Haken no Kouki Altina PL: Tom 2 Rozdział 3

From Baka-Tsuki
Revision as of 13:12, 5 May 2016 by Sacredus (talk | contribs)
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 3: Pod moją flagą

Część 1

Regis czytał książkę w sali konferencyjnej.

– Dzień dobry! Wcześnie wstałeś – powiedziała Altina, wchodząc do środka i jednocześnie wycierając plecy ręcznikiem.

– Ach, dobry – odrzekł Regis. – Chociaż nie jestem pewien, czy wcześnie jest tu dobrym słowem. Prędzej już późno.

– Nie spałeś?

– Musiałem coś sprawdzić.

– Chodzi o to? – Altina spojrzała na książkę w rękach chłopaka.

Regis, drapiąc się po głowie, odpowiedział:

– Nie. Tamto już skończyłem. To tylko interesująca książka, która była powiązana.

– Czyli jak zwyyykle. O czym to?

– Opisano tu pochodzenie flag i herbów. Dla przykładu...

Regis przewrócił kartkę na stronę z flagą Cesarstwa – siedem mieczy na czerwonym tle.

Altina pochyliła się nad stolikiem, zaglądając do książki.

– A, to.

Taka sama flaga wisiała w sali konferencyjnej.

Regis ponownie przewrócił kartkę. Na widniejącej na następnej stronie fladze znajdowały się te same miecze co na poprzedniej, tylko że tło było koloru białego.

– Tak wyglądała kiedyś.

– Zupełnie jak biała flaga.

– Ale nie dlatego ją zmieniono.

– Hmmm?

Altina sięgnęła do książki i zaczęła szybko przerzucać strony, Regis natomiast zerkał to na kolejne kartki, to na minę księżniczki.

– Interesujące, prawda?

– Ta.

– Tak na marginesie, kiedy sir Jerome przejął dowodzenie nad regimentem, flagą został jego herb rodzinny.

- No tak, rzeczywiście.

W sali tuż obok flagi cesarstwa wisiał symbol margrabiego, także mający czerwone tło, ale widniały na nim czarne pika oraz lew. Używanie herbu rodzinnego jako symbolu dowodzonego regimentu było tradycją – tak samo wyglądało to w przypadku markiza Thenezay, poprzedniego przełożonego Regisa.

– Wszystkie są czerwone.

– Herby szlachty zwykle zawierają kolor tła flagi Cesarstwa, kościoła czarny i purpurowy, a zwykłych mieszczan zielony.

– Hmmm... A niebieski i żółty?

– Niebieski chyba nie ma nic wspólnego ze statusem, ale taką barwę ma niebo oraz morze, dlatego...

– A, trudno byłoby dostrzec takie banery.

– Niektórzy uważają, że z tego powodu ten kolor jest oznaką wolności.

– Rozumiem.

– Jeśli chodzi o żółty, używa go Federacja Germanii, dlatego w Belgarii nie jest zbyt popularny.

– Ahaha. A więc tam nie lubią czerwonego?

– Uważają jasnoczerwony za paskudną barwę, ale z ciemnobrązowym którego używają nie mają już problemu.

– Paskudną...

Altina zmarszczyła brwi, gładząc jednocześnie swoje jasnoczerwone włosy.

Regis pomachał ręką, mówiąc:

– Ja mam zupełnie inne zdanie. Według mnie to naprawdę piękny kolor.

– He?

– Ach, nic.

– Powtórz. Powtórz.

– Nie.

– No już, już.

– Mowy nie ma...


Przez południową bramę fortecy przejechał wóz, po czym obrał drogę w kierunku miasta. Jednak jak tylko fort zniknął w oddali, zjechał z trasy w stronę lasu. Padał śnieg, a wiatr przybrał na sile, rozwiewając czerwone włosy woźnicy, który mimo pogody postanowił zdjąć kapelusz.

– Fiu.

– Altino, nic ci nie jest? – spytał ze zmartwieniem w głosie Regis.

Dziewczyna pokiwała przecząco głową.

– Oczywiście! Przecież wiesz, że jestem zawodowym woźnicą!

– Wiem o tym... ale teraz możesz używać jedynie jednej ręki.

Zraniona kończyna księżniczki wciąż spoczywała na temblaku, a dojście do zdrowia miało jej zająć trzy miesiące. Oczywiście pod warunkiem oszczędzania jej, a tego warunku nie spełniała.

– Z jedną ręką czy nogą, co za różnica? Jest dobrze.

– Jedź powoli.

– Więcej nie zawiodę! – krzyknęła trzymająca lejce w prawej dłoni dziewczyna.

Poprzednio wpadli w kłopoty, ponieważ koń ciągnący ich wóz zranił sobie nogę, dlatego tym razem ich dorożkę ciągnęły dwa wierzchowce.

Sam wóz był wyższej klasy, miał nawet dwie lampy oliwne do oświetlania drogi. W jego tylnej części znajdowało się jedzenie oraz ubrania, niezbędne do podjęcia negocjacji.

Z ubitego szlaku zjechali na wyjątkowo wyboistą drogę.

– Woaaa! – Regis prawie spadł z siedzenia, łapiąc się w ostatniej chwili poręczy.

– Uważaj, żeby nie spaść.

– To jedź wolniej.

– Ale robi się już ciemno!

– Spokojnie. Już prawie jesteśmy w umówionym mieeeeee...!

– Nie krzycz tak, bo wystraszysz konie!

Od tej wyboistej drogi Regisa rozbolało już siedzenie. Na szczęście cel podróży mieli już w zasięgu wzroku. Było nim pokryte grubą pokrywą śniegu wzgórze, na którym rosło wielkie drzewo.

Altina podjechała wozem do stojącego przy nim mężczyzny oraz jego czteroosobowej obstawy, która utrzymywała od niego pewien dystans. Cała tamta grupa ubrana była w skórzane stroje ozdobione piórami.

Dla Cesarstwa byli zwykłymi barbarzyńcami, Regis jednak nazywał ich obywatelami Bargainheimu.

Osobą czekającą na dojeżdżających był przewodzący im Diethart.

Altina zatrzymała wóz tuż przy nim i zeskoczyła na ziemię.

– Wybacz, że musiałeś czekać! Dawno się nie widzieliśmy!

– Uhh. – Regis natomiast miał problemy z zejściem. – Witam... Przepraszamy, że musiałeś na nas czekać.

– Minęły całe wieki, panie strategu – mówiąc to, Diethart się zarumienił.

Altina stanęła między nimi.

– Przywiozłam jedzenie i ubrania – możesz je zatrzymać, jeśli ci się spodobają.

– Najpierw chciałbym usłyszeć, w jakiej formie będę musiał to zwrócić.

– To nie pożyczka, tylko prezent.

