Difference between revisions of "Madan no Ou to Vanadis:Tom01 Rozdział1"

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search
m
m
 
Line 62: Line 62:
 
Stwierdzenie, że został on wycięty i zrobiony z ciemności mogło się okazać całkiem wiarygodne.
 
Stwierdzenie, że został on wycięty i zrobiony z ciemności mogło się okazać całkiem wiarygodne.
   
''---Sam jego widok przyprawia o nieprzyjemne uczucie...''
+
''--- Sam jego widok przyprawia o nieprzyjemne uczucie...''
   
 
Łuk roztaczający tę tajemniczą atmosferę był dziedzictwem rodu Vorn, używanym podobno przez ich przodków-myśliwych.
 
Łuk roztaczający tę tajemniczą atmosferę był dziedzictwem rodu Vorn, używanym podobno przez ich przodków-myśliwych.
Line 492: Line 492:
 
Trawa była zbryzgana krwią, a po ziemi porozrzucane były setki, może nawet tysiące zwłok. Naszła go fala mdłości, więc zakrył usta dłonią. Poczuł wilgotne uczucie i spostrzegł, że jego ręka jest zabarwiona na czerwono.
 
Trawa była zbryzgana krwią, a po ziemi porozrzucane były setki, może nawet tysiące zwłok. Naszła go fala mdłości, więc zakrył usta dłonią. Poczuł wilgotne uczucie i spostrzegł, że jego ręka jest zabarwiona na czerwono.
   
''---Krew...?''
+
''--- Krew...?''
   
 
Sprawdził na twarzy, ale zdawało się, że nie był ranny.
 
Sprawdził na twarzy, ale zdawało się, że nie był ranny.
Line 523: Line 523:
 
Plan był prosty. Nawet dziecko mogło wpaść na coś takiego.
 
Plan był prosty. Nawet dziecko mogło wpaść na coś takiego.
   
''---Naprawdę straszne było to, z jakim spokojem plan został przeprowadzony przeciwko pięciokrotnie większej sile.''
+
''--- Naprawdę straszne było to, z jakim spokojem plan został przeprowadzony przeciwko pięciokrotnie większej sile.''
   
 
Mieli mniej ludzi, a w dodatku podzielili swoje siły. Jeden mały błąd i cała ich armia mogła pójść w rozsypkę. Żołnierze byli zapewne stanowczo temu przeciwni.
 
Mieli mniej ludzi, a w dodatku podzielili swoje siły. Jeden mały błąd i cała ich armia mogła pójść w rozsypkę. Żołnierze byli zapewne stanowczo temu przeciwni.
   
''---Był to jednak wspaniały sukces.''
+
''--- Był to jednak wspaniały sukces.''
   
 
Brune poniosło zdecydowaną porażkę.
 
Brune poniosło zdecydowaną porażkę.
Line 605: Line 605:
 
Chociaż ufał swoim zdolnościom strzeleckim, zapewne nie dałby rady zdjąć dwóch ludzi jedną strzałą. Gdyby wszyscy ruszyli na niego tak jak ten wcześniejszy rycerz, byłby bezradny.
 
Chociaż ufał swoim zdolnościom strzeleckim, zapewne nie dałby rady zdjąć dwóch ludzi jedną strzałą. Gdyby wszyscy ruszyli na niego tak jak ten wcześniejszy rycerz, byłby bezradny.
   
''---Oby to byli sojusznicy.''
+
''--- Oby to byli sojusznicy.''
   
 
Modląc się o to, Tigre obserwował rycerzy. Kiedy dostrzegł twarz dowódcy, jego oczy rozszerzyły się z niedowierzania.
 
Modląc się o to, Tigre obserwował rycerzy. Kiedy dostrzegł twarz dowódcy, jego oczy rozszerzyły się z niedowierzania.
Line 619: Line 619:
 
Jej ramiona były smukłe, pasujące dziewczynie w jej wieku, niewytłumaczalnie jednak przystosowane do długiego miecza, który ściskała w dłoni.
 
Jej ramiona były smukłe, pasujące dziewczynie w jej wieku, niewytłumaczalnie jednak przystosowane do długiego miecza, który ściskała w dłoni.
   
''---Lord Massas wspominał, że była niezrównanie piękna.''
+
''--- Lord Massas wspominał, że była niezrównanie piękna.''
   
 
Było tak jak mówił. Jej urody nie dało się ocenić przy pomocy zwykłych kryteriów. Im dłużej na nią patrzył, tym bardziej zgadzał się z tym stwierdzeniem.
 
Było tak jak mówił. Jej urody nie dało się ocenić przy pomocy zwykłych kryteriów. Im dłużej na nią patrzył, tym bardziej zgadzał się z tym stwierdzeniem.
Line 627: Line 627:
 
Wyglądało na to, że pozostali rycerze byli jej eskortą. Chcąc ją chronić, przesunęli się do przodu.
 
Wyglądało na to, że pozostali rycerze byli jej eskortą. Chcąc ją chronić, przesunęli się do przodu.
   
''---Gdybym zabił Vanadis...''
+
''--- Gdybym zabił Vanadis...''
   
 
Nie dało się odwrócić druzgocącej porażki, której doznała jego strona. Obecnie, powinni prowadzić zakrojony na szeroką skalę pościg za armią Brune.
 
Nie dało się odwrócić druzgocącej porażki, której doznała jego strona. Obecnie, powinni prowadzić zakrojony na szeroką skalę pościg za armią Brune.
Line 675: Line 675:
 
Nawet głęboko w górach, gdzie nie dochodzi światło słoneczne, mierząc się z {{Furigana|ziemnym smokiem|Suro}} mierzącym ponad czterdzieści czetów (ok. czterech metrów), nie był tak zdenerwowany jak teraz.
 
Nawet głęboko w górach, gdzie nie dochodzi światło słoneczne, mierząc się z {{Furigana|ziemnym smokiem|Suro}} mierzącym ponad czterdzieści czetów (ok. czterech metrów), nie był tak zdenerwowany jak teraz.
   
''---Zakładając, że pozostali chcieli ją chronić, przeszkodził im w tym leżący na ziemi koń i rycerze. Ominięcie ich zajmie trochę czasu.''
+
''--- Zakładając, że pozostali chcieli ją chronić, przeszkodził im w tym leżący na ziemi koń i rycerze. Ominięcie ich zajmie trochę czasu.''
   
 
Chociaż było tego czasu bardzo mało.
 
Chociaż było tego czasu bardzo mało.
Line 681: Line 681:
 
Ale dla Tigre'a, wystarczająco dużo.
 
Ale dla Tigre'a, wystarczająco dużo.
   
''---W tej sytuacji może jedynie przylgnąć do konia całym ciałem albo z niego zsiąść.''
+
''--- W tej sytuacji może jedynie przylgnąć do konia całym ciałem albo z niego zsiąść.''
   
 
Po prawej i po lewej miała eskortę, więc nie mogła się ruszyć w żadnym z tych kierunków. Mogła się cofnąć, ale tylko o parę kroków; w ten sposób nie zrobi uniku. Za to z przodu leżeli jej podwładni i koń. Ciężko było ich ominąć bez długiego skoku, a konie za tym nie przepadają.
 
