliczu nieprzyjaciela i wszystkich moich wrogów. Bez względu na wszystko zmiażdżę wszystkich, którzy staną mi na drodze!
 
 
Godou rozważając potężny aspekt byka mamrotał ten wers.
 
 
Był to bitewny hymn śpiewany, aby wezwać do walki boga wojny Weretragna. Uproszczając była to metoda utrzymania siły boga jak paliwo podtrzymujące palenie
 
 
Wciąż miał dziesięć minut zanim ustąpi siła Byka.
 
 
Po użyciu danej formy musiał odczekać cały dzień przed ponownym jej użyciem. A gdyby zmienił aktywną formę na inną, aktualnie aktywna zniknie. Dlatego Godou nie mógł używać ich niedbale.
 
 
Tak, więc jego zdolność była śmiesznie silne, ale również miał wiele ograniczeń, co do ich użycia.
 
 
– Muszę ci to przyznać, Godou. Mimo, że ciągle wygadujesz o „pacyfizmie” to twoje ciało i umysł są już przygotowane do walki... dlatego też kwalifikujesz się na mojego ukochanego!
 
 
Erica chwaliła go w ten przykry sposób, a następnie wskazała palcem.
 
 
Wielka włócznia uderzyła około pół metra do stopy Godou. Prawdopodobnie było to podobne do Cuore di Leone, oba wezwane zostały przez magię Eriki.
 
 
– ...Chcesz abym tego użył?
 
 
– Oczywiście, honorowa Erica Blandelli nigdy nie walczyłaby przeciwko komuś nieuzbrojonemu. Dla obecnego Godou dzierżenie tej włóczni powinno być błahostką, prawda?
 
 
– Dlaczego zawsze myślisz, jeżeli chodzi o tego typu rzeczy... dlaczego nie odłożyłaś broni odkąd chciałaś walczyć uczciwie? Tak byłoby bardziej uczciwie!
 
 
Godou westchnął i podniósł włócznię.
 
 
Pamiętał, że w jego rękach znajduje się ukochana włócznia Eriki, która miała magiczny rdzeń osadzony w uchwycie. Była tak ciężka, że nawet dorosły mężczyzna nie mógł jej podnieść, jednak ona tak łatwo kręciła i podnosiła tą włócznię. Naprawdę, co za potworna siła.
 
 
Prawdopodobnie były to korzyści z zaklęć wzmacniających siłę fizyczną.
 
 
Chociaż Erica wydaje się smukła i krucha to siła jej chwytu była większa niż Godou.
 
 
Ale tak było w normalnych okolicznościach. Obecny Godou, nawet, jeżeli włócznia byłaby trzy razy cięższa, nadal mógłby podnieść tak łatwo jak wykałaczkę.
 
 
Godou chwycił włócznię jak kij baseballowy i machnięciem wytworzył podmuch wiatru.
 
 
...Szczęśliwa Erica zaatakowała go.
 
 
Zupełnie jak cień niemożliwym było zobaczenie jej ruchów, dlatego, że jej gwałtowne ruchy nie napotykały oporu powietrza. Ten rodzaj technik można nauczyć się tylko wytrwałe ćwiczenie.
 
 
Cuore di Leone cicho przeciął powietrze.
 
 
Kiedy Godou wreszcie zdał sobie z tego sprawę srebrne ostrze znajdowało się juz przed jego twarzą.
 
 
– Nie możesz bardziej uważać?! Walczysz z początkującym!
 
 
Dla porównania, to, co się stało było jak uderzenie z całej siły przez światowej klasy boksera.
 
 
A to nie była jakaś mięsista pieść, ale śmiertelnie twarde ostrze.
 
 
To tak jakby grał w dwa ognie, gdzie priorytetem Goodu było unikanie szybkiej piłki wycelowanej w jego głowę, którą był atakujący miecz Eriki.
 
 
Ponieważ nigdy nie uczył się żadnych sztuk walki, więc aby ocalić życie mógł tylko polegać na swoim bystrym wzroku i szybkim refleksie.
 
 
– Ale Godou każdy, kto jest w stanie uniknąć mojego ataku nie może być nazywany nowicjuszem.
 
 
– Ale to tylko szczęście, a ty celujesz w miejsca ze 100 procentową szansą zabicia w przypadku trafienia!
 
 
Odkąd stał się Campione, gdy wchodził na pole bitwy jego koncentracja osiągała niewyobrażalny poziom.
 
 
To także dzięki temu był w stanie zobaczyć nadludzko szybki, atakujący miecz Eriki.
 
 
Godou grał w baseball odkąd zaczął chodzić do podstawówki. W gimnazjum byłby łapaczem lub czwartym pałkarzem – wymiataczem – nawet pół-profesjonalnych drużyn.
 
 
W tym momencie był w najlepszej formie i mógł dowolnie odbić szybką piłkę rzuconą przez przeciwnika.
 
 
Prawdopodobnie, dlatego czuł się bardziej komfortowo z nienaturalnym statusem Campione.
 
 
„Nienaturalny status” jak Godou myślał o tym, był jego zdolnością do zwiększenia koncentracji i utrzymania jej na wysokim poziomie, gdy tylko wszedł na pole bitwy. Gdyby mógł to wykorzystać podczas normalnych wydarzeń sportowych, był przekonany, że mógłby trafić homerunu nawet przeciw maszynie rzucającej piłkę z prędkością 190 kilometrów na godzinę.
 
 
...W rzeczywistości, mógłby prawdopodobnie zaangażować tę zmianę.
 
 
W chwili, gdy miał iść na całość jego ciało naturalnie konfigurowało się do optymalnej funkcjonalności. Stało się tak, ponieważ Godou został Campione.
 
 
Chociaż Godou kochał sport to nie dołączył do klubu sportowego w liceum.
 
 
Czuł, że korzystanie z tych zdolności będzie zbyt nieuczciwe jak oszukiwanie, kiedy rywalizuje z innymi ludźmi.
 
 
– Niech cię szlag, nawet, kiedy zaczęliśmy robisz, co chcesz - ostrzegam cię, nie potrafię kontrolować siły mojego ataku, więc lepiej zrób unik!
 
 
Tym samym Godou krzyknął wymachując włócznią.
 
 
Pomimo, że nigdy nie był zainteresowany pojedynkowaniem wiedział, że w tych okolicznościach, jeżeli tylko broniłby się zamiast atakować to nieuniknionym byłoby zmiażdżenie przez przeciwnika.
 
 
Aby zapewnić bezpieczeństwo Erice użył trzonka zamiast ostrza do uderzenia jej kostki.
 
 
Ale odskoczyła w bok.
 
 
Natarczywie atakował jakby goniąc Erice, Godou kontynuował tym razem podnosząc włócznie nad nią.
 
 
Tym razem Erica nie skoczyła w celu uniku.
 
 
Jedynie robiąc mały krok wstecz uniknęła uderzenia a następnie kontratakowała.
 
 
Jednocześnie nacierając mieczem jak igłą celowała w pierś Godou.
 
 
To było kontr uderzenie!
 
 
Po przejrzeniu planu Eriki, Godou umyślnie nie zrobił uniku – ale też dla tego, że spóźnił się z tym – i zmiótł włócznią poziomo, co Erica nie uniknęła.
 
 
Tylko szybkim ruchem nadgarstka wykorzystał stalową włócznie jak bat gotów do uderzenia smuklej dziewczyny.
 
 
Było to niemożliwe dla zwykłej osoby kontruderzenie, ale z potworną siłą Byka było to łatwe do osiągnięcia.
 
 
To stało się w jednej chwili.
 
 
Tuż przed tym jak został nadziany na Cuore di Leone, pomyślnie odparował atak Eriki.
 
 
– Rany... Twój refleks jest dobry jak zawsze - nigdy się nie zmienisz, co nie?
 
 
Chociaż jej kontruderzenie zawiodło, Erica po prostu się śmiała.
 
 
Wygląda na to, że nie odniosła żadnych obrażeń. Prawdę mówiąc, chwilę przed tym jak włócznia uderzyła, też odskoczyła w tył, aby uniknąć ataku. Musiał przyznać to Erice, jej atak i obrona były perfekcyjne.
 
 
Jak mógł jak pokonać walcząc z takim ekspertem?
 
 
Odpowiedź leży w starannej kontroli.
 
 
Godou miał dość tego na długi czas. Im bardziej odległe było zwycięstwo i wspanialsza nagroda do uzyskania tym szybciej jego oczy i umysł pracują.
 
 
Wrogiem jest każdy ruch, wyrażenia, wzrok.
 
 
Tak długo jak był nawet niewielki promyk nadziei chciał ją wykorzystać. Ustalanie charakteru przeciwnika, rozpoznawanie wzoru jego myśli; mógł wykorzystać zarówno obserwację jak i analizę w celu przewidzenia ruchów innych.
 
 
Czy wróg był człowiekiem, bogiem, czy potworem, tak długo jak pojmował ich psychikę był zdolny sformować plan zwycięstwa.
 
 
Od pewnej chwili koncentracja Godou skupiona jest na „zwycięstwie”.
 
 
To nie była nagła szansa, ale raczej naturalna konsekwencja jego działań.
 
 
Ten przedłużający się pojedynek, oraz jego przeciwnik, który jest geniuszem zarówno miecza jak i włada tajemnymi mocami, pozwolił Godou całkowicie oddać się walce.
 
 
Erkica nie miała słabości. A nawet, jeśli miała to nie mógł ich dostrzec.
 
 
Ale głęboko zrozumiał charakter Eriki, który był kompletnie odmienny od jej diabolicznie psotliwego. Naprawdę wierzy w honorowy i uczciwy styl walki oraz nigdy nie oszczędza swojej siły.
 
 
Jej ulubioną taktyką walki była frontalna szarża i tak po prostu użycie jej całej siły oraz całego ducha.
 
