Zero no Tsukaima wersja polska Tom 1 Rozdział 6

From Baka-Tsuki
Revision as of 03:16, 31 January 2011 by Gumak (talk | contribs) (poprawopne literówki i imiona postaci)
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 6: Tristainski sprzedawca broni.

Kirche obudziła się przed świtem. "Dzisiaj jest Dzień Pustki". Popatrzyła na jej okno i zauważyła, że szyby zniknęły, a na framudze są ślady płomieni. Wciąż śpiąca wpatrywała się w okno przez chwilę, zanim przypomniała sobie, co sie stało ostatniej nocy.

- Właśnie ... przyszło dużo ludzi, a ja ich potraktowałam płomieniem.

Po tym zupełnie przestała się martwić o swoje okno. Wstała i zaczęła nakładać makijaż, intensywnie myśląc, jak powinna uwieść dzisiaj Saito. Kirche była urodzonym łowcą.

Kiedy skończyła, wyszła z pokoju i zapukała do pokoju Louise. Podparła podbródek na ręce ukrywając uśmiech. "Saito otworzy drzwi, a ja natychmiast go obejmę i pocałuję. Oh... co zrobi Louise kiedy to zobaczy..." myślała Kirche.

"A potem, tak.. mogę spróbować mierzyć go wzrokiem poza pokojem, i może zbliży się do mnie sam." Myśl o odmowie nigdy nie przychodziła jej do głowy.

Jednak nikt nie odpowiedział, kiedy zapukała. Spróbowała otworzyć drzwi, ale były zamknięte. Nic nie myśląc użyła otwierające zaklęcie na drzwi Louise i odpowiedziało jej kliknięcie. W rzeczywistości zaklęcia otwierające były na kempingu zakazane, ale Kirche to nie obchodziło. Hasło „pasja nade wszystko” było regułą jej domu.

Lecz pokój był pusty. Nie było ich tam.

Kirche rozglądnęła się. „Wciąż to samo… niegustowny pokój.”

Nie było też plecaka Louise. Dodając fakt, że dzisiaj jest Dzień Pustki oznaczał, że gdzieś wyszli. Kirche wyjrzała przez okno i zobaczyła dwóch ludzi na grzbiecie konia, gotowych do odjazdu; to byli Saito i Louise.

-Co? Wycieczka hę? – Kirche wymamrotała w irytacji.

Po krótkim zamyśleniu, szybko opuściła pokój Louise.

Tabitha była w swoim pokoju, głęboko w morzu jej książek. Pod jej błękitnymi włosami i okularami były jasno niebieskie oczy, które iskrzyły jak ocean. Tabitha wyglądała na cztery lub pięć lat młodszą niż tak naprawdę była. Była nawet odrobinę niższa od już niskiej Louise, a jej ciało było dosyć szczupłe. Aczkolwiek, one się taki rzeczami nie przejmowała. Ona była dziewczyną, która nie troszczyła się o to, co pomyślą o niej ludzie.

Tabitha kochała Dni Pustki. Wtedy mogła zatopić się w jej świecie. W jej oczach, ktokolwiek inny był intruzem w jej własnym, małym świecie, dając jej uczucie melancholii.

Długie, silne pukanie uderzyło w jej drzwi. Nie wstając, Tabitha wzięła i machnęła kosturem, który wyglądał na dostosowany do jej wysokości. Rzuciła „Zaklęcie Spokoju” czar typu wiatr. Tabitha była magiem wiatru. „Zaklęcie Spokoju” efektywnie zablokowało to roztargniające pukanie. Usatysfakcjonowana powróciła do czytania, a jej wyraz twarzy się nie zmienił w ciągu tego zdarzenia.

Wtedy ktoś brutalnie trzasnął drzwiami. Dostrzegając intruza, Tabitha zdjęła oczy z książki. To była Kirche. Zaczęła o czymś paplać, ale magia uciszająca sprawiła, że żadne z tych słów nie dotarło do Tabithy.

Kirche zabrała Tabithcie książkę pociągnęła jej ramiona aby spojrzała na nią. Tabitha spojrzała obojętnie na Kirche, jej twarz była nie do przeczytania. Lecz można było zobaczyć, że jej spojrzenie nie było milutkie.

