Amagi Brilliant Park PL: Tom 1 Rozdział 1

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 1: Kiepskie miejsce na randkę[edit]

1[edit]

Była sobota.
Planowali spotkać się obok stacji Amagi, na trasie do Kyoto. Seiya stał przy posterunku policji, dogłębnie zatracony w myślach, gdy podszedł do niego funkcjonariusz policji.
- Czy coś się stało?
- Nie za bardzo...
Seiya potrząsnął głową... Zakładając, że powiedziałby prawdę...
- Właściwie, zmuszono mnie do pójścia na randkę z wyposażoną w muszkiet uczennicą. Tak, dobrze mnie pan słyszy, muszkiet zupełnie jakby pochodził z trzech muszkieterów. Jest to popularna broń ostatnio często używana w mahou shoujo[1]. Mógłby pan ją aresztować?
Oczywiście nie było nawet cienia możliwości, że w to uwierzy.
Seiya rozpatrywał poproszenie o pomoc swoich nauczycieli oraz rodziców, lecz w każdym przypadku dawałoby to niezmienny rezultat:
-...Huh?
Policjant zdawał się wyglądać na zakłopotanego, gdyż sprawy obrały dziwny obrót, a więc Seiya wycofał się do sklepu spożywczego.
Chłopak spojrzał dokładnie na swoje odbicie zawarte w szkle. Przystojny jak zawsze. Jego ubrania, choć wyglądały prosto i nie wyróżniały się niczym szczególnym, doskonale komponowały się z jego szczupłą figurą. Miał na sobie schludną koszulę, o kołnierzu, który spadając na dół tworzył literę V, a na nogach miał parę ciemnych spodni. Wygląd chłopaka spotęgowany był jego oczami, które jak nic innego sprawiały, że wyglądał bystro.
Urozmaicając wszystko garścią talentu oraz elegancji, stworzyłoby się wspaniałą proporcję, wspaniałą aby nawet on sam się w sobie mógł zakochać kiedy tylko chciał. Skoro był tak przystojny, a oceny miał wyśmienite, nie powinien się dziwić, że dziewczyna, z którą nigdy nie rozmawiał, zaprosić go może na randkę. ...Problem polegał na tym, że to nie było zaproszenie, a groźba.
Obstawiał, że dziewczyna, z którą miał wyjść, była typem yandere. Kochająca z zewnątrz, a groźna, kiedy zaczęło chodzić o osobę jej pożądania.
Czekaj no chwilę...
Zrozumiałbym, gdyby użyła normalnej broni typu scyzoryk, czy nawet oskardu do lodu, jednak posiadanie przez nią muszkietu wprawia mnie w panikę. A właśnie, mówiąc o muszkiecie, skąd ona niby go dobyła? Mógłbym przysiąc, że podeszła do mnie z pustymi rękoma. Gdy tylko zdołałem ją zapytać, czego chce, jej muszkiet pojawił się jak gdyby z powietrza. Wygląda na to, że mam kolejną sprawę do rozwikłania...
- Przepraszam, że musiałeś czekać.
- Łoo!
Seiya niemalże podskoczył ze strachu, a następnie obrócił się, aby spojrzeć jej w twarz, choć po tym znów miał czuć się osłupiony.
Isuzu miała na sobie normalne ubranie, chociaż jej wygląd wydawał się olśniewający, a ponadto nie zdawało się, żeby miała przy sobie broń. To stanowczo wystarczyło, aby zaskoczyć Seiya.
- Idźmy – Powiedziała Isuzu swoim zwykłym, pozbawionym emocji tonem.
- Dokąd?
- Amaburi.
- Eh?
- Amaburi. Skrót od „Amagi Brilliant Park”
Amagi Brilliant Park – stary park rozrywki, który znajduje się 10 minut drogi od stacji kolejowej.
- Nasz bus odjedzie z terminala numer dwa, chodź za mną.
Seiya spróbował ją zatrzymać.
- Chwila, poczekaj!
- Nie mamy czasu.
- Powiedziałem: poczekaj! Dlaczego niby mamy iść do parku rozrywki?
- To park z motywem, a nie park rozrywki. - Jak zwał, tak zwał. Zanim się tam udamy, może zechciałabyś mi wyjaśnić, dlaczego muszę iść za obcą mi osobą do jakiegoś parku spod ciemnej gwiazdy?
- Spod ciemnej gwiazdy?
- Ciemnej gwiazdy...
Nagle Isuzo wykonała obrót o jakieś 260 stopni, wyjmując następnie spod spódnicy muszkiet oraz przykładając koniec lufy między oczy chłopaka.
Gdzieś w pobliżu matka z dzieckiem zamarły z niedowierzenia.
- Mamo, spójrz tylko! Ta dziewczyna ma na sobie niebieskie majtki w paski!
- Cii! Bądź uprzejmy i udawaj, że nic nie widziałeś – Odparła matka, zakrywając dziecku usta.
Seiya przybrał pozycję obronną, przez co nie mógł sprawdzić, czy dziecko się powstrzymało. Generalnie dzieci zdawały się stawać coraz to odważniejsze, bo miej odwagę powiedzieć coś takiego, ale Seiya miał na głowie teraz co innego.
- Jesteś zła? – spytał.
-...
- Coś przede mną ukrywasz, nie wspominając już o tym, jak dobyłaś muszkiet spod swej spódniczki.
- Ruszajmy – rzekła, ignorując go.
Isuzu chwyciła oburącz broń, a następnie ruszyła w kierunku terminala...


Musiał być jakiś powód, dla którego nastrojowy park znajdował się w zanieczyszczonej, wschodniej części Tokio.
Amagi Brilliant Park. Kto o zdrowych zmysłach mógł tak nazwać park?
Seiya miał dziwne wrażenie, że z kimś już odwiedzał to miejsce, kiedy był młody, choć całkowicie zapomniał, kim ta osoba była.
Po pięciu minutach podróży dotarli do drogi, którą pokrywały sterty opadłych liści. Gdy udali się nieco dalej, w oddali zauważyli pastelowo błękitny zamek. Wyglądał całkiem imponująco. Seiya spodziewał się, że cały zakład zapadnie się przez wiek, ale tak się nie stało. Nawet zadbano o staranne pomalowanie tego miejsca.
Bus zbliżył się do wejścia na zamek.
- Następny przystanek to Amagi Brilliant Park, proszę nacisn—
Gdy Seiya spojrzał na dół, zobaczył, że Isuzu szarpnęła go za koszulkę...
- Co jest?
- Zbliżamy się do przystanku.
- A zamek nie był głównym wejściem do parku?
- To—Isuzu zawołała, lecz jej głos zaćmiło brzęczenie silnika.
- Nie słyszę cię.
- To jes—
- Wciąż nie słyszę, co mówisz!
Isuzu podeszła bliżej, a następnie z niemą miną, wzięła głęboki wdech.
- To miłosny hotel, nie ma nic wspólnego z parkiem motywowym.
- A-aha...
- To powszechny błąd. Amagi jest nieco dalej. Zamek był głównym wejściem do parku, ale przeniesiono je około 10 lat temu podczas renowacji. Hotel miłości zbudowano na...pozostałościach terenu.
Przy dokładnej obserwacji, znajdował się tam znak z napisem „Hotel Alamo” oraz elektryczny napis, który sygnalizował, że były wolne pokoje.
- „Alamo”? Jakże głupia nazwa ! Alamo nie był zamkiem, lecz fortem. Pełniło kluczową funkcję ochronną podczas bitwy między Teksasem a Meksykiem- Krwawe pole bitwy! Z pewnością to nie miejsce dla pokojówek z bajek, tańczących w szklanych pantofelkach!

