Kagerou Days PL: Tom 1 Rozdział 2

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Artificial Enemy[edit]

Obudziłem się po przenikliwym dźwięku syreny. Nagle moje serce zaczęło mocno bić. Spojrzałem w górę i zobaczyłem nad sobą biały sufit. Nadal niezdolny do kompletnego zrozumienia mojej sytuacji, spadłem z łóżka, przewracając szafkę nocną.

- ...Ach!

Uderzyłem się mocno w prawą goleń; mój mózg zarejestrował ból chwilę później.

Gdy moje oczy zapełniły się łzami bólu i strachu przed wybuchem, zgarnąłem futon, który spadł razem ze mną, a kiedy owinąłem go wokół mojego ciała, sygnał syreny zanikł.

- Dzień dobry, Mistrzu!

W momencie, kiedy usłyszałem ten głos, w pełni zrozumiałem moją sytuację.

To ja — załzawiony Kisaragi Shintaro — w nienaturalnej pozycji, mający na sobie jedynie bieliznę, z futonem owiniętym wokół mnie, oraz dziewczyna - Ene - spoglądająca z wnętrza monitora, ze łzami w oczach od powstrzymywania się od śmiechu.



Gorący, letni dzień. Całkiem niedawno społeczność robiła szum o końcu świata i tym podobne. Meteoryty, upadek cywilizacji Majów, itd. Teraz najważniejszymi wiadomościami były spokojne tematy, takie jak: “Zatwierdzono występ super popularnej idolki w swoim pierwszym serialu!”.

Dla kogoś takiego jak ja, czyjego pracą było być świetnie poinformowanym o najnowszych wiadomościach, i który walczył w pierwszym froncie gorących dyskusji o kontrowersjach o apokalipsie w internecie, muszę powiedzieć, że obecnym tematom brakuje wyrazu. To powiedziawszy, moja praca pasowała do mnie- osiemnastoletniego licealisty. Dobrowolnie więziłem się w domu, w międzyczasie wymieniając komentarze z bywalcami internetu. W wolnym czasie, chroniłem swój dom, gorliwie służąc jako ochroniarz.

Moja praca, to ogólnie, produkowanie amatorskiej muzyki od podstaw, a widzowie zawsze zostawiają komentarze miłości i krytyki przy nowych filmikach na pewnej stronie internetowej. Pracuję nad tym ponad dwa lata.

W zamierzeniach… Nadal muszę coś zrobić.

Ale dzisiaj byłem niezwykle pełen entuzjazmu!

Usiadłszy przed komputerem, wepchnąłem do ust kanapkę, którą mama dała mi tego ranka, jednocześnie gapiąc się na program do nagrywania na monitorze. Moim celem było pierwsze miejsce w rankingu na pewnej stronie internetowej,potem zrobię dzwonki i karaoke, i w końcu prawdziwy album……!

Jak już wszystko to osiągnę, chcę zrobić z tego niezły interes.

Normalnie tak wysokie ambicje byłyby na próżno, w dziesieć minut rozpadłyby się, komentarze krytyki od rzemieślników stałyby się normą. Poza miłościa mojej mamy, zastanawiałem się, jaki jeszcze specjalny składnik zawierał sandwich. Jakby Bóg zstąpił, zdania wylewały się.

-To… To się sprzeda!

Powiedziałem głośno, i spokojnie kontynuowałem pracę. Choć świetnie szło mi komponowanie, byłem przerażony. Wcześniej, coś co nazwałbym „wirusem” latało sobie w moim monitorze, jakby chciało przeszkodzić mi w pracy.

-Wygląda na to, że dzisiaj będzie upał. Wow! Najwyższa spodziewana temperatura to 35 stopni w centralnym Tokyo!

- Co. Wygląda na to, ze w centralnym Tokio już dziesięc osób zostało hospitalizowanych z powodu udaru. Mistrzu, gdy wyjdziesz na zewnątrz, nie zapomnij o przygotowaniu się! Nie rozumiem, dlaczego ktoś wychodzi z domu w dzień taki jak ten.

Albo może powinienem powiedzieć: nie rozumiem, dlaczego ktoś w ogóle wychodzi z domu.

- A, racja. Co do dzisiejszej syreny,to alarm z pewnego kraju dla niebezpieczeństw poziomu czwartego lub większych.Zwiększyłam częstotliwość, do takiej, której nienawidzsz najbardziej, mistrzu―

- Co masz na myśli, „dzisiejsza syrena”! Planujesz też jedną na jutro?! ……Ah.

Wkopałem się bardziej. Jest źle.

Poruszając się od lewej do prawej na monitorze, nagle zatrzymała się, po poruszeniu tego przypadkowego tematu. Zbliżyła twarz do ekranu, z uśmiechem, almost jakby chciała powiedzieć, “Bingo!” i radośnie mówiła dalej:,

- Och, teraz nie będzie niespodzianki, prawda~? W taki razie, przygotuję coś jeszcze bardziej ekscytującego na jutro! Oh nie, nie musisz mi płacić, jesteś moim gościem.

- Myślisz że jesteś jakimś sprzedawcą!? Przez ciebie czasem nie mam tego siniaka!?Czy o nie wypadek ze zranieniem!?

Zaśmiała się złowieszczo, pocierając rękami, gdy wskazałem na moje żałosne siniaki,gorączkowo odnosząc się do nich. Ale opór również był daremny, gdy znak zapytania pojawił się nad nią, przekręciła głowę z niewinnym wyrazem twarzy.

3 rano 14 sierpnia. Dźwięk syreny który nagle przetoczyłs ie przez dom, obudził nawet moją matkę.

Kiedy moja mama wbiegła do mojego pokoju,pierwszym co napotkały jej oczy była “ładna dziewczyna” na monitorze, ale jej gniewne krzyki kierowane były do jej syna.

Wściekłe krzyki brzmiały tak, że wydawało się, że zaczną przeszkadzać sąsiadom bardziej niż syrena, a kiedy już myślałem, że przed moimi oczami pojawi się zaciśnięta pięść, nastał ranek. I tak oto dotarłem do obecnego momentu. Nie patrzyłem w lustro, ale byłem całkiem pewien że na twarzy również mam siniaki.

-Daj mi już spokój, naprawdę…… Co zrobię jeśli mi się pecet zepsuje……? Naprawdę bym umarł.

-Awww, Mistrzu, jak miło że martwisz się bardziej o mnie niż o siebie! Przyszłeś do mnie od razu po obudzeniu się, prawda!?

Kiedy jej oczy zabłyszczały jasno, jak w staromodnej mandze shoujo, i powiększyła się , by zapełnić cały ekran, znowu wściekle na nią nakrzyczałem.

-Po to, bym mógł cię skasować!! I gdybym stracił peceta, naprawdę bym umarł!!!

-Oh, znowu jesteś taki skromny…… Mistrz jest takim dżentelmenem…… Jest taki świetny!

Nie słuchała.

W ogóle nie słuchała. Miałem już dość.

Jak to się w ogóle stało……

Około rok temu, odebrałem tajemniczego maila od anonimowego nadawcy. Nie mogłem wtedy tego przewidzieć, ale gdy go otworzyłem, moje życie stało się tak stresujące, że prawie śmieszne.

Gdy “ona”, która czaiła się w załączniku do e-maila, zinfiltrowała mój komputer, natychmiast wszystko w nim się włączyło.

Wtedy nie miałem jeszcze pojęcia co się stało.ignorowałem nakładające się na siebie okienka aplikacji, i kiedy myślałem że zobaczyłem efekt geometryczny rozchodzący się na cały ekran, piękna dziewczyna z niebieskimi włosami związanymi w kitki zmaterializowała się na nim, a jej całe ciało jaśniało delikatnym blaskiem.

W pierwszej chwili, pomyślałem że jest „urocza”.

Był taki czas. Tak, na pewno był.

Ona, która pojawiła się tak nagle, wydawała się być bohaterką jakiejś opowieści. Coś w stylu, “Pomogłeś mi, prawda…..? Proszę, walczmy razem……”

W tamtym czasie, jako mieszkaniec zagraconego pokoju, będący na dnie społeczeństwa, byłem z tego zadowolony, myśląc że“Wyciągnąłem kartę bohatera!” i od teraz będę walczył z tajemniczą organizacją, zdarzałyby się różne paranormalne rzeczy, pojawiałyby się tajemnicze potwory i połączyłbym siły z przyjaciółmi……! Taka ekscytująca historia jak na pierwszy odcinek; to było zbyt doskonałe spotkanie by mogło byc nieporozumieniem.

Abo tak mi się wydawało.

Cóż… żadna supermoc się we mnie nie obudziła, żadne oko demona się nie otworzyło; nic, nawet kamraci, których chciałem, nie przybyli. Najbliższą rzeczą do potwora którą tu miałem był karaluch. Na początek: nasza pierwsza rozmowa poszła mniej-więcej tak,

- Ah,proszę traktuj mnie dobrze od dziś~!

-Oh, okej……

Nigdy nie słyszałem takiego tekstu w filmie przygodowym.

Tak zaczęliśmy tą osobista historię…. Choć nie było w tym żadnej głębi, nadal udało się nam przeprowadzić przyzwoitą rozmowę.

-Czym ty do diabła jesteś? Nigdy wcześniej nie widziałem takiego programu….

Gdy zapytałem, dziwnie grzecznym tonem, dostałem odpowiedź:

-Sama nie jestem pewna.

Generalnie tak to poszło.

Ale jednak, był to dobry start. W koń cu odpowiedziała na moje pytanie.

Moze dlatego, że po tygodniu była już do mnie przyzwyczajona, jej ekscentryczne zachowanie stało się bardziej zauważalne gdy zaczęła przeszkadzać mi w pracy ai bezczelnie mnie dręczyć. Folder w którym zbierałem moje zawstydzające, sentymentalne teksty nazwała “ŚWIŃSKIE STOPY,” a ten z moją kolekcją ostrożnie wybieranych obrazków zmieniła na “Cmentarz Pożądania”……

Zajęło mniej więcej mieiąc, by ten festiwal nazw przedarł się przez cały komputer,i nawet demo piosenki którą zrobiłem zmieniło tytuł na tak sentymentalny że wydawało się jakbym myślał coś w stylu, “Jeśli mogę wydać taki album, mogę też stać się pionierem nowego gatunku muzyki……”

Za każdym razem powstrzymywałem wściekłe krzyki, tak, że bolało mnie gardło, ale skoro nie odniosłyby żadnego skutku, powstrzymywałem się przed wydawaniem ich.

-Hej…… Zmieniłaś mi hasło, prawda?

Tego ranka, wcale nie mogłem zalogować się na stronę z filmikami. Ale nie przypominałem sobie zmieniania hasła. Jeśli o to chodzi, zazwyczaj ona jest winna.

-Ohh! Tak jak się spodziewałam, Mistrzu!Cieszę się że zauważyłeś!

-Zmień je……Teraz……

-Daj spokój, po co ten pośpiech? A teraz, przygotowałam coś specjalnego!

Pojawiło się okienko z napisem “Czy chcesz zapisać” potem została wybrana opcja „Nie”, i w mgnieniu oka wszystkie wyświetlone okienka zostały nie zminimalizowane, lecz zamknięte.

-Gyaaaaaah!!!

Następnie, quiz z pytaniem wielokrotnego wyboru, przypominający Golden Thursday wyświetlił się na monitorze.

-Dobra, pierwsze pytanie! Jeśli odpowiesz poprawnie, podam ci pierwsze ha―”

-Zgłupiałaś!?Umrę, wiesz!? Ej!! Piosenka!! Ej!

