Psycho Love Comedy PL: Tom 2 Rozdział 1

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Dzień 1: Piekło – Podążając za tamtą kobietą i seryjną morderczynią / "Gothic Sick Amplifier"[edit]

05:30 Apel przed wymarszem.

Wymarsz w stronę otwartego zakładu, czemu będzie towarzyszyć pot, łzy i tryskająca krew. ♪

10:00 Dotarcie do Domu Otchłani.

10:15 'Procedury wejściowe.

12:30 Bieg siedmiu grzechów'.

Pokuta w formie gry!

16:10 Potępienie.

Krzyki „Zabić ich: jest zakazane.

18:00 Piekielne ognisko.

Wytrzymajcie wszelkie obrażenia poza śmiertelnymi poparzeniami.

20:10 Kąpiel w Ogniach Piekielnych.

Dziewczyny i chłopcy osobno. Podglądanie zabronione!
(Dotyczy zwłaszcza chłopców. Szczególnie Kyousuke Kamii z 1A)

22:00 Zamknięcie cel, zgaszenie świateł.

PsyCome V2 015.jpg


Zakład Poprawczy Czyściec był szkołą z internatem zbudowaną na odległej wyspie położonej pośrodku oceanu.

W żaden sposób nie dało się z niego uciec, ponieważ oprócz ścian i ogrodzenia otaczających samą szkołę dodatkową przeszkodę stanowił gęsty las porastający wyspę. Przez tę wszechobecną zieleń prowadziła wydeptana droga, a po niej biegła obciążona ciężkimi plecakami grupa Kyousuke, której celem był zewnętrzny internat więzienia nazywany Domem Otchłani.

– Szybko, szybko, szybko, szybko, szybko, szybko, szybko! Dupy w troki, świnie! Każdy śmieć, który będzie wolniejszy ode mnie, zarobi w łeb! Ruszać się, ruszać się, macie biec, aż zaczniecie wymiotować krwią!

Na końcu tej grupy biegła poganiająca uczniów i wymachująca swoją stalową rurą Kurumiya.

Starający się zachować od niej jak największy dystans Kyousuke znajdował się tuż za plecami czterech członków komitetu dyscyplinarnego, którzy nie okazywali nawet śladu zmęczenia. Nie było z nimi ich przewodniczącej Syamai, więc prawdopodobnie biegła z tyłu przy reszcie klasy 1A i wychowawcy 1B.

Czując ulgę z tego, że chwilowo nie ma jej w pobliżu, chłopak wyszeptał: – Dwadzieścia jeden ofiar nie czyni przewodniczącej komitetu dyscyplinarnego numerem jeden w szkole?

– To ma sens. Na całym świecie jest zaledwie kilku morderców z tak wysokim wynikiem. – Kyousuke prawie natychmiast usłyszał odpowiedź na swoje pytanie od biegnącej obok niego koleżanki z czerwonymi włosami związanymi w kucyk: Eiri Akabane. Dziewczyna z grymasem na twarzy dodała: – Co więcej, jest seryjnym mordercą. Byłoby to zrozumiałe w przypadku masowego czy szaleńców, ale ona zabiła te dwadzieścia jeden osób w różnych miejscach i czasie, a takie przypadki można policzyć na palcach jednej ręki.

Zgodnie z tym, co powiedziała Eiri, istniały trzy typy wielokrotnych morderców.

Pierwszym byli „masowi mordercy”, którzy zabili dużą liczbę osób w jednym miejscu. Właśnie w taką zbrodnię został wrobiony Kyousuke.

Kolejny typ stanowili tak zwani szaleńcy, czyli osoby zabijające kilka ofiar w pewnym odstępie czasowym. Zbrodni dokonywali w celu zaspokojenia jakiejś zachcianki, a same morderstwa nie miały ze sobą wiele wspólnego. W większości przypadków cel stanowiły przypadkowe osoby.

Ostatnią grupę stanowili "seryjni mordercy", czyli ci, którzy zabili wiele osób, a przy tym niestraszna im była żadna metoda pozbawiania życia. Pomiędzy dokonywaniem zbrodni wracali do społeczeństwa, prowadząc normalny tryb życia. Często byli też chorzy psychicznie i mieli nietypowe fetysze albo makabryczne zainteresowania. W dużej części przypadków używali jednej metody zabijania, a ich celem padała konkretna grupa osób. Im częściej dokonywali zbrodni, tym łatwiej dało się ich złapać, dlatego osoby w tej grupie zabijały zwykle o wiele mniej osób niż masowi mordercy i szaleńcy.

– Jednak jej morderstwa nie miały cech wspólnych, dlatego trudno było ją wyśledzić. Poza tym zostały dokonane w bardzo przemyślany sposób. Wciąż trudno mi uwierzyć, że taka dziewczyna zabiła dwadzieścia jeden osób. W końcu ma mniej więcej tyle lat co ja, a jest przecież zwykłą amatorką. – Eiri ścisnęła mocno paski plecaka.

Eiri oficjalnie zabiła sześć osób i była zawodowym mordercą, skrytobójcą, jednak w rzeczywiści nikogo nie skrzywdziła. Lata świetlne dzieliły Eiri uważaną za „morderczynię sześciu” oraz zwykłą dziewczynę niebędącą w stanie nikogo zabić, jaką była naprawdę. Być może dlatego nie mogła zrozumieć pochodzącej ze zwykłej rodziny Syamai, która miała na koncie dwadzieścia jeden ofiar.

Kyousuke, starając się zabrzmieć wesoło, chciał podnieść ją na duchu: – Ale w końcu przeszła już resocjalizację, więc nie stanowi żadnego problemu, co nie?

– Gdyby to tylko była prawda.

Po udzieleniu tej krótkiej odpowiedzi Eiri zamilkła.

Z pobliskich drzew dobiegało cykanie świerszczy.

– Kyousuke, powiedz... – dziewczyna odezwała się dopiero po dłuższej chwili.

Chłopak, czując na sobie spojrzenie Eiri, zerknął w jej stronę.

– Coś się stało?

Jej wlepione w niego na wpół przymknięte oczy były przepełnione żalem.

– Chodzi mi o ciebie. Na apelu przed wymarszem, patrząc na nią, miałeś skowronki w oczach, czy mi się wydawało?

– E? Skowronki w oczach? Co masz przez... to na myśli?

Zaskoczyło go rzucone ot tak pytanie, jakie usłyszał w odpowiedzi.

Eiri zagryzła wargi i powiedziała: – Nic takiego. Mam jedynie przeczucie... Że jesteś zboczeńcem, który straci głowę nawet dla psychopatki mającej dwadzieścia jeden ofiar na koncie, o ile będzie tylko wystarczająco ładna.

– Chwila, moment. Przecież o tym nie wiedziałem. Gdybym zdawał sobie sprawę z tego, że zamordowała tyle osób, nigdy bym nie...

– Rozumiem. Innymi słowy, zadurzyłeś się od pierwszego wejrzenia. Dobra, teraz mam pewność.

Zmrużyła oczy jeszcze bardziej, a przez intensywność jej spojrzenia Kyousuke aż zaczął się pocić.

– To było pytanie retoryczne?! Chwila, przecież... Nie zgodzisz się ze mną? Jest ładna i zachowuje się jak dama, więc taki odświeżający widok przyprawiłby każdego chłopaka o szybsze bicie serca i tym podobne...

– Naprawdę?

Jeszcze bardziej zmrużyła oczy, w których pojawił się dodatkowo niebezpieczny blask, co przeraziło Kyousuke.

– C–Co?

– Nic.

Eiri nonszalancko odwróciła wzrok i przyspieszyła, zostawiając chłopaka w tyle.

Oddalając się, wymamrotała pod nosem: – Hmph, więc taki jest naprawdę. Rozumiem – jednak Kyousuke tego usłyszał.

– Pewnie rzuciła „A żebyś zdechł”. Co, u licha, ją ugryzło?

Kiedy myśląc o tym, patrzył na jej oddalające się plecy...

– He.. He... He... He... Dosyć... Nie mam już siły...

Dogoniła go dziewczyna o brązowych włosach, która ledwie łapała oddech.

Ramiona Mainy Igarashi były zwieszone, co mogło oznaczać, że całkowicie opadła już z sił.

– He... He... He... Heeee... Eee...

Nie tylko nie była w stanie już mówić, ale wydawało się, że zaraz zabraknie jej sił nawet na oddychanie.

Kyousuke zwolnił z chytrym uśmiechem na twarzy.

– Maina, wydajesz się strasznie cierpieć. Pobiegnę przy tobie dla otuchy.

– Eee?! A, d–dobrze. Dziękuję! Hee... Hee...

Na jej zmęczonej twarzy pojawił się uśmiech, jednak szybko ponownie zastąpił go grymas cierpienia.

Strasznie dyszała, ledwie powłócząc nogami.

Brakowało jej powietrza, więc robiła najgłębsze możliwe oddechy, przez co tak ciężko się jej oddychało.

– Ej. Nie można tak oddychać, wiesz? Spróbuj metody stosowanej przy porodach. Wiesz, chodzi o te rytmiczne oddechy.

– He, he, hooo... He, he, hooo...

– Właśnie. O to właśnie chodzi. He, he, hooo.

– He, he, hooo... He, he, hooo...

– Przyj, przyj! Maina, dasz radę! He, he, hooo!

– He, he, hooo... O nie! Dziecko zaczęło wychodzić!

– Co, kurwa?!

– Ej, wy! O czym wy, kurna, pieprzycie?! Jeśli macie siłę mamlać jęzorami, to możecie też biec szybciej! Mam to wam wepchnąć w usta?! Naprawdę nie wierzycie, że zapewnię wam traumę na resztę życia?! Wiec lepiej w to uwierzcie! – usłyszeli gniewny krzyk wychowawczyni dobiegający zza ich pleców.

Kyousuke zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo zwolnił. Po obejrzeniu się za siebie dostrzegł, że tuż za nim biegnie Kurumiya z uniesioną stalową rurą.

– Aaaaa! – Wystraszona Maina wystrzeliła przed siebie. – Nieeeeeeeeeeeee! Litości! Nawet jeśli chodzi jedynie o moje dziewictwo, niech się pani zlituje!

Jakby chcąc uciec przed demonicznym uściskiem Kurumii, biegła z krzykiem najszybciej, jak tylko mogła.

Wyrzucając za siebie kurz, liście oraz kamyki leżące na leśnej ścieżce wyprzedziła Eiri, która oglądała się za siebie zaskoczona, i kiedy zbliżała się już do członków komitetu dyscyplinarnego...

– Uaaaaaaaa!

Wywróciła się, prawie wpadając na wyglądającą jak bandzior dziewczynę z tamtej grupy. – Ła... Co jest?! – Tej jednak udało się uskoczyć na bok.

Uczniowie z jej klasy, mijając leżącą dziewczynę, zrobili miny, na których wyraźnie było wypisane: ”No to znowu się zaczyna”.

– Eeee... N–Nic ci nie jest?!

– Ej. Wszystko w porządku?!

Kyousuke i Eiri szybko podbiegli do jęczącej dziewczyny.

Maina, wycierając brud z twarzy, odpowiedziała: – Nic mi nie jest. Ale się umazałam.

Miała już wstać i ruszyć dalej, kiedy...

– Auuć! Boli... Zdarłam sobie skórę. Auuu, auu.

Natychmiast się zatrzymała, chwytając za swoje kolano.

Widząc, że na załzawiona twarz dziewczyny także ucierpiała, Kyousuke...

– No to hopla.

– Aaaa! Kyousuke?! C–C–C–C–Co ty robisz?

– Hmm? Nic takiego. W ten sposób będzie prościej. Za bardzo się narzucam?

Chłopak chwycił Mainę i zaczął biec, niosąc ją na rękach. Ta wystraszona skuliła się w kłębek i wymamrotała: – Nie... Nie narzucasz się. Nie będzie ci za ciężko? Eee... Muszę naprawdę sporo ważyć, prawda? Auauaua. – Zarumieniła się przy tych słowach.

Kyousuke uśmiechnął się na widok ogromnego skrępowania Mainy.

– Nie martw się, wcale tak dużo nie ważysz. Poza tym jestem dość wytrzymały i bieg z dziewczyną na rękach nie stanowi żadnego problemu. O ile tobie to nie przeszkadza.

– ...?!

Maina z oczami otwartymi tak szeroko, że wydawały się okrągłe, zwiesiła głowę, zaczęła się wiercić i powiedziała nieśmiało: – N–Nie mam.

Kyousuke uśmiechnął się i poprawił ją na swoich rękach, starając się jednocześnie zapanować nad drżeniem, a potem ruszył dalej biegiem przez ścieżkę, po której trudno było nawet iść.

Dziewczyna powiedziała, patrząc na niego z obawą: – Eee... Dziękuję bałłdzo!

– Nie musisz. W końcu przewodzę grupie i pomaganie jej członkom jest częścią moich obowiązków.

– ...

Odkąd Kyousuke wziął Mainę na ręce, Eiri nie odezwała się ani słowem.

Kyousuke wraz z Mainą, Eiri i pewnym członkiem tria chłopaków, który został nieludzko pobity z samego rana za zdenerwowanie Kurumii, byli w 4 grupie klasy A.

– Eiri, powiedz. Czemu się tak wkurzyłaś?

– He? Wcale się nie wkurzyłam. A weź zdechnij.

– I ty niby się nie gniewasz? Co, u licha? Chcesz, żeby ciebie też ponieść?

– W żadnym razie, zboczeńcu! C–Co ci w ogóle przyszło do głowy?!

Eiri w gniewie otworzyła całkowicie swoje zwykle zaspane oczy, a potem wyprzedziła Kyousuke i Mainę. Chłopak wyraźnie dostrzegł, jak z jej oddalających się pleców wydobywa się aura goryczy.

– Tylko żartowałem. Nie musisz traktować mnie jak jakiegoś robaka.

– Auauaua. Eiruś, przepraszam...

– Maina, czemu przepraszasz?

– Eeeeee... Nic! To nic takiego!

Maina zaczęła energicznie kręcić głową, przez co Kyousuke poczuł się jeszcze bardziej zagubiony.

Trzy miesiące od wtrącenia go do Zakładu Poprawczego Czyściec minęły w mgnieniu oka.

Kyousuke miał wrażenie, że sprawa Mainy jest już praktycznie załatwiona, jednak Eiri wydawała się stawać coraz bardziej ofensywna. Jednak nie przypominał sobie, żeby powiedział coś, co mogło ją obrazić.

Czyżby... Po prostu mnie nie lubi? – pomyślał, drapiąc się po głowie i patrząc, jak dziewczyna biegnie samotnie przez las.

Był już wczesny lipiec. Od początku szkoły z każdym dniem robiło się coraz cieplej, jednak mimo ciągle rosnącej temperatury lodowate nastawienie Eiri wobec niego nie ociepliło się ani trochę.


× × ×


Pół godziny od wymarszu z Zakładu Poprawczego Czyściec zrobili sobie krótką przerwę na polance.

Według tego, co było napisane w broszurce, czekały ich jeszcze dwie i pół godziny biegu, przez co teoria, że obrali okrężną drogę, sama cisnęła się na usta.

Kyousuke odstawił plecak, a potem padł na ziemię.

Tuż przy nim usiadła wycieńczona Maina, która od pewnego momentu zaczęła biec dalej sama.

Wytarła pot z twarzy przy użyciu swojej różowej chusteczki, mówiąc: – Hee, hee, jestem taka zmęczona, a droga robi się coraz trudniejsza.

Jedynie Eiri nie wyglądała na zmęczoną.

– Ta wyspa jest większa, niż myślałam. Zdaje się, że poza szkołą są na niej także inne ośrodki – powiedziała, z zainteresowaniem rozglądając się po lesie.

Urodziła się w rodzinie zawodowych zabójców, dlatego od dzieciństwa przechodziła ciężki trening i ten poziom wysiłku fizycznego był dla niej jak przechadzka po parku – czego dowodził brak najmniejszej kropli potu na jej ślicznej twarzy.

Jeżeli chodzi o to, czemu „skrytobójca” taki jak Eiri został zamknięty w tamtym ośrodku...

Prawdziwym przeznaczeniem Zakładu Poprawczego Czyściec było szkolenie nieletnich skazanych za morderstwo na zawodowych zabójców. Dlatego nawet absolwenci tej szkoły nie wracali do społeczeństwa, ale wysyłano ich do świata żyjącego w jego cieniu.

Jednak większość uczniów nie zdawała sobie z tego sprawy.

Priorytetem pozostawało jednak wyprostowanie pokręconych osobowości tych nieletnich skazańców, dlatego też Kyousuke , któremu Eiri przed trzema miesiącami powiedziała prawdę o tej placówce, dostał wyraźne polecenie od Kurumii, aby nie ujawniać całej sprawy innym.

Z tego powodu Eiri powiedziała Mainie jedynie to, że jest „skrytobójcą, który nie może zadać ostatniego ciosu”, pomijając całkowicie kwestię szkoły. Innymi słowy, spośród uczniów pierwszego roku jedynie ich trójka znała prawdę. Chodziło tu o Kyousuke, Eiri oraz...

– Zgadnij kto!

Ktoś nagle objął Kyousuke od tyłu.

Chłopak na plecach poczuł dwa niewiarygodnie miękkie, duże obiekty i usłyszał dziwny dźwięk oddychania brzmiący „łuuusz”.

Odpowiedział trochę skrępowany: – A muszę zgadywać? To ty, Renko, prawda?

– Jesteś pewien?

– Ta, ta, jestem.

– Zgadłeś! Udało ci się, Kyousukeee. Niesamowite, nie potrzebowałeś nawet chwili do namysłu! W nagrodę dam ci moje maskony. Noszę maskę przeciwgazową, więc to zamaskowane melony, rozumiesz? Są najlepszej możliwej jakości, a w dodatku jest ich aż dwa! Bon appetit. Niech ich słodkość sprawi, że całkowicie stracisz głowę! – Jak tylko dziewczyna (Renko Hikawa) skończyła to mówić, objęła go z całej siły, dociskając swoje wielkie piersi do jego pleców.

– A weź zdechnij.

Na ten widok Eiri momentalnie zdjęła swój plecak i zrobiła nim zamach.

– Aaaau!

Udało jej się trafić metalową klamrą, tylko nie w Renko, która zrobiła unik, a w Kyousuke.

– Oko! Moje oko! Aaaa!

– Tcz. Uniknęłaś, co? Wielka szkoda. Przepadnij w końcu, krowi cycku.

Eiri, ignorując tarzającego się po ziemi z bólu chłopaka, wlepiała pełne irytacji spojrzenie w Renko.

Jednak dziewczyna w czarnej masce przeciwgazowej jedynie westchnęła i z pretensjami wzruszyła ramionami.

– Kazanie mi zdechnąć i przepaść jest takie niemiłe. Czyżby dziewczyny o małych piersiach miały równie małe serca, w których zabrakło już miejsca na dobroć? Teraz rozumiem. Więc to dlatego jesteś taka płaska. – Chcąc podkreślić swoje zwycięstwo, wypięła dumnie pierś, na której mimo luźnego dresu wciąż doskonale było widać jej krągłości, i skomentowała klatkę piersiową drugiej dziewczyny.

Eiri ze złości aż wyszły na wierzch żyły na czole.

– Z drugiej strony dziewczyny o wielkich balonach są strasznie pyszałkowate. Pomóc ci stracić trochę na wadze przez odcięcie tych zwałów tłuszczu? Idź na dietę, grubasko.

– Nie jestem gruba i mam o wiele więcej niż piersi. Spójrz na moją talię, biodra i te piękne nogi. Wyglądają o niebo lepiej od twoich, Eiri.

– He? Naprawdę myślisz, że poza piersiami w czymkolwiek z tobą przegrywam? Śmiechu warte, pustaku. Wszystkie twoje składniki odżywcze są pochłaniane przez cyce i mózg nie jest w stanie normalnie funkcjonować.

– Auauaua. Proszę, uspokójcie się! – Maina, nie wiedząc kompletnie, co robić, spoglądała to na jedną, to na drugą z kłócących się dziewczyn.

– Właśnie! Uspokójcie się. I może okazałybyście mi chociaż trochę troski? – wymamrotał wstający z ziemi Kyousuke.