– Czyli nie ma to nic wspólnego z prośbą, jaką do mnie mieliście?

– Cóż, skoro nie chcesz tego daru, zabierzemy go z powrotem.

– Rozumiem. Uparta jak zawsze. Przyjmuję twój prezent.

Diethart się ukłonił, a następnie kazał swoim ludziom rozładować dorożkę.

– No dobrze. Jest zimno, więc przejdźmy do rzeczy – powiedziała Altina.

– Ta.

– Planujemy zaatakować Fort Volks!

Diethart nagle spoważniał.

– Muszę zatem spytać o stan twego zdrowia psychicznego.

– Jeśli nie wykonamy tego rozkazu, zostaniemy uznani za zdrajców i będziemy musieli stawić czoła pierwszej armii.

– Wiedziałem. Cesarstwo jest skorumpowane.

– I dlatego właśnie musimy walczyć... Regis wymyśli jakiś plan.

Diethart spojrzał na chłopaka z niedowierzaniem.

Ten, drapiąc się po głowie, powiedział:

– Nie mam wiary w swoje możliwości, ale będę musiał zdobyć tę twierdzę.

– Rozumiem. Takie chwile w życiu się zdarzają. Mówicie mi to, gdyż pragniecie, byśmy wzięli udział w natarciu?

Altina pokiwała głową.

– Tak. Tylko nie zrozum tego źle. Nie mam zamiaru rozkazać szarży na fortecę wypełnioną po brzegi armatami ani moim, ani twoim ludziom.

Diethart przechylił głowę.

Standardem w atakowaniu ufortyfikowanych pozycji było natarcie na nie jak największą liczbą żołnierzy. Ominięcie ciał poległych, dotarcie do ścian, wspinaczka na nie, walka z obrońcami, zdobycie dział, a następnie otworzenie bramy.

Taką samą strategię chciał zastosować podczas jego ataku na Fort Sierck – z tym że wykorzystali zamieć śnieżną, by niepostrzeżenie podejść do twierdzy, jednocześnie unikając tym samym ognia jej dział.

– Jaki jest plan, panie strategu?

– Mam kilka pomysłów.

Regis spojrzał na mężczyzn rozładowujących wóz i zamyślił się na chwilę.

– To dość nietypowa strategia, dlatego im mniej osób o niej wie, tym lepiej. Jednak z panem mogę się nią podzielić, kiedy zostaniemy sami. Pasuje to panu?

Tym razem to Diethart na chwilę zamilkł.

– Czy rola, jaką mamy odegrać, wymaga, byśmy poznali cały plan?

– Nie.

– Hmmm. W takim razie proszę mi tego nie zdradzać. Nie sądzę, by pan strateg planował wysłać nas w pułapkę

.

– Jednak to wciąż będzie niebezpieczne.

– Rozumiem. Wiele wam zawdzięczamy, no i...

– Hmmm?

Diethart nie dokończył, kazał za to przejść Regisowi do wyjaśnień dotyczących ich roli.

Na wszelki wypadek chłopak zasięgnął rady Altiny.

– Księżniczko?

– Skoro się zgodzili, kontynuuj.

– Rozumiem.

Regis streścił swoje informacje Diethartowi, a kiedy jego ludzie skończyli rozładunek, strateg przeszedł do szczegółowych wyjaśnień planu.

Po wysłuchaniu go barbarzyńca pokiwał głową.

– Rozumiem. Uznaj naszą rolę za wykonaną.

– To doprawdy wielka pomoc!

Tym razem Diethart uścisnął prawą dłoń Altiny, to samo uczynił także z Regisem.

– Jestem bardzo wdzięczny.

– Na honor mego państwa... oraz mą miłość do pana stratega przysięgam zwrócić przysługę młodej księżniczki i wykonać powierzone mi zadanie.

– Masz na myśli przyjacielską czy braterską miłość, prawda?!

Diethart uśmiechnął się łagodnie, a następnie już z poważną miną złożył pokłon księżniczce.

Chwilę później jego powiewający na wietrze płaszcz ze skóry lwa oraz osłaniający go ludzie zniknęli w pokrytym grubą pokrywą śnieżną lesie.


Część 2

Federacja Germanii była wielkim państwem, w skład którego wchodziło 22 mniejszych królestw oraz księstw. Jednak przewodządze im św. Prusy nie miały władzy absolutnej,, więc często dochodziło do wojen pomiędzy jej członkami.

Dlatego mimo że Księstwo Varden do niej należało, i tak jego granicom cały czas zagrażały inne państwa. Jednak największe zagrożenie stanowiło dla nich Cesarstwo Belgalii.

Wszystko zmieniło się po wybudowaniu Fortu Volks.

Jego powstanie poskutkowało drastycznym obniżeniem kosztów prowadzenia wojny,, a umiejscowiona tam kopalnia żelaza poprawiła ich sytuację finansową, dzięki czemu było to jedno z bogatszych księstw w całej Federacji. W dodatku potrafili dobrze wykorzystać dostępne środki. Dla przykładu inwestycje w obronę obejmowały wynajęcie doświadczonych najemników i uzbrojenie ich w najlepsze możliwe wyposażenie, co pozwoliło im szybko wzmocnić swoją siłę i zacząć poszerzać swoje tereny o lasy zajmowane przez barbarzyńców.


Holger to wędrowny najemnikiem, który przed sześcioma miesiącami podpisał z nimi kontrakt po usłyszeniu wielu opowieści o tym, jaki to Fort Volks jest wspaniały. W tym roku miał skończyć 28 lat i można by spokojnie nazwać go weteranem, w fortecy był nowy, dlatego traktowano go tam jak żółtodzioba.

Opuścił właśnie twierdzę, aby zbadać sprawę ostatnich ataków barbarzyńców, którzy napadali pionierów w lesie.

Jego grupa składała się z 20 konnych. Jedynie przewodzący im rycerz był obywatelem Księstwa Varden, całą resztę grupy stanowili najemnicy.

Było zimno. Oddechy zarówno żołnierzy, jak i ich koni od razu zamieniały się w parę, a w dodatku śnieg zaczynał padać coraz mocniej.

Niewiarygodne... Dzikusy sprawiają kłopoty w taki zimny dzień. Irytujące. Czemu nie mogą zapaść w sen zimowy? – pomyślał.

Nie przepadał za Księstwem Varden, Fortem Volks ani terenami, które włączali do swoich granic – w końcu najemnicy walczyli jedynie dla siebie. Poza tym ściganie za dzikusami, którzy uciekli w głąb lasu, było niewdzięcznym zadaniem.


