Suzumiya Haruhi (PL) : Tom 4 - Rozdział 2

From Baka-Tsuki
Revision as of 21:57, 5 June 2008 by Mareviq (talk | contribs) (translation update)
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 2


W końcu dzień 18 grudnia dobiegł końca, choć wlókł się niemiłosiernie. Nadchodzi więc dzień kolejny.

19 grudnia.

Od tego dnia lekcje będą skrócone. Wprawdzie miały być już od dłuższego czasu, ale niedawno podczas egzaminów próbnych inna szkoła z którą nasza rywalizuje o pierwszeństwo uzyskała lepsze wyniki. Nasz dyrektor słysząc te wieści nieźle się wściekł i wprowadził ostre zmiany mające na celu poprawę naszych wyników w nauce. Ale co by się robiło, historii zmienić nie można.

Jakby przecząc temu stwierdzeniu, ja zauważałem ciągłe zmiany historii wokół siebie, w szkole, a w szczególności w Brygadzie SOS. Czując się jakbym był częścią czyjegoś planu, udałem się do szkoły gdzie zaobserwowałem kolejne puste ławki w klasie 1-5. Prawdopodobnie Taniguchi w końcu osiągnął 42 stopnie gorączki, bo nigdzie go nie było widać.

I dziś również ławka za mną była zajęta nie przez Haruhi, lecz przez Asakurę.

"Dzień dobry. Dziś jesteś już przytomny? Mam nadzieje że tak."

"To się jeszcze zobaczy."

Postawiłem plecak na ławce z miną pokerzysty. Asakura podparła policzki rękoma.

"To że masz otwarte oczy jeszcze cię nie kwalifikuje jako przytomnego. Wymagane jest jeszcze dobre zorientowanie się w sytuacji. Wiec powiedz mi, jak z tobą jest? Czy wiesz już co się dookoła ciebie dzieje?"

"Asakura."

Pochyliłem się do przodu i uważnym wzrokiem omiotłem jej pięknie wykonaną twarz.

"Powiedz mi, czy ty naprawdę nic nie pamiętasz, czy po prostu rżniesz głupa? Nie próbowałaś mnie wcześniej zabić?"

Twarz Asakury nagle spoważniała, a jej wzrok przypominał teraz lekarza patrzącego na pacjenta z ciężką chorobą.

"...Więc wciąż masz jakieś zaburzenia. Radziłabym ci jak najszybciej zgłosić się z tym do lekarza, zanim nie będzie za późno!"

Potem zostałem zignorowany, a ona wdała się w konwersacje z siedzącą obok dziewczyną.

Odwróciłem się do przodu, skrzyżowałem ręce na piersi i siedząc tak patrzyłem w dal ignorując wszystko wokół.


Ujmijmy to w ten sposób.

Powiedzmy że żyje sobie gdzieś wyjątkowo pechowa osoba. Pech tej postaci jest ogromny bez względu na to czy oceniamy go obiektywnie czy subiektywnie. Można nawet stwierdzić że jest ona (równie dobrze mogłaby to być "on", ale dla ustalenia uwagi przyjmijmy że ta osoba jest płci żeńskiej(!)) niemalże uososbieniem pecha i nieszczęścia, do tego stopnia że odwróciłby się od niej nawet Książe Siddhartha mimo że osiągnął najgłębsze stany oświecenia. Pewnego dnia kładzie się spać dręczona jak zwykle złym losem by budząc się następnego ranka stwierdzić że świat wokół niej zupełnie się zmienił. Stał się światem tak cudownym i doskonałym że nawet nazwanie go utopią nie oddaje w pełni tego czym jest. W tym świecie jej zwykłe smutki i nieszczęścia odeszły bez śladu, a ona stała się najbardziej szczęśliwą istotą na ziemi, jakby sama esencja fortuny wypełniła jej ciało i duszę. Nie dozna już żadnych smutków, i najwyraźniej ktoś ją przeniósł z piekła do nieba w przeciągu jednej nocy.

Oczywiście jej własna wola nie odgrywa żadnego znaczenia, jako że za nią działa zupełnie nieznany ktoś. Ktoś kogo ona nie zna i kto pozostaje w cieniu. Motywy jego działania są tak niejasne że pewnie tylko niebiosa wiedzą czemu tak postąpił.

No więc czy ta osoba powinna być teraz szczęśliwa? Po zmianie opuściły ją bez śladu wszystkie zmartwienia. Jednak ten świat różni się trochę od tego który ona pamięta i największą dla niej tajemnicą jest powód zaistnienia tych zmian.

