Haken no Kouki Altina PL: Tom 1 Rozdział 1

From Baka-Tsuki
Revision as of 00:11, 13 September 2013 by Sacredus (talk | contribs)
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 1: Dziewczyna o czerwonych włosach i ognistych oczach

Error creating thumbnail: Unable to save thumbnail to destination

Część 1

Na niebie unosiły się chmury w kolorze ołowiu.

Taka sama pogoda była w dzień, w którym otrzymałem tu przydział – przez głowę Regisa przeszło wspomnienie tych wydarzeń.

Gdy ponownie spojrzał na ziemię, jego oczom ukazało się miasto w niczym nieprzypominające stolicy imperium.

To nie tak, że tęsknił za widokiem dróg wyłożonych kostką, rzeźb czy lamp ulicznych. Budynki w tym mieście były wzniesione z błota i kamieni, przez co w pewnym sensie przypominało więzienie.

Przygraniczne miasto Tuonvell.

Leżało 100 li (444km) od stolicy imperium, przez co dotarcie do niego zajmowało całe pięć dni jazdy wozem.

Jak na południe było strasznie ciemno, a zimny wiatr boleśnie kłuł po twarzy. Taka pogoda nie wynikała tyle z samego faktu, iż była to tak odległa prowincja, lecz z jej ulokowana w północnej części kraju, w której panowała zima, co mogło być metaforą czekającej go przyszłości.

Musiałem zawieść.

Stracił mistrza, swoją pozycję, a tym samym przyszłość, w dodatku został wysłany na północną linię frontu.

– Jakoś to będzie… Wspinanie się po drabince stopni nie jest najważniejsze w życiu. Teraz będę mieć więcej czasu na czytanie.

Moment wjazdu wozu do miasta zbiegł się z wybiciem południa na kościelnej dzwonnicy.

Podczas gdy jadące z nim wcześniej osoby zaczęły szukać miejsca, gdzie mogłyby coś zjeść, Regis ruszył do miejsca kompletnie niepowiązanego z obiadem.

Popchnął drewniane drzwi kamiennego budynku z rzędem książek ustawionych w oknie. We wnętrzu zastał go widok rzędów regałów wypełnionych tomiskami oraz zapach atramentu i papieru.

– Ach, jeśli są tu książki, to znaczy, że jestem wolny, a to miejsce stanie się moim domem.

Cytat z Dziennika Wypraw Bourgogna autorstwa Cuersa Romerosa. – dodał w myślach.

Regis twierdził, że jedynie bardzo lubi czytać, jednak w rzeczywistości był molem książkowymle rat de bibliothèque.

Z blaskiem w oczach spojrzał na półki z nowymi wydaniamic’est nouvelle.

Po chwili zaczęły trząść mu się usta.

– C-Co to ma znaczyć?!

– Coś nie tak, oficerze? – usłyszał głos dochodzący z drugiej strony pomieszczenia. Na brodatej twarzy tej osoby znajdowała się blizna, a umięśniona sylwetka potęgowała jedynie wrażenie, że bardziej pasuje do roli instruktora wojskowego niż sprzedawcy w księgarni.

Regisa trochę onieśmielał jego wygląd, ale przełamał się i powiedział: – Nie mogę znaleźć nowej książki Cuersa ani powieści hrabiego Ludocel i profesor Iluni… Tylko niech mi pan nie mówi, że je wyprzedano! Może i są popularne, ale to byłoby wprost zbyt okrutne.

– Pan wojskowy przyjechał ze stolicy?

– Tak, przed chwilą tu dotarłem.

– W takim razie pańska niewiedza jest usprawiedliwiona. Tu nie ma popytu na takie książki, więc rzadko je zamawiamy.

– C… o… ta… kie… go? – Regis wyrzucił z siebie niczym wędrowiec zagubiony na pustyni błagający o wodę.

Od razu wyschło mu w gardle.

Sprzedawca wzruszył ramionami, co mogło oznaczać, że nie żartuje.