AmaburiV1 001.jpg

I mów tu o pomyłce ! Jak niby zrekompensują klientom pomyłkę, której się dopuścili?
Seiya zaczął kipieć złością, jednak się uspokoił i spokojnie powtarzał „Jak niefortunnie, czy nie powinni zmienić nazwy przystanku?”
- Złożono o to prośbę, ale nie została przyjęta z wielu powodów. Robienie gościom tyle kłopotów, a potem zmuszanie ich, aby pieszo udali się do głównego wejścia...
- Gościom?
- Większość parków z motywem nazywa swoich odwiedzających „gośćmi”, a pracownicy zwą się „obsadą”. Miej to, proszę, na uwadze.
- Oh, naprawdę? Sama wydajesz się mieć o tym spore pojęcie.
Isuzu milczała, ponownie go ignorując.
Po ominięciu hotelu dotarli na kolejny przystanek, „Nishifutomaru”, nazwany tak zapewne po budowli znajdującej się w okolicy.
- Dotarliśmy na miejsce.
Isuzu i Seiya wysiedli z busa.
Po krótkiej wędrówce dotarli do głównego wejścia, popękana ulica prowadziła do opustoszałej bramy. Choć powitał ich zardzewiały znak z napisem: „Witamy w Amagi Brilliant Park, krainie marzeń”, to znak nie mówił tego z pełnym przekonaniem.
Jak powinienem to ująć? Odnoszę wrażenie, jakby te wszystkie opowiastki zrobiły mnie w bambuko. Mówiąc szczerze, to tytuł „krainy marzeń” bardziej odpowiadał hotelowi miłości.
Isuzu wyjęła bilet i weszła do środka, a Seiya podążył w ślad za nią.
Przed nim ciągnął się ogromny plac z fontanną pośrodku.
-...
Wszystko wyglądało normalnie, choć nie było wody, która miała płynąć z tej fontanny.
Na wprost znajdowała się ogromna cytadela. W przeciwieństwie do poprzedniego „zamku”, to miejsce się wyróżniało. Wyglądem przypominała Jeruzalem - zaprojektowana tak, aby odpierać atakujących pogan. Dodatkowo niedzielny tłum, który powinien wypełniać parki rozrywki radością, był żałosny.
Co do czystości, to nie stanowiła ona tu czegoś istotnego.
- Wszędzie walają się śmieci – mruknął Seiya.
- Gdzie idziemy najpierw – Isuzu spojrzała wprost na niego.
Jak tylko się odwróciła, miał wrażenie, że jej sukienka lekko się uniosła. Miał wrażenie, że był na randce.
- To ty mnie tu zaciągnęłaś, więc ty decydujesz – odparł podirytowanym tonem.
- W takim razie, idźmy na wzgórze czarnoksiężnika.
- Wzgórze czarnoksiężnika?
- To jeden z pięciu obszarów w Amaburi, gdzie przebywają maskotki z Klonowej Krainy, miejsca magicznego, jak tych z bajek.
- Ale ta twoja twarz bez wyrazu nie pokazuje istoty tego miejsca.
- Chodź ze mną.
Isuzu poszła na północ. Według mapy tego miejsca, naprawdę szli w kierunku „Wzgórza Czarnoksiężnika”
- Cóż za ulga...
Czy coś takiego nazwać można randką? Trudno było mu uwierzyć, że zabrała go tutaj tylko dla zabawy.
Ale skoro nie dla zabawy, to po co? Nie potrafił zrozumieć jej motywu, nieważne, ile razy się starał.
Chyba powinienem przez jakiś czas na to przystać.
W tym parku spod ciemnej gwiazdy.


2[edit]

„Wzgórze Czarnoksiężnika” wyglądało zupełnie tak, jak opisała je Isuzu. Naprawdę było stworzone w baśniowym stylu, a dominowały na nim pastelowe koloru, za to wszystkie rollercoastery czy kolejki wyglądały na prawdziwe.
Jakby nie patrzeć, Isuzo zaprała Seiyę do atrakcji zwanej „Kolejką Doki-Doki”
Zauważyła z jakim trudem stawiał kolejne kroki, więc spytała:
- Boisz się?
- Oczywiście, że nie... Wątpię jednak, czy dorosłemu mężczyźnie przystało na tym jeździć...
- Czyżby? Chodźmy więc...
Bez zbędnego przedłużania zbliżyła się do atrakcji.
- ...
Kolejne miejsce nazywało się „Kwiecista przygoda Tiramie”.
Była to budowla, porównywalna rozmiarem do szkolnej Sali gimnastycznej z kolorowo narysowaną trawą i kwiatami na ścianach. Przy wejściu stała makieta mini szpica, będącego upodobnieniem maskotki Tiramie.
Atrakcja ta przeznaczona była nie więcej niż czterech osób, a polegało na przemieszczaniu się torami dookoła ogrodu Tiramie w wagonikach, co oczywiście było-
- Czymś okropnym...
Tor nie był dobrze zadbany, więc w podróży towarzyszył dyskomfort. Wydawało się to gorsze niż Doki-Doki. Seiya poczuł się źle.
Rzekomy „Gadający kwiatek” w ogrodzie Tiramie miał dziwne ruchy, co spowodowane pewnie było dysfunkcją mechanizmu i na nieszczęście nie mógł słyszeć co mówiono przez system nagłośniający z powodu słabej jakości dźwięku. Coś co miało brzmieć: „Witamy w kwiecistej przygodzie w Tiramie!”. Brzmiało bardziej jak „Witamy w grocie mąki Tiramisu”. A więc było tak kiepskie, że gorzej się tego opisać nie dało...
- Jak ci się podobało?
- Część mnie właśnie umarła.
- Rozumiem. Ruszajmy – jej reakcja była tak samo zimna jak zawsze.
- Ej, jak długo ma się to jeszcze ciągnąć?
- Co masz na myśli?
- Nieważne...
- W takim tempie, może spodoba ci się muzyczny teatr... – powiedziała Isuzu z zawiedzioną miną. Teatr ten był nieopodal miejsca ich przebywania, a wisiał przy nim znak z napisem „ZAMKNIĘTE”.
- Serio? W sobotę?
- Macaron jest wróżkiem muzyki... Gra tylko wtedy, gdy posiada inspirację - prawdziwy artysta.
- Jaaasne...
- Chodźmy.
Budynek zwany „Słodkim domkiem Moffla” leżał tuż naprzeciwko „Kwiecistej przygody Tiramie”.
Był to budynek w rozmiarze podobnym do „Kwiecistej przygody Tiramie”, a udekorowany był szeroką różnorodnością słodkości takimi jak na przykład naleśnikami z bitą śmietaną.
- Witamy ! – Głos recepcjonisty (lub zwanego przez Isuzu „członka obsady”) powitał Seiyę z kamienną twarzą, a następnie wręczył mu pistolet na wodę, choć przy bliższym zbadaniu, broń ta nie była na wodę, ale pełniła funkcję pistoletu z laserowym wskaźnikiem.
- Witamy w sklepie Moffla, wróżka słodkości! Niestety, stado oszalałych myszy przejęło nad tym miejscem kontrolę! Użyj swojej magicznej broni na wodę by je przegnać!
Następnie przedstawiono kilka zasad:

