Difference between revisions of "Zero no Tsukaima wersja polska Tom 4 Rozdział 5"

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search
Line 6: Line 6:
   
 
Gdy rano Saito się obudził, Louise spała u jego boku. Poprzedniej nocy, gdy Louise, której oczy były opuchnięte od łez, zmęczyła się, przyprowadził ją do pokoju, a ona natychmiast zasnęła. "Kuukuu," z niewinną twarzą, zrobiła wydech przez sen. Co sprawiło, że zmienia się wczoraj? Najpierw była gotowa zabić, a potem - nagle płakała „Dlaczego na mnie nie patrzysz!” Co? Co? - zastanawiał się Saito.
 
Gdy rano Saito się obudził, Louise spała u jego boku. Poprzedniej nocy, gdy Louise, której oczy były opuchnięte od łez, zmęczyła się, przyprowadził ją do pokoju, a ona natychmiast zasnęła. "Kuukuu," z niewinną twarzą, zrobiła wydech przez sen. Co sprawiło, że zmienia się wczoraj? Najpierw była gotowa zabić, a potem - nagle płakała „Dlaczego na mnie nie patrzysz!” Co? Co? - zastanawiał się Saito.
 
 
 
 
Zaczęła się budzić. Raptownie wstała i zauważając go, przygryzła wargę. Następnie głosem bez emocji, wymruczała :
 
Zaczęła się budzić. Raptownie wstała i zauważając go, przygryzła wargę. Następnie głosem bez emocji, wymruczała :
 
 
 
 
– Dzień dobry
 
– Dzień dobry
Line 604: Line 602:
 
{| border="1" cellpadding="5" cellspacing="0" style="margin: 1em 1em 1em 0; background: #f9f9f9; border: 1px #aaaaaa solid; padding: 0.2em; border-collapse: collapse;"
 
{| border="1" cellpadding="5" cellspacing="0" style="margin: 1em 1em 1em 0; background: #f9f9f9; border: 1px #aaaaaa solid; padding: 0.2em; border-collapse: collapse;"
 
|-
 
|-
| [[Zero_no_Tsukaima_wersja_polska_Tom_4_Rozdział_4|Cofnij do Rozdziału 4 z Tomu 4 - Sekret Tabithy]]| [[Zero_no_Tsukaima_wersja_polska|Powrót do strony głównej]]| [[Zero_no_Tsukaima_wersja_polska_Tom_4_Rozdział_6|Skocz do Rozdział 6 z Tomu 4 - Duch Wody]]|-|}</noinclude>
+
| [[Zero_no_Tsukaima_wersja_polska_Tom_4_Rozdział_4|Cofnij do Rozdziału 4 z Tomu 4 - Sekret Tabithy]]| [[Zero_no_Tsukaima_wersja_polska|Powrót do strony głównej]]| [[Zero_no_Tsukaima_wersja_polska_Tom_4_Rozdział_6|Skocz do Rozdział 6 z Tomu 4 - Duch Wody]]
  +
|-|}</noinclude>

Revision as of 20:02, 30 April 2011

Rozdział 5 – Siła mikstury miłosnej

Gdy rano Saito się obudził, Louise spała u jego boku. Poprzedniej nocy, gdy Louise, której oczy były opuchnięte od łez, zmęczyła się, przyprowadził ją do pokoju, a ona natychmiast zasnęła. "Kuukuu," z niewinną twarzą, zrobiła wydech przez sen. Co sprawiło, że zmienia się wczoraj? Najpierw była gotowa zabić, a potem - nagle płakała „Dlaczego na mnie nie patrzysz!” Co? Co? - zastanawiał się Saito.

Zaczęła się budzić. Raptownie wstała i zauważając go, przygryzła wargę. Następnie głosem bez emocji, wymruczała :

– Dzień dobry

– D-dzień dobry - odwzajemnił pozdrowienie Saito.

Potem Louise się zarumieniła. Zawsze rumieniła się z gniewnym wyrazem na swojej twarzy, ale teraz było inaczej. Patrząc w górę na Saita, delikatnie wykrzywiła swoje wargi i powiedziała coś niepewnie.

– C-co?

– Wybacz mi.

Louise otworzyła usta i powiedziała płaczliwym głosem.

– Wybaczmiwybaczmiwybaczmi. Wybacz mi?