Podniosłem się z krzesła i krzyczałem na monitor. Zastanawiam się, jak śmiesznie musiałem wyglądać. Osoba przede mną miała dziwny wyraz twarzy, zdający się mówić, "Wow… Co za niebezpieczny człowiek…"

To twoja wina że się tak zachowuję.

-Haa….aah~……

Nagle tracąc siły złapałem się za głowę i położyłem ją na biurku.. Natychmiast poczułem nieprzyjemne uczucie: trąciłem coś łokciem.

-Ah!! Mistrzu, Mistrzu!!! Twój napój!

-Eh?

――Moja na wpół wypita cola rozlała się na klawiaturę i myszkę.

Po raz drugi, krzyk odbił się echem po pokoju. W panice przykryłem klawiaturę chusteczkami.

Słodki płyn wsiąkł w nią, spełniając najgorszy scenariusz jaki mogłem wymyślić.

Nie było sensu teraz o tym myśleć. Teraz muszę się skoncentrować na ratowaniu tego życia, całym ciałem i duszą!

Skończyłem wycierać i chaotycznie wciskałem wszystkie przyciski. Tylko “o,r,t” działały.

Było za późno. Łzy żalu potoczyły się po moich policzkach.

-Mistrzu! Myszka, myszka!

Ten głos przywrócił mi zmysły. Racja, nadal jest życie które mogę ocalić!

Powstrzymując łzy, podniosłem myszkę.

-Błagam cię……! Wracaj……!

Gdy mój głos rozbrzmiewał, dalej z poświęceniem wycierałem myszkę chusteczkami. Trochę czasu minęło i jeszcze raz sprawdziłem, czy komputer odpowie. Tylko prawy przycisk działał. Pojawiło się menu, jakby drwiąc ze mnie.

Jak bardzo niesprawiedliwy może być ten świat?

Co zrobiły, żeby sobie na to zasłużyć? To zbyt okrutne.

-Och! Mistrzu, możesz napisać tororo! Ah, czekaj, totor―

-Po…prostu... przestań……gadać……

Chciałem po prostu poddać się impulsowi i wyrzucić komputer razem z nią, ale umarłbym od tego. Mija ręka przykryła w moją twarz, gdy zanurzyłem się w poczuciu beznadziejności, lpozwalając, by ogarnął mnie gniew, który nie miał ujścia.

―――Moment ciszy. Dźwięk klimatyzacji wypełnił pokój, niosąc ze sobą świeże, zimne powietrze które wychładzało całe moje ciało, od stóp aż do głowy. Tak. I oto jest, najbardziej irytująca w niej cecha.. W przeszłości, za każdym razem gdy doprowadzała mnie do wściekłości, kasowałem ją. Jednakże musiała mieć zapasowa kopie w internecie, więc tak długo jak mój komputer był do niego podłączony, po kasowaniu pojawiała się ponownie, jakby nic się nie stało. W takim razie może roziwązaniem było się odłączyć od sieci? To było oczywiste- nie mógłbym przetrwać nawet paru godzin w takim piekle. I w ten sposób, narodziło się błędne koło.

Byłem pewien, że było zagrożeniem, stworzonym czyjąś ręką. Wrogiem, tak jak w jej imieniu “Ene”. Nie wiedziałem, kto mógł to być…ale dawać taką osobowość, takiej super SI?To musiał byc ktos niemiły.

“Fiu……” Odetchnąłem. Doświadczyłem już tego potoku argumentów wcześniej, wiele razy.Ale dzisiaj po prostu zebrało się zbyt wiele rzeczy. Każdy inny prawdopodobnie zwariowałby poddany takim strasznym prześladowaniom. Gdy mówiłem tak do siebie, myślałem że to całkiem imponujące że zaszłem tak daleko.

Chciałem, by ktoś mnie pochwalił, ale niestety, byłem sam. Jako hikineet, byłem beznadziejny.

Zastanawiam się, ile czasu minęło, gdy te nieproduktywne myśli krążyły mi po głowie. Nagle zauważyłem, że w pokoju panowała dziwna cisza. Choć powiedziałem jej, żeby przestała mówić, ona rzadko mnie słuchała. Powoli podniosłem głowę, by spojrzeć na monitor, a tam napotkałem niespodzewany widok.

Na środku ekranu wyświetlone były informacje z możliwą datą dostarczenia od różnych sklepów internetwych. Jednakże nie to mnie zaskoczyło. Co mnie zdumiało, to to, że spoglądała na mnie z głową pochyloną na przeprosiny...

W momencie, w którym nasze oczy się spotkały, ona odwróciła głowę, mamrocząc, “Ah, cóż, um….” i wskazała na martwe już klawiaturę i myszkę..

-Cóż, um…. J-ja nie sądziłam, że będzie aż tak źle….. To miał być tylko mały dowcip, więc…..

O czym ona mówiła…..? Przekręciłem głowę, zakłopotany, ale kiedy zobaczyłem, że ona wydaje się czekać na odpowiedź, nareszcie zrozumiałem.

-Eh……? Czy ty może czujesz się winna……?”

- ……Ah!

Zaniemówiła i natychmiast spojrzała w dół.

Poruszała nogami, z jakiegoś powodu przypomniałem sobie uczucie z naszego pierwszego spotkania, i również odwróciłem wzrok. Między nami powstało dziwne napięcie. Ja- w każdym razie musiałem w końcu coś powiedzieć……!

-Cóż, skoro to już się stało, to nic nie możemy zrobić……I-i tak były już stare, więc myślałem już o tym że niedługo je wymienię……

Gdy skończyłem mówic i spojrzałem na monitor, ona już była odwrócona do mnie plecami i szukała czegoś na stronach sklepów internetowych.

-Prawdaa~?! Właśnie myślałam o tym, o ile lepiej by było gdybyś kupił nowe! To i tak cud, że przetrwały tak długo~ Powiedziałabym, że miały spokojną śmierć, jak myślisz!?

Oniemiałem.

Czy kiedykolwiek doświadczyłem tak ambiwalentnego uczucia?

To nie był gniew ani smutek, tylko uczucie nicości które zalało moje serce.

-Huh? Oh, to źle się zapowiada~……

Gy zacząłem poddawać się temu uczuciu, jej nagły komentarz wrócił mi zmysły.

-Coś nie tak? Kupię cokolwiek, byleby działało, więc pośpiesz się i znajdź mi stronę z dostarczeniem w ten sam dzień.

-Cóż, jeśli o tym mowa…. Chyba jestem trochę wina.

-Bardziej niż trochę.

-Mistrzu, mówiłeś że umrzesz w dzień czy dwa bez tych sprzętów……

-Zgadza się.

-Tak myślałam. Więc spróbowałam się rozejrzeć, ale…… Mistrzu, jaki jest dzisiaj dzień?

-Hm? Ijest czternasty….. prawda? Tak myślę…… ah!

Zaskoczony, spojrzałem na wszystkie rezultaty wyszukiwania wyświetlone na monitorze.

Wszystkie mówiły „brak wysyłki w ten sam dzień”.

-Jest festiwal Obon, więc żaden sklep nie prowadzi wysyłki aż do pojutrza.

Czułem, że zaraz dostanę zawrotów głowy.

-Pojutrze……? Dwa dni……?

Bezsilnie opadłem z powrotem na krzesło.

Dwa dni. Dla normalnej osoby, to prawdopodobnie nie jest długo.

Jednakże dla mnie, nie było ważniejszej sprawy- chodziło o życie i śmierć.

To jak dwa dni bez jedzenia.

Albo dwa dni bez snu.

―――Jednakże, to było na całkowicie innym poziomie.

Prawie tak, jakby kazano mi przestać oddychać.

Czy możesz wstrzymać oddech na dwa dni? Nie, to niemożliwe.

Odkąd zacząłem żyć w ten sposób, dwa lata temu, byłem praktycznie bezużyteczny jeśli nie miałem dostępu do internetu. Choć miałem komórkę, z jakiegoś powodu połączenie w naszym domu było naprawdę kiepskie. Choć może powinienem powiedzieć, że nie używałem jej tak długo, że nie jestem pewien czy jeszcze działa...

Dobrze, że sam pecet nie był zepsuty, jednak z klawiaturą i myszką kompletnie zepsutymi, był praktycznie bezużytecznym pudełkiem.Gdyby osoba przebywająca w moim monitorze miała choć odrobinę współczucia, sytuacja nie byłaby taka poważna. Gdybym tylko mógł dawać jej instrukcję i pozwalać przeprowadzać operacje za mnie.

Jednakże spędzenie z nią dwóch dni w ten sposób prawdopodobnie poskutkowałoby śmiercią przez dziurę w brzuchu, która powstałaby z tego stresu czy coś podobnego.

Aż do teraz, byłem w stanie zapobiec takiej sytuacji tylko dzięki ignorowaniu jej kiedy do mnie mówiła, a teraz miałbym o wszystko ją prosić? Gdybym coś takiego zaproponował, prawdopodobnie zgodziłaby się w mgnieniu oka, z oczami błyszczącymi jakby dostała nową zabawkę.

Prawdę mówiąc, gapiła się na mnie od jakiegoś czasu, jakby chciała powiedzieć, “Dalej……Nie masz już wyboru, prawda……? Po prostu się poddaj……!

―――Miałem przed sobą dwie ścieżki do wyboru.

Dać sobie spokój z pecetem i umrzeć, czy umrzeć po zostaniu jej zabawką?

-Obie opcje ssą……

Uczucie beznadziejności wydobyło się z moich ust przez westchnięcie.

Będąc szczerym, nawet ja uważałem że to absurdalne, ale wiedziałem, że naprawdę bym umarł bez internetu. Nawet nie żartuję. Łzy zaczęły napływać mi do oczu, gdy zauważyłem, że śmierć jest moją jedyną opcją w tej idiotycznej sytuacji.

-……Cóż~

-Co jest……?

-Cóż, um……Jestem pewna, że na pewno o tym pomyślałeś…skoro to ja trochę przesadziłam tym razem……

Gdy to mówiła, znowu pochyliła głowę, tak jak wcześniej, gdy mnie wrobiła, nawet bardziej się wiercąc.

-Powinnaś nauczyć się przepraszać w inny sposób! Nie nabierzesz mnie drugi raz!

-N-nie, naprawdę!! Poczekaj chwilę, mówię prawdę! Naprawdę żałuję! Wynagrodzę ci to- będę robić co mi każesz przez trzy, a nawet cztery dni!

Zaczęła mówić dziwne rzeczy, a na ekranie jej twarz zwiększyła się dramatycznie...

- Hę?

- Mam na myśli to, że zanim przyjdzie zamówienie, mogę być klawiaturą zastępczą, i czymkolwiek czego potrzebujesz! Nie będę robić problemów! Zrobię wszystko co mi powiesz……! Naprawdę, wszystko……” Jej twarz, z lekko załzawionymi oczami, powiększyła sie na ekranie nawet bardziej.

Ona...! Ona coś takiego potrafi……?

Kagerou Days vol1.1.png


By serce osiemnastoletniego prawiczka biło tak szybko przez coś tak prostego. Jakie to żałosne.

Jednak, choć wiedziałem że nie mogę po prostu dać się na to nabrać, poważnie przed chwilą oglądała strony sklepów internetowych, więc może naprawdę czuła się winna…..?

Gdy zacząłem o tym myśleć, zauważyłem, że za nią wyświetlały sie jakieś słowa.

Co to było…?

Kiedy spojrzałem na okno za nią, w lewym rogu ekranu, apka z pytaniami wielokrotnego wyboru właśnie uruchamiała się ponownie.