– Tu toczy się wojna i schodzą jedynie opowieści o dzielnych bohaterach oraz świerszczyki. O, to się u nas najlepiej sprzedaje – jego palec wskazał książkę pod tytułem: „Jak napisać testament, żeby później tego nie żałować”.

Regis złapał się za głowę, myśląc: Nie chcę!

– Chwila… Chce pan powiedzieć, że nie sprzedają tu nowych książek wielkich autorów? To miejsce naprawdę należy do Imperium Belgalli? Na pewno nie zabłąkałem się przypadkiem do wioski jakichś dzikusów?

– Cóż, to miejsce jeszcze przed pięćdziesięcioma laty do nich należało…

– Ku… I jeszcze po takich cenach? Przecież to dziesięć razy drożej niż w stolicy… – Regis żalił się po znalezieniu jakiejś książki, którą miał ochotę przeczytać.

Widząc, że jego klient jest bliski łez, sprzedawca wyjaśnił: - W końcu książki są ciężkie. Ostatnio na drogach grasuje sporo bandytów, więc nawet sprowadzenie książki stanowi spory problem. W dodatku tylko parę osób je kupuje… Dlatego w takich dalekich prowincjach stanowią dobro luksusowe dla klas wyższych.

– To absurd!

– Bardzo mi przykro.

Sprzedawca wyciągnął rękę w stronę książki trzymanej przez Regisa.

Ten jednak, panikując, ścisnął ją mocno.

– Chwila! Przecież nie powiedziałem, że jej nie kupię!

– Co?! Chce pan to zrobić? Wygląda pan na młodego oficera i to może być trochę dziwne, że to powiem, w końcu sam ustaliłem tę cenę, ale… Proszę mi wybaczyć, czy przypadkiem nie pochłonie całego pańskiego tygodniowego żołdu?

– Uuu… Prawdziwe piekło na ziemi – Regis zaczął się żalić.

Sprzedawca popatrzył w inną stronę i wydał z siebie okrzyk zdziwienia: – Ou?!

Regis obrócił się, żeby sprawdzić, w co sprzedawca tak się wpatruje.

W drzwiach stała dziewczyna oświetlona od tyłu przez lampy uliczne.

Była ładna, miała czerwone włosy i równie ognisty kolor oczu. Wyglądała na około trzynaście, czternaście lat, jednak jeśli pominąć jej wciąż wyglądającą na dziecięcą twarz, kiedy już się ją zobaczyło, trudno było odwrócić od niej wzrok i mogło skończyć się na bezmyślnym wlepianiu w nią spojrzenia.

Dziewczyna podniosła palec wskazujący i przyłożyła go do ust.

Error creating thumbnail: Unable to save thumbnail to destination

Każe mi być cicho? Dlaczego? I niby po co?

Widok klienta wchodzącego do księgarni nie był niczym dziwnym, jednak Regisa ożywiło to bardziej niż powinno.

Dziewczyna odezwała się czystym głosem: - Wielu nowych rekrutów zaraz po postawieniu stopy na polu walki, wypłakując łzy, nazywa je piekłem na ziemi, ale jesteś chyba pierwszą osobą, która mówi tak o księgarni – a następnie radośnie się uśmiecha.

– W końcu się spotkaliśmy! Pan oficer cywilny piątego stopnia, Regis Auric, tak?

– Hę? Ach, ja?

– To nie ty?!

– A, nie, tak, to ja! Nazywam się… Regis.

– Co za ulga. A już zaczęłam się zastanawiać, co począć, gdybym trafiła na złą osobę.

Niewinny uśmiech ulgi na jej twarzy bez wątpienia pasował do jej wieku.

Regis się zarumienił.

Jednak powodem tego nie była uroda tej dziewczyny. Naprawdę. Prawdziwa przyczyna leżała w zakłopotaniu myślą, jaki to on jest żałosny, że spanikował, kiedy zagadała go młodsza od niego dziewczyna.

– Tak? Moje imię… Skąd wiesz, jak się nazywam?