W takim wypadku nawet stosując najlepsze kryteria wyboru, skąd ta osoba ma wiedzieć komu składać podziękowania?

Ale żeby nie było, ta osoba to nie ja. Nie ta skala.

Może nie była to najlepsza analogia, szczególnie że to wczoraj osiągnełem dno rozpaczy, a nawet teraz nie uznałbym się za najszczęśliwszego z ludzi.

Jednak jeśli rozpatrywać to pod względem jakościowym raczej niż ilościowym, to podobieństwa są wyraźniejsze. Właściwie to wtedy opisałem moją sytuację dosć dokładnie. Nie raz miałem zszarpane nerwy przez wymysły Haruhi i dziwne zdarzenia jej towarzyszące, a teraz najwyraźniej coś takiego nie ma prawa mieć miejsca.

Jednakże--

Nie ma tu ani Haruhi ani Koizumiego. Nagato i Asahina są zwykłymi ludźmi, a brygada SOS nigdy nie powstała, także nie ma żadnych śladów jej istnienia. Żadnych kosmitów, żadnych podróżników w czasie, żadnych esperów. No i nie istnieją mówiące koty. To jest po prostu absolutnie normalny świat.

Więc jak to jest?

Który ze światów bardziej mi odpowiada? Który może mnie zachwycić? Świat taki jaki był dotychczas? Czy taki jaki jest teraz?

Czy ja jestem szczęśliwy?


Po zajęciach moje nogi same poniosły mnie w kierunku Klubu Literackiego. Nawet o tym nie myślałem, ale siła przyzwyczajenia robi swoje. W sumie to klasyczny przypadek odruchu wyuczonego - jeśli jakaś czynność jest często powtarzana to po jakimś czasie można ją powtarzać bez zastanowienia, jakby mięśnie poruszające ciałem miały własną pamięć. Łatwo to można zauważyć w wypadku kąpieli: sekwencja ruchów którą wykonujemy przy myciu nie musi być planowana przed każdym wejściem do łazieki bo dość szybko zaczynami powtarzać mechanicznie te same ruchy podczas każdej kąpieli.

Tak więc każdego dnia po ostatniej lekcji idę do sali zajmowanej przez Brygadę SOS, piję herbatę przygotowaną przez Asahinę-san i gram z Koizumim w różnego rodzaju gry planszowe wysłuchując nawiedzonych przemówień Haruhi. Niektórzy mogliby uznać ten mój nawyk za zły, ale ciężko byłoby mi się go wyzbyć nawet jeśli byłby to czyjś nakaz. Zresztą jest to cecha charakterystyczna dla złych nawyków.

Jednak jak łatwo się domyślić dziś było nieco inaczej.

"I co ja mam z tym zrobić?"

W drodze do sali przyjżałem się formularzowi który dostałem wczoraj od Nagato. Prawdopodobnie chciała mi tym zasugerować abym zapisał się do Kółka Literackiego. Nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Dlaczego mnie? Czyżby było tak mało członków że groziło im rozwiązanie? Niemniej jednak wręczenie mi tego wymagało nie lada odwagi, szczególnie że pojawiłem się znikąd i praktycznie ją zaatakowałem. Niemniej nawet w tym pokręconym świecie jedynym niezmiennym elementem jest nieco dziwna logika którą posługuje się Nagato.

"Aj!"

Zmierzając w kierunku pomieszczeń klubowych minęłem parę Asahina-Tsuruya. Asahina-san na mój widok od razu skoczyła za Tsuruyę-san. Widok tej uroczej starszoklasistki (!) chowającej się ze strachu przede mną sprawił mi niemal fizyczny ból. Skłoniłem im się, po czym szybko odszedłem w swoim kierunku. Prosze, niechaj powrócą me dni spokojne, dni szczęśliwe!

Zapukałem w drzwi. Otworzyłem je dopiero usłyszawszy cichą odpowiedź.

Nagato rzuciła wzrokiem na stratum corneum na mojej twarzy, po czym wróciła do książki którą trzymała w dłoniach. Najwyraźniej poprawienie sobie przez nią okularów można uznać za przywitanie.

"Naprawdę mogę tu wrócić?"

Jej mała główka przytakneła. Jednak jej oczy były bardziej zainteresowane znajdującą się przed nimi ksiązką, bo nie podniosła nawet głowy.

