Tabi ni Deyou:Skrzydła

From Baka-Tsuki
Revision as of 00:31, 31 May 2016 by Nylia (talk | contribs) (Created page with "==Rozdział 2 - Skrzydła== Skrzydła Chłopiec spojrzał na ciężkie, ciemne chmury na niebie. Jeszcze przed chwilą, było to czyste niebieskie niebo ale zaraz potem chm...")
(diff) ← Older revision | Latest revision (diff) | Newer revision → (diff)
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 2 - Skrzydła

Skrzydła

Chłopiec spojrzał na ciężkie, ciemne chmury na niebie.

Jeszcze przed chwilą, było to czyste niebieskie niebo ale zaraz potem chmury nadeszły zza horyzontyu i przysłoniły niebo. Prędkość z jaką to się stało można by nazwać błyskawiczną a o niebieskim kolorze który tam wcześniej był można było tylko pomarzyć, do tego stopnia że nie miało się pewności gdzie jest słońce.

Nieporuszona przez to otaczająca ich roślinność się nie zmieniła. Od czasu do czasu mijali jakieś farmy które zostały przygniecione przez śnieg zeszłej zimy, ale żadna z nich nie mogła służyć im jako schron przed deszczem.

-... no cóż. Wygląda na to że zapowiada się przelotny deszcz. Mam nadzieję że wtedy już nas tu nie będzie...

- Nie martw się! Ludzie zawsze mi mówili że jestem kochany przez słońce.

- A to pech. O mnie zawsze mówili że 'zwiastuje deszcze'. Zgadnij dlaczego.

-Uh-oh-

Dziewczyna zachichotała podczas obracania się. Chmury które stopniowo z czasem gromadziły się wyglądały jakby mogły w każdej chwili opróżnić zawartość którą ze sobą niosły.

Co jest złego w byciu lekko zmoczonym, ktoś może pomyśleć. Ale jest to tylko opinia ograniczona do tych na których w domu czeka gorąca kawa i suchy ręcznik.

Potrzebowali paliwo aby się ogrzać, sami musieli rozpalać ogień i natychmiastowo musieli suszyć swoje ubrania. Przeziębienie sprawiło by im wiele kłopotów. Nawet jeśli nie doprowadziło by to do najgorszej możliwej sytuacji, zawsze istniało ryzyko śmierci głodowej gdyby zostali zmuszeni do pozostaniu w jednym miejscu przez kilka dni.

- Jeśli nic się nie zmieni, oboje się przeziębimy. Kto będzie opiekunem w tej sytuacji?

- Zwykle, wydaje mi się że ci którzy nie maja siły aby opiekować się innymi są pod opieką.

- A więc, jest to pojedynek kto pierwszy wyzdrowieje!

- Tak sobię myślę... według moich osobistych przewidywań, ty wygrasz pojedynek, ale to ja będe tym który się śmieje ostatni.

-... co chcesz przez to powiedzieć?

- Wiesz, już to widzę gdy znowu zachorujesz po tym gdy przedwcześnie przywłaszczysz sobie zwycięstwo zgłaszając że 'wyzdrowiałaś'. Bez żadnych podstaw, oczywiście.

-.........

Trafił w dziesiątkę. Dziewczyna bywała uparta i pochopna od czasu do czasu. W rzeczy samej, sytuacja którą opisał była jak najbardziej możliwa.

- A wtedy sam zjem całego arbuza! Ponieważ, przyprawiło by cię to o ból brzucha, czyż nie?

- Nie zjesz! Zjemy go tylko gdy najpierw podzielimy go w wielkim konkursie piniaty! Zrozumiano?!

Duży arbuz który dostali od dyrektrora był, tak jak to oszacował, prawie dojrzały, wydając ładny dźwięk gdy się w niego pukało. Podczas gdy chłopiec poprostu czekał na odpowiedni czas aby go zjeść, dziewczyna najwidoczniej już zdecydowała jak zjeść arbuza. Rozpoczęcie wydażenia, podzielenia arbuza, zostało zaplanowane – bez brania pod uwagę jego opini.

- Przyznaję że twój plan brzmi świetnie... ale zdajesz sobie sprawę że nie mamy kija baseballowego?

- Uhm... to może to? – powiedziała dziewczyna, kopiąc tłumik Cub’a krótko.

- Nawet o tym nie myśl! Zepsuje się gdy to zrobisz.

Tak w sumie to, Cubby nie zepsułby się poprzez zdjęcie jego tłumika, ale chłopiec samowolnie nic nie mówił w tym temacie. Z jednej strony, nie miał chęci wyruszyć w drogę z wyjącym dźwiękiem jak gang motocyklowy, co więcej, niszcząc swój ukochany pojazd, Super Cub’a, tylko dla arbuza gdy w końcu udało się go naprawić parę dni temu wydawało mu się okrutne.

- Mh, no cóż, trudno. W takim razie będziemy musieli poszukać odpowiedniego kija gdzieś na ziemi.

-Tyle że, nie ma powodu by upierać się przy rozbijaniu go kijem. No bo, nie żebyśmy nie mogli go jakoś pociąć nożem.

Jednakże, jego pomysł od początku nie miał szans na bycie zastosowanym. W jej głowie, przygotowanie arbuza było już postanowione na rozbicie go kijem. A on nie miał żadnych praw aby to zmienić.

- Ah, miejsce gdzie jest woda też by było świetne. Chcę zjeść go schłodzonego.

Dziewczyna, która (jak można by się było tego spodziewać) całkowicie ignorowała jego opinie, poklepała arbuza na tylnym bagażniku.

Chłopiec w całości się z nią zgadzał w tym że tak duży arbuz rozwinąłby swoją pyszność tylko wtedy gdy będzie uroczyście podzielony. Było by to marnowanie aby zrobić z niego tylko deser. Ze względu na to, oby dwoje byli tej samej myśli.

Tyle tylko że chłopiec nie mógłbyć takim samym optymistą jak dziewczyna.

Pomijając kij, wydawało mu się to nieprawdopodobne że tak łatwo znajdą miejsce z zimną wodą. Oczywiście, potoczek by się nadawał tyle że powinno się też zwrócić uwagę na obecny stan nieba. Było zbyt niebezpiecznie aby być blisko rzeki.

Mimo to, nie powiedział jej tego, z racji że nie miał powodu aby tłumić jej radość.



Od tego czasu, dwóch podróżników i ich Super Cub jechali przez jakiś czas, przejeżdżając od czasu do czasu przez pojawiające się skrzyżowania z pełną prędkością bez zwracania uwagi na światła drogowe.

Powodem tego była oczywiście, pogoda. Ciągle się pogorszała, sprawiając że chmury stawały się ciemniejszy niż dotychczas: mimo że było ledwo po południu, było już tak ciemno jak wieczorem, a także raz na jakiś czas mogli zauważyć grzmot błyskający z pomiędzy chmór, które wyglądały jak ciasno sprężone kule kurzu. Z tego mogli łątwo ocenić że nie zostało wiele czasu aż rozpęta się burza z piorunami.

Wtedy, gdy minęła szesnasta. Daleko na przodzie niezmiennej, prostej aż po horyzont drodze, odkryli coś.

- Co to? Czy nie wygląda to na magazyn czy coś?

- Nie mam pojęcia... trudno stwierdzić z takiej odległości.

Gdzieś na przodzie ich drogi, która przecinała krajobraz zieleni, znajdowała się nieutwardzona droga która obiegała od głównej drogi pod kątem prostym. A dalej na przodzie, chłopiec mógł zobaczyć coś podobnego do magazynu zrobionego z ocynkowanych płyt żelaza które były całkowicie pokryte rdzą.

Gołym okiem, oczywiście nie był on w stanie widzieć tak dużo jak dziewczyna która miała lornetkę, ale to co zobaczyli powinno być tym samym a już napewno podobnym biorąc pod uwagę odlegość.

Ponadto, będąc w stanie zobaczyć coś samymi oczyma oznaczało że dotarcie tam z pomocą Cub’a zajmie kilka minut. Ponieważ nie było żadnych skrzyżowań aż do tamtego miejsca, na obecną chwilę postanowili zbliżyć się do budynku.



Kilka minut później.

Wraz z protestującym wykiem hamulców Cub’a, zatrzymali się powodując że przednie zawieszenie obniżyło się jeszcze bardziej przez ich ciężki załadunek. Z silnika unosiła się jakby para gorąca, której powodem prawdopodobnie jest chłopiec który nie ściągał nogi z gazu.

Magazyn o którym myśleli był w dużo lepszym stanie niż jego widok z dystansu gdy go ujrzeli; wprawdzie był pokryty rdzą, ale nie było w nim żądnych dziur. <ZDJĘCIEEEEEEEE>

Dziewczyna zsiadła ze swojego siedzenia i chłopiec zaparkował Super Cub’a pod dachem w strefie przeznaczonej do wyładunku.

Dopiero miało zacząć padać, więc jakoś udało im się nie wyglądać jak zmoczone kury.

- Fiuu, dzięki Bogu że zdążyliśmy w czasie, - powiedziała dziewczyna z ulgą.

- Taa. Jeszcze nie pada, ale przypuszczam że tutaj będziemy bezpieczni.

Chłopiec spojrzał na magazyn znajdujący się za nim.

Budynek złożony z żelaznych płyt, który stał samotnie otoczony przez nieskończoną zieleń, tak naprawdę nie był taki duży. Pod względem rozmiaru był podobny do małej hali sportowej.

Z przodu budynku znajdowały się przesuwane metalowe drzwi przez które można było transportować dość duże przedmioty, ale tak jak w przypadku budynku one też były pokryte rdzą. Oglądając go można było odnieść wrażenie że nie dbano o budynek. Można by się spodziewać że były by przynajmniej jakieś ślady firmy odpowiedzialnej za utrzymanie go ale skoro nawet po tym nie było śladu, w takim razie budynek nie był w użyciu na obecną chwilę.

Po tym jak chłopiec zgasił silnik i zdjął kask, duża ciężarówka zaparkowana obok magazynu przykuła jego uwagę.

W porównaniu do od góry do dołu zniszczonego magazynu który wydawał się móc w każdej chwili rozpaść się na proszek tlenku żelaza, ciężarówka zaparkowana przy budynku posiadała srebrny błyszczący kontener. Wyraźnie było widać że ciężarówka zbyt nowa aby pasować do tego miejsca i była ukryta zdala od drogi pod zwisającym dachem.

- ...Tam jest ciężarówka. Wygląda na to że będziemy mogli zaopatrzyć się w trochę paliwa.

- Dlaczego po prostu nie weźmiesz całej ciężarówki? Podróż z klimatyzacją jest przed nami!

- Odpada. Czy może uważasz że posiadam prawo jazdy na nią? – powiedział chłopiec sztucznie się uśmiechając jednocześnie stawiając skuter na stopce po podprowadzeniu go bliżej pod magazyn żeby nie sięgnął go deszcz. Oczywiście nie zapomniał on o dokładym sprawdzeniu równowagi ze względu na ich delikatny bagaż.

- Kogo obchodzi prawo jazdy? Podczas podróży nie spotkaliśmy ani jednego policjanta, czy też radiowozu. Poza tym, żaden z nas nie posiada prawa jazdy na motor a mimo to jeździmy na Super Cub’ie.

- Chodzi mi o to że nie mam pojęcia jak się tym jeździ! To nie to samo co motorower gdzie możesz się wspomóc swoim doświadczeniem jazdy na rowerze. Jak spodziewasz się że mam prowadzić czterotonową ciężarówkę kiedy nawet nie zerknąłem na siedzenie kierowcy ani razu w ciągu życia?

- W takim razie znajdź kogoś kto cię nauczy, - powiedziała lekko strasząc.

Chłopiec wzruszył ramionami, - Pewnie, gdy się ktoś taki znajdzie. –

- Znajdzie się! – zadeklarowała, przykuwając wzrok chłopca do siebie. Rządanie podstaw jej twierdzenia było wypisane na jego twarzy.

- Pierwsza rzecz, ślady stóp. Popatrz, - powiedziała dziewczyna, wskazując na ślady przy jej stopach. Wyschnięte ślady stóp które wyglądały inaczej od ich obuwia znajdowały się na całęj ziemi.

- Sądząc po ich rozmiarze, to mężczyzna. Wygląda na to że nosi sportowe obuwie, więc może jest w naszym wieku. Biorąc pod uwagę stopień wysuszenia, przypuszczam że ślady były zrobione podczas deszczu około dwóch tygodni temu.

- ...W skrócie, ktoś tu ostatnio był i może nadal jest?

- Dokładnie! Co ty na to? To nazywam ‘rozumowaniem’.

Pusząc się, ułożyła dłonie na biodrach, gdzie chłopiec tylko westchnął.

- ...Jeśli byłby w takim wieku jak my, niemożliwym byłoby dla niego aby wiedzieć jak prowadzić ciężarówkę, czyż nie?