  • Nie patrz bezpośrednio do środka lufy (z powodu umieszczonego tam lasera)
  • Dobrze dbaj o tę magiczną broń na wodę, ponieważ jest krucha.
  • Zwróć broń przy wyjściu (gdyż była ona droga).

- Tym co się powiedzie, Moffle wręczy podarunek. Powodzenia!
Nie wydawało się to na jakąś niewykonalną rzecz, Seiya musiał tylko zestrzelić parę sztucznych myszy z użyciem laserowej broni, a suma trafień wpłynęłaby na ilość zdobytych przez niego punktów. W przeciwieństwie do pozostałych atrakcji, tu miał do czynienia z grą.
- Bez dalszego opóźniania, niech rozpocznie się bitwa!
Podwójne drzwi się otworzyły.
Wyglądało na to, że gra wymagała trochę ruchu, co negatywnie wypadłoby gdyby był tu tłum, jednak nie musieli się tym martwić biorąc pod uwagę sobotnią pustkę.
- Lecisz! – Isuzu pchnęła go delikatnie, a Seiya wylądował w środku.
Pomieszczenie nie odbiegało wystrojem od prostej kuchni. Repliki przyborów tj. Ruszta, zlewy, czy piekarniki były wszędzie. Sztuczne myszy-cele wyłaniały się z losowych miejsc.
Strzał! Seiya celował, a następnie zaciskał palec na spuście.
Strzał... pudło... pudło... pudło... kolejny strzał.
- Ta szybkość jest jakaś przegięta.
- Idą w stronę magazynu, bądź czujny.
- Ech?
Seiya wkroczył do składziku z żywnością, a myszy znów zaczęły się pojawiać.
- Dajcie spokój! Musi być jakieś ograniczanie co do ich szybkości, co nie?
- Strzelasz, gdy nie trzeba.
- A więc co chcesz abym robi—
- Niepotrzebnie też gadasz.
Teraz, holograficzna mysz skryła się wśród innych, machając z końca pomieszczenia. Były tak szybkie, że ich akcje były prawie niewidoczne.
Skończyli wychodząc z „pola bitwy” bez zadowalającego wyniku.
Krótko potem przemówił do nich głos spikera:
- Ale szkoda! Staraliście się, ale nie udało się wam zabić ich wszystkich!
- Z-zabić? Nie ścigaliśmy, a zabijaliśmy te myszy? – Cóż za niewłaściwa składnia. Używanie słowa „zabić” w tak radosnym miejscu jak to może spowodować nawet większe zaskoczenie u odwiedzających...
- Tak czy siak, Moffle jest wdzięczny za twój wysiłek! Możesz sobie z nim zrobić zdjęcie w następnym pomieszczeniu, dobra? - powiedziałem, ignorując komentarz chłopaka.
Drzwi się otworzyła i dwójka ruszyła dalej, zostawiając bronie przy wejściu do ostatniego pomieszczenia.
- Tu możesz zrobić sobie zdjęcie z Mofflem.
- Masz na myśli wróżka słodkości?
- Zgadza się, On jest reprezentującą maskotką Amaburi.
- Nie za bardzo uśmiecha mi się robić zdjęcia z osobami w kostiumach.
- A może spróbujesz? Może być fajnie.
Dla niego nie brzmiało to ani trochę ciekawie, ale pozostawszy bez żadnego innego wyboru posłuchał jej.
Ruszyli przez korytarz by następnie trafić do miejsca do robienia zdjęć. Prawa połowa tego miejsca udekorowana była zupełnie niczym dom słodkości; dekoracje przedstawiały pączki, ciasta, a na stole znajdowała się kasa fiskalna. Miało to być miejsce do zrobienia zdjęcia z Mofflem, lecz ów czołowej maskotki tu nie było.
- Co to ma niby być? – spytał Seiya.
- Tak jest, ponieważ goście zwykle tu nie przychodzą – odpowiedziała Isuz – Maskotki pewnie odpoczywają gdzieś wewnątrz.
-...
- Użyj dzwonka przy kasie, pojawią się, gdy tylko go usłyszą.
Seiya zrobił zupełnie jak usłyszał. Dzwonek wydał z siebie delikatny wydźwięk. Poczekali jeszcze chwilę, ale wciąż nie było odpowiedzi.
- Cóż, chyba nikogo tam nie ma... Idziemy?
- Jeszcze nie, poczekajmy chwilę.
- Niby czemu? Nie musimy się wysilać, czekając na nieważną maskotkę w tym zdemotywa—
Drzwi otworzyły się skrzypiąc, a zza nich wyłoniła się maskotka.
- Mofu.
Była to słodko wyglądająca postać, głowa stanowiła jedną trzecią jej wysokości. Ze względu na wystawione zęby oraz małe czarne oczy, nie odbiegała wyglądem od myszy ponad to posiadała ciało podobne do wombata, czy świnki z plamami. Poza tym, miała na sobie dostojny kapelusz oraz fartuch kucharza.
Wygląda rzeczywiście cudnie, nie ma co się dziwić biorąc pod uwagę rodzaj parku, w którym się znajdują.