Lecz Kirche byłą przyjaciółką Tabithy. Mogła wyrzucić kogokolwiek innego za pomocą trąby powietrznej. Nie widząc innego sposobu, Tabitha cofnęła swoje zaklęcie. Jak otwarty zamek glos Kirche natychmiast się pojawił.

- Tabitha! Przygotuj się, wychodzimy!

Tabitha tylko cicho wyjaśniła przyjaciółce

- Dzień pustki.

To wyjaśnienie było wystarczające dla Tabithy, która usiłowała zabrać swoją książkę z objęć. Kirche wstała i uniosła książkę wysoko w górę, różnica w ich wysokości odgrodziła Tabithę od książki.

-Tak, wiem jak ważne są dla ciebie Dni Pustki, naprawdę. Ale teraz nie ma czasu na rozmowę! Jestem zakochana!! To miłość! Teraz to rozumiesz? Tabitha nie zrozumiała i pokręciła głową. Kirche była napędzana swoimi emocjami, ale Tabitha była spokojnym myślicielem. Można się tylko zastanawiać, jak tak różni ludzie mogą być tak dobrymi przyjaciółmi.

- Racja… Nie ruszysz się stąd, zanim ci tego nie wytłumaczę. Boszz… JE – STEM – ZA – KO- CHA – NA! Ale ten chłopak wychodzi dzisiaj razem z tą cholerną Louise!! Chciałabym iść za nimi i zobaczyć gdzie się wybierają! Teraz rozumiesz???

Tabitha wciąż nie rozumiała, ponieważ wciąż nie wiedziała jaki jest w tym jej udział.

-Właśnie wyszli! Na koniu! Nie dogonię ich bez twojego towarzysza, wiesz? Proszę pomóż mi chociaż z tym! Kirche zaczęła płakać. Tabitha w końcu skinęła głową.

“Twój Sylphid jest zawsze taki niesamowity, nie ważne który raz go już widzę!”

-Więc to dlatego jestem ci potrzebna… potrzebujesz mojego towarzysza żeby ich złapać.

-Dzięki wielkie.. więc.. pospieszmy się!

Tabitha skinęła głową ponownie. Kirche była jej przyjaciółką i nie mogła nic na to poradzić, że jej przyjaciele mają problemy, z którymi nie mogą sobie sami poradzić. To było trochę denerwujące, ale nie miała wyboru. Otworzyła okno i zagwizdała. Dźwięk jej gwizdu zabrzmiał na niebie przez chwilę. Potem wyskoczyła przez okno.

Ci, którzy jej nie znali mogliby to zachowanie nazwać dziwnym, jeżeli nie niebezpiecznym. Jednak Kirche podążyła za nią i wyskoczyła przez okno nawet nie myśląc.(Tak na marginesie – pokój Tabithy był na 5-tym piętrze.) Zapomniała nawet zamknąć drzwi, bo po co, kiedy trzeba wyjść na zewnątrz, a wyskoczenie z okna jest dużo szybsze.

Silne i twarde skrzydła rozczapierzyły się na wiatr. Potem wietrzny smok uniósł się w górę i przyjął swoich dwóch pasażerów.

-Twój Sylphid jest zawsze taki niesamowity, nie ważne który raz go już widzę!

Kirche usiadła i westchnęła z zachwytu. Tak - towarzyszem Tabithy był Smok Wiatru.

Smok, który imię zawdzięczał wietrznym wróżkom, obleciał wieżę dookoła i w mgnieniu oka osiągnął niebywałą prędkość. "Gdzie" Tabitha zapytała Kirche. Kirche natychmiast zaczęła płakać, "Nie wiem... Spanikowałam." Tabitha przekazała rozkaz swojemu smokowi, "Dwóch ludzi na koniu. Nie zjedz ich." Smok potwierdził że zrozumiał krótkim pomrukiem. Jego ogromne niebieskie skrzydła załopotały na wietrze. Wyśledzenie dwóch ludzi i konia nie było dla niego trudnym zadaniem.