– Kyousuke! – krzyknęła nagle Renko, a potem podbiegła do niego w taki sposób, aby jej biust podskakiwał przy każdym kroku.

– Nic ci nie jest? Obroniłeś mnie...

– Ta, jasne. To twoja wina. Uniknęłaś ciosu, przez co ja zarobiłem plecakiem!

– Tak, dziękuję. Wiedziałam, jesteś dla mnie taki dobry. Kyousuke, tak bardzo cię kocham!

– Słuchaj, co się do ciebie mówi!

Czyżby znowu słuchała muzyki?

Spod czarnych słuchawek, które dziewczyna miała na sobie, dobiegała cicha melodia.

– Przy okazji, co ty tu robisz? W klasie nie będą się rzucać, że zostawiłaś ich podczas śniadania? – spytał Kyousuke, odpychając Renko.

Ta pokiwała głową, a następnie wskazała miejsce pomiędzy drzewami.

– Znalazłam wspaniałe miejsce w pobliżu. To naprawdę rzadka okazja. Zjedzmy razem śniadanie, tylko we dwoje. Masz ochotę na moje melony? Pomyśl o nich jak o deserze po jedzeniu. – Łuusz.

– Cicho tam! Już widzę, jak ktokolwiek chciałby zostać z tobą sam na sam! – krzyknął Kyousuke, a w głębi serca westchnął.

Ta dziewczyna w masce – Renko – została stworzona do zabijania. Po zdjęciu jej „pieczęci” wszystkie uczucia tej dziewczyny zostają powiązane z mordowaniem. Jedynym wyjątkiem, osobą, której nie mogła zabić, był Kyousuke.

Przynajmniej dopóki nie odwzajemni jej miłości.

Przez te trzy miesiące bez przerwy go uwodziła, klejąc się do niego i flirtując. A wszystko po to, by go w sobie rozkochać.

Pomimo tego, że nigdy nie zdejmowała maski przeciwgazowej, była niewyobrażalnie piękną dziewczyną. Gdyby Kyousuke spędził z nią czas sam na sam, dał się ponieść chwili i dzięki Renko przestał być prawiczkiem, a na dodatek rzucił przy tym, że ją kocha, być może poszłaby za ciosem i pozbawiła go także życia.

Więc...

– Właśnie! Nie wygaduj głupot! Idę z wami. Jeśli coś tam planujesz, nie pozwolę ci zbliżyć się... Zabić Kyousuke. Nigdy do tego nie dopuszczę.

Kyousuke naprawdę ucieszyła interwencja Eiri.

Szooko. – Znosząc na sobie ciężkie spojrzenie drugiej dziewczyny, Renko zwiesiła ramiona.

– Hmmm. Znowu wchodzisz mi w drogę, Eiri? Możesz sobie wymyślać, ile tylko wymówek chcesz, ja i tak wiem, że też obrałaś sobie Kyousuke za cel. Cóż, mniejsza o to, będę mieć jeszcze wiele okazji. W takim razie wszyscy zabawmy się trochę przy śniadaniu! Dobra, chodźcie ze mną.

Renko nagle zmienił się nastrój. Klasnęła w dłonie, obróciła się i ruszyła w stronę wskazanego wcześniej miejsca.

– He? On wcale nie jest moim celem – wymamrotała Eiri, wlepiając spojrzenie w plecy Renko.

– Mam nadzieję. Im większej ilości osób jestem celem, tym większa szansa, że w końcu zginę – uśmiechnął się chytrze Kyousuke, popierając słowa Eiri, jednak dziewczyna odpowiedziała mu jedynie pogardliwym spojrzeniem.

– Nie mówiłyśmy o zabijaniu, pustaku.

W dodatku go zbeształa.

Przybita Eiri ruszyła za Renko.

– P–Pustak... Co proszę? Ona chyba naprawdę mnie nienawidzi.

– Auau. Eiruś, będzie dobrze...

– Chwila, to chyba mnie należy pocieszać, prawda? Czemu więc pocieszasz Eiri?

– Co? Eeee... B–Byz powodu! Byz powodu! Eee... Idziemy za nimi?! Bo w końcu nas zostawią! – powiedziała niewyraźnie Maina, machając rękoma (przy czym ugryzła się w język), a następnie pobiegła za resztą dziewczyn, zupełnie jakby przed czymś uciekała.

– Ach... Ej! Co, u licha? Te dziewczyny... Rany.

Kyousuke pozostawiony samemu sobie zmarszczył brwi, podrapał się po głowie i podniósł swój plecak.


× × ×


Renko poprowadziła ich do krystalicznie czystego strumyka płynącego przez las, na którego brzegu leżały wielkie kamienie.

– Łał. Nie mogę uwierzyć, że udało ci się znaleźć takie miejsce.

Łuusz. – Co nie? Doszłam tu, podążając za śladami zwierząt, więc pewnie trudno tu trafić.

Przypuszczenia Renko wydawały się słuszne, ponieważ do rzeczki mieli jedynie pięć minut marszu, a w pobliżu nie było żywej duszy. Innymi słowy, mogli tam poczuć się w pełni wolni.

– Super. W takim razie zjedzmy coś! Nie miałam nic w ustach od wczesnego ranka.

– Racja. Strasznie burczy mi w brzuszku. Widzisz jakieś dobre miejsce?

– Co powiecie na tamte kamienie? Wyglądają całkiem nieźle.

Po tym, jak zdecydowali się, w którym miejscu chcą zjeść, już mieli ruszyć, kiedy...

– Hmmm. Ta maska naprawdę przeszkadza. Zdjąć, zdjąć...

Renko zrzuciła z pleców plecak, a następnie zaczęła się rozbierać. Złapała bluzę swojego dresu i bez chwili wahania ją ściągnęła.

– ...

– ...

– ...

Co jej strzeliło do głowy? – pomyślał osłupiony Kyousuke.

Renko w tym czasie zdążyła ściągnąć swoje ubrania, a potem na tle błyszczącej wody strumyka mruknęła i wypięła piersi do przodu.

– Tadaaaaa. I jak podoba się wam mój seksowny kostium kąpielowy?!

Miała na sobie czarne bikini, a w dodatku doskonale wyglądała na tle rzeczki. Przez światło odbijające się od wody jej blada skóra przypominała powierzchnię porcelany, zgrabne nogi wyglądały jak z kości słoniowej, a zgrabne pośladki oraz wcięcie w tali także były pięknie wyeksponowane.

Jednak najbardziej na tle tego wszystkiego wyróżniał się jej biust.

Skąpe bikini nie wystarczało do całkowitego zakrycia piersi Renko, przez co były wyraźnie widoczne i wyglądały, jakby za chwilę miały z niego wypaść. Między tymi wzgórzami znajdowała się dolina, o jakiej nikomu się nawet nie śniło, a dzięki drobnej budowie ciała tej dziewczyny ich wielkość jeszcze bardziej rzucała się w oczy.

Łuusz. – Chyba ten widok musiał wprawić was w osłupienie. Moje piersi są tak niebezpieczne, że w mgnieniu oka rozkochałam w sobie was wszystkich? O retyyy. Widać naprawdę stanowią wyjątkowo zabójczą broń! – zadeklarowała dumnie, kładąc ręce na biuście.

Patrząc na jej twarz, Kyousuke wyszeptał: – Gdyby nie ta maska, pewnie by tak było.

Nasilające się uczucie gorąca, które ogarnęło go przy oglądaniu ciała Renko, szybko zniknęło, kiedy tylko w jego pole widzenia weszła maska zakrywająca twarz dziewczyny, a wrażenie sztywności (w wielu znaczeniach) szybko przeszło i całkowicie opadł z sił.

Renko krzyknęła zdziwiona: – Co?! – i pochyliła się do przodu, aby jeszcze bardziej wyeksponować swój biust.

– Przyjrzyj się lepieeej, piersi! Duuuże piersi! Wielkie pieersiii – mówiła, przyjmując seksowne pozy. Krzyżowała ręce za głową, wsadzała je między biust, trzęsła nim uwodzicielsko...

– ...

– ...

– ...

Szooko, szooko. – D–Dlaczego? Czemu nie dajesz się oczarować?! Tak się staram... To takie niemiłe! Raany – powiedziała, a następnie padła z żalem na kolana przed Kyousuke i pozostałymi dziewczynami, które w żaden sposób nie reagowały.

Chłopak położył rękę na jej drżącym ramieniu i powiedział: – Cóż... To wszystko przez twoją maskę przeciwgazową.

Słysząc te słowa, Renko nagle przestała drżeć.

Oparła rękę o brzeg rzeki, zwiesiła głowę i zamilkła na chwilę, podczas której jedynym dźwiękiem, jaki wydała, było ciche „szooko”.

PsyCome V2 035.jpg

– Auauaua... Eeee... Renciu, nie bierz tego do siebie!

– Dobrze ci tak, ty bezużyteczny cycku! Tylko tyle jesteś w stanie osiągnąć tymi swoimi wymionami, którymi tak się szczycisz.

Maina spróbowała pocieszyć Renko, podczas gry Eiri przygadała jej głosem pełnym triumfu.

Kyousuke natomiast zrobiło się jej żal. Odchrząknął i powiedział: – Cóż... Naprawdę stanowią silną broń, wiesz? Nie tylko są duże, ale mają także piękny kształt i są takie miękkie i elastyczne... Tak piękne, że aż chce się nimi pobawić. Tak o nich myślę, chyba. Więc, Renko, rozchmurz się, dobrze?

– Zboczeniec.

– Mamy tu zboczeńca!

– Zboczeniec!

– He?

Kyousuke chciał pochwalić Renko, jednak skończyło się na tym, że dziewczyny zgodnie go potępiły. Przerażało go zwłaszcza lodowate spojrzenie Eiri.

– Naprawdę tak myślisz? Jesteś okropny. Aż niedobrze mi się robi na twój widok.

– ...


Parę minut później.

Kyousuke siedział skulony nad brzegiem rzeki z kolanami przy klatce piersiowej i samotnie jadł słone kulki ryżowe. Kiedy wycierając łzy, wkładał sobie kolejną do ust...

– Chcesz deser?

– Pffff?!

Nagle przed oczami pojawiły mu się wielkie piersi zasłonięte przez czarne bikini, przez co wypluł jedzenie, które spadło na te ogromne wzgórza.

– Ale wielki wytrysk.

– Przestań mówić takie rzeczy, udając, że się krępujesz! Co, chcesz mnie jeszcze dobić? – rzucił z grymasem na twarzy i spojrzeniem pełnym urazy, gdyż wciąż jeszcze nie doszedł do siebie.

Renko się do niego zbliżyła, podrapała po twarzy, a potem usiadła obok niego.

– Przepraszam, przepraszam. Zastanawiałam się, czy jesteś smutny, więc przyszłam sprawdzić. Naprawdę mi przykro. I naprawdę ucieszyła mnie twoja opinia, ale wtedy wypadało zrobić to, co reszta.

– Popieprzony ten twój nastrój. Całkowicie zjebałaś mi śniadanie.

Eiri i Maina stały przy skałach i jadły razem, trzymając się z daleka od Kyousuke. Ta pierwsza chyba zauważyła jego spojrzenie, ponieważ natychmiast odwróciła wzrok.

Renko zaśmiała się niezręcznie.

– Ojej, chyba cię nienawidzi.

– Ciekawe tylko, czyja to wina. Raaany! Jak chcesz mi to wynagrodzić?

Kiedy Kyousuke uderzył się ręką w twarz, Renko przytuliła się do niego.

– Chcesz, żebym ci to wynagrodziła? W jaki sposób mamy to zrobić?

– He?

– Sam powiedziałeś, że chcesz mnie wziąć. Droga wolna. Ja też chcę to zrobić. Ty masz na to ochotę, a ja nie mam nic przeciwko.

– E? Nie, ch–chwila, Renko! Co ty wyprawiasz?

– Co tylko zapragniesz. – Łuusz. – Zrobię wszystko, czego sobie zażyczysz.

Renko podeszła do niego, usiadła mu na nogach, a potem pochyliła się do przodu, jakby chcąc zmusić, żeby się położył.

– Och, skoro o tym mowa, moje piersi się ubrudziły. A skoro to twoja wina, Kyousuke, ty musisz je wyczyścić. Weź odpowiedzialność za swoje czyny. – Wypowiadając te słowa, położyła dłoń na jego ramieniu i przybliżyła piersi do twarzy.

Ponieważ Kyousuke nie widział już maski przeciwgazowej Renko, działanie biustu dziewczyny przyniosło naprawdę druzgoczący efekt.

– C–Chcesz, żebym je wyczyścił? Jak?

– Jak tylko zapragniesz. Wytrzyj chusteczką, zbierz to palcami, wyliż. Możesz wykorzystać tę sytuację i zrobić, co tylko zechcesz.

– ...

– No to postanowione. Nikt teraz nie patrzy. Nikt nie zabije cię, nawet jeśli złapiesz mnie za piersi. Nie odrzucaj tak zaproszenia dziewczyny, dobrze? Po prostu naciesz się tą sytuacją.

Uwodzony Kyousuke głośno przełknął ślinę.

Skoro chodzi jedynie o złapanie jej za piersi, nie można w żaden sposób zaliczyć tego do „zakochania się w niej”, prawda? Taka okazja... Tylko chwilę... Czyszcząc ją z tego ryżu...

– Co za wspaniałe miejsce.

W tym momencie usłyszeli delikatny, piękny i bez wątpienia znajomy głos. Kyousuke zatrzymał rękę i spojrzał w stronę, z której dobiegły tamte słowa.

Na ścieżce prowadzącej do rzeczki...

– Szkoda, że nie znalazłam jej wcześniej. Mogłabym w spokoju zjeść śniadanie. Ta zieleń dookoła i szum wody jeszcze bardziej oczyściłyby moją duszę.

Stała tam dziewczyna w szkolnym mundurku o złotych włosach.

Miała ciało zaokrąglone tam, gdzie trzeba, oraz chude w miejscach, gdzie powinno takie być; innymi słowy, posiadała doskonałą figurę i pod względem urody mogła rywalizować z Eiri i Renko.

Na ramieniu nosiła żółtą opaskę.

– Przewodnicząca komitetu dyscyplinarnego... Saki Syamaya.

Ta, jakby reagując na słowa Kyousuke, ruszyła w jego stronę.

Widząc Renko w stroju kąpielowym siedzącą na chłopaku oraz rękę Kyousuke zastygłą przy jej piersi, otworzyła szeroko swoje piękne oczy, jednak szybko je zmrużyła, rzucając straszne spojrzenie.

– Mogę spytać, co takiego robicie?

– T–Tak właściwie to... nic takiego.

– Tak właściwie to zaczynaliśmy „to” robić! – rzuciła energicznie Renko.

– Ta, dokładnie! Mieliśmy właśnie zacząć słodki deser... Nie, chwila, nie! – Kyousuke bez namysłu rzucił za nią szczerze.

– ...

Syamaya natomiast stała nieruchomo, nie reagując na te wyjaśnienia w żaden sposób. Wyglądała naprawdę przerażająco, a to, że przypominała lalkę, jedynie potęgowało efekt.

Czując na sobie jej spojrzenie, Kyousuke cały zalał się potem.

– Tak naprawdę to nic takiego. W pobliżu jest rzeka, więc chcieliśmy się trochę popluskać przed śniadaniem. W końcu po tak długim biegu aż lepimy się od potu... Hahaha.

Słysząc tę wymyśloną na poczekaniu wymówkę, Syamaya zamknęła oczy. Przed ich ponownym otworzeniem wzięła głęboki oddech.

Patrząc na Kyousuke, powiedziała:

– Ufufu... Więc jedynie coś takiego? A ja myślałam, że masz nieczyste myśli i próbujesz złapać piersi tej dziewczyny w masce, ●● je, włożyć swojego ●● do ●●, a potem zabić się z nią jak zwierzę! Byłoby naprawdę cudownie, gdybym się myliła. Cudownie. Wybaczcie, wstydzę się nawet to powiedzieć. Ufufufufu. – Wypowiadając tę serię niecenzuralnych słów swoim eleganckim tonem głosu, zakryła usta dłonią i się uśmiechnęła.

– ...

– ...

Kyousuke i Renko odebrało mowę, przyglądali się jedynie chichoczącej Syamai.

Poczuli jakby smród materiałów wybuchowych dochodzący od tej wyglądającej na strasznie delikatną dziewczyny. Prawdopodobnie im się jednie wydawało.

– Oj, już prawie czas na wymarsz. Nie spóźnijcie się, proszę. Zakład otwarty jest dosłownie precyzyjny do setnych sekundy, zrozumiano? W takim razie pójdę już sobie. Mam nadzieję, że utniemy sobie dłuższą pogawędkę, jeśli znajdziemy na to czas. Jesteś Kyousuke Kamiya z 1A, tak? Miłego dnia.

– ...?!

Kyousuke się jej nie przedstawił, jednak znała jego imię.

Dziewczyna ukłoniła się, a potem ruszyła w drogę powrotną ścieżką, którą tam przyszła.

Kyousuke patrzył, nie mogąc się ruszyć, jak elegancka sylwetka dziewczyny znika w oddali.

Renko natomiast położyła ręce na biodrach i powiedziała: – Doprawdy. Musisz zacząć się w końcu hamować. Jak bardzo chcesz być popularny wśród dziewczyn? Nie podoba mi się wizja posiadania kolejnych rywalek. No nic, dzięki temu jeszcze bardziej warto cię zdobyć. Mam nadzieję, że będziemy się razem dobrze bawić przez te trzy dni i dwie noce zakładu otwartego. – Łuusz.


× × ×


Przez kolejne dwie godziny od tamtej przerwy nie zatrzymali się ani razu.

Po opuszczeniu lasu wbiegli na zdradziecką górską drogę, jednak w końcu udało im się dotrzeć do Domu Otchłani, małego obozu pośród dziczy.

Zrobili sobie wspólne zdjęcie na Placu Kar, a następnie przeszli do sali przyjęć zakładu, gdzie przeprowadzono proste procedury wejściowe, po czym skierowali się do pokoi, aby zostawić w nich swoje rzeczy. Drobna poprawka, do cel. Kyousuke przypadła akurat jednoosobowa, chociaż znajdowały się tam także wieloosobowe.

Ich wnętrza, tak samo jak pokoje w internacie, miały jedynie niezbędne wyposażenie.

Chłopak usiadł na prostym łóżku bez materaca i zaczął przeglądać broszurkę zakładu otwartego, jednak już po chwili się skrzywił.

– Teraz będzie obiad i... „Orientacja Siedmiu Grzechów”? Co to, kurna, ma być? „Piekielne Ognisko”, „Kąpiel w Ogniach Piekielnych”, „Test Ataku Serca”, „Przysmażanie na Grillu”... Hmmm, nieważne. Nie mogę nawet na to patrzeć.

Zamknął broszurkę, a potem położył się na łóżku. Po przebiegnięciu zdradliwej górskiej ścieżki bez zatrzymywania się bolało go całe ciało, dlatego momentalnie zrobił się senny, jednak wtedy...

– Przepraszam. Mogę spytać, czy pokój Kyousuke Kamii jest po tej stronie?

Kiedy już miał odpłynąć do świata snów, usłyszał znajomy, elegancki głos.

– ...?!

Podniósł się szybko i spojrzał w stronę drzwi, gdzie dostrzegł stojącą za czarnymi, żelaznymi kratami osobę, jakiej nie spodziewał się zobaczyć: Saki Syamayę.

Kiedy jej szmaragdowe oczy, ozdobione długimi rzęsami, spotkały się ze spojrzeniem Kyousuke...

– E... E–E–E–E–Ekshibicjonista! Bezwstydnik! – krzyknęła Syamaya, rumieniąc się i zakrywając twarz.

– Co? N–Nie! Zdjąłem dresy, bo całe były mokre od potu...

– Nie wymyślaj teraz wymówek, tylko coś na siebie załóż! Ten widok rani moje oczy!

– Och, dobrze... Naprawdę mi przykro.

Kyousuke zraniony słowami Syamai zaczął rozglądać się za koszulką.

Wcześniej zrzucił z siebie całą górną część odzieży, zostając z gołym torsem, ponieważ była przesiąknięta potem.