– Potrafię przynajmniej zapamiętać imię osoby, którą mam odebrać. Nie patrz na mnie z góry tylko dlatego, że jestem dzieckiem.

– Och, nie, nie miałem takiego zamiaru. A więc wysłano cię po mnie.

Regis ponownie na nią spojrzał.

Miała na sobie brązowy płaszcz oraz skórzane spodnie i buty, czyli strój typowy dla woźnicy.

– Skoro przyjechałaś z fortecy, to jesteś żołnierzem?

– Och, a czy wyglądam na takiego?

– Nie, to oczywiste. Wciąż jesteś niepełnoletnia, prawda?

– Tak, dopiero skończyłam czternaście lat.

W Imperium Belgalli dorosłość osiąga się w wieku piętnastu lat, a osób niepełnoletnich nie bierze się do armii, chyba że są ku temu jakieś wyjątkowe powody.

– Teraz wszystko jasne, a więc jesteś wynajętym woźnicą. Ale zamierzałem pojechać do fortecy dyliżansem. Z pewnością potraktowano mnie wyjątkowo, skoro wysłano kogoś, żeby mnie odebrać.

– Cieszy cię to?

– Raczej dołuje, bo mam wrażenie, że od razu rozkażą mi brać się do roboty.

– Fufu, jesteś bardziej szczery, niż myślałam.

– Nienawidzę kłamstw.

– Naprawdę? A nie jesteś przypadkiem strategiem?

Dziewczyna skupiła na nim swoje czerwone oczy.

Osoba cztery lata młodsza od Regisa zaczęła wywierać na nim presję, której nie był w stanie opisać słowami.

– …Cóż, parę osób tak mnie nazywa… ale ja chciałem zostać wojskowym bibliotekarzem.

– To wygląda na ciekawą historię. Może powinnam wysłuchać jej podczas naszej podróży.

– Oczywiście…

Regis z jakiegoś powodu czuł, jakby się dusił, i instynktownie włożył palce pod kołnierz swojej koszuli.

Dziewczyna ponagliła go do wyjścia. – Musimy jak najszybciej ruszać, bo pogoda jest paskudna i może w każdej chwili spaść śnieg.

– Racja… Rany, prawie zapomniałem!

Mający zamiar już wyjść Regis nagle wrócił do sprzedawcy i położył na ladzie pieniądze za książkę.

– Biorę ją. Hm? Coś nie tak? Nie wygląda pan za dobrze.

– Nic mi nie jest. Zapraszamy ponownie, panie oficerze.

Z jakiegoś powodu brodaty sprzedawca kiwnął głową, zasłaniając usta obiema rękami, przez co wydało się, jakby przed czymś się powstrzymywał.

Tamta dziewczyna podeszła do Regisa z surową miną.

– Czyżbyś pan postradał rozum?

– O co chodzi, czemu tak nagle…?

– W takich odległych prowincjach książki są dobrem luksusowym. Żeby za nie tyle zapłacić, trzeba być albo niewiarygodnie bogatym, albo mieć pustą głowę!

– Cóż, nigdy nie uważałem się za inteligentnego. Jednak dążenie do wiedzy czyni nas bardziej ludzkimi i należy być z tego dumnym, a czytanie książek jest moim celem w życiu. Nieważne, jakie przeciwności staną mi na drodze, porzucenie tego jest dla mnie równoznaczne z samobójstwem.

Regis zaczął się wstydzić tak dziecinnego zachowania w stosunku do dziecka.

Jednak dziewczyna zrobiła o wiele poważniejszą minę, niż się spodziewał, i kiwnęła głową.

– Równoznaczne z samobójstwem… Tak, masz rację. Jeśli ujmujesz to w sposób, dzięki któremu mogę zrozumieć, co chcesz powiedzieć, nawet ja…

– Nawet ty…?

– Nic takiego! Chodźmy już!

– Ta.

Regis wziął pod pachę książkę, którą kupił. Szybko ruszając, podniósł jednocześnie bagaż, co sprawiło wrażenie, jakby gonił tamtą dziewczynę.