Zadowolona ze swojego towarzysza, Tabitha odebrała swoją książkę z rąk Kirche i zaczęła z powrotem czytać.

***

W międzyczasie, Saito i Louise weszli raźnie na ulice miasta, zostawiając wypożyczonego ze szkoły konia w miejskiej stajni.

Saito był bardzo niezadowolony z jazdy, to była jego pierwsza konna przejażdżka. "Tyłek mnie boli..." Saito jęczał, idąc powoli.

Louise spojrzała na Saito i zmarszczyła brwi. " Jesteś bezużyteczny. Nigdy nie jeździłeś konno? Towarzysze są tylko..."

"A ty jesteś irytująca. Jechaliśmy przez bite trzy godziny!" "Cóż... nie mogliśmy przecież przyjść tu na piechotę, nieprawdaż ?"

Pomimo bólu, Saito ciekawsko rozglądał się dookoła. Droga z wybrukowaną biała kostką... czuje się jak w jakimś parku rozrywki. Porównując do akademii, było tu dużo ludzi w zwykłych ubraniach. Na poboczach drogi handlarze sprzedawali mięso i owoce.

Miłość Saita do egzotycznych miejsc momentalnie wzrosła. Ale to był dziwny świat. Byli ludzie raźno idący ulicą jak i ludzie szaleńczo biegnący. Mężczyźni i kobiety w różnych wiekach chodzili po ulicach. Nie było wielkiej różnicy miedzy światem Saito a tym, jednakże ulice były nieco węższe.

"Trochę tu ciasno..."

"Ciasno? To jest naprawdę szeroka ulica."

"Tylko tyle? " Nawet nie ma 5 metrów szerokości. Z tymi wszystkimi ludźmi chodzącymi wszędzie, na każdym kroku czuł się nieswojo.

"Ulica Bourdonné, najszersza aleja w Tristanii. Pałac jest na wprost" Wskazała Louise.

"Zatem do pałacu."

"Jaki masz interes żeby odwiedzić Jej Wysokość, Królową?"

"Chciałbym żeby zwiększyła moją porcje jedzenia."

Louise zaśmiała się.

Ulice były zapełnione sklepami. Saito pełen ciekawości nie mógł spuścić z nich oczu. Kiedy zobaczył dziwnie wyglądająca żabę w słoiku na wystawie jednego ze sklepów, Louise szepnęła mu do ucha "Nie chodź w pobliżu zaułków. Pełno tam złodziei i kieszonkowców. Sprawdzasz mój portfel w swojej kieszeni, prawda?"

Louise powiedziała, że zadaniem sług jest noszenie portfeli, i miłosiernie przekazała to zadanie Saito. Portfel był pełen złotych monet.

"Ja...ja... jestem bardzo ostrożny. Jak ktoś może ukraść coś tak ciężkiego?"

"Z użyciem magii można to zrobić w kilka sekund."

Ale w okolicy nie było nikogo wyglądającego na maga. Saito nauczył się jak rozróżniać towarzyszy i magów w Akademii. Magowie zawsze mieli peleryny i wyglądali bardzo arogancko kiedy chodzili. Zgodnie z tym co mówiła Louise, to jest sposób w jaki chodzi szlachta.

"Oni wszyscy to zwykły plebs?"

"Oczywiście, Szlachta to tylko 10% populacji i nie ma możliwości żeby chodzili w takich slumsach jak te."

"Dlaczego szlachcic miałby kraść?"

"Cała szlachta to magowie, ale nie wszyscy są szlachetni. Jeżeli z jakiegoś powodu szlachcic zhańbi imię swojej rodziny, zrzeknie się swojego nazwiska z własnej woli, straci swój status i zostanie najemnikiem albo kryminalistą... Hej słuchasz mnie?"

Saito nie słuchał. Był zafascynowany znakami drogowymi.

"Co oznacza ten znak w kształcie butelki?"

"Browar"

"A ten z dużym krzyżem?"

"To punkt rekrutacyjny straży"

Saito zatrzymywał się przy każdym coś znaczącym znaku, i Louise musiała go za każdym razem odciągać od niego.