- Pytanie #1:

Jeśli odpowiesz na to pytanie poprawnie, sama wprowadzę w wyszukiwarkę każde słowo jakie sobie życzysz, Mistrzu! Jednakże jeśli odpowiedź będzie błędna, wyślę cenną kolekcję zdjęć Mistrza, jedno po drugim w internety by wszyscy je zobaczyli. Także ostrożnie wybierz odpowiedź――”

- ...Ej.

Jej oczy nadal napełniały się łzami gdy przekręcała uroczo głowę, zakłopotana.

Jednak ja nic już nie poczułem.

- To coś za tobą.

- …? …Ach!

Zakłopotana, odwróciła się i zamknęła program, tak jakby nic się nie stało, i wróciła do gapienia sie na mnie załzawionymi oczami. Jej wyraz twarzy był jeszcze dziwniejszy niż przedtem, i jakby to potwierdzając, w jej oczach pojawiło się jeszcze więcej łez.

- …

- U-umm~…?

- …Mam dość.

- Eh?

― Dwa lata. Ogarnęła mnie nostalgia, kiedy zacząłem przypominać sobie różne wspomnienia, ale nie miałem już wyboru; musiałem to zrobić by przetrwać. Podniosłem się z krzesła i otworzyłem szafę. Ponieważ nigdzie nie wychodziłem, nawet w sąsiedztwo, miałem tylko parę zestawów ubrań. Z tego powodu, moja szafa na ubrania była nieużywana. Ale dzisiaj… tylko dzisiaj, otworzę ją.

- M… Mistrzu!?

Usłyszałem zaskoczenie w tym głosie,jego ton mówił coś w stylu, “Nie może być!

Biorąc pierwszy krok spojrzałem na moje starannie ułożone bluzy z kapturem i koszulki.

Wspomnienie izolacji, z czasów gdy jeszcze je nosiłem, zalały mnie wszystkie naraz.

- Ugh…

Kiedy przypomniałem sobie to i owo z mojej przeszłości, uderzyło mnie uczucie podobne do starej, bolesnej rany. Gwałtownie potrząsnąłem głową, podniosłem złożoną koszulkę która leżała na wierzchu z prawej strony, i zamknąłem szufladę.

Biorąc drugi krok, wyjąłem spodnie-bojówki i szorty, które również były dokładnie poskaładane. Stamtąd wybrałem parę bojówej w kolorze khaki i znowu natychmiast zamknąłem szufladę.

- Mistrzu! Co się stało!?”

Ściągnąłem przepocone rzeczy które nosiłem do tej pory i włożyłem te, które wybrałem, spanikowała, jakbym zrobił coś bardzo poważnego.

- Nigdy wcześniej się tak nie ubierałeś! Co to ma znaczyć……?”

- …Zakupy.

-Co……?

-Idę na zakupy! Jest w tym coś złego?!

- Zaku… py…?

Wyglądało na to, że nie takiej odpowiedzi sie spodziewała.

Co, myślała że w takiej sytuacji mogę zrobić coś innego?

- Racja…… Po prostu pójdę kupić wszystko sam. Skoro w ogóle mi nie pomogłaś.

- Zakupy……!? Zaskoczyłeś mnie! Myślałem że masz zamiar umrzeć czy coś w tym stylu!

- Oczywiście że nie! Kto umarłby od coli wylanej na klawiaturę?!

- Cóż… na przykład ty, Mistrzu…

- …W sumie racja…

Nie brzmiał to na niemożliwe. Choć to niefortunne, rozważałem taką opcję nie tak dawno temu.

Dalej przekomarzaliśmy się, podczas gdy ja się ubierałem.

- Cóż, wydaje mi się że to wystarczy.

Skończyłem przebieranie się gdy podciągnąłem zamek bluzy aż pod szyję...

Lekko sztywne ubrania, których nie nosiłem od tak dawna, sprawiały, że czułem się nerwowy, tak jakbym założył je po raz pierwszy.

- Wow~! Wyglądasz w tym całkiem fajnie! Myślę że tto nareszcie koniec twojego starego wyglądu.

- Och… naprawdę? Jest dobrze……?

- Jest naprawdę świetnie! Wyglądasz przystojnie!

- Naprawdę? Teraz czuję się jakoś zakłopotany….

Choć byłem zakłopotany, nie czułem się źle, obróciłem się do ekranu, i zobaczyłem na nim zdjęcia przystojnych modeli pierwszej klasy. I z drugiej strony zdjęć, słyszałem głos, mówiący,,

- Naprawdę wyglądasz świetnie! Takiego zmysłu do mody po tobie oczekiwałam!”

- Dołujesz mnie, więc już…. przestań……

- Ech? Jak to?

- Zapomnij, już łapię...

W mgnieniu oka cały mój entuzjazm do wyjścia znknął. Jednak ja nie zamierzałem się już wycofywać.

Wziąłem z szafy torbę, i zawiesiłem ją na ramieniu.

Skończyłem większość przygotowań. Wystarczyło tylko pozbierać małe rzeczy.

- Zobaczmy, portfel, i…… Chyba nie potrzebuję niczego innego.

Podniosłem portfel, którego zwkle używałem tylko przy płaceniu za przesyłki, spod łóżka.

- To chyba wszystko. Fiu…… Cóż, czas się zbierać.

Wziąłem głęboki wdech i skierowałem się do drzwi mojego pokoju.

- P-poczekaj chwilę, Mistrzu!!!

W momencie w którym położyłem rękę na klamce, usłyszałem głos, więc spojrzałem na komputer.

- Co…? Już wychodzę, więc nie rób nic dziwnego.

- Cóż… Um, od dawna nigdzie nie wychodziłeś, prawda? Więc pomyślałam, um…… Nie lepsze byłyby dwie osoby zamiast jednej~?

- Dwie? I tak nie ma nikogo, kogo mógłbym zaprosić.

Po dwóch latach takiego życia, nie miałem już żadnego przyjaciela z którym mógłbym się skontaktować. A nawet gdybym miał, i tak bym go nie zaprosił.

- Nie, nie to miałam na myśli…… Umm…… Znacz, na przykład ja,mogłabym służyć jako GPS, czy coś, więc……

Zachowywała się jakby chciała mi ardzo coś zasugerować. Oczywiście, chciała mnie namówić żebym zabrał ją ze sobą, ale co niby miałem zrobić? Nieść ze sobą komputer?

- A jak miałabyś ze mną pójść? Okej, zabiorę cie, więc wychodź, jeśli potrafisz.

- E? Naprawdę?! Okej, już idę, więc…!

Uśmiechnęła się , wskazując na małą szafkę przy moim łóżku.

――Na niej leżała pokryta kurzem komórka z dotykowym ekranem.

Gorący, letni dzień. NAPRAWDĘ gorący letni dzień. Czy w lecie zawsze było tak gorąco?

Byłem wcześniej pobłogosławiony przez klimatyzację w domu,więc teraz pot wylwał się ze mnie tak, ze niemal słyszałem jak skwierczy.

To było tylko 20 sekund. Choć udało mi się wyjść na zewnątrz, życie już przemykało mi przed oczami.

- Ach~ jeden, dwa. Mistrzu, czy mnie słyszysz? Ah~ ah~”

- …Może powinienem wrócić……?”

- Ech? Mówiłeś coś? Przysuń telefon trochę bliżej ust~

- Nie… nic ważnego…

Właścicielka tego znudzonego głosu, pewnie nawet nie czuła ciepła. Tylko pozazdrościć.

Nosząc douszne słuchawki, z telefonem ustawionym na podobieństwo przekaźnika, zastanawiałem się, czy nie wyglądam na stratega przeprowadzającego operację.

Grając syrenę, która zabrzmiała tego ranka, zostałem wrobiony by znaleźć przyjaciół przez tablicę ogłoszeń na stronie mojej szkoły, używając prawdziwego imienia, i w końcu wrobiony w zabranie jej ze sobą.

Na ekranie Ene szczerzyła się od ucha do ucha, wyglądając jak tapeta telefoniczna. Jednakże nie miała ona najmniejszego zamiaru spokojnie grać tej roli, i poruszała się gwałtownie.

Pomyśleć że przyszedł dzień w którym zostałem zmuszony do przeprowadzenia takiej operacji przez program……

Choć operator był niczym jakaś straszna, nowoczesna zaraza.

Docierając do ulicy, lato w końcu przypomniało mi o swojej sile.

Dalej na drodze mglisty upał zamigotał.

Czułem się jak stworzenie z któregoś bieguna nagle wrzucone na sawannę.

- Gorąco. Dokładna temperatura nie była nawet ważna…. Było po prostu „gorąco”

- To na serio…? Czy lato zawsze takie było……?

- Czy nie mówilam tego niedawno? Dzisiaj mnóstwo ludzi było hospitalizowanych z powodu udaru. Ach, Mistrzu, wziąłeś swoją książeczkę zdrowia?

- Tak… więc nawet jeśli mnie zabiorą do szpitala, to wszystko w porządku, geez….

Kidy wychodziłem z domu, wziąłem ze sobą mnóstwo rzeczy, żeby być przygotowanym na każdą ewentualność.

Nawet w najgorszym przypadku, gdybym gdzieś zemdlał, można było by mnie zidenyfikować.

- Ohh! Więc nie ma się o co martwić! Chodźmy żwawo!

- Dobra… zaraz, czemu to mówisz?! To przede wszystkim twoja wina, że―

- Ach! Mistrzu, powinieneś skręcić w prawo na tym skrzyżowaniu! W prawo!

- Ech? W tą drogę? Oh, moja wina… Z jakiegoś powodu nie mogę sobie przypomnieć drogi. Szczerze to nie wiem już co gdzie jest.

- Mistrzu, naprawdę nie wychodziłeś, prawda? Ostatnim razem dwa lata temu? Mapa od tego czasu bardzo się zmieniła, wiesz?

Skupiłem się na upale, więc nie byłem tego świadom, ale wyglądało na to że naprawdę się zmieniła.

Był tam jakiś szalenie duży budynek, i parę nowych apartamentowców; resztki informacji, jakie posiadałem zdały się na nic. Czy to właśnie nazywali urbanizacją? Żyłem w tym mieście od długiego czasu, ale o nie powinno być możliwe by rzeczy zmieniły się tak drastycznie w tylko dwa lata. Czy to tylko dlatego, że byłem zamknięty w pokoju, czy to po prostu różnica którą poczułem wychodząc po raz pierwszy od dwóch lat?


Tak jakby moje miasto było przez kogoś przebudowywane, kawałek po kawałku. Uderzyło mnie to niespodziewanie.

Mieszkańcy tego miasta, w tym ja, prawdopodobnie żyją codziennie swoim życie, nawet nie zauważając tych zmian.

Myśląc o tym , wróciłem na skrzyżowanie, skręciłem w prawo, jak kazała i zobaczyłem główną ulicę. Zaskakujące było to, ze mój dom był w całkiem dobrej lokacji w porównaniu do tego miejsca. Było tu dużo korków i przechodziło tu mnóstwo ludzi. Na ulicy, która przechodziła między budynkami, ludzie znikali, przechodząc od prawej do lewej i na odwrót, w sposób, który nie różnił się zbytnio od ekranu który obserwowałem każdego dnia.

- Umm, skręć w następną ulicę w lewo, a następnie idź nią aż do końca. Potem w prawo―…… Mistrzu?

- E? Och, t-tak, rozumiem. Więc którędy teraz?

- Jak mówiłam, następna w lewo! A potem w prawo! Co się dzieje, Mistrzu? Bujasz dzisiaj z głową w chmurach… Może już dostałeś udaru?!

- Nie, to nie to, po prostu dziwnie się czuję…. Czy naprawdę tam jest centrum handlowe?

Jeszcze dwa lata temu nie było tam żadnego centrum handlowego. Kiedy chciałem kupić elektronikę, zawsze musiałem przebyć długą drogę.