Z torby przy łóżku wyciągnął koszulę, założył ją i dopiero po zapięciu wszystkich guzików powiedział: – Już. Przepraszam za skalanie twoich oczu.

Syamaya spojrzała przez palce rąk i westchnęła z ulgą.

– C–Co za niespodziewana napaść. Kto by pomyślał, że od razu będziesz próbować przyprawić mnie o zawał serca. B–Bezwstydny i podstępny... Chciałeś, abym umarła z szoku?!

– N–Naprawdę przepraszam. Następnym razem będę bardziej uważał.

Mimo że to on ciągle ją przepraszał, powinno być raczej odwrotnie, ponieważ czuł się urażony jej słowami. W końcu jego ciało zostało opisane jako „raniący oczy widok”, a on sam uznany za bezwstydnego i podstępnego, co było zdrowym przegięciem.

– Przy okazji, skąd koleżanka mnie zna? Nie pamiętam, żeby nas sobie przedstawiono.

– Co? A, tak, przepraszam. Wcześniej naprawdę wiele o tobie słyszałam. Nieważne, z której strony patrzeć, zamknięcie dwunastu dziewczyn w pustym magazynie, bezlitosne zabicie ich różnymi potwornymi metodami, a potem zgwałcenie ciał jest...

– Nic takiego nie miało miejsca! W dodatku to byli sami chłopcy! Mężczyźni!

Chociaż w rzeczywistości nikogo nie zabił, musiał szybko zaprzeczyć tego typu plotkom.

Jednak Syamaya nagle się spięła.

– Więc to byli sami chłopcy, tak? Co? Chłopcy? Och... Ty... zrobiłeś coś takiego osobom tej samej płci?! Jesteś h–h–h–h–homoseksualistą?!

– Oczywiście, że nie! Nie o to mi chodziło! – Kyousuke zaprzeczył słowom trzęsącej się Syamai, która momentalnie cała zbladła.

Co jej strzeliło do głowy? Brakuje jej piątej klepki?

Przez to całe zamieszanie i te nagłe zaprzeczenia opuściły go wszelkie siły, dlatego zebrał się w sobie i spytał:

– No więc... Mogę spytać, co koleżankę do mnie sprowadza?

– Co? A, tak. Nic takiego, po prostu chciałam z tobą chwilę porozmawiać. Z osobą mającą na sumieniu największą liczbę osób w klasach pierwszych.

– Aha, rozumiem. W końcu jestem sławnym numerem jeden.

– Tak słyszałam. Osadzenie w tej szkole osoby, która zabiła dwanaście osób, to prawdziwa rzadkość. Sądziłam nawet, że mi się przesłyszało, kiedy mi o tym powiedziano.

– Racja. Zwykle nikt nie zabija aż tak wielu ludzi.

...Chociaż tuż przed oczami Kyousuke stała osoba mająca na liczniku prawie dwa razy więcej ofiar.

Kyousuke chciał to skomentować, jednak zatrzymał słowa na końcu języka i wyszeptał jedynie: – Dwadzieścia jeden, co?

Co więcej, Syamaya nie mogła nawet się równać z pewnym psychopatycznym mordercą z trzycyfrową liczbą ofiar, który był na jego roku.

Kiedy spytał o to Renko, odpowiedziała mu, że oficjalnie osadzono ją jedynie za jedno zabójstwo, co było zrozumiałe, ponieważ stanowiła specjalny przypadek.

Podczas gdy Kyousuke o tym myślał, Syamaya weszła do celi, chwyciła jego ręce i przybliżyła swoją twarz do jego tak, że prawie stykali się nosami, a następnie zaczęła mówić z pasją:

– Kamiya, mam nadzieję, że dasz radę się zmienić! Obecnie jesteś podłym, okrutnym, sadystycznym, wulgarnym, zimnokrwistym, zboczonym, zdeprawowanym, pieprzonym ●●, gorszym nawet od ludzkiego ścierwa... Jednak ja też kiedyś taka byłam.

Przegięła z tym opisem! I sama taka byłaś? Przerażające.

– Jed–nak! Nie jest za późno, abyś się zmienił. Ja przeszłam resocjalizację. Odrodziłam się czysta, nieskazitelna, szlachetna, idealna, kochana i cudowna, zupełnie jak Maryja Dziewica...

Z tym opisem też przegięła. Jakim narcyzem jesteś?

– Więc na pewno tobie też się to uda. Chociaż samemu może ci być trudno, jednak w tej szkole masz nas, komitet dyscyplinarny, a także wspaniałych nauczycieli do pomocy. Nieważne, jak podły jesteś, możesz rozpocząć nowe życie... Naprawdę w to wierzę! – Jej oczy aż lśniły, co znaczyło, że mówiła z głębi serca.

Prawdę mówiąc, zaczyna mnie wkurwiać...

Prawdopodobnie chciała dobrze i oferowała mu swoją radę i pomoc, jednak Kyousuke został przecież niesłusznie skazany. W rzeczywistości był zwykłą osobą, która nigdy nikogo nie zabiła. W żadnym wypadku nie pasował do jej opisu, więc cała ta rozmowa o nowym życiu nie miała sensu. Zwykła strata czasu.

Jednak trudno sobie nawet wyobrazić, co by się stało, gdyby przypadkiem wyznał jej prawdę...

– No dobra... O–O to chodzi? Ranyyy. Postaram się stać taki ja ty. Jak najszybciej przemienić się w pięknego i nieskazitelnie czystego prawdziwego mężczyznę... Hahaha... – powiedział, wymuszając uśmiech.

– Co? Naprawdę? Ufufu. Piękny, nieskazitelnie czysty prawdziwy mężczyzna... To zbyt krępujące. Piękny, nieskazitelnie czysty prawdziwy mężczyzna... Doprawdy. Ufufufu.

Kyousuke nie wiedział, czy zadowoliły ją jego słowa, jednak podczas gdy ona zakrywała swoją twarz rękoma i kręciła się wstydliwie, z jego twarzy nie schodził przyjacielski uśmiech.

Z ogromnym poirytowaniem pomyślał: – Szlag by to. Przyczepiła się do mnie kolejna kłopotliwa laska.


× × ×


Po stołówce Domu Otchłani rozeszły się obojętne słowa Eiri będące jej komentarzem na opowieść Kyousuke.

– Hmm? Jak miło – odpowiedziała z obojętnością po wysłuchaniu tego, co miał do powiedzenia, po czym zaczęła jeść. Zaskoczony chłopak spojrzał na siedzącą ukośnie po drugiej stronie stołu dziewczynę.

– Nie! Wcale nie! Poza tym jedynie tyle masz do powiedzenia?

– A czego jeszcze chcesz?

– C–Cóż...

Na tym urwała się ich rozmowa.

Szukając pomocy, Kyousuke spojrzał na dziewczynę siedzącą obok Eiri.

– Eee! Eiruś jest strasznie zdenerwowana... Auauaua.

Maina siedziała już skulona ze strachu, więc nie mógł polegać na jej wsparciu.

Czując się coraz bardziej przybity, zaczął masować swój brzuch, który z jakiegoś powodu nie domagał się jedzenia.

Chociaż połączyli ze sobą stoliki, Eiri ciągle miała podły humor, za co winę prawdopodobnie ponosiły wydarzenia nad brzegiem rzeki. Jadła strasznie łapczywie, a w dodatku była tak zdenerwowana, że wydawało się, jakby jej oburzenie przybrało formę otaczającej ją czarnej pary, przez co przypominała prawdziwego demona. Także z tego powodu wszystkie sąsiednie miejsca były puste – inni uczniowie woleli trzymać się od niej z daleka.

Kiedy Kyousuke i Maina w milczeniu starali się jakoś znieść humor Eiri...

– Och, Kyousuke! Całe wieki się nie widzieliiiśmy! – Łuusz.

Usłyszeli radosny głos Renko.

Wywołany chłopak nie musiał się nawet oglądać; poznał jej stłumiony przez filtr maski głos.

– Co masz na myśli przez „wieki”? Przecież dopiero co rozstaliśmy się nad brzegiem rzeki – odpowiedział Kyousuke, rzucając jej kpiące spojrzenie.

– Wcale nie! To były całe trzy godziny. Dla mnie każda minuta, sekunda rozłąki z tobą wydaje się wiecznością. Aaaach, tak za tobą tęskniłam, Kyousuke! Tak bardzo, bardzo cię kocham! Kocham cię na zabój! – Renko, machając do niego, wykrzyczała swoją deklarację miłości.

Z tym że jej czarna maska znajdowała się dziwnie wysoko w powietrzu...

– Ojej, tak nie można. Renko, nooo... To zbyt agresywne. Ufufu.

A wszystko dlatego, że dziewczyna w masce siedziała na ramieniu drugiej mającej dwa metry wysokości i szerokiej na metr w rozciągniętym mundurku i papierowej torbie na twarzy.

– He? ....Cooooooo?!

Kiedy Kyousuke to zauważył, przeżył szok podobny do tego, kiedy po raz pierwszy spotkał Renko. Podobnie zareagowały Eiri i Maina, którym odebrało mowę. Zamarły z sztućcami uniesionymi w powietrze.

Dziewczyna z torbą na głowie pomachała im słodko (co kompletnie nie pasowało do jej wyglądu), jednocześnie karcąc Renko za jej słowa.

Kyousuke uznał jej głos, trudność określenia płci i ten wydający się zaraz rozedrzeć mundurek za znajome.

Ta torba... Niemożliwe.

– Bob...

Co prawda, papierowa torba zasłaniała jej twarz, ale przez okrągłe dziurki widać było zdziwione oczy dziewczyny.

– Bob?

– Co? N–Nie... – To było jedynie przezwisko, jakie na poczekaniu wymyślił dla niej Kyousuke, dlatego siedząca na jej ramieniu Renko się zdziwiła. Przechylając głowę, spytała: – Kto to taki? Ona tak się nie nazywa. To moja koleżanka z klasy...

– Eee? Rozumiem. Jestem Bob. Bezimienna... Bob.

– Coooooo?! Niemożliwe. To naprawdę ty?!

Kiwając głową, Bob złapała nogi Renko, która prawie z niej spadła, ponieważ za bardzo wychyliła się do tyłu.

Oczy widoczne przez dziurki w torbie były czyste jak tafla jeziora.

– Przynajmniej przed Kamiyą. Po tym, jak mnie odrzuciłeś i złamałeś mi serce, wpadłam w szał, pamiętasz? Jest mi tak strasznie za to wstyd, że nie mogę więcej pokazać ci mojej twarzy. Dlatego nie szkodzi. Bob może być. Bob wystarczy, żeby wspierać uczucia mojej przyjaciółki.

– Bob... – rzucili jednocześnie poruszeni jej słowami Kyousuke i Renko.

Wycofać się z gry przez poczucie wstydu, a potem zacząć pomagać dawnej rywalce w miłości, a obecnie przyjaciółce... Bob, zawsze byłaś taką wspaniałą osobą?

Wycierając łzy z kącików oczu, Kyousuke powiedział: – Rozumiem. Bob, to ja powinienem przeprosić cię za tamto. Wybacz, że oceniłem cię po wyglądzie i na jego podstawie wyrobiłem sobie złe zdanie o tobie. Pozwól mi zacząć od nowa. Miło mi cię poznać. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy!

Kyousuke spojrzał na jej zakrytą torbą twarz i wyciągnął rękę w stronę dziewczyny.

– Mnie też miło cię poznać – odpowiedziała czułym głosem i mrugnęła, jednak gdy już miała uścisnąć jego dłoń...

– Chrup.

– Aaaaa!

Nagle jakaś mała postać odepchnęła rękę Boba na bok i ugryzła dłoń Kyousuke.

Kiedy chłopak krzyknął z bólu, Bob i Renko wykrzyczały:

– Ej, Chihiro! Nie wolno!

– Łaa?! Chihiro, co ty robisz Kyousuke?! Obiecałaś go nie zjeść, pamiętasz?!

Chihiro było imieniem dziewczyny, która obgryzała rękę Kyousuke z góry do dołu, głośno przy tym mlaskając. Miała długie, czarne włosy i drobne ciało, a jej krwistoczerwone oczy na fali przyjemności aż się zamknęły.

– Ahahaha. Taki pyszny... – Dziewczyna nie przestawała gryźć i ssać ręki Kyousuke.

– Rety, ona... Kurczę, co ja mam z nią zrobić?

Bob uklęknęła, odciągnęła Chihiro od ręki Kyousuke, a potem w ramach kary klepnęła ją dłonią w czoło. Renko zeszła z ciała wielkiej dziewczyny, oparła dłonie na biodrach i skarciła koleżankę ssącą swoje palce: – Chihiro! Obiecałaś, prawda? Dopóki nie zabiję Kyousuke, nie wolno ci go jeść, jasne?! Będziesz mogła zacząć, jak tylko zacznie się rigor mortis, rozumiesz?

Ej, chwila. Co to, u licha, ma być za obietnica? I czemu nikt nie spytał mnie o zdanie?

– Ja go nie jem, tylko kosztuję. Staram się pohamować.

Kyousuke przyjrzał się lepiej tej wydymającej policzki dziewczynie, która wciąż trzymała palce w ustach. Dopiero po chwili go oświeciło.

Ona też wyznała mu miłość po rozpoczęciu roku szkolnego przed trzema miesiącami.

To była tamta kanibalka, która miała zamiar go pożreć i mówiła: – Pozwól mi się zjeść… żebyśmy mogli stać się jednym ciałem.

Kiedy zdał sobie z tego sprawę, aż krzyknął: – A! To ty wtedy...

– Chihiro Andou. Czternaście lat. Klasa 1B. Dawno żeśmy się nie widzieli, Kamiya!

– Dawno żeśmy się nie widzieli?

Kyousuke cofnął się od uśmiechniętej szeroko Chihiro, która miała wyjątkowo duże kły, a potem, trzymając się za ślady zębów na ręce, spytał Renko: – Rety... Więc ona też jest w twojej klasie?

– Tak, zgadza się. Ja, Bob, Chihiro i...

– Kukuku... Kyousuke Kamiya, z utęsknieniem wyczekiwałem dnia naszego ponownego spotkania! – Ktoś wypowiedział te słowa, jakby chcąc przerwać Renko.

Po drugiej stronie stołu stał trochę pochylony na lewą stronę, uśmiechający się szeroko chłopak mający lewą rękę owiniętą w czarny bandaż.

– Me imię brzmi Kuuga Makiyouin! Wypalcie je sobie w swej duszy... Gdyż należy ono do tego, który w noc apokalipsy pośle was do grobów. Kukuku... Ma lewa ręka, Azrael, twierdzi, iż jest to „chęć zaoferowania waszej trójce requiem”[1] oraz „chęć wręczenia wam kwiatu z drugiej strony Styksu zwanego rozpaczą”, Kyousuke Kamiya.

– A, tak. Pozwólcie, że wam przestawię. To Michirou Suzuki z 1B. Mieliśmy trudności z zaprzyjaźnieniem się z kimś z klasy, więc cieszę się, że chociaż z nim się dogadujemy. – Łuusz.

Chłopak spojrzał gniewnie na Renko, a potem wykrzyczał w odpowiedzi na jej proste wyjaśnienie: – Zamilcz, głupia! To imię nie ma znaczenia! Należy jedynie do naczynia, którego duszę zastąpiłem po pojawieniu się w tym świecie. Jam jest szlachetnym duchem zwącym się Kuuga Makiyo...

– Michirou, zdaję sobie sprawę, jak bardzo cieszysz się z tego, że Kamiya z tobą rozmawia, ale zdenerwuję się, jeśli nie zaczniesz zachowywać się odpowiednio. Przerwa obiadowa jest krótka, więc siadaj szybko i jedz.

– ...Dobrze.

Po groźbie Boba Makiyouin, a raczej Michirou, momentalnie stracił całą swoją godność i usiadł.

W tym momencie padło na niego ostre spojrzenie Eiri, przez które krzyknął: – Aaa! Naprawdę bardzo przepraszam! – i zmienił ton mowy na o wiele bardziej uprzejmy, a potem przeprosił, kłaniając się. Najwyraźniej naprawdę łatwo było go przestraszyć.

Chihiro okrążyła stół i pocieszyła go, mówiąc: – Nie martw się.

Kiedy Renko usiadła obok Kyousuke, a Bob obok niej (zajmując dwa miejsca), chłopak wrócił w końcu do swojego przerwanego posiłku.

I tak, jedząc robaczywe risotto (posoloną owsiankę), zaczęli ze sobą gawędzić.

– Przy okazji, Eiruś... Mogę tak na ciebie mówić? Masz taką piękną ceręę! Twój makijaż też jest taki naturalny. Po prostu cudowny. Jakiego podkładu i tuszu do rzęs używasz?

– Co? C–Cóż...

– O ja! Twoje paznokcie są po prostu słodziutkiee! Musisz świetnie znać się na modzie!

– N–Naprawdę? To nic takiego... A–Ale dziękuję.

Po wyciągnięciu łyżki spod papierowej torby Bob zaczęła gawędzić z Eiri.

Ta na początku nie była zbyt chętna do rozmowy, a to dlatego że osobowość i wygląd Boba kompletnie do siebie nie pasowały, jednak w końcu zmieniła do niej nastawienie.

Renko uśmiechnęła się, widząc, jak rozmawiają sobie o urodzie i modzie.

– Hmmm, hmmm, nic nie przebije prawdziwego szczęścia. Chociaż jesteśmy w innych klasach, mam nadzieję, że podczas zakładu otwartego poznamy się o wiele lepiej.

Po tym wyjęła czarną rurkę, podłączyła ją do swojej maski przeciwgazowej, a potem spróbowała wciągnąć nią owsiankę.

Kyousuke pokiwał głową.

– Ta. Też mam nadzieję, że się wszyscy zaprzyjaźnimy. Widzę, że masz całkiem niezłych znajomych w klasie.

Łuusz. – Co nie? Pomyśleć, że to po prostu grupka, która w 1B została uznana za śmieci i odsunięta na bok.

– Aha. – Kyousuke wymusił uśmiech.

Być może tak dobrze się ze sobą dogadują, ponieważ wszyscy wyróżniają się w tłumie i nawet w takim miejscu uznano ich za nienormalnych.

Grupka Kyousuke była do nich podobna. Składała się z „heretyków” Zakładu Poprawczego Czyściec, którzy różnili się pod wieloma względami od wszystkich innych uczniów...


× × ×


Orientacja Siedmiu Grzechów.

Podczas tego biegu grupa musi przebiec przez wszystkie siedem punktów kontrolnych: obżarstwo, nieczystość, zazdrość, chciwość, gniew, lenistwo i pycha.

Przywódcy drużyny zostanie wydana karta siedmiu grzechów głównych, na której znajdują się znaki P pochodzące od włoskiego słowa „poccati” oznaczającego właśnie grzech. Kiedy członkowie zespołu zbiorą się w punkcie kontrolnym, reprezentant komitetu dyscyplinarnego przekreśli jeden z tych symboli.

Wyścig kończy się po dotarciu na szczyt góry z wykreślonymi wszystkimi siedmioma P.

Ostatnią drużynę na mecie czeka Potępienie.

Zgubienie karty siedmiu grzechów albo któregoś z członków drużyny oznacza dyskwalifikację, a co za tym idzie natychmiastowe skierowanie na Potępienie.

Ostatnia drużyna na mecie po pominięciu wszystkich zdyskwalifikowanych zespołów zostanie zesłana na Potępienie.

Takie są zasady.

Jest dokładnie 12.30.

Zaczynamy orientację siedmiu grzechów.


× × ×


– Orientacja siedmiu grzechów, co? – wyszeptał Kyousuke, wpatrując się w kartę zawieszoną na jego szyi, na której znajdowały się różnokolorowe symbole na białym tle.

Piętnaście minut wcześniej, tuż po wyjaśnieniu zasad na placu kar, uczniów zabrano do podnóża góry znajdującej się w pobliżu Domu Otchłani, skąd po ustawieniu ich na pozycjach wyznaczonych przez członków komitetu dyscyplinarnego, wystartowali na dźwięk gwizdka.

– Auaua... C–C–C–Co robić.... Auauau.

– Co robić... Cóż, na początek przekroczyć most.