 
Ta Erica nie zrobiła tego, prawdopodobnie, dlatego, że chciała wyciągnąć wszystkie strategie Godou i tak celowo stonowała swoje ataki.
 
 
– Masz przebiegłość wypisaną na twarzy. Spryt lisa i okrucieństwo lwa - to właśnie Godou, którego kocham! Daj mi wszystko, co masz, akceptuję twoje wyzwanie!
 
 
Słysząc, co powiedziała Erica, Godou momentalnie błysną uśmiechem.
 
 
Potem uśmiechnął się ponuro.
 
 
Cokolwiek wcześniej powiedział, nie mógł przyznać, że pojedynek był bardzo emocjonujący. Aby był tam przeciwnik ochoczo traktujący jego ataki mogło go tylko uszczęśliwić. Z powodu tej myśli nieumyślnie uśmiechnął się.
 
 
Który powinien wybrać? Forma z największą siłą destrukcji były również Biały Ogier oraz Dzik.
 
 
Na pewno był niezdolny wezwać Białego Ogiera. Ale prawdopodobnie mógł użyć Dzika.
 
 
——
 
 
– Pogwałciłeś pakt i zgrzeszyłeś na ziemi. Pan przemówił - Grzesznik musi zostać ukarany. Może jego kręgosłup zostanie złamany, może jego kości zostaną połamane, jego ścięgna podarte, włosy wyrwane z czaszki - może jego krew rozleje się po ziemi, ubita w krwawą pianę. Stanę się jedynym, który zanurzy kły w ciele grzesznika, że wolę Pana należy przestrzegać - Zostaniesz oczyszczony!
 
 
Początkowo była to zawiła strofa ze świętego tekstu.
 
 
Zwrotka nagle zmienił się w zaklęcie i wypłynęło z ust Godou.
 
 
– Dzik zniszczy cię! Dzik eksterminuję cie!
 
 
To był Campione: „To moja chluba zwycięstwa nad bogami, utwór chwalący moją siłę!”
 
 
To był człowiek przemieniony w diabła: „To moja kpina z bogów, którzy są moimi wrogami!”
 
 
To było zwycięstwo: „To moja deklaracja buntu, abyś zrozumiała moją siłę pogromcy bogów!”
 
 
– Bogowie Aethereal, wy wszyscy, którzy słyszycie tą strofę o mojej wściekłości po śmierci waszych braci!
 
 
– Bogowie Chthonic, wy wszyscy, którzy słyszycie tą strofę, czekajcie bezużytecznie na dzień, w którym moje świętokradztwo do mnie wróci!
 
 
– Morscy bogowie, wy wszyscy, którzy słyszycie tą strofę, opłakujcie pieśnią pogrzebową własną bezsilność!
 
 
– Jestem wrogiem wszystkich bogów! Jestem uzurpatorem boskiej siły!
 
 
Zmuszony przez swoje diabelskie zdolności, Godou nieświadomie intonował strofy.
 
 
– Co jest przyczyną tego trzęsienia ziemi?!
 
 
– Po prostu wypowiedział nazwę Dzika, zatem powinna to być zdolność tego władcy... piąte wcielenie Verethragna, dzik z niesamowicie ostrymi kłami. Legendy wspominają, że może zniszczyć każdy obiekt jednym uderzeniem...
 
 
Ściana, na której stali dowódca Female Wolf i Purple Knight zaczęła się trząść.
 
 
Poprzednia inkantacja Godou była właśnie hymnem przywołującą boską bestię zwaną „zwiastunem zniszczenia”.
 
 
Być może, dlatego, że czuło się może naprawdę stąpić z niebios, niebem wstrząsnęło, podczas gdy zbierały się burzowe chmury, a ziemia zatrzęsła się, gdy huczało mniejsze trzęsienie ziemi.
 
 
– D-doszło do tego... nawet użył Dzika, kiedy przeciwnik jest tak slaby jak ja, jak bardzo pozbawiony serca jesteś! Jeżeli nie trafisz to nie tylko wzgórze czy rzymskie Koloseum, ale nawet Forum Romanum zostanie całkowicie zrównane z ziemią!
 
 
Erica okazała rzadkie uczucie; była zmartwiona.
 
 
Widząc ten niepokojące spojrzenie, Godou poczuł wielką satysfakcję.
 
 
– Jeżeli użyłbym przeciwko tobie konwencjonalnych metod to niemiałbym szans na zwycięstwo. Więc zdecydowałem się użyć najsilniejszego ataku, jakiego mogłem teraz użyć.
 
 
Na niebie nad Godou i pozostałymi powierzchnia się zniekształciła. Pomiędzy „prawdziwym” a „wymyślonym” światem – który miał nie istnieć – w obu pojawiła się ścieżka przez szczelinę. Znajdowała się tam wielka, wściekła bestia porośnięta była ciemno-czarną sierścią, walczącą, aby uciec od zniekształcenia.
 
 
Jej ciało było nawet większe od lwa, którego Erica wezwała. W istocie dwa razy większe.
 
 
Mierzyła co najmniej 20 metrów.
 
 
Przed chwilą można było zobaczyć tylko kark i nos wraz z dwoma długimi kłami.
 
 
Jeszcze kilka minut i w całości wejdzie do „prawdziwego” świata.
 
 
Niemożna było jeszcze w całości zobaczyć to gigantyczne cielsko i niemożna było go jeszcze nazwać 'ostatecznym potworem', ale uroda, a zwłaszcza nos i kły na pewno były dzika.
 
 
Godou i Erica mieli ujrzeć naprzeciwko siebie niesamowitą siłę potwora.
 
 
Pod czarnym futrem Dzika była kapitalna ilość mięśni.
 
 
Początkowo była to oznaka pragnienia zwycięstwa Verethragna nad wrogami swojego bóstwa opiekuńczego, Mithrasa. Krzepka, boska bestia, którą Godou wezwał była właściwie manifestacją Dzika.
 
 
Nie wiedział, czemu, ale warunki przywołania były bardzo ogólne.
 
 
Tak długo jak Godou obrał duży obiekt za cel i był zdecydowany to zniszczyć, wtedy warunek był spełniony. Nigdy wcześniej nie testował dokładnie jak duży lub mały musi być obiekt, ale tak długo jak waży powyżej dziesięciu ton może zostać określony, jako cel.
 
 
A wcielenie Dzika było nie tylko zainteresowany ogromnymi rozmiarami.
 
 
– Wiedziałam, że Godou był niczego sobie, ale normalnie — cała ta rozmowa o pokoju była pustymi frazesami... Eloi, Eloi, Lama Sabachthani! Mój Boże! Czemuś mnie opuścił!
 
 
Erica wzniosła swój miecz w stronę niebios głośno śpiewając świętą pieśń.
 
 
 
 
Erica wzniosła swój miecz w stronę niebios głośno śpiewając świętą pieśń.
 
 
Słyszał to już wiele razy wcześniej, była to inkantacja uwalniająca jej najpotężniejszą magię.
 
 
– O Panie! Płacze i błagam przez cały dzień, jednak opuszczasz mnie — płaczę i modlę się całą noc, jednak ignorujesz mnie. Ale pozostaniesz najświętszy, mając chwałę Izraela z a tron!
 
 
Przygnębiająca inkantacja wstrząsnęła niebem i zmroziła całą ziemię.
 
 
Ciało Godou zaczęło się z lekka trząść.
 
 
Stało się to, dlatego, że otaczająca temperatura obniżała się w zastraszającym tempie.
 
 
...W końcu użyła tej techniki. Ponieważ Erica nie ogranicza się nigdy w swoich atakach łatwo było przewidzieć jej plan; właściwie było tak, ponieważ sądziła, że nie ma znaczenia czy ktoś przejrzał jej plan tak długo jak zniszczyła przeciwnika.
 
 
Godou momentalnie spojrzał w dół na trawę wokół stóp.
 
 
Dobra okazja, aby po raz ostatni potwierdzić jego cel.
 
 
– Choć każda kość w moim ciele jest rozbita, to ból w moim sercu topnieje jak zapalona świeca. Powinieneś pochować mnie w pyle martwej ziemi! Dzikie psy otaczają mnie, Diabelska Spółka to skrawek mnie! Siedzący w niebie na uboczu Bóg niechętnie udziela pomocy. Rozpaczać samotnie, a trudności powodują przyrost klątw!
 
 
Ta inkantacja, pełna negatywnych emocji, wypełniła ziemię i Erikę, będąc obecnie zaklęciem skupiała całą negatywną energię.
 
 
Temperatura nadal spadała i była w miejscu gdzie nawet kości bolą z zimna.
 
 
– Panie, mój Zbawco, błagam cię — wspomóż mnie! Porwij mnie z dala od broni przeciwnika, wyrwij mnie z paszczy lwa, wyrwij mnie z rogów byka!
 
 
Był to zarówno lament żałobny jak i utwór pochwalny wyniesienia, który chwilę przed śmiercią rozpaczliwie i tęsknie śpiewał Mesjasz.
 
 
Słysząc te słowa zwykły człowiek będzie po prostu zaślepiony; za słaby fizycznie by nawet wstać. Jeżeli czarodziej chciałby to mógłby nawet zabić wszystkich tu obecnych.
 
 
Godou odrzucił włócznie i niespodziewanie się pochylił. Chwycił kamyk, który leżał w trawie, na którą chwilę temu spojrzał i od razu rzucił go na zewnątrz. To była akcja, jaką wykonywał niezliczoną ilość razy na boisku do koszykówki.
 
 
Jego celem była klatka piersiowa Eriki.
 
 
Godou był całkowicie pewien siły swojego ramienia i precyzji; niemożliwe było, aby nie trafił z tego dystansu.
 
 
Mimo tego, że był to kamyk nie należy go lekceważyć. Od czasu starożytności rzucony kamień był najprostszą i najtańszą bronią jednakże był wystarczająco skuteczny, aby zabić człowieka. Nawet chrześcijanie wspominają o tym, że bronią, której Dawid użył do zabicia Goliata był kamień.
 