- ...

Dziewczyna zamarła w przybranej przez siebie pozie.

- Tak czy inaczej, jeśli te ślady należą do dorosłego z wiedzą, czy myślisz że z chęcią odda nam ciężarówkę?

Całkowicie zabrakło jej słów.

Nawet dziewczyna była świadom jak ważną rzeczą był pojazd będąc pośród tej dzikiej --- wróć, miałem na myśli „rozległej” ziemi.

Oczywiście że była! Nie było szans aby zapomnieć kłopotów które sprawił im silnik Cub’biego kilka dni temu.

- Cóż, jeśli nam się poszczęści może uda nam się dostać od niego trochę paliwa. Ale przypuszczam że ciężarówki tego typu są na ropę, więc jest tam chodźby benzyna?

- ......

Jej usta wciąż były zamknięte. Najwyraźniej nie była zbyt zachwycona gdy jej wniosek okazał się błędny.

Chłopiec odrócił się od ponurej partnerki i otworzych swoje usta i zawołał.

- Halooooooooo? Czy ktoś tam jest?

Nie było odpowiedzi. Mimo że ściany były zrobione z blachy jego głos powinno dało się usłyszeć od środka.

- Może jak narazie wejdziemy do magazynu, zanim zacznie padać? Poza tym, może znajdziemy jakiś pręt który przyda nam się przy rozbijaniu arbuza.



Głośne skrzypienie się rozszedło gdy blokada metalowych drzwi została zniszczona.

Wybrali duże wejście które było zaprojektowane do przewożenia przez nie rzeczy. Nie było łatwo otworzyć drzwi tylko za pomocą rąk ale zwykłe wejście z boku było zapieczętowane drutem w okół klamki a tylko wejście było zamknięte na zamek. W konsekwencji, było to jedyne wejście do środka. Oczywiście mogli by po prostu zbić szybę i w ten sposób wejść, ale zdecydowali przeciw temu pownieważ uważali to za nie stosowne.

Nie wiedzieli, czy zapieczętowane drzwi to czyn osoby która tu „zamieszkuje”, ale sądząc po czerwonej rdzy pokrywającej drut, od miesięcy nie były otwierane.

To samo, jednakże, dotyczyło przesuwanych drzwi. To stało się oczywiste kiedy rdza zaczęła odpadać z górnej szyny gdy drzwi były otwierane przez chłopca szarpiąc i pchając przy użyciu rąk i nóg.

Stąd, one także nie wyglądały aby były w użytku. Właściciel musiał używać tylnego wejścia.

- No toooo... idziemy...!

Wraz z odgłosem, czerwona rdza jak deszcze spadła mu na głowę.

Jakoś udało mu się otworzyć drzwi wciskając ramiona i nogi w szczelinę. Wygląda na to że siła także może być przydatna od czasu do czasu.

- No i... Haloooo? Jest tam kto?

Dziewczyna wskoczyła do magazynu nawet nie próbując nawet zrozumieć trudności jakie musiał przejść chłopiec aby je otworzyć. A chłopiec, rozciągał swoje nogi na ziemi oddychając z wyczerpania. Wisieńką na torcie była rdza która go pokrywała.

Z tego co mogli zobaczyć, nie było tam żadnych szczelin przez które deszcz mógł się dostać do środka i konstrukcja magazynu wyglądała na dość stabilną aby wytrzymać burzę. Temperatura była w miarę chłodna, ogólnie sprawiając że było „komfortowo” – jeśli zignorowało się całą resztę! Jednakże, przez zapach pleśni i mroczną i ponurą atmosferę, nie mogli nazwać tego miejsca „komfortowym” ani trochę.

Z zewnątrz, wyglądało to jak zwykłe koszary złożone z metalowych płyt, ale to nie dokońca była prawda. O ile podłoga nie została niczym pokryta to termoizolujący materiał za to został użyty do pokrycia sufitu dodatkowo można było też zobaczyć lampy fluorescensyjne, tyle że wyłączone. Znajdowało się tam też słabe urządzenie do klimtyzacji do używania przy pracy.

W każdym razie, było to miejsce o niebo lepsze do obozowania niż otwarta przestrzeń. Skutkiem czego postanowili że dzisiaj tutaj rozbiją obóz.

Podczas otrzepywania rąk pokrytych rdzą, chłopiec się rozejrzał.

- Ten budynek nie wygląda aby był używany jako magazyn.

- Co masz na myśli?

Rozpuszczając włosy – związane zwykle gumką do włosów aby jej nie przeszkadzały – obróciła się w stronę chłopca.

- Widzisz jakieś artykuły codziennego użytku? Jakieś ślady? Jedyne co tu jest to...

To o czym mówił, czyli o rzeczach które trudno było zaliczyć do znajomych można było zobaczyć tu i tam. Na przykład ręcznie zrobione metalowe urządzenia podtrzymujące. Na niektórych biurkach, najprawdopodobnie stołach warsztatowych, znajdowały się narzędzia bez porównania lepsze od tych które sam miał w posiadaniu a także wiele różnych dziwnie kształtnych przyborów i narzędzi mierniczych.

W całości, wyglądały one jakby były przeznaczone do konkretnego celu.

Zgadza się, to coś jak...

- ...garaż?

- Taa. Myślę że te narzędzia są do konserwacji i składania czegoś.

Wszystkie te narzędzia skierowane były w stronę urządzenia trzymającego zainstalowanego na środku pomieszczenia i wydawało się współgrać ze sobą. Nie wiedział co miało być umieszczone na rusztowaniach, ale czuł że było to miejsce przeznaczone do pracy nad jedną rzeczą dla wielu ludzi.

- Kto tam?

Oboje podskoczyli ze strachu przez nagły głos i szybko skierowali swój wzrok na drugi koniec magazynu, tylko żeby ponownie ogarnęło ich przerażenie.

- Tss...! Jak śmiecie otwierać drzwi i się tu tulić, cholerni zakochani... Co robicie w moim domu?



Był w średnich latach dwudziestych. Jego ubranie składało się ze zwykłych spodni i koszulki i o ile jego budowa ciała nie przypominała Adonisa to napewno było to ciało sportowca.

Tylko.

Tylko, to co zaskoczyło ich najbardziej była jego twarz.

Była śnieżnobiała. Postęp odbarwienia u dyrektora nie mógł się z nim równać. To co można było widzieć z jego skóry było kompletnie białe jak gdyby był częścią czarno-białej fotografi.

Nie, ponieważ można było zauważyć cieniowanie, określenie śnieżnobiała może nie być dokońca odpowiednie. Brakowało mu koloru do tego stopnia że wydawało się jakby był wycięty i zastąpiony czarno-białym filmem.

- Co? Czy moje oblicze jest aż tak niezwykłe?

- ...Dość trochę. Jest to pierwszy raz gdy widzę kogoś z tak zaawansowanym postępem...

- Nie jestem atrakcją. Idźcie sobie jeśli nic ode mnie nie chcecie.

- Oh, właściwie to tak. Wygląda na to że będzie padać a nasz skuter daleko nas nie zawieźie. Proszę pozwól nam spędzić tutaj noc. Ponadto, możemy pożyczyć jakiś pręt czy coś podobnego czym moglibyśmy robić arbuza?

- ......pręt?

- Tak. Otrzymaliśmy ekstra-dużego arbuza od miłej osoby którą spotkaliśmy na naszej drodze, ale mieliśmy problem ze znalezieniem odpowiedniego przedmiotu aby go pociąć. Więc czemu by nie skorzystać z okazji i sprawić sobie trochę frajdy dzieląc go, tak to sobie pomyśleliśmy. Jednakże, brakowało nam odpowiedniego prętu w naszym bagażu, - powiedziała dziewczyna biegle wraz z idealnym przymilnym uśmiechem i przez kilka chwil właściciel budynku podejżliwie wpatrywał się w nią.

- ...Proszę bardzo, możecie użyć czego chcecie. Tylko zdala od rzeczy których używam! – powiedział, kiedy wkońcu się poddał i ich zostawił, kierując się w stronę szałasu umieszczonego z tyłu pokoju. Najwidoczniej używał jednego z kątów magazynu, który odgrodził od reszty, jako miejsce spoczynku.



Dziewczyna odetchnęła lekko i odwróciła się.

- Chłopcze, słyszałeś go? Przyjmijmy jego dobrą wolę i chodźmy szukać prętu jako części przyjemnej przerwy.

- T-Taa...

Chłopiec dołączył do poszukiwań z lekkim strachem przez jej przymuszony uśmiech który nie pozwoliłby mu odmówić.

Jakby nie było, osoba nie powinna się jej sprzeciwiać w nieodpowiednim czasie.

Na początek, dwójka podeszła do rzędu stojaków na których znajdowały się narzędzia i inne różności i rozpoczęła szukanie przyrządu który najbardziej spełniał ich oczekiwania.

- Chłopcze? Może to?

- Masz zamiar rozbić arbuza kluczem do nakrętek? ...cóż, pomijając pomysł, ta długość się nie sprawdzi. Zbyt krótki.

- A to?

- Młotek, huh... zamieni to w papkę!

- Mmmhh... a zatem to musi być to.

- Co ty niby masz zamiar robić tymi szczypcami do zdejmowania izolacji?

Chłopiec był lekko oszołomiony przez dziewczynę która losowo pokazała mu co miała w zasięgu.

Ale zauważył on że narzędzia tutaj, także były trochę dziwne.

Znajdowały się tu ich różne rodzaje i gatunki ale wszystkie były raczej małe. Wydawało mu się że mógł tu znaleźć sruby i nakrętki o różnych średnicach ale nawet rozmiarowo największe były dużo mniejsze od zwykłego standardu.



Mężczyzna usiadł na rozkładanym krześle i obserwował ich swoim tępym wzrokiem gdy oni krzątali tu i tam szukając.

- ...hmph. Wycieczka jako para, mając gdzieś szkołę? Pewnie jesteście pewni siebie, dzieciaki?

Dziewczyna nie podsłuchała mamroczącego głosu za nią.

Nie przestając gmerać rękami, zaryzykowała kontratak cichym głosem.

- Oh? Ja uważam że to i tak dobre rozwiązanie lepsze od pijaka który się obija już w środku dnia.

Atmosfera się napięła. Z pewnościa ją usłyszał.

- ......jak gdyby bachor taki jak ty mógł mnie zrozumieć...

- Oh, ale wydaje mi się że mogę zrozumieć malutką część ciebie!

Dziewczyna szybko wstała i obróćiłą się w jego stronę – i rzuciła coś tak szybko że nie sposób było to zobaczyć gołym okiem.

Przedmiot który wylądował przed jego stopami z przewracającymi się kartkami był bez wątpiwości jej dziennik ucznia, który zawsze ze sobą nosiła.

- Dobrze przypatrz się mojej karcie ucznia.

- ......po co...

Mężczyzna podniósł go niechętnie ale skrzywił się gdy zobaczył otwartą stronę – jak gdyby patrzył na coś co nie miało sensu.

Jej zdjęcie które było na jej karcie ucznia było już tak wyblakłe że trudno było stwierdzić że cokolwiek się tam znajdowało.

Jej imię i numer ucznia całkowicie znikły, co znaczyło że dość trochę czasu minęło od kiedy zaczęła ‘znikać’.

Mężczyzna otworzył szerzej oczy.

- Moje objawy nie są aż tak rozwinięte jak twoje, ale w niedługim czasie będą! Cóż, jeśli o mnie chodzi, to tylko kwestia czasu? – przechwalała się z jakiego powodu, co spowodowało że spojrzał na nią lekko dziwnym wzrokiem, chociaż zaraz i tak odwrócił wzrok.

- Hmph. To i tak tyle co nic...

- C...!

Aby przerwać jej kontrę, mężczyzna rzucił jej kartę ucznia i odwróćił się do nich plecami.

- ......Lepiej zjedzcie tego arbuza szybko i idźcie stąd.

Mówiąc tylko te słowa wstał i zaciągnął zasłonę odgradzając się od nich i zasłaniając im widok.



Ich poszukiwania okazały się być trudniejsze niż im się wydawało; zegar wskazywał godzinę dziewiętnastą kiedy wyszli z magazynu ponieważ dali sobie spokój z szukaniem w jego wnętrzu.

Ciągle jeszcze nie padało ale ponieważ nie było już słońca, to poruszanie się bez latarki było niemożliwe było poprostu tak ciemno.

- Kh! Co za bezczelny stary pijak!

- Czy nazywaniem go ‘starym pijakiem’ nie jest troche okrutnie biorąc pod uwage jego wiek?

- Co? Jesteś po stronie tego starego pijaka?

Chłopiec uśmiechnął się sztucznie, oglądając ją kopiącą jeden z H-kształtnych znaków aby dać upust swojej złości.