Grupa 20 jeźdźców, jadąca w zbitej formacji, zagłębiała się dalej w las. Przez to, że gałęzie drzew pokrywał, ciągle zresztą padający, śnieg, było dosyć ciemno. Znajdowali się już jednak w miejscu, które wedle raportu napadli barbarzyńcy, więc za chwilę rycerz jadący na przedzie powinien poprowadzić ich śladami dzikusów.

Nagle stary koń Holgera stanął dęba.

– Hej!

Mężczyzna zaciągnął lejce, dzięki czemu koń ponownie spoczął na czterech nogach.

Nie sprawiaj mi jeszcze więcej problemów! – pomyślał jeździec. – Wjechaliśmy za głęboko w las?

Holger spojrzał na prowadzącego ich rycerza, zastanawiając się, czy może wykorzystać problemy z koniem jako pretekst do zasugerowania przerwy. W tym momencie w ramię prowadzącego grupę trafiła strzała, która odbiła się od jego metalowego pancerza.

Zasadzka?!

Rycerz na przodzie grupy ze strachu zatrzymał konia i krzyknął:

– Dzikusy?!

– Nie zatrzymuj się, baranie! – wrzasnął Holger na swojego przełożonego.

Byli w zwartym szyku, więc skoro prowadzący stanął w miejscu, nie mogli uciec. Ich jedyną opcją pozostał nawrót przy wykorzystaniu formacji U. Pozostali najemnicy pomyśleli o tym samym i wykonali manewr, po czym uciekli między drzewa.

Nic nie zobowiązywało ich do pomocy tamtemu głupiemu rycerzowi, a ucieczka była ich jedynym wyjściem z tamtej sytuacji.

Podobno barbarzyńcy nie zwracali uwagi na wywieszenie białej flagi. Powiadano, iż są zwykłymi szkodnikami, oszalałymi z gniewu dzikusami czy diabłami, których wyrzekli się nawet ich bogowie. Według niektórych plotek jedli ludzi żywcem albo dla zabawy odrywali im kończyny.

Holger poczuł, jak zimny pot spływa mu po plecach.

Z oddali na planowanej trasie ich ucieczki dochodził szelest kroków.

– Jesteśmy otoczeni! – ktoś krzyknął z rozpaczą w głosie.

Najemnicy chcieli uciec w inną stronę, jednak odcięto im drogę, a ponieważ nikt im nie przewodził, uformowali koło.

Atmosfera była tak napięta, że nawet konie wstrzymały oddech, a Holger czuł, jakby jedną nogą znajdował się już w piekle.

W końcu z lasu wyłonili się barbarzyńcy.

Mieli na sobie futra zwierząt, w rękach miecze albo topory oraz wydawali dziwne okrzyki mające na celu wystraszenie wrogów. Raporty mówiły o małej grupce, jednak było ich wystarczająco wielu, aby otoczyć ich jak ściana.

Jeden z najemników rzucił:

– Podobno jedzą ludzi żywcem.

– Tylko nie to!

Jeden z młodszych najemników przyłożył sobie miecz do gardła. Było to krótkie ostrze, którym zawsze się szczycił – dostał je od rodziców jako prezent z okazji ukończenia osiemnastu lat.

Chce się zabić? Chociaż to lepsze niż zostanie pożartym żywcem...

Holger jednak położył rękę na dłoni młodzika, powstrzymując go od samobójstwa.

Nie miał ku temu żadnego powodu, tym bardziej że ich szanse na przetrwanie wynosiły zero, dlatego chłopak spojrzał pytająco na Holgera, prosząc tak o wyjawienie, czemu go zatrzymał.

Co miał mu powiedzieć? Nie poddawaj się? Że mogą ruszyć i przebić się przez przeciwników? Nie umieraj przed starszymi kolegami?

To wszystko było płytkie, nie miało najmniejszej mocy przekonywania.

Żałując, że nie przygotował sobie wcześniej żadnego adekwatnego do sytuacji tekstu, Holger wyciągnął miecz i krzyknął:

– Za mną!

Chociaż przeciwnicy przewyższali ich liczebnie, wciąż byli grupą blisko 20 jezdnych, więc gdyby natarli teraz na barbarzyńców, choć kilku najemników mogłoby ujść z życiem.

W tym momencie przed szereg dzikusów wyszedł elegancko ubrany mężczyzna, mający na sobie płaszcz z lwiej skóry.

– Odważne. Jednakże jest tu nas tysiąc, tak że przestrzegam przed takimi pochopnymi posunięciami – powiedział płynnym germańskim.

– Ten dzikus potrafi...

– Nazywam się Diethart. Może i ty zdradzisz mi swoje imię?

– Holger. Naprawdę jesteście dzikusami? Czy może żołnierzami z kraju wrogiego Germanii?

– Żadne z powyższych. Jesteśmy wojownikami z państwa leżącego w tych lasach, Bargainheimu.

Nigdy nie słyszałem o takim kraju!

– Co planujecie z nami zrobić? Zjecie żywcem, jak mówią plotki?

– Zejdźcie z koni i odrzućcie broń. Jeśli odpowiecie na nasze pytania, wypuścimy was po dwóch miesiącach.

– Co?!

Nie rozumieli, co się dzieje, ale dla najemników gotujących się już na śmierć taka propozycja była jak dar z niebios. Spojrzeli na siebie nawzajem.

Młodzieniec, który jeszcze przed chwilą chciał odebrać sobie życie, zszedł ze swojego konia, odrzucił miecz na bok, ukląkł na jedno kolano, a następnie uniósł ręce.

– Na Boga, oszczędźcie mnie!

Pozostali najemnicy podążyli w jego ślady, jedynie Holger wpatrywał się w Dietharta.

Nie miał jednak innego wyjścia.

Jego grupa została schwytana przez barbarzyńców i zgodnie z obietnicą wszystkich najemników oszczędzono. Skuto im ręce oraz nogi, po czym zamknięto w małej jaskini, której wejście było zakryte skórą .

Holger pomyślał, że dzikusy zapewne chcą, by zamarzli tam na śmierć, jednak dostarczono im ciepłą wodę oraz gorące kamienie, żeby się ogrzali, więc najwyraźniej zamierzali dotrzymać danego im słowa.

Kiedy nadeszła noc, w jaskini rozległ się płacz młodego najemnika.


Część 3

3 dni później.

Holgera sprowadzono przed oblicze Dietharta. Miał związane wszystkie kończyny oraz przystawiony do ciała miecz, jednak i tak cudem było, że wciąż jeszcze go nie zabito.

W pomieszczeniu oprócz władcy barbarzyńców przebywała także dziewczyna o czerwonych oczach. Miała zasłoniętą twarz, przez co nie dało się jej rozpoznać, ale skoro ukrywała swoją tożsamość, znaczyło to, ze piastowała jakąś wysoką pozycję.