Zdecydowanie była dziwna. Wpatrywała się w niego bezsilnymi oczyma szczenięcia mimo, że nigdy wcześniej tak nie patrzyła. Zawsze spoglądała na niego z góry lub marszczyła brwi, nie był przyzwyczajony do patrzenia w jakiś inny sposób.

– Poważnie, co jest z tobą nie tak?

Zmartwiony, chwycił jej ramię. Ubrana tylko w peniuar, Louise pochyliła swoją głowę i oparła policzek na jego ręce. Poczuł niespodziewany ucisk. Co więcej, ucisk po swojej lewej stronie. Szybki. Wkrótce cały został owładnięty przez niszczącą moc. Jego ciało gwałtownie zadrżało, a tętno przyśpieszyło. Aach, Louise w taki sposób patrzy… Ona nie może być zakochana we mnie, nieprawdaż?!

– Widziałam.

– Ee?

– …sen, wczoraj.

Sen?

– J-jaki sen?

– Sen o Saito.

– Sen o czym?

– We śnie Saito był podły. Chociaż mówiłam bardzo głośno, wciąż rozmawiał z innymi dziewczynami.

„Pac” Louise uderzyła w rękę Saita.

Jednakże, nie było to bolesne. Uderzyła bardzo delikatnie. Następnie zerknęła w górę, w jego twarz.

– Nawet jeśli, to było wczoraj. Nie kupuj prezentów innym dziewczynom, nie patrz na inne dziewczyny - masz swoją panią-mistrza, racja?

Saito, patrząc na Louise, szybko przełknął ślinę. Nigdy nie uświadomił sobie, że tak była w nim zakochana…

Ale co sprawiło, że Louise tak bardzo zmieniła swoją postawę. To tak jakby była zupełnie inną osobą. Louise, która gardziła mną aż do teraz, nie mogła stać się tak słodka. Początkowo była szalona, a teraz delikatnie gryzła jego dłoń, marszcząc brwi.

Nie uszczypnęłaby go tak. Uderzyłaby.

Louise nigdy nie pozwoliłaby sobie na taki flirt...

Chociaż początkowo Saito pomyślał, że Louise może być zakochana, odpędził ze swojego umysłu ostatni promyk nadziei.

– Słuchaj.

– T-tak.

– Powiedz zgodnie z prawdą. K-kogo kochasz najbardziej na świecie?

Louise wtuliła swoją twarz w klatkę piersiową i mamrotała płaczliwym głosem. Saito zakręciło się w głowie i odpowiedział nieskładnie.

– M-mistrza. Tak.

– Kłamstwa.

To nie było kłamstwo. Z bliska, tylko Louise mogła sprawić, że jego klatka piersiowa tak mocno pulsowała. Jednakże, Louise dziś...

– Naprawdę?

– Taa…

Następnie Louise wstała i, tuptając, pobiegł do przeciwnego boku łóżka.

Po wyjęciu czegoś z tajemnej dziury w murze obok łóżka, przybiegła z tym do Saita.

– N. N, nn.

A następnie rzuciła to Saito.

– Co to… ?

– Weź to.

Rzucony obiekt zrobiony był z włóczki. Zresztą, to wydawało się nienadającym do noszenia. Saito złapał to i przechylił głowę, próbując domyślić się jego zastosowania. W jaki sposób, to mogłoby być czymś "do noszenia"? Nie, niemożliwe. Nie miał pojęcia na którą część ciała mogło pasować..

Louise cicho spoglądała na Saita... oczami, które wydawały się wilgotnymi od płaczu. Ach, nie mógł nic poradzić, gdy patrzył w takie oczy. Miała wyczekujące spojrzenie. W końcu, nie mógł odpowiedzieć na oczekiwania Louise, ponieważ nie wiedział do czego to było, jednakże, musiał coś zrobić!

Czym do diabła to jest. Pomyślał Saito. Myśl! Taaa, patrząc na to, wydaje się podobnym do zabawkowej wypchanej meduzy. Również moża uważać, że to jest jeden gatunków fauny Burgessa [1], który rządził morzem na prehistorycznej ziemi. Chociaż wygląda to jak tajemnicze zwierzę, ale ponieważ dała mi to Louise, to musi mieć jakieś zastosowanie. Ach! Pomyśl!

Saito denerwował się, powoli tracąc swój spokój.

– Wspaniałe! To! Fantastyczna rzecz! Wygląda na meduzę! Najlepsze!

Louise zrzedła mina.

– To coś innego… To nie to… To jest sweter.

