Bakemonogatari/Bakemonogatari PL/Vol1/Ch5

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Krab Hitagi: Rozdział Piąty[edit]

Minęły dwie godziny.

Opuściłem ruiny Oshina i Shinobu.

Byłem w mieszkaniu Senjougahary.

Pensjonat Tamikura. Trzydziestoletni, drewniany dwupiętrowiec. Skrzynka na listy z blachy falistej. Mała kawalerka, 6 tatami. Ledwie działający prysznic, toaleta i zlew. Czynsz i media między trzydziestoma a czterdziestoma tysiącami jenów. Najbliższy przystanek autobusowy oddalony o jakieś dwadzieścia minut.

Po tym, co usłyszałem od Hanekawy, nie tak to sobie wyobrażałem.

Senjougahara pewnie wyczytała to z mojej twarzy, bo zaraz wyjaśniła.


"Wszystko przez moją matkę i jej popapraną religię."


Jakby chciała mnie za coś przeprosić.


"Oddała im wszystko, ale to nie wystarczyło. Zaciągnęła spory kredyt."

"Znaczy się jakaś sekta..."


Zainteresuj się którąś z tych bandyckich pseudoreligii, a tak właśnie skończysz.


"Wreszcie pod koniec procesu rozwodowego uciekłam do ojca i tak tu wylądowałam. Niestety kredyt stał na ojca, więc będziemy go spłacać do końca naszych dni. Ojciec ciężko pracuje i rzadko bywa w domu. Właściwie można powiedzieć, że mieszkam tu sama. Nie powiem, żeby mi to nie odpowiadało."

"..."

"Hanekawa-san o niczym nie wie, bo w szkolnych aktach wciąż figuruje mój stary adres."


Ej, to nie w porządku!


"Nigdy nie ujawniaj adresu potencjalnym wrogom."

"Potencjalnym wrogom...?"


Pomyślałem, że trochę przesadza, ale gdy tylko przypomniałem sobie o jej sekrecie...


"Wiesz, Senjougahara. Twoja mama wpakowała was w te kłopoty, ale może tak naprawdę chciała dobrze?"

"Nie życzę sobie takich sugestii." - zaśmiała się lekko. - "Kto wie. Może tak, może nie."


Nie życzę sobie takich odpowiedzi.

Nawet na takie pytania.

Cóż, może jednak nie powinienem o to pytać. W końcu to nie moja sprawa, a Senjougahara zbyła mnie w naprawdę delikatny jak na nią sposób.

Jednak tak sobie myślę, że to dosyć dziwne, że rodzice Senjougahary nie zauważali jej problemu. Dom to nie szkoła, gdzie ludzie przez większość czasu siedzą w ławkach. Powinni zauważyć, że jej ciało uległo drastycznej zmianie. Nawet jeśli lekarz dał za wygraną i jedynie monitoruje jej stan, matka powinna ją wspierać.

Ale skoro mieszka sama...

Dość już tego gdybania, bo to brzmi, jakbym znał wszystkie szczegóły.

Tak czy inaczej...

Tak czy inaczej byłem w apartamencie 201 pensjonatu Tamikura. Siedziałem na poduszce przy stoliku i tępo gapiłem się na kubek zielonej herbaty.

Spodziewałem się, że każe mi zaczekać na zewnątrz, ale Senjougahara niezwykle swobodnie zaprosiła mnie do środka i nawet zaparzyła herbaty. Trochę zbiło mnie to z tropu.


"Zróbmy to w środku."

"Co?"

"To znaczy wejdźmy do środka..."

"…"

"Bo niby co mielibyśmy zrobić w środku?"

"Pozostańmy przy wejściu. Dobrze, że się poprawiłaś, Senjougahara."


Ta krótka wymiana zdań wprawiła mnie w niezłe zakłopotanie. Nie wspominając już o całej tej sytuacji, gdzie dziewczyna sprowadza do domu ledwie sobie znanego chłopaka.

Zacząłem pić herbatę.

W tym samym czasie Senjougahara brała prysznic.

Tak zwana ceremonia oczyszczenia.

Cytując Oshina, "Obmyj ciało w zimnej wodzie i włóż czyste ubranie. Nie musi być nowe".

Towarzyszyłem jej nieco z konieczności. W końcu to ja ją wywiozłem wprost ze szkoły do siedziby Oshina.

Oglądałem ponury, niezbyt dziewczęcym pokój z małą kupką ubrań rozrzuconych po biurku.

Przypomniałem sobie, co powiedział Oshino.