- Nie mam wątpliwości. Umm… ze strony internetowej, Centrum handlowe w twoim mieście! Meble, sprzęty RTVi AGD, posiadamy wszystko. ……Oh! Ale otworzyli je dopiero zeszłej wiosny.

- Och… Nic dziwnego, że nie wiedziałem. Ale dlaczego w takim miejscu.….

- Hm~ Przestrzeń otaczająca to miejsce wydawaje się aktywnie się rozwijać. Na prawo stąd jest duży szpital, a jeszcze wcześniej nowa szkoła… naprzeciwko szkoły jest duża biblioteka. Wygląda na to, że wszystkie te budynki rozpoczęto budować w zeszłym roku i skończono w tym, mniej-więcej w tym samym czasie.

- Coś takiego jest możliwe!? Wygląda na to, ze naprawdę się zmieniło…Oh, już jedteśmy na głównej ulicy…?

Po wyjściu z jednokierunkowej, rozpostarła się przede mną panorama miasta.

Billboardy, drzewa, biura i restauracje.

Uczeń w mudurku, pracownik biurowy przepraszający przez telefon trzymany w ręce.

A wszystko hałasuje, hałasuje, hałasuje.

Przez różnorodność niepotrzebnych informacji, Czuję, że krąci mi się w głowie.

- Ochh… Czuję że to niemożliwe. Może wrócimy? Okej, wracajmy.

- Mnóstwo tu ludzi. Więc to jest potęga Obonu. Dajmy z siebie wszystko!

- W ogóle nie słuchasz tego co mówię, prawda? …. Ahh~ Tej, naprawdę wuchta tu wiary…

Odbywały się jakieś prace drogowe, więc w porównaniu z wcześniejszą trasą, lepiej szło się poboczem, w cieniu przydrożnych drzew.

Jednakże przechodzący ludzie i samochody przejeżdżające ulicą sprawiały, że temperatura mojego ciała znacznie wzrastała.

Mrucząc i marudząc, przeszłedem w dół ulicy i zbliżyłem się do dużego skrzyżowania.

- W końcu jeśli zostałbyś w domu nadal jęczałbyś „Umieram, umieraaaam”? Trochę cierpliwości!

- Ty—…… ahh,bez sensu. Nie bedę marnował więcej energii próbując z tobą rozmawiać. Oh, jest zielone. Przechodzimy…..?

Kiedy po zapaleniu się zielonego świtała przeszedłem przez skrzyżowanie, niedaleko przede mną zobaczylem park. Huśtawki, siłownia, fontanny, itditp; mnóstwo świetnego sprzętu do zabawy, któremu dzieci najprawdopodobniej nie mogą się oprzeć. Daelej zobaczyłem fragmet dużego, łatwo odróżnialnego billboardu nad prawą stroną dużego budynku, poprzednio zakrytego przez przydrożne drzewa.

- J-jest większe niż myślałem….! Naprawdę coś takiego zbudowali….?”

- To dlatego, że jest to największe centrum handlowe w regionie! Może poszukamy też jakichś ubrań?

- Idiotko! Nie mówiłe, że wychodzę tylko dzisiaj? Mam dosyć tego gorącego świata.

- Racja~! Wiedziałam, że coś takiego powiesz! Naprawdę, gdyby Mistrz powiedział, że idzie po ubrania, Musiałabym zadzwonić na 999*!

- Wyglądam na jaskiniowca!?Kupuję ubrania! Idiotka!

- Ohh, więc czy pójdziemy na nie popatrzeć?

- N-nie… na dzisiaj wystarczy…

Jak tylko to powiedziałem, usłyszałem śmiech brzmiący jak, “Pukkuku…..

Poczuem, że moja twarz robi się czerwona, więc wepchnąłem telefon do kieszeni.

- Uwaa! Mistrzu, to był żart! Wróćmy tu jeszcze kiedyś, dobrze?

Ponieważ schowałem telefon do kieszeni, rawdopodobnie nie usłyszała mojej odpowiedzi.

- Innym razem…… ta- udało mi się wymamrotać.

Używając billboardu jako drogowskazu, dotarłem do dużego, dwupasmowego skrzyżowania. Oddzielony rzędem budynków z mojej prawej strony, centrum handlowe pojawiło isę na drugiej stronie skrzyżowania.

――Możnaby je opisać jednym słowem: “gigantyczne.”

Duży parking był wypełniony samochodami do miejsca, w którym nie byłem w stanie powiedzieć ile miejsca było to w kortach tenisowych a od strony drogi stale wjeżdżały i wyjeżdżały samochody.

Za rzędem kolorowych samochodów znajdowało się złożone z dwóch udynków centrum handlowe. Prawdopodobnie miało więcej niż 10 pięter. Na każdym piętrze było łaczące je przejść w kształcie łuku.

- …Niesamowite. Udało im się to skończyć w dwa lata……?

- Ach! Już jesteśmy? Hej, Mistrzu~!?

-Dopiero przeszedłem przez skrzyżowanie. Jeszcze nie doszliśmy.

- Ja też chcę zobaczyć! Dalej, Mistrzu~!

- Geez, ale mnie wkurzasz! Rozumiem! Rozumiem, okej!

Gdybym za bardzo ją ignorował, nakrzyczała by na mnie. Nie zniósłbym tego, więc wyjąłem swoją komórkę i skierowałem ją aparate w stronę centrum handlowego. Z innego punktu widzenia pewnie wyglądało to, jakbym robił pamiątkowe zdjęcie.

- Uwaa……! To niesamowite! Wygląda jak zamek!

- Cóż, patrząc z tej strony wygląda bardziej na zamek niż na centrum handlowe.

- Wow… Ah! Nad sklepami jest chyba wesołe miasteczko!! Chodźmy!!

Używała funkcji wyibracji żeby wyrazić swoją radość? Była bardziej podekscytowana niż kiedykolwiek.

- Nigdzie nie idziemy! Poza tym, gdzie byśmy nie poszli i tak nic nie możesz robić….

- Hmph…

Wibracje zatrzymały się i zaraz potem usłyszałem dźwięk odebrania wiadomości tekstowej.

Oczywiście, nie było mowy żeby ktoś wysłał wiadomość na ten telefon, więc musiała być to jej sprawka.

- …? Czego?

Kiedy spojrzałem na komórkę, ona spoglądała na mnie, poruszając się w niespotykanie agresywny sposób.

- Mistrzu, jesteś taki nieczuły! Nawet ja mam miejsca które chcę zobaczyć!

- Huh? Jak powiedziałem, nawet jeśli pójdziemy, nie możesz niczym jeździć, więc co w tym zabawnego?! Będzie nudno.

- …Tch! Już nieważne! Możesz iść na zakupy i jeździć sobie karuzelą sam!

- Już mówiłem, nie będę jeździł….

W momencie w którym zobaczyłem jej groźne spojrzenie, telefon się wyłączył. Ale zegarek nie zniknął, czyżby był to tryb oszczędzania energii? W każdym razie, ekran był całkiem czarny, a dźwięk się wyłączył.

- Oi! Co z tobą, o~i…..”

Nawet potrząsanie telefonem i naciskanie guzików nie pomogły. Wyświetlacz nadal pokazywał aktualną godzinę.

Było trochę po 12:30.

- Co z nią nie tak…. W ogóle nie rozumiem….–ow!”

Niedługo po przekroczeniu skrzyżowania, wpadłem na kogoś blisko wejścia do centrum handlowego—prawdopodobnie po prostu tam stał.

- Ach, przep—

Unosząc głowę, zobaczyłem te „oczy”, które nagle spotkały się z moimi… Czas się zatrzymał.

Pomimo, że był to gorący, letni dzień, ta osoba nosiła lawendową bluzę z kapturem z długimi rękawami, Spojrzenie było ledwie widoczne spod głębi kaptura, ale wydawało się wyjątkowo chłodne i bez życia.

Nagle poczułem się zmieszny, jakbym zobaczył coś, czego nie powinienem i poczułem, jak oblewa mnie pot.

- Um… Ja… Uh… Er… P-prze—

Byłem zakłopotany- natychmiast stało się jasne, jak bardzo jestem aspołeczny. Przestałem przepraszać i zwiesiłem głowę. To koniec. Zaraz mnie zabije. Mamo, dziękuję ci za wszystko. A chciałem chociaż znaleźć sobie dziewczynę.

- …W porządku. Moja wina.

- Ech…?

Kiedy podniosłem głowę, ta osoba zniknęła bez śladu.

Wokoło było mnóstwo ludzi, ale nie aż tyle by ktoś mógł natychmiastowo zniknąć, nawet jeśli szybko by sie poruszał, nic nie mogła zablokować go z pola widzenia, nawet z dystansu.

Czując, że zaraz się przewrócę, musiałem oprzeć się rękami o kolana. Moje serce znów zaczęło bić, I jakby zsynchronizowany, pot zaczął spływać z mojej twarz. Powodem nie była moja pierwsza od dawna rozmowa, ale to, że te oczy, bez wątpienia, były najzimniejszymi oczami jakie widziałem przez całe moje życie. I to na pewno nie przez to, ze na niego wpadłem. To było coś więcej… Czułem pewność, że nie jestem w stanie wyobrazić sobie nic bardziej złożonego.

- …–kej…?

- …Eh?

-Pytałam czy wszystko okej.

Wyjałem komórkę z kieszeni i spojrzalem na ekra, zastanawiając się, kiedy włączyła się z powrotem. Siedziała na środku ekranu, ale tak jak poprzednio, miała nadęte policzki.

- Och… nadal tu jesteś? Nie tak dawno temu myślałem że zniknęłaś– …… ah

Zanim zdążyłem skończyć zdanie, jej twarz na moich oczach zrobiła się czerwona. Czy to źle? No, naprawdę źle. Nigdy wcześniej nie widziałem, jak się na coś tak wkurza, ale to oczywiste, ze nie mogło być dobrze.

- Spokojnie, moja wina! To był zart! Naprawdę, moja wina! Patrz, wesołe miasteczko na dachu! Pójdziemy tam później! Okej?

Tak szybko jak czerwień pokryła jej twarz, tak samo zniknęła, i jej oczy zaświeciły się tak, że mogłem przysiąc, iż widziałem jak się błyszczą.

Choć tylko przez chwilę, na pewno uderzyłem w jakiś czuły punkt.

- Do wesołego miasteczka!? Naprawdę? Mistrzu, właśnie powiedziałeś, że pójdziemy, tak?!

Telefon wibrował tak mocno, ze ręka prawie mi zdrętwiała, aa jej oczy świeciły się tak bardzo, że było to irytujące.

- E…? Ah…. t-ta! Cóż, raz na jakiś czas nie zaszkodzi!”

- To obietnica, dobrze!? Umm….! Ah! Chcialabym pojechać tymm co jeździ w górę i w dół! I jeszcze, um, um …!

Zareagowała bardziej pozytywnie niż myślałem, i choć trochę tego żałowałem, nie czułem się z tym źle.

To co stało się w cześniej, nie miało już nawet znaczenia.

Rozumiem, Nawet ona jest zdziwiona zewnętrznym światem.

Ponieważ ona nie może poczuć ani zapachu, ani temperatury, p[ewnie widzi świat jako bardziej atrakcyjne miejsce niż ja.

Przeszedłem przez wejście i odpowiadając niejasno, “tak, tak” na każdą nadchodzącą jedną po drugiej prośbę, nadal zmierzałem drogą do centrum.

Stworzenie designu brukowanej ścieżki, która wiodła do wejścia do centrum handlowego muiało kosztować niesamowitą ilość pieniędzy. W przemyślanej dekoracji, kodowane kolorami prostokątne kamienie zostały poukładane obok siebie.