Co do swetra z obcego świata, to był inny niż można oczekiwać. To zdecydowanie przekraczało wyobrażenie Saita.

W panice, próbował go założyć. Ale jak to ubrać? Jakoś znalazł wejście i wcisnął swoją głowę. Jednakże, jego ramię nie wyszło i połowa jego twarzy pozostała w środku. Będąc uwięzionym w tak niewygodny sposób, stanął spokojnie.

Wtedy Louise mocno objęła Saita i pchnęła go na łóżko

– L-Louise...

Ponieważ jego ramię było uwięzione przez sweter, nie mógł się ruszyć.

– Bądź nieruchomo – Louise błagała Saita. Co? Już jestem nieruchomy. Ale to dlatego, że nie mogę wydostać moich ramion ze swetra.

– Nie mogę tego zrobić.

Powiedział cicho, szczerze.

Louise złapała go stanowczo jak dziewczyna obejmująca swojego ulubionego pluszaka.

– Uu, czy nie musisz iść na lekcje?

– W porządku. Po prostu sobie opuszczę.

Muhaa! Im bardziej o tym myślał, tym bardziej podejrzanie to brzmiało. Normalna, poważna Louise nigdy tak lekko nie opuściłaby lekcji.

– Na cały dzień, bo kiedy cię wypuszczam, flirtujesz z innymi dziewczynami. Nienawidzę tego.

Wyglądało, że chciała w ten sposób związać Saita. W końcu, dla bardzo wyniosłej Louise powiedzenie takiej rzeczy… Nawet jeśli tak czuła, nigdy nie wypowiedziałaby tego głośno.

– Powiedz coś.

Louise słodko mruczała. Saito, o co chodzi z Louise? Zastanawiał się zamartwiając, co sprawiło, że Louise zaczęła mówić tak lekko i łagodnie.



Po południu, Louise w końcu zasnęła. Młoda dziewczyna pochrapywała w głębokim śnie.

Wtedy Saito cicho wymknął się z pokoju i skierował do jadalni, aby dostać jakieś jedzenie. Zamierzał także wziąć porcję Louise.

Siesta, która przygotowywała właśnie w kuchni lunch, mile uśmiechnęła się, gdy skończył wyjaśniać sytuację.

– Jesteś lubiany.

– Nie, jest inaczej. Louise nie jest sobą. Zachowuje się zabawnie. Nic na to nie poradzę, ale teraz muszę dostać jakieś jedzenie.

Powiedział zaniepokojony Saito, gdy Siesta nadepnęła jego stopę, nie przestając się uśmiechać.

– To wspaniale.

– S-Siesta?

Wyglądało jakby naprawdę oszalała. Opanowany uśmiech tylko podkreślał jej zimny gniew.

– Hee. Ta bardzo dumna szlachcianka, Panna Vallière nagle stałaby się przylepna do Saita. Co mogłoby zmienić jej myśli względem ciebie? Jestem ciekawa.

Wciąż uśmiechnięta, Siesta włożyła więcej siły w miażdżenie jego stopy. Saito krzyknął.

– T-To prawda! Rzeczywiście nagle zaczęła zachowywać się dziwnie.

– Naprawdę?

– Taa… To tak jakby zmieniła się w inną osobę.

– To przypomniało mi, że słyszałam, że są jakieś magiczne napoje, które mogą w taki sposób zmienić umysł osoby…

– Magiczny napój?

– Oczywiście. Ponieważ nie jestem magiem, mogę nie rozumieć tego dobrze… ale panna Vallière mogła nie wypić takiej rzeczy…

Saito pamiętał poprzednią noc. Postawa Louise zmieniła się dramatycznie po wejściu do pokoju Montmorency… gdy on ukrywał się pod materacem łóżka.

W tym momencie postawa Louise nagle się zmieniła… Czy Louise zrobiła coś ?

Ach.

– To przypomniało mi, że powiedziała : "Uff! Przez bieganie w kółko jestem spragniona" i jednym łykiem wypiła czerwone wino ze stołu!

To? Mogło to być to? Saito zaczął mieć podejrzenia wobec czerwonego wina z pokoju Montmorency.



Saito poczekał na Montmorency, aż wyszła z jadalni i chwycił jej ramię. Guiche, które szedł obok niej, ryknął.

– Hej! Co robisz mojej Montmorency!