- Mów co chcesz, ale... jakby nie było pomaga nam pożyczając pręt.

- Którego niema ani śladu! Dlatego powiedziałam ci abyś ściągnął tą rzecz i jej użył.

- Ale ta ‘rzecz’ to rura odpływowa od klimatyzacji. Zmartwi się gdy ją weźmiemy!

- Dlaczego powinniśmy się przejmować?

- Bo tak! – zaśmiał się chłopiec, wyciągając dwie latarki z torby przyczepionej do Super Cub’a. Jedną z nich podał dziewczynie.

- Jak się miewa nasz arbuz? – mruknął chłopiec i stuknął arbuza palcem, powodując głuchy dobrze brzmiący dźwięk. Był dojrzały w idealnym stopniu. Bez wątpienia można powiedzieć że dzisiaj i jutro to najlepsze dni na jego zjedzenie. W przeciwnym razie będzie przejrzały. Jeśli do tego czasu nic nie znajdą, będą musieli podzielić go własnymi rękami.

Nagle chłopiec przypomniał sobie o ciężarówce zaparkowanej obok magazynu.

Zatrzymał się na chwilę aby pomyśleć i pociągnął za zasuwak torby.

- No więc, co powinniśmy teraz zrobić?

- Mh... co ty na to abyśmy zajrzeli do ciężarówki?

- Ciężarówki? Aah, tej zaparkowanej nazewnątrz?

- Prawdopodobnie, jest ciągle załadowana rzeczami, - oznajmił wydając się pewny siebie, dziewczyna podążała za chłopcem jednocześnie przechylając głowę w zdumieniu.

Kiedy udali się w stronę ciężarówki i zamknęli zardzewiałe metalowe drzwi, zasłona oddzielająca miejsce spoczynku lekko się poruszyła.



Jako że wyraźnie było zbyt ciemno, chłopiec włączył swoją latarkę.

Z daleka ciężarówka sprawiała wrażenie normalnej, ale gdy się zbliżyli okazała się większa niż można się było po niej tego spodziewać.

Błyszczący srebrny kontener wyglądał dość nienaturalnie w porównaniu do stanu zniszczenia magazynu. Kolejnym znakiem że ciężarówka nie była używana w okolicy były raczej czyste opony.

- Wygląda jak ciężarówka z wypożyczalni. Widzisz ten znak na tablicy rejestracyjnej? – wskazała dziewczyna .

- Mh, czy ten mężczyzna ją wypożyczył? Ciekawe dlaczego.

- No cóż, aby coś przewieźć. Prawdopodobnie. Jeśli o mnie chodzi to termin wypożyczenia już dawno minął. Jest przestępcą.

Krótko się jej przyjrzeli, chodząc wokół pojazdu i odkryli że przynajmniej kontener nie był zamknięty.

O ile nie wiedzieli co jest w środku, to za to mogli przypuszczać co mogło by się tam znajdować. Jak by nie było, była to załadowana wypożyczona ciężarówka zaparkowana obok magazynu przeznaczonego do poskładania czegoś.

- ...Więc... w środku jest to co przynależy do magazynu.

- Tak myślę. Jeśli nie jest w magazynie to pewnie jest tutaj, - wytłumaczył chłopiec i lekko złapał za klamkę drzwi.

Chłopiec skoczył na stopień i pociągnął za klamkę najsilniej jak tylko potrafił, po czym podwójne drzwi otworzyły się lekko skrzypiąc.



- ...Hę? Co to jest?

- ...To musi być...





CZĘŚĆ 2:

„Miejsce na drzemkę” może brzmi miło, ale tak naprawdę był to tylko narożnik magazynu, który był oddzielony kurtyną, za którą znajdowały się łóżka składane, a dokładnie to pięć łóżek. Ale dla chłopca i dziewczyny, których pościel składała się zwykle z kilku koców, było to boskie miejsce do spania.

Chłopiec położył się na łóżku i przykrył się kocem, aby nie sprawić sobie bólu brzucha. Wkrótce po tym zaatakowała go senność podczas pisania pamiętnika.

Ni długo po tym jedyny głos, który było słychać - dziewczyny - pomału cichł i chłopiec zapadł w spokojny sen.



Dzień zaświtał.

Dźwięk o niesamowitej głośności sprawił, że i chłopak i dziewczyna wyskoczyli z łóżek w tym samym czasie.

- C-Co jest grane?

Chłopiec, całkowicie zaskoczony, wyskoczył ze strefy na spanie i przesuwając kurtynę na bok rozpoznał źródło dźwięku.

Szef wjeżdżał tyłem ciężarówki do magazynu przez przednie wejście szykując się na wyładunek rzeczy, która była w środku.

Na zewnątrz budynku była taka cisza, że chłopiec mógł usłyszeć ćwierkanie ptaków znajdujących się bardzo daleko. Najwidoczniej, pogoda była ładna.

- Hej, wy dwoje! Może byście tak wstali! Zaczynamy!

- J-Już!

Gdzie się podział zapał ze wczoraj? Chłopiec szybko narzucił na siebie koszulkę i podskakując założył na siebie spodnie.

Dziewczyna, która spała na łóżku obok niego przerodziła się w wcielenie „przyciągania własnego pecha”.

Pomijając jej wysoce stymulujące ubranie, które składało się z bielizny i koszulki, jej puste oczy były oczami osoby martwej. Jej całe ciało było spowite smrodem alkoholu a jej włosy były w takim nieładzie, że można było by ją pomylić z Meduzą.

Dziewczyna najwidoczniej kontynuowała picie przez jakiś czas po tym jak chłopiec poszedł spać i teraz była przeklęta z dużymi podkrążonymi oczyma, które tylko wzmacniały jej niedociśnienie.

- Um… cóż, dołącz do nas jak tylko poczujesz się lepiej!

Chłopiec wziął paczkę tabletek na ból głowy z ich przenośnej apteczki i położył je na kolanach dziewczyny, która częściowo zmieniła się w zombie.

Według tego, co wiedział z własnych doświadczeń, to to, że dziewczynie zajmie kilka godzin zanim znów będzie się do czegoś nadawać. Bardzo możliwe, że nawet nie słyszała, co przed chwilą do niej powiedział.

Wraz z głębokim brzęknięciem silnik się zatrzymał po drugiej stronie kurtyny.

Chłopiec poprawił swoje ubranie i wrócił zasłonę na swoje miejsce. Nie zrobił tego ze względu na pannę, która była po drugiej stronie, ale ze względu na groźną karę śmierci, która by go czekała z podejrzenia o zapomnieniu, że po drugiej stronie jest panna.



- W porządku, szefie. Co robimy najpierw?

- …Sprzątanie.

- Sprzątanie…?

Właśnie miał zapytać jak mają posprzątać coś, kiedy nawet jeszcze nic nie zaczęli robić, ale natychmiast go oświeciło, kiedy rozejrzał się po hali.

Znajdowało się tam ognisko, które wczoraj rozpalili na samym środku gołej ziemi. Cóż, było już zgaszone, ponieważ nie używali go, jako źródła ciepła, ale problemem było to, co znajdowało się wokół niego.

Niezliczone puste puszki i paczki po przekąskach były porozrzucane na około. A najważniejszym problemem były wymiociny, które można było zobaczyć w kilku miejscach.

- … Nie musieliście pić aż do momentu, w którym zbierało was na rzyganie…

- Nie mam wytłumaczenia… Wybacz, ale nic nie pamiętam…

Chłopiec dołączył do szefa w spuszczaniu ramion, wzdychając.

Rozważał w myślach, czy mózg dziewczyny jest wyposażony w funkcję uczenia się, biorąc pod uwagę incydent z kukurydzą i obecne potknięcie.

- No cóż, zostaw to mnie, a wyrzucę to… coś. Mam jeszcze kilka innych rzeczy do przygotowania, więc w między czasie zajmij się sprzątaniem wnętrza.

- Zrozumiano…

Po wypuszczeniu lekkiego oddechu, chłopiec skierował się w stronę schowka na szczotki znajdującego się w rogu budynku.

- …A tak po za tym, co się stało z tą małą, o tam?

- Jest w bezruchu, ponieważ ma kaca i niedociśnienie. Przez jakiś czas nie będzie się ruszać!

- …

Szef zebrał kałuże z miną przepełnioną mieszanymi uczuciami i wlał je do wiadra.

A teraz żałuj, że bezmyślnie wyciągnąłeś alkohol na stół! – wyszeptał chłopak w myślach jednocześnie oglądając szefa, gdy ten szedł opróżnić wiadro z twarzą jak gdyby przenosił w rękach wysoce radioaktywną substancję.

Dobrze więc! Najwyższy czas zacząć przydzieloną mu pracę, ale było jeszcze coś do zrobienie przed tym.

Chłopiec, z dumnie uniesioną głową, uklęknął przy ich bagażu i wyciągnął świnkę. W rzeczy samej, była to ich ceramiczna świnka przeciw komarom!

Czy to w środku czy na zewnątrz, zawsze trzeba być uważnym. Podczas jazdy nie przywiązywali do tego dużej uwagi, ale że w pobliżu było wiele łąk równało się to z taką samą dużą ilością owadów. Jest to obowiązkowe, aby przedsięwziąć środki przeciw owadom, gdy się zostaje przed jakiś czas w jednym miejscu, aby pracować.

A zatem, chłopiec umiejscowił naładowaną kadzidłem w kształcie spirali świnkę na środku magazynu gdzie wcześniej znajdowało się ognisko i rozpoczął sprzątanie podłogi.

W przeciwieństwie do chłopca, który radośnie rozpoczął pracę, pobudce dziewczyny towarzyszył duży dyskomfort.

Jej głowa boleśnie pulsowała a jej żołądek był w stanie żalu przez zgagę.

Powód był oczywisty. Było to prawdopodobnie przez wlanie zbyt dużej ilości alkoholu wczoraj – a raczej, to na pewno był ten powód.

Ucieszona alkoholem, którego od dłuższego czasu nie widziała, przez przypadek dała sobie na luz zbyt mocno. Lub żeby być dokładnym, nawet nie pamiętała czy dała się ponieść, więc możliwe, że było to największe nadmierne picie, jakiego się dopuściła.

Teraz była w zgodzie z prawdą, że alkohol powinno się pić z umiarem – cóż, pierwotnie dziewczynie takiej jak ona nie było dozwolone spożywanie alkoholu w pierwszej kolejności.

- …Ueh… gh…

Dziewczyna instynktownie zakryła usta czując jak jej żołądek podchodzi do gardła, ale udało się jej zatrzymać odruch wymiotny i ratując swój koc poprzez masowanie swojego brzucha.

- Wygląda na to… że nieźle przegięłam…

Dziewczyna miała śmieszny smak w ustach a jej zęby były dziwnie gładkie, co naprowadziło ją na przypuszczenie, że już kilka razy zwymiotowała. Co więcej, jej żołądek był pusty mimo tego, że do późnej nocy piła i jadła. Ponad tym wszystkim było jeszcze uczucie szorstkości w gardle i jej głos, który był w ponurym stanie.

Jednakże, kto rano wstaje temu pan Bóg daje! Zrzucając koc na bok, dziewczyna wskoczyła do tenisówek, które znajdowały się obok jej składanego łóżka.

W tym momencie coś wylądowało na jej stopie wraz z lekkim uderzeniem.

Z uniesioną brwią, dziewczyna leniwie podniosła rzecz.

-… Tabletki na ból głowy…?

Po za w połowie pustą paczką tabletek przeciwbólowych, była tam także mała wiadomość, na której było napisane „Nie przemęczaj się i odpocznij” w znajomej jej pisowni. Nie była podpisana, ale oczywistym było, kto był autorem.

Nagle, dziewczyna zauważyła dwu litrową butelkę, której używali do przechowywania wody pitnej. Obok niej była odwrócona szklanka.

-…Jejku… mój towarzysz okazuje troskę w najdziwniejszych momentach… - dziewczyna uśmiechnęła się krzywo i napełniła szklankę wodą.

Przez klika chwil dziewczyna trzymała butelkę przyłożoną do boku ciała, aby schłodzić się a także, aby poczuć orzeźwiającą wodę przez cienki polimerowy materiał.

Potem, przyjmując przysługę chłopca, dziewczyna wzięła dwie tabletki z paczki i wrzuciła je do ust., Kiedy je przełknęła popijając wodą, uczucie chłodu rozprzestrzeniło się w jej żołądku.

Za pomocą rękawów dziewczyna otarła krople wody, które spływały jej po szyi przy okazji znajdując kolejną rzecz na stojaku.

Wilgotny ręcznik.

- Czy on chce abym się wytarła? …Jejku… nie znam nikogo, kto byłby lepiej przygotowany od niego… - westchnęła połączeniem radości i zaskoczenia i przyjęła jego przysługę raz jeszcze.



