Mimizuku to Yoru no Ou PL: Rozdział 5

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 5[edit]

Dźwięk pozdrowień głośno poniósł się przez pokój.

Wszyscy ministrowie i żołnierze pochylili się na toast.

Pokój nadzorował siedzący na tronie siwowłosy król.

Ludzie gratulowali sukcesu Brygadzie Magów, a Świętemu Rycerzowi jego galanterii. Żwawi trubadurzy zaczęli śpiewać ody w rogach sali.

Książę Ann oparł się plecami o ścianę w rogu sali i spojrzał z daleka na scenę.

-Panie Święty Rycerzu! Tamci urządzili tam konkurs picia! Jestem pewien, że jesteś w stanie wypić więcej niż oni wszyscy razem wzięci! - powiedział przyjazny rycerz, podchodząc do Ann Duke'a.

-Nah, jeśli znowu za dużo wypiję, moja żona będzie zła - odparł Ann Duke ze smutnym uśmiechem.

-Mógłbyś ją ode mnie pozdrowić?

-Tak, oczywiście. Przede wszystkim jest tu mnóstwo ludzi ze świątyni. Nie chciała przyjść, bo była zdenerwowana i powiedziała, że nienawidzi tego typu uroczystości.

-Haha! To bardzo źle! - powiedział wykrzyknął, ponownie znikając w tłumie.

Udało im zniewolić króla demonów, natomiast porwana dziewczyna została uratowana.

Wiadomość jak burza obiegła chłopstwo. Nawet w tej chwili obywatele podnosili kieliszki za powodzenie królestwa.

Również Ann Duke nie stronił od drinków.

Jednak zniewolenie króla było wczoraj. Chciał wrócić do swojej rezydencji i odpocząć. Jego żona z pewnością czekała na jego powrót, a nie lubia przychodzić na uroczystości takie jak te, podczas których wszyscy chodzili z pozdrowieniami wte i wewte.

Myślał o nieobecności pod pozorem odpoczynku, jednak z punktu widzenia królestwa był twarzą ich zaszczytu, no i był coś, co go interesowało. Czekał toastu dla tego raportu.

W końcu, służący podbiegł do Ann Duke'a. Szepnął mu coś do ucha. Słysząc to, Ann Duke skinął głową i przekazał słudze podziekowanie.

Potem spokojnie opuścił tyły sali.

Jeśli król wiedział, dlaczego wychodzi, i tak nie było sposobu, żeby go zatrzymał.

Ann Duke czekał na raport, że dziewczyna pojmana przez króla demonów nie odzyskała przytomności.

Przeszedł przez długi korytarz, zapukał do drzwi ze złotą klamką, po czym powoli wszedł do pokoju.

Było w nim łóżko pod jasnym żyrandolem. Tutaj mała dziewczynka leżała na boku.

Ann Duke podszedł do dziewczyny. W łóżku wypchanym pierzem ptactwa wodnego spała jakby tonąca w nim dziewczyna. Jej policzki były żałośnie chude i Ann Duke przypomniał sobie, jak zaskoczony był jej lekkością, gdy j podnióśł. Magiczne płomienie zostały wykonane tak, aby nie spalić dziewczyny, ale wciąż była lekko okopcona.

Przebiegł palcami po jej cienkich włosach, co dało u wrażenie słomy. Odsunął na bok grzywkę, ujawniając czoło. Nie było na nim dziwnego wzoru, a żaden z magów nie miał pojęcia, co to reprezentuje. Jednak to na pewno było dziełem króla demonów i wydawało się, że bez wątpienia została dotknięta jakimś zaklęciem.

-W porządku? Jak się czujesz?

-...

Wtedy spojrzała lekko otwartymi oczami, wpatrując się nieruchomo w Ann Duke'a.

-Ah... a... - jęknęła niezrozumiale.

-Tak? O co chodzi? - spytał czule Ann Duke.

Jednak dziewczyna nie mogła zebrać się na żadne więcej słowa, więc starała się jakoś podnieść swoje ciało z łóżka. Zmaga się z brakiem ził, biorąc za rękę Ann Duke'a.

-W porządku? Boli cię gdzieś?

-N-... nie.

Głos dziewczyny był słaby, jak trzepotanie skrzydeł owadów. Nadgarstki trzymane przez Ann Duke'a zmienił się w brąz. Byli w stanie stopić łańcuchy za pomocą magii, ale nie mogli usunąć znaków, które najwidoczniej miała na sobie przez długi czas. Patrzenie na to raniło jego serce. Jednak Ann Duke był wdzięczny, że była w dobrym zdrowiu.