Jednakże, zamiast się skarżyć, twarz Montmorency nagle zbladła. Co?! Chociaż chwycił w ten sposób ramię arystokratki! Domyślna Montmorency, która była jeszcze bardziej arogancka niż Louise, nie chciał robić dużo hałasu. Jednym słowem, poczuła się czymś zobowiązana wobec Saita i to było na pewno powiązane z nagłą zmianą Louise.

– Hej Monmon.

Saito spojrzał na Montmorency.

– C-co…?

Niezgrabnie odwróciła swoje oczy. Nie była zła z powodu nazwania ją Monmon. To stawało się coraz bardziej podejrzane.

– Co za napój zrobiłaś Louise?

– Ee? – Guiche zrobił podejrzliwą minę.

– Montmorency dała coś Louise?

– Hej Guiche. Widziałeś zmianę Louise, prawda? W jednym momencie była zła, a w następnym delikatnie złożyła swoje dłonie. Nawet ktoś tak tępy, jak ty powinien nabrać podejrzeń.

Guiche pomyślał chwilę, krzyżując swoje ramiona. Zabrało to trochę czasu, ponieważ był jak zwykle powolny. Następnie Guiche, który z wielkim wysiłkiem przypomniał sobie wydarzenia poprzedniej nocy, kiwnął głową.

– Jest tak jak mówisz. Nie powinno być możliwym dla Louise nagle stać się tak delikatną. Racja?

– Racja! Monmon! Louise stała się dziwna po wypiciu wina w twoim pokoju.

– To wino, które przyniosłam! Nie ma w tym nic podejrzanego!

Po tych słowach, Guiche zauważył niezwykłe zachowanie Montmorency. Gryzła mocno swoje wargi, a na jej czole pojawiły się maleńkie krople zimnego potu.

– Montmorency! To wino naprawdę…

– Ten dzieciak wypił to bez pozwolenia!

Wykrzyczała Montmorency, nie mogąc wytrzymać

– Nie o to chodzi! To twoja wina! – powiedziała kierując się do Guichego, wskazując jego nos palcem. Guiche i Saito osłupiali obserwowali Montmorency, która teraz skierowała swój gniew ku innej osobie.

– Bo ty ciągle się wygłupiasz.

– Ty! Co dolałaś do wina?!

Saito zrozumiał. Montmorency chciała by Guiche wypił coś, co zostało umieszczone w winie. Wtedy Louise, która wtargnęła do pokoju, wypiła to zamiast niego.

Na moment, obydwoje, Guiche i Saito, stali niepewnie zmieszani i zrezygnowani. Wtedy Montmorency spokojnym, suchym głosem powiedziała.

– …napój miłosny.

– Napój miłosny!

Guiche i Saito wykrzyknęli. Montmorency w panice położyła obie dłonie na ich ustach.

– Idioci! Nie tak głośno!... To zakazane.

Saito złapał ramię Montmorency, zsunął jej dłoń ze swoich ust i krzyknął..

– A więc nie zaczynaj z takimi eksperymentami! Pomóż jakoś Louise!



Montmorency, Saito i Guiche wysilali swoje mózgi. Wyjaśniła im obu w arogancki sposób, że zrobiła napój miłosny, by uniemożliwić Guiche romansowanie. Umieściła to w szklance, by zmusić go do wypicia, ale wtedy gwałtownie wbiegli do pokoju Saito i Louise. Nie trudno było Saitu wyobrazić sobie, co zdarzyło się potem. Nieświadoma, Louise wszystko to wypiła.

Saito krzyczał.

– Co zrobiłaś?!

– …Jednakże, tak czy inaczej nie musiała zakochać się we mnie, racja?

Guiche, który stał do tej pory cicho, chwycił rękę zarumienionej Montmorency.

– Montmorency, tak bardzo ci się podobam…

– Haa! Myślisz, że zrobiłam to dla ciebie? Nie traciła bym na to czasu. Zwykłą nieuprzejmością z twojej strony było romansowanie za moimi plecami!

Rumieniec na policzkach Montmerency szybko został zastąpiony przez arogancki grymas niezadowolenia. Zgodnie z przewidywaniami, duma Tristainskich szlachcianek był naprawdę wielka. Bardzo zarozumiała i arogancka.

– Nie martw się moimi romansami! Jestem twoim wiecznym sługą!

Guiche mocno objął Montmorency. Następnie, trzymając jej policzek, spróbował ją pocałować. Zaskoczona Montmorency zamknęła oczy.