- To jest Moffle, wróżek słodkości. Jest również prowadzącą maskotką Amaburi, ma 144 centymetry wysokości, choć o jego wadze mało wiadomo. Potrafi osiągnąć prędkość równo 35 kilometrów na godzinę. Posiada talent w gotowaniu, czy grze w piłkę. Lubi pączki oraz inne słodkości... Poza obecnym ubiorem, posiada smoking ze swoim imieniem.
- Nie musisz dawać tak detalicznego opisu...
Moffle powędrował w kierunku Seiyi z powolnymi krokami.
- Mofu.
- Chce mieć z tobą zdjęcie, w porządku?
- ...
Moffle pokiwał krótko na gest odpowiedzi.
Moffle wyciągnął telefon z fartucha i bez wypowiedzenia nawet „Ser!”, zrobił im zdjęcie, a następnie pokazał.
- Chwila moment, nie powinieneś też być na zdjęciu?
- Mofu – odpowiedział, trykotając brwiami.
- O co chodzi? Jesteśmy przecież klientami!
- Kanie, proszę, zachowaj spokój.
- Spokojnie, nie mam zamiaru nic robić.
Maskotka zaczęła chłopakowi działać na nerwy. Chyba los chciał, że od pierwszego spojrzenia staną się wrogami.
- W takim razie, idziemy, nie ma sensu robić zdjęć z tą nie znaczącą i niepotrzebną maskotką. Idziemy ! – Seiya zwrócił się do wyjście. Chwilę po—
- Mofu!
Moffle powalił Seiyę na podłogę przy pomocy solidnego kopniaka w tyłek.
- Z-za co to miało być?
Seiya wstał i odkręcił się w jego stronę, aby stawić mu czoło.
Moffle ani śmiał przeprosić, zamiast tego przybrał minę osoby plującej na ziemie.
Tego typu zachowanie było bardzo pokręcone...
- Zrobił tak tylko dlatego, że mu nawygarniałeś.
- Nawet jeśli, to nigdy nie widziałem, aby maskotka atakowała swoich gości!
W dodatku, Moffle stał bacznie mu się przyglądając, układając przy tym ręce w coś na kształt bokserskiej pozycji, mówiącej „Pokaż na co cię stać!”
- Ach, ten mały sk—
Więc do tego doszło? Pora abym wbił mu trochę dobrych manier do dłowy!
Seiya nie miał tego w planach, ale nie mógł przecież pozwolić, aby coś takiego miało tu miejsce. Chciał przynajmniej wyprowadzić w przeciwnika cios, wtedy...
- Mofu!
Moffle wyskoczył niczym torpeda, by następnie skrócić dzielący ich dystans. Udało mu się wyprowadzić staranny cios prosto w Seiyę.
- Ughh!!!
Bez dwóch zdań sporo siły zostało włożone w ten cios.
Moja głowa... nawala... jak oszalała... Muszę przyznać, że gość ma parę w dłoniach. Pewnie jego dłonie posiadają coś na kształt szponów, czy coś... Więc to dlatego jest uznawany za prowadzącą maskotkę tego parku, co?
Seiya skulił się, przygotowując ripostę.
Moffle stał w bezruchu, dalej utrzymując pozę.
- Skupienie...
Nie pozwoliłby sobie zostać pokonany przez jakieś brudne gierki. Straciłby przez to dumę mężczyzny, a myślał, że maskotka ma gdzieś swój słaby punkt.
- Wystarczy – powiedziała Isuzu, wyciągając swój muszkiet jak gdyby z powietrza i kierując go w ich stronę – Róbcie tak dalej, a gwarantuję, że krew się poleje. Nie pozwolę temu słodkiemu, pełnemu marzeń domkowi być ogarniętym przez przemoc. Zakończmy to tutaj.
- Miejsce „słodkie” i „pełne marzeń”?
- Mofu...
- Jeśli dalej macie się zamiar spierać, nie mam problemów z wzięciem was obu jako mój cel.
Mówiąc to, wyciągnęła kolejny muszkiet spod sukienki, a następnie skierowała obie bronie w stronę ich głów.
- Ech...
Ile ona tego ma? Serio była poważna...Może dobrze wyjdę, jak się jej posłucham...
Seiya cofnął się do tyłu. Moffle opuścił pięści (czy tam szpony), ale z jakiegoś powodu nie wydawał się być przestraszony muszkietu.
- No i, Kanie? Zrozumiałeś Moffla lepiej przez walkę na pięści?
- No niezbyt...
- Zaprzyjaźniłeś się z nim?
- Chwila moment! Dlaczego miałbym się zaprzyjaźniać z takim brudnym szczurem jak on?
- Mofu.
Moffle również dał upust swemu niezadowoleniu, dźwięk temu towarzyszący był zbyt realistyczny dla osoby w kostiumie.
- Cóż, i tak zrobiliśmy już sobie pamiątkowe zdjęcie, więc chyba powinniśmy już iść.
- „Pamiątkowe zdjęcie?”
Isuzu wyjęła swój telefon po czym mu je pokazała.