-W porządku, dobrze.

Odetchnął z ulgą.

Dziewczyna nie używała zbyt wiele umysłu i jedynym co mogła zrobić było:

-Gdzie... ja jestem?

-To zamek Czerwonej Arki. Już nie musisz się martwić. Nie ma niczego, czego mogłabyś się bać.

-Niczego... czego mogłabym... się bać - powtórzyła niczym papuga.

-Tak, to prawda. Jestem Ann Duke. Ann Duke MacValen. Jakie jest twoje imię?

-Moje... imię?

Dziewczyna delikatnie zamknęła oczy.

Jej rzęsy zatrzęsły się, jakby pod wpływem dreszczy.

Wtedy otworzyła oczy.

-Zapomniałam swojego imienia - wyszeptała.

Słysząc te słowa, Ann Duke zastygł w zaskoczeniu. Dziewczyna patrzyła w twarz Ann Duke'a czystymi, niewinnymi oczyma.

Ann Duke przygryzł wargi sposzczając wzrok, pocz tym potrząsnął kilka razy głową.

Następnie delikatnie objął głowę dziewzynę.

-Biedactwo - powiedział cichym, głębokim głosem.

Dziewczyna wydawała się lekko pochylić głowę, kiedy została przyciśnięta do piersi Ann Duke'a.

Nie mogła zrozumieć, czemu coś takiego zostało do niej powiedziane.


Plotki, że Król Nocy zostały stłumiane a to, że porwana dziewczyna została uratowana w mgnieniu oka przeniosło po regionie.

Ludzie rozmawiali, wychwalając Brygadę Magów i Świętego Rycerza oraz wyrażali współczucie i litość dla tej dziewczyny.

Poeci śpiewali swoje pieśni pochwalne wraz z akompaniamentem harfy. Śpiewali o dziewczynie z dziwnym wzorem na czole, o jej nieszczęściu oraz o jej okrutnym losie. Śpiewali w pięknym, melancholijnym rytmie. Śpiewali także wielkie pochwały o bohaterskich czynach Świętego Rycerza.

Jednakże była jedna rzecz, o której nigdy nie śpiewali.

Nigdy nie mówili o demonicznym Królu Nocy i nikt nie wiedział o miejscu jego pobytu.


-Twoje imię to Mimizuku.

Pewnego dnia piękna kobiera o czarnych włosach weszła do pokoju zamkowego i przemówiła do niej uprzejmym głosem. Jej włosy zostały splecione w dwa lub trzy warkocze, a jej oczy, które były w tym samym kolorze jak jej włosy, biły bystym, delikatym światłem.

-Twoje imię to Mimizuku. Słyszałam to od łowcy, który uratował cię wcześniej, gdy byłaś zagubion w lesie.

-Mimizu... ku?

Mimizuku, siedząc na swoim dużym łóżku w beztroski sposób, powtarzyła imię. Miała na sobie lekką, cienką sukienkę i trochę koloru powróciło na jej wychudzone policzki.

-Tak. Pamiętasz?

-Nie... nie rozumiem. Ale kiedy to powiedziałaś... Czuję, że to może być prawda. Tak, moje imię to Mimizuku - powiedziała cichym głosem Mimizuku. Zacisnęła dłonie na klatce piersiowej tak, jakby chciała ochronić coś cennego.

-Jestem Orietta. Orietta MacValen. Jestem żoną tego leniwego Świętego Rycerza. Znasz Ann Duke'a, tak?

-Tak, znam Andiego.

Odkąd Mimizuku obudziła się kilka dni wcześniej, Ann Duke przychodził do niej z wizytą każdego dnia. Mimizuku spała często i mógł rozmawiać z osobami doglądającymi jej, gładząc ją po głowie.

-Tak, jestem żoną tego udomowionego rycerza. To prawdziwa przyjemność spotkać cię, Panienko Mimizuku.

Mimizuku potrząsnęła jej wyciągniętą dłonią. Uśmiechnęła się. Jej ręka była gładka w przeciwieństwie do Mimizuku, której dłoń była jak zwiędły liść.

Orietta skrzywiła się lekko po potrząśnięciu jej dłonią.

-Miło cię poznać, uh...