Stali nad brzegiem wysokiego urwiska. Maina wpatrzona w wydającą się strasznie daleko w dole rzekę trzęsła się jak galareta.

Przebiegał przez niego stary most linowy, który wyglądał, jakby mógł się zawalić w każdej chwili, a upadek z niego bez wątpienia miałby tragiczne skutki.

Kyousuke zdecydował się najpierw skierować kroki do punktu kontrolnego oznaczonego jako lenistwo.

Dla pewności sprawdzili dokładnie okolicę, jednak ten most był jedynym możliwym przejściem na drugą stronę. Eiri miała rację, wystarczyło go jedynie pokonać, jednak...

– Maina, wszystko dobrze? Jeśli źle się czujesz, przeniosę cię na barana.

– Co?! Och, Eee... To, to... Poładzę sobie!

Jednak trzęsła się tak bardzo, że była to raczej nierealna wizja.

– Lepiej się nie zmuszaj – stwierdził Kyousuke, drapiąc tył swojej głowy.

Kiedy już miał odwrócić się do niej plecami, żeby mogła na nie wejść...

– Jahahahaha! Ten gówniany most nie jest żadną przeszkodą! Hahaha!

Obandażowany od stóp do czubka głowy chłopak z czerwonym irokezem ruszył w stronę mostu. Był to uczeń, który tego ranka został brutalnie pobity za sprzeciwienie się nauczycielce: Irokez.

– Co za debil! Czemu tak na niego wbiega?!

Kiedy Eiri to krzyknęła, Kyousuke zobaczył oczami wyobraźni scenę: jego kolega z klasy wbiega bezmyślnie na most, deska się pod nim załamuje i nieszczęśnik spada do znajdującej się daleko w dole rzeki.

Przypomniał sobie jednocześnie jedną z zasad biegu: utrata któregoś z członków drużyny oznacza dyskwalifikację i zesłanie na Potępienie.

– Ej, Irokezie, stój!

– Ghhh!

Gdy Irokez już miał przebiec obok Kyousuke, ten uderzył go w szyję. Zaatakowany momentalnie się przewrócił, upadając prosto na twarz, i przestał się poruszać.

– Rety... O mały włos. Już prawie było po nas.

– A on żyje?

– Może już po nim... – wyszeptały Eiri i Maina, patrząc na toczącego pianę z ust Irokeza, który leżał nieprzytomny z szeroko otwartymi oczami.

– Nic mu nie będzie. W końcu to Irokez.

– Auauaua. Ale, ale... Racja, przeżyje, w końcu to Irokez.

– Właśnie. Zasady mówią jedynie, że w punkcie kontrolnym ma stawić się cała drużyna, co nie? Dopóki mamy go ze sobą, wszystko będzie dobrze, nawet jeśli jest nieprzytomny – powiedział Kyousuke, a potem wziął chłopaka na plecy.

Cholera, ale ciężki.

Takie przekroczenie mostu było niebezpieczne, ale i tak mniej niż ocucenie Irokeza – w końcu przytomny bez wątpienia zrobiłby coś głupiego.

– Ale co teraz będzie z Mainą? Może zostawię go po drugiej stronie i po nią wrócę?

– Nie trzeba, poradzę sobie! Postaram się!

Co prawda, wciąż nie wyglądała najlepiej, ale widok szalejącego Irokeza pomógł jej coś zrozumieć, bo już mniej się trzęsła.

– Zawołaj, jeśli tylko gorzej się poczujesz, dobrze? – powiedział Kyousuke, ruszając przed siebie.

– Dobrze. Przejdźmy przez niego jak najostrożniej.

Stanął na pierwszej desce chyboczącego się na boki mostu, chwycił prawą ręką linę dla wsparcia, zaś lewą przytrzymał Irokeza i postawił pierwszy krok.

Następnie ruszyła Maina, po której na most weszła Eiri.

Odstępy pomiędzy deskami były dość spore, mniej więcej szerokości buta, w dodatku od zbutwiałego drewna co chwila odłamywały się drobne fragmenty i spadały w głąb mroków w dole.

Kyousuke szedł bardzo powoli, a mimo to most trząsł się i skrzypiał z każdym jego krokiem.

– Aaaaaaa! – Powiew wiatru tak przeraził Mainę, że aż się skuliła, a w kącikach jej oczu zaczęły formować się łzy.

– Ej, nic ci nie jest? Ja też mogę cię przenieść – powiedziała z troską Eiri, patrząc na przerażoną dziewczynę.

Skrytobójczyni nie trzymała się w ogóle liny, nawet w pewnym momencie ziewnęła. Po prostu szła przed siebie, jakby miała płaski grunt pod stopami.

Kyousuke, widząc to, już miał jej powiedzieć, że to dobry pomysł i bez problemu poradzi sobie z niesieniem Mainy, ale...

– Eiruś, nic mi nie będzie. P–Przejdę... sama – powiedziała, a potem, wciąż kurczowo trzymając się liny, wstała.

– To nie fair... że tylko ja nie robię żadnych postępów!

Trzask.

Zrobiła krok przed siebie, zacisnęła usta, zapanowała nad trzęsieniem się, a jej oczy zapłonęły blaskiem determinacji.

– Maina...

– Dobrze, rozumiem. W takim razie wytrzymaj jeszcze trochę.

Kyousuke poruszyła jej odwaga, a Eiri się uśmiechnęła.

Po upewnieniu się, że Maina ruszyła, pozostała dwójka także zaczęła iść dalej.

– O rety, czy to nie Kamiya?

Po drugiej stronie mostu stał znajomy chłopak o jasnobrązowych włosach.

Był to ich kolega z klasy, Shinji Saotome, a jego pojawienie się oznaczało, że także...

– Powaga? Ale on, kurna, wolny. Zdaje mi się, czy trzęsie się jak galareta?

– Heheehee... Wiatr podnosi spódniczki... Majteczki, majteczki... H–Heeheehee.

Towarzyszyli mu noszący okulary przeciwsłoneczne Arata Oonogi, zgarbiony Kagerou Usami oraz jakaś dziewczyna wyglądająca jak typowy plastik wtulona w rękę Shinjiego, która wskazywała palcem grupę Kyousuke.

PsyCome V2 063.jpg

– Kjahaha! Ale kiepskie! Śmieszne! Gap moe? Kjahaha! Za wspaniałeee! Za cudownee!

– Co to za babsztyl? Jest z nami w klasie?

– Skąd mam wiedzieć? Chociaż takiego bezmózga chyba łatwo byłoby zapamiętać.

– Auauaua. C–Co mam zrobić... N–Nie rozumiem nawet, co ona mówi!

Ta śmiejąca się histerycznie dziewczyna pewnie chodziła z nimi do klasy. Miała strasznie mocny makijaż i wybieloną cerę, a jej wybitnie ograniczony zasób słownictwa aż odbierał mowę.

– Hoho, racja. Też tak myślę. Hohoho, prawdę mówiąc, nie mam zielonego pojęcia – powiedział Shinji, obejmując dziewczynę.

Chwila... Sam nie wiesz? Co, u licha, jest z nim nie tak?

Dziewczyna, wciąż wskazując ich grupę, nagle krzyknęła: – Mam pomysła! – po czym zebrała wokół siebie chłopców i zaczęła coś szeptać.

Shinji uśmiechnął się podstępnie, pokiwał parę razy głową, przy czym rzucił: – Tak... Tak... Jasne, nie ma sprawy – a następnie zakasłał i powiedział: – Nie możemy patrzeć, jak tak strasznie się męczycie z przejściem tego mostu. Jednak nie możemy wam w tym pomóc, dlatego postanowiliśmy chociaż wam pokibicować.

Cała czwórka ukłoniła się, jednocześnie zbierając coś z ziemi.

Pokibicować? Co oni, kurna, knują?

Chwilę później ustawili się w rzędzie.

W rękach trzymali zebrane wcześniej kamienie.

– C–C–Co?! Oni chyba nie chcą...

– Dalej, dalej, dalej, dalej... – krzyknęli i zaczęli rzucać kamieniami w grupę Kyousuke, w dodatku całkiem nieźle celując.

– Ła?! – Kyousuke puścił linę, przykucnął, a potem zasłonił się nieprzytomnym Irokezem.

Maina skuliła się z krzykiem.

– Tcz. Co za utrapienie. Nie mieliście nigdy więcej z nami nie zaczynać?! – wrzasnęła gniewnie Eiri, jednocześnie zręcznie unikając wszystkich kamieni jedynie drobnymi kroczkami na boki.

Słysząc to, Shinji zrobił zdziwioną minę. – Ale przecież my nic takiego nie robimy. Po prostu rzucamy sobie kamieniami. Huheehee – odpowiedział ripostą na poziomie przedszkolaka.

Eiri z mordem w oczach powiedziała: – Och, naprawdę? Czyli chcecie, żebym pocięła was na miliony kawałeczków?

Wlepiając spojrzenie w Shinjiego, pochyliła się. Ostrza w jej ozdobionych paznokciach zabłysły, odbijając światło słoneczne. Następnie powiedziała: – W takim razie z miłą chęcią spełnię waszą prośbę – i ruszyła biegiem przez most. Kiedy szykowała się już do zadania ciosu...

– Ej, przestańcie!

Z gęstego lasu zza grupy Shinjiego wyskoczył masywny cień, który powalił na ziemię śmiejącego się jak opętany chłopaka w dredach.

– Ghhhh! – wydał z siebie mający wgniecioną w ziemię twarz Oonogi.

Usami zauważył, że coś nie gra, i się obrócił.

– Khh!

W tym momencie z lasu wybiegł drobny cień, przyszpilił go do ziemi i zaczął zjadać.

– Aaaaaaaaa! – chłopak wydał z siebie przeraźliwy krzyk, jednak napastnik nie zwolnił uścisku szczęk, będąc dosłownie przyssanym do szyi chłopaka.

– Co jest gra...?! – Panikująca dziewczyna została uderzona łokciem w szczękę.

Przed leżącym na ziemi plastikiem, która przy uderzeniu ugryzła się w język, stała dziewczyna w czarnej masce przeciwgazowej dumnie unosząca w górę swoją pokrytą tatuażami rękę.

– Kuku. Cóż za okropny widok. Te kundle potrafią jedynie szczekać. Naprawdę mi przykro, lecz ta scena należy do nas, dlatego też zalecam ją opuścić w pośpiechu. Hoo. Najlepiej teraz. Nie odbierzemy wam istnień, gdyż wasze dusze są nic nieznaczące niczym ziarna piasku na pustyni i nie zadowolą wyrafinowanego podniebienia Azraela. Padnijcie na kolana i błagajcie o litość! Kukuku... Huhahaha... Hahahahaha!

Słysząc głośny śmiech, Shinji odwrócił się zdziwiony i spytał: – T–Ty? Michirou z1B? Ciągle się w to bawisz? – odpowiedział kpiąco.

Po usłyszeniu naśladowanego tonu głosu Makiyouna na twarzy Michirou zaczęły się malować jednocześnie wstyd i gniew. – Cóż mówisz? Starasz się zakpić z mej osoby? Kukuku... Niech tak będzie. Niechaj rany zwane stygmatami zostaną wypalone na twojej przepełnionej ignorancją, małej duszy!

– Tak, tak, tak. Jeśli jesteś w stanie, wypal je jak najszybciej. Proszę, nie każ mi dłużej czekać.

– Hej.

Czując, że ktoś poklepał go w ramię, Shinji odwrócił się, mówiąc: – Co? Nie widzisz, że zajmuję się teraz Michirou...

– Aż tak bardzo chcesz umrzeć?

– Aaa!

Kiedy Shinji się odwracał, Eiri kopnęła go prosto w szczękę. Uderzony w bok głowy chłopak przed upadkiem na ziemię zaliczył jeszcze słup mostu linowego.

– Hmph. Zdechłbyś w końcu, ty marna podróbko dżentelmena.

– Oczom nie wierzę! Majteczki w paseczki? Kukuku... Rozumiem, nieźle.

– Ty też zdechnij!

– Aaaaaaa!

Dziewczyna kopnęła także Michirou, który upadł na Shinjiego, a potem stracił przytomność.

Bob po znokautowaniu Oonogiego podeszła do wściekłej Eiri, chichocząc.

– Widać Michirou okazał się krypto zboczkiem. Ufufu.

– Ale niedobry. Wiedziałam, Kyousuke po prostu... smakuje najlepiej.

Po napełnieniu swojego brzucha porcją Usamiego, którego krew tryskała na wszystkie strony, Chihiro wytarła swoje zakrwawione usta i podeszła do Boba.

Renko nonszalancko przeskoczyła nieprzytomnego plastika, podeszła do mostu i pomachała ręką.

– Ej, Kyousuke, Maina, nic wam nie jest? – Łuusz.

Widząc Renko, ulżyło im do tego stopnia, że ugięły się pod nimi nogi. – Nic. Dzięki wam... Zaraz do was dołączamy, poczekajcie chwilę.

Następnie przekroczyli pozostałą połowę mostu, idąc o wiele szybciej niż wcześniej.


× × ×


– Dobra, to jedno mamy z głowy.

Kyousuke z zadowoleniem pokiwał głową, patrząc na przekreśloną odznakę ze zdeformowanym niedźwiedziem.

Według członka komitetu dyscyplinarnego pełniącego dyżur w tamtym punkcie kontrolnym niedźwiedź był symbolem lenistwa, a jednocześnie odwagi. Dlatego ten grzech został wykreślony poprzez akt odwagi, czyli przekroczenie bardzo niebezpiecznego mostu linowego.

Na karcie siedmiu grzechów znajdowały się zwierzęta takie jak wąż, lis, wilk, kozioł, lew itp. Po odwiedzeniu odpowiednich punktów kontrolnych te znaki P będą jeden po drugim przekreślane.

– Jeszcze sześć. Czeka nas długa podróż.

– Tak – Łuusz. – Ale dopóki będziemy sobie pomagać, nie sprawi nam większego trudu.

Renko idąca obok Kyousuke pokazała kciuk uniesiony w górę.

Krocząca za nią Bob powiedziała ze śmiechem: – Ufufu. Jak bułka z masłem. – Siedząca na jej ramieniu Maina klasnęła w dłonie i dodała: – Razem na pewno!

Znajdująca się na tyłach grupy Eiri przeglądała broszurkę.

– Hmm. Po ponownym przeczytaniu zasad nie mogę znaleźć żadnego punktu zabraniającego współpracy lub przeszkadzania innym drużynom.

Więc o to chodziło.

I tak właśnie drużyny Kyousuke i Renko połączyły siły.

– Tak. – Michirou zgodził się ze słowami Eiri, a potem wybuchł złowieszczym śmiechem.

– Kukuku... Przy okazji, to wprost piękne. Zlekceważenie przeciwników, spróbowanie im przeszkodzić, a w końcu dostanie za swoje. Naprawdę nieoczekiwany wynik zapewniający nam zwycięstwo. Musimy już tylko wygrać! Kukuku... Huhahah... Ahahaha.

– Zamknij się.

– P–Przepraszam.

– Chociaż to prawda, że musimy jedynie wygrać. Albo raczej będzie dobrze, dopóki nie przegramy, bo ostatnią grupę czeka kara. Jeśli po drodze pokonamy jakąś drużynę, ta przechadzka będzie naprawdę relaksująca.

Eiri zamknęła broszurkę, a potem ziewnęła.

Jeśli się nad tym zastanowić, Michirou musiał mówić o grupie Shinjiego.

Kiedy wracając z punktu kontrolnego, ponownie dotarli nad most linowy, on i jego towarzysze zaczynali odzyskiwać przytomność, więc Renko ponownie posłała ich do krainy snów.

Takie dwukrotne pobicie mogło być sprawką jedynie prawdziwego demona, jednak ponieważ tamci sobie zasłużyli, grupa Kyousuke przymknęła na to oko.

Za wszelką cenę nie chcieli być ostatni ani dowiedzieć się, czym jest potępienie.

– Jednak musimy uważać... Jeśli któryś członek drużyny zginie, zostaniemy zdyskwalifikowani. Och, ale będę mogła zjeść Kyousuke, jeśli umrze, prawda? Nie zostawię nawet najmniejszej kosteczki!

Chihiro, która nagle pojawiła się u boku chłopaka, uśmiechnęła się, pokazując kły.

Kyousuke zadrżał, nie mogąc wydusić ani słowa.

Renko, widząc to, natychmiast powiedziała: – Nie martw się. Kyousuke, nie zginiesz! Nie pozwolę ci umrzeć! W końcu mi obiecałeś, że dopóki nie skradnę twego serca, nieważne kto, nieważne, co się stanie, nikt nie odbierze ci życia. Prawda? Kyousukeee! – po czym objęła mocno jego rękę.

Chłopak był w stanie wyraźnie wyczuć przyciśnięte do niego dwa miękkie obiekty, chociaż od Renko dzieliła go jej bluza.

– O–Och... Dzięki. Ulżyło mi. Hahaha...

– Tcz. A idź zdechnij.

– Aaa! Proszę, nie zabijaj mnie!

– Nie do ciebie mówiłam.

Eiri westchnęła, kiedy Michirou aż odskoczył do tyłu.

Chwilę później poczuła na ramieniu wielką rękę.

– Eiruś, tobie też musi być trudno. Rozumiem, co czujesz, bo sama też przez to przeszłam. Chciałabym cię wspomóc tak bardzo, jak pomagam mojej przyjaciółce. Jeśli chcesz mi się wyżalić, to się nie krępuj bez względu na porę.

– E? C–Co? O czym ty mówisz? Nie wiem, o co ci chodzi.

– Ufufu. W porządku. Wszystko rozumiem.

– Właśnie! Eiruś, nie poddawaj się mimo takich małych piersi!

– ...

Bob uśmiechnęła się sugestywnie, a Maina dodała jej otuchy, wznosząc przy tym w górę pięść. Eiri się spięła i zamilkła.

W tym momencie Michirou... postanowił zostać trochę w tyle za nimi.

– O czym oni rozmawiają?

– Kto wie. – Łuusz. – Wydają się dobrze bawić. Może i my sobie pogawędzimy? Kyousukeee... ile chcesz mieć dzieci?

– Czemu, kurna, wyskakujesz z czymś takim?!

Jednak wyobraźnia wzięła górę i przed oczami pojawił mu się obraz Renko trzymającej dziecko.

Było owinięte w kocyk, a na twarzy miało czarną jak smoła maskę przeciwgazową...

– Chwila, tego nie powinno tam być. Noworodki nie powinny chyba nosić masek.

– Przyganiał kocioł garnkowi! Czemu nagle wyskakujesz z czymś takim?!

Tak sobie wesoło rozmawiając, zmierzali w stronę kolejnego punktu kontrolnego.

W tym czasie śpiący na plecach chłopaka Irokez powiedział przez sen szczęśliwym głosem: – Hiaa... Hiaa... Mocniej, malutka. Kurumiyuuuuuuuś...


× × ×


– O rety, ta Orientacja Siedmiu Grzechów była naprawdę świetną zabawą! Cieszę się, że udało nam się ukończyć wszystko bez żadnych problemów. ¬– Łuusz.

Renko wypowiedziała te słowa radośnie, rozciągając się i machając swoją kartą.

Na białym kawałku papieru wszystkie odznaki zostały skreślone znakiem X.

W dwie godziny od rozpoczęcia biegu drużynom prowadzonym przez Kyousuke i Renko udało się dotrzeć do wszystkich punktów kontrolnych, po czym skierowali się w stronę mety ustanowionej na szczycie góry.

– Racja. Też się z tego cieszę. Chociaż parę razy balansowaliśmy na krawędzi... – mówiąc to, Kyousuke otarł pot z czoła.

Dotarcie do wszystkich punktów kontrolnych było prawdziwą drogą przez mękę.

Przejście przez mroczną jaskinię, wspinaczka na klify bez żadnego zabezpieczenia, ucieczka przed dwudziestometrowymi wieżami, przepłynięcie głębokiego bagna zamieszkałego przez ogromne pijawki. Podczas tej podróży ich życie wiele razy wisiało na krawędzi.

Chyba cudem nikt nie zginął.