AmaburiV1 005.jpg

Zdjęcie pokazywało Seiyę będącego uderzonym przez Moffla. Żałosny widok. Choć było co prawda dość rozmazane, nosiło nieprzyjemną wiadomość.
- Nie nazwałbym tego pamiątką.
- Idziemy.
Isuzu opuściła pomieszczenie, a Seiya zrobił to samo. Moffle splunął na podłogę i wrócił z powrotem do biura.
- Do licha ciężkiego, kto niby jest w tym kostiumie...
- Nikogo tam nie ma.
- Co?
- Mówię o Mofflu, nikogo tam nie ma...
-...? A...
To nie był wprawdzie pierwszy raz kiedy słyszał coś podobnego. Rodzice z zasady okłamywali dzieci, mówiąc, że nie ma nikogo w środku, aby nie zepsuć dzieciom fantazji. Nie było więc nic dziwnego, że Isuzu wygadywała takie rzeczy.
- Hmm, jest więc pewnie tak jak mówisz.
- Nie rozumiesz, tam naprawdę nikogo nie ma – odparła, słysząc jego sarkazm.
- Dobra, spoko, rozumiem. Po prostu tak to zostawmy, zgoda?

==3==
Pomijając serię niefortunnych zdarzeń w Domu Słodkości Moffla, Seiya oraz Isuzu kontynuowali zwiedzanie pozostałych atrakcji Amaburi.
Wszystkie sklepy, będące własnością parku były albo nieszczególne, albo zamknięte(mimo tego, że była sobota)za to porozrzucane były gdzie popadnie. Odwiedzili sklep z przekąskami o nazwie „Klonowa Kuchnia” by coś przekąsić, ale menu składało się z trzech potraw: Yakisoby, carry oraz krokietów, a gdy gotowi byli złożyć zamówienie, poinformowano ich, że przygotowanie yakisoby zajmie godzinę.
- Godzinę?! Dlaczego?
- Nie posiadamy wystarczającej ilości składników, więc trzeba będzie udać się do sklepu – otrzymał odpowiedź.
Ależ słaba obsługa!
Seiya prawie osiągnął swój limit roztargnienia, w następstwie czego uderzył mocno pięścią w blat stołu i skonfrontował Isuzu.
- I co dalej, Sento? Nie mów mi aby, że masz zamiar dalej to ciągnąć?!
- Jesteś zły?
- Pewnie, że jestem! Z tak słabym sklepem z przekąskami i jeszcze gorszym parkiem z motywem, myślę, że byłbym w stanie dać lepsze noty hotelowi miłości! Pomijając już beznadziejną obsługę klienta, nie znaleźliśmy ani jednego miejsca, które wydawałoby się choć trochę interesujące!
Powiedział co myślał, nie dbając już o to czy zostanie zastrzelony.
- Ten park z motywem to całkowita obraza dla wszystkiego powiązanego z rozrywką! Zarządcy może sobie ubzdurali, że zadowolenie gości to to samo co ich obrzycenie, ale są w błędzie! Aby zadbać o rozrywkę, widownia powinna być priorytetem! I nie powinno być to czymś, co można zrobić na odwal; to wymaga prawdziwej pasji oraz chęci! Jednak, osobiście uważam, że nie ma ani grama tego w tym parku! Ani trochę! Jeśli członkowie obsady chcą stworzyć park rozrywki idealny dla gości, sami najpierw muszą w to uwierzyć! Mówiąc prawdę, to nie sądzę, że ten park zdołałby nabrać dzieci! Tak czy siak...
- ...
- Mówiąc inaczej...
Oczy Isuzu otworzyły się szeroko. Była zdumiona słowami pochodzącymi z ust Seiyi.
Spaprałem.
Niemalże natychmiast zaczął żałować słów, które powiedział, mimo wszelkich starań.
- By stworzyć park idealny dla gości, najpierw sami musimy w to uwierzyć...To prawdziwe, choć trudne do zaakceptowania.
-...
- Nigdy nie sądziłam, że byle licealista powie takie słowa.
- E tam, jakoś tak wyszło, pewnie przeczytałem to w książce albo coś.
Seiya wyjrzał przez okno, kipiąc ignorancją, jednak Isuzu dalej była w zadumie.
- Myślałam, że będziesz zły za bycie zmuszonym do odwiedzenia beznadziejnego parku z motywem przez obcą osobę, ale to nie to, prawda? Chodzi o sam park. Dziwne, czyż nie?
- Hmpf, więc jesteś świadoma kłopotów jakie sprawiłaś?
Może i słowa chłopaka była aroganckie, ale Isuzu nie czuła urazy.
- Nigdy nie chciałam sprawić ci zawodu, ale dowiedzieć się twojej opini o rozrywce gwarantowanej przez park.
- Ale i tak nie musiałaś się tak zachowywać.
- Kodoma Seiya...
Słysząc to imię, chłopak czuł się sparaliżowany.
- Dawno temu buł geniusz, który był w stanie zadowolić wszystkich swym aktorstwem. Ponad to, mówiono, że potrafił grać na fortepianie niczym profesjonalista, a posiadał nieprzeciętny głos do śpiewu. Co prawda bywał zuchwały, ale w gruncie rzeczy dobrze wychowany.
-...
- Ale jakieś pięć lat temu przepadł on bez śladu, a jego rezygnacja wywołała tu istny chaos. Posiadał on inne sprawdy do załatwienia, ale prawdziwy motyw odejścia pozostawał nieokreślony.
Krew Seiyi znowu zaczęła się gotować, jednak z innego powodu.
- I sprowadziłaś mnie tu tylko z tego powodu?
- Naprawdę sądziłeś, że się mi podobasz?
Isuzu spojrzała na niego z zaskoczeniem.
- Nie mam pojęcia jaki miałaś ku temu powód, ale coś sobie wyjaśnijmy. Cały ten Kodama Seiya, o którym mówiłaś jest już martwy. Jeśli myślałaś, że był w stanie wam jakkolwiek pomóc, to byłaś w błędzie.
Seiya wstał z siedzenia.
- Odchodzę. Strzelaj, jeśli chcesz, mam to gdzieś.
- Nie mam zamiaru cię powstrzymywać, ale najpierw spróbuj tych krokietów.
- Huh?
- No dalej, zanim zrobią się zimne...
- No więc dobrze
Z jakiegoś powodu, wyraźnie na to naciskała.
Seiya złapał krokiety i otworzył usta, kupili je w sklepie z prekąskami, więc nie dawał im wielkich szans...
Dopóki nie spróbował.
-...Mmm.
To było...smakowite, wykraczało poza jego wyobrażenie. Prawdę mówiąc, Seiya nigdy nie jadł tak dobrych krokietów.
- Pyszne, co nie?
- Hm... no niech ci będzie.
- Takie krokiety występują tylko i wyłącznie tutaj.
- Nie mów, że zrobiłaś je sama?
- Nie ja, ale ktoś inny. Może udamy się i poznamy tę osobowość?
- Spotkać? Tyle, że mało o nim wiem...
- Nie zajmie to nam dużo czasy.
-...
Nie mogąc się oprzeć, Seiya skonsumował resztki. Pychota. Na tyle dobre, że można by tu przychodzić tylko dla nich. Seiya ruszył za Isuzu.
Po przejściu przez drzwi z napisem „Nie wchodzić. Tylko personel” był wprowadzony na coś zwanego kulisami Amagi. Isuzu trzymała klucz w dłoniach.
- Więc masz jakiś udział w parku...
- Nie wspomniałam.