"Dobra, dobra rozumiem, nie musisz się tak śpieszyć, Gdzie jest ten sklep z bronią?"

"Tam. Oni nie sprzedają tylko mieczy."

Louise weszła na jeszcze węższą drogę. Niesamowity smród z gór śmieci wkrótce dotarł do ich nosów.

"Naprawdę tu brudno."


"Mówiłam ci Szlachta nie przychodzi tu często." Na czwartym skrzyżowaniu, Louise przystanęła i porozglądała sie wokoło

"Powinien być niedaleko sklepu z miksturami Peymana... Pamiętam że gdzieś tu był..."

Zauważyła brązowy znak i podskoczyła z radości, "Tak, Znalazłam!"

Znak w kształcie miecza wisiał dokładnie nad nim. Wyglądał jak sklep z bronią. Louise i Saito weszli po kamiennych schodach, otworzyli drzwi, i weszli do sklepu. Pomimo słońca na zewnątrz, wewnątrz sklepu było lekko mrocznie. Światło z lamy gazowej lekko mrugało. Ściany i półki uginały się pod ciężarami przeróżnych broni. Części zbroi dekorowały pomieszczenie. Mężczyzna palący fajkę spoglądał podejrzliwie na Louise. Trwało to dopóki nie zauważył pentagramu na jej złotym guziku. Odłożył fajkę i powiedział, "Moja Pani! Szlachetna Damo! Wszystkie te rzeczy są prawdziwe i mają sensowne ceny! Nie ma tu niczego podejrzanego!"

"Będę twoim klientem."

"Oh... to rzadki widok... szlachcic kupujący miecz! Zadziwiające."

"Dlaczego?"

"Cóż... kapłani używają lasek, żołnierze mieczy, a szlachta używa różdżek. Nie taka jest zasada?"

"Oh, nie ja będę go używać, tylko mój chowaniec"

"Ahh... chowaniec potrafiący użyć miecza, co?" Sprzedawca powiedział to żywszym głosem, i spojrzał na Saito. "Zgaduję, że to ten Pan?"

Louise skinęła głową. Lecz w tym czasie Saito był zbyt pochłonięty podziwianiem kolekcji broni.

Louise zignorowała go, i kontynuowała, "Nie znam się zbyt na mieczach, proszę pokazać mi coś rozsądnego."

Sprzedawca poszedł do magazynu, cicho mówiąc do siebie, "To jest za wspaniałe... Mogę podnieść ceny tak wysoko że..." Chwile po tym wrócił z długim mieczem. Był bardzo bogato zdobiony. Wyglądał na to że można nim było walczyć jedną ręką.

Sprzedawca powiedział, że przypomniał sobie o czymś, "Wygląda na to że szlachta lubi pozwalać swoim sługom nosić miecze. Ostatnim razem każdy z nich wybierał ten model."

Widzę... lśniący, połyskujący miecz. Idealny dla szlachcica. Pomyślała Louise.

"To jakaś nowa moda?" Spytała Louise. Sprawca pokiwał głową

"Tak. Wygląda na to że ostatnio wzrósł poziom popełnianych kradzieży na ulicach miasta..."

"Kradzieży?"

"Tak. Jakiś mag-złodziej każący się nazywać 'Fouquet Kruszący Skały' ukradł podobno mnóstwo kosztowności szlachcie. Szlachta w celu ochrony zaczęła zbroić swoich służących."

Louise nie interesował ten temat, skupiła się więc na kupnie miecza. Wyglądał jak coś, co miało się zaraz złamać. Saito walczył o wiele większym mieczem ostatnim razem.

"Preferuje coś większego i szerszego niż to"

"Moja Pani, proszę mi wybaczyć moją zuchwałość ale miecze i ludzie są ze sobą zgodni, zupełnie jak kobieta i mężczyzna. Z tego co widzę ten miecz idealnie pasuje do twojego chowańca, wielmożna Pani."

"Czyż nie powiedziałam, że chce coś większego i szerszego?" powiedziała Louise, niecierpliwie spuszczając głowę. Sprzedawca wyszedł natychmiast mrucząc pod nosem, "Ach ci laicy..." Po chwili, wrócił trzymając nowy miecz.