"Ciężki krab."


Po tym, gdy Senjougahara wyjaśniła okoliczności, a nie zabrało to wiele czasu, Oshino wymruczał – "Rozumiem." - i na chwilę zagapił się w sufit. Wtedy właśnie wspomniał o dziwnym stawonogu, jakby dopiero coś sobie przypomniał.


"Ciężki krab?" - powtórzyła po nim Senjougahara.

"To taka legenda wywodząca się z gór na Kyūshū. W zależności od miejsca nazywa się go Ciężkim Krabem, Krabem Ciężaru, czasem nawet Bogiem lub Duchem Ciężaru. Opowieści nieco się różnią, ale łączy je właśnie fakt kradzieży wagi. Jeśli na takiego wpadniesz, stracisz znaczną część siebie."

"Część siebie..."


Jest taka wątła.

Bardziej wiotka.

Znacznie piękniejsza


"Zdarzały się też przypadki, gdzie człowiek po spotkaniu z krabem nie tracił części ciebie, lecz całe swoje istnienie. Czasem natrafia się na całkowitą przeciwność twojej przypadłości, zwielokrotnienie wagi, ale to akurat skutek spotkania z kamieniem. W twoim przypadku to na pewno krab."

"Krab, taki prawdziwy?"

"Nie bądź śmieszny, Araragi-kun. Widziałeś kiedyś kraba w górach Miyazaki albo Ōita? To tylko legenda." - odparł Oshino niemalże z pogardą. - "Zresztą nie o takie kraby nam chodzi. Legendy zawsze są przesadzone."

"W Japonii w ogóle żyją kraby?"

"A nie mylisz ich czasem z amerykańskimi rakami, Araragi-kun? Zresztą nie słyszałeś nigdy historii o krabie i małpie? Swoje słynne kraby mieli Rosjanie i Chińczycy, więc i my nie mogliśmy zostać w tyle. "

"Coś sobie przypominam. Ale dlaczego wspomniałeś akurat o Miyazaki i Ōita?"

"Ty zostałeś zaatakowany przez wampira w Japonii. Lokacja w sensie geograficznym nie ma znaczenia. Tak naprawdę liczy się miejsce pochodzenia danego ducha." - Oshino wspomniał o ważnym wedle niego aspekcie.

"Poza tym to wcale nie musi być krab. Gdzieniegdzie na księżycu widać królika albo piękną kobietę... Przy czym wcale nie mam na myśli naszej słodziutkiej Shinobu."

"Wszystko jest możliwe."


Ej, czy on powiedział naszej słodziutkiej Shinobu?

W każdym razie trochę jej współczuję.

Niby legendarny wampir, a tu...

Szkoda.


"Ale skoro panienka powiedziała, że spotkała kraba, to

"Co za różnica?" - stanowczym tonem zapytała Senjougahara – "Gatunek stworzenia nie jest chyba taki istotny."

"Ależ jest. Tak jak powiedział Araragi-kun, w górach Kyūshū nie ma krabów. Może dalej na północ, ale na Kyūshū to prawdziwa rzadkość."

"Przecież czasem trafia się na kraby słodkowodne."

"Akurat to nie ma znaczenia."

"Niby dlaczego?"

"Może to od początku był nie krab, (kani), tylko duch lub bóstwo, (kami)? Ciężki Krab może pochodzić w prostej linii od Ciężkosercego Boga, ale to tylko moja teoria. Większość osób uważa, że słowo kami pojawiło się dużo później niż 'kani', ale tak naprawdę zaczęto ich używać w tym samym okresie."

"Przecież to wszystko bujda."

"Błąd, spotkałem takie stworzenie."

"..."

"Powiem więcej, w tej chwili jest tu z nami."

"To znaczy, że widzisz tu to coś?"

"Nie widzę." - Oshino uśmiechnął się promieniście, co niezbyt zachwyciło Senjugaharę.


Tak jak i mnie. Wyglądał, jakby stroił sobie z nas żarty.


"To głupie." - odpowiedziała dziewczyna.

"Naprawdę? Tak to już jest ze złymi duchami. Ludzie ich nie widzą i nie mogą dotknąć."

"No niby tak, ale...

"Mówi się, że duchy nie mają nóg, a wampiry nie odbijają się w lustrze, ale to nie wszystko. Tego typu stworzenia jakby nie istniały. A czy ty, młoda damo, uwierzyłabyś w coś, czego nie widzisz ani nie możesz dotknąć?"