Grupka Kyousuke cała była poraniona i jedynie Renko dalej tryskała energią. Nawet Irokez, który odegrał tak istotną rolę tarczy, a zarazem żywej ofiary, ledwie się trzymał. Dosłownie leżał na wpół żywy na plecach Kyousuke z luźno wiszącymi kończynami i otwartymi oczami.

– Hee... Padam. Jestem kompletnie wykończony. Chcę jak najszybciej to skończyć i odpocząć...

– Nie masz już siły odgrywać swojej postaci?

– Kukuku. Jam jest Kuuga Makiyouin. Ofiara spisku bogów, którzy strach przed moją mocą odczuwali potworny, władca demonów wygnany ze swego świata razem z jednoskrzydłym aniołem śmierci, Azraelem...

Zgarbiony do tej pory Michirou wyprostował się i ponownie przemienił w Kuugę.

Maina zeszła z ramienia Boba, podeszła do Michirou, mamrocząc „Auaua, poluzowały się” i zaczęła poprawiać mu bandaże.

Bob rzuciła z chytrym śmiechem: – Oj, oj.

– Widzisz, Kyousuke? Przy drodze stoi jakiś kawał mięsa.

– To nie kawał mięsa, tylko profesor Busujima.

Chihiro wskazywała wyglądającego jak po nocy w budynku mężczyznę w garniturze trzymającego czerwony znak z napisem meta. Był to wychowawca klasy 2B, Kirito Busujima.

Widząc, jak zbliża się do niego grupa Kyousuke, zrobił znudzoną minę.

– W końcu tu dotarliście! Jesteście ostatnimi dwiema drużynami!

– Co... takiego?

Wszystkich aż wmurowało.

Ostatnie drużyny? Nie... Niemożliwe. Było naprawdę ciężko, ale przecież grupa Shinjiego powinna być na szarym końcu...

– O rety, czyżbym się pomylił? Zobaczmy. Jest osiem drużyn, 2 grupa z 1B została zdyskwalifikowana przez utratę członka z powodu odniesionych ran. Pierwsza z 1A zgubiła kartę siedmiu grzechów... Tak zgadza się, jesteście ostatni. Pospieszcie się.

Zza Busujimy dobiegł znajomy głos.

– To dopiero był błąd w kalkulacjach... Kiedy nas biliście, wypadła mi gdzieś karta i nas zdyskwalifikowano. Jak macie zamiar nam to wynagrodzić?

W tym momencie Kyousuke przypomniał sobie zasady orientacji siedmiu grzechów.

Zagubienie karty siedmiu grzechów albo któregoś z członków drużyny oznacza dyskwalifikację, a co za tym idzie natychmiastowe skierowanie na Potępienie.

Oraz...

Ostatnia drużyna na mecie po pominięciu wszystkich zdyskwalifikowanych zespołów zostanie zesłana na Potępienie.

– ...?!

Nagle ziemia zaczęła się trząść od kroków, a chwilę później ktoś go uderzył.

Wraz z nieprzytomnym Irokezem, którego niósł na plecach, został wyrzucony w powietrze. Po przeleceniu kilku metrów wylądował na plecach, starając się jakoś zminimalizować uderzenie, i natychmiast wstał na nogi...

– Ku...?! Aaaaaa!

Tym razem cios nadszedł z przodu. Był tak silny, że chłopak wypluł krew i usłyszał trzask swoich kości.

– Przepraszam. Mam nadzieję, że nie będziesz mieć mi tego za złe.

Wielki cień przygotował się do zadania kolejnego ciosu.

Jej oczy widoczne zza dziur w papierowej torbie wyraźnie się szkliły.

– Bob... Ty?!

Kyousuke aż odebrało mowę, a Irokez, którym się zasłonił, po otrzymaniu ciosu prosto w twarz przestał oddychać. Bob, ignorując ucznia, który bohatersko odegrał rolę tarczy, powiedziała łamliwym głosem:

– Wczoraj sojusznik, dzisiaj przeciwnik. Przepraszam, ale nie chcę, żeby moi przyjaciele zostali skazani na Potępienie. – Z oczu zaczęły płynąć jej łzy.

– ...?!

Dopiero w tym momencie reszta zdała sobie sprawę, w jakiej sytuacji się znajdują.

– Dla moich towarzyszy... Zmiotę was wszystkich!

– Aaaaa! –krzyknął Michirou, robiąc zamach w stronę Eiri, która była najbliżej.

– Tcz!

Dziewczyna z łatwością uniknęła ciosu, a potem zrewanżowała się kopnięciem. Chłopak po otrzymaniu uderzenia prosto w brzuch padł z językiem na ziemię, jednak prawie natychmiast otworzył szeroko oczy i powiedział: – Mam cię!

– Eee?! Co, u... Aaaaa! – krzyknęła Eiri na cały głos.

Michirou okręcił ręce wokół jej nóg, próbując powalić ją na ziemię. Udało mu się tym zaskoczyć dziewczynę, dzięki czemu jego atak odniósł skutek.

– Eiruś! O n–n–n–n–nie... Aaaa!

Mlask! Kiedy już Maina miała ruszyć w stronę Eiri, Chihiro złapała ją za lewą nogę, po czym ugryzła w biodro.

– Uaaaaaa!

Ugryziona dziewczyna, przewracając się, zrobiła z przyzwyczajenia salto w powietrzu.

– Co?! Aaaaa!

Po czym wylądowała, uderzając mocno piętą o ziemię i wbijając w nią jednocześnie Chihiro.

– C... Chihiro, co ty...

– Proszę, wybacz.

Kyousuke wykorzystał moment, w którym Boba wystraszyła niezdarność Mainy. Zostawił ledwie żywego Irokeza, wyskoczył do przodu i posłał cios w sam środek znajdującego się przed nim wielkiego ciała.

– Ghhhh!

Jego pięść wbiła się w gruby pancerz tłuszczu dziewczyny i posłała ją w powietrze. Bob wzbiła wielką chmurę dymu, przejechała po ziemi kilka metrów i zatrzymała się tuż pod stopami przyglądającej się temu w szoku Renko. Spod papierowej torby zaczęła wypływać krew.

– Bob! – krzyknęła Renko, obejmując wielkie ciało dziewczyny. – Żyjesz?! Bob! Bob!

– R–Renko...

– Bob! Tak się cieszę, że żyjesz!

– Biegnij.

– Słucham?

– Biegnij! Nie pozwól... żeby nasze... poświęcenie poszło na marne.

– ...?!

Renko nagle zesztywniała.

W tym momencie Eiri krzyknęła do Kyousuke: – Co tak stoisz? Biegnij! Musisz dobiec na metę z kartą przed Renko! Ej, gdzie ty mnie dotykasz? Zboczeniec! P–Przestań! Pohamuj się albo cię zaszlachtuję!

Czerwona jak burak Eiri próbowała uwolnić się z objęcia trzymającego ją za nogi chłopaka, któremu leciała krew z nosa.

– Michirou, ty dupku...

Tak ci zazdroszczę! Weź się ze mną zamień!

Kiedy Kyousuke miał już zacząć negocjacje, minęła go dziewczyna w czarnej masce przeciwgazowej, a na jej szyi była zawieszona karta siedmiu grzechów.

Podczas gdy chłopak podziwiał heroiczny czyn Michirou, Renko rzuciła się do biegu, zostawiając Boba za sobą.

Kyousuke momentalnie przestał bujać w obłokach i ruszył za nią.

– Renko, zwolnij, do cholery!

– Nie! Ja też nie chcę przejść przez Potępienie! – Szoooko, szoooko.

Starając się prześcignąć niedoszłego partnera, biegli, jak najszybciej tylko potrafili, do mety znajdującej się na szczycie wzniesienia, gdzie czekał na nich Busujima, od którego dzieliło ich kilkadziesiąt metrów.

– Niesamowite. Co za zacięty wyścig. Pokażcie, na co was stać! Przegranego czeka przerażające Poootęęępiiiieeeniee! Wygra pierwsza osoba, która dotknie mojej ręki! Szybko! Jeszcze trochę! No, dalej!

Busujima odrzucił znak "meta", po czym wyciągnął rękę wzdłuż linii finiszu. Wygrać miała pierwsza osoba, jaka jej dotknie, dlatego biegnący obok siebie Kyousuke i Renko dawali z siebie 110%.

– Niiiieeeee przeeeegrrraaaaammmm! – krzyknęli jednocześnie na całe gardło.

Linia mety.

Ręka Busujimy.

Tuż przed nimi.

Bob, Eiri, Michirou i Chihiro przełknęli głośno ślinę, przyglądając się wyścigowi.

Kyousuke i Renko, dwoje liderów drużyn z kartami siedmiu grzechów zawieszonymi na szyi, prawie jednocześnie wyciągnęli dłonie w stronę ręki Busujimy.

Rozległ się gwizdek oznajmiający koniec zawodów.

Orientacja Siedmiu Grzechów zakończyła się bez żadnych wypadków o godzinie 15:40.


× × ×


– Chciałbym pogratulować wam dobrej roboty. Naprawdę się staraliście. Spodziewałem się przynajmniej jednego czy dwóch zgonów, jednak wszyscy przeżyli, odnosząc jedynie niewielkie obrażenia. Rety, naprawdę świetnie się spisaliście!

Busujima chwalił ich z uśmiechem kompletnie niepasującym do jego twarzy.

Ciche oklaski pochodzące od jednej osoby szybko ucichły, a nauczyciel ponownie zrobił typową dla niego ponurą minę.

– Jednak w tym bezlitosnym i wymykającym się wszelkiej logice świecie same starania nie wystarczą, aby cokolwiek osiągnąć. Niepotrzebny wysiłek, zawiedzone oczekiwania, niemożność odnalezienia światełka w tunelu po przejściu wielu trudności... To samo tyczy się osób, które pewnego dnia nagle straciły życie z waszej ręki. Taki właśnie jest ten świat, cechuje go wyjątkowe okrucieństwo.

– ...

Przed marudzącym Busujimą klęczała na ziemi grupka uczniów.

Jeden, dwa, trzy, cztery... W sumie czternaścioro. Byli to już opatrzeni członkowie zdyskwalifikowanych drużyn oraz ostatnia grupa, jaka dotarła na metę.

Kiedy Busujima przyglądał się ich twarzom, tył jego marynarki się poruszył.

– Heee?!

Zebrano tam wszystkich uczniów, żeby byli świadkami, jak ta grupa przechodzi karę. Jednemu z widzów, chłopakowi z klasy B stojącemu za Busujimą, zrobiło się niedobrze.

Powodem tego była dziwa gula na plecach nauczyciela, która zaczęła rosnąć i zmieniła się w wielką kulę, która potem podzieliła się na dwie, powoli zmierzające do jego ramion, a następnie rąk części...

Na twarzy stojącej w rogu placu kar Kurumii pojawił się potworny uśmiech.

– Naprawdę się staraliście. Jestem dobrym człowiekiem, więc was za to podziwiam. Jednak świat nie ma za grosz współczucia. Zwłaszcza ten, w którym wy żyjecie. Pozwolę sobie udzielić wam rady. Trud, który nie przynosi efektów, jest wart tyle co funt kłaków. Czyny nieprzynoszące żadnych rezultatów są bezwartościowe. Innymi słowy, dla tego świata jesteście gorsi niż świński gnój.

Busujima nagle się rozchmurzył.

Z jego rękawów wypadły dwa obiekty, jeden fioletowy, a drugi koloru żółtego, które po wylądowaniu na ziemi zaczęły się wić i głośno syczeć.

Te dwa węże były grube jak metalowe rury i prawie dwa razy od nich dłuższe, miały wzory na ciałach przypominające tatuaże, a ich jaskrawe barwy niczym flaga ostrzegawcza przestrzegały przed silnym jadem.

– No dobrze. Orientacja Siedmiu Grzechów dobiegła końca, a więc pora przejść do kolejnego punktu programu, czyli publicznego karania potępionych. Widzowie, nie powinniście czuć się zbyt pewnie, ponieważ może się okazać, że jeden z nich zacznie pełzać w waszą stronę. Capish? – wyjaśnił Busujima.

Po przedstawieniu faktu, że nawet widzowie mogli przypadkiem zostać w to wszystko wciągnięci, całkowicie zmieniła się atmosfera panująca na placu.

Na całym ciele nauczyciela wyrosły wielkie bąble, które poruszając się w losowych kierunkach, próbowały znaleźć wyjście z jego ubrania.

– Dziękuję za waszą cierpliwość – rzucił ironicznie. – Pora rozpocząć publiczne karanie potępionych. Niech rozbrzmi Jadowita Opera – powiedział, po czym uwolnił swoje bronie.

Zza jego kołnierzyka, koszuli, rękawów i nogawic zaczęły wypełzać węże, ropuchy, jaszczurki, mrówki, stonogi, pająki, osy i gąsienice.

– Aaaaaaaaaa!

Zwierzęta wyposażone w ostre zęby, kły, żądła, a kilka nawet w pazury od razu rzuciły się na uczniów. Kiedy tylko odpadły swoje ofiary...

– ...?!

Ciała nastolatków zareagowały prawie natychmiast.

Ugryzieni przez węże upadli na ziemię, łapiąc się za szyję, i dostali silnych konwulsji. Ofiary jaszczurek zostały sparaliżowane, a trafieni żądłem os krzyczeli jak opętani, wijąc się z bólu.

To przypominało scenę z taniego horroru. Plac kar przepełniony potwornymi krzykami pełen był zwierząt atakujących losowo wybrane ofiary oraz widzów, powodując panikę.

Kurumiya śmiała się na cały głos, patrząc na to wszystko.

– Jadowita Opera. Busujima specjalizuje się w truciznach. Chowa i wychowuje te wszystkie jadowite zwierzęta na swoim ciele, trenuje je i używa jako broni. Stworzył mieszankę toksyn o różnych efektach. Od neurotoksyn przez toksyny wywołujące paraliż, sen, rozkład ciała... Oprócz zwykłych trucizn i afrodyzjaków opracował też środek sprawiający, że jego ofiary mówią „łolaboga”, którego efekt jest równie niedorzeczny, jak się wydaje. Dodatkowo po wstrzyknięciu wielu różnych jadów ofiary zaczynają odczuwać dodatkowe efekty... Kukuku. Mimo że wygląda jak kompletny nieudacznik, jest jeszcze większym sadystą niż ja. Używa tych wszystkich toksyn do wywołania zmian w swoich ofiarach, czerpiąc wręcz niewyobrażalną przyjemność z oglądania, jak cierpią. Jest zarówno słuchaczem, jak i dyrygentem tej jego „opery” – wyjaśniała powoli Kurumiya, kiedy uczniowie na placu wili się z bólu.

Na środku placu, pośród tych wszystkich zwierząt, siedział trzymający plastika za rękę Shinji, który wykrzykiwał: – K–Kto mi pomoże... Auu. K–Kto mi pomoże?!!!! Auu! – W tym momencie osa użądliła go w szyję. Chłopak przyłożył dłoń do rany, wydał z gardła jęk, a potem padł na ziemię nieprzytomny.

– Fiu... Cóż, nawet do tego doszło. Tak pochłonęło mnie to dyscyplinowanie, że zaczęły pojawiać się nieoczekiwane reakcje łańcuchowe. Nie przesadzajmy za bardzo, dobrze? Jeśli po zatruciu nie dostaną szybko antidotum, mogą umrzeć. To... Ojej. Rety, rety.

Busujima, kiwając głową, rozglądał się po placu kar. W pewnym momencie jego spojrzenie skupiło się na jednej osobie. Przed zaskoczonym nauczycielem...

– Jedna osoba nie reaguje. Rozumiem. Zwykłe trucizny na ciebie nie działają, bo masz za silny układ odpornościowy. Skoro takie słabe środki nie dają efektu, będę zmuszony użyć czegoś silniejszego. Tylko czego?

Szooko.

Pośród tych wszystkich szalejących zwierząt stała kompletnie niewzruszona dziewczyna w czarnej masce.

Renko przegrała z Kyousuke o parę setnych sekundy, przez co jej drużyna jako ostatnia dotarła do mety.

– Przepraszam... Naprawdę was przepraszam... Jestem bezużyteczna... – Szloch.

Jej koledzy z drużyny byli w naprawdę okropnym stanie.

Gryziony przez komary Michirou drapał się po całym ciele i krzyczał „swędzi, swędzi, swędzi, swędzi, to swędzenie mnie dobije!”, na twarzy nieprzytomnej Chihiro siedziała wielka ropucha, a Bob dostała tak silnych drgawek, że przypominała rybę wrzuconą na ląd...

Busujima podszedł powoli do Renko, która trzęsła się, patrząc na swoich przyjaciół.

Dziewczyna zwiesiła głowę i wyszeptała: – Nie miałam pojęcia, że będą tak cierpieć. Wiją się jak szaleńcy, tak bardzo ich boli... Gdybym tylko nie miała tak wielkich piersi... Gdybym tylko była płaska jak Eiri, na pewno bym wygrała!

Rzeczywiście, przegrała właśnie przez rozmiar swojego biustu.

– Masz za swoje – rzuciła Eiri oglądająca wszystko zza pleców Kyousuke.

Kiedy załamana Renko wpatrywała się w ziemię, podszedł do niej Busujima.

– Oj, oj, moje biedactwo. Nie bądź taka przybita. Wielkie piersi są wspaniałe. To prawdziwy skarb. Masz parę wspaniałych melonów, o których śni wielu mężczyzn! Rozchmurz się i skup swoją energię na zaspokajaniu potrzeb ich dolnej części ciała! Twoje cycuszki są naprawdę boskie!

Że co, do cholery?

– Co za popieprzony typ. A żeby zdechł w męczarniach.

– Chyba będę musiała nauczyć tego dupka prawdziwej dyscypliny.

Eiri i Kurumiya, obie deski, zaczęły promieniować silną aurą żądzy krwi.

– W każdym razie dla ciebie też coś mam.

Kiedy Busujima wlepiał spojrzenie w piersi Renko, z jego rękawów wyszedł różowy wąż ze wzorami przypominającymi serca. Gad skierował się ku dłoni nauczyciela, a ten przystawił go do dziewczyny.

Ta krzyknęła i upadła na tyłek ze strachu.

– Panie Busujima, c–c–c–c–co to jest?!

– Różowy Morderca: Kobiyan.

– Kobiyan?!

– Tak, to mój przyjaciel. Nie daj się zwieść kolorowi jego ciała, to samiec. Skoro słabsze toksyny na ciebie nie działają, jestem zmuszony poprosić go o pomoc. Przy okazji, wybrałem jad niebędący w stanie odebrać człowiekowi życia, ale powinien wystarczyć, żebyś go odczuła.

– P–Panie Busujima... C–Co to za trucizna?

– A żebym to ja wiedział. Obraz jest wart tysiąca słów, nie musisz się nad tym tak głowić. Zaraz sama się przekonasz, jak działa. Doświadcz tego całym swoim ciałem.

– Ijaaaaa!

Skierował jadowitego węża w stronę próbującej odczołgać się do tyłu Renko. Gad o głowie przypominającej serce cofnął się, a potem momentalnie wystrzelił w stronę swojej ofiary.

– Aaaaaaaaaaaaaaaaaa! – Krzyki Renko były wyraźnie słyszalne na całym placu kar.

W taki oto sposób opadła kurtyna Jadowitej Opery.


× × ×


– ...

Kyousuke siedział wraz ze swoją drużyną w stołówce Domu Otchłani, jedząc "mięso z maciory na ogniu piekielnym". Podobnie jak podczas przerwy obiadowej, kiedy zebrano tam uczniów wedle grup, połączyli ze sobą stoliki. Tym razem jednak wszyscy wyglądali, jakby zarwali nockę.

– Rozchmurz się – powiedział do siedzącej naprzeciw niego Renko.

Leżała na stoliku z głową spoczywającą na rękach, przez co nie było widać jej maski. Co jakiś czas trzęsły się jej ramiona i łkała.

Szloch, szloch. – Nie mogę uwierzyć, że tak okrutnie mnie potraktowano... – Szloch, szloch. – Tak się wstydzę, że chyba nikomu nie pokażę już mojej twarzy... – Szooko, szooko.

– I tak przecież tego nie robisz. Jak by to powiedzieć... Nie przejmuj się tym.

Jeszcze nigdy nie wydawała się tak delikatna, przez co Kyousuke zaczął panikować.