 
...Ale Erica za pomocą, Cuore di Leone odbiła go w ziemię.
 
 
– Mój Boże! Czemuś mnie opuścił!
 
 
Przytłaczająca siła zaklęcia wymaga pełnej koncentracji od rzucającego. Drobny błąd w osądzie czynił różnicę między życiem a śmiercią. W tym właśnie momencie przepadły wszelkie szanse na zwycięstwo Godou.
 
 
Erica nie rozważała głównego planu Godu, więc swobodnie użyła miecza.
 
 
Godou nie wezwał Dzika w celu zmiażdżenia Eriki.
 
 
To była tylko dywersja - zachęcił ją, aby by na chwilę osłabiła precyzję namiaru.
 
 
Widząc moment ruchu miecza, Godou rozpoczął atak.
 
 
Podczas manifestacji Dzika, Godou sam uzyskał zdolność szarżowania jak dzik.
 
 
...Ale był to tylko szalony zryw w linii prostej. Jeżeli użyłby tego w rugby lub wchodząc to nie miałoby znaczenia, ale w pojedynku stając naprzeciw nieprzyjaciela nie warto się do niego odwoływać.
 
 
Jednakże, jeżeli postawa przeciwnika spowalnia można był wykorzystać lukę w jego obronie do szarży.
 
 
Jeżeli jego przeciwnikiem był regularny szermierz, wtedy zamiar jego nagłego ataku prawdopodobnie zostałby z łatwością odparty.
 
 
Problem stanowiło to, że jego przeciwnik był potworem dalece przewyższającym zwykłego człowieka.
 
 
Erica natychmiast skorygowała swoja kiepską posturę. Można powiedzieć, że był to jej najstraszniejszy aspekt; miała nadzwyczajny zmysł równowagi.
 
 
Cuore di Leone błysną i ciął w dół przebijającego się z dala od wygiętej Eriki Godou.
 
 
Dzięki Bogu prędkość Dzika była większa.
 
 
Jedynie końcówka ostrza blisko rękojeści trafiła ramię Godou.
 
 
Cięcie było płytkie i prawdopodobnie tylko powierzchowne.
 
 
Nawet, jeżeli ktoś był ekspertem to niebyło możliwości, aby zabić kogoś tą częścią broni. Jeżeli atak Godou byłby wolniejszy, wtedy ostrość klingi i szybkość jego szarży mogłaby rozedrzeć go na pół...
 
 
W międzyczasie Godou odetchną z ulgą, gdy chwycił Erice i przycisnął ja do ziemi.
 
 
– ...!?
 
 
Nawet, jeżeli była to Erica, nie było sposobu sprostać szybkości szarży Dzika.
 
 
Siadając na jej ciele Godou był z niej dumny.
 
 
Oczywiście natychmiast zatrzymał rękę dzierżącą Cuore di Leone.
 
 
 
==Część 3==
 
 
 
Oboje patrzyli na siebie przez jakiś czas.
 
 
– ...Jeżeli to możliwe wolałabym być w tej pozycji, gdy znajdziemy się sami w łóżku.
 
 
– P-przestań tak żartować — w każdym razie, czy to wystarczy? Już przejrzałem twoje ruchy, ten pojedynek zakończył się moim zwycięstwem, prawda?
 
 
Stojąc wobec upartej Eriki, Godou odparł chłodno.
 
 
– Ten ostatni ruch był nieco podstępny. Nie zaatakowałeś od przodu, mimo wszystko to nie było eleganckie.
 
 
Godou bardzo dobrze wiedział, co Erica chce powiedzieć.
 
 
Nieważne ja dobry był jego plan, zmuszenie Eriki do użycia jej najsilniejszego ruchu, jako decydującego uderzenia juz decydujące o zwycięstwie zanim zdążyła go użyć było dość żałosną strategią. Korzystając z sumo, jako przykład byłoby to jakby mistrz Yokotsuna wyzwał cię do walki, ale zaatakował z zaskoczenia korzystając z twojego rozproszenia.
 
 
– Nie wystarczy, że pokonałem cię to jeszcze miałem to zrobić w elegancki sposób? Z tobą, jako przeciwnikiem nie było sposobu abym zrobił coś takiego niesamowitego. A tak w ogóle czy nie czysto czy nikczemnie zwycięstwo to zwycięstwo, prawda?
 
 
– Rany... Jest tak, dlatego, że myślisz w ten sposób, dlatego nie masz szans zwyciężyć w piękny sposób. Zapomnij o tym, to, dlatego że jesteś po prostu tego rodzaju facetem, który zdołał wygrywać do dziś... Dobrze, przyznaję się do porażki. To moja wina, że dałam się nabrać na tą sztuczkę. Ale to był ostatni raz, słyszysz? To ostatni raz, kiedy to się stało!
 
 
– ...Rozumiem; nie dąsaj się jak uczeń podstawówki, ponieważ przegrałaś.
 
 
Niezadowolony wyraz twarzy Eriki był właściwie jak dziecko rzucające się w furii. Obserwując to nie mógł pomóc, lecz uśmiechnął się skrycie.
 
 
Ale dwie sekundy potem Godou zmienił swoje zdanie.
 
 
Erica nieoczekiwanie uśmiechnęła się niegodziwie.
 
 
Jedynie, kiedy znalazła coś interesującego do drażnienia się z Godou pokazałaby ten diaboliczny wyraz twarzy.
 
 
– Minęło sporo czasu odkąd ostatnio obejmowaliśmy się tak mocno jak teraz, Godou...
 
 
– Ach, nie, to nie jest kolejny z twoich niezręcznych, pikantnych sytuacji, racja?
 
 
Kiedy znalazł sztylet było już za późno.
 
 
Erica owinęła swoją pustą rękę wokół szyi Godou.
 
 
– Jest idealnie. Pozwól dać mi zwycięskiego buziaka. Rolą mężczyzny jest przejęcie teraz inicjatywy, wiesz?
 
 
Te soczyste, wiśniowo czerwone usta szepczące te słowa wyglądały tak świeżo i na pełne pożądania.
 
 
– Skończ te swoje wygłupy, czy nie powiedziałem, abyś przestała?
 
 
– Co? Wybacz, ale nie wiem, o czym mówisz. Z powodu szoku wywołanego zdradą mojego kochanka nic nie pamiętam.
 
 
Zazwyczaj Godou dbał, aby nie zwracać na to uwagi, ale postawa Eriki była niebezpieczna.
 
 
Jej sylwetka była tak szczupła jak drzewo cytrusowe, ale części, które miały być pełne były pełne do takiego stopnia, że trudno było powiedzieć gdzie patrzeć.
 
 
Jej ciężkie i obfite piersi sprawiały wrażenie takie jak soczyste owoce, a od szczupłej tali doskonale zakrzywiona do tyłu to pobudzało wystarczająco, aby rozważyć przestępstwo.
 
 
A teraz ta sama panna przyciska swoje ciało do niego, nawet teraz czuje jej ciepło, nawet teraz kuszony przez jej słodkie pocałunki.
 
 
„Nie mogę pozwolić Erice wodzić się za nos!”
 
 
To był zupełnie inny rodzaj bitwy niż chwilę wcześniej, teraz był to pojedynek pomiędzy jego i jej rozumem.
 
 
Unoszący się zapach ciała Eriki, jej ciepło i delikatność dotyku, Godou był skołowany z wrażenia, ale ciągle przypominał sobie o swoim celu.
 
 
– Erica, tego typu rzeczy powinny być robione jedynie przez umawiające się ze sobą pary, więc nie sądzę, że powinniśmy to robić. Poza tym wokół nas są ludzie, więc proszę przestań!
 
 
– Chcę to zrobić, co jest w tym złego? Nie widzę problemu dopóki, Godou jest zainteresowany i oboje się zgadzamy. Jeżeli martwisz się, że inni patrzą to, czemu nie zmienimy miejsca?
 
 
Prawdopodobnie było tak, ponieważ Erica mogła zobaczyć, że Godou został dotknięty, ale kiedy znów się uśmiechnęła było to ponad wszystko podejrzane.
 
 
Można porównać to do jak słońce zachęca podróżnych, aby zdjęli swoje zegarków. Ona także odkryła ten niegodziwy uśmiech. „Im szybciej ucieknę ze szponów tego diabła tym lepiej!”
 
 
Podjąwszy decyzję, Godou wstał gwałtownie.
 
 
Dopiero wtedy zauważył, że ziemia nadal drży.
 
 
I trzęsie się przy tym.
 
 
Prawdopodobnie około trzech stopni w skali Richtera.
 
 
– Kusanagi Godou, w istocie byłem świadkiem twojej siły, która, jeśli można tak powiedzieć, przekroczyła moje oczekiwania.
 
 
– Że będziesz nawet w stanie okiełznać boskie zwierzę tego rodzaju, moce, które pan posiada są naprawdę godne pochwały i naprawdę zasługują na najwyższy szacunek.
 
 
– W związku z tym zgodnie z gwarancją Lady Eriki uznajemy cię i potwierdzamy, że jesteś Campione, gwarantuje to, jako reprezentant mojego korpusu.
 
 
Rycerze z trudem przyszli do nich po drżącej ziemi.
 
 
Liliowy Rycerz i dowódca Wilczyca wraz z Starszą Damą, która nagle pojawiła się, oznacza to, że wszyscy byli obecni.
 
 
– Ale jest coś, co wymagalibyśmy od ciebie, czy możesz powstrzymać to stukanie?
 
 
– Tak, obawiam się, że jeżeli nie wyślesz wkrótce bestii z powrotem to konsekwencje będą poważne...
 
 
Słysząc apel Purple Knight, Godou skinął głową i się zgodził.
 