– Przestańcie.

Saito ich rozdzielił.

– Co robisz idioto?!

– Nie ważne! Najpierw pomóżmy Louise!

– Wcześniej czy później przyjdzie do siebie!

– Kiedy będzie to "wcześniej czy później"!

Montmorency wyglądała na niezdecydowaną.

– Fizjologia każdej osoby jest inna, to może trwać miesiąc lub może rok…

– Planowałaś pozwolić mi wypić taką rzecz?

Guiche zbladł.

– To będzie trwać zbyt długo. Natychmiast! Tak czy inaczej! Zrób to!

Saito gwałtownie przybliżył swoją twarz do Montmorency.

– Rozumiem! Ale przygotowanie antidotum zajmie trochę czasu!

– A więc pośpiesz się i zrób je! Teraz! Zrób je teraz!

– Jednak by zrobić antydotum, niezbędny jest pewien kosztowny specyfik, ja zużyłam wszystko, by zrobić napój miłosny, a to jest bardzo drogie. Nie mogę tego zrobić w najbliższej przyszłości.

– Tak, pieniądze będą trudne do zdobycia, nie przesadzam.

– Brak pieniędzy? Jesteście arystokratami!

Gdy Saito wykrzyknął, Guiche i Montmorency spojrzeli na siebie.

– Mimo, że jesteśmy arystokratami, przede wszystkim jesteśmy studentami.

– To starsi członkowie rodziny posiadają ziemię i pieniądze.

– Poproście więc swoich rodziców o przysłanie pieniędzy – powiedział Saito do ich obojga.

Wtedy Guiche uniósł palec wskazujący i zaczął mówić.

– Słuchaj. Ten świat ma dwa rodzaje arystokratów. Jednym z nich są ci, którzy nie mają szczęście do pieniędzy, a innym rodzajem – arystokraci, którzy mają pieniądze. Na przykład, de Montmorency. Rodzina Montmorency zawiodła w melioracji i zarządzanie terenem jest okropne.

Montmorency się wtrąciła.

– Albo jak dom de Gramont, rodzina Guichego, która ze względu na honor zaangażowała się wojnę i zmarnowała całe swoje pieniądze…

– W każdym razie, są arystokraci bez pieniędzy. W rzeczywistości, i nie wyolbrzymiam, połowa arystokratów na świecie ma, w najlepszym wypadku, dość pieniędzy tylko by utrzymać rezydencję i ziemię wokół niej. Jednakże, dla człowieka z gminu jak ty nie do pojęcia są trudy utrzymania honoru i dumy szlachcica.

Ci ludzie… Saito niechętnie zaczął szukać czegoś w kurtce i kieszeniach dżinsów. Następnie wyciągnął złote monety, które otrzymał wcześniej od Henrietty. Połowę kwoty zostawił w pokoju Louise, a drugą, przyniósł ze sobą.

– Czy to wystarczy.

Wysypał je na stół.

– Uuu! Czemu masz tyle pieniędzy? Ty!

Widząc taką ilość złota leżącą na całym stole Montmorency zaparło dech.

– Fantastyczne, niektóre to nawet monety 500 écu.

– Nie pytaj skąd pochodzą. Po prostu kup za to, ten drogi specyfik do końca jutrzejszego dnia.

Montmorency niechętnie kiwnęła głową.



Gdy wrócił do swojego pokoju z kieszonkową latarką, wyglądało tam dziwnie.

Jakoś całe pomieszczenie był wypełniony jakby papierosowym dymem o słodkim aromacie. Louise siedziała pośrodku z kadzidełkami wydzielając wokół niej opary.

– Hej, co? O co z tym wszystkim chodzi?

Gdy Saito tak powiedział, Louise, która na niego spoglądała, odpowiedziała płaczliwie.

– Gdzie byłeś…?

Dopiero wtedy zauważył jak kusząco wyglądała Louise. Nie miała na sobie spódnicy.

– Zostawiłeś mnie całkiem samą…

Powiedziała płaczliwym głosem, chmurnie patrząc w górę na Saita. Wyglądało, jakby czująca się samotną, zaczęła palić te wszystkie kadzidła.

– Prze-przepraszam…

Dlaczego ona nie zakłada spódnicy?! Próbował odwrócić swoje oczy od jej ciała, gdy zauważył inny niespodziewany fakt. Dobrze… Lo-Louise, Louise Françoise – ten nicpoń, spódnica nie była jedyną rzeczą, którą zapomniała? Jej majtki też zniknęły.