– Nie płacz już, dobrze? Przez ciebie to ohydne jedzenie jest już całkowicie nie do przełknięcia. – Nawet Eiri brzmiała, jakby czuła się winna, co nie pasowało do typowego dla niej agresywnego nastawienia.

W stołówce siedziało o wiele mniej osób niż ostatnio, dlatego było też zauważalnie ciszej.

Kiedy Kyousuke zastanawiał się, jak pocieszyć załamaną Renko...

– Przepraszam, mogę tu usiąść? Wybaczcie, proszę, że przeszkodziłam.

Usłyszeli delikatny głos kompletnie niepasujący do panującej atmosfery.

Podeszła do nich i usiadła przy ich stoliku dziewczyna o słodkim, przypominającym miód zapachu. Podczas gdy oni zrobili zdziwione miny, ona uśmiechnęła się radośnie i powiedziała: – Miło cię widzieć, Kamiya, twoich rozkosznych towarzyszy także. Dzień dobry, nazywam się Saki Syamaya z 3A, jestem przewodniczącą komitetu dyscyplinarnego. Miło mi was poznać – przywitała i przedstawiła się w bardzo uprzejmy sposób.

– Rozkosznych towarzyszy? – Eiri zmarszczyła brwi.

– M–Miło cię poznać! – odpowiedziała nerwowo Maina.

– Hmm? – Renko uniosła głowę znad rąk.

– Zacznijmy od tego, że ukończyliście Orientację Siedmiu Grzechów. Musicie być wykończeni. Bieg był bardzo trudny, a wam udało się wrócić z niego w jednym kawałku. Naprawdę mi z tego powodu ulżyło. – Położyła rękę na piersi i westchnęła z ulgą.

Na jej żelaznym talerzu leżał wielki stek, tak dalece odbiegający od pieczonego mięsa, jakie im podano. Syamaya kroiła tę idealnie przysmażoną wołowinę przy pomocy srebrnych sztućców. Maina, wkładając do ust cienki kawałek wieprzowiny przy pomocy plastikowego widelca, na ten widok rzuciła: – W–Wygląda naprawdę smacznie...

Menu zwykłych uczniów i komitetu dyscyplinarnego różniło się jak niebo i ziemia.

– Jednak najbardziej ekscytujący był wyścig na końcu. Nie byłam w stanie przewidzieć, czy uda ci się wygrać, czy może zostaniesz zesłany na potępienie. Przy jego oglądaniu moje serce biło jak szalone. Naprawdę dziękuję ci za tak piękne widowisko!

– N–Nie ma za co.

Chociaż rzeczywiście widzom mogło się to podobać, uczniowie walczyli tam o przetrwanie i ledwie zachowali przy tym zdrowe zmysły. Dlatego właśnie Kyousuke nie był pewny, jak ma zareagować na te pochwały.

Jego drużyna wygrała, co go cieszyło, tylko że...

– Naprawdę było aż tak dobre? W takim razie kamień z serca. – Łuusz.

Renko została w nich całkowicie zignorowana. W dodatku po przegranej przeszła przez prawdziwe piekło, które skończyło ledwie paręnaście minut przed tą rozmową. Mimo to wypowiedziała swój komentarz bez żadnych oznak niezadowolenia w głosie.

Jednak...

– Ufufu. W rzeczy samej, wprost wspaniałe! Zwłaszcza ten moment, gdy opadł już kurz. Widziałam, jak leżysz na ziemi i płaczesz. Wiesz, że mimo maski było wyraźnie widać twoje łzy? Mając przed oczami ten jakże smutny widok... Aż nie mogłam się powstrzymać i sama przelałam łzę. Kto by pomyślał, że ten biust, jaki pokazywałaś nad brzegiem rzeki, doprowadzi do takiej tragedii. Jakie to okrutne, jakie smutne, jakie niedorzeczne ... Naprawdę z całego serca jest mi cię szkoda. To takie smutne... Ach, doprawdy takie smutne.

Syamaya, używając białej, koronkowej chusteczki, wytarła łzę z kącika oka.

Nie obrażała Renko bezpośrednio, ale w tonie jej głosu dało się wyraźnie wyczuć ironię. Możliwe też, że mówiła to, co rzeczywiście myślała, i wcale nie miała nic złego na myśli.

W tym momencie spod maski przeciwgazowej dobiegł odgłos, który mógł świadczyć o wyjściu na wierzch żył z nerwów, Syamai to jednak nie wzruszyło i mówiła dalej, wycierając łzy z twarzy.

Szloch, szloch. – Przepraszam... Jednak takie ciężkie przeżycia są niezbędne i prowadzą do wspaniałej przyszłości. Pomogą oczyścić i uleczyć twoją mroczną duszę oraz pokręconą osobowość, która nie zna słowa moralność, dzięki czemu odrodzisz się jako nowa osoba. Oby miłość nauczycieli na ciebie spłynęła! Dlatego głowa do góry, dziewczyno w czarnej masce. Szczerze wierzę, że twoje cierpienie pomoże twej duszy, a także przyczyni się do twojej resocjalizacji. Nie musisz już przelewać łez. Unieś swą smutną twarz, wypnij pierś i rusz przed siebie na wspaniałą ścieżkę...ścieżkę znaną jako odrodzenie! – Syamaya złożyła dłonie jak do modlitwy i spojrzała z blaskiem w oczach gdzieś w przestrzeń.

– A idź gdzieś i zdechnij.

– A idź gdzieś i zdechnij.

Słowa te wypowiedziały jednocześnie Renko i Eiri, w żaden sposób tego ze sobą nie uzgadniając.

Słysząc je, Syamaya spojrzała na nie zszokowana i z zakłopotaniem zagryzła wargi.

– Rozumiem. Jesteście trudnym przypadkiem. Widać przez wpływ pokręconej natury Kamiyi wasze serca owiane są mrokiem.

– Co? Mnie obwiniasz?

Kyousuke nawet nie przypuszczał, że tak po prostu weźmie go sobie na cel...

Syamaya po jego lewej, Eiri po prawej i Renko siedząca przed nim wręcz promieniowały irytacją, przez co miało się wrażenie, że za chwilę może dojść do rękoczynów. Można to porównać jedynie do stania na minie...

Maina siedząca obok Renko zwinęła się w kłębek i zaczęła jęczeć.

– Serce owiane mrokiem, co? W takim razie twoje musi być czarne jak smoła. Może zamiast spędzać czas na prawieniu morałów innym zaczęłabyś od zmienienia samej siebie?

Syamaya, słysząc prowokację Renko, jedynie mruknęła.

– Mrok w moim sercu? To absolutnie niemożliwe! W końcu należę do komitetu dyscyplinarnego. Innymi słowy, jestem wzorową uczennicą wybraną przez nauczycieli do dawania przykładu! Jeśli w moim sercu jest chociaż najdrobniejsza skaza, to cały komitet dyscyplinarny też jest zepsuty, co oznacza, że nauczyciele także tacy są. To wręcz nie do pomyślenia! Dlatego też bez względu na wszystko moje serce pozostaje czyste, promieniując miłością, a moja dusza czysta i szlachetna jak dusza Dziewicy Maryi, która akceptuje i wybacza absolutnie wszystko...

– Idiotka! Głupia! Syamaya jest tępa! Głupia! Głupia! Niedorozwinięta, pustogłowa, mająca świński ryj...

– W rzeczy samej, bezwarunkowe wybaczanie... Kogo nazywasz idiotką?! – krzyknęła Syamaya po usłyszeniu dziecinnych zaczepek Renko.

Dziewczyna w masce zaśmiała się zwycięsko.

– Oj, oj, ojejku? A co z: bez względu na wszystko moje serce pozostaje czyste (chichot), promieniując miłością (chichot), a moja dusza czysta i szlachetna jak dusza Dziewicy Maryi (chichot), która akceptuje i wybacza absolutnie wszytko, Syamayuś?

– Syamayuś? Ufufu... Okaż trochę szacunku starszej koleżance, dobrze? Poza tym wstrzymaj się od tak nieudolnych imitacji.

– Ojej, ojej. Naprawdę przepraszam. Poniosły mnie emocje. Dlatego, Syamayuś, moja droga koleżanko, proszę, wybacz! – Łuusz.

– ...

Kiedy Syamaya patrzyła na Renko, pogodna mina zniknęła z jej twarzy.

Eiri natomiast wybuchła śmiechem, słysząc dziewczynę w masce, która nawet nie siliła się, aby przypominać przewodniczącą komitetu dyscyplinarnego.

– Auauaua. Eiruś, nie śmiej się. Nie śmiej...

– Właśnie, Akabane. Nawet jeśli Syamayuś, nasza droga koleżanka, uważa się za wybaczającą bez żadnych wyjątków (chichot) osobę o sercu pozostającym zawsze czystym (chichot) i promieniującym miłością (chichot), o duszy tak czystej i szlachetnej jak u Dziewicy Maryi (chichot), która akceptuje i wybacza absolutnie wszytko (chichot), damę (chichot) będącą wzorowym uczniem (chichot), to wszystko ma swoją granicę, wiesz? Naprawdę mnie tym oburzyłaś! Zaraz chyba żyły mi pękną z nerwów!

– Pfff?! Pfffufufufu...

– ...

Tym razem nawet Maina roześmiała się, słysząc tę bezczelną imitację.

Syamaya wlepiała w nich puste spojrzenie, jednocześnie z całej siły ściskając trzymany w dłoni nóż.

– Dziewczyny, przestańcie! Nie należy tak żartować ze starszej koleża...

– Fu... Ufu... Ufufufufufu.

Kiedy Kyousuke próbował się wtrącić, Syamaya opuściła głowę i wybuchła śmiechem. Następnie powoli ponownie skierowała na nich wzrok, mając znów na twarzy piękny, radosny uśmiech, który mógłby uleczyć rany w sercu każdej osoby, jaka by go zobaczyła.

– Ufufu. Naprawdę jesteś niezwykle interesującą osobą. Prawie zapomniałam... Będziemy musieli porozmawiać kiedy indziej. Najmocniej przepraszam, ale jestem już zmuszona się oddalić. Trzeba poczynić wiele przygotowań, dlatego nie mogę pozwolić im dłużej czekać.

Syamaya wstała od stolika. Jej mina pozostawała niezmieniona, zupełnie jakby twarz dziewczyny była maską.

– Przygotowania? – spytała Renko, przechylając głowę. – Do zabicia nas? – Łuusz.

– Ufufufu... Co za poczucie humoru. Do następnego punktu programu, Piekielnego Ogniska. Członkowie komitetu dyscyplinarnego są naprawdę bardzo zajęci. Bawcie się dobrze... Och, tak na marginesie, masko przeciwgazowa, możesz wziąć sobie ten stek. To prosty podarek, ale proszę, nie wstydź się i spróbuj – powiedziała przyjacielsko, po czym się oddaliła.

Szooko. Renko westchnęła, patrząc na zostawione jej pokrojone jedzenie.

– Przecież to pokarm stały, nie mogę go zjeść z założoną maską. Ona sobie ze mnie żartuje?

– Hmmm...

– Skoro sama nie mogę tego zjeść, oddam to chyba Mainie.

– Naprawdę? Dziękuję! Chcecie trochę?

– Nie, dzięki.

– Spasuję. Nagle straciłem apetyt. – Kyousuke złapał się za brzuch.

Cały czas obawiał się, że Syamai mogą puścić nerwy, a przez stres rozbolał go żołądek. Cierpiąc, rzucił Renko i Eiri spojrzenie pełne żalu.

– Następnym razem postarajcie się jakoś zachowywać, dobra? Może zapomniałyście, więc na wszelki wypadek wam przypomnę: to była Mordercza Księżniczka mająca na koncie dwadzieścia jeden ofiar.

– Tak, była. Teraz jest już inną osobą.

– Przynajmniej ona tak twierdzi. – Łuusz. – Ma zapach bardzo podobny do mojego. Musisz po prostu zrobić „to” z nią odpowiednio, a zobaczysz ją od zupełnie innej strony.

– Przestań rzucać takimi tekstami, dobra?

Odpowiadając na świński dowcip Renko, zrobił kwaśną minę wręcz krzyczącą „rany boskie”.

Mimo że rozwścieczyli Syamayę, przynajmniej Renko się rozchmurzyła i zabrała się za jedzenie galaretki, równie energicznie jak zawsze.

Siedząca przy niej Maina trzymała dłonie na policzkach, mamrotając pod nosem: – Pyyyszneee. Takie miękkie i soczyste...

Eiri także się uspokoiła i wróciła do jedzenia, dzięki czemu ogólna atmosfera znacznie się rozluźniła.

W tym momencie Kyousuke przypomniał sobie program zakładu otwartego.

– Po tym jest Piekielne Ognisko? To chyba oznacza ognie piekielne albo czyściec, więc raczej będzie się różnić od normalnego ogniska, co?


× × ×


Świat był ogarnięty przez płomienie.

Wszędzie latały iskry.

Ciemność rozdzierał opętańczy krzyk.

– Jahahahaha! Brudy należy zdezynfekować!

Chłopak z czerwonym irokezem na głowie i kolczykami w uszach, śmiejąc się jak szalony, podpalił całą wioskę. Ludzie ze strachu przed tym sadystycznym nieznajomym uciekali we wszystkich możliwych kierunkach.

Irokez bezlitośnie palił nie tylko budynki; jego celem byli także mieszkańcy wioski.

– Aaaaaaaaa! P–P–P–P–Pradziadku!

W tym momencie...

Młoda dziewczyna rozpaczała nad ciałem staruszka, który został „zdezynfekowany” przy pomocy miotacza ognia.

Prawdopodobnie przewróciła się podczas ucieczki. Stary mężczyzna leżący przed nią na ziemi także upadł, jednak zajął się ogniem i szybko zmienił się w ludzką pochodnię.

– Pradziadku... Pradziadku!

Dziewczyna wybuchła płaczem po utracie członka swojej rodziny. Ze łzami w oczach zaczęła czołgać się w stronę jego ciała, jednak po chwili dostrzegła, że lufa miotacza ognia jest wycelowana prosto w nią.

Ze strachu zaczęły trząść się jej ramiona, a na wpatrzonej w nią, oświetlonej płomieniami twarzy nieznajomego pojawił się potworny uśmiech.

– Aaaa! – krzyknęła, odczołgując się do tyłu.

W tym momencie twarz Irokeza wykrzywiła się w jeszcze bardziej sadystycznym grymasie. Bez najmniejszej chwili zawahania położył palec na spuście swojej broni.

– To już koniec – dobiegł czyjś głos.

– He?! – Irokez, któremu popsuto zabawę, się odwrócił.

Za nim stał chłopak ubrany w rozerwany płaszcz.

– A ty, kurwa, kto? Ochotnik samobójca chętny na smażonko?

– Ochotnik samobójca? Nic z tych rzeczy. Jestem tylko prostym wędrowcem. Przemierzam te ziemie, szukając silnych osób. Pragnę ich krwi... Jestem po prostu bezimiennym mordercą.

Irokez dostrzegł coś pod płaszczem.

Znajdowały się tam ucięte głowy mające fryzurę taką jak on.

– Łącznie jedenaście.

– He?!

Wędrowiec rzucił głowy w stronę Irokeza, a kiedy ten zaczął się wpatrywać w resztki swoich byłych towarzyszy, powiedział: – Tylko ty zostałeś. Twoją głowę także obetnę. – W tym momencie zdjął kaptur i rzucił swojemu przeciwnikowi przeszywające spojrzenie.

– Co?! – Przez chwilę w oczach Irokeza był widoczny strach, jednak szybko się z niego otrząsnął. – Ty śmieciu, śmiałeś zrobić coś takiego mojemu klanowi Irokeza... N–Niewybaczalne! Dezynfekcja z moich rąk to jedyna droga odkupienia! Albo... – Odrzucił miotacz płomieni i złapał rękę dziewczyny, która starała się uciec. Następnie ją podniósł i szczerząc się, przystawił jej nóż do gardła. – Nie mogę zagwarantować, że wyjdzie z tego cało. Jahaha!

– ...

Młodzieniec zmrużył oczy.

– Aaaaaaaaaaa! Puść mnie! Puszczaj! Proszę, puść! Puuuuuuuść! – krzyczała dziewczyna trzymana muskularną ręką.

Patrząc w jej załzawione oczy, młodzieniec powiedział zimnym jak lód głosem: – Hmph... Debil. Naprawdę myślisz, że takie marne pogróżki na mnie podziałają? Zbliża się koniec wieku, świat całkowicie oszalał, porządek diabli wzięli. W społeczeństwie, gdzie sprawiedliwość jest tak skorumpowana, jedynie prawo silniejszego ma jakiekolwiek znaczenie. Słabi giną, silni żyją dalej. To takie proste. Mam głęboko w dupie, czy zabijesz swoją zakładniczkę. Czemu? Bo jestem pieprzonym mordercą z wyboru. Dlatego. Skoro ten świat zmierza prosto do piekła, wędrowny morderca wybije wszystkich... Ej, czekaj, dupku! Co ty, skurwielu, robisz Mainie? – Nagle przerywając swój monolog, wędrowny morderca (Kyousuke) rzucił ostre spojrzenie Irokezowi, który wykorzystywał okazję i obmacywał gdzie popadnie ubraną w białą, jednoczęściową sukienkę Mainę.

– Jahaha! Jest taka malutka, a ma takie niezłe ciałko!

– Aaaaaaaaaa! C–C–C–C–Co ty wyprawiasz?! P–Przestań! Przestań! Kiaaaaa!

Chociaż bardzo się szamotała, nie była w stanie wyrwać się z uścisku ręki Irokeza, który zaczął bawić się niektórymi częściami jej ciała.

– Jahaha! Ta łamaga jest moja!

– Irokezie.

– Hiaha?

– Tym razem naprawdę cię zajebię!

– KIaaoooo!

Irokez po otrzymaniu ciosu prosto w nos upuścił trzymane odcięte głowy (wykonane z papieru oraz plasteliny) i został odrzucony do tyłu; wylądował prosto w otaczających całe to miejsce płomieniach.

Kiedy zaczął krzyczeć „Gorąco, gorąco, gorąco, gorąco, gorąco!”, podbiegła do niego Kurumiya.

– O nie! Trzeba szybko ugasić płomienie.... No to chlust!

– Jaha?! Aaaaaaaaa!

Polała go jednak nie wodą, a dużą ilością oliwy.

Spowity płomieniami Irokez zaczął tarzać się po ziemi.

– Fiu – westchnęła z ulgą Kurumiya, wycierając pot z czoła.

– Chyba mi się udało. Wspaniale.

– Dupa, nie wspaniale, pani Kurumiyo! Nie wolno dolewać oliwy do ognia! Komitet dyscyplinarny, szybko, ugaście te płomienie!

Zgodnie z poleceniem Busujimy członkowie komitetu dyscyplinarnego podbiegli do Irokeza z gaśnicami w ręku, otoczyli go i spryskali całego od stóp do głów. Kiedy uszedł z niego biały dym, trzymająca w ręku mikrofon i obserwująca wszystko w milczeniu Eiri powiedziała głosem całkowicie wypranym z emocji: – Koniec. Na tym kończy się wystąpienie czwartej grupy klasy A: „Koniec wieku”.

Widzowie zaczęli bić brawo.

Na Piekielnym Ognisku nie było standardowego ogniska, wokół którego wszyscy się bawili – to oni byli zamknięci w kręgu płomieni. Panująca temperatura wystarczyła, aby spowodować poparzenia na skórze, a głębszy oddech powietrza z łatwością dałby radę spalić płuca od środka.

Po zakończeniu swojego występu Kyousuke i jego drużyna westchnęli z ulgą.

Chłopak spojrzał na przypominającego bałwana, wynoszonego na noszach Irokeza, po czym wyciągnął rękę w stronę Mainy.

– To musiało być dla ciebie trudne... Możesz wstać?

– T–Tak. Przepraszam... Auau.

– Tcz. Już myślałam, że zdarzył się cud i zaczął zachowywać się normalnie... Ale jak zawsze coś mu odbiło. Widać nigdy się nie nauczy. Mam nadzieję, że już więcej go nie zobaczymy.