Na zewnątrz stał wóz, a zaprzężony do niego chudy, brązowy koń wpatrywał się w nich.

Dziewczyna wskoczyła na miejsce woźnicy będące na wysokości mniej więcej grzbietu rumaka.

– Wsiadaj, szybko!

Regis spojrzał na dziewczynę i odpowiedział: – Dobrze. A tak przy okazji, jak się nazywasz?

Jej spojrzenie zrobiło się ostrzejsze i już z niższym tonem głosu niż wcześniej wypowiedziała kolejno każde ze słów oddzielnie: – Mam. Cię. Tu. Zostawić?

Regis w pośpiechu wdrapał się na wóz i usiadł obok niej.

Najwyraźniej spytał w nieodpowiednim momencie.

Część 2

Drewniane koła głośno skrzypiały, tocząc się po drodze.

Wóz przejechał przez północną bramę w kamiennym murze otaczającym najbardziej wysunięte miasto w prowincji.

Powoziła nim dziewczyna trzymająca w rękach cugle, Regis natomiast siedział po jej prawej stronie i kurczowo ściskał swój bagaż.

W tylnej, zakrytej płachtą części wozu znajdowały się prawdopodobnie drewno i cegły.

– Więc… chciałeś wiedzieć, jak się nazywam?

– Tak. Jak mam się do ciebie zwracać?

– Daj mi chwilę…

Dziewczyna przyłożyła dłoń, na której miała grubą rękawicę, do podbródka.

Ma się w ogóle nad czym zastanawiać? – pomyślał Regis.

W końcu dziewczyna się odezwała: – No dobrze, możesz mówić mi Altina.

– Czyżby to było jakieś wymyślone imię? – spytał Regis. Zbyt długo zastanawiała się nad odpowiedzią, więc wątpił w jej prawdziwość.

Nie udało mu się jednak poznać jej prawdziwego imienia, ponieważ dziewczyna nazywająca siebie Altiną uniosła brwi i powiedziała: – Jaki nieuprzejmy… Czyż to nie wspaniałe przezwisko? Przez moment myślałam, żeby pozwolić ci tak mnie nazywać, ale chyba będę musiała to jeszcze raz przemyśleć.

– Przepraszam! Pozwól mi nazywać cię Altiną!

– Skoro tak bardzo tego pragniesz, pozwalam ci tak się do mnie zwracać.

– Naprawdę chcę.

– Fiuu… Rzeczywiście nie przypominasz żołnierza.

– Haha, nie trzeba mi tego mówić.

Oboje się uśmiechnęli.

Drogę otaczały pola pszenicy, jednak wciąż trwała zima i można było dostrzec jedynie ziemię, z której dopiero miały wykiełkować rośliny.

Dlatego też świat wydawał się składać jedynie z szarości nieba oraz brunatnego koloru gleby.

Alitna, nie odwracając wzroku, spytała: – Nie jesteś tu z własnej woli, prawda?

– Jeszcze zanim dołączyłem do armii, chciałem być chciałem pracować w wojskowej bibliotece”?. Zresztą zostałem żołnierzem tylko dlatego, że nie zarabiałem wystarczająco wiele, żeby się utrzymać i jednocześnie kupować sobie książki… Tak przy okazji, w fortecy Siècle jest biblioteka?

– Pewnie niedługo będą tak nazywać twój pokój.

– Czyżby w tym miejscu w ogóle nie było Boga ?

– …Nie zastąpiłeś przypadkiem słowa książka wyrazem bóg? Ale nudne.

– Ni-Nic z tych rzeczy.

– Co robiłeś w poprzedniej jednostce?

– O co chodzi? Chcesz mnie przesłuchać, bo jestem żołnierzem?

– Nic z tych rzeczy. Zastanawia mnie tylko, co zrobiłeś, że wysłano cię do tak odległej prowincji.

– Najwyraźniej z mojej winy przegraliśmy bitwę.