Cholera... Więc Belgaria za tym stoi. – Holger przeklął w myślach.

Na domiar złego otaczali go barbarzyńcy z włóczniami.

Jakiś młodzieniec ze zbyt łagodnym wyrazem twarzy jak na żołnierza postawił przy nim drewniane krzesło.

– Proszę usiąść.

Haken no Kouki Altina - Volume 02 - NCP6.jpg

– Hmmp. Gdybym odmówił, zabilibyście mnie, prawda?

Holger usiadł przy stole, naprzeciw belgarskiego żołnierza.

Młody chłopak powiedział łamanym germańskim, przyprawionym belgarskim akcentem:

– Nie chcemy cię zabić.

– Mam zaufać cesarstwu?

– Możesz wybrać.

– Tcz.

Kiedy brano go do niewoli, Diethart powiedział, że chce odpowiedzi na kilka pytań, dlatego Holger czekał, aż jego rozmówca zacznie przesłuchanie.

Młodzieniec pokiwał głową.

– Nazywam się Regis.

– A ja Holger.

– W takim razie, panie Holger, proszę zerknąć na te plany.

Na stole była rozłożona mapa korytarzy wewnątrz jakiejś budowli, które wyglądały jak plan tuneli w kopalni, dlatego Holger przez chwilę myślał, że zostanie zniewolony i wysłany do pracy w sztolni. Dopiero po paru chwilach zorientował się, co tak naprawdę mu pokazano.

– To… Fort Volks?!

– Wspaniale. Skoro go rozpoznałeś, to znaczy, że nie zaszły w nim większe zmiany.

– Co ty chcesz z tym zrobić?

– Hm? Zna pan znaczenie tego dokumentu?

Regis uśmiechnął się zadowolony, natomiast Holger wstał z krzesła i wykrzyczał:

– To miniaturowa mapka fortu. Do czego chcecie ją wykorzystać?!

– Ooj. Zdobycie jej wymagało sporo wysiłku. Musiałem przekonać jakoś majora Thionville, by pozwolił mi rzucić okiem na jego osobistą kolekcję książek... Oprócz tego miał tam także wiele dzieł, które podobno miały zaginąć podczas wojny. Najwidoczniej jego poprzednik był wielkim bibliofilem. Najciekawszą lekturę stanowiła książka o badaniach nad ziołami rosnącymi na północy. Nie tylko dostarczyła praktycznej wiedzy, sama jej wartość historyczna…

– Regis! Regisie, schodzisz z tematu. – Dziewczyna stojąca za młodzieńcem uderzyła go w ramię.

Nazywała żołnierza po imieniu, co znaczyło, że musi ona być kimś naprawdę ważnym. Czyżby szlachcianką?

Chłopak twierdzący, że nazywa się Regis, wyprostował się na krześle.

– Przepraszam.

– Żeby wykopać te plany… Co ty knujesz?

– To chyba oczywiste. Chcę zaatakować fort – rzucił, jakby nie było to nic wielkiego.

– Jesteś głupi?!

– Tak. Zmuszono mnie do zrobienia czegoś głupiego… i właśnie dlatego potrzebuję tych informacji. Te plany stworzono przed czterdziestu laty. Do tej pory musiało tam zajść sporo zmian. Gdzie stacjonują straże? Gdzie jest składnica amunicji? Gdzie leżą kwatery dowódcy?

– Nawet gdybym ci to zdradził, ta wiedza na nic ci się nie przyda, jeżeli nie dotrzesz do fortu.

– W rzeczy samej. Dlatego też nie wyrządzisz nikomu żadnej szkody, zdradzając mi te informacje, prawda?

– To po mojej odmowie spytajcie resztę.

– Nie.

– He?

– Moim zamiarem jest przesłuchać was wszystkich i porównać wasze zeznania. Tu pragnę zaznaczyć, że wolności nie odzyskają osoby, które nas okłamały. Wypuścimy jedynie tych, których zeznania będą się pokrywać. Nie możemy także pozwolić, abyście wrócili do fortu, dlatego też pokryjemy wasze wydatki na powrót do domu oraz oddamy waszą broń i konie. Holger się skrzywił.

Ostatnie zdanie młodzieńca było z jednej strony czymś oczywistym, z drugiej zabezpieczył się na wszystkich frontach. Najprawdopodobniej to on zaplanował działanie grupy, która złapała jego oddział.

– Naprawdę nas wypuścicie?

– Mogę jedynie prosić o wiarę we mnie. Przyrzekam, iż zwrócimy wam wolność po dwóch miesiącach.

Holger wlepił spojrzenie w mającego poważną minę chłopaka.

Diethart oraz stojąca za nim kobieta czekali na odpowiedź, a wśród otaczających go barbarzyńców wyraźnie narastało napięcie. Czyżby chcieli go zabić, jak tylko odmówi współpracy? Holger nie zamierzał tego sprawdzać.

– Rozumiem. Powiem wszystko. Tylko wypuśćcie każdego z nas. To naprawdę wspaniałe chłopaki.

– Porównam informacje od ciebie z pozostałymi zeznaniami i jeżeli będą się pokrywać, wypuścimy całą waszą grupę.

– Dotrzymasz słowa?

– Przysięgam na Boga. – Regis się przeżegnał.

Cesarstwo Belgarii oraz Federacja Germanii miały wspólną religię i mimo że państwa te walczyły ze sobą, posiadały taki sam system wartości i czciły tego samego Boga.

Holger położył palec na planach, mówiąc:

– To główna brama. Tu jest posterunek straży.

– Dobrze… – Regis zaczął notować jego zeznania.

Nawet jeśli powiem to wszystko, działa nie pozwolą im nawet zbliżyć się do fortu. Co on sobie myśli?


Część 4

Regis przez cały tydzień wyjeżdżał do lasu barbarzyńców. Altina, ciekawa, co takiego zamierza, pierwszego dnia pojechała z nim, ale wyjazdy w sam środek terytorium dzikusów, i to bez żadnej eskorty, były nie do zaakceptowania. Gdyby wyszły na jaw, Evrard prześwięciłby stratega swoją halabardą, dlatego ten nigdy więcej nie pozwolił jej towarzyszyć mu podczas takiej wyprawy. A ponieważ Regis nie potrafił jeździć konno, poprosił Erica o przewiezienie go tam wozem.

Po przesłuchaniu wszystkich schwytanych najemników miał już w miarę wiarygodną mapę Fortu Volks.


Kiedy słońce zaczęło już chować się za horyzontem...

Regis wrócił do swojego pokoju, rzucił ukończone dokumenty na biurko, a następnie padł jak długi na łóżko.

Czerwone światło słońca, wpadające do pokoju przez okna, zaczęło powoli niknąć.

– Jestem zmęczony... – Prawie natychmiast zasnął.