Położyłem swój plecak na stole i rozejrzałem się za czymś czym mógłbym się zająć. Jednak w tym pokoju niewiele było gadżetów mogących pochłonąć moją uwagę, tak więc siłą rzeczy mój wzrok spoczął na półkach.

Wszyskie były wypchane po brzegi książkami wszelkich rozmiarów. Jednak zdawały się dominować ciężkie publikacje naukowe w twardych okładkach nad literaturą lżejszą. Lżejszą zarówno dosłownie jak i w przenośni, co prawdopodobnie było wskaźnikiem jaką literaturę preferuje Nagato.

Cisza.

Prawdę powiedziawszy powinienem już przywyknąć do jej ciszy, ale dziś i w tym pomieszczeniu była ona dla mnie bolesna. Jeśli zaraz nie wywiąże się jakaś rozmowa to chyba dostanę nerwicy.

"Wszystkie te książki są twoje?"

Odpowiedź nadeszła od razu.

"Część z nich już tu była gdy dołączyłam do kółka."

Nagato podniosła książkę którą czytała tak bym zobaczył okładkę.

"Ta jest pożyczona. Z biblioteki miejskiej."

Na książce widoczny był naklejony kod kreskowy identyfikujący ją jako własność biblioteki. Gdy ją tak trzymała światło odbiło się od okładki i oświetliło jej okulary, sprawiając że przez chwilę błyszczały jak dwie gwiazdy.

Koniec rozmowy. Nagato powróciła do swoich prywatnych zawodów w czytaniu a ja znowu poczułem się nieswojo.

Cisza była nie do zniesienia, więc zaczęłem szukać jakichkolwiek tematów do rozmowy.

"Czy piszesz coś sama?"

Tym razem odpowiedź przyszła dopiero po 3/4 uderzenia serca.

"Nie, tylko czytam."

Jej oczy na chwilę oderwały się od książki i skierowały na komputer. Wprawdzie trwało to tylko moment i po chwili znowu skryły się za szkłami, ale nie uciekło to mojej uwadze. Rozumiem, to dlatego musiała usiąść przy komputerze zanim ja z niego skorzystałem. Zaczęłem odczuwać nieodpartą pokusę zapoznania się z jej twórczością. Ciekawe co to jest. Prawdopodobnie jakiś rodzaj fantastyki naukowej. Nie napisałaby chyba jakiegoś romansu, prawda?

"..."

Już z dawną Nagato ciężko było rozmawiać. Pod tym względem zupełnie się nie zmieniła.

Wróciłem więc do cichego przeglądania tytułów na półce.

Mój wzrok zatrzymał się na jednej książce.

Tytuł był bardzo znajomy. Nagato pożyczyła mi pierwszy tom długiej zachodniej serii S-F w pierwszych dniach istnienia Brygady SOS. Książkę z przerażającą ilością długich słów. Jak sobie to przypominam to wtedy Nagato nosiła jeszcze okulary i bezceremonialnie wepchnęła mi ją nie pozwalając na żadne wymówki. "Weź to"(!) rzekła wychodząc. Dwa tygodnie się przez to tomisko przebijałem. Od tego czasu wydarzyło się tak wiele, że wydaje mi się iż minęły całe lata od tamtej chwili.

Na widok tego tytułu ogarnęło mnie poczucie nostalgii. Zdjęłem ją z półki i zaczęłem kartkować. Nawet nie zwracałem zbytniej uwagi na treść, tylko tak sobie przerzucałem kartki. Chciałem już ją odłożyć na półkę gdy wypadł z niej mały prostokątny kawałek papieru i wylądował koło mojej nogi.

"Hmmm?"

Podniosłem go. To była zakładka z kwiecistymi zdobieniami. Wyglądała jak jedna z tych zakładek które niektóre księgarnie dorzucają bez pytania do książ... zakładka?

Czułem jakby świat wokół mnie zaczął wirować. Tak... wtedy... otworzyłem książkę w swoim pokoju... znalazłem identyczną zakładkę... pogoniłem na rowerze na stacje... tamtą wiadomość jestem w stanie wyrecytować z pamięci obudzony w środku nocy.

Dziś o dziewiętnastej czekam na ciebie w parku przy stacji. (!)

Wstrzymując oddech odwróciłem zakładkę w drżących dłoniach. I zobaczyłem.


Powrót do strony głównej Poprzedni rozdział (1) Następny rozdział (3)