Bez wątpienia miało to jakiś efekt psychologiczny, którego zwykła osoba, taka jak ja, nie jest w stanie zrozumieć.

Nie rozumiejąc ani odrobiny zamysłu twórców, nadal maszerowałem równym krokiem, i dotarłem do dwóch wieżowców po lewej.

Gdy spoglądałem na nie z dołu, wydawały się wystarczająco wysokie by dotknąć nieba.

Przed dużymi, szklanymi drzwiami znajdowała się tablica informacyjna. Ona także była wyszukanie udekorowana.

Tak jakby był to jakiś luksusowy obraz umieszczony w ramie.

- Zobaczmy... AGD, AGD… O, siódme piętro?

- Jakkolwie, po tym co jeździ w górę i w dół, jest kolejka górska. A potem diabelski młyn….

- Aah, Rozumiem! Pójdziemy!

Ponieważ powtarzała to jak jakieś zaklęcie, nawet w mojej głowie wybrażałem już sobie, , “po tym co jeździ w górę i w dół, jest kolejka górska .”

- Więc chodźmy od razu po zakupach! Myszka! Klawiatura!

- Najpierw coś do picia……

Kiedy stanąłem przed ruchomymi drzwiami, one otworzyły się, i w tym samym momencie, poczułem przypływ świeżego powietrza.

- Ahhh…

Poczułem się tak dobrze, że aż wyraziłem to na głos.

-Uwaa, Mistrzu, to ohydne, prawda!?

- Tak się odzywasz do Mistrza, który umierał do tej pory!?

……Szlag.

Niechcący krzyknąłem. Natychmiast przyciągąłem uwagę rodzin klientów, cieszących się zakupami w specjalnym kąciku z akcesoriami letnimi na parterze. Mały chłopiec wskazywał na mnie i śmiał się niewinnie.

- Ah. Ah, er… Haha…

Na pewno pomyśleli że jestem jakimś dziwakiem. Udałem delikatny uśmiech, i pobiegłem, by zniknąć w pomieszczeniu z windami, dla chłopca robiąc niemal przedstawienie.

Nigdy nie zostań kimś takim jak ja, chłopczyku.

Pomieszczenie z windami znajdowało się niedaleko od tej ze sklepami, były tam ławki i automaty z napojami. Ludzie starsi i ci z dziećmi w spacerówkach siedzieli tam, odpoczywając.

- Automaty… Uooo……!"

Jakoś do tej pory bylem cierpliwy, powtarzając, “Dopóki tam nie dotrę….” lecz czas nabycia napoju nareszcie nadszedł.

Byłem tak spragniony że każydy oddech utykal mi w gardle.

Sięgnąłem do portfela i wyjąłem banknot-tysiąc jenów-a następnie wsadziłem go w automat.

Celem był znakomity napój gazowany.

Serce łomotało mi z podekscytowania, tgdy myślałem o czarnym roztworze cukru który niedługo nasączy moje ciało.

Naprędce nacisnąłem przycisk, w tm samym czasie w jakim się zapalił. Tylko 0.3 sekundy. To była boska szybkość.

Brzdęk puszki był modem dla moich uszu. Tho był jeden z uroków automatu. Nie słyszałem tego dźwięku tak długo, że aż łzy napłynęły mi do oczu.

Puszka, którą schwyciłem w dłonie, była tak schłodzona, że wydawało się, że nie pochodzi z tego świata.

Czucie puszki tylko dłonią było marnowaniem takiego błogosławieństwa. Chciałem przetoczyć ją przez całe moje ciało, ale to byłoby zbyt perwersyjne.

W końcu położyłem palec na zawleczce i otworzylem ją. Syczący dźwięk dobiegł do moich uszu raz jeszcze, aa zapach otwartego napoju podrażnił mój zmysł węchu.

Nie mogłem się oprzeć, musiałem się napić. Z takiego tak zwanego „nasączania”, miałem tyle satysfakcji że nie mogłem nawet mówić—

- …Mistrzu, twoje dyszenie jest naprawdę ohydne.”

- Pwaaa…. Aaah….

- To nie jest normalne.

- Zamknij się! Jeśśli byś t o wypiła, robiłabyś tak samo! Totalnie.

- Wcale nie. W każdym razie, winda przyjechała!

Z czterech wind, drzwi pierwszej z lewej strony otworzyły się, i zaczęli wychodzić z niej ludzie. Gdy się opróżniła, inny już czekali, by ponownie ją zapełnić.

- Eh? A, w porządku, pojadę następną. Najpierw skończę pić.

Odpowiadając też odgłosami przełykania,cieszyłem się bogatym zapachem napoju, a w moim ciele, cukier—

- Ahhh! Odjechała! Pij szybciej!!!

- Powiedziałem, pojadę następną! Piję przecież!!

- No nie… Jeśli się nie pospieszysz, to nie zdążymy!!

- Żadne wesołe miasteczko nie zamyka tak wcześnie po południu! Poza tym, jest tu mnóstwo wind.

Przestrzeń przed windami wypełniała się ludźmi, którzy ustawiali się do nich w kolejce.

- Pojadę następną, więc uspokój się i czekaj.

Ignorując telefon, który ona zmuszała do wibrowania i dzwonienia, moje oczy powędrowały w stronę wind.

Nawet panel góra-dół był wrażliwy na najlżejszy dotyk. Design zapewniał łatwość użycia i pomyślunek zarządu. Coś w rodzaju zapewnienia tego centrum handlowego zdobiło ścianę obok windy po lewej stronie.

- Huh, tu jest napisane, ‘Zarządzana komputerowo, najnowocześniejsza technologia zapobiegania wypadkom, w tym budynku gwarantuje najwyższy poziom bezpieczeństwa w każdej sytuacji.’

- Jest najnowocześniejsza? Znaczy, w przyszłym roku wymażą to słowo, prawda?

-Wytknęłaś coś bardzo nieprzyjemnego….. W przyszłym roku zastąpią tą technologię najnowszą przyszłoroczną technologią. W każdym razie, z całą tą dekoracją wnętrza różwniże są imponujące, prawda?’

- Ohh… Chyba włożyli w to dużo pracy.

- Prawda? Ach, już jest.

Nad windą najbliżej mnie zapalił się numer 1, i tak jak wcześnie, wypłynęła z niej fala ludzi. I tak, jak poprzednio, gdy się opróżniła, klienci już czekali, by zapełnić ją znowu..

Kiedy tam stałem, wyglądało na to, że będę w stanie nią jechać bez żadnego problemu. Wyrzucając pustą puszkę do najbliższego kosza na śmieci, razem z tłumem wszedłem do windy.

Wyglądało na to, że ludzie którzy weszli wcześniej wcisnęli już numer 7 dla sprzętu AGD, ponieważ numer ten na panelu windy palił sie na pomarańczowo. Zaoszczędziło mi to kłopotu dosięgania guzika w środku przepychającego się tłumu. Kiedy winda sięgnęła limitów pojemności, drzwi szybko zamknęły się i zaczęła wjeżdżać w górę. Mogłem usłyszeć działającą klimatyzację, ale ponieważ było tłoczno, było również gorąco. Chciałem wysiąść tak szybko, jak to możliwe, ale przed dotarciem do siódmego piętra, winda zatrzymywała się praktycznie na każdym piętrze; Byłem przytłoczony przez stale wychodzących i wchodzących ludzi, dopóki nie dojechałem na miejsce.

Drzwi się otworzyły i wysiadłem razem z paroma innymi klientami.

Były tam letnie ubrania, stroje kąpielowe i nawet wyprzedaż jedzenia-wszystko na jednym piętrze. TO było niczym wejście do innego świata.

Jedna ściana była całkowicie przeszklona, pozwalając, by słońce oświetlało sklep.

Niesamowita przestronność sklepu z AGD dawała wrażenie wielkości podobnej do biura w luksusowym budynku...

Pierwszą rzeczą, która przyciągnęła moją uwagę, był dział ze sprzętem kuchennym. Poustawiane były tam produkty, które na pewnio nie zmieściłyby się w moim małym domu, jak lodówka, która wydawała się wystarczająco wielka aby zmieścić całą głowę świni, podobna do broni maszynka do ryżu, o której nie pomyślałbyś, ze służy do gotowania ryżu. Były na nich wielokolorowe znaki reklamowe, ze sloganami takimi jak, “Nowy produkt!” i “Bardzo popularne!” napisane dużymi literami. Jednakże, ludzie tacy jak ja, bez zainteresowania, nie mogą zrozumieć co starają się one przekazać.

Rozszerzająca się alejka dzieląca podłogę miała około czterdziestu metrów długości. Na samym jej końcu umiejscowiony był ekskluzywny sprzęt audio, a także mnóstwo supernowoczesnych telewizorów LCD wystawionych na ekspozycji.

- O rany, to miejsce jest ogromne! Jedno piętro z osobna jest większe niż przeciętny sklep z elektroniką!

Kłopotem byłoby, gdyby znów zaczęła sprawiać problemy, toteż szedłem dalej przez środek piętra z wyprzedażami, trzymając niedbale aparat w komórce przed twarzą. I choć mieli tu całkiem spory wybór wyposażenia domowego, to patrząc z szerszej perspektywy zastanawiam się, czy większość z nich jest w ogóle jeszcze dostępna. Również sprzedawców, ochoczo zajmujących się reklamą, było w zasięgu wzroku aż kilkunastu.

- Mistrzu! Czym jest ta rzecz, która wygląda jak bomba?

- To?... A to nie jest czasem dzbanek? Wygląda na całkiem spory design w kształcie granatu.

Zdałem sobie sprawę, że ów dzbanek wyraźnie przypominał broń - miał baryłkowaty kształt i był pomalowany na lity turkus. Gdyby nie miarka znajdująca się z boku, która informowała o ilości pozostałej wody, wyglądałoby to całkiem jak niebezpieczny obiekt.

- Jest zarąbisty!... A, Mistrzu, mówiłeś, że chciałeś wrzątek, prawda?!

- To było kiedy jadłem zupę z kubka i stwierdziłem, że pójście na dół jest zbyt upierdliwe, co nie? Nie potrzebuję czegoś równie chropowatego... W każdym razie, jeśli muszę zejść na dół po wodę to wychodzi na to samo.

- Łee~ Czemu nie? Kiedy będziesz miał gości, to na pewno się przy— wybacz, powiedziałam zbyt dużo... - Ene spotulniała, tak jakby wspomniała o śmierci moich rodziców, po czym ucichła.

- Ej chwila, czemu przerwałaś?

- Wybacz, to nie było zbyt miłe... Będę ostrożniejsza.

- Przestań! Nie mów tak! A czekaj, co to jest? Jaki ładny model!

Kiedy próbowałem szybko zmienić temat, zwracając uwagę na kuchenkę, która została wystawiona w dolnej części alejki, nie było zaskoczeniem, że pochodziła ona od nieznanego mi producenta. Ponadto znajdowała się tam również etykietka głosząca pogrubioną czcionką: „Wietrzenie magazynów!”, z obniżką aż o jedną trzecią pierwotnej ceny.

- Nie, serio mówię! Jest prosty, ale wspaniały. Może to kupię i wezmę do domu?

- Jakby na to nie spojrzeć, czy to nie jest ci niepotrzebne? Tamta bomba z wcześniej była sto razy lepsza!... W każdym razie, Mistrzu, co ty właściwie chcesz tu kupić?!

- Ano tak, myszkę. Szybko to kupmy i zmykajmy do domu.

- ...Mistrzu?

Wysłała wibracje do mojej ręki i poczułem, jak atmosfera staje się cięższa.