Płomienie buchały tuż za ich plecami, przez co temperatura była wręcz nie do zniesienia i wszyscy aż ociekali potem. Zamienili parę słów z Eiri, która była narratorem tego skeczu, a potem wrócili na swoje miejsca i rzucili się na butelki z wodą.

Na środek wyszła Syamaya będąca mistrzem ceremonii.

– Bardzo dziękuję wszystkim członkom grupy 4 z klasy A za wspaniałe przedstawienie o wędrownym mordercy będące pokazem prawdziwego okrucieństwa i sadyzmu. Niczego innego bym nie oczekiwała od autentycznych morderców! Pora na ostatni występ w wykonaniu grupy 4 klasy B: Morderczy rap.

Nagle skądś pojawił się rytmiczny bit.

Na scenę krokiem wybijającym rytm weszło czworo uczniów.

––Dum, dum, tsz. Tum, dum, tsz.

W melodię były wmieszane basowe dźwięki, ale nigdzie nie dało się dostrzec żadnego instrumentu. Jednak dziewczyna nosząca maskę przeciwgazową trzymała mikrofon przy filtrze, więc to pewnie ona odpowiadała za te odgłosy.

Był to beatbox, czyli naśladowanie brzmienia najróżniejszych instrumentów i innych dźwięków za pomocą ust i nosa.

Kiedy czwórka uczniów dotarła na środek sceny, muzyka nagle ucichła z dźwiękiem przypominającym zatrzymującą maszynę, a wraz z nią sami występujący.

Po chwili ciszy rozszedł się dźwięk powolnego oddechu „Szoooooko”.

Renko uniosła środkowy palec w stronę Kyousuke i reszty widowni po czym rzuciła: – Zabić!

W tym momencie...

Na otoczonej przez płomienie scenie rozbrzmiała głośna muzyka. Dźwięki imitujące perkusję i bas z łatwością można było pomylić z brzemieniem prawdziwych instrumentów. Wygrywane na ustach melodie krzyżowały się i współgrały ze sobą.

Kwartet, do tej pory statyczny, zaczął energicznie tańczyć. Pierwszą osobą mającą rapować była Renko, która wyszła przed grupę.

Joł!

Otoczony przez płomienie, GMK już wchodzi na scenę!

Na ulicach panika, bo psychopaci grasują na wolności,

znajdziemy was wszędzie i porachujemy kości!

Nasze rymy ostrzejsze niż brzytwy,

a scena krwawym polem bitwy!

Koncertu naszego słuchajcie,

a potem z naszych rąk zdychajcie!

No, dawać!

GMK (Renko) parę razy pokazała publiczności środkowy palec, potem wróciła do swojej grupy i zaczęła ponownie tańczyć. Wszystkie jej ruchy były dopracowane do perfekcji, dzięki czemu występ wyglądał naprawdę świetnie.

Następnie przed kwartet wyszła wielka dziewczyna z papierową torbą na głowie (przy czym ziemia trzęsła się z każdym jej krokiem), a potem zaczęła śpiewać basowym głosem, który był przeciwieństwem tego należącego do GMK.

Hej!

Tłusta Bob już wchodzi na scenę, ziemia trzęsie się od każdego jej tąpnięcia,

okolica zmieni się w krwawą arenę, przygotujcie się do megatonowego rąbnięcia,

czuła twarz za papierową torbą, joł, zarżnę wszystkich za najcichsze prychnięcia,

niszczycielska siła zdobędzie je wszystkie, joł, wyrwie wasze serca bez wcześniejszego cięcia!

Joł!

Po zaprezentowaniu energicznego tańca Bob, albo raczej Tłusty Bob, wróciła do kwartetu.

W tym momencie nastąpiła kolejna zmiana – na scenę wyszedł wokalista będący przeciwieństwem poprzedniego – drobna dziewczyna. Polizała językiem (równie czerwonym jak jej oczy) usta, a potem zaczęła śpiewać suchym, przypominającym komara głosem:

Joł!

Wszyscy zostaną zjedzeni,

kanibalicznym rymem Chikachiiro pochłonięci,

widokiem niebezpiecznego kanibala uwiedzeni,

krwawym festiwalem podnieceni,

na otaczających wszytko płomieniach z pasją upieczeni,

hipnotycznym rytmem uwiedzeni!

Wasze mięsko skradnie me serduszko!

Chihiro (Chikachiiro) pokazała swoje długie, ostre kły kontrastujące z jej słodkim głosem. Dodatkowo cały czas jej spojrzenie było wlepione w ciało Kyousuke, co czyniło jej tekst jeszcze bardziej przerażającym.

Jednak wszyscy widzowie wpadli w rytm beatboxu GMK i występ tak ich pochłonął, że nikt tego nawet nie zauważył.

Uczniowie spontanicznie podnieśli pięści i zaczęli skandować:

– Morderczy rap! Morderczy rap!

– Jeaa! Zadźgać, pobić, udusić, powiesić, otruć! Zatrzymać, zatrzymać wasze serca!

– Morderczy rap! Morderczy rap!

– No dalej! Zastrzelić, zmiażdżyć, utopić, podpalić! Zatrzymać, zatrzymać wasze serca!

Patrząc na to z edukacyjnego punktu widzenia, po prostu brakowało słów na takie wychwalanie zabijania w szkole mającej przecież reformować morderców...

Zresztą nieważne, widowni występ wyraźnie się podobał.

Tak na marginesie, kiedy na środek wyszedł ostatni członek grupy, Kuuga Makiyouin, nie zaczął rapować, tylko tańczyć.

Kyousuke nie miał pojęcia, po co on był tam potrzebny, skoro nie śpiewał, jednak z drugiej strony przypominał trochę tancerza. No i nawet płomienie za występującymi powiększyły się i oświetliły ich sylwetki od tyłu, sprawiając, że wyglądali jak ciemne plamy.

Chwilę później...

– Fuck you!

Kwartet zakończył swój występ, pokazując środkowe palce widowni, która zaczęła głośno wiwatować i klaskać. Kiedy uczniowie zeszli ze sceny i klaskanie ustało...

– ... – GMK nagle się zachwiała i po chwili padła na ziemię.

– GMK?! – rozbrzmiał ogłuszający krzyk zebranych uczniów.

PsyCome V2 111.jpg

Od leżącej na plecach GMK dochodziło „szoko, szoko”, jednak nic nie zapowiadało, żeby miała się podnieść.

Kurumiya podbiegła, aby sprawdzić jej stan, westchnęła poirytowana i opuszczając swoją stalową rurę, wyjaśniła uczniom martwiącym się o zdrowie Renko: – Udar cieplny. To wina tego, że tak szalała w tym cholernym kotle.


× × ×


Po wyniesieniu Renko na noszach Piekielne Ognisko ruszyło dalej bez większych przeszkód. Po odśpiewaniu hymnu szkoły (growlem), wytrzymaniu tortur zwanych rekreacją i obejrzeniu tańca zaprezentowanego przez komitet dyscyplinarny przyszła pora na ostatni punkt programu.

Kompletnie wyczerpani uczniowie dobrali się w pary do...

Całkowicie zwyczajnego tańca ludowego.

Zabrzmiała doskonale znana melodia w średnim tempie, wszyscy zebrali się w kole i zaczęli tańczyć.

Nie było to nic nadzwyczajnego, zwykły taniec. Chłopcy trzymali dziewczyny za ręce, nauczyciele i komitet dyscyplinarny dołączyli do nich i wesoło sobie tańczyli.

– Zieew.

Pośród nich była także taka, która stała ze skrzyżowanymi rękoma i bez przerwy ziewała. Tak, to Eiri Akabane.

Chłopak, którego wybrano jej jako partnera, nie wytrzymał jej bezpośredniego spojrzenia. Poczuł się nieswojo i poszedł szukać kogoś innego do tańca. Taki scenariusz ciągle się powtarzał, co było naprawdę łamiącym serce widokiem.

Kiedy tak stała i ze skrzyżowanymi rękoma, przecierając oczy prawa dłonią...

– Co ty wyprawiasz? Zatańcz ze mną.

Jej następnym partnerem miał być Kyousuke, który bez zawahania złapał jej prawą dłoń.

Eiri zadrżała i spojrzała na niego zaskoczona.

– ...

Chciała od razu mu się wyrwać, jednak chłopak chwycił ją wtedy jeszcze mocniej. Jej malowane paznokcie zatopiły się w jego skórze, ale nic poza tym.

Eiri jako skrytobójczyni ukrywała w nich wcześniej ostrza, jednak wtedy już ich tam nie było, ponieważ po tym, jak przy ich pomocy ocaliła Kyousuke przed trzema miesiącami, nie nadawały się już do użytku. Powiedziała wtedy: – W momencie gdy ukryte bronie zostają zauważone, tracą całą swoją wartość.

Mimo to pewnie wciąż czuła, że jest w nie uzbrojona.

Po tym, jak Kyousuke złapał ją za rękę, zaczęła panikować i zwiesiła głowę, zerkając jedynie na uśmiechniętego chłopaka przez na wpół przymknięte oczy.

– Co?

Kyousuke spojrzał jej w oczy i odpowiedział: – Pomyślałem, że jesteś bardzo niewinna.

– He? Chcesz mnie sprowokować?

– Nie. Tylko mówię, że jesteś naprawdę bardzo słodka.

– ...?!

Eiri momentalnie się zarumieniła i ze szczęścia całkowicie rozluźniła. Kiedy Kyousuke miał już to powiedzieć, skrzywiła się, a potem odwróciła wzrok:–)

– Hmph. O czym ty mówisz? Zgłupiałeś? Zachowujesz się jak ciota – wyszeptała z wzrokiem wbitym w ziemię.

– Ciota? To nie było miłe.

– Co...? Mówię tylko, jak jest.

Na tym skończyła się ich rozmowa i wznowili taniec.

Otaczające ich płomienie ogrzewały całą okolicę, przez co delikatne palce Eiri zaczęły robić się wilgotne od potu.

Ich taniec przy tym rozświetlonym na pomarańczowo płomieniu trwał jeszcze dwadzieścia sekund.

– To do zobaczenia.

Kyousuke ukłonił się i skierował w stronę kolejnej partnerki do tańca.

– Kyousuke, przepraszam – powiedziała Eiri ledwie słyszalnym głosem.

– He? C–Co? – Chociaż chłopak odwrócił się, spoglądając na nią, nie mógł powiedzieć ani słowa więcej, ponieważ chwycił już dłoń kolejnej partnerki.

Eiri skrzyżowała ręce i ponownie zaczęła promieniować aurą mówiącą "nie odzywaj się nawet do mnie".

– Fufu. Dobry wieczór, Eiri. Zatańczymy?

– Od–ma–wiam.

– Haaaa?!

Kiedy kolejny partner (Shinji) z uśmiechem wyciągnął dłoń w stronę Eiri, ta kopnęła go z całej siły w krocze, przez co chłopak padł na ziemię, trzymając się za swoje klejnoty rodzinne.

– Tcz. – Zirytowana Eiri strzeliła językiem, a potem odeszła kawałek i spojrzała w dal, żeby uniknąć kontaktu wzrokowego z Kyousuke. Na jej twarzy wciąż gościła tamta niezadowolona mina.


× × ×


– Parzy!

Po zakończeniu Piekielnego Ogniska przyszedł czas na kąpiel.

Kyousuke włożył stopę do wanny, jednak woda była za gorąca (miała sześćdziesiąt sześć stopni Celsjusza), więc momentalnie z niej wyskoczył. Piekł go strasznie duży palec, więc prawdopodobnie przy tej próbie zanurzenia się go sobie poparzył. Postanowił na razie odpuścić kąpiel i ruszył w stronę prysznica. Niestety, woda w nim miała taką samą temperaturę, przez co tym razem poparzył całe swoje ciało.

Stanął bezradnie pośrodku wielkiej łazienki bez jakiejkolwiek możliwości umycia się.

– Co ja mam zrobić?

Przez parę z gorącej wody spod prysznica zaczął się pocić, jednak odświeżenie się w wannie nie wchodziło w grę.

Zanurzę ręcznik w wodzie i się nim wytrę – pomyślał. Kiedy już miał odkręcić kurek w kranie...

– Dobry, dobry... Przepraszam.

Drzwi do łazienki się otworzyły i ktoś wszedł do środka. Ktoś mówiący czystym sopranem, a więc bez wątpienia dziewczyna. Problem leżał jednak w tym, że to nie była łazienka mieszana. Poza tym Kyousuke już wcześniej słyszał ten ton. Pamiętał go wyraźnie, mimo że od tamtego czasu minęły całe trzy miesiące.

Barwa tego głosu przywodziła na myśl nieskazitelny kryształ albo sopel lodu. Brzmiał tak pięknie, że aż włosy stawały na baczność.

Chłopak momentalnie cały zesztywniał i poczuł, jak krew napływa mu do twarzy; ogarnęło go także wyjątkowo złe przeczucie.

Powoli się odwrócił. Stała tam...

– Hejooo, Kyousuke. Wybacz, że musiałeś na mnie czekać. To ja, twoja słodziutka Renkooo. Fufu.

Jej nierealnie piękna twarz była odsłonięta, a ciało zakrywał jedynie prosty ręcznik.

– C–Co ty robisz? Przecież to męska łazienka.

Renko, ze srebrnymi włosami związanymi na czubku głowy, uśmiechnęła się radośnie, patrząc na Kyousuke, który stał tam całkiem nago i starał się zasłonić pewną część ciała miską na wodę.

Niestłumiony przez maskę śmiech dobiegający z pięknych, wiśniowych ust był naprawdę wyjątkowo przyjemny dla ucha.

– Fufu. Czemu w ogóle o to pytasz? Przecież to oczywiste. Mamy rzadką okazję spędzić czas sami. Oczywiście zajmiemy się rzeczami, jakie ludzie robią, będąc jedynie we dwoje... – powiedziała zalotnie.

Kyousuke był tam sam, ponieważ uczniów wpuszczano do łazienki pokojami, a jemu trafiła się pojedyncza cela. Z drugiej strony, nawet jeśli nie miała maski będącej jej „pieczęcią”, nic mu nie groziło, bo jedynie do niego Renko nie czuła żądzy krwi.

– Skoro zadałam sobie sporo trudu, prosząc panią Kurumiyę o zdjęcie maski, to nie możemy zmarnować takiej okazji, prawda? Więc ciesz się tą chwilą... Daj się ponieść mojemu urokowi, nie tylko sercem, ale też ciałem. Fufu.

– ...

Musiała zdjąć swój limiter, bo wiedziała, że to tego dojdzie!

Miała na sobie jedynie ręcznik, który dokładnie okręcał jej ciało, przez co wyglądała tak kusząco, że nie dało się w żaden sposób oprzeć pokusie i odwrócić od niej wzroku.

Linia jej talii, krągłości, blada skóra mogąca rywalizować z kolorem ręcznika, wspaniałe piersi oraz wręcz nieziemsko urocza twarz mogły zostać podane za przykład nieskazitelnego piękna.

– N–Nie podchodź!

Kyousuke się odwrócił, a potem wskoczył do wanny pełnej gorącej wody.

Momentalnie poczuł na całym ciele palący ból, ale wytrzymał, zaciskając mocno zęby. Jednak dzięki temu wrażeniu, jakby przypiekano go żywcem na rożnie, udało mu się oczyścić umysł z nieczystych myśli, jakie zaczęły chodzić mu po głowie.

Kyousuke odwrócił się plecami do Renko i zamknął oczy.

– Co ty robisz? Takie wskoczenie do wanny jest pogwałceniem etykiety. Najpierw należy obmyć się wodą, a dopiero potem powoli wejść do środka.

Chłopak usłyszał, jak dziewczyna podnosi miskę z wodą, którą wcześniej upuścił, a potem powoli wchodzi do wody. Zanurzyła się w niej bez problemu, więc jej temperatura najwyraźniej nie była dla Renko za wysoka.

Kiedy dziewczyna zbliżyła się do Kyousuke, ten zaczął recytować Sutrę Serca[2].

– ārya–avalokiteśvaro bodhisattvo gambhīrāṃ prajñāpāramitā caryāṃ caramāṇo vyavalokayati sma...

– Rety, nie musisz tak się bać. Przecież nie zaatakuję cię ot tak ani cię nie zjem. Dla takich rzeczy bardzo ważna jest odpowiednia kolejność. Najpierw musimy się do siebie zbliżyć. Zarówno sercami, jak i ciałem...

Kyousuke usłyszał, że ktoś tuż za nim zdejmuje ubranie.

Co to było? Renko zakrywał tylko ręcznik. Skoro go zdjęła, to znaczy że...

– ...?!

Nieczyste myśli, jakie wcześniej odpędziła gorąca woda, nagle powróciły i chłopaka ogarnęła chęć natychmiastowego odwrócenia się. Mimo to udało mu się jakoś powstrzymać. Kiedy zacisnął powieki jeszcze mocniej...

– Hmmm!

– Ijjaaa!

Renko nagle objęła jego szyję, a potem, słysząc krzyk zaskoczenia Kyousuke, zaśmiała się psotnie.

– A teraz nasze ciała już się do siebie zbliżyły. Podoba się? Przyjemnie ci? Na pewno tak. Jeśli poocieram się o ciebie, będzie ci jeszcze przyjemniej. Poczujemy wtedy nasze szybko bijące serca... Bum... Bum... Ach, tak bardzo chcę jak najszybciej zatrzymać twoje serce! Nie pozwolę nikomu innemu go dostać. Może należeć jedynie do mnie. Zatrzymam je własnymi rękoma, dobrze?

Szepcząc mu do ucha, Renko jeszcze bardziej wzmocniła uścisk.

Szyja chłopaka została całkowicie unieruchomiona przez ręce ściskające ją od tyłu. Poza tym miał wrażenie, że kręgosłup zaraz mu pęknie od nacisku.

Niczym nieskrępowane piersi Renko były wyjątkowo miękkie i przyjemne w dotyku, przez co Kyousuke przestawał racjonalnie myśleć i niewiele mu brakowało do utraty kontroli nad sobą.

Pomyślał nagle, żeby ją chwycić, aby nie mogła się opierać, jednak nie był w stanie tego zrobić, ponieważ został unieruchomiony. Poczuł oddech na swoim uchu, a chwilę później usłyszał zalotny szept: – Ej, Kyousuke, jest mi tak gorąco. To pozostałość po truciźnie pana Busujimy? Czuję żar wewnątrz ciała... A kiedy dotykam gołej skóry mojego ukochanego, to ciepło robi się coraz silniejsze i silniejsze. Powoli przestaję logicznie myśleć...

Mówiąc to, przytuliła się mocniej do pleców Kyousuke, a potem zaczęła ocierać o nie swoimi piersiami. Dwa wielkie, ściśnięte razem melony, podróżując po jego skórze we wszystkie strony, zmieniały swój kształt.

Renko wsparła na nim swoją twarz, a potem powiedziała uwodzicielsko: – Ach, tak gorąco... Zatrzymaj... Kyousuke, pomóż mi... Użyj ręki, szybko...

– ...

Nie mógł wyksztusić ani słowa do pochłoniętej pożądaniem dziewczyny. Jej oddech stawał się coraz mniej regularny, poruszała się coraz szybciej, a czubki ocierających się o niego wielkich wzgórz...

O rany... Osiągam swój limit. Chyba naprawdę tu umrę.

I w tym momencie Kyousuke eksplodował.

Uśmiechnął się, jego oczy uniosły się do góry, wyblakły, a potem wytrysnęła z niego fontanna krwi, która pomalowała na czerwono ścianę przed nim.

Chłopak z rozłożonymi kończynami zaczął dryfować na zabarwionej krwią z jego nosa wodzie.

– Kyousuke?! Aaaa, Kyousuke! Kyousuke... stracił przytomność przez krwotok z nosa!

Krzyki Renko wydawały się dobiegać z bardzo odległego miejsca.

Chłopak, mając twarz pod wodą i ciągły krwotok z nosa, zaczął powoli tracić świadomość.

Renko wyciągnęła go z wanny, a potem przycisnęła jego głowę do swoich gołych piersi.

– Pfff?!

– Kyousuke?! – Wraz z tym krzykiem z ciała chłopaka wytrysnęła kolejna fontanna krwi i stracił przytomność.


