Bakemonogatari/Bakemonogatari PL/Vol1/Ch6

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Krab Hitagi: Rozdział Szósty[edit]

Przedmieścia, sam skraj miasta. Ciemno jak w... nieważne gdzie.

Wokół same opuszczone, mroczne wewnątrz i z zewnątrz budynki. W takiej okolicy urodziłem się i wychowałem, więc nie było to dla mnie nic nowego. Tak wyglądał mój świat. Oshino, który zwiedził kawał globu, stwierdził, że właśnie to może być przyczyną wszystkich moich problemów.


Dobrze wiedzieć.

Tak czy inaczej...


Właśnie minęła północ.

Wracaliśmy do zrujnowanej szkoły. Senjougahara wyścieliła bagażnik roweru zabraną z mieszkania poduszką.

Przez cały ten czas nic nie jedliśmy, dlatego nasze żołądki zaczęły dawać o sobie znać.

Zaparkowałem rower w tym samym co wcześniej miejscu, potem skorzystaliśmy ze znajomej już dziury w płocie. Oshino czekał na nas zaraz za drzwiami. Jakby starczał tam od momentu naszego wyjścia.


"Eee...?"


Jego odzienie, kapłańskie szaty jōe, wyraźnie zaskoczyło Senjougaharę. Nawet odpowiednio zaczesał włosy. Wyglądał jak kompletnie inna osoba, całe jego niechlujstwo jakby wyparowało.


Cóż, szata czyni człowieka.

Tylko dlaczego teraz wygląda tak... strasznie?


"Oshino–san, jesteś kapłanem?"

"Nie, a co?" – odpowiedział Oshino – "Ani kapłanem, ani mnichem. Jestem po szkole, ale nigdy nie pracowałem w zawodzie. To trochę skomplikowana sprawa."

"Skomplikowana?"

"Powody osobiste. Ale my nie o tym. Ubranie nie jest aż takie ważne, tylko ten zestaw miałem czysty. Na spotkanie z bogiem nie wypada pójść jak fleja. Jedna ważna sprawa – niezwykle istotne są przygotowania. Przed walką z Araragim–kun obwiesiłem się czosnkiem, do rąk wziąłem krzyż i wodę święconą. W tym przypadku też może wyglądać to nieco dziwnie, ale spokojnie, wiem, co robię. Mimo wszystko obejdzie się bez wymachiwania papierowymi pałeczkami czy posypywania głowy solą."

"Aha..." – powiedziała nieco przestraszona Senjougahara.


Co prawda sytuacja nie należała do zwyczajnych, jednak jej reakcja wydawała się być nieco przesadzona. Ciekawe dlaczego.


"Wyglądasz w porządku. Pozwól, że się tylko upewnię. Nie masz na sobie makijażu?"

"Nie, wydało mi się, że tak będzie lepiej."

"Świetnie. Ty też się obmyłeś, Araragi–kun?"

"Tak."


Z doświadczenia wiedziałem, że tak trzeba. Przemilczałem jednak to, że Senjougahara koniecznie chciała zerknąć do mnie pod prysznic.


"Jakoś tego po tobie nie widać."

"Mówi się trudno."


Miałem być tylko obserwatorem. Nie zmieniłem ubrania, więc to normalne, że wyglądam tak samo.


"No dobra. Czas ucieka, bierzmy się do roboty. Przygotowałem przestrzeń na trzecim piętrze."

"Przestrzeń?"

"Oczywiście."


Oshino rozpłynął się w mroku wnętrza. Nawet jego białe szaty zniknęły nam z oczu. Po raz kolejny chwyciłem dłoń Senjougahary i pociągnąłem ją w ciemność.


"Powiedz mi, Oshino, czy ten pośpiech w niczym nam nie przeszkodzi?" – zapytałem.

"Jest po północy, a ja zwabiłem parę nastolatków do ciemnych ruin. Jak was zaraz nie odeślę do domów, jeszcze ktoś naśle na mnie policję."

"Chodziło mi o to, czy uda nam się tak szybko skopać odwłok temu krabowi."

"Ale z ciebie brutal, Araragi–kun. Chcesz o tym porozmawiać?" – zapytał Oshino, nawet nie odwracając się w moją stronę – "W każdym razie ten przypadek to nie to co ty i Shinobu–chan czy przewodnicząca i kotek. No i nie zapominaj, że w głębi serca jestem pacyfistą. W waszych przypadkach nie obeszło się bez pomocy, ale tym razem to nie zadziała."

"Naprawdę?"


Nie rozumiem. Mamy namacalną krzywdę, a nie możemy stosować przemocy?


"Przecież mówiłem, że mamy do czynienia z bogiem. Bogowie nie są złośliwi. Nic nie robią, po prostu są. Jak powietrze. Wszystko, co się stało, nastąpiło na własne życzenie młodej damy."


Nikt nie wyrządził krzywdy, więc nie będziemy stosować przemocy.

Nie jest to też opętanie.

Na własne życzenie też nie zabrzmiało zbyt miło, ale Senjougahara nawet tego nie skomentowała. Miała to gdzieś albo przygotowywała się mentalnie na to, co nadejdzie.


"Nie będziemy przeganiać ani wyrzucać boga siłą. Zapamiętaj to sobie, Araragi–kun. Musimy go przebłagać."

"Przebłagać?"

"Właśnie."

"I on nas po prostu wysłucha? Zlituje się nad Senjougaharą i zwróci jej wagę?"

"Pewności nie ma, ale to bardzo możliwe. W końcu to nie jakaś tam zdawkowa prośba jak w nowy rok. Wbrew pozorom bogowie nie są aż tacy obojętni na nasz los. Oni po prostu patrzą na gatunek ludzki jak na jeden twór, nie widzą pojedynczych jednostek. Zwłaszcza nasi, japońscy bogowie. Nie rozróżniają nas. Wiek, płeć, waga – nieważne. Wszyscy jesteśmy ludźmi."


Tacy sami. Nie podobni, ale identyczni.


"Odróżniają nas po przekleństwach..."

"A więc..." – głos Senjougahary brzmiał, jakby znalazła jakieś rozwiązanie – "Czy ten krab tu jest?"

"Tak. Tutaj, wszędzie i nigdzie. Ale żeby nam się objawił, musimy go odpowiednio przywołać."


Dotarliśmy na trzecie piętro i weszliśmy do jednej z klas.

Przestrzeń była podzielona poświęconymi linami. Salę opróżniono z ławek i krzeseł, a przy tablicy stał ołtarz ze złożonymi darami. W kątach paliły się rzucające słaby blask świece. Całość nie wyglądała na skleconą w pół dnia prowizorkę.


"Coś jakby odcięta od świata święta ziemia, nic wielkiego. I o nic się nie martw." – rzucił w kierunku Senjougahary.

"Wcale się... nie martwię."

"To dobrze." Wkroczyliśmy do środka. "Spuścicie wzrok i pochylcie głowy."

"Co?"

"Stoicie przed bogiem."


Podeszliśmy do ołtarza.

Było całkiem inaczej niż w przypadku moim i Hanekawy. Czułem się nieswojo, wyczuwałem napiętą do granic możliwości atmosferę.

Przeszedł mnie dreszcz. Jakbym podświadomie czekał na atak.

Nie jestem zbyt religijny. Ledwie odróżniam Shinto od Buddyzmu, jednak jakaś cząstka mojego jestestwa mocno rezonowała z powstałą sytuację.

Z tamtym miejscem.


"Oshino..."

"O co chodzi, Araragi–kun?"

"Tak sobie myślę... Czy moja obecność w niczym nie będzie przeszkadzać?"

"Nie będzie. Może nawet się przydasz. Wiesz, mogą się tu zdarzyć różne rzeczy. W razie czego osłonisz swoją znajomą."

"Ja?"

"Przecież jesteś nieśmiertelny."

"..."


Jakoś kiepsko widziałem się w roli tarczy.

No i nie jestem już nieśmiertelny.


"Araragi–kun, obronisz mnie, prawda?" – zapytała Senjougahara.

"Teraz pozujesz na księżniczkę w potrzebie?!"

"Daj spokój, w najbliższym czasie pewnie i tak planowałeś ze sobą skończyć."

"No i skończyło się księżniczkowanie..."


Takich rzeczy nie nie wypada wygadywać za czyimiś plecami, nie wspominając już o wygarnięciu prosto w twarz. Jeśli naprawdę na to sobie zasłużyłem, jakim grzesznikiem musiałem być w poprzednim wcieleniu?


"Nie mówię, że masz to zrobić za darmo."

"Więc co mi za to dasz?"

"Żądasz nagrody materialnej? Żałosne, choć to raczej wspólna cecha całego podupadłego gatunku ludzkiego."

"No więc..."

"Powiedzmy, że zarzucę mój złowieszczy plan rozpowiedzenia po ludziach, że chciałeś ubrać Nerę z Dragon Quest V w niewolnicze ciuszki."

"Nigdy niczego takiego nie zrobiłem!"


Chciała to rozpowiedzieć?

Ona nie ma serca!


"Wiadomo, że tego nie zrobiłeś. Przecież to niewykonalne. Każda małpa... Nawet każdy pies o tym wie."

"Moment! Wiem, że nie jestem taki bystry jak, nie przymierzając, ty, ale czy ja ci w choćby niewielkim stopniu przypominam psa?"

"Racja" – roześmiała się – "Nie chciałabym aż tak obrazić żadnego psa."

"..."


Każde zdanie może zostać wykorzystane przeciwko tobie. Po prostu mistrzyni utarczek słownych...


"Dobra, w porządku. Zmiataj do domu, piesku. Siądź w kąciku z podkulonym ogonem i popłacz się. Jak zawsze."

"Jakie zawsze?!"


Aż boję się tego, co ona może porozpowiadać...


"Jedno spojrzenie i już znam twoje wszystkie najmroczniejsze tajemnice."

"Kobieto, czym ten biedny bóg zasłużył sobie na to, że to akurat na niego wpadłaś?!"


Moja cierpliwość była na granicy wytrzymałości.

No i nie mam żadnych mhrocznych tajemnic. Co najwyżej kilka leciuteńko ciemnych...


"Może lepiej spisałaby się tu... Schinobu? Wiesz, jak z Hanekawą."

"Shinobu już dawno poszła lulu." – odpowiedział Oshino.

"..."


Wampir, który przesypia noc. Jakież to smutne...

Oshino wziął wino z ołtarza i wręczył je Senjougaharze.


"Co mam z tym zrobić?" – zapytała zmieszana.

"Alkohol zbliża ludzi do bogów. Pomoże ci się trochę odprężyć."

"Jestem nieletnia."

"Nie każę ci się upijać. Wystarczy łyk."

"..."


Chwilę się w niego wpatrywała, upiła malutki łyczek. Potem Oshino odebrał jej kielich i odłożył go z powrotem na ołtarz.


"Dobrze. Tylko spokojnie." – powiedział, patrząc przed siebie, stanąwszy plecami do Senjougahary.

"Musimy być odprężeni. Nastrój ma w tej sytuacji ogromne znaczenie. Przygotowanie pomieszczenia to żadna sztuka. Najważniejsze jest to, jak się w obecnej chwili czujesz."

"Jak się czuję...?"

"Uspokój się, opuść gardę. Wczuj się w to miejsce, jesteś tu bezpieczna. Opuść głowę, zamknij oczy i odliczaj. Raz. Dwa. Trzy."


Te słowa nie były skierowane do mnie, ale i tak zamknąłem oczy i liczyłem razem z nią. Wtedy zrozumiałem. To wszystko było ustawione. Szaty Oshina, liny, ołtarz, prysznic – wszystko po to, żeby wprawić Senjougaharę w odpowiedni nastrój.

Delikatna sugestia.

Po prostu ją zahipnotyzował. Uspokoił ją i rozbudził jej ufność. Ze mną i Hanekawą zrobił to całkiem inaczej, ale efekt był ten sam. Tylko wierzący dostąpią zbawienia, a właśnie teraz Senjougahara poczyniła pierwszy krok ku wierze. Już wcześniej go zaakceptowała, ale to było zbyt mało. Wiara ma kluczowe znaczenie. Właśnie to Oshino miał na myśli, kiedy wspomniał o tym, że tylko sama może sobie pomóc.

Otworzyłem oczy i rozejrzałem się wkoło siebie.

W kątach płonęły świece, okno broniło ich przed atakami wiatru. Wyglądało na to, że już za moment zgasną.

Ale nie gasły.


"Jesteście gotowi?"

"Tak."

"Teraz odpowiedz na moje pytania. Jak się nazywasz?"

"Senjougahara Hitagi."

"Gdzie się uczysz?"

"W liceum Naoetsu."

"Kiedy masz urodziny?"

"Siódmego lipca."


Pytania bez znaczenia, czy jak kto woli pytania bez sensu. Jedno za drugim, każde zadane tym samym tonem.


Oshino wciąż był do niej obrócony plecami, a Senjougahara nadal stała pochylona z zamkniętymi oczami. Zrobiło się tak cicho, że słyszeliśmy swoje oddechy, niemal słyszalne stało się bicie serca.


"Twój ulubiony pisarz?"

"Yumeno Kyusaku."

"Największe niepowodzenie dzieciństwa?"

"Nie chcę o tym mówić."

"Ulubiona stara piosenka?"

"Nie słucham muzyki."

"O czym myślałaś po skończeniu podstawówki?"

"Po prostu zmieniałam szkołę. Jedną na drugą."

"Jaka była twoja pierwsza miłość?"

"Nie chcę o tym mówić."

"Jaki był najgorszy moment" - Oshino pytał wciąż tym samym tonem "w całym twoim życiu?"

"..."


Senjougahara odmówiła odpowiedzi.

Żadnego Nie chcę o tym mówić, w ogóle się nie odezwała. Wiedziałem, że to właśnie było to jedyne ważne pytanie.


"Co jest? Pytałem o twoje najboleśniejsze wspomnienie."

"Moja..."


Nie mogła dłużej milczeć ani odmówić odpowiedzi. To przez nastrój, odpowiednie przygotowania. Musiała odpowiedzieć.


"Moja matka..."

"Twoja matka?"

"Dołączyła do sekty."


I to jakiejś szczególnie pokręconej. Już mi o tym wspominała. Matka wyczyściła konto bankowe, nabrała kredytów i doprowadziła rodzinę do ruiny. Nawet po rozwodzie ojciec spędza całe dnie w pracy, żeby pozbyć się długów.

To było to najgorsze wspomnienie? Gorsze od utraty wagi?

No pewnie, że gorsze.

Ale to...


"To już wszystko?"

"Wszystko?"

"Bo to niewiele. W Japonii mamy wolność wyznania. Twoja matka miała prawo oddawać cześć, czemu tylko zapragnęła."

"..."

"Jak już mówiłem, to niewiele" - Oshino drążył temat – "Opowiedz, jak to było."

"Moja matka... wstąpiła do sekty... przeze mnie. A oni ją oszukali..."

"Co się wtedy stało?"


Wtem Senjougahara przygryzła wargę.


"Sprowadziło do domu pewnego mężczyznę."

"Mężczyznę... W jakim celu?"

"Chciał przeprowadzić rytuał oczyszczenia."

"Oczyszczenia? Oczyszczenia czego?"

"Mówił, że mnie oczyści..." - mówiła z wielkim trudem – "...i rzucił się na mnie."

"Bił cię? Czy raczej..."

"Nie, on..." - Senjougahara zmuszała się do mówienia – "On chciał mnie zgwałcić."

"Rozumiem" – stwierdził Oshino i kiwnął głową.


Te jej dziwne przewrażliwienie i nieufność, a nawet agresja. To wyjaśniałoby wszystko. W tym świetle jej reakcja na Oshino w jego kapłańskich szatach wydaje się być zrozumiała – jego prezencja przypomniał jej o sekciarzach


"Był do cna zepsutym kapłanem."

"Taki jest Buddyzm. Ale są gorsze religie. W niektórych składa się krwawe ofiary z członków rodziny. Ale powiedziałaś, że chciał cię zgwałcić. Dopiął swego?"

"Miałam pod ręką sportowe buty podkute kolcami."

"Odważnie."

"Zaczął krwawić. Wił się z bólu."

"A ty byłaś bezpieczna?"

"Byłam bezpieczna."

"To dobrze."

"Ale moja matka mi nie pomogła."

"Tylko się przyglądała..." - dodała słabym głosem – "Nawet miała do mnie pretensje."

"To już wszystko?"

"Przez to, że skrzywdziłam tego człowieka... moja matka..."

"Została ukarana" - Oshino dokończył za nią.


Nawet ja się domyśliłem, chociaż Senjougahara zdawała się to ciężko przeżywać.

"Tak" - potwierdziła posłusznie.

"Nic dziwnego. Jej córka pobiła ważnego członka organizacji."

"Stąd wszystkie nasze pieniądze... dom... kredyty... Zniszczyła naszą rodzinę, zniszczyła wszystko. I wciąż to robi."

"Gdzie jest teraz?"

"Nie mam pojęcia."

"Musisz się domyślać."

"Na pewno dalej jest z nimi."

"Wciąż wierzy."

"Nigdy się nie nauczy, nie ma w sobie wstydu."

"I to cię boli?"

"Tak."

"Dlaczego? Przecież już nie traktujesz jej jak matki."

"Nic na to nie poradzę. Może gdybym się nie opierała, to wszystko by się nie wydarzyło."


Rodzina nie popadłaby w ruinę, byliby razem.


"Naprawdę tak sądzisz?"

"Tak sądzę."

"Poważnie?"

"Tak."

"A więc to tak" - stwierdził Oshino – "Ciężkie brzemię, ale musisz je dźwigać sama. Nikt nie zrobi tego za ciebie."

"Za mnie...?"

"Przygotuj się. Rozewrzyj powieki i przejrzyj na oczy."


I wtedy...

Oshino otworzył oczy. Senjougahara zrobiła to samo.

Płomienie świec zamigotały, nasze cienie zafalowały.

Zakołysały się.

Zafalowały.


"A-aaaaauugh!" - Senjougahara krzyknęła.


Wciąż trzymała lekko pochyloną głowę, ale oczy rozwarła szeroko, jakby ze zdziwienia. Cała dygotała. Na twarz wystąpiły jej kropelki potu.

Panicznie się bała.

Senjougahara była przerażona.


"Dostrzegłaś coś ciekawego?" - zapytał Oshino.

"Tak, to jakiś... wielki krab. Widzę kraba."

"To dobrze, bo ja nic nie zauważyłem" - powiedział, po czym obrócił się w moją stronę – "A ty, Araragi-kun?"

"Nie..."


Widziałem tylko migające płomienie i mieniące się cienie. Czyli nic.


"Wcale a wcale."

"Rozumiesz?" - Oshino na powrót zwrócił się do Senjougahary – "Wcale nie widzisz kraba, co?"

"Widzę, i to całkiem wyraźnie."

"Zdaje ci się."

"Nie, on tu jest."

"No dobra..."


Podążył za jej spojrzeniem.

Jak gdyby coś tam było.

Jak gdyby ktoś tam był.


"Powinnaś coś powiedzieć."

"Powiedzieć?"


I wtedy...

Pewnie tego nie planowała, to nie było świadome działanie.

Uniosła głowę. To było dla niej zbyt wiele. Tak po prostu. Była tylko człowiekiem.

Nagle Senjougahara wystrzeliła do tyłu. Po prostu odleciała i uderzyła o tablicę na przeciwległej ścianie klasy.

I już tak została.

Nie spadła. Była jakby przyklejona, a może nawet ukrzyżowana.


"Senjougahara!"

"Miałeś ją osłaniać, Araragi-kun. Zawsze cię nie ma, kiedy jesteś potrzebny."

Oshino wyglądał na zawiedzionego. Nie wiem, czy zasłużenie, skoro sprawy potoczyły się dosłownie w mgnieniu oka.

Senjougahara wciąż przytwierdzona była do tablicy, jakby grawitacja nagle zmieniła kierunek. Na ścianie wokół niej pojawiały się pęknięcia. Jakby ktoś ją wgniatał.

Jęknęła niezdolna do krzyku.

Cierpiała.

Ale ciągle niczego nie widziałem. A ona widziała, jak coś wgniatało ją w tablicę.

Krab.

Wielki krab.

Jej brzemię.


"Patrzcie, co za niecierpliwy bóg. Nawet nie zdążyliśmy się z przyjemniaczkiem przywitać. Coś się stało?"

"Eee... Oshino..."

"Tak, wiem. Zmiana planów, nic nie poradzę. Co wy byście beze mnie zrobili?" - westchnął i jak gdyby nigdy nic zaczął powoli iść w stronę cierpiącej Senjougahary.

Potem wyciągnął rękę kilka centymetrów od jej twarzy i szarpnął.


"No dobra" - zamruczał pod nosem i mocno trzepnął czymś o podłogę. Wyglądało to jak rasowy rzut judo.