"Czy uwierzyłabym? Przecież sam mówiłeś, że coś takiego jest tu z nami."

"Tak powiedziałem. Ale czy ty to wyczuwasz, mimo że nie masz żadnego empirycznego dowodu?"


Wyraz twarzy Senjougahary raczej temu zaprzeczał.

Za grosz w tym było logiki.

Będąc na jej miejscu...


"A powinnaś. Araragi-kun nie tylko spotkał, ale nawet został zaatakowany przez takie stworzenie. I to przez samego wampira, choć trochę to niedzisiejsze."


Dajcie mi już spokój!

Mówię poważnie.


"Ty jesteś w trochę lepszej sytuacji."

"Dlaczego?"

"Bo kami są wszędzie. Wszędzie i nigdzie zarazem. Jeden z nich wciąż kręci się wokół ciebie, choć ty tego nie wyczuwasz."

"Prawie jak Zen."

"Prawie. Shintō czy tam Shugendō." - poprawił ją Oshino. - "Wiedz jedno – to nie tak, że przyszło jakieś złe stworzenie i coś ci zrobiło. Myśl o tym jak o małej zmianie perspektywy."


No i jesteśmy w domu.

Bełkot podobny do tego, czym przez cały czas raczyli ją lekarze.


"Zmiana perspektywy? O co ci dokładnie chodzi?"

"Więc tak wyglądają ludzie, którzy już się poddali?" - szybko uciął rozmowę Oshino.


Tak samego próbował ze mną i Hanekawą.

Byłem ciekaw reakcji Senjougahary, choć ta na razie milczała.

Oshino uważnie ją obserwował i po pewnym czasie z uznaniem w głosie powiedział - "No nieźle. A już myślałem, że jesteś kolejną napuszoną dziewuchą."


"Ja? Niby dlaczego?"

"Bo zazwyczaj tacy trafiają na Kraba. W końcu nie każdy ma szansę spotkać kami. Choć trzeba przyznać, że te nie powinny być groźne. W końcu to nie wampiry."


Nie powinny być groźne?

Nie są groźne i nie atakują?


"Nie traktuje się tego też jako opętanie. One po prostu są, ale nie pojawią się, dopóki nie zapragniesz czegoś z całego serca. Nie będę się w to zagłębiał, bo przecież nie mogę ci pomóc."

"..."


No tak, sama powinna sobie pomóc.

Typowe dla Oshina.


"Znasz, młoda damo, tę starą opowieść? Dawno temu żył pewien młodzieniec. Grzeczny i dobrze wychowany. Pewnego dnia spotkał w mieście tajemniczego staruszka. Staruszek ten poprosił młodzieńca, by pokazał mu swój cień."

"Cień?"

"Tak. Zwykły cień, który w słoneczne dni majta ci się pod nogami. Starzec powiedział Dam ci za niego dziesięć złotych monet. Po krótkiej chwili namysłu młodzieniec sprzedał mu swój cień."

"I jaki z tego morał?"

"Jak ty byś postąpiła, mała?"

"Ciężko powiedzieć. Może bym sprzedała, a może nie. Kwestia ceny."

"Dobra odpowiedź. To odwieczne pytanie o to, co ważniejsze – życie czy pieniądze. Pieniądz ma swą wartość. Jeden jen to nie miliard jenów. Każdy z nas też ma własną cenę. Powiedzenie każde życie jest jednakowo cenne to jeden wielki banał. Wracając do meritum, młodzieniec nie myślał, że jego cień mógłby być droższy niż dziesięć sztuk złota. Bo niby co złego może nieść ze sobą utrata cienia? W końcu to żadna krzywda. - opowiadał Oshino, cały czas przy tym gestykulując - "Jaki był finał historii? Młodzieniec zaczął być prześladowany przez znajomych i krewnych. Mawiali oni, że tylko odmieńcy nie mają cienia. I tak w pewnym sensie było. Bo sam cień może czasem wyglądać dziwnie, ale żeby w ogóle takowego nie posiadać? Tak więc młodzieniec pozwolił zamienić się w odmieńca za dziesięć sztuk złota."

"..."

"Potem długo szukał starca w nadziei, że ten zwróci mu cień, ale nigdy nie udało mu się go odnaleźć. Koniec."

"No i?" - zapytała Senjougahara, unosząc brew - "Co to ma wspólnego ze mną?"

"Ano nic. Tak sobie tylko pomyślałem – młodzieniec, który stracił cień i niewiasta, która utraciła wagę."