-Orietta.

-Tak, miło cię poznać, Orietto, żono... Andiego?

-Tak, niestety, to ja.

W przeciwieństwie do jej słów, twarz Orietty była wesoła.

-Mimizuku... czy to w porządku, jeśli będę cię nazywać Mimizuku?

-Aha!

Oczy Mimizuku błyszczały, gdy usłaszała pytanie Orietty. Mimo że powiedzieli jej, że to jej własne imię, poczuła, że jest niezwykle cenne gdy została tak nazwana.

-Mimizuku, czy podoba ci się mieszkaniu tu?

Na pytanie "czy" Mimizuku pochyliła głowę. Jednak po prostu powiedziała, co myśli.

-Cóż, um... Jest tu dużo pysznego jedzenia. Mam dużo ładnych rzeczy do ubrania i wszyscy są naprawdę mili!

-Brakuje ci czegoś?

-Andy zawsze o to pyta! Nie, niczego nie brakuje.

Mimizuku pokręciła głową w odpowiedzi. Szczerze, jej stul życia był bardziej niż wystarczający. Zawsze zastanawiała się, czemu byli dla niej tacy mili.

Prawdopodobnie dlatego, że byli w stanie zrobić tak wiele dla niej, po prostu to robili.

Orietta uśmiechała się do niej.

-Przypomniałaś sobie coś? - spytała cicho.

Miała na myśli dni, które spędziła przed przebudzeniem się, w lesie.

Mimizuku nie odpowiedziała. Ponownie pokręciłą głową, ale wolniej i z zupełnie innym uczuciem.

Orietta uklęknęła na dywanie obok łóżka i spojrzała w oczy Mimizuku.

-Wiesz, Mimizuku. Aż do teraz byłaś w lesie. Byłaś więziona przez potwory, a Twoje oczy były pełne strachu... To musi być powód, dla którego straciłaś pamięć... aby chronić siebie. Próbuj na siłę sobie przypomnieć. Mimizuku, być może lepiej będzie zapomnieć. Od teraz masz przed sobą nowe życie!

Las Nocy.

Potwory.

Pełne strachu oczy.

Słowa odbijały się w głowie Mimizuku.

Naprawdę?

Być może lepiej będzie zapomnieć

Na-naprawdę?

-Mam... przed sobą nowe życie?

-To prawda - pojawiło się potwierdzenie.

Zgadza się, właśnie tak.

Naprawdę?

Dlaczego?

Ktoś spytał głęboko w jej sercu.

Usłyszała hałas dzwoniących łańcuchów gdzieś daleko.


Wzdłuż starej, kamiennej ścieżki unosił się zapach pleśni. Sufit był wysoki, ale bez okna. Z pomocą magi płonął jasno, zmieniając się z czerwonego na niebieski. Król ruszył do przodu, a jego kroki odbijały się echem po sali. Towarzyszący mu magowie nie powiedzieli ani słowa. Jedynymi rzeczami, które można było usłyszeć, były uderzające o ziemie buty i coś, co brzmiało jak głęboki jęk.

W najdalszym końcu sali znajdował się ukrzyżowany na ścianie czarny cień. Kiedy król zatrzymał się, jego ostatni krok był najbardziej wyrazisty ze wszystkich.

-Król potworów.

Zachrypnięty, ale dostojny głos wyszedł z króla.

Utrzymywany w miejscu przez przezroczyste nici, Fukurou został ukrzyżowany na ścianie poprzez związanie ciała. Jego oczy były zamknięte, a skrzydła nie wykonały najmniejszego ruchu.

-Jest przytomny? - spytał mag u boku króla.

-Sprawdźmy, czy może nas usłyszeć - odpowiedział Riveil spod swej ponurej szaty.

-Królu demonów.

Przemówił silnie król. Odpowiadając na jego głos, a może z innego powodu, Fukurou otworzyć ciężkie powieki.

Wypłynęło z nich słabe, srebrne światło. Zostały zgaszone w związku z wpływem magicznej siły, ale siła jasnego światła wskazywała na to, że był władcą potworów.

Król wziął głęboki wdech i odwrócił się, aby się z nim przywitać, niezachwianie.

-Królu demonów. Jak czujesz się schwytany przez ludzi?

Spytał prowokacyjnie. Jednakze król demonów zignorował jego pytanie.

-... Król ludzi...?

Jego głos był wystarczająco głęboki, aby być odczuwalnym na ziemi.