Część poniżej linii pasa wyzierała z luki koszuli. Nie było śladu żadnej bielizny.

Saito zaczął drżeć.

– Z-załóż jakieś m-m-m-majtki!

Drżąc, wykrzyknął patrząc w inną stronę.

– N-nie!

– Czemu nie?!!

– Nie jestem wystarczająco sexy. Wiem to ponieważ co noc Saito śpi w łóżku u mego boku, ale nic nie robi. Nie zniosę już tego dłużej – płaczliwym głosem powiedziała Louise.

– To znaczy, ty, ja, mówisz, że chcesz, abym cię p-położył i potem r-r-r-robił z tobą te rzeczy?

– Czy to źle…?

– Racja.

– Ale zamknę oczy i przez godzinę będę udawać, że nic nie wiem.

Ale mówiąc, że uda, że nic nie będzie wiedzieć… Louise mocno się zaangażowała.

Opuściła rąbek swojej koszuli by nakrył jej intymne części ciała i stanęła. Poruszyła swoje nagie, smukłe nogi. Serce Saita waliło wewnątrz klatki piersiowej, brzmiąc jak nieustanne dzwonienie dzwonka.

Louise skoczyła na jego klatkę piersiową. Słodki zapach jej włosów był nawet wyraźniejszy niż aromat kadzidła w pokoju. Nigdy nie użyła perfum, to był naturalny zapach jej ciała. Z twarzą wtuloną kurtkę Saita, zadrżała i szarpnęła.

– Jestem samotna… Idioto…

Obie ręce Saita ulokowały się na ciele Louise.

Wydawały się obejmować ją zdecydowanie instynktownie.

Saito ugryzł swoją wargę. Włożył trochę siły w ugryzienie, starającym się odzyskać część swojego spokoju przez ból.

Obecna Louise… nie jest Louise, którą znam. To napój miłosny sprawia, że zatraca siebie. Moja Louise jest tą, którą chronię i lubię… Z tego powodu, nie mogę w taki sposób jej teraz obejmować. Co jeśli jego hamulce zawiodłyby? Na pewno pragnąłby Louise jak bestia.

Z powodu miłości, to nie może być dopuszczalne.

Saito drżącymi rękami chwycił ramiona Louise. Następnie spojrzał prosto w jej oczy i wycisnął z siebie głos łagodny jak to możliwe.

– Louise…

– Saito…

– Więc… Zachowujesz się dzisiaj dziwnie z powodu mikstury.

– Mikstury… ?

Louise patrzyła na Saita wilgotnymi oczami.

– To prawda. Obecna ty, nie jesteś prawdziwą sobą. Ale nie martw się, znajdę jakoś antidotum. Dobrze?

– To nie z powodu mikstury.

Louise patrzyła prosto na Saita.

– Te uczucia nie są z powodu mikstury. Ponieważ kiedykolwiek patrzę na Saita moje serce zaczyna bić gwałtownie. Nie tylko to… nie mogę oddychać i czuję się bezradna. Wiem, to uczucie jest…

– T-to coś innego. Chciałbym, aby to były twoje prawdziwe uczucia, ale nie są, to coś innego. To z powodu mikstury. Antidotum będzie gotowe do jutra wieczora, więc poczekaj. Albo idź teraz spać, dobrze?

Louise potrząsnęła głową.

– Nie rozumiem. To bez znaczenia. W każdym razie musisz mnie mocno przytulić albo nie pójdę spać.

– Jeśli to zrobię, pójdziesz do łóżka?

Louise skinęła głową. Saito przeniósł ją do łóżka, następnie położył się przytulając obok niej. Jak zwykle Louise zdecydowanie przylgnęła do niego.

– Nie idź nigdzie. Patrz tylko na mnie, nie na inne dziewczyny, tylko na mnie.

Powtarzała jak jakiś rodzaj zaklęcia.

Saito pokiwał głową.

– Nigdzie nie pójdę. Zostanę tutaj przez długi czas.

– Naprawdę?

– Acha. Tak, więc odpocznij, dobrze?

Jednakże, Louise nie zasnęła. Za to, przesunęła się trochę i uniosła swoją zaczerwienioną twarz ku karkowi Saita. Zanim nawet mógł się zorientować co zrobiła, zaczęła całować jego szyję. To sprawiało wrażenie, jakby potoki igiełek przebiegały wzdłuż jego kręgosłupa.