"Co panienka myśli o tym?" Był to wspaniały pałasz długości około półtora metra. Rękojeść była przystosowana do używania go dwoma rękami i była bogato dekorowana. Wyszlifowane ostrze tak odbijało światło, że zdawało się ze samo świeciło. Każdy mógł stwierdzić że ostrze było szerokie i bardzo ostre. "To najlepszy miecz jaki posiadam, nie powiem że jest dla szlachty, raczej szlachta chciała by móc nosić ten miecz lecz z powodu swej wagi jest zarezerwowany tylko dla silnych ludzi."

Saito podszedł bliżej, spoglądając na miecz. "Niesamowity. Wygląda na bardzo potężny" Saito natychmiast go zapragnął. Był to niesamowity miecz, nie ważne jak na niego patrzył. Myślę że ten się nada... Pomyślała Louise, widząc zadowoloną minę swojego Towarzysza.

"Ile?" Zapytała.

"Cóż... zrobił go Lord Shupei, najlepszy alchemik w Germanii. Może przeciąć metal jakby to było masło, ponieważ ma na sobie magiczne runy! Widzisz te inskrypcje?" Sprzedawca dumnie wskazał na słowa wyryte na rękojeści. "Nie dostaniesz takiego nigdzie tak tanio jak ja oferuje"

"Cóż jestem szlachcianką" Louise podniosła głowę do góry.

Sprzedawca dosadnie podał cenę "To będzie tylko 3000 sztuk złota."

"Co?! Za to można kupić małą rezydencję z ogrodem." Powiedziała zaszokowana Louise. Saito nie miał pojęcia o tutejszym rynku więc stał z boku.

"Dobry miecz jest warty tyle ile zamek, moja Pani. Mała rezydencja to słabe porównanie do tego."

"...Wzięłam tylko 100 złotych monet..." Louise jako szlachcic, miał niskie umiejętności negocjacji, i zakazała rozmowy o zawartości swojego portfela. Sprzedawca tylko machnął ręką, "Nawet najgorszy miecz kosztuje co najmniej 200 sztuk złota." Twarz Louise zmieniła sie w czerwoną. Nawet nie wiedziałam że miecz może tyle kosztować.

"Czyli... nie stać nas na ten?" Powiedział Saito rozczarowany.

"Tak... musimy znaleźć coś tańszego"

"Szlachta jest zawsze tak arogancka, a teraz..." Saito mówił do siebie. Louise wpatrywała się w niego.

"Masz jakiekolwiek pojęci ile kosztowała mikstura uzdrawiająca, ponieważ ktoś, został ranny?"

"...Przepraszam." Saito poczuł się zawstydzony. Ciągle był jednak zainteresowany tym mieczem. "Ale naprawdę go chcę..."

W tym czasie, głos zza stosu mieczy powiedział, "Nie bądź taki dumny dzieciaku."

Louise i Saito spojrzeli w stronę z której dochodził głos.

"Dlaczego nie spojrzysz na siebie? Ty? Dzierżyć Ten miecz? Nie rozśmieszaj mnie. Mógłbyś unieść tylko patyk!"

"Coś powiedziała?" Saito nie przyjął tej uwagi zbyt dobrze, lecz w kierunku z którego pochodził dźwięk nikogo nie było. Był tylko stos mieczy.

"Jeżeli rozumiesz, to wracaj do domu. Tak ty! Szlachcianko!

"Jak niemiło z twojej strony!"

Saito powoli podszedł do miejsca z którego pochodził dźwięk. "Przecież... Tu nikogo nie ma!"

"Czy twoje oczy to tylko dekoracje?"

Saito obejrzał się za siebie. Co? To naprawdę ten miecz gada. Słowa pochodziły od starego zniszczonego miecza. "Gadający miecz!" Wykrzyknął Saito

Sprzedawca nagle gniewnie zakrzyczał, "Derf! Nie mów takich niemiłych rzeczy do moich klientów!"