- No dobra, wiem! Nie zapomniałem o parku rozrywki! Hm, dział z elektroniką komputerową jest...

Rozglądając się wokół, patrzyłem na tabliczki zwieszające się z sufitu, które wskazywały różne działy wyposażenia domu. A jednak, pewnie dlatego, że sklep był tak starannie podzielony na poddziały, w ogóle nie mogłem go znaleźć.

- Dział z elektroniką, dział z ele...

Poczułem zawroty głowy zapewne przez kręcenie się wokół i patrzenie w górę, przez co ostatecznie wylądowałem na sprzedawczyni. Stanowczo zbyt często wpadam dzisiaj na innych ludzi; to zdecydowanie nie jest dobre.

- Przepraszam bardzo...! Ee, y, tego... Czy mogłaby mi pani wskazać drogę do działu z elektroniką komputerową?

Wyciągając słuchawkę z ucha, spróbowałem rozpocząć konwersację. Ponieważ miałem przed sobą sprzedawczynię, rozmawiałem w pokorny sposób. Kiedy dokładniej przyjrzałem się jej twarzy, uświadomiłem sobie, że jest ona całkiem piękną kobietą. Z całą pewnością ma chłopaka. Jej zapach popłynął w moim kierunku.

Na moment sprzedawczyni zawahała się, mrucząc „hmm”, zanim uprzejmie odpowiedziała:

- A, ach! Dział z elektroniką komputerową? Jeśli tego szukasz to proszę się kierować wprost w dół tej alejki, dział jest na samym końcu po prawej.

- Um... D-dziękuję pani bardzo...

Chociaż byłem zdenerwowany próbą przeprowadzenia przyzwoitej rozmowy po raz pierwszy od dłuższego czasu, poczułem ulgę wiedząc, iż poszła ona dobrze. Moja pierś przepełniona była satysfakcją na wskutek rozmowy ze śliczną dziewczyną. Tak, to naprawdę dobry sklep. Triumfalnie zmierzałem dalej w dół alejki, tak jak poleciła mi sprzedawczyni, zarówno z humorem, jak i lekkim krokiem.

- Ach, Mistrzu?

- Hm? Co jest? - odpowiedziałem tak entuzjastycznie, że nawet mnie wydało się to nienaturalne. Czy można się aż tak zmienić przez rozmowę z dziewczyną? Życie bywa zastanawiające.

- Cóż... „to”.

Jak tylko to powiedziała, z moich słuchawek wydostał się trzeszczący dźwięk, coś na kształt odgłosów przyrody.

- E? Jakie znowu „to”...

Gdy tylko o to zapytałem, usłyszałem nagle okropny męski głos, który mamrotał „Aaa... Przepraszaam bardzo... Yy... Czy mogłaby mi pani, tego... w-wskazać drogę do działu z elektroniką k-komputerową?”.

Następnie usłyszałem czysty żeński głos, który, w bardzo zakłopotany sposób zaczął: „Hmm”.

Po tym nagranie ustało.

- Tak właśnie brzmiałeś, Mistrzu. Zechcesz posłuchać tego jeszcze raz?

W oczywisty sposób był to wynik ciągłej rozmowy z tylko i wyłącznie tajemniczym oprogramowaniem w ciągu ostatnich dwóch lat.

Wraz z uczuciem, jakby zimny kamień zaległ mi w żołądku, poczułem chęć krzyczenia z głębi moich płuc.

- Cóż, przywykłam już do tego jak mówisz, ale myślę, że jeśli chodzi o zwykłych ludzi to mogło być nie lada wyzwanie.

- Po prostu... chodźmy już do domu...

- Nie możemy! Nie byliśmy jeszcze w parku rozrywki!!!

- Dość na dzisiaj... już się czuję, jakbym się przejechał na diabelskim młynie...

Wszystko wskazywało na to, że łzy zaczną płynąć, jeśli będę miał spuszczony wzrok, w związku z czym maszerowałem z podniesioną głową. I tak nigdy więcej nie wrócę do tego sklepu.

- A nie jest fajnie~? Jak chcesz z kimś pogadać to będę szczęśliwa wysłuchać cię w każdej chwili!

- Więc kiedy wrócimy, omówimy moje życie... Chcę umrzeć...

- Hehehe~ Zostaw to mnie! Spokojna głowa, Mistrzu! Ach, spójrz, spójrz! Prawie jesteśmy w alejce z elektroniką komputerową!!!

Zanim się spostrzegłem, po prawej były już zestawy słuchawkowe przeznaczone do rozmów online, a także kamerki internetowe. Był to prawdopodobnie kącik promujący transmisję video, która w ostatnim czasie zyskała na popularności. Co za idiotyzm. Gdyby tylko ludzkość nie potrzebowała używania choćby i głosu...

Z tego miejsca skręciłem w następną alejkę, a moim oczom ukazał się najnowszy, ultracienki laptop, jak również komputer o wysokich parametrach, stworzony do gier online - wszystkie te wspaniale lśniące sprzęty, nad którymi bym się zazwyczaj zachwycał.

Jednakże teraz chciałem tylko jak najszybciej nabyć myszkę i klawiaturę, przejechać się na tym czymś, co jeździ w górę i w dół, jak również spróbować jazdy na roller coasterze, po czym, tak szybko jak to możliwe, wrócić do domu.

- Szybko to kupmy i chodźmy do domu...

- Mistrzu?!

- No wiem, wiem... Raany...

Gdy potoczyłem się do obszaru, gdzie wystawione były myszki i klawiatury, zobaczyłem wszechobecne banery głoszące rzeczy w stylu „Tym prostym sposobem możesz korzystać z Internetu!”, „Połącz twój komputer z komórką i rozmawiaj przez kamerkę!”. Ale, szczerze mówiąc, moje oczy były tym już zmęczone.

Uciekając z tej pełnej przepychu alejki, udałem się do działu, który, jak przypuszczałem, zawierał myszki i klawiatury.

Spośród zarówno bezprzewodowych i kulkowych typów, była tutaj szeroka gama najnowszych modeli.

- Zdaje się, że mnóstwo tu różnych rodzajów, co... Szczerze powiedziawszy, mnie to jest obojętne, ale wolałbym raczej, żeby się tak szybko nie zepsuła...

—To było nagłe.

To naprawdę było nagłe. Chociaż miałem na uszach słuchawki, dźwięk eksplozji, który przetoczył się przez piętro był na tyle głośny, że dało się go słyszeć.

Było to suche i nierealne, ale jednak poznałem, co to było.


W tym samym czasie usłyszałem ludzkie krzyki.

Moje serce na moment zabiło gwałtownie.

Jak tylko ściągnąłem jedną słuchawkę z ucha, rzeczywistość dramatycznie przybrała na sile - krzyki i dźwięk paplających ludzi ogarnął całe piętro.

- Że co—?!

Przez zbyt mało informacji, nie rozumiałem całej tej sytuacji. W chwili, kiedy ostrożnie wycofałem się w stronę dużego przejścia, rozległ się dźwięk czegoś w stylu upadającego na podłogę żelaza.

Spojrzałem w kierunku korytarza z windami i przejście, przez które zamierzałem przejść, zablokowane było przez białą, żelazną ścianę. Nie była to z rodzaju tych ze sklepowych wystaw, lecz solidna ściana, przez którą nie przecisnęłaby się mysz.

Kiedy zerknąłem na sam koniec podzielonej alejki, zacząłem rozumieć pochodzenie eksplozji. Początkowo nie dopuszczałem do siebie myśli, że byłoby to możliwe, ale jak tylko uświadomiłem sobie powagę sytuacji, kolory odpłynęły mi z twarzy w niemożliwym tempie.

Pierwszą eksplozją i przyczyną krzyków było prawdopodobnie „to”.

Sprzedawczyni, która mi wcześniej pomogła, leżała teraz na podłodze.

Z tych zdrowo wyglądających ud na białej podłodze stopniowo popłynął basen czerwonej krwi. Na twarzy wykrzywionej bólem nie został choćby cień tamtego olśniewającego uśmiechu.

Nieopodal stał potężnie zbudowany mężczyzna. Miał zarośniętą brodę i nosił podejrzane ubranie, jak ktoś z filmu o specjalnych siłach zbrojnych.

W jego dłoni spoczywał pistolet, a u pasa zwisał prawdziwy granat, który sprawiał wrażenie zgoła inne od tamtego dzbanku z wcześniej. Jednakże on kompletnie nie przywiązywał do niego uwagi i stał w niewzruszonej pozycji. W jego otoczeniu było kilku mężczyzn podobnie ubranych. Zarośnięty osobnik roztaczał wokół siebie poczucie bycia w centrum uwagi, zaś pistolety wszystkich skierowane były w stronę sprzedawców we wszystkich alejkach. Krzyki ekspedientów toczyły się echem po wąskich przejściach których nie mogłem zobaczyć, podobnie jak rozkazów krzyczanych władczym tonem, by ich ujarzmić. Zdawało się, że sprzedawcy tak słabo chcieli stawiać opór jak ich klienci. Czy bardziej prawdopodobne, ten tutaj mężczyzna miał gdzie indziej więcej wspólników.

Pierwsze osoby usłyszały dźwięk eksplozji i wystrzałów.

Albo inaczej - oni jako pierwsi zobaczyli to dokładnie.

W tym tempie, wszystkich, włączając w to tych, którzy próbowali uciec, bardzo szybko zgromadzono w jednym miejscu.

To piętro w zastraszającym tempie zostało całkowicie przejęte przez tę grupę ludzi.

- No dobra, to już wszyscy?

- Taa. Wliczając w to sprzedawców, ci siedzący tu na podłodze to już wszyscy.

- Świetnie. A właśnie... Chociaż wszyscy jesteście w trakcie sielankowych, wakacyjnych zakupów, znaleźliście się we wstydliwej sytuacji. Macie prawdziwego pecha - powiedział zuchwale brodacz, plując na nas, którzy byliśmy u jego stóp.

Parę tuzinów ludzi zostało zebranych w miejscu zaprojektowanym na wystawę telewizorów, na samym końcu działu sprzętu gospodarstwa domowego na siódmym piętrze. Wszyscy mieli związane za plecami ręce czymś w rodzaju mocnej taśmy klejącej i byli zgromadzeni na tymże piętrze.

Okno, które początkowo przepuszczało światło słoneczne, było teraz zakryte białą żaluzją, która normalnie byłaby opuszczona po godzinach zamknięcia. Ledwo dało się słyszeć słaby odgłos syren policyjnych dobiegający z zewnątrz, a po drugiej stronie kryjówki, którą dzieliła podłoga, dało się słyszeć głosy przypominające negocjacje z policją.

Naprzeciw mnie stanęło dziewięciu mężczyzn wyglądających jak słownikowe pojęcie „terrorysty”. Trzech z nich mierzyło w nas pistoletami, trzej byli przy żaluzji, zaś dwóch wyglądających na przywódców trzymało się blisko brodacza. Rozpoczęli oni konwersację.

- 13:00. Nadszedł czas.

- Dobra.

Na sygnał dany przez jego przełożonego, który patrzył na swój zegarek podczas mówienia, brodacz wyciągnął telefon komórkowy. Zaczął do niego swobodnie przemawiać, zupełnie jakby zamawiał pizzę.

W tym momencie głos nie wychodził z ust stojącego przed nami mężczyzny, lecz z wysokich głośników o dużym natężeniu, które były przeznaczone do nadawania komunikatów w obrębie budynku.

- Raz, raz, próba mikrofonu. Słychać mnie? Do całej policji - może to być dla was trudne. Nie zamierzam się powtarzać, więc słuchajcie mnie uważnie.