– I zgodziłeś się na coś takiego? To dziwne, że taki młody podoficer ma ponieść odpowiedzialność za coś takiego, skoro nawet nie ma prawa wydawać rozkazów. Więc co się stało?

Regis spojrzał w stronę pola, na którym posiana była pszenica.

W oddali pojawiły się góry.

– Był dobrą osobą.

– Kto taki?

– Mój poprzedni pan. Nie radziłem sobie z mieczem ani z konną jazdą, ogólnie nie szło mi w akademii wojskowej. A markiz Tenez był łaskaw wziąć pod swoje skrzydła tak żałosnego ucznia jak ja.

– Żałosnego? Podobno w akademii ani razu nie przegrałeś na taktyce.

– Wiesz o wiele więcej, niż myślałem. Ciekawe, kto ci to wszystko powiedział… Cóż, czasem w plotkach jest ziarnko prawdy. Rzeczywiście zbierałem punkty na taktyce, ale to przypominało grę w szachy.

– Chyba jednak markiz Tenez nie zatrudnił cię w roli stratega, żeby mieć jakiegoś partnera do szachów?

– Akademię ukończyłem w wieku piętnastu lat i miałem najniższy stopień pośród wszystkich jego oficerów, więc można powiedzieć, że byłem jedynie czeladnikiem.

– Mniejsza o twój stopień i bycie czeladnikiem. Moim zdaniem to imponujące, że nie będąc arystokratą, w tak młodym wieku udało ci się dostać do samej elity dowództwa. Nie jesteś z tego dumny?

– Oczywiście, że jestem! Może i zatrudnienie mnie było jedynie zachcianką markiza, jednak… Nawet jeśli tak było, wciąż mam wobec niego ogromny dług wdzięczności. Nawet teraz.

Na wspomnienie ich rozstania w kąciku jego oczu pojawiły się łzy.

Regis ścisnął jeszcze mocniej swój bagaż.

– Markiz powiedział, że mnie potrzebuje. A ja… nie pomogłem mu i pozwoliłem umrzeć. – Regis sam nie mógł uwierzyć, że ten piskliwy ton głosu należał do niego.

– O ile pamięć mnie nie zawodzi, w lecie, podczas bitwy, markiz Tenez…

– Tak…

Jak na wynajętego woźnicę jest dobrze poinformowana – pomyślał Regis. – Interesuje ją to, bo przebywa na froncie, czy po prostu jest dziwna? A może ma jakiś inny powód…

– Co miałeś na myśli, mówiąc, że mu nie pomogłeś i pozwoliłeś umrzeć?

– Mogę ci to powiedzieć jedynie z mojego punktu widzenia…

– I z niego chcę to usłyszeć. Nie interesują mnie żadne plotki, chcę poznać tę opowieść z twoich ust, dlatego… To możesz mi o tym opowiedzieć?

Zaczął się zastanawiać: – Przed nami jeszcze długa droga, a nie mam nic do ukrycia. Zresztą opowiedziałem to już przed sądem wojskowym, a całą sprawę opisały gazety w stolicy.

– Tamtego letniego dnia…

Wciąż nie mogę zapomnieć tych wszystkich twarzy i rzucanych we mnie obelg. Tak nagle mnie o to spytano, że nie wiem, od czego zacząć.

– Potrzebuję chwili, żeby oczyścić umysł. …Podczas tamtej bitwy markiz Tenez postanowił użyć strategii opracowanej przez głównodowodzącego. Jej szczegóły nie mają znaczenia. Imperium posiadało 3000 ludzi przeciwko 500 barbarzyńcom, a więc bitwa wydawała się już wygrana. Na naradzie, która odbyła się w twierdzy, rozmowa toczyła się głównie na temat kaczego mięsa, jakie miało być na kolację, a nie samej strategii walki…

– Więc czuliście się zwycięzcami jeszcze przed stoczeniem bitwy?

– Imperium jest potężne, więc często tak się dzieje… Nie wzięli jednak w ogóle pod uwagę, że barbarzyńcy mogą zaatakować nas od flanki i to był główny problem.