Po prawej i po lewej miała eskortę, więc nie mogła się ruszyć w żadnym z tych kierunków. Mogła się cofnąć, ale tylko o parę kroków; w ten sposób nie zrobi uniku. Za to z przodu leżeli jej podwładni i koń. Ciężko było ich ominąć bez długiego skoku, a konie za tym nie przepadają.
Line 717: Line 717:
 
Jednak Vanadis spokojnie, jakby nic się nie stało, galopowała w jego stronę.
 
Jednak Vanadis spokojnie, jakby nic się nie stało, galopowała w jego stronę.
   
''---Nie bój się...!''
+
''--- Nie bój się...!''
   
 
Zganił samego siebie. ''To mi się tylko przywidziało.''
 
Zganił samego siebie. ''To mi się tylko przywidziało.''
Line 737: Line 737:
 
Miał zaufanie do swojego łuku. Nie wspominając już o tym, że wróg szarżował prosto na niego, a dystans trzystu arszynów został prawie całkowicie przebyty.
 
Miał zaufanie do swojego łuku. Nie wspominając już o tym, że wróg szarżował prosto na niego, a dystans trzystu arszynów został prawie całkowicie przebyty.
   
''---Nie da się chybić.''
+
''--- Nie da się chybić.''
   
 
Wycelował strzałę prosto w czoło, tak jak wcześniej, ale została ona w ten sam sposób odbita.
 
Wycelował strzałę prosto w czoło, tak jak wcześniej, ale została ona w ten sam sposób odbita.
Line 767: Line 767:
 
Tigre dopiero po chwili zrozumiał, że mówiła o nim.
 
Tigre dopiero po chwili zrozumiał, że mówiła o nim.
   
''---Dostałem komplement...? Chociaż jeszcze przed chwilą mierzyłem w nią z łuku?''
+
''--- Dostałem komplement...? Chociaż jeszcze przed chwilą mierzyłem w nią z łuku?''
   
 
Czuł się bardziej oszołomiony, niż zadowolony.
 
Czuł się bardziej oszołomiony, niż zadowolony.
Line 801: Line 801:
 
Lim był rycerzem, którego konia wcześniej ustrzelił.
 
Lim był rycerzem, którego konia wcześniej ustrzelił.
   
''---Pożyczył konia od innego rycerza? Zdaje się, że jest o stopień wyżej od reszty eskorty.''
+
''--- Pożyczył konia od innego rycerza? Zdaje się, że jest o stopień wyżej od reszty eskorty.''
   
 
"Mogę zabrać ze sobą mój łuk?"
 
"Mogę zabrać ze sobą mój łuk?"

Latest revision as of 17:02, 29 January 2017

Rozdział 1: Spotkanie z Vanadis[edit]

"Tigre-sama"

Kiedy znajomy dziewczęcy głos dotarł do jego uszu, poczuł jak ktoś nim potrząsa.

Dzięki jasnemu światłu wpadającemu przez okno zrozumiał, że nastał poranek.

Jednak wciąż był śpiący.

"Jeszcze trochę...jeszcze tylko trochę."

"Ile to jest 'jeszcze trochę', jeśli mogę spytać?"

"Nie ma dzisiaj w planach żadnego polowania, więc do południa..."

"Proszę przestać i w końcu się obudzić!"

Dziewczyna wydarła się na niego..

Zabrała mu koc i gwałtownie chwyciła za ramiona.

Kiedy otworzył oczy, zobaczył w bliskim sąsiedztwie zaczerwienioną twarz gotującej się ze złości dziewczyny.

Miała dziecinną twarz, która nawet gdy wściekła, nie była ani trochę straszna. Jej kasztanowe włosy były związane w dwie kitki. Jej drobne ciało było odziane w strój z czarnymi długimi rękawami, czarną spódnicę sięgającą do kostek oraz biały fartuch dający poczucie schludności. Tak prezentowała się pokojówka.

"Ach...Dzień dobry, Titta."

Madan no Ou to Vanadis Volume 01 - 012.jpg

Sennym i powolnym głosem Tigre zwrócił się do pokojówki rok młodszej od niego. Widząc, że się obudził, Titta puściła go.

"Żołnierze już dawno skończyli przygotowania i wszyscy czekają na Tigre'a-sama!"

Tigre był zdezorientowany i myślał nad tym co właśnie usłyszał.

Jego twarz pobladła, kiedy zdał sobie sprawę o co chodzi.

"...O cholera!"

Wstał jakby staczając się z łóżka, a Titta podała mu komplet poskładanych ciuchów. Obok niej stało małe wiaderko pełne wody.

"Dziękuję. Jak zawsze, jesteś dobrze przygotowana."

"To dlatego, że spodziewałam się takiej sytuacji. Pójdę przygotować śniadanie, a tym w tym czasie umyj twarz i się przebierz."

Już ze spokojną twarzą, Titta obdarzyła go radosnym uśmiechem, skłoniła się w uprzejmym geście unosząc skrawek sukni lekko do góry i z gracją opuściła pokój.

Tigre opłukał twarz, pozwalając żeby chłodne i odświeżające uczucie zmyło z niego resztki senności. Wypadł z pokoju jednocześnie wkładając ciuchy i dopinając je w biegu.

"Chociaż nie mam już czasu... Nie wolno mi zaniedbywać obowiązków."

Pierwotnie zamierzał udać się prosto do jadalni, ale zamiast tego skierował się w stronę małego pomieszczenia na końcu korytarza.

Pomieszczenie było na tyle niewielkie, że trzy dorosłe osoby nie dałyby rady usiąść w nim jednocześnie. Naprzeciwko wejścia stał znakomicie zdobiony stojak, a na nim znajdował się łuk.

Jego cięciwa była mocna i napięta, i wyglądał on na gotowy do użytku w każdej chwili.

Gdyby opisać go jednym słowem, byłoby nim 'czarny'.

Uchwyt, cięciwa, cały łuk był nieskazitelnie czarny, bez żadnego blasku czy połysku.

Stwierdzenie, że został on wycięty i zrobiony z ciemności mogło się okazać całkiem wiarygodne.

--- Sam jego widok przyprawia o nieprzyjemne uczucie...

Łuk roztaczający tę tajemniczą atmosferę był dziedzictwem rodu Vorn, używanym podobno przez ich przodków-myśliwych.

Ojciec Tigre'a pozostawił za sobą ostatnią prośbę dotyczącą łuku.

'Tylko kiedy naprawdę będziesz potrzebował tego łuku, wolno ci go użyć. Pod żadnym innym warunkiem.'

Po wysłuchaniu woli ojca, Tigre doznał nieopisanego uczucia grozy i postanowił nie dotykać łuku.

Stanął prosto, wyrównał oddech i przycisnął zaciśniętą pięć do piersi, przesuwając ją w bok. Następnie ukłonił się swoim przodkom.

Po tym, w ciszy opuścił pomieszczenie i skierował się w stronę jadalni.

Tigrevurmud Vorn miał szesnaście lat. Urodził się w rodzinie hrabiego w królestwie Brune i odziedziczył tytuł swojego ojca, kiedy ten zmarł z powodu choroby.