W pewnym momencie obudziło go walenie do drzwi.

– Ej, Regis!

– Sir Jerome?

Kiedy Regis się podniósł, drzwi były już otwarte. Już wcześniej zdarzyło się coś takiego... tylko co by zrobił, gdyby dla przykładu akurat zmieniał ubranie?

Jerome chyba po raz pierwszy miał poprawnie założony mundur.

– Co ty... Co to ma znaczyć?!

– He? – Regis przetarł oczy.

Przez okno wpadało światło nowego dnia.

– Wciąż jesteś w pieleszach! Wstawaj albo skręcę ci kark!

– Już! Przepraszam.

Regis po prostu stracił przytomność, nawet nic mu się nie śniło. Najpierw wyjrzał przez okno – sądząc po pozycji słońca, nadeszła już pora na śniadanie. Następnie uwagę stratega przykuł przedmiot, który trzymał Jerome. Był to rachunek za kupione przedmioty, w dodatku na dość sporą sumę.

– Fort Volks nie jest zbytnio od nas oddalony, jednak potrzebujemy sporo rzeczy, aby przypuścić na niego atak.

– Trzydzieści dużych dział jest do tego niezbędne?! – kpiąco spytał Jerome.

– Nie wspominałem wcześniej, że musimy je kupić?

– Owszem, mówiłeś o kupnie, ale nie o takiej ilości! Chcesz zbudować nową fortecę tuż przed fortem Volks?!

– To interesujący pomysł... ale zakupiłem średniej wielkości mobilne armaty, ponieważ mamy tutaj jedynie osiem takich.

– I to o wiele więcej, niż trzeba!

– Według moich obliczeń, jeśli weźmie się także pod uwagę ewentualne awarie, taka ilość jest nam po prostu niezbędna.

– Skąd w ogóle wziąłeś na to środki?!

– Eee, z funduszu rodu margrabiego.

– Więc to moje pieniądze!

– I tak pochodzą z budżetu Cesarstwa, poza tym ich wyprowadzenie zostało już przykryte w księgach rachunkowych. Jeśli teraz z nich nie skorzystamy, może nie być już ku temu innej okazji, prawda?

– Tcz. – Jerome przyjął to do wiadomości, ale i tak dalej wyglądał na wściekłego.

Regis wstał z łóżka, strzepał kurz z przyszykowanego munduru, po czym go założył, żeby lepiej się prezentować.

– Skoro dostaliśmy rachunek, to znaczy, że zamówienie już dotarło?

– Ach.

– Naprawdę przepraszam, że zawracam generałowi głowę sprawami, które powinni wykonywać służący.

– W mordę. Gdybyś wstał rano, nie musiałbym się tu w ogóle fatygować.

– Czemu pan kogoś nie wysłał?

Jerome, słysząc to pytanie, wlepił w Regisa ostre spojrzenie.

Ten wzruszył ramionami i powiedział:

– No cóż, chyba jednak tego tematu nie należy poruszać przed żołnierzami.

– Właśnie. W każdym razie to twoja wina, że tak późno wstałeś. Nawet szlachta nie sypia tak długo jak ty.

– Ma pan rację. Czuję się strasznie ociężały.

– Bo brak ci treningu.

– Ghhh... – Regis nie mógł temu zaprzeczyć.

Jerome, Altina i pozostali żołnierze wstawali skoro świt i od samego rana ćwiczyli.

Mam aż tak tragiczną formę? – myśląc to, Regis zrobił krok przed siebie.

Nie udało mu się to jednak.

– He?

Chciał ruszyć w stronę drzwi, jednak zamiast do nich zaczął zbliżać się w stronę ramy łóżka.

– Co ty wyprawiasz?!

Przed upadkiem na ziemię uratował go fakt, że Jerome złapał go za rękę.

– Dziękuję… – powiedział Regis, po czym zaczął kasłać.

– Ej? Co ci jest?!

– Nic takiego. Tylko się potknąłem.

– Jesteś cały rozpalony, kretynie!

– …?

Jerome podparł plecy Regisa jedną ręką, drugą natomiast położył na jego czole.

Jaka twarda i cienka dłoń.

– Masz gorączkę.

– Ach…

Był strasznie osłabiony, miał mętlik w głowie oraz wrażenie, że jego stopy nie dotykają w ogóle ziemi, a za ten stan bez cienia wątpliwości nie odpowiadał fakt wstania przed paroma chwilami.

Jerome miał zmartwioną minę. Regis wcześniej sądził, że nie obchodzą go jego podwładni, ale może grubo się mylił i właśnie to stało za popularnością margrabiego.

– Tcz… Co za słabeusz! W dodatku w takim momencie!

– Przepraszam.

– Wracaj spać.

– Dobrze.

W tym momencie do pokoju weszły dziewczyny i zobaczyły, jak Jerome trzyma Regisa w ramionach.

– Co się stało? – spytała cicho Clarissa. – Całujecie się?

– Nie żartuj sobie! Czemu miałbym całować tego śmiecia?!

Jerome zrobił się cały czerwony, jednak nie ze skrępowania, tylko gniewu. Rzucił Regisa na łóżko.

Altina natychmiast podbiegła do chorego.

– Co się stało?! Nie wyglądasz najlepiej.

– Ach. Przeziębiłeś się – dodała Clarissa.

Księżniczka przyłożyła rękę do jego czoła – chłód jej dłoni rozszedł się po jego głowie. Chłopak przypomniał sobie wtedy, jak trzymał rękę Altiny w wozie, przez co serce zaczęło mu walić jak oszalałe.

– Jesteś cały rozpalony. Nic ci nie jest?!

– Mogę tego nie przeżyć.

– Nie poddawaj się! Potrzebujesz czegoś?

– Szklankę wody.

– Dobrze. Zaraz ci podam. Coś jeszcze? Jesteś głodny?

– Dziękuję. Trochę. Wystarczy mi nawet odrobina zwykłego chleba.

– Na pewno?

– Może jeszcze…

– Nie kupię ci książek.

Altina przerwała Regisowi w pół zdania, spoglądając na niego z obrzydzeniem.

– Przynieś mu wody i przygotuj coś do jedzenia. Ja wezwę do niego medyka. – Jerome poinstruował Clarissę.

– …?! – Pokojówka zrobiła zaskoczoną minę.

– He? Co jest?

– Po prostu nie spodziewałam się, iż może być pan tak delikatny.

– Co?! Nie pleć bzdur! To niczym nie różni się od naostrzenia stępiałego ostrza. Regis jest śmieciem, ale bywa użyteczny. Wykorzystam wszystko, co jest dla mnie dostępne, nawet jeśli to zwykły śmieć. Nic więcej.

– Aha.

