Haken no Kouki Altina PL: Tom 1 Rozdział 1

From Baka-Tsuki
Revision as of 00:23, 11 September 2013 by Sacredus (talk | contribs)
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 1: Dziewczyna o czerwonych włosach i ognistych oczach

Error creating thumbnail: Unable to save thumbnail to destination

Część 1

Na niebie unosiły się chmury w kolorze ołowiu.

Taka sama pogoda była w dzień, w którym otrzymałem tu przydział – przez głowę Regisa przeszło wspomnienie tych wydarzeń.

Gdy ponownie spojrzał na ziemię, jego oczom ukazało się miasto w niczym nieprzypominające stolicy imperium.

To nie tak, że tęsknił za widokiem dróg wyłożonych kostką, rzeźb czy lamp ulicznych. Budynki w tym mieście były wzniesione z błota i kamieni, przez co w pewnym sensie przypominało więzienie.

Przygraniczne miasto Tuonvell.

Leżało 100 li (444km) od stolicy imperium, przez co dotarcie do niego zajmowało całe pięć dni jazdy wozem.

Jak na południe było strasznie ciemno, a zimny wiatr boleśnie kłuł po twarzy. Taka pogoda nie wynikała tyle z samego faktu, iż była to tak odległa prowincja, lecz z jej ulokowana w północnej części kraju, w której panowała zima, co mogło być metaforą czekającej go przyszłości.

Musiałem zawieść.

Stracił mistrza, swoją pozycję, a tym samym przyszłość, w dodatku został wysłany na północną linię frontu.

– Jakoś to będzie… Wspinanie się po drabince stopni nie jest najważniejsze w życiu. Teraz będę mieć więcej czasu na czytanie.

Moment wjazdu wozu do miasta zbiegł się z wybiciem południa na kościelnej dzwonnicy.

Podczas gdy jadące z nim wcześniej osoby zaczęły szukać miejsca, gdzie mogłyby coś zjeść, Regis ruszył do miejsca kompletnie niepowiązanego z obiadem.

Popchnął drewniane drzwi kamiennego budynku z rzędem książek ustawionych w oknie. We wnętrzu zastał go widok rzędów regałów wypełnionych tomiskami oraz zapach atramentu i papieru.

– Ach, jeśli są tu książki, to znaczy, że jestem wolny, a to miejsce stanie się moim domem.

Cytat z Dziennika Wypraw Bourgogna autorstwa Cuersa Romerosa. – dodał w myślach.

Regis twierdził, że jedynie bardzo lubi czytać, jednak w rzeczywistości był molem książkowymle rat de bibliothèque.

Z blaskiem w oczach spojrzał na półki z nowymi wydaniamic’est nouvelle.

Po chwili zaczęły trząść mu się usta.

– C-Co to ma znaczyć?!

– Coś nie tak, oficerze? – usłyszał głos dochodzący z drugiej strony pomieszczenia. Na brodatej twarzy tej osoby znajdowała się blizna, a umięśniona sylwetka potęgowała jedynie wrażenie, że bardziej pasuje do roli instruktora wojskowego niż sprzedawcy w księgarni.

Regisa trochę onieśmielał jego wygląd, ale przełamał się i powiedział: – Nie mogę znaleźć nowej książki Cuersa ani powieści hrabiego Ludocel i profesor Iluni… Tylko niech mi pan nie mówi, że je wyprzedano! Może i są popularne, ale to byłoby wprost zbyt okrutne.

– Pan wojskowy przyjechał ze stolicy?

– Tak, przed chwilą tu dotarłem.

– W takim razie pańska niewiedza jest usprawiedliwiona. Tu nie ma popytu na takie książki, więc rzadko je zamawiamy.

– C… o… ta… kie… go? – Regis wyrzucił z siebie niczym wędrowiec zagubiony na pustyni błagający o wodę.

Od razu wyschło mu w gardle.

Sprzedawca wzruszył ramionami, co mogło oznaczać, że nie żartuje.

– Tu toczy się wojna i schodzą jedynie opowieści o dzielnych bohaterach oraz świerszczyki. O, to się u nas najlepiej sprzedaje – jego palec wskazał książkę pod tytułem: „Jak napisać testament, żeby później tego nie żałować”.