Południe. Pogoda była ładna, a niebo pozbawione chmur.

- Oh, ty? Już kac ci przeszedł? – Przywitał się szef, który właśnie oparł śmietniczkę na rogu magazynu, jednocześnie ocierając pot ręcznikiem zarzuconym na barku.

- Tak. Ciągle jeszcze mnie trzyma, ale już jest lepiej.

Nie kłamała. Dzięki tajemniczemu efektowi tabletek na ból głowy, ból, który dręczył jej skroń i czoło prawie już znikł a także czuła się także odświeżona po przemyciu się i ubraniu nowej bielizny. O ile nie była jeszcze w pełni sprawna to nic nie stało na przeszkodzie, aby mogła zająć się drobnymi pracami.

- W każdym razie! Przepraszam, że musiałeś za mnie posprzątać.

- To nic, młoda. I tak nie ma jak sprawdzić, które, do którego należały.

- Prawda.

Może i zachichotała, ale szczerze mówiąc, niewyraźne wspomnienia podpowiadały jej, że odpowiadała za przynajmniej połowę.

- A tak po za tym, gdzie jest chłopiec?

- Powiedziałem mu żeby zajął się wyrzuceniem śmieci. Powinien być lada moment z powrotem.

Śmieci prawdopodobnie odnosiło się do pustych puszek i opakowań ze wczoraj. Wygląda na to, że jej poleganie na jego docenionej opiece było okazane nawet tutaj.

- Więc, masz jakieś zadanie dla mnie? – Zapytała i spojrzała na podłogę — nie, gołą ziemię.

Większość pozostałości po wczorajszej uczcie były uprzątnięte. Co zostało to tylko popiół i kawałki węgla drzewnego na środku. Nie wyglądało, aby miała dołączyć do sprzątania.

- Zobaczmy... Chcesz mi pomóc z czymś poważniejszym? – Szef się za szczerzył.

Dziewczyna lekko się wahała, ale mimo to poszła za nim i weszła na stopień kontenera ciężarówki.

- Dobra, wynieśmy te części z kontenera.

- T… Taa…

Oby dwoje weszli do kontenera. Dziwnym trafem, rozłożony HPA wydawał się masywniejszy niż dzień wcześniej. Dziewczyna wiedziała o tym typie samolotu tylko z opowiadań innych. Nie miała żadnego pojęcia, do czego służyła każda część.

- Nie martw się. Nie proszę cię abyś złożyła to sama.

- Ale…?

- Po prostu rozmieść części, które ci dam tam gdzie jest to napisane w instrukcji, tej tam. Większe części zostawimy, kiedy chłopiec wróci, więc na razie zajmiemy się tylko małymi. – Powiedział szef, gdy wchodził głębiej do kontenera.

O ile samolot załadowany na cztero-tonową ciężarówkę był raczej przestrzenny, to jego powierzchnia nie była szczególnie duża. Było tam wiele luk, więc z łatwością mogli się przemieszczać wewnątrz kontenera. W odniesieniu do ciężaru, samolot był lżejszy od dziewczyny. Te rzeczy po za zakres jej wiedzy.

- W porządku. To będzie pierwsze. Możesz położyć to na stole do pracy?

Trzymając w ręku jedną z części podał ją jej. Nie ważne jak mało doświadczona była z maszynami, to nazwę tej części znała. Była to oś połączona z dwoma łopatkami – znana także, jako „śmigło”.

- Zrozumiano.

W chwili, gdy ją wzięła, natychmiastowo zrozumiała, dlaczego podał ją jej tak niedbale.

Ona naprawdę była lekka. Dziewczyna była zaskoczona – nie tylko przez to, że część była tak cienka jak papier, ale także przez fakt, że mogła ją trzymać tylko za pomocą dwóch palców, mimo że dwie łopatki osiągały długość prawie 140 centymetrów.

- Nie do wiary…

- Prawda? Można powiedzieć, że śmigło definiuje jak bardzo musisz pedałować, dlatego włożyliśmy sporo pracy w rozwinięcie go i stworzenie.

W jego spojrzeniu skierowanym na śmigło można było dostrzec coś bardzo specjalnego. Dziewczyna nie wiedziała o nim ani o jego współpracownikach dużo, ale mogła się domyśleć, że wszystkie te części, wliczając w to niezwykle lekką płytę, były wypełnione ich marzeniami i silną wolą.

Myśląc o tym w ten sposób, śmigło w jej rękach nagle stało się cięższe od kamienia.

Do momentu, gdy ją położyła na stole, dziewczyna traktowała tą rzecz jak dziecko, z największą uwagą – nie ze względu na szefa, ale dlatego że sama tak chciała.

- Ale powiedz, czy ten śmieszny kształt też ma swój powód?

W rozumieniu dziewczyny, śmigło zwykle wyposażone było w dwie lub trzy proste łopatki. Czy raczej, jest to jedyny sposób, w jaki mogła go sobie wyobrazić.

Śmigło przed jej oczyma, jednakże, było z pewnością dwu łopatkowe, ale jego kształt był raczej niespotykany. Łopatka była wykonana w kształcie łagodnego pół księżyca, stąd bardziej przypominało kuchenny wentylator niż śmigło. Co więcej, dziewczyna także zastanawiała się, dlaczego było pomalowane na żółto, podczas gdy pozostałe części były białe.

- Ah, taa, kształt jest jedną z ważniejszych rzeczy. Jest zrobiony w ten sposób, aby wydobyć jak najwięcej z wolno obracających się prędkości.

- Ale czemu są tylko dwie?

Tak, było to, co zastanawiało ją najbardziej: były dwa takie dwu łopatkowe śmigła.

- Heh… to… tajemnica.

- Ułaa, no wiesz.

Szef za szczerzył się jednocześnie patrząc na urażoną dziewczynę.

- Trochę cierpliwości. Tylko poczekaj aż będzie gotowy. Po za tym, następne jest to. Połóż to na urządzeniu trzymającym, które jest oznaczone, jako „A”.

- Łaa, łaa!

Duża skrzynko-podobna rama została jej podana ze środka kontenera, którą ona, zaskoczona, próbował utrzymać w jej rękach.

Był to opływowy obiekt, który wyglądał jak równoległobok z zaokrąglonymi rogami i był stworzony z białego błyszczącego materiału, całość rozmiarem przypominała szefa.

Jednakże, było tak lekkie jak piórko, które ponownie nie odzwierciedlało jego wyglądu. Dziewczyna bez problemu była w stanie trzymać to w jednej ręce.

Trzymając to w powietrzu, dziewczyna przyniosła to na wskazane miejsce na raczej chwiejnych nogach. Stojak najwyraźniej był specjalnie zaprojektowany, aby utrzymać tą cześć, więc był idealnie dopasowany i solidnie trzymany przez metalową ramę.

- Ale czy ta rama to nie… plastik?

Materiał, z jakiego rama była wykonana był całkowicie biały a w dotyku, o ile było jej wiadomo, przypominał plastik.

- Taa, zgadza się. Ale nie jest to zwykły plastik, tylko PWW.

- PWW?

- Plastik wzmacniany włóknem. Posiadana on ‘kość’ wytworzoną z włókna węglowego, wewnątrz, że się tak wyrażę. Powiem ci, że to strasznie trudne. – Wyjaśnił, uśmiechając się. Szef głaskał białą budowę z uśmiechem przypominającym małego chłopca, który dostał nową zabawkę. - … Heh…, kto by pomyślał, że będę latał tym cudeńkiem… czy ja czasem nie śnię?

- Może powinnam cię uszczypnąć? Może się obudzisz? – Zamamrotała dziewczyna.

Szef śmiał się tylko na twarzy jednocześnie pracując. – Wybacz, że muszę cię rozczarować, ale będę latał tym cudeńkiem nie ważne czy to sen czy nie.

Dziewczyna wzięła oddech.

Wyczuła, że ten lekki jak piórko samolot był dziełem życia, marzeniem mężczyzny stojącego przed nią.

- No dalej, o to pierwsze skrzydło. Chwyć za drugi koniec.

- Ułaa!

Dziewczyna pośpiesznie złapała za drugi koniec skrzydła, które wyłoniło się z kontenera.

Skrzydło, które w rzeczywistości było tylko szkieletem, było pokryte materiałem, który wyglądał jak przezroczysty winyl. Tak bardzo, że dziewczyna nieświadomie wyszeptała, - To wygląda jak zapakowane pałeczki… -

- Aż tak się nie mylisz, ponieważ jest to specjalna makrocząsteczkowa błona, w którą zapakowaliśmy szkielet wytworzony z PWW.

W porównaniu do ramy, którą przeniosła przed chwilą, skrzydło było wyraźnie masywniejsze i miało pewną wagę. Pod względem długości były takie same, więc szef i dziewczyna musieli przemieścić je z największą uwagą.

- N-Nie są one zbyt długie? Chodzi mi o to, że nie złamią się w czasie lotu?

- Ugną się, ale nie martw się: tak je wyliczyliśmy, że się nie złamią. Po za tym, mniej więcej taka długość jest potrzebna do latania! Jeśli spojrzysz na proporcje…

- Odpuszczę sobie szczegóły. Nigdy nie byłam dobra z fizyki.

Dziewczyna na starcie odrzuciła wszelkie próby, aby zrozumieć zasady na całość się opiera i ostrożnie umieściła koniec, który trzymała, na urządzeniu do tego wyznaczonym.

- Ale fizyka jest fajna, wiesz? I jest przydatna w codziennym życiu.

- Wolę gimnastykę.

- Gh… jestem słaby, jeśli chodzi o praktykę…

Akceptując jej odpowiedz za względu na podejrzaną reakcję, on także odłożył skrzydło na dół.

Teraz, gdy już umieścili kilka części, okazało się widocznym, że urządzenia trzymające były tak umiejscowione, że samolot stałby po przekątnej w magazynie zamiast twarzą do drzwi.

Co było oczywistym, ponieważ było to jedyny sposób by jakoś zmieścić te ogromne skrzydła wewnątrz magazynu.

- Dobra, następne będzie lewe skrzydło. Pokaż mi trochę tej twojej siły, nałogowcu-sportowy.

- Pewnie!

Dziewczyna, już przyzwyczajona do pracy, wskoczyła do kontenera.



- Uff… zajęło mi to więcej czasu niż się spodziewałem.

Chłopiec opadł na matę tatami z bocznym spojrzeniem skierowanym na energiczny i iskrzący się ogień.

Znajdował się on w szopie za magazynem zbudowanej z prefabrykatów. Najwidoczniej pierwotnie był przeznaczony do spędzania w nim przerw przez pracowników i był nawet dobrze zbudowany. Znajdował się tam przewód wody, tyle że nie do użytku.

Za oknem znajdowała się metalowa beczka postawiona na bloku z cementu, pod którym palił się ogień. Całość, w dużej mierze przypominała tradycyjną kąpiel w beczce – z jednym wyjątkiem, że woda w środku się gotowała, zamieniając to na śmiertelny żelazny kocioł.

Beczka była przykryta wiekiem, które było połączone rurą na jego środku z drugą beczką, umiejscowionej nieco niżej. Z boku drugiej beczki wychodziła kolejna rura, która tym razem była połączona do wieka dużo mniejszej trzeciej beczki.

Z pewnością obywatel cywilizowanego świata bez wątpienia zastanawiałby się, co to za okultystyczny rytuał, w dzisiejszej Japonii za to nie był to wcale taki rzadki widok. Był to oczyszczacz wody.

Pierwsze dwie beczki zawierały wodę deszczową. Woda w pierwszej beczce była gotowana, wytwarzając parę wodną, która potem przechodziła do drugiej beczki gdzie się schładzała dzięki zimnej wodzie otaczającej przewód. W momencie, gdy para przechodziła do trzeciej beczki była już z powrotem wodą.

W skrócie, po przez użycie pary wodnej, która już raz wyparowała uzyskiwali oni czystą wodę wolną od zanieczyszczeń i bakterii.

W Japonii było sporo wody, ale większość z niej nie była czysta na tyle, aby można było się jej od tak napić. Tylko kilka oczyszczaczy wody pozostało nienaruszonych w tych czasach ruiny, więc często spotykali oni takie oczyszczacze podczas ich podróży – i nauczyli się ich używać.

Tak po za tym, źródłem ciepła dla tego oczyszczacza były śmieci. Powodem tego najwidoczniej była możliwość pozbycia się śmieci i ugotowania wody jednocześnie. Chłopiec był nieco zmartwiony o zawartość wydzielanych dioksyn, ale uspokajał się mówiąc sobie nie było tam aż tyle śmieci. To nie tak, że tylko użył śmieci, jako źródła ognia; użył także trochę drewna.