 
Od kiedy zwycięstwo zostało już rozstrzygnięte nie było potrzeby utrzymywać Dzika na ziemi. Godou skoncentrował się na chwilę, a potem pomyślał:
 
 
„Wystarczy, możesz już wracać.”
 
 
W ten sposób olbrzymie zwierzę zniknęło i mogło pójść spać... ale rzeczy jak ta nigdy nie idą zgodnie z planem.
 
 
Dzik nie zniknął.
 
 
„Oj! Przybyłem specjalnie na twoje wezwanie, a ty mi każesz tak po prostu wracać?”
 
 
Częściowo zmaterializowane zwierzę wygłosiło to z nieprzejawiającym chęci błyskiem w oku i rzucało się na około.
 
 
– Przepraszam, ale nie wygląda na to, aby chciał wrócić...
 
 
– Ależ to będzie katastrofa! Boska bestia tego typu naprawdę szalejąca wokół Rzymu będzie najgorszym możliwym rezultatem.
 
 
– To na pewno przypadek. Gdziekolwiek jest musimy go powstrzymać zanim sprawy przybiorą zły obrót.
 
 
Oboje, Liliowy Rycerz i dowódca Wilczyca wyglądali na skrajnie zaniepokojonych.
 
 
Dodatkowo góra Dzika była prawie w całości zmaterializowana.
 
 
Jeżeli zostałby wypuszczony, to na pewno spadnie na ziemię i z radością wszystko zniszczy.
 
 
– Ostatnim razem jak go wezwałeś wrócił po zniszczeniu celu. Czy kiedykolwiek poprosiłeś go, aby wrócił wcześniej?
 
 
– Tak. Nie był z tego zadowolony, ale posłusznie wrócił.
 
 
Po tym jak Godou odpowiedział na pytanie Eriki, wpadł na coś.
 
 
– Odnośnie mojej kontroli nad Dzikiem, być może nadal nie uzyskałem pełnego posłuszeństwa. Nawet, jeżeli wydam rozkaz może go nie wykonać.
 
 
– Jeżeli tak, to wszystko, co możemy zrobić to pozwolić niebiańskiej bestii szybko zniszczyć jakiś cel i odesłać go najszybciej jak się da? Sądzę, że jest to najlepsza metoda zredukowania zniszczeń.
 
 
Przywódca, Old Dame, udzieliła jej rady poważnym tonem.
 
 
To była najbardziej właściwa propozycja.
 
 
Jedyny problem stanowił sam cel - jak to, co to było, Erika już dawno rozpracowała to ze spojrzenia Godou.
 
 
– Godou, nie mogłeś wyznaczyć mnie, jako celu do przywołania Dzika. Nie jestem wystarczająco duża, aby zostać uznaną za cel.
 
 
– ...Tak, wybrałem coś innego na cel.
 
 
Ponieważ Godou nie chciał być starannie przesłuchiwany, nieświadomie zaczął odpowiadać wymijająco.
 
 
Ale Erica dostrzegła szansę, a dokładnie szpilka to wskazała,
 
 
– Jedyną rzeczą tutaj mogącą przyciągnąć uwagę Godou powinno być 'to'. 'To' jest najbardziej charakterystyczną rzeczą w okolicy i jednocześnie największą. Ale dla kogoś, kto zawsze propaguje zdrowy rozsądek nie mógłby wybrać czegoś takiego, prawda? Nawet, jeśli jest to naprawdę brudna atrakcja turystyczna, to wciąż światowe dziedzictwo UNESCO, prawda?
 
 
Erica kontynuowała dogłębne badanie.
 
 
„Cholera, ona po prostu chce rozkoszować się każdą chwilą mojego cierpienia.”
 
 
– Przez „to” masz na myśli... to nie może być to, może?
 
 
Dowódca Wilczyca spytała drżącym głosem i wskazała drżącym palcem na „to”.
 
 
Wskazała na zewnątrz, wskazując znajdującą się nieopodal wzgórza wielką arenę z epoki cesarstwa - stało tam Rzymskie Koloseum.
 
 
...Za czasów tyrana Nerona, było to wykonane przez człowieka jezioro i potrzebowano ośmiu lat, aby je skończyć.
 
 
Zostało skończone za panowania cesarza Titusa w 80 r. Włożono w to setki godzin zawodów i zabito 9000 dzikich bestii.
 
 
Po tym to miejsce kontynuowało odbieranie żyć tysięcy, dziesiątek tysięcy, setek tysięcy wojowników i bestii.
 
 
Kontynuowano to do średniowiecza, kiedy stało się to właściwie zaczęto łupić kamienie do budowy, gdziekolwiek ktoś chciał zbudować wspaniały kościół czy posiadłość. Naprawdę jest to olbrzymi zabytek posiadający dwa tysiące lat historii.
 
 
– Emm... Ponieważ „to” było raczej jedyną dużą rzeczą, jaka mogła być celem, w ferworze walki...
 
 
I tak jak zawstydzony Godou przyznał...
 
 
Wezwanie Dzika wreszcie zostało ukończone i ciało całkowicie się zmaterializowało.
 
 
Od jego ostrych kłów po kopyta, a nawet ogon, był teraz cały w tym świecie, a masa blisko dziesięciu ton spadała na ziemię.
 
 
– ........................!!!!!!!!
 
 
– ...................................................!!!!!!!!
 
 
Bestia, która oczywiście nie mogła istnieć w tym świecie głośno ryknęła.
 
 
Zwracając uwagę na dzikie pragnienie zaczęła się paniczna ucieczka.
 
 
Za każdym razem, gdy czarne futro na nogach Dzika uderzało o ziemię nieporównywalne trzęsienie mogło wybić całą okolicę - nie, to mogło zniszczyć całą dzielnicę Rzymu.
 
 
Oczywiści celem było znajdujące się przed naszymi oczami Rzymskie Koloseum.
 
 
Boska bestia w mgnieniu oka pojawiła się przed celem i rozpoczęła energiczną destrukcję na szokującą skalę.
 
 
——————————
 
 
Po tym przez kolejne trzy dni ten incydent wywołał wrzawę w światowych mediach, a nagłówki pierwszych stron gazet brzmiały "Rzym ucierpiał w wyniku zamachu bombowego! Tajemnicze zniszczenie Rzymskiego Koloseum!" Prawdziwa przyczyna pozostanie tajemnicą.
 
 
 
==Część 4==
 
 
 
– Zamierzasz już wrócić? Dopiero, co cię poznałam, jaka szkoda...
 
 
– No weź... zrelaksuj się i zostań jeszcze tydzień — nawet na dwa tygodnie będzie dobrze, prawda? Wtedy moglibyśmy wyjść gdzieś razem i zabawić się— nie było jeszcze wystarczająco czułych chwil między nami...
 
 
Anna i Erica niechętnie to powiedziały.
 
 
Godou kontynuował pakowanie swoich rzeczy odpowiadając obydwu w odmienny sposób.
 
 
– Czuję tak samo panno Anno. Jeżeli kiedykolwiek będziesz w Japonii proszę odwiedź mnie, na pewno cię wtedy znajdę. Erica przestań rzucać tak bezsensownymi sugestiami, jak mógłbym opuścić szkołę na tak długo? A poza tym nie potrzebujemy czułych chwil, zdecydowanie ich nie potrzebujemy!
 
 
Był to pokuj hotelowy zarezerwowany przez Erice.
 
 
Poprzedniej nocy po tym jak prawie zniszczył Koloseum, Godou spał w tym pokoju jak zabity.
 
 
Doświadczyli bezmyślnego zniszczenia Dzika, a jego wynikiem było poniesienie strat przez dziedzictwo kulturowe.
 
 
Godou zrobił, co mógł, aby zapobiec tragedii.
 
 
Niestrudzenie wydawał rozkazy, aż w końcu wysłał Dzika z powrotem.
 
 
Jednakże Koloseum było już w połowie zniszczone, a teraz, gdy połowa architektury zniknęła, druga połowa została ponownie podzielona na części, a to, co zostało była już tylko fragmentem oryginału.
 
 
Z wyjątkiem jednej osoby, wszyscy Włosi byli bez wątpienia otwarci na zniszczenia.
 
 
– W każdym razie Mediolan również stracił swój Zamek Sforzów. Jeżeli Rzym nie poświęciłby czegoś takiego jak Koloseum ich miażdżąca przewaga w tysiącach innych miejscach byłaby po prostu niesprawiedliwa.
 
 
Tą jedna osobą była Erica – znana również, jako diabeł, który wypowiedział te słowa.
 
 
Ta sprawa mogła równie dobrze stać się kolejnym pretekstem, aby mogła zadzwonić i wezwać go do Włoch. Prawdopodobnie ten dzień był bliski.
 
 
I z powodu tego wydarzenia trzej arcymistrzowie stali się pełni szacunku.
 
 
– Czy to tak jak w przypadku incydentu z Zamkiem Sforzów, że przyczyną jego upadku również był...
 
 
– Teraz rozumiem, z takim gatunkiem siły nawet ten rodzaj zniszczenia byłby dziecinną zabawą...
 
 
Dowódca Old Dame skinęła ze zrozumieniem głową, kiedy stojący obok niej Purple Knight to usłyszał tak samo zareagował.
 
 
Z jego wcześniej odkrytymi występkami, Godou mógł tylko zwiesić ze wstydu głowę, podczas gdy Erica radośnie się uśmiechała.
 
 
– Czy to jest przejście San Felica w Palermo, czy Port Cagliari w Sardynii, są niczym przy tobie. To przypomina mi Piazza del Campo w Sienie, czy nie zostawiłeś tam ogromnej szczeliny?
 
 
– My, cóż... Ale nie mów jakby to nie miało z tobą nic wspólnego. Też jesteś odpowiedzialny za wszystkie te wydarzenia...
 
 
Urażony Godou spojrzał na Erice, gdy wszyscy arcymistrzowie pochylili głowy.
 