Clarissa ukłoniła się nisko, po czym skierowała się do stołówki. Chociaż żartowała sobie z Regisem i Altiną, przy innych zawsze miała strasznie oziębłą postawę. Był to właściwie pierwszy raz, kiedy Regis widział, żeby rozmawiała z generałem.

Jerome spojrzał na chłopaka z „mówi się trudno” wypisanym na twarzy i powiedział:

– Masz wyzdrowieć w jeden dzień albo cię zabiję.

– Postaram się.


Altina przyniosła Regisowi koc.

– Zimno ci? Chcesz jeszcze jeden?

– Dziękuję, nie trzeba.

– Nie jesteś w stanie pracować, więc możesz sobie spokojnie odpocząć.

– Wiem. A, właśnie, Altino...

– Tak? – Księżniczka pochyliła się w stronę Regisa.

– Pomóż mi, proszę, z zapłatą za towary. Pieniądze są już przygotowane w skarbcu, liczenie nabytków zostaw sir Evrardowi.

– Dobrze.

– Poza tym...

– Tak? O co chodzi?

– Mogę cię zarazić, więc nie przychodź tu już.

– Uuuu... – Altina, kiwając głową, wydęła policzki z niezadowolenia.


Pani doktor zmierzyła Regisowi puls i temperaturę, co było bardzo krępujące dla chłopaka, ponieważ nie miała żadnych przyrządów i badała go samymi rękoma.

– Hmmm. To wyczerpanie spowodowane przepracowaniem.

– Aha.

– Dzisiaj masz dobrze wypocząć. Jutro także, o ile to możliwe.

– Nie mogę. Dotarły już zamówione towary, więc jeśli nie powiem, w jakiej kolejności należy je...

Lekarka wlepiła w niego ostre spojrzenie.

- Panie strategu, wyczerpanie rozpoczyna się od uczucia ssania w żołądku, które nie mija nawet mimo tego, że zjadło się sporą ilość jedzenia. Następnie dojdą problemy z sercem. Jednego dnia będzie wszystko w porządku, a następnego poranka znajdziemy pańskie zwłoki. Takie rzeczy się zdarzają, nieprawdaż?

– Ghhh.

– No cóż, osób, które posłusznie odpoczywają, taki los nie czeka. Poza tym mam już przygotowany lek.

– Byłoby naprawdę wspaniale, gdyby pani mogła postawić mnie na nogi tym lekiem. Lekarka gestem wezwała Evrarda, czekającego przy drzwiach. Z jakiegoś powodu łysy olbrzym wydawał się jakby jakiś mniejszy.

– Wahahaha! Tak paść ze zmęczenia. Brakuje ci ducha! Ducha! – wykrzyczał, po czym wszedł do środka tanecznym krokiem.

Lekarka jedynie zamrugała.

– Zostawiam resztę w twoich rękach, panie dowódco rycerzy.

– Może mi go pani bez obaw powierzyć!

– Fufufu.

Regis przyglądał się tej scenie, nie mając pojęcia, co się dzieje.

– He? Co jest grane?

– Ciało sir Regisa jest powiązane z przeznaczeniem bogini! – Przez boginię Evrard miał na myśli Altinę, co stało się chyba lokalną wiarą. – Co oznacza, że pomoc w wyleczeniu pana jest dowodem mojej wiary! To mój obowiązek!

– Eee?!

– Niech pan śpi spokojnie! Mam panu zaśpiewać kołysankę?

– Nie!

Pani doktor, wychodząc z pokoju, dodała na odchodne:

– Przy tym całym intensywnym treningu, jaki teraz ma miejsce, często występują kontuzje wśród żołnierzy, więc jestem bardzo zajęta i to tyle z mojej strony na dzisiaj. Panie dowódco rycerzy, proszę się upewnić, że pan strateg będzie spać aż do rana.

– Dopilnuję tego!

– Heee.

Evrard stanął przy drzwiach i wlepił spojrzenie w Regisa.

Chłopak westchnął, po czym powiedział:

– Rozumiem. Będę odpoczywać. Sir Evrard także jest zajęty treningiem, prawda?

– Bez obaw, Eric mnie zastąpi. Nie odpuszczam nawet przy zadawaniu wrogowi ostatniego ciosu, więc nic mi się nie stanie. Albo raczej kiedy przeciwnik się poddaje, zaczynam uważać jeszcze bardziej. Dzięki temu przeżyłem tak długo.

– Rozumiem.

Zupełnie jak wojownik jadący w pierwszej linii natarcia ze swoim wnukiem u boku.

Sam sposób, w jaki Evrard wypowiadał tamte słowa, przypominał opowiadanie historii i Regis chciał pozwolić mówić mu dalej, ale sądząc minie wojaka, za chwilę naprawdę zacząłby śpiewać strategowi kołysankę.

Regis zamknął oczy.

– Heeh. Nic tylko przybywa mi pracy.

Do dwunastego lutego zostało niewiele czasu, przez co czuł się naprawdę sfrustrowany. Po chwili po głowie zaczęły krążyć mu opowieści, jakie przeczytał, i w końcu zapadł w głęboki sen.


– Hmmm?

– Ojej.

Po otworzeniu oczu ujrzał Clarissę, stojącą w niknącym już czerwonym świetle zachodzącego słońca.

– To… sen?

– Jeśli śni pan o kimś, znaczy to, że ta osoba o panu myśli.

– Ach, czytałem kiedyś taki wiersz.

– Innymi słowy, me myśli do pana dotarły. Jestem taka szczęśliwa.

– To nie sen. Przecież się obudziłem.

– Nie potrafi pan marzyć, monsieur Regis.

Clarissa wzruszyła ramionami. Nie uśmiechała się, jednak jej mina sugerowała, że pokojówka jest w doskonałym nastroju.

– Przyniosłaś mi wody?

– To przypomina mi mój czas spędzony w stolicy.

– Hmm? Musiałaś zajmować się swoją rodziną? Ach, przepraszam. Nie powinienem wtykać nosa w twoje prywatne sprawy.

– Fufu. Nie. Chodziło mi o kwiatek, który zasadziłam.

– Czy ja wyglądam na wazę na kwiaty?

– Proszę wyhodować piękny okaz, żeby pewnego dnia móc mnie uszczęśliwić.

– Gdybym tylko mógł.

– Sir Regis na pewno da radę.

Jak zawsze ufała mu bezgranicznie, nie mając ku temu żadnych podstaw.

Regis rozejrzał się po pokoju.

– Nie ma sir Evrarda?

– Zagląda tu co jakiś czas. Powiedział mi jedynie, że monsieur jest cicho jak nieboszczyk, więc zapewne śpi, chociaż równie dobrze mógł po prostu odejść już z tego świata.

