Tabi ni Deyou:Sen
(夢) SEN
- …Czyli możesz to naprawić?
Dziewczyna przyglądała się chłopcu trzymającemu w swojej ręce klucz. W odpowiedzi jęknął, a na jego twarzy malowało się zmęczenie.
- Próbuję już od czterech dni, ale w tym stanie szybciej dojdziemy do kolejnego miasta niż ja to skończę.
- Nie to chciałam usłyszeć. Miasto znajduje się wiele mil stąd.
Zażenowana dziewczyna usiadła na ławce. Suche drewno, popękane przez nieustannie świecące słońce, kłuło jej odkryte nogi, lecz w tej chwili zmęczenie pokonało dyskomfort. Miała na sobie typowy szkolny mundurek, jednak z powodu upału zdjęła marynarkę i wachlowała się swoją dłonią.
- Może się do tego nie nadajesz, chłopcze. Nikt cię nie pochwali za zmuszanie zdezelowanego motoru do przejechania 140 mil wiesz?
- Przestań mi to wytykać. Jesteśmy w ciągłym ruchu, więc nie mam czasu na jakieś większe naprawy.
Chłopak, którego nazywano „chłopcem” postukiwał kluczem swoje sztywne ramiona. Nosił ten sam mundurek co dziewczyna, tylko oczywiście w męskiej wersji. Również zdjął marynarkę, krawat i rozpiął kołnierzyk.
Prawdą jest, że mógł wykonać ograniczoną liczbę napraw. Na swoją podróż przygotowali tylne siodełko na ich pierwotnie jednoosobowego Super Cuba, które zapełnili takimi rzeczami jak jedzenie, ubrania, benzyna i woda. Z powodu bagażu dla dwóch osób zostało niewiele miejsca na narzędzia. Śruby i nakrętki stanowiły ich cały zapas wraz z olejem i świecą zapłonową. Biorąc pod uwagę to, że ich zestaw narzędzi składał się z klucza do nakrętek, kluczy sześciokątnych i noża Gerbera, porządna naprawa była poza sferą ich marzeń.
- Może powinniśmy się go pozbyć… - zasugerował.
- Nie bądź głupi. Chcesz nosić bagaże na plecach?
- Ngh - chłopak poczuł się zakłopotany gdy jego sugestia została odrzucona.
- Więc może pomożesz mi go pchać dziewczyno?
- Nic z tego. – Dziewczyna nazywana „dziewczyną” wpatrywała się w niego.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, że chcesz zmusić damę do wykonywania ciężkiej, fizycznej pracy? Nie masz za grosz poczucia humoru.
- Ha, członkini klubu atletycznego nazywa siebie damą? Prawdopodobnie jesteś bardziej umięśniona niż ja.
Jej odpowiedzią był solidny kopniak wymierzony w jego stronę.
Sądzę, że damie nie spodobał się ten żart. Auć.
- Myślę, że tutaj rozbijemy obóz na noc. To będzie o wiele lepsze niż rozbijanie namiotu na środku drogi, prawda?
- Nie mogę się z tobą nie zgodzić.
Zatrzymali się na terenie wypoczynkowym dla pobliskich farmerów. Byłą tam tylko toaleta, źródło wody i kilka ławek pośród drzew, lecz dla tej dwójki było to wystarczające. Na obszarach takich jak ten, gdzie nie ma nic poza długą drogą i łąkami, miejsca odpoczynku są cenniejsze niż cokolwiek innego. Spróbuj choć raz przespać się na asfalcie: zaatakują cię insekty, plecy rozbolą od twardej nawierzchni i napadnie cię poranne ciepło.
- Przygotujmy się na noc. Niedługo zacznie się ściemniać.
- Mm. – Chłopak przytaknął. Godzinowa wskazówka na jego chronografie wskazywała, że było już po szóstej. Trzeba przyznać, że raczej ten staroświecki mechanizm nie był zbyt dokładny, lecz patrząc na zaczerwienienie nieba, czas wskazywany był w miarę poprawnie.
- Dobrze, dziewczyno, przygotuj kolacje. Ja zajmę się łóżkami.
- Zrozumiałam, chłopcze.
Oboje zaczęli zajmować się swoimi obowiązkami nie nazywając siebie chociaż raz po imieniu. Z bagażnika, którego poszerzyli poprzez zawieszenie różnych rzeczy po obu stronach tylnego koła, chłopak wyjął ich sprzęt do spania a dziewczyna zabrała torbę kiedyś wypchaną składnikami, lecz teraz w większej części pustą z wyjątkiem przyrządów do gotowania. Zabrali się do działania.