- Nie, ale mogłem zgadnąć po tym, jak mówisz.
- Zakładaj.
Podarowała mu szarfę podobną do jej, która oznaczała gości, widniał na niej napis: „Poziom 4”.
- O co chodzi z tym „poziomem”?
- To tylko wyznacznik. Początkujący pracownicy dostają poziom 1, a ci starsi, poziom 5.Mają dostęp do generatorów i innych informacji.
- Ciekawą macie tu ochronę – zauważył, dostrzegając różnicę między tym, a innymi parkami rozrywki.
- Nie specjalnie. Poziom 4 da ci dostęp do większości miejsc w parku.
- Czy aby nie ufasz mi za bardzo? Jestem przecież osobą z zewnątrz.
- Na poziomie czwartym mamy spotkać się z pewną osobowością, jest zarządcą tego parku.
- „Zarządcą”!?
Isuzu poprowadziła go za kulisy. Seiya, który nigdy przedtem nie był w takowych, zawiedziony zobaczył jedynie pomieszczenia biurowe. Wszędzie walał się sprzęt do sprzątania, instrukcje ewakuacji pracowników, sterty kartony oraz tomiszcza, zawierające zmiany pracowników.
Postanowili użyć windy, a gdy się koło niej znaleźli, Isuzu wyjaśniła:
- Teraz jesteśmy bezpośrednio pod Klonową doliną, tą windą dotrzemy do kwater głównych.
- „Klonowa Dolina”...?
Jadąc windą widzieli ogród, rozciągający się poza poczekalnią.
Niebiański ogród... perfekcyjne określenie togo, co widział. Owe niebo pokryte było szkarłatem z odrobiną stłumionej żółci słonecznej. Były tu również kwiaty, dające ciepłą aurę wiosny. W oczy rzuciła mu się również fontanna dużego rozmiaru, która stała w samym środku ogrodu.
Młoda dziewczyna stała w rogu tego ogrodu. Miała olśnione słonecznym blaskiem blond włosy i nosiła przepiękną białą suknię, która podkreślała jej szczupłą figurę. Stała ona przy balustradzie i rozkoszowała się pięknem widocznego krajobrazu. Seiya czuł, że ma deja vu, choć był pewien, że to nie ich pierwsze spotkanie.
- Idź, poczekam na ciebie – powiedziała Isuzu.
- C? Ale ja...
- Nie każ jej czekać.
Seiya zrobił pierwszy krok.
Dziewczyna się odwróciła, a ptak, który znajdował się na jej palcu odleciał. Seiya był w stanie dostrzec rysy jej twarzy, gdy wykonywał kolejny krok w jej stronę. Wyglądała może na 14, lub 15 lat, nie więcej. Z wyglądu przypominała osobę delikatną i miłą. Miała potencjał na skradzenie serca chłopaka, co nigdy wcześniej nie miało miejsca. Jednak zdał sobie sprawę iż jej spojrzenie wodziło po bezkresie odległego horyzontu.
Czy jest ona ślepa?
Podczas zastanowienia chłopaka, dziewczyna przemówiła.
- Czy ty jesteś Kanie Seia – sama?
- Eh? Tak, jestem.
Zgodnie z przypuszczeniem, była ślepa.
- Przepraszam za sprawione ci problemy, nazywam się Latifa Fleuranz, zarządczyni tego parku. Dziękuję uprzejmie za przybycie.
- Huh? To ja się cieszę, że chcieliście mnie tutaj...
Latifa miała normalny wyraz twarzy, ale mówiła z lekkim podekscytowaniem. Zdawać by się mogło, że jego wizyta była jej znana.
- Czy Isuzu sprawiła ci jakieś problemy? Proszę wybacz jej, słabo sobie radzi z mężczyznami.
- Wcale. Poza...tymi jej groźbami.
- Rozumiem. Szczerze, to ja spytałam ją by cię tu sprowadziła, bo mam do ciebie prośbę.
- Prośbę?
- Tak, porozmawiajmy tam.
Mówiąc to, Latifa obróciła się i ruszyła w stronę kamiennego chodnika. Pomimo pogorszenia wzoku musiała znać rozkład tego miejsca na pamięć.
Taras był tuż na wyciągnięcie ręki z ładnie udekorowanym stołem. Stały tam również krzesła oraz przygotowana herbata.
- Usiądź, proszę.
- D-dobrze
- Czuję od ciebie woń smażonego jedzenia – zaobserwowała.
- Huh?
- Czyżbyś jadł krokiety z Klonowej kuchni? Mam nadzieję, że ci smakowały.
- Sama je zrobiłaś?
- Zgadza się. Każdego dnia je robię, mając nadzieję, że gościom bardziej spodoba się park.
A więc to naprawdę ona przyrządziła te krykiety!
- Twoje krokiety były naprawdę pyszne!
- Cóż, dziękuję. Mimo, że średnio mogę widzieć, to moje pozostałe zmysły się wyostrzyły. Przykładowo, robię krokiety poprzez wsłuchiwanie się w olej.
- Nie jest to trochę niebezpieczne, abyś sama robiła przy ogniu?
- Wcale. Jestem pewna swych umiejętności.
Latifa wręczyła mu filiżankę aromatycznej herbaty. Była zaskakująco dobra.
- I jak?
- Niesamowicie przepyszna
- Cieszę się, że ci się podoba – odparła i rzuciła lekki uśmiech.
Widząc jak się uśmiecha, zmiękczyło mu serce: Dla niego było to jak oglądanie zachodząceko słońca, którego piękno widać dopiero, jak zajdzie za krajobraz pełen gór.
Jednak wracając do konkretów.
- Kim właściwie jesteś i czego ode mnie chcesz? – spytał.
- Co myślisz o naszym parku?
Najgorszy park, jaki widziałem
- Cóż....
- Kanie Seiya-sama, powodem dla którego cię wezwałam, jest prośba o pomoc w uratowaniu tego tematycznego paku rozrywki.
- Co...?!
Co ona właśnie powiedziała? Tę porażkę?
- Jako księżniczka Klonowej Krainy proszę cię o zostanie zarządcą i uratowanie naszego parku z motywem.
O czym ty w ogóle gadasz?!
Widząc powagę i pokorę, z jaką wypowiadała te słowa, Seiya stracił mowę.
- Nie...chodzi tylko o to, że...
- Tak, czy inaczej, jestem poważna, jeśli chodzi o twoją pomoc. Jak pewnie jesteś w stanie stwierdzić park jest już prawie zamknięty i tylko ty możesz nam pomóc.
- Nawet jeśli tak stawiasz sprawę, to i tak nie mogę jednomyślnie odpowiedzieć, że się zgadzam, prawda?
- Ależ oczywiście – odpowiedziała, spuszczając spojrzenie i blado się uśmiechając – Możesz oczywiście nie wierzyć, ale miejsce to przepełnione jest magią...
- Jasne...
Widząc jak chłopak wątpił w jej słowa, Latifa dodała:
- Skoro mi nie wierzysz, to nie mam innego wyjścia jak podzielić się z tobą częścią tej magii...
- Magii?
- Magia ta będzie zależała od łaski Libry, a więc nie wiem co ci przydzieli. Jednak możesz być pewien, że to co mówię to prawda.
- Coo?
- Proszę nie ruszaj się... – podeszła do niego z rumieńcami na policzkach. – Racz wybaczyć mą natrętność.
Nie było mowy o odwrocie.
Ich usta się spotkały.