"Przecież niczego nie sprzedałam."

"Prawda, nie sprzedałaś. To był raczej handel wymienny. Utrata wagi jest nieco bardziej spektakularna, ale efekt pozostaje ten sam. To już wszystko?"

"Co masz na myśli?"

"Pytałem, czy to już wszystko." - Oshino klasnął dłońmi na wysokości klatki piersiowej - "No dobra, jesteś znajomą Araragiego-kun, więc podam ci pomocną dłoń."

"Czyli jednak mi pomożesz?"

"Tego nie powiedziałem." - Oshino spojrzał na zegarek opinający jego prawy przegub i kiwnął głową - "Na niebie wciąż panuje słońce, teraz możesz wrócić do domu. Obmyj ciało w zimnej wodzie i ubierz czyste ubranie. Ja zajmę się przygotowaniami. Chodzisz do klasy Araragiego-kun, więc na pewno jesteś poważną licealistką, ale czy mogę cię prosić, żebyś dzisiejszą noc spędziła poza domem?"

"Żaden problem."

"Więc przyjdźcie tu o północy, godzinie duchów."

"W porządku. Ale o co chodzi z tymi czystymi ciuchami?"

"Nie muszą być nowe. Szkolne mundurki średnio się nadają. Załóż coś codziennego."

"A zapłata?"

"Co zapłata?"

"No daj spokój. Przecież wiem, że nie robisz tego za darmo."

"Pomyślmy..." - Oshino wbił we mnie spojrzenie.


Jakby to mnie miał wycenić.


"Skoro nalegasz, młoda damo... Niech ci będzie, sto tysięcy jenów."

"Tylko sto tysięcy?" - powtórzyła za nim Senjougahara - "Jesteś tego pewien?"

"Tyle co za miesiąc czy dwa harówki McDonaldzie. Powinno wystarczyć."

"Ej, ja musiałem zapłacić więcej."

"Naprawdę? Waszą przewodniczącą też wyniosło to sto tysięcy."

"A mnie pięć milionów!"

"U ciebie chodziło o wampira."

"Nie zwalaj wszystkiego na wampiry!"

"Uzbierasz tyle?" - Oshino zapytał Senjougaharę.

"Oczywiście, ile tylko będzie trzeba."


A potem...

Dwie godziny później wylądowałem w mieszkaniu Senjougahary.

Jeszcze raz się rozejrzałem.

Sto tysięcy to nie tak mało, zwłaszcza dla Senjougahary, która mieszkała na sześciu tatami.

Szafa, stolik herbaciany i niewielka półka na książki. Tyle z luksusów. Wyglądało na to, że kochająca książki Senjougahara często korzystała z bibliotek i sklepów z używanymi książkami.

Jak jakiś biedny studencina.

W sumie właśnie kimś takim była.

Ale spokojnie, ponoć regularnie dostawała stypendium naukowe.

Oshino wspominał o tym, że Senjougahara jest w znacznie lepszym położeniu niż niegdyś ja. Prawdę mówiąc, nie wydaje mi się.

Jeśli mierzyć to pod względem stopnia zagrożenia życia, atak wampira to nie przelewki. Czasem wydaje mi się nawet, że lepiej by było, gdybym wtedy zginął.

Ale...

Senjougahara może czuć się nawet gorzej. Kiedy Hanekawa opowiedziała mi o dawnej Senjougaharze, nie mogłem stać z boku.

Tak sobie pomyślałem – a co z Hanekawą Tsubasą?

Dziewczyną z piórem w imieniu, aniołem dobroci?

Tak jak mnie zaatakował wampir a Senjougahara wpadła na kraba, tak Hanekawę opętał kot. Akurat w złoty tydzień. Wydawałoby się, że stało się to lata temu, ale od tego czasu minęło ledwie kilka dni. Sama Hanekawa o niczym nie pamięta, jakby wyparła z umysłu wszystkie drastyczne wspomnienia. Wie jedynie, że powrót do normalności zawdzięcza Oshinowi.

Ale ja pamiętam.

To była kompletna masakra i to zaraz po moim wyzwoleniu się z wampiryzmu. Nie myślałem nawet, że na tym świecie może istnieć coś bardziej przerażającego niż demon.

Jeśli nasze przeżycia mierzyć w skali okropności, to, co spotkało Hanekawę, nie ma sobie równych. Ale jeśli za kryterium przyjąć okres cierpienia, sprawa nie byłaby już taka prosta.

Wszystko jest względne.