-W istocie. Jestem królem tego kraju, Czerwonej Arki.

Przez chwilę wydawało się, że w oczach Fukurou pojawił się błysk emocji. To było coś bliskiego pogardzie lub odrazie.

Król pomyślał, że wydawało się dość ludzkie.

Nie sądził, że coś wojowniczego, z czysto złymi intencjami, może czuć rzeczy takie jak pogarda i nienawiść.

-... Nienawidzisz ludzi? Wyglądasz jak człowiek, królu potworów. Wygląda na to, że zniewoliłeś ludzką dziewczynę, czyż nie? Bez zabijania lub używania swoich zdolności... planowałeś zemstę?

Fukurou odpowiedział na pytanie cichym odrzuceniem, nie czyniąc najmniejszego ruchu. Król nieco zacisnął zęby. Nawet jeśli zostałby schwytany, nie mógłby zachować swojej godności tak długo, jak robił to Fukurou.

To nie mogło być pomocne. Jego przeciwnik był przede wszystkim potworem.

-... Cokolwiek. Dziewczyna otrzymała staranną opiekę w zamku. Ta dziewczyna straciła wspomnienia, ale to jest wygodne dla niej, biorąc pod uwagę fakt, iż jej styl życia będzie odstąd szczęśliwy i odnowiony. Królu demonów. Twoje oczekiwania były całkowicie chybione.

Fukurou nie odpowiedział. Po prostu poraz kolejny zamknął oczy, jakby stracił zaintereswanie. Król wymienił spojrzenia z magami i z czcią wyciągnął wielką kryształową kulę.

Kryształ jaśniał magiczną mocą oraz czerwonym płomieniem kołysającym się wewnątrz. Z pięknym dziełem i magiczną mocą, ci, sktórzy spoglądali na przedmiot zostali pochłonięci przez jego mistykę.

-Ten płomień reprezentuje twoją moc magiczną. Kiedy zmieni się z czerwonego na niebieski, twoja moc zostanie wyczerpana, twoje ciało wyschnie i staniesz się mumią reprezentującą moc magii tego kraju.

Król wyjaśnił wszystko od niechcenia i nawet jeśli dawał Fukurou wyrok śmierci, Fukurou nie odpowiedział i pozostał w ciszy.

Wyczerpując rzeczy do powiedzenia, król odwrócił się na pięcie i wrócił na drogę, którą przyszedł. Na dźwięk jego znikających w oddali kroków, głos nagle powstał.

-Ludzki królu.

Król zatrzymał się. Zachowując swój majestat najlepiej jak tylko mógł, powoli odwrócił się. Poraz kolejny spotkał się ze srebrnymi oczami Fukurou.

-Ludzki królu. Co cenisz bardziej: siebie, czy swój kraj?

To było pierwsze pytanie zadane przez króla potworów do króla ludzi. Król ludzi skrzywił się i dał odpowiedź bez wahania.

-To pytanie jest bez sensu, królu demonów. Te dwie rzeczy są nieporównywalne. Za każdym razem wybiorę swój kraj. Tak długo jak jestem sobą, wybiorę swój kraj.

Tak długo jak miał wolę, nie będzie nawet umieszczał ich w tej samej lidze.

Na odpowiedź króla Fukurou zamknął oczy i zamilkł, jakby spał.


Błękitne niebo, oznaczone tylko kilkoma cienkimi chmurami, zawiniętymi nad tętniącym życiem rynkiem zamkowym.

-W-wah...!

Stojąc przy wejściu na rynek, oczy sanpaku Mimizuku były szeroko otwarte.

-Tu jest tak wielu ludzi!

-To pierwszy raz, kiedy widzisz tak wielu ludzi w jednym miejscu? - spytał z uśmiechem Ann Duke. Stał obok niej.

-Definitywnie pierwszy raz! - odpowiedziała Mimizuku.

-Tak więc złap się mnie za rękę, żeby się nie zgubić, okej? -zaproponowała Orietta. Stała na przeciwko Ann Duke'a. Złapała małą rękę Mimizuku. Mimizuku zamrugała kilka razy, ale potem uśmiechnęła się szczęśliwa.

To był pierwszy raz, kiedy Mimizuku opuściła zamek.

Miała na sobie ciuchy, które nie były krzykliwe, ale zdecydowanie dobrze wykonane wraz z basebalówką. Ann Duke i Orietta odprowadzili ją.