– Haaaaaaaaa…

Saito zaczął trząść się w strachu. W międzyczasie Louise zaczęła mocno ssać jego skórę.

– Louise! Louise!

Jeśli nie przestaniesz, umrę. Jednakże, nie przestała. Z rumieńcami na policzkach obserwowała miejsce, które właśnie pocałowała. Zaczerwieniło się jakby ugryzione przez owada.

Zauważając to, kontynuowała zostawianie śladów na skórze Saita z pełnym zaangażowaniem.

– Louise, stój! Dosyć! Ach!

Jego umysł nie mógł już tego znieść. Gdy Louise oderwała swoje usta, wymruczała nadąsanym głosem.

– Nie. Nie przestanę. Saito jest mój i tylko mój. Dlatego będę zostawiała znaki, by pokazać że jest mój i trzymać inne dziewczyny z dala.

Po tym, tortury Saita toczyły się przez chwilę dalej. Zaczęła zostawiać ślady malinek nie tylko na karku, ale również na jego klatce piersiowej. W końcu było ich tam dziesięć.

Silne drgawki Saita przeszły w lekkie dreszcze, gdy jej wargi w końcu zostawiły jego klatkę piersiową. Wtedy Louise, obróciła głowę na bok, odsłaniając swoją własną szyję.

– Teraz ty oznacz mnie.

– A-ale…

Saito patrzył na smukłą, śnieżnobiałą szyję Louise.

– Jeśli tego nie zrobisz - nie pójdę spać.

Nie było innego wyjścia. Zamknął oczy i zbliżył swoje wargi do szyi Louise. Dotknął jej. Głębokie westchnienie uszło z ust Louise. Nigdy nie słysząc tak słodkiego jej westchnienia, Saito prawie umarł.

Bardzo zdenerwowany, przyssał seledynową skórę Louise.

– Nn…!

Ona też musiała być zdenerwowana, ponieważ wydawanie takiego krzyku wydawało się to potwierdzać.

Zmęczenie szybko ją opanowało i po chwili zaczęła oddychać jak śpiąca osoba.

Oślepiony patrzył na swój własny czerwony ślad na karku Louise. Wyglądał jak czerwona truskawka na środku białego śniegu.

Saito odetchnął ciężko, musiał hamować się wiele razy, bo zaatakowałby Louise, która spokojnie spała obok niego.

Uspokój się! Louise zachowuje się tak z powodu magicznego napoju.

Musiał szybko znaleźć antidotum, by odesłać ją z powrotem do zwykłego zuchwałego ja, zamiast tego słodkiego!

Następnie zauważył coś, co Louise mocno trzymała śpiąc.

To był wisiorek, który kupił jej w mieście. Trzymała go mocno jakby był jakimś rodzajem skarbu. Widząc tą uroczą scenę, stracił całą swoją siłę.

To było okrutne. Louise była okropna. Przestępstwem jest wyglądać tak niepokojąco słodko.

Podświadomie, wyciągnął swoją rękę ku Louise, tylko po to, aby zacisnąć na niej drugą. Nie mam prawa wykorzystać jej w ten sposób. To z mojego powodu. To z powodu magicznego napoju. Wytrzymaj to.

Gdybym tylko nie chciał by Siesta ubrała ten marynarski mundurek, Louise nie zamieniła by się w to… Dlatego to jest moja wina.

Jestem do niczego, pomyślał Saito. Nigdy nie odrzucam okazji, by poflirtować z dziewczyną i…Siestą. To prawda, Siesta.

Ach, Siesta, ona podziałałyby uspokajająco na niego po prostu przez swoją obecność. Świetnie też wyglądała. Gdy jednak obok znajdowała się Louise to sprawiła, że jego serce tętniło.

Ach, którą z nich kocham bardziej?

Co za rozkoszne zmartwienie. Nie mógł sobie nawet wyobrazić posiadania takich zmartwień z powrotem na Ziemi.

Patrząc na twarz śpiącej Louise, zaczął myśleć… czemu wracać do swojego dawnego świata, jeśli może tu pozostać?

Gdy Louise została damą dworu Henrietty, to podróżowanie na wschód stało się trudne… Chociaż był rozczarowany, jednocześnie poczuł się zadowolony. Przez to, że mógł zostać przy Louise.