Jak wielkie zło musi być wyrządzone, by ofiara z niecierpliwością wyczekiwała ostatniego ciosu łaski z ręki oprawcy?

Młodzieniec, który sprzedał cień.

Dziewczyna, która straciła wagę.

Nie wiem i nigdy się nie dowiem.


"Skończyłam." - powiedziała Senjougahara, wychodząc z łazienki.


Nago.

Aż zaskomlałem ze zdziwienia.


"Odsuń się, zagradzasz mi drogę do ubrania."


Wskazała palcem na regał za moimi plecami. Odniosłem wrażenie, że większy dyskomfort sprawiały jej mokre włosy niż obecność mojej osoby.


"Załóż coś na siebie!"

"Zaraz tak zrobię."

"Zaraz tak zrobisz?!"

"Wolałbyś, żebym została goła?"

"Dlaczego nie ubrałaś się w łazience?!"

"Nie wzięłam ze sobą ubrania."

"Mogłaś chociaż owinąć się ręcznikiem!"

"Szkoda zachodu."


Mówiła nad wyraz spokojnie.

Nie byłem w nastroju na kłótnię, więc po prostu odsunąłem się w stronę biblioteczki i starałem się o niczym nie myśleć, odliczając przy tym grzbiety książek.

Rany.

Pierwszy raz widziałem kompletnie nagą kobietę.

Nie tak to sobie wyobrażałem. Nie żebym planował to dniami i nocami, ale... Zimny nudyzm i szczera obojętność?


"Czyste ubranie... Myślisz, że biel będzie w porządku?"

"Nie mam pojęcia."

"Mam tylko kolorową bieliznę."

"Nie mój problem!"

"Po prostu pytam o radę. Drzesz się jak baba po menopauzie."


Dźwięk otwieranej szafy, szelest materiału.

Koniec ze mną.

Jej ciało na stałe wryło mi się do mózgu.


"Araragi-kun. Nie pomyślałeś sobie niczego dziwnego, prawda?"

"Nawet jeśli, to nie moja wina."

"Spróbuj mnie tknąć, a odgryzę ci język."

"Wiem, wiem. Przecież każdy dybie na twoje ciało."

"Naprawdę ci to zrobię."

"Pewnie, pewnie."


Powinna postawić się w mojej sytuacji.

Tak trudno jest zrozumieć drugiego człowieka?

Co to za świat?


"No dobra, już możesz patrzeć."

"Świetnie..."


Odwróciłem się.

A ona wciąż była w bieliźnie.

Nie założyła nawet skarpetek.


"O co ci, kobieto, chodzi?!"

"A jak myślisz? Odwdzięczam ci się za pomoc. Powinieneś być szczęśliwy."

"..."


Odwdzięcza?

To już jest szczyt.

Wolałbym, żeby mnie przeprosiła.


"No już, ciesz się, póki możesz!"

"Do reszty cię pogięło!"

"Uprzejmość wymaga, żebyś podzielił się opinią."

"Jaką opinią?"


Uprzejmość?

I jak ja mam jej odpowiedzieć?


"Masz niezłe ciało. Coś takiego?"

"Żałosne."


Spojrzała na mnie jak na śmiecia.

Nawet gorzej, jej po prostu było mnie żal.


"Na zawsze zostaniesz prawiczkiem."

"Zawsze będę... A skąd ty możesz o tym wiedzieć?"

"Żebyś mnie tylko tym nie zaraził."

"Dziewictwo to nie choroba!"


Albo się je ma, albo nie.


"Poza tym skąd pewność, że jeszcze się nie rozprawiczyłem?"

"Nawet dziecko by się z tobą nie przespało!"

"Sprzeciw, a nawet dwa! Po pierwsze, nie jestem zboczeńcem. Drugie, gdybym chciał, to znalazłbym sobie kobietę."

"Pierwsze – prawda, drugie – nie,"

"..."


No i zgadła.


"No dobra, przyznaję. Źle cię oceniłam."

"Miło mi to słyszeć."

"Zawsze mogłeś udać się do profesjonalistki."

"No dobra, przyznaję, jestem prawiczkiem!"


Najbardziej upokarzające zwierzenie w życiu.

Senjougahara wyglądała na zadowoloną.


"Trzeba było tak od razu. W życiu nie spotka cię już prawie nic dobrego, wszystko jest już z góry ustalone, więc korzystaj z okazji."

"Nie jesteś czasem shinigami?"


Umów się z bogiem śmierci, żeby zobaczyć nagą dziewczynę.