Regis złapał się za głowę, myśląc: Nie chcę!

– Chwila… Chce pan powiedzieć, że nie sprzedają tu nowych książek wielkich autorów? To miejsce naprawdę należy do Imperium Belgalli? Na pewno nie zabłąkałem się przypadkiem do wioski jakichś dzikusów?

– Cóż, to miejsce jeszcze przed pięćdziesięcioma laty do nich należało…

– Ku… I jeszcze po takich cenach? Przecież to dziesięć razy drożej niż w stolicy… – Regis żalił się po znalezieniu jakiejś książki, którą miał ochotę przeczytać.

Widząc, że jego klient jest bliski łez, sprzedawca wyjaśnił: - W końcu książki są ciężkie. Ostatnio na drogach grasuje sporo bandytów, więc nawet sprowadzenie książki stanowi spory problem. W dodatku tylko parę osób je kupuje… Dlatego w takich dalekich prowincjach stanowią dobro luksusowe dla klas wyższych.

– To absurd!

– Bardzo mi przykro.

Sprzedawca wyciągnął rękę w stronę książki trzymanej przez Regisa.

Ten jednak, panikując, ścisnął ją mocno.

– Chwila! Przecież nie powiedziałem, że jej nie kupię!

– Co?! Chce pan to zrobić? Wygląda pan na młodego oficera i to może być trochę dziwne, że to powiem, w końcu sam ustaliłem tę cenę, ale… Proszę mi wybaczyć, czy przypadkiem nie pochłonie całego pańskiego tygodniowego żołdu?

– Uuu… Prawdziwe piekło na ziemi – Regis zaczął się żalić.

Sprzedawca popatrzył w inną stronę i wydał z siebie okrzyk zdziwienia: – Ou?!

Regis obrócił się, żeby sprawdzić, w co sprzedawca tak się wpatruje.

W drzwiach stała dziewczyna oświetlona od tyłu przez lampy uliczne.

Była ładna, miała czerwone włosy i równie ognisty kolor oczu. Wyglądała na około trzynaście, czternaście lat, jednak jeśli pominąć jej wciąż wyglądającą na dziecięcą twarz, kiedy już się ją zobaczyło, trudno było odwrócić od niej wzrok i mogło skończyć się na bezmyślnym wlepianiu w nią spojrzenia.

Dziewczyna podniosła palec wskazujący i przyłożyła go do ust.

Error creating thumbnail: Unable to save thumbnail to destination

Każe mi być cicho? Dlaczego? I niby po co?

Widok klienta wchodzącego do księgarni nie był niczym dziwnym, jednak Regisa ożywiło to bardziej niż powinno.

Dziewczyna odezwała się czystym głosem: - Wielu nowych rekrutów zaraz po postawieniu stopy na polu walki, wypłakując łzy, nazywa je piekłem na ziemi, ale jesteś chyba pierwszą osobą, która mówi tak o księgarni – a następnie radośnie się uśmiecha.

– W końcu się spotkaliśmy! Pan oficer cywilny piątego stopnia, Regis Auric, tak?

– Hę? Ach, ja?

– To nie ty?!

– A, nie, tak, to ja! Nazywam się… Regis.

– Co za ulga. A już zaczęłam się zastanawiać, co począć, gdybym trafiła na złą osobę.

Niewinny uśmiech ulgi na jej twarzy bez wątpienia pasował do jej wieku.

Regis się zarumienił.

Jednak powodem tego nie była uroda tej dziewczyny. Naprawdę. Prawdziwa przyczyna leżała w zakłopotaniu myślą, jaki to on jest żałosny, że spanikował, kiedy zagadała go młodsza od niego dziewczyna.

– Tak? Moje imię… Skąd wiesz, jak się nazywam?

– Potrafię przynajmniej zapamiętać imię osoby, którą mam odebrać. Nie patrz na mnie z góry tylko dlatego, że jestem dzieckiem.

– Och, nie, nie miałem takiego zamiaru. A więc wysłano cię po mnie.

Regis ponownie na nią spojrzał.

Miała na sobie brązowy płaszcz oraz skórzane spodnie i buty, czyli strój typowy dla woźnicy.

– Skoro przyjechałaś z fortecy, to jesteś żołnierzem?

– Och, a czy wyglądam na takiego?