× × ×


– Ucierpieć w taki sposób, rany... – wymamrotał pod nosem Kyousuke, poprawiając chusteczki w nosie.

Odzyskał przytomność po parunastu minutach i zaraz po wyjściu z pokoju pielęgniarki ruszył wyglądającym na opuszczony korytarzem w stronę swojego pokoju.

– Renko posuwa się o wiele za daleko. Nie może chociaż trochę przyhamować?

Po tym, jak to powiedział, w głowie ujrzał wydarzenia z łazienki.

– Nie, nie, nie. Nie wolno mi sobie tego przypominać! Jeśli stracę chociaż kroplę krwi więcej, będę mieć poważny problem. – Pokręcił głową, karcąc się za tę myśl.

Nie wiedział, ile dokładnie jej stracił, jednak czuł się bardzo osłabiony. Chcąc skoczyć na łóżko najszybciej, jak to możliwe, przyspieszył kroku, ale...

– Oj, oj, ojoj. Czy to nie Kamiya właśnie wyszedł z kąpieli?

Jak tylko chłopak skręcił na skrzyżowaniu korytarza, zobaczył stojącą przy schodach ubraną w dresy i trzymającą pod pachą ręczniki oraz ubranie na zmianę bandę nieznośnych głupków: Shinjiego, Usamiego i Oonogiego.

Ten ostatni szybko podbiegł w jego stronę i stanął za nim, odcinając drogę ucieczki.

– Joł, Kamiya. Co za rzadkość, że widzę cię samego. Co to za chusteczki w nosie? Za długo siedziało się w wodzie i miało się drobny przeciek? Haha, ale żal! Naprawdę jesteś mistrzu. Hahaha!

– H–Heehee... Anemicy powinni jeść wątróbkę... Wyrwij ją sobie i zeżryj... H–Heehee... – krzyczał Oonogi, wskazując nos Kyousuke, podczas gdy Usami szturchał Kamiyę w brzuch.

– O rety, musimy ci podziękować. Dzięki, że tak dobrze się z nami obszedłeś podczas Orientacji Siedmiu Grzechów. Rany, naprawdę dobrze... Fufufu. Jak było w kąpieli?

Mimo że Shinji się uśmiechał, w jego oczach nie było widać żadnego blasku.

Podczas tamtych zawodów jego grupka została dwukrotnie pobita, zgubiła kartę Siedmiu Grzechów, przeżyła dyscyplinowanie Busujimy, a potem Eiri kopnęła Shinjiego prosto w krocze, przez co najprawdopodobniej był na nią wściekły.

Niedobrze... Te dupki aż promieniują żądzą krwi... Co, do cholery...

Kyousuke z rozczochranymi włosami (które dopiero wyschły) wymusił przyjacielski uśmiech.

– T–Tak... Woda była naprawdę przyjemna, chociaż trochę za ciepła. Uważajcie, żeby się nie poparzyć, dobrze? Ja już skończyłem, więc będę się...

–No weź, nie zostawiaj nas tak.

Trio nie pozwoliło mu tak łatwo uciec.

Po lewej była ściana, po prawej Oonogi, przed nim Shinji, a za plecami stał Usami.

Serce zaczęło walić mu jak szalone.

– Ej, wiecie, że zaraz skończy się czas na kąpiel?

– Nie martw się, Kamiya. To też zaraz się skończy... Fufu – powiedział Shinji, podając jednocześnie swoją koszulkę Oonogiemu.

Zwolniwszy już obie ręce, zwinął swój ręcznik.

– Obiecałem Eiri zostawić was w spokoju, pamiętasz? Cóż, jeśli o spokoju mowa...

Okręcił ręcznik wokół szyi Kyousuke, a potem zacisnął go, mrużąc oczy.

Cholera, zaczął działać, zanim domyśliłem się, co zamierza.

Kiedy Shinji coraz mocniej ściskał ręcznik wokół jego szyi...

– Co wy robicie?

Rozległ się głos, przez który wszyscy zamarli bez ruchu.

Kyousuke zauważył, że tuż za Shinjim stała dziewczyna o blond włosach. Nie tylko nie dostrzegł jej do tej pory; nie wiedział nawet, kiedy w ogóle się pojawiła.

Musiała do nich podejść podczas tych paru sekund, kiedy wszyscy skupili się na duszących go rękach Shinjiego, który wydał z siebie krzyk zaskoczenia, puścił ręcznik i od niego odskoczył.

Dziewczyna (piękność mająca na ramieniu żółtą opaskę z napisem „Komitet dyscyplinarny”), jakby chcąc osłonić Kyousuke, zwinnym krokiem stanęła pomiędzy nim i Shinjim.

– Dobry wieczór, pierwszoklasiści. Jestem Saki Syamaya, przewodnicząca komitetu dyscyplinarnego z klasy 3A. Miło mi was wszystkich poznać.

– Syamaya...

Ta uśmiechnęła się szeroko w odpowiedzi na spojrzenie Kyousuke.

– Witaj, Kamiya. To twoi przyjaciele?

Przejechała wzrokiem kolejno Shinjiego, Oonogiego i Usamiego.

– Co? Nie... To nie przyjaciele, tylko... Jak to powiedzieć...

– Najlepsi przyjaciele! Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi! Fufu.

Kiedy Kyousuke zaczął się zastanawiać, jak to wyjaśnić, Shinji skłamał w desperacji.

Syamaya wątpiła jednak w jego słowa: – Najlepsi, co?

Shinji, uśmiechając się serdecznie i kiwając żywo głową, odpowiedział jej: – Zgadza się! Miło mi cię poznać, koleżanko. Nazywam się Shinji Saotome, chodzimy z Kamiyą do tej samej klasy. Przy okazji, jesteś tak piękna, że przez chwilę sądziłem, iż to jakaś bogini zstąpiła na ziemię.

– Cóż... – Syamaya po usłyszeniu słów szczerzącego się Shinjiego cała rozpromieniła się ze szczęścia.

Nie mogę uwierzyć, że ten dupek flirtuje nawet w takiej sytuacji.

W tym momencie do rozmowy dołączył Oonogi.

– Ja też jestem przyjacielem Kamii! Super dobrym przyjacielem! Arata Oonogi, miło mi koleżankę poznać. –Wymusił uśmiech.

Nagle atmosfera na korytarzu się rozluźniła.

– Naprawdę? Miło mi słyszeć, że tak bardzo się lubicie.

Uśmiechnięta Syamaya z satysfakcją pokiwała głową.

Później, jakby sobie coś nagle przypomniała, rzuciła: – Przy okazji... – Dopiero po chwili dodała: – Czemu dusiłeś swojego przyjaciela? – Jej głos dramatycznie się zmienił i ponownie zapanowała napięta atmosfera.

Co prawda, sam ton jej głosu nie uległ zmianie, wciąż pozostał niezwykle delikatny, jednak zaczął być niezwykle przytłaczający, przez co uśmiechniętych Shinjiego i Oonogiego aż zmroziło.

– He? N–Nie, koleżanko... Czemu miałbym dusić najlepszego przyjaciela?

– A jednak to robiłeś, zgadza się?

– Tak...

Rozgryziony Shinji, szukając jakiejś wymówki, zaczął błądzić wzrokiem.

Syamaya położyła lewą rękę na biodrze, prawą natomiast uniosła, prostując palec wskazujący.

– Saotome, posłuchaj. Nie liczy się powód, lecz sam fakt, że dusiłeś Kyousuke. Problem leży w samym czynie, a nie jego motywie. Proszę, okaż trochę powściągliwości, samodyscypliny oraz zdrowego rozsądku. Potraktuję to jako twoje pierwsze przewinienie i przymknę na to oko. Jednak jedynie ten jeden raz. Jeżeli jeszcze kiedykolwiek popełnisz podobny czyn, postąpię zgodnie z nakazami regulaminu, rozumiesz? Dotarło?

Przyjmując do wiadomości subtelne ostrzeżenie, Shinji ukłonił się i powiedział: – Naprawdę przepraszam.

Syamaya z zadowoleniem pokiwała głową i opuściła ręce.

– Ufufu. Dobrze, że to zrozumiałeś. Przemoc jest niedozwolona. Tak, niedozwolona. Nieważne, jaki jest powód...

– H–Heehee... Majteczki... Nawet komitet dyscyplinarny nosi majteczki w paseczki... H–Heehee.

W tym momencie znajdujący się za Syamayą Usami uniósł jej sukienkę. W dodatku na tyle wysoko, że nawet Kyousuke mógł zobaczyć jej bieliznę.

Kiedy Usami przybliżył do niej twarz...

– Aaaa!

Zatopił się w niej but Syamai. Siła uderzenia była tak wielka, że krew wytrysnęła na wszystkie strony, a chłopak przeturlał się parę metrów do tyłu.

Wszyscy nagle zamarli.

– S–Syamaya?

Kyousuke, który odskoczył, schodząc z drogi Usamiemu, przywarł do ściany i spojrzał na dziewczynę.

Ta błyskawicznie cofnęła lewą nogę i stanęła prosto, jakby nic się nie stało. Przez chwilę milczała, jednak po paru sekundach zaśmiała się, mówiąc:

– Ojej. Byłam taka nieostrożna. Wybaczcie, nie chciałam zrobić nic złego, to był jedynie taki odruch.

Usami leżał nieprzytomny twarzą do ziemi, z nosa leciała mu krew i dostał drgawek, co świadczyło, że tamto kopnięcie było wręcz nieziemsko silne.

Shinji i Oonogi krzyknęli ze strachu, kiedy Syamaya na nich spojrzała, próbując jakoś się wytłumaczyć.

– To dlatego, że tak zakradł się do mnie od tyłu... To był niepoprawny odruch samozachowawczy... Przez ułamek sekundy zostałam po prostu zmuszona do wyeliminowania go... Innymi słowy, to jedynie wypadek! Zwykły wypadek! W żadnym razie agresywne zachowanie! Dlatego...

– Ale koleżanka mówiła, że nieważne, jaki jest powód...

– Co proszę?

– Aaj! N–N–N–N–Nic nie mówiłem!

Shinji na początku chciał się z nią kłócić, jednak po chwili skoczył ze strachem w oczach w stronę Oonogiego.

Syamaya powiedziała łagodnie, jakby chcąc pocieszyć trzęsących się w swoich objęciach chłopców: – Nie musicie się bać. Owszem, kiedyś byłam Morderczą Księżniczką, ale odrodziłam się już jako nowa osoba. Nie tylko nie będę już zabijać ludzi, jeść ich ani uciekać się do przemocy. Nikogo nie powieszę za nogi, nie potnę żywcem na kawałeczki ani nie przewiercę nikomu czaszki wiertarką, żeby opróżnić jej zawartość i wlać kwas solny do wnętrza. Nie spuszczę krwi, nie będę urywać kończyn, żeby zachować je na później, przygotować w panierce albo zrobić kotlet i je zjeść w celu pozbycia się ciała! Dlatego też, dlatego...

– P–P–P–P–Przepraszamy!

– Co?

Shinji i Oonogi, którzy z przerażeniem słuchali wypowiedzianego lodowatym głosem monologu Syamai, minęli dziewczynę w biegu, zanim skończyła mówić, złapali Usamiego i rzucili się do ucieczki.

– A–Ale okropne maniery. Przecież wyraźnie powiedziałam, że nic im nie zrobię. Co za pokaz złego wychowania!

Chociaż Syamaya trzymająca dłonie na biodrach się na nich zdenerwowała, reakcja Shinjiego i Oonogiego była w pełni zrozumiała.

Co miała na myśli przez niepoprawny odruch samozachowawczy? Straszna... Już jest na poziomie tych zawodowych morderców. No i jej zabójstwa były równie okropne, jak przypuszczałem. Lepiej będzie trzymać się od niej z daleka...


× × ×


– Kamiya, co za katastrofa – powiedziała Syamaya z troską i zmartwieniem w głosie.

Szła obok Kyousuke, ponieważ uparła się, aby odprowadzić go do jego pokoju.

– Rety... – westchnął cicho chłopak z kwaśnym uśmiechem na twarzy.

Trafiła w sedno; znajdował się w naprawdę katastrofalnej sytuacji.

Chyba nic mi nie zrobi, prawda? W końcu jest przewodniczącą komitetu dyscyplinarnego, więc nie mam się czego bać... Prawda?

Pamiętając, co zaszło wcześniej, chłopak cały czas dyskretnie ją obserwował.

Korytarz był pusty, panowała na nim całkowita cisza. Być może Kyousuke się jedynie wydawało, ale odnosił wrażenie, że dziewczyna celowo obrała okrężną, opustoszałą drogę...

– Kyousuke Kamiya.

– T–Tak?!

Nagle wywołała go pełnym imieniem, przez co zaskoczony odpowiedział pytaniem.

Jej badające go oczy wyglądały jak kamienie szlachetne.

– ...?!

Dziewczyna mrugnęła w ciszy parę razy, podczas gdy on w napięciu wstrzymywał oddech.

– Ty... zabiłeś dwanaście osób, prawda? – spytała. Chociaż jej głos brzmiał równie delikatnie, co zawsze, wyraźnie było w nim słychać wątpliwości, przez co odnosiło się wrażenie, że pytanie brzmiało „Ty naprawdę zabiłeś dwanaście osób?”.

– Tak. Czemu... tak nagle o to pytasz? – odpowiedział pytaniem, zalewając się potem ze strachu.

Chociaż tak naprawdę nikogo nie zamordował, o fałszywości zarzutów mógł powiedzieć jedynie najbliższym przyjaciołom, bo chciał uniknąć nagłośnienia tej sprawy.

– Ponieważ – słysząc próbę oszukania jej, Syamaya przechyliła głowę na bok – liczba zabitych jest zadziwiająco duża, aż zaczyna się wątpić w jej prawdziwość. Dla przykładu, mimo że idziemy przez tak puste miejsce, w żaden sposób nie spróbowałeś tego wykorzystać –westchnęła.

Kyousuke słusznie przypuszczał, że celowo prowadziła go okrężną drogą, jednak nie dlatego, że miała zamiar coś mu zrobić; chciała w ten sposób sprawdzić, czy to on czegoś nie spróbuje.

Spojrzał na nią trochę zaskoczony.

Dziewczyna, która zabiła dwadzieścia jeden osób, Mordercza Księżniczka, patrzyła prosto przed siebie tymi jej czystymi jak łza oczami.

Powiedziała cicho: – Ludzie popełniający zbrodnie takie jak masowe morderstwa zwykle dorastają w trudnych warunkach. Są ofiarami znęcania się, tortur, psychicznej przemocy, seksualnych napaści albo nie były kochane. Dorastający w takich warunkach rodzinnych zwykle mają skłonności do tak nienormalnego zachowania. Do tej szkoły uczęszcza wielu notorycznych morderców i po wysłuchaniu ich opowieści nawet ja, jako słuchacz, doświadczyłam ich niewyobrażalnego wręcz poczucia wstydu. – Syamaya położyła rękę na piersi. – Ja jestem inna. Urodziłam się w zwykłej rodzinie. Mój ojciec był czystej krwi Japończykiem, a matka na wpół Francuzką i Amerykanką. Bardzo się kochali i obdarzali tym uczuciem także mnie, ich jedyne dziecko. Co prawda, zawsze zajmowała ich praca, przez co często wyjeżdżali na delegację albo musieliśmy się przenosić, ale zawsze brali dzień wolnego na moje urodziny. Cały czas czuję, że byli po prostu nie do zastąpienia. Otrzymałam też doskonałe wykształcenie i utrzymywałam dobre stosunki międzyludzkie. Naprawdę... byli wspaniałymi ludźmi –wspominała z zamkniętymi oczami, mając jednocześnie spokojną minę wyrażającą miłość do nich.

Właśnie to było przerażające.

Kyousuke przypomniał sobie, jak Kurumiya mówiła podczas odprawy przed wymarszem, że Syamaya zabiła także swoich rodziców. Dałoby się to zrozumieć, gdyby wyrosła w patologicznej rodzinie, jednak sama powiedziała, że dorastała w normalnym środowisku. Można nawet powiedzieć, że w przykładowym.

W takim razie dlaczego? Czemu zaczęła zabijać?

Kyousuke miał właśnie o to spytać, kiedy dziewczyna uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

– Najpierw pozwól mi się o coś spytać. Kochasz swoją rodzinę?

– Hmm...

Kiedy usłyszał to pytanie, przed oczami pojawiła mu się młoda dziewczyna.

Przez to wszystko, co się wydarzyło, nie widział jej od pół roku, a mimo to doskonale pamiętał jej wygląd, głos, ruchy, zapach, smak przygotowanego przez nią jedzenia i uśmiech.

Im dłużej pozostawali rozdzieleni, tym bardziej zauważał, jak wiele dla niego znaczy.

– Tak, kocham moją rodzinę. Podobnie jak rodzice koleżanki, moi są zwykle bardzo zajęci, ale cały czas miałem młodszą siostrę u boku. Jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie.

– Aha, naprawdę? Masz kompleks na punkcie siostry.

– Haha, możliwe. Zawsze sprawiałem jej kłopoty i nie mogę patrzeć jej prosto w twarz.

W tym momencie Kyousuke się rozluźnił, bo po raz pierwszy od zamknięcia w tamtej szkole rozmawiał o rodzinie. Było tak, jak powiedziała Syamaya – wiele zamkniętych tam osób sporo przeszło i ledwie garstka, tak jak oni, urodziła i wychowała się w normalnych warunkach.

– Ufufu. Widać jesteśmy do siebie podobni.

Być może Syamaya myślała o tym samym, co mogło wyjaśnić uśmiech na jej twarzy.

– C–Co masz na myśli przez podobni...?

Nawet jeśli to jedynie żart, nie porównuj nas do siebie.

Chociaż oboje rzeczywiście dorastali w normalnych warunkach, od Morderczej Księżniczki różniła go jedna fundamentalna kwestia: dwadzieścia jeden ofiar. Dlatego właśnie nie mógł powiedzieć jej prawdy...

Syamaya błagalnie patrzyła swoimi lśniącymi oczami na bezradnego Kyousuke.

– Kamiya... Zainteresowałeś mnie. Czuję, że jesteś „jakiś inny” niż reszta uczniów. Chcę cię lepiej zrozumieć... Mam nadzieję, że opowiesz mi więcej o sobie.

– ... – Kyousuke aż wmurowało.

Syamaya przyglądała mu się przez parę sekund, po których odwróciła wzrok i powiedziała: – Skoro mamy to za sobą, najwyższa pora, żeby grzeczni chłopcy poszli spać.

Kyousuke nawet nie zauważył, kiedy doszli do jego celi.

– Ja też muszę się umyć, więc tu się rozstaniemy. Do zobaczenia?

– Och, tak! Dziękuję bardzo, że mnie odprowadziłaś.

Syamaya uśmiechnęła się promiennie do kłaniającego się jej Kyousuke.

– Nie musisz dziękować. Ufufu. Jeszcze kiedyś utnijmy sobie pogawędkę. Już nawet nie mogę się jej doczekać. Postaraj się dobrze wypocząć i jutro także daj z siebie wszystko. Dobranoc, Kamiya, słodkich słów... – Ukłoniła się, unosząc przy tym krawędź swojej sukienki, a potem się oddaliła.

Kiedy znikła Kyousuke z oczu i jej kroki ucichły, chłopak opadł z sił.

– Fiu... Nie mogę uwierzyć, że byłem na osobności z seryjną morderczynią. Bez jaj, kurna. Prawie osiwiałem ze strachu.

Najbardziej przerażającym momentem było dla niego jej pytanie, czy naprawdę zabił dwanaście osób.

Na szczęście miał to już za sobą, chociaż ta dziewczyna zdawała się nim interesować.

No i wciąż nie poznał powodu, dla którego zabiła.

– Jeszcze dwa dni... Pierwszy był cholernie ciężki, więc mam nadzieję, że nie zrobi się jeszcze gorzej. Nie chcę mieć jeszcze więcej problemów!

Kyousuke po modlitwie położył się na łóżku.

Zarówno jego ciało, jak i umysł osiągnęły już swój limit, więc bardzo szybko przeniósł się do świata snów...

Tak oto bez żadnych incydentów(?) zakończył się pierwszy dzień Zakładu Otwartego.





Powróć do Prolog Strona główna Idź do Rozdział 2