– Walczyliście z barbarzyńcami, tak? Wątpię, czy użyliby takiej sprytnej taktyki.

– Z pewnością nie znają podstaw strategii i nie są do tego zdolni, dlatego też zwykle atakują frontalnie. Jednak już kiedyś mimo wielkiej różnicy w sile zadali Imperium cios z zaskoczenia. Dwa razy sugerowałem… że powinni być ostrożniejsi. Ale głównodowodzący zaśmiał mi się w twarz, nazywając mnie tchórzem, a markiz Tenez kazał mi się trzymać na tyłach i patrzeć, jak wygląda wojna…

– Więc wypędzono cię z twierdzy?

– Tak…

To mi przypomina dyskusję podczas sądu wojskowego – Regis czuł się, jakby go wypytywano.

– Powinienem wtedy trzeci raz zasugerować im zachowanie większej ostrożności, nawet jeśli jedynie by na mnie nawrzeszczeli. Przynajmniej teraz tak czuję.

– Do zatrzymania natarcia wystarczyliby strażnicy stojący na pozycjach – wyszeptała Altina. – A więc obwiniasz się za to wszystko?

– Bałem się, że może czekać mnie kara gorsza niż odesłanie na tyły… więc nie podjąłem tematu po raz trzeci.

– Głównodowodzący był arystokratą?

– Tak.

– W takim razie nieważne, ile razy byś go o to prosił, i tak by nie przystał na twoją sugestię. Markiz Tenez prawdopodobnie nie mógł zrobić nic, co naraziłoby na szwank wizerunek wysoko postawionego arystokraty.

– Aaa… - Regis pochodził z plebsu i nie orientował się, w jaki sposób funkcjonuje świat arystokracji, dlatego też nie był w stanie dostrzec, że markiz Tenez brał pod uwagę, jaki wpływ na reputację głównodowodzącego mogą mieć te działania.

Gdybym lepiej to przemyślał, pewnie bym do tego doszedł, bo wiem trochę o zwyczajach i układach panujących w kręgach arystokracji.

– A więc nie powinieneś się o to obwiniać – Altina próbowała go pocieszyć.

– Nie, teraz widzę, że jego zachowanie to sugerowało. Moim błędem było, że nie byłem w stanie dostrzec sytuacji zaistniałej pomiędzy arystokratami. Gdybym zasugerował to od razu markizowi gdzieś poza twierdzą… wtedy… – Regis zacisnął mocno zęby.

Mięśnie na brzuchu zaczęły mu się kurczyć, a w kącikach oczu zbierać łzy.

Altina nagle powiedziała dostojnym głosem: – Regis Auric!

– Ee?

Zdziwiło go nie tyle tak nagłe wywołanie pełnym imieniem, a intensywność jej głosu, przez którą trudno było uwierzyć, że jest jedynie woźnicą.

– To już przeszłość. Dałeś wtedy z siebie wszystko. Jasne?

– Tak, masz rację. Jednak trudno mi uwierzyć, że markiz zginął, bo przejmował się czymś tak bezwartościowym jak reputacja szlachcica… Byłem taki bezmyślny.

I zdaję sobie sprawę, że już na to za późno. – dodał w myślach.

Altina pokiwała głową.

Na jej twarz spadło coś białego, więc spojrzała w niebo.

Tam pojawiało się coraz więcej opadających, małych cieni.

– Zaczyna padać śnieg. – powiedziała.

Regis wzruszył ramionami.

– Naprawdę jestem tu mile widziany… W końcu zaczyna padać już w dniu mojego przyjazdu… Hahaha.

– Jeśli zrobi się z tego zamieć, nie będzie ci tak do śmiechu.

– Ta, wiem.

– Mieszkałeś wcześniej w jakimś północnym kraju?

– Było o tym w jakiejś książce.

– …Czyżby? …Musimy się pospieszyć, więc złap się mocno i nie spadnij z wozu! – Altina krzyknęła głosem, w którym było słychać jednocześnie złość i zdumienie, a następnie pogoniła konia.