– Hahahaha…

– To nie jest śmieszne. Księżniczka zaczęła się przez to naprawdę martwić.

– Tak?

– Ale posłuchała pana i nie przyszła, ponieważ sir Regis jej zabronił. Zamiast tego przysłała mnie.

Rzeczywiście powiedział coś takiego Altinie, kiedy było mu słabo z powodu gorączki.

– To naprawdę zaskakujące.

– Co monsieur mówi? Księżniczka słucha się każdego pańskiego słowa.

– Cóż, to prawda…

Chęć zostania cesarzową, wyzwanie na pojedynek czy cała ta wojna były zainspirowane jego słowami. Regis aż poczuł się winny za nieszanowanie swojego ciała, na którym aż tak bardzo polegała.

– Jak się pan czuje?

– Już lepiej.

– Ojej, jaka szkoda.

– He?

– Monopolizowałam dla siebie widok pańskiej śpiącej twarzy.

– Co… Co?! O czym ty mówisz?!

– Fufu. Wolę jednak sir Regisa, kiedy jest przytomny. Później przyniosę panu coś do jedzenia, na razie proszę jeszcze odpoczywać.

– Dobrze.

Regis napił się wody, którą otrzymał od Clarissy. Płyn prawie natychmiast został wchłonięty przez jego ciało, zupełnie jakby było z piasku. Być może gardło zaschło mu tak od tego całego wcześniejszego kasłania.

Clarissa wzięła świeczkę, jedyne źródło światła w całym pokoju.

– Proszę spać aż do samego rana.

– Rety. Aż tak mi nie ufasz?

– Fufu. Ufam, jednak wiem, że sir Regis zacznie czytać książki, jak tylko poczuje się chociaż odrobinę lepiej.

– Ghhh.

Został osądzony i słusznie uznany winnym.

Chociaż gdyby tej nocy była pełnia, mógłby spróbować czytać nawet światła.

Clarissa, oświetlona jedynie słabym blaskiem świeczki, zrobiła zmartwioną minę.

– Sir Regisie, proszę nie umierać.

– Dobrze.


Część 5

W końcu nadszedł ten dzień.

3000 żołnierzy ustawiło się na placu parad Fortu Sierck. Dwa tysiące z nich weźmie udział w kampanii przeciw Federacji Germanii, reszta zostanie, aby bronić twierdzy. Wcześniej utworzyli sojusz z najbardziej wpływowym krajem barbarzyńców, Bargainheimem, tak więc nie musieli zostawiać aż tak dużej liczby żołnierzy, jednak Regis postąpił tak, ponieważ nie rozgryzł prawdziwych intencji księcia Latreille. Gdyby chciał jedynie osłabić regiment, Fort Sierck byłby bezpieczny. Jednak jeżeli jego plan zakładał upadek Altiny albo odebranie jej życia, wtedy wieści o ataku mogłyby wyciec do wroga, który najechałby praktycznie opuszczoną twierdzę. To oznaczałoby koniec całego regimentu.

Istniała też możliwość, że zostaną zaatakowani od tyłu. W takiej sytuacji siły pozostawione w forcie mogłyby służyć jako wsparcie i wyratować ich z trudnej sytuacji.

Według zapisków 2000 żołnierzy było najmniejszą siłą wysłaną kiedykolwiek, aby zdobyć Fort Volks. Mieli ze sobą 30 dział, jednak były tego samego typu co te, których użyto podczas czwartej wyprawy.

Plac parad był przesiąknięty zapachem koni, które przeznaczono do ciągnięcia wozów z zaopatrzeniem.

Evrard wraz z Erickiem podeszli do obserwującego żołnierzy z ubocza Regisa.

Obaj byli w pełnej zbroi oraz dzierżyli broń – jeden halabardę, drugi miecz. Mimo bliskiego pokrewieństwa, podobieństwa między nimi trzeba by ze świecą szukać?.

– W końcu nadszedł ten dzień!

– Dziękuję za pańską ciężką pracę, sir Regisie.

– Ciężka praca… Tak, w końcu możemy zaczynać.

– Czuje się pan lepiej?

– Tak, jestem już w pełni sił.

– Ale wciąż wygląda pan na strasznie zmęczonego.

– Haha…

Evrard uderzył się w pierś.

– Może pan spokojnie zostawić mi obronę fortu! Będę oczekiwać dobrych wieści!

– Liczymy na ciebie.

Obrona Fortu Sierck została powierzona prawej ręce Jerome’a.

Gdyby w twierdzy nie została osoba potrafiąca sprawnie dowodzić wojskiem, w przypadku ataku wroga żołnierze mogliby się po prostu poddać. Dlatego też ważniejszy od tego, jakie siły przeznaczy się do obrony, był ich dowódca.

Regis chciał, żeby Eric został razem z Evrardem, ale on uparł się, że musi go bronić, więc strateg nie miał wyboru i dołączył go do grupy ekspedycyjnej.

Z drugiej strony lewa ręka Altiny wciąż była niesprawna, więc dołączenie do głównych sił takiego zdolnego rycerza wyszło na dobre.

Po tym, jak Eric i Evrard wrócili do formacji, do Regisa podszedł Jerome.

– Ej, Regis.

– O co chodzi?

– Chcę cię o coś spytać. – Chociaż stali w sporej odległości od żołnierzy i ci nie mogli ich usłyszeć, Jerome dla pewności rozejrzał się dookoła.

– Odpowiem, o ile będę w stanie.

– Jak zwracasz się do księżniczki?

– Hmm? Po prostu wasza wysokość?

– Więc o co chodzi z tą Altiną?

– He?! – Regisa aż zmroziło.

Gdzie on to usłyszał?

Jerome zrobił kwaśną minę.

– A więc jednak się nie przesłyszałem. Tak naprawdę pochodzisz z któregoś z wielkich rodów szlacheckich? Zawsze uważałem cię za zbyt dobrze wykształconego jak na zwykłego mieszczanina.

– Proszę tak nie żartować. Jestem mieszczaninem z dziada pradziada. Wciąż muszę spłacić dług za moje czesne w akademii wojskowej.

– Jeszcze tego nie oddałeś?

– Zrobiłbym to, gdybym został w regimencie markiza Thénezay przez trzy lata...

– Hmmp. Więc czemu ktoś taki jak ty może używać przezwiska wobec księżniczki?

– Też chciałbym wiedzieć.

– Z pokojówką też jesteś dosyć blisko.

– Niespecjalnie. Mademoiselle Clarissa po prostu lubi się ze mną droczyć.

Jerome spochmurniał jeszcze bardziej.

– Chodziło mi o Elin.

– He?!

– Sądziłeś, że mówiłem o pokojówce księżniczki? Flirtować na lewo i prawo też nauczyłeś się z książek?