Najlepszy deal ever.


"Nie martw się." - powiedziała. Wyjęła z szafy białą koszulkę i założyła ją na cienki niebieski biustonosz. Przeszła mi już ochota na liczenie książek, więc znów wbiłem w nią swoje spojrzenie - "Nie powiem Hanekawie-san."

"Hanekawie?"

"Ciągnie cię do niej, nie?"

"Wcale a wcale."

"Naprawdę? Tak często rozmawiacie, więc pomyślałam..."

"Pomyślałaś? A to ci dobre..."

"Ty chyba naprawdę chcesz wymazać swoje istnienie."

"To też potrafisz?"


Naprawdę zdziwiło mnie to, że Senjougahara w choćby niewielkim stopniu interesuje się życiem innych osób. Zauważyła nawet, że jestem wiceprzewodniczącym klasy. Może po prostu uznała, że skoro jesteśmy wrogami, warto przeprowadzić małe rozpoznanie?


"Wcale nie rozmawiamy tak często. Zazwyczaj to ona mówi do mnie."

"No daj spokój. Twierdzisz, że to Hanekawa-san leci na ciebie?"

"Wcale nie. One się po prostu mną... opiekuje. Strasznie wścibska z niej osóbka. Nadopiekuńcza. Powzięła dziwaczne postanowienie przywrócenia mnie do społeczeństwa."

"Tak, to naprawdę dziwaczne." - powiedziała Senjougahara - "Niektórzy po prostu rodzą się przegrani i nic ani nikt tego nie zmieni."

"Tego nie powiedziałem..."

"Ale masz to wypisane na twarzy."

"Nieprawda!"

"Wiedziałam, że tak odpowiesz, więc sama ci to wymalowałam."

"Ciekawe kiedy!"


Nie powinienem się tłumaczyć, ale Sejougahara mogłaby spróbować zrozumieć Hanekawę. Mając w pamięci niedawny wywód przewodniczącej, wydawać by się mogło, że ta dosyć mocno interesuje się Senjougaharą.


"Oshino-san pomógł też Hanekawie?"

"Tak."


Wreszcie skończyła gładzić koszulkę i zaczęła ubierać biały, rozpinany sweter. Wyglądało na to, że Senjougahara zamierzała dokończyć ubieranie się od góry, nie zważając na dolne partie ciała. Każda znana mi persona zrobiłaby odwrotnie, ale, jak już wspominałem, ta dziewczyna kompletnie nic sobie nie robiła z tego, że ją obserwowałem. Nawet jakby umyślnie stanęła na wprost mnie.


"Nie masz czego się obawiać. Może na to nie wygląda, ale zna się na tego typu sprawach. Nie bierz wszystkiego, co mówi, na poważnie. Tak samo odnosił się do Hanekawy."

"Skoro tak mówisz, Araragi-kun. Ale wciąż nie do końca mu ufam. Zbyt wiele razy mnie oszukano."

"..."


Pięciu ludzi stawiało różne diagnozy.

Wszyscy okazali się szarlatanami.

A teraz...

Nie chce zawieść się raz jeszcze.


"Nawet w szpitalu... Straciłam motywację, po prostu się poddałam."

"Poddałaś?"


Dlaczego się poddała?

Dlaczego porzuciła nadzieję?


"Życie nie jest takie proste. Nie ma w nim miejsca na detektywów ESPerów ani nauczycielki czarodziejki."

"..."

"No, czasem zdarzy się jakiś złośliwe bóstwo" - Senjougahara mówiła pogardliwym tonem - "Tak więc, Araragi-kun, nie oczekuj ode mnie, że będę skakała z radości, bo poślizgnęłam się na schodach i złapał mnie chłopak, którego niedawno wyleczono z wampiryzmu, a jego zbawca pomógł też naszej przewodniczącej, przez co mam podstawy, by sądzić, że i mnie może pomóc."


I wtedy zaczęła ściągać sweter.


"Dlaczego się rozbierasz?"

"Zapomniałam wysuszyć włosy."

"Na mózg ci padło?"

"Nie bądź niegrzeczny. Aż tak bardzo chcesz mnie urazić?"


Suszarka wyglądała dosyć kosztownie.

Senjougahara bardzo o siebie dbała.

Jeśli dobrze się przyjrzeć, nawet jej bielizna była odpowiednio dobrana.

W sumie to trochę dziwne. Jeszcze kilka dni temu damska bielizna była dla mnie Graalem bez ustanku przepełniającym umysł, a w tej sytuacji to zaledwie skrawki materiału.