Jego dosyć skomplikowane imię było przekazywane przez przodków, którzy zdobyli tytuł hrabiowski. On sam uważał, że jest ono długie i trudne do wymówienia, więc prosił bliskie mu osoby, żeby nazywały go 'Tigre'.

Tigre wszedł do jadalni z której dochodził przyjemny zapach.

Na prostym stole znajdowały się smażone jajka, żytni chleb, mleko, zupa grzybowa i inne rzeczy ciepłe na tyle, żeby ulatniała się z nich nikła para.

Titta czekała w gotowości obok stołu.

"Wystarczy mi zupa."

"Nie, nie wystarczy."

W kwestii jedzenia Titta była niesamowicie uparta.

"Chcesz, żeby zaczęło ci burczeć w brzuchu przy wszystkich? To by było nieuprzejme."

Trzymając ręce na biodrach spoglądała prosto na Tigre'a. Było to bardzo intensywne spojrzenie, nie pasujące do pokojówki. Wydawało się wiele straszniejsze niż wtedy, gdy robiła mu pobudkę.

Tigre wiedział, że nie wygra tej sprzeczki, więc szybko dał sobie spokój.

Popił chleb mlekiem, następnie złapał za talerz łapczywie pochłaniając smażone jajka i wypił zupę dużymi łykami.

"Dziękuję za posiłek."

Powiedziawszy to, wstał. Titta natychmiast do niego podeszła z grzebieniem i chusteczką w rękach.

"Zostało ci trochę resztek na ustach, wytrzyj je proszę dokładnie."

Mówiąc trochę poirytowanym tonem, wytarła mu usta chusteczką.

"Do tego masz rozczochrane włosy."

Wyciągnęła rękę trzymającą grzebień i dokładnie uczesała czerwone włosy Tigre'a.

"Spójrz, nawet kołnierzyk masz przekrzywiony."

Odłożywszy grzebień i chusteczkę na stół, jej wyciągnięta ręka starannie poprawiła jego kołnierzyk. Tigre w ciszy na to pozwolił.

"...Tigre-sama."

"O co chodzi?"

Nagle z głosu Titty zniknęła surowości i stał się on bardziej kobiecy, kiedy łagodnie zwróciła się do chłopaka. Tigre zawsze myślał o niej, młodszej od niego o rok, jak o swojej małej siostrze.

Dlaczego musisz jechać na bitwę?

Tigre przyjął nieco zakłopotany wyraz twarzy i przeczesał dłonią swoje ciemnoczerwone włosy. Czasami Titta zadawała mu tego rodzaju pytania na które ciężko dać odpowiedź, a on bezradnie takowej szukał.

"To pobór wojskowy Jego Wysokości. Dla dobra królestwa Brune, to oczywiste, że ród hrabiego Vorna weźmie w nim udział."

"Ale..."

Patrząc na Tigre'a z załzawionymi oczami, Titta stanowczo się sprzeciwiła.

"Ciężko nam było zgromadzić choćby stu żołnierzy."

Było wiele różnych rodzajów hrabiów i szlachty.

I chociaż rodu Vorn nie można było się nazwać "biednym", określenie go prostym, bądź przymiotnikami o podobnym znaczeniu, byłoby dosyć trafne. Taka właśnie była rodzina szlachecka Vornów.

Ta prowincja, leżąca daleko od centralnego obszaru państwa, znana jako Alsace była nie tylko mała, ale także pokryta głównie lasami i górami, więc nie było za bardzo z czego czerpać zysków.

Nawet styl życia Tigre'a w którym brakowało majestatu i luksusów, był daleki od tego czego można oczekiwać po wyobrażeniu "szlachty".

Posiadłość nie była zbyt wielka i już sam fakt, że Titta była wstanie sama zająć się wszystkimi obowiązkami domowymi był na to wystarczającym dowodem.

"Co więcej, słyszałam, że wrogiem jest królestwo Zhcted. Czy w takim wypadku nie powinieneś zostać tutaj? Przecież Zhcted i Alsace dzielą tylko góry."

"Być może, ale to miejsce jest tak wiejskie jak to tylko możliwe. Nawet Zhcted nie wpadnie na to, żeby nas najechać."

Dla Tigre'a fakt, że to miejsce nie obróci się w pole bitwy, był czymś dobrym.

"Co więcej... czy nie jest tak, że ciągle kpią sobie z twojego łucznictwa?"

"Zostawienie po sobie chanson de geste[1] za pomocą łuku naprawdę jest niemożliwe."

"Jest dobrze nawet bez chanson de geste!"

Upierając się o to donośnym głosem, Titta wtuliła głowę w pierś Tigre'a.

"Ja tylko... chcę żebyś się nie przemęczał, żeby nigdy nie stała ci się krzywda i żebyś wrócił cały i zdrowy."

Smukła pokojówka delikatnie się do niego przytuliła, zmartwiona.

"Nie przejmuj się zbytnio. Czy nie wróciłem nietknięty z mojej pierwszej bitwy dwa lata temu?"

"Wtedy Urz-sama był..."

Głos Titty zamarł w połowie zdania. Urz był ojcem Tigre'a, który zmarł przed dwoma laty.

Żeby dodać jej otuchy, Tigre pogłaskał ją lekko po głowie.

"W nadchodzącej bitwie moja jednostka będzie stacjonowała na tyłach głównych sił, w bezpiecznym miejscu. Co by się nie działo, jakoś sobie poradzę."

Unosząc rękę, otarł łzy z kącików oczu Titty. Ta przytaknęła ze zrozumieniem.

"Posłuchaj, Tigre-sama. Proszę, nie zaśpij na polu bitwy, tak jak masz to w zwyczaju robić."

"Zabrzmiało to, jakbym zawsze zasypiał."

"Bo to prawda. Budzisz się punktualnie tylko, kiedy trzeba jechać na polowanie, czyż nie?"

Odparła na słowa zdumionego Tigre'a.

Mimo to, rozumiał że Titta wspiera go całym sercem i raz jeszcze ją przytulił.

Rozluźniła się i pozwoliła, żeby Tigre ją objął.

Ciepło jej ciała dało się wyczuć nawet przez ubranie, a jej kasztanowe włosy wydzielały delikatny aromat.

Chociaż chciał, żeby trwało to dłużej, nie miał zbyt wiele czasu.

Tigre wypuścił ją z objęć delikatnie, acz niechętnie.

"Zostawiam dom pod twoją opieką, Titto."

Titta otarła łzy rękawem i z uśmiechem odpowiedziała.

"Możesz na mnie liczyć. Uważaj na siebie, Tigre-sama."



Jak tylko Tigre wyszedł przez frontowe drzwi, dźwigając na plecach łuk i kołczan, zobaczył żołnierzy stojących w formacji i czekających na niego.

Niski starzec w skórzanej zbroi podszedł do niego i skłonił głowę.

"Paniczu, wszyscy są już obecni. Przygotowania także są zakończone."

"Dobra robota, Batranie."

Ten starzec był adiutantem Tigre'a. W porównaniu do młodzieńca, miał on o wiele więcej doświadczenia w bitwie i w tym oddziale był poza Tigrem jedyną osobą wyszkoloną w jeździectwie.