AmaburiV1 006.jpg

Delikatne i przyjemne... Dlaczego tak mnie ruszył ten pocałunek? Czy całowanie się z nią nie jest czymś niemoralnym?
Seiya był w stanie odczuć jej głębokie oddychanie.
Latifa się wycofała i pozwoliła, by opanował się, podczas gdy on starał się rozeznać w całej tej sytuacji. Wtem strumień pobudzonych uczuć dotarł do jego wnętrza.
Co się ze mną dzieje? Wiem jedynie, że zmuszono mnie do umówienia się z dziwną dziewczyną, więc co takiego zrobiłem, by na to zasłużyć?
- Zapamiętaj to – zawołała go – to są szczere i prawdziwe względem ciebie uczucia.
Pierwsze co poczuł to ciepło miłości, czego następstwem była samotność i realm nostalgii.
Seiya dostrzegł w oddali postać dziecka, idącą w stronę słońca. Chłopiec odwrócił się i rzekł:
- Zawsze będę po twojej stronie, pewnego dnia cię uratuję.
Chwila moment, dlaczego mam takie wizje?
Seiya stracił przytomność.


4[edit]

Nadeszła noc i świetliki zdążyły otulić park swą obecnością.
Blisko 288 odwiedzających było tego dnia w Słodkim domku Maffla. Spośród tych 288, tylko 3 zdobyła się na pamiątkowe zdjęcie. Biorąc pod uwagę, że była niedziela, wynik był mizerny.
Park tematyczny zwykł mieć wielu gości, przybywających, by głównie zrobić zdjęcie z tym pluszakiem. Moffle wspominał gromady dzieci, z którymi ochoczo grał, mając na twarzy grymas radości.
Ale te czasy stały się teraz jedynie reliktem przeszłości.
- Mofu... – rzekł, wyłączając dostęp zasilania i posprzątał swe stanowisko.
Nie posiadali wystarczających zasobów, by zatrudnić ludzi, więc maskotka sama musiała zająć wszystkim:
Dezynfekcja broni laserowej, naprawa pomniejszych uszkodzeń i w końcu zamknięcie miejsca. To były jego obowiązki.
- Do zobaczenia jutro!
- Narka!
Załatwiwszy pozostałe sprawy, Moffle pożegnał się z pracownikiem na pół etatu i wyszedł przez wyjście dla personelu.
Nawet nie zamienili ze sobą dalszego słowa. Oczywiście, pracownik musiał myśleć, że Moffle jedynie pomagał jako tymczasowy aktor z powodu braków w personelu. Nawet nie uwierzyłby, że maskotka pochodzi z krainy przesiąkniętej magią.
Moffle ruszył w stronę strażnicy i zwrócił klucz „Słodkiego Domu Maffla”. Następnie się wypisał.
- Jak się dzisiaj sprawy mają, panie Moffle? – spytał go zaznajomiony z jego prawdziwą tożsamością strażnik.
- Normalnie, Fumo. Jeśli nie liczyć kłótni z zapyszałym chłopakiem.
- Pewnie było ciężko, nie? Wklep mu trochę rozumu do głowy, dobra?
- Nie martw się o to, fumo.
Każdego innego dnia, Moffle zapewne dosiadłby się do innych maskotek, aby pić w ulubionym barze yakitori, jednak dziś miał parę spraw do pozałatwiania.
- Coś jeszcze do zrobienie? – spytał strażnik, przeprowadzając rutybową kontrolę toreb.
- Tak.
Nie można było zagwarantować nie szmuglowania żadnych wartościowych przedmiotów poza mury parku na sprzedaż. Właśnie dlatego takie przedsięwzięcie stało się powszechne w wielu organizacjach.
- Mam się spotkać z menadżerem, fumo.
- Z Latifą, co? Pozdrów ją ode mnie, dobra?
- Pewnie.
Z tego co Moffle pamiętał, strażnik był jednym z wielbicieli dziewczyny. Wprawdzie, sporo takich ludzi. Chyba tylko dzięki temu Amagi sprostało minimalnej jednostce personelu.
Jednakże Moffle nie był jednym z tych wielu.
Było prawdą, że kochał ją bardziej niż kogokolwiek innego, gdyż była jego siostrzenicą.
- Wujku! – zaczęła biec w jego stronę.
Przytulili się.
Z pewnością musiała stracić w jego oczach, co okazało się prawdzie w momencie jej objęcia.
- I co z nim?
- Spotkałam się z nim wcześniej, jednak odleciał podczas rytuału przekazu umiejętności. Poprosiłam Isuzo, aby zabrała go do domu.
- Rozumiem.
Księżniczka Klonowej Krainy posiada zdolność przekazywania umiejętności poprzez pocałunek.
- Przybył do mego „Domu słodkości” wszczynać walkę. Jest całkiem słaby i co do tego, że sobie poradzi mam pewne wątpliwości.
- Daj spokój, czytałeś chyba raport złożony przez Isuzu, czyż nie?
- Oczywiście.
Końcówka raportu głosiła:
...Tak jak już wcześniej wspomniałam... Kanie Seiya posiada dwa kontrastujące, lecz użyteczne talenty.
Z jednej strony, jest urodzonym strategiem ze uzdolnieniem do kierowania się słusznymi wyborami.
Z drugiej strony, może poszczycić się umysłem osoby zaznajomionej z rozrywką.
Tak więc moim zdaniem jest osobą niezbędną do uratowania Amagi Brilliant Park oraz żyć w nim będących przed nadchodzącą zagładą.
Pierwszy królewski powiernik Klonowej Krainy, Isuzuruha Cantollusia.
Moffle nie był zwolennikiem tego, co myślała dziewczyna o Seiyi. Mogła być zdania, iż chłopak jest „tym wybranym” do uratowania parku, ale to było łatwe do powiedzenia niż do wykonania. Niby jak miał dokonać czegoś takiego w tak krótkim czasie?
- Rozumiem, że bardzo go ceni, ale ja mam pewne wątpliwości. Trudno mi uwierzyć, że wszystko się zmieni przez zwykłego ucznia liceum.
- Więc mamy po prostu siedzieć z założonymi rękoma?
Zapadła grobowa cisza.
- Oczywiście, że nie.
- Musi być powód, dla którego goście nie chcą przychodzić; coś, co pominęliśmy. Do tego potrzebujemy Seiyę, również gościa, by podzielić się z nami innym punktem widzenia.
- Rozumiem...
I właśnie tak, Moffle doszedł do pewnego wniosku. Newet gdyby chłopak miał dwa tygodnie na zgromadzenie 100,000 gości, musiałby gromadzić 7,000 dziennie. Niemożliwe.
Nawet wliczając „Dom Słodkości Moffla”, łączna suma odwiedzających nie dochodziła do 3,000, co było sobotnim tłumem odwiedzających. Próbowali wszystkiego, lecz nie dawało to żądanych rezultatów.
- Dobra, co masz zamiar zrobić z Seiyą?
- Na chwilę obecną, poprosiłam Isuzu by została u niego na noc. Będzie w stanie mu pomóc, gdyby coś się stało.
- To trochę problematyczne. Seiya jest w tym wieku i Isuzu jest aż za dobra. Gdyby coś nieprzyzwoitego miało miejsce, wtedy...
- Jak co?
Nagle zaschło mu w gardle.
- Latifa, nie rozumiesz! Każdy facet to wilk!
- Przepraszam, ale nie rozumiem... Co miałeś na myśli, że są wilkami?
Pożałował, że cokolwiek takiego powiedział.
Panowała dziwna cisza.
- Zrozumiesz, kiedy dorośniesz... – powiedziawszy to poczuł jak kruszy mu się serce – Wybacz, nie chciałem tego ująć w ten sposób.
- To nic, kiedyś mi się uda. Mam nadzieję, że Seiya da sobie z tym wszystkim radę.
Moffle wątpił. Byłoby to cudem, a cuda mają to do siebie, że się nie zdarzają.