-Hej, Orietto! Wszyscy niosą tak dużo rzeczy!

-Tak, w końcu jest to strefa handlowa - powiedziała Orietta, zastanawiając się, czy Mimizuku ją zrozumiała.

Mimizuku, odkrywając, że trudno jest jej zrozumieć, przechyliła głowę.

-Kupujesz rzeczy które chcesz w zamian za pieniądze. Tutaj, Mimizuku, otwórz rękę.

Orietta włożyła trzy monety w pustą dłoń Mimizuku.

Miały na sobie ryciny gołębi i wydawały się dla Mimizuku niczym skarby.

-Użyj ich.

-Płacić? Pieniędzmy? Za coś, co chcę?

-Racja, za coś, co chcesz.

-Coś, co chcę...

Mimizuku zamyśliła się lekko.

Ann Duke zaśmiał się.

-Najpierw się rozejrzył! - powiedział, popychając plecy Mimizuku. Na rynkowych straganach były świerze owoce i warzywa, piękne tekstylia i inne przedmioty, których Mimizuky nigdy wcześniej nie widziała.

Mimizuku rozglądała się wokół; wiele z tego, co zobaczyła było dla niej kompletnie nowe.

-O rany, witaj, Pani Orietto!

Nagle z boku dezwał się jakiś głos. Kobieta, która zajmowała się sprzedażą mąki pszennej, pojawiła się przed Oriettą.

-Jest Pani wraz z Panem Świętym Rycerzerzem? Jestem tak zazdrosna, jak dobrze się dogadujecie...

Mówiąc to, kobieta uśmiechnąła się serdecznie.

-Nie ważne czy możemy się dogadać, przyszedł dzisiaj ze mną. Czegokolwiek bym nie kupiła, nie muszę się martwić o zaniesienie tego z powrotem do domu tak długo, jak on tu jest! - powiedziała Orietta, przywdziewając swój najlepszy uśmiech.

-Ahaha, bez wątpliwości! Powiedz, Orietto, kto jest tym dzieckiem?

Kobieta spojrzała w dół na Mimizuku. Mimizuku spojrzała w górę na Oriettę, zastanawiając się, co powinna zrobić.

-Pani Orietto, masz już dziecko tej wielkości?

-Czyż ona nie jest słodka? - odparła z uśmiechem Orietta, ignorując komentarz kobiety.

Zanim się zorientowała, Orietta puściła jej dłoń i lekko dotknęła jej placów. Mimizuku zrozumiała przez to, że miała na myśli, iż powinna sobie pójść, więc z głośno bijącym sercem wmieszała się w tłum między ulicznymi straganami. Witając zewsząt ludzi, Ann Duke oglądał jej mała postać, aby się upewnić, że nie straci jej z oczu.

Po wpadnięciu na kilku ludzi, Mimizuku znalazła się przed jednym z pojedynczych straganów. Zatrzymała się dla odpoczynku i odkryła słodkie zapachy pochodzące ze straganu.

-Hej, mała panienko! Chciałabyś coś zjeść? - powiedział uprzejmnie wpłaściciel do Mimizuku. Mimizuku trochę spanikowała.

-Czy to będzie smakować dobrze?

-Ugryź i zobacz! Tutaj, jedz.

Owinięty w ciemnokolorowy papier, gotowany owoc znikał w cukrze. Kiedy ugryzła, ciepła sładycz i owocowy smak zmiesząły się w jej buzi.

Oczy Mimizuku błyszczały.

-Przepyszne!!

-Jest takie, jest takie!

Na odpowiedź Mimizuku, mężczyzna stał się jeszcze bardziej pełen werwy.

Bez brania wdechu, Mimizuku wgryzła się w owoc. Po szaloym głoszeniu jego smakowitości, tłum dorosłych wkrótce zebrał się wokół niej.

-To jest nawet lepsze niż jedzenie w zamku! -przyznała szczerze Mimizuku. Tłum nagle wszedł w stan podekscytowania.

-Ten rodzaj uwielbienia jest poza czymkolwiek, czego bym się podziewał!

-Dziewczynko, nie idziesz trochę za daleko w swojej laudacji?

-Ale to prawda! To niesamowicie przepyszne!

Odpowiedziała szczerze Mimizuku szczerze, chociaż nie znała osoby, z którą rozmawiała.

-Człowieku, teraz też chcę spróbować!