Ach, Ziemia, Siesta i Louise. Ta trójka kręciła się w kółko w głowie Saita, doprowadzając go do frustracji.

Co powinienem wybrać? Dziś nie mógł dokonać wyboru, ale będzie musiał.

Może w najbliższej przyszłości.



Następnego dnia wieczorem, Saito było w pokoju Montmorency. Pokłócił się z Louise przed zostawianiem jej i przyjściem tu…

– Nie możesz zrobić antidotum?

Z podniesioną twarzą, Saito wpatrywał się w Montmorency. Przy niej siedział Guiche trzymając brodę i marszcząc brwi. Tego dnia Montmorency i Guiche poszli do miasta na czarny rynek z nadzieją na znalezienie antidotum, jednakże....

– To nic nie da! Zostało wyprzedane!

– A więc kiedy możesz to kupić?!

– To… wygląda, że nie mają towaru, który potrzebujemy.

– Co to jest?

– Ten szczególny specyfik pochodzi z Jeziora Ragdorian, przy granicy z Galią. Zrobiony jest z łez ducha wody… jednak, wygląda, że ostatnio nie są w stanie skontaktować się z duchami wody.

– Cooo ?!

– Inaczej mówiąc, nie możemy zdobyć tego szczególnego specyfiku.

– To, co z Louise?

– No więc, myślę, cóż naprawdę jest w tym złego? Zakochała się w tobie. Lubisz ją, czyż nie?

Jednak Saito nie mógł zgodzić się z tym, co powiedział Guiche.

– Nie potrafię być szczęśliwy, jeśli powodem, że mnie kocha jest mikstura. To nie są prawdziwe uczucia Louise. Dlatego chcę by wróciła do swojej własnej siebie.

Ale… Montmorency wydęła wargi, a Guiche potrząsnął głową z ociąganiem. Nawet Saito pomyślał przez chwilę, aż w końcu zacisnął dłonie w pięści, zdecydowany.

– Gdzie jest ten duch wody?

– Powiedziałam ci już, w jeziorze Ragdorian.

– A więc tylko musisz się z nim skontaktować, racja?

– Eeeech!? A teraz słuchaj! Duch wody rzadko ukazuje swą twarz ludziom! Nawet gdyby to zrobił, jest bardzo silny! Jeśli będzie rozgniewany, rezultaty mogą być katastrofalne!

– Nie obchodzi mnie to, idziemy!

– Dobrze, mnie obchodzi! Zdecydowanie nie idę.

Saito skrzyżował ramiona.

– W takim razie, jest tylko jedna rzecz, którą mogę zrobić. Będę musiał powiedzieć Jej Królewskiej Wysokości Księżniczce, a może teraz Jej Wysokości Królowej o napoju miłosnym. W każdym razie, będę musiał prosić o jej pomoc w tym problemie. Pomyśl, czy ten napój nie został zabroniony? Zrobienie tego nie powinno być dopuszczalne, prawda? No więc, zastanawiam się co zrobiła by Jej Wysokość gdyby dowiedziała się o tym?

Twarz Montmorency szybko zbladła.

– Co myślisz Monmon?

W porządku! Rozumiem! Pójdę, jeśli ty pójdziesz!

– Hmm, nie możemy także pozwolić zostać Louise w tym stanie. Ktoś inny może zauważyć jej dziwne zachowanie i podejrzewać napój miłosny.

Guiche skinął głowa.

– Nie bój się moje kochanie. Zostanę przy tobie w tej podróży – powiedział Guiche, gdy pochylał się i próbował wolno położyć rękę na ramionach Montmorency, ale ona szybko uchyliła się przed nim.

– To naprawdę nie jest budujące. Jesteś zbyt słaby.

Po tym, trójka zrobiła przygotowania do wyprawy.

Mieli wyjść następnego dnia, z samego rana. Ponieważ nie wiedzieli jak Louise może się zachować, jeśli została by sama, zdecydowali się też ją zabrać.

– Cha, to moje pierwsze wagary – westchnęła Montmorency.

– A co ze mną, jak nie chodzę do szkoły od pół roku? Po przybyciu Saita, przygoda była co dnia! Hahaha! – Guiche wybuchnął serdecznym śmiechem.


Przekład

Tłumaczył: egaro


Cofnij do Rozdziału 4 z Tomu 4 - Sekret Tabithy| Powrót do strony głównej| Skocz do Rozdział 6 z Tomu 4 - Duch Wody