– Nie, to oczywiste. Wciąż jesteś niepełnoletnia, prawda?

– Tak, dopiero skończyłam czternaście lat.

W Imperium Belgalli dorosłość osiąga się w wieku piętnastu lat, a osób niepełnoletnich nie bierze się do armii, chyba że są ku temu jakieś wyjątkowe powody.

– Teraz wszystko jasne, a więc jesteś wynajętym woźnicą. Ale zamierzałem pojechać do fortecy dyliżansem. Z pewnością potraktowano mnie wyjątkowo, skoro wysłano kogoś, żeby mnie odebrać.

– Cieszy cię to?

– Raczej dołuje, bo mam wrażenie, że od razu rozkażą mi brać się do roboty.

– Fufu, jesteś bardziej szczery, niż myślałam.

– Nienawidzę kłamstw.

– Naprawdę? A nie jesteś przypadkiem strategiem?

Dziewczyna skupiła na nim swoje czerwone oczy.

Osoba cztery lata młodsza od Regisa zaczęła wywierać na nim presję, której nie był w stanie opisać słowami.

– …Cóż, parę osób tak mnie nazywa… ale ja chciałem zostać wojskowym bibliotekarzem.

– To wygląda na ciekawą historię. Może powinnam wysłuchać jej podczas naszej podróży.

– Oczywiście…

Regis z jakiegoś powodu czuł, jakby się dusił, i instynktownie włożył palce pod kołnierz swojej koszuli.

Dziewczyna ponagliła go do wyjścia. – Musimy jak najszybciej ruszać, bo pogoda jest paskudna i może w każdej chwili spaść śnieg.

– Racja… Rany, prawie zapomniałem!

Mający zamiar już wyjść Regis nagle wrócił do sprzedawcy i położył na ladzie pieniądze za książkę.

– Biorę ją. Hm? Coś nie tak? Nie wygląda pan za dobrze.

– Nic mi nie jest. Zapraszamy ponownie, panie oficerze.

Z jakiegoś powodu brodaty sprzedawca kiwnął głową, zasłaniając usta obiema rękami, przez co wydało się, jakby przed czymś się powstrzymywał.

Tamta dziewczyna podeszła do Regisa z surową miną.

– Czyżbyś pan postradał rozum?

– O co chodzi, czemu tak nagle…?

– W takich odległych prowincjach książki są dobrem luksusowym. Żeby za nie tyle zapłacić, trzeba być albo niewiarygodnie bogatym, albo mieć pustą głowę!

– Cóż, nigdy nie uważałem się za inteligentnego. Jednak dążenie do wiedzy czyni nas bardziej ludzkimi i należy być z tego dumnym, a czytanie książek jest moim celem w życiu. Nieważne, jakie przeciwności staną mi na drodze, porzucenie tego jest dla mnie równoznaczne z samobójstwem.

Regis zaczął się wstydzić tak dziecinnego zachowania w stosunku do dziecka.

Jednak dziewczyna zrobiła o wiele poważniejszą minę, niż się spodziewał, i kiwnęła głową.

– Równoznaczne z samobójstwem… Tak, masz rację. Jeśli ujmujesz to w sposób, dzięki któremu mogę zrozumieć, co chcesz powiedzieć, nawet ja…

– Nawet ty…?

– Nic takiego! Chodźmy już!

– Ta.

Regis wziął pod pachę książkę, którą kupił. Szybko ruszając, podniósł jednocześnie bagaż, co sprawiło wrażenie, jakby gonił tamtą dziewczynę.

Na zewnątrz stał wóz, a zaprzężony do niego chudy, brązowy koń wpatrywał się w nich.

Dziewczyna wskoczyła na miejsce woźnicy będące na wysokości mniej więcej grzbietu rumaka.

– Wsiadaj, szybko!

Regis spojrzał na dziewczynę i odpowiedział: – Dobrze. A tak przy okazji, jak się nazywasz?

Jej spojrzenie zrobiło się ostrzejsze i już z niższym tonem głosu niż wcześniej wypowiedziała kolejno każde ze słów oddzielnie: – Mam. Cię. Tu. Zostawić?

Regis w pośpiechu wdrapał się na wóz i usiadł obok niej.

Najwyraźniej spytał w nieodpowiednim momencie.