"Jesteś taka swobodna."

"Wcale nie."

"Jesteś pewna?" - zapytałem - "A co jeśli jednak?"

"..."

"Nie mówię, że to coś złego. W końcu nie masz czego ukrywać. Żeby tak się zachowywać, trzeba być naprawdę pewnym siebie."

"Jak się zachowywać?" - zapytała zmieszana Senjougahara.


Nawet nie pomyślała, że paradowanie półnago może być czymś niezwykłym.


"Przecież to nic złego"

"Jesteś pewna?"

"No pewnie. Przecież nie pokazałam ci wszystkiego." - powiedziała - "Zresztą nieważne."


W końcu wysuszyła włosy. Jako że przedtem włożyła ubranie na mokre włosy, te wciąż było wilgotne. Zawiesiła więc koszulkę i sweter na wieszaku i zaczęła przeglądać szafy w poszukiwaniu czegoś innego.


"W następnym wcieleniu" - zaczęła - "chciałabym być starszym sierżantem Kululu z Plutonu Keroro."

"..."


Strasznie pokrętna logika.


"Wiem, co chcesz powiedzieć. Trochę to pokręcone i nie rozumiesz, o co mi chodzi."

"W połowie trafiłaś."

"Ach tak?"

"Bardziej pasowałby ci kapral Dororo."

"W końcu jestem postacią tragiczną."

"No dobra, tylko..."

"Odczep się od mojego tyłka!"

"Znowu zaczynasz?"


Mogła się tylko przesłyszeć, ale..

Po prostu nie mogłem jej rozgryźć.

Gdy tak się zastanawiałem, Senjougahara zmieniła temat.


"Wyjaśniłbyś mi jedną malutką rzecz, Araragi-kun?"

"Pewnie."

"O co chodzi z tym księżycem?"

"Że co?"

"Wydawało mi się, że Oshino-san coś o tym wspominał."


Faktycznie, teraz sobie przypomniałem.


"Oshinowi chodziło o to, że obserwując księżyc z Japonii, można odnieść wrażenie, że jego powierzchnia układa się w królika z ciastkiem ryżowym, jednak w innych częściach świata ludzie widzą tam kraba albo profil kobiety."


Nigdy nie byłem za granicą, ale tak przynajmniej słyszałem. Za to, jak się okazało, dla Senjougahary była to całkiem nowa wiedza.


"A więc lubujesz się w zbieraniu takich nieistotnych historyjek? Kto by pomyślał."


Nieistotnych historyjek...

Wątpliwy komplement.

No to teraz jej pokażę.


"Znam się na astronomii. Kiedyś strasznie się nią interesowałem."

"Wystarczy jedno spojrzenie i jasnym się staje, że to jedyna dziedzina, w której się orientujesz."

"Wiesz, werbalnie też można zranić."

"To wezwij policję od przestępstw werbalnych."

"..."


Nie bała się nawet policji.


"Wcale nie jestem taki głupi. Wiesz, na przykład, skąd ten królik wziął się na księżycu?"

"Tam nie ma żadnego królika, Araragi-kun. Chodzisz do liceum, a wierzysz w takie bajeczki."

"Oczywiście, że jest."


A może jednak?

Sam już nie wiem...


"Dawno temu był sobie bóg... A może Budda? Nieważne. W każdym razie pewien królik złożył się mu w ofierze - rzucił się w ogień i spłonął. Gdy bóg to zobaczył, umieścił sylwetkę królika na księżycu, żeby ludzie nigdy nie zapomnieli o jego poświęceniu."


Za dzieciaka usłyszałem tę historię w telewizji. Niezbyt wiele z niej pamiętam, ale chyba wyłożyłem najważniejsze punkty.


"Niezbyt miły ten bóg. Wystawił zwłoki królika na pośmiewisko."

"Nie o to chodziło w tej historii."

"Królik też nie był lepszy. Tak właził bogu w tyłek, że nie zawahał się rzucić w ogień."

"I znów wszystko pomieszałaś."

"W takim razie w ogóle nie rozumiem przesłania." - powiedziała i znów zaczęła się rozbierać.

"Przyznaj się, po prostu chwalisz się swoją figurą."

"Nie wydaje mi się, żebym miała czym. Po prostu założyłam ubranie tył naprzód."

"Niech żyje zgrabność..."

"To prawda, kiepsko radzę sobie z ubieraniem."

"Jak małe dziecko."