Chłopak podszedł do dwóch najbardziej oddalonych ławek. Mimo sporego zużycia, były dla niego idealne: wystarczająco długie aby rozłożyć na nich nogi i pozbawione oparcia oraz podłokietników. Nawet lepiej, po obu stronach ławek znajdowały się drzewa. Perfekcyjne.
Powoli wyjął zawinięte koce. Było ich w sumie osiem, starannie upakowane i zabezpieczone za pomocą sprytnej techniki, którą wymyślili. Na każde z nich przypadną cztery sztuki. Na każdej ławce złożył dwa z nich na trzy części i ułożył jako swoiste maty do spania. Potem, położył po jednym na ławkach jako nakrycie. Mimo że było to lato, znajdowali się na dalekiej północy wyspy, gdzie pogoda może się zmienić w jednej chwili. Dwa ostatnie koce użył jako poduszki.
Następnie, ze sznurka na pranie i niebieskiego prześcieradła zrobił dach. Linkę przywiązał do pni drzew, rozciągając ją nad prowizorycznymi łóżkami, i przeciągnął prześcieradło nad nimi. Poprzez obciążenie rogów prześcieradła, dach przypominał kształtem ten z namiotu. To wystarczało aby ochronić ich przed słońcem i mżawką. Całą konstrukcja będzie podatna na wiatr, ale przywiązanie jej do Super Cuba ma temu zapobiec.
Na koniec położył między ławkami przeźroczysty pojemnik w kształcie świni, który również był częścią ich bagażu, po czym napełnił go spiralą zapachową przeciw komarom.
Wszystko gotowe.
- O?
Po zakończeniu przygotowań dotarł do niego apetyczny zapach, który sprawił, że chłopak odwrócił się i spojrzał w tamtą stronę.
Oprócz wspaniałego posiłku, jego oczy doświadczyły fragmentu największego marzenia każdego mężczyzny – dziewczyna ubrana w fartuch przygotowująca kolację. Używała małego obozowego palnika i patelni, na której podgrzewała trochę peklowanej wołowiny i szparagów z puszki.
Mimo że nie był zadowolony ze szparagów, to jednak aromat wołowiny smażonej na maśle nawoływał do jego pustego brzucha, przez co chłopak musiał z nim walczyć aby uciszyć burczenie.
Dziewczyna podzieliła posiłek na dwie części za pomocą scyzoryka, wyjęła dwie kromki chleba z hermetycznego pojemnika i wcisnęła między nie połowę składników. Na koniec, podsmażyła jeszcze całą kanapkę.
Mimo że nóż nie został stworzony z myślą o gotowaniu to jednak sprawne ruchy dziewczyny sprawiły, że kanapka była gotowa w bardzo krótkim czasie. Umieszczona na wierzchu odpowiednia ilość musztardy w połączeniu ze złocisto-brązowym kolorem pieczonego chleba sprawiły że chłopak poczuł się jeszcze bardziej głodny.
Jednakże, chłopak nie zabrał się od razu do jedzenia.
Oboje zdecydowali, że każdy posiłek, mimo wszystko, zawsze będą jeść razem.
Podczas gdy dziewczyna przygotowywała podobną kanapkę, jednak z mniejszą już ilością musztardy, chłopak walczył aby powstrzymać wodospad śliny, który groził wypłynięciem z jego ust.
- Skończyłam. Możemy jeść.
Dziewczyna szybko rozwiązała swój fartuch i usiadła na tymczasowym łóżku.
- …
Spostrzegła, że chłopak jej się przygląda.
- …Co?
- Ach, pomyślałem, że teraz bardziej przypominasz dziewczynę.
Au. Mój goleń.
- Co to miało znaczyć!
- Nie, umm, sposób w jaki gotowałaś i zdjęłaś fartuch przypominał ten… Będąc szczerym, wyglądała jak gospodyni domowa, ale wątpię, że przeżyłbym gdybym jej to powiedział.
- Cóż, nawet ty byś się do tego przyzwyczaił, gdybyś musiał robić za kucharza przez trzy miesiące z rzędu!
- Przepraszam, że cały czas zrzucam to na ciebie!... Tak czy inaczej, jedzmy!
- Tak, tak.
Dziewczyna usiadła ponownie i wzięła się za swoją kanapkę.