Powodem jego zmęczenia było przelewanie przechowywanej deszczówki do beczek. Nie były one jakieś duże, mi to mogły pomieścić 44 galony, co w przeliczeniu dawało jakieś 200 litrów. Biorąc pod uwagę, że wiadro, którego używał do przelewania mieściło 5 litrów, przelał on wodę do beczki jakieś 40 razy. O ile młodość oszczędziła mu bólów pleców, to za to na pewno może się spodziewać bólu mięśni następnego ranka.

Ale praca indywidualna też miała swoje dobre strony: chłopiec rozgościł się na ziemi, w pełni wyciągając swoje ręce i nogi.

Zapach mat tatami pod nim i lekka bryza sprawiła, że stał się śpiący.

Był on wypełniony obojętnym uczuciem i mógłby pójść spać w każdej chwili. Jedyną rzeczą, która trzymała jego oczy otwarte, ledwo co ale jednak, były dźwięki wydawane przez cykady w oddali.

Mimo że chłopiec już dawno dał sobie spokój z noszeniem marynarki swojego zimowego mundurku, mając jedynie biała koszulę i krawat, letnia temperatura stała trudno do zniesienia.

Pomimo bycia w regionie bliskiej granicy na północy kraju, lato było upalne nawet tutaj, co w sensie mogło być także zaletą kraju z czterema porami roku.

Nagle, chłopiec zauważył szeroko otwartymi oczami zmianę w jego krawacie, który miał raczej prosty niebieski styl i był częścią mundurku należącego do jego szkoły. Gorąc go poluzował tak bardzo, że się wydłużył i wyglądał jak krawat pracownika biura na imprezie.

Krawat powinien mieć przyszyty herb jego szkoły.

Jednakże, nie można było dostrzec ani jednej nici na miejscu, w którym powinien być wszyty, degradując ten monotonny niebieski krawat do poziomu krawata, który jest po prostu niebieski.

- …… No popatrz. W końcu, nawet imię mojej starej szkoły zostało «stracone», huh…

Zjawisko, które powoli korodowało świat nie miało żadnej oficjalnej nazwy.

Ani medyczne kręgi, które zawsze z chęcią przypisywały długie naukowe nazwy do każdej małej rzeczy, ani też naukowe kręgi, które normalnie próbują stworzyć skomplikowane formuły, dały temu zjawisku imię.

Nawet masowe media, które tak lubią wymyślać niesmaczne nazwy zawiodły w przyznaniu temu tajemniczemu zjawisku wyniosłego imienia.

W końcu, ktoś zaczął używać zwykłego słowa „znikanie”, które potem się rozniosło i przyjęło.

Nikt nie był w stanie wyjaśnić, co spowodowało rozprzestrzenienie się tej choroby.

Sławni uczeni z całego świata już od jakiegoś czasu próbują z całą ich mocą odkryć jej pochodzenie, ale jak na razie nikt nie potrafił dać logicznego wyjaśnienia. Nie było nawet wiadome, dlaczego objawy były różne dla ludzi i zwierząt, a także przedmiotów.

Choroba w rzeczywistości zaczyna się raczej bezboleśnie.

Najpierw, twoje „imię” jest stracone. Nikt już nigdy więcej nie jest w stanie go sobie przypomnieć, wliczając w to zarażoną osobę. Imię znika bez śladu ze wszystkich książek, cyfrowych dokumentów i wszystkich innych.

Po drugie, twoja „twarz” jest stracona, znaczy to, że znika z każdej fotografii, na której się znajdujesz. Nie ma znaczenia czy to cyfrowe zdjęcie, obraz czy nawet we wspomnieniach innych.

Po trzecie, twój „kolor” jest stracony. Twój wygląd staje się czarno biały, taki jak aktorzy w czarno białych filmach.

Po czwarte, twój „cień” jest stracony i nawet światło przez ciebie prześwituje.

Ostatecznie, sama twoja „istota” jest stracona i znika w nicość. Wszystko, co zapisałeś potomności znika, czy to obrazy, zapiski, wydruku czy też nagrania.

Jedyną rzecz, która zostaje jest wspomnienie ludzi, którzy cię znali w formie uczucia, że „ktoś taki jak ty był”. Niejasne wspomnienie, które nie zawiera ani twojego imienia ani twojej twarzy. Koniec następuje w momencie, gdy nawet te wspomnienia zanikną.

Wszystko, co osoba zostawiła na świecie, wliczając w to samą siebie, znika nie zostawiając najmniejszego śladu.

Prędkość postępowania znacznie się różni między ofiarami. Niektórzy znikają w momencie rozprzestrzenienia się choroby, gdzie dla innych postępowanie się nagle zatrzymuje, pozostawiając ich przy życiu. Ale ogólnie można powiedzieć, że postępowanie po prostu ekstremalnie zwalnia. Już cztery miesiące minęły, od kiedy imię chłopca zostało «stracone».

Nie ma żadnych podobieństw między zarażonymi – choroba naprawdę rozprzestrzenia się losowo. Podczas gdy rząd znalazł się w pozycji nieumożliwiającej rozwój nad badaniami – nie było nawet wiadomym ile ludzi stało się ofiarami choroby – kraj powoli przestawał poprawnie funkcjonować.

Od tego czasu minął trochę ponad rok. Rządu już nie było a jedyne wsparcie, jakie istniało, zawodziło.

Obywatele, którzy pozostali tu i ówdzie zaczęli blisko ze sobą dobrowolnie współpracować, starając się utrzymać strefę życia, w której mogliby przetrwać.

Tyle że atmosfera życia tutaj na północy okazała się całkowicie inna od tych podobnych do slumsów w mieście, w którym chłopiec i dziewczyna żyli.

- HEJ, CHŁOPCZE!! Przestań się obijać! Wstawaj!

- Uah?!

Rozgniewany krzyk, który przeszedł przez otwarte okno sprawił że chłopiec podskoczył jak pułapka na myszy.

- Ty obiboku… jak śmiesz ucinać sobie drzemkę, podczas gdy twój kompan tak ciężko pracuje.

Chłopiec był dosłownie sparaliżowany ze strachu przez ponurą minę dziewczyny, która była skierowana na jego osobę przez ekran drzwi.

Dostanie mi się. Niebezpieczeństwo.

- Z-Zrozumiano. Już idę!

- Zacznij w końcu pracować! Szybko!

Zagrożony przez walenie w ramę okna z za pleców, chłopiec szybko wskoczył do swoich tenisówek i wyskoczył z szopy.

- Nie popędzaj mnie tak… Sama spałaś do późna dzisiaj…

- Ponieważ musiałam wczoraj zostać do późna.

- … dobrowolnie, znaczy się.

W następnym momencie chłopiec został uderzony w szybki jak błyskawica, niepochamowany cios ciałem, który przeszył go z wspaniałą precyzją tam gdzie bolało najmocniej i pokazało mu deszcz iskier.



Kiedy wrócili, szef spojrzał na nich ze zwątpieniem w oczach.

- Huh? Teraz to ty jesteś blady jak ściana?

- …zostaw mnie w spokoju!

Szef przechylił swoją głowę w odpowiedzi na tą wypowiedz głosem wysokim jak dźwięk komara, ale szybko wrócił do swojej pracy.

- …Więc, jak daleko zaszliście podczas gdy mnie nie było?

- Wyciągnęliśmy wszystkie części i narzędzia. To była ogromna ilość pracy, mówię ci, - Powiedziała dziewczyna dumnie i wskazała na dobrze rozmieszczone części.

Ciężarówka, która zajmowała dużą część tego raczej przestrzennego magazynu została już wycofana. Ciężar rzeczy, które można było zobaczyć nie wyglądały jakby potrzebowały całej cztero-tonowej ciężarówki.

Jednakże, każda część z osoba była raczej duża, co prawdopodobnie było powodem, dlaczego kontener o takiej pojemności był potrzebny.

- Czy HPA normalnie nie mogą być podzielone na więcej części?

- Mh? Ah, spójrz na to.

Szef podszedł do stołu warsztatowego i wziął coś, co przypominało plan. Nie był zbyt szczegółowy, a zatem pewnie użyty tylko do złożenia części w całość.

- Im bardziej rozbijesz swoje komponenty na mniejsze, tym więcej części będziesz potrzebował do ich połączenia. Biorąc pod uwagę wagę i stabilność, takie rozwiązanie powoduje problemy. Zwłaszcza, że materiał użyty to plastik – nie możesz po prostu użyć śrub i nakrętek, ponieważ jest możliwość uszkodzenia przy samym skręcaniu.

- Więc te olbrzymie skrzydło to… sama w sobie jedna wielka część?

- Taa! Używając plastiku wzmacnianego włóknem i wtryskarki to formowania dużych przedmiotów stworzonego przez naszą drużynę dzięki zarwaniu paru nocek.

- …używając czego ? – Zapytała dziewczyna od niechcenia, mając problemy nadążając za nim i nie wyglądając jakby jej specjalnie zależało.

Szef, jednakże, rozpromienił się jeszcze bardziej. Gdyby nie stracił swojego koloru, jego twarz na pewno by się zarumieniła od ekscytacji. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości.

- W porządku, malutka, nadstaw uszy: kiedy formowaliśmy plastik, w rzeczywistości połączyliśmy dwie duże formy i wstrzyknęliśmy materiał, tyle że tak je skonstruowaliśmy sprawiając że ruchome części, na koniec gdy już wyciągaliśmy formę, były połączone.

- Ach tak? To nieźle, chyba?

Jej odpowiedź bez jakichkolwiek emocji była tak niejasna jak jej brzmienie, gdzieś pomiędzy zrozumieniem i nierozumieniem go, ale dziewczyna prawdopodobnie chciała aby przestał. Tyle na pewno można było wyczytać z jej twarzy.

- I jest to wyjątkowy sposób stworzony przez twój zespół?

- Taa. Jest to połączenie istniejących technologii, ale my jesteśmy jedynymi robiącymi to na taką skalę……, - mężczyzna dumnie odpowiedział chłopcu… po czym spuścił ramiona z jakiegoś powodu.

- …jest tylko jeden problem.

- J-Jeden problem?

Chłopiec był zaskoczony przez nagłą zmianę nastroju szefa, mimo tego, że go pochwalił. Najwidoczniej, miał on często wahania nastroju.

Szef odłożył plan konstrukcji z powrotem na stół i pogłaskał dużą ramę, która była umieszczona na urządzeniu trzymającym.

- …materiału nie można przetworzyć.

- Przetworzyć?

- Taa. Oczywiście wiesz, że plastik trudno jest użyć do powtórnego użycia, tak? Najlepszym sposobem jest stopienie go i nadanie mu ponownie kształtu, ale to cudeńko ma w środku węglowe nanorurki. Przez zbyt dużą liczbę substancji obcych nie może zostać przetworzony. Ale przez węgiel, trudno jest to rozłożyć na kawałki i wyrzucić na wysypisko śmieci, co jest częstą metodą, aby pozbyć się niechcianego plastiku.

- …w skrócie, trudno jest się tego pozbyć?

- Taa. Co więcej, podczas gdy jest wspaniały w gibkości i elastyczności, to wciąż plastik, a zatem brakuje mu twardości. Więc ma tą dużą wadę w byciu trudnym do przetworzenia, mimo że jest taki łatwy do złamania! W dzisiejszych czasach nie da się zarobić na technologii, która nie bierze pod uwagę środowiska… - powiedział szef wielce wzdychając i kontynuował głaskanie ramy.

Może, to jego osobowość była głównym problemem, który sprawił że wegetował w tym magazynie.

- Ale starczy już starych opowieści jak na razie, szefie. Zjedzmy coś.

Nieźle, dziewczyno! Jej zwykle martwiące łakomstwo udowodniło, że choć raz może być przydatne. Chłopiec w myślach zrobił gest kciuków w górę za jej wypowiedz.

- Mh? To już czas?

- Już jest pierwsza! Ja nie jadłam śniadania, głodna jestem.

Dziewczyna opadła na krzesło składane i podrapała się po brzuchu.

Kac, który miała po wczorajszym piciu wygląda aby już był dla niej historią. Gdyby ktoś miałby zmierzyć moc jej żołądka w liczbach, to na pewno otrzymałby ogromną liczbę. Nawet ten „taki sobie” plastik, który martwił szefa byłby prawdopodobnie strawiony przez jej żołądek bez żadnego problemu.

- Hm... Nie wydaje się to być zły pomysł. Cóż, mam tylko konserwowane rzeczy, więc zupki w proszku to jedyne co mogę wam zaoferować…

- Ah! Ja się skuszę! Ja chcę je zjeść!

Dziewczyna podskoczyła z zachwytu, i nawet chłopiec zaczął się ślinić.

- C-Co? Czy zupki w proszku są takie specjalne?