 
Wreszcie jak personel obsługujący pana feudalnego, pozostali w okolicy wyrazili się uniżenie:
 
 
– Teraz w pełni rozumiemy, że nie ma znaczenia czy ktoś zdecyduje się działać jak władca czy nie, bo władca pozostaje władcą. Jeżeli i kiedy zdecyduje się obdarzyć swoja łaską Turyn, błagam byś był wyrozumiały i miłosierny...
 
 
– My z „miasta litości”, Florencji, błagamy cię o to samo...
 
 
– My, mieszkańcy Rzymu, też o to prosimy i mamy nadzieję, że będziesz nas postrzegać w korzystnym świetle...
 
 
Będąc tego świadkiem i mimo że przez długi czas przeklinał się za swoją głupotę jednak udało mu się wyspać.
 
 
Ale nawet w snach obwiniał się za zrobienie czegoś tak głupiego.
 
 
A wracając do teraźniejszości, tego ranka wziął dziennik od Anny, która weszła do jego pokoju wraz z Eriką.
 
 
– Godou-san jest niesamowity! Całe dwanaście stron w gazecie tylko o zamachu terrorystycznym w Koloseum, tyle samo stron, jak kiedy Włochy wygrały puchar świata!
 
 
– Gazety wspomniały nawet o trzech wskazówkach dotyczących organizacji terrorystycznej zdolnej zdobyć taką ilość materiałów wybuchowych. Ach, i są tu organizacje, które utrzymują, że to one to zrobiły.
 
 
Anielska Anna przekazała mu wiadomości, gdy Erica zbyt radośnie patrzyła na drugą stronę artykułu.
 
 
Gazeta, którą przyniosły nie tylko ogłaszał, że pozostała tylko jedna czwarta Koloseum; nawet w Internecie światowe stacje informacyjne także w pośpiechu publikowały informacje o tym zdarzeniu.
 
 
Wzrosło poczucie winy Godou.
 
 
To był najwyższy czas, aby wyszedłby zdążyć na samolot. Pora, żeby zmienić nastrój i poprosić je o podrzucenie na lotnisko, ale...
 
 
– Co? Już wracasz? Ale tak ciężko było cię tu sprowadzić... Naprawdę nie chcesz spędzać ze mną czasu, prawda?
 
 
– Mówiłem ci, jestem uczniem liceum. Jeżeli opuszczę zajęcia to moja siostra nie skończy narzekać. Doceniam twoja szczerość, ale tym razem pozwól mi odejść.
 
 
Mimo, że we Włoszech była niedziela rano to w Japonii było już po północy.
 
 
Jeśli się pospieszy i złapie samolot, mógłby wrócić do Tokio około południa. Za każdym razem, gdy latał kończył w takim pośpiechu...
 
 
– Ach, nie wiem jak dojść z tobą do porozumienia. Podrzucę cię na lotnisko, ale przedtem dam ci coś.
 
 
Erica podniosła walizkę stojącą przy jej nogach i otworzyła ja.
 
 
W środku leżała rzeźba wielkości pięści.
 
 
Zrobiona była prawdopodobnie z wypolerowanego obsydianu, a obraz na niej był marną próbą uchwycenia ludzkiej twarzy i dziesiątki węży wokół niej.
 
 
Wydawało się, że węże były częścią jej włosów.
 
 
Wiele z boków było zamazanych i niewyraźnych, a sama skała była bardzo poobijana. Wyglądała jak bardzo stary artefakt.
 
 
– Co to jest? Chcesz abym zabrał to ze sobą?
 
 
– Tak, mówiłam ci już wcześniej, to Gorgoneion - starożytne przedstawienie Matki Ziemi. Ta rzecz jest w stanie boginie do stania się heretycka boginią ziemi, to drogowskaz lub prościej mówiąc jest trochę jak Grimoire magii.
 
 
Słysząc to Godou podniósł głowę.
 
 
– Grimoire? To nie książka, tylko symbol umieszczony na kamieniu. Tu nie ma żadnych słów, tylko obra, prawda?
 
 
– Zapomnij o papierze, jest to obiekt z czasów, zanim jeszcze wynaleziono pismo, ale można tego użyć i koncepcja jest taka sama jak książki. Dlatego nazwałam to grimoire, bo oprócz starożytnych bogiń nikomu się nie przyda.
 
 
– Gorgoneion. Gorgon... Meduza... prawda? Pamiętam, że została zabita przez Perseusza, więc są jakoś połączone?
 
 
Meduza – kobieta mająca od urodzenia węże na głowie , cudowny demon z greckiej mitologii.
 
 
Widząc rzeźbę i mówiąc o niej, Godou naturalnie pomyślał o niej.
 
 
Erica uśmiechnęła się i skinęła głową.
 
 
– To prawda, ale muszę to lekko skorygować, Meduza była również swego rodzaju boginią.
 
 
– Ech? Czy to tak? ...Dlatego to pamiętam.
 
 
– Nie, nie mylisz się całkowicie. W greckiej mitologii jest złym potworem, ale poza tym jest prastarą matką bogiń ziemi o długiej historii, ma również ścisły związek z wieloma innymi starożytnymi boginiami, trójstronnymi boginiami nocy...
 
 
Brzmiało to jak ekstremalnie skomplikowane wyjaśnienia.
 
 
Godou skiną głową, a potem nagle zrozumiał.
 
 
Ponieważ był ciekawski nieświadomie został wciągnięty w wyjaśnienia. Przez cały czas był to plan Eriki!
 
 
– Erica! Przestań! Nie musisz nic więcej wyjaśniać. Zawsze trzymam teologiczną wiedzę na dystans i nie planuję przygotowywać się dodatkowo do niczego. Proszę przestań mówić!
 
 
– Sądzę, że to tylko kwestia czasu. W końcu Godou przyjdzie do mnie osobiście po informacje.
 
 
– To się nigdy nie stanie. Tym razem to się nie wydarzy! A tak w ogóle to jak mogę przynieść tak niebezpieczną rzec do domu? Przepraszam, ale nie mogę tego zaakceptować.
 
 
Wiedział, że bogini pożąda tą rzeźbę nieznanego pochodzenia.
 
 
Jeżeli jakieś niebezpieczne potwory pojawią się w Tokio, ponieważ zabrał to ze sobą Godou czułby się za to odpowiedzialny.
 
 
Słysząc odmowę Godou, Erica uśmiechnęła się słabo sugerując coś w stylu „Och, jeżeli tego chcesz~~”, następnie celowo spuściła głowę.
 
 
– W porządku... dobrze, nie mogę cię do tego zmusić. Jeżeli Gorgoneion pozostanie w tym kraju to wcześniej czy później przybędzie tu heretycki bóg... Ale nie mamy władcy, na którym możemy polegać, bo gdy walczył z „nie wiem kim” otrzymał olbrzymie obrażenia i wraca do zdrowia...
 
 
Tragicznie brzmiąca Erica mruczała do siebie łamiącym serce głosem.
 
 
Uderzając tam gdzie zaboli, Godou skrzywił się, ale nie mógł pomóc.
 
 
– Arianna, jeżeli kiedykolwiek bóg okaże się wrogiem, przysięgam na moje imię, że cię obronię - Ale przepraszam. Moja siła może nigdy nie pokonać boga. Jednakże w celu ochronienia twojego życia jestem gotów walczyć do śmierci!
 
 
– N-nie możesz tego zrobić! Proszę nie mów tak, Erica-sama! Gdy nastanie czas będę walczy u twego boku. Mogę nie być za bardzo pomocna, ale nie chcę być dla ciebie ciężarem!
 
 
– Jesteś tak silna dziewczyną... Niech Bóg obdarzy cię nieustraszoną wiarą! Ach~~ale ci słabi, bezbronni obywatele. Kto wie, co się z nimi stanie...?
 
 
Nieświadoma, że jej Ojou-sama obecnie udawała głupka, Arianna poważnie odpowiadała na jej komentarze.
 
 
Oczy Godou nie zostały oszukane; spojrzenie Eriki było figlarne. Dokładnie wiedziała, co zrobić, aby Godou poczuł się winny.
 
 
Jaka przebiegła i podstępna osoba!
 
 
Po dogłębnym rozpatrzeniu nakazów współczucia i honoru, a także właściwe traktowanie mieszkańców Rzymu, Godou wreszcie odpowiedział:
 
 
– ...Rozumiem. Zabiorę to ze sobą — cholera, jak miałby się usprawiedliwić przed mieszkańcami Tokio, jeżeli przez to dojdzie do katastrofy!?
 
 
– Nie obawiaj się, nie obawiaj się! Coś takiego jak zniszczenie miasta, dlatego, że władca zdecydował zrobić coś dla zabawy jest uważane za coś normalnego w Europie. Jeżeli coś się stanie Tokio to urośnie to do międzynarodowego poziomu!
 
 
– Przestań opowiadać bzdury!
 
 
Godou wziął Gorgoneion częściowo, dlatego, że dał się przekonać. Widząc to Erica uśmiechnęła się złośliwie.
 
 
„Ta kobieta zdecydowanie jest diabłem; jest moim zwiastunem zagłady i zniszczenia.”
 
 
Godou po raz kolejny potwierdził swoją opinię o niej.
 
 
——————————
 
 
...Gorgoneion.
 
 
„Rzeźba, która przedstawia Węża, zawierająca mądrość trzech osób wpadła w ręce wroga.”
 
 
Jej stopy kroczą po gruzach Koloseum, intuicja podpowiadała jej; to był wypadek.
 
 
Ślady Gorgoneion mogą tam nadal być, a śledzą ją wrogowie. Siła, która zniszczyła tą kolosalną arenę zdecydowanie należała do Campione.
 
 
...Setki ludzi wokoło prowadziło naprawy.
 
 
Ale żaden z nich nie zdawał sobie sprawy z jej obecności.
 
 
Oczywiście, że nie.
 