Rekalama Mimizuku przynioła mnóstwo klientów. Kiedy Mimizuku zobaczył ich palce przekazujące monet, nagle wpadła w panikę.

-Och, to prawda! Czy nie powinnam dać ci pieniędzy?

Ręce właściciela straganu były już pełne i zaśmiał się.

-Nie potrzebuję żadnych, panienko! To w porządku jeśli po prostu mówisz, że moje jedzenie jest pyszne!

Tłum wychwalał jego hojność i pokazali, że chcą kupić nawet więcej.

-Nie ,to nie w porządku. Orietta powiedziała, że mam wymienić moje pieniądze...!

Tłum był zszokowany wypowiedzianym przez Mimizuku imieniem.

-Co? Jesteś znajomą Pani Orietty? Kandydatką na Dziewicę Świątyni, tak...?

Staruszka podeszła do Mimizuku.

-Spójrz, twoje usta są brudne. Zaczekaj chwilę, wytrę je dla ciebie.

Wyciągając jej uprzejmą, pomarszczoną rękę, wytarła obszar wokół buzi Mimizuku. Jadła tak szybko, że kawałki jedzenia zostały na twarzy. Każdy uśmiechnął siedo niej miło.

-No, teraz jesteś czysta. Oh mój, cóż to? Na twoim czole...

Staruszka odsunęła na bok grzywkę Mimizuku. Tym, co się ukazało był dziwny wzór.

-Ty... nie może być...

Staruszka wstrzymała oddech, a tłum na chwilę zamilczał. Mimizuku stała tam, patrząc na wszystkich ze zdziwieniem na twarzy.

-Młoda pani... czy jesteś księżniczką...? - spytała starsza pani, a jej palce drżały.

-Hm? Żyję w zamku, ale nie jestem księżniczką.

Tłum był zmieszany.

-Nie, nie to miałam na myśli. Ty, któa zostałaś uratowana z niewoli króla demonów, jesteś księżniczką Lasu Nocy...?

-Co? Um, może? Ja...

Na te słowa tłum mruknął niezrozumiale.

Nawet jeśli naprawdę nie rozumiała i nawet jeśli nie byłą księżniczką, miała wrażenie, jakby to było tak, jak zostało jej powiedziane. Mimizuku pamiętała, co wyjaśniała jej wcześniej Orietta.

-Aah...!

Krzyknęła nagle kobieta, a wtedy objęła Mimizuku mocno.

-C-co...!

-Wróciłaś żywa. Tak bardzo się bałam, to niesamowite...!

-Uh, um...!

Przytulając Mimizuku, łzy zaczęły płynąć z oczu starszej pani. Mimizuku czuła się zmieszana, gdy krople zaczęły spadać na jej ramiona.

-To księżniczka! Księżniczka ocalona z Lasu Nocy jest tu...!

Dało się usłyszeć radosne głosy. Mimizuku została otoczona, dotykana i przytulana przez różnych ludzi. W nerwowym poruszeniu, wymieniała uścisk dłoni z kilkoma osobami.

Co się działo?

Serce Mimizuku zaczęło bić mocniej i szybciej.

To było ciepłe.

Co się tu działo?

Po chwili, Ann Duke wyłonił się z tłumu i wziął Mimizuku ze sobą.

Dłonie, które czuła, były ciepłe.

-Hej, Ann Duke.

-Hm? Co jest?

-Ta starsza kobieta bardzo się martwiła. O mnie.

-Tak, płakała.

-Płakała...

-Jej łzy lały się z twojego powodu - powiedział Ann Duke z miłym usmiechem.

Czym były łzy?

Ale były ciepłe. Były uczuciowe. Kiedy o tym myślała, jej zatoki oczyściły się i poczuła w nosie świerzość.


Generalnie Mimizuku była posłuszna jak ktoś, kto mieszka w zamku za nic w zamian. Nigdy nie miała więcej wolnego czasu bądź nudy niż sposóbowów na spędzenie ich. Lubiła spać w swoim łóżku i cieszyła się z oglądania scenerii z okna, i lubiła rozmawiać z personelem, których okazjonalnie zaytrzymywała. Wszyscy byli dla niej mili, a Ann Duke i Orietta byli jak rodzina.

Był nawet jeden raz, kiedy rozmawiała z królem.

-To pierwszy raz gdy spotykamy się w ten sposób, Mimizuku.