- Tak! Wiesz że podróżujemy skuterem, tak? Przez to nie możemy zabrać ze sobą dużo wody, więc dania które wymagają dużą ilość wody są niepraktyczne w przygotowywaniu…

Jako dodatek, para miała podzielone między sobą zadania. Podczas gdy chłopiec był kierowcą i osobą odpowiedzialną za utrzymanie skutera, dziewczyna była kucharką i osobą odpowiedzialną za prowiant. Chłopiec nie miał prawa głosu w sprawie ich posiłków. Dziewczyna była zaskakująco rygorystyczna jeśli o to chodziło. Naprawdę.

- Cóż, jeśli jesteś na nie taka chętna, weźmiemy je na lunch. Trochę już ich zjadłem, więc nie zostało ich za wiele ale powinno nam starczyć.

- Jej! Hej chłopcze! Gorąco woda, szybko!

- Tak, tak.

Chłopiec pobiegł, popędzany przez tańczącą dziewczynę.



- …To naprawdę dziwne że woda nam się kończy ponieważ ostatecznie nie padało mimo takiej gwałtownej burzy.

Chłopiec wcisnął przycisk iskry i niebieski płomień propanu zaczął się palić pod czajnikiem.

Chłopiec razem z resztą siedzieli w pokoju do przerw o wielkości sześciu mat tatami znajdującym się w szopie. Dzięki przyjemnej naturalnej wentylacji, wewnątrz temperatura była kilka razy mniejsza niż na zewnątrz, pomimo że pokój nie był wyposażony w klimatyzację. Niższa wilgotność była by także mile widziana, ale było by to o proszenie zbyt wiele.

- I w porównaniu, tydzień temu moglibyśmy utonąć spoglądając w górę i otwierając usta przez ciężką ulewę… To chore że musimy oszczędzać wodę kiedy tylko jej używamy!

- Ale cóż, raz na początku próbowałem pić deszczówkę bezpośrednio.

- …Tak z ciekawości, co się stało?

- Najpierw ją przefiltrowałem, oczywiście. Nie mniej jednak, następnego dnia miałem biegunkę i odwodniłem się bardziej w porównaniu do wody którą wypiłem.

- Uwa… - skrzywiła się dziewczyna w odpowiedzi na dokładny opis szefa.

Szef wyciągnął dużą plastikową torbę i wysypał z niej różnego typu zupki w proszku, było tak ponieważ prawdopodobnie kupił je wszystkie razem.

- Ale udało mi się jakoś przez to przejść od kiedy zrobiłem ten bojler. Na szczęście było tu sporo porozrzucanych metalowych beczek. A gdy jeszcze przezwycięży się swoje słabości, to uda ci się jako tako żyć używając trawy jako źródła ognia.

- Raz jeszcze zdałem sobie sprawę jak trudno jest osiąść w jednym miejscu…

- Z podróżą jest tak samo, - Dodał chłopiec. Melancholijny nastrój wypełnił atmosferę.

Jak gdyby rozwiać ten nieprzyjemny nastrój, czajnik na przenośnym piecu przed ich oczyma zaczął dawać znać o gotowanej wodzie wraz z piskliwym gwizdem.

Jak to mówią, „Woda w czajniku się nie zagotuje od patrzenia na niego”, za to ugotuję się w mgnieniu oka gdy tylko zacznie się rozmawiać o rzeczach nie na temat.

Poważny temat zabrnął gdzieś daleko: dzikie bestie szybko roztargały opakowania ich zupek w proszku, otwarły je i czekały na chłopca aby zalał je wrzątkiem. Dziewczynie udało się zaskoczyć pozostałą dwójkę żądaniem zalania wrzątkiem dwóch misek jednocześnie.

A potem, przez jakiś czas między nimi nie odbywała się żadna konwersacja.

Mając apetyt podwojony poprzez słusznie puste żołądki po ciężkiej pracy, i oczywiście mając tą rzadką okazję nacieszenia się makaronem, to zwłaszcza pałeczki chłopca i dziewczyny nie przestawały się ruszać.

- Bek.. Napełniłam swój gardziel…

- …Nie mogłabyś przynajmniej użyć słowa „żołądek”? Zapominasz czasem że jesteś dziewczyną, co nie?

- Nie musisz przejmować się takimi drobiazgami.

Jednakże, jej postawa i wygląd, odchylona do tyłu jednocześnie wachlując się jej pustymi miskami, przypominała niechlujnego faceta w średnim wieku jak dwie krople wody i z pewnością odrzuciło by nawet najbardziej oddanego kochanka.

Gdyby wspaniałomyślność chłopca nie była tak wielka jak ocean, to odrzuciłby by ją zanim by nawet rozważył wyznanie jej miłości.

- Ale nadal może to był błąd żeby zjeść ramen, udon i coś jeszcze w taki upalny wilgotny dzień… cała się lepie.

- Tak dla twojej wiadomości, tutaj jest możliwość kąpieli. - Wspomniał szef przypadkowo.

Twarz dziewczyny w jednej chwili się rozpromieniła.

- Naprawdę?

- Taa. Przygotuję ci kąpiel kiedy skończymy z pracą.

- Hura!

Dziewczyna wstała jednym ruchem, odrzuciła wachlarze na bok i złapała rękę chłopca.

- Nie możemy się tutaj tak obijać! Musimy skończyć naszą pracę a po niej jest czas na kąpiel!

- A-Aż tak nie możesz się jej doczekać?

- Co za głupie pytanie! Trzy przyjemności życia to ‘jedzenie’, ‘kąpanie’ i ‘spanie’!!

- Pewnego dnia będziesz okropną żoną.

Jego szybka uwaga była cicho zignorowana i w zamian był on poprowadzony w stronę magazynu bez ani chwili aby dokładnie założyć buty.



O ile nie wszystko szło idealnie, to mimo to nie było jakiś znaczących wpadek.

Według szefa, osoba która sporządziła instrukcję składania była tak precyzyjna jak tylko mogła i nie tylko obliczyła pozycję urządzeń trzymających ale także wzięła pod uwagę położenie narzędzi i stan umysłowy pracowników. Nawet oczami amatorów takich jak chłopiec i dziewczyna mogli oni zobaczyć z jaką pasją do detali było ona sporządzona – w rzeczywistości trudniej było zrobić coś źle.

O ile nie byli zbytnio pewni czy autor instrukcji chciałby mieć takie osoby przy sobie, tych dwoje inżynierów HPA wraz z pięciogodzinnym doświadczeniem byli wielce wdzięczni za jego pracę.

Skończyli sprawdzać wszystkie części i w końcu mogli zacząć łączyć je ze sobą.

Z dużą ostrożnością przyłączyli oni statecznik poziomy do dolnego końca szkieletu będącego na środku, który nawiasem mówiąc w przypadku ludzi byłby kręgosłupem. Kiedy łącząc ten – o dziwo nie V a Λ-kształtny – statecznik do ramy, którego przekrój stawał się cieńszy im bliżej dołu przypominając odwrócony trójkąt, wyglądało to tak jak gdyby samolot był postawiony na złej stronie.

- …Powiedz… ja z pewnością nic nie wiem o samolotach, ale… czy tylna część samolotu nie jest zwykle skierowana do góry?

Jej pytanie, które ominęło – co było charakterystyczne dla dziewczyny – jakiekolwiek zwroty techniczne, spowodowało że szef parsknął śmiechem.

- Cóż, te pospolite które znasz takie są. Zwykle chcesz aby środek ciężkości znajdował się pośrodku maszyny ponieważ sprawia to że łatwiej nią manewrować. Jednakże, rzadko kiedy zmieniasz kąt nachylenia kiedy latasz HPA’em, tak więc ustawiasz statecznik poniżej maszyny, aby była bardziej stabilna. W ten sposób sama stara się latać poziomo.

Te Λ-kształtne typy stateczników, jednakże nie są często używane w tej dziedzinie ze względu na obawy dotyczące startu i lądowania. Mogło to być trochę ironiczne że jedyny poważniejszy przypadek użytku takiego typu statecznika było wykorzystanie go w bezzałogowym samolocie wywiadowczym pewnego dużego kraju.

- …innymi słowy, powód jest taki sam jak w przypadku braku pionowego statecznika w samolotach z papieru?

- Hmmm, cóż, można tak powiedzieć, tyle że to nie wszystko.

- ? – Dziewczyna spojrzała na szefa sceptycznie.

Szef chwycił za dwa cienkie druty u podstawy statecznika i lekko za nie pociągnął.

Z lekkim kliknięciem, para kół się wyłoniła z czubków skierowanych ku dole.

- Wewnątrz znajduję się podwozie. Dużo lepiej tak, niż żeby konstruować osobny pojemnik, co nie?

- O? Ten samolot tak naprawdę może wylądować?

- A czego innego się spodziewałaś?

- Byłam pewna że będziesz wolno opadał, aż wylądujesz w wodzie.

- …hej amatorze, nie mów mi że myślisz o tym jak o pokazie które można zobaczyć na jeziorze Biwa.

- Mylę się?!

- Cóż, rekord który chcemy pobić wymaga robienia wszystkiego od startu do lądowania używając tylko własnej siły. W przeciwieństwie do tych zawodów, musisz być w stanie robić też te rzeczy.

Podczas kontynuowania wyjaśnienia, szef zawołał chłopca aby ten mu pomógł w ustawianiu statecznika.

Wygląda na to, że chłopiec wiedział co będzie trzeba zrobić; otworzył on skrzynkę z narzędziami znajdującą się u boku i wyciągnął kilka narzędzi takich jak klucz do nakrętek i śrubokręt i zaczął asystować szefowi.

- …ale nie jest to raczej niemożliwe aby ten montowany statecznik służył także jako ster? – Zapytał chłopiec nie przerywając pracy. Szef, także, odpowiedział mu skądś podczas wkręcania śruby. Ci dwaj byli dość biegli w swoich zajęciach.

- Skrzydła są za to odpowiedzialne. Statecznik jest odpowiedzialny tylko za zachowanie równowagi, naprawdę. W prawdzie, moglibyśmy iść w kierunku całości jako latającego skrzydła, ale te znowu są cholernie trudne w sterowaniu jeśli chodzi o utrzymywanie równowagi.

- …z jakiej galaktyki jest język którego używacie, chłopaki?

Dziewczyna przyglądała się im z nie spokojem i osamotnionym spojrzeniem ponieważ rozmowa którą toczyli jedocześnie pracując aż kipiała od słów jej nieznanych.

Wraz z postępem prac, chłopiec i dziewczyna byli coraz bardziej przyzwyczajeni do pracy a co za tym szło, każdy z nich zaczynał mieć własne określone zajęcia.

Szef pracował, podczas gdy chłopiec był jego wsparciem. Dziewczyna, jednakże, była odpowiedzialna za przynoszenie im małych części i narzędzi. A kiedy siła fizyczna była potrzebna, to łączyli siły.

Dla przykładu, połączenie olbrzymich skrzydeł, które zajmowały całą przekątną magazynu, z nadwoziem dzięki współpracy całej trójki było świętowane burzą oklasków i cieszeniem się. Głównym źródłem dźwięku była oczywiście dziewczyna.

Jednakże, od momentu gdy doczepili ten skrzynko-podobny kokpit pod nadwoziem, dziewczyna tak wprawdzie nie miała już nic więcej do robienia; ta jakkolwiek skomplikowana, dokładna praca tylko się zwiększyła.

- Czy siedzenie dobrze się trzyma? – Zapytał szef.

Chłopiec zaraz sprawdził stabilność siodełka od roweru poprzez lekkie szarpnięcie. Było one dużo bardziej przymocowane niż można by się było spodziewać po czymś co jest przyczepione do plastikowej ramy.

- Wygląda dobrze. Jest stabilne.

- W porządku, zatem mógłbyś zająć się okablowaniem steru głównego skrzydła z tamtego miejsca? Tylko proszę być ostrożny z kablami; to prawdziwy kłopot aby je wymienić gdy się przerwą. W ciężarówce jest wystarczająco materiałów do zrobienia kolejnego zestawu, ale nie mamy na to czasu.

- …zrozumiałem.

Chłopiec, teraz dość napięty, powoli zbliżył się do nylonowego kabla który wisiał nad nim przymocowany do drążka sterowniczego, poprzez owinięcie go przez kilka rolek ustawionych w kokpicie.

- Zazdroszczę ci… też chcę spróbować tam usiąść.

- Nie robimy tego dla zabawy, wiesz?

- Oczywiście, że tak. Nie ważne jak spojrzysz, to rozrywka.

To co powiedziała dziewczyna była jak najbardziej prawdą. Nie robił on tego w celu aby coś osiągnąć, więc to było dla zabawy. Szef chciał się jej jakoś sprzeciwić, ale całkowicie zabrakło mu słów ponieważ dziewczyna trafiła w samo sedno.

- Powinieneś odpuścić. Jeśli się tutaj rozszaleje, to zamieni to wszystko w górę kawałków zanim zdążymy całość poskładać. – Poinstruował go chłopiec, powodując że dziewczyna groźnie na niego spojrzała.

