Suzumiya Haruhi (PL) : Tom 1 - Prolog

From Baka-Tsuki
Revision as of 18:44, 14 February 2008 by Vibeke (talk | contribs) (New page: '''Prolog''' Kiedy przestałem wierzyć w Świętego Mikołaja? Tak naprawdę, takie głupie pytanie nie ma dla mnie jakiegokolwiek znaczenia. Gdybyście mnie jednak zapytali kiedy przes...)
(diff) ← Older revision | Latest revision (diff) | Newer revision → (diff)
Jump to navigation Jump to search

Prolog


Kiedy przestałem wierzyć w Świętego Mikołaja? Tak naprawdę, takie głupie pytanie nie ma dla mnie jakiegokolwiek znaczenia. Gdybyście mnie jednak zapytali kiedy przestałem wierzyć , że ten stary facet w czerwonym przebraniu jest Mikołajem, z pewnością mogę odpowiedzieć: Nigdy nie wierzyłem w Świętego Mikołaja, w żadnym wypadku. Wiedziałem, że Mikołaj, który pojawiał się na przedświątecznych przyjęciach u mnie w przedszkolu, był zwykłym oszustem, a teraz gdy o tym myślę, każdy z moich kolegów dzielił to samo uczucie niedowierzenia obserwując naszego nauczyciela udającego Mikołaja. Mimo tego, że nigdy nie widziałem mamusi całującej Świętego Mikołaja, byłem już na tyle rozumny, by nie ufać istnieniu jakiegoś starego faceta, który pracuje tylko w Wigilię.

Jednak trochę więcej czasu zajęło mi uświadomienie sobie, że obcy, podróżujący w czasie, duchy, potwory i esperzy z tych przepełnionych efektami kreskówek typu „dobrzy przeciwko złym organizacjom” tak naprawdę też nie istnieją. Nie, chwileczkę, prawdopodobnie wiedziałem już o tym, ale po prostu nie chciałem się do tego przyznać. W głębi serca wciąż chciałem by ci obcy, podróżnicy przez czas, duchy, potwory, esperzy i złe organizacje nagle się pojawiły. W porównaniu z moim nudnym, normalnym życiem, świat z tych kolorowych kreskówek był zdecydowanie bardziej ekscytujące: też chciałem żyć w takim świecie!

Chciałem być tym, który ratuje dziewczyny porwane przez obcych i więzione w misko-podobnych twierdzach. Chciałem być tym, który przy użyciu swej odwagi, inteligencji i niezawodnej broni laserowej walczy ze złoczyńcami z przyszłości, próbującymi zmienić bieg czasu dla własnej zachcianki. Chciałem być kimś, kto za pomocą jednego zaklęcia odpędza demony i potwory, walczy z mutantami i osobami nadprzyrodzonymi ze złych organizacji, pochłaniając się w telepatycznym pojedynku.

Ale chwileczkę, ochłońmy. Gdybym był naprawdę zaatakowany przez obcych lub cokolwiek innego, jakim cudem miałbym z nimi walczyć? Przecież nawet nie mam jakichkolwiek specjalnych mocy!

Dobra, a co powiecie na to: pewnego dnia, tajemniczy nowy uczeń przenosi się do mojej klasy. Poza tym tak naprawdę jest przybyszem z innej planety, posiadającym zdolności telepatyczne. A gdy rozpocznie walkę ze złem, jedyne co bym musiał zrobić, byłoby zaangażowanie się w jakikolwiek sposób w ta wojnę. On zająłby się wszystkimi walkami, a ja byłbym jego wiernym popychadłem. O mój boże, to jest genialne, ale jestem sprytny!

Albo, gdyby to nie wypaliło, może coś takiego: pewnego dnia, przebudza się we mnie tajemnicza moc, jakiś rodzaj telekinezy albo innych psychicznych zdolności. Odkrywam, że na świecie jest wielu ludzi z podobnymi siłami, a wtedy jedna z organizacji paranormalnych rekrutuje mnie. Staję się członkiem tego stowarzyszenia i bronie świata przed złymi mutantami.

Niestety, rzeczywistość jest nad wyraz bezlitosna… Nikt się do mojej klasy nie przeniósł. Nigdy nie widziałem UFO. Gdy odwiedzałem miejsca, które rzekomo były nawiedzone, nic się nie pojawiało. Dwie godziny intensywnego wpatrywania się nie sprawiło, że mój ołówek poruszył się chociaż o milimetr, a gapienie się na głowę kolegi z klasy także nie ujawniło mi jego myśli. Nic nie mogłem poradzić na to, że stawałem się przygnębiony na samą myśl, że prawa fizyki są takie nudne. Przestałem wypatrywać UFO i zwracać uwagę na paranormalne programy w telewizji, aż w końcu przekonałem się, że jest to w ogóle niemożliwe. Osiągnąłem już nawet stopień nostalgii, gdy przypominały mi się te wszystkie rzeczy.

Po gimnazjum, całkowicie już wyrosłem z życia w świecie fantazji i zupełnie przywiązałem się to rzeczywistości. W 1999 roku nic się nie wydarzyło, mimo tego, że miałem odrobinę nadziei, że cos się stanie; ludzkość nie powróciła na księżyc, ani poza niego. Wydaje mi się, że z tego jak na razie sprawy się maja, dawno będę już leżał martwy, gdy będzie można zamówić wycieczkę z Ziemi na Alfa Centurię.

Z takimi prozaicznymi myślami kłębiącymi się w mojej głowie, przeobraziłem się w normalnego, beztroskiego licealistę. Tak było do dnia, gdy spotkałem Haruhi Suzumiyę.