 
Potrzebuje jedynie pomyśleć „Nie chcę obecnie słyszeć szczekania śmiertelników.” Wystarczy, że zwykłe osoby nie były w stanie uświadomić sobie, że tu była.
 
 
Zbadanie okolicznych żałosnych ruin przypomniało jej o spotkanym kilka dni temu Campione.
 
 
Młody diabeł z dalekiego kraju.
 
 
I okazuje się, że to on za tym wszystkim stoi. Ci uczniowie Hermesa — w śmiertelnych słowach byli nazywani magami — nie byli pewni, co zrobić z Gorgoneion i tak dali to temu Campione.
 
 
Ponieważ został dany cudzoziemcowi, Wąż prawdopodobnie był już z nim za granicą.
 
 
– No cóż... – Zastanowiła się przez chwilę.
 
 
Tak jak on musi przebyć morze, aby zwiedzić to miejsce.
 
 
Jeśli tak to znowu przebędzie morze i wyruszy w kierunku obcej ziemi; czy były tam coś budzącego strach?
 
 
Wąż i ona byli nierozerwalnie połączone, to samo powiązanie zaprowadzi ją do niego.
 
 
– Gorgoneion którego szuka jest wyrzeźbioną egidą, która boleśnie tęskniła za jej właścicielem- starym wężem!
 
 
Zaczęła naturalnie śpiewać starożytną balladę.
 
 
Jeżeli to do uzyskania Węża, to jak przejście przez szerokie morze uznać za cierpienie?
 
 
Skupiła swój wzrok daleko na wschodzie i zaczęła iść do przodu.
 
 
– Gorgoneion, którego szuka Wąż, obdarza jednego z heretyków starożytną mocą!
 
 
Była boginią o wielu imionach.
 
 
„Gorgona” i „Meduza” były jedynie dwoma nazwami, które kiedyś dzierżyła.
 
 
Ale znaczenie nazw było takie same, honorowe tytuły wychwalające Matkę Ziemię, trzy bóstwa w jednej postaci dominujące nad Morzem Śródziemnomorskim.
 
 
– Gorgoneion, którego szuka. Starożytny wąż może, chociaż poprowadzisz ścieżką heretyckiej królowej i raz jeszcze powierzysz ciemności mądrość ziemi i nieba!
 
 
Heretycka bogini stanęła w obliczu dalekiego kraju.
 
 
Spokojnie i cierpliwie poczyniła pierwszy krok w swej podróży na wschód.
 
 
 
==Przekład ==
 
==Przekład ==
 
Tłumaczenie wykonał [[user:Someone|Someone]] W razie błędów pisz: [email protected]
 
Tłumaczenie wykonał [[user:Someone|Someone]] W razie błędów pisz: [email protected]