- Co ty myślisz że ja jestem?

- Zwierzę.

W następnej chwili rozszedł się huk i zaciśnięta pięść dziewczyny uderzyła chłopca.

Chłopiec wyleciał z kokpitu, którego zewnętrzna powłoka nie była jeszcze umocowana i wylądował na gołej ziemi.

- …wygląda na to że właśnie stał się niezdolny do pracy. Będę kontynuować zamiast niego.

- …rób jak uważasz. Nie zatwierdzając jej woli, ale z prośbą żeby jego ukochana maszyna pozostała bezpieczna była wypisana na jego twarzy, co było skrzywione jak gdyby oglądanie zjadania zdobyczy przez mięsożercę. – Te kable kontrolują skręcenie skrzydeł, zrozumiałaś? Połącz ten z czerwoną końcówką znajdującym się na przodzie do drążka sterującego i ten niebieski znajdującym się na tyle.

- Skręcenie?

Pomimo ogromnej ciekawości którą okazała, jej ruchy były bardzo ostrożne. Dziewczyna bardzo dobrze wiedziała jak drogi jest dla niego ten samolot.

Dziewczyna ewidentnie się upewniła że jej cios kilka chwil temu nie uszkodziłby samolotu.

- To cudeńko niema ani steru ani stabilizatorów, więc główne skrzydła są za to odpowiedzialne po przez skręcanie.

- Czy one naprawdę ugną się przez ten mechanizm? Czy samolot czasem przez przypadek nie zacznie opadać?

- Nie martw się. Ja tylko mam zamiar zrobić lot-ósemkę, więc oczywiście ledwo co będę zmieniać tor lotu! Cóż, start i lądowanie są lekko problematyczne, ale te trwają tylko sekundę.

- A co z pętlą?

- Prosisz mnie o robienie akrobacji samolotem który ledwo potrafi latać?

Szef szturchnął jej głowę, rozśmieszając ją.

Dziewczyna nie zatrzymała swojej pracy – którą wykonywała z zaskakującą umiejętnością – jednocześnie żartując co sprawiło że jej praca montowania kabli do sterowania skrzydeł była skończona w krótkim czasie.

- Czy musimy je teraz wyregulować?

- Zrobimy to kiedy skończymy składać resztę. Najpierw zajmiemy się silnikiem… który tak naprawdę składa się z paru trybików połączonych razem.

Dziewczyna podziwiała skrzynkę z kołami zębatymi, którą szef jej podrzucił.

- Szefie, czy one też są zrobione z plastiku?

O ile jej było wiadomo a także mogła sobie wyobrazić, koła zębate zwykle były robione z metalu.

Zębatki w pudełku które jej podał, jednakże, były zrobione z czegoś podobnego do plastiku, tymczasem w tym przypadku był to akryl. Każda zębatka była pełna malutkich dziur i nie były tak ciężkie na jakie wyglądały.

- To polistyren. A dokładnie akryl. Bo widzisz, one nie będą musiały się bardzo szybko obracać i tym sposobem prawie nie będziemy potrzebować oleju.

- ...Usilnie próbujesz zrobić wszystko jak najlżejsze za wszelką cenę, co nie…

- Oczywiście! Im lżejsze tym lepsze. W przeciwnym razie, używając tylko siły ludzkich mięśni, nie poleci.

- Czy było by to możliwe aby zainstalować na tym silnik Cubiego i polecieć za granicę?

- Nie.

Dziewczyna była głęboko przekonana że to znakomity pomysł, ale był szybko odrzucony.

Szkoda. A oczekiwałam wygodnej podróży za morze.



Kiedy skończyli montować silnik jako część, szef przejął dowodzenie ponieważ połączenie silnika ze skrzydłami wymagało dużej czułości.

Łańcuch, podobny do rowerowego, łączył silnik i główne wrzeciono zaraz pod nadwoziem i w końcu wyglądało jak „coś co może latać”.

- Dziwne. Czy śmigła nie są zwykle na przodzie? – Powiedziała dziewczyna i pogłaskała śnieżnobiałą ramę nadwozia.

Fakt, że główne skrzydło rozciągało się zaraz przy kokpicie miał dla niej jako taki sens. Śmigła, jednakże, nie były na samym przodzie, ale najwidoczniej miała zostać dołączone na gołej mechanicznej części która była umiejscowiona gdzieś pośrodku ramy nadwozia.

- Moglibyśmy je równie dobrze zamontować na przodzie. W rzeczywistości, było by to dużo prostsze i bardziej stabilne rozwiązanie.

- Zatem czemu tak nie zrobiliście?

- Ma to związek z efektywnością. Jeśli umieścimy je na przodzie, wytworzony ciąg powietrza częściowo uderzał by w sam samolot. Pomijając to… ze względu na osobiste preferencje?

- …czy nie są twoje osobiste preferencje raczej obojętne kiedy chodzi o efektywność?

- Co ty mówisz?! – Chłopiec szybko wstał i krzyknął na krzywo śmiejącą się dziewczynę.

Po tym jak został odrzucony na bok, chłopiec nie miał innego wyboru jak tylko posprzątać nieużywane już urządzenia trzymające podczas gdy pozostała dwójka kontynuowała jego pracę, natomiast teraz zacisnął swoją pieść i rozpoczął swoją przemowę przepełnioną pasją.

- Rany, dziewczyny tego po prostu nie łapią! Ty ani trochę nie rozumiesz piękna mechaniki! Śmigła są dekoracją samolotów napędzanych siłą ludzkich mięśni, wiesz? Możesz nie być w stanie zmień czegokolwiek w tych eleganckich długich skrzydłach, ale za to masz możesz zrobić co zechcesz ze śmigłami!

- …Aah… taa. Dobra, rozumiem. Już nic złego o nich nie powiem, więc idź przynieś nam herbatę czy coś.

- …Okej.

Jego pasja pozostała niezrozumiana. Wraz z już raczej lekkim czajnikiem w ręce, chłopiec udał się do szopy, gdzie mieli oni przygotowaną więcej zielonej herbaty.

- …Rany, zrozumienie tych dziwnych pasji które mężczyźni mają skłonności do posiadania jest trudne… - Westchnęła dziewczyna i poczuła jakby coś o nazwie motywacja czy duch opuścił ją razem z oddechem.

- Cóż, nic na to poradzić. Zdecydowanie jest to bardziej problem płci.

- Czyżby? Nie uważasz że otoczenie w którym się dorasta i tym podobne także mają na to wpływ?

- Mogą trochę mieć znaczenie. Ale nie uważasz że powód dla którego chłopcy z całego kraju zwracają uwagę na efekty specjalne, anime z robotami i co tam jeszcze, to główne dlatego że leży to w ich naturze?

Dziewczyna zajęknęła słysząc jego słowa.

- Cóż, pogódź się z tym. Miłość do maszyn i przygód jest mniej więcej tak samo głęboko zakorzenione w naszym męskim DNA jak miłość w przypadku kobiet.

- Jakie to uciążliwe.

Jej głos, który mógłby być jednocześnie westchnięciem czy też słabym zaśmianiem się, wtopił się w płacz cykad znajdujących się za ścianą z żelaznej blachy, znikając nie docierając do nikogo.



Trójka stopniowo poruszała się naprzód, a po zachodzie słońca kiedy to temperatura stała się trochę bardziej znośna, mieli już 90% pracy za sobą.

Podczas tego czasu, udowodnili swoje wyśmienite umiejętności komunikacyjne, dużo wyższe niż można było się spodziewać po osobach które się poznały dzień wcześniej. Na przykład, kiedy przeszli do fazy inspekcji samolotu i tym podobnych, chłopiec, który stracił swoją pozycje na rzecz dziewczyny, został zaciągnięty z powrotem a ich pierwsza połączona praca rozpoczęła się od szefa wydającego im instrukcję co maja robić.

Obecnie, chłopiec siedział w kokpicie.

Upewniał się sprawdzając co szef mu powiedział przeglądając gruby formularz który zawierał rzeczy do inspekcji.

- Następnie na liście jest. Przechyl drążek w prawo.

- Zrozumiałem. W prawo.

Kiedy chłopiec przechylił drążek w prawo, połączone nylonowe kable za skrzypiały przez to że były naciągnięte i skrzydła po obu stronach skręciły się w różne kierunki.

- Sprawdzone.

- Z powodzeniem. – Powiedział szef i zaznaczył pieczątką na formularzu.

- Teraz spróbuj go przechylić w lewo.

- Zrozumiałem. W lewo.

Prosto i precyzyjnie a także monotonnie – dziewczyna natychmiastowo podniosła biała flagę ponieważ oczywistym było że nie była to praca dla niej i przypatrywała się im teraz siedząc na rozkładanym łóżku które były przeznaczone do spania.

Cicho ich obserwowała jak to kontynuowali powoli ale pewnie, w rytmie, kontynuując inspekcję, starając się im nie przeszkadzać. Czy uczucie, które zaczynała powoli odczuwać widząc ich dających sobie radę bez niej, to alienacja? Czy może zazdrość? Wciąż nie będąc w stanie zdecydować które to z uczuć, dziewczyna pozwoliła sobie opaść na łóżko. Złapała złożone koce które służyły jako poduszka i podłożyła je sobie pod głowę.

Chłopiec z szefem wyglądali prawie jak rodzeństwo z różnicą weku gdy tak razem pracowali.

Nie zwracając uwagi na dziewczynę i jakby opętani przez coś, ale z drugiej strony z radością w oczach jak małe dzieci wkładali swoje serce i duszę w ten samolot.

Być może byli bardziej jak starszy i młodszy kolega w szkole. Minęły już ponad trzy miesiące od kiedy chłopiec i dziewczyna ostatnio chodzili do szkoły, ale obraz który miała w pamięci nie stracił jeszcze swoich kolorów.

Jednakże, dziewczyna już zapomniała twarze należące do połowy osób z jej klasy. Nie miała też jak sprawdzić czy było to efektem „znikania” czy też może z czasem po prostu zaczęła zapominać.

Gdyby zapytać czy się o nich martwiła, to jej odpowiedź oczywiście brzmiałaby „tak”. Jak się miewali? Setki mil pomiędzy nimi były równoznacznie z całym światem w tych czasach bez działającego Internetu i zawieszonej usługi telekomunikacyjnej.

Był to prawdopodobnie dystans nie do pokonania za ich życia bez pomocy Cubiego. Była nawet możliwość że umrą gdzieś przy drodze.

Dziewczyna nie miała żadnych zamiarów związanych z powrotem do ich rodzinnego miasta.

Nie widziała jakie zdanie na ten temat ma chłopiec, ale ona chciała kontynuować ich podróż.

Ich podróż nie była tą z wyznaczonym celem. Wielu pytało ich gdzie ta kłopotliwa podróż ich prowadziła, ale oni zawsze odpowiadali w taki sam sposób:

«Na koniec świata. »

Nie żądała żadnego znaczenia od ich podróży, ani też nie obchodziły jej żadne kłopoty które ich czekały. Ani razu nie myślała o ich punkcie docelowym.

Dziewczyna nie przepadała za czytaniem, ale było takie jedno zdanie które chłopiec ją nauczył, takie które zabrzmiało w jej duszy.

Były to słowa pewnej królowej z krainy luster.

«Bo widzisz, tutaj, potrzebujesz biec tak szybko jak tylko potrafisz aby utrzymać się w tym samym miejscu. A jeśli chcesz udać się gdzieś indziej, to musisz biec przynajmniej dwa razy szybciej niż normalnie.»

Dziewczyna podróżowała w celu pozostania z chłopcem.

Zostawiła za sobą wszystko to co mogłoby jej w tym przeszkodzić. Jedyną opcją było iść naprzód.

Jeśli mieliby wrócić do swojego rodzinnego miasta, to tylko wtedy gdy odbędą podróż dookoła świata.



- Inspekcja skończooona!

Szef odrzucił listę i formularz na bok, tymczasem chłopiec głęboko odetchnął i usiadł na krześle.

W porównaniu do fazy składania, praca fizyczna w rzeczywistości prawnie nie istniała, ale za to z pierwszej ręki doświadczyli że fizyczne zmęczenie i mentalne nie są szczególnie proporcjonalne.

Modlili się do niebios podczas inspekcji, sprawdzając czy maszyna którą z budowali własnymi rękami działała jak należy, więc to nie zaskoczenie że im szyje ze sztywniały.

- Czy skończyliśmy jak na razie?

- Taa. Sprawdziliśmy domyślne ustawienia GPSu, wiatromierza i całej reszty. Części też działają idealnie. Jedyne co zostało to lot. – Z szerokim uśmiechem, szef puknął lekko w ramę nadwozia samolotu.