Jak tylko rozbrzmiał jego głos, ustały krzyki negocjacji po drugiej stronie kryjówki.

Gdy mężczyzna urwał, by złapać oddech, dało się słyszeć jedynie słabe dźwięki syren.

- Jak już zdążyliście się zorientować, zajęliśmy to piętro. Parę tuzinów zakładników jest, no cóż, bezpiecznych. Póki co. Szczerze mówiąc, mamy tylko jedno żądanie. Chcę, żebyście przygotowali bilion jenów w ciągu trzydziestu minut.

Nie przejmując się reakcją otoczenia, mężczyzna kontynuował obojętnie, jakby mówił coś najoczywistszego w świecie:

- Przynieście okup na ostatnie piętro tego budynku w przeciągu pół godziny. Mamy kogoś w gotowości, żeby odebrać kasę, którą zrzucicie z helikoptera. Rzeczy takie jak fałszywe pieniądze czy nadajniki nie wchodzą w grę, więc lepiej nawet nie próbujcie. Ponadto, cóż, chociaż jestem pewny, że wszystko jest jasne, w razie gdybyście nie byli w stanie przygotować pieniędzy albo ustalili jako priorytet uratowanie zakładników, zabiję tu każdego z osobna.

Ludzie trzymani jako zakładnicy zaczęli reagować coraz większym hałasem, lecz wkrótce umilkli, będąc na muszce trzech mężczyzn. Szlochy zmniejszyły się do cichych pisków.

- A tak, w związku z tym. Lepiej, abyście współpracowali. Jeśli złamiecie choćby jeden z przedstawionych warunków... Ach~ no cóż, jestem pewien, że rozumiecie. No dobra, trzymajcie się.

Dla kogoś z zewnątrz mężczyzna brzmiał, jakby tylko rozmawiał z przyjacielem. Wzdychając, jak gdyby musiał radzić sobie z banalnym problemem, usiadł na najbliższej ławce.

Szczerze, jakie były szanse, że zostanę zakładnikiem terrorystów?

Bo musiałem być jedynym, który nagle doświadczył czegoś takiego po tym, jak wyszedł na zewnątrz po raz pierwszy od dwóch lat.

Byłem całkiem zszokowany moim nieszczęściem. Czy to się nie nazywa moim pechowym dniem?

- Ach~ takie czekanie jest nudne. Może trzeba było dać zamiast tego piętnaście minut?

Mężczyzna siedział po turecku i bawił się swoją komórką w wyluzowany i pozbawiony manier sposób, tak że nikt by nie przypuszczał, iż to przestępca, który właśnie popełnił poważne wykroczenie.

Mężczyzna stojący obok niego, który wyglądał na bliskiego wspólnika, uspokoił go niewinnym „Wytrzymaj jeszcze trochę”...

Ci mężczyźni zachowywali się, jakby już dokonali zbrodni idealnej... Co potem planują zrobić? Uciec helikopterem, który by ich zabrał? Ale nawet jeśli do tego dążą, oczywiste jest, że mogą być śledzeni i schwytani za jednym zamachem. Mają innego wspólnika do odebrania okupu i muszą mieć przynajmniej kolejnego do kontrolowania kryjówki i operowania radiowęzłem. Jaki rodzaj „gwarancji bezpieczeństwa” miała ta supernowoczesna technologia? Kompletnie zawiodła! A nawet przeciwnie - ten rodzaj systemu był na ich korzyść. Posiadanie wszystkich systemów bezpieczeństwa całkowicie zarządzanych przez komputer oznaczało, że możesz manipulować całym tym budynkiem i mieć nad nim całkowitą kontrolę.

Chociaż nie byłem pewien tego znaczenia, bo jeśli wyglądali na takich spokojnych to prawdopodobnie mieli pewną drogę ucieczki. Z racji tego, że byli w stanie przeprowadzić tę niepełną, a jednak w dziwny sposób kompletną akcje w tak krótkim czasie, było mało prawdopodobne, że nie uwzględnili drogi ucieczki w swoich planach.

—Jednakże wyglądało na to, że nie zamierzają czekać w milczeniu.

Ratować wszystkich zakładników? Ci ludzie naprzeciwko mnie nie wyglądali na takich, co kiwnęliby chociaż placem aby uratować życia niewinnych.

Nasze życia były tu trzymane jako stawka.

Sytuacja była tak krucha, że nie byłoby wielkim zaskoczeniem, gdyby rozpadła się w każdej chwili.

Gdyby tylko.

Gdyby tylko było jakieś wyjście, mógłbym odwrócić całą tę sytuację.


—Au!

Brodacz niespodziewanie chwycił się za tył głowy i wstał, wykrzywiając twarz we wściekłości.

- Ejże...!

- Co?... Uuch!

Mężczyzna zbliżył się do swojego wspólnika i z całej siły uderzył go w brzuch.

- A ty co mi wyjeżdżasz z tym „co”?! Ty durniu, walnąłeś mnie - a masz! No i co?! Powiedz coś!

Zaczął kopać swojego wspólnika, który z bólu upadł na podłogę.

W tej niezrozumiałej sytuacji, to miejsce szybko zamieniło się we wrzawę.

Nawet mężczyźni, którzy celowali w nas pistoletami, zgodnie z oczekiwaniami, nie kryli swojej ekscytacji.

- Dlaczego, co tak nagle?

- Heheheh...

W samym środku kłótni mężczyzn rozbrzmiewającej po piętrze usłyszałem gwałtowny, cichy chichot chłopaka siedzącego za moimi plecami i na lewo ode mnie.

- E...?

Spojrzałem w stronę chłopca, wstrząśnięty tym niespodziewanym i całkowicie nie ma miejscu śmiechem.

- ...? Aj, sorki, sorki, po prostu ta sytuacja mnie rozbawiła, heh.

Pod względem wieku wydawał się być młodszy ode mnie. Młody miał duże, kocie oczy, krótkie, cienkie kasztanowe włosy i nosił lekką, szarą kurtkę z kapturem.

- Rozbawiła? Co znowu...

- Co? Hm, wiele rzeczy. Ale mniejsza - pokazałeś wcześniej ciekawe „oczy”, tak jakby... „Muszę coś zrobić. Ale nie mam ku temu sposobności ”.

Nawet teraz krzyki nie ustawały. Włączając w to terrorystów i zakładników, napięcie w tym miejscu osiągnęło punkt kulminacyjny i tylko ten chłopak rozluźniał atmosferę wokół niego, prawie tak jakby był obserwatorem.

- Skąd ty niby...? - zapytałem tak cicho, że prawdopodobnie nie słychać mnie było przez ten hałas. Kociooki chłopak kontynuował:

- A tak jakoś. Ale chwila, to tak naprawdę?... Masz jakiś plan?

- Gdybym miał wolne ręce na trzydzieści sekund, mógłbym sprawić, że ci goście by zaniemówili.

- Łoo, no to świetnie. Cóż, nie wyglądasz jakbyś kłamał. Jakie masz prawdopodobieństwo odniesienia sukcesu?

- Wybacz, ale... 100%.

Słysząc to, chłopak znowu zaczął chichotać.

- Spoko, że mi nie wierzysz. Cóż, i tak nie mogę teraz uwolnić rąk.

- Oj, sorasy, sorasy! To nie tak, że ci nie wierzę, po prostu wyglądałeś na bardzo pewnego siebie. Kapuję, kapuję.

To powiedziawszy, wciąż wyglądał tak, jakby odkrył coś niebywale śmiesznego, a mi nie wierzył. Ignorując fakt, że musiał zwariować, skoro śmiał się w takiej sytuacji, poczułem dziwną ulgę na jego słowa.

- Hmm, tylko zgaduję, ale moim zdaniem ci kolesie niedługo ogłoszą kolejny komunikat. Kiedy nadejdzie ta chwila, szansa z pewnością będzie wykorzystana, a to będzie zależało od ciebie. Powodzenia.

- Co? Co to ma niby znaczy? Już mówiłem, że przede wszystkim nie mogę się stąd uwolnić...

- Ach, wkurza mnie to. Ej, ogłoszę to jeszcze raz. Podłącz mnie do radiowęzła.

- T-tak jest!

Nie zwracając uwagi na fakt, że uderzył swojego towarzysza (który w dalszym ciągu raz po raz zaprzeczał „Nie zrobiłem tego!”), brodacz, sądząc z nabrzmiałej na czole żyły bez wątpienia wciąż wściekły, wykrzykiwał rozkazy do swojego innego wspólnika.

Chociaż nie minęło jeszcze dziesięć minut od czasu ostatniego ogłoszenia, wyglądało na to, że drugi komunikat zostanie wkrótce nadany.

Czy to był przypadek czy nie, chłopak, który przewidział tę sytuację, wydawał się czerpać przyjemność z oglądania tej sceny dziejącej się przed nami.

Bez wątpienia, wszystko rozwinęło się tak, jak przewidział chłopak. Ale czy naprawdę pojawi się szansa w sytuacji takiej jak ta? A nawet jeśli, to nie będzie miało znaczenia dopóki nie będę mógł uwolnić rąk.

Usłyszawszy coś od swojego wspólnika, mężczyzna ponownie wyciągnął telefon i zaczął nadawać po raz drugi.

- Ach... Słychać mnie? Zdecydowałem się zmniejszyć czas oczekiwania na pieniądze do dziesięciu minut. Oznacza to, że zostało wam tylko dziesięć minut czasu. Jeśli chcecie lamentować o tym, że nie macie dość czasu, natychmiast wybiję połowę ludzi stąd. Zrozumiano?

Zakładnicy zaczęli znowu pomrukiwać, a ciche krzyki przybierały na sile. Nawet terroryści, którzy wcześniej natychmiast uciszyli poruszenie, pokazali zmieszanie, a ten zwrot wydarzeń wydawał się być odmienny od tego, co planowali.

- I powiem to teraz... Odlecimy helikopterem jak tylko dostaniemy forsę. Lepiej, żebyście za nami nie podążali. Helikopter nafaszerowany jest środkami wybuchowymi. Jeśli je uwolnimy, najprawdopodobniej zniszczą ulicę. Jeśli odkryję jakikolwiek ślad pogoni za nami, bezzwłocznie zdetonuję bomby.

Usłyszeliśmy policję wywołującą poruszenie po drugiej stronie kryjówki. Oczywiście, że to robili - było nie było, wszyscy ci ludzie na ulicy byli wzięci jako zakładnicy.

Ich plan był skrupulatny, nie wspominając już o ich organizacji odgrywającą w tym olbrzymią rolę. Byli gotowi wziąć mieszkańców tego miasta jako zakładników tylko po to, by umożliwić sobie ucieczkę. Z tym, jak całkowicie zatrzymani byli przez siły specjalne, nie wspominając już o małej ilości amunicji, którą posiadali, nic nie wskazywało na to, żeby policja była w stanie poradzić sobie z tą sytuacją.

- Co oni sobie do diabła myślą?

Gdyby uruchomiono by tu bomby, wtedy mój dom znalazłby się w ich zasięgu. A gdyby w jakiś sposób moja mama i młodsza siostra były w tej chwili w domu, bez wątpienia byłyby wciągnięte w tą eksplozję.

- Choliba by to... Sprawy zaszły za daleko... - Zacząłem tracić kontrolę nad moim wzrastającym gniewem.

Jednakże, jak gdyby przewidując to, kociooki chłopak powiedział mi:

- W porządku. Nadal mamy czas, więc będzie dobrze.

Nie mogłem dłużej wytrzymać z tą beztroską postawą.

- To nie czas na wygłupy! Moja rodzina może tu zginąć!!!