Revision as of 08:57, 5 September 2016

Rozdział 3 - Prośba przyjaciela z dzieciństwa

Księżniczka Henrietta, która przybyła do pokoju Louise, wyglądała jakby miała przezwyciężać emocję. Przytuliła się do klęczącej dziewczyny.
-Oh, Louise, Louise, moja droga Louise.
-Nie powinnaś była tego robić Wasza Wysokość. Przychodzić do takiego skromnego miejsca...- powiedziała uroczyście Louise.
-Oh! Louise! Louise Françoise! Proszę nie zachowuj się tak oficjalnie. Jeśteśmy przecież przyjaciółkami! Jesteśmy przyjaciółkami, czyż tak?
-Nie zasługuję na tak ciepłe słowa, Wasza Wysokość. -Louise odpowiedziała z stalowym, wymuszonym głosem. Saito, ogłupiały, zaczął patrzyć na parę pięknych dziewczyn.
-Proszę przestań! Nie tylko Kardynał, moja Matka, albo ci chciwi arystokraci którzy brzęczą dookoła przybierając przyjazne twarze! Oh, czy nie mam przyjaciół którzy otworzą się dla mnie? Jeżeli nawet ty Louise Françoise, moja stara przyjaciółka którą uznawałam za najbliższą, zachowuję się tak odlegle, wolę umrzeć!
-Wasza Wysokość...
Louise podniosła twarz.
-Kiedy byliśmy małymi dziećmi, czy nie łapaliśmy razem motyli w ogrodach pałacu? Czy nie byłyśmy całe ubłocone?
Z zawstydzoną miną, Louise odpowiedziała.
-...Tak, i La Porte-sama szambelan powiedział nam abyśmy zdjęły te ubłocone ubrania.
-Tak! Racja Louise! Kłóciłyśmy się o pękate kremowe ciastka i na końcu miałyśmy prawdziwą bójkę. Kiedy walczyłyśmy, zawsze przegrywałam. Wolałaś ciągnąć mnie za włosy, a ja po prostu płakałam.
-Nie we wszystkich, Księżniczko. Wygrałaś podczas ostatniej bójki.
Louise powiedziała to z sentymentalnym spojrzeniem.
-Pamiętałaś! Patrząc na nas dwie, ktoś nazwać tą bijatykę Oblężeniem Zamku!
-To było wtedy kiedy walczyłyśmy w dresach w sypialni Księżniczki, czyż nie?
-Tak, w naszym środkowym 'Wymyślonym Zamku', kiedy skończyłyśmy walkę o to kto będzie grał księżniczke. I wtedy uderzyłam w twój żołądek, Louise Françoise, co zadecydowało o tym.
-Zemdlałam w obecności Księżniczki.
Potem, obydwie zaczęły się zwijać ze śmiechu. Saito oczarowany, tylko patrzył na to co się dzieje. Księżniczka może wyglądała jak dama, ale aktualnie była niczym chłopczyca.
-Tak jest lepiej. Louise. Ach rozpłakałam się nostalgicznie przychodząc tutaj.
-Czy wy się znacie?-Zapytał Louise. Louise która zamknęła oczy wspominając dawne czasy opowiedziała
-Miałam zaszczyć być towarzyszem zabaw Księżniczki w dzieciństwie.- Louise zwróciła się w stronę Henrietty.- Ale jestem głęboko poruszona, że Księżniczka pamięta o takich rzeczach... Myślę, że o mnie zapomniałaś.
Księżniczka głęboko westchnęła i usiadła na łóżku.
-Jak mogłabym zapomnieć? O tamtych czasach, kiedy codziennie miałam zabawę. Nie masz się o co martwić, nie zapomnę.- w jej głosie był głęboki smutek.
-Księżniczko?- Louise spojrzała z zmartwieniem w twarz Henrietty.
-Tak bardzo Ci zazdroszczę. Wolność jest tak wspaniałą rzeczą Louise Françoise.
-Co powiedziałaś? Jesteś księżniczką, prawda?
-Księżniczka czuję się w swoim królestwie jak ptak zamknięty w klatce. Udajesz się tu i tam na każdy kaprys...- powiedziała Henrietta wpatrując się w księżyc za oknem. Następnie chwyciła za dłonie Louise i zrobiła słodki uśmiech zanim zaczęła mówić.
-Ja... Wychodzę za mąż.
-...Moje gratulacje!
Powiedziała Louise zmieszanym głosem, gdy poczuła jak smutny był ton Księżniczki. W momenice kiedy Henrietta spojrzała na Saito, który siedział na swoim legowisku powiedziała.
-Oh, wybacz mi. Czy przeszkodziłam?
-A niby w czym?
-Więc, to nie jest twój kochanek? Oh nie. Wydaję się że byłem tak pochłonięta przez nasze wspomnienia, że nie zauważyłam mojej gafy.
-Huh? Kochanek? Ta kreatura?
-Nie nazywaj mnie tak.- powiedział Saito rozczarowanym tonem.
-Księżniczko. To tylko mój chowaniec! Nie żartuj, że on jest moim kochankiem. - Louise dziko potrząsnęła głową, zaprzeczając słowom Henrietty.
-Chowaniec?- Henrietta spojrzała na Saito z pustym wyrazem twarzy.- Ale on wygląda jak człowiek...
-Jestem człowiekiem, Księżniczko. -Sposób przywitania się z Księżniczką Saita był dziwny. I jeszcze został pobity przez twardo zaprzeczającą Louise, że są kochankami. Mimo, że tak było naprawdę, nadal bolało. Przypomniał sobie profil Louise kiedy wpatrywała się w tego młodego szlachcica dzisiejszego poranka. W żadnej możliwości... Jestem chowańcem. Chłopem. Nie szlachcicem. I chcę wrócić do domu. Chcę zjeść teriyaki. Tak i dużo odpowiedzi na internetowym portalu randkowym Bolesne wspomnienia takie jak te wirowały w jego klatce piersiowej. Czując się podniesionym na duchu, przyłożył rękę do ściany. Saito stał się podniecony a jego uczucia wróciły do normy. Co za gorączkowa osobowość.
-Prawda, prawda. Oh, Louise Françoise, zmieniłaś się od czasu naszej młodości, ale nadal jesteś taka sama.
-Nie mam takiego chowańca bo chciałam.- Louise spojrzała rozczarowana. Henrietta znowu westchnęła.- Księżniczko, co się stało?
-Nie nic. Wybacz mi. Jestem tak zawstydzona. To nie jest nic o czy powinnam ci powiedzieć... ale jestem tak...
-Proszę powiedz mi. Czy masz jakieś problemy Księżniczko, jak wielkie one są, że wzdychasz tak jak teraz?
-... Nie nie mogę ci powiedzieć. Proszę zapomnij, że coś powiedziałam, Louise.
-Nie zapomnę. Czy nie rozmawiałyśmy o wszystkim? Księżniczka była jedyną która nazywała mnie przyjaciółką. Czy mam się nie przejmować moimi przyjaciółmi?- Kiedy Louise to powiedziała, Henrietta uśmiechnęła się promiennie.
-Nazwałaś mnie przyjaciółką, Louise Françoise. To mnie cieszy.- Henrietta skinęła głową w determinacji i zaczęła mówić.
-Nie możesz nikomu powiedzieć o tym co teraz ci powiem.
Księżniczka spojrzała przelotnie na Saito.
-Czy powinienem wyjść?
Pokręciła głową.
-Mag i chowaniec są jednym. Nie widzę powodu abyś musiał wyjść.- i z smutnym głosem, zaczęła mówić- Wychodzę za mąż za Króla Germanii.
-Powiedziałaś Germanii?- Louise, która nienawidziła Germanii, powiedziała zdziwionym głosem.- Czy to nie jest kraj barbarzyńców?!
-Tak! Tylko że to nie pomoże. Nasz sojusz musi zostać potwierdzony.- Henrietta wytłumaczyła sytuację polityczną Haleginii Louise.- Na terenie Albiony wybuchło powstanie szlachty i wygląda na to, że Rodzina Królewska niedługo upadnie. Jeżeli rebelianci wygrają, następnym ich ruchem będzie atak na Tristain. Aby się obronić, nasz kraj szuka sojuszu z Germanią. Dla sojuszników, zdecydowano, że ja wyjdę za mąż za kogoś z Germańskiej Rodziny Królewskiej...
-Więc dlaczego... - Louise powiedziała z przygnębionym głosem. Słychać było z tonu głosu Księżniczki, że nie chciała małżeństwa.
-To prawda, Louise. Dawno opuściłam koncepcję małżeństwa kogoś, kogo kocham.
-Księżniczko...
-Ale Albiońscy szlachcice nie chcą sojuszu pomiędzy Tristain i Germanią. Dwie strzały są łatwiejsze do złamania, jeżeli nie są razem.- mruknęła Henrietta.- Dlatego poszukują czegokolwiek co może zniszczyć małżeństwo. I coś znaleźli...
Saito nie wiedział nic o sojuszu albo Albionie, ale w żadnym wypadku, nie wątpił, że to coś poważnego. Tak, tak wielkie jak Yagoto [Yagoto-stacja gdzieś w Japonii przyp. tłumacz] pomyślał Saito.
-Więc jest coś co może ingerować w małżeństwo Księżniczki?- zapytała Louise patrząc na bladą twarz Henrietty która skruszenie skinęła.- Oh, Brimirze Założycielu... proszę ochroń tę nieszczęśliwą księżniczkę...
Henrietta schowała twarz w dłoniach i upadła na ziemie. Saito był trochę zszokowany tym dramatycznym gestem. Jeszcze nigdy nie widział czegoś tak wspaniałego w swoim życiu. Z rękoma na twarzy, Henrietta spojrzała na Louise w bólu i mruknęła.
-... Chodzi o list który wysłałam dawno temu.
-List?
-Tak. Jeżeli szlachta Albiońska położy na nim swoje ręce... Wtedy prawdopodobnie wyślą go do Rodziny Królewskiej Germanii.
-Co takiego znajduje się w tym liście?
-... Nie moŋe ci powiedzieć. Ale jeżeli Rodzina Królewska Germanii przeczyta go... wtedy nigdy mi nie wybaczą. Małżeństwo zostanie zerwane, a razem z nim, sojusz z Tristain. A wtedy zostaniemy sami przeciwko silnemu Albionowi.
Louise chwyciła za ręce Henrietty.
-Gdzie może być ten list? Ten list może przynieść kryzys do Tristain!
Księżniczka pokręciła głową.
-Nie ma go tu. Prawda jest taka, że jest w Albionie.
-Albion! Ale to znaczy... Że aktualnie znajduję się w rękach wroga?
-Nie... Jedyna osoba która może mieć list nie jest rebeliantem. To konflikt pomiędzy rebeliantami a ich krewnym, Księciem Walii...
-Księciem Walii? Książę Valiant?
Henrietta rzuciła się na łóżko.
-Oh, to katastrofa! Wcześniej czy później, Książę Wales umrze z rąk rebeliantów. A kiedy to się stanie, list ujrzy światło dzienne. I wszystko zostanie zniszczone! Zniszczone! Bez sojuszu, Tristain będzie łatwy do przejęcia!
-Louise wstrzymała oddech.
-Więc, Księżniczko, faworyzowałaś mnie aby zapytać...
-Niemożliwe! To niemożliwe, Jak mogłabym być tak okropna? Mylisz się! Kiedy o tym myślę, nie mogę Cię poprosić o tak niebezpieczne zadanie, jakim jest wyruszenie do Albionu podczas konfliktu pomiędzy szlachtą i Rodziną Królewską!
-Co powiedziałaś? Nawet jeżeli to kotły piekła, albo pieczara smoka, jeżeli to dla Księżniczki pójdę wszędzie! Nie ma mowy, aby trzecia córka Domu Vallière, Louise Françoise mogłaby tylko patrzyć na kryzys Księżniczki Tristain- Louise uklękła i opuściła głowę z czcią.- Proszę pomiń ten powód dla mnie, osoby która złapała Fouquet the Crumbling Earth.
Saito, który opierał się ramieniem o mur, spojrzał na Louise i powiedział.
-Hej, czy to nie byłem ja?
-Jesteś moim chowańcem.
-Woof.
-Osiągnięcie chowańca, jest osiągnięciem mistrza.- powiedziała Louise z wielką pewnością siebie.
-Błąd chowańca również?
-To jest twój błąd, czyż nie?
Choć poczuł się oszukany, nie było sensu wyrażać sprzeciwu, bo Louise przyjęła agresywną postawę. Saito skinął głową.
-Więc pomożesz mi? Louise Françoise? Moja droga przyjaciółko!
-Oczywiście Księżniczko! - Louise chwyciła ręce Henrietty. Forma słów wypowiedzianych zapalczywym tonem spowodowało płacz Księżniczki.
-Księżniczko! Ja, Louise, wieczna przyjaciółka księżniczki, będę twoją powiernicą! Zapomniałaś o moich ślubach wiecznej lojalności?
-Ah, lojalność. To lojalność i szczera przyjaźń. Jestem głęboko poruszona. Nigdy nie zapomnę o twojej lojalności i przyjaźni! Louise Françoise!
Saito otworzył usta wpatrując się na dwie dziewczyny. To była rozmowa pomiędzy dwoma ludźmi którzy upijają się w swoich słowach Ah, więc to jest tak, jak dla szlachty i księżniczek, to kłopotliwe Saito był przekonany, że to co widzi jest dziwne.
-Louise. Przepraszam, że przeszkadam kiedy potwierdzasz swoją przyjaźń i to wszystko.
-Co?
-Idąc do Albionu w środku wojny jest w porządku, ale co użyję jako broni jeżeli tam będę?
-Kupiłam ci miecz. To powinno wystarczyć.
-Tak, zrobię co w mojej mocy...
Saito opuścił głowę markotnie. Zaczął rozmyślać o tym, że nie rozmawiali o runie Legendarnego Chowańca Gandálfra która pojawiła się na wierzchu jego lewej dłoni. Ale nawet jeżeli to powiedziałem, to po prostu zmarnowałem czas myślał Saito. Legendarny czy nie, nadal traktuje mnie jak psa.
-Więc powinniśmy ruszać do Albionu, znaleźć Pałać Księcia Walii i zabrać list z powrotem. Prawda Księżniczko?
-Tak, dokładnie. Jestem ci dłużna, osobie która złapała Fouquet the Crumbling Earth, powinna być w stanie ukończyć tą trudną misję.
-Jak sobie życzysz. Jak pilne jest to zadanie?
-Słyszałam o szlachcicach Albiońskich którym udało się znaleźć rojalistów w zakątkach kraju. To tylko kwestia czasu, kiedy zostaną pokonani.- Poważne spojrzenie powędrowało od Louise do Henrietty- Więc do jutra.
Potem, Henrietta spojrzała na Saito, któremu serce zaczęłow walić. Chociaż Louise była szalenie piękna i zgrabna, Księżniczka również nieustępowała jej w urodzie. Jej włosy o kolorze prosa [lol], przycięte tuż nad brwiami, pływały wdzięcznie. Jej niebieskie oczy lśniły jak brylanty w południowych morzach. Biała skóra, na której pływała czystość, nos jak bezcenna i piękna rzeźba. Saito patrzył na Henriette jak w transie. Louise patrzyła na to chłodnym wzrokiem. Nie rozumiał, dlaczego była w dobrym humorze. Dlaczego na mnie patrzysz, Louise? Ah, to dlatego, że gapię się na księżniczkę z podziwem? Czyżbyś była zazdrosna? Ale czy nie poczerwieniałaś kiedy zobaczyłaś tego szlachcica z skórzanym kapeluszem? I czy nie odleciałaś całkowicie po tym? To zabawne, jak zazdrosna się stajesz, Louise Saito potrząsł głową. Raczej niż twój kochanek, nie jestem tylko chowańcem? Czy nigdy nie będę dla ciebie więcej niż psem? Jestem tylko twoim psem, więc dlaczego tak na mnie patrzysz Louise? Ah, ponieważ jestem psem? Jest tak ponieważ ktoś mnie lubi, ktoś kto jest po prostu psem patrzy na nią? Moje przeprosiny. Proszę wybacz mi bycie nudnym. Woof. Głowa Saito odwróciła się sama na dwie sekundy. Louise spojrzała gdzie indziej z „Hmph”. Saito z powrotem się obrócił. Henrietta nie zauważyła subtelnej zmiany pomiędzy Louise i Saito. Zaczęła mówić radosnym głosem.
-Niezawodny towarzysz-san.
-Tak? Mówisz do mnie? - po tym jak Henrietta nazwała Saito niezawodnym, załamany Saito stał się szczęśliwszy.
-Nieee, to za dużo. Traktuj mnie jak psa.
-Proszę zaopiekuj się mną i zostań moim przyjacielem.- Księżniczka delikatnie podała mu rękę. Uścisk dłoni? Pomyślał Saito, ale wierzch jej dłoni skierowany był w górę. Co znaczy ten gest? Louise powiedziała ze zdumionym głosem.
-Nie powinnaś tego robić! Księżniczko! Oferować dłoń towarzyszowi!
-Jest okej. Ta osoba będzie działać na mój wzgląd, więc zasługuje na nagrodę. Nie wątpię w jego lojalność.
-Ah...
-Oferujesz mi rękę? Coś takiego robi się dla psa? Więc tak traktujesz psy?- Saito pochylił głowę. -To nie to. Oh, to dlatego jesteś psem... psem chowańcem który nie wie niczego. Kiedy oferuję ci rękę, to znaczy, że możesz ją pocałować. To jasne.
-To jest... takie agresywne...
Usta Saito otworzyły się szeroko. Nigdy nie myślał, że będzie mógł pocałować Księżniczkę z innego świata.. Hernrietta uśmiechnęła się słodko do Saito. Jej uśmiech pojawiał się w interesach do innych ludzi, ale Saito myślał Kocham to Księżniczka nie jest taka zła.. Saito spojrzał na Louise która mruczał coś pod nosem i odwróciła się. Ah więc, ty też jesteś zazdrosna. Popatrz na siebie. To jest za to czerwienienie się w obecności tego szlachcica. Saito chwycił rękę Henrietty i przyciągnął ją do siebie.
-Eh?- Henrietta otworzyła usta ze zdziwieniem. Ale zaraz usta Saito i księżniczki się spotkały.
-Mmph...-Jak delikatne, małe wargi to były. Oczy Henrietty stały się okrągłe. Jej twarz zbladła. Henrietta poślizgnęła się i upadła na łóżko.
-Zemdlała? Dl-dlaczego?
-Co zrobiłeś Jej Wysokości?! Ty p-p-p-psie!
-Woof?- Kiedy Saito się obracał Louise kopnęła go w twarz podeszwą buta. Saito po otrzymaniu kopniaka podskoczył i upadł na ziemie. - Za co to było?
Louise była bardzo wściekła, spojrzenie na nią groziło podpaleniem.
-Skąd miałem wiedzieć? Nie wiem nic o obowiązujących tu zasadach. - Jego twarz została podeptana. Saito przyłożył ręce i powiedział wyraźnie. To było pierwsze takie doświadczenie Saito.
-T-t-t-t-t-ty, ty, ty psie... - Głos Louise drżał w furii. Henrietta ocknęła się i potrząsła głową. Louise upadła na kolana przed nią. Pociągnęła głowę Saito i wcisnęła w ziemie.- P-przepraszam. Mój chowaniec źle się zachował, to mój chowaniec się źle zachował. I mówi ci to również! Przepraszam!- Zawsze dumna Louise przepraszała kogoś. Trzęsła się całym ciałem. Jeżeli czegoś nie powiem jej, prawdopodobnie zaraz mnie zabije.- pomyślał Saito i powiedział:
-Przepraszam. Zrobiłem to ponieważ powiedziałaś mi, że mogę ją pocałować.
-Ale gdzie znajdziesz kogoś, kto będzie chciał pocałować ją w usta po tym?
-Tutaj – Louise uderzyła Saito w twarz.
-Jaki zapominalski. Kto pozwolił mówić ci językiem ludzki? Tylko szczekaj. Psie. Wracaj tu. Mówię. Wszyscy widzą psa. Głupiego psa.- I stanęła na głowię Saito stopą i wgniotła go w podłogę.
-J-jest w porządku. Lojalność zasługuje na nagrodę. -Henrietta schyliła głowę, wkładając duży wysiłek, aby wstać. W tym czasie drzwi pomału się otworzyły i ktoś przez nie wejrzał.
-Ty! Księżniczka! Co ty tutaj robisz?! - była to osoba która walczyła z Saito, Guiche de Gramont z imitacją róży w ręku.
-Czego chcesz?- powiedział Saito leżący na ziemi, ponieważ Louise nadal stąpała po jego głowe.
-Guiche! Ty! Czy podsłuchiwałeś? Słyszałeś naszą rozmowę?! - Guiche jednak nie odpowiedział na obydwa pytania i tylko stał w oszołomieniu.
-Dla mnie łowcy miłości, piękna księżniczka przyprowadza mnie w to miejsce... i wtedy widzę złodziei z którymi rozmawiasz i patrząc w dziurkę od klucza... widzę tego głupiego chowańca który cię całuje. - Guiche zaczął płakać.
-Walcz ze mną! Ty łajdaku! - Saito podniósł się i uderzył Guiche w twarz.
-Ała!
-Uspokój się głupcze! Nadal pamiętam jak złamałeś mi rękę!
Saito kopnął Guiche leżącego na ziemi i zaczął wyłamywać sobie palce.
-To nie fair! Ty. Gah!
-Więc co teraz? Ten chłopak podsłuchiwał opowiadanie księżniczki. Czy powinniśmy go powiesić? - Jeżeli przeciwnikiem był mężczyzna, Saito był bardzo poważny. -Myślę, że to najlepsze rozwiązanie... to źle, że podsłuchiwał naszą rozmowę...
Guiche wyrwał się z pułapki Saita i wstał.
-Wasza Wysokość! Proszę cię, dodaj mnie, Guiche de Gramonta do tej trudnej misji!
-Oh? Ciebie?
-Powinieneś iść spać- Saito podkosił Guiche który znowu upadł.
-Pozwól mi dołączyć! - krzyknął Guiche leżący na ziemi.
-Dlaczego? - Twarz Guiche poczerwieniała.
-Chciałbym być użyteczny dla Jej Wysokości.
Saito szukał jakiegoś powodu w wyglądzie Guiche.
-Zakochałeś się? W Księżniczce?!
-Nie mów takich niegrzecznych rzeczy. Jestem absolutnie pewny, że chcę być użyteczny dla Jej Wysokości. -Jednak twarz Guiche mocno płonęła, gdy to mówił. Gdy wypowadał te słowa patrzył z pasją na Henriette zauroczony.
-Ale masz dziewczynę. Jak jej to było? Uh, Monmon-coś...
-Montmorency.
-Więć co z nią?- Guiche milczał. Rozumiem pomyślał Saito.
-Zostałeś wrobiony? Całkowicie cię olała, czy tak?
-C-cicho! To wszystko twoja wina!
Stało się tak przez perfumy w jadalni. Kiedy został złapany na umawianiu się z dwoma dziewczynami, Guiche był cały mokry przez wino które rozlała na jego głowę Montmorency.
-Gramont? Syn Generała Gramonta?- Henrietta spojrzała na bezmyślną twarz Guiche.
-Tak zgadza się, jestem jego synem, Wasza Wysokość.- Guiche wstał i ukłonił się z czcią.
-I powiedziałeś, że chcesz mi pomóc?
-To byłby dla mnie wielki honor jeżeli zostałbym członkiem tego zespołu. - Henrietta uśmiechnęła się do Guiche z entuzjazmem.
-Dziękuję ci. Twój ojciec jest niesamowitym, dobrym szlachcicem, i rozumiem, że płynie w tobie jego krew. Więc proszę. Czy pomożesz tej nieszczęśliwej księżniczce, Sir Guiche?
-Jej Wysokość wypowiedziała moje imię. Jej Wysokość! Kwiat miłości Tristain uśmiechnęła się do mnie jej różanym uśmiechem!- Guiche poczuł się bardzo podekscytowany, cofnął się ze słabością.
-Czy wszystko z nim w porządky?- Saito spojrzał na Guiche. Louise zaś zignorowała to i powiedziała poważnym głosem.
-Więc, jutrzejszego poranka wyruszamy do Albionu.
-Słyszeliśmy, że Książę Wales ma obóz w okolicach Newcastle w Albionie.
-Rozumiem. Wcześniej podróżowałem po Albionie z moją siostrą, więc znam się na geografii.
-To będzie niebezpieczne zadanie. Jeżeli szlachta Albiońska odkryję waszą misję, zrobią wszystko aby przeszkodzić wam.- Henrietta usiadła przy biórku, wzięła do ręki pióro i papier Louise i napisała list. Henrietta zastanowiła się przez chwilę i zaczęła pisać ze smutkiem opuszczając głowę.
-Księżniczko? Coś się stało?- powiedziała Louise, sądząc, że coś się stało.