Ten szczupły samolot napędzany siłą ludzkich mięśni o szerokości 38.2 Metra, 10.4 Wysokości i wadze 30 Kilogramów, stworzony z dumą, pasją i przywiązaniem szefa i jego współpracowników, był ukończony.

- Przepełniony emocjami…?

- Nie. – Zaprzeczył szef, co spowodowało że chłopiec zerknął na niego.

Szef lekko dotknął skrzydeł i delikatnie je pogłaskał jak własne dziecko.

- Wszystko czeka na jutro, po przelocie. Będę tańczył i się radował tylko jutro po udanym przelocie. To cudeńko to przede wszystkim samolot a nie ozdoba, prawda? – Szef się obrócił w stronę chłopca z twarzą która, w przeciwieństwie do jego słów, desperacko starała się ukryć jego podekscytowanie.

- …Tak. To samolot. Nie złożyliśmy go tylko po to aby się zmarniał leżąc.

- Taa. Nie wolno nam skakać z radości jak szaleńcy, jeszcze nie. Jego prawdziwa wartość tkwi w lataniu.

Te słowa nie były skierowane do chłopca, tylko do siebie samego. Dlatego chłopiec powstrzymał się od opowiedzenia i wytarł pot na czole i zaraz po tym odetchnął.

- Mam nadzieje że jutro będzie czyste niebo.

- Żartujesz? Oczywiście że będzie! Jeśli nie, pójdę do sądu.

Chłopiec prawie się zaśmiał.

No cóż, lepiej się postaram i zrobię parę teru teru bouzu z chusteczek. Nie dobrze jest używać zapasów bez pewności czy da się je uzupełnić, ale raz na jakiś czas powinno być w porządku.



- Uphfa.

Następną rzecz którą można było usłyszeć po tej dziwnej wypowiedzi był stłumiony dźwięk, którego źródłem była dziewczyna która spadła ze składanego łóżka. Najwidoczniej dziewczyna zasnęła podczas odpoczynku na łóżku.

Dziewczyna usiadała bezczynnie i wędrowała wzrokiem między nimi a samolotem.

- …Skończone?

- Taa. Skończyliśmy.

- …Gratulacje. – Dziewczyna pogratulowała im, wciąż na wpół śpiąca i ruszyła w stronę samolotu. - …Jak się nazywa?

- Huh?

- Samolot. Jego imię.

Chłopiec i szef wymienili spojrzenie.

Jej pytanie naprawdę ich zaskoczyło.

- … Rany! Cóż, można było się tego spodziewać… wy faceci tylko myślicie o składaniu go w całość, czemu nie dociera do was że zapominacie o najważniejszym!

Zwykle to mężczyźni mają skłonności do dawania imion rzeczą nieożywionym, ale zdrowy rozsądek w jej przypadku nie obowiązywał.

- Czy ty i twoi koledzy nie wpadliście na jakieś imię którego moglibyście mu dać… ? Ah, no tak. Znikło, huh.

Zostawiając dwóch milczących facetów, dziewczyna zaczęła grzebać w skrzynce z narzędziami znajdującej się najbliżej niej.

- No dalej, decyduj szefie. – Tymi słowami dziewczyna przycisnęła całkowicie normalny, na bazie oleju ekstra gruby czarny marker. Cóż, nie było nic innego czego można by użyć do pisania, ponieważ nie posiadali oni ani pędzla czy też farby w spreju.

- Czy to na pewno w porządku abym sam zdecydował?

- W zamian, imię lepiej aby nas usatysfakcjonowało. Jeśli dasz mu byle jakie imię, to ja tobie dam kopa prosto w tyłek.

Szef wzruszył ramionami, podszedł do boku kokpitu i wpatrywał się w przezroczystą polimerową powłokę.

Po chwili wahania, szef otworzył marker i zaczął pisać. Ostatecznie dając mu nazwę…

- …Jonathan … eh? – Powiedział chłopiec z szeroko otwartymi oczyma, po chwili szef się odwrócił.

- Taa. Jest to imię najbardziej znanej mewy na świecie.

Pięć znaków katakana było napisanych na szybie z przezroczystej powłoki.

- …ale twoje pismo jest brzydkie, nie ma co… co gorsze, katakana! Dlaczego żeś nie użył liter alfabetu? Chodzi mi o to, przecież chciałeś lecieć tym w Europie!

- Nie obchodzi mnie to. Tutaj będę tym leciał. W pierwszej kolejności, to ty powiedziałaś mi abym go nazwał!

- …jakoś, to zniszczyło wizerunek mniej więcej tak samo jak w przypadku gdybyś chciał na ukończeniu dodać parę oczu ale przez przypadek narysował byś włosy z nosa.

- Jest aż tak źle?!

- Oh nieważne. Zjedzmy coś. Zgłodniałam od tej drzemki.

- …Kobiety naprawdę szybko zmieniają temat.

- Tobie to nie przeszkadza, prawda? Tak czy inaczej, dzisiaj świętujemy! Ale jeśli znowu będzie jedzenie z puszki to będę strajkować.

Szef westchnął lekko i spoglądał to raz na dziewczynę raz na samolot, wahając się lekko. I po chwili położył dłonie na biodrach.

- W rzeczy samej… ogłaszam dzisiaj za przeddzień lotu testowego, ponieważ z powodzeniem udało nam się ukończyć wszystkie przygotowania. Cóż, nie mam zbyt wiele jedzenia, więc będzie musiał nam wystarczyć uczta z curry.

- Curry?! I nie masz na myśli przygotowanego na zimno?!

- Taa. Marchewki i mięso z puszki będzie musiało nam wystarczyć, ale za to ziemniaki i ryż będzie naturalny, no i najważniejsze, zasmażka to specjalna ostra odmiana.

Curry. Sekunda w której ich uszy usłyszały te proste słowo, ich ciała zaczęły wydzielać gigantyczne ilości śliny w ich ustach. Minęły miesiące od kiedy ostatnio jedli prawdziwy, nie robiony na szybko, posiłek curry.

- Specjalna ostra odmiana…

- Facet który napisał instrukcję ją zrobił. W wolnym czasie lubił sobie pogotować. Co chwilę do mnie przychodził i opowiadał jak to próbował 2% więcej ostryża długiego lub jak to zwiększył rozmiar ziaren czarnego pieprzu…

- …

Chłopiec w pewnym stopniu mu współczuł, gdyż potrafił sobie wyobrazić ile problemów może sprawiać dziwak za przyjaciela.



Trójka postanowiła że będą gotować razem. Jednym z powodów było to że musieli się pośpieszyć aby nie zmarnować energii elektrycznej teraz gdy już słońce zaszło, ale pośpiech spowodowany ich pustymi żołądkami także nie powinien być zlekceważony. Prawdą było także że nie mieli już nic więcej do roboty.

Ryż był umyty, ziemniaki obrane, puszki z marchewką i peklowaną wołowiną także, dodatkowo dwa ogniska zostały rozpalone. Na jednym gotował się ryż a w drugim przygotowywało się curry.

Gotowanie rozpoczęli nie przejmując się kto za co był odpowiedzialny i po wyjątkowo krótkim czasie, przygotowali swój obiad.

O ile ilość rodzajów składników użytych w curry z ryżem była niewielka, to za to było ich bardzo dużo ilościowo. Trójka prawie rzuciła się na obiad i jadła, gotowy by opróżnić oba garnki.

Ponieważ chłopcu jakoś specjalnie nie zależało na widoku lepkich skrzepów które się ciągły jak nitki Natto następnego poranka – w które ryżowe curry by się zamieniło ze względu na gorąc i wilgotność lata – więc także i on, który zazwyczaj starał się zapełnić żołądek tylko w 80-ciu procentach, jadł jak za dwóch.

Jako dopisek: jakimś trafem udało im się znaleźć chłodne miejsce dla ich arbuza którego otrzymali od dyrektora i jego sekretarki, co spowodowało że niesamowicie dojrzał. Dziewczyna chciała być pierwsza w kolejności rozbijania arbuza i nawet zasłoniła sobie oczy opaską. Po przez kompletne ignorowanie wskazówek szefa i w zamian słuchając tylko wytycznych chłopca, dziewczyna wspaniale rozbiła arbuza przy pierwszym podejściu.

Oczywistym jest że jego smak był nie z tego świata.



Kiedy całe zamieszanie z obiadem się uspokoiło i każdy opróżnił swój talerz, szef nagle zapytał łapiąc za kolejny kawałek arbuza. – Czy macie zamiar odwiedzić pobliskie miasto?

- Mh, myślę że tak. A raczej, nie dalibyśmy rady podróżować gdybyśmy nie kierowali się od jednego miasta do drugiego. Zrobiliśmy już trochę przystanków na drodze, i wygląda na to że kolejnym będzie ta wioska.

- Rozumiem.

- Czemu pytasz? Coś z nim nie tak? – Zapytała dziewczyna, jednocześnie drapiąc się po nadętym brzuchu.

Szef, jedząc swój kawałek arbuza, odpowiedział dziewczynie. – Nie nic, możecie śmiało jechać i je odwiedzić. Błędem było by ominięcie tej wioski, tym bardziej że tętni one życiem.

- Życiem?

- Ewakuowani ludzie zgromadzili się i stworzyli autonomiczną organizację. Jest blisko wybrzeża, i kiedy byłem tam parę miesięcy temu już wysyłali łodzie rybackie, więc zgaduję że po takim czasie ich miasto się jeszcze bardziej rozwinęło.

- …

Chłopiec z dziewczyną wymienili spojrzenia.

W dzisiejszych czasach, wysoka populacja sama w sobie była wysoce znacząca. W pojedynkę trudno jest zdobyć jedzenie tylko dla samego siebie, ale za to jest dużo łatwiej setce osób zdobyć jedzenie dla stu osób.

Łączenie sił pozwala ludziom wspiąć się na nowe wyżyny.

Gdzie są ludzie, tam jest bogactwo. I tych dwoje podróżników miało zamiar skorzystać z tego bogactwa.



Z czasem gdy chłopiec i dziewczyna byli pełni i z sukcesem wchłonęli curry, ryż a także arbuza, noc już zapadła i odświeżający rechot żab znajdujących się wokół magazynu dosięgał ich uszu.

Biorąc pod uwagę że księżyc i gwiazdy rozświetlały szerokie bez chmurne niebo, trójka mogła się spodziewać ładnej pogody następnego dnia.

To, jednakże, ciągle zajmie trochę czasu zanim poziom wilgotności zacznie opadać. Cała trójka pociła się ponieważ ich temperatura ciała wzrosła po zjedzeniu curry.

- Hej szefie, mógłbyś mi powiedzieć gdzie jest kąpiel? – Zapytała nagle dziewczyna, po przypomnieniu sobie co wcześniej usłyszała.

Tak – to całkowicie wyleciało jej z głowy przez ucztę z curry, ale pierwotnie chciała ona skończyć pracę jak najszybciej, aby wziąć kąpiel.

- Pewnie, znajduje się ona za szopą. Napełniłem ją zawczasu i rozpaliłem ogień, powinna już mniej więcej być gotowa.

Będąc jedynym z nich który wyglądał jakby miał jeszcze miejsce w żołądku, szef wstał i skinął w ich stronę aby za nim poszli.

Chłopiec musiał się przyznać: dzisiaj wieczorem za dużo zjadł. Trzymając się za brzuch, który głośno skarżył się na nadmiar ładunku, chłopiec szedł za szefem na tyły szopy, pod dachem.

Tam właśnie znaleźli miejsce do kąpieli.

Oczekiwania dziewczyny były zawiedzione, przewidywania chłopca się sprawdziły.

- Wygląda na to że woda jest w sam raz. Możecie iść pierwsi.



To co tam odkryli było niezaprzeczalnie kąpielą w metalowej beczce.

Była to wysoce rozwinięta placówka niemająca sobie równych, słabo ogrodzona za pomocą metalowej blachy i wyposażona w gołą wiszącą żarówkę. Gdyby tego było mało, znajdował się tam także szampon i możliwość spłukania głowy, wszystko gotowe do użycia. Brak dachu gwarantował oszałamiający widok gwiaździstego nieba i najbliższego otoczenia, jednocześnie mocząc się w ciepłej wodzie.

- …Uuuh…

Sądząc po wyraźnie mieszanych uczuciach pokazujących się na twarzy dziewczyny, wyglądało na to że znajdowała się tam zainteresowanie. Jednakże, nawet chłopiec nigdy nie brał takiej dzikiej kąpieli. - Definitywnie powinienem zapytać o maniery związane z tego typu kąpielą . – pomyślał chłopiec.

- Szefie, jak się do tego wchodzi?

- Jak, tak jak to zawsze robicie! W środku jest drewniane krzesło dla pewności żeby niebyło zbyt gorąco, więc wszystko co trzeba zrobić to rozpalić ogień i wejść do środka. Ponadto, nie skarżcie się że nie ma prysznica.




CZĘŚĆ 3: