Haken no Kouki Altina PL: Tom 3 Rozdział 6

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 6[edit]

Część 1[edit]

Tydzień później.

Fort Volks.

Po zjedzeniu obiadu Regis z raportem w ręku udał się do pokoju dowódcy. Na miejscu zastał na wpół otwarte drzwi, zza których dobiegało nucenie. Nie mogąc się powstrzymać, zajrzał ukradkiem do pomieszczenia.

– Hmm, hmmmm!

Zastał tam pokojówkę o brązowych włosach radośnie wycierającą stół.

Ma taki dobry humor. Ach, chyba jej przeszkodzę, jeśli wejdę.

– …

– Hmm, hmmm. Laaa, laaa, Reegiss luubiii podgląąądaaać.

– C-Co?! Skąd wiedziałaś, że tu jestem?

– Oj, a byłeś? Dobry wieczór.

– Czemu udajesz, że dopiero mnie zauważyłaś?

– Zebranie jeszcze się nie zaczęło, czemu przyszedłeś tak wcześnie?

– Potrzebuję trochę czasu na przejrzenie raportu. Jeśli będzie za długi, Jerome zacznie marudzić, a Altina… może nawet zasnąć.

– Hehe. Widać wszyscy aż się palą, by go wysłuchać.

– Taa, na to wygląda.

– A to nie im powinieneś to powiedzieć?

– Chwila, mam wrażenie, że właśnie coś ważnego w moim sercu pękło.

Clarissa podparła się o biurko jedną ręką i zaczęła chichotać.

– Wszystko będzie dobrze, Altina na pewno wysłucha twoich sugestii.

– N-Naprawdę?

– Tak. W końcu księżniczka nie uciekła nawet po usłyszeniu, co będzie dziś na śniadanie.

– W końcu ubrania, jedzenie i schronienie są ważne. Życie to ciężka sprawa.

– Czyżbyś zwracał uwagę na to, co jesz?

– Oczywiście…

To przypomniało Regisowi o dzisiejszym śniadaniu. Nie miał zbyt wiele książek do czytania, pracy administracyjnej do zrobienia, czy nawet interesów do załatwienia w mieście, tak więc ostatnio raczej dopisywał mu apetyt.

– Ach, przepraszam, że nie podziękowałem ci za śniadanie.

– Fufu. Czemu miałabym cię winić za coś takiego? Właśnie, księżniczka zdradziła mi coś bardzo ciekawego.

– Hm? Co takiego?

– Podobno wolisz starsze kobiety.

– Aaaach, to…

Regis już do tego przywykł, a poza tym „Clarissa będzie się przez to ze mną droczyć” było jego pierwszą myślą po tamtym zajściu.

Widząc, że chłopak niezbyt się przejął, pokojówka zrobiła niezadowoloną minę.

– Jaki spokojna reakcja.

– Wiek nie ma dla mnie znaczenia i nie czuję się dobrze z tym, że tak łatwo spanikowałem. To powinien być problem Eleanor. W dodatku ona ma już trzech mężów.

– Nawet jeśli się już pocałowaliście?

– Nie mówiłem już, że tak sobie żartowała?

Clarissa zrobiła minę, jakby słowa Regisa do niej dotarły.

Najwyraźniej zrozumiała. Co za ulga, to chyba koniec tego tematu…

– Innymi słowy, można cię pocałować, o ile będzie to na poważnie?

– Co?

Regis nawet nie zauważył, kiedy dłoń Clarissy znalazła się na jego policzku.

– Ja też żartuję. Powinnam powiedzieć o tym księżniczce.

– Czekaj, nie… Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, nawet dla żartu.

– Oj, czyli jednak mogę, jeśli to będzie na poważnie?

Regis spojrzał na Clarissę. Jej twarz była tak blisko, że widział swoje odbicie w jej oczach i czuł na sobie jej oddech.

Jest naprawdę piękna – pomyślał.

Po chwili pokojówka powiedziała namiętnym głosem:

– Huhu. Czyli mogę, prawda? Jesteś gotowy?

– Ja… Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że chciałabyś pocałować kogoś takiego jak ja.

– Mogę uznać to za „tak”?

Regis się zamyślił, przeszukując przeczytane książki, żeby znaleźć odpowiednią odpowiedź.

– Jeżeli żartujesz, proszę, przestań. Powinnaś bardziej się cenić.

– A jeżeli mówię poważnie?

– Wtedy też odpowiem tak samo. Jesteś wciąż młoda i piękna, zasługujesz na lepszego partnera.

Clarissa się skrzywiła.

Obraziła się za to pouczenie?

– Cóż, wbrew temu, co ludzie mówią, moja przyszłość jest niepewna. Klepię biedę, jestem słaby i nie potrafię nawet jeździć konno.

– Doprawdy, nic nie rozumiesz.

– Hmm?

Clarissa przesunęła palec z policzka Regisa na jego usta, przez co skrępowany chłopak nieświadomie stanął na baczność.

– Powiem ci coś. Nigdy nie traktowałeś kobiet jak przedmiot ani swoje zwierzątko. Nigdy też na nich nie polegałeś, nie wrzeszczysz na nie, będąc w złym nastroju, ani nie bijesz ich po pijaku.

– Za to moja siostra robiła wszystkie te rzeczy.

– Co za wspaniała nauczycielka, że tak opacznie to ujmę.

– Hahaha. Cóż, jeśli spojrzeć na to w ten sposób, bez wątpienia dobrze mnie wychowała. Jestem jej za to wdzięczny.

I to właśnie przez nią nie czuję się najlepiej w towarzystwie starszych kobiet.

Clarissa dotknęła jego ucha.

Łaskocze.

– Belgaria stawia na wojsko, tak więc racjonalni mężczyźni jak ty są wyjątkowo rzadkimi okazami.

– Cóż, doskonale zdaję sobie sprawę, że jestem za słaby, żeby być uważanym za prawdziwego faceta.

Clarissa nagle zrobiła minę pokonanej, co strasznie zaskoczyło Regisa. Dopiero po chwili usłyszał kroki dochodzące z korytarza, a zza drzwi wyłoniła się Altina.

– Oj, tak wcześnie? A myślałam, że będę pierwsza. A właśnie, wiedziałeś może, że w naszym systemie wodnym są ryby? I to jakie wielkie! Następnym razem jakieś złapię i zaniosę kucharzowi, żeby upiekł je na ruszcie.

Clarissa szybko podeszła do Altiny i mocno ją objęła.

– Uuuu, tylko księżniczka może mnie uleczyć.

– He? A tak, ryby…

– Tak, tak.

Podczas tej pogawędki do pokoju weszli Jerome, Abidal Evra, Eric, Eddie i Felicia, dalej udająca Auguste’a.

– Na pewno mogę tu być?

– Chyba ja powinienem o to spytać. Mogę w czymkolwiek wam pomóc?

– Nie musisz nic robić. Sama twoja obecność tutaj nam pomaga, w końcu gdyby zdemaskowano Auguste’a, mielibyśmy spore kłopoty. Poza tym być może jeszcze kiedyś nam się przydasz.

– Proś bez wahania. My także chcemy się wam odwdzięczyć.

– Nie ma takiej potrzeby. To my jesteśmy waszymi dłużnikami. Tylko dzięki pomocy waszej wysokości i Eddiego daliśmy radę pokonać Latreille.

– A właśnie. Podobno grasz w szachy, chciałbyś może rozegrać ze mną partyjkę?

– Naprawdę? Wspaniale!

Oboje byli typem domownika, tak więc łatwo się ze sobą dogadywali. Oczywiście nie uszło to uwadze Altiny, która szturchnęła Regisa łokciem i spytała:

– Lubisz łowić?

– Hm? No nie…

– Haaaa! Czyli jednak wolisz młodsze?!

– Altino, uspokój się i pomyśl trochę, zanim cokolwiek powiesz. Proszę, siadaj.

– Hmph.

Zniecierpliwiony Jerome, kładąc miecz na stole, rzucił:

– Zaczynajmy w końcu to zebranie.

– J-Już!

Wszyscy zebrani w pośpiechu usiedli na krzesłach.


Część 2[edit]

Chaineboule, średniej wielkości miasto leżące na terenach należących do rodu Trouin, posiadało dosyć spory port, w którym mieściła się baza marynarki. Obecnie stały tam zakotwiczone trzy okręty wojenne z dziesięcioma działami na pokładzie każdy. Relacje z sąsiednim, zamorskim krajem, Wielką Brytannią, były dobre, tak więc przez ostatnie kilka lat w Chaineboule panował pokój – chociaż dwa tygodnie wcześniej stacjonowała tam druga armia, z czego Brytanczycy raczej się nie ucieszyli.


Siódma rano.

Mniej więcej o tej porze rybacy wracali z porannego połowu. Gęstniejąca mgła ograniczała widoczność, jednak morze było spokojne, a w porcie rozpalono latarnie, tak więc powrót nie powinien stanowić problemu.

Mający akurat poranną zmianę Rodolphe, dwudziestoletni kupiec pracujący w porcie, jak zawsze stał na drewnianym podeście, patrząc na miasto.

– Nic a nic nie widać… – Mgła tak już zgęstniała, że istniało ryzyko zderzenia się łodzi.

W tym momencie chłopak usłyszał dziwny dźwięk, przypominający oddech jakiejś wielkiej bestii. W dodatku z czasem stawał się coraz głośniejszy.

– Co to?

W końcu z mgły wynurzył się gigantyczny cień.

– Statek?

Nie miał jednak żadnego żagla.

Stracił żagle? Nie wygląda na to…

Po chwili chłopak mógł zobaczyć okręt w całej okazałości. Na jego środku wyróżniał się wielki komin, z którego unosiła się para. Dopiero po paru sekundach przypomniał sobie plotki mówiące o brytańskim okręcie parowym. Chodziły słuchy, że Belgaria też próbowała taki zbudować, jednak nikt w porcie go nigdy nie widział, a poza tym cesarstwo nie dysponowało wystarczającymi do tego technologiami.

W tym momencie rozległ się głośny huk, a jeden z okrętów stacjonujących w bazie eksplodował. Fala uderzeniowa była na tyle silna, że doszła do dosyć oddalonego od jej źródła punktu obserwacyjnego.

– He?

W przeciwieństwie do oszołomionego Rodolphe’a żołnierze stojący w pobliżu zareagowali od razu, czym prędzej rzucając się do ucieczki. Bazę otaczała bateria dziesięciu dział i słychać było dochodzące z nich wystrzały, jednak żaden pocisk nie dosięgnął celu.

Wrogi okręt w międzyczasie zatopił pozostałe dwa statki stacjonujące w bazie.

Co za siła ognia… Ten wielki statek może poruszać się bez wiatru, a w dodatku jest niesamowicie szybki i zwrotny…

Rodolphe stał dalej w miejscu, obserwując przebieg bitwy.

Wszystkie statki Belgarii stały w płomieniach, nawet ich działa wyglądały na zniszczone, a z tych ustawionych w porcie nadal bez skutku ostrzeliwano wrogi okręt. Walka była tak jednostronna, że cała ta scena wyglądała, jakby nagle spadł na belgarczyków Boży gniew .

Mimo ciągłego ostrzału wrogi okręt zbliżył się do portu, a dzięki opadającej mgle można było lepiej mu się przyjrzeć.

Rodolphe w swojej pierwszej myśli miał rację. Na wrogiej jednostce powiewała flaga Wielkiej Brytanni, tak więc ten okręt, który w zaledwie pół godziny zrównał z ziemią zachodni port Belgarii, należał do Queen’s Navy.

W tym momencie w stronę Rodolphe’a został wystrzelony jeden z pocisków.


Koniec tomu trzeciego.


Wróć do Wtrącenie Strona Główna