Uśmiechnęli się do siebie po czym ugryźli kanapki w tym samym czasie.
Nie odzywali się do siebie tylko uśmiechali się od czasu do czasu.
Soczysta, peklowana wołowina i musztarda zwiększyły ich apetyt, toteż szybko pochłaniali kolejne kęsy. Było to tak smaczne, że chłopak zapomniał nawet o szparagach.
Jedynym minusem było to, że został im już ostatni kęs.
Chłopak włożył do ust ostatni kawałek z lekkim żalem, po czym wessał okruszki chleba z dłoni.
- Dziękuję za posiłek.
- Tak, dziękuję za posiłek.
Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi.
- …A tak przy okazji chłopcze.
- Mm?
- Skończył nam się chleb i wołowina.
- Że co?!
Dziewczyna rzuciła na niego długie, chłodne spojrzenie.
- Minął tydzień, odkąd ostatni raz uzupełnialiśmy zapasy jedzenia. Jeśli nie naprawisz motoru, to od jutra szparagi będą jedynym daniem w menu.
- C-czy to groźba?!
- Oczywiście, że nie. Po prostu cię informuję, mój wspaniały kierowco.
Ten werbalny cios sprawił, że chłopak z siódmego nieba spadł w czeluście rozpaczy. Dziewczyna, dla której nie było problemem jedzenie szparagów, uśmiechnęła się do niego. Uznał, że wygląda bardziej zawistnie niż zwycięsko. Cholera, muszę szybko to naprawić…!
Spoglądając w górę, zauważył, że słońce było już prawie za horyzontem. Zmierzch powoli znikał i ciemność zaczęła pokrywać świat. Nie minie dużo czasu nim ciemność osiądzie na dobre.
Starając się z tym walczyć, chłopak zapalił lampę złożoną z małej latarki LED i kilku pałeczek fluoroscencyjnych.
- Jest już ciemno. Może poszłabyś już spać, co dziewczyno?
- Ty się nie kładziesz? – Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę. Już od dłuższej chwili leżała na łóżku zanim chłopak jej to powiedział.
- Muszę jeszcze opisać dzisiejszy dzień w pamiętniku… Zauważyłaś, że wpisy z ostatnich dni mają dość tragiczny przebieg?
- Oczywiście. Nie można nic dobrego napisać od tamtego czasu. Jak już mówiłam wcześniej, nie zostało nam dużo zapasów.
- A co z wodą?
- Nie jest źle, została nam woda pobrana z wieży ciśnień, więc musimy ją jutro ugotować.
Znajdowali się w krytycznej sytuacji. Mieli wystarczająco paliwa dla Super Cuba, lecz byłoby to zbyt niebezpieczne aby za jego pomocą zagotować wodę. W ostateczności mogli go użyć jako podpałki do rozpalenia ogniska.
Chłopak westchnął ciężko i wyciągnął gruby tom z torby na książki, w której trzymali różne rzeczy.
Był to bardziej ich pamiętnik niż książka. Przednia okładka była pusta, więc nie można było od razu stwierdzić do czego pierwotnie była ta książka wykorzystywana, lecz ta dwójka używała tej ogromnej księgi do zapisywania swoich podróży. Miała prawie 5 cm grubości a kąciki obwoluty pokryte były mosiądzem. Miała nawet pas z pasującym, mosiężnym zamkiem.
Klucz do pamiętnika znajdował się na tym samym łańcuchu co klucz do Super Cuba. Jak zwykle, chłopak otworzył zamek, przewrócił na dzisiejszą stronę i przyłożył ołówek do papieru.
Latarka dawała mu wystarczającą ilość światła do pisania. Świeciło sztucznym światłem, które równoważyło światło gwiazd na fioletowym niebie. Kontrastując z niezliczonymi światłami na niebie, na dole świeciła tylko latarka i środek na komary.
Niecałe 10 minut później chłopak skończył swój wpis do pamiętnika. Zamknął książkę z powrotem na klucz i schował do torby. Następnie wyłączył światło i położył się spać.
Latarka pozostawiła po sobie zielony powidok, który utkwił na ich źrenicach, i, jakby rekompensując jej brak, wydawało się, że gwiazdy jaśnieją w ich oczach.
Wszystko co można było teraz zobaczyć to kalejdoskopowe światełka na niebie, niekończące się łąki okalające ziemię od jednego końca horyzontu na drugi i wąską drogę przecinającą szary krajobraz. I w jednej chwili, dwoje podróżników powoli zasnęło.
[CDN.]