-T-to nic.- Henrietta poczerwieniała, spojrzała na list i dopisała jeszcze jedną linijkę.

ZnT02-087.jpg


-Brimirze Założycielu... Proszę wybacz tej samolubnej księżniczce. Kiedy pomyślę, że mój kraj ma problemy, nie mogę mu pomóc, ale pisze to jedno zdanie... Nie mogę kłamać o moich uczuciach...
Twarz Henrietty wyglądała tak jakby pisała list miłosny, a nie tajną wiadomość. Louise nie mogła nic więcej powiedzieć, więc tylko patrzyła na Henriette. Księżniczka zwinęła list który napisała. Poruszyła jej różdźką. Z jej końca wystrzelił wosk który poleciał na zwinięty list i szczelnie zamknął go. Następnie podała go do Louise.
-Kiedy spotkasz Księcia Walesa, proszę wręcz mu ten list. Kiedy go przeczyta powinien oddać ci tamten. - Mówiąc to Henrietta zdjęła pierścień z palca na prawej dłoni i wręczyła go Louise.
-To jest Rubin Wody, który otrzymałam od matki. Powinien posłużyć jako dobry znak rozpoznawczy. Jeżeli nie masz pieniędzy, proszę sprzedaj go podróżnym handlarzom.
Louise opuściła głowę w ciszy.
-Ta misja jest ważna dla przyszłości Tristain. Dlatego, pierścień mojej matki ochroni cię przed szorstkim potraktowanie ze strony Albiończyków.

Przekład

Tłumaczenie wykonał Someone W razie błędów pisz: [email protected]



Cofnij do Rozdziału 2 z Tomu 2 - Sekretna łódka Powrót do strony głównej Idz do Rozdziału 4 z Tomu 2 - Port Ra Rochelle