"No nie bardzo. Z mojej perspektywy ubranie jest trochę przyciężkie."

"Wybacz..."


No i palnąłem głupstwo.

Skoro uważała, że obuwie zmienne jest za ciężkie, żeby ciągle je ze sobą nosić, z ciuchami sprawa mogła wyglądać podobnie. W końcu dla niej wszystko było dziesięć razy cięższe.

Teraz mi głupio...


"Strasznie się przy tym męczę, ale już do tego przywykłam. Za to ty mnie zaskoczyłeś, Araragi-kun. Jednak gdzieś w tej głowie ukrywa się skrawek mózgu."

"Oczywiście."

"Oczywiście? Ja bym to nazwała prawdziwym cudem."

"To było niemiłe."

"Ja tylko stwierdzam fakty."

"Przynajmniej jedna osoba z tego pokoju zasługuje na nagłą i nieprzyjemną śmierć."

"Przecież Hoshina-sensei tu nie ma."

"Życzysz śmierci naszemu wychowawcy?"


"A jak to było krabem?"

"Co?"

"Krab też rzucił się w ogień dla jakiegoś bóstwa?"

"Chyba nie, w każdym razie nigdy o tym nie słyszałem. Księżyc pokrywają morza, może stamtąd się tam wziął?"

"Wyglądasz, jakbyś był pewien tej informacji, ale na księżycu nie ma mórz."

"Co? Jak to?"

"Ty i twoja rozległa wiedza astronomiczna. To morza jedynie z nazwy."

"Aha"


Właśnie dlatego nie lubię towarzystwa bystrych ludzi.


"Taki właśnie jesteś, Araragi-kun, ale czego ja się po tobie spodziewałam?"

"Naprawdę masz mnie za idiotę?"

"Skąd wiesz?!"

"Dziwi cię to?"


Myśli, że ze mną aż tak źle?

Naprawdę?


"Wybacz, przeze mnie zdałeś sobie sprawę z własnej miernoty. Naprawdę mi przykro."

"Ej, jakiej miernoty?"

"Nie martw się. Ja nie oceniam ludzi po ich stopniach."

"Już mnie po nich oceniłaś!"

"Błagam, nie kichaj. Kiepskie stopnie mogą być zaraźliwe."

"Przecież dostaliśmy się do tej samej szkoły."

"A czy oboje ją ukończymy?"

"No..."


Pewności nie ma.


"Ja dostanę dyplom, a ciebie wywalą."

"Jesteśmy w trzeciej klasie, do końca tylko kilka miesięcy. Przecież nie rzucę szkoły!"

"Jeszcze będziesz błagał z płaczem, żebym pozwoliła ci ją rzucić."

"Zachowujesz się jakiś mangowy yakuza!"

"Porównajmy stopnie. Ja mam 74%"

"..."


Wygrała.


"46"

"Po zaokrągleniu zero."

"Że co? Wcale nie, to by było... Jak ty w ogóle do tego doszłaś?!"


Pobiła mnie prawie trzydziestoma punktami, ale przecież nie było ze mną aż tak źle.


"Czułabym się wygraną, gdyby dzieliła nas przepaść co najmniej stu punktów."

"Swój wynik też zaokrągliłaś po swojemu, co?"


Ona nie zna litości.


"Od teraz masz się trzymać ode mnie z daleka. Jakieś dwadzieścia tysięcy kilometrów."

"Chcesz mnie wyrzucić z Ziemi?!"

"Swoją drogą, myślisz, że ten bóg zjadł królika?"

"Co? A, chodzi ci o tę legendę? Gdyby tak się stało, historia stałaby się nazbyt dziwaczna."

"Już jest."

"No nie wiem. Jestem głupolem, pamiętasz?"

"Nie dąsaj się, bo naprawdę się wkurzę."

"Zero litości, co?"

"Z litości nie ulepisz pokoju na świecie."

"Myśl lokalnie, nie globalnie. Zacznij od pomocy jednej duszy, świat zostaw na potem. Na pewno ci się uda!"

"Dobra, skończyłam."


Senjougahara miała na sobie biały bezrękawnik, taki sam żakiet i spódniczkę.


"Jeśli wszystko się uda, zamówię kraba na Hokkaido."

"Możesz go zamówić gdzieś indziej. Jest już po sezonie, ale leć, droga wolna."

"Ty lecisz ze mną."

"Niby dlaczego?!"

"A czemu nie?" - zapytała - "Kraby są przepyszne."


Wróć do Strony Głównej Wróć do 004 Przejdź do 006