"Derf?" Saito ostrożnie zbadał miecz. Był tej samej długości co tamten pałasz, lecz jego ostrze było trochę węższe, było pokryte warstwą brudu więc nie mógł stwierdzić czy ma jakieś wady.

"Klient? Klient, który nie potrafi władać mieczem? Musisz żartować."

"Czy to możliwe... czy to jeden z tych gadających mieczy?” Spytała Louise.

"Tak jest, Pani. To jeden z magicznych, inteligentnych mieczy. Zastanawiam się jaki rodzaj magii mógł go stworzyć... lecz ma cięty język, zawsze spiera się z klientami. Hej. Derf zamknij się bo poproszę tę szlachciankę żeby cię stopiła!"

"Brzmi świetnie! Chciałbym zobaczyć jak próbujecie! Jestem trochę zmęczony tym światem. Chciałbym żeby mnie stopiono!"

"Dobra. W takim razie roztopię cie." Podszedł sprzedawca. Lecz Saito go powstrzymał.

"To było by marnotrawstwo... czy gadające miecze nie są rzadkie? Saito gapił się na niego. "Nazywasz się Derf, prawda?"

"Źle! Nazywam się Derfinger-sama! Zapamiętaj to!"

"Zupełnie jak człowiek, ma nawet prawdziwe imię" Mruknął Saito.

"Nazywam się Saito Hiraga. Miło mi cię poznać."

Miecz ucichł, i zdawało się, że obserwuje Saito. Po chwili, odpowiedział cicho. " Więc przyszedłeś... czy jesteś użytkownikiem? "

" Użytkownikiem?"

"Hmm... nie znasz nawet swoich prawdziwych mocy, co? No cóż! Kup mnie przyjacielu!"

"W porządku. Kupie cię," powiedział Saito. Miecz znowu ucichł.

Louise, wezmę ten."

Louise niechętnie powiedziała, "Oh więc chcesz rzecz? Nie mogłeś wybrać czegoś ładniejszego i co nie gada?"

"Nie lubisz go? Myślę że gadające miecze są całkiem fajne."

"Widzisz... właśnie dlatego go nie lubię." Narzekała Louise. Ale miała już wszystkiego dość, więc zapytała sprzedawcę "Ile za ten?"

"Eh... 100 wystarczy"

"Czy to nie za tanio?"

"Za ten? Pozwałam ci go kupić tanio." Machnął ręką lekceważąco.

Saito wyciągnął portfel Louise z kieszeni i wysypał zawartość na ladę. Sztuka za sztuką złota spadały na drewnianą powierzchnię. Po dokładnym przeliczeniu sprzedawca wreszcie powiedział. "Dziękuje za udane zakupy" i dał miecz Saito "Jeżeli się za bardzo rozgada po prostu wepchnij go do pochwy."

Saito skinął głową i otrzymał Derflingera.

Dwie osoby patrzyły jak Louise i Saito opuszczają sklep, byli to Kirche i Tabitha. Kirche obserwowała ich z mroków ulic, zaciekle gryząc wargi. " Louise Zero... próbujesz przybliżyć się do Saita za pomocą miecza, co? Uderzając do niego z prezentami po tym jak dowiedziałaś się że on jest moją zdobyczą? Co to ma być?" Kirche tupała nogą w ziemie ze złości. Tabitha, jej zadanie wykonane, czytała jak zwykle. Sylphid krążył po niebie nad nimi. Mieli ich śledzić zaraz po tym jak ich zauważa.

Kirche poczekała aż odejdą, i natychmiast wbiegła do sklepu. Właściciel patrzył na Kirche i nie mógł uwierzyć własnym oczom. "Następny szlachcic? Co się dzisiaj dzieje?"

"Witaj szefie..." Kirche bawiła sie włosami i mała czarujący uśmiech. Twarz sprzedawcy zmieniła kolor na głęboką czerwień.

"Czy wiesz co ten szlachcic kupi przed chwilą?"

"M-miecz... kupiła miecz."

"Widzę... więc rzeczywiści dała mu miecz... jakiego rodzaju był?"

"Zardzewiały i brudny"

"Zerdzewiały? Dlaczego?"