Zanim zdołałem się powstrzymać, ostatecznie zacząłem wrzeszczeć. Mój głos spowodował, że całe piętro zamarło w grobowym milczeniu i, oczywiście, nawet mężczyźni z bronią spojrzeli zszokowani.

Kociooki zrobił minę wyrażającą „o kurczę...”, ale nie wyglądał na jakiegoś szczególnie zaskoczonego.

Zarośnięty mężczyzna, przeszywając mnie wzrokiem, podszedł bliżej.

Zatrzymał się przede mną, przykucnął i zbliżył swoją twarz blisko mojej.

- Ej, co z tobą, chłopcze? Jesteś za głośno...

W momencie, kiedy usłyszałem jego bliski głos, doświadczyłem jego aktu przemocy, gdy uderzał mnie raz za razem.

Moje ciało w jednej chwili uderzył strach, sprawiając, że zacząłem drżeć.

- Ej, ej, trzęsiesz się. A co z pokazaniem teraz twojej pewności siebie?!

Chichocząc, chwycił mnie za włosy.

- Co za słabeusz... Nie wymigasz się tak łatwo, czyż nie?! Jestem pewien, że nikogo nie będzie to obchodziło, jeśli słabeusz taki jak ty umrze, czyż nie? Czyż nie tak? Ej!

Rechocząc, skierował komentarz do swojego kolejnego towarzysza.

Ich głosy naprawdę raniły moje uszy.

—I właśnie dlatego rad byłem, że musiałem ich słuchać tylko jednym uchem.

- ...ycia...

- Hę? Co ty tam mruczysz pod nosem?

Spojrzałem mu prosto w oczy i wykrzyknąłem czystym głosem:

- Gnoje tacy jak wy powinni gnić w pierdlu przez resztę życia!!!

- Tak jak myślałem... Jesteś naprawdę interesujący! Znakomicie.

Gdy tylko usłyszałem jego słowa, olbrzymi telewizor, który opierał się o ścianę za mężczyzną, roztrzaskał się na podłodze. Ponieważ było to takie nagłe, wszyscy skierowali uwagę w tamtą stronę.

Zaraz po tym olbrzymie głośniki, ustawione w rzędzie pod telewizorem, zaczęły spadać jeden po drugim pomimo tego, że w ogóle nie zostały dotknięte.

- Hej! Co znowu...?!

Brodacz upuścił mnie na podłogę i pospieszył w tamtym kierunku, celując bronią.

- Kto tam—?!

Tym razem, zanim zdołał dokończyć, upadły wystawowe półki znajdujące się blisko niego, zrzucając mnóstwo produktów i zatrzymując go pod nimi.

- Uoooo?!

Tuż za miejscem, gdzie upadły półki, tak jakby przygwożdżając brodacza, ujrzałem alejkę z elektroniką komputerową, w której wcześniej byłem.

Chociaż nie do końca ogarniałem aktualną sytuację, to musiała być tamta „szansa”.

Chwilę później więzy na moich rękach zniknęły.

- Twoja kolej. Czekam z niecierpliwością na twój występ.

Kiedy się obejrzałem za siebie, tamten kociooki chłopak uśmiechał się do mnie i potrząsał związanymi rękoma.

Serce głośno waliło mi w piersi.

O wiele głośniej i silniej niż nawet wtedy, gdy tego ranka rozbrzmiała syrena.

Dźwignąłem się z podłogi jednym, szybkim ruchem.

Uzbrojeni w pistolety mężczyźni wciąż panikowali, niezdolni do zrozumienia sytuacji.

Nawet ja do końca nie ogarniałem, co właśnie wyprawiam.

—Lecz wiedziałem, że to coś, co muszę zrobić.

Przeskoczyłem półkę wystawową, która więziła brodacza nawet jeszcze bardziej, i pobiegłem w stronę alejki z elektroniką komputerową.

Rzecz oczywista, pozostali mężczyźni zareagowali, celując pistoletami w moją stronę.

Usłyszałem, jak zakładnicy krzyczeli: „Uważaj!”.

Jednakże było już na to za późno; misja zmierzała ku sukcesowi.

Zanim rzuciłem się naprzód, wyciągnąłem telefon z kieszeni i po raz pierwszy od jakiegoś czasu wezwałem „ją”.

- Liczę na ciebie... Ene!

- Lepiej, żebyś po tym wszystkim wziął mnie do parku rozrywki! - usłyszałem znajomy, radosny, dziewczęcy głos dobiegający z mojej prawej słuchawki.

Kagerou Days vol1.2.png

Biorąc kabel przeznaczony do podłączania komórek do komputerów dla funkcji kamerki, odłączyłem ją i wczepiłem mój własny telefon. Kiedy to uczyniłem, ujrzałem znaną postać przewijającą się przez wszystkie wystawowe ekrany.

W tym samym momencie uderzenie, którego nigdy wcześniej nie czułem, uderzyło mnie w żebra.

Poczułem się tak, jakby w moje ciało uderzono młotkiem.

A potem kompletnie oślepłem.

Nie będąc w stanie odzyskać opanowania, upadłem jak pomięty na białą podłogę.

Poczułem, jakby wszystkie siły opuszczały moje ciało.

Jak tylko straciłem przytomność, usłyszałem dźwięk otwieranych żaluzji.

Ciepło promieni słonecznych ogarnęło moje ciało.

Poczułem się jak wtedy, kiedy zdrzemnąłem się w klasie na moim miejscu przy oknie, a „tamten głos” przemówił do mnie.

…Od jak dawna spałem? Kiedy otworzyłem oczy, leżałem na łóżku w pokoju wypełnionym książkami. Zobaczyłem, że obok łóżka stała miska z wodą i ręcznik. Ktoś się mną opiekował?

Ciągle otumaniony, poklepałem się po kieszeni na piersi, ale nie mogłem znaleźć mojego telefonu.

Nawet kiedy przegrzebałem okolice łóżka, również tu go nie było.

—Wtedy, kiedy wzięto mnie jako zakładnika...

Przez prawą słuchawkę, którą wciąż miałem założoną, Ene uporczywie do mnie przemawiała.

Szczerze mówiąc, była ona bardziej irytująca niż tamten brodacz.

Kiedy na początku zostaliśmy pojmani, zaczęła mi dziwnie dodawać otuchy w stylu „Ułaa... Bądź dzielny, Mistrzu! Jestem pewna, że pomoc jest w drodze!”. A potem, kiedy groził mi brodacz, zobaczyłem, jak jej osobowość zmienia się o 180 stopni, kiedy warknęła: „Mogę ukatrupić tego gościa? Mogę?! Mistrzu!!!”.

W pierwszej kolejności, ponieważ budynek sam w sobie był prowadzony przez komputery, to nawet jeśli pokój techniczny został przejęty przez hackerów-geniuszy, oczywistym było, że nie mieli szans z Ene, którą tam wysłałem.

Nawet jeśli, w sytuacji w której aparat w telefonie był bezużyteczny a komunikacja między nami niemożliwa, byłem całkiem zaskoczony tym, że była w stanie zorientować się w bieżącej sytuacji na własną rękę i rozwiązać wszystko w tym małym oknie szansy, którą mieliśmy. Byłem przekonany, że jest całkowicie szalona, ale musiała być zaskakująco opanowana.

Cóż, w każdym razie coś czuję, że przeżyłem również dzięki Ene...

Nie żebym tego specjalnie chciał, ale muszę jej solidnie podziękować... Koniec końców nie byłem w stanie wziąć jej do parku rozrywki...

Ale ponieważ nie mogę teraz znaleźć mojego telefonu, czy to znaczy, że został on w centrum handlowym?... Cóż, mówimy tu o niej, więc pewnie jakoś udało jej się wrócić z powrotem...

Co ważniejsze, odkąd mam cały ten czas na bycie samemu, powinienem go jak najlepiej wykorzystać.

Zamierzam dzisiaj spać jak suseł—

- ...Gdzie ja właściwie jestem?!

Podniosłem się z łóżka i rozejrzałem wokół.

- Uaaa!

Słysząc łomot, odwróciłem się i zobaczyłem dziewczynę o długich, białych, puszystych włosach. Czy to ona opiekowała się mną przez cały ten czas? Mój nagły, donośny głos przestraszył ją tak, że spadła z krzesła.

- U-ups... umm...

- Aa, ułaaa! Przepraszam!!!

Z jakiegoś powodu przeprosiła, a następnie schowała się za krzesłem.

Kiedy uspokoiłem się i ogarnąłem sytuację, uświadomiłem sobie, że prawie nic mnie nie boli.

O ile dobrze pamiętam, jestem pewien, że zostałem postrzelony...

- Emm... A ty jesteś—

- Mistrzu~! Obudziłeś się już?!

W momencie gdy rozpocząłem rozmowę z tą dziewczyną, usłyszałem znajomy głos. Jednakże, kiedy otworzyły się drzwi pomieszczenia, weszli tu ludzie, których w życiu bym się nie spodziewał.

Ten chłopak o kocich oczach, osoba, na którą wpadłem blisko wejścia do sklepu—wtedy myślałem że to facet, ale jak się dobrze przyjrzeć, okazało się, że to dziewczyna. I... i moja siostra Momo również tu stała, trzymając przed sobą mój telefon.

- Ooo! Mistrzu, to świetnie, że tak tryskasz energią! W takim razie chodźmy wszyscy razem do parku rozrywki! - Radosnym głosem, dobiegającym z głośnika telefonu, powiedziała Ene.

- E? Momo?... Czekaj, co? Wtedy... hę?

- Głupi braciszek! Dlaczego zawsze musisz doprowadzać sprawy do takiego stopnia?! I Ene, pójście do parku rozrywki za wczoraj, jak się domyślam, nie będzie teraz dobrym pomysłem...

Kiedy one się tak zbliżyły do siebie? Moja siostra Momo swobodnie rozmawiała z Ene.

- Hę, co...? Nie, nie mam nic przeciwko pójściu do parku rozrywki, ale, co ważniejsze, ja—

- Praw-da? Można się było tego spodziewać po Mistrzu wśród Twardzieli! Mężczyzna nigdy nie powinien cofać danego słowa! Chodźmy! Tak szybko jak to możliwe!

- E? Co jest? Mówimy o pójściu do parku rozrywki w tej chwili? Chodźmy, chodźmy!

- M-musimy tam znowu iść...?

Kociooki chłopak pochylił się, a ramiona białowłosej dziewczyny drżały, kiedy została, siedząc na podłodze.

- Ach... Wybacz za takie nagłe robienie hałasu. Szczęśliwie wygląda na to, że pocisk cię tylko zadrasnął, więc przynieśliśmy cię tu w międzyczasie. Mogłoby być kłopotliwe, jeśli by to wywołało za dużo zamieszania.

- E? Uch...

Oczy dziewczyny w kapturze wyglądały inaczej niż wtedy, kiedy na nią wpadłem.

- Mistrzu! Skoro już się obudziłeś to się pospieszmy! Bo w przeciwnym razie go zamkną!

Byłem zbyt oszołomiony próbą zrozumienia wielu rozmów odbywających się wokół mnie, i wkrótce poddałem się. Całkiem przestałem myśleć.

- Och, obojętnie.

Więc po tym wszystkim nie dany mi będzie odpoczynek. To nie fair.

Na samym końcu chciałem spać odrobinkę dłużej, ale po tym, jak głośna stała się Ene, nie wyglądało na to, że mi na tak wiele pozwoli.

Ale z jakiegoś dziwnego powodu, koniec końców uśmiechnąłem się lekko.

—Jak zwykle, usłyszałem okropnie głośne krzyki cykad na zewnątrz okna.

Począwszy od tego, nasz długi, długi 15 sierpnia... rozpoczął się.


Kagerou Days 1 Strona Główna Kagerou Days 2