Nic nie słyszałem. Kurz z podłogi nie uniósł się nawet o milimetr. Ale Oshino rzucił nim tak mocno, jak przedtem leciała Senjougahara. Może nawet mocniej. A potem od razu na to wskoczył.

Podeptał boga.

Brutalnie.

Bez szacunku i świętokradczo. Bo ten pacyfista nie bał się żadnego boga.


"..."


Z mojego punktu widzenia wyglądało to tak, jakby Oshino odstawił jakąś szaloną pantomimę. Teraz stał na jednej nodze, doskonale utrzymując równowagę. Ale oczy Senjougahary...

To musiał być niezwykły widok. Oczy miała jak spodki.

To, co trzymało ją na ścianie, ustąpiło i Senjougahara osunęła się na podłogę. Niby nic wielkiego – w końcu nie było wysoko, a ona prawie nic nie ważyła – chociaż za sprawą zaskoczenia wylądowała bardzo niezgrabnie.


"Nic ci nie jest?" - zapytał Oshino, wlepiając spojrzenie we własną stopę. Zmrużył oczy, jakby coś mierzył albo oceniał.

"Kraby, nie ważne jak wielkie – właściwie im większe, tym lepsze – po przewróceniu na grzbiet stają się niegroźne. Gdyby ktoś pytał mnie o zdanie, ich płaskie ciała wydają się stworzone do przydeptywania. I co teraz, Araragi-kun?" - zapytał – "Jak powinniśmy to skończyć? Najłatwiej byłoby go po prostu rozgnieść."

"Rozgnieść? Ale to wszystko... Ona tylko lekko uniosła głowę..."

"I to wystarczyło. To niebezpieczna zabawa. Skoro nie pomogły prośby, musieliśmy uciec się go gróźb. Podobnie było z kocim demonem, tak samo działa rząd. Jeśli zmiażdżę kraba, problem będzie zażegnany. Jednak nie polecam takiego rozwiązania. To jak leczenie objawu, nie przyczyny. Ale w tym wypadku to może wystarczyć."

"Tylko może?"

"Bo widzisz, Araragi–kun," - Oshino wyszczerzył zęby w szyderczym uśmiechu – "ja naprawdę nie lubię krabów. Są zbyt twarde."


Wysunął nogę przed siebie i mocno się zaparł.


"Zaczekaj."


Głos należał do Senjougahary.

Wstała, masując poobijane kolana.


"Proszę, zaczekaj, Oshino-san."

"Czekać?" - zapytał, odwracając się w jej stronę.


Uśmiech wciąż nie zniknął z jego twarzy.


"Na co?"

"Sytuacja trochę mnie zaskoczyła," - powiedziała – "ale sama się tym zajmę."

"Hunh."


Nie cofnął nogi, wciąż dociskał nią kraba do podłogi.

Ale go nie zmiażdżył.


"Proszę bardzo."


I wtedy Senjougahara zrobiła coś nieprawdopodobnego. Uklęknęła, wyprostowała plecy, położyła ręce na podłodze i powoli, z wielkim szacunkiem ukłoniła się stopie Oshino. Jej głowa niemal dotknęła podłogi.

Senjougahara Hitagi z własnej woli ukorzyła się przed bóstwem.


"Wybacz" - przeprosiła – "i dziękuję" - wyraziła wdzięczność – "Ale nie możemy tego ciągnąć w nieskończoność. Tu chodzi o moje uczucia. Moje myśli. Moje wspomnienia. Muszę je odzyskać, nie chcę ich stracić."


I wreszcie...


"Błagam, oddaj mi moją wagę. Moje brzemię."


Jej ostatnie słowa były prośbą, modlitwą.


"Oddaj mi moją matkę."


Stopa Oshino z hukiem uderzyła o podłogę. Nie dlatego, że zgniótł kraba. Jego po prostu już tam nie było. Zniknął, jakby się tam nigdy nie pojawił.

Oshino Meme nie odezwał się nawet słowem. Po prostu stał w bezruchu.

Senjougahara wiedziała o zniknięciu kraba, jednak nie powstała.

Zaczęła płakać. A Araragi Koyomi jej się przyglądał.

I nabierał stuprocentowej pewności, że Senjougahara Hitagi jest rasową tsundere.



Wróć do Strony Głównej Wróć do 005 Przejdź do 007