Siwo włosy mężczyzna pojawił sięw pokoju Mimizuku z kilkoma służącymi. Ann Duke był obok niej i wyszeptał jej do ucha, że był to ,,najważniejszy człowiek w kraju".

-Ah, uh, miło pana poznać!

-Hmph... Widzę, że stałaś się dość energiczna.

-Ja, uh, zrabił pan dla mnie tak wiele!

-Naprawdę o to nie dbam. Dam ci całą uwagę, jakiej potrzebujesz.

Ich wymiana zakuńczyła się tutaj i zakończyła się dla niej, król przybrał poważny wyraz twarzy. Mimizuku spytała Ann Duke'a, czy król był zły, a Ann Duke zaśmiał się.

-Z tą twarzą, był po prostu zakłopotany tym wszystkim.

-Tak, to wyglądało ja kten rodzaj twarzy - zgodziła się Mimizuku.

A wtedy, kilka dni później, pojedynczy służący przyszedł do Mimizuku.

-Pani Mimizuku, przyniosłem ci to.

Służący wyciągnął zbiór kluczy.

-Co to?

-... To są klucze do zachodniej wierzy.

-Hm? Zachodniej wierzy?

-Osoba żyjąca w tej wierzy chciałaby spotkać się z Panią Mimizuku, jestem tu, aby to zgłosić.

-Mnie? Czemu?

Stary służący uśmiechnął się.

-Proszę, weź to i idź.

Podał jej pierścień kluczy, które świeciły matowo. Mimizuku wzięła je bez więkrzych uczuć.

-Rozumiem! Pójdę! -odparła, uśmiechając się szeroko.

Słuchała jak sługa tłumaczył jej drogę, którą miała pokonać. Potem zniknął z powrotem na korytarzu. Patrząc jak jego plecy odchodzą coraz dalej i dalej, Mimizuku westchnęła.

Wejście do wieży zachodniej wymagało kilku kluczy. Testując klucze na różnych zamkach jeden po drugim, w końcu otworzyła drzwi. Był tam żołnierzem, stojący tuż obok niej gdy weszła, ale z jednym spojrzeniem na klucze Mimizuku, po prostu powitał ją bez żadnego komentarza i nie odwracając się do niej, pozwolił jej iść dalej na własną rękę.

Kiedy otworzyła drzwi, zobaczyła długie, kręte schody.

Mimizuku wbiegła po nich bez wahania. Pamiętała o uniesieniu brzegu swójej codziennej sukienki, kiedy szła po schodach.

Kiedy złapała oddech na szczycie schodów, podeszła do dobrze wykonanych, dębowych drzwi.

Cóż...

Mimizuku zapukała w drzwi trzy razy, kopiując to, co robili mieszkańcy zamku, gdy wchodzili do jej pokoju.

-Kto tam?

Była zaskoczona głosem usłyszanym od wewnątrz.

-Jestem Mimizuku.

Nie było innego sposobu, do powiedzenia tego.

-... Wejdź.

Uzyskując pozwolenie, Mimizuku weszła do środka. Kiedy otworzyła drzwi, ujrzała przed sobą obrzerny pokój. Z pewnością był dwa razy taki, jak pokój Mimizuku.

Było tam zasłonięte kratą okno, regał na książki, ogromne łóżko i pluszowe zabawki oraz figurki żołnierzy.

W centrum pomieszczenia, siedząc w fotelu o dziwnym kształcie, znajdował się cień.

-Co się stało? Czemu nie wejdziesz?

Usłyszała głos z fotela. Był wysoki niczym głos dziewczyny. Mały cień siedział w fotelu z dołączonym do niego dużym kołem.

Miał cienkie, przebarwione ręce i nogi.

Posiadał jasne włosy i oczy, oraz małe ciało. Jego kolor włosów zdawał sie Mimizuku przypominać kogoś.

-Miło mi cię poznać, Mimizuku.

Siedzący z wyprostowanymi plecami chłopiec wydawał się mieć mniej więcej dziesięć lat. Uśmiechał się lekko.

-Jestem Claudius. Claudius Vain Yordelta Czerwona Arka.

Mimizuku zamrugała.

-Jestem... księciem tego kraju.

Z jego jasnymi włosami błyszczącymi od eleganckiego żyrandola, Mimizuku pomyślała, że wyglądał podobnie do króla.


Powrót do Rozdział 4 Strona Główna Idź do Rozdział 6