"Ponieważ nie miała wystarczająco pieniędzy"

Kirche zaśmiała się przykładając rękę do brody. "Jest spłukana! Valliere! Córka Diuka!

"Uh... czy ma pani jest tu po to żeby też kupić miecz?" Sprzedawca nie chciał przegapić takiej okazji. Ta szlachcianka wygląda na bogatą w porównani do tamtej.

"Hmm... Pokaż mi najlepszy."

Sprzedawca poszedł po miecz, wrócił oczywiście z tym którego pokazywał Saito.

"Ahh... bardzo dobrze zrobiony miecz!"

"Masz dobre oko, moja Pani. Tamta szlachcianka miała sługę który bardzo go chciał, ale nie było ich stać."

"Ach tak?" Sługa szlachcica? Wiec Saito go chciał!

"Oczywiście, ten miecz jest zrobiony prze sławnego Germańskiego alchemika Lorda Shupei. Może przeciąć metal jak masło ponieważ zostały wyryte w nim magiczne runy! Widzisz inskrypcje tutaj?” Sprzedawca powtarzał to co mówił Louise.

Kirche skinęła głową "Więc, ile?"

Sprzedawca podniósł cenę, widząc że Kirche wygląda na bogatą, "Hmm... 4500 złotych monet."

"Hmm... to trochę drogo." Kirche zmarszczyła brwi.

"Cóż... dobry miecz musi być trochę warty."

Kirche rozmyślała przez chwilę, powoli zbliżając się do sprzedawcy. Szefie... czy to trochę nie za drogo?" Kirche pogłaskała go po szyi tak, że sprzedawca stracił na chwile oddech.

"Uh... ale... dobre miecze są..."

Kirche usiadła na ladzie podnosząc lewe udo. "Czy cena nie jest troszkę za wysoka? Powoli podnosiła swoją nogę. Sprzedawca cały czas wpatrywał się w jej uda.

"Ma-Masz racje...więc...4000..."


Kirche podniosła uda wyżej tak że prawie było widać pomiędzy nimi.

"Ah... nie 3000 wystarczy..."

"Robi się tu gorąco..." Kirche ignorowała go, rozpinała swoją koszulę. "Naprawdę jest tu gorąco. Pomóż mi zdjąć koszulę, proszę..." Wywarła na nim jak najbardziej atrakcyjne wrażenie.

"Ach...pomyliłem się... pomyliłem 2500 wystarczy!"

Kirche rozpięła następny guzik i spojrzała na sprzedawcę.

"1800! 1800 starczy!

Następny guzik, pokazując mu swój dekolt, spojrzała na niego znowu.

"Dobra 1600!"


Kirche zostawiła guziki, i zwróciła jego uwagę na spódniczkę, podnosząc ją nieco. Spojrzała na nią i nie mógł wytrzymać dłużej

"A może 1000?" zaproponowała, powoli podnosząc spódniczkę troszeczkę wyżej. Wyglądało na to że sprzedawca miał dość.

Wtedy przestała. Jego szybki oddech zamienił się w bolesny jęk.

"Oh...ohhhhh..."

Kirche wyprostowała się i zapytał ponownie "1000."

"Oh! 1000 wystarczy!"

Kirche zeskoczyła z lady, szybko wypisała czek, rzuciła go na ladę. "Kupione!" Podniosła szybko miecz i wyszła ze sklepu, zostawiając sprzedawcę gapiącego się na jej czek.

Po chwili, nagle odzyskał świadomość, podniósł trzymając swoją głowę. CHOLERA! SPRZEDAŁEM TO CACKO ZA TYLKO 1000?! Wziął butelkę alkoholu z szafki. "Ohh... skończyłem na dzisiaj..."

Przekład

Tłumaczyli: Otaku, Lyrq

Korekta : Jeśli ktoś uzna, że potrzebna...

[Od Lyrq] Jako że nikt przez dłuższy czas nie dokończył tego tłumaczenia to postanowiłem dokończyć. To moje pierwsze tłumaczenie na taką skale mam nadzieje że się spodoba


Nawigacja

Poprzedni rozdział Strona główna Następny rozdział