– Hahaha. To i tak byłoby niemożliwe. Mademoiselle Elin podchodzi do pracy dla sir Jerome'a ze zbyt wielką pasją. Poza tym nie mam szczęścia do dam.

Jerome spojrzał na Regisa jak na idiotę.

– Co tam pokojówki... Twoje relacje z księżniczką nie są takie same?

– Jak pomiędzy dowódcą a jego strategiem. Za przezwisko odpowiada osobowość jej wysokości, używanie go przeze mnie było prawdopodobnie jedynie jej kaprysem.

– W takim razie dobrze.

Tym razem to Regis poczuł się niepewnie.

– Czyżby sir Jerome... w Altinie?

– Nawet jeżeli jesteś strategiem, jej romans z mieszczaninem wywołałby skandal, który wpłynąłby negatywnie na morale wojska. Nie sprawiaj ludziom kłopotów przez takie błahostki, śmieciu jeden.

– Cóż, ma pan rację...

Taki skandal stanąłby na drodze do realizacji marzeń księżniczki. Regis postanowił od teraz bardziej uważać podczas rozmów z nią.

W tym momencie Altina weszła na podium ustawione przed zebranymi na placu żołnierzami. Brała udział w kampanii, dlatego miała na sobie zbroję nałożoną na sukienkę oraz oczywiście płaszcz zasłaniający lewą część ciała.

Żołnierze w napięciu oczekiwali jej mowy.

– Jak się czujecieeee?!

– Wraaaa!!

Żołnierze w odpowiedzi na czysty głos Altiny krzyknęli tak głośno, że aż ziemia się zatrzęsła.

Jerome z grymasem na twarzy rzucił: – Jak się czujecie? Co to ma być, jakaś wycieczka szkolna?! – Był jednak na tyle cicho, że żaden z żołnierzy go nie usłyszał.

Regis jedynie wzruszył ramionami.

– Taki już jest styl Altiny. Co sir Jerome mówił w takich mowach?

– Coś w stylu "Gotowi? Wybijmy wroga w pień albo zgińmy, próbując".

– To dosyć ostre...

Altina w tym momencie wykrzyczała:

– Wyruszamy teraz zaatakować Fort Volks! Na pewno słyszeliście już, dlaczego musimy to zrobić! Jeśli go nie zdobędziemy, uznają nas za zdrajców! Trochę dziwny powód walki, nieprawdaż?!

Jerome zmrużył oczy.

– Ej, co ona bredzi? To był twój pomysł?

– Nie. Moja propozycja mowy brzmiała mniej więcej tak: Aby zaprowadzić pokój na granicach, musimy uderzyć na Fort Volks. Nasz cel jest jasny, użyczcie mi, proszę, waszej siły.

– Kompletnie bez polotu.

– Ale jest adekwatne do sytuacji, prawda?

Altina kontynuowała swoją mowę:

– Nie chcę walczyć dla siebie, tylko dla was wszystkich! Osoby mające rodzinę niech myślą o niej! O waszych narzeczonych, przyjaciołach, wszystkich osobach, które was otaczają, i towarzyszach stojących u waszego boku!

Żołnierze rozejrzeli się dookoła, po swoich towarzyszach, z którymi ruszają w bój.

– Walczymy dla naszych towarzyszy! To zwycięstwo będzie dla wszystkich ważnych dla nas osób! Nie zapominajcie o tym!

Altina spod swojego płaszcza wyciągnęła płótno o zielonej barwie, która według Regisa miała symbolizować pospólstwo.

– Chcę bronić obywateli! Taki cel mi przyświeca i nie porzucę go bez względu na to, w jakiej bitwie będę walczyć! Mam nadzieję, że wy także podchodzicie do tego w ten sposób! Żołnierze zaczęli między sobą szeptać.

Jerome rzucił z pogardą:

– Upadła na głowę? Przecież walczy się dla siebie. To oczywiste, nie?

– Ja popieram jej opinię, ale nie przypuszczałem, że wygłosi ją w takim miejscu.

– Nie omówiła tego z tobą?

– Altina konsultuje się ze mną jedynie w przypadkach, kiedy nie ma pewności co do jakiejś sprawy. Kiedy jednak uważa coś za słuszne, zrobi to i nie będzie mieć znaczenia, gdyby nawet same niebiosa zaprotestowały. Taka po prostu jest.

– Tch. Wyglądasz na cholernie zadowolonego z tego powodu!

– He? Naprawdę? Niedobrze.

Regis, mrużąc oczy, ponownie spojrzał na wygłaszającą mowę Altinę.

– Oto moja flaga! Będę walczyć pod sztandarem tarczy obywateli! Mam nadzieję, że użyczycie mi wszyscy swojej siły!!! – wykrzyczała ze wszystkich sił.

Haken no Kouki Altina - Volume 02 - CP4.jpg

Żołnierze zamilkli.

Na placu zapanowała całkowita cisza.

Napięcie rosło.

Im dłużej ktoś służył w armii, tym więcej z tego powodu tracił. W cesarstwie wojny były prowadzone przez szlachtę, a żołnierze walczyli w nich dla pieniędzy, żołd wysyłając swoim rodzinom, jednak niewielu z nich udało się jakąś stworzyć. Szlachty natomiast nie interesował ich powód do walki. To było normalne. Dowódca proszący o to, by walczyli dla obywateli? Nigdy wcześniej sobie tego nawet nie wyobrażali.

Dlatego właśnie zaniemówili.

Jakiś młody żołnierz wzniósł pięść ku niebu wraz z okrzykiem:

– Niech żyje Marie Quatre!

W pewnej odległości od niego inny rycerz uniósł w górę swój miecz.

– Tarcza obywateli!

– Za nasze rodziny!

W końcu wszyscy okazali swoje poparcie mowie wygłoszonej przez księżniczkę.

Spojrzenia żołnierzy przepełniała ambicja oraz żądza krwi, którą znów przeleją, tym razem jednak będą walczyć za kogoś innego. Za rodziny pozostawione w domach, swoje ukochane, przyjaciół, towarzyszy broni stojących u ich boku, za wszystkie ważne dla nich osoby. Ktoś nawet zapłakał, przypominając sobie o nich.

Evrard i Eric zasalutowali w geście poparcia.

Jerome w ciszy obserwował wiwatujących żołnierzy.

Regis natomiast nie mógł wyjść z podziwu, jak silną determinację i ambicję posiada Altina.


Rok cesarski 851. 12 lutego.

300 kawalerzystów, 600 artylerzystów oraz 1100 piechurów, łącznie 2000 żołnierzy z przygranicznego regimentu Beilschmidt, opuściło Fort Sierck.


Wróć do Rozdział 2 Strona Główna Idź do Rozdział 4