Bakemonogatari/Bakemonogatari PL/Vol1/Ch1

From Baka-Tsuki
Revision as of 23:39, 25 May 2010 by Siru Ejsu herbu Wyrwikufel (talk | contribs) (New page: Wszyscy wiedzieli, że Senjougahara Hitagi była chora. Nic dziwnego, że była zwolniona z WF-u. Nawet na porannym apelu z powodu swojej anemii ciągle chowała się w cieniu. Trzeci rok...)
(diff) ← Older revision | Latest revision (diff) | Newer revision → (diff)
Jump to navigation Jump to search

Wszyscy wiedzieli, że Senjougahara Hitagi była chora. Nic dziwnego, że była zwolniona z WF-u. Nawet na porannym apelu z powodu swojej anemii ciągle chowała się w cieniu. Trzeci rok byliśmy w tej samej klasie, ale nigdy nie widziałem, żeby przejawiała jakąkolwiek formę wzmożonej aktywności ruchowej. Dziewczyna była stałym gościem gabinetu pielęgniarskiego, a przez wizyty u lekarza spóźniała się lub nawet nie przychodziła na lekcje. Niektórzy żartowali, że szpital to jej drugi dom.

Mimo swojego stanu była dosyć dobrze znana. Na widok jej szczupłej sylwetki można było odnieść wrażenie, że najdelikatniejszy dotyk mógłby ją złamać w pół. Być może to przez to niektórzy chłopcy z klasy rzucali półżartem, że nadawałaby się na sekretarkę w jakiejś wielkiej korporacji. Cóż, całkiem możliwe. Po mojemu pasowałaby jej taka fucha. Senjougahara miała swój ulubiony kącik, gdzie samotnie czytała książki. Czasem solidne cegły, innym razem jakieś ogłupiające komiksy. Widocznie nie miała sztywnych zasad doboru lektur. Być może czytała, co jej do rąk wpadło, albo to, na co aktualnie miała ochotę.

Była cholernie inteligentna, należała do najlepszych w klasie.

Po ogłoszeniu wyników egzaminów zawsze mieściła się w pierwszej dziesiątce. Tyle na ten temat. Porównanie jej z żałosną personą mojego pokroju (oblewałem wszystkie egzaminy poza matmą) nasuwa myśl, że nasze mózgi funkcjonowały na zupełnie innych zasadach. Wyglądało na to, że nie miała przyjaciół.

Nawet jednego.

Nigdy nie widziałem, żeby z kimkolwiek rozmawiała. Wydawało mi się, że całym tym samotnym czytaniem książek starała się odgrodzić od reszty świata. Nasze ławki sąsiadowały ze sobą nieco ponad dwa lata, a ona nie zamieniła ze mną nawet słowa. Właściwie jedyne, co padało z jej ust, to "Nie wiem", którym odpowiadała na każde pytanie zadane przez nauczycieli. Nieważne, czy znała odpowiedź - zawsze ratowała się niewiedzą.

Jednym z zadań szkoły jest zapoznawanie osób bez przyjaciół z innymi wolnymi elektronami i tym samym tworzenie grup znajomych. Tak zwana socjalizacja. Od zeszłego roku nawet sam należę do jednej z takich grup. Ale Senjougahara stanowiła przysłowiowy wyjątek od reguły. Oczywiście nikt jej nie dręczył, przynajmniej ja nigdy czegoś takiego nie zauważyłem. Gdy na nią spoglądałem, jedynie siedziała w swoim kąciku i czytała książki. Odgradzała się od świata.

Jej obecność była czymś zupełnie normalnym.

Absencja też nie należała do rzeczy niezwykłych.

Ale akurat to nie ma żadnego znaczenia.

Po dwie setki uczniów na każdym z trzech roczników. Starsi, młodsi, rówieśnicy. Do tego nauczyciele. W sumie niecały tysiąc osób w jednym budynku. Ciekaw jestem, ile z nich po trzech latach w liceum znałem osobiście. Krótkie obliczenia, których wynik każdego wpędziłby w depresję. Ale nawet fakt, że trzy lata spędziłem w obecności dziewczyny, która ani razu się do mnie nie odezwała, nie sprawia, że czuję się samotny. Tak po prawdzie ledwie zauważałem jej istnienie. Rok po skończeniu szkoły pewnie nie pamiętałbym nawet, jak wygląda. Ze strony Senjougahary zapewne działało to w ten sam sposób. W zasadzie nie tylko jej, ale większości szkoły, więc nawet nie ma co wpadać w jakąś głupią depresję.


Tak przynajmniej o tym myślałem.

Jednak...

Pewnego dnia...

Wydarzyło się wiele rzeczy. Niedawno skończyła się wiosenna przerwa w nauce, zostałem uczniem trzeciej klasy, skończył się koszmarny złoty tydzień. Był ósmy maja.

Jak być może wspomniałem, mam tendencję do spóźnień, przez co z pośpiechem wbiegałem na wysokie schody wewnątrz szkolnego budynku. I wtedy zauważyłem spadającą z nieba dziewczynę.

Senjougaharę Hitagi.

Tak po prawdzie to wcale nie spadała z nieba.

Pewnie zwyczajnie poślizgnęła się na schodach. Mogłem odskoczyć, jednak postanowiłem ją złapać i bohatersko przerwać ten niebezpieczny lot.

Pomyślałem, że tak będzie lepiej.

Ale się pomyliłem.

Ponieważ...

Ponieważ Senjougahara, którą pochwyciłem w locie, była bardzo, nieprawdopodobnie wręcz, lekka. Poważnie, naprawdę, naprawdę lekka.

Niemal nie czułem jej wagi. Właśnie, było tak, jakby nie miała wagi.