Co do reszty, wszyscy byli żołnierzami w skórzanych zbrojach z mieczami wiszącymi u pasa i włóczniami w dłoniach.

"Nie ma co, sporo ich zgromadziłem."

Tigre ciężko westchnął, a co bardziej doświadczeni żołnierze odezwali się pół-żartem.

"Milordzie, nie ma się czym martwić. Chociaż nie braliśmy udziału w wojnie od trzech lat, spędzaliśmy całe dnie ciągając pług i się zahartowaliśmy."

"Nie posłuchać rozkazu Jego Wysokości to jak nie posłuchać własnej starej, nie? A więc nie mamy wyboru, jak tylko być posłuszni."

"Doceniam twoje słowa. Może twoją żonę też ze sobą weźmiemy? Kilka jej wściekłych wrzasków da radę odstraszyć nawet parę tysięcy żołnierzy, nie?"

Żołnierze ryknęli śmiechem.

"Lepiej tego nie robić, paniczu. Jego małżonka nie odróżnia przyjaciół od wrogów!"

Batran wtrącił własny żart, a Tigre zakończył rozmowę wzruszeniem ramion.

--- Wygląda na to, że z morale nie będzie problemu.

Po tym jakich śmiech ucichł, Tigre zasalutował. Następnie dosiadł konia, którego przyprowadził Batran i uniósł prawą rękę do góry, wydając rozkaz.

"Naszym celem są równiny Dinant. Po drodze dołączymy do wojsk lorda Massasa."

Żołnierze wznieśli w górę sztandary wojenne.

Nieśli dwa różne. Pierwszy, z półksiężycem i spadającą gwiazdą na niebieskim tle był sztandarem wojennym rodu Vornów. Drugi przedstawiał Bayarla ―― świętego konia z czarną grzywą i szkarłatnym ciałem, symbol królestwa Brune.

"Czas ruszać!"



Królestwo Brune i królestwo Zhcted leżące na wschodzie, od ponad dwudziestu lat trzymały sobie miecze na gardłach.

Tym razem zarzewiem konfliktu był wylew rzeki, która oddzielała oba państwa, spowodowany ulewnym deszczem.

Ofiary powodzi od razu wytknęły palcami sąsiednie państwo mówiąc 'to wina tego, że ci po drugiej stronie zaniedbali prace przy rzece', co zmieniło się w iskrę która rozpętała pożar.

Następnie oba kraje, od których ofiary domagały się roszczeń, utrzymywały stanowisko głoszące 'to tamci mają problemy z ochroną przeciwpowodziową', co jeszcze bardziej podsyciło płomienie wrogości i ostatecznie doprowadziło do konfliktu na pełną skalę.

Gdyby chodziło tylko o to, Tigre'owi nie kazano by się stawić na polu bitwy.

"Siły wroga liczą około pięć tysięcy, ale naszych jest ponad dwadzieścia pięć tysięcy. To doprawdy przyjemne wieści."

Tym, który mówił z sarkazmem w głosie był jadący obok Tigre'a podstarzały rycerz, Massas Rodant.

Massas był przyjacielem ojca Tigre'a, który często opiekował się chłopakiem, jego dobrodziej.

"Mówią, że Jego Książęca Wysokość po raz pierwszy stanie do bitwy, słyszałeś?"

Tigre zapytał jadącego obok Massasa.

"To zapewne prawda. W końcu Jego Wysokość szaleje za synem."

Postawny, zakuty w żelazną zbroję i hełm Massas z niezadowoleniem przygładził wąsy.

"Ten konflikt jest jak dziecinna sprzeczka na którą musieli zareagować rodzice. Nie jest to coś co drastycznie wpłynie na przyszłość kraju. A to oznacza, że dla Jego Wysokości, księcia Regnasa, jesteśmy tylko dekoracjami w jego pierwszej bitwie. Mówiąc precyzyjnie, ma on dzięki temu nabyć trochę doświadczenia."

Król zapewne pragnął chwalebnego zwycięstwa dla swojego ukochanego syna w jego pierwszej bitwie.

Dlatego wysłał pod jego wodzą wszystkich rycerzy, a szlachta mieszkająca w pobliżu równin Dinant, które wkrótce miały się stać polem bitwy, została wezwana na wojnę.

Nawet pomniejsi szlachcice tacy jak Tigre i Massas.

Wszyscy zgromadzeni liczyli ponad dwadzieścia pięć tysięcy.

Massas miał ze sobą trzystu ludzi, w tym około pięćdziesięciu rycerzy.

Chociaż było ich niemało, to w obliczu 25-tysięcznej armii, byli to zaledwie kroplą w morzu i to samo tyczyło się Tigre'a. Właśnie dlatego obaj zostali przydzieleni do tylnej części formacji.

"Ci, którzy zgromadzą liczniejszą armię mają większe szanse na zwycięstwo ―― to podstawy sztuki wojennej. Pewnego dnia, książę Regnas zasiądzie na tronie. Jego Wysokość się nie pomylił, prawda?"

Tigre pocieszająco poklepał starego rycerza po ramieniu.

Jego słowa były retoryczne. Gdyby nie wypowiedział ich na głos, być może sam stracił by wolę do walki.

"Jesteśmy tylko pomniejszą szlachtą, musimy tylko posłusznie czekać na tyłach, co do tego nie ma wątpliwości. Gdyby wszyscy byli nastawieni na pewne zwycięstwo i na złamanie karku rzucali się do chwalebnej bitwy... To mi przypomina, Tigre, słyszałeś o księżniczkach wojny?"

Zapytał jakby nagle sobie o czymś przypomniał, a Tigre pytająco przechylił głowę.

"Chodzi ci o siedem Vanadis z Zhcted?"

"Tak, właśnie o nie. Wygląda na to, że siłami wroga dowodzi jedna z Vanadis. Chociaż ma zaledwie szesnaście lat, jest niepokonana, odnosząc zwycięstwo za zwycięstwem. Doskonała szermierz, która staje na czele, tnąc wszystkich stojących jej na drodze, znana jako [MeltisTancerka Miecza] oraz [SilvfrahlWietrzna Księżniczka Srebrnego Błysku]."

Królestwem Zhcted władał król i siedem Vanadis.

--- W tym samym wieku co ja.

Tigre miał dziwne odczucia co do tego nieznanego wrogiego generała. Chociaż byli w tym samym wieku, a w dodatku ona była kobietą, miała o wiele więcej doświadczenia w bitwie, dokonywała heroicznych czynów i dowodziła pięciotysięczną armią.

W Królestwie Brune w którym urodził się Tigre, kobiety nie mogły zostać rycerzami, chyba że były wysoko urodzone.

Póki co, nie widział na wojnie ani jednej kobiety-rycerza.

Dlatego był podekscytowany.

"Jak zwą tę Vanadis?"

"Jeśli mnie pamięć nie myli, na imię jej Eleonora Viltaria. Plotki mówią, że prawdziwa z niej piękność. Przy jej urodzie bledną nawet drogocenne klejnoty."

"Naprawdę jest taka urodziwa?"

"To świetnie, że ekscytują cię piękne kobiety, ale lepiej się z tym hamuj. Inaczej Titta będzie zazdrosna."

Siwe wąsy Massasa zatrzęsły się od jego śmiechu, a Tigre odpowiedział ponuro.

"Co ma do tego Titta? Ona jest dla mnie jak młodsza siostra..."

"Odkąd byliście dziećmi, ludzie mówili o was, że jesteście jak leniwy starszy brat i zaradna młodsza siostra."

Chociaż powiedział to w ten sposób, Tigre nie mógł zaprzeczyć. Drapiąc się po ciemnoczerwonych włosach, zmienił temat.

"Skoro Vanadis jest tak świetnym generałem jak głoszą plotki, to czeka nas trudna bitwa, czyż nie?"

"Może tak być, ale różnica w sile militarnej jest po prostu zbyt wielka. Chociaż przewodzi im wojenna specjalistka, nie będą w stanie przezwyciężyć tej różnicy."

Nieważne jak zaciekle będzie walczyć Vanadis, nie uda jej się wyrównać przytłaczającej, dokładnie pięciokrotnej przewagi liczebnej.

Tigre chciał podać ten argument, ale z jakiegoś powodu nie był w stanie.

Miał złowieszcze przeczucia. Czuł jakby coś parzyło go w kark.

Już wcześniej doświadczył czegoś podobnego.

Jak wtedy, gdy podczas polowania przez swoją nieostrożność został otoczony przez wilki. Albo gdy wędrując po górach trafił na smoka.

Albo gdy wstał rano z żołnierzem stojącym na baczność, a Titta jak zwykle przyszła zrobić mu pobudkę.

W każdym razie, kiedy nachodziło go tego rodzaju przeczucie, wkrótce miało wydarzyć się coś złego.

"Nie wyglądasz za wesoło."

Widocznie miał wypisane na twarzy swoje prawdziwe uczucia, bo Massas przyglądał mu się troskliwie.

"Martwi cię coś? Nie wyglądasz jak zwyczajny, beztroski ty."

"Co za 'beztroski ja'? Nie dałoby się opisać mnie w inny sposób? Na przykład, 'niewzruszony'?"

Powiedział nieszczęśliwie Tigre, na co Massas się uśmiechnął.

"Tak jest dobrze, nawet jeśli próbujesz temu zaprzeczać wyszukanym słownictwem. Jeśli chodzi o mnie, to pamiętam jakby to było wczoraj. Dwa lata temu, kiedy zająłeś miejsce Urza."

"Mówiłem coś wtedy?"

"Kiedy przedstawiciele wsi i miast pytali cię o zarządzanie Alsace, czy nie odpowiedziałeś im 'cóż, jakoś to będzie'? Jeśli to nie jest beztroska, to co nią jest?"

Tigre nie odpowiedział, wzruszył tylko ramionami.

Jednak Massas na tym nie skończył.

"Kiedy Urz wciąż był wśród nas, zawsze chwalił cię za to, że jesteś 'spokojny i niezłomny, chociaż trochę zbyt optymistyczny. Podejmuje trafne decyzje i do tego ma silne ciało.' To z pewnością były słowa ojca chwalącego swojego syna, czyż nie?"

"Nawet jeśli tak twierdzisz, mam pewność co do tego, jak załatwiam sprawy."

Tigre odpowiedział dopiero wtedy, gdy Massas skończył mówić.

To prawda, że w Alsace nie było poważniejszych problemów.

Chociaż powoli, ich majątek stale się pomnażał. Utrzymywał całkiem dobre kontakty nawet z tymi przedstawicielami, których oszołomiła jego zdawkowa odpowiedź.

"Poza tymi dniami, kiedy wybierasz się na polowanie, jesteś w ogóle wstanie obudzić się o własnych siłach? Bez pomocy Titty, ma się rozumieć."

"...Nie, co do tego..."

"Słyszałem od niej, że jak tylko masz dwa albo trzy dni wolnego, chwytasz za łuk, kołczan i ruszasz do lasu albo w góry, na polowanie."

Tigre w ciszy spuścił ramiona, nie mogąc obalić tego zarzutu.

"Zapomnij, że cokolwiek mówiłem. Dobrze, że w ogóle wykonujesz soje obowiązki jako rządca. Można to stwierdzić patrząc po ich twarzach."

Massas obejrzał się przez ramię na żołnierzy.

Ich duch walki był słaby, bo umieszczono ich na tyłach, ale żaden z nich nie wyrażał z tego powodu smutku czy złości.

"Tigre, naszym zadaniem jest bezpiecznie przyprowadzić ich do domu. Nie myśleć o tym, jak wygrać tę bitwę. Nie jestem pewien nad czym główkujesz, ale nie zamartwiaj się tym zbytnio."

"Jestem ci wdzięczny za troskę."

Tigre wyraził swoją wdzięczność za troskę Massasa.

Tak jak mówił, nie było sensu zbytnio się tym przejmować.

Było to frustrujące, ale zostali wezwani na pole bitwy jako dekoracje dla księcia.

Nikt nie oczekiwał od nich, żeby wzięli udział w bitwie, a Tigre i Massas nie oczekiwali, że ktoś skorzysta z ich sił.

Parę dni później, Tigre i kompania dotarli do Dinant.

Główne siły, awangard licząca dwadzieścia tysięcy, zostały rozmieszczone u stóp wzgórza. Tylna straż w sile pięciu tysięcy, dowodzona przez księcia Regnasa, czuwała na szczycie wzgórza. Naturalnie, Tigre i Massas byli częścią tylnej straży.

Sam ten fakt sprawiał, że ich szanse na wzięcie udziału w bitwie były bardzo małe.



Było przed świtem. Pod ciemnym niebem, w ciszy maszerował tysiąc żołnierzy.

Pokryli metaliczne części swoich mieczy i włóczni błotem, żeby nie wydało ich odbicie. Kazali trzymać koniom deski w pyskach i owinęli ich kopyta bawełnianą tkaniną. Ekstremalne środki bezpieczeństwa.

W ten sposób, niezauważeni przez wroga dotarli pod zbocze wzgórza.

Gdyby wspięli się na jego łagodne stoki, mogliby dostrzec siły przeciwnika ―― w końcu tylna straż armii Brune trzymała nocne warty. Palące się ogniska migotały.

"Odpocznijmy. Rozpocząć przygotowania."

Srebrnowłosa dziewczyna stojąca na czele, prowadząc wszystkich tych rycerzy, lekko się uśmiechnęła. Zgodnie z jej rozkazem, żołnierze zaczęli odpoczywać i zabierać koniom deski oraz ściągać bawełniane tkaniny.

Wkrótce powrócili wcześniej wysłani zwiadowcy.

Usłyszawszy od nich, że wróg twardo śpi i nie zauważył ich ruchów, dziewczyna obróciła się w stronę rycerzy. Dobywając długiego miecza spoczywającego przy pasie, wzniosła go wysoko do góry, by nagle powiał lekki wiatr.

"Wróg tuż przed nami liczy sobie pięć tysięcy, pięciokrotnie tyle co my. Może to i tylna straż, ale skoro tam przebywa ich naczelny dowódca, to można założyć obecność wielu elit."

Szkarłatne oczy dziewczyny były jednak przepełnione duchem walki, kiedy kontynuowała.

"Mimo to, pójdę. I dzięki temu zdobędę zwycięstwo. Czy pójdziecie ze mną?"

Rycerze w ciszy wznieśli ręce, mieczami i włóczniami wskazując ku niebu.

Dziewczyna obróciła głowę w kierunku wroga, gnając swojego konia do przodu i opuściła swój miecz zataczając nim łuk w powietrzu.

"Rozpocząć natarcie!"

Ich wojenne flagi wiały na wietrze. Kształt Zirnitry ―― czarnego smoka, symbolu Królestwa Zhcted, zdobił ich flagi.

Czuć było pęd powietrza, gdy posuwali się na przód. Rycerze trzymali w rękach miecze, włócznie, bądź łuki i podążali za dziewczyną, galopując na swych koniach na szczyt wzgórza.

Żołnierze na warcie w końcu zauważyli natarcie wroga, słysząc dźwięk kopyt uderzający o grunt, jakby wrzask ziemi.

"Wróg... "

Dziewczyna z błyskiem swego miecza zmieniła to co wydobywało się z gardła żołnierza jako ostrzegawczy krzyk w fontannę tryskającej krwi.

Na tle stopniowo rozjaśniającego się nieba, poprowadziła tysiąc swoich ludzi na obóz wroga, powodując bezmyślne zniszczenie. Armia Brune pogrążyła się w chaosie. Byli nawet żołnierze, którzy odrzucali swoją broń i uciekali by ratować swoje życie.

Chociaż byli też tacy, którzy próbowali stawić opór, różnica w impecie ich natarcia była zbyt wielka.

Ponad wszystko, była dzielna dziewczyna, która przewodziła siłom Zhcted. Ze swym długim mieczem stawała na froncie i przytłaczała swą siłą.

W zaledwie jednym natarciu, hordy wroga zostały wybite bądź stratowane przez końskie kopyta. Mimo to, ani jedna kropla krwi nie splamiła jej ciała.

Za każdym razem gdy jej długi miecz przywoływał wycie wiatru, liczba ciał ścielących ziemię wzrastała.

Ze srebrnobiałymi włosami kołysanymi przez wiatr, dziewczyna atakowała obóz wroga, a za nią podążała horda rycerzy.

W tym momencie było już oczywiste dla obu stron kto wygra, a kto przegra.



Dzwoniło mu w uszach.

Wypełniały je krzyki, wrzaski, okrzyki śmierci, klekot kopyt i dźwięk zderzających się ze sobą broni.

"...Uh."

Ocknął się.

Przed jego oczami roztaczało się błękitne niebo, które wyglądało jakby jego ogrom chciał go wessać.

Tigre podniósł się, odpychając przygniatający go ciężar.

Kiedy dzwonienie w uszach ustało, był w stanie usłyszeć dźwięk wiatru i słabe, cichnące jęki. Słychać było również szelest połamanych sztandarów wojennych i zdeptanej trawy.

Pył wraz z wiatrem pełzał tuż przy ziemi, a zapach krwi dotarł do nosa Tigre'a.

"Chyba straciłem przytomność..."

Kiedy chwiejnie stanął na nogach, przywitał go widok zwłok; jak okiem sięgnąć, wzgórze śmierci.

Trawa była zbryzgana krwią, a po ziemi porozrzucane były setki, może nawet tysiące zwłok. Naszła go fala mdłości, więc zakrył usta dłonią. Poczuł wilgotne uczucie i spostrzegł, że jego ręka jest zabarwiona na czerwono.

--- Krew...?

Sprawdził na twarzy, ale zdawało się, że nie był ranny.

"Nie jest moja."

Wyglądało na to, że jakimś sposobem Tigre został pogrzebany pod zwłokami. Dzięki temu udało mu się umknąć oczom wroga.

"Batranie! Lordzie Massasie!"

Wołał imiona swojego adiutanta i zaprzyjaźnionego starego rycerza, ale nie padła żadna odpowiedź.

Próbował wołać imiona służących mu żołnierzy, ale tak jak się spodziewał, nie było żadnej reakcji.

"Cóż, jeśli udało im się uciec to w porządku."

Gdzie by się nie obejrzał, wszędzie były tylko zwłoki. Pośród nich porozrzucane były miecze, złamane włócznie i zrujnowane sztandary.

Wizja była ograniczona przez poranną mgłę, która przysłaniała dalszy dystans, ale w jego polu widzenia nic się nie poruszało. Żadnych sojuszników, żadnych wrogów.

Nie tryskała z niego wściekłość i nienawiść do wroga. Przygniatał go raczej ciężar zmęczenia, westchnął więc.

"To była straszliwa bitwa..."

Tuż o świcie, na armię Brune został przeprowadzony atak z zaskoczenia. W szerzącym się chaosie, awangarda także padła ofiarą ataku i tak oto nastąpił upadek 25-tysięcznej armii.

--- Wczoraj przed północą nasza armia potwierdziła, że siły wroga stacjonują dokładnie przed nami. Innymi słowy, Zhcted podzieliło swoją armię na dwie części. Dwutorowe natarcie, jednocześnie od przodu i od tyłu. Tigre'owi ciarki przeszły po plecach.

Plan był prosty. Nawet dziecko mogło wpaść na coś takiego.

--- Naprawdę straszne było to, z jakim spokojem plan został przeprowadzony przeciwko pięciokrotnie większej sile.

Mieli mniej ludzi, a w dodatku podzielili swoje siły. Jeden mały błąd i cała ich armia mogła pójść w rozsypkę. Żołnierze byli zapewne stanowczo temu przeciwni.

--- Był to jednak wspaniały sukces.

Brune poniosło zdecydowaną porażkę.

Porwany przez popłoch uciekających sojuszników, Tigre nie był w stanie przejąć dowodzenia nad żołnierzami. Zemdlał po upadku z konia.

Wyglądało to bardziej, jakby został załatwiony przez swoich sprzymierzeńców.

"Mimo to..."

Tigre pamiętał. Tę, która stała na czele wojsk wroga z błyszczącym długim mieczem. Srebrnowłosa dziewczyna, która bez ustanku wycinała żołnierzy Brune jednego po drugim ―― tylko na moment udało mu się rzucić na nią okiem.

"Czy to była Vanadis?"

Księżniczka wojny znana jako Vanadis zawsze była w sercu bitwy ―― tak mówił Massas.

Niestosowne wspomnienie jej piękna pojawiło się w umyśle Tigre'a. Zmierzwił swoje ciemnoczerwone włosy, zastanawiając się nad tym.



Szczęśliwie, jego łuk leżał w pobliżu.

Podnosząc go, pociągnął za cięciwę, czując dozę niepokoju.

"...Działa w porządku."

Ulżyło mu. Gdyby łuk się wygiął, cięciwa by się poluzowała i stałby się on bezużyteczny.

W kołczanie było jeszcze parę strzał.

Uniósł głowę ku niebu i na podstawie pozycji słońca oszacował kierunki.

"W tę stronę na zachód."

Z tego pola bitwy droga na zachód prowadziła do Brune, a na wschód do Zhcted.

Znosząc ból rozchodzący się po całym ciele, Tigre ruszył na zachód. Zauważywszy, że w zasięgu wzroku coś się rusza, zatrzymał się.

Samotny rycerz na koniu galopował w jego stronę z obnażonym mieczem.

Tigre przyjął postawę strzelecką i wyciągnął jedną strzałę.

Koń rycerza tratował bądź przeskakiwał nad porozrzucanymi zwłokami i zbliżał się do Tigre'a. Kiedy dystans między nimi zmniejszył się do trzydziestu arszynów (około trzydziestu metrów), rycerz niespodziewanie zawył.

"Niedobitek z armii Brune? Dostanę twoją głowę!"

Tigre w ciszy nałożył strzałę na łuk. Swobodnie ją wypuścił.

Rozmazała się w locie.

Słychać było łomot i strzała przeszyła gardło rycerza.

Bardzo szybko i cicho.

Nie będąc wstanie zareagować, ciało rycerza zadrgało i przechyliło się na bok, z grzmotnięciem spadając na ziemię.

Straciwszy jeźdźca, koń piskliwie zarżał i zanim Tigre mógł do niego podejść, pogalopował w dal.

"Poddaję się... nic nie idzie po mojej myśli."

Westchnął. Gdyby miał konia, z łatwością wydostałby się z pobojowiska.

Brnąc przed siebie, Tigre wznowił podróż na piechotę. Nie zrobił jednak nawet dziesięciu kroków, nim znów musiał się zatrzymać.

"Wrogowie?"

Trzysta arszynów przed sobą dostrzegł grupę rycerzy. Gdyby go zauważyli, natychmiast ruszyliby za nim w pościg.

"...Jest ich siedmiu."

Tigre urodził się z parą dobrych oczu. W dodatku, były one wyćwiczone podczas polowań do tego stopnia, że nawet z odległości trzystu arszynów mógł rozpoznać twarz osoby.

Sprawdził zawartość kołczanu. Zostały mu tylko cztery strzały.

Chociaż ufał swoim zdolnościom strzeleckim, zapewne nie dałby rady zdjąć dwóch ludzi jedną strzałą. Gdyby wszyscy ruszyli na niego tak jak ten wcześniejszy rycerz, byłby bezradny.

--- Oby to byli sojusznicy.

Modląc się o to, Tigre obserwował rycerzy. Kiedy dostrzegł twarz dowódcy, jego oczy rozszerzyły się z niedowierzania.

"Vanadis..."

Kiedy siły Zhcted przeprowadziły atak z zaskoczenia, to ona stała na ich czele.

Tigre był przez nią tak oczarowany, że zapomniał odetchnąć.

Młoda dziewczyna w tym samym wieku co on. Ze srebrnymi włosami sięgającymi do pasa, nieosłonięta żadnym pancerzem i lśniąca w promieniach słonecznych. W tych szkarłatnych oczach widać było blask i dostojność.

Jej ramiona były smukłe, pasujące dziewczynie w jej wieku, niewytłumaczalnie jednak przystosowane do długiego miecza, który ściskała w dłoni.

--- Lord Massas wspominał, że była niezrównanie piękna.

Było tak jak mówił. Jej urody nie dało się ocenić przy pomocy zwykłych kryteriów. Im dłużej na nią patrzył, tym bardziej zgadzał się z tym stwierdzeniem.

Ostatecznie, Tigre'owi wrócił rozum. Potrząsnął głową, pozbywając się zbędnych myśli i w spokoju skoncentrował się na grupie Vanadis.

Wyglądało na to, że pozostali rycerze byli jej eskortą. Chcąc ją chronić, przesunęli się do przodu.

--- Gdybym zabił Vanadis...

Nie dało się odwrócić druzgocącej porażki, której doznała jego strona. Obecnie, powinni prowadzić zakrojony na szeroką skalę pościg za armią Brune.

"...Ale gdybym ją ustrzelił, pościg by ustał."

Jeśli Massas, Batran i reszta żołnierzy z Alsace ocalała, to znacznie zwiększyłoby ich szanse na przeżycie.

Wezbrał w nim duch walki. Ręka ściskająca łuk była przepełniona siłą.

"Zrobię to."

Tigre wyciągnął strzałę i nałożył ją.

"O Elis, bogini wiatru i burzy..."

Skrzypiący dźwięk napinanej cięciwy wypełnił jego uszy.



Na tym kontynencie, maksymalny zasięg łuku wynosił dwieście pięćdziesiąt arszynów.

Ta odległość odzwierciedlała jedynie, jak daleko może dolecieć strzała; wyliczony dystans.

Jeśli chciało się uszkodzić cel, dystans musiał być o wiele krótszy.

W obecnej chwili, Vanadis wciąż znajdowała się jakieś trzysta arszynów od niego.

Mimo to, Tigre wypuścił strzałę.

Ta przeszywając wiatr, wbiła się w łeb konia, którego dosiadał rycerz obok Vanadis.

Kiedy koń padł na ziemię, a rycerz razem z nim, Tigre wypuścił drugą strzałę.

Ta strzała przeszyła obszar pomiędzy brwiami drugiego rycerza.

"W porządku."

Teraz, kiedy dwóch z eskorty padło, linia strzału była czysta.

"Teraz zaczyna się prawdziwa zabawa."

Tigre sięgnął ręką do kołczanu, a jego oddech zrobił się ciężki i gorący.

Nawet głęboko w górach, gdzie nie dochodzi światło słoneczne, mierząc się z Suroziemnym smokiem mierzącym ponad czterdzieści czetów (ok. czterech metrów), nie był tak zdenerwowany jak teraz.

--- Zakładając, że pozostali chcieli ją chronić, przeszkodził im w tym leżący na ziemi koń i rycerze. Ominięcie ich zajmie trochę czasu.

Chociaż było tego czasu bardzo mało.

Ale dla Tigre'a, wystarczająco dużo.

--- W tej sytuacji może jedynie przylgnąć do konia całym ciałem albo z niego zsiąść.

Po prawej i po lewej miała eskortę, więc nie mogła się ruszyć w żadnym z tych kierunków. Mogła się cofnąć, ale tylko o parę kroków; w ten sposób nie zrobi uniku. Za to z przodu leżeli jej podwładni i koń. Ciężko było ich ominąć bez długiego skoku, a konie za tym nie przepadają.

Nawet gdyby Vanadis się to udało, to od rozpoczęcia skoku do lądowania z pewnością chociaż przez chwilę byłaby odsłonięta.

Nagle Tigre'a, który czujnie obserwował Vanadis, przeszedł silny dreszcz.

Ona się uśmiechała.

Patrzyła prosto na niego. I to z podekscytowaniem.

Kuh.

Tigre zacisnął zęby. Ewidentnie go lekceważyła. Wyciągnął z kołczanu dwie pozostałe strzały. Jedną wsadził sobie w zęby, a drugą nałożył na łuk.

Ale to co stało się w tamtej chwili było czymś niewiarygodnym.

Koń na którym jechała Vanadis łagodnie wzniósł się w powietrze.

Wysoko ponad leżących podwładnych.

Była to prawdopodobnie wysokość jakichś dwudziestu czetów (ok. dwóch metrów).

Dla Tigre'a wyglądało to tak, jakby koniowi wyrosła para skrzydeł i na nich wzleciał. Bardziej niż 'skok' przypominało to 'lot'.

"Co to u licha było...?"

Ciało chłopaka przeszedł strach. Przez chwilę myślał, że zawodzi go wzrok.

Koń niosący jeźdźca nie powinien być w stanie skoczyć na wysokość dwudziestu czetów bez rozbiegu.

Madan no Ou to Vanadis Volume 01 - 040.jpg

Jednak Vanadis spokojnie, jakby nic się nie stało, galopowała w jego stronę.

--- Nie bój się...!

Zganił samego siebie. To mi się tylko przywidziało.

Patrząc na dziewczynę spode łba, Tigre wypuścił trzecią strzałę.

Niesiona przez wiatr strzała przeszyła powietrze. Tuż przed tym jak miała trafić prosto w czoło, została odbita przez srebrny błysk.

"...Niemożliwe..."

Tigre'owi rozszerzyły się oczy i opadła szczęka.

Za pomocą miecza odbiła strzałę lecącą z dużą prędkością z odległości stu arszynów.

O dokonaniach takiego formatu słyszało się tylko w chanson de geste, legendach o śmiałkach i bohaterach. Nie było to coś do czego zdolny był normalny człowiek.

Nałożył ostatnią strzałę.

Miał zaufanie do swojego łuku. Nie wspominając już o tym, że wróg szarżował prosto na niego, a dystans trzystu arszynów został prawie całkowicie przebyty.

--- Nie da się chybić.

Wycelował strzałę prosto w czoło, tak jak wcześniej, ale została ona w ten sam sposób odbita.

W tym czasie, koń popędzany przez Vanadis nie zwolnił ani na chwilę i zbliżał się do niego równie szybko co wcześniej. Dotrą do niego za jakieś dziesięć sekund.

"To już koniec?"

Zużył wszystkie strzały i nie miał żadnej innej broni. Ucieczka przed koniem na piechotę też nie wchodziła w grę.

Mocno ściskając łuk, Tigre wstał, gromadząc siłę w nogach. Nie chciał wypaść zbyt żałośnie.

Vanadis podjechała do niego i zatrzymała konia.

W srebrnych włosach młodej dziewczyny nie było śladu krwi ani piasku.

Miała białą skórę, która przypominała mu o wiecznym śniegu zalegającym w górach, w jego domu.

Dystyngowana postać z kształtnym nosem i wilgotnymi, urzekającymi ustami sprawiała wrażenie pierwszorzędnej rzeźby. Jednak szkarłatne oczy ociekające żywotnością przypominały, że była ona człowiekiem z krwi i kości.

Wycelowała w Tigre'a czubek długiego miecza.

"Odrzuć swój łuk."

Nie miał wyboru, jak tylko zrobić co mu kazano. Kiwając głową z zadowoleniem, Vanadis odezwała się z uśmiechem.

"Jesteś zdolny."

Tigre dopiero po chwili zrozumiał, że mówiła o nim.

--- Dostałem komplement...? Chociaż jeszcze przed chwilą mierzyłem w nią z łuku?

Czuł się bardziej oszołomiony, niż zadowolony.

"Jestem Eleonora Viltaria. Jak cię zwą?"

"Tigrevurmud Vorn."

"Jesteś szlachcicem? Jakiej rangi?"

W wielu krajach, w tym w królestwach Brune i Zhcted, ci którzy posiadali nazwiska byli szlachcicami. Poza paroma wyjątkami, ci którzy nie byli szlachetnie urodzeni nie posiadali nazwisk.

Tigre odpowiedział, że jest hrabią, a jej uśmiech zrobił się szerszy.

"Dobrze więc, hrabio Vorn."

Wsuwając długi miecz do pochwy przy pasie, Eleonora radośnie oznajmiła mu.

"Od teraz jesteś moim jeńcem."

Podczas gdy on oniemiał na dźwięk tych niespodziewanych słów, eskorta nareszcie do nich dotarła.

Otoczyli Tigre'a ze wszystkich stron, mierząc w niego włóczniami, ale kiedy Eleonora machnęła ręką, z zaskoczeniem cofnęli bronie.

"Lim, pozwól mu jechać za tobą. Jest moim jeńcem. Nie mam nic przeciwko, jeśli trochę go obijesz, ale nie zrań go poważnie."

Rycerz o imieniu Lim cicho przytaknął. Ponieważ głowę rycerza zakrywał hełm, Tigre nie mógł dostrzec jego reakcji.

"Wsiadaj, szybko."

Patrząc w dół na Tigre'a, Lim odezwał się niskim głosem zza hełmu. Chłopak szybko zrozumiał, że w słowach, które skierował do niego Lim, czuć było złość.

Lim był rycerzem, którego konia wcześniej ustrzelił.

--- Pożyczył konia od innego rycerza? Zdaje się, że jest o stopień wyżej od reszty eskorty.

"Mogę zabrać ze sobą mój łuk?"

Tigre zapytał, wskazując na łuk, który wcześniej rzucił na ziemię.

"Jest dla mnie ważny."

Chciał dowieść braku wrogości, pokazując pusty kołczan. Siedzący na koniu Lim wyciągnął do niego rękę.

"Nie mam nic przeciwko. Ale ja go wezmę."

Tigre podał swój łuk Limowi i usiadł z tyłu konia. Następnie chwycił rycerza w pasie.

Nagle szyja Lima wygięła się do tyłu. Tył hełmu mocno uderzył Tigre'a w twarz.

"Co ty robisz!?!"

Tigre zaprotestował, ściskając zaczerwieniony nos. Eleonora się roześmiała, jej ramiona się trzęsły.

"Lim, póki co, jest moim jeńcem. Obchodź się z nim trochę łagodniej."

"...Słucham i służę."

Chociaż z jego głosu sączyło się niezadowolenie, Lim posłuchał.

"Jeśli spróbujesz czegoś dziwnego, natychmiast zrzucę cię z konia i stratuję na śmierć."

Tigre westchnął. Po części przez ogromną złość Lima, a po części przez swoją niepewną przyszłość.

Obróciwszy się w stronę rycerzy, Eleonora wzniośle ogłosiła.

"Choć była to nudna bitwa, pod koniec udało mi się nieco zabawić. Czas więc wracać."



Bitwa na równinach Dinant zakończyła się jednostronnym zwycięstwem królestwa Zhcted.

Z Zhcted poległo mniej niż stu ludzi, natomiast poległych z Brune było ponad pięć tysięcy oraz dwa razy tyle rannych.

Jednak straty nie ograniczały się wyłącznie do tego. Brune zataiło coś, pewien fakt, który mimo ich najcięższych starań zataić było bardzo trudno.

Chodziło o śmierć w bitwie naczelnego dowódcy, pierwszego w kolejce do tronu, księcia Regnasa.

Odnośniki Tłumacza[edit]

  1. Chanson de geste ""pieśni o czynie"" poezja epicka, która pojawiła się u początków literatury francuskiej, mówiąca o przygodach (czynach) historycznych i legendarnych bohaterów.
Wróć do prologu Powrót do strony głównej Idź do rozdziału 2