5[edit]

Przyszłość Amaburi wisiała na krawędzi przepaści, lecz teraz, Moffle chciał jedynie pić i odpocząć. Po opuszczeniu parku, wziął ostatniego busa do stacji kolejowej. Bar yakitori znajdował się na północ od stacji Amagi, ledwie minutę drogi pieszo.
Gdy stąpał po ścieżkach, ani jedna osoba nie zlustrowała go wzrokiem. Przechodzący obok niego ludzie, sądzili, że jest jednym z obcokrajowców. Wszystko to było za sprawą Lali Patch, magicznego uroku podanego obsadzie Amaburi. Kiedy był pod wpływem tego uroku, przywdziać mógł pozornie ludzki wygląd. Maskotki mogły dzięki czarom kupować produkty ze sklepów spożywczych, czy spędzać czas na zakupie figurek.
Starsza kobieta, która miała zamknąć sklep z tytoniem, zawołała Moffla.
- Nie jest aby za późno, panie Moffle?
- Mofu. Dużo się wydarzyło – Moffle uniósł swą łapę i się ukłonił.
- Rozumiem. Właściwie to mam resztki rzepy, jeśli chcesz.
- Dziękuję.
- Zaraz wracam, panie Moffle.
Poszła z powrotem do sklepu, by przygotować jedzenie. W końcu powróciła z reklamówką okrytą folią.
- Poczęstuj się póki gorące.
- W porządku – ukłonił się i odszedł.
20 letni bar yakitori, zwany „Zwyrol”, znajdował się trzy przecznice dalej. Aromat pieczonych dań mógł czuć jeszcze z daleka, za sprawą otwartych drzwi.
- Witamy, panie Moffle! – obsługując ludzi cały dzień, mówiła z lekko strudzonym głosem – Zadowoli pana ten sam zestaw co zwykle?
- A właśnie, Takami, mam trochę rzepy, nie chciałabyś trochę? – wyjął podarowaną przez staruszkę torbę.
- Ach, dostajemy tego całkiem sporo ze sklepu z tabacco z okolicy.
- Więc już nieważne.
Moffle odszedł od blatu i ruszył w kierunku pomieszczenia dla gości. Dwie maskotki z parku rozrywki Amagi, Tiramie oraz Macaron już piły w środku. Cóż, zapowiadało się, że tylko będzie ich trójka. Obie maskotki zdążyły wypić połowę zaserwowanego piwa.
- To miejsce jest najlepsze!- Macaron nie przestawał wychwalać.
Macaron był puszystą maskotką, przypominającą owcę.
- W rzeczy samej! – odparł Tiramie.
Tiramie był różową, futrzastą maskotką.
- Ten mały drań! Uderzył mnie chyba z 5 razy w ciągu 5 minut. Naprawdę boli, ale zrozumiecie jak, gdy sami oberwiecie. Gdyby nie tutejsze prawo, zbiłbym go na kwaśne jabłko!
- Doskonale cię rozumiem...
- Ale to nie wszystko! Matka tego bachora również problemem.
- A niech mnie.
- Kobieta ta miała może trzydziestkę, ale blada była zupełnie jak ten sezon! Te blade uda, cycuszki oraz piskliwy głos przy ciągłym przepraszaniu!
- Wyglądała chodziaż erotycznie?
- Prawdziwa sex bomba, powiem więcej! Mimo bycia zaręczoną, myślę, że do mnie startowała.
- Prędzej byś umarł.
- Ale popatrz tylko, napisała, że byłoby nieźle nawet gdybym był dziewczyną. To chyba najlepsza szansa na zniszczenie bachorowi życia!
- Jesteś najgorszy.
Obaj kontynuowali swą rozmowę o sprawach, które nie miały być nigdy dyskutowane wewnątrz murów parku. W czas zauważyli Moffla.
- O, to Moffle!
- Spóźniłeś się.
Obaj przesunęli się, by zrobić dla niego miejsce.
- Mówiłem byśnie nie gadali o takich sprawach tutaj. Ściany mają uszy i gdyby to trafiło na twittera czy inne licho, byłoby po nas.
Z pewnością nie chciał widzieć rzeczy typu:
Maskotki z Amagi Brilliant Park wyklinają w barze Yakitori
Widząc coś takiego, reputacja parku zapewne by spadła(zakładając, że spaść niżej może)
- Spokojnie, miejscówka jest bezpieczna.
- Nie sądzę, że jest tu jakaś recepcja.
Macaron odblokował telefon. Zarówno 3G jak i Wi-fi były niedostępne.
- Nawet wtedy...
- Jakie mamy prawdopodobieństwo na to, że są tu nasi odwiedzający? Gdybyś nie wiedział, mam tylko 128 podążających na Twitterze.
128 podążających. Nie miało znaczenia jak niepopularny park był, ta liczba była i tak mierna.
- A ty, Tiramie?
- Zapomniałem. Około 200. Z jakiegoś powodu ludzie ciągle mnie blokują.
Tiramie miał zamiłowanie dla sprośnych żartów. Mimo, że większość jego podążających była kobietami, on wciąż dodawał nieprzystępne posty. W rezultacie, on też tracił ludzi.
- A co z tobą, Moffle?
- Nie używam Twittera.
Moffle próbował używać Twittera, gdy jego przyjaciele mu go pokazali, jednak po miesiącu z niego zrezygnował. Miał dość ‘inspirujących cytatów’ Macarona i żałosnych starań podrywania dziewczyn przez Tiramie.
- Dziś poznałem wspaniałego gościa!
- A ja dobrze się bawiłem.
- Ja będę pracował, by goście byli szczęśliwi.
Żadne trzy wypowiedzi nie są nawet bliskie prawdy.
- Życie ssie pałę, a poniedziałki to już całą siłą! Niech ktoś mnie już dobije, pociągi powinny już wybuchnąć, a park zatonąć w gradzie asteroid. Każdy powinien najnormalniej zginąć.
Wtem Takami weszła do pomieszczenia z kolejną porcją piwa.
- Proszę, panie Moffle.
- Mofu.
- Może coś do zjedzenia?
- Poproszę trochę grillowanych pomidorów oraz tofu.
- W porządku.
- Niezła dupcia, Takamciu – zawołał Tiramie.
- Co z tobą nie tak, idioto?
- Zawsze mówisz takie durne rzeczy! – Moffle oraz Macaron krzyczeli.
- Mówię tak dla beki, nie trzeba od razu się czerwienić ze złości!

  1. Zapewne chodzi tu o gatunek mang i anime, w którym bohaterowie posiadają niezwykłe moce i prowadzą normalne życie.